Księstwo KarnsteinKlątwy Na Ścianach

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Zarechotał cicho, słysząc jej wyliczanki.
        - Wszystko wymienione zobaczyłem później. Byłem już prawie przekonany, kim jesteś, jak tylko cię zobaczyłem. - Zwrócił na nią rozbawione oczy. - Ile bowiem dam wyrwanych jak z bajki o księżniczce mieszka w zabitej dechami chałupie?
        Westchnął cicho. Zauważył, że oboje stoją w tej samej pozycji. Wypięta pierś, proste łopatki, ręce splecione za plecami. Różniły się jedynie ich nogi - z ustawienia bioder zaryzykował stwierdzenie, że Mereve ma nogi niemalże złączone, jak wysoko urodzonej przystało, Hiram zaś stał szeroko, po żołniersku. Uznał ten fakt za ważny, jako że pamięć o jego przeszłości była oddzielona od obecnej grubym, mglistym murem.
        Spochmurniał, słysząc pomysł o Kręgu. Nie wiedzieć czemu, myśl o użyciu prastarej magii wzbudzała w nim niezrozumiałą niechęć; odrzucał go sam pomysł zbliżenia się do takiego miejsca Mocy. Wiedział jednak, że może to być szansa na odzyskanie wspomnień.
        - Ciężko pytać, gdy nie wiem, czego chciałbym się dowiedzieć - powiedział powoli, jakby zbierając myśli. Potarł w zamyśleniu ramię z obręczą, lecz pokręcił po chwili głową, jakby porzucił jakiś pomysł. - Podczas podróży przez Alaranię zauważyłem, że mieszka tu bardzo wiele ras. Niektóre zdają się żyć bardzo długo. Zastanawia mnie to. Jeśli jedna z moich teorii się zgadza, mogę nie pochodzić z tego świata, jednak bardzo przypominam tutejszych ludzi. - Pokręcił głową. - Mogłem też sobie to ubzdurać, będąc zwykłym, szarym człowieczkiem z wybujałą wyobraźnią. Tak czy inaczej, zakładam, że jeśli dopisze mi szczęście, przeżyję średnią wieku, może trochę ponad to. Inni mieli szansę przeżyć wiele pokoleń. Obserwowali, jak zmieniały się te krainy; królowie przychodzili i odchodzili, wojny zaczynały się i kończyły. Obserwowali, jak z małych nasionek wyrastają potężne drzewa. To jest wręcz niepojęte, ile musieli widzieć swoimi oczami. Czy znudziły im się kiedyś te rewelacje? Albo inaczej, czy takie istoty nigdy nie mają dość, chcąc przeżywać coraz to nowsze rzeczy?
        Jego twarz w miarę mówienia zmieniała się, bez jego świadomości. Nabierała nieokreślonego smutku i wytęsknienia.
        - Ciekawe, czy nie czuli się samotni.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Uniosła mimowolnie kącik ust na porównanie jej do księżniczki, do której tak daleko jej było, na całe szczęście. W tego typu opowieści prędzej przypadłaby jej rola macochy-wiedźmy, która rzuciłaby w zemście urok na nowonarodzone dziecię. Rozbawiło ją prawdopodobieństwo wystąpienia takiego scenariusza, który w jej przypadku naprawdę nie był niemożliwy do zrealizowania. Zapewne niektórzy mieszkańcy miasta właśnie tak ją postrzegali - jako złą wiedźmę, pożerającą płody z zamordowanych przez nią ciężarnych kobiet. Prychnęła z politowaniem. O, ironio, Mereve była jedną z niewielu w okolicy, która wiedziała, jak prawidłowo odebrać poród i zadbać o niemowlę. Jak się okazuje, plotki są szybsze od światła i gdyby nawet obchodziło ją, co ludzie o niej myślą to walka z takimi kłamstwami byłaby bezcelowa, niczym batalia z hydrą - odetniesz głowę, a na jej miejscu wyrosną trzy kolejne. Nie do końca rozumiała strach przed nieznanym, może dlatego, że ona sama ledwie obawiała się czegokolwiek.
        Odetchnęła głębiej, wsłuchując się w słowa Hirama wypowiadane ponurym tonem. Nie sądziła, że najdą go tak filozoficzne refleksje, nie wydawał się być sentymentalistą. "Nie oceniaj ludzi po pozorach", jak mówiło stare przysłowie pszczół.
        - Zdania są mocno podzielone - rzekła nieco obojętnym tonem. - Jedni uważają, że długowieczność jest przekleństwem, inni zaś traktują ją jako szansę. Osobiście znam zwolenników jednej i drugiej teorii. Ja patrzę na to przez pryzmat przyzwyczajeń oraz przystosowań. Każda rasa ma swoje unikalne cechy, jedne bardziej przydatne, drugie mniej. Przyzwyczajone do długiego życia istoty mają świadomość, że są w pewnym sensie poza czasem. Jakby wszystko dookoła nich parło naprzód, a one stały, zawieszone w próżni. - Skrzyżowała ramiona, milknąc na krótką chwilę. - Mam trochę więcej lat, niż może ci się wydawać, i niejedno w swoim życiu widziałam. Czasem nie ma się wpływu na to, kim się stajesz. Możesz to tylko wykorzystać, jak ci się podoba. Każdy, bez wyjątku, czuje się czasem samotny. I śmiertelnicy, i długowieczni. Więc prędzej zjem własny but, niż uwierzę, że jest inaczej - zakończyła pozytywnym akcentem.
        Odwróciła się w stronę drzwi do domu, po czym położyła dłoń na ramieniu Hirama.
        - Chodź, musisz odpocząć, zanim dowiesz się, czy ta twoja teoria jest prawdziwa.
        Weszła do chatki z zamiarem przygotowania posłania dla gościa. "Dobrze, że nie powiedziałaś wszystkiego", odezwał się w jej umyśle głos Beliala. Mereve, owszem, wolała nie zdradzać całej tajemnicy związanej z dwoistością jej skomplikowanej natury, choć uważała, że gdyby nawet tak się stało... Nic by się nie zmieniło.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Hiram opuścił wzrok, który utrzymywał wbity w Mereve, gdy mówiła. Jej odpowiedź nie satysfakcjonowała go w pełni, jednak obył się bez komentarza.
        Wiatr ponownie uderzył w ich stronę, wyjąc w uszach na swój wietrzny sposób. Hiram przechylił głowę, po czym usunął odrobinę bariery sprzed swojej twarzy, następnie zaciągnął się głęboko napierającym powietrzem. Poczuł najpierw w nosie, potem w gardle i w końcu w płucach zimny dotyk bryzy niczym uczucie wypicia zimnej wody w gorący dzień. Zaczął powoli i starannie wypuszczać powietrze, jednak jego zamiary zostały przerwane kaszlem drapiącym mu gardło. Poderwał barierę do góry, ponownie odgradzając się od świata. Pokręcił głową, po czym obrócił się na pięcie i pewnym krokiem wszedł do chatki, zamykając za sobą drzwi.
        Mereve jakimś cudem zdążyła przez ten czas ułożyć mu legowisko przy palenisku. Nic specjalnego - zaledwie kilka koców i coś na kształt poduszki - lecz wciąż było to lepsze niż zimna ziemia na zewnątrz. Do tego mokra, pomyślał z niesmakiem. Podziękował za legowisko, obserwując oddalającą się gospodynię. Gdy wyszła, rozpiął zapięcia kurtki, zsuwając skórę z ramion. Przysunął krzesło bliżej źródła ciepła i rozwiesił ją na nim, mając nadzieję, że zdąży wyschnąć. Chwilę później za nią podążyła kamizela i koszula. Ściągnął buty i ustawił je równo przy posłaniu. Złapał za obręcz na ramieniu z zamiarem jej ściągnięcia, jednak niespodziewany upór cholerstwa zwrócił jego uwagę.
        Zapinając ją na ramieniu, zapomniał, że nie ma pojęcia jak się ją otwiera.
        Chrząknął cicho, zły na siebie za tę lekkomyślność, wciąż szarpiąc się z metalem. Po kilku próbach przyjął do wiadomości, że siłą woli góry nie przeniesie, postanowił więc to zaakceptować, kładąc się na wznak na posłaniu. Zsunął jedynie obręcz bliżej nadgarstka, by nie uwierała go podczas spania. Zamknął oczy, gotowy do snu, jednak po chwili znowu je otworzył. Coś mu nie pasowało.
        Podniósł głowę, rozglądając się po sali. Mereve nie było, kot zapewne czyhał na niego gdzieś w ciemności. Ale to nie było to.
        Poderwał się cicho na nogi, doskakując do wieszaka. Złapał za miecz i zatargał go do „łóżka”, jeśli można to tak nazwać, i położył w zasięgu ręki. Dopiero wtedy powrócił do swojej wcześniejszej pozycji, zasypiając w spokoju przy akompaniamencie cichego syczenia węgielków.

        Odpowiedniejszym określeniem byłoby, że to Hiram zastał ranek. Wybudził się przed świtem, leżał jednak jeszcze przez chwilę, przypominając sobie, gdzie jest i co tu robi. Egzekucja. Deszcz. Wiedźma.         Ostatnie słowo przypomniał sobie z lekkim rozbawieniem. Stuprocentowa wiedźma, pomyślał. I nawet z kotem. Jakby miał to być jakiś wyznacznik profesji.
        Potarł oczy, pozbywając się senności z powiek, po czym wstał zwinnie i rozciągnął mięśnie. Podłoga dała mu się w kości, ale bywało gorzej. Rozruszał zesztywniałe ramiona, po czym narzucił koszulę na gołe plecy. Mereve nie było nigdzie widać, założył więc, że jeszcze śpi. Wciągnął buty na nogi i uchylił tylne drzwi, wymykając się na zewnątrz.
        Półmrok powoli zaczynał ustępować dziennemu światłu, dzięki czemu zaczynał cokolwiek widzieć. Pierwszym, co zwróciło jego uwagę, był stos drewna na uboczu, z wbitą w pieniek siekierą. Hiram zamyślił się. Mereve żyła na odludziu, musiała więc raczej sama zadbać o wszystkie swoje potrzeby. Widział wcześniej, z jaką wprawą posługuje się lewitacją. Ciekawe, czy do noszenia wody i innych prac fizycznych też używała magii?
        Nie myśląc nad tym, głębiej podszedł do stosu, wyszarpując siekierę. Kilka sekund i dwa machnięcia powiedziały mu o niej wszystko. Ostrość, jakość wykończenia, to, że była źle zbalansowana i jej trzonek zaczynał mieć ledwo widoczne pęknięcia, jakby ktoś w złości uderzał nią o rzeczy twardsze od drewna. Hiram w roztargnieniu pomyślał, że słaba byłaby z niej broń. Wciąż jednak lepsza od zwykłego kija.
        Postanowił skończyć z rozmyślaniami i oddać się temu, do czego narzędzie służyło. Ustawił drewno na pieńku i ustawiając się w szerokim rozkroku, zaczął rąbać kawałki, jeden za drugim.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Nie rzuciła nawet "dobranoc" na odchodnym, znikając w izbie sypialnianej - po prostu nie miała tego w zwyczaju, a mówienie "dobranoc" demonowi mijało się z celem, bo i tak miał to głęboko. Jej relacja z Belialem pozostawiała wiele do życzenia, lecz nawet w służbie demony potrafiły być niezwykle przewrotne oraz cwane, więc jej stosunek do niego był co najmniej ambiwalentny. Ten konkretny przypadek zdawał sobie sprawę, że gdyby zaczął próbować się wymigać od swojego przeznaczenia, dostałby prędzej w zęby, niż rozgrzeszenie i krzyżyk na drogę. Mereve nikomu nie ufała, a już w szczególności Belialowi, dlatego starała się go trzymać jak najbliżej siebie. Z Hiramem zaś była taka sprawa, że jeśli chociażby pomyślał o zaszlachtowaniu gospodyni we śnie, spadłaby na niego klątwa i nic nie mógłby zrobić, więc o niego zbytnio się nie martwiła.
        Zanim zdecydowała się położyć, rozkazała Belialowi, by chociaż przez pół nocy miał gościa na oku i w razie konieczności interweniował bez jej pozwolenia. "W razie konieczności" powtórzyła kilkakrotnie, bo ten czort uwielbiał znęcać się nad swoimi ofiarami w ich snach, tworząc w nich najokropniejsze możliwe wizje, jakie tylko można było sobie wymyślić. Niechętnie przyjął jej słowa do wiadomości, trzeba przyznać, ale usłuchał Czarownicy. Mereve wtenczas, mając świadomość, że nic nie zakłóci jej cennego czasu, podjęła próbę wymyślenia skutecznego sposobu na przywrócenie dziennikowi jego dawnej świetności. Była w stanie pośwęcić na te rozmyślania całą noc, gdyż przez wzgląd na demoniczną naturę nie potrzebowała snu, ale wolała być przynajmniej zregenerowana do rzucenia skomplikowanego zaklęcia. Doszła więc do wniosku, że nie będzie traciła cennej energii na bezowocne szukanie trudnych rozwiązań. Zasnęła, jak tylko zamknęła oczy.

        Obudziło ją donośne i mało delikatne drapanie w drzwi, któremu towarzyszyły żałosne miauknięcia. Zamiast wysłać myśl, ten idiota poddał się kocim nawykom. Kolejne tysiąc lat w kocim ciele i prawdopodobnie nic nie zostanie w Belialu z potężnego, budzącego grozę demona, a Mereve będzie się krzątała po świecie z kotem, z którym nawet nie będzie mogła inteligentnie porozmawiać. Wydała z siebie tylko odgłos oburzenia, wstała z łóżka i otworzyła biadolącemu zwierzęciu drzwi. Jej mina z pewnością nie wskazywała rozczulenia sposobem budzenia, a konkretne zirytowanie i zniecierpliwienie. Popatrzyła Belialowi prosto w oczy piorunującym wzrokiem.
        - Mogłeś sobie darować - mruknęła gardłowo, po czym rozejrzała się po głównej izbie. - Gdzie on jest?
        Kot spojrzał w kierunku drzwi do ogrodu, zza których dochodził dźwięk rąbanego drewna. "Chciałem, byś ty się nim teraz zajęła. Ja pójdę na łowy", oznajmił demon, odwracając się jak na komendę sternika, uniósł ogon w górę i powędrował do otwartego okienka przy drzwiach frontowych.
        - Jedna dusza na raz, nie zapominaj się - ostrzegła go, zanim dumnie wybył z chatki.
        Wróciła do sypialni z zamiarem odświeżenia się, nałożenia makijażu i włożenia nowo nabytej sukni w kolorze krwistej czerwieni z czarną podszewką. Uporawszy się z poranną toaletą, poczęła przygotowywać herbatę z imbirem dla siebie i gościa. Kończyły jej się zapasy niektórych ziół, musiała więc niedługo wybrać się na przechadzkę po okolicy w celu poszukiwań, ale to w tej chwili było tak prozaiczne, że nie zaprzątała sobie dłużej tym głowy.
        Wyszła do ogrodu. Postawiła kubek z gorącym naparem niedaleko Hirama, po czym usiadła w ulubionym topornym krześle i oddała się swojemu codziennemu rytuałowi podziwiania otaczającej jej natury. Nie odzywała się, nie chcąc zakłócić panującej harmonii. Zrobiła to dopiero wtedy, gdy z kubka zniknęło wszystko, co było w stanie płynnym.
        - Widzę, że znalazłeś zajęcie na zabicie nudy - rzekła, nie spoglądając na niego. - Może to i dobrze. Gdybym ja ci coś znalazła, narzekałbyś o wiele bardziej niż w tej chwili.
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Dla mężczyzny praca fizyczna była jedną z najbardziej naturalnych potrzeb, tak jak jedzenie, sen i wspołżycie. Była to chyba najprostsza i najbardziej efektywna forma oczyszczenia się ze wszystkiego, co ściągało sen z powiek. Obudził się przed świtem, lecz okres od położenia się do wstania ciężko nazwać w jego przypadku snem. Hiram, nauczony doświadczeniem, niemal bezmyślnie budził się co pewien, nie do końca określony, odstęp czasu, by uzupełnić swoją barierę. W miarę jak przyzwyczajał się do żyłowania się nad jej wznoszeniem, zaczynał dostrzegać coraz więcej jej cech, a także uczyć się nowych sztuczek, jak choćby chwilowe rozszerzenie jej, co umożliwiło mu objęcie jej ochroną także Mereve. Nie sądził, że choćby dorasta jej do pięt w kwestii magii; podejrzewał, iż tylko za pstryknięciem palców stworzyłaby coś, do czego on dochodził tygodniami. Nie zadręczał się tą myślą - stosował to jako wyzwanie dla siebie, by dalej kształcić się w tej dziedzinie.
        Uderzył kolejną kłodę, jednak drewno okazało się bardziej wytrwałe niż poprzednie; siekiera utkwiła nawet nie w połowie bloczku. Zaparł się nogą i naprężając mięśnie, zaczął silnie ciągnąć narzędzie. Instynkt podpowiadał mu, że głupio robi; powinien obrócić siekierę i wykorzystać siłę.... no, tego. Właśnie tego.
         Uparty Evered zignorował poczciwy głos rozsądku i wyszarpnął w końcu ostrze, jakby samemu chcąc sobie coś udowodnić. Nawet nie przerywając ruchu, odbił się od ziemi, po czym z ukosa, jakby uderzając mieczem, z całej siły i wściekłości rąbnął w dół. Niewinne drewno przy jednym głośnym huku rozdwoiło się na boki, razem z pieńkiem je dźwigającym. Dysząc, wyprostował się, ocierając pot z czoła. Zaczął nabierać więcej powietrza, żeby uspokoić oddech i mroczki przed oczami. Trzeba będzie uważać na ten gniew, pomyślał. Może doprowadzić do nieprzyjemnych rzeczy.
        Albo stać się najpotężniejszą bronią.
        Zamrugał, po czym dla pewności przetarł oczy, lecz gdy je ponownie otworzył, tajemniczy złocisty napis zniknął z powietrza, w którym przed chwilą zawisł.
        - Nie dajmy się oszaleć - mruknął do siebie, zbierając koszulę z ustawionej z siebie piramidki i narzucił ją na spocone ramiona. Dopiero teraz dostrzegł siedzącą na ganku Mereve, spoglądającą na niego enigmatycznie. Podążył za jej wzrokiem i zobaczył postawiony nieopodal kubek z parującą zawartością. Skinął lekko głową, siadając w sąsiednim siedzisku. Powoli sączył gorący napój.
        - Jeśli chodzi o znajdowanie sobie wykańczających zajęć, możliwe, że moglibyśmy ze sobą konkurować - odparł, sam nie do końca wiedząc, czy poważnie, czy na żarty.
        - Sen nie okazał się dla mnie specjalnie interesujący - kontynuował, zerkając na widoczne dno naczynia. - Więc pomyślałem, że zajmę się czymś czasochłonnym, acz produktywnym; żebyś nie musiała odrywać się od kiszenia żab czy palenia nietoperzy w palenisku.
        Chrząknął cicho, czując powolne uzupełnianie się wydalanego z niego ciepła tym z naparu. Ranek należał do tych bardziej rześkich, był więc wdzięczny wiedźmie, że stoi na straży jego przeziębienia. To przypomniało mu o bardziej naglącej sprawie.
        - Ten rytuał, o którym mówiłaś... - zaczął, spoglądając na nią z ukosa. - Kiedy będzie można go zacząć?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Pocierała dłonią jeszcze ciepły kubek, skupiając spojrzenie na rosnących przy płocie wysokich słonecznikach. Powietrze było wilgotne, rosa wciąż utrzymywała się na licznych ozdobnych kwiatach i szmaragdowozielonej trawie, a dookoła, tuż nad ziemią, unosiła się delikatna mgła. Zapowiadał się bardzo ciepły dzień, zważywszy na bezchmurne niebo i przenikające między koronami drzew promienie słońca. Pogoda doskonała na rzucanie zaklęć, a księżyc w pełni dostarczy odpowiednio dużo energii do odprawienia rytuału.
        Parsknęła śmiechem, słysząc o kiszeniu żab. Zapewne zgadywał, ale trafił w samo sedno. Mimo że wolała używać świeżych organów, zakonserwowane zwłoki zwierząt nadawały się niemal równie dobrze do wykorzystania w magii rytualnej. Czy opinia o Czarownicach naprawdę urosła już do rangi stereotypów? Ona dziwiła się tylko temu, że ludzie widzieli te rzeczy, które wydawały im się "złe", a "dobrych" za cholerę nie chcieli przyjąć do wiadomości. Nie potrafiła zliczyć, ile razy ratowała zagrożoną ciążę, ile razy składała kości, leczyła czyraki, sporządzała odtrutki i przygotowywała leki. Umiała pomóc innym; nie siedziała z założonymi rękami i nie biadoliła nad losem poszkodowanych, nie biegała z rozwianym włosem i paniką w oczach. Zawsze wiedziała, co robić, zawsze zachowywała zimną krew i czysty umysł, dając z siebie wszystko, by komuś zrobiło się lepiej. Ale nie. Czarownice są złe, be i na stos z nimi, bo używają mrocznej magii. I dziwią się ludzie, że na odludziu mieszka.
        Zerknęła na Hirama kątem oka.
        - Doceniam - rzekła krótko, skinąwszy z szacunkiem głową. Jej wzrok padł na moment na drewniany stos. Postanowiła, że póżniej zajmie się układaniem; teraz miała o wiele ważniejsze rzeczy do zrobienia.
        Zamyśliła się, szukając odpowiednich słów, by móc przedstawić Hiramowi sprawę jak najbardziej zrozumiale.
        - Nie będę wprowadzać cię w najmniejsze szczegóły, bo zapewne nie będzie to dla ciebie aż tak interesujące, ale chociaż przedstawię ciąg przyczynowo-skutkowy. - Naprawdę nie wiedziała od czego zacząć. Rozważała najróżniejsze początki w czasie kilkuminutowej ciszy. Nie przypuszczała wcześniej, że przyjdzie jej tłumaczyć działanie magii rytualnej. - Nie wiem, ile zdołałeś się dowiedzieć na temat panującej tu energii, ale jest ona dosyć podzielona. Ta, której ja używam, jest prawdopodobnie najrzadziej spotykana, przynajmniej z tego, co mi wiadomo. I nie, nie jest to energia, za którą trzeba płacić własną krwią i oddawać się Piekielnym, by z niej korzystać - dodała szybko, by rozwiać wszelkie wątpliwości. - Magia Rytualna jest uznawana za wyższą formę; aby móc z niej korzystać przede wszystkim trzeba posiadać silną wolę oraz jasny umysł, nie można zaprzątać sobie głowy drobnostkami, bo to może się źle skończyć. Wykonywanie bardziej skomplikowanych rytuałów wypada tylko i wyłącznie w czasie nagromadzenia się dużej ilości energii, gotowej do odpowiedniego wykorzystania. Takim momentem jest chociażby pełnia księżyca. - Uniosła mimowolnie wzrok ku niebu. - Dziś przypada pierwszy dzień pełni, więc będzie to doskonała chwila na rzucenie zaklęcia. W głębi lasu znajduje się starożytny Krąg Mocy, który wzmocni moje umiejętności i przybliży nas do pożądanego efektu. - Spojrzała na Hirama, a jej oczy zabłysły tajemniczo. - Pójdziemy tam godzinę wcześniej, byśmy zdążyli wszystko przygotować.
        Wstała niespiesznie, odebrała od Hirama pusty kubek i skierowała się ku chatce, zastanawiając się, czy aby na pewno miała wszystko, czego potrzebowała do szczęścia. Warknęła, odstawiwszy z hukiem oba naczynia. Kwiatów, cholera, nie było! A nie wyrosną nagle na przełomie jesieni i zimy! Spodziewała się tego typu trudności, typowy proces toczący się przed rzuceniem zaklęcia: niekończące się przygotowania. Przeczesała dłonią włosy, palcami drugiej niecierpliwie stukając w blat stołu. Istniała szansa na kupienie pożądanych kwiatów na targu, w końcu były sprowadzane z nieco cieplejszych krajów, gdzie mogły się spokojnie rozwijać. Może przy okazji Belial by się po drodze znalazł? Miała nadzieję, że nie pastwił się nad nikim ważnym i rozpoznawalnym.
        Tak, kwiatów potrzebowała bardzo, lecz bardziej potrzebowała wziąć ze sobą jegomościa, by nie szwendał się po jej kochanej chatce. Dlatego obwieściła wszem i wobec, że oboje udadzą się do miasta, bez wyjątków. Bez bawienia się w uzyskiwanie zgody, wcisnęła w ręce Hirama wiklinowy koszyk na późniejsze precjoza, sama zaś tylko założyła płaszcz i wyprosiła gościa za drzwi, by po chwili zamknąć je na cztery spusty. Te do ogrodu również. Ani żywa, ani martwa dusza by się do tej fortecy nie dostała. Przynajmniej nie bez profesjonalnej pomocy. Ruszyli więc, wiedźma i tajemniczy mężczyzna, przez las, dróżką wydeptaną przez zwierzęta. Jakże baśniowo. Słychać było dookoła poranne trele różnobarwnych ptaków, nieopodal szumiał strumień, a gdzieś w oddali rozbrzmiewały miejskie odgłosy, odbijające się echem od drzew. Iście baśniowo.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Zerknął z ukosa na mało subtelnie wręczony mu koszyk, ale nie odezwał się, słusznie zakładając, że sprzeciw nie wchodził w grę. Wnioskując z toku ich rozmowy, domyślił się, że będzie potrzebny na jakiekolwiek składniki potrzebne do rytuału wiedźmy.
        Zanim zdążyła wypchnąć go przez drzwi, złapał wolną ręką kurtkę z krzesła, zębami zaś porwał pasek z przytroczonym doń mieczem. Wyszedł we wskazanym kierunku, po czym postawił koszyk na ziemi, zarzucając kurtkę na ramiona. Przerzucił pochwę przez ramię, zapinając klamry na kurtce i pasie, by nie przeszkadzały mu podczas chodzenia. Przypomniał sobie, że nie oliwił ostrza od jakiegoś czasu. Płynnym ruchem wyszarpnął je z pokrowca, łamiąc chwyt na ramieniu, przez co niemal natychmiast byłby gotów do walki, gdyby istniało jej niebezpieczeństwo. Zatoczył głownią koło wokół siebie, zatrzymując je żelaznym chwytem milimetr przy uchu, nasłuchując. Tak. Było tam. Znajome buczenie, jakby środek srebrzystego oręża nie był martwą stalą, a żyjącym organizmem z przemieszczającą się w środku ognistą krwią.
        Westchnął, obracając miecz i łapiąc go ostrzem do tyłu, opierając płaz o tył przedramienia. Poza odwiecznym dźwiękiem ostrze wydawało się w porządku. Zdawało mu się, jakby w poprzednim życiu ktoś wbijał mu godzinami do głowy zasady dbania o ostrze, jednak jego miecz zdawał się mieć w wielkim poważaniu deszcz, brud i zmiany temperatur. Był też nad wyraz wytrzymały - z lekkomyślnej ciekawości spróbował nim nawet uderzyć w kamień, chcąc sprawdzić jego wytrzymałość.
         Tak. Kamień pękł.
        Złapał ostrze trzema palcami i spokojnie wsunął miecz za plecy, nasłuchując znajomego kliknięcia, które towarzyszyło zaklinowaniu się broni w jej oprawce. Sam mechanizm też był majstersztykiem; Hiram mógł zrobić pełne salto lub stanąć na rękach, a ostrze bez jego wyraźnej woli dalej siedziałoby na swoim miejscu. To tylko dodawało mu kolejnych podejrzeń o swoim pochodzeniu.
        Mereve najwyraźniej zdążyła już się przygotować, Hiram więc zaczął dreptać za jej powiewającą peleryną. Ranek dalej był mroźny; zastanawiał się, czy dziś też będzie padać.
        - Dokąd właściwie zmierzamy? - zapytał, gdy znudziło go liczenie swoich i jej kroków, a potem porównywanie liczb.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Uśmiechnęła się nieco enigmatycznie pod nosem, przechodząc ponad spróchniałym pniem. Pod jej nowymi pantoflami trzasnęły suche liście i gałązki.
        - Niezwykle trudne pytanie, na które żaden filozof do tej pory nie potrafi odpowiedzieć - rzekła, uniósłszy suknię nad kolejną przeszkodą. Lubiła bawić się wypowiedziami innych i łapać ich za pojedyncze słówka. Rozrywka w okolicy była dosyć marna, więc musiała sobie jakoś radzić. - Do miasta aktualnie zmierzamy. Na targ konkretniej.
        Póki nie dotarli do murów Valiano Mereve milczała, rozpatrując kilka pasujących odpowiedni na pytanie zadane przez Hirama. Najtrafniejsza z nich prawdopodobnie brzmiała "zmierzamy do samozagłady", ale któż by się tym zadręczał? Prosty chłopek nie przejmie się, że swoje wydaliny wylewa na grunty, z których później zbierane są plony i konsumowane przez resztę rodziny; a że w niedalekiej przyszłości ta rodzina walczy z rozstrojem żołądka i zatruciem pokarmowym to już najmniej ważne przecież. Pójdą do lokalnej uzdrowicielki, ona da kropelki i wszystko będzie cacy. Podupadną na zdrowiu, pieniądzach i zmarnują swój oraz wiedźmy czas zamiast zawczasu pomyśleć o przykrych konsekwencjach. No, ale gdyby człowiek wiedział, że się przewróci to by się położył. Jej osobiście nudziło się ciągłe powtarzanie wioskowym głupkom tego samego: "Staraj się o siebie dbać, a nie będziesz tak często tu przychodził". Kiedy po raz trzeci pewna dziewczyna przyszła do niej z bólem w płucach, bo w piecu, zamiast drewna, paliła trujący bluszcz Mereve odesłała ją z kwitkiem, radząc tylko niecierpliwie, by zasięgnęła porady u nadwornego lekarza w Valiano. Spłynęły po niej słowa, jakie rzuciła w jej kierunku dziewczyna - jakby słuchała mądrzejszej od siebie, to by nie cierpiała. Niby tak proste, a jak trudne do wykonania. Głupota ludzka naprawdę nie znała granic.
        Przedmieścia Valiano nie charakteryzowały się zapierającymi dech w piersiach widokami - był to wręcz typowo wiejski krajobraz. Błotnistą drogą ciągnęły wozy pełne zboża, hodowcy przeganiali trzodę z jednego miejsca na drugie, przed prostymi, drewnianymi domkami wywieszone było pranie powiewające na delikatnym wietrze. Jakiś mężczyzna krzyczał do chłopca: "Rąb drzewo, Mycek! Bo jak ci skórę złoję to cię rodzona mamusia nie pozna!". Wsi spokojna, wsi wesoła.
        - Pani Mereve! - Dobiegł ją głos z niedaleka. - Pani Mereve, proszę poczekać!
        Czarownica zatrzymała się więc, rozglądając za właścicielką śpiewnego głosu. Z tłumu wyłoniła się młoda kobieta o złotych włosach, na widok której Mereve uśmiechnęła się serdecznie.
        - Dzień dobry - rzekła z miłą nutą. - Jak się czujesz, moja droga?
        - Dziękuję, bardzo dobrze - odparła dziewczyna, dygnąwszy krótko. - Zrobiłam, jak pani mówiła - leżeć, odpoczywać i niczym innym się nie przejmować.
        - Cieszy mnie to, kochanieńka. Twój poród był jednym z cięższych, jakie odbierałam. Mam nadzieję, że młody dziedzic czuje się równie dobrze?
        - Ależ tak! - zaszczebiotała młódka. - Dzięki twojej pomocy, pani. Wiem, że nie chciałaś niczego wzamian, lecz ojciec nalega, byś przyjęła ten mieszek. Taki podarek w ramach podziękowań.
        Nie oponowała. Skoro możni chcieli płacić za jej usługi, nie miała serca im tego odmawiać. Wzięła mieszek, podziękowała, życzyła dobrego zdrowia i kontynuowała wycieczkę po okolicy, zerkając przez ramię, czy aby na pewno jegomość wciąż jej towarzyszył.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Przystanął, widząc zbliżającą się do Mereve kobietę. Widząc, że pogrążają się w rozmowie, postawił koszyk na ziemi i obrócił się, omiatając otoczenie wzrokiem.
        Przedmieścia nie zmieniły się za bardzo od jego ostatniej wizyty tutaj, jedynie z tą różnicą, że wszędzie teraz pałętali się ludzie; podczas deszczu każdy chował się po kątach, byleby nie zmoknąć. Cieplejsza pogoda zachęciła także straganiarzy - kilka zbitych z desek lad ustawiono kilka metrów od drogi, całkiem niedaleko pierwszych zabudowań. Zerknął kątem oka na wiedźmę, która zdawała się nawet nie zauważyć jego nieobecności, po czym zdecydował się podejść, zobaczyć, co jest na sprzedaż.
        Pierwszy stragan oferował przeróżne wiklinowe twory. Koszyki, coś na kształt toreb, a także mniej użyteczne obiekty, jak króliki, skrzaty i małe świnki. Z dekoracji aż wylewał się wiejski klimat, ale Hiram nie czuł do niego choćby cienia sentymentu. Lepiej czuł się w miastach - wysokie, kamienne budynki, wąskie korytarze i ślady postępującej cywilizacji. Tam czuł się o wiele lepiej, choć i tak daleko od nieodgadnionego spełnienia spokoju.
        Druga lada oferowała jedzenie. Dostrzegł wśród tac krążki sera, główki sałaty, rzepy i inne warzywa. Nim zdążył bardziej się przyjrzeć, jego uwagę przykuł radosny świergot wielu głosów, dochodzący z tłumu wokół trzeciego, ostatniego stoiska.
        Podszedł bliżej, wyciągając szyję do góry. Miał to szczęście bycia wyższym od większości tutejszych, a już w szczególności kobiet, przez co, stojąc na samym końcu, zobaczył pstrokaty stół pośrodku tłumu.
        Cały stragan wystawiony był kwiatami.
        Ciężkie, białe dzwony o fioletowych końcówkach. Wzorzyste pąki w jasnoróżowym kolorze. Żółte płatki w otoczeniu niebieskich liści. Hiram pomyślał, że nie przypomina sobie nazwy żadnych z nich, chociaż, gdyby zamknął oczy i wymienił trzy dowolne kolory, to znalazłby tutaj pasujący kwiat. Wszystkimi zamówieniami i przedstawianiem towaru zajmowała się krępa, wyglądająca na czterdzieści kilka lat kobieta. Niebieskie oczy miała niezwykle pełnej barwy, co wraz z noszoną na włosach chustą roztaczało wokół niej mnóstwo czystej, matczynej energii. Nie widział jej dotąd ani razu na oczy, ale czuł, że mógłby jej zaufać.
        - Czy królewicz potrzebuje bukietu dla swojej wybranki? - usłyszał trel, wyrywający go z zamyślenia. Uniósł wzrok, napotykając tłum wpatrzonych w niego oczu wszelakiej barwy i kształtu.
        No pięknie.
        - Proszę się nie wstydzić. Drogie panie, zrobić mi tu przejście dla młodzieńca! - zakrzyknęła kobieta, a zgromadzone wokół pannice rozstąpiły się potulnie na bok, rzucając Hiramowi enigmatyczne uśmiechy, gdy przechodził. Nie dawał tego po sobie poznać, ale czuł wzrastający w nim stres.
        - No, wreszcie dotarłeś! Nazywam się Hulda - oznajmiła kobieta, jedną ręką biorąc się pod bok, drugą zaś zamiatając po swoim asortymencie. - Może jakieś kwiatuszki dla wybranki?
        - Słowo „wybranka” raczej mnie nie dotyczy - odparł po chwili namysłu, uśmiechając się przepraszająco.
        - Ach! Czyli lubej nie posiadasz? - dopytywała się Hulda. Usłyszał za sobą stłumione piski, mając szóstozmysłową pewność, że wszystkie pobliskie żeńskie oczy i uszy są zwrócone ekskluzywnie w jego stronę. Nabrał powietrza, mężniejąc.
        - Nie - odparł krótko. Prawie poczuł wiatr kilkunastu wydechów ulgi za sobą.
        - Och, to taka szkoda - odparła smutno Hulda, uśmiechając się po chwili przebiegle. - No, w każdym razie, jak dla kogo. Może jednak skusisz się i poratujesz biedną Huldę, kupując bukiet albo dwa? Może akurat znajdziesz tu kogoś wartego tak wspaniałego podarku.
        Hiram zawahał się. Oferta nie wydawała się głupia - za kilka monet miałby spokój od nieprzewidzianej sytuacji. Martwił się jednak kupionymi bukietami. Potajemnie zerknął za siebie i wręcz zadrżał od świdrujących go par oczu, zebranych za nim białogłów. Zmysł dedukcji dawał mu jasno znać, że jeśli nie wybrnie jakoś z tej sytuacji, możliwe, że zostanie rozszarpany i zeżarty żywcem.
        - Dobrze. Poproszę jeden bukiet. DUŻY - dodał z naciskiem, przesuwając wzrok na kwiaty. - Te białe do środka, wokół nich tamte kremowe. Dookoła zaś te fioletowe i cztery niebieskie w rogach bukietu.
        Hulda przytaknęła radośnie i zabrała się do pracy. Hiram odetchnął głębiej, przyglądając się pracy kwiaciarki i zastanawiając, co dalej. Komu ma przekazać bukiet, żeby wyjść z sytuacji cało? Nie znał nikogo z obecnych, nie miał jak obliczyć ryzyka. Cała sytuacja przypominała rzut monetą. Szczęście lub nieszczęście.
        Odrętwiałymi z zakłopotania palcami wręczył kobiecie całą złotą monetę, dając znak oczami, by ją schowała szybko, po czym wziął w ręce obfitą wiązankę kwiatów. Zapach z nich płynący w przedziwny sposób sprawiał, że myśli wędrowały mu do bardziej pogodnych tematów. Pochylił głowę, wtulając nos w pąki kwiatów, zaciągając się ich zapachem.
        Otworzył oczy, zdając sobie sprawę, że mógł na chwilę odpłynąć i w tym samym momencie kolejna rzecz przykuła jego uwagę.
        - Kto to jest? - zapytał, ruchem głowy wskazując kierunek. Hulda obejrzała się, wyraźnie smutniejąc.
        - To Alva, moja... nazwijmy: córka - wyjaśniła, pocierając ręce. - Straciła rodziców dawno temu, przygarnęłam ją więc, by wychowywała się z moimi dzieciakami. Chociaż przez jej chorobę jest to bardzo utrudnione.
        Hiram zauważył to, zanim zapytał. Młodo wyglądająca dziewczyna, brunetka, siedziała oparta o opróżniony z kwiatów wózek, splatając wieniec z trawy i odciętych przez matkę łodyg. Tuż obok leżały dwie podpory w kształcie trójkątów z zaokrąglonym ostrym końcem i uchwytami w kształcie spłaszczonej litery „U”, będące uchwytami pod ramiona.
        W ciągu sekundy, nabierając pewności, ominął wóz z kwiatami, podchodząc do niewładnej dziewczynki.
        - Witaj - powiedział łagodnie, kucając przed brunetką. - Długo tu już siedzisz?
        - Odkąd przyjechałyśmy - odparła cicho. Zauważyła wystający zza jego pleców miecz, dodała więc szybko - Panie.
        - Nie jest ci zimno? - zapytał, zerkając na jej cienko wyglądającą narzutę. Pokręciła głową.
        - Niedługo słońce rozpali się na dobre. Wygrzeję się w jego promieniach.
        Hiram pokiwał głową, po czym wysunął bukiet w stronę dziewczynki.
        - To dla ciebie - powiedział cicho, uśmiechając się. Dziewczynka rozszerzyła szeroko oczy.
        - Dla mnie?
        Spojrzała w stronę matki i ponuro przyglądających się temu pannicom, na co Hulda energicznie skinęła głową. Dziewczyna przyjęła kwiaty w drobne rączki, a szeroki rumieniec zalał jej bladą twarz.
        - Dz-dziękuję, panie. Nikt mi jeszcze nie podarował kwiatów. Z wyjątkiem mamy, ale to nie to samo co od... - urwała, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Hiram wyszczerzył się, przeczesując jej włosy palcami.
        - Każda kobieta zasługuje na obdarowanie kwiatami. W moich stronach - urwał, zastanawiając się na ile zmyśla, a na ile odwołuje się do wspomnień, których nie posiadał. - Jest pewien dzień, w którym każdy mężczyzna daje kwiaty w prezencie tej kobiecie, którą uważa za najcenniejszą tego dnia. Tak się składa, że dzisiaj dla mnie jesteś nią ty.
        Zaskoczony zauważył wyciągnięte w swoją stronę dłonie dopiero wtedy, gdy objęły go za szyję. Hiram zerknął w stronę Huldy, ale ona nie patrzyła w ich stronę; obróciła się do nich tyłem, majstrując coś chustką przy oczach. Hiram odwzajemnił uścisk, po czym łagodnie wyswobodził się z uścisku, powoli wstając.
        - Do zobaczenia - mruknął cicho, na odchodnym puszczając dziewczynce oko.
        - Do widzenia! - krzyknęła za nim. - Ona jest bliżej ciebie niż myślisz!

        Hiram podniósł postawiony koszyk, zbliżając się do Mereve ze zmarszczonymi brwiami. Ostatnie słowa dziewczynki wciąż pałętały mu się po głowie. Chciał zawrócić i zapytać, o czym mówi, ale tłum, który nagle wyrósł znikąd, popchnął go z powrotem do miejsca, z którego zaczął. Poddał się więc fali i ruszył przed siebie. Widząc, że Mereve skończyła rozmowę i rozgląda się za nim, dołączył do niej, podążając za nią bez słowa ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Złotowłosa dziewuszka już dawno zdążyła zniknąć z pola widzenia Mereve, a ona wciąż rozglądała się za jegomościem, który nagle postanowił się zdematerializować. Tupała niecierpliwie pantoflem, czemu towarzyszył wilgotny dźwięk rozpryskującego się błota. Brudu się nie obawiała, szczotka i trochę wody powinny załatwić sprawę; chodziło o to, że bardzo nie lubiła czekać na innych. A Hiram nawet się nie pokwapił, by jakkolwiek ją poinformować, że odchodzi na chwilę lub dłużej. I to jeszcze z jej koszykiem. Gdyby nie ten koszyk właśnie, już byłaby w połowie drogi do chatki w lesie. Wszak nie była mamusią Hirama, nie ciążył na niej obowiązek troski i opieki nad dorosłym chłopem, który potrafił sam sobie poradzić w wielkim świecie. Nie. Ona czekała na koszyk.
        I w końcu się doczekała. Bo oto nadszedł ten, co dzierżył splecioną wiklinę. Mereve spiorunowała mężczyznę spojrzeniem, po czym bez słowa przejęła od niego koszyk, którego wolała już więcej z oczu nie tracić. Była w posiadaniu tylko tego jednego i zdążyła się do niego przywiązać. Zlustrowała mężczyznę z uwagą, ale nie wypowiedziała przy tym ani słowa, jakby coś analizowała, ale do końca nie wiedziała co.
        Odwróciła się po chwili na pięcie i poczęła kroczyć z gracją w kierunku, z którego wrócił Hiram. Granica targu zaczynała się od trzech kramów, z czego dwa zupełnie jej nie interesowały. Nie planowała spędzić w tym miejscu więcej czasu niż potrzebowała, dlatego nie zważając na tłum jaki oblegał stoisko z kwiatami, przepchnęła się między rozentuzjazmowanymi dziewczętami. Nie miała aż tak dużych pokładów cierpliwości, by ze spokojem czekać, aż w końcu na coś się te panienki zdecydują. Ona przybyła tu w konkretnym celu i zamierzała go zrealizować najszybciej jak to możliwe, po dobroci lub po złości. W miarę zbliżania się jej do stoiska oburzenie dziewcząt rosło, czym Mereve przejmowała się jak zeszłorocznym śniegiem. Lata, w których przejmowała się takimi małostkami i konwenansami, były już dawno za nią. Nie słuchała więc obelg pod swoim adresem, tylko ze spokojem wymalowanym na upudrowanej twarzy spojrzała na uśmiechniętą właścicielkę kramu. Zanim Mereve zdołała cokolwiek powiedzieć, kobieta zaszczebiotała radośnie:
        - Na Prasmoka, pani Mereve! Och, jakaż to niespodzianka spotkać panią! Wiele o pani dobrego słyszałam, ale nie miałam jakoś okazji odwiedzić do tej pory. Och, widzę, że zna pani tego szlachetnego młodzieńca. - Wskazała na Hirama stojącego obok. - Taki dobry z niego człowiek. Tacy teraz to na wagę złota - zaśmiała się. - Co mogę dla pani zrobić?
        Czarownica uniosła brwi i zamrugała, nieco zbita z tropu. Zerknęła kątem oka na mężczyznę i ponownie przeniosła wzrok na właścicielkę. Pierwszy raz widziała tę kobietę na oczy, a ona bez problemu ją rozpoznała. Czyżby coś jej umknęło? Mimo konsternacji uśmiechnęła się serdecznie i odparła:
        - Ma pani całkowitą rację. Ze świecą takich ludzi szukać. - Nie lubiła ciągnących się rozmów, dlatego przeszła do sedna: - Chciałabym zakupić goździki i piwonie w dużych ilościach. Mam nadzieję, że tak tradycyjne kwiaty pani również sprzedaje?
        - Ależ ma się rozumieć! - zakrzyknęła kobieta, gestem dając do zrozumienia klientce, by poszła za nią. - Proste kwiaty także mają swój urok i w niczym nie ustępują tym egzotycznym.
        Poprowadziła Mereve kawałeczek dalej, gdzie przy ściane małej szopy stały duże skrzynie, jedna na drugiej. Czarownica już z daleka dostrzegła swoje zamówienie, lecz jej wzrok skupił się na dziewczynce siedzącej obok towarów. I jak grom z nieba spadło na nią olśnienie. Przypomniała sobie noc, w czasie której dwoje ludzi przyszło do niej, prosząc o pomoc dla umierającej córki. Dziecko nie miało nawet dwóch lat. Nie potrafiła sobie wtedy sama poradzić, przyzwała więc z pomocą Sznurków jednego z najznamienitszych medyków w Alaranii. Dzięki wspólnym wysiłkom udało im się zatrzymać postępującą chorobę dziewczynki, lecz niedowładu kończyn i związanych z tym konsekwencjami nie udało się wyeliminować całkowicie. Słyszała, że niedługo później rodzice małej zmarli, ale nie przypuszczała, że ktoś przygarnął dziecko.
        Stała tak, wbijając wzrok w młodą dziewczynę skupioną na pleceniu wianków. Twarz Mereve nie wyrażała żadnych emocji, lecz w duchu kobieta poczuła ulgę, jakby ciężki kamień został zepchnięty z jej serca. Może i była demonem, lecz gdzieś głęboko w środku wciąż tkwił pierwiastek człowieczeństwa. Gdy dziewczynka na nią zerknęła, Czarownica skinęła jej głową z uznaniem, po czym podążyła za właścicielką kramu.
        Wróciła do Hirama z pełnym koszem kwiatów, wymieniwszy uprzednio z Huldą należyte grzeczności w ramach pożegnania. Tłum dziewcząt na szczęście się przerzedził, cieszyła się więc, że nie musiała ponownie się między nimi przepychać. Gdy zatrzymała się przed mężczyzną przez chwilę nic nie mówiła, a następnie spojrzała mu w oczy i rzekła:
        - To był bardzo miły gest z twojej strony. Hulda mi opowiedziała.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Z niejakim zaskoczeniem skinął głową Huldzie, gdy ponownie zbliżyli się do jej kramu. Przypomniał sobie, że Mereve mówiła coś o ziołach lub kwiatach, sądził jednak, że udadzą się do jakiegoś zielarza bądź alchemika.
        Jego towarzyszka i poznana wcześniej kobieta po uzgodnieniu czegoś ruszyły w kierunku skrzyń nieopodal. Hiram zdawał sobie sprawę, że i tak nie przyda się tam do niczego, założył więc ręce na piersi i oparł się pośladkiem o kant stoiska. Nie minęła dłuższa chwila, gdy poczuł pociągnięcie za rękaw. Obrócił się, krzyżując spojrzenie z poznaną wcześniej dziewczynką.
        - Ja... um... Przepraszam, panie - zaczęła, spuszczając lekko wzrok. Podeszła do niego, kulejąc, opierając się ręką o blat kramu. Drugą wciąż ściskała ofiarowany wcześniej bukiet. Bez wahania podsunął pobliską skrzynkę i pomógł jej usiąść.
        - Hiram - powiedział. Przysunął sobie drugą skrzynkę po kwiatach, obrócił dnem do góry i usadowił się na deskach. - Nie musisz mnie tytułować panem; nie mam tytułu szlacheckiego.
        - Dobrze, p... Hiramie - odparła młódka, energicznie kiwając głową. - Ja jestem Alva.
        Hiram pokiwał głową, rzucając spojrzenie odległej Mereve, która wraz z Huldą przerzucała wściekle kolejne kwiaty. Wybredna niczym pański kot, pomyślał, kręcąc głową.
        - Hiramie. Co to jest?
        Drgnął na dźwięk swojego imienia, zerkając na wskazaną rzecz. Z lekkim zdenerwowaniem zauważył, że trzymana na ramieniu obręcz zsunęła mu się na nadgarstek, wystając spod rękawa.
        - To... - mruknął, powstrzymując się przed zakryciem bransolety. Nie było sensu jej teraz chować, podciągnął więc rękaw i wysunął w stronę Alvy, która zaczęła muskać delikatnie powierzchnię metalu palcami. - To rodzaj prezentu, który kiedyś dostałem - uśmiechnął się krzywo. - A przynajmniej tak to można nazwać. Problem w tym taki, że nie wyjaśniono mi, jak to zdjąć, więc obecnie jestem tym niejako zniewolony.
        Alva pokiwała głową. Zmarszczyła brwi, jakby nad czymś silnie myśląc, po czym stuknęła kostką palca w rycinę na obręczy, gardłowo rzucając jakieś słowo pod nosem. Zaskoczony usłyszał ciche kliknięcie, po którym obręcz rozpięła się i opadła na jego kolana. Przeniósł szeroko otwarte oczy na dziewczynkę.
        - Jak to zrobiłaś? - zapytał, marszcząc podejrzliwie brwi. Alva wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się, jakby przepraszająco.
        - Przez moje nogi nie mam zbyt wielu zajęć, postanowiłam więc pobawić się zaklinaniem rzeczy - wskazała na wianuszek, którym zajmowała się przed przybyciem Hirama. - Mój wianek jest stworzony z kilku bardzo specjalnych kwiatów. Może jego efekt nie będzie wielki, ale nosząca go później osoba będzie sprawiać, że wszyscy dookoła będą się szerzej uśmiechać - powiedziała z dumą, ale po chwili zafrasowała się. - Tylko nie wiem, czy nie wbrew woli.
        Hiram poczuł, jak kąciki ust niewygodnie zaczęły mu drgać, zachował jednak kamienną twarz, słuchając.
        - Twoja ozdoba jest dosyć brzydka - kontynuowała, biorąc obrożę Karo i obracając ją w palcach. - Ale coś w niej jest. Albo inaczej - coś MOŻE w niej być. Musiałabym trochę to pooglądać i...
        Urwała, czerwieniąc się nagle. Wyciągnęła rękę, podając Hiramowi obręcz, trzymając głowę opuszczoną tak, że grzywka zakrywała jej szkarłatne policzki.
        - Przepraszam. Nie powinnam...
        - Nic się nie stało - odparł rozbawiony, unosząc ręce. Nie sądził, że dziecko wychowane w takich warunkach przejawi taki... może jeszcze nie talent, ale zapał do zaklinania. Zaimponowało mu to, szczególnie, że sam się na tym znał jak kozioł na ciągnięciu wozu.
        - Czym zajmowali się twoi rodzice? - zapytał. - Ci prawdziwi, nie Hulda.
        Alva zebrała się w sobie, unosząc powoli wracającą do normalnego koloru twarz. Dosyć trudny temat na zmianę kierunku rozmowy, ale czuł, że musi to wiedzieć.
        - Byli niskiej klasy czarodziejami. Zajmowali się bardziej urokami, wróżbami i tym podobnym, niż prawdziwą magią. Nie pamiętam szczegółów - przyznała.
        Hiram pokiwał głową.
        - Więc masz po nich talent - stwierdził. Alva drgnęła, przenosząc na niego spojrzenie. - Ten wianek - powiedział, pocierając palcem skroń. - Mówiłaś, że jest zrobiony ze specjalnych kwiatów. Może moja wiedza nie jest na ten temat duża, ale wiem, że kwiaty same w sobie nie spowodują opisywanych przez ciebie efektów. Trzeba na nich użyć prawdziwej magii, by miały wpływ na kogoś innego.
        Alva pobladła, gdy spadło na nią zrozumienie, że sama się wkopała.
        - Ale nie martw się - powiedział, przytykając wyprostowany palec do ust. - Nikomu nie powiem. Nikt najwyraźniej nie myśli tu w takich kategoriach.
        Dziewczynka pokiwała lekko głową.
        - No - mruknął, ponownie przypatrując się obroży. - Mówiłaś coś o o oglądaniu. Miałabyś pomysł, co z nią zrobić?
        - Może - przyznała, marszcząc brwi. Zauważył z rozbawieniem, że chyba stara się go naśladować tym grymasem. - Wydaje się ciekawa. Może nie ma w sobie żadnych efektów magii, ale możliwe, że jakieś ciekawe właściwości ma.
        Hiram pomyślał przez chwilę, po czym klepnął dłońmi o swoje kolana.
        - Dobrze. Zostawiam ją więc w twojej opiece, spróbuj coś z nią zrobić - uśmiechnął się, wstając ze skrzynki. - Mereve już chyba wraca. Możesz mi pokazać efekty przy naszym następnym spotkaniu, co ty na to?
        Alva uniosła na niego spojrzenie, po czym wyszczerzyła się, przytakując radośnie. Hiram wyciągnął do niej rękę zaciśniętą w pięść, wystawiając tylko mały palec. Alva przekrzywiła głowę.
        - W moich stronach tak się przypieczętowuje przysięgi - wyjaśnił, samemu przekrzywiając głowę. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
        Alva pokiwała głową, już bez wahania krzyżując swój mały palec z jego. Hiram uśmiechnął się jeszcze raz, po czym wyszedł na spotkanie z Mereve, minąwszy puszczającą mu oczko Huldę.
        Pokiwał lekko głową, słysząc pochwałę.
        - To nic wielkiego - powiedział cicho, rozglądając się na boki. Zwrócił uwagę na zapełniony koszyk.
        - Wszystko już mamy? Możemy wracać? - zapytał?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Przytaknęła zdecydowanym skinieniem głowy i ruszyła niespiesznie ku głównej drodze. Uważała w międzyczasie na krzątające się pod nogami dzieci i psy, preferowała żadnego z nich nie potrącić i nie wpaść przez to w paszczę którejś z lwic obserwujących ją uważnie. Poznała w swoim życiu wiele kobiet, lecz nigdy nie pchała się do znajomości z tymi, które miały dzieci, szczególnie już nieco podrośnięte. One nie lubiły jej i ze wzajemnością, a matki tak działały jej na nerwy, że w niektórych przypadkach musiała powstrzymywać mordercze żądze, co by nie rozniosło się po wsi, że wiedźma rzeczywiście przelewa krew. Wolała nie mieć w ludziach swoich wrogów, bo mogli się jeszcze kiedyś na coś przydać.
        Skoro mowa o ludziach - po kilkunastu minutach spaceru dotarli wraz z Hiramem do głównej drogi, tam, gdzie Mereve została zatrzymana przez złotowłosą. Traktem przejeżdżało kilkoro jeźdźców, niewyglądających na rycerzy, a prędzej na najemników. W każdym razie z pewnością nie należeli do ludzi prawych. Jeden z nich obrał sobie szlak inny niż jego kompani, bo wbił się koniem tam, gdzie największe tłumy, a w nich Czarownica i jegomość. Mereve, chcąc cofnąć się o kilka kroków, natrafiła plecami na zajętego pracą kowala, który odtrącił ją trochę zbyt gwałtownie, przez co niemal wpadła pod kopyta rączego kasztana. Od jego klatki piersiowej dzieliły ją jedynie milimetry. Jeździec skręcił prędko, zderzając się prawie z jakimś kupcem. Koń zarżał przestraszony, mężczyzna zaś warknął donośnie i wrzasnął:
        - Patrz, jak leziesz, psiamać! - Splunął jej pod nogi, po czym pojechał dalej w rozstępujący się przed nim motłoch.
        Mereve jeszcze chwilę śledziła go wzrokiem, a następnie machnęła ręką, jakby od niechcenia. Niewidoczna siła zrzuciła jeźdźca z siodła, przez co nieszczęśliwie i przypadkiem trafił na wystającą żerdź przydrożnej fury, która przebiła mu czaszkę na przestrzał, uszkadzając oczodół. Mężczyzna jęknął, drgnął i zaniemógł, zwisając z boku wozu.
        - Kto drogi skraca, ten do domu nie wraca - mruknęła beznamiętnie z kamiennym wyrazem twarzy. Ponowiła spokojny spacer, nie zważając na tłoczący się wokół zwłok tłum przechodniów.
        Nie tolerowała braku szacunku wobec jej osoby. Była w stanie znieść wiele, ale i ona posiadała granice swojej tolerancji. Chłopa nikt żałował nie będzie, a świat miał szansę stać się dzięki temu nieco lepszym miejscem. Może nawet bezpieczniejszym. Śmierć tak mało znaczącej osoby w żadnym stopniu się na niej nie odbijała; jako że była demonem takie czyny w pewnym sensie ją radowały. Można udawać dobrą i uczynną. Do czasu.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Niczym wartowniczy pies podążył za wiedźmą w ożywiający się z każdą sekundą tłum. Uniósł wzrok ku niebu; sufit świata powoli nabierał koloru, a poranna rześkość stawała się już tylko ulotnym wspomnieniem. Wraz z ociepleniem przybywało też ludzi, których gęsta masa blokowała mu powoli cały widok.
        Drgnął, słysząc echa przekleństw i czując drżenie ziemi pod nogami. W ich stronę najwyraźniej zmierzała drużyna konna, wyjeżdżająca z murów miasta. Wyciągnął szyję, starając się dostrzec coś nad morzem głów, po czym zmarszczył brwi, widząc zbliżających się jeźdźców. Zerknął kątem oka na Mereve. Zdawała się też zauważyć, że zbliżający się mężczyźni wyglądem przypominali awanturników, ale Hiram rozpoznał w nich ludzi, których nowy komendant przyjął na służbę straży po jego odejściu; strażnicy jedynie z tytułu.
        Obrócił się przy stanowisku kowala, udając, że przygląda się wystawionym orężom. Wtedy rozpętało się piekło.
        Usłyszał najpierw krzyk, potem rżenie przerażone wierzchowca. Obrócił się, dzięki rozstępującym się w panice ludziom, napotykając wzrokiem krwawy obraz ciała nadzianego na drewniany wóz.
        Nie myśląc dużo, podbiegł do sceny grozy, bez namysłu kopiąc deskę, łamiąc ją w połowie. Wyswobodzone ciało opadło ciężko na ziemię. Hiram dobiegł do mężczyzny, ręką starał się zatamować wypływającą z czaszki mężczyzny krew. Zauważył poniewczasie, że jest to bezcelowe; strażnik już nie żył.
        Obiegł scenę wzrokiem. Człowiek nadział się na wóz, lecz nie ma szans, by zrobił to przypadkiem; nie jechał na wprost fury, wręcz przeciwnie - oddalał się od niej, wnioskując po śladach kopyt. Hiram przymknął oczy, analizując wszystkie tropy, jakie udało mu się zauważyć. Wyglądało na to, że został strącony z siodła niezwykłą siłą, ale nic w pobliżu nie sugerowało miejsca pobytu żadnego pocisku. Mógł to być pocisk magiczny lub pchnięcie many. A w pobliżu był świadomy jedynie jednej osoby, władającej telekinezą.
        Wstał ociężale, obracając głowę w stronę jedynej osoby, spokojnie oddalającej się od miejsca zdarzenia. Poczuł, jak krew zaczyna gotować się w jego żyłach. Zacisnął pięści, zaczynając podążać za wiedźmą.
        Nie spieszył się w swojej wędrówce. Miał świadomość, że jest typem cichego gniewu. Dobrze radził sobie z traumą. Ba - zdawał się najlepiej radzić pod jej wpływem. Mimo że brał swoją siłę z gniewu, to wyznawał pewne zasady, które stanowiły o tym, kim był lub kim chciał być. Których musiał przestrzegać, jeśli chciał kiedykolwiek spojrzeć sobie w oczy.
        Mając czas na ochłonięcie, a nie na stracenie motywacji, dogonił wreszcie Mereve. Stanął przed nią, mierząc ją lodowatym spojrzeniem.
        - Nawet się tym nie przejęłaś - stwierdził, widząc po jej wyrazie twarzy, że nawet nie musi o nic pytać. - Odebrałaś życie nieznajomego ot, tak, pstryknięciem palców. Co ci zrobił? Przejechał za blisko? Spojrzał krzywo? To według ciebie powód, by zadecydować o tym, czy jest dla niego jakakolwiek przyszłość? - warknął. Poruszył ramieniem, czując spinanie się mięśni ożywionych adrenaliną.
        - Mówiłaś, że masz więcej lat, niżbym ci zarzucał - powiedział. - Mówiłaś o poczuciu stania w miejscu. Mogę się domyślać, jakim posągiem czasu jesteś, choć nie będę zgadywał liczb. Tak to sobie rekompensujesz? Mijane lata tak cię wyprały z ludzkości, że inne istnienia mają dla ciebie tyle wartości, co pył na wietrze?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Zdążyła zrobić jeszcze kilka spokojnych kroków, aż zjawił się przed nią Hiram z oburzeniem wymalowanym na jego zmęczonej życiem twarzy. Zatrzymała się, spoglądając nań beznamiętnie. Wysłuchała jego słów z nabożną cierpliwością. Słyszała wściekły ton głosu, widziała ściągnięte we wściekłości brwi i zmarszczone czoło, a z oczu mężczyzny bił chłód. Przyjęła do wiadomości, że nie spodobało mu się rozwiązanie, jakim się posłużyła. Ale co ją to obchodziło?
        - Chciałabym ci przypomnieć, drogi chłopcze, że mnie nie znasz - rzekła, mierząc go wyniosłym spojrzeniem. - Nie wiesz, kim jestem, nie masz pojęcia, skąd pochodzę, ile mam lat, co przeżyłam i jakimi motywami kieruję się w podejmowaniu decyzji. Nie praw mi morałów, proszę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam, zaś twoje ckliwe przemowy nijak na mnie wpłyną i nie zmienią przeszłości. Zważ również na to, że przed zabiciem tego mało znaczącego człowieczka, uratowałam wiele innych ludzkich istnień. Ależ, oczywiście, widzisz tylko to, co złe. Bardzo oryginalne.
        Wyminęła mężczyznę zwinnie, ponawiając spacer. Dlaczego miałaby przejmować się nieznajomym, którego spotkała zaledwie wczoraj? Nie żywiła do niego żadnych głębszych uczuć, nie była z nim spokrewniona, nawet go nie lubiła. Przypałętał się bez zaproszenia, a przyjęła go tylko dlatego, że tak wypadało. Równie dobrze mogła odprawić gościa z kwitkiem.
        Zatrzymała się ponownie, tym razem ze swojej woli. Odwróciła się do Hirama i jeszcze dodała:
        - Różni ludzie stąpają po tym świecie. Jako że pochodzisz z innego, życzę ci, byś się przyzwyczaił do jego realiów. Zapewne nie bez przyczyny nosisz ze sobą również to żelastwo. Akurat w tej okolicy jestem jedyną kompetentną osobą, która byłaby w stanie ci pomóc. Ale skoroś taki wrażliwy na krzywdę bandytów - wzruszyła ramionami - nie będę cię zatrzymywać.
        Zwróciła się w kierunku lasu, po czym jakby nic się nie stało ruszyła przed siebie, nie przejmując się zbytnio losem jegomościa.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Uniósł brodę do góry, nie spuszczając wzroku z ponownie oddalającej się czarownicy. Po płomiennej wściekłości w jego wnętrzu nie pozostała nawet iskra; w jej miejsce pojawił się zimny, przeszywający chłód, owijający się wokół jego serca niczym śnieżna zawierucha wokół samotnego wędrowca. Hiram nie przyłożył cienia uwagi do podszytych obelg w jej słowach. Zmroziła go jednak bijąca od niej obojętność na życie, którego tak ciężko starał się chronić. Czuł, jak z każdą chwilą Mereve traci w jego oczach cały szacunek i podziw, jakimi ją darzył, ustępując miejsca myślom, o które sam by się nie posądził.
        Zamrugał, uświadamiając sobie, że nie wziął oddechu od stanowczo zbyt długiego czasu. Wbił wzrok w ziemię, uspokajając temperament, po czym rzucił plecom czarownicy spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
Różni ludzie stąpają po tym świecie”.
        - Jesteś żywym przykładem, że nie tylko ludzie - mruknął pod nosem, po czym niechętnie ruszył śladami Mereve, wbijając stalowo spojrzenie w drogę przed sobą.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Fakt, że jegomość raczył podążyć jej śladem nie zdziwił Czarownicy bardzo. Można by rzec nawet, że spodziewała się takiego rozwoju zdarzeń. Hiram został postawiony pod ścianą i, jeśli chciał się dowiedzieć czegokolwiek o swojej przeszłości, nie miał innego wyboru, jak po raz drugi zawierzyć wiedźmie. Nie była na tyle naiwna, by łudzić się, że mężczyzna puścił płazem to, co zrobiła. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, przez jaki pryzmat jest w bieżącej chwili postrzegana. Ten najgorszy.
        Ludzie od zarania dziejów posiadali wyjątkowy talent do niszczenia wszystkiego, co im obce, inne i odmienne. Lub przynajmniej wyróżniające się. Mereve osobiście wolała pomagać w sprawach prozaicznych i życiowych, zamiast ukazywać, że zna się na rzeczach, które wiele istnień mogłyby odmienić. Dlaczego? A właśnie dlatego, że nieznane się ludziom nie podobało i prędzej nawiedziliby chatkę, dzierżąc widły oraz pochodnie, niż rzetelnie sprawdzili, na czym polega jej talent magiczny. Ale nie miała serca narzekać - ceniła sobie spokój i prywatność, przynajmniej tłumy nie urządzały pielgrzymek do jej domu. Tego byłoby już za wiele, mogłaby pokusić się nawet o postawienie ostrokołu dookoła, byle tylko nie mieć kontaktu z ciżbą. I przedstawicielami władz, którym zapewne nie podobałby się fakt, że niedaleko Valiano mieszka krwiożercza wiedźma o morderczych skłonnościach. Uśmiechnęła się mimowolnie na tę myśl. Nie przestawało ją to bawić, z jakiegoś powodu odczuwała kapkę rozczulenia względem tych, którzy nie potrafili przyjąć do wiadomości, że postęp istnieje. Tak naiwnie tkwili w przeświadczeniu, że co stare i znane to lepsze oraz skuteczniejsze.
        Wsłuchiwała się w leśną ciszę, sunąc subtelnie ścieżką wydeptaną przez zwierzęta. Nie odzywała się do Hirama. Szczerze wątpiła, by miał teraz ochotę na lekką pogawędkę o pogodzie. Ona nie miała.
        Po drodze napotkali wielce zadowolonego z polowania Beliala, który wyłonił się zza rozłożystego krzaku bzu, miaucząc donośnie. Mereve dziękowała w duszy, że modus operandi demona nie rzucał się w oczy, bo już dawno mieliby na głowie straż. Ten raczył usłuchać Czarownicy i zgodził się nie zostawiać trucheł zwierząt gdzieś na środku głównego traktu. Zamiast tego od czasu poważnej rozmowy - około tysiąca lat temu - wiedźma nie ujrzała nawet kończyny żadnej z ofiar kociska. Na całe szczęście.
        Do chatki dotarli w milczeniu. Wiedźma machnęła ręką, a następnie wszystkie drzwi i okna stanęły otworem. Nie ceregieląc się, z marszu zabrała się za przygotowania do rytuału. Nie zamierzała tracić swojego cennego czasu na użeranie się z niechcianymi zjawiskami. Kwiatostany goździków i piwonii zmieliła w moździerzu, łodygi zostawiła, by użyć ich już bezpośrednio podczas rzucania czaru. Zatrzepotała połami ciężkiej sukni, przechodząc z głównej izby do sypialni, aby mieć pewność, że wszystkie artefakty chroniące są na swoim miejscu. Pochwyciła dwa z nich, o kształcie kości do gry. Ten, kto wymyślił, by w rekwizyty wpleść potężne zaklęcia musiał być niezwykle pomysłowy. Włożyła oba artefakty do koszyka po kwiatach. Dołożyła jeszcze kadzielnicę i księgę zaklęć. Mimo poznanych na pamięć formuł, podczas rytuału wolała rzucić zaklęcie, cytując je wprost z grymuaru. Przezorny zawsze ubezpieczony. Nie chciała ryzykować ściągnięcia na siebie makabrycznej klątwy, której nie dałoby się jakkolwiek zdjąć.
        Upewniwszy się, że każdy szczegół został dopracowany i dopięty na ostatni guzik, zwróciła się do zainteresowanego:
        - Weź dziennik. Rytuał wymaga długich przygotowań. Do nocy jeszcze daleko, mimo tego preferuję zacząć już teraz.
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości