Opowiadania Konkursowe - Z trubadurem przez świat!Kłos

Zablokowany
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Kłos

Post autor: Cecilia »

Ariel zmrużył oczy przypatrując się słońcu. Źródło lejącego się z nieba żaru, doprowadzało mężczyznę do szału. Zakasłał poprawiając brązową, skórzaną kamizelke. Oto stał przed kolejnym rozdziałem swojego życia – miał nadzieję, że okaże się on przychylny biednemu bardowi , któremu już od pewnego czasu głód natrętnie zaglądał w oczy. Teraz – pełen tak charakterystycznej dla niego pozytywnej energii stał przed jedną z posiadłości umiejcowionych na obrzeżach Efne. Budowla emanowała bogactwem i potęgą. Już od bram czarnowłosego witał soczysto zielony ogród pełen fikuśnych krzaków czy idealnie poprzycinanych drzewek. Po lewej stała sporej wielkości fontanna w kształcie sikającego skrzata. W rzeczy samej – styl, szyk i klasa. Tylko prawdziwi bogacze byliby zdolni wydać fortunę na niziołka sikającego wesoło na krzewy różane.

Mężczyzna zerknął nerwowo na czarną bramę, delikatnie położył na niej dłoń i pchnął. Drzwiczki zaskrzypiały otwierając przed nim wejście do tego niesamowitego, jakże ekstrawaganckiego świata. Strzelisty masywny budynek w odcieniu błękitu kusił do zapoznania się z jego wnętrzem. Złote zdobienia wymalowanych na ścianach obrazów opowiadały niezwykłe historie, zapewne o właścicielu tej okazałej posiadłości. Z odrobiną nieśmiałości Ariel zdecydował się podejść bliżej – w końcu został tu zaproszony, czyż nie? Jego zielonym oczom ukazała się sylwetka mężczyzny dzierżącego długi, pozłacany miecz. Błękitna twarz wyrażała pogardę, graniczącą z nienawiścią łypiąc groźnie na każdego kto śmiał przechodzić po jego idealnie obciętym trawniku. Kolejne malowidła przedstawiały podboje ich głównego bohatera. Tylko na jednym, niewielkim malunku skrytym za winoroślą widać było pyzatą dziewczynkę o jasnych włosach przeplatanych czerwoną wstęgą. Czerwień biła po oczach jako jedyny kolor odmienny od złota i błękitu.
Dopiero po chwili mężczyzna zauważył majaczącą w oddali, za rogiem sylwetkę. Po bladych plecach spływały jasne włosy. Srebrna, prosta, niemal ascetyczna sukienka z krótkimi rękawkami przysłaniała szczupłe kobiecie kształty. Czując czyiś wzrok, postać obróciła się wbijając błękitne spojrzenie w nieznajomego.

-Co tu robisz? Nie rozdajemy jałmużny! – bard podskoczył słysząc ostry, piskliwy głos. W drzwiach domu, na schodkach prowadzących do pokaźnego holu stał rozdrażniony majordomus. Dłonie w białych rękawiczkach zaciśnięte były w pięści. Ariela nieodrzuciło jednak „ciepłe” przywitanie, czuł, iż w tej posiadłości wreszcie będzie w stanie wzbogacić się, przez przynajmniej tydzień żyć jak Pan.
-Zostałem zatrudniony dla Pani... – z kieszeni bryczesów wyjął zmiętły kawałek papieru, zezując w bok, jednak dziewczyna zniknęła bez śladu, rozprostował znalezisko na dłoni, powiódł prędko wzrokiem poszukując odpowiedniej informacji.
-...Evaris z rodu Caitriona.
Oczy służącego zaszły mgłą, na czole pojawiły się ledwie widoczne zmarszczki, jednak spięte mięśnie opadły, jak gdyby powietrze ulatywało z mężczyzny z każdym słowem barda.
-Tak, tak. Panienka Evaris, jak mógłbym zapomnieć. – pokręcił głową z dezaprobatą, uśmiechając się ciepło i gestem zapraszając gościa do środka.

Budynek był doprawdy niezwykły! Podłoga w błękitno-białą kostkę, niczym kamień z najwspanialszej bajki, szerokie marumurowe schody, błyszczące w półmroku, dogasające świecie – mnóstwo dogasających świec, trzęsących się z przestrachem przed zakończeniem swojego krótkiego, jakże obiecującego żywota. Na lewo – łuk zachęcający do przejścia w jego krainy. A cóż to były za widoki! Obite krwistoczerwonym materiałem leżanki o ciemnych, drewnianych wykończeniach, zasłony ukrywające to sekretne miejsce, ciężko spływające po całych ścianach. Wielki stół w kształcie litery C, okrążony przez bogato zdobione krzesła. Jedno z nich było niższe – niewielkie, krzesełko dla dziecka. Z prawej strony tajemnic niesamowitego miejsca strzegły grube jasne drzwi ze złotą klamką.
Sługa szedł przed siebie, wprost na schody, także niewiele myśląc trubadur ruszył jego ścieżką, nie odwracając uwagi od wielkich, obrazów przedstawiających wciąż i wciąż tę samą osóbkę o jasnych włosach – raz była w towarzystwie prawdopodobnej matki o równie różowych policzkach i szerokim uśmiechu, raz z groźnym mężczyzną z fresków. Bard nie miał jednak wątpliwości – ona była w centrum tej rzeczywistości, niczym serce bijącego organizmu. Sam artysta nie posiadał małżonki, ani nawet bliskiej mu kobiety, dlatego też malowidłom przypatrywał się z niemym zdumieniem. Kim było to wesołe, roześmiane dziewczę, trzymane na kolanach przez wojownika o kamiennej twarzy?
-Panienka Evaris. – szepnął lokaj, zupełnie jakby wyczytał pytanie wprost z myśli muzyka. Dopiero teraz grajek zwrócił uwagę, iż jego milczący towarzysz zdaje się unikać spojrzenia jasnowłosej z obrazów. Wreszcie dotarli do szerokich drzwi otoczonych kolorowym łukiem. Nad jednoskrzydłowcami z radością siedział kamienny aniołek, napinając cięciwe uzbrojoną w strzałę miłości. Służący zapukał niepewnie.
-Proszę, Rufusie. – tubalny głos przeszył powietrze niczym broń opuszczona z łomotem na czaski przegranych. Drzwi otworzyły się ukazując wnętrze.
Biel. Zalała ich olśniewająca biel, niemal rażąca w oczy. Tutaj bladoróżowe zasłony odsunięte były, pokazując istny spektakl kolorów, odbijając refleksy, pozwalając dostrzec latający w powietrzu kurz. Tuż pod okiennicą stała olbrzymia szafa, z jednym otwartym skrzydłem. Jak się okazało pełna była sukienem w odcieniach tęczy, lakierowanych bucików oraz zabawkowych różdżek – to z piórkiem, to z rękojeścią obsypaną cekinami, to znowuż z wystrzeliwującymi z nich „iskrami”. Prawa ściana była pusta... może nie do końca pusta, gdyż do połowy wymalowana kolorowymi farbkami, tylko górę znaczyła niemal czysta biel znacząca granicę zasięgu krótkich rączek. Z lewej strony stało łóżko – z wielkiego baldachimu wylewał się tiul tworząc otoczkę wokół siedzącej tam pary. Posiadacz tubalnego głosu nawet nie zwrócił uwagi na ich przybycie, zbyt zajęty słuchaniem trajkoczącej blondynki, skupionej na wykładzie – z tego co Ariel usłychał – na temat plusów posiadania kucyka w ogrodzie. Ojciec kiwał jedynie głową, jego chłodne oblicze pozostawało niezmiene. W jego piwnych oczach czaiła się troska, skupienie... i dużo miłości. Gładził małą po główce wielką łapą pełną blizn, a dziewczę usatysfakcjonowane tym drobnym gestem ziewnęło przeciągle, niczym małe zwierzątko szykujące się do snu.
-Bard, mój Panie. – Rufus zgiął się wpół zwracając na siebie uwagę.
Właściciel posiadłości odrzucił posiwiałe strąki w tył przypatrując się przybyszowi, lniana koszula odsłaniająca krwawe szramy szeleściła przy każdym jego ruchu. Evaris najwidoczniej podekscytował gość, gdyż rzuciła się do niego, momentalnie wyskakując z łóżka, dopiero w biegu złapał ją służący, na powrót ciągnąc ją w biel pościeli, niczym do swego „więzienia”. Trubadur szybko zorientował się w sytuacji. Z pewnością dom był „złotą klatką” dziecka, co wyjaśniałoby sikającą rzeźbę i fikuśne rośliny tuż pod oknami. Jasnowłosa zajęczała.
-Rozkazuję Ci postawić mnie na podłogę, Rufusie, Ty złośliwy psie! – na te słowa lokaj warknął niczym zezłoszczone szczenie, co rozbawiło dziewczynkę na tyle, aby zapomniała o chęci wyskoczenia z łoża. Chichotała tak dopóki śmiech nie zamienił się w delikatny kaszel. Spomiędzy jej warg wyleciał srebrny pyłek. Ojciec patrzył z nieukrywaną niechęcią, jak blondynka zbiera go z oplutej kołdry po czym podnosi poduszkę kładąc swój „skarb” na sporej wielkości kupce barwiącej materiał.
-Porozmawiajmy. – wyszeptał wojownik, wychodząc z pokoju. Czarnowłosy wzruszył ramionami, przyprawiając dziewczynkę o dodatkowy chichot. Wychodząc usłyszał jeszcze słowa skierowane do służącego.
-Rufusie, jak się dziś czujesz, kochany?
Mężczyzna z fresków przymknął drzwi przypatrując się w szczelinę, w której widać było pomalowaną ścianę.
-Evaris jest zdrowa. – westchnął głęboko przenosząc wzrok na gościa. – To zdrowa, rozwijająca się dziewczynka. Nie musisz się bać, jak reszta służby. – zacinął zęby robiąc przerwę w przemowie. – To ta cholerna magia...Jej matka była taka sama. Czarodziejka z pasją oddająca się badaniom nad strukturą materii, przesprzeni... – machnął ręką zrezygnowany. – Nie mam pojęcia o magii i nie żałuję. Livia był tak dumna gdy urodziła się nam córka. Zawsze chciała mieć swoją małą książniczkę, ja nigdy nie myślałem o dziecku jednak gdy zobaczyłem to małe, blade niemowlę o złotych włosach... – uśmiechnął się pod nosem. – Moja żona wpadła na pomysł. Widząc przejawy talentu magicznego u dziecka postanowiła je wzmocnić przekazując jej część swojej mocy. Proces został przerwany w połowie. Livia straciła przytomność pozwalając na wolny przepływ energii. Można powiedzieć, że Evaris jest ...nadwyraz inteligentna.
-Ale...?
- Jest również słaba. Wyjątkowo słaba, ledwie upadek może skończyć się dla niej złamaniem lub...czymś poważniejszym.
Ariel kiwnął głową. Porcelanowa dziewczynka.
-Wiele o Tobie słyszałem, mała wybrała sobie Ciebie. Zaśpiewasz jej, prawda?
Artysta uśmiechnął się pod nosem. Zza pleców wyjął, do tej pory doczepioną pasem do plecaka lutnię, brzdąkając fałszywie.
-Dam z siebie wszystko.
Wojownikowi wystarczyło to krótkie zapewnienie. Począł schodzić po schodach, rzucając jeszcze na wychodnym, iż w razie problemów będzie z żoną w ogrodzie.
Grajek wszedł do pokoju, Rufus nadal stał wyprostowany z szerokim uśmiechem na ustach obserwując dziewczynkę bawiącą się tiulem. Na widok wynajętego muzyka giął się w pół, po czym znikł w drzwiach zostawiając je jednak na wpół otwarte.
-Jesteś bardem, Panie?
Ariel drgnął słysząc słowa wypowiadane wprost do niego.
-Owszem. Słyszałem ,że jesteś bardzo mądrą, małą kobietą.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko.
-Podobno. Z wiedzą łączy się wiele wyrzeczeń.
-Chcesz posłuchać czegoś konkretnego?
Dziecko pokręciło główką, patrząc w zamyśleniu w okiennice.
-Wymyśl coś, mój Panie.

Lutnia brzdąknęła. Zdawać się mogło, iż przez cały budynek przebijały się kolejne dźwięki. Pobudzały stare mury, napełniały je kolorem, nadzieją i wiarą.

Długie palce mkną po bieli,
mienią się w słońcu zasłony,
a zapach świeżej pościeli
przypomina czas miniony.

Lekki wiatr rozwiewa włosy,
które lecą w roztargnieniu,
brną przez ciszę w polu kłosy,
świat się zmienia w okamgnieniu

Mężczyzna zerknął na dziecko. Jej myśl zdawała się płynąć, gdzieś poza murami domu. Zamglony wzrok skupiał się na obserwowaniu niewyraźnych kształtów za oknem. Mała rączka wędrowała po kołdrze, przygładzała ją troskliwie, z czułością.
-Czemu przestałeś? – cichutki szept przywołał chłopaka do porządku. Odchrząknął niepewnie.


z drugiej strony tak powoli:
kwiat ugina się pod rosą
płacząc z racji swej niedoli
macha liściem złotym kłosom.

Słońce coraz mocniej mruga
Razi światłem moje oczy
Ptactwo w drzewie dziuplę struga
Ta melodia zmysły mroczy

Siadam przy drewnianym stole
biorąc w ręce dary lasu.
Chwile te pamiętać wolę,
póki mam tak wiele czasu.


Wdech i wydech. Wdech i wydech. Czyżby Ariel popełnił największy błąd w swoim życiu, śpiewając dziewczynce pieśń chwalącą wszelkie stworzenie, którego jej piękne błękitne oczka nigdy nie zobaczą? Jasnowłosa zdawała się słuchać mknącej przez eter melodii. Drzewa szumiały, ptaki świergotały szczęśliwie, gdy bard w roztargnieniu starał się dograć końcówkę utworu. Błękitnooka odwróciła wzrok od okna. Na jej ustach, jakby zawisło jedno słowo – „Pięknie.”. Powtarzała je w transie, niczym zaczarowana. Jej dłonie błąkały się po powłoczce. W końcu uniosła wzrok, skupiając się na przeciwległej ścianie. Palec wskazujący poszybował w górę, a Ariel podążył jego torem dopiero teraz zwracając uwagę co przedstawiają malunki. Odwzorowany ogród sprzed posiadłości. Sikający skrzat, różane krzewy, nawet malunki. Nie były one jednak porośnięte wiciokrzewem. Po prawej, na ukrytej wśród pachnącej gęstwiny ławeczce siedziała uśmiechnięta para.
-Wygląda tak samo jak kiedyś, prawda?
Trubadur kiwnął głową nie wiedząc, czy ma prawo uśmiechnąć się czy lepiej ,aby jego twarz pozostała obojętna. Zdecydował się na ciche westchnięcie.
-Masz ich więcej?
Oczy rozbłysły mu wesoło. Najwyraźniej mała Evaris, również nie przepadała za melancholijnymi rozmowami na temat tego co mogło być, tego co jest i tego co będzie. Czarnowłosy odwrócił się udając, iż nie zauważa mknącej po policzku dziewczęcia łzy.

Żelazna brama zamknęła się za nim ze zgrzytem. Ostatni rzut oka na ten cud, na to piękne więzienie, na freski precyzyjnie wymalowane na ścianach. Srebrna poświata mignęła mu przed oczyma. Po prawej rzeczywiście znajdowała się niewielka ławeczka – teraz siedziała na niej kobieta, którą widział wcześniej. Postać była łudząco podobna do panienki Caitrion. Pani domu patrzyła tępo przed siebie, z zaciśniętymi na kolanach dłońmi. Po raz kolejny jej spojrzenie poszybowało w kierunku Ariela, zanim ten zdążył odwrócić wzrok. Oczy niczym poranne, bezchmurne niebo zaszklone od rosy. Usta zdawały się powtarzać coś, niczym litanie. Grajek zgiął się w pół, odwrócił i pognał przed siebie starając się nie pamiętać. Mógłby przysiąc, że niemal słyszał jej smutny, zapłakany szept.
Zatrzymał się dopiero, po wybiegnięciu za róg i przywarciu do ściany. Na szczęście lutnie nadal dzierżył w dłoniach niczym broń.

***

-Spójrz tutaj, kochanie. – złotowłosa dziewczyna pomachała ręką do dziecka. Mogło mieć zaledwie cztery, może pięć latek. Matka uśmiechnęła się szeroko chowając za plecami swój skarb. Gdy tylko mała przebiegła dystans od posiadłości do bramy frontowej, kobieta złapała ją pod ramiona unosząc do góry. Dziewczę zachichotało wtulając się w maminą pierś.
-Mam dla Ciebie dwa prezenty. Który chcesz najpierw?
-Ten który za mną chowasz.
Pani domu pokręciła głową cmokając, jednak wyjęła chowany dotąd kłos. Dziecko złapało roślinkę palcami, delikatnie, wąchając ją z ufnością i ciekawością.
-Złoty kwiatek?
-Złoty kwiatek dla mojej książniczki.
Evaris uśmiechnęła się szeroko.
-A drugi prezent?
Kobieta ruszyła w stronę domu, przytulając córeczkę do serca.
-Zrobimy z Ciebie najpotężniejszą czarodziejkę na świecie.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Uczestniczka została zbanowana, więc nie oddajemy głosu na tę pracę.
Medard.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Opowiadania Konkursowe - Z trubadurem przez świat!”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości