Wrzosowa Polana[Samotne drzewo]

Miejsce gdzie krzyżują się drogi elfów, druidów, rusałek i magów... Pradawne schronienie aniołów, które płaczą tylko złotymi łzami pokrywając trawę lśniąca rosa. Położone z dala od zgiełku miast, gwaru karczm i targowisk. Tu spotykają się istoty przyjazne wszystkiemu co żyje. Otoczone zewsząd wysokimi jodłami, porośnięte wrzosami miejsce, gdzie za posłanie służą dywany z mchu i kwiatów.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Thandruil
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje:

[Samotne drzewo]

Post autor: Thandruil »

Kolejny dzień owocnej we wszelakiego rodzaju doświadczenia podróży mijał Thandruilowi bardzo przyjemnie, zwłaszcza, gdy swoje wszędobylskie kopyta postawił na pewnej bardzo pięknej, wręcz jakby zaczarowanej polanie. Zapach kwitnących kwiatów już dużo wcześniej dotarł do nadzwyczaj czułych nozdrzy minotaura, i być może dlatego znalazł się on właśnie tutaj, przyciągnięty ową kojącą wonią. Zapewne wiele okazów pięknych roślin występujących w tym miejscu mógłby wykorzystać jako zielarz, lecz w tym przypadku postanowił zrobić wyjątek. Powstrzymał się od zebrania nawet ciekawszych i rzadszych okazów, nie bezczeszcząc tym samym piękna tego kawałka polany, a rozkoszując się jedynie urzekającymi zapachami kwiatów i ziół, których było tu pod dostatkiem jak nigdzie indziej. Chociaż z pewnością minotaurzy wzrok nie dorównywał czułością i dokładnością węchowi, dla oczu Thandruila miejsce to wydawało się równie wyśmienitą ucztą. Polana mieniła się wręcz przeróżnymi kolorami, wśród których oczywiście dominowała zieleń świeżutkiej trawy, pewnie niedawno podlanej rosą, sądząc po srebrzystych odblaskach, które w istocie wyglądały jak gwiazdy, które lekko pospadały na trawy polany, przyozdabiając je. Dzięki temu wszystkiemu Thandruil wędrował w jeszcze lepszym humorze, chociaż w najbliższym czasie planował dać nieco odpocząć swoim schodzonym nogom. Wpadł w niemały zachwyt, gdy w oddali ujrzał dość masywne drzewo, bez większego problemu mógł stwierdzić, iż jest to bardzo stary dąb, w dodatku osamotniony na tej polanie. - Ha! - Klasnął w dłonie w odruchu zadowolenia, już wyobrażając sobie przyjemną drzemkę pod drzewem, przy akompaniamencie śpiewu leśnych ptaków i podmuchów świszczącego wiatru. Natychmiast zszedł z niewyraźnej dróżki, aby pokierować się wprost na samotne drzewo, które mimo wszystko oddalone było od głównej drogi dobre kilkadziesiąt metrów. Zanim minotaur zdążył je przejść, ponownie oblała go fala niesamowicie wonnego zapachu kwiatów, wśród których przebywał teraz bardzo blisko, właściwie muskając niektóre swoim gęstym futrem. Nie dało się ukryć, że ów polana potrafiła zauroczyć już swoim wyglądem, nie wspominając o zapachach, na jakie minotaury były wyczulone w szczególności. Dodając jeszcze do tego wszystkiego osobistą wrażliwość Thandruila, nie przesadzając mógł doznać tu przynajmniej małego kawałka raju na ziemi, z pewnością zapamięta to miejsce na długo, jako jedno z najbardziej pięknych i magicznych. Idąc tak w stronę dębu, nieco zamyślony, lecz nadal w niemrawym uśmiechu wysławiający w umyśle Naturę za każdą kwitnącą tu roślinę, przypomniał sobie rodzinne strony, gdzie również podobne zjawiska miały miejsce, choć oczywiście tutejszym nawet nie śmiały stawiać wyzwania. Mimo wszystko wywoływały wspomnienia, i choć te związane z łąkami były zdecydowanie dobre, to niestety.. tych gorszych również nie dało się uniknąć. Naraz przed zamglonymi oczyma minotaura pojawili się pełni pretensji pobratymcy, na czele z ojcem, nastawionym wręcz wrogo do swojego syna, tylko z powodu jego inności, która i tak nikomu nie powinna wadzić. Thandruil miał czas, by myśleć o tym wiele, lecz nadal nie pojmował tej jednej rzeczy. Dlaczego, będąc dobrym i wręcz przykładnym mieszkańcem wioski, został odrzucony, właściwie przez wszystkich. Był wzorowym wychowankiem, nie sprawiał nawet najmniejszych problemów! A mimo to nadal pozostawał odrzucony niczym pisklę z rodzinnego gniazda, na którym matka wyczuła nieco odmienny zapach. Być może podobnie było i w jego przypadku... Został dotknięty przez coś skutecznie odstraszającego innych, sprawiającego, że każdy się od niego odwracał, jakby wyczuwając odmienność Thandruila, najpewniej w jego zachowaniu. W międzyczasie swoich rozmyślań, dotarł wreszcie pod ogromne drzewo, które z bliska wydawało się jeszcze większe, i nawet obecność ponad dwumetrowego minotaura nie mogła mu umniejszyć świetności i ogromu rozłożystej korony. W jego obliczu nawet największy problem wydawał się drobnostką, toteż myśli minotaura z miejsca stały się pogodne, jak panująca w tym miejscu atmosfera. Thandruil nie mógł wyjść z podziwu wpatrując się w przeogromne konary dębu, wyglądające niczym masywne ramiona wyciągnięte do góry, ku Stworzycielce. Z jak najbardziej szczerym uśmiechem na ustach, usiadł pod nim, plecami opierając się o brunatny konar. I stało się, jak przedstawiał to sobie w wyobrażeniach, jeszcze sprzed dotarcia do drzewa. Uroczy śpiew ptaków wraz z wiatrem uspokajały jego zmysły coraz bardziej, powoli wywołując w minotaurze błogą senność. Pełen wdzięcznych, ptasich odgłosów koncert zakończył jeden z ptaszków, który odważył się wylądować na rogu minotaura, śpiewając wprost do jego ucha ostatnie melodie. Potem Thandruil pogrążył się w przyjemnym śnie, który z pewnością sprzyjał będzie odzyskaniu sił na dalszą wędrówkę. Ptaszek nadal podśpiewywał do jego ucha, jednak jakby spokojniej, by jeszcze bardziej umilić minotaurowi astralną podróż w zakamarki umysłu, zwaną snem.
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

- Prędzej, prędzej! – Krzyczała do ucha swojego rudego przyjaciela Junali, przyciskając swoje drobne ciało do niego. W jej głosie aż wibrowało od podniecenia oraz radości, której w żaden sposób nie potrafiła pohamować. Piskliwie poganiała Pana Mufinka, który mknął przez wysokie trawy polany zaciekawiony nie mniej niż chochlik. Przebiegal bardzo szybko swoimi łapkami, przeskakując co większe kamienie bądź gałęzie.
- No, dalej, dalej! Na drzewo. – Tym razem pociągnęła uszka zwierzęcia, który odpowiedział jej nieco zirytowanym piśnięciem. – Oj no przepraszam, po prostu chcę się znaleźć jak najszybciej niego… - Dodała po chwili w ramach usprawiedliwienia, przypatrując się rosnącej sylwetce śpiącego Minotaura oraz potężnego dębu za jego plecami. Dokładnie słyszała jego chrapliwy oddech, charakterystyczny dla śpiących istot zresztą. Dziewczyna czuła świszczący wiatr w jej uszach, jednak nie on był tutaj centrum zainteresowania. Bardzo często poddawała się pewnego rodzaju medytacji, wsłuchując w śpiew ptaków i inne odgłosy, teraz jednak wszystko to zostało przyćmione przez parzystokopytnego.
Wpatrując się w niego o mało co nie spadła z grzbietu wiewiórki, która zaczęła już wdrapywać się na drzewo. Pisnęła przestraszona i rozłożyła skrzydełka, równocześnie przywierając do ciała przyjaciela. W odpowiedzi usłyszała radosny i szczery śmiech, do którego niedługo później dołączyła.
Szaleńczy bieg powoli dobiegał końca, a serce Junali coraz szybciej pompowało krew. Kiedy zatrzymali się na gałęzi tuż nad głową Minotaura, dziewczyna nie potrafiła powstrzymać się odgłosu podziwu. – Jaki on duży! – Poinformowała wiewióra, który przewrócił ślepkami w irytacji. Przecież on doskonale widział to samo co Junali, nie musiała mu wszystkiego tłumaczyć!
Niemniej, chochlik zeskoczyła z niego i położyła się na brzuchu na drobnej gałązce tak, że jej nóżki zwisały bezwiednie. Podparła brodę rękoma, a usta same otworzyły się w zdziwieniu i niemym uwielbieniu. – Jak myślisz, jaki on jest? Wygląda na jakiegoś wojownika, co? Zobacz jakie ma futro! Wystarczyłoby kilka jego włosów, a mogłabym zrobić sobie płaszczyk na zimę! – Buzia jej się nie zamykała, kiedy machała wesoło nogami i podziwiała aparycję byka. W międzyczasie zdążyła się zastanowić nad tym, jak by się czuła w tym grubym futrze na karku Minotaura. Czy byłoby jej ciepło? Z pewnością był spocony, ale zapach był ostatnim, o co martwiłaby się Junali.
W pewnym momencie trzewik zsunął się ze stopy chochilka i spadł prosto między rogi nieznajomego. Dziewczyna zamarła w półruchu, a wiewiórka pisnęła przestraszona. Spojrzeli na siebie w tym samym momencie, chwila bezruchu i… Pan Mufinek czmychnął w stronę najbliższej dziupli i tam też się ukrył, zaś Junali rozłożyła skrzydła i skryła się między liśćmi. Z zapartym tchem obserwowała czy mężczyzna wyczuje tak drobne uderzenie, nie większe niż spadający żołądź. Już nawet nie interesowało jej to, że straciła but! Zakryła dłońmi rękoma i poruszając tylko cienkimi skrzydełkami obserwowała potężnego byczka.
Trwała tak w jednej pozycji przez przynajmniej pięć długich minut, aż w końcu dała sobie spokój - nieznajomy spał całkiem spokojnie. W przypływie odwagi i oburzenia zapikowała, w poszukiwaniu swojego bucika. Kiedy już go w końcu znalazła, wsadziła na stópkę i prychając odleciała, nawołując Pana Muffinka.
Zablokowany

Wróć do „Wrzosowa Polana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości