Dwór AnapsecheteGoście w burzową noc.

Wielkie dworzyszcze, zdecydowanie zbyt wielkie dla jednej osoby - a jednak tylko ona jedna tu mieszka. Wzniesione na szczycie wzgórza Uteri, skąd z jednej strony rozciąga się widok na błękitną panoramę miasta Efne, a z drugiej - na rozległe, tętniące dziką magią pustkowia Pustyni Nanher. Dwór ów został zbudowany z modrzewiowego drewna, przy pomocy magii i pracy nieumarłych sług. Srebrzysty dach dworzyszcza skrzy się w świetle niczym drogocenny klejnot, przyciągając ciekawe spojrzenia ludzi z dołu. Pod budynkiem znajduje się cały rozległy system piwnic, komór, korytarzy, a w nich - skarbiec, nieduży loszek i krypty, gdzie swoje schronienie ma rzesza służących Pani Anapsechete ożywieńców.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Goście w burzową noc.

Post autor: Ana »

Choć zbocza Wzgórza Uteri były stosunkowo łagodne, to jednak odległość, jaką wędrowcy musieli przebyć, okazała się znaczna. W dodatku była ciemna, wietrzna noc. Pędzące po niebie chmury raz po raz przesłaniały blady krążek księżyca, rozświetlający niebo chorobliwym światłem. Kiedy kolejny podmuch rozwiał jej włosy, Ana pomyślała o czarnopiórym Esabielu - Upadłym, którego poprosiła o przysługę. Wspomniała jego dostojne skrzydła, których tak mu zazdrościła. Czuć wiatr w skrzydłach, to musi być niesamowite uczucie. Mruknęła nawet coś na ten temat na głos, zupełnie nieświadomie, ale chyba żaden z jej towarzyszy nie zrozumiał jej wśród ryku wichru. Swoją drogą, Czarodziejka zaczęła właśnie odczuwać irracjonalny lęk o los anioła. Przeczuwała, że Esabiel już do niej nie wróci. Że stało się coś nieprzewidzianego. Postanowiła to sprawdzić, gdy już dotrze do domu.

Burza zbliżała się coraz bardziej, ale bardzo powoli - wciąż było słychać jedynie przetaczające się gdzieś w dolinach głuche i niepokojące grzmoty, żadna błyskawica nie rozdarła jeszcze nocnego mroku.

Wilgotna nocną rosą trawa, gęsta, wysoka i miękka, porastała obficie zbocze wzgórza, zwłaszcza w jego dolnej części. Przedzieranie się przez nią stanowiło dodatkowe utrudnienie. Widać, że rzadko kiedy ktoś tędy chadzał, skoro nie została nawet wydeptana ścieżka.

W kępach trawy musiało siedzieć mnóstwo świerszczy, bowiem słychać było ich donośne, chóralne cykanie.

Gdzieś w trzech czwartych drogi pod górę Anapsechete przystanęła i odwróciła się do "Ariena" i Drake'a. W czarnej rozwianej sukni, blada, miała w sobie coś z upiornego widma.

- Zmęczyłam się. Odpocznijmy chwilę.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Tuż za panią Anapsachete szedł Huor, podpierając się niby laską schowanym w pochwie mieczem. Rozglądał się uważnie - ze zbocza góry widać było piękny, rozciągający się za nimi krajobraz. Tu i tam widać było ogromne połacie pól różnego zboża tudzież kukurydzy. Były na tyle wysokie, że skryłyby nawet wyprostowanego, przeciętnej wysokości mężczyznę. Za nimi widać było wydeptaną przez nich trawę tworząc ścieżynę ciągnącą się od tawerny. Zdecydowaną większość obszaru zajmowały polany, łąki i porozrzucane świerkowe lasy. Spojrzał w górę. Było już dość późno, choć słońce jeszcze nie zaszło. Od wschodu nadciągały ciemne, burzowe chmury, gdzieniegdzie dudniły grzmoty niewidocznych jeszcze piorunów. Wschodni wiatr rozwiewał jego włosy, uporczywie ściągając naciągnięty na głowę kaptur.

Umysł Pana Drake'a, jak się okazało, dopiero teraz wrócił w pełni do normalności. Rześkie powietrze oraz spacer uwolniły go od przyćmienia. Teraz mógł już myśleć płynnie, a jego zmysły działały bez zarzutu. Co za tym idzie, łowca zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji i zaczął coraz częściej zadawać sobie to samo pytanie - Czy to dobry pomysł iść za tą czarodziejką do jej domu, pełnego nieumarłych lokajów i służących, gotowych na choćby jedno skinienie rzucić się na niego i Ariena? Zaczął analizować ich rozmowę w karczmie, zachowania obu towarzyszy. W końcu, czyli praktycznie dopiero wtedy, kiedy Ana zarządziła postój, zdecydował się, że pójdzie razem z nią. Po pierwsze, byłoby to bardzo w złym smaku, a na pewno niehonorowe, gdyby teraz powiedział im, że stchórzył i wraca do miasta. Po drugie, coś kazało mu zaufać magiczce. Co prawda z początku wystraszył się słowami gości karczmy, nawet rozmyślał nad możliwością zaczarowania. Później w miejsce strachu wskoczyło zrozumienie. Na własnym przykładzie wiedział, że człowiek gadający za plecami obgadywanego nie jest wiarygodnym źródłem. To spotęgowało zaufanie wobec Any, która teraz, z dziwnych przyczyn, wydawała mu się bliska.

Zgodził się na chwilę odpoczynku, choć sam miał jeszcze sporo siły, a przynajmniej tyle, by dość do domu na szczycie. Wiatr przyjemnie schładzał spoconą twarz, lecz także niemiłosiernie targał na wszystkie strony szerokie, długie rękawy pomarańczowo-czarnego płaszcza Huora, tak samo jak włosy i luźne nogawki spodni. Zamiast przykucnąć czy usiąść, Drake oparł się całym ciałem o wyprostowaną rękę i miecz. Nie martwił się o niego, wiedział, że się nie złamie. Spojrzał przelotnie na Anę, a później na Ariena. O ile w karczmie nie miał ku temu okazji, teraz z chęcią (choć tak, by tego nie zauważył) obejrzał jego, co tu gadać, niezwykle urodziwą twarz o kobiecych ustach i oczach. W dodatku te różowe włosy... nie winił się za swoją pierwotną pomyłkę przy stole. Nawet, chcąc nie chcąc, dojrzał niewielkie wybrzuszenia w okolicach klatki piersiowej, ale to może tylko ubranie elfa tak się ułożyło, albo nazbyt wybujała wyobraźnia i wrodzona perwersja tak modyfikowały widzialny obraz. W każdym bądź razie szybko o tym zapomniał, a uwagę przeniósł na dom. Przy tym świetle i z tej perspektywy wyglądał dokładnie tak, jak on sam wyobrażał sobie nawiedzony dom, choć nie do końca. Nie miał wybitych ani zabitych deskami okien, nie było tu też nigdzie widać spróchniałych desek. A drzwi tkwiły zamknięte i w progu. Dach natomiast nadawał całości piękna, jakiego mógłby pozazdrościć niejeden właściciel willi. Zwieńczał całokształt niczym korona na głowie króla. Bez niego nie byłby tym samym.

Wkrótce jego wzrok powrócił do towarzyszy i choć wiele pytań cisnęło mu się na język, usta pozostawały niezłomne. Wolał nie mówić nic, by ponownie nie urazić gospodyni domu. Wiedział bowiem, że i tak na wszystko znajdzie odpowiedź, gdy już wejdą pod ten cudnie lśniący w słońcu dach.
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Aure szła na samym końcu, mając przed sobą Czarodziejkę i Drake'a. Targały nią wątpliwości. Nie była pewna czy dobrze postąpiła korzystając z zaproszenia Anapsachete. Czuła się raźniej widząc plecy mężczyzny. We dwójkę będą mieć większe szanse na przeżycie.
Podróż męczyła, droga ciągnęła się, a wokół idących gęstniała ciemność. Okolica była ponura, przeraźliwe wycie wiatru tylko dopełniało efektu.
Po jakimś czasie Czarodziejka zarządziła postój, a Aure z radością przystała na propozycje. Jej kondycja nie była zła, a jednak dziewczynie przydał się odpoczynek. Rozwiązała włosy i pozwoliła, by targał nimi wiatr. Potrzebowała ochłodzenia. Przymknęła oczy, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Chłód nocy momentalnie ją orzeźwił, nabrała nowych sił.
Przez ten moment zapomniała o udawaniu mężczyzny. Stanęła w typowo kobiecej pozycji, jedną rękę opierając na biodrze. Rozchyliła usta, przez które wyrwało się ciche westchnienie. Wolną dłonią pogładziła się po karku, rozmasowując zesztywniałe kręgi szyjne.
Aure jeszcze tego nie zauważyła, ale od opuszczenia pałacu zaczęła się zmieniać. Dojrzewała, powoli stawała się kobietą. Jeszcze nie teraz, ale niedługo, udawanie mężczyzny okaże się dużo trudniejsze niż z początku myślała.

Gdy zebrała siły spojrzała na towarzyszy. Była gotowa iść dalej.
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Zmęczona Ana usiadła na chwilę na trawie. Wstała dopiero po kilku minutach, kiedy jej ciężki oddech nieco się uspokoił. W międzyczasie obejrzała się przez swoje lewe ramię - tam, niedaleko ponad nimi, rosła wspaniała akacja, obsypana białymi kwiatami. Nietypowy, niby słodki, ale zarazem w jakiś sposób drażniący zapach kwitnącej akacji kojarzył się Czarodziejce zawsze z pięknym latem... ale i ze śmiercią. Prawdopodobnie od chwili, gdy u stóp tego drzewa spoczęło w ziemi ciałko jej dziecka. Biednej małej Ryfki, dla której nie była widać dość dobrą matką... Nie, kobieta nie pozwoliła sobie jednak na ponowne rozpamiętywanie strasznego spotkania - a może wizji? - na pustyni. Kiedy zdała sobie sprawę, że dręczące jej duszę obrazy i słowa zaczynają powracać, gwałtownie się podniosła i zarządziła dalszą wędrówkę, starając się nie patrzeć już w tamtym kierunku.

Szli w milczeniu. Nikt o nic nie pytał, więc i Anapsechete nie czuła się w obowiązku nic objaśniać, opowiadać czy zabawiać kogoś miłą dykteryjką. Zresztą w tym momencie wicher i tak zagłuszyłby pewnie każde słowo, które nie zostałoby wykrzyczane.

Słońce już zaszło, księżyc zniknął za chmurami. Pierwsza, długo wyczekiwana błyskawica rozpruła wreszcie ciemność nieboskłonu dokładnie w tej chwili, kiedy droga trójki wędrowców dobiegła końca. Potworny trzask parę sekund później zatrząsł chyba całym wzgórzem i sprawił, że szybki w oknach dworu nekromantki zadzwoniły i zadrżały nerwowo. Właśnie w tej chwili w smukłej dłoni Any zalśnił srebrny klucz i wielkie drzwi z ciemnego drewna ustąpiły z cichutkim skrzypieniem, a za nimi zamajaczyła jakaś niewysoka postać w ciemnym stroju. Pierwsze ciężkie krople deszczu spadły na wyschniętą ziemię i na spocone twarze wędrowców.

Jeszcze zanim kobieta zaprosiła ich do środka, Drake i Aure, wiedzeni jakimś niejasnym przeczuciem, popatrzyli w prawo - tam, gdzie za domem rozciągał się ledwo widoczny w tej ciemności ogród, gęsty, ciemny, pachnący, targany podmuchami wiatru i smagany strugami deszczu. I wydawało im się przez moment - dosłownie przez mgnienie oka, nim różowe światło błyskawicy zgasło - że spośród mokrych liści i gałęzi patrzą na nich z wyrzutem w martwych oczach jakieś trupioblade, przerażająco smutne twarze. Ile ich mogło być? Sześć, osiem, dziesięć? Potem deszcz w jednej chwili przybrał na sile, przeradzając się w prawdziwą ulewę. I nie było widać już nic. A może to tylko wyobraźnia płatała im figle?

- Wejdźcie do środka, zanim przemokniecie na śmierć! - zawołała Anapsechete, przekrzykując burzę, do stojących jak kołki gości. Sama stała już za progiem i klaśnięciem w dłonie zapaliła pochodnię w korytarzu. Jej ciepły płomień wzbudzał zaufanie i nadawał nawet pewien pozór życia temu smutnemu i martwemu domowi.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Stojąc w progu domu, Drake czuł się na prawdę przestraszony. Ciemna aura tego miejsca nie pozwalała mu nawet na chwilę rozproszyć uwagi. Nagle, w świetle błyskawicy, przez moment w ogrodzie zamajaczyły przedziwne kształty. Mógłby kto powiedzieć, ze to były twarze, sądząc po ilości i rozmieszczeniu. On jednak kurczowo trzymał się wersji, że to wyłącznie złudzenie. Tak, bardzo chciał w to wierzyć. Nagle, ni stąd ni zowąd lunął nań zimne, ciężkie krople wody kapiące z nieba. Słysząc obiecujące zaproszenie czarodziejki, bez zwłoki przekroczył próg domu. Gdy stał już wewnątrz, wolny od deszczu, jedną ręką zaczął rozpinać płaszcz, drugą zaś sięgał już do pasa od miecza. Chciał zostawić swoje (na szczęście nie przemoknięte) okrycie wierzchnie na wieszaku, lecz zawahał się. Czy aby bezpiecznie byłoby zostawiać rzeczy z dala od siebie? Co, jeśli będzie musiał uciec? Wtedy może nie być czasu na szukanie dobytku. Albowiem co jak co, ale płaszcz Drake'a był jedną z najcenniejszych zarówno pod względem materialnym jak i sentymentalnym dla Drake'a. Było to jego pierwsze porządne ubranie, od straszliwego wypadku w jego domu. Dostał je od przyjaciela, którego poznał na ulicy i który się nim zaopiekował. Po latach, co prawda, Huor wyrósł z ciuchu, poszedł wszakże w ostatni dzień pobytu w domu owego przyjaciela do krawca, a ten odnowił i przerobił płaszcz na jego rozmiar. Od tej pory nie rozstaje się z nim. Chwilę stał tak zamyślony, udając, że szuka czegoś po kieszeniach. W końcu machnął ręką i zdjął z siebie okrycie pozostawiając je w holu domu. Znów bowiem zdecydował się zaufać magiczce. Zdjął również buty, pozostając w skarpetach, pasa z mieczem jednak nie odłożył.
- To bardzo niezwykły miecz - usprawiedliwiał się - Nie chciałbym, by gdzieś się zapodział, jest mi bardzo cenny. Wezmę go ze sobą, jeśli to nie problem.
Koszula na torsie Drake'a nie wyglądała tak, jak winno wyglądać ubranie wizytowe, choć leżała nań bardzo dobrze. Zrobił kilka kroków za czarodziejką, obejrzał się szybko na Ariena. Podszedł powoli i szepnął:
- W razie czego uciekamy razem. Zapamiętam drogę, w ostateczności mamy okna. - i mrugnął porozumiewawczo.

Rozejrzał się po korytarzu.
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Aure szczękała zębami. Nie miała żadnego płaszcza czy innego okrycia wierzchniego. W podróży nocami uciekała przed chłodem, kryjąc się w różnych opuszczonych budynkach lub jaskiniach. Miała prawdziwe szczęście, że dopisywała jej dotychczas pogoda.
Razem z brunetem zatrzymała się przed drzwiami, niepewnie kryjąc się za plecami mężczyzny. Nie wiedziała jednak, czy może liczyć na jego pomoc. Udawała przecież chłopaka, więc w takich sytuacjach powinna sama sobie radzić. Gdyby przynajmniej umiała walczyć...
Rozejrzała się po okolicy. Pisnęła, gdy błyskawica przecinająca niebo, oświetliła na moment ogród. Wydało się jej, że zauważyła czyjeś oczy, śledzące, spomiędzy gęstwin, zebranych.
Nagle lunął deszcz. Aure, której koszula i tak była już nieco wilgotna od mżawki, ich kompanki przez ostatnią część drogi, zbladła. Już szykowała się do wepchnięcia Drake'a przez otwarte drzwi, kiedy sam wszedł, a ona natychmiast skoczyła zaraz za nim.
Koszula była mokra. Pół-elfka odlepiła ją od ciała. Na szczęście pochodnie nie dawały wiele światła. Istniała duża szansa, że nikt nie zauważy delikatnie zarysowanych pod ubraniem kobiecych kształtów.
Usłyszała szept Drake'a:
- W razie czego uciekamy razem. Zapamiętam drogę, w ostateczności mamy okna.
Rzuciła mu pełen zachwytu uśmiech. Nie zamierzał jej zostawić! Będą sprzymierzeńcami osłaniającymi się nawzajem.
Pół-elfka zapędziła się i zaczęła go nawet w swojej głowie nazywać przyjacielem.
- Poczciwy człowiek!
Aure omiotła wzrokiem pomieszczenie i z grzecznym uśmiechem powiedziała do właścicielki dworku:
- Piękna posiadłość. Bardzo... przytulna.
Awatar użytkownika
Zerr
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zerr »

Rozległ się trzask, a potem pojawił się Zerr. "Nie powinno mnie tu być. To nie powinno się wydarzyć! A jednak się stało. Głupiec!" Deszcz niemiłosiernie siekał czarodzieja po twarzy. Był przemoczony i wyczerpany. Nie jadł od... sam nie pamiętał ile to już dni. Nie miał sił by użyć magii. Nie miał sił nawet by ustać bez pomocy kostura. Mężczyzna obejrzał się dokoła i spostrzegł dwór. Nie był daleko. "Może uda mi się przeżyć.". Powoli, ledwo trzymając się na nogach ruszył w kierunku dworu.

Stojąc przed wejściem do dworu zawołał właściciela. Nie zwracał uwagi na otoczenie. Był zmęczony. Potrzebował wypoczynku. A to była jego nadzieja.
Przeniósł ciężar na drugą nogę, zacisnął pięść na kosturze i czekał...
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- Nie ma co tak piszczeć, to tylko burza... Tu na górze robi to po prostu większe wrażenie, niż w mieście.

Ana próbowała uspokoić tego różowowłosego chłopca, przekonana że wystraszył się strzelającego pioruna. Pogłaskała go delikatnie po policzku i roześmiała się głośno. Był taki niewinny i uroczy, a w dodatku piszczał jak panienka... Aż miała chęć zabawić się nim trochę w jakiś występny sposób. Ale wszystko w swoim czasie! Na razie tylko skinieniem głowy i grzecznościowym uśmiechem podziękowała za równie grzecznościowy komplement. Dobrze wiedziała, że "przytulny" to akurat nie jest najodpowiedniejsze słowo dla określenia jej domostwa, przynajmniej w jej własnym odczuciu.

- Miecz? - Czarodziejka obejrzała się na drugiego gościa. - Na pewno się tu nie zgubi, za kogo pan mnie ma? - prychnęła urażona. - Przecież to nieelegancko, wchodzić z bronią na salony. Proszę się nie obawiać, służba się nim zaopiekuje, wytrze z wody, żeby nie zardzewiał... Nalegam. - Rzekłszy to, Ana delikatnym acz stanowczym ruchem wyjęła ostrze z dłoni Drake'a i oddała chudej bladolicej dziewczynie w krótkiej czarnej sukience, która nie wiedzieć kiedy wynurzyła się z ciemności korytarza. Dziewczyna skłoniła się, nie podnosząc oczu i nie mówiąc ani słowa.

Wtem gdzieś niedaleko dał się słyszeć trzask i Anapsechete wyraźnie poczuła magiczne zawirowanie, zaburzające aurę jej dworu. Zmarszczyła brwi. Klasnęła na lokaja - słynnego nieumarłego lokaja. Jego wygląd nie był szczególnie odrażający i wszystko co opowiadano na temat nieumarłej służby okazało się odrobinę przesadzone... Tak przynajmniej myśleli przez chwilę Drake i Aure, póki nie zobaczyli, że tylko jedna ręka lokaja jest pokryta skórą, a druga... to same kości. Ten widok budził niepokój, o tak. Postawny ożywieniec skłonił się swojej pani, później gościom, a potem zeszkieletowaną dłonią chwycił pochodnię i wyszedł na dwór, zobaczyć, kto jeszcze przybył do posiadłości Czarodziejki.

Tymczasem ona sama poprowadziła mężczyzn za sobą do jednaj z wielkich, wysokich, reprezentacyjnych sal, w których podejmowała gości. To znaczy - podejmowałaby, gdyby pozwalała komuś się odwiedzać, a to działo się wyjątkowo rzadko. Miękki dywan na podłodze w korytarzu tłumił ich kroki. Wreszcie weszli przez hebanowe drzwi do salonu. Olbrzymie strzeliste okna były poodsłaniane, dzięki czemu światło rozbłyskujących raz po raz błyskawic zalewało pokoje.

- A więc co to za historia z tym pańskim mieczem, że taki niezwykły? - zagadała Ana uprzejmie Drake'a i wskazała obu panom piękną kanapę o wygiętym oparciu, obitą jasnozielonym jedwabiem.


Zerr nie musiał czekać długo. Po paru chwilach zobaczył przed sobą rosłą męską postać w czerni. Lokaj trzymał jasno świecącą pochodnię, której najwyraźniej niestraszna była ulewa, i pytającym wzrokiem mierzył przybysza, czekając, aż ten się przedstawi i wyjaśni, co go tu sprowadza.
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Drake, gdy tylko zgrabna dłoń Anapsachete sięgnęła po jego broń, kurczowo podciągnął ją ku sobie stawiając opór, by po chwili - pod zawziętym wzrokiem czarodziejki i ze szczerą niechęcią - oddać go pokojówce. Właśnie, pokojówka. Dopiero po chwili zauważył, że kolejna osoba pojawiła się w pobliżu. Twarz miała bladą jak ściana, choć był to jedyny znak jej nieżycia. ubrana była w sposób adekwatny do miejsca i sytuacji, skłoniła się do swej pani. Uśmiechnął się tylko kiedy usłyszał słowo "zardzewiał", po czym sprostował:
- Mojego ostrza, droga pani Ano, nie ima się żadna rdza. Jest bardzo niezwykły, a jeszcze bardziej niezwykłą ma historię. Ale dobrze już, zgoda. Sądzę, że nic mu nie będzie, jeśli choć na chwilę odpocznie od mojego biodra.
I choć tak mówił, w głębi duszy serce mu się krajało na widok oddalającej się pokojówki w nieznanym kierunku, zabierając mu jego drugi skarb.

Coś z cicha trzasło na podwórzu. Nie był to bynajmniej dźwięk łamanego drewna, grzmotu, skrzypienia ani innej naturalnej rzeczy. Nie, to było coś innego. Dodatkowo, wyczuł tam, za drzwiami jakieś zawirowanie, po którym odezwała się aura o natężeniu podobnym do Anapsachete. Obejrzał się w stronę drzwi, a kiedy powrócił wzrokiem przed siebie, prawie podskoczył ze strachu. albowiem tuż przed nim stał i wpatrywał się w niego lokaj. A więc kolejny ożywieniec. Wyglądał całkiem całkiem, miał nawet elegancki garnitur. Podszedł do pochodni i chwycił ją swą... kościstą ręką. Aż przeszył go dreszcz. Tak właśnie wyglądało jego pierwsze spotkanie z nieumarłymi. Odetchnął z wolna, by uspokoić rozdygotane serce. Zaśmiał się pod nosem z jemu tylko znanych powodów.

Prowadzony przez czarodziejkę wraz z Arienem weszli do pięknej sali balowej. Było tu czysto i dostojnie. Przez duże okna widać było widok równie piękny jak ze zbocza góry. Spojrzał w niebo, ujrzał nad nimi ogromne, czarne chmurzyska ciągnące się aż do horyzontu. Zapowiada się na burzliwą noc. Usłyszał słowa magiczki, na które obrócił głowę, jakby wyrwany z transu. Usiadł obok pół-elfa na oliwkowej kanapie. Ręką wymacał materiał obicia, od razu rozpoznał tę delikatną fakturę. No no, stateczna ta nekromantka.

- Dlaczego miecz jest niezwykły... Cóż, krąży o nim cała legenda, choć ja znam tylko jej fragment. Podobno została wykuta dla elfiego króla wieki temu. Siedmiu najznamienitszych elfich magów zaklęło w nim czar pozwalający mu na zmianę materiału z którego go wykonano. Poza tym jest odporny na uszkodzenia, rdzę, zawsze jest lekki, jak już zapewne zauważyłaś. Król jednak zginął w bitwie zaraz po ofiarowaniu mu oręża. Gdzie powędrował później, nie wiem. Nie znaleziono go na polu bitwy. Ja sam odnalazłem go rok czy dwa temu w lesie przy zwłokach jakiegoś biedaka. Od tej pory się z nim nie rozstawałem, przynosił mi szczęście. - gdy skończył opowieść, oparł się wygodnie, lewym łokciem zaczepiając się o oparcie. - A jak to jest z panią, pani Anapsachete? Ten dom robi wrażenie zarówno pod względem wielkości i przepychu jak i wystroju, na - nie ukrywając - mieszkańcach kończąc. Od jak dawna pani tu mieszka?
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Aure podskoczyła, gdy zobaczyła chudą, bladą pokojówkę. To z pewnością nie był normalny człowiek! Czyli wzmianki o nieumarłych nie były tylko mało śmiesznym żartem? Tak przeczuwała, a jednak zatrzęsła się ze strachu. Spojrzała na drzwi. Może jest jeszcze szansa na ucieczkę?
Pokręciła głową, by odepchnąć od siebie te myśli. Anapsachete w niczym nie zasłużyła na taki brak zaufania. Owszem, była dosyć specyficzna, ale mało dziwnych osób kręci się po świecie? Mimo to nie każdy mógł się pochwalić takim lokajem...
Jego ręka! Jego ręka!
Aure krzyczała w myślach, patrząc to na lokajową rękę, to na Anapsachete.
Kim ty jesteś kobieto?!
Spojrzała na Drake'a, by sprawdzić czy zauważył to samo co ona. I tak, zauważył. Dziewczyna zatrzęsła się z przestrachu, gdy zdała sobie sprawę, że mężczyzna chichocze.
Gdzie ja jestem?! Co to za ludzie?!
Była zbyt przerażona, by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Rozglądała się nerwowo. Ze wszystkich stron mógł nadejść wróg.
Czarodziejka zaprowadziła ich do innego pomieszczenia i wskazała kanapę. Aure usiadła, a miejsce obok zajął Drake. Pół-elfka dyskretnie odsunęła się jak najdalej mogła.
Nie przysłuchiwała się rozmowie. Myślała jedynie o tym, na jakie różne sposoby można by zginąć w takim miejscu.
Awatar użytkownika
Zerr
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zerr »

Zmierzył wzrokiem lokaja stojącego przed nim. Nie trwało to zbyt długo, wiec nie zauważył nic niezwykłego. W dodatku pogoda i zmęczenie też utrudniało dostrzeżenie szczegółów.
- Jestem... - Czarodziej zamarł wpatrując się w jego "rękę". - Jestem przemoczonym, zziębniętym i głodnym wędrowcem. Czy wasz pan byłby tak miły i dał mi schronienie na noc? Chyba nie pozwoli wędrowcowi w taka pogodę nocować pod gołym niebem.
Zerr tym razem dokładniej zlustrował otoczenie, lecz nawet to przychodziło mu z trudem. "Nigdy nie ma za łatwo. Nigdy." Pewny siebie, nie czekając na odpowiedź zrobił krok w kierunku lokaja i poczekał aż ten zaprowadzi go do środka.
"Muszę odpocząć. Potem będę się zastanawiać gdzie jestem."
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

Naprzeciwko kanapy stał obity takim samym materiałem fotel, wyjątkowo miękki, na zabawnych lwich nóżkach. Pani domu zajęła miejsce właśnie tam. Służąca z zabandażowaną twarzą, ubrana podobnie jak poprzednio widziana pokojówka, a także równie wychudzona i nawet jeszcze bledsza, posłusznie przyniosła skądś srebrną paterę z owocami i misę słodkich bakalii. Smakołyki stanęły na niskim, rzeźbionym w okultystyczne motywy stoliczku, którego właściwego przeznaczenia bezpieczniej byłoby nie dociekać.

- Częstujcie się, panowie, bez obaw. - Czarodziejka zaprosiła swoich gości gestem do skosztowania czegoś słodkiego. Sama zjadła kilka daktyli. Słysząc historię opowiedzianą przez Drake'a, Ana zmarszczyła lekko czoło. - Ciekawe. Kto w takim razie opowiedział panu tę legendę? Zwłoki biedaka? A może sam miecz? Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że na dodatek umie mówić, to się zdarza tym różnym zaklętym orężom. Nie takie rzeczy swego czasu widywałam... Jak byłam trochę młodsza. Uganiałam się wtedy po Alaranii za... czy ja wiem, za czym właściwie? Za przygodami, za magią, za wiedzą, za bogactwami... za wolnością. Wreszcie mi się to znudziło i osiadłam tutaj w spokoju. Wybudowałam dwór na wzgórzu owianym legendą. Miałam na to dość pieniędzy i dość magicznych umiejętności, budowa skończyła się w mniej niż rok. I siedzę tutaj tak już od lat... - policzyła w myślach - ...osiemdziesięciu? Chyba tak. W każdym razie mniej niż sto.

Okna w tej sali wychodziły na ogród. Na nieszczęście Aure i Drake siedzieli w ten sposób, że automatycznie ich wzrok wędrował właśnie tam... I znów ścięło im krew w żyłach, kiedy w którymś kolejnym rozbłysku pioruna ujrzeli za oknem podobne do poprzednio widzianych blade twarzyczki przyczajone wśród liści i przylepione razem z rozczapierzonymi dłońmi do okiennych szyb, po których wartkimi strumieniami ściekała woda. Obrazek ten znów był dostrzegalny zaledwie przez sekundę. Ogłuszający suchy trzask, jaki po tym nastąpił, sugerował, iż burza jest dokładnie ponad dworem.

Na zewnątrz w strugach deszczu stał lokaj, wysłuchując w ciszy słów przybysza. Kiedy ten powiedział, co miał powiedzieć, milczący sługa skłonił się usłużnie i zaprowadził go przez ciemne korytarze wprost do swojej pani, by to ona zdecydowała, co z nim uczynić.

Stojący w kącie sali zegar wybił godzinę jedenastą, kiedy lokaj bez słowa wyjaśnienia wprowadził do salonu przemokniętego Czarodzieja. Anapsechete skierowała nań badawcze spojrzenie ametystowych oczu.

- Słucham, kim pan jest i czemu zawdzięczam wizytę o tak późnej porze?
Awatar użytkownika
Aure
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pół-elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aure »

Aure właśnie wyobrażała sobie siebie zakopywaną żywcem w ogrodzie, kiedy za oknem znowu rozbłysło. Przez tą krótką chwilę zauważyła przyklejone twarze do szyby. Była zrozpaczona, nie wierzyła już, że wyjdzie z tego domu żywa.
Burza szalała dokładnie ponad mroczną posiadłością. Cała ta sytuacja przerażała pół-elfkę. Nie widziała już w Drake'u sojusznika. Czuła się osaczona. Być może to była pułapka zastawiona na niczego nieświadomych podróżników! Pewnie czarnowłosy mężczyzna i Czarodziejka byli w zmowie! A słudzy to nieszczęśliwcy, którzy padli ich ofiarą!
Aure coraz bardziej pogrążała się w swoich dziwnych wymysłach. Uniosła głowę, kiedy do pokoju wszedł lokaj prowadząc za sobą kogoś. Pół-elfka spojrzała na człowieka, wyglądał jak sto nieszczęść. Cały przemoczony, zmęczony, zziębnięty! Już chciała do niego zawołać, by uciekał. Uciekał jak najdalej, nie oglądając się na nikogo. Dla niej i tak już nie było żadnej szansy...
Bała się jednak odezwać, więc posyłała mu znaki, siedząc na kanapie. Otwierała szerzej oczy i przenosiła wzrok na drzwi, czasem też wskazując głową. Miała nadzieję, że mężczyzna w porę dostrzeże sygnały i uratuje swoje życie.
Awatar użytkownika
Zerr
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zerr »

Przechodząc przez hol Zerr zmęczonym spojrzeniem obserwował wnętrze. W wystroju nie dostrzegł niczego wyjątkowego, jednakże samo miejsce budziło w nim niepokój. Szedł powoli, w niedużej odległości od prowadzącego go lokaja. Co chwila było słychać stukot jego kostura o posadzkę.
Zerr usłyszał bicie zegara z któregoś pokoju. Był ciekawy która to godzina. Zegar zabił jedenaście razy. "Przynajmniej nie północ." Wszedł do salonu i dostrzegł kilka osób. W jedną chwilę zlustrował powierzchownie całe pomieszczenie. Zerricus przypatrzył się chwilę w drugiego sługę. "Ten też nie żyje." Jedna z osób - przeciętnie wyglądający mężczyzna sprawiaj wrażenie w miarę spokojnego. Lecz drugi wyglądał zupełnie inaczej. Był wystraszony, dawał znaki by Zerr uciekał. "Tylko zdradza swój strach. Nie mam szans na ucieczkę w takim stanie."
Czarodziej czuł na sobie spojrzenie ametystowych oczu.
- Słucham, kim pan jest i czemu zawdzięczam wizytę o tak późnej porze? - Spytała właścicielka tych niezwykłych oczów.
Kobieta była nieprzeciętnej urody. Zerrowi nic nie umknęło. Nawet pierścień na palcu. To była pani domu, to na niej skupił całą swoją uwagę. "Nemorianka. Nie... czarodziejka. Nie oszukam jej."
- Jestem Zerricus Ezophiel Amirand Hirwin - Przedstawił się czarodziej po czym wykonał głęboki ukłon. Widać było, że wykonał go z trudem i włożył w to sporo wysiłku. - Jak widzisz burza złapała mnie podczas wędrówki, a ja sam potrzebuje odpoczynku.
Wzrokiem powiódł po innych, jak się domyślił gościach.
- Byłaby pani taka miła i dała mi schronienie na czas nocy? - Spokojnym głosem powiedział czarodziej.
Zerr zerknął na okno i zamarł. Błyskawica rozświetliła niebo i w tym czasie dostrzegł wychudłe twarze. "Schronienie to chyba nie było odpowiednie słowo."
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Czarodziejka wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. Potem jak przez mglę usłyszał jej słowa i z zaskoczeniem zrozumiał, co do niego mówi. A mianowicie odmawiała mu gościny.
- Nieopodal jest przytulna karczma - wytłumaczyła swoją decyzję. - Będzie ci tam znacznie przyjemniej, niż w moich komnatach.
- Ale jest burza... - Spróbował zaoponować, lecz ona pozostała nieugięta. Zerr zaczynał się już trząść z zimna i najchętniej by się zwyczajnie położył... A oni go wypychają, odmawiając zwykłej alarańskiej gościny. Ta kobieta nie mogła być kimś zwyczajnym, w przeciwnym razie bowiem udzieliłaby mu pomocy...
Wiedział, że nie ma co dyskutować. Czarodziejka była znacznie potężniejsza.
Z nosem spuszczonym na kwintę wyszedł z dworu, rozpoczynając poszukiwania wspomnianej przez nią karczmy.

Ciąg dalszy: Zerr
Awatar użytkownika
Ana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 98
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampirzyca, dawniej Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ana »

- To nie jakaś noclegownia, tylko prywatna siedziba! - dodała jeszcze Czarodziejka, choć odprowadzany przez lokaja przybysz mógł już tego nie słyszeć. Przez chwilę wiodła za nim obojętnym spojrzeniem, ale zaraz o nim zapomniała. Prawie.

Prawie. Prawie, bo nieco zainteresowała ją aura mężczyzny, i choć nie umiała jej dość szczegółowo odczytać, to jednak coś się jej w niej podobało. Niemniej nie na tyle, by zaraz udzielać gościny zbłąkanym wędrowcom, kiedy to nie jest akurat jej kaprys. Co innego, kiedy sama sobie kogoś upatrzyła - przykład mogła stanowić ta dwójka siedząca obok niej. Ale w gruncie rzeczy Anapsechete nie była jakoś przesadnie pomocną i serdeczną osobą i daleka była od ciepłych ludzkich odruchów.

- Jak ktoś umie się teleportować, to niech się teleportuje do karczmy, a nie tutaj, ileż to roboty...? Powiem szczerze, że sama nigdy nie opanowałam tej sztuki i jakoś mnie od tego odrzuca - przyznała się szczerze kobieta. - Próbowałam się nauczyć, gdy byłam młodsza, ale zawsze rzygałam jak kot. Chyba to jakaś organiczna nietolerancja na tego typu magię. - Zaśmiała się sztywno. - A ty chłopcze, co? Parasz się jakimiś czarami? A może chciałbyś się czegoś nauczyć? - zwróciła się do wystraszonej istotki o różowej czuprynie. - Dobrzy bogowie, strasznie źle wyglądasz - dodała po namyśle. - Nie chcesz się napić wina z ziołami? Albo położyć spać?

Po tych słowach Anapsechete wstała, bo nagle przypomniała sobie o czymś. Sięgnęła po stojącą na parapecie szkatułę - a był to przepiękny przedmiot, przyjemnie ciężki, wykonany ze srebra i ozdobiony wielkimi ametystami - i ostrożnie wyjęła zeń dwie martwe ćmy, nabijając je na cieniutką szpileczkę. Przez chwilę trzymała je zamknięte w dłoniach i szeptała coś do nich, splatając wokoło misterną siateczkę magii. Kiedy skończyła, otworzyła okno i wypuściła nocne motyle w mrok. Pofrunęły w dwie różne strony i, co ciekawe, zdawało się, że ulewa w ogóle im nie szkodzi.

- No, jak z tobą, Arien?
Zablokowany

Wróć do „Dwór Anapsechete”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości