Księstwo Karnstein[Rubieże Księstwa] Dywersanci

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard przyglądał się klientom Jurnego Niedźwiedzia i zauważył, iże łucznik, który towarzyszył mu i nekromancie przez krótki czas, zbierał się właśnie do drogi. Dziad z fury, wielbrądom lżej - jak mawiają Theryjczycy.
W tak zwanym międzyczasie Froksendh rozprawiał z nowo przybyłą driadą. Wampierz -do tej pory zajęty sprawami własnymi i Karnsteinu (które to pojęcia w większości przypadków oznaczały to samo)- zaczął tedy przysłuchiwać się rozmowom towarzysza. Driada w takim miejscu to widok należący do niezwykle rzadkich, niemal równy złapaniu białego słonia (tak, nie ma czegoś takiego jak zupełnie biały słoń, ale jasne lub albinotyczne formy zdarzają się gdzieniegdzie raz na parę tysięcy sztuk). Ze swoistego myślowego letargu tudzież snu na jawie wyrwało go stwierdzenie "zadufany arystokrata", na które zareagował typowym dla wampirów prychnięciem, po czym rzekł:
- Chyba nie miałeś za wiele do czynienia z tą klasą społeczną, nieprawdaż?
Upił nieco miodu z dzbana i przysłuchiwał się dalej, aż padło słowo "pan". Wtedy wtrącił swoje parę orenów:
- Medard de Nasfiret. Panem czegokolwiek się bywa, Medardem jest się przez całe życie. Miło mi, że tak się starasz, ale bez przesady - to nie ludzki cyrk arystokratyczny, a zwyczajna karczma dla pospolitego żołnierza. Obejdzie się bez czapkowania i -jak juz zdążyłaś zauważyć- kretyńskiego całowania w pierścień, za co Ci chwała - to dobre dla zapatrzonych w swój mizerny żywot śmiertelników z Demary. Co Cię do mnie sprowadza, wszak nie jest to miejsce typowe dla driad?
Oczekując odpowiedzi na nurtujące go pytanie, pił pomału kolejny już kielich miodu...
Merry
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merry »

Gdy kufel piwa przesunął się po ladzie w jego stronę, mężczyzna pochwyciwszy go, omiótł wzrokiem karczmę, szukając miejsca idealnego dla siebie. Oczywiście wybrał ławę w samym rogu, trochę zacienioną, znajdującą się na uboczu. Z tego miejsca był dobry widok na salę i jednocześnie nie rzucało się ono w oczy.
Zanim Merry usiadł przy stole, zrzucił z barków kozła, którego koniec końców, położył obok siebie.

Zerknął jeszcze raz w stronę arystokraty. Rozmawiał on z wysokim, wychudzonym człowiekiem i małą, zielono-skórą osóbką. Dopiero teraz ich dostrzegł. Zdawało się, że przyszli tutaj razem.
Nie przypatrywał im się jednak zbyt długo, a już na pewno nie nachalnie. Jego wzrok był zobojętniały i leniwy... Na dłuższą chwilę ugrzązł w cieczy wypełniającej po brzegi ciężki kufel.
Awatar użytkownika
Froksendh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek, Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Froksendh »

Stanął za driadą i spokojnie wsłuchiwał się w rozmowę, którą prowadził z nią Medard. Postanowił wznowić badanie aut magicznych, znajdujących się w karczmie. Prześlizgiwał się od jednego umysłu do drugiego, szukając jakiegoś obiecującego kandydata na sługę.
Nie to, że by sobie nie poradził, jednakże bezpieczniej czuł się otoczony Nieumarłymi Sługami, aniżeli w samotności na szybko rzucać słabe zaklęcia obronne. Trzeba było najpierw odpraeić odpowiednie rytuały, jeśli ma dojść do burdy. Jeśli jednak mu się uda, nikt mu nie zagrozi. Ani driada, ani nieumarły krwiopijca.
Ostatnio edytowane przez Froksendh 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

-Nie cyrk?
Rozejrzała się po karczmie. Powoli zaczęli ujawniać się przeciwnicy o, jak się okazało, słabych głowach. Niektórzy wyśpiewywali wesołe, często bogate w przekleństwa, piosenki. Byli też tacy, którzy wszczynali kłótnię o zapałkę. Twarze zdenerwowanych były czerwone, nie tylko z powodu stanu emocjonalnego. Kolejny zaś miał głośny, głupkowaty aczkolwiek przezabawny śmiech. Śmiał się głównie z gościa, który tak bardzo, z całych sił chciał wstać...niestety, grawitacja z nim wygrała.
Frigg powróciła spojrzeniem do arystokraty pozostawiając pytanie retorycznym.
-Sprowadza mnie to co mogę tu zyskać...-rzuciła namiętnym tonem- Widzę, że niejeden wojak się na coś szykuję...A ten oto tu, stojący za mną Froksendh, podpowiedział, że najlepiej skierować się do Ciebie, Panie Medard. Jest coś co mogę zrobić? Bo z pewnością znajdzie się coś co z chęcią bym uzyskała...
Żar w jej oczach nie zgasł ani na moment. Byłą zdeterminowana i gotowa, chociaż sama nie wiedziała na co się dokładnie pisze.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Takiej kotłowaniny to w Niedźwiedziu dawno nie było, a że był to lokal w gruncie rzeczy odwiedzany przez wojskowych niższego szczebla, najemne mięso armatnie i typów spod ciemnej gwiazdy, to i działo się sporo, ale żeby coś takiego?! Cuda na kiju jakieś się porobiły, a może ten huncwot barman znowu namieszał w piwku? Medard przyłożył tylko dłoń do twarzy, jakby miał się łokciem o kontuar podeprzeć. Są sytuacje, w których jakikolwiek wyraz zażenowania to zdecydowanie za mało i lepiej nie przebywać w takich przybytkach zbyt długo.
- Niedługo ci obwiesie zaczną liczyć diabły na łebkach od zapałek. - rzucił do rozmówców, po czym przyszło mu na myśl coś, co już zachował dla siebie. Ech, ludzie, ludzie. Nigdy się nie zmienicie. Gdy niesforna myśl uleciała niczym opary alkoholu ze stołu, Medard odpowiedział Frigg na jej pytania:
- To zależy, co takiego chcesz uzyskać. Całe to towarzystwo stawiło się tutaj na wojnę z Hodorem i jego centaurami. Ów demarski margrabia ostatnio uwierzył, że jest panem świata, a przynajmniej Therii, w części której pomieszkuje, a co za tym idzie - bardzo się rozbisurmaniło królewiątko i trzeba mu pokazać, kto tak naprawdę tutaj rządzi. Miejsce gnoju jest w rynsztoku, a że owcojebca lubi naturian, to możesz mi się przydać.... Kretino nie spodziewa się ataku ze strony tych, których podejrzewa o cichą sympatie do swych działań...
Gdy skonczył wypowiedź, zaczerpnął duży łyk miodu, którym przepłukał sterane gardło i czekał na odpowiedź. Cyrk w Niedźwiedziu trwał nieprzerwanie.
Merry
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merry »

Oczy Merry'ego oderwały się od zawartości kufla, dopiero, kiedy do jego uszu dotarł czyiś idiotyczny śmiech. Kącik ust mężczyzny uniósł się w pełnym pożałowania uśmieszku, gdy dostrzegł niedaleko dwóch, zbytnio podchmielonych mężczyzn.
Inny, wyglądający na nieco trzeźwiejszego zszedł z górnych pięter, lekkim slalomem. Gabarytami bardziej przypominał tego wielkiego człowieka stroniącego od kontaktu z ludźmi, który po chwili całkiem przypadkowo na niego spojrzał.

- Jestem niezwyciężony! Ej ty... - wybełkotał pijaczyna, najwidoczniej zwracając się do Merry'ego, którego niewzruszona, zobojętniała twarz w bladym blasku świecy wyglądała na zmęczoną i posępną.
- Myślisz, że mógłbyś mnie pokonać?
Jasnoszare oczy wielkiego człowieka przeniosły się po raz kolejny na jego oblicze i z wyraźnym znudzeniem powiodły po chwili w innym kierunku.
- Ignorujesz mnie? - zapytał pijaczyna podchodząc coraz bliżej. Gdy siedzący przy stole nie zwrócił na niego uwagi, awanturnik wziął jego kufel i rzucił nim o ścianę, by go sprowokować. Ale to nie było takie proste, jak mu się wydawało.

- Patrzyłeś w moim kierunku, więc teraz nie odwracaj wzroku i walcz ze mną! - krzyknął coraz bardziej poirytowany, zwłaszcza, że tamten wstał od stołu i powolnym, leniwym krokiem zaczął przemieszczać się w głąb sali, by rzecz jasna się go pozbyć. Nie zamierzał walczyć ze słabym, pijanym człowiekiem.

Zajęci rozmową, nekromanta Froksendh, driada Frigg i arystokratyczny Medard, nie zauważyli lecącej w ich stronę, pustej butelki po winie, bo też nikt się jej nie spodziewał.
Pijaczyna próbował rzucić w Merry'ego ale miał zbyt wiele alkoholu we krwi, by w niego trafić, nawet jeśli mężczyzna ten był dość sporym celem.
W ułamku sekundy jego powolność i leniwość ustąpiła miejsca energii i szybkości, której dotąd nie pokazywał. Mimo wszystko nie chciał by z jego powodu, przez jakiegoś pijanego jegomościa komuś stała się krzywda.

W momencie, podbiegając, osłonił ich, wyciągając błyskawicznie z pochwy swój pordzewiały, wyszczerbiony miecz, którym rozbił butelkę w locie. Szkło posypało się po podłodze.
- Walcz ze mną! - krzyknął natrętny awanturnik, tym razem nacierając na niego z maczetą, którą wyrwał jednemu z gapiów, którzy już się wokoło zebrali. Robiła się naprawdę niemała zadyma.
Awatar użytkownika
Froksendh
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek, Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Froksendh »

Jego mroczne i jakże tajne rozmyślania przerwał dźwięk tłuczonego szkła. W karczmie rozpętała się burda. Dwójka pijaków pałętała się po "Jurnym Niedźwiedziu" i najwyraźniej starała się napytać sobie biedy. Stwierdził to, gdy okazało się, że jeden z tych głupców postanowił sprawdzić swą celność na zajętej rozmową trójce. Pewnie nikt, prócz Medarda, się tego nie spodziewał. W oczach Froksendha zapłonął prawdziwy gniew, ale i ekscytacja. Szukał sługusów, a oni sami przyszli, aby paść mu do stóp. Człowiek, którego Froksendh wcześniej wziął za pół-olbrzyma, jakimś cudem uchronił ich przed szklanym pociskiem. Froksendh nie miał zamiaru zmarnować okazji. Widząc szykującą się burdę, dyskretnie stanął za plecami Merry'ego i uniósł kostur do góry. Upojenie całkowicie minęło, a zastąpiła je szaleńca chęć mordu. Wiedział, że nie będzie w stanie rzucić żadnego potężniejszego zaklęcia, bez odpowiednio i starannie przygotowanego rytuału, ale miał nadzieję, że będzie w stanie pokazać tym żałosnym ludziom, kogo próbowali zaatakować. Uderzył kosturem w ziemię i zaczął mamrotać odpowiednie inkantacje. Uniósł drugą rękę i najpierw nakreślił nad sobą krąg, przeprowadzając moc do świata realnego przez końcówki palców, chcąc ochronić się od niepowołanych czynników zewnętrznych. Gdy krąg był gotowy, nakreślił przed sobą pierwszy pentagram i umieścił w nim znak miecz, symbol walki. Starając się utrzymać jak najwięcej magicznej energii, odwrócił się i nakreślił drugi pentagram, umieszczając w nim jego odwróconą wersję, symbol zła. Skupił całą skumulowaną energię i utworzył wokół siebie aurę energii zła. Wyciągnął rękę w kierunku pijaków i zaczął zbierać zebraną energię, starając się uformować ją w coś na kształt stożka lub dużego kolca. W jego organizmie pojawiło się zmęczenie, a po chwili ból. Pijaczyny zebrane w karczmie zdawały się nie zauważać Czarnoksiężnika, na spiesznie odprawiającego rytuał. Niektóry przechodzili obok Nekromanty, prawie przerywając krąg którym się otoczył. Na szczęście, był na tyle silny magicznie, że ledwo, ale jednak udało mu się odpychać od siebie ciała niczego nie świadomych żołnierzy i bywalców karczmy. Ból stawał się nie do zniesienia. Nekromanta skończył formować stożek energii zła i posłał go prosto w wypiętą pierś pijaka, który właśnie wyzwał olbrzyma na walkę. Stożek energii uderzył w aurę pijanego żołnierza, mieszając się z nią. Potem rzeczy potoczyły się szybko. Żołnierz zawył. Nie był to zwykły krzyk spowodowany bólem. Był to prawdziwy krzyk potępieńca, którego właśnie przypalano ogniem, a jego członki przebijano rozpalonymi szpikulcami. Żołnierz upadł, ba rzucił się na ziemię i zaczął rzucać się dosłownie we wszystkich możliwych kierunkach. Z uszu, nosa, a nawet oczodołów zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Gdyby zaklęcie było zwykłym czarem lub urokiem, efekt zaraz by minął. Jednak to był czar rytualny. Jego moc była wielka, a czas trwania długi. Jedno było pewne, nawet jeśli żołnierz przeżyje, długo nie otrząśnie się z bólu spowodowanego klątwą. Jednak tak szybko przeprowadzony rytuał miał swoją cenę. Samo rzucenie klątwy zajęło Nekromancie zaledwie paru minut, ale skutek był potworny. Froksendh upadł na kolana, a z jego nosa trysnęła krew. Krąg zniknał, a pijacy zaczęli go potrącać, jak jakąś szmatę. Ból był niesamowity, jednak na pewno nie tak wielki, jak ten który odczuwał teraz nieszczęsny żołnierz. Froksendh miał nadzieję, że pan Medard nie weźmie tego ataku do siebie, a przekona się, że on, Froksendh, jest przydatny. Szalenie mu zależało. Ignorując ból, Froksendh oparł się o kostur i starał się podnieść, czując ból w dłoni którą posłał nieszczęście na żołnierza, oraz w głowie. Jednak uśmiechał się nieprzytomnie, ciekaw jak zareagują jego towarzysze,
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Polityczne sprawy? Frigg zdecydowanie za nimi nie przepadała, wiedziała jednak, że akurat na nich można zyskać więcej niż wiele. Nawet jeżeli na samym początku nie wiedziała czego chce. Mimo to przybyła do Karnstein nie bez powodu. Chociaż... miałaby pomagać państwu zasiedlonym przez mroczne elfy?! Aż krew w niej zawrzała ze złości.
Ale to arystokrata...z pewnością miałby coś, co i Frigg się należy...
Tylko dlaczego za taką cenę?...
Gonitwę myśli i walkę z własnymi przekonaniami przerwał mosiężny gość, który, jak się okazał, ochronił ją przed oberwaniem w łeb z butelki. Sama do końca nie wiedziała czy w rzeczywistości sięgnęłaby ona jej czubka włosów, aczkolwiek czyn sam w sobie był szlachetny. Miliony szklanych iskierek runęło o podłogę wydając z siebie dźwięki jakoby szklanych kuleczek na podłodze, takie jak kiedyś za młodu zbierała Frigg. Nie miała czasu by pomyśleć i odpowiedzieć arystokracie, a co dopiero na wspomnienia!
Momentalnie do akcji włączył się i nekromanta. Postać, która rozpoczęła cały ten chaos wygięła się w konwulsjach. Wydawało się jakby ogień wyżerał go od środka. Ci, którzy jeszcze byli w miarę trzeźwi, milczeli patrząc na chłopa. Reszta nie zwróciła uwagi.
Mężczyzna padł niczym zarżnięty świniak oblany krwią. Zielono-skóra nie wiedziała co ma do końca myśleć o całej sytuacji. Nie wiedziała czy ów opryszek kiedykolwiek jeszcze wstanie, a gdy wstanie, to czy cokolwiek zapamięta z tej historii i czy wyciągnie jakikolwiek wniosek.
Nekromanta wyglądał na, co najmniej, zmęczonego. No cóż...przynajmniej wiedziała kto spowodował prawdopodobną śmierć żółtodzioba.
Ale czy warto było poświęcać tyle energii na chłopa, który mógł mieć żonę i dzieci? Tylko dlatego, że się upił?
Frigg nie odpowiedziała nic. Wyraz jej twarzy nabrał poważny zarys.
Wszystko najwidoczniej ma swoją cenę.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Jakby tego cyrku było mało, jakiś wyrywny żołdak, który niewątpliwie wypił za dużo gorzały, począł się awanturować niemal z każdym, kogo napotkał na swej drodze - pech chciał, iż byli wśród nich rosły człowiek z kozłem na ramieniu, i skryty nekromanta Froksendh. O ile ten pierwszy starał się jeszcze zignorować otumanionego alkoholem najemnika, to mag śmierci miał już tego typu zachowań po same dziurki w nosie. Gdy szykował się do rytuału, w stronę rozmówców przy barze poleciała butelka ot tak rzucona dla zabawy przez pijanych knechtów. Każdy zajęty własnymi sprawami nie przeczuwał nadchodzącego niebezpieczeństwa - tylko olbrzym w skórach cisnął wyszczerbiony kawałek metalu, który kiedyś pełnił funkcję szabli prosto w przemieszczające się w karczemnej atmosferze szkło, rozbijając je na zyliardy kawałków. Med przyuważył wyczyn wyrwidęba bił przybyszowi oklaski.
- Takich ludzi nam trzeba, a nie zapita hołotę! - dodał od siebie.
Wtem, Froksendh gotów był do użycia swej tajnej broni - ryt został dopełniony, a śmiercionośne siły uwolnione. Celem okazał się nie kto inny, a chełpiący się pijany żołdak, którego wszyscy mieli dosyć. Ochlapus zawył niczym trafiony z tuzina kusz i skowyczał z bólu na klepisku oberży. Med wymamrotał coś w nieznanym większości języku, żyły wylazły nieszczęśnikowi do wierzchu i począł uchodzić z nich ni to gaz, ni to znowuż dym. Śmiertelnik zacharczał kilka razy, po czym zamienił się w kupkę popiołu.
- Ech, ludzie, ludzie. Nigdy się nie zmienicie. Efekty były, lecz musisz się jeszcze nieco nauczyć - szkoda energii na łapserdaków. - dodał Medard, choć nie wiadomo, czy ktokolwiek go wysłuchał. Gdy sytuacja się uspokoiła, wziął dzban pełen miodu, nalał zeń trunku każdemu z rozmówców, potem sobie i zaczął sączyć. W końcu oberża służy przede wszystkim do tego...
Merry
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Merry »

Merry nie zauważył Froksendh'a, który skrył się tuż za jego plecami, wyczyniając jakieś rytuały. Nawet nie wyczuł za nimi jego obecności, skupiony na grożącym mu maczetą mężczyźnie. Nigdy nie miał zbyt podzielnej uwagi.
Zastanawiał się jak najlepiej rozwiązać tą sytuację bez zbędnego zawracania sobie głowy, rozlewu krwi i co gorsza, jakiś niepotrzebnych trupów.

Gdzieś za sobą usłyszał uwagę wampira skierowaną najprawdopodobniej w jego kierunku. Nie szukając jednak poklasku, ani nie chcąc być dłużej w centrum uwagi, pragnął go powstrzymać i jak najszybciej opuścić ten lokal.
To jednak nie do końca było mu pisane.

Nie trudno było wyobrazić sobie zaskoczenie wymalowane na jego twarzy, kiedy zupełnie nagle mężczyzna z maczetą zawył tak przeraźliwie, że Merry mocniej zacisnął palce na rękojeści miecza. Nie wiedział co mu się stało, ani kto to spowodował. Prześliznął więc wzrokiem po pomieszczeniu, szukając winowajcy.
Czy skręcający się z bólu nekromanta mógł być temu winny? Nie przypuszczał, bo wyglądał jakby sam przed chwilą padł ofiarą czyjejś klątwy. Biedny nieszczęśnik... Z drugiej strony jego kostur...

Wtedy, kątem oka dostrzegł, jak usta Medarda się poruszają, a mężczyzna który jeszcze chwilę temu próbował go sprowokować, zamienił się w kupkę popiołów.
Brwi Merry'ego zmarszczyły się, a on sam odsunął od tej podejrzanej trójki, o dziwo nie chowając swojego miecza. Choć dobrze wiedział, że przy takich czarach, kawałek zardzewiałego żelastwa na niewiele by się zdał, czuł się z nim trochę pewniej. Jego twarz nie zdradzała strachu, była właściwie bez wyrazu.
- Za nic masz panie życie człowieka... - odezwał się ponuro, podczas gdy ludzie zebrani wokoło otoczyli kupkę popiołu, ochoczo ze sobą na ten temat dyskutując.
Awatar użytkownika
Isobel
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isobel »

Ciekawa była, czy kiedykolwiek ktoś był tak szczęśliwy na widok karczmy jak ona.

Nie była zbyt dobra w jeździe konno. Potrafiła utrzymać się na koniu, o ile to był dobry koń. Taki wyrozumiały, który właściciela się słucha, takie tam. Żałowała, że nie był z nią jej poprzedni koń. Przez chwilę zastanawiała się, jak on miał na imię. Machnęła ręką. Nieważne.

Rzadko się zdarza, że jeździec maszeruje obok swojego konia przez pustkowie ciągnąc go za uzdę. Nie, szarpiąc go za uzdę, aż głupia szkapa wreszcie się ruszy. Odwróciła się. Wybitnie złośliwy wyraz malował się na pysku zwierzęcia. A niech to. Kiedy kupowała go na targu za, notabene, niezwykle niską sumę, co już od razu powinno ją zaalarmować, wydawała się być miłą, posłuszną klaczką. Do tego wybitnie niska cena, grzech nie zakupić, zwłaszcza gdy pieniądze są już na wyczerpaniu. Szybko jednak ukazała się prawdziwa dusza tego potwora; rogata, nieposłuszna, sprawiająca tyle problemów, że szyld "Jurny Niedźwiedź" wydawał się całkiem niezłym zbawieniem.

Zawiązała prędko do pierwszego lepszego słupa klacz (a bodajby cię wilcy zjedli) i, jak najszybciej, skierowała się w stronę drzwi karczmy. Nawet się nie odwróciła.

Niestety w karczmie atmosfera okazała się, jak by to ująć, wybitnie niekorzystna.

Czuła posmak bójki na języku. To było wręcz oczywiste, że coś się tu niedawno wydarzyło - świadczyły o tym podniesione głosy. Zaniepokoiła ją obecność żołnierzy, podpitych. Żłopiących piwo."Oj, będzie burza" pomyślała ponuro. Awantura. Nie miała na to ochoty, niedawno musiała naprawiać swój sprzęt, była także zmęczona. Przez chwilę zastanawiała się, czy by sobie jednak nie odpuścić i nie wrócić do konia, ale powstrzymała ją wizja jej klaczy.

Zamiast tego skierowała się do roztrzęsionego karczmarza (Też by była roztrzęsiona, gdyby miało coś się stać w jej karczmie) i zamówiła piwo. Okazało się, że to zwykła lura z wodą, jednak nie odezwała się ani słowem. Przynajmniej tanio.

Rozglądnęła się po karczmie w poszukiwaniu wolnego, w miarę bezpiecznego miejsca. Zauważyła małą zieloną osóbkę i jakiegoś arystokratę stojącego niedaleko kupki popiołu na podłodze. Wśród wojów toczył się najwidoczniej o nią jakiś spór. Wręcz czuła wzrastające ciśnienie. Postawiła kufel na ladzie i spróbowała otworzyć swoją torbę. Otworzyła się już za drugim razem, choć tylko do połowy. Wyjęła stamtąd zawiniątko i schowała za pazuchą kurtki. Mimo to widać było spore wybrzuszenie. Zatrzasnęła torbę, złapała swoje piwo i pełna ciekawości podeszła bliżej.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg obawiała się, że ta karczma stanie się kolejną, do której będzie miała zakaz wstępu. Bójki jednak nie rozwinęły się na większą skale dzięki czemu nie wpadła w żadne większe kłopoty. No i przecież!... Dopiero co postawiła tutaj nogę! Nie zdążyła się nawet dobrze napoić ani zjeść, a tu już takie nieprzyjemne sytuacje...
Mimo wszystko, nie było to nowością dla driady. Ludzie, jak i reszta istot, ginęła co krok. Nie miała ani chęci mieć każdego na sumieniu, ani nie mogła płakać nad losem wszystkich umierających. Niektórym czasem się to wręcz należało... więc kto wie kim był i tamten człowiek. Najbardziej denerwował ją brak szacunku. Nawet do popiołu. Teraz stał się atrakcją dzisiejszego dnia.
Spojrzała na barczystego mężczyznę. Frigg odnosiła czasem wrażenie, że lepiej czułaby się wśród krasnoludów. Pewnie niejeden byłby jej wzrostu...albo chociażby zbliżony do 140 cm... Wydawało, że mógłby ją zgnieść w swojej pięści, ale... najwidoczniej nie był to ktoś kto chciałby to zrobić. W końcu uchronił ją przed butelką, którą (swoją drogą) wielokrotnie dostawała po rudawej łepetynie.
-Bezwzględność to jedna z form człowieka. -mruknęła w odpowiedzi.
W tym momencie nie za bardzo obchodziła ją reakcja na te słowa. Czuła jak powoli obraz słabnie w jej oczach. Chciała...Chciała...
Przyłożyła pieszczotliwie dłoń do brzucha. Delikatnie głaskała się kciukiem.
Chciała...
Zwróciła głowę w stronę karczmarza, jednak na tej drodze wzroku znalazł się jeszcze ktoś. Kobieta...
"Kobieta?"
Nie spodziewała się tutaj żadnej kobiety równie mocno, co reszta klientów driady. Uniosła brew. Z początku wydawać się mogło, że wyraz jej twarzy nie jest przyjazny. Trwało to zaledwie krótką chwilę, ponieważ Frigg dostrzegła rzecz, której potrzebowała na teraz... Mieniło się w złotym kolorze i przyozdobione było nieskazitelną bielą, w postaci piany.
Frigg przełknęła ślinę. Kiszki cicho zagrał marsza z głodu, a podniebienie wysuszyło się momentalnie na wiór. Nawet nie było jej zbytnio głupio z tego powodu. Przebrnęła tyle kilometrów piechotą z kłócącą się smarkulą, która opowiadała o oczach z cukierków. Była najnormalniej w świecie zmęczona podróżą, w czasie której jadła jedynie korzonki. Na myśl o swoich zbiorach, które chowała pod płaszczem, aż zrobiło się jej niedobrze. Można było się otruć po takiej ilości lekarskich roślin.
Mina jej zrzedła, ale nie z powodu nieznajomej.
Uświadomiła sobie o brakach w swojej sakiewce i o tym, że chyba jednak skończy się na tych korzonkach...
Ocknęła się z myśli i dostrzegła, że dziewczyna zbliżyła się.
-Hm? -kącik ust, jak to u Frigg, wygiął się nieco w dół, a za nim ściągnęły się i brwi.
Poczuła się... dziwnie.
Przez chwilę jeszcze milczała nie odrywając czekoladowych ślepi od nieznajomej.
-Czego szukasz? -trudno było powiedzieć czy te słowa brzmiały przyjemnie czy też i nieprzyjemnie.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Uciszenie pijanego kretyna, który myślał, iż jest największym skurwielem w tej pierdolonej karczmie, może i nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, jakie Medard zwykł robić w życiu, jednak, czegóż się nie robi dla zachowania powagi i należnego władcy respektu? Tłum gapił się na pozostałości tego, co jeszcze nie tak dawno było rwącym się do walki knechtem, któremu alkohol i związki niewiadomego pochodzenia rozum do reszty odebrały.
Medard wrzasnął:
- Czołem żołnierze!
- Czołem Mości Książę! - odpowiedziała większość zgromadzonych w karczmie.
- Gdzie, kur'vah, zmierzamy? - rzucił książę, by nadać odpowiedni ton sprawie.
- Na oblężenie! - ryknął pełen zadowolenia tłum.
- Po co, kur'vah, zmierzamy? - spytał władca, zachęcony gromką odpowiedzią żołdaków.
- Po zwycięstwo i chwałę Karnsteinu! - rozległo się jednogłośnie.
- No! I tak ma być! Tylko pamiętajcie o jednej istotnej rzeczy. Wojna nie jest od tego, byście dali się podkładać pod nóż jak ten zapity wieprz, z którego została ta kupa popiołu! Wojna jest od tego, aby ginęli na niej wasi, kurwa, wrogowie, jasne?! Wy natomiast miast oddawać żywot swój bez ładu, składu i sensu na placu boju, po skończonej zawierusze winniście narobić Ojczyźnie całe zastępy kochających ją potomków! I to was, a nie von Hodora, job jego kurwancka mać, mają bardowie wysławiać w peanach pochwalnych i pieśniach żołnierskich! Za zwycięstwo! Za Karnstein! Za Monarchię! Śmierć kurwiemu synowi, który ośmielił się nasyłać na nas dzikie centaury ze stepów! Do boju, żołnierze!!!
Medowi aż zaschło w gardle, które darło się wytrwale, by przekrzyczeć wszystkich zgromadzonych w Niedźwiedziu tego wieczora. Przemawiał niczym strateg tudzież pierwszy von Karnstein, który odpędził smoka od miasta Mrocznych Elfów. Właściwy człowiek na właściwym miejscu, który nawet w karczmie nie zapomina, kim jest i jakie obrał cele dla siebie, jak i stada, któremu przewodzi.
Tłum zapomniał o losie kupki popiołu, jął natomiast wiwatować na cześć swego Monarchy i kraju, w którym przyszło im żyć.
Tymczasem w karczmie pojawiła się niespodziewana osoba. Śmiertelna dziewczyna, ubrana bardziej jak gnomi pilot żyrokoptera tudzież krasnoludzki inżynier - oblatywacz, aniżeli niewiasta z jej rasy. Takie kuriozum nie mogło przejść niezauważone obok niemłodych już wampirzych oczu księcia.
Medard chwycił dzban jabłecznika, który usłużne dziewki karczemne właśnie zdążyły postawić na stole, i wypił zawartość w kilku pokaźnych haustach. Następnie nalał sobie miodu do pucharu i obserwował zarzewie rozmowy driady i nowo przybyłego dziwu, który był tuż-tuż na wyciągniecie ręki...
Wyrywna zielonoskóra zaczęła dialog, a Medard, nie czekając na odpowiedź ze strony potencjalnej rozmówczyni Frigg, dorzucił swoje kilka ruenów:
- Właśnie, wszak to zjawisko zupełnie niecodzienne w tych stronach. Zupełnie jakby na dach Niedźwiedzia spadł gnomi żyrokopter, a żołnierzem raczej nie jesteś, nieprawdaż?
Awatar użytkownika
Isobel
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isobel »

Zamrugała oczami. Nie spodziewała się tak bezpośredniego ataku.
- Jedzenie - odparła do owej niezwykłej, zielonej istoty. Czyżby to była driada? Dotąd spacerując po miastach napotkała raptem dwie lub trzy, a i to tylko przechodem, toteż gapiła się jej bezczelnie w oczy z trudem próbując skryć swoją ciekawość.
- A także kogoś kto lubi koninę - dodała. Wtedy zdała sobie sprawę co powiedział ten arystokrata. No, ten ktoś kto wyglądał jak arystokrata. W końcu nie wiedziała czy nim był.

Zmarszczyła brwi. Jedyny jak dotąd żyrokopter jaki w życiu widziała był w pracowni jednego krasnoluda, daleko na północy. Był to prototyp, trzeba też przyznać, że wadliwy. Prawie w całości podtrzymywała go magia, a i tak nie pracował zbyt dobrze. Rzeczony krasnolud szybko porzucił swój projekt twierdząc, że świat jeszcze nie był gotowy na taką technikę. Prawdopodobnie nie podobała mu się ilość magii w niej użyta. Pamiętała, że jej tata był bardzo zawiedziony, że machina została zniszczona. Był w to wszystko tak zaangażowany ...

Otrząsnęła się.

Skąd on u licha wiedział, że istnieje coś takiego, jak żyrokopter? Jedyne notatki miał ten krasnolud (Jak mu tam było? Yaoel? Miał takie dziwne imię ...), który ze złości je zniszczył. Pozostawał tylko ... Zagryzła wargę. Nigdy nie uczyła się blokować umysłu, ale teraz chciałaby to potrafić. Usilnie próbowała myśleć o czym innym. Skupiła się na arystokracie.

- Skąd znasz tą nazwę? - spytała. - Jak dotąd nie spotkałam nawet jednej osoby, która by wiedziała chociażby czym są trybiki. No, prócz krasnoludów, ale ty nim chyba nie jesteś.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Gdy Medard przemawiał do tłumu trzeba było przyznać, że jest... przekonywujący. Nie na tyle by sama driada ruszyła w bój i żeby kogokolwiek się posłuchała, ale wiadome było, że jego hołota tego potrzebuje. Właśnie... JEGO wojownicy...
Kimże dokładnie był ten człowiek? Nie byle ciotą ze złotą tkaniną. Kimś więcej... Kimś przydatniejszym.
Frigg zwróciła głowę w jego stronę. Zaintrygowana i na nowo rozpalona od środka żarem, który pchał ją do przodu. Chciała się dowiedzieć w czym dokładnie babra się nowo poznany mężczyzna. Na takiej znajomości mogła wiele uzyskać. Uśmiech na jej twarzy był zaskakującą rozległy. Jej myśli przerwało hasło, które w żaden sposób nie wiązało się z korzonkami.
"Konina?"
Dojrzała jakże śmiały wzrok nowo przybyłej. Właśnie miała zagrzać się od środka, tym razem od irytacji. Jednak nie pozwoliła jej na to jedna rzecz, a raczej zagadka.
-Żro...topter? -powtórzyła nieumiejętnie.- Co to jest żyrko...tropem?-powtórzyła nieumiejętnie, po raz kolejny.
Przyjrzała się dokładnie dziewuszce. Pozapinana pasami, niczym mięso wywieszone na sznurach do uwędzenia ( ach, dlaczego wciąż jej na myśl przychodzą porównania do jedzenia?!) i szal... jakiś dziwaczny i nietypowy. Jednak jej wzrok przykuło coś na głowie, jakby opaska. Podeszła szybkim, zdecydowanym krokiem do nieznajomej i ledwo co sięgnęła gogli, przy czym musiała się wspomóc niewielkim wspięciem na palcach. Opuściła je w dół i przyciągnęła do siebie. Tym gestem delikatnie szarpnęła dziewczyną, ale nie miała zamiaru przepraszać. Nawet nie wiedząc co to jest, chciała to mieć.
-Co to za szkiełka?! -spytała zachwycona dziwactwem.
Przyjrzała się dokładnie, pomacała szybko ręką. Przyłożyła, jak to określiła Frigg, "szkiełka" do swojej twarzy. Oczywiście od złej strony. Przez jej głowę przeszło tysiące myśli do czego to może służyć. Może mają jakąś moc? Widziała nie raz okular, ale ten różnił się od wszystkich. Z resztą, po co go nosić na głowie?
Trzeba było przyznać, że Frigg była dzikuską z lasu. Znała się na ziołach, dużo dowiedziała się na temat magii, chociaż jej nie stosuje. Wiedziała także o istnieniu wielu rzeczy, które stworzono zaledwie raz w życiu. Większość jednak z nich pozostało legendą dla driady, tak jak reszta baśni i opowiadań, którymi kiedyś dzieliła się z dziećmi.
Ach i wspomniała coś o krasnoludach! Ach...! Krasnoludy! Jak wspaniale czuła się wśród nich! Szkoda tylko, że nie pamiętała aż tak wiele...
-Właśnie...na wojownika to Ty nie wyglądasz. -spojrzała na dziewczynę czekoladowym zainteresowaniem, jakby chciała ją przejrzeć na wylot- No niestety, nie jesteś tak łatwą zagadką do rozgryzienia jak ja!
Driadę często denerwował jej charakterystyczny odcień skóry. Nie dlatego, że był brzydki. Lubiła zielony..był jak liście czy trawa... One zawsze wciągały swoich zapachem w dziwnie przyjemny trans, szczególnie po deszczu. Problem w tym, że nawet tutaj, w Karnstein, od razu wiedziano kim jest. Zero anonimowości.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Przemowa książęca uspokoiła wyrywnych żołdaków i najemnych knechtów, których ściągnęła w te tereny żądza łupu wojennego i teoretyczne przejście jeśli nie do historii, to chociaż lokalnych chansons de geste tudzież innych żurawiejek i tym podobnych wytworów pijanego umysłu poety.
Nowinki rozwiniętych cywilizacji robią zwykle takie wrażenie na dzikich, że ci pragną ich dotykać, czasami rozbić o coś twardego z wielkim łoskotem. Tak też stało się i tego pięknego dnia w Jurnym Niedźwiedziu. Driada, z początku nie mogła się nadziwić niecodziennemu ubiorowi przybyszki, która, choć nie była krasnoludem, zachowywała i odziewała się jak ów brodaty lud z pasją do techniki i alkoholu. Brakowało jej jedynie chamstwa typowego dla tej rasy, ale to akurat można z powodzeniem uznać za zaletę.
Nowa wspominała coś o jedzeniu, zwłaszcza koninie, co umysł Medarda skojarzył z lichej postury, wychudzonym wrakiem rumaka, którego najlepszy rzeźnik nawet na salami nie chciałby przerobić - po prostu nic zeń nie wyciśnie, takie toto słabe. Wąpierz odpowiedział:
- Dobrze smakuje odpowiednio przyrządzona, a to niewielu dzisiaj potrafi... Mam nadzieję, iż nie zamierzasz przerobić na szaszłyki swego wierzchowca, albowiem czegoś tak okropnego to nawet najbardziej głodny krasnolud nie przełknie. Wciąż będzie wolał memleć ten swój kamienny chlebuś... A, bym był zapomniał -krasnoludy krasnoludami- a maniery zostały w lesie. -skłonił się dostojnie, jak na arystokratę przystało i kontynuował:
- Medard de Nasfiret.
Nie zdążył upić kolejnej porcji przedniego półtoraka karnsteińskiego, gdy śmiech z powodu żrykotoptera (czy jakoś tak) zmusił go do wyplucia zacnego specyfiku het - het ku uciesze zgromadzonej gawiedzi.
- Oj Frigg, Frigg - cywilizacja to nie pierwotna puszcza, a to, co lata w przestworzach, czasami bywa krasnoludem albo i gnomem. Wystarczy mieć do tego odpowiednie ustrojstwo. Wyżej wymienieni nazywają toto machinami.
Szybko wypił odebrany mu przez los haust półtoraka i odpowiedział oblatywaczce na frapujące ją pytanie.
- A wyglądam ci ja na krasnoluda? Co do samej nazwy zaś - obiło mi się toto o uszy. Mało brakowało, a gnomy nie produkowałyby tego na większą skalę, bo o tego typu sprzęcie robionym przez nie na zamówienie słyszał już mój ojciec. Sam widziałem testy jednego z wczesnych modeli - niestety - były one dostosowane do rozmiarów gnoma czy krasnoluda, względnie szczupłego i niskiego człowieka. Takie tam kaprysy lokalnych magnatów - nic specjalnego. Ciekawe urządzenie, odpowiednio zmodyfikowane mogłoby robić za niecodzienną, aczkolwiek nie mniej śmiercionośną broń. Szkoda, że niewielu fachowców zna się na rzeczach tego typu - wszak to technika napędza cywilizację... - zamyślił się.
Ciekaw był, ile owa niecodzienna postać wie o machinach, których żyrokopter był jeno przykładem. Strój jej przywodził na myśl krasnoludzkie warsztaty lub podobne faktorie budowane przez gnomy daleko na Północy. Skąd zatem przybysz z tak odległych krain znalazłby się w Therii? Dużo pytań, tak niewiele odpowiedzi...
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości