Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Radość i satysfakcja Mitry przez udane odzyskanie swoich drogocennych narzędzi medycznych, udzieliły się także Aldarenowi, który nawet zapisał sobie w pamięci by nigdy nie zgubić lub nie uszkodzić tych skalpeli. Ba! Wbił sobie do głowy by nigdy nawet nie odważyć się ich dotknąć. Podejrzewał, że marny byłby wtedy jego los, tak, jakby co najmniej ośmielił się wejść do smoczego leża i dotknąć skarbu ogromnego, ziejącego ogniem jaszczura. Zabawne, że z samego rana Mitra był dla niego jak cerber, a teraz przekształcił się w smoka. Tylko się zastanawiać co będzie po tym.
        - Pięknej pogody chyba najbardziej nie możesz się doczekać, co? Aż tak podobało ci się na plaży? - zapytał odnosząc się jeszcze do komentarza Mitry, że płaszcz obecnie nie będzie mu potrzebny.
        Co prawda później z tych przyjemniejszych tematów przeszli na te, o których pewnie oboje chcieliby zapomnieć, ale było do przewidzenia, że prędzej czy później będą musieli o tym porozmawiać. Choćby przez to, że skrzypek naprawdę bardzo mocno bał się tego, że mógłby stracić swojego ukochanego. Poza tym, przynajmniej mogli mieć to już za sobą. Uśmiechnął się niepewnie, po komentarzu Mitry odnośnie tego... nieplanowanego demona, na którego wspomnienie niebianin aż się wzdrygnął. Przez moment zastanawiał się czy nie powiedzieć ukochanemu, że w ogóle nie przywoływał tego...stworzenia, bo demonem ciężko było to nazwać. Domyślał się, że mocno by to błogosławionego zmartwiło, a wolałby mu tego oszczędzić. Już i tak wystarczająco się ostatnio stresował i zamartwiał o wampira.
        - Mówiłem, że biada tym, którzy skrzywdzą najbliższego mojemu sercu anioła - przypomniał swojemu partnerowi z delikatnym uśmiechem na twarzy, choć zaraz ten lekko mu zrzedł. - Wiesz... tak szczerze to nic nie przywoływałem... - wyznał mimo swojej wcześniejszej decyzji względem pojawienia się tego stwora. - Nie wiem co to było, ani skąd się pojawiło. Nie myślałem żeby cokolwiek przywoływać, bo byłem tak wściekły, że chciałem rozszarpać Renadiela własnymi rękami. Dobrze, że dało się to tak łatwo odesłać - powiedział cicho z nieukrywaną ulgą. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by się stało gdyby nie panował nad tą bestią.
        Cały czas jednak zastanawiało go skąd ona się wzięła i jakim cudem została przywołana bez odpowiednich pieczęci: przywołania i kontroli. Nic mu jednak nie przychodziło do głowy, ile by nad tym nie główkował, więc w końcu po prostu odpuścił. Zachodzenie w głowę, co to miało być nie miało większego sensu, skoro obiecał sobie, że cokolwiek to było, więcej się już nie powtórzy. No i oczywiście najważniejsze było, że dało się to tak łatwo odesłać, bez najmniejszych problemów, jakby rzeczywiście Aldaren nad tym w pełni panował, mimo płonącego w nim gniewu.
        - Czasami mi się zdarza - przyznał bez zawahania, po czym się uśmiechnął z miłością i ścisnął czule dłoń ukochanego, a korzystając z tego, że byli ukryci między krzakami z dala od głównego traktu, pocałował go krótko. - Ale tym razem nie ma w tym ani granika przesady - dodał szczerze, by zaraz po chwili podsumować swoją wypowiedź tym, że Mitra będzie naprawdę wspaniałym lekarzem.
        - Jedynym w swoim rodzaju nekromantą - przypomniał z zadowoleniem, samemu będąc bardzo rozbawiony tym, że z każdą chwilą Mitra ma coraz mniej swojej maski na twarzy, a coraz większa część sztucznego lica zmienia się w zwyczajną układankę.
        - Hm? - mruknął lekko zdezorientowany i zerknął zaraz na błogosławionego. - Odpuść. Można by to uznać za odszkodowanie, za to co ci zrobił, choć według mnie to i tak stanowczo za mało, za to podniesienie na ciebie ręki - odparł lekko się jeżąc, oczywiście metaforycznie, choć zaraz odetchnął głęboko, by zeszło z niego powietrze. Co prawda według wampira, piekielny nigdy by się nie wypłacił z tej krzywdy, jaką uczynił niebianinowi, ale tego raczej nie trzeba było dodawać Mitrze.

        - Spokojnie, cieszę się, że mimo wszystko kupiłem odpowiednią ilość - zaśmiał się z rozbawieniem, już dużo spokojniejszy, że mimo tego braku najważniejszych w sumie informacji i tak zakupy dla Mitry dobrze się skończyły. Był nawet z siebie bardzo dumny, po ostatnich słowach błogosławionego. Bardzo się cieszył, że coraz lepiej zna swojego partnera i jak on to powiedział - rozumie go bez słów.
        - Chciałbym zaprzeczyć, ale... obawiam się, że tak jak, mógł to być zwykły przypadek, tak równie dobrze mogła to też wszystko dokładnie zaplanować. Uwierzyłbyś, że któregoś razu, gdy Faust ze mną tutaj siedział, bo nie chciałem wrócić do Maurii, Ama wymyśliła taką intrygę, że on nieświadomy tego, że jest przez nią wodzony za nos, omal nie zrezygnował całkiem z krwi i zrobił się naprawdę dobry? I dopóki nie zaszydziła z jego zmiany na lepsze, nie miałby w ogóle o tym pojęcia, że tak łatwo dał jej się zmanipulować i od dwóch tygodni bez przerwy tańczył tak jak mu zagrała - wyjaśnił ukochanemu i parsknął, nieco rozbawiony wspomnieniem tamtej sytuacji. - To bardzo bystra, inteligentna, wyrachowana i podstępna gadzina. Nawet jak chcesz jej zrobić na przekór nigdy tak naprawdę nie będziesz miał pewności, czy ona tego nie zaplanowała. Myślę, że wymyślanie takich intryg i sprawdzanie reakcji swoich "ofiar" jest jej ulubioną rozrywką. Z resztą nie dziwi mnie to, gdy przez większość czasu jest sama na tym pustkowiu, a ludzie z wioski odwiedzają ją tylko wtedy, gdy czegoś potrzebują, zwłaszcza jej pomocy - dodał z pobrzmiewającym w głosie żalem i współczuciem.
        Smoczyca miała trudny charakter, przez który ciężko było ją lubić, bo nie dawała na to zbyt dużej szansy, jednak wampir uważał, że mimo wszystko ona bardziej, niż ktokolwiek inny potrzebowała towarzystwa i kogoś kto by z nią po prostu pogadał, pobył, kto by był w stanie ją zrozumieć. W sumie... pod tym względem była dosyć podobna do pewnej, bardzo bliskiej skrzypkowi osoby.
        - Myślę, że ona cię lubi dlatego, że widzi w tobie kogoś równego sobie. Nie kryjesz się z tym co myślisz, również starasz się jak najbardziej dystansować od obcych i nie boisz się komuś postawić i odpyskować, choćby ten ktoś był smokiem wielkości domu - zauważył z rozbawieniem. - I choć tak bardzo starałeś się wszystkich do siebie zrazić, żeby mieć święty spokój i "cieszyć się" swoją samotnością, tak naprawdę w głębi duszy pragnąłeś kogoś, z kim mógłbyś swobodnie, bez żadnych lęków pogadać o głupiej pogodzie, kogoś z kim mógłbyś dzielić się swoimi troskami, w kim miałbyś oparcie w najtrudniejszych chwilach. Mylę się? - zapytał łagodnie, acz zaczepnie, zerkając na ukochanego z serdecznym uśmiechem na twarzy. Nie chciał wprost porównywać Mitry do Amy, bo raz - wiedział, że Mitra nie lubi być z kimkolwiek porównywany, dwa - niezbyt przepadał za pradawną, jednakże chciał mu w pewnym stopniu (po raz kolejny w sumie) udowodnić, że smoczyca choć charakterna i raczej nieprzyjemna, była naprawdę dobrą osobą, cierpiącą przez swoją samotność, a że była do niej przyzwyczajona, zbudowała wokół siebie trudny do pokonania mur, by zrażać do siebie wszystkich.

        Gdy niebianin starał się pocieszyć jakoś nieumarłego i ponieść go na duchu, gdy zbliżali się do smoczego leża, uśmiechnął się lekko, z wdzięcznością, choć i tak jego obawy nie dawały mu spokoju. Cały czas, aż do przekroczenia progu, był bardzo czujny i przygotowany na ostrą reprymendę ze strony staruszki. Kiedy jednak jej nigdzie nie zauważył, w pierwszej chwili odetchnął z ulgą i spuścił nieco gardę, co ani trochę nie wyszło mu na dobrze. Nagłe odezwanie się staruszki mocno wystraszyło wampira, który nie dość, że sam z trudem utrzymał się na nogach, poprzewracał cześć przyniesionych zakupów, kilka na szczęście udało się Mitrze uratować przed przewróceniem i rozsypaniem się na podłogę. Aldaren rozmawiając z Amą, pomógł ukochanemu je posprzątać, lecz niestety kara i surowy ton staruszki i tak go nie ominęły.
        Po wyjściu na zewnątrz, do sterty nieporąbanego drewna, Aldaren chciał się kłócić i może jakoś załagodzić swoją karę. Prędzej jednak okaże się, że woda jest tak naprawdę sucha, niż kiedykolwiek uda się komuś wygrać kłótnię z tą niewyrośniętą wiedźmą, która zawsze musiała postawić na swoim. W tym przypadku odpuścił i pogodził się z tym, że przez resztę dnia będzie musiał użerać się z rozłupywaniem siekierą i układaniem drwa dla Amy na opał. Nie było jednak możliwości, by część z tego dzisiaj mogłaby zostać dorzucona do kominka, bo właśnie mżawka zaczęła przybierać na sile. Co prawda nie zapowiadała się taka sama ulewa jak zeszłej nocy, jednakże mimo wszystko drewno będzie wystarczająco mokre, by były trudności z rozpaleniem go. Skrzypek podejrzewał, że i na nim nie ostanie się żadna sucha nitka.
        Kiedy jednak usłyszał, że i Mitra miałby coś dla staruszki zrobić, wampir od razu chciał się przeciwstawić. Chciał obiecać, że weźmie też na siebie zadanie nekromanty, byleby staruszka dała błogosławionemu spokój, gdyż ten był przecież tak bardzo wyczerpany po wizycie u Rosic. Znów się zjeżył i nie kryjąc z powodu zwykłego szacunku do staruszki swoich kłów, chciał podjąć zacięta batalię słowną, lecz nie dane mu było wypowiedzieć choćby słowa. Ama zgodziła się na prośbę Mitry o odniesienie jego rzeczy do ich chatki i wcisnęła nieumarłemu w dłoń siekierę.
        - Do roboty, bo ci dnia nie starczy i będziesz rąbał całą noc - rzucił ostro, a w jej wolnym od ślepoty oku zaiskrzyła groźba, zwłaszcza, że zmieniło się na moment ze zwykłego ludzkiego, na iście gadzie z wąską, pionową źrenicą.
        Aldaren stał przez moment jak kołek, jakby oderwany na moment od rzeczywistości i lekko zdezorientowany. Chciał walczyć o wygodę i odpoczynek swojego ukochanego, a ten właśnie ścisnął jego ramię i sobie poszedł, bez słowa sprzeciwu zgadzając się na pomoc starej wiedźmie. Oszołomiony patrzył kilka razy to za odchodzącym w stronę ich chatki Mitrą, to na siekierę w swoich rękach, to na wracającą jakby nigdy nic do swojego domu Amę i z ponownie - Mitra, siekierka, Ama... Można by odnieść wrażenie, że wyglądał w tym momencie jak szczeniak, który został wygoniony na dwór na deszcz za pogryzione kapcie, a do którego nie docierało jeszcze co się w ogóle wokół niego dzieje i kim w ogóle jest.
        Ocknął się jednak w końcu i westchnął ciężko z rezygnacją. Otarł nieco dłonią twarz i zgarnął moknące coraz bardziej i lepiące mu się do policzków i nosa, spadające na oczy, włosy do tyłu. Wziął pierwszy pieniek i się przymierzył do niego. Uniósł wysoko do góry siekierę i lekko ją opuścił, jakby dając samym prawom fizyki zrobić całą robotę. Drewno łatwo ustąpiło i rozdzieliło się gładko na dwie połówki, które Aldaren zaraz rozpłatał jeszcze na pół. Zaczęła się jego miarowa, swego rodzaju rytmiczna praca, albo raczej kara.



        Ama czekała w swoim domu na Mitrę, w między czasie zaparzyła dla ich oboje herbatę, z tym, że dla Mitry z wzmacniających i energetycznych ziół, by mógł odzyskać nieco sił utraconych podczas leczenia Rosic. Usiadła przy niewielkim stoliku kawowym niedaleko wyjścia na tyłu domu, z dwoma krzesłami przy oknie, by mieć idealny podgląd na to, czy wampir się czasem nie obijał i czy nie kombinował nic co napsułoby im wszystkim krwi. Kiedy niebianin do niej przyszedł, sącząc leniwie swoją herbatę, pokazała mu uprzejmie, aby usiadł i się z nią napił.
        - Nie powinieneś mu pozwalać, by był aż tak nadopiekuńczy i cię we wszystkim wyręczał - zaczęła łagodnie kobieta, nie spodziewając się, że nekromanta choćby zagai o tym, jak paskudna pogoda się właśnie zrobiła. - Nie potępiam go za to, bo dobrze jeśli towarzysze się o siebie nawzajem martwią, jest to nawet urocze, jak niezdarność kilkutygodniowego szczeniaka i jego potykanie się o własne łapy, ale z czasem, jeśli z tego nie wyrośnie może być powodem wielu kłopotów i niepokoju. Jesteś dorosłym mężczyzną, który doskonale potrafi sobie sam w życiu poradzić, więc dlaczego pozwalasz mu na to, aby tobie ojcował? - zapytała wbijając spojrzenie w nekromantę, choć widać po niej było, że wcale nie chciała być nachalna i surowa, a przemawiała przez nią troska. O obu mężczyzn.
        - Nawet jeśli nie spowoduje to wielu kłopotów, to czy ciągłe wyręczanie cię czy wtrącanie się w twoje sprawy nie zacznie cię w końcu irytować? Czy naprawdę będziesz się czuł z tym w pełni komfortowo, gdy Aldaren będzie zawsze i wszędzie za tobą chodził, nieodłączny niczym cień i gdy tyko podczas załatwiania przez ciebie twoich spraw, coś pójdzie nie po twojej myśli, to on zareaguje pierwszy i to nie zawsze w łagodny i dyplomatyczny sposób? Zastanów się i powiedz mi, szczerze, czy on naprawdę traktuje cię jak równego sobie partnera, czy raczej jak swojego syna, którego musi chronić przed całym złem tego świata?
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrze w pierwszej chwili rozbłysnęły oczy, zaraz jednak zareagował tak, jakby Aldaren doskonale odgadł jego pilnie skrywany sekret, do którego wcale nie chciał się przyznać, choć sam się przed chwilą zdradził.
        - Nie, to nie o to chodzi… - bąknął. – Podobało mi się na plaży, ale to nie to miałem na myśli… - tłumaczył się, trochę zawstydzony tymi przypuszczeniami ukochanego, bo naprawdę chodziło mu w tym momencie o to, żeby jego partner nie mókł i nie marzł. A to, że bardzo chciał wrócić na tamtą plażę, cóż, było faktem, ale w tym momencie nie miało większego znaczenia.

        Na wieść, że tamta bestia nie była przywołańcem Aldarena, Mitrze zrzedła mina.
        - Och… - mruknął niezbyt elokwentnie. – Ale… To sprawiało wrażenie, jakby bezwzględnie cię słuchało. Naprawdę, ty może nie zwróciłeś na to uwagi, ale zachowywało się jak twój ogar i zniknęło, gdy kazałeś mu odejść… Dziwne – podsumował w zamyśleniu. – Może to ma związek z tą księgą od Amy? – zasugerował.
        Później jednak ciężkie tematy odpuściły. Aldaren zasypał go taką ilością komplementów, że Mitra był całkowicie bezbronny i już nawet nie miał siły na dyskusję – pozostało mu tylko krygowanie się, uśmiechanie i dziękowanie.

        Historii, w której ni z tego ni z owego pojawił się Faust błogosławiony słuchał z olbrzymią uwagą i niedowierzaniem tak wielkim, że aż było je widać w jego oczach.
        - Jak to? – bąknął. – Faust… Był dobry? Wiedziałem, że Ama jest potężna, ale żeby była aż tak silna, by zrobić z niego taką owieczkę?
        Wszelkim epitetom padającym pod adresem wiedźmy Mitra wtórował, kiwając głową. Sprawdzało się co do joty – nekromanta może za nią nie przepadał i się jej bał, ale pewnych pozytywnych cech, takich jak inteligencja, nie mógł jej odmówić.
        Tego jednak co później usłyszał w życiu by się nie spodziewał. Już samo stwierdzenie, że Ama go lubi, bardzo go zaskoczyło, ale to jak Aldaren wynajdował podobieństwa między nimi… Choć wampir się śmiał, Mitrze nie było do śmiechu. Był mocno zaskoczony i trochę zawstydzony tym co mówił o nim skrzypek. Nie by się nie zgadzał, bo każde zdanie było czystą prawdą, ale trudno mu się słuchało ile tak naprawdę łączy go z Amą. No i… to jak ukochany podsumował lata jego samotności… Cholera, bolało. Nie przez złośliwość, w żadny wypadku, a przez to jak prawdziwe były to słowa. No bo przecież gdyby Mitra tak naprawdę nie chciał mieć kogoś bliskiego, nie dopuściłby do siebie Aldarena, prawda? Nie przeżywałby tak bardzo jego wyjazdu, nie wściekałby się tak za każdym razem, gdy ten sugerował rozstanie. I gdy śnią mu się koszmary nie szukałby przez sen kogoś, w kogo może się wtulić…
        - T-tak… - przyznał w końcu cicho. - Tylko chyba sam tego nie wiedziałem dopóki ty mi tego nie pokazałaś - dodał, tonem totalnie niewinnym, kochającym i domagającym się czułości, ale nie w przerysowany sposób. Mówił serio. No bo wszystko było “dobrze” tak długo, aż w Aldarenie Mitra nie dostrzegł tego, czego tak bardzo mu przez te lata brakowało i nie wyciągnął tego na wierzch.

        O wszelkich czułościach przyszło mu jednak zapomnieć, gdy już wrócili do Amy. Liczył w sumie na to, że po ciężkiej nocy i pracowitym początku dnia będą mogli trochę odpocząć, ale wiedźma miała inne plany. On tymczasem uznał, że nie ma sensu się kłócić - lepiej szybko zrobić co było do zrobienia, bo ze starą się nie wygra. Szkoda mu było tylko Aldarena, który miał swoje zadanie wykonywać na dworze, a właśnie zaczynało siąpić. Miał nadzieję, że wkrótce przejdzie, bo choć wampiry nie mogą się przeziębić, żadną przyjemnością jest moknąć i marznąć.
        Sam zresztą nie miał pewności czy nie przyjdzie mu robić na dworze - spodziewał się, że Ama powie mu cokolwiek jak tylko do niej wróci. Nie spodziewał się, że to picie herbaty to będzie na serio, ale spod jego maski nie było widać zaskoczenia. Kiwnął głową, gdy wiedźma wskazała mu krzesło i zajął miejsce. Na ślepo sięgnął po kubek, spoglądając przy tym za okno na podwórze i Aldarena, który rąbał drewno. Zrobiło mu się żal partnera, że ten siedzi na dworze, gdy pogoda jest taka brzydka. Dopiero niedawno zaczęło tak siąpić, może to tylko przelotne? Szkoda by było, aby zmoknął.
        Nekromanta znowu na ślepo sięgnął po kubek. Dopiero gdy ciepła ceramika ogrzała mu dłonie spojrzał na naczynie, a później na siedzącą naprzeciw Amę. Zdjął dolną część swojej maski, ale jeszcze się nie napił – przystawił napar do ust i zaczął dmuchać jego powierzchnię. Wtedy wiedźma zaczęła mówić… I Mitrze od razu zrzedła mina. Łypnął na nią nieprzychylnie, odsunął od ust kubek i odwrócił wzrok. Nie umiał się zdecydować czy lepiej wstać i wyjść, czy przerwać jej i kazać, by powiedziała co ma dla niej zrobić i darować sobie pogadanki.
        Tylko… To nie były złośliwe komentarze jak do tej pory. W tonie jej głosu było coś innego, przez co Mitra odpuścił kłótni. Wsparł brodę na dłoni i wbił wzrok w brzeg stołu gdzieś z boku. Słuchał jej tak jak słucha się okrutnej prawdy – jak wtedy, gdy mówi się komuś, że tej choroby, na którą zapadł, naprawdę nie da się wyleczyć. Niby to wszystko gdzieś w głębi ducha wiedział, ale gdy słyszy się to z ust kogoś innego prawda jest bardzo bolesna.
        Nie spojrzał na nią ani razu gdy mówiła – dopiero gdy przerwała zerknął na nią tak, jak dzikie zwierzę zerka na obcego w nadziei, że może już go tam nie będzie. Ale była, to oczywiste. I co więcej nekromanta wiedział, że z tej rozmowy się nie wywinie. Mimo to długo milczał. Bardzo długo. Siedział bez ruchu, trzymając dłoń na kubku ze stygnącym naparem i nie odzywał się słowem. Tylko jego nieobecny wzrok świadczył o tym, że mógł zastanawiać się nad odpowiedzią.
        - Pewnie i tak sprawdziłaś już sobie poprawną odpowiedź – pozwolił sobie na niemrawy, ale mimo to kąśliwy komentarz, by nie poddać się tak zupełnie bez walki. Na pewno wiedziała, że on nadal podejrzewa ją o grzebanie sobie w głowie. Jeszcze chwilę potrwało nim powiedział coś więcej. W tym czasie powoli obrócił w dłoni kubek, robiąc nic pełen obrót po blacie.
        - Ale on to lubi – mruknął cicho, nadal na nią nie patrząc. – On się wszystkim bardzo przejmuje, gdy może coś dla mnie zrobić to promienieje, a gdy nie potrzebuję jego pomocy jest taki zgaszony. Nie chcę robić mu przykrości. Gdy czasami zdarzy mi się, że wstanę przed nim i nie pozwolę by zrobił mi śniadanie, zachowuje się tak jakby, nie wiem, jakbym zrobił mu jakąś krzywdę. Nie chcę robić mu przykrości… i odpuszczam. I… to zresztą czasami jest po prostu miłe - przyznał cicho, ale jednocześnie czulszym tonem świadczącym o tym jak szczere było to proste wyznanie. Później mówił ze zwieszoną głową, wpatrzony w zawartość swojego kubka. Trudniej było go przez to usłyszeć.
        - Nikt nigdy się mną tak nie opiekował i się mną nie przejmował. Czasami jest mi po prostu miło, że staje w mojej obronie czy chce mi pomóc. Fakt, czasami mnie to irytuje, bo Ren reaguje tak… gwałtownie. Za bardzo. Tak szybko wpada w skrajne emocje.
        Mitra na chwilę zamilkł. Widać było, że ta rozmowa kosztuje go dużo wysiłku – gdyby nie miał zajętych dłoni Ama pewnie by dostrzegła, że obie zaczynają drżeć. Dlatego on cały czas trzymał kurczowo ten kubek i nie pił, bo pewnie by rozlał nim doniósłby go do ust.
        - Po prostu nie chcę go zawieść - wyznał w końcu. - Mam wiele wad i wielu rzeczy nie mogę mu dać, bardzo wiele mi brakuje do bycia choćby dobrym partnerem, ale tam gdzie potrafię chciałbym, by po prostu był szczęśliwy. Myślałem… Że jeśli jemu jest z tym dobrze, to po prostu to jest dobre. I nie będę z tym dyskutował.
        Mitra poczuł jak pod powiekami wzbierają mu łzy. Przypomniała mu się rozmowa z Aldarenem na klifie, którą odbyli raptem dwa dni temu. Jego ukochany powiedział mu wtedy, że nic o nim nie wie. Teraz Ama wyrzuciła mu, że źle postępuje… Dlaczego to było takie trudne? W Mitrze zaczęło wzrastać przerażenie czy przypadkiem nie sabotuje swojego związku.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Zakłopotanie Mitry po delikatnej zaczepce Aldarena, odrobinę rozbawiła wampira, ale nie tak, by sprawić błogosławionemu przykrość. Po prostu reakcja nekromanty wydała się bardzo urocza skrzypkowi. Już pomijając, że od samego początku doskonale rozumiał o co jego partnerowi chodziło, a po prostu chciał się z nim odrobinę podroczyć. Pogładził ukochanego po dłoni, z czułym uśmiechem, by ten przestał aż tak się przejmować i by go może odrobinę uspokoić. Nie chciał by Mitra się stresował.

        - Znaczy... tamten stwór był mój, czułem, że jestem z nim połączony przez magię, tak jak ty musisz połączyć swoja magię ze swoimi manekinami by wprawić je w ruch, ale jak już mówiłem, nie chciałem nic przywoływać. Chciałem własnymi rękami pozbyć się Renadiela, a to coś po prostu się pojawiło. Poza tym jak już pewnie zauważyłeś, żeby coś przywołać, potrzebuję narysować odpowiednią pieczęć, a ta bestia pojawiła się bez tego - wyjaśnił niebianinowi, bo ten wydawał się jakby odrobinę zaniepokojony tym, co się pojawiło przed domem kwiaciarki. Aldaren nie zamierzał ukrywać przed ukochanym faktu, że z pojawieniem się tej cienistej bestii nie miał nic wspólnego, ale też nie chciał zatajać tego, że czuł, iż ma nad tym stworem jakiegoś rodzaju kontrolę.
        Kiedy Mitra zasugerował, że może to przez czytaną przez pół nocy księgę o demonologii, wampir zamyślił się przez moment, przywołując w pamięci i analizując przeczytaną treść. Nie wydawało mu się, by było tam w ogóle cokolwiek wspomniane o cienistych stworzeniach, ale miał wątpliwości przed jednoznacznym zaprzeczeniem błogosławionemu. Zwłaszcza, że z pomocą tych dziwacznych skrzypiec, które znalazł w zamku po powrocie z Thulle, był w stanie przywoływać bez pieczęci i kontrolować cienie, ale... wydawało mu się, że to nie było tworzenie nowych cienistych kształtów, a kontrolowanie po prostu tych, które znajdowały się w zasięgu wzroku. Poza tym bez skrzypiec był w stanie "przechować" w swoim cieniu Xargana i go "przywołać" w każdej chwili. Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiał, tym większy miał w głowie mętlik, a ta go zaczynała powoli od tego myślenia boleć.
        - Może masz rację - poddał się w końcu, odpuszczając sobie na ten moment przypuszczanie, co mogło sprawić, że ten cienisty stwór się pojawił.

        Aldaren parsknął z rozbawieniem przez ogromne zaskoczenie swojego partnera, że martwy już na dobre mistrz wampira mógłby być dobry.
        - Wiesz, gdyby nie był dobry podejrzewam, że nigdy nawet do głowy nie przyszłoby mu przygarnięcie pod swój dach ludzkiego dziecka z ulicy, a już zwłaszcza, nie po to, by się nim zaopiekować, jak swoim własnym synem - przypomniał niebianinowi z łagodnym uśmiechem. - Ale tak, był moment, że za sprawą Amy omal nie przestał być dwulicowym wężem. Ama była dla niego bezwzględna i Faust nie miał praktycznie ani chwili dla siebie, ciągle ganiany z kąta w kąt. A to na zakupy, a to pozbyć się jakiejś bestii nękającej Tartos, a to pomóc jakiemuś rekinowi czy tam innej rybie wywalonej na plażę na pewną śmierć. Raz jak chciał się jej sprzeciwić, rzuciła w niego czosnkiem - powiedział ze śmiechem, bardzo rozbawiony wspomnieniem tamtej sytuacji. - W każdym razie wystarczyło, że wrócił do Maurii i znów miał styczność z Zaborem - swoim najwierniejszym sługą i doradcą - westchnął z nieukrywanym zawodem. Gdyby nie Zabor być może Faust po dziś dzień byłby po prostu dobry... Może Aldaren wtedy nie musiałby go zabijać?
        Odepchnął od siebie wzbierający w nim żal. Gdyby Faust był inny i nie doszłoby do sytuacji z Thulle, prawdopodobnie Aldaren nigdy nie spotkałby Mitry. Nigdy nie wymieniłby go na swojego okrutnego mistrza. I nic nie było by w stanie tego zmienić. Mitra był po prostu w życiu wampira najważniejszy. Zabawne, że nawet na początku nie myślał o wspólnej przyszłości z błogosławionym. Chciał mu jedynie pomóc dostać się bezpiecznie przejść przez Thulle i dostać się do grymuaru, obronić go przed Faustem i być może więcej się już nie spotkać po raz kolejny. Kiedy jednak okazało się, że po osiągnięciu celu Mitra miał sparaliżowane pół ciała... nie mógł go tam tak po prostu zostawić. Prawdopodobnie nekromanta by sobie doskonale poradził bez wampira, ożywiłby jakieś ciało w okolicy i z jego pomocą powróciłby do Maurii, jednakże zostawienie kogoś w potrzebie kłóciło się z naturą skrzypka i po prostu nie mógłby spokojnie opuścić błogosławionego w takiej sytuacji. To, co wtedy mu Mitra powiedział, że miał ciężką przeszłość, prawdopodobnie przesądziło o tym, że teraz byli razem - w tamtym momencie Aldaren postawił sobie za cel, udowodnienie niebianinowi, że życie może być lepsze, chciał w pewnym sensie wynagrodzić mu te wszystkie lata cierpienia. Pragnął po prostu by Mitra był szczęśliwy.
        Powiedział ostrożnie blondynowi o podobieństwach między nim i smoczycą, nie mając oczywiście na celu go obrazić, a jedynie wyjaśnić, że Ama może mieć trudny charakter, bo z jednej strony chce się izolować od innych, a z drugiej doskwiera jej ogromna samotność. Zerknął przy tym na ukochanego, wyczuwając zmianę z jego strony i... zmartwił się czy dobrze zrobił, że to w ogóle powiedział. Czy nie sprawił tym czasem przykrości ukochanemu.
         Otworzył usta, by przeprosić nekromantę za swoje słowa, lecz zaraz odpuścił to sobie po wypowiedzi Mitry. A raczej przez ton, jakim to powiedział. Chyba dopiero po wycofaniu się z tego co skrzypek mówił i przeproszeniu za to, sprawiłby ukochanemu przykrość, albo przynajmniej większą, niż obecnie. Wolał mimo wszystko tego uniknąć. Uśmiechnął się nieśmiało i ograniczył się jedynie do krótkiego złapania go za dłoń, by nie krępować nekromanty przytulaniem go tak na środku traktu. Najwyżej będzie mógł sobie pozwolić przytulić blondyna, jak już będą w ich chatce, po zaniesieniu zakupów Amie.

        Niestety po dotarciu do domu smoczycy prawdopodobnie wszystkie ich plany na resztę tego dnia uległy drastycznym zmianom, a już szczególnie te związane z chociażby krótkim odpoczynkiem w ich domku i cieszeniem się wyłącznie swoim towarzystwem. Co prawda Aldaren spodziewał się, że pradawna wiedziała o jego wybryku pod kwiaciarnią i dostanie srogą reprymendę, jednakże myślał, że na tym się zakończy. Że dostanie mu się po uszach i nic więcej. Okazało się jednak, że czekała go kara w postaci rąbania całego stosu drewna i to wcale nie za burdę, którą próbował wszcząć w Tartos, a za to, że do domu smoczycy przyniósł mniej śledzi, niż ta oczekiwała. Nie było oczywiście najmniejszego sensu kłócić się ze staruszką o to, ale... choć wampir usilnie się starał, nie był w stanie w ogóle zrozumieć smoczycy. Znał ją wystarczająco, by wiedzieć, że jej decyzja była podyktowana czymś bardziej logicznym, niż kilka sztuk mniej ulubionej przekąski, jednakże Aldaren nie miał pomysłu, o co tak naprawdę mogło chodzić wiedźmie. Pogodził się jednak z narzuconą mu karą i z pokorą zabrał się do pracy, która mimo padającego deszczu, była nawet całkiem przyjemna - Aldaren mógł w każde uderzenie siekierą włożyć całą swoją złość, jaka się w nim nadal kłębiła, gdy tylko pomyślał o zniszczonej masce Mitry i o tym, że został uderzony przez Renadiela. Mógł wyładować swój gniew i nie zrobić przy tym nikomu krzywdy, przez co był nawet wdzięczny Amie, że mu dała takie zadanie, a nie inne.

        Staruszka natomiast siedziała w ciepłej, suchej chatce, popijając spokojnie herbatę w towarzystwie Mitry, z którym zaraz zaczęła rozmowę na temat związku jego i wampira, a raczej dziwacznej relacji między nimi, którą chyba każdy z nich odbierał na swój sposób. Wprost wyłożyła niebianinowi, że zachowanie wampira oraz przyzwalanie na to przez nekromantę, może być bardzo niezdrowe dla ich związku i nie mówiła tego wcale złośliwie. Szczerze martwiła się o obu mężczyzn i chciała wyłącznie ich dobra oraz by byli z sobą szczęśliwi.
        W żaden sposób nie skomentowała kąśliwej uwagi naburmuszonego nekromanty, bo wiedziała, że ten i tak by jej nie uwierzył, bez względu na to, ile razy by mu to tłumaczyła. Poza tym doskonale pamiętała jego sceptycyzm, gdy poprzedniego dnia starała mu się to wyjaśnić, nie było więc najmniejszego sensu wysilać się po raz kolejny, skoro i tak miałoby to nie przynieść żadnych efektów. Przewróciła co najwyżej oczami i napiła się w milczeniu swojej herbaty.
        Powiedziała co miała powiedzieć i nie miała w tej chwili nic więcej do powiedzenia. Dała Mitrze chwilę na przetrawienie jej słów i utkwiła spojrzenie w tańczącym w kominku płomieniu, wykazując się ogromną cierpliwością, godną tak długowiecznego stworzenia jakim były smoki. A kiedy Mitra się w końcu odezwał i to bez żadnych więcej złośliwych przytyków, zerknęła na niego. Z początku jakby od niechcenia, spodziewając się, że rozmowa zaraz dobiegnie końca, nim się tak naprawdę zdążyła porządnie zacząć, zaraz jednak poświęciła niebianinowi cała swoją uwagę. Sączyła co jakiś czas swoją herbatę i ani razu nie przerwała błogosławionemu, aż ten się nie wypowiedział do samego końca. Nie było też chwili by parsknęła z pogardą czy rozbawieniem dla irracjonalności tłumaczeń nekromanty. Słuchała go cały czas z należytą uwagą i szacunkiem.
        - Oj kochanieńki, kochanieńki... - westchnęła ciężko z pobłażaniem, kręcąc przy tym lekko głową. - Nie sądzisz, że szczęście powinno bardziej dawać przebywanie z drugą osobą, a nie możliwość opiekowania się nią i usługiwania jej w każdej chwili, nawet najbardziej prozaiczną czynnością? Takie coś powinno być co najwyżej miłe, sprawiać przyjemność drugiej osobie, ale być wyznacznikiem szczęścia - odpowiedziała błogosławionemu dopiera jak ten się w pełni wypowiedział. - Nie zrozum mnie źle, nie zamierzam was krytykować i ustawiać wam życia oraz waszej relacji, ale z tego co obecnie widzę, nie jestem pewna czy w pewnym momencie, któreś z was po prostu nie zderzy się ze ścianą, bo oczekiwało czegoś innego, czy interpretowało waszą relację na inny sposób, niż ten drugi. Rozumiem, że nie miałeś w życiu zbyt wiele okazji by być pod czyjąś opieką i mieć wsparcie w drugiej osobie, i teraz ci to nie przeszkadza, nadrabiasz te wszystkie stracone lata, gdy nikt się tobą nie przejmował, ale co zrobisz, gdy Aldaren nadal będzie stawiał na pierwszym miejscu opiekę nad tobą, jakbyś był małym dzieckiem, a nie traktował cię, że tak powiem na równi z sobą jako dorosłego mężczyzny i swojego partnera? Co zrobisz, gdy to jego niańczenie cię, nie skończy się po dwóch, może pięciu latach, a będzie trwało przez kolejne dziesięciolecia? I wierz mi, że jeśli istota długowieczna do czegoś się przyzwyczai, może mieć duże problemy ze zmianą swoich nawyków, bo w pewnym momencie postępuje już wyłącznie podświadomie. Zwłaszcza, gdy popadnie się w monotonię - odpowiedziała spokojnie i pociągnęła kolejny łyk swojej herbaty. Dając Mitrze możliwość, tak samo cierpliwie jak poprzednim razem, przemyśleć to, co staruszka powiedziała i w swoim czasie bez stresu odpowiedzieć.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra słuchał wyjaśnień Aldarena z uwagą. Nie znał się na demonologii – jego jedyna wiedza pochodziła z tego, co do tej pory powiedział mu jego ukochany. Dlatego każde jego pytanie było tak naprawdę luźnym gdybaniem.
        - No tak, masz rację - mruknął jednak zakłopotany, gdy skrzypek przedstawił jak to wyglądało z jego perspektywy. Fakt, Aldaren nie czarował tak jak Mitra, jego szkołą były raczej rytuały niż moce. Nie zwrócił na to w tamtym momencie uwagi. Nie umiał jednak wpaść na pomysł co też innego mogło być przyczyną pojawienia się tamtego stwora i jakim sposobem mógł on być powiązany z jego partnerem. Wyrzucał sobie teraz, że nie spojrzał na sytuację trzecim okiem - może wtedy dojrzałby aury i jakieś powiązania, coś, co pomogłoby mu teraz wysnuć jakieś wnioski. Pozostał jednak z niczym. A Aldaren najwyraźniej nie miał teraz ochotym o tym mówić, więc i nekromanta odpuścił, choć nie tak do końca zapomniał o temacie.

        Kolejne rewelacje - te dotyczące zmarłego mistrza skrzypka - wywróciły świat błogosławionego do góry nogami. Nie umiał przyjąć do wiadomości tego co mówił, choć wszystkie jego słowa były logiczne. Jak miał jednak uwierzyć w dobroć Fausta, skoro uknuł on tamtą intrygę w Thulle, chciał sobie zrobić z niego zabawkę i obiekt do eksperymentowania, torturował Aldarena, więził go, gwałcił, oszukiwał… Jak miał wierzyć, że on był dobry? Ale fakt - nikt zły nie przygarnąłby sieroty, nie opiekowałby się znajdą. Mimo wielu krzywd jakich zaznał z jego ręki Aldaren, ponoć również się nim opiekował gdy było bardzo źle…
        I nagle padło imię Zabora. Mitra aż głębiej nabrał tchu. To wszystko miało sens! Ale nie, też nie do końca. Faust był genialnym demonologiem, jak to możliwe, że dawałby się tak wodzić za nos jakiemuś demonowi, z którym tak naprawdę mógłby zrobić co chciał?
        A… Co jeśli by się nie poddał podszeptom Zabora? Okazałoby się, że był dobry? Mitra nie mógł odegnać od siebie myśli, że wtedy nigdy nie zszedłby się z Aldarenem. Być może wyruszyliby razem do Thulle, ale pewnie po zdobyciu kluczy ich drogi by się rozeszły, skrzypek wróciły do swojego pana, a on do siebie, do swojej samotności. Może wtedy mógłby się co najwyżej cieszyć potęgą, bo do tego czasu już otworzyłby grymuar. Tylko dlaczego gdy o tym teraz myślał, ta zamiana wcale nie wydawała mu się atrakcyjna?
        Spojrzał na Aldarena i ogarniętymi złymi myślami nagle zapragnął poczuć jego bliskość. Wyciągnął rękę i ujął go za dłoń. Uśmiechnął się bez słowa, a tym razem jego uśmiech był widoczny mimo maski - dziura w niej była już tak głęboka, że widać było jak ruszał się jego policzek.
        Słowa o Amie ponownie wprawiły go w zadumę, tym razem jednak chyba bardziej pozytywną niż rozważania o naturze Fausta, choć nie mniej zaprzątającą. I tak już zostało aż dotarli do chatki wiedźmy.


        Ama miała do niego świętą cierpliwość, z czego Mitra poniekąd zdawał sobie sprawę, choć jednocześnie nadal się jej bał i nie był pewny czy ona nie grzebie mu w głowie – choć zapewniła wielokrotnie, że tego nie robi, wystarczyło mu, że raz przyznała się, że robi to bez proszenia. Teraz długo będzie pod tym względem odbudowywał zaufanie do niej. I tak było jednak nieźle – nie walnął pięścią w stół i nie wyszedł, gdy zaczęła mówić, co mogła uznać za duży postęp z jego strony. Chyba mimo wszystko wyczuł jej dobre intencje i tym razem postanowił jej zaufać, choć i tak rozmowa go wiele kosztowała. Jak dobrze, że ona tak cierpliwie czekała aż pozbiera myśli i zdecyduje się odezwać. Ciekawe jednak co by zrobiła, gdyby Mitra nie odezwał się słowem przez kolejną godzinę? Nawet na niego nie patrzyła, nie zachęcała go – można powiedzieć, że zrobiła mu pogadankę, a co on z tym zrobi to już jego sprawa. Jednak każda logicznie myśląca osoba wiedziała, że to rozmowa była w tej chwili najważniejsza i nekromanta mimo wszystkich swoich dziwactw również to wiedział. Zresztą… chyba tego potrzebował. Więc w końcu się odezwał, choć przychodziło mu to z takim trudem. Słowa bolały, ale był to ten ból, który towarzyszy wyrywaniu cierni spod skóry – cierpienie połączone z pewnego rodzaju ulgą, bo choć rany krwawią, od tej pory powinno być już tylko lepiej.
        Mimo wszystko bał się jej opinii. Nie miał pewności ile wiedziała o ich związku i o nim samym, czy nie oceniała go błędnie jak zdrowego człowieka, którym z pewnością nie był. To nie oznaczało oczywiście, że należy mu się pobłażanie, ale jednak potrzebował innego podejścia. Na przykład właśnie takiego podstępu, jaki zastosowała.
        Zdawało mu się, że się wygadał. Drżał, czekając na jej opinię, bo był pewny, że taka nadejdzie. A gdy zwróciła się do niego „kochanieńki”, był pełen obaw, że zaraz go skarci albo wykpi. Parę razy jej się zdarzyło coś podobnego – wlewała w serce swojej ofiary nadzieję, by zaraz brutalnie jej pozbawić. Ale… nie było tak źle. Mitra spojrzał na nią szklistymi oczami, ostrożnie, jak zlęknione zwierzątko. Nadal nie był w stanie puścić kubka ani się z niego napić, a palce zaciskał na ceramice tak mocno, że momentami niewiele brakowało, by kubek pękł. Smutno pokiwał głową, ale tak jak ona mu nie przerywała, tak i on nie wtrącał się w jej wypowiedź. Słuchał, zapamiętywał, rozważał. Krzywił czasami usta, nie wiadomo czy w niezadowoleniu, zamyśleniu, czy tłumiąc wzbierający w gardle szloch. Na razie jednak nie zamierzał płakać. Nie było źle. Rozmowa była trudna i bolała, ale był w stanie brnąć dalej. W głowie jednak miał chaos taki sam jak w chwilach, gdy podobne boleśnie szczere rozmowy przeprowadzał z Aldarenem.
        W końcu Ama powiedziała wszystko co miała do powiedzenia i oddała Mitrze pałeczkę. I tym razem błogosławiony długo milczał, ale nie tak długo jak poprzednim razem. Chęć mówienia poprzedziło ciche, zrezygnowane westchnienie.
        - Nie wiem – wyznał. – Ja… Mnie naprawdę wystarczyłoby, że on w moim życiu jest. To więcej niż kiedykolwiek bym oczekiwał od życia… Przez ponad dwadzieścia lat byłem sam, a przez czterdzieści traktowano mnie jak przedmiot, pojawienie się jego w moim życiu było jak cud. I teraz strasznie boję się go utracić. Tak bardzo, że boję się zrobić cokolwiek by on nie odszedł. Parę razy już insynuował, że może najlepiej by było, gdyby zniknął z mojego życia… - Mitra parsknął, jakby rozbawiony tamtym wspomnieniem. – Oj, strasznie na niego wtedy nawrzeszczałem.
        Po tym komentarzu błogosławiony pokręcił głową, westchnął i zrobiwszy pół obrotu kubkiem w rękach wrócił do meritum.
        - Co powinienem zrobić? – zapytał Amę wprost, patrząc na nią wręcz błagalnym wzrokiem. – Co, po prostu powiedzieć mu, że jestem dorosły i by nie traktował mnie jak dziecko? Gdy staram się go powstrzymać mogę mówić do woli, a on i tak nie słucha. Jest gorzej uparty ode mnie, dwadzieścia razy muszę mu powtarzać, że jest w porządku, że sobie poradzę. Zresztą ja… mam problemy z komunikacją – przyznał szczerze, choć jednocześnie opuścił wzrok. Zamilkł, machinalnie podniósł jedną rękę i zaczął nią rozmasowywać kark w nerwowym odruchu. Parę razy otwierał usta, ale zaraz je zamykał, jakby nie wiedział co powiedzieć. W końcu znowu złapał oburącz kubek. Tak, zdecydowanie miał problemy z komunikacją. Chciał tyle powiedzieć, ale żadna myśl nie opuszczała jego ust.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ama nie była jeszcze aż tak ślepa, by nie zauważyć ile ta rozmowa kosztowała Mitrę. Kilka razy nawet była gotowa się zlitować nad nekromantą i dać mu w końcu spokój, póki co jednak odwlekała tę decyzję. Uznała, że skoro niebianin ma na tyle cięty język, by jej bez namysłu odpyskować, na pewno również będzie w stanie zebrać się w sobie i użyć go, jeśli nie będzie miał już ochoty dłużej rozmawiać. Zwłaszcza, że przecież nie przywiązała go do krzesła, nie trzymała go na siłę. Zaprosiła go jedynie na wspólne napicie się herbaty, a to, że dołączył do rozmowy, było wyłącznie jego własną decyzją. Uśmiechnęła się w duchu do samej siebie, gdy doszła do wniosku, że tak naprawdę im obu brakuje pewności siebie.
        I tym razem dała się Mitrze wygadać do końca, bo czemu by miała mu przerywać, skoro tak ładnie się rozkręcił, mimo targających nim emocji. Miała jednak dziwne przeczucie, że gdyby Mitra mógł stanąć obok i przyglądać się tej całej scenie, bez wątpienia byłby z siebie bardzo dumny. Nawet jeśli wyglądał obecnie jak kłębek nerwów, albo zbity pies.
        Westchnęła cicho i pokręciła lekko głową, gdy błogosławiony wspomniał o tym, że wampir kilka razy omal od niego nie odszedł. I że Mitra na niego przez to nakrzyczał. Z pozoru dorośli, dojrzali mężczyźni, a zachowują się jak dzieci. Jeszcze nekromantę mogłaby zrozumieć, bo jak dobrze rozumiała nie miał łatwego dzieciństwa, o ile w ogóle jakieś miał. Zachowania Aldarena natomiast nie pojmowała. Jak mógł straszyć swojego partnera straszyć odejściem? Chyba najwidoczniej się paniczykowi w rzyci poprzewracało, przez zbyt długie mieszkanie pod jednym dachem ze zdeprawowanym, zepsutym do szpiku kości starym, krwiopijczym dewiantem. Raz jeszcze westchnęła, tłumiąc w sobie swoją irytację na bezmyślne postępowanie skrzypka i wzięła kolejny łyk herbaty. Po chwili podniosła spokojne, wyrozumiałe, pół ślepe spojrzenie na nekromantę. Uśmiechnęła się łagodnie do niego.
        - Na początek weź głęboki oddech i na spokojnie poukładaj sobie myśli. Prasmok nie obudził się przez tyle setek lat, wierz mi, że nie obudzi się również w ciągu kolejnych dwóch minut. Rozumiem, że pewnie chciałbyś nie jedno powiedzieć, masz na to masę czasu, bo ani mi się nigdzie nie spieszy, ani również tobie jak mniemam, skoro nadal ze mną siedzisz przy herbacie. Według mnie, nie masz problemów z komunikacją, tylko chaos w głowie - stwierdziła spokojnie, choć wątpiła by to cokolwiek pomogło Mitrze. Starał się trzymać, ale widziała, że nekromanta nie był w najlepszym stanie. Był bardzo poddenerwowany, a w połączeniu z mętlikiem w głowie, staruszce wydawało się, że zaraz zamknie się w sobie. Miała w sumie pewien plan, ale pamiętając jak się spiął, gdy go ostatnim razem złapała za rękę, nie chciała go niepotrzebnie stresować. Zamiast tego nieco się przysunęła z krzesłem do niego i rozłożyła ręce w zapraszającym geście, dając w ten sposób Mitrze znak, że gdyby potrzebował, mógłby się do niej przytulić. Nie chciała mówić tego wprost, domyślając się, że pewnie bardziej by go to spłoszyło, ale miała też jednocześnie wrażenie, że nekromanta tego potrzebuje.
        Gdy widziała, że nieco się już uspokoił postanowiła łagodnie przekonać go, by się może jednak nieco napił herbaty. Powróciła również do rozmowy z nim.
        - Szczerze ci powiem, że Aldaren jest już stanowczo za stary, żeby straszyć swojego partnera rozstaniem. Jestem przekonana, że on cię nigdy nie opuści, choćby miał skończyć sześć stóp pod ziemią, bo cię kocha i ślepy by to zobaczył. Rozumiem, że takie groźby mogą być denerwujące, ale wierz mi, że nie masz się czym przejmować, a nawet możesz w twarz z otwartej, gdy zacznie takie głupoty gadać, aby się uspokoił - powiedziała z lekkim rozbawieniem, aby Mitra nie pomyślał, że się z niego może śmieje. - I myślę, że możesz po prostu być sobą. Żyj w zgodzie z samym sobą. Jeśli coś się tobie nie podoba, po prostu daj to Aldarenowi jasno do zrozumienia. Nie bój się, że czymś sprawisz mu przykrość. Jest dorosłym mężczyzną, więc wszystko powinien znieść. Zwłaszcza odmienną opinię swojej drugiej połówki. Możesz też dać mu jasno do zrozumienia, że potrzebujesz i traktujesz go wyłącznie jako swojego partnera, a nie niańkę. I chyba mam pewien pomysł jeśli byłbyś zainteresowany i czułbyś się na siłach - zaproponowała uśmiechając się z jednej strony przyjaźnie, z drugiej zaś przebiegle, jak do wspólnika w zbrodni.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Czy Mitra byłby z siebie dumny to nie wiadomo – był w stosunku do samego siebie dość krytyczny i nie wydawało mu się, by radził sobie w tej rozmowie tak dobrze, jak by mógł. Wtedy na klifie szło mu znacznie lepiej, nie zacinał się tak… Ale wtedy rozmawiał ze swoim partnerem, któremu ufał i w którego towarzystwie czuł się bezpiecznie. Amy nadal się obawiał, choć im dłużej ta rozmowa trwała, tym bardziej te obawy topniały. Więc w sumie nie było tak najgorzej. Nie, może faktycznie za jakiś czas będzie zadowolony z tego jak mu poszło. Na ten moment jednak w głowie miał jeden wielki chaos i na pewno nie zastanawiał się nad takimi rzeczami. Skupiał się nad tym by zachować twarz i dobrze ważyć słowa.
        Każde westchnienie Amy sprawiało, że Mitra wbijał w nią czujne spojrzenie, jakby spodziewał się bury albo dezaprobaty. Nie skarciła go, ale to zachwiało trochę pewnością błogosławionego i wahał się czy nie przerwać, bo ona ma dość. Zmienił jednak zdanie, gdy po ponownym westchnięciu spojrzała na niego tak… z czułością. Tak jak nigdy by się nie spodziewał, szczególnie od obcej osoby, szczególnie od niej. Chyba naprawdę bardzo niesprawiedliwie ją do tej pory oceniał. A może to tamto zachowanie było prawdziwe, a to teraz stanowiło tylko pozę? Ale choć wiele rzeczy można udawać, trudno zmienić wyraz swoich oczu. A w jej oczach – w sumie to w oku – widział raczej zrozumienie, niż kpinę. To dało mu odwagę by nie wycofać się z tej rozmowy. Wygadał się, a gdy się zaciął przez natłok własnych myśli, cierpliwie słuchał Amy. Z takim wyrazem twarzy, jakby jej słowa dawały mu nadzieję, choć ona mogła co najwyżej dostrzec wyraz jego źrenic, resztę zaś skrywała maska. Uśmiechnął się nerwowo słysząc o Prasmoku. Cenna uwaga… A ta ostatnia o istocie jego problemu jeszcze celniejsza.
        - Chyba masz rację – przyznał cicho, gapiąc się w kubek, który znowu zaczął obracać po blacie. Nie był jednak na nim aż tak skupiony, by nie dostrzec tego, że wiedźma się poruszyła. Zerknął na nią i gdy dostrzegł, że ta przesuwa krzesło, myślał, że rozmowa została skończona. Trochę tego pożałował, bo w sumie chyba jeszcze chciał by trwała, by Ama powiedziała coś więcej, jakoś odniosła się do reszty tego co powiedział a nie tylko tego jednego zdania o komunikacji. Nie dyskutował jednak. Spuścił ramiona i rozluźnił trzymane na kubku dłonie. Spiął się by wstać, ale wtedy ona rozłożyła ręce… Mitra zaraz drgnął, jakby zobaczył pająka. Ona jednak nie nachyliła się by go złapać, zachęciła jednak spojrzeniem i subtelnym gestem, by to on nachylił się do niej, by się przytulił. Błogosławiony z początku nie był w stanie w to uwierzyć, a gdy to do niego dotarło, natychmiast pokręcił głową, siadając tak bardzo frontem do stołu jak to tylko możliwe. Ale jednak… zerknął na nią jeszcze raz. Widać było wahanie w jego postawie. Bo choć stronił od dotyku coś go do niej ciągnęło – do tej szczerej troski, którą względem niego wykazywała. Patrzył na nią dyskretnie, jak dziki pies albo kot, który boi się ludzi, ale widzi, że ten konkretny człowiek nie chce mu zrobić krzywdy. W końcu się przełamał i postanowił jej zaufać. Powoli, z nadal widocznym wahaniem, puścił kubek i wyprostował się, po czym obrócił się w stronę Amy i równie wolno, jakby cały czas był gotowy się wycofać – przez własny lęk albo jej zmianę zdania – nachylił się. Otoczył ją jednym ramieniem, nadal drugie trzymając przy sobie. Gest był bardzo ostrożny i bardzo delikatny. Gdy oparł głowę o jej ramię, poczuł jej ręce na swoich plecach. I to jak pogłaskała go po łopatce, poklepała jak pocieszane dziecko. Wcale go to nie uraziło, wręcz przeciwnie – sprawiło, że coś w nim pękło i aż jęknął z nadmiaru emocji. Niewiele brakowało, by się rozpłakał. Przestał się jednak asekurować i objął ją obiema rękami, nie mocno, ale już pewnie. Do tej pory z takim zaufaniem tulił się tylko do Aldarena. Wprost sam nie mógł uwierzyć w to jak bezpiecznie czuł się w jej ramionach i jaką ulgę mu to przynosiło. Trwał tak bez słowa długi czas, aż serce nie przestało mu walić w piersi jak szalone.
        - Dziękuję – szepnął, gdy już uznali, że dość z tymi czułościami i błogosławiony się odsunął. Teraz już Ama nie musiała go przekonywać, by się napił – wystarczyła pierwsza zachęta i sam sięgnął po kubek. Napar ziołowy zdążył już przestygnąć, więc błogosławiony wypił niemal połowę na jeden raz – sam nawet nie wiedział jaki był spragniony. Westchnął z prawdziwą ulgą, po czym znowu obejmując oburącz kubek, ale tym razem nie po to by zamaskować stres, spojrzał na Amę. To chyba było już więcej niż by sobie wymarzył – nie dość, że przed chwilą dała mu takie wsparcie, to jeszcze teraz dawała mu rady. I to naprawdę sensowne. Docenił to, że dzieliła się z nim swoją wiedzą i spostrzeżeniami na temat Aldarena. Wierzył w jej słowa i te zapewnienia o bezgranicznej miłości jego partnera. Obrócił wzrok w stronę okna, by móc na niego spojrzeć. Nagle zapragnął po prostu wstać, pójść do niego, objąć go i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. Ani przez moment nie przestał jednak słuchać Amy. Nawet parsknął cicho, gdy kazała mu dać na następny raz w dziób Aldarenowi... Ale tego nagle zrobiło się dla niego za wiele. Ogarnęło go ogromne wzruszenie i te łzy, które do tej pory zbierały się pod jego powiekami, w końcu się przelały. Nie szlochał, ale z jego oczu popłynęły nie pojedyncze krople, a wręcz małe strumyczki. Pociągnął nosem.
        - Przepraszam - mruknął słabo. Spróbował dyskretnie wsunąć palce pod maskę, aby obetrzeć policzki, ale okazało się to być trudniejsze niż zakładał. Zerkną na Amę, jakby upewniał się czy ona nadal tam jest. W końcu po prostu zdjął maskę. Nie miał już powodów, by jej nie ufać, zresztą... Poprzedniej nocy ona i tak widziała go znacznie bardziej odsłoniętego niż teraz. Już nie miał przed nią co ukrywać. Otarł oczy wierzchem dłoni i pociągnął nosem, po czym znowu zerknął na nią wzrokiem zbitego psa.
        - To dla mnie za dużo emocji jak na te parę dni - bąknął w ramach usprawiedliwienia. Gdy ponownie napił się ziółek było mu już lepiej, choć oczy nadal miał szkliste i zaczerwienione.
        Zapewnienia Amy, że może być po prostu sobą i ma śmiało artykułować swoje potrzeby, również trochę go uspokoiły. Nawet nikle się uśmiechnął, pochylony nad swoim prawie pustym już kubkiem.
        - Ren też mi tak mówił - wyznał cicho. - Znaczy… Nie, w sumie to on w ogóle mnie przekonywał bym się odzywał… Ach, nieważne - mruknął w końcu, zbywając temat machnięciem ręki. Chwilę milczał. Słyszał, że ona złożyła mu propozycję, ale chciał poukładać trochę myśli. Nadal miał chaos w głowie, ale starał się nad nim zapanować. Parokrotnie podnosił wzrok na Aldarena, który na dworze rąbał drewno. Ależ on był cudowny… Mitra nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak całe jego ciało emanowało wprost blaskiem, gdy tak zagapiał się na wampira.
        - Był bardzo zdeterminowany, by mnie do siebie przekonać - wyznał w końcu. - Upierałem się, że nikogo nie potrzebuję, ale on chciał mi udowodnić, że wcale nie tego potrzebuję… I miał rację - westchnął. Oparł łokieć na blacie i twarz na stulonej dłoni. Przez moment patrzył na Amę, powoli kręcąc w ręce kubkiem, w którym była reszteczka napoju.
        - Martwię się, że ostatecznie nie dam mu tyle na ile zasługuje - wyznał. - Wydaje mi się, że od kiedy jesteśmy razem on zamknął swój świat na mnie i na tym co dotyczy nas dwojga, odcinając się zupełnie od reszty. Kiedyś mi opowiadał o graniu koncertów znajomym, o zabawach, o rodzinie, o dzieciach… Teraz mi opowiada, że tego nie potrzebuje, że po prostu chciał mieć kogoś bliskiego. Nie mam powodu by mu nie wierzyć, ale martwię się, że w końcu nadejdzie czas, gdy jednak zapragnie innego towarzystwa. I… normalnej rodziny. Ja mu nie jestem w stanie tego dać - powiedział, smutno spoglądając na Amę. Po chwili westchnął i wyprostował się.
        - To co to za wyzwanie dla mnie masz, babciu? - zapytał, trochę wpasowując się w ten konspiracyjny ton wiedźmy sprzed chwili.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Chyba pierwszy raz w swoim bardzo długim życiu Ama do czynienia z tak bardzo zawładniętą swoimi lękami osobą. Mitra był tak bardzo zestresowany i jednocześnie bardzo czujny, że aż serce się smoczycy krajało, gdy na niego patrzyła. Jakby nie rozmawiała z nim właśnie na spokojnie, a poddawała przesłuchaniu z wykorzystaniem najokrutniejszych tortur jakie się nawet Prasmokowi nigdy nie śniły. Nawet nie miała najmniejszego zamiaru dopytywać o to, co ten biedny chłopak musiał przeżyć, że odbiło to tak wielkie piętno na jego psychice. Z tego co rozumiała wampir wiele pomógł niebianinowi i była wręcz przekonana, że blondyna już nigdy nie potka podobna krzywda, jednakże i tak mu strasznie współczuła. Musiał tak wiele wycierpieć, zanim w ogóle dostał szansę na szczęśliwe, spokojne życie. Chociaż spokojne to może raczej nie było możliwe do osiągnięcia, zwłaszcza w związku z rąbiącym obecnie drewno nieumarłym.
        Słuchając tego wszystkiego co mówił Mitra, przyglądając mu się z uwagą, a do tego niemalże czując unoszące się nad nim w powietrzu zdenerwowanie oraz strach, po prostu nie mogła go tak do końca zostawić samemu sobie, bez najmniejszego wsparcia ze swojej strony. Stroniła od czułości, bo uważała, że takie postępowanie jedynie rozpuszcza ludzi i zamienia ich w zarozumiałe, fałszywe chamy, jednakże w tym przypadku po prostu czuła, że Mitra potrzebował czegoś w postaci matczynej troski, czy raczej babcinej. Nie wahała się więc przed złożeniem błogosławionemu tej niewypowiedzianej propozycji, a gdy mężczyzna się do niej niepewnie przytulił, objęła go czule i ostrożnie, jakby co najmniej próbowała pogłaskać zauważoną w lesie łanię, a nie okazać swoje wsparcie dorosłemu mężczyźnie. Cały czas starała się go nie spłoszyć i dać mu poczucie bezpieczeństwa w swoich suchych, starych ramionach. Jak tylko wyczuła, że nie był już aż tak spięty, pogładziła go delikatnie po plecach, a nawet lekko go po nich poklepała w pocieszającym geście, by ostatecznie pogładzić go po głowie, jak małe, rozżalone dziecko. Naprawdę zależało jej na tym by nekromanta poczuł się lepiej i pewniej. Ciężko było staruszce patrzeć na tak zżeranego przez własne lęki, dorosłego chłopa, prawie dwa razy od niej większego. Tym bardziej trudno jej było się pogodzić z takim widokiem, zważywszy na to, że była dumnym i słynącym ze swej potęgi stworzeniem.
        Różne słowa cisnęły się staruszce na język w tej chwili, lecz żadne nie opuściło jej ust, nie chciała przez przypadek urazić niebianina swoją bezpośredniością i chyba mówienie obecnie czegokolwiek było raczej zbędne. Z resztą czyny zawsze głośniej i lepiej przemawiały, niż słowa. Stała więc tak przez dłuższą chwilę, tuląc do siebie blondyna i puściła go, gdy tylko poczuła, że zrobiło mu się już lepiej. Nadal wyglądał tak krucho i niepewnie, jakby zaraz miał się rozpaść na miliony kawałków, ale mimo wszystko widać w nim było niewielką poprawę.
        Z powrotem zajęła swoje miejsce i kiwnęła głową na jego podziękowania, zaraz powracając co ich rozmowy sprzed chwili i odnosząc się do pozostałych kwestii, które zostały przez Mitre poruszone, nim staruszka go przytuliła. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy i Mitra się zaśmiał na komentarz o uderzeniu wampira w twarz, gdyby zaczął jakieś głupoty gadać. I choć już wcześniej widziała szkliste, łzawe spojrzenie niebianina, w ogóle nie spodziewała się tego, że rozklei się po tym komentarzu. Nie zamierzała jednak z niego kpić czy chociażby wytykać mu jego wzruszenie. Nie podeszła też i nie przytuliła go ponownie, bo uznała, że powinien sam dojść do ładu ze swoimi emocjami. Ciężko jej jednak było wytrzymać i ostatecznie cicho parsknęła, gdy została przeproszona. Zaraz jednak machnęła ręką, kręcąc przy tym przecząco głową, by Mitra nie pomyślał, że śmiała się z niego. Wstała też po chwili od stołu tylko po to, by pójść po jakąś chusteczkę i wręczyć ją niebianinowi, by miał czym otrzeć sobie twarz.
        - Po pierwsze nie przepraszaj, bo nikt z tego powodu nie umarł, a po drugie wypłacz się do woli. Będziesz miał dzięki temu i lżejsze serce, i głowę spokojniejszą, a i podobno oczy pięknieją - powiedziała pogodnie, przysuwając błogosławionemu czystą chusteczkę.
        - Ciężko mi zaprzeczyć, że choć z Aldarenem będziesz miał raczej szczęśliwe, to jednak na pewno nie spokojne życie. Ten chłopak ma talent do ściągania na swoją głowę niepotrzebnych kłopotów - westchnęła i pokręciła z pobłażaniem głową.
        Sama spojrzała po chwili w stronę rąbiącego drewno wampira, któremu lepiąca się do ciała mokra koszula zaczęła chyba przeszkadzać, bo ściągnął ją i powiesił na płocie, by przeschła. Z tego co widziała już chyba przestało padać. Niby dorośli, a jednak obaj jak dzieci, które nie wiedzą jak się zachować w danej sytuacji, które dopiero co nawiązują swoje pierwsze relacje międzyludzkie. Niby z jednej strony było to urocze, ale z drugiej również niezwykle smutne. Obaj byli tak bardzo skrzywdzeni przez los, choć mieli bardzo dobre serca. Tacy podobni, a jednocześnie byli zupełnie różni, choć dzięki temu idealnie się uzupełniali. A każda chwila spędzona na rozmowie z Mitrą, powodowała, że Ama lepiej rozumiała co tak bardzo zauroczyło Aldarena w niebianinie.
        - Hm? - zapytała wyrwana ze swoich myśli i spojrzała na nekromantę ponownie. Nie do końca rozumiała, co miał na myśli, ale też nie drążyła za bardzo, skoro ten machnął ręką.
        Przez chwilę oboje milczeli, staruszka widziała, że blondyn próbował poukładać swoje myśli, więc nie poganiała go i nie przeszkadzała mu w tym. Gdy zaczął mówić, słuchała go tym razem z większą uwaga, niż chwilę temu, nie odchodząc myślami gdzieś indziej. Z początku się lekko zasępiła, po wypowiedzi błogosławionego, że żył w przekonaniu, iż nikogo nie potrzebował, a jego opinia w tym temacie zmieniła się, gdy poznał wampira. Kiedy jednak zwierzył jej się ze swoich obaw, uśmiechnęła się tylko łagodnie i patrząc na niego, podobnie co nekromanta wsparła też swoją głowę na dłoni.
        - A co jeśli to właśnie dzięki tobie będzie w stanie spełnić wszystkie te swoje marzenia? - zapytała enigmatycznie, była jednak w na tyle dobrze humorze, że nie kazała Mitrze samemu domyślać się o co jej chodziło. - Aldaren nigdy nie miał normalnej rodziny, a już szczególnie od swojej przemiany. Myślę, że zgodziłby się ze mną, gdybym powiedziała, że ty jesteś tą rodziną, której tak bardzo pragnął - powiedziała i zaraz się wyszczerzyła przebiegle, gdy zagaił o jej propozycji sprzed chwili.
        - Mam pewien pomysł jak mógłbyś mu wprost dać do zrozumienia, że jest twoim partnerem i chcesz by był tylko nim, a nie twoją niańką, opiekunem, ojcem, czy Prasmok wie czym tam innym. Wybacz, ale wczoraj rzuciła mi się w oko twoja, niesamowita ozdoba na dłoni ze znakiem rodu Van der Leeuw. Nie widziałam jednak żadnej biżuterii u Aldarena. Nie myślałeś może o wręczeniu mu podobnego podarku, który byłby symbolem waszej silnej więzi? - zapytała choć zaraz machnęła ręką, aby Mitra nie kłopotał się odpowiedzią. - Niedaleko skąd w lesie mieszka mój bardzo dobry, stary przyjaciel, który choć już jakiś czas temu powinien zapaść w wieczny sen, nadal trzyma się kurczowo po tej stronie i nie zamierza się nigdzie wybierać. Nie będę ukrywała, że zaczął się przez to naprzykrzać innym. Pomóż starcowi odejść ze szczęściem i spokojem z tego świata i przynieś mi jego kieł. Uważaj tylko, bo ten stary basior tak łatwo swojej skóry nie sprzeda - poradziła przyjaźnie niebianinowi, jakby co najmniej poprosiła właśnie niebianina o powyrywanie chwastów ze swojego ogródka.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Choć Ama nie czytała Mitrze w myślach, naprawdę doskonale wiedziała czego on potrzebuje i jak mu to dać, by nie osiągnąć zgoła odmiennego efektu. Gdyby powiedziała na głos “chodź, przytul się do babci” na pewno natychmiast by jej odmówił, co więcej, spiąłby się i nastroszył, że traktuje go jak dziecko i w ogóle wymaga od niego bliskości, skoro on w ogóle miał problemy z dotykiem. Ale to jak to zrobiła - że po prostu otworzyła przed nim ramiona i dała mu czas na podjęcie decyzji - było z jej strony wręcz doskonałym posunięciem. Przecież… Z początku i tak odmówił. Po chwili jednak zmienił zdanie.
        No i jeszcze to jak z nim rozmawiała. Jak dawała mu czas na pozbieranie myśli, jak dawała mu rady, zadawała celne pytania. Naprawdę doskonale sobie z nim radziła. Tak szybko sprawiła, że on jej zaufał i to bez żadnych sztuczek, po prostu okazując mu zwykłą, ludzką czułość. Babciną.
        Dla Mitry ta cała sytuacja była trudna, ale jednocześnie bardzo oczyszczająca. W sumie nic dziwnego, że w końcu nie wytrzymał i zaczął płakać. Wydawało mu się to niegodne i zrobiło mu się wstyd, nie chciał nawet pokazać przed Amą tej słabości, ale to było silniejsze od niego. Nie potrafił ukryć łez. Poza tym… Po prostu tego potrzebował. Musiał to z siebie wyrzucić - i w słowach i we łzach - oczyścić się. Jak dobrze, że i tym razem smoczyca okazała mu zrozumienie, nie wykpiła jego słabości i nie wytknęła mu, że maże się jak baba. Już i tak to jak na niego parsknęła ukłuło jego dumę i wprawiło w poczucie winy i wstyd, ale to momentalnie minęło, gdy chwilę później machnęła ręką. Rozumiał chyba co miała na myśli - “nie przepraszaj, bo nie masz za co”. Pewnie coś w tym stylu. Mimo to nadal trochę krępował się płakać, tłumił szloch i łykał łzy. Wodził za nią wzrokiem, gdy chodziła po chatce, a chustkę przyjął z pewnym niedowierzaniem. Kiwnął głową, mrucząc ciche podziękowania, po czym wytarł oczy i nos. A gdy dostał pozwolenie, poparte jeszcze takimi argumentami, znowu na jego policzkach pojawiły się łzy. Parsknął, trochę rozbawiony tą uwagą o pięknych oczach.
        - Nie wiem co jest pięknego w czerwonych oczach, ale w resztę jestem skłonny uwierzyć - skomentował, co stanowiło w sumie całkiem dobry dowód na to, że poprawił mu się trochę nastrój i był w stanie wykrzesać z siebie coś podobnego do lekkiego żartu.
        A gdy Ama przedstawiła mu swego rodzaju przepowiednię tego jakie życie czeka go z Aldarenem, nie był w stanie powstrzymać czułego uśmiechu i by ponownie nie spojrzeć za okno.
        - Oj tak - westchnął. - Lepiej bym tego nie ujął…
        W końcu skrzypek już nieraz pokazał mu, że przy nim nie można się nudzić i jego pomysły są naprawdę szalone. Najlepszym dowodem było to jak się mu oświadczył - kto inny sfingowałby własną śmierć po to, by wyznać partnerowi miłość? To mógł wymyślić tylko ten szaleniec o pięknych lazurowych oczach, który teraz prężył się przy rąbaniu drewna z obnażonym torsem, wręcz hipnotyzując Mitrę, który na moment całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Ciekawe czy wampir był świadomy tego jak błogosławiony mu się przyglądał? Czuł na sobie jego wzrok? Aresterra był wręcz pewny, że patrzy tak nachalnie, że to można poczuć. Gdy zdał sobie z tego sprawę, obrócił wzrok i wrócił do rozmowy z Amą. Był jednak tak rozkojarzony, że jego pierwsze słowa były całkowicie niezrozumiałe dla wiedźmy. Szybko porzucił tę kwestię, zebrał myśli i przeszedł do kolejnej. Chciał być szczery, wygadać się wiedźmie póki miał okazję. Bardzo tego potrzebował.
        Temat rodziny i znajomych był tym, co od dawna spędzało Mitrze sen z powiek. Był przerażony myślą, że nieświadomie zamyka Aldarena w złotej klatce i choć próbuje, nie potrafi dać mu tej wolności i ogólnie tego, czego potrzebował. Liczył na to, że być może Ama, która najwyraźniej znała skrzypka i jego potrzeby lepiej niż jego partner, coś mu podpowie, jednak to retoryczne pytanie z początku trochę zachwiało jego pewnością. Nie wiedział co z nim zrobić… Niby Aldaren mówił mu to samo, cały czas to powtarzał, gdy Mitra wyrażał na głos swoje troski, ale on tego nie rozumiał. No bo jak miał dać mu pełną rodzinę? Jak miał dać mu spełnienie w sferze towarzyskiej, skoro sam stronił od ludzi? Tyle razy o tym rozmawiali, a błogosławiony cały czas tego nie rozumiał… Amy też z początku nie rozumiał, ale o dziwo po chwili zdawało mu się, że pojął sens jej słów.
        - Czyli… - zaczął ostrożnie, wodząc palcem po brzegu kubka. - To, że to nie jest normalna, pełna rodzina… Nie ma znaczenia? Że… Nigdy nie będzie miał ze mną dzieci i… Ren miał żonę i syna, myślałem, że to jest to czego pragnie. Czyli po prostu ja jeden mu wystarczę?
        Mówił ostrożnie, tak jakby nie do końca w to wierzył, jakby nie pojmował jak on jeden może spełnić potrzeby swojego partnera. Bardzo by chciał, żeby to była prawda i zrobiłby naprawdę wszystko, by temu podołać, ale nie dopuszczał do siebie jednocześnie myśli, że jest dość dobry. Aldaren naprawdę zasługiwał na coś więcej.
        Gdy chwilę później Ama zaczęła przedstawiać swój plan, Mitra aż przysunął się bliżej, bardzo czekając na to co ma mu do zaproponowania. Słuchał jej z uwagą, z błyszczącymi z ekscytacji oczami. Zmieszał się jednak odrobinę, gdy wspomniała o jego zaręczynowej bransoletce i tym, że skrzypek nie nosił podobnej ozdoby. Zagryzł jednak wargi i nie przerywał jej, choć jego wzrok od tamtego momentu wodził między wiedźmą a nadgarstkiem, na którym znajdowała się ta cenna ozdoba. Im więcej jednak Ama mówiła, tym więcej blasku pojawiało się w spojrzeniu Mitry - jakby dostrzegł dla siebie szansę. Pomyślał, że to faktycznie zadanie, w którym doskonale się sprawdzi. Nie tylko przez to, że był nekromantą, ale… czyż od dawna nie sprawiał, że innym łatwiej odchodziło się z tego świata? Po prostu siedząc przy nich, gdy wydawali ostatnie tchnienie? Od dziecka, od kiedy tylko pamiętał, towarzyszył mu dźwięk ostatniego tchnienia i to dziwne uczucie stygnącej ręki we własnych dłoniach…
        - Zrobię to - oświadczył z determinacją, słowa popierając skinieniem głowy. - To… Wilkołak? Wilk? Kogo mam się spodziewać? I gdzie go szukać? - dopytywał o konkrety z taką stanowczością, jakby był gotów wyruszyć zaraz, natychmiast.
        - Co do kła, ja… - zagaił po chwili, bo ten temat nie dawał mu spokoju. Machinalnie pomasował sobie przegub, na którym nosił bransoletkę od Aldarena. - Myślałem nad tym, by dać mu coś podobnego, jakiś taki osobisty prezent, ale nie wymyśliłem nic odpowiedniego… Nie chciałem by był zażenowany - wyznał. Przez długi czas myślał na przykład nad puklem włosów w medalionie, ale za każdym razem gdy był już prawie do tego przekonany, ogarniało go silne poczucie wstydu, że to takie oklepane i powinien się bardziej postarać, tak jak Aldaren starał się dla niego.
        - To… Chyba od początku był mój problem - wyznał. - Nie chciałem zrobić czegoś nieodpowiedniego czy żenującego i przez to traciłem inicjatywę. A gdy ją odzyskiwałem… Nie zawsze było tak jak chciałem, często kończyło się to… Dokładnie tak jak się bałem. A potem kłótnią albo cichymi dniami - podsumował enigmatycznie, kuląc przy tym ramiona. Przed oczami stanęła mu sytuacja z Nihimą, ta gafa ze skrzydłami, z jaśminem… Jeszcze wiele innych kłopotów, które sprawił swoimi pomysłami. Aldaren często na jego inicjatywę reagował… Nie najlepiej.
        - Trudno mi tak swobodnie wyrażać swoje uczucia i potrzeby jak on to czyni. Jest taki wyjątkowy, chciałbym by o tym wiedział, ale nie potrafię mu tego okazać tak by sprawić mu przyjemność.
        Oczy błogosławionego znowu zaszły łzami, ale szybko się opanował, ciężko wzdychając.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Również nie mam pojęcia, ale słyszałam, że tak się mówi - by dać komuś się porządnie wypłakać, to będzie miał oczy piękniejsze - przyznała z równym co Mitra rozbawieniem i zaraz się na moment nad tym zamyśliła. - Może chodzi o to, że od płaczu oko się przeczyszcza i jest bardziej przejrzyste? Jak morze po burzy? - podsunęła, choć nie była do końca przekonana. W każdym razie i tak najważniejsze było to, że Mitrze zrobiło się nieco lepiej.
        Uśmiechnęła się łagodnie, gdy przyznał jej rację z tym talentem Aldarena do pakownia się w kłopoty i lekko kiwnęła przy tym głową. Nie chciała im obu życzyć źle, bo obaj zasługiwali na szczęśliwe życie. Już nawet nie spokojne, bo jednogłośnie zgodzili się, że przy pomysłach i porywczości wampira ciężko byłoby to osiągnąć, choć miała nadzieję, że z czasem skrzypek się opamięta i nie będzie już tak rozrabiał, chociażby dla dobra swojego partnera. Wiedziała, że dla nekromanty zrobiłby wszystko. I chyba z wzajemnością, bo ciężko było nie zauważyć tego maślanego spojrzenia u blondyna, śledzącego każdy najmniejszy ruch odbywającego swoją karę nieumarłego. Ah, uroki młodości. Nie skarciła Mitry za jego rozkojarzenie, sama z resztą na moment odpłynęła myślami, więc po prostu pozwoliła niebianinowi na chwilę przerwy.
        Nie przywoływała Mitry do porządku, nie poganiała go ani nie niecierpliwiła się, gdy jego obserwacja półnagiego wampira się przedłużała. Był przecież dorosły i powinien sam zorientować się w sytuacji, gdy zaczął już za bardzo się przyglądać, powoli całkowicie zapominając o ich rozmowie. Na szczęście otrząsnął się z tego stanu i mogli kontynuować, chyba właśnie dochodząc do kwestii, która najbardziej dręczyła nekromantę.
        - Fizycznie nie jest możliwe byście kiedykolwiek mieli dzieci, to fakt, ale z tego co słyszałam w Maurii ma powstać przytułek dla najbardziej potrzebujących. Co prawda nie uważam by Aldaren myślał o budowie czegoś takiego tylko po to, by mieć przybranego potomka z tobą, jednakże nie sądzisz, że temu miejscu będzie mógł spełnić wszystkie swoje marzenia? Będzie otoczony przez naprawdę wdzięcznych ludzi, którym nie tylko być może uratujecie życie, ale dacie też szansę na nowe. Jestem pewna, że zyskacie wtedy naprawdę dużo prawdziwych przyjaciół i bliskich sobie osób. i nie mam żadnych wątpliwości, że ten pomysł z przytułkiem to wyłącznie twoja zasługa, kochanieńki - powiedziała ze szczerą sympatią i prawdziwą wdzięcznością w oczach, jakby nekromanta zrobił coś naprawdę niezwykłego. Jakby właśnie wyrwał wampira z okrutnych objęć śmierci. - I wierz mi, nie ma w moich słowach ani granika przesady. Nim cię poznał w ogóle nie interesował się rozpadającym dworem Fausta. Podróżował od miasta do miasta, wszędzie tam, gdzie akurat odbywał się jakiś bal, na którym miał grać. Ewentualnie przy okazji pobytu w jakiejś mieścinie, pomagał swoją raczej archaiczną już wiedzą i umiejętnościami z zakresu medycyny. Nie potrafił sobie znaleźć miejsca na Łusce bez swojego mistrza i bez żadnego celu w życiu. I gdyby nie ty, podejrzewam, że nic by się w tej kwestii nie zmieniło. No może co najwyżej znów byłby ulubionym pupilkiem odrodzonego Fausta i nic więcej - rozgadała się trochę, to fakt, ale chciała mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiana przez Mitrę i że ten, być może raz na zawsze, pozbędzie się swoich obaw odnośnie marzeń i pragnień wampira.

        Nieco później, gdy już w pełni wyczerpali ten temat, albo przynajmniej na ten moment wyjaśnili sobie wszystkie, nurtujące Mitrę kwestie, Ama przeszła do swojego misternego planu, jak jednocześnie wypełnić swoje obowiązki bez wychodzenia z domu i być może doprowadzić tym samym do poprawy relacji między obydwoma mężczyznami. Albo raczej stanu ich związku.
        - Jest wilkołakiem, ale nie próbuj doszukiwać się w nim człowieka. Ze starości całkowicie postradał zmysły i się zezwierzęcił. Mogłabym rzec, że jest chodzącym trupem, kierowanym przez najpierwotniejsze z instynktów. Zamknął się sam ze sobą w samotni i proszę do czego to doprowadziło - westchnęła z irytacją, ale i pobrzmiewającym w głosie smutkiem. Nie było wątpliwości, że musiał być naprawdę bliskim przyjacielem pradawnej. - Jego nora znajduje się staję na wschód od Diablego Kotła niedaleko rzeki odgradzającej Równiny od Lasu Driad. Ni'hil będzie twoim przewodnikiem i cię zaprowadzi w okolice kryjówki Hektora, jak również pomoże ci powrócić bezpiecznie do mojego domu - wyjaśniła uprzejmie i dopiła do końca swoją herbatę. W sumie była zadowolona, że udało jej się znaleźć idealną osobę do tego zadania, która się jeszcze chciała tego podjąć z takim entuzjazmem.
        Wahanie, które nekromanta zaraz okazał względem kła, który miał wiedźmie przynieść, spowodowało, że mina jej lekko zrzedła, a raczej staruszka spojrzała na niebianina uważnie. Myślała, że może miał jakieś przeciwskazania wobec takiego potraktowania umierającego stworzenia, jednak zaraz okazało się, że problemem było zupełnie co innego.
        - Twoja bransoletka została wykonana po mistrzowsku, nie tylko pod względem artystycznym, ale również magicznym. Musiała wyjść spod ręki naprawdę utalentowanego jubilera i zaklinacza. Aldaren nawet jakby się bardzo mocno postarał, nigdy nie osiągnąłby takiego efektu. Nie sądzisz, że gdybyś własnoręcznie zrobił dla niego jakiś wisior, zawstydziłbyś go, a nie zażenował? Twój prezent będzie przecież lepszy od jego, bo będzie zrobiony wyłącznie przez ciebie. Zostanie w jego zrobienie włożone cały twój wysiłek i serce, a Aldaren jedyne co wsadził w swój prezent dla ciebie to pieniądze. I jak się domyślam wcale nie mało pieniędzy, skoro twoja bransoleta zrobiona jest z kości mojego pobratymca - przedstawiła swoją opinię na temat tego, jak dobrym pomysłem byłoby gdyby Mitra sam zrobił dla wampira jakąś biżuterię jako dowód swojej miłości. I że wcale nie powinien obawiać się zażenowania ze strony nieumarłego w takim przypadku. Uśmiechnęła się przyjaźnie do nekromanty i zastanowiła się przez moment nad drugą częścią jego wypowiedzi. Westchnęła cicho i pokręciła lekko głową.
        - Z tego co mówisz, mogę pokusić się o opinię, że nie ufacie sobie w pełni, a już szczególnie nie tak bardzo jak sami myślicie i nadal gdzieś tam w głębi was czai się obawa, że popełnicie jakiś błąd, który zaważy na przyszłości waszego związku. To po pierwsze. Po drugie brak pewności siebie i to nie tylko u ciebie Mitro, bo choć Aldaren na co dzień jest niemal arogancko pewny siebie, tak w stosunku do ciebie skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie traci na tej pewności. Ale w brew pozorom to akurat powinna być dla ciebie dobra wiadomość, bo dowodzi temu, jak bardzo mu na tobie zależy i jak bardzo boi się rozstania z tobą, więc nie musisz się bać o jego odejście. Sądzę jednak że główny problem leży w braku zrozumienia i odpowiedniej komunikacji. Nie wiem i nie będę wnikała jakie sytuacje doprowadzały do tego, że się kłóciliście, albo nie odzywaliście do siebie, ale... brałeś może kiedyś pod uwagę, że Aldaren może powodować konflikty po wykazywaniu przez ciebie inicjatywy, bo chciałby cię po prostu chronić i nie czuje się zbyt komfortowo w takich sytuacjach, przez to jaką rolę w waszym "związku" sobie przypisał? - zapytała, choć zaraz się lekko skrzywiła i zamyśliła, uświadamiając sobie, że jej słowa mogłyby nie zostać zbyt dobrze zrozumiane przez niebianina.
        - Wiem, że już o to pytałam, ale powiedz mi tak szczerze, uważasz, że Aldaren bardziej zachowuje się jak partner wobec ciebie, czy może raczej jak ojciec? Jestem pewna, że widziałeś w swoim życiu nie jednokrotnie jakąś zakochaną parę i zrozumiesz co mam na myśli z tym moim pytaniem. Troska o ukochaną osobę to jedno, ale taka nadopiekuńczość w związku powinna być raczej powodem do niepokoju, jeśli zależy wam na zdrowej, normalnej relacji dwójki zakochanych w sobie osób. Nie chorej relacji na zasadzie ojciec-syn, czy mistrz-sługa - podsumowała pradawna, może trochę zbyt poważnie i po części brutalnie, jednak miała nadzieję, że Mitra nie odbierze tego jako atak na swoją osobę i nie zamknie się w sobie. Pradawna naprawdę chciała pomóc nekromancie zrozumieć jego obecną relację z wampirem i pomóc im obu. Chciała by byli z sobą szczęśliwi, bo obaj nie mogliby trafić na lepszych dla siebie partnerów.
        - Aldaren prawdopodobnie nigdy by się do tego nie przyznał, choćby przed samym sobą, nawet gdyby rzucić mu argumentami prosto w twarz, ale jak patrzę na waszą relację, to mam nieodparte wrażenie jakbym znów widziała Fausta. Aldaren ma spory problem w odnalezieniu się w waszym związku, bo z jednej strony odnoszę wrażenie jakby próbował ci się za wszelką cenę podporządkować i traktować się po prostu jako swojego nowego mistrza, z drugiej jednak, zwłaszcza przez tę swoją agresję, przypomina właśnie Fausta, który za wszelką cenę chciał chronić i kontrolować swój najcenniejszy w życiu skarb. Tak, ten stary zwyrodnialec w pewnym momencie po prostu nabawił się chorobliwej, odrażającej wręcz obsesji na punkcie swojej przygarniętej z ulicy sierotki i jak pewnie wiesz, nie była to zbyt szczęśliwa historia - poinformowała Mitrę, ale i również go po części ostrzegła, że ze strony Aldarena może to nie wyglądać tak samo, jak ich związek widział nekromanta i jeśli nie zdecydują się czegoś z tym zrobić, to może mieć to naprawdę opłakane w skutkach konsekwencje, zwłaszcza dla niebianina.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Jak morze po burzy… - powtórzył cicho Mitra, zamyślając się nad tym zdaniem. To wbrew pozorom miało sens. Błogosławiony co prawda morze widział po raz pierwszy poprzedniego dnia i na pewno nie było ono wzburzone, ale chyba rozumiał o co chodzi.
        - Jak niebo po burzy – dodał od siebie, bo do niego to bardziej przemawiało. – Gdy kończy się taka pierwsza wiosenna burza, taka naprawdę porządna, powietrze jest takie… przejrzyste. Kolory takie intensywne, a powietrze lekkie. Oczy też mają inną kolor po płaczu – podsumował, bo to akurat znał bardzo dobrze: wielokrotnie widział osoby w rozpaczy. Nawet sam na sobie to zauważył, gdy był dużo młodszy i jeszcze zdarzało mu się ze strachu i frustracji płakać a nie od razu sięgać po nóż. Jego oczy były wtedy zaczerwienione na brzegach, ale też tęczówki robiły się znacznie bardziej niebieskie. I w sumie u Aldarena też to widział. Więc… Coś było na rzeczy w tej ludowej mądrości. Aż przez moment miał ochotę sprawdzić czy faktycznie inaczej teraz wygląda, ale szybko tę niedorzeczną myśl porzucił – nie miał żadnego lusterka pod ręką, a zresztą to nie było tak ważne i absorbujące jak to o czym mówili. I… jak widok skrzypka rąbiącego na dworze drewno. Niech to, jaki on był zabójczo piękny! Aż trudno było oderwać od niego wzrok, ale no – trzeba było. I zdecydowanie było warto. Mitra nigdy w życiu by się nie spodziewał, że komuś będzie się aż tak wygadywał. Naprawdę wylewał z siebie wszystko to co leżało mu na sercu, wszystkie troski – nawet te, z których istnienia nie do końca zdawał sobie sprawę. A Ama nie dość, że słuchała go bez żadnych złośliwych komentarzy, bez prychania tylko ze zrozumieniem, to jeszcze miała dla niego tyle dobrych rad… Aż sam nabierał ochoty, by ją przytulić i jej podziękować.
        Tego co mówiła o ich szpitalu i przytułku słuchał naprawdę zaskoczony. Nie myślał o tym w ten sposób, zupełnie inaczej widział funkcjonowanie tego miejsca i ich rolę w całym przedsięwzięciu. Jakby… zapomniał, że mają być częścią tego przedsięwzięcia, a nie tylko jakimiś pracownikami, którzy będą przychodzić na pół dnia i wracać do domu, do innego życia. Oni będą żyli wśród tych ludzi, będą się nimi opiekować, pewnie też normalnie spędzać z nimi czas… Ta myśl dopiero teraz dotarła do niego z odpowiednią mocą. Aldaren pewnie wiedział o tym od początku.
        - Ja nie… - próbował protestować, gdy Ama oświadczyła, że to jego zasługa. Nie dokończył jednak nawet zdania – nie potrafił, gdy widział ten wyraz jej oczu i gdy powiedziała, że to naprawdę nie jest przesada. Znowu zebrało mu się na płacz, ale tym razem ze szczęścia i ulgi. Nie potrafił sprzeciwić się całej argumentacji, jaką mu wyłożyła. Była naprawdę logiczna, sensowna i co najważniejsze: płynąca z serca. Ona naprawdę bardzo dobrze znała Aldarena. Wręcz lepiej, niż jego partner…
        - Masz rację – zgodził się z uśmiechem, choć gdy zamrugał spod jego powiek pociekły łzy. Zaraz otarł je chusteczką, parskając śmiechem nad swoją słabością. – Ja… zupełnie o tym nie myślałem w ten sposób. Nie myślałem… że ci ludzie mogą stać się nam bliscy. Że to mogą być nasi przyjaciele… Ren tam będzie naprawdę szczęśliwy – dodał, znowu z oczami pełnymi łez, ale tym razem jednocześnie się uśmiechając, naprawdę szczerze i z ulgą. Nic go tak nie radowało jak myśl, że czekają ich lata być może trudne, ale na pewno też bardzo szczęśliwe.
        - Dziękuję, że mi to uświadomiłaś – zwrócił się do Amy cicho, bo gardło mu się trochę zaciskało, ale naprawdę uszczęśliwiony jej słowami.

        Gdy przyszło do omawiania pewnego specjalnego zadania dla wiedźmy, Mitra słuchał z olbrzymią uwagą i powagą – śmierć nie była tematem, który należało przyjmować lekko, szczególnie będąc nekromantą. Czuł jaka odpowiedzialność na nim spoczywa – dać dobrą, zasłużoną śmierć stworzeniu, które już dawno powinno wydać ostatnie tchnienie… To ta miłosierna część jego sztuki, o której tyle osób zapomina. I jednocześnie coś, co było mu bardzo bliskie już od bardzo, bardzo dawna.
        - Kto to jest Ni’hil? – zapytał lekko zaskoczony, bo to imię padło chyba po raz pierwszy w tym domu.
        - Zrobię to – zapewnił. – Zaraz wyruszę i dopilnuję, by Hektor miał dobrą i lekką śmierć. – To powiedziawszy lekko nostalgicznie westchnął. – Wiesz… akurat tym zajmowałem się już jako dziecko, na wiele lat przed tym nim zacząłem uprawiać nekromancję… Wtedy ograniczało się to do trzymania umierającego za rękę i uśmiechaniu się do niego. By nie był taki przerażony i samotny w ostatnich chwilach. Źle się umiera na wojnie, z dala od bliskich i domu, próbowałem pocieszać umierających żołnierzy w ich ostatnich chwilach – wyjaśnił, decydując się odsłonić przed Amą niewielki fragment swojej przeszłości.

        Choć błogosławiony zapewnił, że wyruszy zaraz, okazało się, że ten moment musi jeszcze trochę poczekać – poruszony temat wywołał w nim kolejne wątpliwości dotyczące jego związku z Aldarenem. Nie wiedząc czy będzie jeszcze ku temu podobna okazja, zdecydował się podzielić nimi z wiedźmą, choć obawiał się czy już nie przeciąga struny swoim miauczeniem… To była jednak jedyna osoba, z którą mógł w pełni swobodnie porozmawiać, a gdy już miał okazję wyrzucić z siebie to wszystko co go męczy, okazało się, że jest tego nad wyraz dużo i że choć wydawało mu się, że ich związek jest naprawdę idealny, teraz okazało się, że może nie do końca tak było i być może to, co teraz stanowiło tylko drobną niedogodność, z czasem mogłoby narosnąć do rozmiarów problemów, których nie dałoby się już tak łatwo rozwiązać. Ostatecznie więc dobrze, że zdecydował się mówić.
        Ama zaś w odpowiedzi bardzo się rozgadała. Mitra słuchał jej z uwagą, zdawkowo kiwając głową. Miała rację co do tego, że bransoletka od Aldarena była robiona na zamówienie, to nekromanta wiedział, był jednak zaskoczony tym, że gdyby wykonał coś sam, mogłoby to mieć większą wartość jako prezent… Gdy to jednak przemyślał, musiał przyznać staruszce rację. Przecież sam niejednokrotnie cieszył się tak naprawdę z prostych gestów, a nie przedmiotów – z tego, że Aldaren okazywał mu swoją miłość. Bransoletka oczywiście była dla niego bardzo ważna i bardzo cenna, ale przede wszystkim przez wzgląd na to, że stanowiła symbol ich oświadczyn.
        A gdy Ama tak bezpośrednio wytknęła im brak zaufania Mitra z początku chciał protestować… Ale tylko przez bardzo krótki moment, bo w końcu tylko smutno pokiwał głową. Miała rację, po raz kolejny miała rację. Mitra z lekko zasępioną miną słuchał jej dalej, rozpogadzając się nieznacznie na wieść, że ten strach to też dowód na to, że Ren go nie opuści. W głowie mu się jednak nie mieściło, że jego ukochany może nie być pewny siebie. Zawsze był taki śmiały, tak pewnie konfrontował się z ludźmi, realizował swoje plany, występował przed publiką… Jak ktoś taki może być niepewny? Jednak wszystko to co mówiła wiedźma pokrywało się z rzeczywistością. Może Aldaren faktycznie przy nim tracił pewność siebie właśnie przez role, które im podświadomie przypisał, a które Mitra przyjął bez dyskutowania.
        Nic jednak w tej długiej wypowiedzi wiedźmy nie zdołowało i nie wystraszyło niebianina tak bardzo, jak wzmianka o Fauście i nie świadomym powtarzaniu tego schematu relacji, bo określenie „związek” zdawało się być w tym przypadku stanowczo zbyt na wyrost. Mitra potraktował to jako ostrzeżenie i mroczne proroctwo, które może się urzeczywistnić, jeśli nic się nie zmieni.
        W końcu nadeszła pora, by Mitra odniósł się do słów Amy – bo w końcu ta zadała mu jakieś pytania – ale on potrzebował jeszcze chwili, by zebrać myśli. Nie trwało to jednak aż tak długo jak dotychczas i już wkrótce błogosławiony zaczął mówić.
        - Tak… - zaczął powoli nim się rozkręcił. – Tak, masz rację. Ren zachowuje się… przepraszam, nie przejdzie mi przez gardło „ojciec”, ale opiekun tak. I to ma sens. Masz rację, to przez te role wszystko się chrzani. Zawsze się psuło przez to, że nabierałem zbyt dużej śmiałości w stosunku do tego jak się wcześniej podporządkowywałem i chowałem pod jego kloszem. Choć Aldaren cały czas zapewniał, że to ja mam przesuwać granice naszego związku, zawsze był w szoku, gdy to faktycznie robiłem. I niestety masz rację, mamy problem z zaufaniem. To chyba przez to, że ja mam wiele fobii i parę razy źle przez to zareagowałem, Ren wie o wszystkim i wie przez co się ich nabawiłem, więc przez to jest nadmiernie ostrożny i opiekuńczy… Pewnie z tego to wszystko się bierze, z tego, że boję się innych ludzi i interakcji społecznych… I on chce mnie bronić przed całym światem i jednocześnie sobą samym - podsumował z westchnieniem, odchylając się przy tym na krześle. Wyglądał na zmęczonego tą rozmową, ale jednocześnie bardzo zdeterminowanego. Pokręcił głową, jakby nie umiał ogarnąć rozumem tego co zaszło.
        - Teraz chyba w końcu to rozumiem - mruknął cicho, ponownie spoglądając na zewnątrz, ale na krótko, tylko jakby chciał się upewnić, że jego ukochany tam jest. Westchnął boleśnie.
        - Że też ten potwór mógł to wszystko zrobić z troski… - wymamrotał do samego siebie. Dobrze pamiętał te wszystkie historie, które opowiadał mu Aldaren o tym jak go traktował Faust. I jednocześnie przypomniało mu się to, o czym mówili w drodze z Tartos ledwie parę godzin temu. Gdy Aldaren w tej krótkiej rozmowie wywrócił Mitrze pogląd na Amę i swojego zmarłego mistrza. Jakby przepowiedział mu tę rozmowę… Aż głowa zaczęła go od tego wszystkiego boleć.
        Chwilę później Mitra obrócił się ponownie w stronę stołu. Wypił ostatnie pół łyka naparu ze swojego kubka i odstawiwszy go spojrzał z determinacją na Amę. Zaraz jednak jego spojrzenie złagodniało i nabrało ciepła.
        - Musiałem znaleźć się całe tygodnie drogi od domu, by zrozumieć pewne rzeczy - zagaił. - By… w ogóle być szczerym z samym sobą. Porozmawiać z Aldarenem. Byś ty mi poprzestawiała w głowie. Dziękuję ci - wyrzucił w końcu z siebie, szczerze i z głębi serca. - Naprawdę, jestem ci bardzo wdzięczny. Nie tylko za to, że mi to wszystko powiedziałaś, ale chyba przede wszystkim za to, że miałaś do mnie cierpliwość godną świętej - dodał trochę pogodniejszym tonem, nawet lekko się przy tym uśmiechając. Był świadomy tego jak zachowywał się względem Amy i jak trudny był chociażby sam początek tej rozmowy.
        W końcu Mitra położył obie dłonie na blacie i podniósł się od stołu. Sięgnął po swoją maskę i założył ją z powrotem.
        - Pójdę zająć się sprawą Hektora - oświadczył. - Czy coś jeszcze powinienem wiedzieć zanim się tam wybiorę?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Staruszka kiwnęła z uznaniem głową, gdy Mitra powiedział jak on rozumiał to porównanie z burzą i morzem. Pradawna powiedziała w sumie niewiele, a on z taką łatwością podchwycił o co jej chodziło. Nie często spotykało się tak błyskotliwe osoby, a żeby daleko nie szukać, choćby wampir nie grzeszył błyskotliwością. Był inteligentny, temu ciężko było zaskoczyć, ale jednak przez swoją naiwność i prostotę, nieraz zdarzało mu się być tak bardzo niedomyślnym, że aż trudno smoczycy było pojąć, czy skrzypek z wiekiem zamiast zyskiwać na mądrości i powadze, nie cofał się czasem w rozwoju. Dobrze przynajmniej, że był przy nim Mitra, bo inaczej obawiałaby się przyszłość Aldarena. A tak przynajmniej istniała nadzieja, że nekromanta uchroni go przed kompletną głupotą.
        - Myślę, że on już od jakiegoś czasu jest bardzo szczęśliwy - odparła z łagodnym spojrzeniem utkwionym w błogosławionym. - A tam tylko będzie miał możliwość spełnić swoje pomniejsze marzenia - dodała pogodnie by pocieszyć niebianina, choć ten wcale tego nie potrzebował, gdyż jego łzy nie brały się ze smutku, a ze wzruszenia.
        Uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem i pokręciła głową.
        - Sam to sobie uświadomiłeś, ja tylko przedstawiłam ci, jak ja to widzę. Więcej wiary w siebie - poradziła Mitrze, wyciągając swoją pomarszczoną dłoń przez stół, by położyć ją na jego ręce i delikatnie ją uścisnąć dla pokrzepienia go, bo wyglądał jakby znów miał się rozpłakać. Szkoda jej było niebianina, bo wydawał się być naprawdę wspaniałym człowiekiem, a tak bardzo cierpiał przez swój strach do ludzi i nawiązywania kontaktu z nimi.

        Kiedy padło ze strony Mitry pytanie o tajemnicze imię, które padło przed chwilą, staruszka uśmiechnęła się ni to przebiegle, ni to niewinnie. Zaraz po tym rozległo się ciche krakanie z wnętrza domu, by zaraz na belce nad ich głowami pojawił się śnieżnobiały kruk o ciemnoniebieskich oczach, który obserwował bacznie rozmawiającą w dole staruszkę i nekromantę.
        - To jest Ni'hil. Mój mały pomocnik, towarzysz, moje oczy i twój przewodnik, który doprowadzi cię do Hektora - wyjaśniła krótko i zwięźle, nie zaprzątając w tej chwili sobie głowy zbytnim odchodzeniem od tematu.
        Kiwnęła z uśmiechem głową, gdy Mitra zapewnił, że zajmie się tą sprawą i nie ukrywała malującej się na jej twarzy wdzięczności. Widać było, że naprawdę zależało jej na tym by jej stary przyjaciel, mógł w końcu odejść w spokoju z tego łez padołu. Tak długo się na nim męczył, a teraz w końcu będzie mógł poczuć ukojenie.
        - Jesteś więc nekromantą z powołania, jak rozumiem, skoro od najmłodszych lat, pomagałeś ludziom oswoić się ze śmiercią - zagaiła odpływając na moment myślami. Zastanawiała się czy Mitra po prostu od małego doskonale pojmował istotę śmierci i był z nią za pan brat, czy może miało na to wpływ warunki w jakich się wychowywał i dorastał. Nie kryła jednak tego, jak bardzo zyskał w jej oczach, przez to z jakim respektem odnosił się do samego tematu. Miała wrażenie, że było w tym coś więcej, niż tylko większe doświadczenie i dobre rozeznanie w temacie, którego mógłby mu pozazdrościć nie jeden nekromanta.

        Ama cierpliwie i z należytą uwagą wysłuchiwała tego, co mówił Mitra o swojej relacji z Aldarenem, gdy i tym razem staruszka go delikatnie nakierowała. I choć z jednej strony spodziewała się, że wcale nie jest w ich związku tak kolorowo, jak obaj zapewne sadzili, to jednak słuchała wyznania nekromanty z ciężkim sercem. Obaj się bardzo kochali, to bez wątpienia, ale jednocześnie nieświadomie tak bardzo się również wzajemnie ranili... Rozumiała, że błogosławionemu pewnie ciężko jest to wszystko z siebie wyrzucić, ale wierzyła, że jeszcze nie jest za późno by mogli być z sobą naprawdę, szczerze szczęśliwi, a nie tylko z pozoru poprzez udawanie jak jest obecnie.
        - Prawdopodobnie tak właśnie jest, że Aldaren się w waszym związku tak zdystansował, by cię wyłącznie chronić, po tym jak usłyszał co cię spotkało. On ma naprawdę wielkie, szlachetne serce, choć zamiast podejść do sprawy jakoś inaczej, z tego co mówisz wydaje mi się, że po prostu stchórzył i wybrał najniższą linię oporu. Obserwować, warować, pilnować i chronić, ale tak by najlepiej się w ogóle nie zbliżać, by nie doprowadzić do tego, przed czym z takim oddaniem próbował cię przez cały czas chronić. Niby z pozoru jest na wyciągnięcie ręki od ciebie, ale ostatecznie wychodzi na to, że mentalnie znajduje się na drugim końcu Łuski. Przykra sytuacja, ale z drugiej strony to jest tak bardzo do niego podobne, że mnie to nie dziwi aż tak bardzo - mruknęła ze zmartwieniem wbijając spojrzenie w swój własny kubek, by po chwili spojrzeć najpierw na skrzypka, który właśnie robił sobie krótką przerwę na poukładanie w skromnej szopie, porąbanego do tej pory drewna, a po tym spojrzała na niebianina. Choćby miała zdzielić ich obu porządnie patelnią w głowę, a po tym zakładać im szwy i opatrunki, dopilnuje by ich związek wskoczył na właściwy trakt i by w końcu mogli być prawdziwie z sobą - raz - szczęśliwi - dwa - szczerzy.
        - Gdy wrócisz, porozmawiaj poważnie z Aldarenem, bo choć widzę, że się dobrze dogadujecie, to jednak odnoszę wrażenie, była to twoja pierwsza od bardzo długiego czasu tak naprawdę szczera, oczyszczająca rozmowa, podczas której mogłeś bez najmniejszych obaw wyrzucić z siebie absolutnie wszystko. Inaczej chociażby nie przelałbyś tylu łez. I na razie nie dziękuj. Podziękujesz, gdy rzeczywiście uda wam się w końcu rozwiązać ten problem - powiedziała spokojnym tonem i wstała od stołu, prawie w tym samym czasie co Mitra i bez pośpiechu do niego podeszła, by go przytulić, choć musiało to komicznie wyglądać skoro była niższa o stopę.
        - Naprawdę oboje zasługujecie na to by być szczęśliwi. Nie dopuśćcie do tego, by strach, brak zaufania i zła komunikacja doprowadziły do zniszczenia tego, co już udało się wam wspólnie stworzyć - odezwała się z bezgraniczną szczerością i troską w głosie, czule ściskając nekromantę. Oczywiście nie przesadzała z tymi czułościami, bo i ona nie była do nich przyzwyczajona i przecież nekromanta sam przyznał, że nie czuje się zbyt pewnie w takich sytuacjach. Z resztą, chciała mu tylko okazać swoje wsparcie i subtelnie mu przekazać, że cała przyszłość ich związku w jego rękach. I to wcale nie z powodu tego, że to lęki nekromanty mogły doprowadzić do tej sytuacji, nie przez to, że akurat z Mitra odbywała tą rozmowę. Nie miała wątpliwości, że gdyby tę samą rozmowę przeprowadziła z wampirem, ta skończyłaby się po pierwszych dziesięciu, o ile nie pięciu minutach, stwierdzeniem Aldarena, że wszystko jest w porządku i że nie zależy mu na niczym więcej jak tylko uszczęśliwianiu Mitry. W sumie nekromanta z początku odpowiedział właściwie w podobny sposób, lecz dość szybko przyznał, że nie jest tak do końca kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Dałaby sobie odebrać całkiem wzrok, za to, że wampir najprawdopodobniej szedłby w zaparte do granic swojej cierpliwości, a po tym wyszedłby wielce wzburzony, trzaskając za sobą z gniewem drzwiami. To, że z reguły był spokojny i przyjazny, wcale nie znaczyło, że nie mógł być gwałtowny i impulsywny w niektórych sytuacjach. Wierzyła, że Mitrze się uda doprowadzić do tego, że mężczyźni wszystko sobie poukładają i w końcu będzie między nimi naprawdę dobrze.
        - Hmm... Stary wilkołak, bardzo niebezpieczny, by umarł w spokoju, nora kawałek od Kotla... - zaczęła mamrotać pod nosem i się zastanawiać, gdy Mitra zdecydował, że już jest gotowy wypełnić swoje zadanie. - Wydaje mi się, że o wszystkim już wiesz. Jedyne co pozostało to - uważaj na siebie kochanieńki i wróć najszybciej jak się da. Nie pozwolę byś się po nocy szlajał nie wiadomo gdzie i to na pusty żołądek - powiedziała tym swoim charakterystycznym, surowym tonem jakby babcia Ama zniknęła, oddając miejsce wiedźmie Amie. Choć przez uśmiech jaki posłała Mitrze można było mieć wątpliwości czy to jednak nie była przez cały czas jedna i ta sama osoba.
        Nim jednak Mitra całkiem wyszedł, dała mu niewielką torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami w podróży, nawet tak krótkiej i skromnej. W torbie były więc zestaw opatrunkowy, manierka z wodą, jakieś suszone przekąski i owoce, gdyby Mitrę w drodze zastał głód. Było też kilka flakoników z miksturami na przyspieszoną regenerację, czy wzmacniającą.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra jakby nie do końca wiedział o co Amie chodzi, gdy tak enigmatycznie wspomniała, że Aldaren już od jakiegoś czasu jest szczęśliwy, ale później zrozumiał – na jego twarzy pojawił się najpierw szok, który później złagodniał do niedowierzania a później dotarł do nieśmiałego uśmiechu zadowolenia. Spuścił wzrok i zasłonił sobie usta, by to ukryć, bo aż w głowie mu się nie mieściło to, co powiedziała wiedźma. Chyba powiedziała… No bo w sumie to nie było wprost. Jednak wydawało mu się, że nie ma zbyt wielu opcji i chodziło jej o to, że to związek z nim był źródłem szczęścia skrzypka? Bardzo tego pragnął! I choć naprawdę, naprawdę cała ta rozmowa dowodziła tego, że obaj bardzo się kochali i że Aldaren przy boku błogosławionego w końcu ma taki związek o jakim marzył, tak niska samoocena nekromanty nie pozwalała mu w to w pełni uwierzyć. On największym szczęściem? Ze swoimi fobiami, z tym jaką krecią robotę odwalił w ich związku, z tymi wszystkimi nieporozumieniami, które musieli naprawiać wszyscy wkoło? Jednak było też tyle argumentów za tym twierdzeniem – wiele z nich padło choćby w tej rozmowie. Musiał w to uwierzyć, bo to była prawda, ale wprost nie potrafił, bo to było dla niego szczęście, którego nigdy by się nie spodziewał i nigdy by nie oczekiwał.
        I jakby na potwierdzenie jego rozterek Ama na koniec dodała „więcej wiary w siebie”. Miała rację, to mu się bardzo przyda. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i pozwolił po raz kolejny naruszyć swoją przestrzeń osobistą, ba, gdy staruszka złapała go za dłoń, on delikatnie zacisnął na niej swoje palce. Patrzył przy tym nieustannie na ich złączone ręce, tak dla pewności – pewne odruchy trudno zwalczyć, choć ten najgorszy z ucieczką już udało mu się stłumić. Czy naprawdę od tej pory miało już być tylko lepiej?

        Pojawienie się kruka Mitra przyjął z lekkim zaskoczeniem, patrząc na niego z uniesionymi brwiami, czujnie, ale też z ciekawością. Po chwili lekko zmrużył oczy, próbując przyjrzeć się stworzeniu na poziomie magii. Oczywiście, że nie było takim zwykłym krukiem, bo choć mógłby to być albinos i to tłumaczyłoby jego białe pióra, to jednak albinosi mieli czerwone a nie niebieskie oczy. I to jeszcze takie intensywne. Czymkolwiek jednak był Ni’hil, był to przyjaciel Amy więc nie było powodu, by mu nie ufać, tym bardziej w tak prozaicznej w sumie kwestii jak doprowadzenie nekromanty do jego celu. Raczej nie wywlecze go przecież do lasu na pożarcie wilkom.
        Błogosławiony kiwnął głową, ni to przyjmując słowa wiedźmy, ni to pozdrawiając białego kruka, po czym wrócił do rozmowy. Nie spodziewał się, że jego w sumie prozaiczne dość wyznanie z dzieciństwa pozwoli Amie wyciągnąć takie wnioski. Chwilę nad tym myślał nim z wahaniem pokiwał głową. Nie chciał wchodzić w szczegóły i opowiadać o tym co czuje gdy widzi umierającą osobę, ale… To w sumie było swego rodzaju powołanie, tylko nie takie o jakim myślała wiedźma. Miał szacunek dla śmierci i umierania, nigdy nie traktował swoich ożywieńców jak worów mięsa, ale w swojej własnej ocenie uznawał, że jego motywacja nie była do końca czysta, że jego fascynacja była wręcz trochę niemoralna – dla żadnej normalnej osoby śmierć nie jest tak piękna i hipnotyzująca, jak dla niego. Ale niech to pozostanie jego sekretem. Może z czasem to zwalczy.

        Przy kolejnym – już chyba ostatnim – etapie ich terapeutycznej rozmowy, Mitrze wydawało się, że w końcu odpowiednio poukładał sobie kawałki układanki w głowie i naprawdę już wiele kwestii mu się wyjaśniło. Tym większą ulgę czuł, gdy Ama potwierdzała jego domysły i odpowiednio ubierała je w słowa, choć przez jego twarz przebiegł cień oburzenia, gdy stwierdziła, że Aldaren w ich relacji stchórzył. To nie była prawda – gdyby nie jego odwaga pewnie nawet nie byliby ze sobą, bo to on zdecydował się pierwszy wyznać mu swoje uczucia, ba, to on zaryzykował i przytulił go wtedy w piwnicy, przełamując jego lęk przed bliskością. Skrzypek był bardzo odważny, ba, wręcz głupio odważny, ale chyba po prostu w pewnym momencie podjął złą decyzję, w której Mitra jeszcze dodatkowo go utwierdził, bo to nie naruszało za bardzo jego strefy komfortu. Nie czuł, że oboje na tym tracą.
        Ostatnią poradę błogosławiony przyjął – o dziwo – dość ciężko. Zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał porozmawiać z Aldarenem, ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Był zdeterminowany by to wszystko naprawić i wyjaśnić spiętrzone nieporozumienia, ale to będzie trudna rozmowa po męczącym dniu. Chętnie odłożyłby ją na inny dzień, choćby na rano, ale… Wiedział, że nie ma co zwlekać, bo zawsze znajdzie się powód, by to przełożyć jeszcze o dzień, jeszcze o parę godzinę, jeszcze o chwilę… I rozmowa z Amą może wtedy pójść na marne, a do tego nie mógł dopuścić, bo jak słusznie staruszka zauważyła – to była jego pierwsza tak bardzo otwarta, oczyszczająca rozmowa, wręcz terapia. Z Aldarenem też rozmawiał szczerze i bardzo mu to pomagało, ale to były inne tematy, inny poziom zażyłości, zaufania, wiedzy.
        Mitra parsknął, gdy zostały mu wytknięte łzy. Nie wstydził się ich, po prostu to był rozbrajająco szczery komentarz ze strony wiedźmy. Nie gniewał się na nią, nie miał o co, ba, wręcz przeciwnie – był jej bardzo, bardzo wdzięczny. Bez oporów, a wręcz chętnie, przytulił się do Amy, gdy ta po raz kolejny wyciągnęła do niego ramiona. To była dla niego taka klamra spinająca ich rozmowę, nagroda za to, że się tego podjął i zapewnienie, że dobrze postąpił. I o dziwo, choć różnica wzrostu między nimi była spora, a Mitra miał pewne problemy z bliskością, gest ten był bardzo naturalny i szczery. Ren byłby pewnie dumny, gdyby zobaczył ten obrazek.
        - Obiecuję, że to naprawię – zapewnił cicho, po czym ją puścił. Choć już miał na twarzy maskę, widać było w jego spojrzeniu spokój i wdzięczność, nawet mimo tych zaczerwienionych lekko od płaczu białek. Co więcej, błogosławiony sprawiał też wrażenie zdeterminowanego, by to wszystko naprostować i by z Aldarenem mogli być szczęśliwi, ufać sobie i przestać się bać.
        Zmiana postawy wiedźmy bardzo nekromantę rozbawiła – wiedział, że to już koniec z przytulaniem, głaskaniem i darowaniem chusteczek, wróciła stara dobra Ama.
        - Obiecuję wrócić przed zmrokiem, babciu – zapewnił takim tonem, jakby był jej prawdziwym wnukiem a ona kazała mu nie siedzieć za długo z kolegami na dworze. – I że będę ostrożny – dodał już trochę poważniejszym tonem. Wiedział, że to nie przelewki, w końcu będzie sam w lesie z jakimś zdziczałym wilkołakiem.
        Choć staruszka jeszcze coś mu szykowała na drogę, Mitra wyszedł z domku, obiecując jednak, że wróci, tylko się już ubierze do wyjścia. Poszedł więc do chatki swojej i Aldarena, po drodze w końcu namierzając swój płaszcz, który leżał gdzieś w trawie pod domem, pewnie tam gdzie wylądował podczas nocnej szamotaniny. Zabrał go, by rozwiesić go przy kozie, a na drogę założył po prostu bluzę taką jak do miasta i zamierzał zmienić maskę – nie chciał brać tej z odczepianą brodą, bo była niepraktyczna, ale ta biała już się do niczego nie nadawała, chwilę wahał się co zrobić, bo do wyboru miał jeszcze tylko tę demoniczną od skrzypka. Bał się ją zgubić czy uszkodzić, gdyby doszło do walki, ale nie można było jej odmówić, że była bardzo praktyczna – lekka, dobrze wykonana, dobrze leżała no i najważniejsze: ponoć miała chronić przed złem. Po chwili wahania nekromanta zdecydował się więc, że jednak ją założy. Spojrzał na swoje blade odbicie w szybie, by skontrolować swój wygląd, po czym wyszedł, zabierając do kieszeni jakiś pojedynczy bandaż i za pasek wsuwając nóż. Nie chciał wlec ze sobą całej torby, bo spodziewał się, że może mu przeszkadzać, ograniczył się tylko do tych najpotrzebniejszych rzeczy, chcąc głównie polegać na magii. Tę jednak dość mocno nadwyrężył w mieście, więc nim wyszedł, wypił jeszcze jedną ze swoich wzmacniających mikstur w nadziei, że pomoże się zregenerować nim dotrze na miejsce. Tak przygotowany poszedł jeszcze do domu Amy po to, by zgarnąć swojego przewodnika i z pewnym drobnym zaskoczeniem przyjął też torbę z wałówką – oczywiście sam o tym nie pomyślał. Dołożył do niej to, co sam upchnął sobie po kieszeniach i z torbą na ramieniu stanął w progu, by już wychodzić, ale jeszcze na chwilę się zatrzymał.
        - Wiem, że wspominałaś, że Hektor całkowicie zdziczał, ale… Przekazać mu pożegnanie od ciebie? – zapytał jak najbardziej poważnie, łagodnie, bo to był temat bardzo delikatny i nie chciał sprawić Amie przykrości po tym, jak bardzo ona mu pomogła. Nie mógł jednak założyć, że ona na pewno będzie chciała, by wilkołak wiedział od kogo przychodzi błogosławiony.
        Już na zewnątrz Mitra przechodził przez podwórek mijając Aldarena w dość sporym oddaleniu. Z początku nie zamierzał podchodzić, ale gdy skrzypek zwrócił na niego uwagę, uśmiechnął się pod maską i jednak podszedł - to było silniejsze od niego.
        - Ama wysłała mnie do lasu – oświadczył lekko, bo spodziewał się pytania o to gdzie zmierza. – Niedaleko, wrócę nim zajdzie słońce. Skończysz do tego czasu? – upewnił się, zerkając za plecy skrzypka na stos drewna, które jeszcze czekało na porąbanie. – Bardzo jesteś zmęczony? – zapytał jeszcze, z czułością gładząc go po ramieniu.
        - Wiesz… - zagaił, nachylając się do skrzypka, bo chciał mu szeptać do ucha. – Gdy tak rąbiesz drewno bez koszuli trudno oderwać od ciebie wzrok – skomentował tonem zdradzającym ogromne zadowolenie. Później pogłaskał go po policzku, rzucił „do zobaczenia” i poszedł w stronę, w którą prowadził go Ni’hil. Jeszcze ze dwa razy obrócił się przez ramię, by popatrzeć na swojego ukochanego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dziękuję, Mitro - powiedziała ze szczerą wdzięcznością nie tylko w tonie swojego głosu, ale również widoczną w jej jeszcze sprawnym oku. - Dzięki tobie mogę być spokojna o tego nierozgarniętego krwiopijcę - dodała pogodnie, naprawdę ciesząc się z tego, że Aldaren miał tak wspaniałego i rozsądnego partnera, który za wszelką cenę chciał ocalić ich związek. Wampir pewnie nawet nie był świadom tego, jakie miał szczęście, że niebianin postanowił obdarzyć go swoim uczuciem. A niech tylko staruszka się dowie, że skrzypek w jakiś sposób skrzywdził błogosławionego, nie ważne czy słowem, czy czynem, nawet zbudzenie się Prasmoka nie uratuje nieumarłego przed gniewem wiedźmy.
        Chwilę po tym Mitra wyszedł przygotować się do drogi, a Ama postanowiła naszykować mu najpotrzebniejszych rzeczy. Nie mogła przecież dopuścić do tego, by nekromanta nie wrócił w jednym kawałku, cały i zdrowy z tej wyprawy. Nie chciała by coś mu się stało, albo by zasłabł gdzieś po drodze z głodu czy braku sił. Wydała też wszystkie niezbędnie instrukcje Ni'hil, a kiedy niebianin przyszedł do niej po naszykowaniu się, od razu wręczyła mu torbę z przygotowanymi dla niego rzeczami i skromnym prowiantem.
        - Temu staremu, durnemu capowi? - prychnęła z lekkim oburzeniem, jakby Mitra właśnie zasugerował coś gorszącego i bardzo niemoralnego. Zaraz jednak parsknęła pod nosem i z nostalgicznym uśmiechem pokręciła głową. Podniosła spojrzenie na niebianina, nie tracąc tego sentymentalnego wyrazu twarzy. - Życz mu po prostu dobrych snów i szczęśliwych wiecznych łowów - powiedziała, życzyła jeszcze Mitrze powodzenia i pożegnała się z nim. Chwilę jeszcze stała w progu, lecz zaraz zamknęła drzwi od swojego domu i wróciła do swoich spraw.
        Na zewnątrz Aldaren w pocie czoła i nieśmiało wyglądających zza chmur promieni słońca nadal wytrwale rąbał drewno dla Amy i choć z początku chciał się wiedźmie sprzeciwić oraz jej nawymyślać, teraz po prostu chciał dokończyć otrzymane od niej zadanie (choć staruszka zleciła je wampirowi w ramach kary). Gdy z Mitrą wrócili do domu pradawnej po tej małej awanturze pod kwiaciarnią, skrzypek sprawiał wrażenie jakby wszystko było w porządku, ale gdy został sam z tym drewnem, zaraz powrócił do niego cały odczuwany wcześniej gniew i każde uderzenie podsycone było bardzo nieprzyjemnymi myślami odnośnie Renadiela. Choćby wyobrażeniami tego, że taką małą, tępą siekierką do drewna, odrąbywał żywcem upadłemu części ciała. Kawałek po kawałku. W małe kosteczki.
        Przez tę determinację i zdenerwowanie stracił niepotrzebnie sporo sił, ale musiał ostatecznie przyznać, że był Amie wdzięczny za takie, a nie inne zadanie (karę), gdyż prawdopodobnie w innym wypadku dusiłby to wszystko w sobie i sam siebie by przy tym oszukiwał, że nie żywi już urazy do upadłego. A w pewnym momencie, najmniej spodziewanym, po prostu wszystko to wypłynęłoby na powierzchnię i... doszłoby prawdopodobnie do tragedii. Na szczęście dzięki Amie skrzypek mógł zawczasu wyrzucić z siebie cały swój gniew i obecnie nie myślał już ani o tym co się stało pod kwiaciarnią, ani nie miał zamiaru w brutalny sposób zrewanżować się piekielnemu za to, że uderzył Mitrę. Co prawda Aldaren zaczynał powoli odczuwać zmęczenie i ból mięśni w plecach oraz ramionach, jednakże nawet nie przyszło mu do głowy by się skarżyć i przerwać swoje zadanie. Zwłaszcza, że naprawdę dzięki temu zajęciu zrobiło mu się lekko na sercu i mógłby nawet podać Renadielowi dłoń na zgodę oraz go przeprosić za swoje zachowanie. Szczerze i bez najmniejszych obaw o to, że w pewnym momencie mimo wszystko mógłby znów zaatakować piekielnego bez ostrzeżenia.
        Był więc bardzo skupiony na swoim zadaniu, uśmiechał się delikatnie pod nosem do własnych, już dużo mniej krwawych myśli i rąbał jak zahipnotyzowany dalej. Pewnie nawet nie zwróciłby uwagi, że Mitra samotnie odszedł w las, gdyby ten do niego nie podszedł. Oczywiście widział kątem oka, jak ktoś zmierzał w stronę lasu, ale nim zdążyłby się upewnić czy nie miał jakiś omamów, Mitra prawdopodobnie już dawno zniknąłby z zasięgu nieumarłego wzroku. Ale gdy Mitra o niego podszedł od razu wbił siekierę w pieniek, na którym rąbał i skupił na nekromancie całą swoją uwagę. Ledwo otworzył usta by zapytać, gdzie jego ukochany się wybiera, a już dostał od niego kompletną odpowiedź.
        - Myślę, że raczej tak - mruknął trochę nieobecnym tonem, jakby dopiero wybudzał się z drzemki, a dokładniej jakby dopiero teraz włączył myślenie, które odciął od siebie, gdy tak monotonnie rozłupywał raz za razem kolejne drewienka. Podrapał się przy tym po zlanym potem karku, do którego nieprzyjemnie lepiły mu się włosy i spojrzał na sięgającą Mitrze do połowy brzucha stertę nie porąbanego drewna, którą jeszcze musiał dokończyć. Jak tak teraz Aldaren na nią patrzył, miał (mylne) wrażenie, że się w ogóle nie zmniejszała, a już na pewno, że praca szła mu jak krew z nosa.
        - Padam na pysk, ale już skończę, jak zacząłem. Przynajmniej Ama nie będzie musiała przez jakiś czas ściągać pomocy z Tartos, by ktoś jej drewno pociął na opał - przyznał szczerze ze zmęczonym, acz niezwykle pogodnym uśmiechem, jakby sama obecność Mitry dodawała mu sił. Zaraz jednak sobie coś uświadomił, a przez to mina mu nieco zrzedła.
        - Czekaj... Ama wysłała cię do lasu? Ale że tak samego? - zapytał z lekkim zmartwieniem i znów zerknął na stos drewna. Skrzywił się z niezadowoleniem i znów spojrzał na Mitrę, dobywając ponownie siekierkę. - Może mógłbym ci towarzyszyć i pomóc w razie potrzeby? Tylko... poczekałbyś chwilkę aż skończę? - zapytał i choć w jego oczach widać było olbrzymią determinację, to jednak sił mu od tego wcale nie przybyło i nie było nawet mowy o tym, by się szybko wyrobił ze swoim zadaniem.
        - Nie chce byś sam szedł do lasu. Coś mogłoby ci się stać, albo mógłbyś się zgubić, przecież nie znasz zbyt dobrze tej okolicy... - powiedział bardzo zmartwiony. Wyglądał jakby był gotów zaraz pójść do staruszki i się z nią rozmówić, na temat tego, że wysyłała Mitrę nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co, nie myśląc pewnie w ogóle o tym, że to mogłoby być niebezpieczne dla nekromanty.
        - Albo powiedz co kazała ci zrobić, to jak tylko tutaj skończę, sam się tym zajmę. Nie będziesz musiał się nigdzie ruszać i będziesz mógł sobie odpocząć porządnie - zaproponował zaraz, choć nadal był na tyle zdeterminowany, by się ze staruszką kłócić i jej wygarnąć za ten pomysł wysłania Mitry do lasu.
        A chwilę po tym był gotów kłócić się z Mitrą, aby jednak pójść z nim albo zamiast niego, odpuścił jednak, bo po ostatnich problemach jakie wszystkim dokoła sprawił, nie chciał sprawiać kolejnych. Najwyżej jak dostatecznie szybko skończy swoje zadanie, pójdzie do lasu poszukać błogosławionemu, by pomóc mu w jego przysłudze dla Amy lub by ochronić niebianina przed ewentualnym atakiem dzikich zwierząt bądź bandytów. I choć wydawał się to plan doskonały w swej prostocie, nadal Aldaren nie był zbyt zadowolony z tego, że nie mógł iść razem ze swoim ukochanym.
        Zmieniło się to jednak, gdy Mitra szepnął mu do ucha. A to co powiedział... Aldaren aż się zrobił cały czerwony na twarzy i aż nie wiedział co powiedzieć. Ta niewinna uwaga nekromanty wywołała istny chaos w głowie nieumarłego. Jak dobrze zrozumiał, Mitra prawdopodobnie mu się przyglądał dość długo, o ile nie przez cały czas i miał przez to trudności ze skupieniem się na tym, co robił, ale... Dlaczego powiedział to takim tonem, jakby mu się to podobało? Jak skrzypek mógłby teraz wrócić do rąbania bez obawy, że przez rozkojarzenie nie odrąbie sobie ręki albo palca? Mimowolnie wtulił swój policzek w głaszczącą go dłoń niebianina i spojrzał na swojego ukochanego wzrokiem stęsknionego psiaka, który właśnie ma zostać sam w domu, bo jego właściciele wyszli do pracy.
        - Nie odchodź zbyt daleko i uważaj na siebie. Postaram się skończyć najszybciej jak będę mógł i do ciebie dołączę - obiecał i gdy tylko Mitra odszedł, zaraz zabrał się ponownie do pracy, choć widać było, że ma problemy z koncentracją i nie idzie mu wcale tak szybko jakby chciał. Był naprawdę poruszony i jednocześnie zakłopotany tym komentarzem. Niby wiedział, że podoba się Mitrze, inaczej nie byliby razem, i nie miał nic przeciwko, jednakże to co Mitra powiedział albo raczej jego ton i sam kontekst... A może po prostu zbyt nadinterpretowywał i nie było w tym wcale drugiego dna? Może po prostu chodziło błogosławionemu o to, że wampir miał ładną sylwetkę i nic więcej. A może...
        Aldaren pokręcił energicznie głową i odetchnął głęboko, aby doprowadzić siebie do porządku, po czym postawił na pieńku kolejne drewno ze stosu i przepołowił je jednym mocnym, zdecydowanym uderzeniem. Nadal jednak był pochłonięty swoimi myślami.

        Biały kruk leciał w ciszy przez równiny, a po tym pomiędzy drzewami, gdy dotarli do lasu. Cały czas trzymał się w zasięgu wzroku Mitry, by ten się po drodze nie zgubił i leciał takim tempem, że nekromanta nie musiał wypluwać swoich płuc by za nim nadążyć. Po niecałej godzinie od opuszczenia posiadłości Amy i dwudziestu minutach marszu przez las, ten zaczął coraz bardziej gęstnieć i przytłaczać swoją obecnością. Dodatkowo z każdą chwilą można było natknąć się na coraz to więcej śladów obecności dużej, bardzo agresywnej bestii w okolicy i Ni'hil praktycznie nie musiałby dalej przewodzić Mitrze, bo ten po samych śladach pazurów i powalonych drzewach widocznych w okolicy mógłby bez trudu trafić do kryjówki Hektora.
        Wilkołak wykopał sobie dość pokaźną norę na niewielkiej skarpie z powalonym drzewem, którego korzenie, porastające powoli mchem, skutecznie maskowały wejście do leża zmiennokształtnego. Praktycznie wszędzie, gdzie okiem sięgnąć porozrzucane były kości różnych zwierząt, a także dało się dostrzec jedną, czy dwie ludzkie czaszki i jeśli to nie było w stanie odstraszyć zbłąkanego wędrowca, zapach rozkładającego się mięsa, wydobywający się z mroku przykrytego częściowo korzeniami i mchem, skutecznie zniechęcał podróżników do dłuższego przebywania w tym miejscu.
        Ni'hil przysiadł sobie na moment na jednym z wystających z ziemi korzeni i rozejrzał się uważnie po okolicy. W pewnym momencie poderwał się gwałtownie do lotu i zanim zakrakał ostrzegawczo, mogło dotrzeć do uszu Mitry groźne warczenie i dzikie ujadanie wilczej sfory. Kiedy udało się krukowi skupić na sobie uwagę nekromanty, zaraz polecał w stronę tych odgłosów, prowadząc do nich również Mitrę. Po dość krótkim locie, ledwo kilka sznurów dzieliło ich od kryjówki Hektora, ptak przysiadł na gałęzi jednego z drzew na skraju skarpy i czekał cierpliwie na niebianina, a gdy ten do niego dołączył, spojrzał w dół na wilczą rodzinę, która właśnie dokonywała swojego żywota pod kłami i pazurami ogromnego, czarnego wilkora, prawie dwa razy większego od nich samych. Na jego futrze dało się dostrzec siwe pasma, a już w szczególności na jego zakrwawionym pysku i wokół oczu. Mimo tego że był poważnie ranny, miejscami wręcz pozbawiony skóry i mięśni, świecąc fragmentami kości, to jednak nic sobie z tego nie robił, nie było po nim widać najmniejszej oznaki bólu czy osłabienia z powodu starych gnijących i jątrzących się ran oraz intensywnie krwawiących tych, których nabawił się w tej walce. Z obłędem w płomiennych oczach i czerwoną od krwi pianą na pysku rozszarpywał żywcem ostatnie dwa wilki, które zdołały do tej pory ustać na łapach o własnych siłach.
        Walka dobiegła końca, co olbrzymi, stary basior zakomunikował całej okolicy donośnym, mrożącym krew w żyłach wyciem i nawet nie siląc się by zabrać któregoś z zabitych wilków do swojej nory i go pożreć, skierował się w stronę swojej kryjówki, gotów do niej wrócić. Choć stracił pod koniec tej walki prawe oko i miał zdartą skórę na pysku w jego okolicach, bez problemu zdołał dostrzec kryjącego się na szczycie skarby nekromantę i ani trochę mu się to nie spodobało. Wyszczerzył wściekle czerwone od krwi kły i spróbował jednym susem wskoczyć na skarpę by jak najszybciej pozbyć się intruza, lecz przez wyraźnie złamaną tylną łapę miał z tym spore trudności. Ni'hil zakrakał donoście, wyleciał nad ujadającą w dolę bestię, usilnie starającą się wspiąć do góry, zatoczył nad nim kilka kółek i zawrócił w stronę Mitry, dziobem celując mu centralnie miedzy oczy. Zaskrzeczał raz jeszcze i dosłownie przeleciał przez maskę i głowę nekromanty, by po tym zawrócić przenikając kilka drzew i znów zaczął krążyć nad wilkołakiem, który zamiast dalej ujadać i się wspinać do Mitry, zaczął się rozglądać dokoła i węszyć w powietrzu, jakby stracił niebianina w jednej chwili z oczu. Zaczął go nawet szukać po okolicy, lecz w końcu odpuścił i po prostu zdecydował się w końcu wrócić do swojej kryjówki, przechodząc nieświadomie niemalże na wyciągnięcie ręki od nekromanty.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Przekażę - zapewnił Mitra spokojnie, po czym skinął Amie głową i wyszedł. Gdy szedł przez podwórek przyszło mu do głowy, że to bardzo do niej podobne: grała oschłą i arogancką, ale serce miała dobre i tak naprawdę wrażliwe. To wszystko pokazała w tych dwóch zdaniach sprzed chwili: jaką grała, a jaka była. I zaraz po tej konkluzji Mitrze przyszło jeszcze coś do głowy - że z początku bardzo niesprawiedliwie ją ocenił.
        Błogosławiony przerwał jednak swoje rozmyślania, gdy idąc podwórkiem minął Aldarena. Mógłby tak naprawdę przemknąć i nawet do niego nie zagadać, ale… Nie potrafił tak. Gdyby skrzypek dojrzał go choćby kątem oka, gdy już będzie daleko od domu, pewnie by się martwił albo złościł, jeszcze by go dogonił. Błogosławiony nie chciał go niepokoić i wolał uprzedzić gdzie idzie, choć od początku planował zachować część dla siebie - wiedział, że gdyby powiedział o Hektorze i całym zadaniu to wampir na pewno nie puściłby go samego. Chyba Aldaren wybaczy mu taką półprawdę?
        Mitra patrzył na skrzypka z czułością, gdy ten zachowywał się tak nieprzytomnie - oczy miał zamglone, w ruchach też widział pewną powolność i stąd brało się jego pytanie o zmęczenie i nawał pracy. Co prawda po tym jak w nocy wypił trochę tej krwi od Amy i trochę jego wyglądał lepiej, ale to na pewno nie był szczyt jego kondycji.
        - Nie przepracuj się - poprosił go z czułością, gdy skrzypek bez owijania w bawełnę przyznał, że jest zmęczony i że jeszcze sporo przed nim. - Najwyżej skończysz kiedy indziej, pomogę ci wtedy - zaproponował, głaszcząc skrzypka po policzku. Już wydawało mu się, że rozejdą się w takiej czułej, pogodnej atmosferze, że Aldaren wróci z nową werwą do pracy, a on z radością pójdzie na swoje zadanie… Ale niestety do jego partnera w końcu dotarła całość wypowiedzi błogosławionego. I zaczęło się. Mitra jednak starał się być cierpliwy i nadal zachowywać się tak, jakby szedł tylko na grządkę nazrywać groszku na obiad, a nie gdzieś w las, dać wieczny odpoczynek wilkołakowi, który już dawno powinien nie żyć. Na pierwsze pytanie - gdy Aldaren upewnił się czy naprawdę Ama wysłała go z zadaniem - kiwnął lekko głową. A później patrzył jak wzrok skrzypka przeskakuje między nim a drewnem i doskonale wiedział co zaraz usłyszy. Dał się partnerowi wygadać, nim przeszedł do słownej ofensywy, choć mówił cały czas lekko i łagodnie, by nie denerwować skrzypka - nie teraz, ta poważna rozmowa powinna odbyć się później, na spokojnie, teraz na pewno nie będzie mu zarzucał niańczenia.
        - Ren, skończ co masz do zrobienia - poprosił go. - Ja sobie poradzę. To na pewno nie jest daleko, przecież mówiłem ci, że wrócę przed zmrokiem. Poza tym mam przewodnika - dodał, ruchem ręki wskazując białego kruka od Amy.
        - Idę tylko po parę surowców, na pewno sobie poradzę, nie musisz się o mnie martwić. Słowo honoru - dodał z taką czułością, jakby zaraz miał zdjąć maskę i go pocałować, lecz zamiast tego tylko go pogłaskał. Później powiedział mu jak kusząco wyglądał podczas pracy… I to dało mu całkiem niezły element zaskoczenia, bo Aldaren wyraźnie był w szoku po tym komplemencie.
        - Obiecuję, że będę uważał - zapewnił. - Ale naprawdę nie musisz mnie szukać, jeszcze się gdzieś miniemy i co, całą noc będziemy siebie nawzajem ścigać po lesie? - podsunął, bo był pewny, że to byłoby bardzo prawdopodobne, bo przecież chyba żaden z nich nie był wybitnym tropicielem.
        - Największą przyjemność mi zrobisz, gdy skończysz co masz do zrobienia, wykąpiesz się i będziesz czekał na mnie z kolacją - zasugerował, by w ten sposób udobruchać ukochanego. Ale później już nie przedłużał.
        - Do zobaczenia wieczorem, Ren - pożegnał się i w końcu zsunął maskę, by dać mu buziaka w policzek, a później skorzystał z tego, że jego partner po czułościach był nadal trochę skołowany i szybko poszedł do lasu, choć miał do siebie lekkie pretensje, że posunął się do takiego wybiegu. To nie było do końca w porządku, choć z drugiej strony, gdy prawił mu komplementy to mówił szczerze i naprawdę to jak wyglądał skrzypek, gdy półnagi, lekko mokry od deszczu rąbał drewno… Aż do tej pory samo wspomnienie sprawiało, że Mitrze przyspieszało serce, a myśli stawały się nie do końca tak czyste i niewinne jak do tej pory. Co też działo się ostatnio w jego głowie…

        W drodze do leża Hektora Mitra starał się utrzymywać dziarskie tempo, by nie zgubić swojego przewodnika, ale też po to, by jak najszybciej mieć to z głowy. Rozmyślał o wielu rzeczach. Przede wszystkim o tym co zrobić z tym wilkołakiem i jak odesłać na drugą stronę, jaka metoda będzie najlepsza i czy będzie korzystał z magii śmierci i nekromancji, które dobrze znał, czy z magii życia, która nie była mu już tak bliska, ale z drugiej strony konieczna, jeśli Hektor będzie nadal choć trochę żywy. To dość ironiczne, ale jego własna dziedzina nie pozwalała zabijać - za uśmiercanie odpowiadała magia życia. To było oczywiście logiczne, gdy wiedziało się za jakie procesy odpowiadają jedne i drugie arkana, ale najbardziej podstawowy ciąg skojarzeń podpowiadał coś zupełnie innego. Wielu początkujących adeptów się z tego naśmiewało, ale Mitra początkujący nie był i wiedział jak obchodzić się z tymi dziedzinami. Nie mógł jednak niczego zdecydować aż do momentu, gdy spotka swój cel.
        Później myśli nekromanty wróciły do rozmowy w chatce Amy. Nadal był pod wielkim wrażeniem tego co tam zaszło. Tego jak wrażliwym obserwatorem była wiedźma, jak wiele wiedziała, jak wielką mądrością dysponowała… I jak cierpliwa względem niego była. Gdy myślał o sobie w tej rozmowie, czuł mieszaninę zażenowania, niedowierzania i - mimo wszystko - dumy. Strasznie się rozkleił i w sumie praktycznie obcej sobie osobie powiedział tyle intymnych szczegółów z relacji jego i Aldarena. Wyrzucał sobie momentami, że powinien być bardziej dyskretny, że to tak nie wypada, że co będzie jeśli w Maurii też tak puszczą mu hamulce. Ale z drugiej strony wiedział, że to nie nastąpi. Ama była wyjątkowa, dobrze znała Aldarena, a do błogosławionego wyszła ze szczerą chęcią pomocy i wsparciem. Z kim innym nawet by nie zaczął, bo nie dostałby swojego czasu na samym początku rozmowy, by zebrać myśli i się przełamać. To było… Bardzo oczyszczające. Głowa go bolała od tego jak mu w niej stara wiedźma poprzestawiała i ile bolesnych obserwacji poczyniła, ale to było bardzo oczyszczające. Czuł się jak po ciężkim zabiegu albo rytuale, gdy wiedział, że choć nie jest w stanie ustać na własnych nogach, osiągnął swój cel. Co tam - zje coś, wyśpi się, za parę godzin znów będzie na chodzie. A to czego dokonał zostanie z nim na naprawdę długo…
        Tak, w ostatecznym rozrachunku Mitra był bardzo dumny i bardzo zdeterminowany, by nie zawieść tych nadziei, które pokładała w nim Ama. Chodziło wszak o to, co było najcenniejsze w jego życiu - o relację z Aldarenem.
        I znowu przypomniało się Mitrze to jak jego ukochany rąbał drewno. Jakiż on był przystojny… Te umięśnione plecy, ramiona, sylwetka. Aż mu się gorąco zrobiło od tych wspomnień.

        Mitra otrzeźwiał szybko, gdy dostrzegł pierwsze ślady bytności Hektora w okolicy. Pierwsze było zniszczone drzewo, na którym wyraźne były ślady pazurów - wielkich jak u niedźwiedzia albo i jakiegoś smoka… Błogosławiony zaraz wzmógł czujność i zaczął obserwować okolicę nie tylko oczami, ale też swoim szóstym zmysłem. Nie musiał podążać za Ni’hilem, bo już sam by trafił na nieumarłego wilkołaka, ale jakoś nie chciał się z nim rozdzielać. Było mu trochę łatwiej dzięki jego obecności, choć pewnie i bez niego by się nie cofnął. Nawet gdy czuł wszechobecny odór śmierci i rozkładu, gdy widział kości, gdy usłyszał ten skowyt… Wręcz jakby to wszystko wzmogło jego determinację i znowu był tym Mitrą, który wyruszył do Thulle, gotowy za wszelką cenę odzyskać klucz do swojej bezcennej księgi. Pewnie niejeden widząc tę przemianę, która zaszła w nim bez użycia magii, wolały jednak trzymać się od niego z daleka.
        Gdy jednak w końcu Mitra dotarł do Hektora, zatrzymał się i nie mógł zrobić kroku. To co zobaczył robiło na nim ogromne wrażenie… Niech to, ależ ten wilkor był ogromny i przerażający. A jego aura… To nie była emanacja żywego stworzenia, a pomiotu śmierci. Mitra patrząc na niego czuł nie tylko niepokój, ale też zwykłe współczucie - to nie było dobre, gdy śmierć dotykała kogoś za życia. Pewnie gdyby natknął się na niego przypadkiem i tak starałby się skończyć jego mękę, Ama nie musiałaby go do tego przekonywać.
        I nagle ich spojrzenia się spotkały. Mitra z początku zdębiał, przerażony tym, że może zaraz skończyć jak ta zarżnięta bez skrupułów wataha, ale zaraz się ocknął - nie, tanio skóry nie sprzeda. Rozłożył ręce, bo choć nie potrzebował gestów, tak łatwiej było mu skupić się na czarach - jakby zbierał w sobie energię z otoczenia. Ni’hila nie dostrzegł, skupiony na Hektorze - dopiero gdy kruk przeleciał przez jego twarz wzdrygnął się i opuścił ręce. Zaraz z trwogą znowu skupił się na nieumarłym wilkorze - przestraszony, że stracił cenne sekundy i może zaraz zobaczy jego kły zaraz przed swoją twarzą… Ale zaraz pojął, że on go nie widzi. I co więcej - że to zasługa białego kruka. Jednak nawet nie zerknął na Ni’hila - cały czas był skupiony na Hektorze. A gdy ten go minął, wręcz wstrzymał oddech - trochę ze strachu, a trochę od smrodu. Właśnie… Czy ten nieumarły nie czuł jego zapachu? To możliwe, bo węch mógł stracić gdy zaczął się - cóż - rozkładać. Ale nie słyszał go? Oddechu, bicia serca, szelestu ubrania? Najwyraźniej nie - może i te narządy ucierpiały w ten sam sposób. Nekromanta nie dociekał. Poczekał chwilę, a gdy Hektor go minął i odszedł kawałek, Mitra podążył za nim, ani na moment nie skracając dystansu. Dał nieumarłemu dotrzeć do jego leża, spokojnie czekał, aż tam spocznie. Dopiero wtedy podszedł jeszcze kawałeczek i znowu rozłożył ręce. Odetchnął bardzo cicho i skupił się na zaklęciu. Wykorzystał tę samą sztuczkę co wtedy, gdy podkrada się innemu nekromancie jego ożywieńca. To była ta sama mechanika - odbierał władzę nad martwym ciałem innej świadomości. A potem… po prostu wszystko kończył.
        To nie było jednak takie łatwe - jakakolwiek siła trzymała Hektora po tej stronie, była bardzo potężna. Pewnie to jego siła woli, która przetrwała śmierć. To się czasami zdarza. Mitra musiał mocno skupić się na zaklęciu, by móc pokonać jego opór. W międzyczasie wilkołak na pewno poczuł niepokój, zaczął się wiercić, szczerzyć, pokazywał kły i węszył. Nekromanta wiedział, że musi się pospieszyć i naparł z olbrzymią determinacją.
        I nagle jakby po prostu coś pękło. W jednej chwili opór trwał, a w drugiej pękł jak bańka mydlana. Mitra trzymał w garści nieżycie Hektora, co można było poznać chociażby po tym jak nagle wilkor się uspokoił. Nie tak do końca co prawda, ale stracił wiele ze swojej agresji. Mitra wiedział, że nie da rady długo utrzymać tego czaru, ale nie mógł go tak brutalnie zakończyć. Coś komuś obiecał.
        - Dobrych snów, Hektorze - zwrócił się do niego łagodnym głosem, tak jak zawsze przemawiał do umierających. - Szczęśliwych wiecznych łowów.
        Podszedł kawałek. Przez bardzo krótką chwilę wydawało mu się, że widzi świadomość w oku wilkołaka… Ale przecież to niemożliwe, on już dawno nie żył. Pora to zakończyć. Mitra łagodnie cofnął swój czar - być może Hektor poczuł, że ogarnia go senność, być może ulga, być może… Po prostu nic. W końcu w jego oczach zgasła świadomość i życie. Otaczająca go aura rozmyła się, a dawno martwe ciało zaczęło powoli stygnąć i tężeć. Mitra odetchnął. To… było chyba łatwiejsze niż przypuszczał. Ale to dzięki wsparciu Ni’hila. Właśnie…
        - Dzięki - zwrócił się do kruka, gdy tylko odnalazł go wzrokiem. Po chwili zaś ciężko usiadł tak jak stał. - Zaraz wracamy, daj mi chwilę - poprosił.
        Nie był aż tak zmęczony. Nie był też przytłoczony. Po prostu… Wydawało mu się, że powinien chwilę posiedzieć przy ciele zmarłego. Jakby chciał się upewnić, że jego dusza przeszła na drugą stronę - w końcu już raz jej się nie udało. Czas jednak mijał i nic się nie działo, więc Mitra zajął się drugim zadaniem, z którym tu przyszedł - bezczeszczeniem zwłok. No cóż - nazywajmy rzeczy po imieniu. On jednak nie miał z tym większego problemu. Podszedł do ostygłego ciała wilkora i ostrożnie dotknął jego pyska. Pomyślał z pewnym przekąsem, że gdyby teraz Ni’hil zakrakał to chyba by zszedł na zawał. Nic się jednak nie działo - Mitra mógł przystąpić do wyrywania wilkorowi kła. Poszło zaskakująco łatwo. Było trochę krwi i cały proceder był trochę obrzydliwy, ale ostatecznie udało mu się zdobyć ten kieł. Owinął go w kawałek bandaża, po czym opłukał dłonie wodą z manierki, resztę wypił. Jeszcze nakrył ciało Hektora walającymi się wokół gałęziami choinek w prowizorycznym pochówku i już zrobił kilka kroków w stronę chatki Amy... Ale coś go tknęło. Przystanął i obejrzał się tam, gdzie pierwszy raz dostrzegł nieumarłego wilkołaka. Poszedł na skraj parowu i przyjrzał się uważnie leżącym tam ciałom wilczej watahy - chciał się upewnić czy faktycznie były nieżywe, bo nie wiedział czy nie mogła ich dotknąć jakaś wypaczona klątwa likantropii. Wszystko wyglądało jednak w porządku, o tyle o ile dobrze może wyglądać tyle bezsensownie zamordowanych istnień. Szkoda, że nie dotarł tu trochę wcześniej... Ale taka była natura - bezwzględna.
        W końcu Mitra westchnął, po czym poprawił sobie torbę na ramieniu i obrócił się na pięcie, obierając kierunek powrotny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie przepracuję - zapewnił pogodnie wampir, jakby nagle zyskując nowe siły. I to przez samą obecność ukochanego przy nim.
        Spojrzał jednak zaraz z lekkim niedowierzaniem na swojego partnera, gdy ten zaproponował, że gdyby skrzypek nie skończył dziś swojego zadania, to błogosławiony mu pomoże. Chciał w pierwszej chwili oczywiście zapewnić, że nie dopuści do tego, aby Mitra wykonywał tak ciężką pracę, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, wyobraził sobie niebianina rąbiącego w pocie czoła drewno... Zawstydzony tymi myślami uciekł spojrzeniem w bok, drapiąc się po karku z lekkim zakłopotaniem, choć zaraz ponownie skupił się na rozmowie. A w szczególności kwestii związanej z udaniem się Mitry do lasu na polecenie Amy. Aldaren nie chciał pozwolić swojemu partnerowi na samotny spacer po obcym lesie, bo mogło się to dla nekromanty źle skończyć, jednakże tym razem nie zdołał przekonać ukochanego. Nie chciał się z nim kłócić, ani też zmuszać do czegoś, na co Mitra nie miał ochoty. Może po prostu chciał pobyć chwilę sam? Może chciał w spokoju przemyśleć to, co stało się tego dnia w Tartos... Że wampir omal nie sprowokował bójki...
        - Przewodnika? - zapytał zaraz, lekko zaskoczony i powędrował spojrzeniem, za ruchem ręki ukochanego, wskazującej na białego, delikatnie przezroczystego kruka, wyglądającego jak bardzo gęsta mgła. Co prawda pierwszy raz widział go na oczy, ale jakoś nie miał wątpliwości, że ten chowaniec należał do smoczycy. Ona w swojej naturalnej formie również potrafiła mieć podobną, pół eteryczną postać.
        - Hmm... Chyba masz rację - mruknął po chwili, choć nie wyglądał na zbyt przekonanego, a tym bardziej zadowolonego. Naprawdę martwił się o to, że Mitrze mogłoby się stać coś złego, czarodziejski kruk go przecież nie uratuje przed jakimś dzikiem czy bandytami.
        Gdy nekromanta zdradził skrzypkowi wprost, czego oczekiwał po swoim powrocie, a co bardzo by go uszczęśliwiło, Aldarenowi od razu zaświeciły się oczy. Widać w nich było motywację do dalszej ciężkiej i monotonnej pracy. Nie było przy tym najmniejszych wątpliwości, odnośnie dalszych prób przekonania błogosławionego, że nieumarły pójdzie razem z nim. Widać po skrzypku było, że zaraz zajmie się pracą jak opętany. Choć mimo wszystko i tak spojrzał tęsknie i ze zmartwieniem na swojego partnera, gdy ten odchodził w las bez niego .
        Odetchnął ciężko, po tym jak Mitra zniknął i pomyślał, że może od razu się porządnie rozmówi ze staruszką, odnośnie dawania błogosławionemu tak niebezpiecznych poleceń, jak samotna wyprawa do lasu. Nie zdołał jednak nigdzie staruszki znaleźć, gdy wszedł do jej domu. Pomyślał, że może gdzieś wyszła, albo poszła sobie uciąć drzemkę. I choć wcale nie zamierzał być łagodny i delikatny podczas swojej bury, odpuścił na ten moment, by nie budzić smoczycy i nie ryzykować przy tym swoim życiem.
        "Wstrętna wiedźma. Pewnie zaplanowała to" - pomyślał z niezadowoleniem, wracając na tył domu. Spojrzał w stronę lasu jakby zaraz miał z niego wyjść niebianin, choć nie minęło nawet piętnaście minut. Westchnął smutno i powrócił na swoje poprzednie stanowisko. Rąbał drewno cały czas bez ustanku aż nie zaczęło się powoli ściemniać, jedynie kontrolnie co jakiś czas spoglądał w stronę, gdzie zniknął mu z oczu jego ukochany.
        Strasznie się o niego martwił. Tak bardzo, że w końcu nie wytrzymał i przywołał dwa demony, używając i tak mocno nadwątlonych sił przez ciężką pracę w słońcu od półtorej godziny. Miał przez to drobne problemy z jednym demonem, bo ten w ogóle nie chciał się wampira słuchać, i zaraz po przywołaniu uwolnił się spod kontroli nieumarłego, lecz dzięki pomocy drugiego demona nic wielkiego się nie stało... tylko susząca się na płocie koszula skrzypka nadawała się co najwyżej na przerobienie jej na ścierki. Albo raczej strzępki, które się z niej ostały.
        Wszystko go bolało, ale chciał dokończyć pracę i ugotować jakąś kolację dla swojego partnera, jeśli ten miałby być dzięki temu szczęśliwy. Przez moment się wahał czy może nie pójść go poszukać z lotu ptaka, skoro demony zajmą się za niego pracą - jeden rąbał drewno, a drugi odkładał na bok rozpołowione drwa i stawiał na pieńku jeszcze te nie pocięte. Zrezygnował jednak z tego pomysłu, bo nie tak się umawiali i z lekkim niezadowoleniem zamiast tego skierował się do chatki pradawnej, by przygotować mu coś lekkiego i dobrego na kolację. Był jednak tak zmęczony, że nie mógł wymyślić nic innego, niż szybkie bułeczki na parze nadziewane wiśniami i polane gęstym syropem owocowym. Niby danie proste i praktycznie samo gotujące się, jednakże po prawie całym dniu trzymania siekiery w dłoniach, Aldaren miał trudności ze sprawnym posługiwaniem się nożem. Kilka razy się skaleczył, co wcale nie poprawiało mu humoru i kilka razy musiał robić wszystko na nowo, by nie dawać ukochanemu bułeczek o smaku krwi, jednakże przynajmniej nadal miał wszystkie palce.
        - Aldaren? A co ty tu wyprawiasz? Czemu demony zajmują się tym, o co poprosiłam CIEBIE? - zapytała surowo staruszka, pojawiając się na schodach. Prawdopodobnie obudził ją zapach parzonych bułeczek.
        - Amo, proszę cię nie teraz - odburknął jej, owijając kawałkiem bandaża, skaleczonego właśnie przed chwilą palca. Gdyby kobieta się tak nagle nie odezwała, nóż by się nieumarłemu nie poślizgnął na tacce.
        - Dobrze ci radzę chłopcze, nie tym tonem...
        - Po prostu zostaw mnie w spokoju. Chyba że chcesz porozmawiać o tym, że wysłałaś Mitrę Prasmok wie gdzie i po co?! A co jeśli coś mu się stało i teraz leży ciężko ranny, o ile w ogóle jeszcze żywy, diabli wiedzą gdzie? - uniósł się na staruszkę, a z nerwów drżały mu aż dłonie. A przy tym trzymany w jednej nóż.
        - Ale nic mu nie jest i za niedługo powinien wrócić. Nie dawałabym mu zadania, z którym nie dałby sobie rady - odpowiedziała spokojnie, choć ton skrzypka ani trochę jej się nie podobał. - Poza tym... dlaczego nie pójdziesz i go nie poszukać, skoro tak się o niego martwisz, błędny rycerzu? - zakpiła ze skrzypka, a ten wyszczerzył na nią kły, by zaraz po tym spuścić karnie głowę.
        - Chciał, żebym mu coś przygotował na kolację, jak skończę pracę, ale tam jeszcze tyle tego zostało... Pewnie dopiero po północy bym skończył...
        - A czy nie sądzisz, że mogłeś do mnie przyjść i mi powiedzieć, że chciałbyś dla swojego towarzysza zrobić coś do jedzenia i że dokończysz rąbać innym razem? Ehh... Mądry z ciebie chłopak, ale doprawdy, czasami wychodzi z ciebie po prostu zwykły kretyn - westchnęła staruszka i wróciła z powrotem do swojego pokoju na górze. - Odeślij te przeklęte demony, zanim narobią więcej szkód, niż jednak koszula - rozległ się z piętra jej głos, a wampir powrócił do gotowania.
        Kiedy skończył odesłał demona i zabrał się za robienie porządku tak w kuchni, jak i przy dwóch stosach drewna. Niestety nie zdążył się jeszcze wykąpać, ale cieszył się, że postanowił w pierwszej kolejności zająć się kolacją dla Mitry. Inaczej jego ukochany musiałby czekać dobre pół godziny aż bułeczki się uparują. Miał nadzieję, że niebianin mu wybaczy, że nie udało się Aldarenowi zrobić wszystkiego, o co blondyn go poprosił.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Wracając Mitra był z początku w nastroju powagi i zadumy, trochę jakby przybity atmosferą miejsca, w którym był i tego co zrobił. Jakże dawno nie zajmował się nekromancją, jak dawno nie ożywiał prawdziwego ciała, a nie przedmiotu… Kiedy ostatni raz? Chyba w Thulle na cmentarzu. To było już parę miesięcy temu. Szybko jednak doszedł do wniosku, że wcale mu tego nie brakowało. Nie porzucił swojej sztuki tak całkowicie, cały czas nad czymś pracował, a poza tym jego uwaga skupiła się teraz przede wszystkim na uzdrawianiu… I to było znacznie bardziej satysfakcjonujące. Przynosiło więcej pożytku i szczęścia wszystkim wkoło niż babranie się w zwłokach. A jednak Mitra czuł, że chyba nigdy nie porzuci nekromancji tak do końca – śmierć była dla niego zbyt bliska i zbyt ważna, by o niej zapomnieć.
        A jednak teraz błogosławiony przestał o tym myśleć, ledwie stracił z oczu ponurą okolicę leża Hektora. Podniósł wzrok i próbując dojrzeć niebo między gałęziami drzew, próbował dociec jaka jest pora dnia i czy zdoła wrócić do domu przed zmrokiem, tak jak to obiecał Aldarenowi. Samo wspomnienie o wampirze sprawiło, że na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, w oczach jednak widoczna była troska. Czeka ich tego wieczora poważna rozmowa i Mitra bał się jak sobie poradzi. Nie chciał zranić swojego partnera, musiał dobrze dobrać słowa, by ich sens dotarł do skrzypka, ale nie brzmiał jak wyrzut. Chciał dobrze – dla niego, dla siebie, dla obojga. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby swoim nieprzemyślanym zachowaniem zranił swojego partnera albo – co gorsza – doprowadził do rozpadu ich związku. W głowie układał więc słowa, wymyślał scenariusze, planował. A jednak czasami jego myśli uciekały od tego co go czeka i skupiały się na innych kwestiach, choć dość zbliżonych. Na przykład na tym, jak pięknie Aldaren wyglądał, gdy rąbał drewno i jaki kuszący wyraz twarzy miał, gdy dostał taki niespodziewany komplement… Ależ Mitra lubił, gdy jego partner oblewał się rumieńcem, jak bardzo podobała mu się ta jego niewinność – tyle lat doświadczenia, niby nic nie powinno go już zaskoczyć, a jednak czasami reagował jak nastolatek… Błogosławiony tak strasznie to w nim lubił – to jak potrafił się cieszyć z bardzo prostych rzeczy, jak się śmiał, jak się wygłupiał… Gdy to sobie przypominał, dochodził do wniosku, że będzie dobrze, że da sobie radę. Przecież Aldaren był tak kochający, przechodzili już razem przez różne kryzysy i trudne rozmowy – dlaczego ta miałaby się nie udać? Może trochę poboli, ale będzie lepiej – tak jak wtedy, gdy byli razem na klifie dwa dni temu, chociażby tak jak podczas rozmowy z Amą, podczas której Mitra tak strasznie cierpiał, ale ostatecznie wyszedł z niej silniejszy?
        Błogosławiony przystanął, po czym przysiadł na skraju dzikiej ścieżki, którą podążał. Wiedział, że dnia mu wcale nie przybywa, ale musiał trochę odpocząć i też trochę sobie przemyśleć. Wyjął z torby przekąski od Amy, podniósł maskę i zaczął jeść. Zerknął na krążącego nad jego głową białego kruka.
        - Daj mi chwilę – poprosił, choć ptak pewnie i bez tego by na niego poczekał. – Chcesz trochę? – zapytał, wyciągając w jego stronę dłoń, na której trzymał kawałek suszonego mięsa, choć Ni’hil pewnie nie mógł tego zjeść.
        Ależ wszystko się w jego życiu zmieniło. Nie tylko w porównaniu do tego jaki był parę miesięcy temu, ale nawet do tego jaki był ledwie kilka dni temu. Nigdy by nie przypuszczał, że tak można sobie przemeblować głowę w tak krótkim czasie. To kwestia zmiany środowiska? Sprzyjających okoliczności? Czy też mądrości i odwagi wszystkich wokół niego? Bo przecież, że raczej nie jego własnej – on rozklejał się na prawie każdym kroku. Nawet teraz z emocji szkliły mu się oczy. Powieki zaś zaczynały ciążyć – pora więc ruszać dalej.
        Dalsza droga upływała w sumie prawie jak spacer. Po drodze Mitra skubał jagody z mijanych krzaków, przez co jego wargi i opuszki palców zrobiły się lekko fioletowe, ale na sucho nie był w stanie tego doczyścić. Wyglądał jak zadowolone dziecko - trochę podobny do dzieci Zahiry i Lirantha, gdy z maskami od niego ganiali razem z Żabonem po lesie. Takim zobaczył go Aldaren, gdy pod wieczór wyszedł z lasu i szedł przez otwartą przestrzeń. Sam Mitra od razu dostrzegł swojego partnera, który nadal pracował przy ogromnej stercie drewna.
        - Ren! – zawołał go, po czym zaraz przytruchtał do niego. Naprawdę cieszył się, że go znowu widzi, choć przecież nie miał nawet za wiele czasu by się stęsknić i nie stało się nic by musiał się obawiać, że go znowu nie zobaczy. Tak samo jednak jak zawsze raduje go widok ukochanego po przebudzeniu, tak i miło było mu teraz.
        - Wróciłem cały i zdrowy – pochwalił się, podnosząc swoją maskę i nadstawiając usta do buziaka na powitanie. – A co u ciebie? Nadal się biedaku męczysz z tym drewnem? Tego jest tyle, że do rana nie skończysz – skomentował z troską, przyglądając się i tak już imponującej pryzmie porąbanych szczap. – Pomogę ci to układać i koniec na dziś, dokończymy kiedy indziej, przecież jeszcze nie wyjeżdżamy – oświadczył, zaraz zdejmując z ramienia torbę i podwijając rękawy. Wampir mógł dyskutować, a on i tak zamierzał pomagać mu z tymi szczapami, argumentując, że to nic trudnego ani męczącego, a przynajmniej będzie szybciej. Może i wiele nie zyskali na czasie, bo trochę go stracili też na przekomarzanie się, ale przynajmniej minął im miło. Po wszystkim Mitra zabrał torbę i skierował się do chatki Amy, by jakoś dyskretnie jej przekazać, że zadanie wykonane i ma ten kieł… Ale zapomniał o tym gdy tylko poczuł specyficzny słodki zapach.
        - Co to jest? - zapytał przekraczając próg. - Ojej! - ucieszył się chwilę później na widok parowanych bułek. Poczęstował się jedną i wgryzł się w nią z pasją, podtykając sobie dłoń pod brodę, by gorące wiśniowe nadzienie nie spadło na podłogę. Westchnął z zadowoleniem, po czym oblizał czerwone od owocowego soku usta.
        - Zapomnij o szpitalu, robimy karczmę - oświadczył. - Ależ to jest pyszne…
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości