Szepczący LasZacznijmy wszystko od nowa...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

W pierwszej chwili pomyślała, że poruszyła temat, którego nie powinna była poruszać. Zwyczajnym wydawało się być dla niej pytaniem o pana tego całego kultu. Nie rozumiała dlatego, czemu tak nagle wszyscy ucichli. Spojrzała zakłopotana na Miecza Zimy i już otwierała buzię, by przeprosić, gdy odezwał się Loam. Jego odpowiedź zdziwiła wampirzycę i jednocześnie też nie. Utwierdziła ją w przekonaniu, że rozmawiała jedynie z prostymi wyznawcami Pana Nawałnic, którzy ufali głoszonym frazom bez wcześniejszej konfrontacji ze swoim "bóstwem". Bella zaczęła zastanawiać się, jak wygląda proces nawracania przez kapłanów tego kultu.
Krwiopijczyni zamierzała zwrócić uwagę, że niekoniecznie nikt z nich go nie widział. Okazało się jednak, że pomyślała dokładnie w ten sam sposób, co obecna tutaj elfka, a ta ją ubiegła. I dobrze. Odezwała się do Miecza Zimy w sposób jasno dający do zrozumienia, że miło będzie kontynuować temat. Dlatego też Nate doszła do wniosku, że nie poruszyła delikatnego tematu, a po prostu onieśmieliła wyznawców, którzy nigdy w życiu nie widzieli swego pana.
Widziała, jak nagle spojrzenie każdego przy stole wbijało się w Jorga. Chyba okazało się, że nie tylko ona jest ciekawa, jaki charakter ma głowa kultu. Śmiała też twierdzić, że jej zainteresowanie na ten temat jest obecne też wśród zgromadzonych na najniższym poziomie, a ten i tak już był wysoki. Wpatrywali się w niego jak małe dzieci w grającą zabawkę. Można było odnieść wrażenie, że są zahipnotyzowani. Nawet Mahinka chyba zapomniała o proszonym przez wampirkę winie. Nathanea natomiast była jeszcze w stanie skupić swą uwagę nie tylko na opowieści swego wybawiciela. Oczywiście słuchała go, ale jednocześnie zauważyła, w jaki sposób odpowiada na pytanie. Widziała, że swymi myślami jest przy tym, którego opisywał. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Nie była pewna, czy wczoraj zadawała sobie to pytanie, jednak bardzo ciekawa była, co się stało, że Pan Nawałnic "upadł"... Z opisu Jorga wynikało, że nie był złą istotą, a wręcz przeciwnie. Chociaż... Wspominał, że jest łaskawy dla tych, którzy mu służą. A co z pozostałymi? Jak traktuje swego rodzaju niewiernych? Chciała o to zapytać, ale stwierdziła, że nawet jeśli jego najwierniejszy sługa miałby ochotę o tym rozmawiać, to powątpiewała, że odpowiedziałby na to pytanie przy zwykłych, najprostszych wyznawcach. W końcu u tych najprościej o zwątpienie, czyż nie?
Nie wątpiła, że aparycja tego anioła wzbudzała podziw. Miała ochotę zażartować z uginania kolan na jego widok i jej wczorajszych, częstych i gęstych upadków, jednak ugryzła się w język przypominając sobie, jak źle Jorge znosił wczoraj jej humor. Co prawda wtedy trochę się z niego nabijała, ale teraz miała podejrzenia, że mogłaby zostać źle odebrana nie tylko przez szermierza, ale również przez zebranych tu kultystów. Lokalizacja pobytu Pana Nawałnic również bardzo zainteresowała Bellę. Co prawda nie miała na celu udania się tam, ale, mimo że nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, była bardzo młoda, a młode istoty zazwyczaj są głodne wrażeń. Instynktownie i z zaciekawieniem spoglądnęła na Jorga, starając się zapamiętać jak najwięcej tego, co mówi o "Wyspie Lodowego Wraku". Na wszelki wypadek... Gdyby kiedyś nadarzyła się okazja. Kto wie? Może uda się tam razem z Mieczem Zimy.
Wyglądało na to, że wampirzyca zaczęła dowiadywać się z tej rozmowy znacznie więcej, niż na początku chciała. Tym razem Loam kontynuował i to wcale nie mniej ciekawy temat. Ba, dla Belli o wiele ciekawszy. Dowiedziała się, skąd pochodzi jej wybawca. I chociaż nie wiedziała, czy Efne to miasto, wieś, wyspa, a może jakiś fort, to zamierzała dopytać o to szermierza na osobności. Wstydziła się pokazywać kultystom, że ta nazwa nic jej nie mówi. Kto wie, może kiedyś znała to miejsce, a może nawet ona sama z niego pochodziła, jednak na ten moment było dla niej obce. W dodatku Jorge wypowiedział tę nazwę bez żadnych wyjaśnień, co mogło świadczyć o tym, że rzeczywiście albo wszyscy wiedzą, gdzie to jest, albo każdy o tym słyszał przynajmniej raz w życiu. Kolejne pytanie Loama sprawiło, że poczuła lekkie podniecenie. Ona również była bardzo ciekawa, dlaczego Jorge jest tutaj, a nie przy swym panie. Oczywiście mogła podejrzewać, że jest na jakiejś misji, jednak jego odpowiedź zdawała się wykluczać tę opcję. Niestety nie dane jej było poznać prawdy, ale dołączyła to pytanie do swej wymyślanej na bieżąco listy "pytań na osobności".
Dobrze się czuła w sytuacji, gdy poruszane były tak interesujące tematy, a ona mogła milczeć i jedynie przenosić spojrzenie z jednej osoby na drugą. Na ten moment zapomniała o tym, że jest wampirzycą. Zapomniała, że nic nie pamięta i że jej stan stanowi zagrożenie nie tylko dla niej, ale też dla wszystkich w okolicy. Przez wszystko to, co od rana ma miejsce nie zwracała uwagi na to, że cały czas wyczuwa krew przepływającą w żyłach wszystkich zebranych. Że mogła z bardzo dużą dokładnością opisać, w których miejscach każdy z nich ma jej najwięcej. Całą swą uwagę skupiła na słuchaniu. Co prawda dalsza część rozmowy zaczęła schodzić na złe tory, gdyż Mahinka postanowiła kąsać słownie Loama, jednak dzięki temu wampirzyca zatraciła się w całej tej sytuacji, zapominając o swoim instynkcie. Obserwowała uważnie szermierza. Dostrzegała w nim już nie tylko dobrze zbudowanego, wyglądającego i miłego mężczyznę. Pomimo że był młody, on naprawdę miał w sobie to coś. Wystarczyło jedno słowo, by skłonić tych ludzi do posłuszeństwa. Słuchali się go nawet ci o wiele starsi od niego. Pamiętała, że nie może się do niego zbliżyć zbyt mocno, jednak ten imponował jej coraz bardziej. W dodatku potrafił być taki opiekuńczy... Była mu bardzo wdzięczna. Według niej mógł mieć wszystko, co zechciał, a i tak zwrócił na nią swą uwagę i postanowił wziąć za nią odpowiedzialność. Pogrążona w swych myślach na jego temat nie zorientowała się, że teraz rozmowa zaczęła się o niej. Pierwszego pytania elfki nie dosłyszała, jednak odpowiedź Jorga jasno dała do zrozumienia, czego ono dotyczyło.
- Nie. Jak Miecz Zimy powiedział nie należę do waszego kultu - odpowiedziała uprzejmie, po czym kontynuowała. - Nie zamierzam również na ten moment do niego przystępować. Mam nieco... Muszę dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach, a potem zdecydować, co robić dalej. Być może wtedy... - uśmiechając się łagodnie westchnęła. Z przykrością musiała przyznać samej sobie, że nic się nie zmienia, jeśli idzie o jej pamięć. I nic nie zapowiadało, by miało być inaczej. W dodatku powoli zaczynała ją boleć głowa. Wątpiła także, że kiedykolwiek przystąpi do jakiegokolwiek kultu. Chociaż jak tak dalej pójdzie, to kto wie, co będzie w stanie zrobić dla tego przeklętego szermierza.
- To nic osobistego. Chyba pierwsze słowo, jakie przychodzi mi teraz do głowy, kiedy myślę o tym, co się wczoraj stało to chaos. Gdyby Jorge mnie wczoraj nie znalazł... - W tym momencie z przerażenia zrobiła wielkie oczy i odruchowo spojrzała na wybawcę. Całkowicie zapomniała, że nie powinna go tak nazywać przy innych. Co prawda sam imiennik nic takiego jej nie wspominał, ale mimo to takie właśnie miała odczucia.
- Przepraszam... Miecz Zimy. - Ze wstydem wbiła swe spojrzenie w stół, czekając na nieprzychylną reakcję wybawiciela, a może i samych kultystów.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Tak naprawdę taki krzyżowy ogień pytań nie był dla szermierza niczym nowym - coś takiego spotykało go w niemal każdym zakonie, jaki odwiedzał. Był na wysokiej pozycji, ale przystępny, więc gdy tylko ludzie się ośmielili, zaczynali zadawać nurtujące ich pytania. Nie miał im tego za złe, nauczył się jednak na własnym przykładzie, że jeśli sam tego w pewnym momencie nie utnie, to wręcz wejdą mu na łeb i zbytnio się rozzuchwalą, zadając coraz bardziej idiotyczne albo wręcz intymne pytania. Teraz tak nie było, zachowali umiar tak długo, aż jemu nie znudziło się mówienie, a kolejna poruszona kwestia okazała się być zbyt złożona, by poruszać ją przy śniadaniu. Miał ochotę w końcu coś zjeść. I poza tym nie chciał, aby Bella czuła się zaniedbywana, chociaż akurat gdy pod koniec kontrolnie na nią zerknął, wyglądała na bardzo zaangażowaną w słuchanie i przyswajanie informacji. Podobało mu się to - poczuł ulgę, że ten czas nie był dla jego towarzyszki zmarnowany. Pytanie tylko ile z tego co usłyszała faktycznie zrozumiała i co jej się z tego przyda - podejrzewał, że przez dość słabą znajomość kultu niektóre kwestie mogą wydawać się dla niej niejasne. Chciałby rozwiać jej ewentualne wątpliwości, ale w potoku słów nie miał chwili, aby się do niej odezwać - tak długo, aż jedna z kultystek nie skierowała uwagi wszystkich na wampirzycę. Szermierz nie zamierzał się wtrącać, gdy dziewczyna próbowała uchwyć wzrok Belli - była dorosła, niech wypowiada się za siebie w takich kwestiach. Zauważył jednak, że tak jak wcześniej uwaga wszystkich była skupiona na nim, tak teraz przeskoczyła na wampirzycę i wlepiały się w nią wszystkie pary oczu. Jej stanowczy sprzeciw sprawił, że niektórzy ponownie zerknęli na niego - pewnie oczekiwali jakiegoś świętego oburzenia albo sprostowania. On jednak nie był kapłanem i nawet jeśli kogoś wciągał do Kultu Zimy, robił to za pomocą czynów a nie słów, udowadniając, że ich wiara nie jest tylko bajką do trzymania dzieci w ryzach. Argumenty Belli były zaś na tyle zrozumiałe i przekonujące, że nikt nie naciskał, a niektórzy nawet ze zrozumieniem pokiwali głowami. Jorge w tym czasie po prostu jadł, póki miał okazję. On to już wszystko przecież wiedział. Nawet nie zwróciłby uwagi na to, że wampirzyca wymieniła go z imienia, a nie z tytułu, gdyby ona sama się w tym momencie nie zacięła. Wtedy szermierz na nią spojrzał i od razu wiedział, że uznała swoją poufałość za naruszenie jakiegoś protokołu. Fakt, wszyscy kultyści zwracali się do niego “Mieczu Zimy”, ale to była kwestia należności do tych samych struktur i podległości z tym związanej. Jorge raczej nie odmawiał przejścia na ty, czasami nawet sam to proponował, ale generalnie rzadko się w ten sposób spoufalał. Znał te osoby za krótko, a poza tym musiał utrzymywać pewien dystans - nie po to był tak wysoko w hierarchii, by bratać się z szeregowymi wyznawcami, to mocno podkopałoby jego autorytet. Mógł jeść z nimi wspólny posiłek, mógł opowiadać i odpowiadać bez skrępowania na większość pytań, ale istniały pewne granice. Belli to wszystko jednak nie dotyczyło - była “obca”. Spoza kultu. Skoro więc nie wierzyła w to co oni, jaki sens miałoby stosowanie przez nią ich nazewnictwa? Według szermierza mogła mu mówić po imieniu… Choć to rodziło pytanie jak zinterpretowaliby jego poufałość pozostali kultyści. Nie chciał plotek. A jedyną opcją, by ich uniknąć, było postawienie sprawy jasno.
        - Nie musisz się tak krępować - odezwał się do Belli spokojnym tonem. Nie pozwolił, aby napięcie zrodzone wśród wszystkich zgromadzonych, ogarnęło również jego. - Wszyscy wiedzą jak mam na imię - zauważył lekkim tonem, po czym zrobił krótką przerwę na zapicie posiłku. Odsunął od siebie talerz.
        - Jesteś tu moim gościem, więc możesz mówić mi po imieniu - oświadczył, nadal mówiąc dość swobodnie, ale na pewno nie żartując. Wręcz w jego spojrzeniu był pewien nacisk, by reszta tego nie próbowała.
        Szermierz w końcu wstał, a wraz z nim kilka innych osób, lecz on uspokoił ich gestem.
        - Siedźcie - oświadczył spokojnie. - Vitalisie, możesz poświęcić nam chwilę? - zapytał brodacza, a ten zaraz kiwnął głową i podniósł się od stołu. Zaraz za nim podążył Dareg, czemu Jorge się nie sprzeciwiał, choć nie wiedział czy chłopakiem powodowała chęć pomocy, czy ciekawość. Nie wnikał, skoro Vitalis nie odprawił syna, znaczy, że ufał mu wystarczająco.
        Miecz Zimy oddalając się gestem zaprosił Bellę, aby poszła z nimi, lecz nie nalegał jeśli chciałaby zostać z resztą towarzystwa. Na tym etapie rozmów jej obecność nie była konieczna - przydatna, lecz nie niezbędna. Wszak to jej problem mieli poruszyć.
        - Vitalisie - odezwał się szermierz, gdy już całą grupą znaleźli się na korytarzu. Mówił cicho, by echo nie niosło jego słów, ale by nadal być dobrze słyszalnym.
        - Jak ci wcześniej wspominałem, mam do ciebie pewną prośbę. Powiem wprost, Bella musi się pożywić, sporo przeszła i jej ciało potrzebuje więcej siły do regeneracji. Jesteśmy w odrobinę podbramkowej sytuacji, bo czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, a Bella nie należy do tej grupy, która pożywia się jak drapieżnik… Czy mógłbyś nam pomóc w załatwieniu krwi?
        - Ych… Mieczu Zimy, to dość…
        - Nie proszę, byś nadstawił szyi i nikogo innego o to nie poproszę - zaznaczył wyraźnie szermierz. - Myślałem raczej… Ktoś z was ma doświadczenie rzeźnicze albo weterynaryjne? By móc upuścić krwi zwierzęciu.
        - Och… - mruknął ze zrozumieniem i jednoczesną ulgą Vitalis. Zerknął na Bellę przepraszająco, z lekkim zakłopotaniem. Dareg zza jego pleców zerkał to na szermierza, to na wampirzycę, ale niespecjalnie zdradzał się ze swoimi emocjami.
        - Więc? - upewnił się Jorge.
        - Na pewno coś wymyślimy…
        - Ja bym zapytał Loama - wtrącił się nagle młodzieniec widząc, że jego ojciec na nic nie wpadł. Nie spotkał się przy tym z aprobatą rodzica, bo ten zerknął na niego dość nieprzychylnie. Jorge widząc to zmarszczył brwi.
        - Możecie mi powiedzieć co jest z Loamem nie tak, że wszyscy go tak szczują?
        - Mówią, że polował na ludzi - odpowiedział z nagłym ożywieniem Dareg. - Łowca niewolników, bardzo skuteczny i taki, co to się nie pieści ze zleceniami. Ponoć miał lewe interesy z Maurią.
        Jorge uniósł brew, jakby był zaskoczony tym co usłyszał. Kontrolnie spojrzał na Vitalisa, by ten potwierdził rewelacje swojego syna - otrzymał nieme kiwanie głową. Pięknie, czyli faktycznie to był jakiś mroczny typek. Ciekawe jak trafił do kultu?
        - Porozmawiam, by się do ciebie zgłosił - zaproponował Vitalis.
        - Wyjaśnił mu z grubsza czego od niego oczekuję, ale nie wchodź w szczegóły, wolę sam mu wszystko wyjaśnić - oświadczył Jorge naturalnie władczym tonem. - My się przejdziemy.
        Vitalis kiwnął głową i wrócił do sali wspólnej, a za nim po chwili konsternacji poszedł też Dareg. Jorge poczekał aż drzwi się za nimi zamkną, po czym gestem zaprosił Bellę, by poszła z nim na dalsze zwiedzanie starej twierdzy, choć i tak niewiele im już zostało do zobaczenia bez wychodzenia na dwór. Jak zaznaczył poprzedniego wieczoru Vitalis, cały czas remontowali to miejsce. Gdzieś w oddali dało się słyszeć zresztą charakterystyczny hałas towarzyszący stawianiu rusztowań.
        - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko takiemu rozwiązaniu? - upewnił się. - Może z kieliszka będzie ci łatwiej. Przekonamy się też jak taka krew zwierząt będzie dla ciebie odżywcza… Jak podoba ci się towarzystwo? Nie zniechęcili cię? Nie wspomniałem ci tego wcześniej, ale Kult Zimy ma to do siebie, że należy do nas wielu życiowych wykolejeńców, że tak pozwolę sobie to nazwać. Ludzi, którzy mają wiele na sumieniu. Po prostu my zamiast straszyć ich karą i wiecznym potępieniem, daliśmy im szansę na naprawienie swoich błędów, przekreślenie tego co było i zaczęcia wszystkiego od nowa.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Zapewne pomyślałaby, że Jorge uspokaja ją jedynie po to, by nie narobić jej wstydu przy wszystkich innych, gdyby nie to, że nie wiedziała jak działa świat i na ten moment była strasznie naiwna i ufna. Co prawda słowa szermierza były prawdziwe, jednak nawet jeśli by tak nie było, to i tak dałaby im wiarę. Dlatego też spuściła z siebie powietrze, co dało się wyraźnie zauważyć. Opuściła ramiona, odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, jak bardzo jej ulżyło. Dopiero w tym momencie dotarł do niej fakt, że w zakonie jest także rodzeństwo wampirów. Przez chwilę chciała się zapytać czy spokrewnionych smoków z wilkami nie mają, ale uznała to za słaby żart. Wręcz niekulturalny. Poza tym, zainteresował ją ten temat i wolałaby, by Jorge miał ochotę opowiedzieć jej więcej o tych wampirach.
- Dziękuję - odpowiedziała towarzyszowi. Zerknęła na niego i uświadomiła sobie, że ten skończył jeść posiłek i zbiera się do odejścia od stołu. Nie chciała, by musiał ją zachęcać lub na nią czekać.
- Miło było was poznać. Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. - Posłała wszystkim zebranym, a nawet Loamowi, serdeczny i szczery uśmiech, po czym wstała z krzesła, odstawiła je pod stół i ruszyła za Mieczem Zimy, Vitalisem i Daregiem. Wyszła razem z nimi na korytarz i stanęła koło Jorga, przytrzymując swoją lewą ręką prawe przedramię. Ot tak, bez powodu.
Przez pierwszą część rozmowy czuła się nieswojo. Nie dość, że szermierz kłopotał się z załatwianiem jej spraw i prywatnych problemów, to w dodatku były to delikatne sprawy. Bała się, że wypadnie jak ktoś, kto nie potrafi o siebie zadbać. Chociaż z drugiej strony, dopiero co się obudziła po całkowitej utracie pamięci. Rzeczywiście nie potrafiłaby przeżyć sama przez te pierwsze dnie i noce. A po drugie, była tu tylko nowym gościem, więc nikt nie powinien dziwić się jej zakłopotaniu. Tak... może to i dobrze, że Jorge tak o niej myśli? W końcu ona również miała zamiar się nim zaopiekować. Może trochę w inny sposób, ale jednak.
Imponował jej sposób, w jaki szermierz przedstawiał to, o co mu chodziło. Zawsze szczerze i bez owijania w bawełnę. Mogłoby się czasem wydawać, że w ogóle nie obchodzi go, jak odebrane zostaną jego słowa przez innych. Na szczęście w tej sytuacji szybko pospieszył z wyjaśnieniami, ponieważ mało brakowało a Vitalis mógłby uznać Bellę za niebezpieczną. Bez wątpienia stworzyłoby to niepotrzebne uprzedzenia, a może nawet lęki.
Nie winiła Vitalisa za jego pierwszą myśl. Miała tylko dziwne wrażenie, że bardzo by mu ulżyło, gdyby tylko odeszła. Zdawało jej się, że stara się pomóc jedynie ze względu na Jorga i fakt, że nie wypadało mu odmawiać drugiej osobie w hierarchii zakonu. Zdecydowanie gorzej się czuła przez to, że cokolwiek by nie wymyślili, to ktoś lub coś musi ucierpieć. Miała masę czasu, by wymyślić jakiś sposób na swój głód i niestety, oprócz kąsania samej siebie nie potrafiła znaleźć rozwiązania. Żal jej oczywiście było zwierzęcia, które miało być swego rodzaju pożywką, ale na ten moment było to najlepsze wyjście z sytuacji. Może i nie odczuwała jeszcze głodu, ale chcąc lub nie, musiała przyznać przed samą sobą, że już sama myśl o świeżej krwi sprawiała, że czuła się lepiej. Zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Wtrącenie się Darega do rozmowy mocno zdziwiło Bellę. Nie dość, że do tej pory sprawiał wrażenie raczej niezbyt chętnego do nawiązywania kontaktu, to teraz mocno zaangażował się w omówienie przedstawionej przez siebie propozycji. Gdy tak rozmawiał z Jorgem, wampirzyca co chwilę przenosiła swój wzrok z niego na Jorga, a następnie Vitalisa. Była ciekawa reakcji ich wszystkich. Nie trzeba było być detektywem, by zauważyć, że Vitalisowi nie podobał się ten pomysł. Tak naprawdę, to krwiopijczyni również nabrała uprzedzeń do Loama, gdy młodzieniec zaczął nieco wyjaśniać jego historię. Co prawda Nathanea nie zrozumiała, z kim tak naprawdę łowca niewolników miał "lewe interesy", jednak pozostałą część w pełni pojęła i wcale jej się to nie podobało.
Nie śmiała przeciwstawić się słowom Jorga. Ba, nawet nie zamierzała. Oczywistym było, że póki co pójdzie za nim wszędzie, gdzie tylko nie będzie ryzyka sparzenia się promieniami słonecznymi. Chociaż z tego wynikało, że aktualnie nie pójdzie za nim prawie nigdzie... Mimo tego ruszyła tuż obok niego, nie wyprzedzając i nie pozostając w tyle. Rozglądała się dookoła nie tylko chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów tego miejsca, ale również dostrzec ewentualne zagrożenie płynące z zewnątrz. Chodziło oczywiście o światło.
- Nie, sama zwierzęca krew nie może mi przeszkadzać, bo przecież nie wiem nawet jak smakuje. Obrzydliwym jednak wydaje mi się myśl o tym, że mam wgryźć się w brudną skórę biedactwa i dotknąć ją swoimi ustami. Fuj - odparła, wcale na niego nie patrząc. Jej głowa odwracała się we wszystkie strony, co płynęło oczywiście z ciekawości. Zachowywała się jak małe dziecko, które po raz pierwszy odwiedza miejsce opisywane w legendach. Oczywiście nawet nie zdawała sobie sprawy, że rzeczywiście jest bardzo, ale to bardzo młoda jak na swoją rasę.
Dopiero gdy zapytał o nowo poznanych osobników odwróciła się w jego stronę i popatrzyła prosto w oczy.
- Nie, nie zniechęcili mnie. To miło z ich strony, że wykazują się wobec mnie takim zainteresowaniem i zrozumieniem. Ale Loam... Powinniśmy wierzyć, że już taki nie jest? No i co to jest "Maurią"? Mam też wrażenie, że gdyby nie ty, wszystko wyglądałoby inaczej. - Urwała na chwilę, spuszczając swój wzrok w podłogę. Nie wyglądała jednak na smutną. Bardziej na zamyśloną. I tak właśnie było. Przypomniała sobie bowiem w tej chwili o sytuacji z Urienem.
- Sądzisz, że pomogliby mi, gdybyś za mnie nie poświadczył? Słyszałam, jak nazwał mnie abominacją... - Znów spojrzała mu w oczy, tym razem z nutką smutku. Nie wyjaśniła, o kogo jej chodzi. Wiedziała, że nie musi. Jorge na pewno dobrze zrozumie.
- Czy to normalne? Od wczoraj widzę, że każdą sprawę stawiasz jasno. Chcę wiedzieć, czy będę się spotykała z takimi przezwiskami na co dzień. Nie krępuj się, jeśli jest coś, co nie wygląda zbyt kolorowo, powiedz mi od razu. Lepiej, bym się wcześniej zaczęła przyzwyczajać. Wspominałeś już, że nie wszyscy będą tolerancyjni. Zapamiętałam to. Jednak, gdy zaczynam mieć z tym styczność, dotyka mnie to. - Czuła się głupio, że się mu żali. Na pewno miał sporo swoich spraw na głowie, a ona dokłada mu jeszcze swoimi, najwidoczniej wrażliwymi, emocjami. Chciała jednak wyjaśnień. Przecież musiała jakoś powrócić do w miarę normalnego życia. Co prawda od wypadku minęła dopiero jedna noc, ale Bellę już zaczynała męczyć ta niewiedza na temat... wszystkiego.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Na pytanie o Loama nie miał odpowiedzi lepszej niż wzruszenie ramion. Poczuł jednak, że gdyby zostawił tak tę kwestię, wampirzyca mogłaby się poczuć zignorowana.
        - Nie wiem – przyznał więc. – Tego nigdy nie wiadomo. Przynależność do naszego kultu zakłada jednak chęć zmiany swojego losu, zakładam więc, że powinien mieć dobre intencje… A jak nie to przypomnę mu, gdzie jego miejsce – dodał. Była to wyraźna groźba, ale rzucona bardzo lekko, jakby Jorge nie robił tego pierwszy raz albo zwyczajnie nigdy nie czuł się z tym źle. W sumie był ważną osobistością kultu i kto jak nie on miał stanowić dla innych wzór i egzekwować postępowanie zgodnie z zasadami? Pytanie tylko co kryło się pod jego słowami.
        Kolejne pytanie było o wiele bardziej konsternujące. Jorge zerknął na Bellę z cieniem zaskoczenia i smutku w oczach. Aż tak wielkie były jego luki w pamięci?
        - Mauria to państwo – wyjaśnił na wstępie, nie zrażając się, że musiał odpowiadać na tak trywialne dla większości pytanie. – Dość… Specyficzne. Bywa nazywane Państwem Śmierci, gdyż tamtejsi mieszkańcy otwarcie oddają jej cześć. To kraj nekromantów, czarnoksiężników, demonów... i wampirów - dodał znacząco. - Mieszkają tam też oczywiście zwykli ludzie, ponoć tamtejsze prawo umożliwia im życie przy boku tych, których zwykle się lękają, bo kary za napaści są bardzo surowe... Wampiry jednak potrzebują krwi, aby żyć, a nekromanci ciał, by praktykować swoje sztuki, nie zawsze są to surowce łatwo dla nich dostępne, dlatego posuwają się do sprowadzania ich z czarnego rynku - kontynuował, wyraźnie wahając się przed użyciem słowa "surowce", nie znalazł jednak w porę lepszego zamiennika. - Przypuszczam, że Loam, o ile plotki na jego temat są prawdziwe, mógł brać udział w tego typu ciemnych interesach. Słyszałem, że krew ma różny smak w zależności od stanu ofiary: czy jest szczęśliwa, coś ją boli, boi się, czy jest dziewicą czy nie... I ponoć krew torturowanych ma szczególnie uzależniający smak. To być może plotki, nie jestem w stanie ich zweryfikować, ale to... po prostu by tu pasowało.
        Kolejne przypuszczenia wampirzycy sprawiły, że Jorge również na moment się zadumał. Oczywiście, Bella miała rację, ale chciał jej to wyjaśnić w miarę delikatnie. Nie chciał wpędzać jej w poczucie winy z powodu tego kim była, bo nie zasługiwała na coś takiego. Mogła żyć obok ludzi nie czyniąc im krzywdy i mając czyste sumienie, przecież on już miał do czynienia z takimi przypadkami – z wampirami, którzy wręcz pomagali innym, a zaatakowani nie czynili większej krzywdy, obezwładniali albo ogłuszali, ale nie zabijali. Chciał jej to wszystko przekazać, ale nie sądził, by był odpowiednią do tego osobą. Nim jednak jakoś delikatnie jej to wyłuszczył, ona sama podjęła. Szermierz słuchał z uwagą, powoli idąc obok niej z ręką opartą na pasku w miejscu, gdzie normalnie nosił broń – niektórych odruchów nie da się tak łatwo oduczyć. Gdy ona spojrzała mu w oczy, on nie uciekł spojrzeniem. „Przykro mi” – tyle mówił jego wzrok. Nie chciał, by ona to usłyszała, ale skoro już się stało… Sięgnął w jej stronę ręką w pierwszym odruchu objęcia jej na pocieszenie, lecz zaraz zreflektował się, że nie powinien się z nią tak spoufalać. Wysyłał jej mylne sygnały, powinien przestać, bardziej nad sobą panować. Jego ruch płynnie zmienił się więc w braterskie położenie dłoni na ramieniu. Nie powinna dostrzec, że to nie był jego pierwotny zamysł.
        - Niestety jego reakcja nie będzie odosobniona. Wiele osób minie cię i nawet nie zwróci uwagi na to kim jesteś. Niektórzy dostrzegą w tobie ładną kobietę i tylko dlatego odwrócą za tobą wzrok. Lecz ci, którzy potrafią czytać aury, od razu zorientują się, że jesteś wampirem. A ludzie boją się wampirów. Niestety zasadnie, bo wielu z tej rasy traktuje śmiertelnych jak bydło. A gdy ludzie się boją, reagują różnie - niektórzy tak jak Urien. Niestety w przyszłości usłyszysz wiele tego typu słów... Niektórzy będą mogli chcieć cię nawet zabić. Będziesz musiała nauczyć się ostrożności... Może nawet źle uczyniłem, że zabrałem cię tu, gdzie ludzie będą dla ciebie przyjaźni. Im możesz ufać. Niektórzy z pewnością nie mają problemów z twoją rasą sami z siebie, innych zaś odstrasza mój autorytet. Poza zakonem jednak będzie różnie, bardzo różnie. Nie mogę cię chyba przygotować na to w inny sposób, niż tylko ostrzegając, byś zachowała ostrożność.
        Jorge wspiął się z Bellą na piętro po przeciwnej stronie niż znajdowały się sypialnie. Zerkał do mijanych pokoi, za każdym razem wstrzymując wampirzycę, by pozostała w bezpiecznym miejscu nim on się upewni, że nie wejdzie przypadkiem w plamę słońca. Tu jednak nie było niczego ciekawe. Jedno z pomieszczeń przypominało opuszczoną pracownię skryby, walały się w nim stosy papierów, czyste księgi, butelki - puste i z atramentem. Na regałach leżały zapisane tomy, których szermierz nie zamierzał przeglądać - nie interesowało go to. Przyszła mu jednak do głowy pewna myśl.
        - Bella - zwrócił się do wampirzycy. - Może póki nie załatwimy sprawy z Loamem, chciałabyś, bym po prostu opowiedział ci o świecie? - zaproponował, stawiając na nogi jeden z taboretów walających się po ziemi. - O proszę, tu jest nawet mapa - zauważył z zadowoleniem, dopiero teraz spoglądając na ścianę za drzwiami, gdzie wisiał wyblakły i trochę niezbyt szczegółowy, ale wystarczający na jego potrzeby rysunek Środkowej Alaranii.
        - Nie wiem co wiesz a czego nie, nie wiem też czego chciałabyś się nauczyć poza tym, o czym wczoraj rozmawialiśmy. Mów mi, gdy czegoś ci trzeba - poprosił. - Nie dam rady opowiedzieć ci o wszystkim, ale jeśli nie ja, może ktoś w zakonie będzie chciał ci o czymś poopowiadać. Czy… umiesz może czytać? - upewnił się. - To sporo by ułatwiło, może znalazłyby się tu jakieś księgi, które pomogłyby ci uzupełnić wiedzę.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Z zaciekawieniem słuchała o Maurii. Z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem. Nie wiedziała, gdzie leży ten kraj, ale miała nadzieję, że jak najdalej od nich. Wydawał się być czymś interesującym, to jasne, jednak mimo to musiało się w nim kłębić wiele potworności. Nie wyobrażała sobie, jak takie państwo może normalnie funkcjonować. Przecież nie sposób wszystkiego upilnować. Na pewno zdarzają się tam częste zgony, tylko nie o wszystkich pewnie wiadomo.
Słuchała go uważnie, gdy ten prostym gestem nadał swej wypowiedzi głębszego znaczenia. Przynajmniej ona tak to odczuła. Czuła się dzięki temu pewniej i bezpieczniej, a oprócz tego zaczynała rozumieć, dlaczego Urien tak zareagował. Musiał być uprzedzony nie tyle do niej, co do wampirów jako rasy. Według punktu widzenia Belli musiał mieć z nimi jakieś niemiłe doświadczenia, skoro negatywne emocje towarzyszące ich spotkaniu były aż tak silne. Niepokojące wydawało jej się jednak to, że Jorge ostrzegał ją, że z powodu swej "dolegliwości" inni mogą chcieć targnąć się na jej życie. To akurat według niej było srogą przesadą. Zaczęła zastanawiać się, co z nią będzie, gdy opuści już towarzystwo szermierza. Nie, żeby chciała to zrobić, ale bardzo prawdopodobne było, że za jakiś czas będzie zmuszona. To był dobry powód, by Jorge nauczał ją walki. Tak jak już stwierdziła wczoraj - musiała potrafić się bronić. Tym bardziej, że dowiadywała się coraz to nowszych rzeczy o potencjalnych zagrożeniach.
W końcu ruszyli dalej. Kojarzyła już mniej więcej budynek. A przynajmniej jak dotrzeć do miejsc, w których przebywała. Tym razem Jorge zaprowadził ją na piętro z wieloma pokojami. Rozumiała jego troskę, jednak w jej opinii nieco zabawna była jego ostrożność względem niej samej. Chodziło tu oczywiście o sprawdzanie każdego mijanego pokoju, czy przypadkiem nie zaatakuje jej wiązką tego podłego, słonecznego światła. Nie śmiała jednak odezwać się ani słowem. Przecież robił to dla niej. Było to nawet słodkie, a na pewno urocze. Dlatego też uśmiechała się lekko za każdym razem, gdy ten był zajęty sprawdzaniem, czy droga jest bezpieczna. W końcu dotarli do pomieszczenia, które Belli przypominało niedoceniany magazyn wiedzy. Zdziwiło ją nieco, że jest tu tyle porozrzucanych ksiąg i zapisków. Ba, nawet niektóre meble wydawały się być porozrzucane, jakby ktoś od niechcenia po prostu wrzucał je w obręb tych ścian, licząc, że same wstaną i ustawią się wedle życzenia właściciela.
- Tak? - zapytała łagodnie, gdy Jorge wymówił jej nowe imię. Następnie weszła do pomieszczenia, rozglądając się i mając nadzieję na wypatrzenie czegoś interesującego.
- Na dobrą sprawę nie przypominam sobie, bym wiedziała cokolwiek. Tak. Przede wszystkim chciałabym dowiedzieć się coś o miejscu, w którym jesteśmy. A potem... potem o Efne. A jeszcze potem... o tym. - tu podeszła do ściany z mapą i czubkiem swego zgrabnego palca wskazała nieco jaśniejszy teren z podpisem "Pustynia Na..er". Niestety dwóch liter nie potrafiła rozczytać, gdyż były zbyt wyblakłe.
- Z tego co widzę czytać potrafię. Dobrze, że chociaż tyle zostało mi w głowie. I jeśli znalazłabym coś interesującego do czytania tutaj, to czy mogłabym zabrać to do sypialni? Mogłabym czytać, gdy ty... będziesz odpoczywał... spał - odpowiedziała na jego pytanie, spoglądając na niego z oczekiwaniem.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge przyjął jej decyzję z niemym skinieniem głową - jej wybór wydawał się być logiczny, z reguły zaczynało się od swojego otoczenia. Co do Efne… Założył, że ta nazwa mówiła mu równie wiele co Mauria, ale że była jedną z niewielu, które znała, wybór był dość prosty. Nie połączył tego w żaden sposób ze swoją osobą - aż takim megalomanem nie był. Za to ostatnie z wymienionych miejsc mocno go zaskoczyło. Spojrzał na wampirzycę, po czym z założonymi rękami podszedł do mapy, by się upewnić, że nie zaszła żadna pomyłka. Nie, dobrze widział.
        - Pustynia Nanher - przeczytał wyblakłe litery. - Ciekawe miejsce wybrałaś, zważywszy na twoją rasę… Bez urazy oczywiście - zastrzegł. - Lecz, jak sama nazwa wskazuje, to pustynia. Żadnego cienia, żar lejący się z nieba i niebywałe upały. Nie chcę cię zrazić, ale nie jest to miejsce dla ciebie. Choć przyznam, że jestem ciekawy co cię tak do niego teraz przyciągnęło. Ta nazwa jest dla ciebie w jakiś sposób znajoma?
        Jorge obrócił wzrok od mapy w stronę dziewczyny, z nieskrywanym zainteresowaniem, lecz jeśli nie chciała mówić albo nie wiedziała co powiedzieć - nie nalegał. Przeszedł do jej kolejnego pytania.
        - Oczywiście, że możesz - zapewnił ją. - Jeśli byś teraz sobie coś znalazła, będziemy mogli to zabrać od razu. Pomogę, jeśli stos będzie pokaźny - zaoferował się. Zamilkł, choć widać było, że to nie koniec i być może ta pauza służyła tylko temu, by zaznaczyć zmianę tematu.
        - Dobra myśl, byś sama się uczyła - pochwalił. - Jak sama zauważyłaś, ja muszę spać. Poza tym mam też obowiązki do spełnienia, więc dobrze, byś miała jakieś zajęcie na te chwile. Oczywiście nie bronię, byś poszła do kuchni poplotkować z dziewczynami - zastrzegł. - Ale dobrze byś skorzystała ze sposobności i dowiedziała się jak najwięcej tutaj, póki masz do tego dogodne warunki. A teraz, co do okolicy…
        Jorge wskazał na mapie palcem miejsce, w którym się mniej więcej znajdowali, po czym zaczął opowiadać o wszystkim wkoło. O Szepczącym Lesie, elfich królestwach, Górach Dasso. Starał się nie zanudzać historią, skupiał się raczej na tym jakie rasy można tam spotkać, jak się zachowują, kto tam rządzi. Później wręcz płynnie przeszedł do tematu Efne, które leżało wszak niedaleko Szepczącego Lasu.
        - Mieszkałem tam jakieś piętnaście lat temu - zaczął. - To miasto artystów, znajduje się tam najlepsza Akademia Sztuk Pięknych w całej Alaranii. Atmosfera również jest… rozrywkowa. Jeśli miałabyś ochotę dobrze się zabawić to tylko tam. Ludzie są otwarci, przyjaźni, choć wielu jest ekscentrycznych. Ach, tylko… Gdybyś trafiła kiedyś w tamte strony, nie próbuj się na mnie powoływać - zastrzegł. - Wątpię, by moje nazwisko otworzyło jakiekolwiek drzwi, a na pewno kilka zatrzaśnie. Burzliwa młodość - oświadczył, a przez jego twarz przebiegł nerwowy tik podobny do uśmiechu. O tak, nastoletni Jorge był niemożliwym do poskromienia łajdakiem, co przysporzyło mu tylu wrogów, co zwolenników, lecz szalę na korzyść tych pierwszych z pewnością przeważył fakt jego konfliktu z ojcem. Żaden szanujący się obywatel miasta nie będzie chciał mieć do czynienia ze znajomym wydziedziczonego, upadłego arystokraty.
        Po tej drobnej osobistej wycieczce Jorge dalej opowiadał o mieście, a gdy temat uznał za wyczerpany, przeszedł do mówienia o Pustyni, poświęcił jej jednak zaledwie kilka zdań - już na wstępie wyjaśnił, że nie wie o tym miejscu za wiele, bo nigdy tam nie było, a i niespecjalnie go interesowało.
        Później zaś zaczął opowiadać o różnych innych miejscach w pobliżu: o państwach na równinach Theryjskich, Andurii, o Wybrzeżu Jadeitów. Tę część kontynentu znał najlepiej, stąd jego wybór. Poza tym wydawało mu się, że Bella również zdecyduje się zostać po tej stronie gór, gdy ich drogi się rozdzielą. Mówił tak, wędrując od niechcenia po pokoju, aż w końcu doszło niemal południe, a on stwierdził, że dość tej lekcji. Wyprosił wampirzycę na korytarz, a gdy schodzili po schodach i Jorge właśnie miał zaproponować co zrobią teraz, akurat wpadli na Loama.
        - Ponoć mnie szukałeś, Mieczu Zimy? - zagaił mężczyzna, uśmiechając się nad ramieniem rozmówcy do Belli, jakby niemo się z nią witał.
        - Tak, szukałem. Vitalis powiedział ci o co chodzi? - upewnił się.
        - Że szukasz kogoś, kto potrafi upuszczać krwi… Reszty się domyślam - oświadczył kultysta, chowając dłonie w kieszeniach spodni w odruchu obronnym.
        - Chodzi o krew zwierzęcia - doprecyzował Jorge. - Dasz radę to zrobić?
        - Bez problemu - prychnął Loam, jakby obrazą było samo kwestionowanie jego umiejętności.
        - Możemy zrobić to teraz?
        - Jasne - odparł ciemnooki mężczyzna, ale z pewnym wahaniem. - Pójdę po narzędzia i… spotkamy się za chwilę w stajni. Jak pójdziecie tym korytarzem do końca i w prawo to nie trzeba wychodzić na zewnątrz - podsunął uprzejmie, pamiętaj, że ma do czynienia z wampirzycą. Jorge podziękował mu i poszedł, nawet się nie pożegnawszy. Odczekał chwilę, aż znowu będą sami z Bellą.
        - Wampiry są ponoć bardzo wrażliwe na sam zapach krwi - zagaił. - Więc jeśli jesteś bardzo głodna, nie musisz tam być gdy będziemy działać. Ale jak chcesz to ci nie bronię. Tylko gdyby coś było nie tak, od razu mów albo po prostu odejdź na bezpieczną odległość, dobrze?

        Zakon nie był luksusową posiadłością, więc w tym, co Loam nazwał “stajnią”, mieszkały wszystkie zwierzęta - konie, krowa, kilka kur, koza. Wszystkie wyglądały na zaniepokojone tym, że ktoś je odwiedził o tej porze - Jorge był przekonany, że to przez obecność wampira, bardzo silnego drapieżnika, ale zachował tę uwagę dla siebie. Nie musiał zresztą nic mówić ani zabawiać Belli rozmową, bo wkrótce po nich przyszedł Loam.
        - Jestem - rzucił od progu. W ręce niósł wiaderko, w którym miał dyskretnie pochowane wszystkie potrzebne szpargały. - Zaczynamy? Kto pod nóż?
        - Mój koń - powiedział od razu Jorge. - Mój pomysł, więc…
        - Krowa byłaby lepsza - wtrącił Loam. - Mieczu Zimy… Znam się na tym. Cokolwiek o mnie słyszałeś, jest prawdą.
        Jorge spojrzał w ciemne oczy kultysty i podczas tej krótkiej konfrontacji dostrzegł wszystko to, co chciał wiedzieć. Naprawdę miał do czynienia z mrocznym typem, z kimś groźnym, bez wątpienia groźniejszym od Belli. Z kimś, kto mógłby dokonać prawdziwie spektakularnej rzezi w tym miejscu, gdyby tylko chciał. ”Ciekawe co cię powstrzymuje…”.
        Padło więc na krowę. Szermierz pomagał Loamowi przytrzymując ją za rogi, a kultysta zabrał się za czynienie swojej powinności. Działał bardzo sprawnie, faktycznie z dużą wprawą. Nie uczynił też wielkiej krzywdy swojej ofierze, bo nie poderżnął jej gardła tylko dokonał niewielkiego nacięcia - Mieczowi Zimy skojarzyło się to ze zbieraniem soku z brzozy, nawet kolory się zgadzały… Absurd. Ale może lepiej myśleć, że zbierana do miski ciecz to sok a nie krew.
        - Starczy - oświadczył w końcu Loam. - Teraz… Życzy sobie pani przelać do kubka? - zwrócił się lekko do Belli, pokazując swój “urobek”.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Oczywiście, że nie chowała urazy względem niego. Nie widziała nic złego we wspominaniu o jej wampiryzmie. Dlatego też machnęła tylko dłonią na znak, że wszystko w porządku i w dalszym ciągu jest gotowa do słuchania go. Gdy ten opisał jej tamtejsze tereny w kilku słowach, odczuła lekki niepokój. Wyobraziła sobie, że nagle budzi się na środku owej pustyni całkiem sama, bez żadnego pojęcia, w którą stronę się udać. Zupełnie tak samo, jak miało to miejsce wczoraj, tylko że w mniej przyjemnym miejscu. Wyobraziła sobie to słońce, żar i upał. Było to tak silne, że miała wrażenie dopadających ją lekkich potów.
- Nie. - Pokręciła głową. - Raczej nie znam tego miejsca. Po prostu wydaje się być egzotyczne względem otaczających terenów, a przez to wzbudza zainteresowanie. No, przynajmniej moje.
Zadowolona, że dostała pozwolenie na zebranie ze sobą paru książek, zaczęła zastanawiać się o czym chciałaby na samym początku poczytać. Doszła do wniosku, że chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej o zamieszkujących świat stworzeniach i dlatego też pojawiła się w niej nadzieja na znalezienie tu czegoś w tym temacie. Oczywiście poszukiwania zamierzała zacząć po opowieściach Jorgea, żeby ten nie poczuł się ignorowany. No i przecież sama chciała, by opowiedział jej o wskazanych terenach, więc zajmowanie się czymś innym podczas jego "wykładów" byłoby co najmniej nietaktowne. Dlatego też zaczęła słuchać go z zainteresowaniem, przyglądając się miejscom na mapie, o których właśnie opowiadał. To wszystko było dla niej bardzo ciekawe, gdyż po utracie pamięci nie wiedziała niczego, jednak dopiero, gdy wspomniał o Efne, postanowiła skupić całą swą uwagę tylko na nim. Odwróciła się w jego stronę i przyglądała się mu zupełnie tak, jak zainteresowani lekcją uczniowie wlepiają swój wzrok w nauczyciela. Chciała jak najwięcej zapamiętać o miejscu pochodzenia Miecza Zimy.
- Burzliwa młodość - powtórzyła cicho, jakby do siebie. Tak, to właśnie ta młodość zainteresowała wampirzycę. Co Jorge nawyprawiał, że teraz jego imię jest owiane złą sławą? Czyżby kiedyś był łajdakiem, zupełnie jak cała ta zgraja kultystów w zakonie? Była ciekawa tylu rzeczy związanych ze swoim nowym przyjacielem, a nie chciała go do siebie zrazić, zadając zbyt dużo pytań na zbyt prywatne tematy. Musiała się z tym pogodzić, czy to jej pasowało czy nie. To nie był ten stopień znajomości.
Później pozostało jej tylko słuchać i zadawać pytania odnośnie opisywanych przez Jorga miejsc. Gdy tak podążała za nim wzrokiem, w pewnym momencie dostrzegła na regale dosyć obszerną, nieco zakurzoną księgę. Nie przerywając słuchania przyjrzała jej się nieco bardziej i z zadowoleniem dostrzegła tytuł przedmiotu. "Monstra większe i mniejsze" z dopiskiem na dole "tu znajdziesz je wszystkie". Nie chcąc przerywać szermierzowi, stwierdziła, że weźmie ze sobą tom, gdy będą opuszczać to pomieszczenie. Miała tylko nadzieję, że w tym całym przyswajaniu nowych informacji nie zapomni o książce.
Cieszyła się. O ile dzień na samym początku nie wydawał się zbyt przyjemny, tak godziny spędzone jedynie w towarzystwie Jorga poprawiły jej nastrój. Zapomniała o niebezpieczeństwie wyjścia na słońce, czy o osobniku, który nazwał ją abominacją. Nie chciała zbyt mocno spoufalać się z Mieczem Zimy. Taki miała zamiar. Jednak to działo się samo. Oczywiście pamiętała o zachowaniu odpowiedniego dystansu zarówno fizycznego, jak i podczas ich rozmów, jednak im dłużej z nim przebywała, tym bardziej swobodnie i dobrze czuła się w jego towarzystwie. Dlatego też nieco zawiedziona zgodziła się na zakończenie opowieści. Wiedziała, że wiążę się to z udaniem się w kolejne miejsce, a to z kolei wiązało się z kontaktem z innymi kultystami. Nie bała się tego, ale wprawiało ją to w lekki dyskomfort.
- Już idę - rzuciła Jorgowi, gdy ten chciał wyjść razem z nią na korytarz. Chciała w ten sposób zapewnić go, że nie będzie musiał na nią długo czekać, tym samym dając do zrozumienia, że podeszła do wcześniej upatrzonego regału tylko na chwilę. Przyjrzała się z bliska książce, którą zamierzała ze sobą zabrać i z zadowoleniem stwierdziła, że to może być jeszcze ciekawsze, niż się spodziewała. Na okładce widniał wijący się w kółko wąż, który zamiast pyska posiadał łeb smoka. Sprawiał wrażenie, jakby chciał pożreć samego siebie, lecz nie mógł tego zrobić, gdyż ilekroć zbliżał się do celu, jednocześnie sprawiał, że było to coraz bardziej niemożliwe. Niczym pies próbujący złapać swój własny ogon. Wampirzyca uśmiechnęła się, dumna ze swej zdobyczy, po czym wyciągnęła po nią ręce. Gdy już ją pochwyciła, zdmuchnęła z niej kurz, a następnie przycisnęła oburącz do piersi. Odwróciła się w stronę Jorga i szybkim krokiem dołączyła do niego.
Znów dała mu się prowadzić, mimo że nie wiedziała, co zamierza. Długo to jednak nie trwało, gdyż zaraz usłyszała, a następnie zobaczyła Loama. Nieco niepewnie odwzajemniła uśmiech, nie chcąc pokazać, że jego obecność wcale jej nie pasuje. Przez chwilę słuchała, o czym rozmawiają dwaj mężczyźni. Nie zamierzała się wtrącać, jednak, gdy Jorge postanowił całe przedsięwzięcie wykonać jak najszybciej, ta otworzyła buzię, by zaprotestować. Nie miała jednak czasu, gdyż zaraz Loam poszedł po potrzebny sprzęt, a szermierz ruszył we wskazanym przez łajdaka kierunku. Ruszyła więc za nim stwierdzając, że to nawet lepiej. Będzie mogła porozmawiać o wszystkim na osobności.
- Dobrze, powiem, gdy coś będzie nie tak. Jednak dzisiaj głód nie doskwiera mi tak bardzo. Najwidoczniej po kolacji w nocy mogę cieszyć się w miarę spokojnymi chwilami jeszcze przez jakiś czas. - O ile kilka chwil wcześniej zamierzała nie dopuścić do tego całego "upuszczania krwi", tak teraz doszła do wniosku, że jest już za późno. Przecież Loam poszedł po swoje. Cała ta sytuacja wyglądała na taką, w której dwaj mężczyźni zadecydowali już za nią, czy jest potrzeba krzywdzenia zwierzęcia czy nie.
Zauważyła to poruszenie, które wydało jej się nienaturalne. Nawet jak na zwierzęta kury i koza zachowywały się aż nazbyt nerwowo. Nate miała wrażenie, że te wszystkie dźwięki, które wydawały teraz te przygłupie istoty są słyszalne nawet na drugim końcu Szepczącego Lasu. A przecież według mapy studiowanej wcześniej, ten wcale nie był taki mały. Wampirzyca przypomniała sobie, jak Jorge mówił jej o tych, którzy potrafią czytać aury. Ciekawa była, czy zwierzęta również potrafią wyczuć jej odmienność. Podejrzewała, że właśnie tak jest. Na szczęście, lub też nie, Loam szybko się pojawił i od razu przeszedł do sedna. Odpowiedź Jorga mocno ją zszokowała. Nie było mowy o tym, by krzywdzić jego konia. Nie dość, że był mu bardzo potrzebny, to na dodatek byłby to kolejny problem, który by mu przysporzyła. Nie chciała, by musiał szukać kolejnego wierzchowca.
- Nie! - Tym razem nie pozwoliła zadecydować za siebie i zaprotestowała może zbyt gwałtownie, gdyż nie dość, że w jej głosie dało się słyszeć oburzenie, to w dodatku złapała Jorga za ramię i odwróciła w swoją stronę.
- Nie pozwalam ci wykorzystywać w tym celu swojego konia. To w ogóle chore, że musicie krzywdzić jakieś zwierzę, by móc mnie nakarmić! - W tym momencie Nate zaczęła odczuwać złość do samej siebie. Czuła się winna temu wszystkiemu, a przede wszystkim dłużna wobec już nie samego Jorga, a całego zakonu. Właśnie miała wykorzystać ich zwierzę, by wyżywić siebie. I to za darmo. Szybko jednak się opamiętała, gdyż doszła do wniosku, że protesty są bezsensu. Jorge i tak będzie chciał dla niej jak najlepiej zapewniając, że nie musi się odwdzięczać w żaden sposób.
- Jeśli ma być tak, jak chcecie, to wiedzcie tylko, że nie tknę krwi tego konia. - Puściła ramię Jorga, cofnęła się o krok i z powrotem objęła swoją dzisiejszą zdobycz - "Monstra większe i mniejsze".
Im dłużej przebywała w towarzystwie Loama, tym bardziej się go obawiała. Robił to wszystko z tak dużą wprawą, jakby to była dla niego codzienność. Zgodziła się na krowę, ale była pewna, że ona zginie. Tak się jednak nie stało. Gdy tak przyglądała się spływającej do naczynia krwi, powoli zaczynała odczuwać głód. Czuła ją nie tylko nosem. Znów bardzo dobrze wiedziała, w których miejscach jest jej najwięcej. Nie tylko u zwierząt, ale również u Loama i Jorga. Przez chwilę nawet miała chęć rzucić się na tego pierwszego i wypić wszystko to, co płynęło w jego żyłach. Zaniechała jednak, gdyż wiedziała, że nie miała na to szans. Nie dałaby rady im dwóm. No i przecież była tu też reszta zakonu. Nie, musiała czekać cierpliwie na swoją kolejkę. Im dłużej tak czekała, tym mniej szkoda jej się robiło krowy. Po paru chwilach w ogóle nie odczuwała współczucia i równie dobrze Loam mógłby ją zabić. Przynajmniej krwi byłoby więcej. Zniecierpliwienie wzrastało. Głód również. Sprawiało to, że wampirzyca zaczynała się trząść z podniecenia, gdy tylko pomyślała o śniadaniu. Przecież już tyle godzin nic nie jadła, a oni każą jej dalej czekać...
Gdy w końcu obaj mężczyźni skończyli działać, Bella ledwo powstrzymywała się, by nie skorzystać z okazji i nie najeść się na cały dzień. Przecież to była tylko krowa. Nikomu by krzywdy nie zrobiła zabijając tylko krowę. Czy to było takie złe? Musiała jakoś przetrwać. Była drapieżnikiem, a drapieżniki zabijają, prawda?
- Tak, przelać - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby, nie mogąc doczekać się swojej porcji. Z jednej strony tak bardzo chciała wypić to, co było w wiadrze, a z drugiej godność nie pozwalała jej na tak barbarzyńskie spożywanie posiłku. Ale jakie to ma znaczenie? Przecież straciła godność wczoraj, pijąc wodę z kałuży. Nawet nie zorientowała się, jak coraz bliżej podchodziła do Loama, wyciągając powoli jedną z rąk po swoje danie.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge cierpliwie poczekał, aż wampirzyca zabierze z pokoju to, co wpadło jej w oko. Nie spieszyło mu się, nie byli umówieni z nikim na konkretną godzinę, a nawet jeśli, nie była to królowa Danae, by musieć baczyć na to czy się jej nie urazi, bo konsekwencje mogą być opłakane. Miecz Zimy był nawet zadowolony, że Bella słuchając go wypatrzyła coś dla siebie. Nie miał wątpliwości, że nie były to poszukiwania robione kosztem jego wykładu – widział, że była bardzo skupiona i go nie ignorowała, a że nad jego ramieniem przeczytała jakiś tytuł… Tym lepiej. Będzie miała co robić, gdy on się w końcu położy spać.
        - Co tam masz? – zapytał z zainteresowaniem, gdy Bella do niego dołączyła. Zerknął na front książki, ale widział tylko fragment tytułu i fragment grafiki z wężem – resztę przysłaniały jej ramiona.

        Później Jorge był tak skupiony na realizacji swojego planu, że nie dostrzegał pewnego oporu czy niezadowolenia wampirzycy. Był przekonany, że działa dla jej dobra, więc nie powinna mieć do niego pretensji. Zweryfikował tę postawę, gdy nagle Bella wybuchła sprzeciwem, łapiąc go nawet za ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę. W jego oczach było widoczne zaskoczenie – przyzwyczaił się do tego, że z nim się nie dyskutuje i taka postawa trochę wybiła go z rytmu. Zaraz jednak odzyskał spokój.
        - Bello, ale tak to działa – oświadczył bez cienia zdenerwowania czy irytacji. – Mamy do wyboru zwierzę albo któregoś z nas… Więc wybór jest jasny. Spokojnie, nie stanie mu się krzywda.
        Mówiąc to Jorge powstrzymał się przed odruchowym spojrzeniem w stronę Loama, by upewnić się czy dobrze mówi. Wiedział na czym polegało upuszczanie krwi w przypadku ludzi cierpiących na chroniczne bóle głowy i spodziewał się, że w przypadku zwierząt będzie to wyglądało tak samo, ale… kto tam wie jak będzie postępował ktoś, kto prowadził szemrane interesy z wampirami. ”Niech to, co mi chodzi po głowie!”, zganił się natychmiast. Loam trafił do zakonu, by odpokutować swoje dawne życie, nie mógł go oceniać takimi kryteriami… Lecz natura ludzka była czasami silniejsza.
        Sytuację dość sprawnie załagodził ciemnooki kultysta, proponując inne zwierzę do upuszczenia krwi. Jorge natychmiast się z nim zgodził, bo wydawało mu się, że takie rozwiązanie ugłaska również trochę Bellę. Zresztą, krowę łatwiej przytrzymać, bo ma rogi.
        Poszło im naprawdę nieźle – Miecz Zimy mimowolnie podziwiał wprawę ruchów Loama, który wszystko wykonywał z takim spokojem, prawie nie czyniąc krzywdy krowie, a na pewno nie sprawiając jej specjalnego bólu, bo poza początkowym szarpnięciem w ogóle nie walczyła.
        Już po wszystkim Jorge puścił rogi krowy i pozwolił jej się odsunąć (wyglądała na obrażoną). Wycierając odruchowo ręce zerkał na ciemnookiego kultystę, który z zebraną krwią postępował tak, jakby to była miska zupy, a mówił o niej bez żadnego napięcia.
        - Podoba mi się ta odpowiedź – oświadczył Loam swobodnym tonem. – Zawsze uważałem, że picie przez wampiry z kielicha to oznaka pewnej klasy.
        I podzieliwszy się z nimi swoimi przemyśleniami, przelał krew do sporego kubka – nie kielicha – który przyniósł ze sobą. Nie podał go jednak Belli do ręki, a postawił na szerokiej desce, która ograniczała wybieg dla krów, gestem zapraszając, by dalej obsłużyła się sama. Chyba mimo całej swej swobody wolał nie być za blisko wampira, który ma się zaraz posilić.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Zbliżała się do Loama, będąc jakby w transie. Była pewna, że otrzyma swoje śniadanie prosto do rąk. Przecież się jej należało. Do tej pory nie czuła się głodna, jednak gdy tylko posiłek był dosłownie na wyciągnięcie ręki, a zapach świeżej krwi uderzał w nozdrza tak intensywnie, nie mogła nie poczuć olbrzymiej chęci skosztowania trunku. Nic zatem dziwnego, że kolejne działania Loama wytrąciły ją lekko z równowagi. Nie dano jej naczynia bezpośrednio, mimo że jasno dawała znak, by tak uczyniono. Nie spodziewała się, że kultysta odstawi kubek na tę deskę. Zapewne, gdyby myślała racjonalnie, zrozumiałaby tę czynność. Jednak w stanie, w którym teraz była, nie potrafiła. Poskutkowało to nagłym przypływem złości. Uświadomiła sobie, że nadal jej nie ufają. Że nadal mają ją za nieprzewidywalną bestię, która w każdej chwili może się rzucić na kogoś z tutejszych. Nawet w obecności Jorge'a! Gwałtownie cofnęła rękę i posłała gniewne spojrzenie w stronę Loama. Miała ochotę rzucić się na niego i zasmakować jego krwi zamiast tej od krowy. W ten sposób zapłaciłby za krzywdzenie zwierzęcia i tę bezczelną nieufność. Prawdę mówiąc, zamierzała to zrobić, ale przypomniała sobie, że cały czas jest obserwowana przez Jorge'a. Mimo mocy nałogu jego osoba wciąż była silniejsza. Dlatego też przed podjęciem jakichkolwiek działań spojrzała na swego towarzysza. Zastanawiało ją, jak on zareaguje na karygodne zachowanie kultysty. Nathanea była pewna, że Loam zrobił to tylko po to, by sprawić jej przykrość, a tego Jorge chyba nie zamierzał tolerować, prawda?
Przenosiła wzrok od jednego mężczyzny do drugiego. Trwało to krótką chwilę, w której zastanawiała się, co należy uczynić. Dopiero po chwili dotarło do niej, że wcale nie chce krzywdzić kultysty. Gdyby miała na to rzeczywiście ochotę, to prawdopodobnie rzuciłaby się na niego od razu. Nie byłoby czasu na żadne rozważania. A może to jedynie obecność Miecza Zimy powstrzymywała ją od tego? Nieważne. Nie mogła tego zrobić. Nie w tej chwili i nie w tym miejscu. Zaczęła rozumieć, że to, o czym myśli jest strasznie głupie. Zwłaszcza, że ma swój posiłek podany parę kroków przed sobą. Nie było sensu stwarzać problemów i krzywdzić kogokolwiek, skoro krew już czekała na nią i pachniała. Zachęcała do siebie, kusiła. Tak, dzisiaj Loam ma szczęście. A może tak naprawdę to wampirzyca zostałaby pokonana i wybierając kubek od tętnicy uratowała samą siebie?
W milczeniu skierowała się w stronę swojego pożywienia, po czym wolną ręką chwyciła naczynie. Zapomniała już, że cały czas przytrzymuje książkę przy piersi. Nie miało to dla niej teraz znaczenia. Liczyła się tylko świeża krew. Uniosła kubek na wysokość piersi i wlepiła swój wzrok w to, co zawierał. Musiała z trudem powstrzymywać się, by nie wypić tego jak łapczywa bestia. Chciała zapamiętać tę chwilę. Chciała zapamiętać dokładnie zapach i smak krwi krowiej. Zakołysała lekko kubkiem, sprawdzając gęstość cieczy się w nim zawartej i dopiero po tym uniosła go do swych ust i zaczęła pić.
Wystarczył jeden łyk, by uspokoić myśli, drugi, by nabrać sił, a trzeci, by po raz pierwszy od wczorajszego przebudzenia poczuć się naprawdę lekko. To, co znajdowało się w naczyniu, smakowało o wiele lepiej niż jej własna krew. Nie wiedziała dlaczego, ale nie zamierzała również się nad tym teraz zastanawiać. Oderwała na chwilę usta od kubka, chcąc dokładnie poznać smak tego, co piła. Chwilę stała, patrząc się przed siebie i smakując życiodajną ciecz, po czym znów uniosła naczynie do ust i zaczęła pić. Tym razem nie zamierzała przerywać tej cudownej chwili. Piła szybko, łyk za łykiem. Nie jak świnia, ale tak, by jednak starać się zaspokoić swój pociąg. Dochodziła jednak powoli do wniosku, że dla takich chwil jest w stanie przełamać swoją niechęć do dzikich, brudnych zwierząt. Miała wrażenie, że od tego momentu sama będzie w stanie polować na dziczyznę. Zrobi to tylko po to, by móc pić krew kiedy zechce i ile zechce.
Uspokoiła się nieco, gdy skończyła pić. Odstawiła kubek na tę samą deskę, która posłużyła Loamowi i odwróciła się do mężczyzn ze szczerym uśmiechem i nieco umoczonymi we krwi ustami. Już nie czuła tego gniewu do kultysty. Zrozumiała, że to nie były trzeźwe myśli. Przerażało ją to, jednak nie zamierzała się teraz tym przejmować. W końcu dzięki posiłkowi poczuła się o wiele lepiej.
- Tak, o wiele lepsza niż ta moja - odezwała się do Jorge'a, po czym posłała mu niewinny uśmiech, jakby chcąc nim powiedzieć: "To nie tak, że wczoraj gryzłam sama siebie".
- Dziękuję, Loamie. - Skłoniła lekko głowę w stronę kultysty. Przypomniała sobie jego komentarz, gdy poprosiła, by ten przelał krew do naczynia. Wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście miał kontakt z wampirami, a co za tym szło - może mogłaby się czegoś od niego dowiedzieć. Ale to musiało zaczekać. Może rozważy pomysł porozmawiania z nim, gdy Jorge będzie zajęty. Lub zaśnie...
- Pytałeś się o książkę, którą wypatrzyłam. Chciałabym dowiedzieć się więcej o stworzeniach zamieszkujących różne obszary. Myślicie, że tutaj znajdę coś ciekawego? - Pokazała obu mężczyznom przód książki, będąc gotową, by dać ją do obejrzenia któremuś z nich, jeśli tylko będzie miał takie życzenie.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge - bardziej w zwierzęcy niż ludzki sposób - wyczuł, że coś jest nie tak. Nawet nieliczna trzoda w tej oborze poczuła to samo. Zapanowała martwa cisza przerażenia - drapieżnik wyruszył na łów. Szermierz jednak nie był zwierzyną, a również drapieżnikiem, dlatego jego czujność była inna - on nie czekał na sygnał do ucieczki, ale do ataku. Lekko wysunął stopę do przodu, dłoń wspartą na biodrze trzymał spokojniej - patrzył i oczekiwał. Gdyby Bella na niego w tej chwili spojrzała, może nawet nie zwróciłaby uwagi na jego zmianę postawy - tylko ten zafiksowany na niej wzrok mógłby być sygnałem, że on się czegoś spodziewa. Loam nie był aż tak czujny - zachował niezbędne środki ostrożności, nie zbliżył się do wampirzycy na wyciągnięcie ręki i był od niej chociaż częściowo odgrodzony. Wydawało mu się, że to wystarczy. Być może się mylił. Być może gdyby Bella stwierdziła, że jednak krowia krew jej nie wystarczy, nie miałby z nią szans. Lecz równie dobrze mógł być przygotowany na starcie w inny sposób - skoro miał doświadczenie z jej rasą, kto wie, może nosił w kieszeni srebrny nóż, którego potrafił błyskawicznie dobyć. Jorge nie spodziewał się co prawda tego po nim, ale pozory mogły mylić. I całe szczęście nie było okazji, by te przypuszczenia zweryfikować, bo Bella bez żadnych podejrzanych ruchów skupiła się w końcu na tej krowiej krwi. Szermierz zbliżył się o krok, patrząc jak jego towarzyszka pije. Dłoń przesunął trochę niżej, już w pozycję “spocznij”. Gdzieś z tyłu jego głowy kołatała się jednak myśl jakie miałby z nią szanse w walce jeden na jeden, bez broni. Niby był wyższy, silniejszy i bardziej doświadczony, lecz ona była drapieżnikiem, dla której on był tylko bardziej wymagającą zwierzyną. To byłby ciekawy pojedynek… Choć szermierz zdecydowanie wolałby, aby nigdy do niego nie doszło.
        - Do usług - odparł Loam, gdy Bella mu podziękowała. Skłonił się lekko, bez żadnej wprawy, choć to zauważył pewnie tylko Jorge. Jego jednak bardziej zainteresowała wcześniej poruszona przez wampirzycę kwestia. Lekko zmarszczył brwi - chyba wiedziała, że on nie pochwalał tamtego kąsania samej siebie. Nie patrzył jednak na nią z naganą, nie był jej ojcem. Choć może powinien o sobie myśleć bardziej jak o jej opiekunie, skoro już podjął się roztoczyć nad nią skrzydła. Ale to nie było czas ani miejsce (ani tym bardziej towarzystwo) na umoralniające dyskusje - odpuścił je więc sobie.
        Na wzmiankę o książce obaj mężczyźni zareagowali identycznie - spojrzeli na tytuł i zbliżyli się o krok. Loam jednak wzruszył ramionami i się wycofał, a szermierz za to sięgnął po wybrany przez Bellę tom. Dokładniej przyjrzał się okładce, a później przekartkował ją pośpiesznie. Skinął z pewną powściągliwością głową.
        - Wygląda dobrze - ocenił. - Na pewno czegoś się z tego nauczysz.
        I po wydaniu werdyktu oddał dziewczynie jej znalezisko. Loam słusznie wyczuł, że nie jest już potrzebny i zaczął zbierać swoje manele. Zasugerował jednak szermierzowi, że gdyby ten miał chwilę, mieliby o czym porozmawiać. Jorge przyjął te słowa z lekkim skinieniem głowy.
        - Bello - odezwał się do swojej towarzyszki. - Zostawię cię teraz na chwilę. Trafisz do siebie? Później przyjdę do ciebie, chciałbym ci coś pokazać.
        Nie powiedział póki co co to takiego miałoby być, choć w sumie nie miał żadnego ku temu powodu - ani nie była to ekscytująca niespodzianką ani nic nieprzyjemnego, po prostu miał plany na to popołudnie i tyle. To musiało jednak poczekać, bo miał jeszcze - albo też “przede wszystkim” - obowiązki względem kultystów. Pożegnał się więc z wampirzycą i pomieszczenie opuścił w towarzystwie Loama.

        Jakiś czas później szermierz wspinał się po schodach prowadzących do części sypialnej. Miał za sobą kilka całkiem owocnych rozmów, z których jedną prowadził przy posiłku, był więc teraz pełen energii do dalszego działa. Poszedł do siebie, by zabrać stamtąd swój pas z bronią, bo ta może mu się przydać, po czym zapukał do Belli.
        - Zajęta? - zapytał ją przyjaznym tonem. - Jeśli masz chwilę, moglibyśmy pójść poszukać miejsca, gdzie będziemy mieli dużo przestrzeni. Chcę cię nauczyć samoobrony.
        Tak naprawdę nie musieli sobie szukać żadnego miejsca, bo Miecz Zimy już wcześniej takowe upatrzył. Z tego co wiedział nie tylko on uznał nieużywany magazyn za dobre miejsce do ćwiczeń i pozostali kultyści również od czasu do czasu urządzali tam treningi albo zwykłe potańcówki, gdy mieli ku temu okazję - wszak religia im tego nie zabraniała. Dzięki temu miejsce było uprzątnięte z najgorszych śmieci, a stare skrzynie ustawiono pod ścianami, by robiły za ławy i stoły. Na środku walały się świeże trociny, a wolną przestrzeń wytyczały cztery filary dźwigające strop. Miejsca do aktywności fizycznej było aż nadto, a sufit był tak wysoko, że Jorge mógłby tu wziąć zamach wysoko znad głowy i nie uderzyłby o niego bronią. Nie zamierzał co prawda robić takich zamachów, ale już miał taką naturę, że to zauważał.
        - Dobrze - odezwał się do Belli. - Zdejmij to, co mogłoby ewentualnie krępować ci ruchy i stań naprzeciw mnie, swobodnie.
        Jorge poczekał, aż wampirzyca wykona jego polecenie. Sam nie odpiął swojego pasa, bo czuł się z nim, jakby była to część jego ciała. Jaki byłby z niego szermierz, gdyby broń mu ciążyła?
        - Pokażę ci kilka podstawowych chwytów z walki wręcz, tak byś mogła wyrwać się ewentualnemu napastnikowi. Raczej mało prawdopodobne jest, byś trafiła na mistrza sztuk walki, prędzej będzie to jakiś zwykły zabijaka. Są dwie zasady, które warto zapamiętać na początek. Pierwsza to nie chojraczyć, bo niepozorny przeciwnik może okazać się groźniejszy niż wygląda i można mieć kłopoty. Druga: gdy pchają ciągnij, gdy ciągną pchaj. Przeciwnik zawsze spodziewa się oporu, więc jeśli zadziałaś swoją siłą zgodnie z jego, straci równowagę. Pokażę ci to w praktyce. Popchnij mnie, spróbuj przewrócić.
        Jeśli Bella miała jakieś opory, Jorge pomógł jej je przełamać, ujął ją za ręce i położy je na swoich ramionach. Lekko się nachylił, jakby chciał się na niej oprzeć, ale gdy zaczęła pchać, gwałtownie się cofnął, zupełnie poddając się kierunkowi, która ona wytyczyła. Później ośmielił się zrobić to samo z nią, by poczuła, że to faktycznie ma sens. Nie dotykał jej w sposób, który mógłby kojarzyć złe skojarzenia - teraz, gdy nauczał, zachowywał się w pełni profesjonalnie. Gdy jeszcze należał do Żurawi, zdarzało mu się prowadzić lekcje i już wtedy nauczył się jak działać, by żadna z uczennic nie pomyślała sobie za wiele.
        - Dobrze - uznał, nie męcząc za długo tego tematu, bo Bella już wiedziała o co chodzi. - Teraz kolejna kwestia. Nie zawsze będziesz miała okazję dokładnie ocenić sytuację, ale gdy tylko będzie się dało, oceń gdzie najłatwiej ci atakować. Przykładowo gdyby napastnik był mojej postury: jestem od ciebie wyższy, więc gdybyś chciała dać mi w pysk, będzie cię to kosztowało więcej siły, niż cios w brzuch. Mnie zaś będzie najłatwiej atakować twoją głowę. I większość mężczyzn, którzy będą chcieli zrobić ci krzywdę, właśnie to będą próbowali zrobić: złapać za szyję, włosy, uderzyć w głowę by cię ogłuszyć. Jeśli złapią cię za szyję, z reguły zrobią to tak…
        Jorge delikatnie złapał Bellę za szyję, nie zaciskając palców, tak by wystarczył z jej strony jeden ruch głowy, by w razie czego odzyskać komfort. Wolał jednak, by tego nie robiła.
        - Zdaje się, że tak mógłbym cię przytrzymać, zwłaszcza gdybym przyparł cię do muru, ale z tego łatwo się wyrwać, bo o nic tak naprawdę rąk nie zapieram. Wsuń ręce między moje i wykonaj ruch na boki, zobaczysz jak łatwo puści.
        Jorge poczekał aż Bella wykona jego polecenie. Później powtórzył to wszystko trzymając ją nieco mocniej, ale poinformował ją o swoim zamiarze. Gdy to przyswoiła, wyjaśnił jej jak należy złapać, by uchwyt był jak kleszcze. Wtedy przeszedł do kolejnej lekcji.
        - Gdy nie możesz się wyrwać, pamiętaj, że nogi masz cały czas wolne. Nogi są zawsze silniejsze od rąk, warto je wykorzystywać. Jeśli przeciwnik stoi blisko, wbij mu obcas w stopę. Jeśli trochę dalej, kopnij go w goleń albo jeszcze lepiej, w kolano, wtedy wytrącisz go z równowagi. Nieważne jak wysoki będzie i jak długie będzie miał ręce, zawsze dasz radę sięgnąć go nogą. Spróbujmy.
        I tak to trwało. Jorge uczył Bellę kolejnych potencjalnych ataków i sposobów na obronienie się. Cały czas pilnował, aby nie zrobić jej krzywdy i by ona sama nie ćwiczyła na nim za mocno. Nie zależało mu wszak na tym, aby nabawić się kontuzji.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Ucieszył ją fakt, że nie wybrała książki, której tematyka była bliższa bajkom niż rzeczywistości. W końcu zależało jej na dowiedzeniu się czegoś interesującego. A przede wszystkim chciała móc skorzystać z zawartej w tytule wiedzy. Najbardziej ciekawiło ją, czy znajdzie tam jakieś informacje o swojej rasie. Dlatego też przyjęła od Jorge'a swoje znalezisko z lekką czułością. Miała wrażenie, że jest to bardzo znacząca dla jej życia rzecz.
- Tak... myślę, że dam radę - zapewniła szermierza, gdy ten zapytał o powrót do swojego pokoju. Tak naprawdę nie była tego pewna, ale doszła do wniosku, że będzie po prostu szła tą samą drogą, którą dostała się do stajni. Bez żadnego korzystania z domniemanych skrótów. Tych z kolei doszukała się po drodze tutaj kilka. Nie była oczywiście pewna, czy rzeczywiście można nimi szybciej dojść do jej izdebki, ale tak to przynajmniej wyglądało. Z drugiej strony budynek wcale nie był taki duży i podejrzewała, że lekkie zabłądzenie nie wiązałoby się z konsekwencjami, a przynajmniej nie dużymi, więc mimo wszystko zachowywała spokój. Skłoniła się lekko szermierzowi, gdy ten się z nią żegnał i odprowadziła go wzrokiem. Dopiero gdy zniknął za drzwiami rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu i zwierzętach, które tu rezydowały. Cały czas wydawały się niespokojne, a już na pewno krowa, która użyczyła swej krwi. Bella powoli nabierała coraz większych podejrzeń, że wyczuwały jej "nienormalność". Dlatego też nie chcąc dłużej kłopotać zebranych stworzonek, postanowiła ruszyć w jakże interesującą podróż do swego pokoju.
Miała szczęście jednocześnie się nie zgubić i nie napotkać po drodze nikogo obcego. Rad była z tych faktów, ponieważ mimo gościny, którą miała okazję zaznać, wizja kontaktu z kultystami powodowała u niej lekki stres. Ten jednak zniknął, gdy w końcu chwyciła za klamkę drzwi do swojego pokoju. Wbrew sobie odetchnęła, gdy znalazła się w nim sama. Ostrożnie, by nie napotkać się z przebrzydłymi promieniami słonecznymi, uporządkowała izbę, po czym zdjęła buty ze stóp i opadła na łóżko z książką w ręku. Przez chwilę leżała tak zakrywając oczy ręką, by w końcu zdecydować się otworzyć tom. Oparła się na łokciu, po czym otworzyła zdobycz na losowej stronie. To, co udało jej się zobaczyć, było leżącą na ziemi kobietą o jasnych włosach. Wpatrywała się w czytelnika spokojnym wzrokiem, a w ręku trzymała pióro. Istota była podpisana jako Nimfa. Obok jej podobizny była wypisana masa informacji o tej rasie. Wampirzyca z zaciekawieniem zaczęła je czytać. Starała się zapamiętać jak najwięcej, jednak gdzieś w głowie cały czas miała myśl, że to nie tego szuka. Dlatego też kontynuowała swe poszukiwania przewijając stronę za stroną. W swej czytelniczej podróży napotykała istoty zarówno bardzo odrażające, jak i te słodkie i urocze. Wilkołaki, smoki, syreny, krasnoludy. Zauważała także różne gatunki zwierząt. Zdecydowanie było co czytać. Wampirzycy bardzo to pasowało. Przynajmniej nie będzie się nudzić w wolnych chwilach przez te kilka dni pobytu tutaj. Kto wie? Może będzie mogła nawet zatrzymać znalezisko na zawsze?
W końcu udało jej się znaleźć to, czego szukała. Dział poświęcony wampirom. Mimo narastającego podniecenia nie przeszła od razu do czytania. Wpatrzyła się w ilustrację, która przedstawiała, podobnie jak w przypadku nimfy, kobietę o jasnych włosach. Ta jednak ubrana była w białą suknię, która częściowo ubrudzona była krwią. W jednej ręce trzymała zepsute jabłko, a w drugiej broń przypominającą sztylet. Ilustracja ta zdawała się hipnotyzować Bellę, która nie mogła oderwać od niej wzroku. Obserwując tę kobietę doszła do wniosku, że jest zadziwiająco podobna do niej. Nawet suknie miały podobne... Dopiero teraz wampirzyca zorientowała się, że cały dzień chodzi w ukrwionej odzieży. Głupio jednak było jej prosić o kolejne ubrania. Już wczoraj nie było zbyt dużego wyboru. Miała tylko nadzieję, że na noc uda jej się przebrać w coś czystego.
Niestety Bella musiała przyznać, że tym razem Jorge miał fatalne wyczucie czasu. Nie wiedziała, jak dużo czasu minęło, ale dopiero teraz przypomniała sobie, że byli umówieni. I tak oto stał w progu drzwi do jej pokoju. Była nieco zawiedziona, że stało się to akurat teraz, ale nie wypadało jej odmówić szermierzowi. A poza tym, znowu chciał zrobić coś dla niej, więc nie potrafiła być niewdzięczna.
- Dla ciebie zawsze mam czas - odpowiedziała przyjacielsko, wstając z łóżka, jednocześnie "wskakując" w buty. Po wykonaniu tych czynności odłożyła książkę na miejsce, w którym przed chwilą leżała, po czym skierowała swój krok w kierunku Jorge'a.
Zawód stopniowo mijał, a zastępowała go ciekawość. Idąc tak w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca zastanawiała się, w jaki sposób szermierz chciał ją uczyć. Dręczyła ją natomiast jedna myśl. Co, jeśli okaże się zbyt słaba na to, by móc się obronić? Bądź co bądź była tylko szczupłą kobietą. Ku jej zdziwieniu nie szukali zbyt długo. Właściwie, to miała wrażenie, że kierują się do już z góry ustalonego miejsca. Być może Jorge już dawno miał wszystko zaplanowane i wprowadził ją w błąd przez przypadkowy dobór słów. Tak naprawdę to nie miało żadnego znaczenia. Ważne było to, że dotarli do swego celu. Wampirzyca rozejrzała się po pomieszczeniu, odruchowo już szukając potencjalnego zagrożenia ze strony słońca. Na szczęście minęło trochę czasu i jej wróg powoli zaczynał kierować się ku horyzontowi. Dlatego też zaczynała czuć się o wiele bezpieczniej i... lepiej.
Zwróciła całą swą uwagę na szermierza, gdy ten się odezwał. Domyśliła się, że musi być teraz skupiona. Po pierwsze - o wiele więcej się wtedy nauczy, a po drugie - te ćwiczenia mogą okazać się cięższe niż sobie to wyobrażała. Nie znała Miecza Zimy prawie w ogóle. Nie wiedziała, czy trenował już kogoś i nie była świadoma sposobu, jakim miał zamiar uczyć ją. Miała tylko nadzieję, że nie będzie zbyt surowy. Chociaż to było jej trudno sobie wyobrazić.
Gdy poprosił, by zdjęła rzeczy, które mogą krępować jej ruchy, stanęła i z pytającym wzrokiem spojrzała na swojego nauczyciela. Uniosła ręce w geście wyrażającym słowa "nie wiem" i pokręciła głową. Było to dla niej nieco głupie, ponieważ ubrana była w to, co dostała. Jej osobiste rzeczy zostały w miejscu, gdzie brała kąpiel.
- Podczas tych ćwiczeń chyba nie będziemy nadzy, hmm? - zapytała żartem, uśmiechając się do niego. Pierwszą jego zasadę, można powiedzieć, zignorowała. Nie dlatego, że uznała ją za mało wartą. Oczywiście, że była bardzo ważna. Zrobiła to dlatego, że była tak mało pewna siebie, że nie mogła sobie wyobrazić siebie zachowującej się w sposób, o którym wspomniał Jorge. Do drugiej natomiast podeszła z dużym szacunkiem. Nie rozumiała jej jeszcze do końca, ale wydawała się być bardzo sensowna. Szermierz wytłumaczył mniej więcej, o co chodzi, przynajmniej w teorii. Jego słowa brzmiały bardzo mądrze, jak od jakiegoś mędrca.
- Słucham? - zapytała ze zdziwieniem, gdy Jorge nakazał jej siebie popchać. Wyraźnie było widać, że wampirzyca zrobiła się spięta w momencie, gdy przyszło jej nawiązać kontakt fizyczny z Mieczem Zimy. Wszystko dlatego, że do tej pory nie myślała o tym, że te ćwiczenia będą wiązały się z możliwymi przepychankami. Ośmieliła się jednak, gdy szermierz własnoręcznie ją do tego zachęcił. Okazało się, że niezręczność i pohamowanie towarzyszyły jej tylko na początku, ponieważ im dłużej wykonywała wydawane polecenia, tym śmielsza się stawała.
- Mam rozumieć, że każesz mi się skopać? Gdybym wiedziała, że lubisz takie zabawy, dostałbyś ode mnie jeszcze wczoraj - odważyła się powiedzieć, po czym zachichotała dając znak, że był to tylko żart. Oczywiście nie chciała zrobić krzywdy przyjacielowi, dlatego też ten mógł wyczuć w jej działaniach pewną delikatność. Momentami mogła nawet wykonywać zadania z mniejszym udziałem siły niż ten wymagany, przez co musiała je powtarzać po kilka razy. Całość przebiegała w dobrej atmosferze. Nathanea jak zwykle czuła się dobrze w towarzystwie szermierza, a spędzany w ten sposób czas rozwijał ich znajomość. W pewnym momencie jednak stwierdziła, że jest dobra okazja, by wypytać go o niektóre sprawy. Poczekała aż dokończą ćwiczenie, po czym w wolnej chwili, nieświadoma tego, że może być to nieuprzejme i zbyt ciekawskie, zapytała:
- Co się stało między tobą a Panem Nawałnic? Dlaczego włóczysz się po miejscach takich jak to, zamiast być razem z nim? - Po krótkiej przerwie dodała. - Może chcesz, żebym pomogła ci go znaleźć?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Wzmiankę o trenowaniu nago Jorge zbył milczeniem, pozwalając sobie tylko na odrobinę nieprzychylne spojrzenie. Zdał sobie jednak sprawę, że to on ją sprowokował odruchową i przez to trochę głupią uwagą. No tak, co miało ją krępować? Giezło? Trzewiki? Był jednak przyzwyczajony, że każdy z kim do tej pory trenował, miał na sobie jakieś ozdoby, paski, sakiewki. Oczywiście podczas prawdziwego starcia nie będzie czasu, by się ich pozbywać, ale podczas treningu można było sobie pozwolić na ten luksus i Jorge zawsze zalecał, by z tego skorzystać. Ale skoro Bella była praktycznie gotowa, nie było co zwlekać. Przeszedł do rzeczy, od razu wchodząc w rolę trenera, bez żadnego ładunku emocjonalnego. Tak było im obojgu łatwiej. Może nawet za łatwo, zważywszy na jaki komentarz pozwoliła sobie Bella.
        - Lubię ostro - odparł Jorge takim tonem, jakby ją prowokował, choć mogło mu równie dobrze chodzić o walkę, co o… coś dużo bardziej intymnego. Tak naprawdę kto go znał, szybko by stwierdził, że chodziło o ogół. Na arenie, w łóżku czy na ulicy, Jorge lubił adrenalinę i ból, który przypominał mu, że mimo swej pewności siebie jest śmiertelny.
        - Jednak skopanie mnie wcale nie byłoby dla ciebie takie łatwe, nawet gdybyś wzięła mnie z zaskoczenia - zauważył. - Nie nosiłbym swojego tytułu, gdyby łatwo było mnie dopaść.
        Duma granicząca z pychą były tym, z czym Jorge walczył od od dawna i mimo wszystko nadal zdarzało mu się, że się jej poddawał - dokładnie tak jak teraz. Były momenty, w których pamiętał, że ma do czynienia z wampirzycą, która w momencie polowania mogłaby się okazać dla niego za szybka i za silna mimo niepozornej budowy ciała. Były też jednak chwile, gdy widział właśnie tylko jej powierzchowność, dziewczynę niższą, szczupleją od niego i mniej wyszkoloną. Tak po prawdzie gdyby doszło do starcia między nimi, pewnie mieliby równe szanse, bo wady i zalety jednego i drugiego by się równoważyły.
        Po jeszcze kilku ćwiczeniach - gdy Jorge rozważał, czy nie zrobić przerwy - wampirzyca pozwoliła sobie na kolejne pytanie, a właściwie serię pytań, które dość mocno go zaskoczyły swoją bezpośredniością. Z początku w ogóle nie chciał odpowiadać. Ledwo się z Bellą znali, a pytanie było bardzo intymne, choć ona pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie dość, że chyba z natury była bardzo bezpośrednia, to jeszcze zupełnie nie wiedziała na jak grząski grunt wkroczyła. Mógł się jednak na nią gniewać? Oczywiście, że nie. Wypadało, by jej odpowiedział, powiedział cokolwiek… Na razie jednak odwlekał tę chwilę - udawał, że jest bardzo spragniony i pił długimi, pełnymi namaszczenia łykami, z ręką wzniesioną w geście “poczekaj chwilkę”. Później zaś otarł usta, zakręcił bukłak i odłożył go na bok. Zerknął na wampirzycę. No niestety, już musiał się odezwać.
        - Wybacz szczerość, ale jak niby miałabyś mi pomóc go odszukać? - zapytał, zaczynając od końca. - On może być gdziekolwiek, to nie jest kwestia tropienia. Może gdybyś miała umiejętności magiczne albo znajomości, ale… Nie, przepraszam - zreflektował się. - Nie chciałem cię urazić. Po prostu… Wiem jak trudne jest to zadanie. I że same szczere chęci i zaangażowanie nie wystarczą. Gdyby tak było, już dawno bym go odnalazł… Wydaje mi się, że on nie chce mnie widzieć - dodał. Chodził bez celu po pomieszczeniu, a teraz, gdy miał powiedzieć to najważniejsze, przysiadł na jednej ze skrzyń. Skrzywił się lekko, bo temat wcale nie był miły.
        - Więź między mną a Panem Nawałnic jest nie tylko zależnością przywódcy i jego zastępcy - zaczął. - To coś o wiele bardziej prywatnego… Ale chyba jednostronnego - dodał z rezygnacją w głosie. - Ja byłem w stanie oddać za niego życie, ale on… Może pamiętasz, jak mówiłem o klątwie, która skuwa jego serce lodem. To nie była metafora. Coraz trudniej wykrzesać z niego jakiekolwiek uczucia. Chyba z czasem to co nas łączyło po prostu zgasło pod wpływem klątwy, a ja stałem się dla niego tylko pionkiem. Najwierniejszym, być może nawet najcenniejszym, ale pionkiem. Porzucił mnie, gdy w jednym ze starć przyjąłem za niego śmiertelny cios.
        Jorge bez ostrzeżenia - i w sumie trochę niepotrzebnie, ale on lubił dramatyzować - podniósł koszulę pod prawie same pachy. Na jego umięśnionym, lecz nadal dość smukłym torsie, widoczne były trzy okrągłe blizny, może niepozorne, ale zważywszy, że poza nimi nie miał żadnych innych znamion, można było się domyślić, że cokolwiek go dosięgnęło, było raczej skuteczne. I jeśli jego towarzyszka była dość spostrzegawcza, mogła się zorientować, że ich wzór odpowiada dziwnym szyciom na płaszczu szermierza. Widać Jorge miał na sobie wtedy to samo odzienie.
        - Nie wiem jakim cudem, ale przeżyłem to - oświadczył, opuszczając koszulę. - Ale nim w ogóle odzyskałem przytomność i wylizałem się z ran, on już dawno ruszył dalej. Od tamtej chwili go nie spotkałem. Być może to jakiś plan, którego nie miał okazji mi zdradzić albo nie mógł tego uczynić. Więc… Co zaszło między nami? Nie wiem. Dlaczego się włóczę zamiast być z nim? Właśnie dlatego, bo chcę go odnaleźć. Ale to mi się nie uda tak długo, jak on nie będzie tego chciał. Jestem o tym przekonany. Niech jednak to co powiedziałem pozostanie między nami - zastrzegł poważnym tonem. - Mówię ci to, bo nie jesteś jedną z nas i nie chcę, by inni kultyści się o tym dowiedzieli. Nie chcę plotek. Jesteśmy młodym kultem, dopiero powstajemy, a nasze struktury są kruche. Oni nie mogą wiedzieć, że u szczytu istnieją jakieś domniemany rozłamy. Ostatnie czego mi trzeba to podejrzenia, że wypadłem z łask. Albo że Pan Nawałnic porzucił nas wszystkich. On nie odszedł, ja to wiem, ja to czuję. Po prostu ma plany, którymi się z nami nie dzieli. Ja mu nadal ufam i wierzę w to co on tworzy. I nawet gdybym drugi raz miał przyjąć przeznaczony jemu cios, zrobiłbym to - podsumował. Widać było, że miał na końcu języka jeszcze jedno zdanie, ale patrzył na Bellę i ewidentnie rozważał, czy powinien je wypowiadać. W końcu zachował je dla siebie. Wstał.
        - Kontynuujemy, nim wystygniesz - zarządził, nie zwracając uwagi na to, że dobór słów mógł być trochę niefortunny w stosunku do wampirzycy. - Teraz chciałbym ci pokazać jak reagować, gdy ktoś zaatakuje cię od tyłu, dobrze? Nim przejdziemy do rzeczy, powiem ci co będziemy robić. Większość napastników założy ci chwyt na szyję, by cię unieruchomić, mogą ci też wykręcić ręce, przez to teoretycznie nie będziesz miała żadnej możliwości ruchu… Ale tylko teoretycznie. Nogi nadal masz wolne, musisz tylko działać szybko i zdecydowanie. Obcas wbity w stopę zaboli nawet największego twardziela. Albo kopnięcie w piszczel, tak samo. Wtedy cię puszczą albo chociaż się odsuną. Będziesz musiała sama wyczuć, czy dasz się dzięki temu wyrwać, czy może będziesz musiała poprawić. Na przykład uderzając łokciem w brzuch. Albo głową w szczękę. Złapię cię teraz, ale delikatnie, a ty spróbuj tego, co ci powiedziałem. Będę cię kierował.
        I po tych instrukcjach szermierz zaszedł Bellę od tyłu. Poinformował ją, że zamierza wykręcić jej rękę, wolną dłonią zaś zasłonił jej usta. Instruował jakie ma wykonywać ruchy, zastrzegając co jakiś czas, że ma panować nad siłą, bo nie zależało mu na siniakach. I mimo że sprawiał wrażenie skupionego, część jego myśli krążyła wokół Pana Nawałnic, sprowokowana przez pytania wampirzycy. Przez krótką chwilę chciał jej powiedzieć, że jest zakochany, ale wstrzymał się. Nie musiała wszystko wiedzieć. Jeszcze nie ufał jej na tyle, by przyznać się do swojej orientacji. Jego związek z Upadłym był co prawda przedmiotem domysłów wśród członków kultu niemalże od samego jego początku, ale były to tylko plotki, które nigdy nie znalazły potwierdzenia. Jorge wolał, by tak zostało - głównie przez to, że nigdy nie powiedział Panu Nawałnic co do niego tak naprawdę czuje. Choć czy on się nie domyślił po tym wszystkim co razem przeszli?
        - Chciałbym ci jeszcze pokazać jak bronić się przed uzbrojonym przeciwnikiem, ale to zależy czy masz jeszcze dziś na to siły? - upewnił się jakby nigdy nic, gdy skończyli kolejne ćwiczenie. - Nie chodzi o to, by przeładować cię informacjami. Poza tym jest coś, co konkretnie chciałabyś, bym ci pokazał? Mów, jeśli pomijam jakieś interesujące cię kwestie.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Lubił na ostro. Starając się nie myśleć o tym za dużo i nie wyobrażać sobie sprośnych sytuacji, wampirzyca postanowiła skupić się na treningu. Znali się zdecydowanie za krótko i nie byli ze sobą w relacji, dzięki której wygodnie byłoby im razem schodzić przy sobie na tematy przez niektórych uznawane za tabu. Dlatego też, dla poczucia większej swobody i czystości sumienia, uznała, że Jorge patrzył na to jedynie przez pryzmat treningu. Jego prowokujący ton sprawił, że była gotowa wykonać ćwiczenie z jeszcze większym zapałem. Tak też uczyniła.
W czasie przerwy, po zadaniu pytań, śledziła szermierza zaciekawionym wzrokiem. Widać było, że czeka na odpowiedź. Nie zważając na to, czy jest to kulturalne czy też nie, uważnie obserwowała przyjaciela nawet wtedy, gdy ten zaspokajał pragnienie. Zanik pamięci skutecznie zagłuszał jej instynkt moralny, który wręcz krzyczał, by zaprzestać wpatrywania się w mężczyznę i wypytywania go o jego relację z upadłym aniołem.
Jego odpowiedź ją zaskoczyła. Zaskoczyła i wprawiła w zakłopotanie. O tym nie pomyślała. Rzeczywiście nie miała pojęcia, jak mogła mu pomóc szukać jego pana. Nie przyszło jej do głowy, że gdyby to było takie proste, Jorge dzięki swemu oddaniu i wierze już dawno odnalazłby głowę kultu. Teraz wpatrywała się w niego z wyraźnie widocznym zdziwieniem na twarzy. Przez chwilę wpadł jej do głowy pomysł wyruszenia po prostu razem na poszukiwania. Towarzyszyłaby mu i pomagała w codziennych trudach podróży. Nie ośmieliła się jednak przedstawić swojej propozycji. Dopiero w tym momencie, po ujrzeniu reakcji szermierza, bała się, że zabrnie za daleko jeśli tylko pójdzie z tematem troszkę dalej. Nie. To musiało zaczekać. Tak naprawdę nie wierzyła nawet, że jej obecność cokolwiek by zmieniła. Nie potrafiła czarować. A przynajmniej o tym nie wiedziała. Nie pamiętała również żadnego ze swych znajomych. Rzeczywiście nie mogła pomóc przyjacielowi w żaden sposób. Poczuła się z tym źle, ponieważ była to pierwsza sytuacja, w której jej bezradność dawała się we znaki.
Widziała po nim, że źle postąpiła. Chociaż mogło się wydawać również, że Jorge potrzebuje kogoś, by mu się wygadać. Nie uciął tematu zbyt szybko, dlatego też wampirzyca stwierdziła, że coś trapi jego serce. Dlatego też dała czas towarzyszowi na ewentualny namysł, po czym widząc, że ten wreszcie siada na skrzyni, wlepiła w niego ciekawskie spojrzenie. Jednak to nie tego spodziewała się usłyszeć. Słowa wypowiadane przez Miecza Zimy napawały ją smutkiem i żalem. Ciekawość przerodziła się we współczucie, które teraz wyraźnie widniało na licu Belli. Chciała go w jakiś sposób pocieszyć, wesprzeć. Zapewnić, że poświęcenie Jorge'a nie było dla Pana Nawałnic czymś nieznaczącym. Chciała go zapewnić, że jest tak, jak powiedział. To wielki plan mistrza, który na ten moment nie może go nikomu zdradzić. Nie mogła jednak tego uczynić. Nie wiedziała, jak jest naprawdę, a nie zamierzała też rzucać pustych słów. Gdy zobaczyła blizny szermierza westchnęła jedynie i ze smutnym wzrokiem popatrzyła na mężczyznę. Nie przerywała mu. Nie chciała się wtrącać. Miała wrażenie, że Jorge trzymał to w sobie przez bardzo długi czas. Wydawał jej się być taki samotny, bez przyjaciół. Gdyby tak nie było, to czy zwierzałby się ledwie poznanej osobie?
Mogło się wydawać, że zignorowała jego prośbę o dyskrecję. Nie odpowiedziała na to ani jednym słowem. Właściwie to w ogóle się nie odzywała. Gdy przyszło im kontynuować trening, nie potrafiła się już skupić na poleceniach. Nie zwróciła nawet uwagi na ciekawy dobór słów Jorge'a. Po prostu podeszła do niego, jakby nigdy nic i w zamyśleniu robiła to, o co prosił. Skinięciem głowy zgodziła się na wykręcenie ręki i mimo lekkiego bólu spowodowanego wczorajszymi stłuczeniami i samym pokazem szermierza, nie zamarudziła i zrobiła dokładnie tak, jak nakazał jej przyjaciel. Miała chęć najpierw wbić mu obcas w stopę dwa razy, a potem postarać się kopnąć w piszczel, ale przypomniała sobie o kontrolowaniu siły. Przecież w dalszym ciągu nie chciała mu zrobić krzywdy.
Gdy zakończyli swego rodzaju pierwszą część treningu, a Jorge zaproponował pokaz samoobrony przed uzbrojonym przeciwnikiem, wampirzyca pokręciła przecząco głową.
- Nie, chyba na dzisiaj mam już dość. Lepiej będzie, jeśli zrobimy to jutro. - Przez historię opowiedzianą przez szermierza, Bella nie potrafiła się już skupić. Tak naprawdę nie sama historia była temu winna, a smutek, który ją ogarnął. Ten wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna wydawał się być twardym przeciwnikiem, jednak teraz krwiopijczyni zaczynała widzieć, że pod tą górą mięśni i wysoką pozycją kryje się nękana przez niepewność, kochająca i samotna osoba. Oczywistym dla niej było zachowanie tego w tajemnicy. Nie wyobrażała sobie, że nowicjusze uwierzą w sprawę zakonu, który chwieje się u samych podstaw. O ile sądziła, że powinni znać prawdę, tak nie mogła zrobić tego swemu przyjacielowi. Nie temu, kto uratował jej życie i się nią opiekuje.
- Obiecuję ci, że nikomu nie powiem o tym, co mi dzisiaj powiedziałeś. - Podeszła do szermierza i spojrzała mu prosto w oczy.
- Chciałabym też, żebyś wiedział... Jeśli tylko coś cię będzie trapić lub będziesz miał z czymś problem, ja będę czekała, gotowa ci pomóc. Nawet jeśli będziesz chciał porozmawiać albo po prostu wyrzucić coś z siebie. Bez moich zbędnych pytań... Zawołaj po prostu. - Po tych słowach poczuła coś, czego poczuć nie powinna. Nagłą chęć udowodnienia, że szermierz nie jest już sam. Wiedziała, że nie powinna. Że to nie powinno mieć miejsca, ale to coś było silniejsze. Chociaż była martwa, to serce zabiło jej szybciej, a żołądek lekko się skurczył. Oparła o jego ramiona swe ręce, przysunęła się i pocałowała go w policzek. Następnie szybko się odsunęła, złapała się za lewe ramię i wlepiła swój wzrok w podłogę.
- Myślę, że najlepiej będzie, jak wrócę do sypialni. Wystarczająco dużo czasu ci dzisiaj zabrałam. Ty sam powinieneś też odpocząć, bo chyba nie spałeś za długo. Tylko pamiętaj, co ci powiedziałam. - Ostatnie słowa wypowiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Za twoim przyzwoleniem - oczekiwała na potwierdzenie, że może skierować się do przydzielonego jej pokoju. Jeśli Jorge się zgodzi, wampirzyca tak właśnie uczyni. Jeśli jednak będzie próbował ją zatrzymać, ta go wysłucha i wstrzyma się ze swoimi działaniami.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge nie spodziewał się, że wampirzyca tak przejmie się jego historią. W sumie nigdy nikomu wcześniej jej nie opowiadał, a w każdym razie nie w całości. Wiele razy powtarzał historię tamtej bitwy, w której prawie stracił życie - to była jego legenda, po tym go poznawano i o tym ludzie chcieli słyszeć. Nie o jego nieszczęśliwej miłości. To zawsze zachowywał dla siebie, bo nie miał odpowiedniego słuchacza. Bella… Zdawała się taka być. Było w niej coś, przez co jej zaufał. Nie w pełni, bo przecież nie nazwał przy niej głośno swoich uczuć, ale i tak bardziej niż kultystom, którzy byli od niego zależni, którym on sam był coś winien.
        Czy poczuł się po tym lepiej? I tak i nie. Na pewno głęboko się zadumał, choć nie było tego widać. Gdy dochodziło do walki, potrafił mieć podzielną uwagę - jego ciało doskonale odnajdywało się w szkoleniu, ale umysł był zajęty czym innym. Wspomnieniami i bolesnymi rozważaniami. Sam nie był specjalnie entuzjastycznie nastawiony do kontynuowania nauki, ale nie zamierzał się mazgaić. Przyjął jednak z wdzięcznością pomysł wampirzycy, aby przerwać. Nawet go pochwalał, bo co za dużo to niezdrowo - nie mógł przeładować jej wiedzą, bo przez to wszystko zapamięta jedynie powierzchownie i nie pomoże to ani jej, ani jemu. Po prostu stracą czas.
        - Masz rację, potrzebujemy odpoczynku - przyznał, używając liczby mnogiej, bo wcale nie zamierzał udawać, że nie jest trochę zmęczony. Bez żadnego dodatkowego komentarza zaczął się szykować, by opuścić ten pokój, bo zdawało mu się, że wszystko zostało już wyjaśnione. Bella jednak - pewnie przemyślawszy usłyszaną historię - postanowiła jeszcze raz go zagaić. Szermierz przerwał więc co robił i zwrócił się do niej przodem.
        - Doceniam - zapewnił, gdy obiecała dochować dyskrecji. - Dziękuję - dodał. Nie unikał jej spojrzenia. Przeciwnie, on lubił patrzeć w oczy, więc było mu to wręcz na rękę. Widział dzięki temu szczerość w jej spojrzeniu i to go uspokoiło. Nie czuł tego wcześniej, ale jednak jej brak odpowiedzi na prośbę o zachowanie tajemnicy tkwił zadrą w jego boku. Teraz ta drzazga została wyjęta i mógł się chociaż odrobinę rozluźnić.
        Wyznanie Belli - jej oferta - zupełnie go jednak zaskoczyła. Była szczera, w to nie wątpił ani chwili, lecz… Nigdy wcześniej nikt nie zaoferował mu, że zostanie jego powiernikiem. Wydawało mu się, że to może być kwestia tego, że okazał jej słabość. Przed wszystkimi innymi grał twardego, sinego i zaradnego. Tylko jej przyznał się, że ma problem, że cierpi. Chyba miał szczęście, bo wielu by go wyśmiało albo po prostu mu nie uwierzyło. Jak to - mężczyzna, który naprawdę ma wszystko, jest przystojny, ma pozycję, wpływy, majątek. Czego mu brakuje? Nawet nie powiedział tego na głos…
        - Dziękuję, doceniam to - odpowiedział szczerze Belli, choć czy skorzysta z jej oferty… Tego jeszcze nie był pewny. Gdy się zbliżyła, spojrzał na nią pytająco, a gdy się o niego oparła, złapał ją za ręce, by panować nad dystansem. Zaufał jej jednak na tyle, że pozwolił się do siebie nachylić, choć obrócił głowę, nieświadomie nadstawiając się na całusa w policzek. Zaskoczył go ten gest z jej strony. Czułość, której nie rozumiał - taka, która nie miała związku z pożądaniem… Chyba. Pocałowała go jak siostra, nie potencjalna kochanka - czuł to. Nigdy jednak tego nie doświadczył, bo nawet gdy jeszcze żył ze swoją rodziną, nie było tam czułości.
        - Mną się nie przejmuj - zapewnił szczerze, gdy sugerując udanie się do pokoju, wspomniała o tym ile czasu tego dnia z nim spędziła. Nie przeszkadzało mu to. - Gdybym nie chciał z tobą przebywać, nie przyszedłby do ciebie przed treningiem - zauważył uprzejmie. - Ale masz rację, chodźmy.
        Szermierz gestem zaprosił wampirzycę do wyjścia. Faktycznie, trochę się zmęczył tym dniem - nawet nie wiedział jak bardzo, dopóki się nie zatrzymał. Myślał o tym, by udać się do siebie i trochę się odpocząć, ale niestety, miał jeszcze coś do załatwienia.
        - Bella - zwrócił się do niej, gdy go mijała. - Jeszcze raz dziękuję… Za to jak przyjęłaś moje słowa - wyjaśnił, uśmiechając się do niej samymi oczami. Później każde poszło w swoją stronę: wampirzyca do siebie, a szermierz w stronę części wspólnej klasztoru.

        Bella miała rację co do tego, że Jorge był zmęczony – spędził wiele dni w drodze, ostatniej nocy poszedł późno spać, a za dnia cały czas był na nogach, skupiony i aktywny. Jednak poczucie obowiązku nie pozwalało mu odpocząć i to napędzało go od samego początku. Teraz… Mimo że powinien iść spać i tak naprawdę cokolwiek miał jeszcze do załatwienia, mogło poczekać, nie mógł wrócić do siebie. Z tego względu jego drogi z wampirzycą się rozdzieliły, a on poszedł do części wspólnej, a później do pokoju, który był przeznaczony na przyszłą lecznicę. Teraz wyglądała raczej jak obskurna cela – w środku stały dwa łóżka, stoły z ułożonymi w koszach narzędziami, dwie szafki pełne różnych słojów i stosów czystych opatrunków. Na jednym z łóżek – tym zasłanym, bo drugie było pozbawione nawet materaca – leżał mężczyzna, którego Jorge szukał: Urien Cerro. Pokiereszowany uczony podniósł się do pozycji siedzącej widząc wchodzącego gościa i pewnie by wstał, gdyby nie to, że Jorge wstrzymał go gestem.
        - Proszę siedzieć – rzucił, przyciągając sobie taboret, by usiąść naprzeciw. Założył nogę na nogę i nachylił się do Uriena, który cały czas się na niego gapił podejrzliwie.
        - Jak się pan czuje? – zapytał szermierz.
        - Lepiej… Rany się goją… Ten wasz kapłan, Dżartai, zna się na rzeczy, hm…
        - Miło mi to słyszeć – zapewnił Jorge. – A psychicznie lepiej? Spokojniej? – doprecyzował, patrząc się na Uriena bardzo znacząco.
        - Nadal nie pojmuję jak możecie mieszkać pod jednym dachem ze stworzeniem wyklętym przez Pana. To wręcz gorsze, niż jakbyście trzymali tu dzikie lwy – lwy są chociaż głupie, a wampiry…
        - Pan nakazał wybaczać – przerwał mu szybko Jorge. Choć nie był kaznodzieją i niespecjalnie angażował się w tę część działalności kultu związaną z nawracaniem i nauczaniem, przeżył już dość tego typu potyczek słownych, by ukuć sobie kilka dobrych argumentów i dobrze poznać przeciwnika. Czasami kojarzyło mu się to z czasami, gdy walczył z urażonymi uczniami szkoły Muero. Niech to, niby to raptem dwa lata, a on czuł się, jakby minęły całe wieki…
        - Jest różnica między wybaczaniem a naiwnym wkładaniem głowy w paszczę potwora – zbył go Urien, Jorge jednak nadal był spokojny i gotowy do dalszej dyskusji.
        - Panie Cerro – zaczął. – Bella to nie potwór. Nie jest wyrachowanym potworem. Ufa nam, bo jest tak samo gościem tu, jak pan. Jeśli wierzy pan, że zajmujemy się panem dobrze, to proszę pomyśleć, że nią zajmujemy się tak samo. Nic panu z jej strony nie grozi…
        Jorge przerwał, gdy usłyszał pukanie do drzwi, po którym zaraz ktoś nacisnął klamkę i wszedł do środka. W wejściu pojawiła się podejrzliwie patrzący Dareg, na którego twarzy wyrysowało się zaskoczenie, przez które prawie się cofnął.
        - Mieczu Zimy… - bąknął, po czym lekko się skłonił. – Ja… przyjdę później.
        - Nie ma takiej potrzeby, możesz wejść – odparł szermierz.
        - Ale Dżartai kazał mi zmienić opatrunki i…
        - Dobrze, rozumiem – przerwał mu szermierz, domyślając się, że to chodziło o komfort Uriena. – W takim razie ja przyjdę później. Do widzenia, panie Cerro.

        Świadomy tego, że ta rozmowa nie poszła zgodnie z planem, ale nic nie da się z tym zrobić, Jorge wrócił do swojego pokoju. Zamknął się w nim z westchnieniem, jakby w końcu dotarł do upragnionego azylu. Teraz naprawdę poczuł się zmęczony. Zzuł buty i rozebrał się do samych spodni, po czym rzucił się na łóżko. Nawet się nie przykrył, jedynie obrócił na plecy i poprawił swój wisiorek, by równo leżał na jego torsie, po czym wsunął ręce pod głowę i niemal natychmiast zasnął, choć zdawało się to prawie niemożliwe z tą ilością myśli, które kłębiły się w jego głowie.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Skinęła głową na znak, że przyjęła słowa Jorgego, po czym pomachała mu na pożegnanie. Nie pytała kiedy i gdzie ponownie się spotkają, ponieważ uznała to za zbędne. Po pierwsze, szermierz łatwo mógł ją odnaleźć, a po drugie, nie chciała się narzucać. Doszła do wniosku, że towarzysz odwiedzi ją w pokoju, gdy tylko będzie miał na to ochotę. Ona sama również miała jeszcze coś do załatwienia. Jej sprawa musiała jednak zaczekać do momentu zajścia słońca, ponieważ nie zamierzała trudzić się tym bacząc dodatkowo na światło dzienne. Dlatego też odwróciła się w kierunku, z którego wcześniej przyszli i tą samą drogą ruszyła do swojej izdebki. Nie zamierzała jednak czytać swojej lektury. Tak naprawdę to o niej zapomniała. Jej myśli krążyły wokół zajścia w pomieszczeniu do ćwiczeń. Miała wrażenie, że postąpiła nierozsądnie i niepotrzebnie. Z jednej strony taki pocałunek nie był niczym złym. Mógł być swego rodzaju podziękowaniem za to wszystko, czego od niego doświadczała. Na domiar tego, może i Jorge miał gdzieś kogoś bliskiego, ale teraz go tu nie było. Wampirzyca miała wrażenie, że jest to dla szermierza krzywdzące, więc może powinna chociaż spróbować zastąpić mu przyjaciela. Z drugiej jednak strony, Miecz Zimy był Mieczem Zimy. Jasno dał do zrozumienia, że już kogoś posiada. To, że ten ktoś był nieobecny w żaden sposób nie zezwalało nikomu na zbytnie spoufalenia z Jorgem. Wampirzyca starała się wyobrazić sytuację, w której gdzieś na świecie posiada swego mężczyznę. Takiego, którego by kochała i za którym by tęskniła. I w czasie długiej rozłąki uratowałby on pewną kobietę od niechybnej śmierci, po czym zajmowałby się i dbał o nią tak, jak to robi teraz szermierz z Bellą. Krwiopijczyni na tę myśl poczuła ukłucie zazdrości, po czym potrząsając przecząco głową rozgoniła te myśli. Ta wizja, to wyobrażenie dało jej do myślenia. Stwierdziła, że zdecydowanie przesadziła i nie powinna tak lekkomyślnie poddawać się impulsom. Zaczęła odczuwać wstyd przed samą sobą, co poskutkowało mocnym zaczerwieniem się policzków. Wyglądało to, jakby wampirzyca była na coś chora, ponieważ zaczerwienienie mocno kontrastowało z jej bladą cerą. Miała szczęście, że nikogo nie spotkała przez całą swoją drogę.
Nawet nie zorientowała się, że dotarła właśnie do drzwi od swojego pokoju. Stała przed nimi w zamyśleniu i dopiero po chwili otworzyła je, a następnie przekroczyła próg. Westchnęła widząc puste pomieszczenie. Oczywiście nie spodziewała się w nim nikogo, jednak dopiero teraz dotarło do niej, że nie ma już dzisiaj żadnego innego zajęcia, niż otworzenie i czytanie książki. No, przynajmniej dopóki nie zajdzie słońce. Zamknęła za sobą wejście na zamek, po czym usiadła na łóżku obok grymuaru i zdjęła buty. Przez chwilę przyglądała się swoim bladym stopom, by po chwili chwycić za księgę, oprzeć się na łóżku i zanurzyć ponownie w jakże interesującym dziele. Była świadoma tego, że dla kogoś, kogo pamięć nie została zaburzona może być to nic innego jak kawałek papieru, jednak ona była go ciekawa tak bardzo, jak małe dziecko grzechotką.
Najpierw zajęta była odszukaniem strony, na której doszukała się informacji o wampirach. Im dłużej jej to zajmowało, tym mocniej biło jej serce. Była tak ciekawa swojej rasy... Nie, nie rasy. Ona była ciekawa samej siebie. Chciała wiedzieć, co potrafi, na co może sobie pozwolić i w jaki sposób radzić sobie poza murami tego przybytku. Wiedziała już, że jest, przynajmniej w teorii, szybsza i silniejsza od zwykłych ludzi. Że widzi i słyszy od nich więcej. Jednak miała wrażenie, że ta książka powie jej więcej niż Jorge.
Gdy tylko odnalazła odpowiednią stronę, mocno się zdziwiła. Nie tylko dlatego, że była tu masa informacji. Od razu wpadł jej w oko obraz bladej kobiety o blond włosach. W jednej dłoni trzymała ona sztylet, a w drugiej... czyjeś serce. Ubrana była w białą, zakrwawioną suknie. Dla młodej czytelniczki szokującym był fakt, że narysowana kobieta była podobna do niej. Może nie jakoś z twarzy, ale karnacja, kolor włosów, a nawet poplamione odzienie do siebie pasowały. No i to serce... Może Bella nie była po prostu przyzwyczajona, jednak nie wyobrażała sobie, że kiedyś mogłaby trzymać czyjeś serce w dłoni. Rysunek ten przyprawił dziewczynę o dreszcze, jednak niezaspokojona ciekawość wzięła górę. Nathanea zaczęła czytać. Od razu wyjaśniło się wiele rzeczy. Najpierw to, dlaczego Jorge wiele razy powtarzał Belli, że dobrze wygląda. Jak się okazuje, wampiry cechuje atrakcyjność. Następnie, dlaczego zwierzęta tak nerwowo się przy niej zachowywały. Potem skutki braku odżywiania się krwią. Masa informacji odnośnie pochodzenia, kultury, a nawet rozmnażania. Bella nie myślała ani przez chwilę o tym ostatnim, ale kto wie, czy wiedza nawet na taki temat kiedyś się jej nie przyda? Wisienką na torcie jednak było to, że według tej książki, dziewczyna była w stanie się przemienić. Czy to prawda? I w co? Tego nie wiedziała, ale była tym faktem niezwykle podekscytowana. Kruk, kot lub nietoperz. Te trzy zwierzęta zostały wymienione na papierze. Przez chwilę miała nawet nadzieję, że Miecz Zimy będzie w stanie powiedzieć jej o sposobie, w jaki można to osiągnąć, ale zaraz poczuła zawiedzenie. Uważała, że jest to na tyle ważna informacja, że Jorge wspomniałby o tym od razu, gdyby tylko był tego świadom. No ale zapytać nie zaszkodzi...
Gdy z trudem oderwała się od księgi, zorientowała się, że słońce już zaszło. Stwierdziła, że jest to dobry moment na to, by załatwić parę spraw. Nie była co do tego przekonana i trochę się bała, jednak zamierzała w pełni zaufać Jorgemu. Najpierw usiadła na łóżku i wsunęła nogi w obuwie. Potem odłożyła książkę na bok i skierowała swój krok do drzwi. Otworzyła je, a następnie udała się w stronę pomieszczenia, w którym rano wszyscy spożywali posiłek. Miała nadzieję znaleźć Ninę, by zapytać ją o zgodę na skorzystanie z kąpieli. Chciała również poprosić o czyste ubranie. Niestety nie miała szczęścia i natknęła się po drodze na Loama. Tak naprawdę wdzięczna była losowi, że to właśnie jego spotkała, gdyż w pewien sposób była już z nim zaznajomiona. Jak się okazało, rzekoma największa szumowina w zakonie była niezwykle pomocna, ponieważ nie tylko powiedziała, gdzie można znaleźć Ninę, ale i również do niej zaprowadziła.
Jak można się spodziewać, po niedługim czasie Bella otrzymała drugą, czystą suknię. Zadbała także o higienę i wzięła kąpiel. To właśnie wtedy zauważyła, że zeszłego wieczoru zostawiła swoje rzeczy, by te mogły w spokoju schnąć. Nie zamierzała ich zostawiać, dlatego już podczas mycia się kombinowała, w jaki prosty sposób przetransportować je do swojego pokoju. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie po prostu je założyć, a suknie i otrzymane buty weźmie w ręce. Tak też zrobiła. Z małym trudem ubrała swoje rzeczy, po czym wróciła do przydzielonej jej izdebki. Dopiero w środku przebrała się w odzienie od Niny i prawie od razu poszła spać. Nie dlatego, że odczuwała taką potrzebę. Tak naprawdę żal jej było, że marnuje noc. Miała nadzieję, że niedługo jej tryb życia się zmieni i to właśnie po zachodzie słońca będzie zaczynała swój "dzień". Poszła spać dlatego, że nie miała już dzisiaj nic do zrobienia, a i na czytanie przeszła jej ochota. Z tego właśnie powodu przemyślała swoją pierwszą połowę dzisiejszego dnia, a przy drugiej... zasnęła.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge spał całkowicie nieprzytomnym snem. Po wielu dniach w siodle dotarł na miejsce, ale nie miał czasu odpocząć po podróży. Dotarli późno, rano zaraz zerwał się na jutrznię i od tamtej pory był aktywny. Teraz po prostu już nie miał siły, a tym bardziej nie miał motywacji, by się trzymać. Załatwił co miał załatwić i potrzebował drzemki, która wyszła mu dłuższa niż zwykle. Śpiąc nie zmienił prawie w ogóle pozycji, jedynie w pewnym momencie wyciągnął jedną z rąk spod głowy i położył ją na lodowym płatku róży, który leżał na jego torsie. Westchnął, jakby poczuł ulgę czując jego chłód pod palcami i pogrążył się w jeszcze głębszym śnie bez snów.
        Szermierz obudził się, gdy słońce już zachodziło. Na zewnątrz światło stało się pomarańczowe i zaczęło robić się chłodniej – poczuł to chociażby na swojej skórze, która aż pokryła się gęsią skórką. Jorge westchnął i przetarł twarz dłońmi. Usiadł, przeciągnął się. Czuł się lepiej, naprawdę. Nawet przeszło mu to poczucie frustracji, które wcześniej trochę go gniotło – tego, że tak miękko zachował się przed Bellą. Nie by wstydził się własnych uczuć, ale chyba powiedział za wiele. Nie znał jej i nie wiedział jak zareaguje na to, że był zakochany w mężczyźnie. Czy w ogóle już to zrozumiała? Ani razu nie przyznał się wprost do swojej miłości, ale chyba powiedział już dość, by mogła się zorientować? W końcu wspominał, że jest zajęty i że za swojego przywódcę jest w stanie się poświęci, a ileż może istnieć osób, za które było się skłonnym oddać życie poza ukochanymi? Może jednak się nie domyśliła i myśli, że Pan Nawałnic jest po prostu jego idolem? Nie zamierzał tego weryfikować – po prostu nie będzie poruszał tego tematu. Tak będzie łatwiej, Bella miała w końcu dość własnych problemów, nie musiała jeszcze słuchać wiecznie o jego złamanych sercu.
        Miecz Zimy wstał i ubrał się w to samo, co miał na sobie przed drzemką. Niemal od razu wyszedł z pokoju, zwolnił jednak kroku, gdy przechodził obok drzwi Belli. Zapukać? Nie zapukać? Nie chciał, by poczuła się osamotniona, ale nie chciał też przesadzić w drugą stronę i się jej narzucać. W końcu uznał, że da jej spokój – nie mógł jej niańczyć całą dobę, była dorosła i jakby coś było nie tak, mogła sobie z tym poradzić, wiedziała już wszak dość, by nie zrobić sobie przy tym krzywdy. Mógł się zająć sobą.
        Nogi zawiodły szermierza do sali wspólnej. Był to dla niego tylko przystanek w drodze do kuchni – umierał z głodu po całym aktywnym dniu. Już na korytarzu, gdy mijał jedną z kultystek, dowiedział się, że reszta już jadła wieczerzę – pukali do jego pokoju, by przyszedł, ale nie odpowiedział im, więc się nie narzucali. Jorge bez większego skrępowania przyznał, że faktycznie zasnął trochę nieprzytomnie, ale nikt nie miał o to do niego pretensji – dowiedział się, że w kuchni znajdzie się jeszcze coś ciepłego i jeśli będzie miał ochotę, może częstować się czym chce. Mahinka zaproponowała nawet, że może mu coś przygotować, lecz Miecz Zimy jej odmówił – nie miał tak pańskiego podniebienia, by nie zadowolić się tym co znajdzie. Był po prostu głodny, a w takich chwilach nie wybrzydzał.

        Jorge czekał już dobrą chwilę, aż ta elfka się odezwie. Widział jej spojrzenie, którym go obrzuciła, gdy wszedł do kuchni. Zerkała przez cały czas, gdy sam organizował sobie jakąś kolację i łypała na niego, gdy siedząc na kuchennym blacie jadł letnią już potrawkę. Coś chciała powiedzieć, może o coś zapytać, ale cały czas się wahała. Miecz Zimy zaś był troszkę złośliwy – mógł przecież z talerzem wyjść, by zjeść przy stole, ale on wolał zostać i usłyszeć co jej przeszkadza.
        - Nie pasuje mi to do ciebie – odezwała się w końcu.
        - Co? – zapytał Jorge, nie siląc się na elokwencję, ostatnie pozory dobrego wychowania zachowując jedynie dzięki temu, że przełknął nim się odezwał.
        - Nie zachowujesz się jak ktoś ważny.
        - Ważni też muszą jeść.
        - Wiesz, że nie o to mi chodziło.
        - To nie przeszkadza ci mówić do mnie na ty.
        - Czepiasz się.
        - Nie, po prostu nie rozumiem – odparł lekko Jorge, grzebiąc łyżką w misce. – Nie jestem księciem, mam po prostu zaszczyt, że Pan Nawałnic dostrzegł moje umiejętności i dał szansę, bym służył jemu. To tyle. Od tego nie rośnie kij w dupie.
        - Pan Nawałnic jest bardzo dostojny, spodziewałam się, że ty też będziesz.
        Miecz Zimy zamarł. Wcześniej przez chwilę patrzył na zawartość swojego talerza, ale teraz przeniósł na nią spojrzenie, jakby chciał się skonfrontować i dostrzec jej blef.
        - Znasz go? – zapytał ostrożnie.
        - Chciałabym, ale nie.
        Jorge nie kontynuował tej dyskusji. Wywrócił oczami, by dać do zrozumienia, że ma dość, po czym wrócił do jedzenia. Siedzieli tak w milczeniu, bo elfka zrozumiała aluzję, ale oboje mieli co robić. W końcu szermierz w końcu skończył posiłek i poszedł, życząc kultystce dobrej nocy.

        Rano Jorge nie poszedł by obudzić Bellę – ze swojego pokoju udał się od razu na poranne modły. Pierwszą osobę wampirzyca spotkała więc dopiero po wyjściu ze swojego pokoju. Był to Dareg, który akurat przechodził korytarzem. Chłopak spojrzał na nią jak zwykle nieufnie – tak jak dzieci patrzyły na gości swoich rodziców, przez których nie można było się bawić tak jak się chciał. Po chwili jednak chłopak zreflektował się, że nie może tylko tak stać i gapić się. Mruknął ciche „dzień dobry” i zrobił krok, ale się zawahał. Zerknął jeszcze raz na Bellę.
        - Dlaczego on ci pomaga? – zapytał zupełnie niespodziewanie, nawet nie tłumacząc kogo ma na myśli. – Drapieżnik powinien sobie sam radzić, prawda?
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości