Kryształowe Jezioro[Nad Jeziorem] Malownicza podróż przez jezioro

Nad Kryształowym Jeziorem żyje się powoli i spokojnie. Majestatycznym pegazom i jednorożcom jezioro służy za wodopój. Magowie i elfy przychodzą tutaj odpocząć i szukać rzadkich ziół. Driady i Nimfy odnajdują tutaj schronienie. Dla wszystkich istot przyjaznych jezioro jest niezwykłym schronieniem. Położone w rozległym lesie, otoczone drzewami i krzewami tworzy osobną krainę ciszy.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

W ostatniej chwili zdążył uformować barierę z lodu która zatrzymała eksplozję i uchroniła go przed obrażeniami. Aktualna sytuacja Duvala nie przedstawiała się ciekawie. Anielica całkowicie straciła nad sobą kontrolę i nie zapowiadało się raczej żeby się uspokoiła w najbliższym czasie. Cóż nie chciał żeby sprawy tak daleko zaszły, skoro jednak musiał walczyć będzie musiał ją szybko unieszkodliwić, ale nie zabijać to co się działo z Kass nie było normalne. Anioły z reguły nie powinny być tak agresywne, a przynajmniej tak pamiętał z książek. Coś tu było nie tak mocno nie tak. Van Blood nie miał jednak czas na zastanawianie się na tym
- "Popełniłeś największy błąd, Duvalu van Blood. I ostatni w twej demonicznej karierze." - powiedziała Kassandra rozpoczynając kakofonię dźwięków wydobywających się z jej ust. Nie trzeba było długo czekać aby dowiedzieć jaki był tym cel. Do przez otwarte okno wpadła cała chmara ogników otaczając Lodową Pięść i powoli wysysając jego energię życiową. Mężczyzna poczuł, że ogniki próbowały także mu mentalny ból jednak miał na to zbyt silny umysł, by to na niego działało. Duval założył swój kapelusz na głowę z poważną miną.
- Mówisz że to mój ostatni błąd? Nie, dopóki mam coś jeszcze do powiedzenia w tej kwestii - powiedział beznamiętnym tonem. W pokoju zrobiło się jeszcze chłodniej niż wcześniej zaś całe pomieszczenie zostało skute lodem. Wokół ciała Duvala zaczęły wirować okruszki lodu, najpierw powoli, potem coraz szybciej
- Czas Lodu - mruknął przemieniony. Nagłe uderzenie zimna z miejsca zamroziło wszystkie ogniki, które spadły na ziemię roztrzaskując się o nią. Na Anielicy nie zrobiło to praktycznie żadnej szkody.
- Naprawdę nie chcę tego robić. Nie zamierzam z tobą walczyć chyba, że mnie zmusisz do tego.
Ostatnio edytowane przez Duval 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Kassandra
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:

Post autor: Kassandra »

- Szlag by twą matkę nieczysto rodzoną na łożu diabelskim porwał – pomyślała anielica, patrząc, jak jej "córeczki" bezwładnie upadają na ostatnie resztki podłoża. Kochała ogniki jak własne dzieci, których nie miała z dwóch powodów: zawsze były na jej zawołanie oraz miały anielską do niej podobną potęgę. Pojawiały się niczym piorun, przeskakując między drzewami, próbując dotrzeć do Pani.
Skoordynowany atak przybrał na sile – malutkie błędniki nasilały moc na Duvala, próbując go skruszyć od wewnątrz. Ale w końcu wszystkie poległy.
Póki nie zjawiły się kolejne. Były ich tysiące! Kassandra krzyczała z bólu, iż i one wyrywały jej duszę. Zwróciły się przeciwko niej, co było poniekąd normalne. Ale nie chciała umierać. Ryknęła.
Okna zostały zniszczone, szkło w tej chwili walało się po pomieszczeniu oraz na zewnątrz. Spojrzała poza framugę i dostrzegła krępą, przysadzistą postać. Krasnolud! Tutaj!
Rzuciła mu gniewne spojrzenie i wydobyła z siebie diabelski krzyk, który poniósł nieznacznie krasnoluda do tyłu. Zwróciła się w tej samej chwili do Duvala i powiedziała:
- Więc tego nie zrobisz. I ja również!
Oplotła go przybyłymi ognikami i wyskoczyła przez coś, co dawniej było oknem. Nienaturalnie szybko pojawiła się przed krasnoludem.
Musimy szybko uciekać, zanim wszystko eksploduje!
A niech to. Nie będzie się zastanawiać nad jego decyzją. Resztkami sił woli posłała kilka ogników ku niemu, a te oddechem swym odesłały opancerzonego Norda kilka metrów dalej tak, aby mógł przeżyć eksplozję...
Kassandra również osunęła się w bezpieczne miejsce. Ogniki wywołały chwilę później chwilę eksplozję, która była przyczyną zniszczenia całego budynku. Ogniki powinny umrzeć. A Duval?
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Westchnął głęboko, gdy tylko usłyszał wybuch. Dziwne, bowiem miał przez moment wrażenie, iż temperatura diametralnie się zmieniła im bliżej zdawał się być tej budowli.
- Nie będę powtarzał! Cholerne małolaty jedne. Tak to się zawsze kończy, gdy w rodzinie są same czarnodzieje chędożone!
Splunął z pogardą na samą myśl o tym jak mogłoby wyglądać życie, gdzie magia jest na porządku dziennym. Nie jeden raz miał okazję oberwać przeróżnymi rodzajami fikuśnej magii, a na dodatek przeważnie musiał wpierw podejść takiego gagatka. Na ile wspominając o tym wzdrygał się nad trudem dorwania użytkownika magii, to jednak efekt nie był nigdy niekorzystny dla niego skoro dalej stał żyw na nogach o własnych siłach. Jakkolwiek magia była potężnym instrumentem w rękach uzdolnionych, dla Borgara jednak magią posługiwali się tchórze, którzy nie potrafią wyściubić nosa z domu bez rzucenia inkantacji. Gniew przybierał na sile z każdą upłyniętą chwilą. Zamiast dłużej cierpliwie czekać postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samemu wymierzyć sprawiedliwość.
- Sami tego chcieliście!
Krzyknął ile sił w płucach. I byłby zamachnął się młotem w odrzwia prowadzące do środka, gdyby nie interwencja kobiety ze środka. Nie zauważył jej specjalnie na początku, lecz oślepiające małe światełka zwróciły na siebie jego uwagę. Nie miał też czasu odrzec jej solidnie, gdyż jak gdyby niewidzialna siła odepchnęła go parę metrów do tyłu. Omal nie zgubił hełmu w przypływie tak potężnej siły. Przyznał, iż solidnie silna to magia, lecz takie manipulowanie nie robiło na nim większego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Ta kobieta dolała właśnie oliwy do ognia piekielnego. Podniósł się w krótkiej chwili, by potem ponownie się zachwiać przy silnej eksplozji. W mgnieniu oka kłęby dymu przysłoniły miejsce, gdzie ostatnio widział budynek, lecz nie to było priorytetem. Natychmiast w jego zasięgu widzenia pojawiła się ta sama osoba, która najpewniej jest odpowiedzialna za ten haniebny upadek.
- O żesz ty mała...!
Na ile tylko mógł, zaczął biec dokładnie w jej kierunku, a na ustach niósł wojenny okrzyk.
- Na brodę Thuma! Przysięgam, że ci z dupy ręce powyrywam!
Dystans między nimi się zmniejszał, a jego młot już wisiał wysoko nad jego głową. I chociaż nie był to najszybszy bieg w historii Alaranii to jednak groźna krasnoludzka szarża nie była obiektem do żartów. A przynajmniej wtedy, kiedy było się jej celem.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Przemieniony uśmiechnął się zaczepnie gdy anielica posłała w jego stronę kolejne ogniki. zaskoczyła go jednak ich ilość bo było ich znacznie więcej niż wcześniej.
- O chole... - tylko tyle zdążył powiedzieć zanim nastąpiła eksplozja która doszczętnie zniszczyła przybytek Kass. Tu i ówdzie wystawały resztki tego co można było nazwać mieszkaniem. Gdzieś po środku zgliszczy znajdowała się bryła lodu która była mocno naruszona prze wybuch.
- O mały włos... - mruknął Duval rozwalając swoje schronienie. Zauważył że Kassandra jakoś zdołała uciec, oraz krasnoluda który chyba szykował się do ataku.
- Ej, ej... a ten tu czego - mruknął poprawiając kapelusz. Cały teren wokół zgliszcz zaczął zamarzać aż do jeziora, które również zaczęło zamarzać. Pomiędzy Nordem a Niebianką, przemieniony utworzył grubą lodową barierę.
- Może wystarczy już tego cyrku? - powiedział wychodząc z resztek domu, po czym usiadł na ziemi. Cała ta sytuacja była mocno zakręcona i Lodowa Pięść chciał to wszystko poukładać.
- Zamiast tłuc się między sobą powinniśmy dojść do jakiegoś porozumienia. Nie zamierzam tłuc się z żadnym z was dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy.
Kassandra
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:

Post autor: Kassandra »

        Na początku było Słowo. Ono zaś spłodziło czyn – sprawiedliwy, jak i haniebny. Tak było i w tym przypadku; z niedalekiego dystansu obserwowała, jak mały "karzełek" wesoło biegł w jej kierunku. Przypominało to zmagania głodnego orangutana, który po kilku dniach braku jedzenia odnalazł pożywienie. Albo lepiej! Na wpół ogolonego pawiana, wrzeszczącego jak mała piszczałka z typowym dla krasnoludków... kufereczkiem. Niepewnym wzrokiem, zanim ten zbliżył się dostatecznie blisko, rzuciła spojrzenie na jego dolnej części ciała atrybut.
        "Pewnie jak się schyla, gacie mu rozrywają" – roześmiała się szalenie w duchu.
No dobra, atmosfera robiła się gęstszej sza, a nordowy przybysz z każdą chwilą zawężał dystans ich oddzielający. Aliści niepewności ustąpiło zirytowanie z domieszką kurwiszczy. "Ten mały kapiszon nazwał mnie małą... Na Świętą Egidę, mała mogła być Prosinka z mojego dawnego chodu, ale nie ja! Oj, przesadził i to ostro, jak na swój malutki rozmiar ciała
        - Słuchaj, mała pijawko. Uświadomię cię w jednej sprawie – odsunęła się kawałeczek do tyłu – Doglądałam knurów, które były mniejsze niż ty kurduplu! A mały to może być... - gdy chciała wypowiedzieć tę inteligentną obelgę, zastanowiła się przez ułamek sekundy czy wypada – twój młot! Widziałam czarodziei noszących lepsze kostury, niż ta twoja broń (o ile można to orężem nazwać, pomyślała z nutą drwiny).
        "Co ja najlepszego zrobiłam", pomyślała Kassandra ze strachem w głosie, gdy krasnolud ryknął niemożliwie głośno. I jeszcze dodał kilka słów, które miały ją przestraszyć, zmniejszyć morale w tej bitewce. Wszak to należało do niej, cały ten jazgot i wrzawa, wybuch i *prawie martwy Duval*, pobojowisko w miejscu, gdzie niegdyś stał dumnie jej przybytek. Albowiem jeśli miała odnaleźć lekarstwo na trapiącą ją chorobę, tak straszną, że nikt nie chciałby na nią nigdy zapaść... Nawet jeśli będzie zmuszona skorzystać z usług najemniczych Norda, uprzednio musiałaby zapłacić mu pewnie niemałą sumkę. A pieniądze przepadły w piach wraz z przykrych pożegnaniem sklepu Kass.
        Nagle ni stąd, ni zowąd pośrodku nią, a dzierżycielem młota pojawiła się, jak gdyby nigdy nic lodowa bariera, oddzielająca ich od siebie. Ten niechybnie swą bronią w nią trafił, nie czyniąc żadnych szkód, choćby rysy. Cóż, a jednak się nie sprawdził, znów pomyślała. Rozkraczyła się i rozpięła swe wielkie skrzydła, obejmowały niemal połowę powierzchni, na której się znajdowali. Lśniły białą, nieprzeniknioną poświatą, która na przemian zmieniała barwę na atramentowo-srebrną. Zwróciła się ku niedawno podniesionym na nogi Duvalu i kilkoma podmuchami skrzydeł zdmuchnęła go daleko hen. Powędrował zapewne kilkanaście metrów o epicentrum tego wszystkiego, ale ją to nie obchodziła. Jej zadaniem było zajęcie się tym krasnoludkiem, tak, jak tylko jest w stanie tego dokonać.
        Zatrzepotała niebiańsko śnieżnymi skrzydłami i uniosła się kilka stóp ponad ziemię. Towarzyszyły temu chóralne głosy ocalałych błędnych ogników, co rusz wydostających się ze zgliszczy. Śpiewały, krzyczały, lamentowały, milkły i tak przez minutę, dopóki Kassandra nie podleciała pod krasnoluda.
Nachyliła się ponad jego usta, ale momentalnie się odsunęła, po czym oplotła jego ciałko skrzydłami i szepnęła do ucha:
        - Czy nadal chcesz mnie zabić, głuptasie?
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Denerwowało go ograniczone widzenie wywołane przez osunięcie się budynku. Więc jednak domeczek klekotnął, skoro zrobił się wielki dym. Na szczęście jednak kurz zdawał się rozpraszać, a droga do jego celu zrobiła się klarowniejsza. Niemalże cały wysiłek włożony w atak nie okazałby się do końca bezużyteczny, gdyby nie fakt, iż wyrosła przed nim nie lada przeszkoda. Nie pohamował się jednak przed nią i z całej siły przypiedolił młotem prosto w przeszkodę, robiąc zamach z wyskoku. Cała energia rozeszła się po niby lodowcu, lecz nie przyniosło to pożądanych skutków, a strapiony tym faktem wojownik aż podrapał się po głowie.
- No pewnie! Chędożony lód.
Broń Borgara być może i była w pewnym stopniu idealna przy radzeniu sobie z tak błahym problemem, ale przypomniał sobie o właściwościach swojego młota. Wyryte na nim zapisy runiczne, które utworzyły się przy zaklinaniu broni. miały dokładnie te same cechy co typowe zaklęcie zamrażające z tą różnicą, iż zamrożenie nie było nigdy w pełni możliwe posługując się tą bronią. Jedynie co mógł nią zrobić to spowolnić cel. Jak to właściwie działało sam do końca nie wiedział. Przeklinał też na bezużyteczność obuchu po czym doszedł do wniosku, iż właśnie przez to jedno neguje się z drugim, czyli broń o właściwościach zimna nie zrobiła czego powinna przy zimnej barierze i nie mógł się przez nią przebić. Dopiero, gdy już pole widoczności znacznie się poprawiło, wówczas wtedy dostrzegł, że tą barierę można było po krótkiej chwili po prostu obejść naokoło. Przysiągłby, iż słyszał głos kobiety dobiegający po drugiej stronie, lecz słuchem elfa to on nie grzeszył. Co usłyszał natomiast były słowa tamtego faceta.
- Koniec tego dobrego, powiadasz? Zaznaczając, że to ty i twoja kobieta zaczęliście ten cały sajgon!
Rzucił w jego kierunku gniewnie, lecz dalej nie opuściwszy postawy agresywnej.
- Oszaleli! Bo pokłóciły się czarnodzieje zasrani! Tfu! Tfu! Na wszystko w co wie-...
Próbował wydusić z siebie coś jeszcze, lecz zachłysnął się kurzem i począł kaszleć. Nie przeszkodziło mu to jednak na długo rzecz jasna na nieszczęście innych.
- Powinienem tam wejść i ci skopać ten wątły zadek! Dom sobie rozpierniczacie! Naparzacie się na pełnej kurwie ogniem i mieczem! Co jeszcze, powiedz mi!? Cały las puścicie w pizdu z dymem!?
Momentami jego wrzask niósł się donośnym echem. W jego mniemaniu ta dwójka sprawiała wrażenie, że znają się już długo, a opcja o ich narzeczeństwie wcale nie była według niego wykluczona. Dalej jednak był żądny przygód i walki. Nie lękał się tego, że mają przewagę na dystans, a magię dosyć destruktywną. Nigdy nie opuszczał pobojowiska. Jak to mówili, gdy ciągle odbywał służbę u Wartowników Podziemi, 'lepiej ci wrócić za tarczy, aniżeli z tarczą.' Ktokolwiek miał odwagę zdezerterować nie miał czego szukać w Durhallanie. W konsekwencji taka osoba była zdana na siebie i nie miała możliwości powrotu tunelami wiodących do miasta. Tak przynajmniej wstępnie o tym mówiono przy rekrutacji...
- No!? Raczysz mi w końcu łaskawie wyjaśnić co masz na swo-...
W tym momencie przerwała mu ta sama kobieta, która przed chwilą powaliła go wrzaskiem. Dosłownie. Otoczyła go swoimi skrzydłami, po czym wyszeptała mu kojące słowa. Pierwszy raz miał do czynienia z aniołem, a przynajmniej tak wniósł po jej cechach wyglądu. Rzecz jasna słyszał opowieści o tych boskich stworzeniach, lecz nie miał przyjemności spotkać się z przedstawicielką niebian. Z wrażenia aż rozdziabił gębę, a szał bitewny został zastąpiony przez zdumienie i rozkojarzenie.
- Yyyy...
Opuścił wtem młot, a tarczę niezręcznie, acz skutecznie zarzucił za plecy. W tym momencie właśnie zastanawiał się czy to zwiastun pomyślności czy też przyszło mu zmierzyć się z boskim osądem. Na ile jednak nie wierzył w jakichś cudacznych bogów lub bożków, jak miały to w zwyczaju inne istoty humanoidalne, tak teraz miał wrażenie, iż zaraz walnie kupę pod siebie.
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Silny podmuch wytworzony przez anielicę zdmuchnął siedzącego Duvala i posłał go dosyć daleko od niej i norda, jego lot przerwało uderzenie w drzewo przez co ciało lodowego rozbiło się się na drobne kawałki. Duval jednak nie zginął gdyż jego ciało z małych odłamków lodu na powrót scaliło się w jedno.
- Cholera by ją... - mruknął zakładając swoje ubranie. Zawsze gdy jego ciało rozpadało się na kawałki musiał zbierać swoje ubrania ponieważ nie rozpadało się tak jak jego ciało.
- I gdzie ja się znalazłem - pomyślał rozglądając się. Musiał wylądować dosyć daleko. Pozostało tylko odnaleźć rzekę a odnalezienie jeziora będzie łatwizną... chyba.
- No dobra będę musiał ruszać - westchnął by znaleźć rzekę. W głowie układał sobie rodzaj tortur jakimi potraktuje anielicę za pogrywanie sobie z nim. Nie był byle kim, by go tak robić w konia.
Kassandra
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:

Post autor: Kassandra »

        Nie napotkała żadnego oporu ze strony krasnoluda, co wydało się niebiańskiej służce dosyć dziwne. To prawda, gdyby wiedziała, że przez to może jej odrąbać głowę, nie porywałaby się z motyką na słońce. Atoli wierzyła swoim przeczuciom, intencjom a co najważniejsze – mocy, nadanej jej przez Pana, która jeszcze nigdy jej nie zawiodła – no może poza nieczęstym buntowaniu się jej Armii Światłości. Niemniej jednak zaskoczył ją fakt, iż zamiast głębokiego spokoju i harmonii duszy zareagował inaczej, tak inaczej, iż niemalże się odsunęła. Rozkojarzony oraz zdumiony członek Ludu Północy opuścił swój bitewny szał, co było prawda świetne, bo nie musiała się obawiać, ale jego postawa nadal ją zaskakiwała. Niemniej jednak spodziewała się, że padnie u jej kolan, zagra serenadę... tfu, balladę o dziewiczym zauroczeniu, ale nie! "On musiał wszystko zepsuć, co on sobie myśli, że jak jest krasnoludem to może sobie pozwalać na taki stosunek do MNIE? Do najczystszej spośród anielic, nierozdziewiczonych kobiet? Boże, jaka ja byłam głupia, sądząc, że te przykurcze może cokolwiek mi zaoferować." - pomyślała z żalem w serduszku.
        Uważała, że będzie pięknie. Oddanie się anielicy to nic innego, jak ofiarowanie swojej duszy raju, gdzie mogła odnaleźć wieczny spokój. Tymczasem on po prostu zarzucił swoje młocisze i tarczę na plecy jak gdyby nigdy nic. Jak on mógł to zrobić, podczas gdy próbowała ułaskawić jego zakłopotane serce? Brak mu jakichkolwiek manier, ale czego się spodziewać po jego podobnych, pomyślała zirytowanie Kassandra, oblizując co jakiś czas wargi. Biła się co chwilę z myślami, przeprowadzając z nimi brutalny sparing; co teraz miałaby zrobić, kiedy jej rytualne zaspokojenie było niemal przerwane, a jednocześnie jej własna dusza mogła czuć się zraniona. Jedna myśl powoli przejmowała przewagę nad wolą anielicy, a druga próbowała ją odeprzeć. Ona zaś znajdowała się pośrodku skromnie ułożonego ringu, czekając na koniec tychże cierpień. Natenczas Myśl Numer Dwa dominowała nad Pierwszą; powaliła kilkoma słowami otuchy, których wiatr delikatnie utulił zagubioną kobietę. Jednakże Pierwsza nie zamierzała się poddawać – wyzwoliła salwę śmiechu w kierunku Drugiej, która przytłoczyła stojącą pośrodku niewiastę. Za chwilę miało dojść do krwawego natarcia na Miecze Zdań, lecz ocknęła się w porę i już miała uporządkowane (a przynajmniej tak myślała) myśli.
        Nieudolnie skoncentrowała się na myślach krasnoluda – wykorzystała całą swą energię, ażeby zasmakować się w jego aurze, ale coś jej na to nie zezwoliło. Nie czuła jej – sądziła po prostu, iż dobrze musi ją ukrywać, a sama jej istota nie była jej aż tak potrzebna. Newralgią natomiast było zachowanie osobnika... Wciąż lamentowała w duchu, jaki to on nieokrzesany, ani miłego słówka jej, pięknej kobiecince nie powiedział, choćby "Ładne buciki". A ona uwielbiała swoje dostojne obuwie, przecież to skóra! I w niektórych miejscach wystawały diamenciki. "Dlaczego to maleństwo nie pochwaliło moich bucików!?", zaklęła brzydko w myślach, aż podskoczyła. Ostatnio coraz częściej używa zakazanego słownictwa, żeby ubarwić, upiększyć lub wzmocnić siłę słów.
        Odepchnęła od siebie wszystko, co ją w tym momencie trapiło. Prawie upadła w przepaść zakłopotania, ale w ostatnich chwili złapała się gruntu. Przy okazji odepchnęła i krasnoludka, lecz nie miała na tyle siły, aby poleciał gdzieś daleko. Raptem dwa metry... No dobra, półtora! Schowała śnieżnobiałe skrzydła i pomyślała, że jednak ten pokurcz mógłby się jej przydać. Skoro miała odnaleźć lekarstwo na jej "dolegliwość" to lepiej, jakby miała przy sobie obrońcę z fajną bronią. Za nią by walczył, a może i nosił na rękach? Mogłaby rzucić mu jakieś rueny, ile zechce, żeby został jej najemnikiem. A czy się zgodzi, sądząc po jego narwaństwu... Nie miała wyjścia. Pozbyła się Duvala, który nie walczył wręcz a raczej posługiwał się głównie magią. Tymczasem nordek radził zapewne sobie świetnie na polu bitwy i kogoś takiego potrzebowała.
        - Coma Como! - krzyknęła mu prosto w twarz, jakby dawno ogłuchł. Sam frazes oznaczał w wolnym tłumaczeniu "Dalej, ruszajmy!" w języku staro-anielskim. Sam wydźwięk sugerował, aby się ruszać, więc nie trzeba było poznawać znaczenia. Nie było czasu do stracenia; czekała ją długa podróż, jeśli miałaby znaleźć to, czego szuka.
        - Słuchaj, dogadamy się po drodze w sprawie zapłaty. Czuję, że chciałbyś skopać kilka tyłków, a ja szukam czegoś. Przyda mi się pomoc wojownika. - znowu krzyknęła, niechcący jednak opluła mu twarz. "Może mi to wybaczy... Ślinę co prawda mam słodką", zachichotała dziewczęco.
        - Coma Como! - ostatni raz, ludzkim głosem, wykrzyknęła zwyczajowo te słowa.
        Oczom krasnoludowi niskiego wzrostu ukazało się przeobrażenie anielicy w wilka. Robiła to bardzo rzadko, ale co ją teraz obchodziło. Chciała znów poczuć ten wiatr w sierści, kiedy biega. Kocha te chwile, dla nich warto żyć. Zanim jednak się przemieniła, wzięła z kieszeni sakwę monet i wsadziła sobie do buzi. Prawdopodobnie pieniążki dla przyszłego najemnika?
        - Woof! Woof! - zaszczekała kilkukrotnie na znak, ażeby rozpocząć bieg. Gnała w stronę lasu, w nieznane, mając nadzieję, że mała osóbka zrobi to samo... Gdzie los ich zaprowadzi, tam Kass być może odnajdzie lekarstwo.
Ciąg dalszy: Kassandra oraz Borgar
Awatar użytkownika
Borgar
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Borgar »

Stojąc jak sparaliżowany nie drgnął nawet palcem. Nie to żeby był nią przesadnie zafascynowany, ale ni stąd ni zowąd zapragnął czegoś co w normalnych okolicznościach byłoby dla niego nie do pomyślenia. Nic nie szkodzi, że chuderlawa. Grunt to dobrze wychędożyć. Gdybając tak w myślach nagle został odepchnięty do tyłu, ale w miarę możliwości złapał równowagę, acz młot mu z ręki omal nie wytrąciła tym gwałtownym ruchem.
- Nosz jop twoja mać, zapluty grotołazie!
Za wiele nie było tutaj do roboty, ale poczuł się mocno zignorowany, gdy za nic wzięli jego groźby, gdy ten próbował wtrącić swoje trzy grosze i okrzyczeć ich za wywołany hałas. Nie znosił być budzony w taki sposób, a już na pewno nie donośnymi eksplozjami, niezależnie od przyczyny. Za nic kultury w sobie nie mają, za grosz honoru w tej krainie. A do krytykowania mnie są pierwsi. Myślą, że jak ktoś jest niski to nie można brać go na poważnie. Cherlawe gnidy chowające się za magią, do tego elfy kryją się wśród drzew, złodzieje atakują z ukrycia, ale to mordobicia to od razu wszyscy spieprzają w podskokach. A teraz po raz kolejny takie, a nie inne traktowanie!
- "Pieprzeni południowcy..."
Mruknął cicho pod nosem. Teraz doprawdy nie wiedział jak potraktować tą niebiankę czy jak to oni się tam zowią. Nie wiedział czy miał jej darować czy porządnie przypieprzyć w jej czerep. W chwili jego krótkiej "konsternacji" ona coś do niego rzekła, ale słowa wypowiedziane przez nią, a mianowicie "Coma Como!", nie miały dla niego żadnego sensu.
- Co kurwa?
Urwał krótko. Nie zdążył się dobrze zastanowić, a już usłyszał od jakiejś wariatki propozycję o werbunku. Ona? Jego? Żadna ilość złota go nie przekupi, dopóki się uprzednio z nią nie rozliczy. Dlaczego wariatki? Straciła posesję i nic sobie z tego nie robi. On na jej miejscu chyba wywróciłby ziemię do góry nogami, a całą populację wyrżnął i powalił na łeb na szyję. W trakcie jej nagłej transformacji zacisnął mocno rękę na młocie, lecz zamiast ataku doczekał się skomlenia w jej nowej formie, a chwilę później ta kobieta wilk pomknęła między drzewa w stronę Danae... skąd tak naprawdę przybył. Chyba Danae, bowiem dobrej orientacji w terenie nie miał, ale coś mu w środku właśnie to podpowiadało. Znowuż miał się borykać z tymi elfami, których nie tak dawno radośnie w duchu pożegnał? Nie zamierzał jednak jej dać ot tak po prostu sobie odejść. Facecik owszem, dał nogę zanim się spostrzegł, ale kobiecie za miotanie nim na prawo i lewo nie daruje. Nie zastanawiając się długo pobiegł za nią tak szybko jak tylko mógł, lecz w tym tempie to pewnie i do jutra się nie wyrobi.
- Wracaj! Jeszcze z tobą nie skończyłem!
Krzyczał za nią, lecz cały jego wysiłek szedł się jebać w krzaki. Najwidoczniej jeszcze trochę się natrudzi zanim będzie mógł należycie się wyspać. Mając jednak mocną wytrzymałość mógł sobie pozwolić na bardziej intensywny i regularny marsz. Tfu, znaczy bieg!

Ciąg dalszy: Borgar i Kassandra
Awatar użytkownika
Duval
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony (z człowieka)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Duval »

Po dość długim błądzeniu Lodowa Pięść odnalazł wreszcie rzekę, biegiem której ruszył w stronę jeziora. W końcu dotarł pod ruinę, która była kiedyś domem niebianki. Jej samej jak i krasnoluda nie było.
- Na pijane demony, obs*ane smoki i jeb*ne wiedźmy, uciekła mi - zaklął van Blood. Zastanawiał się przez chwilę czy nie ruszyć w pogoń jednak po głębszym namyśle zrezygnował i skierował się w stronę zgliszcz by je przeszukać. A nóż coś ciekawego się trafi. Po dość długim przeszukaniu nie znalazł nic wartego uwagi. Miał już zaprzestać poszukiwania gdy jego oko przykuła spora szafa, która była przygnieciona gruzami. Po szybkim odgarnięciu gruzu Duval zajrzał do szafy. Gdy ją otworzył zamek na który była zamknięta całkiem się rozsypał więc mógł bez problemów zobaczyć co jest w środku.
- Bingo - pomyślał przemieniony z wielgachnym uśmiechem na twarzy. W szafie znajdowało się z 6 sakiewek, jedna pełna gryfów, dwie pełne orłów a trzy ostatnie pełne kruków. Prócz pieniędzy w szafie znajdowała się mała paczuszka. Gdy van Blood ją rozpakował oczom jego ukazał się pięknego szlifu kamień o niespotykanym, jasno pomarańczowym kolorze.
- Hmm... ciekawe. Nigdy nie widziałem takiego świecidełka. - mruknął oglądając znalezisko. Coś mu mówiło że to nie jest byle błyskotka, niestety słabo znał się na jubilerstwie więc będzie musiał kogoś popytać o pomoc. Gdy już przeszukał zgliszcza postanowił kontynuować podróż przez jezioro. Wyciągnął więc swoją łódź, która powoli zaczęła wracać do rzeczywistych rozmiarów. Gdy w końcu zyskała naturalny rozmiar van Blood zepchnął ją do wody, po czym do niej wsiadł i rozstawił żagiel łódki. Gdy odpłynął od brzegu usłyszał dziwny głos który brzmiał jakby gdzieś w oddali.
- Co do jasnej...? - mruknął rozglądając się w koło. Nie zauważył nikogo koło brzegu ani nigdzie wokół a był pewien że coś słyszał i był gotów postawić za to rękę
- Chaos... jest mocą... wzmacnianą przez... serca... - rozległo się w jego głowie przez co nieomal wyleciał za burtę z zaskoczenia.
- Co jest grane? Kto sobie leci ze mną w konia? - warknął znowu się rozglądając. W pewnym momencie spostrzegł że jego kieszeni coś świeci. Szybko okazało się że owo świecące "coś" to kamień, który znalazł w zgliszczach i z każdą chwilą świecił coraz jaśniej.
- Co do... - tylko tyle zdołał powiedzieć ponieważ Lodowa Pięść zniknął nagle w rozbłysku światła.

Ciąg dalszy Duval...
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości