Kryształowe Jezioro[Granica puszczy] Śladami białego świtu

Nad Kryształowym Jeziorem żyje się powoli i spokojnie. Majestatycznym pegazom i jednorożcom jezioro służy za wodopój. Magowie i elfy przychodzą tutaj odpocząć i szukać rzadkich ziół. Driady i Nimfy odnajdują tutaj schronienie. Dla wszystkich istot przyjaznych jezioro jest niezwykłym schronieniem. Położone w rozległym lesie, otoczone drzewami i krzewami tworzy osobną krainę ciszy.
Awatar użytkownika
Thilivern
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thilivern »

Jeleniołak stracił przytomność zaraz po uderzeniu przez konia, dryfując w ciemnościach własnego umysłu. Elf bez większego namysłu zgodził się ze zdaniem syreny, mając nadzieje iż przyjaciel wróci do świata żywych w rozsądnym czasie. W gruncie rzeczy nie śpieszyło się im, ale nie chciałby też stracić całego dnia na postój. Z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę, że Thili mógł być niezdolny do dalszej podróży, nawet po uzyskaniu najbardziej podstawowej pomocy.


Irs odzyskał świadomość po dwóch godzinach, leżąc rozłożony na przygotowanym wcześniej przez innych miejscu. O ile wokół nikogo od razu nie zauważył, z niedaleka dobiegały go znajome głosy. Z pomocą rąk podniósł się z pozycji leżącej do siedzącej. Przenikliwy ból rozszedł się po klatce piersiowej, przez co gwałtownie złapał się za źródło bólu, a tym samym pogarszając go jeszcze bardziej. Wydał z siebie dziwny dźwięk, przypominający ni krzyk, ni to nic innego.
Dopiero zerkając niżej zauważył zakrwawione opatrunki, jak i fakt bycia w bardziej ludzkiej postaci.
Wcześniejszy hałas na pewno zaalarmował resztę grupy, ale nie to było teraz jego zmartwieniem. Musiał znaleźć konia, na którym jechał, bo nie dawało jemu to spokoju.

Niepewnym krokiem przemierzał od drzewa do drzewa, wspierając się o nie. Kręciło mu się w głowie i nie mógł złapać równowagi z jakiegoś powodu. Nie zdawał sobie nawet sprawy, ile mógł leżeć. Po krótkim poszukiwaniu odnalazł pasące się świeżą trawą konie na pograniczu drogi i lasu. Zataczając się jak pijany, oparł się w końcu o własnego konia, który obrócił łeb. Zwierzę rozpoznało jeźdźca i jednym solidnym liźnięciem zmoczył jeleniołakowi twarz.
— No, już, już. Bez czułości, pokaż mi w która noga tobie doskwiera.
Jeleniołak gadał do konia, co mogło dawać do myślenia, że musiał uderzyć się porządnie w głowę we wcześniejszym wydarzeniu. Koń jednak zrozumiał wypowiedziane do niego zdanie i podniósł lewą, przednią nogę, obserwując niespokojnie rogacza. Gdzieś w tle słyszał głosy i klnącego elfa. Rozgniewanego długouchego, co było rzadkością.
— Nie będzie boleć.
Zapewnił fałszywie konia, który uspokoił się. Thili szybkim, gwałtownym ruchem wyciągnął kawałek ostrego żelastwa, a koń zarżał głośno. Rozjuszony chwilowym bólem, przewrócił jeleniołaka na ziemię zadem. Chłopak nie mógł się już podnieść, a już na pewno nie sam. Koń po chwili się uspokoił i zbliżył łeb do twarzy leżącego, liżąc go po głowie i twarzy niemiłosiernie. Zalewany mokrą czułością, próbował się od niej uwolnić.
— RATUNKU, pomóżcie. Aaa. Nie, tylko nie tutaj! Bądź grzecznym konikiem, dość!
Koń jednak wydawał się mieć całką inną ocenę sytuacji, nie poprzestając w swych trudach, aby okazać wdzięczność.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Floric co prawda wyglądał na rozgniewanego, ale nie na syrenę, która potraktowała go lodowatą wodą pod ciśnieniem, ale na swojego drogiego przyjaciela, którego Anioł Stróż ewidentnie wziął sobie wolne… jakieś dwadzieścia lat temu. Mokry jak ściera elf delikatnie przełożył jeleniołaka na ziemię, po czym szybko zorganizował im wszystkim miejsce na postój. Classe nawet nie zaoferowała swojej pomocy, ze słabo skrywanym niesmakiem spoglądając na każdego z tu obecnych, a Emmę delikatnie oddelegował do sprawdzenia okolicy. Nie chciał, by dziewczyna zbliżała się do zaniepokojonych koni, ani nosiła drewno na opał – nie wyglądała jakby mogła unieść więcej niż pojedyncze gałęzie, a i to z trudem. Thiliverna ułożył na jednym z posłań, wierzchowce uwiązał do pobliskich drzew, a sam dołączył do pań, chcąc porozmawiać z nimi spokojnie, ale tak by nie przeszkadzać wypoczywającemu zmiennokształtnemu.
        - Co to było, na Prasmoka? – Marina domagała się wyjaśnień z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami oraz ramionami splecionymi na skromnym biuście. – To mają być królewskie konie?! Ten zachował się, jakby pierwszy raz pod siodło trafił!
        - Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale to był zwykły wypadek – Latoneille próbował uspokoić znajomą z pałacu, ale Emma zauważyła, że sam nie jest przekonany do swoich słów. Zmarszczyła lekko brwi, zaniepokojona, ale nie odzywała się; wiedziała, kiedy nie powinna się wtrącać, ani nawet zwracać na siebie uwagi.
        - Nawet jeśli! Jak sobie wyobrażasz dalszą podróż Floric? Mamy zaufać temu wierzchowcowi?
        - Teraz ja na nim pojadę – uciął elf, przybierając coraz poważniejszy wyraz twarzy i ton głosu. To co miało być pozytywną wyprawą, zaczęło powodować problemy już od pierwszych godzin.
        - A panicz Irs?
        Zaniepokojona elfka zadała pytanie dręczące całą trójkę, na które Floric nie znalazł odpowiedzi wystarczająco szybko i zapadła niezręczna cisza. Emma starała się zachować bezstronność, a przede wszystkim spokój, ale coraz bardziej zaczynała się irytować. Nie dosyć, że znowu przeniesiono ją diabli wiedzą gdzie, wpakowano w niańczenie jakiegoś aspołecznego jelenia, a na dodatek towarzyszenie mu w podróży, która miała na celu… też diabli wiedzą co… miał odnaleźć siebie? Poznać świat? Liczyła, że wyłga się z tego tworząc problemy, chociażby domagając się przyzwoitki, chociaż zakładała, że w razie konieczności poradziłaby sobie z jeleniołakiem. Było widać jego ogromną siłę, ale gdy ta nie idzie w parze z rozgarnięciem, może w równej mierze przeszkadzać, co pomagać. Najbliżej zaufania znajdował się jej stosunek do Florica, który wydawał się najnormalniejszy wśród tej całej bandy oszołomów, ale wciąż był obcy. Marina zaś, zamiast stanowić kobiece wsparcie, tylko narzekała i łypała na nią nieprzyjaźnie, co powoli zaczynało działać syrenie na nerwy. Nie nawykła do stałego towarzystwa, a już zwłaszcza takiego, które w założeniu miało być przyjazne.
        Napięcie budowało się w niej nieustannie, a myśl o tym, by w środku nocy porzucić całe towarzystwo i ruszyć we własną stronę (którąkolwiek właściwie), była coraz bardziej kusząca. Wszystko to jednak odeszło w zapomnienie, gdy usłyszeli krzyk. Floric wystrzelił jak z procy, momentalnie znikając im z oczu. Emma ruszyła biegiem, zostawiając za sobą marudzącą pod nosem Marinę, która zakasała suknię i próbowała za nimi nadążyć, jednak gdy dotarła na polanę, zastała już tam zirytowanego elfa i tłumiącą rozbawienie syrenę. Legenda zaś leżała na ziemi, zalewana napadami czułości od wierzchowca, który jeszcze niedawno posłał jeleniołaka kopniakiem niemal na drugi świat.
        - Irs, nic ci nie jest? – Emma podeszła do białowłosego, pomagając mu wstać, podczas gdy Floric na powrót uwiązywał konia. Elf jednak szybko się uporał i zaraz do nich wrócił, gromiąc młodzika spojrzeniem.
        - Możesz mi wyjaśnić, co tu się wyrabia? Miałeś wypoczywać, jeszcze chwilę temu miałeś pęknięte żebra – mruknął niezadowolony, przeczesując włosy dłońmi. Uleczył chłopaka magią, ale to nie znaczyło zaraz, że jest zdrów jak ryba i może szaleć. Ale wbić temu dzieciakowi cokolwiek do głowy, to był wyczyn.
Awatar użytkownika
Thilivern
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Thilivern »

W obecnym towarzystwie jedynie jeleniołak wydawał się nieprzejęty sytuacją, bo jeszcze długo śledził spojrzeniem Florica z koniem. Nie winił zwierzęcia za swój stan, bo w końcu mógł zauważyć o wiele wcześniej, że koń cierpiał z powodu obcego ciała w kopycie.
Zwierzę zaś stawiało czynny opór wobec elfa, chcąc wrócić do leżącego jeszcze na gruncie zwierzołaka. Uspokoiło się dopiero, gdy wybawiciel wykonał delikatny gest głową na boki i się uśmiechnął. Był to prosty uśmiech, ale w połączeniu z samą postacią naiwnego chłopaka, miał w sobie naturalny urok. Ruch głową oznaczała nic więcej niż nie, co zawierzę najwidoczniej wychwyciło. Nie były w końcu takie głupie, jak wiele inteligentnych ras je piętnowało. Na dłuższą metę Irs również uważał się za zwierzę, a przynajmniej wewnątrz tak czuł.
– Irs, nic ci nie jest? – Emma podeszła do białowłosego, pomagając mu wstać, podczas gdy Floric na powrót uwiązywał konia.
Irs z pomocą syreniego dziewczęcia podniósł się z ziemi, uśmiechając się już bardziej jak urwis, która idealnie zdawał sobie sprawę co nabroił. Ni stąd, ni zowąd puścił oczko do różowogłowej. Gest idealnie się wpisywał w figlarny uśmiech, który był obecny na młodej twarzy zmiennokształtnego.
– Nic mi nie jest – odpowiedział łagodnie
Floric uporał się z koniem błyskawicznie, a do tego równie szybko znalazł się z nieciekawym wyrazem twarzy przy głównym bohaterze zamieszania. Gromił młodzika spojrzeniem, aby w końcu się odezwać.
– Możesz mi wyjaśnić, co tu się wyrabia? Miałeś wypoczywać, jeszcze chwilę temu miałeś pęknięte żebra – mruknął niezadowolony, przeczesując włosy dłońmi.
Młodzik zamrugał parę razy oczami, nie do końca rozumiejąc powagę sytuacji, a tym bardziej ostatnich słów przyjaciela.
– Jakie pęknięte żebra, przestań żartować! Patrz, jestem zdrowy jak koń! – trzepnął się dłońmi zabandażowanych żebrach dosyć mocno, zamierając w bezruchu zaraz po tym. Twarz Irsa wydawała się nawet bladsza niż zazwyczaj, jakby cała krew odpłynęła mu z twarzy.
— Em, tak… Jak widzisz, nic mi nie jest. Ugh — wymamrotał przez zaciśnięte zęby, opierając się mimowolnie o własne kolana przez promieniujący ból, którego sam był sprawcą.
Próbował zgrywać „twardziela” przed syreną, bo kiedyś gdzieś słyszał od jakiegoś podróżnego, iż kobiety lubią silnych mężczyzn. Sam raczej nie zdawał sobie sprawy, że w obecnej sytuacji obudziłby prędzej w płci przeciwnej ukryte matczyne zapędy do opieki niż cokolwiek innego. Z pozycji obserwującego ciężko też było powiedzieć, czy jeleniołak był po prostu głupi, czy może aż tak naiwny.
Wyraz w oczach elfa trochę złagodniał, chociaż wciąż nie ukrywał swojego niezadowolenia na poczynania młodzika. Momentami naprawdę ciężko mu było zrozumieć, co się odbywało w głowie tego małolata.
– Och tak, widzę — westchnął ciężko, nie ukrywając kpiny w głosie.
Po dosyć długiej reprymendzie i o tym jak wszyscy się martwili, jeleniołak wrócił odpoczywać ze spuszczoną głową jak zbesztany szczeniak. Elf z ciężką miną stwierdził, że wyruszą następnego dnia, aby nie ryzykować dalszych urazów na młodziku.

Noc w leśnych ostępach minęła bardzo spokojnie w towarzystwie charakterystycznych dla puszczy odgłosów. Sam nieszczęśnik w postaci jeleniołaka wydawał się spać jak kłoda, jedyny problem był w tym, że pod postacią ogromnego byka pod pniem jakiegoś wielkiego drzewa, zwinięty w kłąb nienormalnej wielkości. Odkryto to z samego rana, gdy zniszczone i porozrywane bandaże zostały znalezione obok śpiącej bestii, Floric był tak zły, że reszta drużyny obawiała się, iż zamorduje młodzika za te wyczyny.
Sytuację na szczęście opanowała syrena, która przemówiła zdenerwowanemu elfowi do rozsądku. Rzadko można było spotkać elfa w takim stanie, ale po prostu o tego białego młodziaka się martwił, a ten najwidoczniej tego nie rozumiał, zanurzony we własnej nieświadomości i nie czując powagi sytuacji.

Poranek zaczął się od reprymendy, jeszcze bardziej ciętej od poprzedniej. Irs coś mamrotał pod nosem z niezadowoleniem, ale nie odpyskował na żadne słowo przyjaciela. Sam Floric gromił go tylko od czasu do czasu spojrzeniem, jak jakieś słowa wyłapał wrażliwym słuchem spiczastych uszów.
Ostatecznie wyruszyli ponownie w podróż, która już przebiegła o wiele sprawniej, nie licząc kłótni pomiędzy elfem, a jeleniołakiem. Poszło o jazdę Irsa na tym samym koniu, elf w końcu ustąpił, ale wydawał się niezwykle rozeźlony bojaźliwością przyjaciela. Reszta podróży przebiegała bardzo standardowo z paroma przystankami na odpoczynek dla koni, jak i podróżujących.
Po opuszczeniu Szepczącego Lasu skierowali się do Menaos, chociaż w rzeczywistości byli jeszcze na skraju puszczy, bo miasto było tak ułożone. Gdy mieli już główną bramę miasta w zasięgu wzroku, Floric podjechał bliżej konia przyjaciela. Białogłowy się wzdrygnął, mając jeszcze wyryte w pamięci ostre słowa elfa. Długouchy poskrobał się po uchu z dosyć niezręcznym wyrazem twarzy, widząc ową reakcję na niego.
— Słyszałeś pewnie o Menaos?
— Trochę od polujących, większość z nich pochodzi z niego.
Jeleniołak widocznie spochmurniał, mrużąc dosyć bojowo oczy, mierząc mury miasta nieprzyjaźnie. Nie miał specjalnego dobrego zdania o ludziach, którzy naruszali dziewiczą puszczę, plamiąc jej ziemię krwią niewinnych zwierząt. Wyrządzając krzywdę lasu, to tak jakby wyrządzali krzywdę jemu samemu, opiekunowi.
Elf na dłuższą chwilę zamilknął, zastanawiając się jak przekazać następne słowa.
— Twoje poroże w humanoidalnej postaci, nie byłbyś w stanie go zmniejszyć, albo aby całkowicie zniknęło?
Słowa elfa wstrząsnęły jeleniołakiem, co wyraźnie było widać w oczach obiektu pytania. Oczy Irsa wędrowały między murami miasta, a twarzą elfa. O ile był naiwny, nie był głupi. Zdawał sobie sprawę, czemu owe pytanie padło i akurat w takim momencie. Nie podobało mu się, że musi się kryć, zwłaszcza poroże. Z leśnych plotek słyszał kiedyś, iż ludzie chwalą się między sobą długością swoich „rogów”, jeleniołaki zaś przywiązywały szczególną uwagę do poroża. Im większe i pokaźniejsze tym większe uznanie wśród łani, stąd pytanie elfa było bardziej wrażliwe niż mogłoby się wydawać. To trochę tak jakby zapytał człowieka płci męskiej czy sobie skróci dumę.

Niezręczną cisza dopiero przerwała dziwny dźwięk, gdy poroże jeleniołaka stopniowo malało i malało, aż pozostały tylko po nim dwie skotniałe wypustki, idealnie kryjące się w białych włosach młodzieńca. Gdyby nie otaczający szyję kołnierz śnieżnego futra, ciężko byłoby go odróżnić od elfa, którym wcale nie ustępował wyglądem bez poroża. Floric i elfia kobieta zagapili się na młodzieńca, zwłaszcza elf. Nie mógł oderwać od starego, ale jednak nowego wyglądu przyjaciela. Nie spodziewał się, że brak poroża wprowadzić aż taką zmianę w dzikim wyglądzie jeleniołaka.
Irs odwórcił się do nich, przekrzywiając pytająco głowę jak dziecko, dotykając się pod twarzy dłonią. Totalnie był zmieszany sytuacją.
— Mam coś na twarzy? Gdzie? — odwrócił głowę do syreny, oczekując odpowiedzi, a nie mogąc jej uzyskać od elfów.

Po niespodziewanym wydarzeniu w postaci jeleniołaka bez rogów, Floric ogarnął natłok myśli. Wymienił parę zdań z elfką i następnie obrócił się do syreny.
— Rogi rogami, weźcie te monety i wedle uznania ubierz w coś Irsa. Samego go nie puszcze, bo przepadanie jak kamień w wodzie. Ty przynajmniej się odnajdziesz w mieście. Zapytaj się strażników o jakiś handlarza z rzeczami, powinni pomóc. My mamy coś do załatwienia w mieście przed dalszą wyprawą.
Stwierdził Floric, chociaż zdawał sobie sprawę, że syrena ze szczęścia to skakać nie będzie. Miał swoje podejrzenia co do tego, bo przyglądał się jej podczas podróży. Sam pewnie nie byłby szczęśliwy, znajdując się w jej sytuacji.

Kontynuacja: [Centrum Menaos] W pogoni za koszulą.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość