Dalekie Krainy[Góry Słone] Z deszczu pod rynnę...

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

[Góry Słone] Z deszczu pod rynnę...

Post autor: Emma »

        Złorzecząc pod nosem na upartego jelenia, szła na palcach trawnikiem, zastanawiając się co na Los ma powiedzieć Floricowi. Ściągnęli ją do Menaos i kazali opiekować się młodzieńcem, któremu tylko zielone w głowie. Co ona ma niby na to poradzić? Próbowała przemówić mu do rozumu i taki był efekt. Może od razu powinna skierować się w stronę bramy, nim ten podstępny elf znów ją w coś wpakuje? Diabli ich nadali.
        Zamyślona nie zauważyła od razu zmiany w emanacjach wokół siebie. W głowie wciąż wygrażała niedojrzałemu zmiennokształtnemu i w kłopotach zorientowała się, gdy było już za późno. Trawę pod jej nogami przysłonił ciemny dym, wirując złowróżbnie wokół stóp naturianki i nie pozwalając na ucieczkę, do której oczywiście się rzuciła. Zniknęła jednak momentalnie, jak gdyby dosłownie zapadła się pod ziemię. Dym rozwiał się, na trawie została tylko para ozdobnych damskich butów, a w powietrzu echo nieprzystającego damie przekleństwa.

★ ☆ ★

        Poranek w tym rejonie Gór Słonych był dla tutejszych mieszkańców rześki, dla całej reszty – wyjątkowo zimny. Na jasnoniebieskim niebie nie było widać nawet jednej chmurki, a słońce raziło swoimi promieniami, chociaż ledwo co wyszło zza szczytów drzew. Pogoda była klasycznie jesienna, przynajmniej na tutejsze realia, i zapowiadała chłodny, ale piękny i słoneczny dzień.
        Nagłe pojawienie się na tym czystym nieboskłonie ciemnej chmury było więc widoczne jak plama na świeżo upranej koszuli. Co więcej, obłok miał czelność powiększać się w oczach, z każdą chwilą emanując coraz silniejszą magią. Ciemnoniebieski kłąb zawirował i poszerzył się gwałtownie, osiągając średnicę co najmniej dwóch staj, mieniąc się teraz barwami ciemnego fioletu. Gdy osiągnął apogeum, niebo przeszyła błyskawica, a kłębiące się chmury rozwarły się nagle, ziejąc czarną dziurą, z której wypadła postać.

★ ☆ ★

        Kobieca sylwetka spadała bezwładnie i w kompletnej ciszy. Magiczne przejście zamknęło się błyskawicznie, nie zostawiając po sobie najmniejszej ciemnej chmurki i odsłaniając na powrót czyste, błękitne niebo. Emma już gdzieś w odmętach portalu straciła przytomność. Łopocząca kurtyna różowych włosów zakrywała jej twarz, a perłowa suknia połyskiwała w blasku słońca, tworząc iście bajkowy widok. Na tle czystego nieba postać wydawała się opadać powoli, nabierając tempa dopiero w perspektywie zbliżających się drzew i jeziora. Taflę wody przebiła gwałtownie, tworząc spory rozbryzg i bijące od centrum fale, już po chwili leniwie sunące w stronę brzegów jeziora.
        To właśnie woda ocuciła syrenę. Emma otworzyła gwałtownie oczy i usta, a z pierwszym haustem lodowatej wody skrzela rozchyliły się szeroko i syrena rozwinęła ogon. Rozejrzała się po rozświetlonej promieniami słońca toni.
        Była w jeziorze. Znowu. Woda była wyjątkowo zimna, nawet dla niej, i przywoływała wspomnienia dna oceanu, ale też cuciła zamglony umysł. Emma uderzyła ogonem, wzbijając się ku tafli, chcąc rozeznać się w terenie. Wspomnienie otwierającego się pod nią portalu było mgliste i pierwszy raz poważnie zaniepokoiły ją potencjalne następstwa tej magicznej zależności. Miała szczęście, że znów wpadła do wody, ale gdzie tym razem się znalazła?
        Mimo wynurzenia się aż po biodra nad wodę, zdążyła dostrzec tylko zarys ciemnozielonych drzew i granice jeziora. W tym samym momencie bowiem całą jej uwagę pochłonęły konie wjeżdżające z impetem do wody i robiące piorunujące wrażenie na oszołomionej wciąż syrenie.
        „Jeźdźcy!”, huknął spanikowany umysł, w którym obudziły się dawne odruchy i Emma błyskawicznie wygięła się do tyłu, nurkując pod wodą. Dwa uderzenia ogonem oddaliły ją od wzburzonej kopytami wody i dopiero wtedy odwróciła się, licząc końskie nogi. Cztery wierzchowce, czterech jeźdźców. Widzieli ją na pewno, więc czy był sens ukrywać się pod wodą? Jezioro było zbyt małe, by mogła w nim zniknąć, czuła to i widziała po dnie. Nie mogła zebrać myśli, ale jak zwykle (pod tą postacią) wybrała konfrontację. Uciekać nie miała zresztą gdzie.
        Tym razem wynurzyła się minimalnie, jak zawsze, gdy zwykła obserwować kogoś z ukrycia. Tutaj nie miała szans na pozostanie niezauważoną, ale czuła się bezpieczniej. Nad wodą widać było więc tylko czubek różowowłosej głowy i parę niebieskich oczu, teraz podejrzliwie zmrużonych.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Było świeżo po świtaniu, czyste niebo zwiastowało piękny dzień, ale w powietrzu już się czuło nadchodzący mróz. Czwórka konnych, stępem przemierzała górski las. Jechali w nieuporządkowanym szyku, co i rusz zamieniając się pozycjami, czasem niemal obijając się o siebie strzemionami, żeby chwilę później w najwęższych miejscach ścieżki truchtać gęsiego, oczywiście po to by znów zrównać się ze sobą tak bardzo jak tylko pozwalało na to ukształtowanie terenu.
        Końska sierść lśniła świeżym potem po wcześniejszym cwale, a w rześkim powietrzu ze zgrzanych grzbietów unosiła się para. Jakby nader swobodny tor jazdy nie był dostateczną wskazówką, już z pewnej odległości dało się słyszeć co jakiś czas wybuchające salwy męskiego śmiechu co prowadziło do łatwych wniosków, że jeźdźcy świetnie się bawili.
        - To czego w zasadzie szukamy? - Chłodny głos przerwał chwilowy napad wesołości, a błękitne oczy spojrzały na jednego z pozostałych podróżników, można by się domyślać prowodyra jakiegoś bardziej konkretnego zamieszania. W wyglądzie odzywającego się można było dostrzec wyjątkową konsekwencję. Długa tunika z rozcięciami po bokach była śnieżnobiała, podobnie jej hafty czy ornamenty, oraz związujący ją pas, a spod niej wystawały białe nogawki spodni, zupełnie jakby mężczyzny nie imał się żaden brud. Wierzchowiec również, a jakże by inaczej, razem z rzędem, przynajmniej tymi elementami, których barwę można było wybierać, był w kolorze świeżego górskiego śniegu. Całości zaś dopełniały długie włosy, srebrne niczym światło księżyca. Związane w wysoki koński ogon niemal sięgały grzbietu ogiera, swoją jasnością mimo wszystko wyraźnie odcinając się na tle całej postaci.
        - Nie marudź Shun, trzeba korzystać póki śnieg jeszcze nie spadł. - Ranek był chłodny, ale chyba nie dla jadącego na kasztanie. Czarna tunika z czerwonymi haftami wpuszczona była w czarne spodnie, ale rozchełstana aż do pasa, zupełnie jakby trwało lato w pełnym rozkwicie. Rozpuszczone włosy opadały ciemną jak nocne niebo kurtyną na ramiona i plecy, a bursztynowe oczy rozglądały się po leśnym horyzoncie, niespecjalnie przejmując się nagabującym, błękitnym spojrzeniem.
        - Interpretując życzenie miłościwie nam dowodzącego, ścigamy pierwszą żywą bestię jaka się nieszczęśliwie nawinie - zarechotał jadący na karoszu brunet, równie długowłosy jak pozostała dwójka. Poza tym wyglądał jak całkowite przeciwieństwo białowłosego. Kruczoczarna kita opadała na plecy ciemno niebieskiej tuniki, a ciemnoszare oczy zerkały rozbawione na jasną postać.
        - Pieprz się Xiu. - Spięty przez jeźdźca kasztan gwałtownie uderzył bokiem w bok karego ogiera, który zaskoczony podskoczył z kwikiem do wtóru jeszcze głośniejszego śmiechu bruneta w granacie.
        - Łyka chcesz? - Brunet szybko opanował karosza i wyciągnął zza pazuchy manierkę, ale jeździec kasztana machnął pogardliwie dłonią. Uznając, że nie jego strata, właściciel karego rumaka wzruszył ramionami i pociągnął z piersiówki solidny i ostatni łyk.
        - Naprawdę upadłeś tak nisko, że pijesz jeszcze przed polowaniem? - Srebrnowłosy zebrał swojego rumaka do dostojniejszego kroku, żeby popatrzeć na towarzysza z pogardą.
        - Bo trzeźwym z tym oszołomem u steru strach zostać - znów zarechotał Xiu, i zaraz musiał ponownie hamować konia, który tym razem dostał kuksańca nie swoim strzemieniem.
        - Widzisz, okaz odpowiedzialności - podsumował Xiu, wywołując znudzone wywrócenie błękitnych tęczówek, gdy Shun zastanawiał się ile razy widział tę dziecinadę. Dziwne, że za każdym razem wymyślali coś nowego.
        - Panowie… Przewidywał ktoś burzę na dzisiaj? - odezwał się cichy do tej pory jeździec jabłkowitego wierzchowca.
        - Chen, co ty bredzisz? - Shun podążył za wzrokiem zielonookiego kolegi i ostro osadził konia na zadzie, uprzedzając hamowanie pozostałych raptem o pół uderzenia serca. Wielka granatowa chmura zasnuła błękit, a błyskawica przecięła nieboskłon.
        - Magiczna burza... - syknął ubrany w szarości właściciel ciemniejszego siwka.
        Tyle, że chmury tak jak się gwałtownie pojawiły, równie nagle znikły, w powietrzu zostawiając smukłą postać w perłowej sukni opadającą bezwładnie w porannym świetle. Czwórka mężczyzn patrzyła przez moment w milczeniu nie wierząc własnym oczom.
        - Co do... anielica spada? - Xiu przełamał milczenie niedowierzającym głosem. To ocuciło resztę jeźdźców.
        - Galopem panowie! Ale żwawo! - zakrzyknął brunet dosiadający kasztana, a jego ogier już sforował się o kilka susów przed resztę grupy.
        Xiu gwizdnął ostro spinając swojego rumaka do szalonego cwału, żeby dogonić kasztana. Chen i Shun nie pozostali mu dłużni i wdech później siwki dreptały karoszowi po piętach.

        Czwórka koni rozwinęła się w wachlarz gdy tylko las się przerzedził i nie zwalniając, z łomotem piekielnych zastępów wpadli w płyciznę górskiego jeziorka. Konie wzburzyły wodę wpadając w toń aż po stawy skokowe i mąciły ją jeszcze dobrą chwilę gdy jeźdźcy obracali je na zadach, aby lepiej rozejrzeć się po tafli wody. Widzieli kobietę, która dała nura w tył...?
        - Książę Junjie, nie tylko okaz rozsądku, ale i mistrz orientacji w terenie - Xiu wrócił do kpin, czysto dla zasady. Wszyscy widzieli to samo i teraz nadal nie wierzyli własnym oczom.
        - Zamknij się, zgrywasz ślepego czy głupiego? - warknął skupiony na poszukiwaniach jeździec kasztana, spinając i obracając konia ostro, aż ten stanął dęba z chrapnięciem.
        - Mówiłem jechać do gorących źródeł, wieczorem byśmy skoczyli do Mei... - Chen wjechał między białego i karego ogiera, rozglądając się wokół razem z pozostałymi. Woda była czysta i spokojna, jeśli panna zanurkowała w toń, to już powinna wypłynąć, chyba, że suknia pociągnęła ją na dno. Skaranie. Musieliby wjechać głębiej, a kąpiel o tej porze roku nie należała do przyjemności. Gdy trójka debatowała, bursztynowe tęczówki znalazły czego szukały.
        - Sza - syknął Jun, uciszając trójkę, która jak na rozkaz spojrzała w tym samym kierunku. Z wody nieśmiało wychylał się czubek głowy.
        Kasztan postąpił kilka kroków w stronę przyczajonej syrenki. Shun podążał w krok za księciem, podczas gdy Xiu i Chen klasycznym manewrem, rozjechali się na boki, powoli żeby nie spłoszyć ofiary podchodów.
        - Panienko, nic ci nie jest? - książę spytał łagodnym głosem i wspierając się łokciem o szyję kasztana, nachylił się w stronę niebieskich oczu. Ogier chrapnął niezadowolony, ale wędzidło przytrzymywało mu łeb przy piersi, więc na tym jego protesty się skończyły. Do tej pory, każdy ze szlachciców poza burzą różowych włosów unoszących się w wodzie, zdążył dostrzec też rybi ogon.
        - Miała być anielica, a jest syrena, udane polowanie, nie powiem... - podsumował Chen.
        - A chciałeś iść do Mei - wesołkował Xiu, powoli razem z przyjacielem zamykając prowizoryczny krąg.
        - Kajam się. Ty, ale czemu nadal nic nie mówi? Głosu nie ma czy co, jak w bajce może? - Właściciel ciemnego siwka prychnął cichym śmiechem.
        - A nie powinna mieć wtedy nóg, głos za nogi czy jakoś tak - jeździec karosza kontynuował żarty.
        - No to biznes życia jej się trochę nie udał. Jej głos mi nie potrzebny, ale nogi to by mogła mieć, bo tak to co i jak, patrzeć i hodować jak kolorowego karpia? - parsknął Chen.
        Shun tylko westchnął zniesmaczony, obserwując dziwo uważnie. Syreny widział w księgach i na tym wolałby poprzestać. Podobno swoim głosem mamiły marynarzy wiodąc ich ku zgubie, więc jak dla niego mogła pozostać niemową.
        - Przestańcie pajacować bałwany, bo w tym harmidrze nie da się rozmawiać - Junjie warknął, łypiąc znad końskiej grzywy.
        - Nie wiedziałem, że do monologów potrzebujesz milczącej widowni - prychnął Xiu, kolejny raz szukając zaczepki. Gdy kiedykolwiek Junjie lub Xiu się nudzili, zawsze kończyło się sparingiem, a jeśli ktoś po całym dniu treningów wciąż rwał się do bitki to właśnie ta dwójka.
        - Nie widzisz kretynie, że ją straszysz? - Jun odezwał się z większym naciskiem, bez śladu rozbawienia. Syrena zainteresowała go znacznie bardziej niż jakieś tam polowanie.
        - Panienko, nic ci nie jest? Mówisz we wspólnym? - odezwał się ponownie, znów czekając odzewu. Może uderzyła się w głowę i dlatego nie mówiła. Albo po prostu wypadła na nią czwórka jeźdźców zaraz po tym jak spadła z nieba... To też brał pod uwagę.
        - Oho, teraz będzie szpanował, poliglota za miedziaka - burknął Xiu wywołując cichy śmiech Chena, i kolejne wywrócenie oczami u Shuna.
        - To ty spadłaś z tej magicznej chmury? - zapytał znów. Jeśli nie ona była pechową niewiastą, to w tym tempie żywej już jej raczej nie znajdą. Tyle, że pomijając drobne różnice jak brak sukni w zamian za obecność ogona, znali to jezioro jak i okoliczne lasy, i gdyby żyła w nim syrena przez wszystkie te lata raczej zdążyliby zauważyć.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Nie mogła zrozumieć docierających do niej przez wodę głosów, ale też niespecjalnie skupiała się na treści słów, pogrążona we własnych rozmyślaniach. Może gdyby wiedziała, że w oczach jeźdźców stanowiła coś tak nierealnego, że być może wyimaginowanego, zdecydowałaby się ukrywać dalej, ale tak przynajmniej oszczędziła sobie bezsensownych podchodów. Wynurzyła się więc minimalnie, szybko obrzucając jeźdźców spojrzeniem, nim odnalazły ją bursztynowe oczy, na moment przykuwając pełną uwagę syreny. Przyglądała się mężczyźnie, dopóki jego wierzchowiec nie zrobił kroku do przodu. Wówczas syrena przeniosła czujny wzrok na zwierzę i odpłynęła o identyczną odległość, nie mącąc nawet wody. Emmie nie umknął też ruch po bokach i obrzuciła podejrzliwym wzrokiem pozostałych jeźdźców, znów się wycofując i nie pozwalając się otoczyć. Tym razem jednak wynurzyła się już na wysokość przysłoniętych włosami obojczyków.
        Męski głos znów zwrócił jej uwagę, ale tym razem syrena spojrzała na mężczyznę zdziwiona, nieznacznie przechylając głowę. Co to był za język? Elficki? Odruchowo sięgnęła dłonią do naszyjnika. Nie, zrozumiałaby. Chyba że naszyjnik przestał działać. Szlag, mogła trochę bardziej się wtedy zainteresować, ale miała większe zmartwienia. No dobrze, ale jeśli nie elficki, to jaki? Gdzie się znalazła? Co on do niej mówił? Łagodny głos na niewiele się zdawał, trafiając na niepodatny grunt podejrzliwego charakteru. Po chwili zaczęli odzywać się pozostali mężczyźni, a Emma już z jawnym niezrozumieniem skakała spojrzeniem od jednego do drugiego. I znów, tak jak czyjś śmiech zazwyczaj uspokajał towarzystwo i wróżył swobodną atmosferę, syrena spięła ramiona i znów się cofnęła.
        Jeszcze nie przeszło jej przez myśl, by się odezwać. Zajęta była przyglądaniem się obcym, a robiła to uważniej, niż można byłoby się spodziewać. Wyjątkowo porządnie odziani, ewidentnie zamożni i wyjątkowo swobodni, pewni siebie. Niepokój wywołany nagłą zmianą lokalizacji tylko wzmagał się z każdym kolejnym obco brzmiącym słowem. Na moment wykorzystała okazję, że mężczyźni zajęli się sobą i rozejrzała się dookoła, znów nieco bardziej się wynurzając. Dopiero surowy głos pierwszego jeźdźca na powrót przykuł jej uwagę. Strzeliła spojrzeniem do skarconego mężczyzny i zerknęła na bruneta akurat, gdy znów się do niej zwrócił. Na brzmienie wspólnej mowy rozluźniła się tak bardzo, że niemal się uśmiechnęła. Niemal.
        - Tak – odparła i zaraz potrząsnęła lekko głową. Od tej ulgi gotowa zacząć bełkotać. – To znaczy nic mi nie jest, i tak, mówię we wspólnym – powiedziała i po chwili wahania podpłynęła trochę bliżej. Z ciekawości, dla wygody konwersacji i może trochę z nawyku, ale nadal nie na tyle, by pozwolić się otoczyć. I chociaż takie zachowanie można byłoby potraktować jako przejaw zaufania, albo manifestację dobrych intencji, w wykonaniu większości syren zmniejszanie dystansu wyglądało raczej niepokojąco podobnie do polowania.
        To, że nic jej nie jest było zaś deklaracją nieco na wyrost, ale na takie pytania inaczej się nie odpowiada, chociażby komuś urwało nogę. Mężczyznę odzywającego się w obcym języku zignorowała, skupiając się na tym, z którym mogła się porozumieć. Jego kolejne pytanie wywołało jednak konsternację na pięknej twarzy, nim Emma zrozumiała, co miał na myśli. Portal. Musiał wyglądać jak chmura. Zadarła głowę, spoglądając w niebo nad sobą, teraz już idealnie błękitne i spokojne. Opuściła głowę i spojrzała na mężczyznę.
        - Tak sądzę… porwał mnie portal – wyjaśniła raczej oszczędnie, nie wdając się w szczegóły, bo nagle zapragnęła o wiele istotniejszych dla niej informacji.
        - Przepraszam, ale gdzie właściwie jestem? – zapytała niepewnie, co wynikało niestety z niechęci wobec własnego położenia. Miała też nadzieję, że w kontekście tego, że widzieli ją wypadającą z magicznego portalu nie brzmi zupełnie absurdalnie.
        – Daleko od Menaos? – dodała jeszcze z nikłą nadzieją. Ogólnie nie miałaby najmniejszego zamiaru wracać do porzuconych towarzyszy, wątpiła by jej szukano, ale potrzebowała punktu odniesienia, a w tej chwili też desperacko czegoś znajomego. Jej fenomenalna znajomość geografii pozwała jedynie na błyskotliwą obserwację, że jest w lesie, ale podświadomie czuła, że daleko od morza. Nie mówiąc już o obcym języku, który słyszała. „Ale może to tylko przejezdni cudzoziemcy?”, podsunął desperacko umysł. Nie, zbyt dobrze się tu czują. Są u siebie. Tylko gdzie to na bogów jest?
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Zaskakujące wydarzenia przysłoniły wszelkie możliwe do wymyślenia scenariusze polowania i Jun całkowicie stracił chęć na dalsze ganianie po lesie. Przynajmniej na ten moment. Nie co dzień syrena spadała z nieba, literalnie, prosto w twoje ręce, już metaforycznie.
        Początkowo Junjie spróbował podjechać, ale wodna panna cofnęła się, przezornie przywracając dystans do pierwotnego stanu. Okrążyć też się nie dała, dostrzegając ruch pozostałych jeźdźców. Nawet spojrzenie miała czujne, ostrożne, przyglądając się im wszystkim jak potencjalnemu zagrożeniu. A mimo to jednak nie uciekła. Całe szczęście, oszczędziła tym kłopotu sobie i mężczyznom, którzy wątpliwe by na tym etapie odpuścili łowy.
        Poza tym śliczna istotka wyglądała na dość zdezorientowaną. Każde słowo zdawało się tylko potęgować jej niepewność.
        Książę usadził pajacujących towarzyszy i przeszedł na uniwersalny język dla niemal każdego zakątku Alaranii. To było dobre posunięcie. Uśmiechnął się łagodnie widząc jak dziewczyna poprawia samą siebie kręcąc delikatnie głową, po czym z nieznikającym uśmiechem patrzył jak syrena ośmiela się nieco i podpływa bliżej. Ponownie nachylił się nad końską szyją, a nieznaczny ruch palców dłoni zamkniętej na wodzach dał reszcie łowców sygnał by się nie ruszali, wywołując ciche i niezadowolone sapnięcia Shena. Nikt się nie powinien cieszyć gdy drapieżnik się zbliżał. Syreny były drapieżne, każdy to przecież wiedział, a książę… on lubił kusić los i testować swoje szczęście. Jun łypnął kątem oka na srebrnowłosego przyjaciela z rozbawionym uśmieszkiem. Dla niego Bai zawsze dramatyzował a on zdążył poznać cały wachlarz tych westchnięć.
        Wyjaśnienia panny były jeszcze dziwniejsze niż same zdarzenia i Longwei zaczął słuchać uważniej, chociaż jego twarz wciąż pozostała łagodna. Pytanie sprawiło jednak, że Junjie zmrużył lekko oczy. Kłamała? Udawała? Dziewczyna nie wyglądała jakby próbowała ich zwieść udając bezbronną. A jeśli tak, to granie zagubionej wychodziło jej perfekcyjnie.
        - Poza tym, że w górskim jeziorze? - odezwał się początkowo grając na zwłokę, bacznie obserwując reakcje dziewczyny.
        - Jesteśmy w jednym z łańcuchów Gór Słonych - odpowiedział krótko. Szczegóły sobie odpuścił.
        - Szmat drogi od Menaos - wyjaśnił, za moment rozwijając nieco wypowiedź.
        - Jesteśmy na zachodzie kontynentu podczas gdy Menaos leży w centrum. - Detale jaki grzbiet górski na obecną chwilę uznał za zbędne. Ani piękności by to wiele nie powiedziało, ani on nie miał chęci zdradzać wszystkich szczegółów.
        - Teraz panienko ja mam pytanie. Widzę, że ważysz słowa, słusznie, zastanów się więc dokładnie zanim odpowiesz. Czy ktoś stoi za twoim pojawieniem się tu? Czy mamy kogo lub czego się obawiać? - Głos księcia nadal był grzeczny, ale dało się wyczuć, że mężczyzna nie żartował, a odpowiedź mogła mieć spore znaczenie.
        - Bo widzisz, wylądowałaś wyjątkowo niekorzystnym położeniu. W tej części gór karawan nie uświadczysz - zaczął tłumaczyć łagodnym głosem.
        - Statków do zatopienia również nie - wtrącił się Shun.
        - Kolega obawia się twych intencji - wytłumaczył, po czym kontynuował.
        - Musiałabyś odnaleźć główny trakt, ale o tej porze roku i to na niewiele ci się zda, gdyż większość z wędrownych kupców już przeprawiła się przez góry, liczyć można jedynie zdesperowanych lub wyjątkowo odważnych niedobitków. Idzie zima... - zawiesił głos zupełnie jakby ostatnie słowa tłumaczyły wszystko. Reszta jeźdźców dojechała stępem do swojego dowódcy, stając równo z Shunem czyli końską długość w tyle za kasztanem.
        - Góry zimą są bardzo niegościnnym miejscem i każdy kto ma choć odrobinę rozsądku nie sprawdza ich łaski. Poza tym już niedługo mróz zetnie jezioro i obawiam się, że może nie nadawać się do przeczekania niekorzystnej pory roku - książę dokończył wyjaśnienia.
        Jun rozejrzał się lekko i skłonił ogiera by zaczął się cofać. Pozostała trójka utrzymując szyk zrobiła to samo. Wyjechali na płyciznę, a książę znów bez jednego słowa na nowo zatrzymał konia. Ledwie wyjął nogi ze strzemion a pozostali podążyli za dowódcą zupełnie jak na rozkaz, gdy więc Jun przerzucał nogę przez kark rumaka, reszta mężczyzn szła w ślady dowódcy, tak, że wszyscy w jednym czasie zeskoczyli do wody sięgającej im już tylko do kostek. Nie godziło się przedstawiać damie siedząc w siodle, ale okazja nie była aż tak doniosła by moczyć odzienie niemal do pasa, szczególnie o tej porze roku.
        - Longwei Junjie, do usług. - Skłonił się dworsko.
        - Panowie... - zarządził zerkając na pozostałych. - Dalej Xiu, dasz radę, powtarzaj za mną, Ja nazywać się Xiu - z pełną powagą zwrócił się w stronę bruneta trzymającego wodze karosza.
        - Pierdol się! - warknął wymieniony, nim skłonił się w stronę syreny.
        - Gratuluję, tyle to nawet Shun wyduka - parsknął śmiechem Chen.
        - Mnie w swoje kretyńskie przepychanki nie mieszajcie - warknął mężczyzna w bieli i skłonił się oszczędnie, dopełniając prezentacji. - Bai Shun.
        - Mingyu Chen, do usług. - Z uśmiechem skłonił się jeździec jabłkowitego ogiera.
        - Weisheng Xiu - jako ostatni przedstawił się butny brunet.
Przedstawili się jako pierwsi, jak nakazywał obyczaj i dobre wychowanie, pozostało czekać na miano panny.
        - Rozumiem, że znalazłaś się w trudnym położeniu, służę więc gościną - oznajmił książę z pewnym siebie uśmiechem.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Ulga z przejścia w rozmowie na wspólną mowę nie trwała długo, gdy Emma zdała sobie sprawę, że niewiele ma do powiedzenia. Nie wiedziała gdzie jest, czuła się zaskoczona obcą mową i wcale „nic jej nie było”. Była skołowana, zmarznięta i słaba jak dziecko. Mimo to starała się nadrobić braki podstawą, a i opieranie się na ogonie w wodzie było łatwiejsze od stania na nogach. Na łagodne uśmiechy rozmawiającego z nią bruneta nie zwracała większej uwagi, dopóki nie zniknęły one na rzecz podejrzliwego nagle wyrazu twarzy. Zamarła pod jego spojrzeniem, dając się zaskoczyć i rewidując własne słowa, by odnaleźć w nich cokolwiek mogącego zaniepokoić mężczyznę. Gdy jednak padła „odpowiedź” na jej pytanie, syrena zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła usta, powstrzymując pogardliwe prychnięcie. „W górskim jeziorze”! Znalazł się dowcipniś. Nienawidziła być na czyjejś łasce, a teraz dokładnie tak się czuła, rozpaczliwe wyczekując jakichkolwiek sensownych informacji.
        Gdy w końcu padły nieco bardziej rzetelne określenia, Emma zamyśliła się, próbując przywołać w głowie mapę Alaranii. Góry Słone, gdzie to było do diaska? Sam fakt, że nie była to żadna znajoma jej, chociażby ze słyszenia, okolica wywołał ukłucie paniki, która nie pozwalała naturiance się skupić. Przywołanie kierunku świata przez jeźdźca nieco pomogło, a jej w końcu zamajaczyło coś w głowie i syrena zbladła. Słysząc, że mężczyzna ma do niej jakieś pytanie spojrzała na niego uprzejmie, ale wzrok miała wciąż nieobecny.
        Otrzeźwiło ją dopiero wyjątkowo bezpośrednie zauważenie jej czujności i… ostrzeżenie, o tak, dobrze słyszała. Protekcjonalne słowa przy poważnym tonie, a dodatkowo nakaz ostrożnego postępowania sprawił, że nim brunet skończył drugie pytanie, Emma znalazła się na nie wiele więcej niż trzy łokcie od niego, wynurzając się aż po pas. Ogier parsknął nerwowo, próbując się cofnąć, podczas gdy syrena starała się nie pokazać zębów ani nie ściągnąć bezczelnego mężczyzny do wody. Dosłownie spadła z nieba, najwyraźniej na ich oczach, prosto do lodowatego jeziora, gdzie prawie została stratowana przez czwórkę koni, a on się pyta, czy ktoś ją wysłał?! Wściekły Los wyłącznie! Priorytetem!
        Łagodne wyjaśnienia jeszcze przez chwilę napotykały tylko rozgniewane spojrzenie niebieskich oczu, które tym razem skoczyło też do odzywającego się nagle w obcym języku innego jeźdźca. Dopiero gdy brunet przetłumaczył mniej więcej słowa towarzysza, syrena prychnęła, odwracając się zamaszyście, tylko po to, by spojrzeniem ogarnąć przeciwległy brzeg jeziora. Nawet nie miała gdzie odpłynąć, by zniknąć im z oczu. Żałosny akwen. Odwróciła się znów w stronę jeźdźców, by wysłuchać dalszych wyjaśnień.
        Nic z tego, co powiedział brunet, nie uzasadniało w jej mniemaniu wcześniejszych pytań, ale za to dość mocno skorygowało postawę syreny. Każde kolejne słowo było jak zadra na jej dumie, gdy uzmysławiała sobie, w jak fatalnej pozycji się znajduje. Katastrofalnej wręcz. Góry, zima, daleko od traktu, który na dodatek i tak już nie jest uczęszczany? Co ona miała zrobić? Westchnęła.
        - Ocena czy stanowię zagrożenie należy do pana, jednak moim zdaniem to zbytek ostrożności. Zwłaszcza w kontekście tego, w jakiej fatalnej sytuacji się, pana zdaniem, znajduję – powiedziała z wyraźną niechęcią, ale biorąc głębszy oddech i uspokajając się, co pewnie było tylko początkiem podupadania na duchu. Nawet właściwa jej w tej formie arogancja nie pozwalała wierzyć, by faktycznie mogła zagrozić czterem dorosłym mężczyznom. Jednemu owszem. Może dwóm. Wolała jednak nie sprawdzać swoich szans przy takiej dysproporcji sił.
        Spojrzała znów na jeźdźców, gdy ci zaczęli wycofywać się z jeziora i mimowolnie odetchnęła z ulgą. Gdy brunet skłonił się i przedstawił, podpłynęła bliżej, przysiadając bokiem na płyciźnie, gdzie woda zaledwie przykrywała jej ogon. Niespodziewanie musiała kryć rozbawienie, gdy mężczyźni zaczęli przekomarzać się we wspólnej mowie, która ewidentnie nie była ich ojczystym językiem. Jej spojrzenie padło w końcu na ubranego na biało mężczyznę, tego który obawiał się jej intencji, a który nie dołączył do przechodzących na wspólny język towarzyszy. Zrozumiała jednak prezentację, mimo że jego miano brzmiało dla niej równie osobliwie, co bruneta, a także, jak się zaraz okazało, całej czwórki, która teraz spoglądała na nią wyczekująco.
        Emma spuściła na moment głowę, rozglądając się za jakimś logistycznym ratunkiem z niewygodnej sytuacji, ale niestety nie miała większego wyboru, jak przemienić się w wodzie. Ogon uderzył ostatni raz w kamienisty brzeg, a Rosa wstrzymała oddech, nagle dobitniej czując jak zalewa ją lodowata woda, lepiąc do ciała przemoczoną suknię. Wyciągnęła lekko dłoń, spoglądając na bruneta i z ulgą przyjmując pomoc przy wstawaniu.
        - Dziękuję – powiedziała, dopiero teraz odgarniając mokre włosy na jedno ramię. – Emmarilla Rosa – przedstawiła się z głębokim dygnięciem, chyląc głowę i palcami przytrzymując perłową suknię. Po wymaganym przez etykietę czasie wyprostowała się, splatając przed sobą dłonie i delikatnym skinieniem odpowiadając na propozycję gościny.
        Mimo to nie odezwała się od razu, analizując na spokojnie swoją sytuację. Nie umknęło jej uwadze, że jest boso. Pięknie, czyli zgubiła po drodze buty. Nie żeby szpilki w górach wiele zmieniały, ale i tak to praktycznie uniemożliwiało jej jakąkolwiek podróż, niezależnie od tego czy samodzielne poszukiwania szlaku uznałaby za sensowne, czy też nie. Może i z jej ust nie wydobywała się para, ale było jej zdecydowanie zbyt zimno na przemierzanie Łuski boso, w balowej sukni, i to zimą. Chwilowo musiała założyć, że mężczyzna jej nie okłamuje, bo po prostu nie miała możliwości sprawdzenia prawdziwości jego słów. Ale mimo tego wszystkiego, przyjęcie gościny wcale nie było takie oczywiste, zamiast tego stawiając ją przed niemożliwym wyborem. Nie milczała jednak długo, by nie być niegrzeczną.
        - Dość skutecznie uzmysłowił mi pan moje trudne położenie, panie Longwei – powiedziała ostrożnie, zastanawiając się, czy dobrze zinterpretowała jego miano. Na dobrą sprawę jego nazwisko brzmiało tak samo obco, jak imię, ale postanowiła zaufać intuicji.
        - W związku z tym, czy oferuje mi pan pomoc w odnalezieniu drogi do Menaos? – zapytała, trzymając się miasta, o którym już wspomniała. Nie miała też chwilowo lepszego kierunku. – Bo chyba nie gościnę aż do wiosny – dodała z wymuszonym uśmiechem, podkreślając absurdalność takiej możliwości.
        Szczerze nie wiedziała, co robić. Nie była podróżnikiem. Włóczyła się po Łusce z braku innego wyboru, nie z zamiłowania. Całodzienny marsz był dla niej koszmarem, a próba samotnego przemierzania gór skończyłaby się tylko w jeden sposób. Na dodatek hasło „zima” skutecznie zniechęcało ją do szumnych deklaracji. Marzła już teraz, a mokra suknia nie pomagała, ani w ogrzaniu się, ani w utrzymaniu godności, gdy doskonale wiedziała, że nie wygląda teraz zbyt skromnie. I chociaż zazwyczaj nie afiszowała się ze swoją magią, często za jedyną przewagę mając element zaskoczenia, teraz mogła wybierać między zachowaniem w sekrecie tego drobnego atutu, a zapaleniem płuc. Czekając więc na odpowiedź bruneta osuszyła się z wody.
        Użycie magii zdradził tylko lekki powiew wokół różowowłosej sylwetki, gdy syrena przeciągnęła dłońmi najpierw po swoich biodrach, jakby przymierzała nową suknię, a później po włosach. Wyciągana w ten sposób woda kapała jej z dłoni, którymi dziewczyna strzepnęła lekko na boki, pozbywając się ostatnich kropel, po czym splotła je niewinnie na powrót przed sobą.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Syrena była skołowana, zamyślała się co dało się dostrzec, ale od stracenia głowy była daleka, co z kolei przytrafiało się niektórym szlachciankom już w momencie początków rozmowy, a co dopiero gdy zadać im poważne pytanie. Tymczasem panna podpłynęła znacznie bliżej niż początkowo i wynurzyła się odważnie z wody, strasząc konia, którego w miejscu utrzymywały wodze i obcasy jeźdźca. Brunet przeciwnie do wierzchowca i białowłosego kolegi wydawał się bagatelizować sytuację. Widział, że rozdrażnił najwyraźniej dość dumną damę nielubiącą przesłuchań czy wytykania jej marnego położenia w jakim się znajdowała, ale rozeźlone oczy naturianki napotkały jedynie niezmienną, przyjazną ale jakże zadowoloną z siebie facjatę księcia. Wzburzenie syreny było wręcz zabawne, przynajmniej dla Juna, Shun zaś odetchnął z niemą ulgą, gdy drapieżna panna oddaliła się nieco.
        Oczywiście, że nie odpowiedziała a wymijająco zemknęła z sedna pytania. Podstępu całe szczęście na obecną chwilę nie wyczuwał. Co do magii… zdawał się na zmysły Shuna. Ten nie dramatyzował bardziej niż przy zwykłym lwie górskim, więc chyba nie było się czego obawiać.
        - W naszych stronach zwykło się mawiać, że wierzący ładnym pozorom krótko żyją - wyjaśnił uczynnie, z uśmiechem. Decyzje już podjął.
        Działanie wedle szyku, niczym na rozkaz, już dawno weszła mężczyznom w krew i czy chcieli się popisać czy też nie, robili dokładnie takie wrażenie jakby nieustannie szpanowali musztrą. Zsiedli z koni niczym kawaleria, przedstawili się i chyba nieco oswoili syrenę ze swoją obecnością, bo ta niemal wypłynęła na brzeg.
        Junjie podobnie zresztą jak pozostali przyglądał się powabnej choć wpół rybiej sylwetce, nie bez przyjemności. Na moment zapadła cisza, którą jeźdźcy zrozumieli dopiero po chwili, podobnie jak wreszcie powiązali to co widzieli najpierw z tym co zastali. Panna westchnęła, a ogon przemienił się w suknię. Jun wyciągnął dłoń, pomagając jej wstać, przy okazji lepiej przyglądając się piękności. Niczym nie przypominała tutejszych szlachcianek, a przemoczona suknia tylko podkreślała atuty syreny. Włosy w kolorze płatków wiosennych róż sprawiały zaś, że wyglądała jak postać z baśni.
        Co do uzmysłowienia trudnego położenia, Jun bezczelnie wyłożył wszystkie karty na stół nie czując konieczności przyoblekania wszystkiego w piękne słówka i obietnice. Syrena w górach, to brzmiało źle nawet dla niego, chociaż o syrenach wiedział minimum. Zimą…? Nie bez powodu w okolicznych jeziorach nie żyły żadne ryby. Woda była krystalicznie czysta, a sam zbiornik wodny piękny, idealny do podziwiania, lecz dla życia zupełnie nieprzystępny. Wśród kamienistego dna trudno było o pożywienia, a niskie temperatury przemieniały wodę w lód niemal do skał, dusząc wszystko pod swoją powierzchnią. Dlatego właśnie woda była tak przejrzysta - w jeziorze nie potrafiły przetrwać nawet glony.
        - Obawiam się, że służę mniej wygodną dla panny opcją. - Odwzajemnił syrenie uśmiech, na moment zamierając z tym wyrazem, gdy kobieta niemal jakby zdjęła z siebie wodę. Czujne oczy Shuna obserwowały zabieg, ale sam mężczyzna nie wyglądał na zaskoczonego. Niewzruszenie trzymał za wodze swojego ogiera i kasztana. To sprawiało, że Junjie czuł się niezmiennie pewnie. Odruchowo zawsze stali tak, by mieć swoje poczynania w polu widzenia. Zachowywali się niemal jak jeden organizm, bez ślepych punktów i martwych pól, w których mogło skryć się niebezpieczeństwo.
        - Jestem jedynie lokalnym szlachetką - zaczął Junjie, a Chen popatrzył na księcia pobłażliwie, zaraz odwracając wzrok do wyczekujących towarzyszy, Shuna w szczególności, szeptem tłumacząc słowa generała.
        - Mam swoje obowiązki i nie mogę ruszyć w tak daleką podróż. Nie mogę też posłać swoich ludzi w momencie gdy doświadczeni podróżnicy się poddają. Mogę jedynie zapewnić pannie schronienie do czasu aż szlaki znów będą uczęszczane. Wiosną karawany ponownie ruszą górskim szlakiem i jakaś na pewno u mnie zagości - dokończył wyjaśnienia.
        - Może panna też zatrzymać się u mnie - wtrącił się Xiu, wychodząc naprzeciw Rosy. - Chen, przetłumacz - ponaglił kolegę.
        - Trzeba się było uczyć - prychnął, ale po chwili przeszedł do tłumaczenia.
        - Xiu proponuję gościnę u siebie, ale nie polecam, mieszka na takim wywiejewie, że przy nim nawet ten las wydaje się sercem cywilizacji - odezwał się Chen wesoło, podczas gdy uśmiech spłynął z twarzy Xiu na rzecz zaciętego wyrazu. We wspólnym mówił słabo, wstydził tego jak kaleczył język więc wolał użyć tłumacza niż wystawiać się na pośmiewisko kolegów, w szczególności, ale ze słuchu trochę rozumiał. Teraz zrozumiał na pewno. Gnojek i zdrajca.
        - Za to służę swoją pomocą, może mój dwór nie przystaje do domostwa generała. - Jun wywrócił oczyma na celowe wtrącenie cwaniaczka. - Lecz również niczego by ci nie brakowało.
        - Już, skończyłeś licytację? - prychnął Junjie.
        - Nie wiedziałem, że się licytujemy, dodałbym jeszcze co nieco. - Szeroki uśmiech nie schodził z twarzy Chena.
        - Panna Rosa marznie, a tobie zbiera się na brylowanie - Jun uciął temat. - Pertraktacje dokończymy w cieplejszym miejscu, przy herbacie? - dokończył zdanie pytająco zerkając na syrenkę.
        To by było na tyle rozmowy, ale jeśli Emma myślała, że zostanie poprowadzona boso do konia, to się przeliczyła. Jun podniósł dziewczynę i dopiero z nią na rękach skierował się w stronę rumaka. Pozostała trójka już była w siodle. Shun przytrzymywał kasztana ciasno za uzdę, siedząc na białym ogierze. Xiu nadal lekko naburmuszony siedział na karoszu, któremu udzielało się zdenerwowanie spiętego jeźdźca i teraz drobił w miejscu czekając by zerwać się do biegu.
        Jun podsadził piękność na koński grzbiet i dopiero sam wskoczył na siodło zaraz za nią. Objął kobietę w pasie, drugą ręką złapał wodze i konie już zrywały się do biegu. Początkowo zastępem, jeden za drugim, ale tak ciasno, że niemal czuło się na plecach oddech pędzących za sobą wierzchowców. Na głównym trakcie sznur rozwinął się w pełnoprawny szyk. W najszerszym miejscu, przez chwilę konie cwałowały łeb w łeb, by za chwilę ustawić się w dwójkach. Shun galopował u boku Juna, Chen i Xiu tworzyli drugą parę, a huk koput niósł się echem po lesie skutecznie zganiając ze swej drogi co żywe.
        Wierzchowce biegły wytrwale do momentu aż trakt zaczął się wznosić znacznie wyraźniej niż pierwotnie, zwęził się, a las zastąpiły strome skalne ściany. W wąwozie zwolnili do galopu i takim tempem dojechali do niewielkiej ni to osady, ni warowni. Otwarta na oścież brama wpuściła jeźdźców, którzy nie zwalniając przemknęli główną ulicą mijając kilka budynków mieszkalnych oraz stajnie, wypadając drugą bramą na jeszcze węższą drogę. Tam już gęsiego ale nieustającym galopem dobrnęli do końca drogi. Wąwóz kończył się przepaścią. Jedynym przejściem był podwieszany most. Konie niechętnie weszły na chybotliwe deski. Nieraz je do tego zmuszano, więc już nie oponowały, ale nie musiały być zadowolone.
        Po drugiej stronie czekał dopiero właściwy zamek. Wkomponowany w górskie zbocza, drewniany, o charakterystycznej dla regionu, parterowej zabudowie. Dopiero tu, na podjeździe z drobnych białych kamyków jeźdźcy zeskoczyli z koni, na które już czekała służba. Książę pomógł Rosie zsiąść i znów bynajmniej nie zastanawiając się, czy kobieta ma ochotę spacerować o własnych siłach czy też nie, z piękną panną w ramionach powędrował zadaszonym holem, którego powałę utrzymywały rzędy kolumn, prowadzącym do głównego budynku.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Przez cały czas syrena traktowała jeźdźców niemalże bezosobowo. Jakby stanowili element krajobrazu, równie jej w tej chwili obcy, co nieznana okolica, a to że porozumiewali się w języku, którego nie rozumiała, tylko potęgowało uczucie odosobnienia. Nawet rozmawiając z brunetem traktowała go chwilowo wyłącznie jako źródło informacji, a jednocześnie potencjalne zagrożenie. Mając ogon była mniej ufna i niechętna do ludzi, stawiając wyraźną granicę między nimi a sobą i swoim wodnym światem. Mogło się to wydawać dziwne, gdy ktoś nie wiedział, przez co naturianka przeszła, i jak kończyły się znajomości zawierane pod tą postacią. Cóż, może Irs był wyjątkiem, ale to i tak mogłoby ulec zmianie, gdyby została z nim dłużej.
        Dopiero, gdy wyszła na brzeg i przedstawiła się w odpowiedzi, poświęciła większą uwagę zarówno swojemu głównemu rozmówcy, jak i jego towarzyszom. Wcześniej skupiała się przede wszystkim na własnej sytuacji, która nie nastrajała optymistycznie, delikatnie mówiąc. Emmie nie podobało się bezlitosne nakreślenie wyjątkowo niekorzystnego położenia, w jakim się znalazła, niemalże odczuwając zamykające się przed nią opcje ratunku (w tej chwili bowiem traktowała swoją sytuację w kontekście tarapatów). Z naturalną podejrzliwością podeszła też do słów bruneta, oferującego jej gościnę. Propozycja zatrzymania się u niego na dobrych kilka miesięcy nie brzmiała dobrze, niezależnie od kontekstu. Mężczyźni byli młodzi i przystojni, więc nie powinni być zbyt zdesperowani, ale wciąż byli kompletnie obcy i nie ufała im za grosz. Prawdopodobnie stąd decyzja o skonfrontowaniu Junjie, zamiast uprzejmego udawania, że nie wie, co ten ma na myśli i grania na zwłokę. Jednak i za sto lat nie spodziewałaby się, że mężczyzna tak szybko i skutecznie zbije ją z pantałyku.
        Chociaż pierwsze dwa zdania balansowały jeszcze na granicy przykrytej uprzejmościami przepychanki, następujące po nich argumenty były do bólu logiczne i Emma jeszcze bardziej pogrążyła się w rozpaczy nad własną sytuacją. Jeśli znajdowała się tak daleko od jakiejkolwiek cywilizacji, a w dodatku w tak niesprzyjających warunkach, że brunet nie chciał ryzykować dla niej bezpieczeństwa swoich ludzi, to było naprawdę źle. I jakże mogła tego oczekiwać, przecież na dobrą sprawę stanowiła w tej chwili ciężar. Uczucie dojmującego chłodu tylko się spotęgowało, gdy ostatecznie zrozumiała, że chcąc nie chcąc, znajduje się w tej chwili na ich łasce. Może brunet kłamał, a może nie. Nie ryzykowałaby samodzielnego marszu w górach, w taką pogodę i w takim stroju, by sprawdzić jego blef. Zresztą na co byłoby mu zwabianie jej podstępem, skoro równie dobrze mógłby przerzucić ją przez siodło, gdyby chciał. Skinęła pokornie głową.
        - Oczywiście. W takim razie dziękuję za gościnę, będę zobowiązana – odezwała się w końcu o wiele uprzejmiej, nawet jeśli wcześniej nie zdawała się uchybiać grzecznościom. Poza tym pomyślała, że gdziekolwiek mieszka mężczyzna, ma tam jakieś mapy, które pozwolą jej zweryfikować jego słowa. Wtedy będzie spokojniejsza.
        Już wcześniej zwróciła uwagę, że jej rozmowa z Junjie jest tłumaczona przez… Chena, jeśli dobrze pamiętała, pozostałej dwójce, ale pełną uwagę przeniosła na nich dopiero, gdy drugi brunet odezwał się głośniej, podchodząc do niej. Xiu? Och, połamie na nich język. Znów kojarząc imię, spojrzała pytająco na tłumacza, który prychnął krótko, powtarzając zaraz we wspólnej słowa ubranego na niebiesko bruneta i dodając swoje trzy miedziaki. Emma uśmiechnęła się delikatnie, gdy swoboda przyjaciół chcąc nie chcąc rozluźniała atmosferę. Tym bardziej było więc widać jej zaskoczone spojrzenie, gdy Longweia nazwano generałem. Spojrzała na niego odruchowo, ale mężczyźni znów ściągnęli na siebie jej uwagę. Co więcej, dopiero słowa Junjie sprawiły, że zdała sobie sprawę z tego, że niemal dygocze z zimna. Nic dziwnego, stała po kostki w lodowatej wodzie, a suknia, nawet sucha, nie dawała grama ciepła.
        - Chętnie – odparła słabym głosem, w środku gorzko rozbawiona myślą, że gdyby ktoś faktycznie ją tu wysłał, ubrałaby się cieplej.
        Uprzejmie pytające spojrzenie powitało zbliżającego się bruneta, a gdy tylko Emma zorientowała się, co ten planuje, było już za późno na protest. Zaskoczona mogła tylko objąć ramieniem szyję mężczyzny, z niejaką ulgą przenosząc się później na grzbiet wierzchowca. Wąska suknia pozwalała jedynie na damski siad i Emma przytuliła nogi do końskiego boku, spoglądając niepewnie na zwierzę, gdy dołączył do niej Junjie. Zerknęła kątem oka na oplatające ją w pasie ramię, ale nawet jedna myśl nie zdążyła jej przemknąć przez głowę, gdy jeździec ruszył gwałtownie galopem. Do takiej jazdy zdecydowanie nie była przyzwyczajona, początkowo z przerażeniem usiłując utrzymać się w niestabilnym siadzie, jak i włosy w garści, by trzepocząc nie zasłaniały jeźdźcowi widoku. Jednak gdy konie zerwały się do cwału, syrena porzuciła wszelką godność, odwracając się w stronę bruneta, praktycznie przerzucając mu teraz nogi przez udo i kurczowo trzymając się jego tuniki. Darowała sobie przeprosiny, które zginęłyby w huczącym od pędu wietrze i tylko trzymała się drogiego życia, starając nie spaść. Gdy na dodatek zorientowała się, że mimo nieprzyzwoicie rozchełstanego stroju od mężczyzny bije ciepło, wtuliła się bezkarnie w jego ramiona, kryjąc przed zimnem.
        Miała nadzieję, że w drodze przemyśli jeszcze raz to, co usłyszała, ale skupiała się głównie na tym, by utrzymać się w siodle. Dopiero gdy konie zwolniły do galopu, wróciła do bardziej przyzwoitej pozycji, chociaż jej zdaniem wciąż niewłaściwej damie. Miała jednak chwilę by rozejrzeć się po okolicy, szybko oddając prawdziwość wcześniejszym słowom Junjie, że są głęboko w górach. Otaczające ich skalne zbocza były czymś, czego jeszcze nie doświadczyła, i wpatrywała się ze zdumieniem w ściany wąwozu. Było tu właściwie pięknie, na swój surowy sposób.
        Na widok zbliżających się murów poczuła nikłą nadzieję, że być może znajduje się tu jednak osada, ale gdy tylko wjechali przez bramę na główną ulicę, szybko przypomniała sobie tytuł generała. Tu więc mogły stacjonować jego wojska? Ale żeby tak młody mężczyzna zajmował tak wysokie stanowisko? Ale zaraz, jaką ona w ogóle miała pewność, że to są w ogóle ludzie?! Skończona idiotka. Ukradkiem pociągnęła nosem, odwracając się w stronę bruneta i skupiając na głębszym wrażeniu, niż woni zimna i końskiej sierści. Jednak to, co poczuła, zaskoczyło ją na tyle, że zamrugała gwałtownie, nagle zdjęta niepokojem. Próbowała się teraz doszukać w emanacji czegoś więcej, ale to nigdy nie była jej mocna strona, i dotarł do niej tylko błysk żelaza, nim znów podskoczyła w siodle, wtrącając się ze skupienia. Gdy się rozejrzała, byli już poza granicami warowni, a przed nimi grunt urywał się nagle. Spojrzała wielkimi oczami na chybotliwy mostek, którego jedynym budulcem były grube liny i deski.
        - Chyba nie zamierzacie… na bogów – urwała i jęknęła, na widok pierwszego wierzchowca, wchodzącego ostrożnie na most. Cofnęła się w siodle, jakby to miało oddalić od niej nieuchronny koszmar, a gdy usłyszała pierwsze skrzypnięcie desek pod końskimi kopytami, wróciła do najbezpieczniejszego w tej chwili, mimo wszystko, miejsca pomiędzy ramionami Junjie. „Nie patrz w dół, tylko nie patrz w dół, w dół nie patrz”, powtarzała w myślach jak mantrę, spięta z nerwów. Syreny nie latają, więc nie powinny się nigdy znajdować na takiej wysokości!
        Otworzyła oczy dopiero, gdy poczuła, że koń wrócił na stały grunt i wtedy rozejrzała się, szybko dostrzegając cel ich wędrówki. Nigdy nie widziała takiej architektury i nie odwracała spojrzenia od zamku już przez całą pokonywaną stępa drogę. Naprawdę była w innym świecie.
        Gdy się zatrzymali, usiadła prosto, spoglądając przez ramię na zeskakującego z konia bruneta, po czym z wdzięcznością przyjęła pomoc przy zsuwaniu się z wierzchowca. Generałowi należało pogratulować umiejętności żonglerki kobietami, bo Emma nawet nie dotknęła stopami ziemi, nim znów wylądowała niesiona na rękach.
        - Panie Longwei – odezwała się, spoglądając w całkiem ładne bursztynowe oczy, gdy zmierzali holem domostwa. – Doceniam pańską pomoc, ale moje nogi działają całkiem sprawnie, nawet bez butów – powiedziała, nieco rozbawiona coraz bardziej absurdalną sytuacją. Co gorsza, wciąż nie wiedziała, co powinna myśleć o swoim gospodarzu, ale liczyła że najbliższe godziny to wyjaśnią.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Piękność o różowych włosach jawiła się jako książkowa dama w opresji rodem z rycerskich eposów. Gdyby ktoś próbował Junowi wcisnąć tego typu opowieść, nie dałby wiary nawet jednemu słowu, uznając typa za gawędziarza marzyciela. Tymczasem piękna dama spadła z nieba i powoli uświadamiała sobie, że wbrew pozorom nawet miała trochę szczęścia w całym tym nieszczęściu.
        Nadmiernie sprawdzać darowanej syrenki Jun nie planował. Gdy tylko Rosa przystała na propozycję pomocy, książę poderwał kobietę z wody. Uderzenie serca później byli w drodze, a Junjie polowanie uznawał za nader udane.
        Chen łowy uznawał za niestety mniej szczęśliwe. Gdyby jeszcze Emmarilla wykazała się większą wybrednością, ale syrenka ani myślała oponować czy wybierać dwór i została bezpardonowo zawłaszczona przez księcia. Proporcje powinny być zgoła odwrotne, cztery panny na jednego, może by było trochę zabawy, a tak, tyle było z rozrywki. Ledwie był późny ranek a wracali do zamku. Podobne nastawienie miał Xiu, tyle, że dla niego panna dodatkowo mówiła w niewłaściwym języku.
        W opozycji do ogólnego optymizmu stawał Shun. Ktoś musiał czuwać, gdy dla srebrnowłosego Rosa była jak podręcznikowa przynęta lub wstęp do zasadzki i mężczyzna nawet podczas jazdy obserwował każdy ruch syreny wtulonej w księcia. Musiałaby naprawdę dobrze udawać, co było trudne, ale nie niemożliwe.
        Konie nabrały tempa, a książę ciaśniej przytulił szukającą oparcia kobietę, niestety niespecjalnie mając możliwość lepszego nacieszenia się sytuacją czy widokami. Nawet w wolniejszym galopie nie miał innego wyjścia jak dokładnie pilnować drogi, zamiast cieszyć się wdziękami czy lekko wymuszonym afektem syreny.
        Dopiero gdy dotarli do wąwozu, książę wreszcie zerknął na kobietę, akurat w momencie gdy w Emmę uderzyła świadomość w postaci ostatniego etapu wędrówki. Rodzący się cichy śmiech został zduszony w zarodku i nie opuścił ust bruneta, bardziej przypominając głębokie westchnięcie.
        - Spokojnie, nie upuszczę cię - mruknął w barwne włosy, niewzruszenie prowadząc konia po chybotliwym mostku.
Góry wymuszały plan przestrzenny nie odwrotnie. Można było z naturą walczyć lub wykorzystywać ją na swoją korzyść. Wąwóz o stromych ścianach z warownią po drodze uniemożliwiał prześlizgnięcie się komukolwiek niedostrzeżonym. Zamek ulokowany na płaskowyżu jednego ze szczytów, oddzielony od dróg głęboką przepaścią, trudno było najechać. Po odcięciu mostu, jedynym zagrożeniem była niedostateczna ilość zapasów. To była główna droga, nawet jeśli mieszkańcy znali sekretne górskie ścieżki umożliwiające im ewakuację.
        Stępem pokonali też ostatni fragment wznoszącej się ścieżki i byli na miejscu. Kopyta koni zachrzęściły na kamieniach, podobnie jak stopy zeskakujących jeźdźców i podchodzącej służby. Jun pomógł syrenie zsunąć się z siodła, ale zanim kobieta zdążyła się zorientować, że znów nie sięgnie ziemi, ponownie była niesiona.
        - Jun wystarczy - oznajmił brunet, z uśmiechem pokonując podjazd i stawiając pierwsze kroki na deskach holu. Teraz mógł się lepiej przyjrzeć uratowanej/uprowadzonej naturiance. Niestety nie byli sami.
        - Książę nie tak łatwo wypuszcza kobiety z rąk, gdy już jakąś złapie. - Chen zrównał się z nimi lekkim krokiem, szczerząc się zadziornie.
        - Chen, ładnie proszę, zamknij się - prychnął Jun, ale obok znalazł się też Xiu i zabawę należało odłożyć na później.
        - Może kamienie mamy z głowy, ale deski są zimne - uprzedził uśmiechając się zaczepnie, jednocześnie pozwalając Emmie opaść stopami na podłogę.
        Na koniec, by całkiem zakłócić spokój szybkim krokiem naprzeciw wyszedł im zarządca dworu blady jak ściana. Panicze wrócili wcześniej, to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Policzył jednak wszystkie kończyny, nie widział kałuż krwi, więc wypadając szybkim marszem zza zakrętu zaczął zwalniać gdy tylko zyskał ostrość. Gdy jego wzrok padł na kobietę zwolnił jeszcze bardziej, nim pytającym spojrzeniem popatrzył na Juna. Ten wydał kilka szybkich rozkazów i zwrócił się do Rosy.
        - Służka zaprowadzi cię do pokoju, w którym będziesz mogła się przebrać czy odświeżyć jeśli zechcesz, a potem pomoże ci trafić do saloniku, gdzie będziemy czekać z herbatą - wytłumaczył z ciepłym uśmiechem, delikatnie dotykając pleców naturianki, nakłaniając ją do podążenia za pokojówką znajdującą się w cieniu szambelana, który chyba oczekiwał przynajmniej odrobiny wyjaśnień a nie tylko zaleceń.

        Wchodzącą do herbacianego salonu powitały spojrzenia czwórki mężczyzn siedzących w klęczkach, mniej lub bardziej, bo Jun bardziej na wpół leżał niż siedział, Xiu i Chen również byli raczej nonszalancko rozlokowani, jedynie Shun siedział prosto jak struna. Na podłodze leżało kilka poduszek dla chętnych, albo bardziej wygodnych, chwilowo zupełnie wolnych. W środku pomieszczenia stał niewielki stolik z imbryczkiem z herbatą w komplecie z drobnymi filiżankami bez uszek. Obok stały paterki z lokalnymi przekąskami i owocami.
        Na pierwszy rzut oka szlachcice prezentowali się jak spójna całość. Podobny ubiór, wysokie, smukłe sylwetki, długie jak na mężczyzn włosy czy blada karnacja. Bez trudu zaliczało się ich do jednej nacji. Na tym podobieństwa się kończyły. W komplecie mężczyźni wyglądali niemal jak przedstawiciele czterech żywiołów.
        Jeździec jabłkowitego ogiera wydawał się najmniej zapadający w pamięć. Długie, czarne włosy, spięte w wysoki koński ogon sięgały łopatek, podczas gdy krótsze kosmyki wymykały się z wiązania i opadały na policzki mężczyzny, sięgając nieco poza jego szczękę. Ubiór zgodnie z klanowym zwyczajem swoim kolorem nie wykraczał poza szarości czy oliwkową zieleń, jedynie czasami (choć nie tym razem) zbliżając się do jaśniejszych barw bliskich kości słoniowej, nic ekstrawaganckiego ani krzykliwego. To intensywnie zielone tęczówki wydawały się najbardziej charakterystycznym z elementów w wyglądzie potomka rodziny Mingyu. Te spoglądały na wszystko i wszystkich wesoło, ale nie bez odpowiedniej dozy arogancji i teraz przyglądały się Rosie od stóp do głowy.
        - Witamy ponownie - uśmiechnął się szeroko. Chen przeciwnie do Shuna był towarzyski i stosunkowo łatwy w obyciu, ale też równie skory do bijatyki jak Xiu, chociaż w mniej dosadny sposób. Początkowo można było nawet uznać bruneta za przykład rozsądku i umiaru. Przynajmniej dopóki nie zobaczyło się mężczyzny w akcji, bo Chenowi nie brakowało rozmachu zarówno w zabawie jak i walce. Chen był szermierzem, a u jego boku dało się dostrzec jednoręczny miecz podobny do tego noszonego przez Juna.
        Tak jak czwórka przyjaciół zawsze mogła na siebie liczyć, tak Chen i Xiu ze sobą dogadywali się najlepiej chociaż po sprzeczkach oczekiwałoby się czegoś innego. Dodatkowo ich włości leżały w sąsiedztwie, więc w najcięższe miesiące, gdy szlaki były zasypane, drogi do rozrywek odcięte, a czwórka podzielona, ta dwójka nieraz mimo wszystko miała możliwość się spotykać by wspólnie szukać zabawy.
        Barwy rodziny Weisheng oscylowały od granatów przez odmiany ciemno niebieskiego aż po czerń, i Xiu w takich kolorach zawsze się nosił. Czarne włosy - trochę dłuższe niż towarzysza - spięte były nisko, w luźny koński ogon. Szare, ciemne spojrzenie pełne buty niemal w każdej chwili błyskało chęcią do zaczepki. Bronią Xiu była długa włócznia, a przyjaźń z Junjie zaczęła się od nieustającej rywalizacji obu chłopaków, a nie wspierania się w przeciwnościach. Jeśli Xiu akurat nie zaczepiał Juna to zwykle sprzeczał się z Chenem. Na polowaniu włócznia tylko przeszkadzała więc podczas rozrywkowych wypadów, u boku Xiu spoczywała katana. W walce każdy doceniał wsparcie agresywnego włócznika. Xiu nigdy nie uczył się języków zawsze mając coś ciekawszego do roboty niż wkuwanie, ostatecznie więc umiał tyle co udało mu się przyswoić mimochodem, gdzieś przy okazji.
        Większego przeciwieństwa dla Xiu niż Shun próżno by szukać. Już na pierwszy rzut oka mężczyźni byli jak ogień i woda, lub literalnie czerń i biel. Shun odróżniał się od reszty nie tylko nieskazitelnie jasnym wyglądem, ale i podkreślającymi go nietypowymi na tle pozostałych, srebrnymi włosami. Znacznie mniej przystępny charakter był równie widoczny jak kolor włosów. Rodzina Bai od zarania należała do jednych z najbardziej konserwatywnych rodów, swoje wartości przekazując następnym pokoleniom niezmiennie, nie uginając się pod sugestiami bardziej postępowych familii. Takim sposobem Shun nie mówił we wspólnym nie dlatego, że brakowało mu zapału do nauki. Dziedzic rodziny Bai, tak jak cała rodzina, uważał wspólny za język mu całkowicie zbędny. Dla odmiany elficki Shun miał opanowany na poziomie umożliwiającym całkiem sprawny kontakt, ponieważ ten język jako jedyny uznawano za dość wartościowy by go przyswoić. Rodzina Bai miała jeszcze jedną ważną cechę. Od pokoleń opanowali i doskonalili sztukę walki dwoma mieczami, tak więc u jego boku zawsze spoczywała rodowa katana i jej nieco krótszy odpowiednik. Shun poza tym był ostoją rozsądku i szóstym zmysłem całej ekipy. Jeśli ktoś oczekiwał nieoczekiwanego i przewidywał najgorsze scenariusze, to właśnie on. Dodatkowo czuły zmysł magiczny sprawiał, że mężczyzna był znacznie bardziej wrażliwy na otoczenie niż pozostali. Jeśli zaś ktoś skakał zaraz u prawicy księcia prosto w ogień to również srebrnowłosy wojownik. Przyjaźń łączyła tę dwójkę najdłużej, reszta chłopców dołączyła kilka lat później. Ubrany zawsze w biel lub pokrewne barwy, długie niemal do pasa włosy, zawsze nienagannie związywał w wysoki koński ogon, i poza typowo nocnymi godzinami nikt nie uświadczył mężczyzny z rozpuszczonymi kosmykami. Błękitne tęczówki były jasne jak niebo w mroźny, zimowy, bezchmurny dzień, a spojrzenie zazwyczaj ostre i chłodne niczym sam lód. Właśnie to spojrzenie nawet podczas szarży co jakiś czas taksowało pannę wtuloną w ramiona księcia szukając najmniejszych wad czy potencjalnych problemów, przynajmniej tych wykraczających poza standardy wytyczane przez temperament Junjie.
        Junjie na tle kompanów wyglądał najbardziej beztrosko. Włosy niemal jak zawsze miał rozpuszczone przez co rozciągały się na podłodze razem z tuniką. Ciemne barwy przeszyte rdzawymi czy czerwonymi wstawkami podkreślały kolor oczu i butne spojrzenie, nie zostawiając wiele miejsca na dywagacje kto symbolizowałby ogień w tym zestawie.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Syrenka lekkim skinieniem głowy przyjęła zdrobnienie imienia do wiadomości – było o wiele prostsze do wymówienia.
        - Emma – odwzajemniła się, zgadzając w ten sposób na rezygnację z formalności, co zaledwie chwilę później nawet nie przeszłoby jej przez myśl. Gdy Chen zrównał z nimi kroku, bezczelnie nazywając przyjaciela kobieciarzem, syrena puściła ten przytyk mimo uszu, skupiając się tylko na jednym słowie.
        "Książę?" - pomyślała zaskoczona, niemalże już z rezygnacją. Niemożliwe. Generał i książę na dodatek? No to się nie dzieje. I co teraz? Żadne ceremoniały, które znała, nie przewidywały odpowiedniego zwracania się do księcia, który zdążył już nieść ją na rękach i zaproponować mówienie do siebie po imieniu. Syrenka w milczeniu opuściła nogi na (rzeczywiście zimne) deski, spoglądając z niedowierzaniem na bruneta. Oczywiście i tak było już po ptakach i nie było sensu odstawiać szopek. Gdyby chciał, żeby się do niego zwracać z emfazą to już na początku przedstawiłby się pełnym mianem, a on nie napomknął ani o tytule generała, ani księcia. To Chen zarówno za pierwszym razem, jak i teraz, chyba umyślnie zdradził pozycję przyjaciela, a książę chociaż nie wydawał się rozgniewany, to w obu wypadkach szybko uciął temat.
        Gdy w holu pojawiła się kolejna osoba, Emma skinęła tylko uprzejmie głową na powitanie, jako że nikt ich sobie nie przedstawiał. Jun wydał chyba jakieś polecenia w ich mowie, bo zza zarządcy wychyliła się niska dziewczyna, a po chwili książę zwrócił się do syreny. Rosa skinęła głową i ponaglona delikatnym dotykiem ruszyła za służką, odwracając się jeszcze na krótko przez ramię, nim zniknęła za zakrętem.

        Posiadłość nie przypominała żadnego budynku, jaki Emma kiedykolwiek widziała. Sufity były stosunkowo niskie, część korytarzy praktycznie otwarta na zewnątrz, a do pomieszczeń prowadziły szerokie, jednoskrzydłowe drzwi bez klamek. Cuda na kiju. Idąca przed nią dziewczyna stawiała drobne kroki w dziwnym stroju, więc Rosa miała czas się porozglądać, nim służka w końcu zatrzymała się przed jednym z pokoi i otworzyła drzwi, wprawiając naturiankę w bezbrzeżne zdumienie, gdy skrzydło nie otworzyło się na oścież, ale odsunęło na bok. Emma ostrożnie weszła do środka, rozglądając się niepewnie i zaraz ruszając dalej, za prowadzącą ją dziewczyną. Tyle dobrego, że łazienka wyglądała względnie znajomo.
        Służka zakrzątnęła się wokół balii, szykując wszystko, razem z ręcznikami, na stojącym obok stoliczku, po czym, ku uldze Emmy, wycofała się w półukłonie, zamykając za sobą drzwi. Syrenka nie tracąc czasu odkręciła wodę, rozebrała się i przejrzała przyszykowane kosmetyki, czekając aż balia się napełni. Wówczas wrzuciła do środka znajomy kamień księżycowy i weszła do środka, z ulgą zanurzając się w gorącej wodzie. Nie zamierzała moczyć się długo; nie wypadało, by na nią czekali, jednak potrzebowała chociaż na chwilę się ogrzać, bo miała wrażenie, że ziąb przeniknął ją do samych kości.
        Niedługo później wyszła z wody i owinęła się ręcznikiem, a nasłuchująca chyba za drzwiami służka niemal od razu weszła do środka z jakąś długą, białą koszulą w rękach. Emma spojrzała niepewnie na materiał i na swoją suknię, ale erevalliańska dziewczyna przezornie złapała perłowy materiał, a syrenę ponagliła gestem, by się ubrała, znów znikając za drzwiami. Rosa zmrużyła oczy ze znużeniem i westchnęła, nie mając siły na dyskusję na migi. Wciągnęła przez głowę dziwny strój, wyglądający jak nieco bardziej dopasowana koszula nocna, i przeszła do pokoju. Służka z zadowoleniem pokiwała głową i poprowadziła naturiankę przed oparte o ścianę wysokie lustro. Emma śledziła spojrzeniem jej odbicie, gdy dziewczyna wracała po kolejny materiał, zaczynając ubierać gościa jak naturalnych rozmiarów lalkę, a naturianka nie oponowała. Szybko zorientowała się, że zakłada się jej jakiś lokalny strój i po prostu posłusznie podnosiła ręce, obracała się i przytrzymywała poły materiału, gdy ciemnowłosa dziewczyna kręciła się wokół niej sprawnie, w pewnym momencie nawet zawijając ją jakąś szarfą pod biustem. Rosa była na tyle zainteresowana działaniami dziewczyny, że na własne odbicie spojrzała dopiero po zakończonej sukcesem przymiarce.
        Sięgający kostek strój wyglądał jej zdaniem trochę jak grubsza podomka, ale mimo to prezentowała się w nim ładnie. Jednolicie czarny materiał urozmaicony był przez oparty na gałązkach drzewa kwiatowy wzór, pnący się gęsto od dołu i sięgający góry jedynie pojedynczymi płatkami różowego kwiecia. Te pojawiały się też na niemożliwie szerokich rękawach. Szarfa przytrzymywała szlafrokopodobny strój ciasno przy sylwetce, ale w rękawie Emma mogłaby schować głowę. Fascynujące. Nie czuła się w tym stroju pewnie, ale przynajmniej było jej ciepło i była wyjątkowo skrupulatnie zasłonięta przed męskim wzrokiem, czego nie można było powiedzieć o jej wcześniejszej sukni. Służka zamierzała się na nią jeszcze z dwiema długimi szpilami, ale tu Rosa zaprotestowała stanowczo, odgarniając bujne włosy na jedno ramię. Różowe pukle były jej chlubą i najcenniejszą własnością, i układała je tak, jak jej się podobało, a tym samym dość rzadko upinając w ogóle, o kokach nie wspominając.

        Służka poprowadziła ją znów tym samym korytarzem, tym razem nieco dalej, nim zatrzymała się przy drzwiach, zza których dobiegały już męskie głosy. Przesunęła skrzydło i od razu skłoniła się w pół, zaczynając coś szybko mówić w swoim języku, podczas gdy Emma obrzucała siedzących mężczyzn bystrym spojrzeniem. Służka w końcu wyprostowała się i gestem zaprosiła naturiankę do środka, wskazując jeszcze na jej nogi i mówiąc coś niezrozumiale. Rosa tylko przez tchnienie wyglądała na skołowaną, nim dostrzegła stojące w progu obuwie. Zsunęła więc sprawnie swoje pantofle, spoglądając pytająco na dziewczynę, która rozpromieniła się, kiwając głową i wycofała się, zamykając za sobą drzwi.
        Syrena uśmiechnęła się lekko na powitanie i podeszła boso do stolika, po czym zwróciła się w stronę gospodarza.
        - Jeszcze raz dziękuję za gościnę… Wasza wysokość - powiedziała i skłoniła się z szacunkiem, ale zarówno w jej głosie, jak i spojrzeniu, gdy się wyprostowała, dało się odczuć subtelny przytyk, co do umyślnego utrzymywania jej w niewiedzy. Jak gdyby rozumiała dowcip, jednak go nie podzielała (“lokalny szlachetka”, też wymyślił). Formalnie jednak nie można jej było nic zarzucić, a Junjie nie wyglądał na wariata, który ścina głowy za podejrzenie o nutę ironii w czyimś głosie. Bo oczywiście i tacy po świecie chodzili.
        Emma zaś, mimo że już wcześniej postanowiła zastosować się do niemego życzenia księcia, by go nie tytułować, teraz nie potrafiła się zmusić do nazwania go po imieniu. Zwyczajnie nie przeszłoby jej przez gardło, więc jeśli generał życzył sobie nieformalnej atmosfery, musiał ją poprawić.
        Zajęła wskazane jej wolne miejsce na podłodze, sprawnie przyklękając i siadając na obciągniętych stopach, a naturalnie prostą sylwetką upodobniła się do białowłosego mężczyzny naprzeciwko niej. Brak krzeseł dla większości obcych byłby problematyczny, ale Emma nie przetrwałaby długo, gdyby nie umiała się sprawnie dostosowywać do panujących na dworach zwyczajów. Poza tym było jej nawet wygodnie, więc mogła zaspokoić własną ciekawość i spróbować czegoś nowego.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Służka poprowadziła Emmę korytarzem, w którym białe ściany podkreślane przez widoczne drewniane stelaże niemal niczym nie różniły się od przesuwanych drzwi. Mieszkańcy jednak wydawali się nie mieć problemów z odróżnianiem jednego od drugiego, bo pokojówka tak jak szła pewnym, chociaż drobionym krokiem, tak zatrzymała się precyzyjnie przed wejściem do salonu, skłoniła się głęboko i przyklękła w progu nim przemówiła. Ponowiła wtedy ukłon odzywając się niemal do podłogi, i dopiero gdy odpowiedział jej głos z wnętrza podniosła głowę i rozsunęła drzwi zapraszając Emmę do wnętrza, gestykulując przy tym by zdjęła buty.
        Shun siedział na klęczkach, prosty jak struna, i niemal nie drgnął nawet spoglądając w stronę syreny. Xiu i Chen siedzieli w znacznie bardziej swobodnej pozie i tak jak Chen odezwał się witając Emmę, tak Xiu uśmiechnął się całkiem wesoło, ale nie odezwał się słowem poświęcając czas na lepsze oględziny kobiety.
        Junjie tymczasem, do tej pory rozciągnięty na boku, podniósł się z podłogi przysiadając w nieco bardziej przyzwoity sposób niż była poprzednia półleżąca pozycja. Na podziękowanie już nawet miał grzecznie odpowiedzieć, że przyjemność leżała po jego stronie, gdy panna strzeliła waszą wysokością i cały urok prysł. Jun wywrócił oczyma zerkając wpierw w sufit potem na winowajcę, który właśnie rechotał pod nosem, odzywając się z niewielką zwłoką.
        - Proszę bardzo, Emmo - odpowiedział lekki nacisk kładąc na imię kobiety, gestem zapraszając ją do zajęcia miejsca przy stoliku.
        - Do twarzy ci w kimonie - pochwalił przyglądając się sylwetce, teraz zamiast suknią, podkreślanej ciemnym jedwabiem. Płatki kwitnącej wiśni idealnie, niemal bajkowo zgrywały się z włosami opadającymi na ramię i plecy syreny. Było czym nacieszyć oczy. Może nawet zima zapowiadała się chociaż odrobinę bardziej urozmaiconą niż zwykle.
        Gdy gość usiadł, generał zgrabnym ruchem podwinął lekko rękawy i sięgnął do imbryczka. Nalał herbaty do każdej z filiżanek, zaczynając od naczynia syrenki, potem przyjaciół, na koniec napełniając własną filiżankę.
        - Proszę, częstuj się, herbata jest najlepsza gdy jest gorąca - zachęcił naturiankę.
        - Nie tylko herbata najlepsza jest gdy gorąca - zaśmiał się Chen.
        - Za niespodziewane spotkania, proszę państwa - dokończył swój toast.
        - Za niespodziewane spotkania - powtórzył Jun.
        - To może teraz, gdy okoliczności bardziej sprzyjające, zechcesz nam opowiedzieć jakim cudem wywiało cię aż tutaj. - Generał skierował uwagę na naturiankę.
        - Bo rozumiem, że plan podróży nie do końca tak wyglądał. - Bursztynowe oczy przyglądały się syrenie z zainteresowaniem. - Bądź co bądź, nie co dzień rozpoczyna się wędrówkę przez Łuskę spadając w balowej sukni do jeziora - kontynuował beztrosko, upijając łyk herbaty.
        Chwilę później rozległo się ponowne pukanie do drzwi i cichy damski głos.
        - Wejść - Jun odpowiedział cicho, a drzwi rozsunęły się z aksamitnym szelestem. Służka wymieniła kilka zdań z panem domu. Na koniec skinęła głową i ustawiła dwa nowe czajniczki z herbatą, jednocześnie zabierając opróżnione naczynie. Wszystko robiła bezgłośnie i ze spuszczonym wzrokiem, po czym wróciła do wejścia, gdzie przyklękła w progu i znów znieruchomiała w milczeniu czekając dalszych wskazówek.
        - Służba przygotowuje twoją sypialnię, czy masz może jakieś szczególne życzenia odnośnie pokoju? - w tym czasie Jun odezwał się do Emmy, przyglądając się upolowanej damie w oczekiwaniu na odpowiedź. Po chwili ponownie zwrócił się do służki znów wymieniając kilka zdań i by jeszcze na chwilę poświęcić pełnię uwagi syrenie.
        - Czy obiad mają szykować na konkretną godzinę lub masz może ochotę na coś specjalnego? - Junjie zadał jeszcze jedno pytanie, ale ledwie Emma zdążyła odpowiedzieć, a instrukcje dla służącej przerwał Chen.
        - Nas nigdy nie pytasz na co mamy ochotę - prychnął Chen, jak zawsze swoje słowa tłumacząc kolegom. Shun co prawda nie wyglądał jakby słyszał cokolwiek. Jedynie fakt, że co jakiś unosił filiżankę do ust umożliwiał odróżnienie go od posągu z białego marmuru, ale Xiu swoim zbulwersowaniem upodabniał się do pyskatego kolegi.
        - Bo wy nie jesteście gośćmi, a tym bardziej nie uroczymi - prychnął Jun.
        - A kim niby? - Chen zbulwersował się nie na żarty, ponownie razem z Xiu, który wydawało się zrozumiał wszystko.
        - Czy ja wiem, przymusowym towarzystwem, irytującym balastem? - odgryzł się Jun, zwracając się do służącej, gdy Chen nadal pomstował.
        - Niewdzięczny i podły… - burknął głównie chyba do samego siebie. Pokojówka przyjęła wszystko z ostatecznym skinieniem głową, skłoniła się krótko i zniknęła za zamykającymi się drzwiami.
        - Raczej nie będą nam już przeszkadzać - książę znów odezwał się do syrenki.
        - Nie szalej tak, my wciąż tu jesteśmy - Chen jak zawsze wtrącił swój grosz, wywołując westchnięcie generała.
        - Gdy odpoczniesz i będziesz miała ochotę, oprowadzę cię po zamku. - Jun sięgnął po imbryczek i ponownie napełnił filiżankę Emmy.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Emma uważnie śledziła zachowania prowadzącej ją dziewczyny i nawet jeśli uznała je za wyjątkowo służalcze, to nie dała tego po sobie poznać, a już na pewno nie wyników refleksji co do tego, czy był to zwyczaj, czy wymóg pana domu. Była daleko od znanych jej zasad i nie wiedziała, czy nie będzie musiała uczyć się wszystkiego na nowo, by nie popełnić tragicznej w skutkach gafy. Może gdyby znajdowała się w jakimkolwiek innym domu, to aż tak by się tym nie przejmowała, ale posiadłość księcia wymagała odpowiedniej kurtuazji.
        Więc tak jak u innych nauka przetrwania polegała na umiejętnym oprawianiu samodzielnie upolowanej zwierzyny, Emma nauczyła się obserwować i naśladować zachowania innych, by odpowiednio dopasować swoje własne. Co prawda tutaj nie czuła, by zależało od tego jej życie, ale nie widziała też powodu, by błyszczeć kompletną ignorancją. Była po prostu uprzejma.
        Uważnie obserwowała więc reakcję księcia na taki zwrot grzecznościowy, a jego jawne wywrócenie oczami wbrew pozorom nie było kompletnie niespodziewane. Zdarzało się to arystokracji znudzonej przydługimi wstępami, a jednocześnie ułatwiało życie ich rozmówcom, nawet jeśli życzenie innego zwracania się mogło zostać lepiej przedstawione. Cichy śmiech Chena okazywał się zaś zaraźliwy, bo znów wywołał u syrenki lekkie uniesienie kącików ust, co niezbyt skutecznie ukryła, opuszczając głowę, gdy siadała.
        Gospodarz przyciągnął jej uwagę komplementem i Emma zerknęła na niego krótko, nim przykryła oczy rzęsami.
        - Dziękuję. Kimono? – powtórzyła, smakując nowe słowo i przesuwając dłonią po czarnym materiale. – To strój lokalny? – upewniła się, zerkając znów na księcia.
        Chwilę później odebrała też z podziękowaniem swoją herbatę, trzymając ją w dłoniach, aż wszyscy nie mieli nalane. Nie umknęło jej uwadze, że to gospodarz, nawet jeśli książę i generał, polewa herbatę, a nie służba. Ponaglona upiła ostrożny łyk, ale napar na szczęście nie parzył w usta, a do tego był wyjątkowo smaczny. Po chwili przeniosła swoją uwagę na księcia, który poruszył znów temat jej nietypowego pojawienia się. Cóż, trudno było się mu dziwić, niemalże dosłownie spadła mu na głowę, a w międzyczasie doszła już do wniosku, że okoliczności temu towarzyszące nie muszą być żadną tajemnicą. Oparła dłonie z filiżanką na kolanach, uśmiechając się lekko, gdy Junjie nakreślał sytuację widzianą jego okiem, jednocześnie starając się nie powrócić do atmosfery przesłuchiwania, co oczywiście doceniała.
        - Prawdę mówiąc, podróży nie planowałam wcale. Przypadkiem byłam gościem na dworze w Menaos, gdzie królowa Dragoryan organizowała przyjęcie zaręczynowe swojej córki z jednym z moich towarzyszy. Stąd mój nienadający się do podróży strój – wyjaśniła, zerkając po słuchaczach. Stwierdziła, że nie ma sensu zbywać ich jednym zdaniem, a powtórzenie na głos tego, co jej się przytrafiło, pomoże też poniekąd uporządkować jej wspomnienia. Po tym, jak raz wypadła z portalu z amnezją, za każdym razem obawiała się powtórki.
        - Niefortunnie złożyło się, że przyszły narzeczony o zaręczynach dowiedział się dopiero na miejscu; była to mała zasadzka, w którą niestety mnie wplątano. W skrócie i delikatnie rzecz ujmując, młodzieniec nie był tym pomysłem zachwycony i po prostu uciekł z przyjęcia do pałacowych ogrodów, a mnie wysłano za nim, bym przemówiła mu do rozumu. Chłopak był jednak uparty jak jeleń, a nim udało mi się zawiadomić pozostałych o mojej porażce, ziemia się pode mną rozstąpiła – prychnęła nieco ironicznie, nim odetchnęła, uspokajając się.
        - Zdarza mi się to niestety od jakiegoś czasu. Potrafię wyczuć pojawienie się portalu, ale jeszcze nie udało mi się mu umknąć. Więc, jeśli zniknęłabym bez słowa, proszę nie poczytać mi tego jako nieuprzejmość, a raczej założyć złośliwość magicznego świata – dodała, zwracając się już bezpośrednio do księcia. To bowiem jemu, w razie takiego zdarzenia, należałyby się wyjaśnienia. A wcale takiej ewentualności nie wykluczała.
        Przerwała opowieść we właściwym momencie, gdyż po chwili pojawiła się znów służka, kradnąc na moment uwagę gospodarza. Emma napiła się w międzyczasie herbaty, zaskoczeniem reagując na padające po chwili pytanie.
        - Och, nie wydaje mi się. Proszę nie robić sobie kłopotu – odpowiedziała grzecznie, ale i szczerze. Sam fakt, że będzie mogła się dzisiaj przespać w łóżku, zamiast brnąć boso przez las, był uśmiechem od losu, którego nie zamierzała kusić. Na kolejne pytanie również odpowiedziała uprzejmie, ale nalegając by się nią nie przejmować.
        Wtedy odezwali się jednak znajomi księcia i syrenka czym prędzej kryła uśmiech za filiżanką, by nie pomyśleli, że się z nich naśmiewa. Z postępującej wymiany zdań jednak szybko zaczęła się obawiać czy specjalne traktowanie nie narobi jej zaraz wrogów. Mężczyźni wydawali się być bardzo blisko, więc takie przepychanki mogły być po prostu przyjacielskim przekomarzaniem się. Miała jednak swoje zdanie, że łatwiej jej będzie przetrwać najbliższy czas, jeśli nikogo przeciwko sobie nie nastawi. Jej spojrzenie naturalnie podążyło do ubranego na biało Shuna, który był wobec niej najbardziej podejrzliwy i szczerze zastanawiało ją, czego właściwie się po niej spodziewał. Na lądzie przecież nic im nie mogła zrobić.
        Gdy drzwi się zamknęły, Emma przezornie wróciła uwagą do księcia, na jego słowa odpowiadając grzecznym uśmiechem, który stał się nieco bardziej szczery na wtrącenie Chena, które taktownie zignorowała.
        - Chętnie, gdy tylko będzie ci to odpowiadać – odparła na propozycję zwiedzania.
        Musiała dowiedzieć się czy ma tutaj jakąś większą łaźnię lub chociaż zbiornik wodny, który nie zamarznie w zimie. Od biedy przetrwałaby na samym moczeniu się w wannie, ale to nie byłby dla niej przyjemny czas. Nie zamierzała trzymać swoich ograniczeń w tajemnicy, ale nie chciała też tematu poruszać przy stole. Zwiedzać będą raczej sami, wtedy będzie miała okazję do pytań.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Cztery pary oczu obserwowały kroki syrenki sadowiącej się przy stoliku, każde na swój sposób, ale chociaż dziewczyna starała się dostosować do jeszcze nie znanych jej reguł, nie mogła wiedzieć, że żadne z nich nie doszukiwały się potknięć. Dwójka luzaków zastanawiała się dlaczego zabrano kobiecie podkreślającą kształty suknię, tylko po to by wpakować ją w kimono jak setki innych panien. Shun zapewne dopatrywał się skrytego sztyletu lub trucizn, a nie gaf, podczas gdy książę zwyczajnie cieszył oczy, jakby nie było ładnym widokiem. Jun skinął głową w potwierdzeniu, zanim podążył z wyjaśnieniami.
        - Tak nazywamy ten strój zarówno w męskiej jak i damskiej wersji, i tak prezentuje się jego mniej formalna postać - wytłumaczył, wprowadzając kobietę w wyraźnie całkiem nowy dla niej świat. Los rzucił pannę pół Łuski od rodzinnych stron, więc o ile nie była podróżniczką bądź osóbką żądną wiedzy o odległych krainach, syrena mogła czuć się poważnie zagubiona.
        Opowieści o wydarzeniach jakie sprowadziły Emmę w Góry Słone, wszyscy wysłuchali uważnie, tylko dalsze włączenie się w rozmowę z dodatkowymi pytaniami, tudzież w przypadku niektórych, komentarzami, przerwała służba przynosząca jednocześnie chwilową zmianę tematu.
        Dopiero gdy drzwi zamknęły się ostatecznie, oczy przypominające polującego, górskiego kota, znów znalazły naturiankę. Przynajmniej darowała sobie zbędne zwroty grzecznościowe. Jun skinął głową słysząc odpowiedź na propozycję zwiedzania, w myślach już wybierając porę zwiedzania, jednocześnie wracając do tematu niedoszłego wesela.
        - Zaiste kłopotliwe... - podsumował książę. Historia brzmiała nawet wiarygodnie, a przynajmniej tak abstrakcyjnie, że raczej trudno do zmyślenia. Zaręczyny, królowa, magiczna przypadłość. Bursztynowe tęczówki obserwowały naturiankę znad unoszonej co jakiś czas filiżanki, doszukując się fałszu.
        - Masz na myśli portale czy pułapkę na nieświadomego narzeczonego? Bo dla mnie jedno i drugie jest lipa - wtrącił się Chen. Xiu aż korciło by włączyć się do dyskusji, i to był jedyny raz gdy poważnie żałował omijania lekcji języka. Shun pił herbatę.
        - Jakby cię ktoś o zdanie pytał - mruknął generał, spoglądając na kolegę pobłażliwie.
        - A powinien - odpyskował Chen, słowami wracając zaraz do Emmy. - W ogóle co za pomysł, żeby za niechętnym panem młodym wysyłać piękną kobietę. Jego towarzyszkę podróży. Do ogrodu… Dodaj jeszcze, że nocą? - perorował, podczas gdy Jun wysłuchiwał wszystkiego z uniesioną brwią, tłumiąc rozbawienie. Żadna nowina, że Chen pajacował, chociaż dla niektórych mogło to być przytłaczające, przynajmniej na początku znajomości. Chociaż... Faktycznie posyłanie kobiety w ponadkulturowe miejsce schadzek... też pomysł. Chcieli młodzieńca zachęcić czy zniechęcić do ożenku.
        - Ciekawe czemu przekonywanie niespecjalnie się udało... - dokończył Chen, sugestywnie zawieszając głos nim przeszedł do streszczania nowin niecierpliwiącemu się Xiu, w zrozumiałym dla niego języku. Jun uśmiechnął się na podsumowanie niemal wyjęte z jego myśli. Niemal, bo chociaż niezbyt mądry pomysł przemknął przez głowę księcia, to portale zajmowały go docelowo.
        - Zapamiętam, że możesz zniknąć bez słowa - skwitował spokojnie.
        - Ale w takim razie co z twoimi towarzyszami podróży? Będą oni równie spokojni czy grozi mi oskarżenie o porwanie? - zapytał z nutką rozbawienia, polewając wszystkim herbaty z nowego imbryczka. - Nie chciałbym wywołać kryzysu dyplomatycznego ponieważ pomogłem damie w potrzebie - dokończył wesoło, upijając herbaty.
        - Ty do kryzysów dyplomatycznych doprowadzasz na co dzień - prychnął śmiechem niezastąpiony Chen.
        - Świętoszek się znalazł. Udobruchałeś już ojca po ostatnich wyskokach? - odparował generał, znów zmuszony do zmiany widoków na mniej przyjemne.
        - Oczywiście, że tak. Zwaliłem wszystko na twój zgubny wpływ - zarechotał Chen.
        - Bałwan - warknął Jun, rzucając w śmieszka poduszką, którą miał pod ręką. Chen szarpnął się do tyłu próbując uniknąć pocisku i zaraz zaklął szpetnie.
        - I jak ja teraz wyglądam?! - prychał Chen pokazując na spodnie, na których centralnie w kroku wykwitła wyrazista plama.
        - Adekwatnie do prezentowanej powagi - tym razem pora by Jun zaśmiał się cicho, podczas gdy Xiu chyba zrozumiał co nieco albo zwyczajnie bawiły go mokre spodnie towarzysza, bo niemal pokładał się ze śmiechu. Shunowi pozostawały zmęczone westchnięcia.
        - Jeżeli już się rozgrzałaś, to odetchniemy nieco od głośnego towarzystwa i pokażę ci zamek. - Książę wstał, wyciągając dłoń do Emmy, żeby pomóc jej się podnieść.
        - Dzień jest coraz krótszy i chociaż po zmroku ogród wygląda pięknie, lepiej poznasz posiadłość za dnia, a podziwiać widoki jeszcze będziesz miała czas - Jun zawiesił głos zostawiając miejsce na ewentualny sprzeciw.
        - I już nas zostawicie? - marudził Chen, przez chwilę dzieląc uwagę pomiędzy tradycyjne przepychanki a bezskuteczne próby wysuszenia spodni rękawem tuniki.
        - Przecież nie będę was ciągnął jako przyzwoitek, należy utrzymać odpowiednią renomę - mruknął generał, otwierając Emmie drzwi. Poczekał aż syrenka założy buty i poprowadził piękność przez hol.
        - Zamek nie jest duży, ale tworzą go dwie połowy. Z dziedzińca weszliśmy do foyer, a stamtąd do zachodniego skrzydła. To typowo gościnno-użytkowa część. Znajdziesz tu salon, w którym siedzieliśmy i dwa pokoje gościnne z łazienkami, dalej jest kuchnia i pokoje służby - książę opowiadał, a ciche kroki razem z głosem rozchodziły się szmerem po drewnianym wnętrzu. Po drodze kilkukrotnie minął ich ktoś ze służby, kornie spuszczając wzrok w podłogę, ale chociaż ludzi w zamku nie brakowało, nie uświadczyło się tu gwaru częstego na dworach centralnej Alaranii, dało się słyszeć jedynie szeptane rozmowy i nieśmiałe śmiechy.
        Korytarz pod koniec skręcał pod kątem prostym, zaraz prowadząc do otwartych na oścież, przesuwnych drzwi. Za nimi przechodził w zadaszony hol podobny do wejściowego, ale znacznie dłuższy. Dach podtrzymywały regularne kolumny z ciemnego drzewa, połączone niskimi, prostymi barierkami. Po ich obu stronach dało się widzieć ogrody, zewnętrzny otaczający zamek, oraz wewnętrzny, którego przeciwległą granicę wyznaczał długi taras o kształcie litery L, z wyjściem z foyer oraz pokoi części prywatnej, teraz zamkniętymi. Podobne do poprzednich, szeroko rozsunięte wrota poprowadziły ich znowu do korytarza drugiej połowy wnętrza.
        - Tak znaleźliśmy się w części prywatnej. Cały zamek zbudowany jest na planie prostokąta, więc o ile nie wywędrujesz w góry, raczej się nie zgubisz - książę opowiadał dalej, prowadząc Emmę do pokoju, który służba zostawiła otwartym.
        - Twoja komnata. - Brunet gestem zaprosił naturiankę do środka.
        - Jeśli czegoś by ci brakowało, śmiało mów. Wnętrza mamy raczej ascetycznie urządzone - odezwał się z przepraszającym uśmiechem. A w środku faktycznie poza szafą i komódką, oraz paroma mniej istotnymi duperelami, głównie ozdobnymi, znajdowało się jedynie łóżko, a dokładniej zasłany na podłodze materac.
        Jun zachęcił syrenkę do wejścia, sprawnie zdejmując sandały podążając za syrenką. O ile podłogę wewnętrznego i zewnętrznego korytarza tworzyły lśniące deski, o tyle wnętrze pokoju wyłożone było plecionymi matami, przyjemnie tłumiącymi kroki. Książę sięgnął dłonią do ściany naprzeciw wejścia i rozsunął drzwi prowadzące na widziany wcześniej taras.
        - Nie są to luksusy jakich uświadczyłabyś na zamkach na równinach, ale mam nadzieję, że przymkniesz oczy na niedogodności - dokończył z pogodnym uśmiechem i przenikliwym spojrzeniem.
        Wewnętrzny ogród przypominał srogą górską naturę. Ścieżki i placyki wysypane były równym, niemal białym żwirem. Tu i ówdzie kiełkowały większe i mniejsze głazy i kępy soczyście zielonego mchu. W kilku grupkach rosły poskręcane, karłowate iglaste drzewka. Centralne miejsce zaś zajmował równie garbaty jak iglaki, zupełnie jakby dźwigał cały ciężar świata, klon o krwiście czerwonych liściach. Dopiero pierwsze z nich zaczęły opadać na kamienie i mech.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Słuchaczy miała wdzięcznych i, tak jak sądziła, powtórzenie na głos tego, co ją spotkało, pomogło jej uporządkować wydarzenia w głowie i spojrzeć na nie z dystansu. Mimo że ostatnie z nich miały miejsce praktycznie dzisiaj, przynajmniej dla niej, bo na dobrą sprawę nie wiedziała, ile czasu rzeczywiście minęło, czuła się jakby wspominała odległą historię. Zwłaszcza, gdy wspomnienie Irsa nie okazało się ani bolesne, ani irytujące. Było to dobrym przypomnieniem, że wszystko jest tymczasowe, a przywiązywanie się do napotkanych na drodze ludzi kompletnie nie ma sensu. I to nie tylko ze względu na to, że w każdej chwili mogła zniknąć.
        Zgrabne podsumowanie księcia stało w zabawnej sprzeczności z reakcją Chena, jednak tym razem Emmie nie było do śmiechu, bo nie nastrajały do tego ani ciągnące się za nią magiczne anomalie, ani wspomnienie reakcji Irsa, gdy dowiedział się, co dla niego zaplanowano. Spoglądała jednak uprzejmie na bruneta, gdy ten kontynuował, chyba nawet nieświadomie wplatając w słowa komplement, nawet jeśli niezbyt subtelny. Tylko to dało Emmie jakąkolwiek wskazówkę, do czego mężczyzna dąży w swojej wypowiedzi, nieszczęśliwie mogąc sprostować jedynie ostatni element tej układanki.
        - Za dnia – powiedziała z lekkim dąsem. W takim podsumowaniu to rzeczywiście wyglądało niefortunnie, ale wszystko można tak przedstawić, by ostatecznie przekręcić sytuację.
        Poza tym też przypisują magiczne właściwości tym ogrodom, naprawdę. Chętna kobieta w każdych okolicznościach potrafi wywołać odpowiedni nastrój, a jeśli nie będzie zainteresowana, to mężczyźnie nawet ogrody nocą nie pomogą. Na następującą później kpinę już jawnie skarciła Chena wzrokiem.
        - Najwyraźniej moje argumenty nie były wystarczająco przekonywujące – odparła.
        Najchętniej dodałaby też, że tamta sytuacja absolutnie nie wskazywała na jakąś schadzkę, a raczej przypominało to ściganie nieposłusznego dziecka przez jego przymusową opiekunkę, jednak nie chciała wypowiadać się źle o Irsie. Nie było szans, by kiedykolwiek dotarła do niego ta rozmowa, ale mimo wszystko Emma umiała zachować dyskrecję, a ośmieszanie jeleniołaka nie leżało w jej interesie.
        Gdy Chen zaczął tłumaczyć rozmowę pozostałym, syrenka zwróciła się w stronę księcia, z tyłu głowy pozostawiając wątpliwości, co do odpowiedniego przekładu jej słów. Skinęła uprzejmie, zadowolona, że chociaż z tego nie musi się szerzej tłumaczyć, ale już po chwili musiała nieco na siłę przytrzymać na ustach miły uśmiech.
        Myślała, że skończył już z przesłuchaniami, ale mimo że Jun zadał pytania wesoło i swobodnie, potencjalne odpowiedzi wcale jej się nie podobały i to właśnie podpowiadało syrence celowość dobranych przez generała słów. Generał… no tak, pewnie jakieś strategiczne zboczenie. Nie powinna się dziwić, ale też nie potrafiła wyzbyć się nagłej podejrzliwości, gdy mężczyzna równie dobrze mógłby wprost zapytać, czy ktoś jej będzie szukał.
        - W razie czego, wstawię się za tobą – stwierdziła z uśmiechem, na razie korzystając ze swobodnej atmosfery, a już po chwili Chen znów ściągnął na siebie uwagę przyjaciela. Emma napiła się herbaty, nie uznając za konieczne przyznanie, że swoim poprzednim towarzyszom również spadła z nieba. Jeśli później będzie musiała się bardziej tłumaczyć, to wtedy będzie kombinowała.
        Uważniej za to słuchała kolejnej przepychanki między przyjaciółmi, tym razem gwałtowniej zakończonej i Emma przezornie przytrzymała filiżankę przy sobie, gdy przez stół pofrunęła poduszka. Skutki były do przewidzenia, chociaż prędzej w przedszkolu, niż na herbacie u księcia. Chen się wydarł, a syrenka szybko odwróciła głowę, by chociaż trochę zasłonić włosami nagły śmiech, chociaż i to nie było zbyt skuteczne. Miała nadzieję, że nie będzie jej to za złe poczytane, zwłaszcza że pechowy gość najpierw ostentacyjnie zaprezentował plamę w kroku i dopiero później zabrał się za jej wycieranie. Emma jeszcze chwilę się uspokajała, w międzyczasie obserwując pogodny profil Juna, nim poczuła, że jest w stanie na tyle zachować powagę, by wrócić spojrzeniem do pozostałych.
        Rozbawienie jednak wciąż plątało się w niebieskich oczach, gdy gospodarz zaproponował zwiedzanie. Naturianka skinęła zgodnie i podniosła się, przyjmując pomocną dłoń. Skierowała się w stronę drzwi, mimo uszu puszczając kolejną wymianę zdań między księciem, a jego przyjacielem, chociaż zastanowiła się na moment, jaką właściwie renomę miał Jun na myśli. Nie doszła do żadnych wniosków, ale też nie uznała tego chwilowo za istotne. Wsunęła sprawnie buty i wyszła na korytarz, ruszając zaraz z gospodarzem na zwiedzanie posiadłości.
        Rzadko tak uważnie słuchała tego, jaki układ ma zamek i gdzie się co znajduje. W środkowej Alaranii większość z nich budowana była według jednego sprawdzonego schematu, a fanaberią były dopiero dekoracje wnętrz i architektura ogrodów. Tu jednak miała do czynienia z czymś kompletnie nowym i nie mogła polegać na intuicji, gdy nie rozróżniała nawet ściany od drzwi. Od czasu do czasu syrenka zerkała na mijającą ich służbę, ale poza tym Jun miał jej pełną uwagę. Dopiero, gdy wyszli na zewnętrzny korytarz, Emma spojrzała zaskoczona na otaczające ich ogrody. Idea wewnętrznego patio była jej znana, ale tu wyglądało to zupełnie inaczej – bardziej oni wyszli na zewnątrz, niż ogród zakradał się do środka. Dodatkowy chłód również stanowił pewien dyskomfort, ale w kimono, zamiast sukni, był do zniesienia.
        Gdy przeszli do części prywatnej znów zaczęła uważnie słuchać bruneta. Obiekcje, co do tego że się nie zgubi, pozostawiła dla siebie. Żeby chociaż klamki mieli na tych drzwiach, to byłoby łatwiej, ale teraz? Powinna zacząć oswajać się z myślą, że nie raz zdarzy jej się próbować przesunąć ścianę.
        Zatrzymali się przy otwartym pomieszczeniu, do którego Emma weszła dopiero zaproszona, tak jak wcześniej, ściągając buty przy drzwiach. To będzie najłatwiejsze do zapamiętania. Rozejrzała się lekko skonsternowana, zastanawiając się, czy, a jeśli tak to jak, zapytać, dlaczego w pokoju nie ma łóżka. Wzmianka o ascetycznym wystroju poniekąd odpowiedziała na to pytanie, ale naturianka nadal wpatrywała się w materac. Gdyby na podłodze leżał byle jaki siennik to może jeszcze pomyślałaby, że gospodarz chce z niej zakpić, albo to jakiś żart, ale porządnie zasłany materac z dodatkowymi kocami wydawał się tutaj jak najbardziej na miejscu.
        Drgnęła zaskoczona, słysząc nagle koło siebie głos i odprowadziła bruneta spojrzeniem, obserwując jak otwiera kolejne drzwi z widokiem na ogród. Mata stłumiła jego kroki, a Emma dodatkowo poczuła się przyłapana na nieodpowiednich myślach, zwłaszcza gdy Jun jakby w nich czytał, poniekąd przepraszając za niedogodności.
        - Żadnych nie dostrzegam. Jestem wdzięczna za gościnę i mam nadzieję, że nie sprawiam kłopotu – wyjaśniła zaraz, całkowicie zgodnie z prawdą.
        Liczyła, że nie dała mu powodów, by chociaż podejrzewał, że jest wybredna, czy z jakiegoś powodu niezadowolona. Może i wyglądała na osobę nawykłą do luksusów i oczywiście preferowała komfort nad niewygody, ale to chyba nic dziwnego. Nie oznaczało to jednak, że kręciłaby nosem na inne warunki, o ile nie byłyby naprawdę nieludzkie. Jej wahanie wynikało tylko z zaskoczenia odmiennymi zwyczajami w ogóle, o niestosowaniu w pokojach łóżek na czele, zwłaszcza w siedzibie księcia. Była pewna, że doskonale wyśpi się na materacu i nie robiło jej to żadnego problemu.
        Podeszła kawałek bliżej, by spojrzeć na ogród, a przede wszystkim ogromny klon o czerwonych liściach, który na moment skradł całą jej uwagę. Dopiero później zarejestrowała brak rozległych trawników, które zastąpiono tu kamieniami i żwirem. Surowy obraz od początku do końca. Podobał jej się jednak.
        Przeniosła uwagę na księcia, trochę za długo myśląc, jak zadać nurtujące ją pytanie i ostatecznie wpatrując się w mężczyznę przez chwilę, nim odwróciła się w stronę wnętrza, grając na zwłokę. Najpierw spróbowała sama wyłowić w częściach ściany element będący jeszcze jednymi drzwiami, ale w końcu z pytaniem o łazienkę zwróciła się do Juna. Gdy ten pokazał jej kolejne pomieszczenie, obrzuciła je spojrzeniem i zebrała się w końcu na odwagę.
        - A czy jest tu może jakaś większa łaźnia? – zapytała niepewnie, chyba trochę obawiając się, że znów wyjdzie na przyzwyczajoną do luksusów. – Albo jakiś zbiornik wodny w okolicy, który nie zamarznie? Zimna woda nie będzie mi przeszkadzać. Chodzi o to, że dwa razy na dobę muszę jednak do niej wrócić. Dlatego też nie byłam zachwycona z tego, gdzie się znalazłam – wyjaśniła. – W najgorszym razie wystarczy mi wanna, po prostu z ogonem zajmuję trochę więcej miejsca – dodała, orientując się, że gospodarzowi sięga zaledwie do ramienia, jednak tylko w tej chwili, a nie zakładała, by jej się specjalnie przyglądał w jeziorze.
        Większość zamków miała łaźnie, ale jak już się przekonała, ta posiadłość różniła się wszystkim, od tego co znała, więc nic nie brała już za pewnik. Naprawdę nie chciała robić kłopotu, zwłaszcza, gdy nie umknęło jej, że jej komnata znajduje się w części prywatnej zamku, nie w pokojach gościnnych w drugiej jego części. Jednak wizja codziennego walenia ogonem w rant balii zmotywowała Emmę do pytania o tę dogodność, bo z braku laku nawet górski potok byłby dobrą odmianą, raz na jakiś czas.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Jun tłumaczył układ zamku przyjemnym, ciepłym głosem, którego teraz nie musiał wysilać po opuszczeniu herbacianego salonu, momentami gwarnością przypominającego targowisko.
        Wyratowana panna nie udzielała się chwilowo w konwersacji. Tutejsze kobiety bywały bardziej szczebiotliwe, lub odwrotnie, równie milczące, ale wtedy trzepotały rzęsami wpatrując się w podłogę w obawie przed kontaktem wzrokowym, co u niektórych rekordzistek wywołującego rumieńce. Tymczasem Emma dosłownie zamieniła się w słuch. Pewnie naturalnie. Brunet złożył wszystko na karb wielu wrażeń na raz, łącznie z nieplanowanym importem różowołosej postaci z regionu Łuski zupełnie odmiennego kulturowo.
        Pozwolił Emmie w jej tempie zapoznać się z wnętrzem, powoli dołączając do naturianki. Kątem ust, niedostrzegalnie uśmiechnął się, gdy kobieta zaskoczona jego nagłą bliskością drgnęła.
        - Żaden kłopot, z przyjemnością służę gościną - odezwał się rozwijając usta w pogodnym uśmiechu.
        - Nie będę ukrywał, że nie działam w pełni bezinteresownie - dodał bardziej mruczącym głosem.
        - Gdy spadną śniegi, zimą można tu umrzeć z nudów oglądając wiecznie te same twarze, miły gość jest zawsze ciekawą odmianą - dodał z szerszym, bardziej szelmowskim uśmiechem, puszczając do Emmy oczko. Zaraz jednak spoważniał.
        - Gdyby mimo wszystko okazało się, iż potrzebujesz czegoś jeszcze, nie krępuj się - dokończył. Tym razem to mężczyzna odprowadził syrenkę wzrokiem. Na tle ogrodu i wiekowego klonu wyglądała nader malowniczo. W ciszy cieszył oczy, do czasu aż napotkało go intensywnie niebieskie spojrzenie naturianki.
        Podtrzymywał wzrok kobiety, czekając dalszego rozwoju zdarzeń, z niewielkim rozbawieniem nie sięgającym twarzy obserwując jak panna wyraźnie się z czymś gryzła przez moment szukając wsparcia we wnętrzu. Dopiero gdy się odezwała, Jun mrugnął lekko zaskoczony, po czym z łagodną miną wskazał drzwi łazienki, rozsuwając je szeroko. Syrenka obejrzała wnętrze, a potem znów zerknęła na generała nieco rozszerzając swoje pytanie. Jun wpierw przechylił głowę słuchając słów naturianki, zastanawiając się do czego miały doprowadzić, a z każdym słowem kobiety, w oczach bruneta zaczynało wykwitać zrozumienie.
        - Rety, rety - odezwał się tym razem nie kryjąc lekkiego rozbawienia. - Faktycznie góry to nie najlepsze miejsce dla ciebie, los niewątpliwie bywa złośliwy, wybacz mi nietaktowne podsumowanie - dokończył z przepraszającym uśmiechem, wciąż rozbawiony ale bardziej faktem samego pecha niż krzywdą kobiety. Gorzej chyba tylko na pustynię mogła trafić.
        - Całe szczęście wydaje mi się, że i w tym dam radę pomóc - dodał łagodnie, gestem zachęcając Emmę do wyjścia na korytarz. Zasunął za nimi drzwi i delikatnie dotknął pleców syrenki kierując ją na powrót w stronę, z której przybyli.
        - Latem większość przejść jest otwarta - zagaił rozmowę. - Łatwiej się orientować w przestrzeni i można podziwiać widoki.
        Pytanie o łazienkę uzmysłowiło księciu, że nieznane budownictwo było dla Emmy znacznie większą zagwozdką niż mógłby przypuszczać. W sumie jak się zastanowić, nie było to aż tak dziwne.
        - Niefortunnie zimno już daje o sobie znać i zamek traci na swoim uroku. - Na rogu, zamiast skręcić w otwarty wcześniej korytarz łączący dwie części zamku, książę odsunął jedną z narożnych ścian, która okazała się kolejnym przejściem. Powitał ich następny zewnętrzny taras, przechodzący w kolejny zadaszony hol, z których rozwijał się widok na górski krajobraz. Na horyzoncie dominował górski grzbiet, a wokół przebijały się mniejsze i większe omszałe skały oraz porastające zbocze, karłowate, poskręcane drzewka. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że poza tarasem nie znajdowało się nic godnego uwagi, lecz z jakiegoś powodu zadaszenie jak i podłoga po kilku krokach kończyły się schodami i kamienną ścieżką, o szerokości w sam raz dla dwóch osób.
        Jun poprowadził naturiankę dróżką. Drobne, jasne kamienie chrzęściły cicho, przesypując się między grubszymi głazami, wiodąc stromizną w dół. Kamienne, niskie latarnie jak strażnicy czekały uśpione by pomagać w nocnych spacerach.
        Droga nie była długa, a za zakrętem w lewo, na jej końcu, który konsekwentnie znajdował się niżej niż początek ścieżki, od razu dało się zobaczyć charakterystyczny dach lokalnej zabudowy.
        Budynek był wielkości niewielkiego domu. Witały ich znane już, przesuwane drzwi, tym razem z litego ciemnego drewna, i podobne ściany, z naświetlami tuż u legarów. Podobnie jednolicie zabudowane były lewa i tylna ściana, z ażurem znajdującym się na tyle wysoko, że nie pozwalał dostrzec wnętrza. Prawa strona tymczasem pozostawała niewidoczna, gdy widok zasłaniała wysoka skała.
        Jun rozsunął drzwi.
        Wewnątrz, uporządkowane na prostokątnym planie, znajdowało się gorące źródło. Temperatura otoczenia nie spadła jeszcze tak by para unosiła się znad wody, ale podchodząc bliżej dało się wyczuć ciepło bijące od tafli. Drewniana podłoga opierała się na kamieniach tworzących burty zbiornika i rozciągała się przy zabudowanych ścianach na szerokość czterech łokci, tworząc literę u. Z tych samych głazów ułożone były schodki prowadzące w wodę. Tymczasem niewidoczna z zewnątrz część była całkiem otwarta. Dach wspierał się na kolumnach, które jak osobliwa lokalna koronka łączyła niewysoka balustrada, tworząca razem z kamieniami ostatnią ze ścian. Za nią rozciągał się widok góry i urwisko znajdujące się nie więcej jak dwa łokcie od brzegu.
        - Niestety woda nie jest jest zimna a ciepła - oznajmił książę, zachęcając syrenkę gestem by podeszła do łaźni.
        - W tym regionie gór można znaleźć kilka miejsc z gorącymi źródłami, one nie zamarzają nawet w najsroższe mrozy - dokończył wprowadzenie.
Awatar użytkownika
Emma
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Emma »

        Przerzucali się grzecznościami, a Emma do tego przywykła i przychodziło jej to naturalnie. Rzadko wdawała się w bardziej swobodne rozmowy z obcymi i nie brakowało jej tego szczególnie. Być może nabrała aż zbytniego dystansu, ale przynajmniej była czujna. Umiała to jednak ukryć, przynajmniej pod ludzką postacią, więc nie spięła się ani nie łypnęła na księcia z jawną podejrzliwością, gdy ten nagle zmienił melodię rozmowy. Oczywiście, że nie działał bezinteresownie, mało kto tak czynił. Pytanie tylko, czy gospodarzowi wystarczy satysfakcja z dobrego uczynku, poczucie zadowolenia z siebie i dokarmienie potencjalnego kompleksu zbawcy, czy będą mieli kłopoty. A właściwie ona. Czy ona będzie miała kłopoty.
        Rozwinięcie wypowiedzi wyszło mu całkiem zgrabnie i wciąż dla niej bezpiecznie, więc na puszczone oczko uśmiechnęła się lekko.
        - Postaram się być odpowiednim towarzystwem – odparła uprzejmie.
        Znała potęgę słów i wolała nie wdawać się w zaczepki i niedomówienia, o flircie nie wspominając. Jun zdawał się być kulturalnym i gościnnym człowiekiem, ale nie zamierzała kusić losu. Jeśli miała tu tak długo przebywać to lepiej dla niej, by książę uznał ją raczej za nudną, niż nadmiernie interesującą. Nie miała ambicji, by stanowić fascynujące towarzystwo, jeśli w każdej chwili może się to obrócić przeciwko niej. Przynajmniej póki nie poczuje się tu pewniej.
        Równie dumnie zniosła wyjaśnianie oczywistości, które niestety dla niej takie nie były, i w milczeniu policzyła, która płyta ścienna od lewej to drzwi do łazienki. Dopiero wtedy odważyła się przedstawić swój zasadniczy problem. Książę wyglądał na wystarczająco zdziwionego, by Emma domyśliła się, że nie wiedział o tym detalu jej rasy i właściwie nic dziwnego, raczej się tym nie chwalili. Było to największe ograniczenie i słabość, jaką posiadali mieszkańcy morza, ale nie miała wyboru. Nawet gdyby postanowiła utrzymywać to w tajemnicy i na własną rękę szukać zbiorników wodnych, każdy inteligentniejszy od karpia szybko domyśliłby się przyczyny albo chociaż zainteresował dziwnym zachowaniem naturianki. Więc lepiej już nie robić z tego nic wielkiego.
        Mniej spodobało jej się rozbawienie mężczyzny i zmrużyła delikatnie oczy na obce jej słowa, ale było to chyba tylko coś w stylu wyrażenia zaskoczenia, bo książę zaraz wrócił do wspólnej mowy. „Nietaktowne podsumowanie” było rzeczywiście dość poufałe, ale niestety trafiało w sedno, więc Emma tylko mruknęła coś kpiąco pod adresem owego złośliwego losu. Wyraźnie jej jednak ulżyło, gdy okazało się, że i na tę niedogodności książę potrafi znaleźć rozwiązanie, i niezmiennie surowe spojrzenie złagodniało w końcu nieco.
        Skierowała się posłusznie w stronę wyjścia, sprawnie już wsunęła buty i ruszyła z gospodarzem znajomym korytarzem. Spróbowała zapamiętać jakiś element charakterystyczny przy wejściu do swojego pokoju, a później skupiła się już na dalszej drodze.
        - Mimo wszystko, jego lokalizacja jest niemal bajkowa – odpowiedziała, gdy przed jej oczami rozpostarł się kolejny krajobraz. Przesuwała spojrzeniem po skałach i karłowatych drzewkach, nagle zwalniając nieco kroku, gdy coś do niej dotarło.
        - Wygląda jak dno morza – powiedziała w końcu cicho i rozejrzała się raz jeszcze. Oczywiście, brakowało piasku, ale jasne kamyczki udanie go imitowały, a skały i skromna o tej porze roku roślinność przywodziły jej na myśl rafy. Brakowało też kolorów, ale gdy zdała sobie sprawę z własnego porównania, nasuwało jej się coraz więcej skojarzeń, zwłaszcza z roztaczającym się nad głową błękitem nieba. Uśmiechnęła się lekko i zrównała krok z księciem.
        Ścieżka doprowadziła ich do kolejnego budynku, w którym syrenka wyjątkowo szybko dostrzegła przesuwane drzwi. Wnętrze jednak ją zaskoczyło i nawet tego nie ukrywała, gdy przechadzała się w środku, ciągnięta ku wodzie. Poczuła jej temperaturę jeszcze nim Jun to oznajmił, więc skinęła tylko głową, zafascynowana zjawiskiem.
        - Naturalnie ciepłe zbiorniki? – zdziwiła się, zerkając na niego krótko, nim powróciła spojrzeniem do widoku roztaczającego się ze źródła. Woda w środku była słodka i ciepła, ale to i tak o wiele więcej, niż się spodziewała.
        - Czy… są jakieś konkretne pory, w których mogę tu przychodzić? Nie chciałabym przeszkadzać innym domownikom – powiedziała uprzejmie, ostatni raz zerkając na okolicę i wracając do księcia.
Jun
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Władca , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Jun »

        Książę z pełną swobodą traktował rolę gospodarza i przewodnika, na razie nie znużony wzajemnymi grzecznościami i rezerwą z jaką Emma mu odpowiadała. Chwilowo kobieta nie była zbyt podatna na czyjkolwiek urok, na myśli w pierwszej kolejności mając oczywiście jego własny, a atmosfera bardziej przypominała audiencję na dworze królewskim (zbieżność książęcych skojarzeń ze stanem faktycznym była niezamierzona), Przy dłuższym czasie mogło powiać nudą, lecz chwilowo było stanowczo zbyt wcześnie na jakiekolwiek wnioski. W zasadzie w obecnym momencie była to nawet sympatyczna odmiana w porównaniu do dworzanek, ważniejszych lub pomniejszych, nieodmiennie zainteresowanych gdy tylko pojawiali się na horyzoncie. Zwykle różniły się tylko sposoby reagowania. Nadmierna cnotliwość połączona z cichą fascynacją czy nader widoczny afekt i próby zwrócenia na siebie uwagi - nic czego by do tej pory nie widział.
        Cóż, okoliczności również znacząco odbiegały od standardów zarówno dla niego jak i dla jego gościa. Z tą różnicą, że znajdował się w o niebo lepszym położeniu.
        Na uśmiech i oszczędną odpowiedź, odpowiedział równie subtelnym uśmiechem, bez drwiny przedstawiając pokój i jego niuanse. Zmrużonym spojrzeniem nie przejął się wcale, tu już nie kryjąc rozbawienia. Nie bez powodu jak Łuska długa i szeroka, jak kultury były różne, tak każda z nich miała jakieś określenie na złośliwy los. Coś w tym musiało być, prawda.
        Poprowadził kobietę holem, a później ścieżką, wprost do miejsca, które dla nich było miejscem wypoczynku i relaksu, a jak się okazało dla Emmy było jak wybawienie. Zadowolony uśmiech bruneta powitał komplement dotyczący lokalizacji zamku, a wzrok księcia podążył za sylwetką, rozglądającą się po otoczeniu. Niestety wbrew planom, syrence nie wyszło nie przyciąganie uwagi pana domu. Brązowe oczy błysnęły zainteresowaniem.
        - Jak dno morza? - zapytał zaciekawiony. Czy mogły być większe sprzeczności niż góry i morze? Odbicie nieboskłonu kontra grzbiety skryte w chmurach. Najgłębsze dno i najwyższe szczyty. Niemal poezja sama w sobie. Nawet nie miał przyjemności odwiedzić nadmorskiego miasta, a co dopiero być nad samym morzem.
        - Byłbym zaszczycony gdybyś opowiedziała nieco któregoś wieczoru przy winie, gdy… - zawiesił głos przymykając lekko oczy by wybrać właściwe słowa.
        - Gdy zrobi się spokojniej. Przy obiedzie wątpliwe by dało się prowadzić poważną rozmowę - dokończył wyraźnie mając na myśli pozostawionych w saloniku znajomych, co podkreślił oszczędnym machnięciem dłonią, która zaraz zniknęła w obszernym rękawie.
        - Nigdy nie miałem okazji podziwiać oceanu - dokończył ciszej, niemal w zamyśleniu, akurat zbliżając się do celu.

        Budynek, jak wszystko wokół, z jednej strony wydawał się oszczędny w środkach, prosty i funkcjonalny, z drugiej od razu wystarczyła chwila zastanowienia by domyślić się, że na podobne wygody nie było stać pierwszego lepszego szlachcica.
Jun zachęcił Emmę do wejścia do środka.
        - Dobro i urok tego regionu. W niższych, łagodniejszych partiach gór, przy szlakach znajdziesz kilka zajazdów opierających swoją działalność przede wszystkim na dobrodziejstwie gorących źródeł. Nie tylko zmęczeni wędrowcy chętnie korzystają z odpoczynku w takich warunkach, ale trafiają się podróżnicy przyjeżdżający dla samego pobytu w onsen - opowiadał podziwiając widok rozciągający się znad krawędzi sadzawki, sylwetkę w ciemnym kimonie na tle gór i błękitu nieba. Odwracająca się Emma i jej pytanie napotkały wzrok księcia.
        - Nie, nie musisz się niczym przejmować. Służba nie korzysta z łaźni. Tamta hałaśliwa kohorta na dniach wraca do siebie, a nawet jeśli byliby w łaźni, ręczę, że usłyszysz zanim zdążysz się zbliżyć. - Jun spojrzał na syrenkę z lekkim rozbawieniem. Widziała wystarczająco dużo przez te krótkie chwile przebywania w kompletnym towarzystwie, by chyba nie musiał więcej tłumaczyć.
        - Co najwyżej czasem możesz trafić na mnie. - Wzruszył lekko ramionami, w oszczędnym podsumowaniu, że w sumie jakby mieszkał sam, i ogólnie nie widział problemu. Zsunął buty i wszedł głębiej do łaźni, kierując się do ściany przeciwległej wejściu, w której odsunął a jakże, drzwi, zupełnie jak na złość i zgubę syrenią, odsłaniając coś na podobieństwo niewielkiego salonu przyległego do kąpieliska.
        W pokoju znajdował się kamienny kominek, przydatny zimą, gdy ciepło wody było niewystarczające by nagrzać pomieszczenie. W centrum stał niewielki stolik, wokół niego uporządkowane leżały poduchy do siedzenia. Nie brakowało też półki i wieszaka na ubrania, oraz oczywiście szafki z czystymi ręcznikami.
        - Tu możesz się rozgościć przed kąpielą lub wypocząć po niej. Jeśli byś potrzebowała czegoś więcej, powiedz mi lub poproś służbę. - Jun zamyślił się na chwilę, przypominając sobie jedno utrudnienie.
        - Jedna ze służących względnie porozumie się we wspólnym, po obiedzie przydzielę ci konkretnie ją do pomocy - dokończył z życzliwym uśmiechem, za moment zerkając na Emmę z większym skupieniem.
        - Wybacz pytanie, ale mam nadzieję, że ciepła woda ci nie zaszkodzi? - Słysząc o ciepłych źródłach panna nie podłapała tematu, więc zapytał wprost, głównie z ciekawości. O syrenach wiedział w zasadzie tyle co nic, jeśli wykreślić bajdurzenia z baśni, wiedział natomiast, że ryb się do ciepłej wody nie wrzucało, chyba że przyrządzając zupę. Teoretycznie Emma powinna powiedzieć, że taka kąpiel by jej nie służyła, ale z grzeczności mogła bać się poruszyć temat. Tak czy inaczej, zamierzał się dowiedzieć czy powinien pomyśleć o innej opcji dla swego gościa.
        Gdy Emma już zapoznała się z pomieszczeniem, widzianym już gestem zaprosił syrenkę do wyjścia.
        - Obiad powinien być już gotowy - poprowadził naturiankę do drzwi, a potem ścieżką w górę, w stronę zamku.

        Posiłek podano w tym samym salonie co herbatę. Trójka mężczyzn, przynajmniej dwóch ewidentnie głodnych, już siedziała przy stoliku, jakże by inaczej jak nie na ziemi.
        - Nareszcie gołąbeczki, ile można zwiedzać? - prychnął Chen energicznie sięgając po swoje pałeczki, w każdej chwili gotów do jedzenia niczym do startu w gonitwie. Xiu wyglądał podobnie.
        Jun pomógł Emmie zająć jej miejsce, po czym usiadł obok. Potrawy, przystawki i dodatki były podane w półmiskach, zaś każdy z gości miał swoją miseczkę z ugotowanym ryżem, własny sos i czysty niewielki talerzyk, obok nich leżały pałeczki.
        Ledwie Emma usiadła, a Xiu i Chen już zdążyli skraść po kawałku z niemal połowy serwowanych potraw, Shun zdążył nalać sobie herbaty, a Jun zdał sobie sprawę z jeszcze jednego problemu. Zerknął na Emmę, sięgając po jej rękę.
        - Mogę? - zapytał, chociaż już zdążył delikatnie rozłożyć jej dłoń na własnej.
        - Pałeczki trzymasz w ten sposób. - Pomógł naturiance właściwie ułożyć i chwycić narzędzie, a Xiu teatralnie wywrócił oczami.
        - Smacznego - prychnął Chen i wrócił do swojego półmiska z psotnym uśmiechem.
        - Smacznego - odpowiedział Jun i sięgnął po własny kęs z rozbawieniem zerkając na przyjaciela spod rzęs.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości