Dwór AnapsecheteGoście w burzową noc.

Wielkie dworzyszcze, zdecydowanie zbyt wielkie dla jednej osoby - a jednak tylko ona jedna tu mieszka. Wzniesione na szczycie wzgórza Uteri, skąd z jednej strony rozciąga się widok na błękitną panoramę miasta Efne, a z drugiej - na rozległe, tętniące dziką magią pustkowia Pustyni Nanher. Dwór ów został zbudowany z modrzewiowego drewna, przy pomocy magii i pracy nieumarłych sług. Srebrzysty dach dworzyszcza skrzy się w świetle niczym drogocenny klejnot, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi z dołu. Pod budynkiem znajduje się cały rozległy system piwnic, komór, korytarzy, a w nich - skarbiec, nieduży loszek i krypty, gdzie swoje schronienie ma rzesza służących Pani Anapsechete ożywieńców.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Ułamek sekundy po tym jak dokończył zdanie, w pomieszczeniu rozległ się donośny trzask, a chwilę po nim przytłumione łupnięcie. Dyffryn instynktownie odwrócił się w tamtą stronę, a jego oczom ukazała się nieumarła istota w służebnym stroju. Blada jak śmierć, o martwych, i zdawać by się mogło, pozbawionych tęczówek oczach. Służka powoli gramoląc się, podniosła się w końcu na równe nogi i zaklęła. Po wykonaniu jeszcze paru gwałtownych ruchów i gorączkowych zapewnieniach o solidności wykonywanej pracy, dziewczynka, bo była to w zasadzie młoda dziewczynka, spojrzała na Dyffryna z zaciekawieniem. Słysząc jej komentarz nieco uniósł brwi. Cała sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz bardziej osobliwa. Nie uznał za celowe odpowiedzieć ożywieńcowi, nie poczuł się jednak szczególnie urażony czy dotknięty. Zignorował ją, zwróciwszy swoją uwagę z powrotem na Czarodziejkę.
- Oh, ależ to żaden problem. - odpowiedział komentując wywód kobiety na temat jej nekromantycznych praktyk. - Co do pytania.. O, miałbym wiele powodów, dla których mogłoby tak być. Niech usatysfakcjonuje cię ta odpowiedź: jestem jednym z wielu podróżników planarnych, którzy napotkali na swojej drodze wroga z którym nie mieli ochoty walczyć. - i nie było w tym ani joty kłamstwa. - Pozwolisz, że zobaczę co zostało z moich bagaży? - zaśmiał się ponownie, tym razem niemal serdecznie. Niemal. Ale znacznie bardziej niż wcześniej.

- Oh, cóż za tajemniczość i uprzejmość... - również, tylko znacznie bardziej kpiąco, zarechotał w jego głowie diabelski głos, łobuzersko muskając jego umysł. - A może się jej ujawnimy? To byłoby takie zabawne...
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

Jeszcze chwilę poczekała, aż nieznajomy jej odpowie... po czym po paru chwilach dotarło do niej, że jej aktualna "pani" od siedmiu boleści zwraca jej uwagę. Ba, mówi jej, co ma robić. Gdzie te czasy, gdzie te wspaniałe czasy, kiedy to ONA wydawała rozkazy? Kiedy to ona miała służbę, gotową w każdej chwili spełnić jej zachcianki? Aż tak do tego nie tęskniła, jakby się mogło wydawać, ot, w obecnej perspektywie potraktowała to jako sporą degradację społeczną. Musi pracować, by dostać to co chce. I to u istot, które jakby bardzo chciały mogłyby ją zdmuchnąć z powierzchni ziemi jak kłaczki kurzu. Cóż, miała szczęście, że chyba nikomu specjalnie nie zależało na tym by to zrobić. Generalnie nikomu tu na odcisk nie weszła. Acz... odpowiedzi nie otrzymała. Jednak jej instynkt samozachowawczy podpowiedział jej, że wypadałoby zachowywać się od tej pory właściwie, bo mocno tego pożałuje.
- Oczywiście, przepraszam. Już idę. - Dziewczyna skłoniła głowę i czym prędzej wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi jakby nigdy nic. Tak... teraz, gdzie była winnica... tak... dobrą chwilę jej zajmie, zanim się tam dostanie.
- I nie wiem, po co on ma tą maskę... - mruknęła dziewczyna niezadowolona. Nie wyglądała na magiczną. Chyba. Nie była tego pewna. Ale ogólnie podejrzany typ, nie powinna go zaczepiać w jakiś bardziej agresywny sposób. Ale w sumie coś by schrupała... może powinna za parę godzin wyjść na polowanie? Musi o siebie dbać bo będzie... o, jest, winniczka! W sumie... tak to się nazywa? Chyba winnica to jest miejsce produkcji wina... a nie piwniczka... a może piwnica? Nieważne, jak zwał, tak zwał. Poszła tam, wzięła jakąś butelkę, i poszła też po jakąś zastawę. Kieliszki do wina wiedziała jak wyglądały, korkociąg też, więc... miała wszystko, dwa kieliszki, tackę, korkociąg oraz, przede wszystkim, butelkę wina. Siły miała sporo, więc przetransportowanie tego nie powinno zająć zbyt długo...
...w międzyczasie tamci pewnie przeprowadzą dalszą część swojej rozmowy. A ona może się domyśli, kim to cholerstwo jest...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Wolałabym wiedzieć więcej i nie podoba mi się, że próbujesz mnie zbyć takimi ogólnikami - odparła kobieta szorstko, uparcie drążąc temat. - Nie wyglądasz mi na byle podróżnika zwiedzającego inne plany, i to tak tchórzliwego w dodatku. Zastanawiam się też, dlaczego mój ghoul tak się na ciebie gapił... Bo przeczucie podpowiada mi, że miał ku temu jakieś powody, poza swoim naturalnym, kretyńskim wytrzeszczem. Twoja maska rzeczywiście zwraca uwagę, ale to chyba nie tylko to... I po co planarny podróżnik targa ze sobą tyle szkła?

Salena była dość irytującą służką i Ana właściwie przeklinała w myślach dzień, kiedy ta się u niej zjawiła. W chwili gdy Czarodziejka zobaczyła ją wpadającą tutaj i robiącą tyle zamieszania, po raz kolejny powróciła do niej kusząca myśl o ukręceniu jej łba. Nieumarła dziewczynka zawdzięczała swoje ciągłe istnienie tylko temu, że Anapsechete, patrząc na nią, gdzieś w głębi myślała z tęsknotą o swojej małej córeczce. Gdyby Ryfka zdążyła podrosnąć, mogłaby być trochę podobna do niej. Trochę. Choć oczywiście byłaby dużo mądrzejsza i ładniejsza od tego niezdarnego, nieokrzesanego, gnijącego truchełka.

W piwnicy z winem Salena natknęła się na dwa ożywione szkielety. Siedziały smętnie na jakichś beczkach i grały w karty. Przerwały, kiedy dziewczynka stanęła obok nich. Wszyscy "tutejsi" nieumarli, służący pani tego dworu od lat, niechętnie i nieufnie odnosili się do przybyłej ledwie przed miesiącem ghoulicy. Choć właściwie przypisywanie żywym trupom - większości z nich - tak rozwiniętych emocji byłoby przesadą; to, co w nich zostało, to raczej blade echo nieufności i niechęci. Kiedy Salena chciała już opuścić piwnicę, jeden ze szkieletów beznamiętnie podstawił jej kościstą nogę. A może po prostu ona sama była taka niezdarna, że potknęła się o najniższy schodek i rozbiła butelkę cennego zapewne trunku? Na szczęście rumor, jakiego narobiła tam na dole, nie był słyszalny w salonie, dzięki czemu nie zirytował Anapsechete jeszcze bardziej.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Kobieta była nadzwyczaj uparta. Zarzucając Dyffrynowi ewentualne tchórzostwo trafiła jednak w bardzo czułą strunę. Demonolog zmarszczył brwi, choć oczywiście wszelkie jego mimiczne grymasy skryte były za maską.
- No już, już, nie gniewaj się. - zarechotał diabelski głos, jakby chciał go uspokoić, w gruncie rzeczy jednak delikatnym impulsem podsycając w duszy mężczyzny odrobinę gniewnego urażenia. - Pokażmy jej, pokażmy! Będzie zabawnie! - pomuskał go kusząco i przyjemnie, wywołując uczucie bliskie błogiej przyjemności. Takiej "prośbie" demonolog nie mógł odmówić...

- Jeśli tak bardzo interesuję cię kim jestem i skąd pochodzę, dowiesz się. - powiedział więc, nieco zmienionym głosem. Sięgnął myślami ku spoczywającej w świecie magii księdze, pełen narastającego podniecenia. Łącząc się z mroczną obecnością wewnątrz niego, uniósł rękę i wypowiedział parę tajemniczych słów w nieznanym języku, bardzo gardłowym, pełnym świszczących i chrapliwych dźwięków. Brzydkim, aczkolwiek na swój sposób fascynującym. Jego oczy zajaśniały narastającym rubinowym blaskiem, a całun okalający aurę opadł, ukazując pełnię jego potępionej obecności. Pomieszczenie napełniała coraz bardziej zła aura, podsycana przez płynące z ust Dyffryna diabelskie inkantacje, pulsująca energia wypływała z niego mieszając się i zderzając z dryfami nekromantycznych mocy. Wszystko zaczęło zbliżać ku wyraźnie przeczuwalnej kulminacyjnej chwili...
- Arr'kalaath! - wychrypiał czarnoksiężnik - Ujawnij się!
Nad jego wyciągniętą ręką, w ognistym wybuchu, zmaterializowała się księga oprawiona czarną skórą i pokryta jaśniejącymi czerwienią złymi runami. Powietrze wypełnił zapach siarki i niepokojące dźwięki, przywodzące na myśl potępione jęki, a także szaleńczy śmiech wydobywający się z ust Dyffryna. Nie od niego jednak on pochodził, był to rechot demonów i diabłów śpiących w nim oraz w księdze, stanowiących jej posępną esencję.
- Mamy wiele imion, nekromantko! Jest nas Legion, a domem naszym Otchłań i piekła gorejące! - przemówiły mroczne istoty ustami demonologa, którego dusza pogrążała się w ekstatycznym uniesieniu, pełnym występnej pasji. Bestie z zaświatów zaatakowały umysł Czarodziejki wizjami tego, czego najbardziej się bała - śmierci, bólu i cierpienia. Księga szalała i wirowała, jej strony gwałtownie przewracane były niewidzialną siłą szalejącej magii. - I stamtąd przybywamy!

Dyffryn nie był do końca świadomy tego co się dzieje, nad jego ciałem bezpośrednią kontrolę sprawowały mroczne moce, pętając jego zmysły złudną i ulotną, ale tak pochłaniającą rozkoszą. Pogrążony w niej, bez przeszkód dawał się kierować... Diabły nie miały zamiaru krzywdzić nekromantki, o nie. Chciały tylko pochwalić się przed nią swoją mocą i zdolnością wzbudzenia strachu. To co działo się na dole było niczym w porównaniu z zamieszaniem w tym pokoju.
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

Jej cudowny, wspaniały plan został bezpowrotnie zaprzepaszczony przez jedno proste wydarzenie. Potknęła się. Znowu. Cholerne, niepasujące na nią buty po raz kolejny dały o sobie znać, przez co potknęła się na najniższym stopniu schodów i runęła niczym kłoda w dół. Trzask tłuczonego szkła, która wyślizgnęło jej się z rąk, obił się o jej uszy na tyle, by zdać sobie sprawę z jednej rzeczy - o ile poprzednio jej przewinienie uszło jej na sucho, to teraz ma kłopoty. Już przed chwilą podpadła swojej "pani" od siedmiu boleści, ale teraz... cóż. Ponownie ledwo co podniosła się z ziemi i popatrzyła na rozbitą na wyższych schodkach butelkę. No żeby to... obróciła się. Popatrzyła na tamte szkielety, które jakby nigdy nic dalej grały w karty tuż obok niej.
- Nie myślcie, że ujdzie wam to na sucho! - warknęła do nich. Popatrzyła na swój strój. Czarna szata. Mokra. A żeby to... pewnie to było coś pioruńsko drogiego. I pewnie śmierdzi, mocno. A już musiała zapracować na ten specyfik... i co? Jeszcze dłużej miała tu siedzieć? Już miesiąc tu zmarnowała i jeszcze miałaby się męczyć?! Z drugiej strony... nie wiadomo, co ta diablica umie. Jak ucieknie, to ją znajdzie.
- No... - Teraz się trochę przestraszyła. Jeszcze ten dziwny gość... musiała coś wymyślić. Szybko. Bo zacznie się niecierpliwić i jeszcze zejdzie. Przede wszystkim... druga butelka. Tak, musiała ją dostarczyć. I w sumie... jest tutaj tyle wina, że pewnie nawet nie zauważy! Tak, tylko musi to szybko i ostrożnie załatwić. Więc... wzięła drugą butelkę. Chwyciła ją... w miarę, tyle o ile, tak by nie pękła jej w dłoniach. Bo była w stanie spokojnie zmiażdżyć ją w dłoniach.
- Jak znowu się wywalę, rozniosę was - ostrzegła szkielety i przeszła ostrożnie po schodach, by tym razem nie zniszczyć tej butelki. Potem poszła szukać korkociągu, tacki i kieliszków... tym razem jednak bardzo uważała, by nic się nie stało. Na następny błąd nie może sobie pozwolić, więc poruszała się ostrożnie. Trochę spoważniała. Lubiła swój śliczny łepek i wolałaby go nie stracić.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Nieumarła blondyneczka już bez dalszych przygód wydostała się z piwnicy, odprowadzona obojętnym "spojrzeniem" dwóch par pustych, ziejących czernią oczodołów. Następnie musiała zlokalizować kuchnię, jako że tam właśnie spodziewała się znaleźć poszukiwane przedmioty. Kuchnia... Była tam już wprawdzie parę razy w ciągu tego miesiąca służby, ale trafić gdzieś w tym dworzyszczu było niezłą sztuką... Noo, albo ona była mało bystra. Salena kluczyła dłuższą chwilę po tych cholernie poplątanych korytarzach, śledzona ponurymi oczami pociemniałych portretów, zanim dotarła do sporego pomieszczenia z podłogą wyłożoną szkliwionymi cegłami, z wysokim, trzydrzwiowym kredensem. Tak, to było tutaj. Taca znalazła się od razu. Korkociąg też - zabawne, że ozdobiony trupią główką wyciętą z jasnego drewna. A kieliszki... Gdzie mogły być kieliszki? Pewnie w kredensie, ale ten - zamknięty na cztery spusty...

Po kuchni krzątała się milcząca kucharka - starsza kobieta ze spaloną na węgiel twarzą, oczywiście martwa, jak cała służba nekromantki. Podobno za życia była akuszerką, ale przytrafił jej się bardzo nieszczęśliwy "wypadek" z ogniem, po tym jak na jej rękach umarły nowo narodzone bliźnięta pewnej szlachcianki z Efne... Od tego czasu minęło już ponad trzydzieści lat, ale wciąż szeptano o tym zdarzeniu ze zgrozą. Salena też już zdążyła o tym usłyszeć, i to parę razy, w wersjach różniących się nieco szczegółami.

Wtem... ryk potężnej, wyzwolonej w nagłej eksplozji magii, a potem echo potępieńczych jęków i rechotów, które dało się słyszeć we wszystkich, najdalszych nawet zakątkach dworu, nie pomijając i kuchni. Sytuacja w salonie najwyraźniej nie sprzyjała piciu wina.

Urocze oblicze pani domu zmącił strach. Owszem, obcowała ze śmiercią i ze złem w różnej postaci, ból nie był jej obcy - w swoim długim życiu zadawała go wielokrotnie, doświadczała również... o cierpieniu mogła powiedzieć wiele, odkąd straciła ukochane dziecko... ale nie zawędrowała nigdy do Otchłani i nie paktowała z demonami; to, co wypełniło ten pokój, było potworne przede wszystkim przez tę swoją obcość. Z ust Czarodziejki wyrwał się krótki, zachrypnięty krzyk. Skuliła się, chowając twarz w ramionach, ale szybko odzyskała względną równowagę.

Nie zorientowała się nawet, kiedy właściwie wstała z kanapy i wiedziona niezdrową, acz niemożliwą do przezwyciężenia fascynacją stanęła obok Dyffryna, by przyjrzeć się niesamowitej księdze. Spróbowała odczytać pokrywające ją runy. Nie zamierzała ulec tej diabelskiej potędze i choć nie była mistrzynią w Dziedzinie Umysłu, to nadludzkim wysiłkiem woli odsunęła od siebie - przynajmniej na chwilę - sprowadzane z Otchłani wizje.

- Dlaczego więc nie pozostajecie tam, gdzie wasz dom, przeklęte diabły? Czego szukacie w tym świecie? - zawołała Anapsechete władczo, choć nie wrogo, przekrzykując wycie demonów i ryk płomieni.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Szaleństwo w Dyffrynie powoli zaczęło sprawiać mu ból, czarnoksiężnik wił się i próbował oswobodzić, jednakże rozochocone i podniecone sytuacją nadprzyrodzone bestie jeszcze nie wypuściły jego ciała ze swojego uścisku. Duchy księgi dawno nie miały okazji by zamanifestować swoje istnienie w tak wyraźny sposób i nie zamierzały jej przepuścić.
- Wielu rzeczy, nekromantko. - zaśmiały się chórem poprzez usta Dyffryna - Strzeż się, bowiem kiedyś możesz być to ty!

Odepchnięte przez Czarodziejkę wizję rozpłynęły się w aurze, która jednak dalej nasycona była złem i potępieniem, promieniującymi z wirującej w powietrzu księgi. Znaki, którymi była spisana, nie mogły być jej znane gdyż było to pismo piekieł, jednakże nadzwyczaj żywe ryciny przewijające się przez przewracane magią strony, pozwoliły jej domyślić się iż jest to księga demonologiczna, przedstawiająca najpotężniejsze i najbardziej występne z przeklętych rytuałów. Obserwując cały diabelski spektakl, doskonale zdawała sobie też sprawę z tego, iż nie jest to zwyczajny podręcznik czarnej magii, lecz stary i potężny artefakt. Być może potężniejszy od jego obecnego właściciela, który właśnie zdawał się stracić panowanie nad swoim własnym ciałem.

Ale dość, dość...!
Wirująca magia sprawiła demonologowi już zbyt wielki ból. Nagłym zrywem zaczął siłować się z diabłami, nie mogąc dłużej go znieść. Zaczął się szarpać, wić i szaleńczo przepychać, byle tylko odzyskać kontrolę.
- Ka'gaarin! - wykrzyknął z wysiłkiem, przekrzykując szalejące dźwięki i przebijając się przez szalejące moce. Uspokój się!

W mgnieniu oka wszystko ucichło. Księga przygasła i zamknęła się, spadła na ziemię. Demonolog, nagle przywrócony w pełni do swojego ciała, zachwiał się tracąc równowagę i runął jak długi na podłogę. Czując nadchodzące wymioty gwałtownym ruchem zdjął maskę, a błyskawica oświetliła jego splugawione oblicze o barwie wypalonego popiołu. Z mało przyjemnym dźwiękiem pozbył się zawartości swojego żołądka. Strasznie kręciło mu się w głowie, nie mógł jeszcze długo złapać tchu. Diabły śmiały się w jego umyśle gromko, rade z chaosu jakie spowodowały. Na zewnątrz wszystko jednak już ucichło. Zapanował spokój, choć wciąż podlany aurą niepokoju i niknącymi w oddali potępionymi głosami. Dyffryn leżał, w pełni świadomy choć słaby. Ciężko dysząc, chwycił leżącą na ziemi księgę i kurczowo się do niej przytulił, jak do ukochanej osoby.
Ostatnio edytowane przez Dyffryn 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

Nie była w żaden sposób wystraszona czy nawet zaniepokojona czernią pustych oczodołów szkieletów, a jedyne jej niepewne zachowania mogły być spowodowane możliwą karą ze strony swojej, brrrr, pani, która to pewnie wiedziała w jaki sposób obchodzić się z niespełniającą swych zadań służbą. Nie to, by nie była się w stanie bronić w razie czego, ale zwyczajnie nie wiedziała co może kryć ta kobieta w zanadrzu. Może rzuci jakieś szybkie zaklęcie które odbierze jej świadomość, i stanie się kolejną bezwolną marionetką? Wolała nawet o tym nie myśleć, zresztą, miała inne sprawy na głowie, jak na przykład odnalezienie kuchni... po co komu taki wielki dwór? Owszem, pamiętała, iż w sumie sama miała niewiele mniejszy... ale tam tez ciężko było się jej odnaleźć. Kwestia taka, że tam była usługiwaną, a tutaj musi służyć... prawdę powiedziawszy aż tak potężnie ją to nie bolało... hmmmm... a tak prawdę powiedziawszy... przechadzając się po tych korytarzach przypomniała sobie, skąd mogła znać tego jegomościa. To było jakiś czas temu... kiedy odbierała swoje spinki. Wtedy też widziała końcówkę rozmowy pomiędzy... a może to i był nekromanta. Albo jakiś starzec od artefaktów, mniejsza. Tak czy owak, coś rozmawiali... tylko o czym... no, ale pamiętała skąd go kojarzyła, jakiś sukces. I nawet znalazła kuchnię.
Tackę oraz korkociąg znalazła... o, jaki śliczny, z taką słodką drewnianą czaszką. Ale... no szlag, kieliszki, czyli to co najważniejsze, zamknięte. I gdzie może być kluczyk... może tamta będzie wiedzieć? O ile skontaktuje... hmmm... czy to nie ta, co odbierała poród? Podobno... słyszała różne historie, a jedna lepsza od drugiej. No dobrze... trzeba jakoś...
Potępieńcze rechoty poprzedzone rykiem potężnej magii omal nie sprawiły, iż znowu upuściłaby butelkę na ziemię. Coś tak sobie skojarzyła, iż w takich sytuacjach picie wina byłoby ostatnią rzeczą na jaką wpadłaby pani domu. Odstawiła więc i butelkę, i korkociąg, i tackę na najbliższym stoliku... czy czymkolwiek co miało płaską powierzchnię i było ponad poziomem podłogi, i poleciała do pokoju swojej pani by sprawdzić co sie dzieje. Jak zginie to się okaże, że przez ostatni miesiąc pracowała na marne... chociaż... co nieco można by było podprowadzić. Tak czy owak... jak nie przyjdzie to może się jej dostać. Więc pobiegła jak tylko mogłą, podciągając spódnicę do góry by się znowu nie wywalić.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Anapsechete już dawno zdążyła zapomnieć o winie. Jednak Salenie trzeba było przyznać, że pojawiła się we właściwym momencie. Na widok wpadającej do salonu służącej nekromantka odezwała się szorstko, acz z odcieniem pewnej ulgi w głosie:

- Jak świetnie, że już jesteś. Posprzątaj to. W tej chwili.

Dziwna była ta cisza, która tu nagle zapadła. Ana zbliżyła się do leżącego i zgrabnie ominąwszy wzrokiem zabrudzoną posadzkę, ukucnęła przy nim. Spojrzała na jego zszarzałe oblicze, wreszcie pozbawione kościanej osłony. Fakt, było brzydkie, ale spodziewała się czegoś gorszego. Zawahała się na moment, ale Dyffryn wyglądał na tak osłabionego tym, co się właśnie wydarzyło... Czy aby w ogóle nie był on zbyt słaby, aby móc obcować z taką potęgą, jaka przed chwilą się tu objawiła? Ach, zresztą nie mogła się powstrzymać. Nachyliła się nad czarnoksiężnikiem, tak że owionął go zapach rytualnego kadzidła i goździkowych perfum. Prędko wyciągnęła swoje smukłe, długopalce dłonie i zdecydowanym gestem spróbowała wyszarpnąć księgę z objęć mężczyzny. Czarodziejce przemknęło przez myśl, że ona zrobiłaby z niej na pewno lepszy użytek.

"Wielu rzeczy, nekromantko. Strzeż się, bowiem kiedyś możesz być to ty!" Ana raz po raz powtarzała sobie w myślach słowa Dyffryna, które z pewnością nie należały do niego. Perspektywa o tyleż straszna, co i kusząca - oddać się we władanie hordzie demonów, a jednocześnie samej zawładnąć piekielnymi mocami... Ale... ale czy samo to występne pragnienie zrodziło się w niej samej, czy narzuciła jej to jakaś przewrotna, diabelska istota? Kiedy się nad tym zastanowiła, nie umiała z całą pewnością stwierdzić.
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

[Wybaczcie, że się wtrynię w kolejkę, ale jutro mogę być trochę później a nie chce blokować niepotrzebnie wątku]

Wpadła do pomieszczenia. Rozejrzała się. Popatrzyła w dół. Skrzywiła się. Była na tyle inteligentna by się zorientować, zanim czarownica wydała polecenie, jakie ono będzie. Wciągnęła ze świstem powietrze, co dla nieumarłej było odruchową próbą zapanowania nad sobą. Nie chodziło o to, że będzie musiała się zająć jakimiś nieczystościami, bo z nimi miała styczność właściwie codziennie w trakcie polowania... z tymi konkretniej wtedy, gdy wylewała taką zawartość z żołądka, który potem konsumowała. Kwestia taka, że, do licha, pracowała jako podrzędna służka, co dalej ujmowało jej godności jako ukochanej przez okolicę jaśnie panienki. Kto by pomyślał, że parę lat później jej losy tak się potoczą.
- Oczywiście. - Wypuściła z siebie powietrze, opierając swoje dłonie na sukni. Była już sucha. Amulet, znaczy się, działa jak należy... no tak. Oczywiście. Mogła na to wpaść nieco wcześniej, ale prawdopodobnie trochę za bardzo poniosły ją nerwy. Będzie potem musiała się zająć tym nieszczęsnym winem, ale to później, bo ta sprawa ją zainteresowała, i to dość mocno. Swoją drogą... a, już kojarzyła, kto to był. Ale najpierw zdjęła ze swojej szyi ten naszyjnik ściągający brudy... powinien działać. Jak było to pomiędzy jej ciałem i ubraniem to działał, więc jeżeli zanurzy go... oczywiście, że działa. Uśmiechnęła się uroczo patrząc, jak plama wymiocin powoli kurczy się, jakby naszyjnik wciągał je do siebie w nicość. Musiała przyznać, że było to o wiele bardziej ekonomiczne i godne, niż latanie ze ścierką i mopem.
- Już pamiętam. Kiedyś go spotkałam, gdy odbierałam jedną rzecz od takiego staruszka. Chyba też zajmował się zmarłymi. Demonolog, tak go chyba nazwał. Ale tego się chyba pani domyśliła i beze mnie. - Dziewczynka zachowywała się trochę dojrzalej niż wcześniej, acz wpatrywała się z ciekawością na twarz mężczyzny oraz na maskę... nie mówiąc już o księdze, którą to tamta próbowała wyszarpnąć.
- Przepraszam za tamto przypadkowe wtargnięcie. Oraz za butelkę wina. Wystraszyłam się i upadła mi na schody, proszę mnie nie karać, bardzo panią proszę. - Dziewczyna po skończeniu czyszczenia przyznała się do winy, mając szczerą nadzieje, że będzie to wzięte pod uwagę jako okoliczność łagodząca. Ba, nawet uśmiechnęła się przepraszająco, a i ślicznie, jednocześnie spuszczając nieco wzrok, by wyglądać jak najniewinniej. Następnie ponownie założyła amulet i schowała pod ubraniem.
- A co do księgi... ja bym uważała. Pewnie to jakieś dziwne zaklęcia albo coś w tym rodzaju. Z demonami jest jeszcze różniej niż z ludźmi, bo mają inne priorytety... tak mi przynajmniej kiedyś opowiadał taki jeden... ma pani jakieś życzenia? Jak nie, to pójdę posprzątać w piwnicy. - Dziewczynka ukłoniła się i jeśli nic sobie nie życzyła, to poszła sprzątać... oczywiście, jeśli wcześniej nie została zdezintegrowana. Jeśli natomiast miałaby jakieś prośby... to prawdopodobnie pójdzie je spełnić. Prawdopodobnie.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Mimo iż był nieco osłabiony i skołowany, to na tyle trzeźwy, by móc dokładnie wyczuć to co Czarodziejka próbowała zrobić - próbowała wziąć jego skarb, księgę, jego ukochany skarb! Wezbrał w nim gniew i natychmiastowa zazdrość w reakcji na wyobrażenia o tym, co by było, gdyby to ona posiadała ten potężny wolumin. Śmiech diabłów już powoli cichł, kiedy wyczuły obcy dotyk. Były zaciekawione i choć skupiły się wokół Dyffryna, uspokajając jego rozdygotaną aurę i wlewając w niego więcej energii, na moment księga wyciągnęła swoje ręce w stronę nekromantki. Usłyszała rozkoszne szepty i wielki niepokój, ogół wrażeń był jednak całkiem... przyjemny.

- NIE! - zawył jednak demonolog wyraźnie i niemal szaleńczo, mocniej zaciskając swój uścisk. Gwałtownym obrotem wyrwał Księgę z rąk kobiety. Ciche głosy zamilkły, a rozkoszne wrażenie przestało narastać i zaczęło powoli opadać. Mężczyzna powoli, choć bez chwiania się, podniósł się na równe nogi, trzymając pod pachą swój skarb.
- Nigdy! - krzyknął jeszcze, po czym wciąż roztrzęsiony rymnął na kanapę, wykładając się na niej jak po wielogodzinnej podróży. Dochodziło już do podobnych sytuacji, kiedy przeklęte istoty zainteresowane czymś lub podniecone, przejmowały całkiem kontrolę nad jego ciałem. Było to jednak zawsze przerażające, na dłuższą metę tylko sprawiające mu ból doświadczenie. Diabły dbały o Dyffryna i zazwyczaj nie przesadzały, wykazując pewien dziwny element troski o swojego wybrańca, ale czasem nie umiały się powstrzymać przed pofolgowaniem sobie. Była to furia, nad jaką czarnoksiężnik nie umiał jeszcze do końca zapanować - dysponował potężną mocą i wielkimi zdolnościami magicznymi, jednak był młody i wiele z niej jeszcze sam nie poznał. Czasem Księga go przerastała, ale ona była do tego przyzwyczajona, świadoma swej potęgi i mocy. Dyffryn patrzył nieprzyjemnym wzrokiem na nekromantkę, wciąż nie mogąc jej wybaczyć tego, że ośmieliła się choć dotknąć jego skarbu.

Jednocześnie słuchał słów wypowiadanych przez służkę, raczej machinalnie, nie zorientował się zresztą nawet kiedy ona weszła do pokoju. Kiedy o nim wspomniała, gwałtownie odwrócił wzrok jej w stronę. Pamiętała go? Dyffryn próbował przywołać w pamięci wszystkich nekromantów z jakimi przyszło mu robić interesy, a którzy mieli nieumarłych pupilków. Jak kobieta ją nazwała? "Saleno"? No tak! "Saleno"!
- Finisternus z Ervas? - powiedział głośno z lekkim zapytaniem w głosie. Tak wydawało mu się, zwał się nekromanta u którego przelotnie spotkał tę istotę.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Dyffryn nie pozwolił odebrać sobie księgi, a przecież ona w oczywisty sposób nawoływała do siebie nekromankę... Tak, tak, ona wyraźnie prosiła, żeby ją od niego zabrać... Wręcz - cóż za chore porównanie ulęgło się w głowie Czarodziejki - wręcz wyciągała do niej ręce, niczym niemowlę do ukochanej matki. Narastająca rozkosz zalała duszę kobiety i... i zgasła.
Ana przez ułamek sekundy pragnęła wezwać swoje nieumarłe sługi, by zakuły mężczyznę w kajdany, w łańcuchy, zawlokły do najgłębszego lochu w podziemiach dworzyszcza i pozostawiły tam, żeby zgnił w samotności, a demoniczny wolumin odebrały mu siłą. Kiedy jednak diabelskie pieszczoty i kuszące szepty ustały, kobieta opanowała się.

- Co to wszystko ma znaczyć? - wychrypiała, stając u wezgłowia kanapy i patrząc na Dyffryna z góry. - Paktujesz z demonami czy jesteś po prostu opętany? Skąd wziąłeś tę księgę, komu ją ukradłeś? To, co w niej drzemie, jest niebezpieczne w rękach kogoś, kto, tak jak ty, nie umie nad tym zapanować! - Kobieta odetchnęła głębiej kilka razy, próbując opanować mimowolne drżenie całego ciała. - Finisternus? - Uniosła brwi. Nie sądziła, że demonolog może zwracać się do ghoula. - Jaki Finisternus? Bredzisz, szaleńcze?

Wielkie, fiołkowe oczy nekromantki aż skrzyły się od nieskrywanej pogardy. I zazdrości.

- A ty zejdź mi z oczu, sługo, rozliczę się z tobą później... - wysyczała Anapsechete za stojącą w progu Saleną. - Ale póki co nie masz co marzyć, że prędko stąd odejdziesz!
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Jego spojrzenie nie było bynajmniej mniej przychylne. Jego księga... Jak ona śmiała jej dotknąć! Jak ona śmiała w ogóle jej pragnąć, choćby przez chwilę! Demonolog musnął mroczny wolumin myślami, jakby chcąc usłyszeć od niego zapewnienia miłości i wierności, jak od ukochanej osoby. Księga pogłaskała przyjemnie jego aurę. Dyffryn odetchnął rozkosznie i popatrzył na Czarodziejkę. Słysząc jej rozdygotany potok słów i pytań, demonolog roześmiał się, kpiąco i zaiste jak szaleniec. Po chwili gwałtownie przestał, a na jego twarzy wykwitł nagle gniewny grymas. Ledwo widoczne na spopielonej twarzy ciemne brwi zmarszczyły się. Oczy zaiskrzyły rubinem.
- To co w niej drzemie jest niebezpieczne z samej swojej natury, nekromantko - wycedził, wciąż siedząc i patrząc z pogardą na stojąca nad nim kobietę. - A ja umiem z tym koegzystować wielokrotnie skuteczniej niż inne żałosne istotki, wcześniej marnotrawiące tę wspaniałą potęgę.
- To ja zostałem wybrany! - pochwalił się po chwili i zaśmiał opętańczo, pełen niepojętej radości. Sprawiał wrażenie w równym stopniu świadomego swoich poczynań, co oplecionego Aurą Księgi. Widocznie miał na tyle mocy, by nie oddać się jej w całości, ale nie była ona na tyle opanowana, by mógł nad sobą panować całkowicie. Wychowywany przez nią od dziecka stał się od niej zależny, ona jednak nie porzucała go. Mając wobec niego pewne... plany. Diabły i demony skupiły się wokół umysłu Dyffryna, rozkosznie łaskocząc go i delikatnie dotykając. Widać było malujący się na jego twarzy wyraz przyjemności.
- Finisternus. Finisternus z Ervas - powiedział wyraźnie do ghulicy, na moment niemal bezczelnie ignorując panią domu. - Zabiłem go - poinformował nieumarłą i zarechotał złośliwie.
Awatar użytkownika
Salena
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Ghoul
Profesje:

Post autor: Salena »

Posprzątała co miała posprzątać, powiedziała co miała powiedzieć. I, jak to osoby z nadmiarem mocy miały w zwyczaju, jej zdanie zostało kompletnie zignorowane przez... pracodawcę, który traktował ją jak swojego kolejnego podległego jego magii sługę. Z różnicą taką, że to była ona oraz ona miała swój rozum. Cieniom mogła tak sobie rozkazywać, ale jej... też. Do czasu. Słyszała jakieś brednie na temat mocy, niebezpieczeństw, wybrańców i innych tego typu bzdur. Skrzywiła się lekko. Nigdy nie interesowała jej nauka takich rzeczy i nie chciała się w takie rzeczy mieszać. Za głębokie bagno.
No, a co do niej, to została wyproszona, pogroziła jej, i tyle. Phew, rozumiała, jakieś specyfiki, maści, mikstury, to wymaga łażenia i przygotowania. Ale wino? To sfermentowany alkohol, nie jest tak, że nie ma pieniędzy by za to zapłacić. Jakby nie patrzeć, głupotą jej rodziców byłoby to, żeby trzymali CAŁY swój dobytek w domu... no, większość trzymali. Ale część była gdzieś indziej ulokowana, a jako spadkobierczyni miała do tego dostęp. A i nie wszyscy musieli wiedzieć, że nie do końca jest żywa.
- Terefere - mruknęła do siebie cichutko, zwracając uwagę na mężczyznę. Podał imię, podał pochodzenie, powiedział, co się z nim stało. I widząc jego reakcję opuściła brwi w geście wyższego zażenowania.
- Mówisz to tak, jakby zależało mi na nim od momentu gdy zrobił co chciałam. Pewnie sama bym go rozszarpała, gdybym była głodna - zapewniła go.
- Wino odkupię albo zdobędę, to nie problem. Aż takie nie wiadomo jakie to nie było A teraz pójdę posprzątać... w razie potrzeby będę w okolicy. - Salena ukłoniła się, i poszła szukać piwnicy... oraz schowka by wyszukać jakąś szufelkę i worek. Potem by musiała wyjść na zewnątrz i wyrzucić to gdzieś poza teren posesji, w miejsce jakiegoś składowiska. Cieczy pozbędzie się tak samo jak wymiocin - czyli amuletem.
Ostatnio edytowane przez Aishele 11 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Przypominam o Regulaminie Pisania Postów.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Co to za Finisternus z Ervas? - zapytała Ana zaintrygowana, siłą próbując odsunąć swoje myśli od księgi Dyffryna. Nie było to łatwe. - I dlaczego go... SALENO! Saleno, wróć tutaj! A zresztą nie, nieważne. Porozmawiam z tobą później. - Nie ma to jak zdecydowany pracodawca.

Młoda nieumarła posłusznie sobie poszła. Chwilę później znalazła w jakimś kącie blaszane wiadro i szuflę. I nawet miotła tam stała. Po krótkim przyjrzeniu im się uznała je za godne zaszczytu sprzątania piwnicy. Zaraz zaraz, piwnica... gdzie, do cholery, było to zejście do tej piwnicy? Masz ci los. Salena znów pogubiła się w ciemnym korytarzu.

Wąziutkie schodki, które z jakiegoś niezrozumiałego względu uznała za te właściwe, zaprowadziły ją, jak się okazało, do niedużej, na swój sposób przytulnej komnatki. Ściany były tu pokryte boazerią w ciepłym odcieniu brązu, a odgłosy kroków tłumił miękki, bardzo miękki dywan, zielony jak wiosenne liście. Nie było tu okien. Paliły się za to cztery świece w mosiężnych uchwytach na ścianach. Pośrodku pokoju stało małe łóżeczko, z rzeźbionym kunsztownie i malowanym w liście koniczyny wezgłowiem, okryte półprzezroczystym, zwiewnym baldachimem, połyskującym jak pajęczyna, pełna kropelek porannej rosy.

*


Anapsechete nie wytrzymała. Bardzo nie chciała tego mówić, powstrzymywała się całą swoją siłą woli, ale ostatecznie coś w niej pękło. W diabelskiej potędze ujrzała bowiem swoją szansę, a skoro już ujrzała, to nie zamierzała wypuścić jej z rąk... Pod przymkniętymi powiekami ujrzała zbocze wzgórza i malutki grób swojej córeczki, moknący w strugach nieustającej ulewy. Skoro innymi środkami nie mogła osiągnąć tego, do czego dążyła zaciekle już tyle lat, dlaczego nie miałaby sprzymierzyć się z samym Piekłem?
Nadała swojej twarzy uprzejmy, rozsądny i przekonujący wyraz. Usiadła na kanapie, tuż obok mężczyzny, ignorując jego grymasy, krzyki i obłąkańczy śmiech. Spojrzała mu głęboko w oczy i przemówiła pojednawczym tonem, chcąc go ugłaskać, choć w głębi już się kuliła, prawie słysząc ryk oburzenia, który ten pewnie zaraz z siebie wydobędzie.

- Posłuchaj, Dyffrynie. Sprzedaj mi tę książkę. Mam pieniądze, złoto, co chcesz. Powiedz mi tylko swoją cenę, stać mnie.
Dyffryn
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Spaczony człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dyffryn »

Skoro ghulica zbierała się do odejścia, nie zwrócił już na nią uwagi. Wszystko wskazywało na to, że Dyffryn dzisiaj nie przestanie się śmiać. Nie mógł bowiem inaczej zareagować na ofertę nekromantki. Rechotał kpiąco i długo, aż się niemal popłakał, dosłownie jakby ktoś opowiedział mu najśmieszniejszy dowcip świata. Spojrzał potem na kobietę, jakby z politowaniem.
- Anapsechete... - powiedział jej imię z dziwnym uśmiechem na twarzy, również patrząc jej prosto w oczy. - Nie złoto jest walutą Piekieł i nie złotem zjednasz sobie względy jego władców. - Przerwał na chwilę i spojrzał w bok, jakby wspominając.
Przypomniał siebie podczas pierwszego spotkania z Księgą, gdzie od początku wiedział czego od niego oczekuje.

- Trzeba dać z siebie... coś więcej - powiedział i z jego gardła ponownie wydobył się chichot. Demonolog nieraz sprawiał wrażenie wariata, który postradał zmysły. A jak teraz dał jej do zrozumienia, na pewno postradał już swoją duszę. Po chwili uspokoił się jednak i popatrzył z powrotem na Czarodziejkę.
Biedna istota opętana rozpaczą. Nie, bynajmniej Dyffrynowi nie było jej żal w ludzkim znaczeniu tego słowa. Wręcz przeciwnie, gardził takimi, których ku mrocznym arkanom sprowadzały emocje i smutki. Tacy zazwyczaj sami nie wiedzieli z czym igrają i paktują. Tacy nie byli godni potęgi i często padali ofiarą własnych słabości, nie mogąc w pewnym momencie udźwignąć tego brzemienia. Może Czarodziejka była inna i udało jej się zachować resztki godności zszarganej przez nekromancję. Ale jednocześnie była bardzo, ale to bardzo żałosna, rozpaczliwie prosząc teraz demonologa o sprzedaż jego skarbu. Demonolog nie znał dokładnych powodów, ale domyślił się, wyczuwając w Aurze delikatne odbicie jej myśli pełnych poczucia straty.
- Kto to był? - zapytał, niemal zaciekawiony.
Zablokowany

Wróć do „Dwór Anapsechete”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości