Szepczący LasZacznijmy wszystko od nowa...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Pomoże jej się oswoić? Czy to możliwe, że ktoś tak wysoko postawiony zawraca sobie głowę kimś, kto w każdej chwili może wybuchnąć i narobić tak wiele szkód? Belli podejrzanym zaczynał się stawać fakt, że Jorge od tak po prostu zadaje sobie trud i bierze na siebie odpowiedzialność za niestabilną wampirzycę. Co prawda nie wiedziała, że sytuacja na świecie, jeśli idzie o stosunki między "ludźmi", jest beznadziejna i była w stanie uwierzyć w każdą obietnicę, lecz ktoś taki jak Miecz Zimy ma zapewne mnóstwo obowiązków i otacza się zaufanymi ludźmi, z którymi może porozmawiać. Na co była mu ona? Nic nie pamiętająca, młoda, zagubiona wampirzyca? Dlaczego dodawał sobie kolejnego obowiązku, który mógł się przerodzić w tragiczną w skutkach decyzję? Tak, na pewno go o to zapyta. Nie wie, czy tej nocy, ale na pewno w najbliższym czasie.
Gdy wymieniał tak zalety bycia wampirem poczuła się... lepiej. Nie dlatego, że poczuła się lepsza od niego. Nic z tych rzeczy. Zdawała sobie sprawę, że wojownik nie bez powodu jest prawą ręką upadłego anioła. Musiał posiadać duże umiejętności. Według Nate bardzo prawdopodobnym było, że bez żadnej broni potrafi walczyć równie skutecznie co z nią. Chodziło raczej o to, że nie była zwykłym, szarym człowiekiem, niczym niewyróżniającym się z tłumu. Cieszyło ją to, że w razie niebezpieczeństwa mogła wykorzystać atuty wynikające z tego, czym była. Dawało jej to zwiększone poczucie bezpieczeństwa. Nie czuła się już taka bezbronna. Napawało ją to dumą. Zrodziła się w niej nawet nadzieja na to, że może okazać się pomocna Jorgowi, gdy ten zdecyduje się ją zabrać w dalszą drogę. O ile w ogóle.
Niestety mężczyzna szybko ją utemperował, przedstawiając jej słabe punkty. Czosnek? Oczywiście. Była w stanie go unikać. O to się właściwie nie martwiła. Wyobrażając sobie jego smak doszła nawet do wniosku, że to akurat nie będzie żaden problem. Nawet, gdyby nie była wampirem trzymałaby się od niego z daleka. Srebro? Tu coś było dla niej niejasne. Rany? Tak, zrozumiała w stu procentach. Silny ból? W tej kwestii musiała zadać Jorgowi pytanie.
- Czy zwykłe dotknięcie srebrnego przedmiotu będzie mnie boleć, czy chodziło ci o to, że zacznę odczuwać ból dopiero po zranieniu się owym... srebrem? - Wlepiła w niego wzrok, który zdradzał jednocześnie powagę, ale też mocne zaciekawienie.
Gdy wojownik definitywnie skazał próby walki z uzależnieniem na porażkę, wampirzyca widocznie posmutniała. Jej ciało mogło dać mylne wrażenie, gdyż zachowało się, jakby Nate odetchnęła z ulgą. To jest: zapadło się i rozluźniło wszystkie mięśnie. Jedynym sygnałem podłamania Belli było to, że od razu odsunęła się lekko od rozmówcy i zatopiła czoło w dłoniach. "Jak to skazana na porażkę?", "Jedyne pożywienie?", "Nie dam rady się z tym uporać i temu przeciwstawić?" - takie pytania pojawiały się same w jej myślach. Czuła się, jakby do jej żołądka spadło nagle kilka ton głazów wielkości tego, o który uderzyła jakiś czas temu. Nawet fakt, że nie musiała martwić się ani o jedzenie, ani o picie nie zdołał załagodzić sytuacji.
- Ja... - wymamrotała cicho. - Dziękuję, za szczerość. - Gdzieś spośród palców wyrwał się stłumiony głos elfiej wampirzycy. Próbowała przetrawić to wszystko, co mówił jej w tej chwili Jorge. W pewnym momencie zaczęła nawet myśleć poważnie o podróży do tej całej Maurii. Pomysł ten jednak szybko uznała za bardzo zły, gdyż na ten moment czuła się... istotą przypisaną do swego wybawcy. Chciała mu się odwdzięczyć i nie wyobrażała sobie wyruszenia w świat bez niego. Nawet gdyby chciała się od niego oddalić, to prawdopodobnie zginęłaby po zaledwie kilku dniach. Z tego stanu wyrwała ją jednak propozycja Miecza Zimy. Mocno zaskoczona, jakby przestraszona czymś, co usłyszała za oknem, szybkim ruchem skierowała swój wzrok najpierw na odkryte nadgarstki wojownika, a potem spojrzała prosto w jego oczy. W spojrzeniu Belli łatwo mógł dostrzec niedowierzanie, powstrzymywaną żądzę, a nawet... złość. Tak, zdenerwowała się na niego. Dlaczego w ogóle śmiał zaproponować jej coś takiego? Doskonale wiedział, że próbuje z tym walczyć. Że nie chce nikogo skrzywdzić. Dlaczego więc podstawiał ten zakazany, kuszący owoc pod nos? To była jej pierwsza reakcja. Po paru sekundach dotarło jednak do niej, że sam przyznał się do bezradności w tej kwestii. Skoro nie wiedział, co ma robić, umożliwienie Nate posilenia się swoją własną krwią mogło wydawać mu się jedynym rozsądnym wyjściem. Nie mogła go o to winić. Dlatego też po chwili Miecz Zimy mógł dostrzec zmianę. Na jej twarzy nadal widniał wyraz, który zdradzał chęć skorzystania z okazji i zatopienia kłów w jego skórze, jednak po chwili złagodniał, jakby cały zebrany przed chwilą gniew po prostu się ulotnił. Nate siedziała tak przez krótki okres czasu, przyglądając się nadgarstkom wybawcy i potencjalnego żywiciela. Przysunęła się do niego i powoli oraz łagodnie wyciągnęła dłonie w stronę rąk Jorge'a. Na początku mogło to wyglądać, jakby bez zastanowienia zdecydowała się na kolację, i tak rzeczywiście było, lecz gdy dotknęła ciała mężczyzny, przez głowę przeleciała jej myśl, że nie może tak mu się odwdzięczyć. Dlatego też od razu chwyciła palcami za podwinięte rękawy i zaczęła je z powrotem odwijać.
- Jak sam powiedziałeś - muszę to przemyśleć. Nie podejmę teraz decyzji. - Spojrzała mu prosto w oczy, po czym kontynuowała: - Zaufaj mi i daj czas do jutra. Nie sprawię żadnych kłopotów. - Uśmiechnęła się, jednak uśmiech ten wypełniony był bardziej żalem niż radością. - Oczywiście większych niż do tej pory. Wiesz... póki jest okazja - chciałam cię przeprosić za wcześniejsze żarty. Te pod bramą. Nie chciałam cię w żaden sposób urazić. Nie do końca łapię, jak powinnam się zachować w określonych sytuacjach. Ale wiedz, że jestem ci bardzo wdzięczna i nie zamierzam zawieść twoich oczekiwań. Dam sobie ze sobą radę. Jeszcze przez jakiś czas. - Tym razem uśmiechnęła się życzliwie, spoglądając w jego niebieskie oczy. - Gdybym mogła ci jakoś w jakikolwiek sposób z czymś pomóc, to z chęcią to uczynię. - Dopiero teraz zorientowała się, że w dalszym ciągu trzyma nadgarstki wojownika. Zarumieniła się lekko i szybkim ruchem cofnęła swoje dłonie, nie chcąc krępować rozmówcy. - Wybacz mi. - Wbiła wzrok w podłogę, przeklinając się w duchu.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - Z tego co wiem będzie bolało - przyznał szczerze Jorge. - Jakby cię parzyło. Jak mocne to będzie chyba też zależy od tego jak czystej jest się krwi, ale tego nie jestem pewny. No i tego ile srebra będzie w tym, co cię dotknie. Wiesz, próby są różne - rzucił, bo na biżuterii może nie znał się jakoś wybitnie, ale o próbach jubilerskich zdarzyło mu się słyszeć.
        Szermierz cały czas starał się przypomnieć sobie każdy możliwy szczegół z tego, czego do tej pory dowiedział się o wampirach, by niczego nie pominąć. Widział, jak było to ważne dla Belli, widział każdy przejaw radości, niepokoju,wątpliwości. Szkoda, że ulga nie była w tej mieszance dominująca, ale czegóż się spodziewał - dla niej to na pewno bardzo trudna sytuacja. Zastanawiał się przez moment jak sam by się zachował, gdyby stracił pamięć. Byłoby mu o tyle łatwo, że jego płaszcz doprowadziłby go prosto do jego sekty, a tam już by poznał swoją historię… O ile wcześniej nie dopadliby go rycerze Pana, bo wtedy zostałby powieszony na najbliższej gałęzi, być może po intensywnej sesji tortur… Przestał jednak nad tym rozmyślać, wracając myślami do Belli i jej problemów. Biedna wyraźnie się załamała, gdy brutalnie pozbawił ją nadziei na to, że przestanie pić krew. Nie było jednak co czarować, lepiej by wiedziała o wszystkim od razu, a nie dowiedziała się po wielu nieudanych próbach. Może powinien ją jednak pocieszyć…
        - Przykro mi, że nie mam lepszych wieści - odparł na jej pozbawione entuzjazmu podziękowania. Chciał jej jednak pomóc i w swoich próbach posunął się do ryzykownej propozycji…

        Jorge widział po zmianach w twarzy Belli, że jego propozycja wywołała w niej bardzo skrajne emocje. Nie zamierzał się jednak wycofać - nie, dopóki nie usłyszy odpowiedzi. Widział strach i gniew, ale dał jej czas, by to przemyślała. Jemu samemu również nie było lekko, miał pewne obawy, wszak zamierzał dać się pokąsać wampirzycy, którą znał krócej niż dzień. Dlaczego? Chyba czuł się po prostu za nią odpowiedzialny. Widok jej bezradności i zagubienia sprawił, że chciał się nią zaopiekować, by za jakiś czas mogła poradzić sobie sama. Może był to tylko pretekst, by nadać swojemu życiu sens - jego tułaczka od jednego zakonu do drugiego powoli przestawała mieć znaczenie, a jego poszukiwania rozmywały się.
        Po chwili jednak wyraz twarzy Belli złagodniał. Szermierz zaś nadal patrzył na nią z uwagą, cierpliwie, nie odwracając wzroku w bok nawet na sekundę. Może było to z jego strony trochę natarczywe, ale on tego tak nie odbierał - miał to do siebie, że sam nie uginał się pod niczyim spojrzeniem i nie miał dość wyczucia, by pamiętać, że innych to może peszyć.
        Jorge uciekł wzrokiem w dół, gdy wampirzyca w końcu złapała go za nadgarstki. Kto wie, może jej wyczulone zmysły zarejestrowały to jak mocno biło mu serce i jak lekko spłycił się jego oddech, choć wyraz twarzy miał nadal spokojny. Jego oblicze zaraz jednak przeszło zmianę i w jasny sposób ukazało zaskoczenie szermierza, gdy Bella zaczęła opuszczać jego rękawy. Domyślił się, że to odmowa, nim jeszcze dziewczyna cokolwiek powiedziała, miał jednak problem z określeniem czy bardziej odczuł z tego powodu ulgę, czy zmartwienie. Sam był bezpieczny i nie musiał martwić się tym czy da radę ją powstrzymać jeśli wpadnie w amok, ale wiedział, że przez to Bella nie ugasi swojego pragnienia i będzie trzeba szybko wymyślić na to sposób.
        Spojrzeli sobie w oczy. Jorge bez słowa komentarza kiwnął głową, przyjmując jej decyzję w całej rozciągłości. Patrzył na nią łagodnie, by nie czuła się winna temu co zrobiła, by zrozumiała, że on był tu by ją wesprzeć, nieważne jaka będzie jej decyzja.
        - Ach… - żachnął się, gdy Bella go przeprosiła. Subtelnie zabrał ręce, gdy dziewczyna je puściła, ale nie sprawiał wrażenia, jakby ten wcześniejszy kontakt miał dla niego jakiekolwiek znaczenie. Ani na niego nie liczył, ani się go nie wstydził - po prostu był. Większe wrażenie zrobiły na nim jej słowa.
        - Nie musisz mnie przepraszać - zapewnił ją życzliwie. - To być może ja zareagowałem zbyt gwałtownie. Jestem… Trochę dupkiem - oświadczył zadziwiająco bezpośrednio. - Łatwo urazić moją dumę, za bardzo przywykłem do tego, że się mnie podziwia. Wybacz, że tak cię zrugałem - dodał w ramach rewanżu za jej przeprosiny, tak by byli kwita. Chwilę milczał, jakby w ten sposób chciał dodać wagi swoim słowom.
        - Nie oczekuję od ciebie żadnego rewanżu, pomogłem ci bezinteresownie - zapewnił ją. - Nie mógłbym zostawić rannej dziewczyny w lesie, honor mi na to nie pozwala. Jesteś mi wdzięczna i twoje podziękowania mi wystarczą, nie musisz czuć się względem mnie zobowiązana… Ale niestety nie wszyscy, których napotkasz na swojej drodze, tacy będą. Zwłaszcza gdy poznają twoją rasę - dodał, patrząc jej wymownie w oczy. - Ludzie boją się wampirów i mogą cię zaatakować. Obrona przez atak. Musisz być w przyszłości ostrożna… Mogę nauczyć cię walczyć - zaproponował po chwili wahania. - Konkretniej mogę nauczyć cię samoobrony… Na naukę szermierki chyba nie będziemy mieli dość czasu. Może ktoś w Zakonie będzie mógł ci pokazać coś jeszcze, ale tego dowiemy się za dnia. Oczywiście może się zdarzyć tak, że w chwili największego zagrożenia zadziała twój instynkt i poradzisz sobie bez żadnych sztuk walki, ale lepiej byś umiała kończyć konflikty w bardziej subtelny sposób… Przykro mi, że nie mam dla ciebie lepszych wieści. Pewnie bardziej cię dołuję niż ci pomagam, ale nie chcę dawać ci fałszywych nadziei… Z czasem na pewno się w tym odnajdziesz i zrobi ci się lżej, a ja póki co postaram się, by ci to ułatwić. Proszę, masz do mnie jeszcze jakieś pytania na teraz czy już dość namieszałem ci w głowie? - zapytał, starając się przybrać lekki ton, aby nie czuła się przytłoczona rozmową z nim i nie posądziła go o złe intencje ani próby zbycia jej.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Wdzięczna była, że nie zareagował na jej gafę, lecz zdziwiło ją to, że potraktował to zupełnie... Właściwie to w ogóle tego nie potraktował. Przez chwilę zastanawiała się jak to odebrać, ale jedyne, do czego doszła, to to, że im dłużej nad tym myśli, tym większy wstyd odczuwa.
Nie wiedząc dlaczego, domyślała się, że Miecz Zimy zapewni ją o braku długu wobec niego. Przewidywała to zupełnie jakby jakiś, niedługi, czas temu ktoś zachowywał się w ten sam sposób. Nie wiedziała kto, ale była w stanie stwierdzić, że napotkała już w swoim przeszłym życiu wiele razy takie zachowanie. Być może pamięć, wspomnienia, które utraciła, dalej kłębiły się gdzieś w mrocznych odmętach jej nieznanego umysłu. Uznała to za dobry znak, gdyż napawał on ją nadzieją, że jest szansa na powrót odzyskać utraconą przez nią przeszłość.
Gdy z kolei usłyszała przeprosiny od swego wybawiciela, pokręciła przecząco głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że ktoś, kto robi dla niej tyle dobrego odczuwa jeszcze potrzebę uzyskania wybaczenia.
- Jorge... - Spojrzała mu prosto w oczy z litościwym uśmiechem. - Za wiele dla mnie robisz, byś miał powód przepraszać mnie za cokolwiek. Mimo tego chciałabym ci się na coś przydać. No wiesz... nie chcę jedynie zawadzać.
Wysłuchała uważnie następnych słów szermierza. Jego ostrzeżenie postanowiła wziąć sobie do serca i przyrzekła sama sobie, że nigdy nie podejdzie do nieznajomego bez należytej ostrożności. Już teraz widziała, że miał rację. Przypomniała sobie scenę na dziedzińcu, gdy syn Vitalisa patrzył na nią nieżyczliwie, nie mając żadnych powód, by odczuwać do niej animozję. Sam Vitalis też prawdopodobnie zareagowałby tak samo, gdyby nie Jorge. Ten fakt sprawił, że tym bardziej podziwiała wojownika. Wielkimi krokami docierało do niej, ile szczęścia miała, że trafiła akurat na niego. Jorge rzeczywiście mógł pomóc jej się pozbierać i odnaleźć w nieznanym świecie. Tylko na jak długo się spotkali? Jak długo będzie w stanie się nią w pewien sposób opiekować? Czy jego obowiązki nie zmuszą go, by odprawił wampirzycę zaraz po kilku dniach?
Z wielkim entuzjazmem zareagowała na kolejną propozycję. Tak! Chciała umieć walczyć! Może jeszcze nie do końca wiedziała, dlaczego czuje do tego taki pociąg, ale stwierdziła, że biorąc pod uwagę okoliczności, na pewno przyda jej się umiejętność samoobrony. Żałowała tylko, że Jorge wspomniał o braku czasu na szermierkę. Czy to oznaczało, że niedługo się rozstaną? Przybiło ją to. Poczuła, jak coś mocno uderza w jej żołądek. Nie była to jednak niczyja pięść. Odpowiedzialny był za to nagły atak stresu i niepokoju. Nie mając ochoty siedzieć na miejscu, podniosła się z delikatnością godną damy, po czym podeszła do okna. Spojrzała na świecący księżyc, myśląc w tym czasie nad odpowiedzią. Po krótkiej chwili odwróciła się w stronę Miecza Zimy i stanęła tak, by być w zasięgu jego wzroku. Oparła się o ścianę, założyła na siebie ręce, po czym odrzekła:
- Tak, chciałabym nauczyć się bronić. - Jej ton był poważny i zdradzał lekkie przygnębienie, spowodowane oczywiście lękiem przed koniecznością rozejścia się tak wcześnie. - I jednak wolałabym nauczyć się również posługiwać czymś, co może mi też pomóc w obronie przed takimi jak ty. - Przerwała na chwilę, zrozumiawszy, jak to mogło zabrzmieć. Na jej twarzy pojawiło się lekkie zakłopotanie, po czym zachichotała cicho, dodając: - Nie, nie myśl tylko w ten sposób. Miałam na myśli kogoś, kto nie wygląda na prostego chłopa, który nie potrafi dobrze złapać swoich wideł.
Tak szybko, jak się rozbawiła, również spochmurniała. Jej nastrój i odczucia powróciły do poprzedniego stanu zaniepokojenia.
- Chciałabym się ciebie zapytać jeszcze o kilka rzeczy. Co znaczy, że nie będziemy mieli czasu? Nie będę przed tobą tego skrywać, ale mocno martwi mnie to, co ze mną będzie. No wiesz, jutro, za dwa dni, trzy, może nawet za tydzień. Jak długo mogę się cieszyć twym wsparciem? Odpowiedz mi szczerze, nie chcę, byś czuł się zobowiązany mi pomagać. Nie chcę być dla ciebie utrapieniem. Chcę po prostu być pewna, na co mam się przyszykować. Skoro nie masz czasu nauczyć mnie czegoś więcej, to znaczy, że niedługo się rozstaniemy, tak? - wypowiadając to zdała sobie sprawę, w jakiej beznadziejnej sytuacji byłaby, gdyby ją teraz zostawił. Zaczęła już nawet próbować wymyślić sposób, w jaki mogłaby przeżyć. W tym momencie znów to poczuła. Zapach krwi Jorga. Zdała sobie sprawę, że jego obecność sprawiła, że zapomniała o swoim głodzie. Miał w sobie to coś, co pomagało jej się skupić na czymś innym. Ale teraz... Teraz, gdy o tym pomyślała, to znów wróciło. Czuła, jak krew przepływa we wszystkich jego żyłach. I mimo że nie potrafiła tego wytłumaczyć, to wiedziała, gdzie powinna się wgryźć, by móc wyssać z niego najwięcej życiodajnej energii. Przecież mogła to zrobić. Kto ją powstrzyma? On? Przecież jest słabszy. Sam to przyznał. Jest tylko człowiekiem, a ona wampirem. Jest szybsza, silniejsza...
W tym czasie wojownik mógł zwrócić uwagę, jak Bella chciwie wlepia w niego swoje krwiste ślepia. Musiałby być głupkiem, by przynajmniej nie domyślić się, o co chodzi. Na szczęście po krótkiej chwili Nate zdołała się opanować, co potwierdziła pokręceniem przecząco głową. Zaraz po tym ześliznęła się plecami po ścianie, upadając na swoje mięśnie siedzenia i łapiąc się prawą ręką za głowę. Przymknęła na chwilę oczy, po czym odczuła wstyd, że już teraz dała ponieść się swemu instynktowi. Przecież obiecała Jorgowi, że wytrzyma do jutra. Nie mogła go zawieźć. Jak mógł jej ufać, skoro już po paru minutach objawiła się chęć zaatakowania kogoś?
- Przepraszam. Nie przejmuj się, dam radę - zapewniła, nie będąc przekonaną, czy Miecz Zimy uwierzy.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - W takim razie jeśli będę potrzebował pomocy na pewno się do ciebie zgłoszę - zapewnił polubownie, gdy Bella nalegała, że nie chce tylko brać, ale również dać coś od siebie. Rozumiał ją, jemu samemu przyzwoitość nie pozwalałaby tak na kimś żerować, nawet gdyby dana osoba zapewniała o swojej bezinteresowności.

        Jorge źle zinterpretował nastrój Belli - uznał, że jej napięcie spowodowane było jego słowami o walce i nastawieniu ludzi do jej rasy, a nie tym, że ich drogi się rozejdą... Zaświtała mu myśl czy nie spróbować jej pocieszyć, lecz nim się odezwał, wampirzyca powiedziała coś, co go szczerze rozbawiło - zaśmiał się na wzmiankę o "takich jak on".
        - Spokojnie, nie uraziłaś mnie - zapewnił nadal wesołym tonem. - To w sumie nawet pochlebne, że uznałaś mnie za groźniejszego od większości ludzi, w końcu z tym wiąże się moja funkcja...
        Taki już był Miecz Zimy - można było nazwać go chamem i odmówić mu choćby odrobiny dobrego wychowania i to nie poruszyłoby w nim żadnej struny, lecz na kpienie z jego umiejętności szermierczych reagował czasami bardzo ostro - tak jak wcześniej przed bramą zakonu.
        - Słucham - przytaknął szermierz, gdy Bella wyraziła chęć zadania mu jeszcze kilku pytań. Nie przerywał jej, jego wtrącenie zmieściło się w przerwie między jednym zdaniem a drugim. Później już grzecznie słuchał, choć nie ukrywał przy tym zaskoczenia tym co ją gnębiło. Nie spodziewał się, że tak go zrozumie i co więcej, że tak się tym przejmie. Im dłużej jednak mówiła, tym lepiej rozumiał jej lęk - była sama w świecie, którego nie rozumiała, a póki co tylko on wyciągnął do niej pomocną dłoń. Po chwili jednak szermierz dostrzegł zmianę w wyrazie jej twarzy i widać było, że trochę się spiął, choć nadal patrzył na nią spokojnie. Dosłownie w jednej chwili jej źrenice się zwęziły, wargi minimalnie uniosły, a mięśnie spięły w gotowości do ataku. To trwało jednak zaledwie chwilę, gdy jednak dziewczyna się opanowała i zsunęła po ścianie, szermierz powstrzymał rycerski odruch pomocy - wiedział, że to jej wcale niczego nie ułatwi, a dla niego będzie na pewno niebezpieczne. Siedział więc na swoim miejscu i jedyne co mógł zrobić to patrzeć na wampirzycę ze współczuciem i niepokojem.
        - Nie masz mnie za co przepraszać - zapewnił ją. - Obiecuję ci, że zajmiemy się twoim problemem z samego rana.
        Jorge dał Belli jeszcze chwilę na to by w miarę doszła do siebie, a gdy dostrzegł, że już wyraźnie się uspokoiła i w miarę rozluźniła, mógł wrócić do wcześniejszego tematu rozmowy.
        - Pytałaś o brak czasu, o którym wspomniałem - zagaił na wstępie. - Nie chodziło mi o to, że za dwa dni cię porzucę i pojadę dalej. Jestem na tyle odpowiedzialny, by doprowadzić sprawę do końca, nieważne ile będziesz potrzebowała czasu na oswojenie się z tym światem... Dzień, tydzień, miesiąc, ile będziesz potrzebowała. Chodziło mi tylko o naukę szermierki i to nie o to, byś nie łapała za ostry koniec, ale tak by zrobić to dobrze. A to już kwestia raczej lat niż miesięcy. Sam by osiągnąć zadowalający mnie poziom trenowałem pięć lat, a później okazało się, że to tak naprawdę połowa drogi... Oczywiście jeśli będziesz chciała, postaram się nauczyć cię ile zdołam... Nie spodziewałem się też, że będziesz chciała ze mną tak długo zostać - przyznał szczerze, bo wydawało mu się, że Bella z własnej woli posiedzi z nim kilka dni i później odejdzie, jak to samotny drapieżnik.
        - Bell… Może już zdążyłaś sama wysnuć takie wnioski, ale ja nigdzie nie zagrzeję miejsca na długo. Tu co prawda mogę zostać trochę dłużej, odpoczynek dobrze zrobi nam obojgu, ale za jakiś czas będę chciał… będę musiał wyruszyć dalej. Jeśli będziesz chciała jechać ze mną, chętnie będę z tobą podróżował - zapewnił ją całkowicie szczerze.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Całe napięcie, jakie w sobie trzymała uchodziło z niej, gdy Jorge wypowiadał te wszystkie słowa. Nagle poczuła się niewyobrażalnie szczęśliwa. Najszczęśliwsza wampirzyca, odkąd tylko pamiętała. Pomijając już fakt, że pamiętała niewiele. W każdym razie miała ochotę wstać, podbiec do Jorga i rzucić mu się w ramiona za to, jakim wsparciem ją obdarowuje. Uznała jednak, że to byłoby zbyt szczeniackie, pochopne i nie na miejscu. Rozsądek kazał jej ograniczyć się jedynie do bardzo szerokiego uśmiechu. Żałowała, że nie może dać ponieść się emocjom, ale znała się z szermierzem zbyt krótko, by móc pozwolić sobie na takie spoufalenie.
- Dziękuję. - Uśmiech na twarzy Belli ukazywał szermierzowi jej ostre i niedotknięte skazą kły, co nie było świadomym posunięciem ich właścicielki. W jej przypadku łatwo można było uznać to za szczerzenie się do swej ofiary. Jednak kontrastowało z tym wdzięczne i pełne nadziei spojrzenie i to właśnie ono utwierdzało w przekonaniu, że jeśli wampirzyca miała zamiar przed chwilą zaatakować towarzysza, to chęć ta została pogrzebana głęboko w jej wnętrzu.
Co ją najbardziej zastanawiało? Jorge już przynajmniej drugi raz wspomniał o jutrzejszym poranku. Chociaż zarzekała się, że nie ma zamiaru spać, to teraz czuła się lekko wyczerpana i drzemka dobrze by jej zrobiła. Przez chwilę krwiopijczyni zastanowiła się, jak przeżyje nadchodzący dzień, skoro Jorge miał zamiar zwlec ją z łóżka tak wcześnie. Dopiero potem doszło do niej, że jest coś, co znacznie bardziej mogło wpłynąć na jej ogólny stan. Słońce. Pojawi się na niebie wraz z porankiem. W jaki sposób miała poruszać się po okolicy w trakcie dnia? Czy będzie zmuszona pozostać w swym pokoju aż do następnej nocy?
- Jorge... z samego rana... Przecież za parę godzin pojawi się słońce. Wątpię, bym była na nie odporna. Źle mi się kojarzy. Nie mam też ochoty sprawdzać i wystawiać się na jego działanie - poruszyła jedynie temat, ale nie miała już zamiaru pytać się szermierza o sposób, w jaki mogłaby sobie z tym poradzić. Nie chciała uchodzić za totalną sierotę. Jorge dał jej wszystko, czego potrzebowała - ostrzeżenie. Teraz to ona musiała poradzić sobie z tym przekleństwem. - Jestem pewna, że wziąłeś to pod uwagę proponując... rozwiązywanie mojego problemu. Nie pojawię się nigdzie tam, gdzie może paść chociaż jeden promyczek słońca.
Bella prawdopodobnie dalej zadręczałaby się, gdyby nie to, że Jorge pozwolił jej zostać ze sobą tyle czasu, ile będzie na to potrzebować. To było wszystko, czego tak naprawdę potrzebowała. Oczywiście na lekcje samoobrony dalej przystawała, gdyż na pewno będzie to coś, co się jej przyda, ale mimo to czuła, że sama wędrówka u boku Miecza Zimy zapewni jej takie bezpieczeństwo, jakiego jeszcze nie doświadczyła w swoim życiu. Dlatego też, gdy przestał mówić pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie interesuje mnie to - odpowiedziała miłym, lecz stanowczym tonem. - Jeśli nie będzie ci przeszkadzać moja obecność, a może nawet sprawi ci przyjemność, to będę szczęśliwa, że pozwolisz mi podróżować razem z tobą, gdziekolwiek by mnie to miało zaprowadzić. Daj mi tylko kilka dni i zobaczysz, że jeszcze się do czegoś przydam. - Uśmiechnęła się lekko, po czym delikatnym ruchem złapała się za czoło. Nie wyglądało to tak, jakby coś ją bolało. Jorge mógł z łatwością stwierdzić, że jest to spowodowane raczej zmęczeniem niż niemiłą dolegliwością.
- Muszę tylko dojść do siebie. Mam nadzieję, że jednak coś sobie przypomnę, bo z tą pustką w głowię czuję się totalnie do rzyci. - Po tych słowach powstała i nie patrząc się w stronę szermierza zaczęła ustawiać zawartość komnaty wedle swego życzenia. W sam raz na spanie. Jedna świeca znalazła się na stole, druga w wykuszu, a trzecia przy łóżku, na taborecie, który również przestawiła w miejsce, które było najbardziej zbliżone temu, gdzie podczas leżenia wampirzyca miała mieć głowę.
- Żeby była jasność... - Tym razem popatrzyła w oczy Jorgowi i zwróciła się do niego stanowczym, nie cierpiącym sprzeciwu tonem. Prawie że matczynym. - nie wyganiam cię, bo męczy mnie twoje towarzystwo. Jest wręcz przeciwnie i żałuję, że muszę zostać tu sama. Mimo tego grzecznie proszę, byś udał się do swego łoża i poszedł spać. Z tego, co zrozumiałam wcześnie wstajesz, a sam mówiłeś, że masz dużo pracy. Jeśli jest coś, w czym ci mogę pomóc, to jest to właśnie zadbanie o twój wypoczynek. - Po tych słowach wyraźnie złagodniała, usiadła obok niego na łóżku, położyła swoją dłoń na jego ramieniu i dodała:
- Do jutra wytrzymam i przemyślę wszystko, co mi zaproponowałeś. Nie musisz się obawiać. Mam jeszcze wiele pytań, ale porozmawiajmy, gdy będzie na to czas i odpowiednia pora, dobrze?
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge był wręcz trochę zdumiony tym jak wielkie szczęście okazała Bella na wieść, że on wcale nie chce jej porzucić w najbliższych dniach. Choć w jej uśmiechu było coś drapieżnego - oczywiście, kły - to jednak oczy jej błyszczały. Mimo to szermierz miał pewne obawy, ale wcale nie przez to, że miał do czynienia z drapieżnikiem - niepokoiło go to, czy przypadkiem Bella nie wyobrażała sobie zbyt wiele. Jak wiele, w to już nie wnikał, nie miał teraz do tego głowy, ale nie chciał na pewno, by ona była od niego w pełni zależna. Nie do tego dążył.
        - Ależ nie ma za co - odparł łagodnie i skromnie. Po tym miłym akcencie niestety atmosfera znowu nieznacznie się pogorszyła. Szermierz dopiero teraz zrozumiał, że liczył czas swoimi standardami, nie biorąc poprawki na Bellę. Pewnie dopiero rano zorientowałby się, że to wcale nie będzie takie łatwe, by móc z nią przebywać i wtedy zacząłby kombinować. Teraz skupiał się po prostu na myśleniu co ON może zrobić, a nie co może zrobić Z NIĄ. Nie wyglądał jednak na skrępowanego czy zaskoczonego.
        - Nie wystawię cię na słońce by cokolwiek udowodnić, spokojnie - zapewnił ją. - To, że czujesz podświadomy lęk, już o czymś świadczy. Wydaje mi się, że powinnaś móc poruszać się w obrębie budynku, byle nie padały na ciebie promienie słońca. Jakoś sobie z tym poradzimy - dodał, choć bez szczegółów, bo tych jeszcze nie obmyślił.
        Szermierz uniósł brew, jakby Bella lekko mu zaimponowała swoją słodką stanowczością. Widać było, że choć urocza, miała pazurki i nie była wcale tak niewinna.
        - Przy twoim zaangażowaniu nie wątpię - zgodził się z zadowoleniem. - Ani w twoją przydatność, ani w to, że będzie nam miło podróżować w swoim towarzystwie.
        Szermierz wstał z łóżka, na którym siedział, jakby w ten sposób dawał sygnał do zakończenia tej części rozmowy. Z lekkim niepokojem zerknął jednak na wampirzycę, która złapała się za głowę. Nadal się o nią martwił - nie wyglądała za dobrze. Choć może faktycznie wystarczy, że wypocznie i się posili - w końcu już samo to, że wzięła kąpiel i obmyła swoje rany sprawiło, że nabrała zdrowszego wyglądu.
        - Oboje potrzebujemy kilku dni na zebranie sił - zgodził się z nią, choć on był w znacznie lepszym stanie. Nie było jednak sensu zajechać się na śmierć. W imię czego? Gdyby jeszcze miał jakiś ślad, jakąś nadzieję, cel. Jechał jednak bez tego, zrezygnowany i tęskniący, może więc skoro nie mógł nic poradzić na swoje zranione serce, mógł chociaż zadbać o to, by z resztą ciała było jak najlepiej.
        - Miło mieć kogoś, kto się tak o mnie troszczy - zapewnił Bellę, gdy ta subtelnie wygoniła go spać. Spojrzał na jej dłoń na swoim ramieniu mile zaskoczony takim gestem i choć korciło go, by nakryć jej rękę swoją, nie uczynił tego. Głupi odruch mógłby go kosztować tłumaczenie i mocno niezręczną atmosferę, która by z pewnością między nimi zaległa.
        - Gdybyś mnie potrzebowała, mój pokój jest na końcu korytarza. Nie wahaj się pukać - zachęcił ją, gdy wyznała, że nie chce zostać sama. Przyzwoitość zabraniała mu by dzielić z nią sypialnię, nawet gdyby wstawiono im dwa osobne i bardzo wąskie łóżka, ale to nie znaczyło, że nie mógłby jej pomóc, gdyby coś ją dręczyło. W końcu chciał jej pomóc.
        - Dobranoc, Bello - pożegnał się z nią, po czym cofnął się o krok, lekko przed nią skłonił, nadal utrzymując z nią kontakt wzrokowy, a na koniec obrócił się na pięcie i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Przez korytarz przeszedł cicho jak kot, aby na pewno nikogo nie zbudzić i nawet we własnym pokoju zachowywał się, jakby był tam intruzem. Nie zapalił świec, jedynie przygotował sobie łóżko do snu i legł na nie z takim impetem, jakby zasnął już w połowie drogi między pozycją stojącą a leżącą. Zasnął jak zabity.

        Poranne pukanie natychmiast postawiło szermierza na nogi. Całe szczęście niemal od razu skojarzył gdzie był i co się działo, choć przespał kilka godzin jak nieżywy. Sapnął, przeciągając się jeszcze w pozycji siedzącej, po czym wstał i otworzył. Przed drzwiami stał Aleg.
        - Witaj - zwrócił się do niego Jorge. - Zbieracie się na jutrznię?
        - Yhm, tak - mruknął nastolatek. - Tata mnie wysłał, by pana zawołać.
        - Oczywiście. Poczekasz? Muszę się ubrać.
        Aleg nie miał specjalnego wyboru, musiał poczekać na szermierza, bo w końcu przyszedł po to, aby zaprowadzić go do kaplicy. Jorge jednak nie był panną z arystokratycznego rodu, więc ubrał się w mig, swój płaszcz ze znakiem lodowej gwiazdy dopinając już na korytarzu. Gdy mijali sypialnię Belli, Miecz Zimy zapatrzył się przez moment na jej drzwi, jakby bił się z myślami czy do niej nie zapukać, ale dał jej spokój - niech wypocznie, nie jest wszak jedną z nich.

        Jorge czuł doskonale, jakie wrażenie robiła na wszystkich jego obecność na porannej modlitwie. O tym, że jedna z najważniejszych osób w kulcie zatrzymała się w tym skromnym klasztorze wiedzieli nieliczni, a i oni pewnie nie do końca wierzyli w wyjaśnienia rozentuzjazmowanego Vitalisa. Dopiero pojawienie się szermierza w kaplicy utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że to niepodważalny fakt. Z tym większym zaangażowaniem powtarzali modlitwy, które intonował ich gość honorowy. Nie wiedzieli, że Miecz Zimy powtarzał je tego poranka wyjątkowo machinalnie, cały czas myśląc o swojej nowej towarzyszce, która pewnie nadal spała. Ten dzień zapowiadał się pogodnie, nie było więc mowy, by wyszła na dwór. Jak sobie z tym poradzą? Na pewno jakoś muszą. Jorge zaczął się jednak zastanawiać nad tym, czy nie istnieje jakiś krem ochronny albo artefakt dla wampirów, który chroniłby ją przed słońcem. Może gdyby sprawił jej coś takiego, rozwiązałby przy okazji wiele innych jej problemów…
        Pieśni modlitewne dobiegły końca, a wierni zamiast opuścić kaplicę, zgromadzili się przy Mieczu Zimy, by go powitać. Szermierz im nie uciekał - był wszak gościem, miał pewne obowiązki wobec gospodarzy. Każdemu uścisnął więc rękę, zamienił dwa zdania. Wymówił się dopiero w chwili, gdy zaproszono go na śniadanie. Wprost oświadczył, że przyjechał do zakonu z towarzyszką i woli się z nią spotkać przed posiłkiem. Wycofując się do części mieszkalnej zniszczonego kasztelu zaczepił jeszcze Vitalisa, by dać mu znać, że tego dnia będzie potrzebował jego pomocy, po czym udał się poszukać Belli. Zaczął oczywiście od jej pokoju.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

- Śpij dobrze - pożegnała go z lekkim uśmiechem na twarzy. Gdy tylko wyszedł z pokoju, a drzwi zamknęły się, Bella podeszła do łóżka, dla wygody zdejmując również górną część bielizny. Położyła się na plecach, zakładając obie dłonie pod głowę. Wlepiła swój już nieobecny wzrok w sufit i pogrążyła się w rozmyślaniach.
Jorge nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zdziwiła ją jego reakcja na okazaną przez nią troskę. Nie dała tego po sobie poznać, ale słowa szermierza mocno nią wstrząsnęły. Sądziła, że ktoś taki jak on nie może odpędzić się od służek. Że ktoś taki jak on zawsze może liczyć na wsparcie i pomoc swych podwładnych. Nate była pewna, że Miecz Zimy nie potrzebował niczyjej opieki i świetnie dawał sobie radę sam, jednak nie pomyślała o tym, że paradoksalnie może czuć się samotny. Że może czasem powinien mieć przy sobie kogoś, kto chociażby nakaże mu pójść się wyspać. Wampirzycy wydało się, że przez wpadające do izby światło księżyca nagle dostała olśnienia. Jorge może i miał swych podwładnych, może był przez nich szanowany, a nawet kochany, jednak to wszystko dalej miało w sobie pewien dystans. Ludzie z zakonu prawdopodobnie szanowali, słuchali i podziwiali go nie ze względu na osobę, a pozycję i umiejętności. Tak naprawdę Jorge mógł być w głębi duszy samotnym człowiekiem, a okazana przez Bellę troska mogła być dla niego czymś niezwykłym przez swą niespotykalność, rzadkość. Jeśli rzeczywiście tak było, to Nathanea chciała to zmienić. Postanowiła, że tak długo, jak będzie razem z nim podróżować, będzie się nim również opiekować. Decyzja ta nie była już związana z chęcią odwdzięczenia się. Dla wampirzycy szermierz stał się już kimś, komu mogła zaufać. Kimś, kto w razie potrzeby wskaże drogę i pomoże przez nią przejść, nieważne jak trudna by była. Stał się po prostu przyjacielem, a o tak cennego przyjaciela chciała zadbać...

Skoro jedną zagwozdkę miała już z głowy, to nadszedł czas, by pomyśleć o zaspokajaniu swojego pragnienia. Gdy Bella o tym pomyślała, natychmiast poczuła silne ukłucie głodu. W pierwszym momencie chciała wyskoczyć z łóżka i wybiec na korytarz w poszukiwaniu ofiary, jednak szybko doszła do siebie. Spięła mięśnie siląc się na opanowanie i spokój, po czym zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, dając tym samym upust swej żądzy. Nie chciała nikogo atakować ani gryźć. Co prawda mogła to zrobić nie obawiając się większych konsekwencji, gdyż Jorge sam się zaproponował, ale opcja ta nie była dla niej odpowiednia. Nie zamierzała robić mu krzywdy, a gdyby wszystko wymknęło się spod kontroli, to prawdopodobnie skończyłaby bez głowy. Poświęcając chwilę na znalezienie sposobu doszła do wniosku, że szermierz nie wspominał nic o jednym... Skoro o tym nie wspomniał, to wyjście to nie mogło być aż tak niebezpieczne. Gdyby było, to od razu postanowiłby o tym powiedzieć, prawda? Jednak prawdopodobnie nie przeszło mu nawet przez myśl, że Nate może na to wpaść...

Nim zdążyła pomyśleć o tym, czym to grozi, zerwała się błyskawicznie, sprowadzając się do pozycji siedzącej. Następnie odwinęła rękaw sukni z nadgarstka swej lewej ręki, po czym bez zbytniego zastanowienia wgryzła się w niego. Bolało. Bolało do tego stopnia, że nie dała rady powstrzymać spazmu, jednak zatykający usta nadgarstek nie pozwolił, by dźwięk był zbyt głośny. Jej determinacja i chęć wypicia krwi nie pozwoliła jej na cofnięcie się. Od razu poczuła smak swej własnej krwi. Była zachwycona. Nie zdawała sobie sprawy, że ma tak wspaniały trunek zaraz pod swym nosem. Dosłownie. Ssąc czuła niesamowitą ulgę. Całe napięcie zostawało pokonane przez kolejne łyki życiodajnej cieczy. Ekstaza, którą czuła, sprawiła, że rozluźniła wszystkie swe mięśnie, upadając z powrotem na poduszkę. Nagle polubiła bycie wampirem. Zrozumiała, że może się tak czuć kiedy tylko zechce. Wystarczy, że wgryzie się we własne ciało, którym mogła posługiwać się do woli. Nie musiała się obawiać o innych. Mogła być spokojna o pokarm, nie musiała się bać, że zaatakuje niewinną ofiarę. Ba, była wręcz pewna, że nie zrobi nikomu krzywdy już nigdy w życiu. Oprócz... sobie. Ta myśl, a właściwie myśl o Jorgu sprawiła, że gwałtownie, przez co też boleśnie, oderwała nadgarstek od swych ust. Co on by na to powiedział? Czy nie zagrażała w ten sposób sama sobie? Czy wypicie zbyt dużej ilości krwi nie wpłynęłoby na jej samopoczucie? Musiał być jakiś haczyk. Przecież w ten sposób każdy wampir mógłby się pożywiać i żaden nie musiałby trudzić się znajdowaniem i mordowaniem innych. Niezależnie od tego, czy było to bezpieczne czy też nie, Nathanea postanowiła nie robić tego, jeśli nie musiała. Nie chciała dodawać szermierzowi zmartwień, a podejrzewała, że robiąc sobie krzywdę, tak właśnie by się działo.
Nawet nie zorientowała się, że z ran po swych zębach dalej sączy się czerwona ciecz i spływa po jej przedramieniu prosto w białą suknię. Widząc to syknęła, po czym chwyciła i zacisnęła mocno nadgarstek, by spróbować zatamować krew. Usiadła, wychylając zranioną rękę przed siebie. Krzywiła się za każdym razem, gdy podłoga barwiła się na szkarłatny kolor. Wiedziała, że Jorge nie będzie zadowolony, a poza tym... robiła bałagan. Trwało to tak około połowy godziny, po czym rana Belli stopniowo zasychała, tworząc skrzep. Wykorzystując to, wampirzyca rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegła kilka szmat. Zaraz je wzięła i ostrożnie, by nie otworzyć rany, zaczęła wycierać podłogę. Po kilku chwilach udało jej się doprowadzić wszystko do ładu. Odetchnęła z ulgą, jednak pokręciła z dezaprobatą głową, patrząc na rękaw swej sukni. "Teraz to na pewno nie powie, że ładnie w niej wyglądam..." - pomyślała, po czym ze świadomością bezradności rzuciła się na łóżko. Prawie od razu zapadła w wampirzy sen, zwany torporem...

Miała szczęście, że obudziła się kilka godzin później. Gdy słońce zaczynało wschodzić i nie dosięgało jeszcze pomieszczenia swymi promykami. Bella znając ryzyko szybko wstała i przeszła w bezpieczne miejsce, to znaczy takie, w którym mogła się schronić przed swym najniebezpieczniejszym wrogiem. W szybkim tempie założyła wcześniej zdjętą bieliznę, na wypadek, gdyby ktoś zamierzał ją odwiedzić. Następnie włożyła stopy w otrzymane obuwie i przesunęła stołek pod ścianę. Usiadła na nim i zaczęła zastanawiać się, co teraz ze sobą zrobić. Nie trwało to długo, gdyż zaraz usłyszała czyjeś kroki. Prowadzona ciekawością postanowiła wyjść na korytarz i zobaczyć, kto kieruje się w kierunku jej pokoju. Nie spodziewała się, że jest to ktoś, z kim zamieni choć słowo, jednak nie widziała sensu w przesiadywaniu pod ścianą kilka godzin z nadzieją, że Jorge zaraz po nią przyjdzie. Jakże wielkie zdziwienie dopadło ją, gdy już otworzyła drzwi, a jej (srebrnym już) oczom ukazał się właśnie on! Miecz Zimy we własnej osobie! Wampirzyca nabrała pewności i śmiało przekroczyła próg pokoju, ukazując przyjacielowi swe zwykłe, gładkie i już nieblade ciało elfki. Uśmiechnęła się do niego na powitanie, a gdy tylko się zbliżył skłoniła się lekko bez słowa, po czym zaczekała, aż on odezwie się pierwszy. Całkowicie zapomniała, że jej suknia ubrudzona jest zaschniętą już krwią, a nadgarstek nosi ślad dość świeżej rany. Biorąc jednak pod uwagę poobijane ciało wampirzycy jest szansa, że szermierz uzna to za pozostałość po wczorajszym, ciężkim wieczorze.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        W drodze powrotnej Jorge miał okazję, by obejrzeć trochę dokładniej budynek zajęty przez kult. Nie była to pusta ciekawość, ale też obserwacja wynikająca z potrzeby - musiał wiedzieć gdzie ewentualnie Bella mogłaby się poruszać. Nie chciał, by siedziała całymi dniami zamknięta w swojej komnacie w obawie przed słońcem. Wiedział już teraz, że może bez problemu wyjść na korytarz i klatkę schodową - tam nie było okien. Problem rodził się dopiero w pomieszczeniach ogólnodostępnych, w których już okna były - logiczne, gdyż większość ras potrzebowała światła do normalnego funkcjonowania. Szermierz dopiero teraz jednak zwrócił uwagę, że nie był wcale pewny, czy wampirom szkodą tylko bezpośrednie promienie słońca, czy również te pośrednie. Na przykład czy wystarczy, że Bella będzie stała w cieniu, aby była bezpieczna? To by było dla nich bardzo fortunne, w końcu budynek był spory, w starym stylu i możliwe, że dzięki takiemu chodzeniu “po kątach” mogłaby zwiedzić całkiem sporą część siedziby kultu. Na zewnątrz zaś będzie wychodzić wieczorami i nocą… To by miało sens.

        Jorge miał szczęście – gdy tylko pojawił się w korytarzu przy dormitoriach, Bella wychynęła ze swojej sypialni. Szermierz obdarzył ją miłym spojrzeniem. Większość osób na jego miejscu posłałaby dziewczynie niezobowiązujący uśmiech na powitanie, ale nie, on się nie uśmiechał – nawet w tamtych czasach, gdy miał znacznie więcej powodów do radości. Przemawiała przez niego próżność, której jeszcze się nie wyzbył – uważał, że uśmiech mu nie pasuje i że brzydko z nim wygląda. Tymczasem wygląd był dla niego bardzo ważny, co można było poznać chociażby po tym, że potrafił nosić biały płaszcz i go nie pobrudzić.
        - Dzień dobry – przywitał się z nią, gdy był już bliżej. – Jak się czujesz? Słońce już niestety wzeszło, a dzień zapowiada się pogodnie - wyjaśnił. Każdy normalny śmiertelnik powiedziałby to zdanie z entuzjazmem, lecz Jorge rozmawiał z wampirem i wiedział, że jej to nie radowało, a i jemu przysparzało pewnych trosk. Ale co tam, to była w sumie tylko grzeczność - przecież Bella na pewno wiedziała, że na zewnątrz jest jasno.
        - Pięknie wyglądasz - dodał szermierz z niekłamanym podziwem, bo był już na tyle blisko, by móc jej się przyjrzeć. To już nie była pusta grzeczność. - Naprawdę, za dnia jakbyś miała zupełnie inne rysy twarzy… A to co? - upewnił się, ostrożnie wyciągając rękę w stronę jej rękawa. Dostrzegł te zaschnięte plamy krwi i choć z początku nie skojarzył skąd one mogły się wziąć, był absolutnie pewien, że wieczorem ich nie widział. Nie zakładał niczego - dopuszczał do siebie zarówno myśl, że po prostu Belli otworzyła się jakaś rana, której wcześniej nie zauważył, jak również to, że ktoś mógł ją zaatakować. Co prawda tej drugiej ewentualności przeczył jej dobry nastrój, ale naprawdę niczego nie mógł wykluczyć. Wiedział jak ludzie reagowali na wampiry.
        - Ktoś ci coś zrobił? - zapytał poważnie. Nie dotykał jej, bo jeśli rana była świeża, mógłby zrobić jej krzywdę albo ją wystraszyć.
        - Porozmawiajmy w środku, dobrze? - zaproponował i nie czekając na zaproszenie z jej strony, wszedł do zajmowanego przez nią pokoju. W pierwszej kolejności podszedł do okna, by upewnić się, że okiennice są wystarczająco szczelne. Wiedział, że idealnie nigdy nie będzie i od razu odnotował w pamięci, aby porozmawiać z Vitalisem, by ten załatwił im jakieś zasłony. Z rozbawieniem pomyślał, że wkrótce brodacz pożałuje, że był w stosunku do szermierza tak usłużny, bo on z tego korzystał prawie bez skrupułów.
        Szermierz obrócił się w stronę Belli i po raz kolejny jej się przyjrzał. Robiło na nim duże wrażenie to jak odmienny był jej wygląd za dnia - zrobiła się naprawdę śliczna. Nigdy wcześniej nie widział takiej przemiany u wampirów i domyślał się, że musiała być to jej indywidualna cecha… Lecz nie wiedział czemu miałoby to służyć, skoro za dnia większość jej pobratymców po prostu gdzieś się chowała by przeczekać do zmierzchu. To nie była jednak najważniejsza w tym momencie kwestia.
        - Możesz mówić - zachęcił Bellę, by w końcu mogła mu odpowiedzieć na zadane przed wejściem do pokoju pytanie. Przysiadł w międzyczasie w okiennym wykuszu, pilnując się, aby nie strącić stojących tam zgaszonych świec i by nie przysiąść sobie na płaszczu ani go nie przydepnąć. Ręce założył na piersi.
        - Gdybyś chciała, możemy spróbować przejść się po zakonie - zakomunikował jej. - To budynek z grubego kamienia, obejrzymy pomieszczenia i sama przekonasz się, gdzie będziesz mogła swobodnie przebywać... Spokojnie, będę przy tobie w razie gdyby miało coś się stać - zapewnił natychmiast. - Poza tym poprosiłem już Vitalisa, by nam służył pomocą. Nie tłumaczyłem o co dokładnie chodzi, ale on wzbudza moje zaufanie... Chcę go wtajemniczyć, bo najlepiej zna zakon, a i tak wszyscy wiedzą albo dowiedzą się kim jesteś.
        Mówił być może trochę za lekko, może Bella będzie miała do niego żal o to, że nie zachował jej tajemnicy albo stosownej powagi teraz, gdy o tym mówił... Ale chciał jej w ten sposób przekazać, że naprawdę nie ma powodów do obaw, by mu zaufała, bo on wiedział co robi. Jego plany nie sięgały daleko, ale tego co przedsięwziął był pewien.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

"Czy to będzie dobry dzień, to się dopiero okaże" - pomyślała z pełną świadomością tego, że wyrażenie "dzień dobry" jest pewną formą przywitania. Mimo tego nie omieszkała zwrócić uwagę na te grzecznościowe słowa. Nie minęło jednak parę minut, a ona już poczuła się dobrze przy swoim wybawicielu. Zrobiło jej się jakoś lżej, gdy Jorge okazał jej zainteresowanie.
- Czuję się... - Pogładziła się po głowie zdrową ręką i zorientowała się, że nadal nic nie pamięta. Zastanowiła się chwilę, co odpowiedzieć szermierzowi, po czym stwierdziła, że przespanie się nawet przez te kilka godzin dobrze jej zrobiło i zażegnało większość dotkliwych boleści. - Na tę chwilę czuję się dobrze - kontynuowała. - Nie martw się pogodą. Jakoś dam sobie radę. - By upewnić rozmówcę, że nie są to tylko puste słowa, posłała mu ciepły i szczery uśmiech. Ten jednak zniknął, gdy Miecz Zimy skomplementował jej wygląd. Nie był to pierwszy raz, gdy pochwalił prezencję wampirzycy, jednak dopiero teraz udało mu się ją zawstydzić. Od razu spuściła swój wzrok z zamiarem zapadnięcia się pod ziemię, a na jej policzkach wyraźnie można było dostrzec intensywnie pojawiające się rumieńce.
- Dz... dziękuję... - Pomimo niezręcznej chwili bardzo cieszyła się z tego, że to właśnie Jorge dostrzegał jej piękno i wcale nie zamierzał tego ukrywać. Ona sama o tym nie wiedziała, jednak podświadomie pragnęła przypodobać się szermierzowi.
Sytuacja zaczęła się naprawdę komplikować, gdy mężczyzna dostrzegł pokrwawiony rękaw sukni. W pierwszej chwili Nate nie mogła się zdecydować, czy kłamać, czy mówić prawdę. Na szczęście Jorge postanowił wejść do jej pokoju, przez co miała chwilę na przemyślenie tego, co za chwilę będzie musiała mu powiedzieć. Weszła w milczeniu zaraz za szermierzem, obserwując jego poczynania. Nie dało się nie zauważyć, że z całych sił próbował zadbać o swą podopieczną. Tak naprawdę wyglądało to, jakby bał się o nią o wiele bardziej niż ona sama. To było bardzo urocze.
- Jorge... nie musisz się o mnie aż tak obawiać... - rzekła do mężczyzny, gdy ten sprawdzał zasłony. - Prawdę mówiąc, to czuję się tu bezpiecznie. - Chciała dodać, że to dzięki jego obecności nie czuje żadnego zagrożenia, jednak powstrzymała się stwierdzając, że mógłby to źle odebrać. - I nie, nikt mnie nie zaatakował. - W tym momencie podeszła bliżej, odsłoniła rękaw i pokazała Jorgowi blizny, jakie zostały po ukąszeniu. Z racji tego, że Bella była wampirem, rana szybko zagoiła się i pozostawiła po sobie jedynie dwa głębokie znamiona. - Być może znalazłam pewien sposób na zaspokojenie mojego głodu... - Po tych słowach zakryła rękaw i zorientowała się, że dłoń drugiej ręki ma ubrudzoną zaschniętą krwią, którą starała się w nocy zatamować uciskiem. - Domyślam się, że nie jest zbyt rozsądny i bezpieczny, jednak tym sposobem nie skrzywdzę nikogo. No i będę mogła pić, kiedy tylko zechcę i gdzie tylko zechcę - obie zalety powiedziała przybierając przepraszający wyraz twarzy.
Gdy szermierz zaproponował jej spacer po budynku, Nathanea zgodziła się bez wahania. Nie bała się tu nikogo, a już na pewno nie w obecności Miecza Zimy, a chciała poznać swoje tymczasowe lokum. Poza tym nie miała nic innego do zrobienia. W końcu w dzień była nieco uziemiona.
- Nie mam nic przeciwko temu, byś powiedział im, kim jestem. Tak naprawdę nie byłoby prościej, gdybyś tak właśnie uczynił? Cała sytuacja i tak mieszkańcom tego... klasztoru...? Zakonu...? Ech, nieważne. Wszyscy tutaj prawdopodobnie myślą sobie o nas... no wiesz. Vitalis zwłaszcza. Chyba sądzi, że jesteśmy parą. Nie przeszkadza ci to? - Była gotów na przechadzkę i czekała tylko, aż Jorge wstanie i oprowadzi ją po zakonie. Musiała jednak przyznać, że wizja poznania kolejnych mieszkańców klasztoru wypełniała jej żołądek lekkim napięciem. No cóż, to chyba zwykły, ludzki wstyd związany z zawieraniem nowych znajomości.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge podobało się to, że Bella nie poddawała się panice i nie histeryzowała, że był w dobrym humorze. Nastawienie było w jej przypadku ważne, bo choć on zapewniał ją, że tutaj nic jej nie grozi, tak naprawdę mogłoby być różnie. Gdyby ją poniosły nerwy, a i reszta nie wytrzymała napięcia… Nawet wolał nie myśleć takiej sytuacji, bo wcale nie był taki pewny po czyjej stronie by wtedy stanął. Pewnie zadziałałby instynkt i wtedy nie myślałby kto jest dobry czy zły. To rodziło jednak kolejne pytanie: czy byłby w stanie pokonać Bellę? Pamiętał jak szybkie i silne potrafiły być wampiry. Były to jednak póki co czcze dywagacje, bo wszystko szło w miarę dobrze. W miarę… Nie licząc tego momentu, gdy Jorge dojrzał krew na jej rękawach. Zareagował być może trochę zbyt gwałtownie, ale cóż mógł poradzić na to, że się o nią martwił. Sporą ulgę dało mu to, gdy wampirzyca zapewniła go o swoim poczuciu bezpieczeństwa - wtedy trochę wyluzował. Nadal jednak chciał wiedzieć czym były ślady na jej rękach. Sam widok blizn wystarczył mu, by dopowiedzieć sobie resztę. Zaraz podniósł wzrok z jej nadgarstków na twarz, a w jego oczach widać być troskę i coś jakby żal.
        - Tak, to nie jest ani rozsądne, ani bezpieczne - potwierdził jej słowa. Może brutalnie, lecz ona musiała to zrozumieć.
        - Teraz ten pomysł wydaje ci się dobry, ale to tylko ułuda, która będzie działała na krótką metę, a gdy głód do ciebie wróci, będzie silniejszy niż wcześniej. Owszem, będziesz mogła w ten sposób trochę odczekać by się posilić… Ale nie będziesz mogła odwlekać tego w nieskończoność. Proszę, korzystaj z tej możliwości z rozwagą - dodał na koniec trochę łagodniejszym tonem.

        Jorge wyglądał na naprawdę zaskoczonego, wręcz zszokowanego tym, że Nathanea wspomniała o potencjalnych plotkach, jakoby mieli stanowić parę. Zaraz pokręcił głowę i lekko się zaśmiał, jakby w ten sposób próbował zamaskować własne skrępowanie.
        - Spokojnie, nikt nie wysnuje takich podejrzeń… Raczej. Widzisz… - Jorge przygryzł lekko wargę, zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciał jej powiedzieć. Czuł się, jakby właśnie dawał jej kosza i dotarło do niego, że być może faktycznie był dla niej za miły. Mógł zostać źle zrozumiany zarówno przez nią, jak i przez innych i choć wątpił w to drugie, był całkiem przekonany co do tego pierwszego.
        - Przepraszam, nie pomyślałem, że mogłabyś to tak odebrać. Ja jestem zajęty - oświadczył gładko, choć troszkę przepraszającym tonem. - Wątpię, by podejrzewano mnie o to, bym z tobą zdradzał miłość mojego życia. Ale dla świętego spokoju mojego i twojego faktycznie jasno postawimy sprawę - dodał spolegliwie.
        Czy Jorge kłamał… Na pewno trochę rozmijał się z prawdą, na pewno trochę zachował dla siebie. Nie kłamał co do tego, że Pana Nawałnic kochał nad życie, bo niemal je za niego oddał i co więcej umierając ani trochę tego nie żałował. Odratowali go… Jego uczucie do upadłego anioła nie zgasło, choć w chwili wątpliwości i żalu dopuścił się skoku w bok z pewnym niesamowicie pięknym elfem. Na pewno jednak nie pozwoliłby sobie na coś takiego z Bellą. Lennox był słodką znajomością na jedną noc, a z wampirzycą szermierzowi przyjdzie spędzić znacznie więcej czasu - lepiej nie robić sobie kwasów. A poza tym ona go jakoś nie kręciła - doceniał jej urodę, ale nie poruszyła w nim żadnej wrażliwej struny.
        - Możemy iść? - upewnił się w końcu szermierz, myślami wracając na ziemię. Otworzył drzwi przed Bellą i przepuścił ją jak na dobrze wychowanego mężczyznę przystało.
        W korytarzu nie spotkali nikogo, a że nie było tu niczego ciekawego, przemknęli przez niego bez zatrzymywania się. Jorge chciał przede wszystkim dotrzeć do strefy dziennej zakonu i uprzedził o tym Bellę nim dotarli na miejsce.
        - Wejdę pierwszy - zakomunikował jej szermierz nim otworzył drzwi i tym razem przekroczył je jako pierwszy. Wielu mężczyzn w źle pojmowany odruchu dobrego wychowania wpuściłoby znowu Bellę przodem, ale Miecz Zimy wiedział, że to tak nie działa. Kobietę przepuszczało się przodem tylko wtedy, gdy miało się pewność, że nic nie grozi jej w pomieszczeniu, do którego wchodzi. A on wcale tej pewności tym razem nie miał.
        Wkroczyli do obszernego pomieszczenia, w którym wydzielono kilka stref samym układem mebli. Naprzeciw wejścia pod wąskimi oknami zaaranżowano coś na kształt miejsca do nauki, bo leżały tam książki i stały jakieś regały z przyborami do pisania i rysowania. Na lewo znajdowała się strefa wypoczynkowa z kominkiem na którym trzaskał ogień i wygodniejszymi siedziskami, na których poprzedniej nocy przesiadywał szermierz i Vitalis. Po prawej zaś stał duży jadalniany stół, przy którym gromadzili się na poranny posiłek członkowie zakonu. Bella miała szansę rozpoznać trzy osoby: gospodarza, jego syna oraz dziewczynę, która zajęła się nią poprzedniego dnia. Oprócz nich u drugiego szczytu stołu siedziało trzech krzepkich mężczyzn mniej-więcej w wieku szermierza, których blizny i umięśnione sylwetki świadczyły o tym, że musieli kiedyś parać się najemnictwem. Obok nich miejsce zajmował ciemnowłosy mężczyzna znacznie szczuplejszy, któremu wyjątkowo źle patrzyło z jego ciemnych oczu. Jakby każdego oceniał przez pryzmat tego ile na nim zarobi… Ostatnimi dwiema osobami przy stole była para kończąca nakrywanie do posiłku - skóra obojga była ciemna jak mahoń.
        Oczy całej grupy jak na zawołanie skupiły się na Belli i Jorge. Ktoś mruknął jakieś powitanie, ale nikt nie wyrywał się od stołu - patrzyli na gości jak na ciekawe okazy zoologiczne. Miecz Zimy przywykł do takich spojrzeń i nie robiły one na nim wrażenia. Gestem zachęcił wampirzycę, by razem z nim podeszła do stołu. Cały czas starał się przy tym ustawiać tak, by stać między nią a oknami na wypadek, gdyby promienie miały ją sięgnąć i poparzyć, choć na razie się na to nie zapowiadało.
        - Witajcie - odezwał się, gdy już podeszli do stołu. - Chciałbym wam przedstawić moją towarzyszkę podróży. To Bella, nie należy do naszego kultu, ale jest moim gościem tutaj. Bella jest wampirzycą, miejcie to na względzie, lecz nie obawiajcie się jej…
        Słowa szermierza przerwało otwarcie się kolejnych drzwi, przez które weszły kolejne dwie osoby. Jedną z nich Jorge poznał - był to starszy, choć nadal silny jegomość, który pełnił w tym zakonie rolę głównego kapłana. Zdaje się, że miał na imię Dżartai. Jego twarz szpeciła blizna na policzku, przez którą nie umiał domknąć ust, lecz gdy spojrzało się w jego oczy, widać w nich było samą łagodność, która tak kontrastowała z obliczem. Prowadził on pod ramię mężczyznę na oko trzydziestokilkuletniego, który miał cały tors pokryty bandażami i opatrunkami, a na jego ramiona troskliwie ktoś zarzucił luźną kurtkę, by nie paradował tak po korytarzach. Jorge od razu doszedł do wniosku, że to ten z wypadku, o którym wspominał mu Vitalis.
        - O, witaj Mieczu Zimy - odezwał się Dżartai głosem głębokim jak u niedźwiedzia. - Mamy tu, widzisz, kolejnego gościa…
        - Vitalis wspominał mi o panu - przerwał szybko szermierz widząc, że kapłan nie do końca wie jak odpowiednio przedstawić sytuację przy obecnym. - Jestem Pierwszym Mieczem Zimy, mam na imię Jorge.
        - Urien Cerro - mruknął skulony pod naciskiem bólu podróżnik, łypiąc na stojącego przed nim byłego arystokratę. - Młodzi jesteście, panie, jak na tak zaszczytny tytuł…
        - Takie widać było moje przeznaczenie - zbył jego przytyk Jorge. Chciał się odezwać ponownie, lecz wtedy Urien cofnął się gwałtownie, wpadając po części na Dżartaia, a później na ścianę za nim. W panice szukał drzwi. Jego wzrok wlepiony był w Bellę.
        - Spokojnie! - odezwał się stanowczo szermierz, wkraczając między wampirzycę a rannego z rozłożonymi na boki rękami, jakby rozdzielał walczące strony. - Spokojnie! Nic wam nie grozi, bez paniki… Szlag, Dżartai, wyprowadźmy go…
        Jorge przytrzymał mężczyznę, którego tak gwałtowne emocje najwyraźniej osłabiły i zaczął słaniać się na nogach. Wraz z kapłanem zaczął prowadzić Uriena w stronę drzwi, przez ramię posyłając Belli przepraszające spojrzenie. Nie chciał, by tak szybko dowiedziała się jak będą reagować na nią ludzie, nie był nawet pewny dlaczego Cerro tak próbował przed nią uciec, zakładał jednak, że musiał odczytać jej aurę - słyszał, że na podstawie tego można było poznać wiele informacji na temat każdej napotkanej osoby, w tym również jej przynależność rasową. To miałoby sens.
        - Zaraz wrócę - odezwał się do Belli nim przekroczył próg komnaty. Zostawił dziewczynę samą z resztą kultystów tylko na chwilę, bo spodziewał się, że z ich strony nic jej nie grozi, a przecież i tak za chwilę wróci. Tylko odholują tego panikarza z powrotem do jego łóżka…
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Faktycznie, tak jak się spodziewała. Wymyślone przez nią rozwiązanie wcale nie było tak dobre, na jakie wpierw wyglądało. Bella była ciekawa, czy w ten sposób nie jest w stanie zrobić sobie większej krzywdy. Czy pijąc własną krew nie mogła doprowadzić do swego zasłabnięcia? W końcu to właśnie ta szkarłatna ciecz napędzała jej ciało. Nie była ekspertem w tej dziedzinie, ale domyślała się, że wypita w ten sposób wcale nie zastępowała w pełni tej, która już krążyła w jej żyłach. Wprawdzie Jorge nie wspomniał o tak daleko idących konsekwencjach, ale mimo to, po głębszym zastanowieniu, wampirzyca stwierdziła, że rzeczywiście rozsądnie będzie ograniczyć takie postępowanie.
Kolejne słowa mocno zaskoczyły dziewczynę. To prawda - jak do tej pory nie pomyślała ani razu o tym, że Jorge może mieć już swą partnerkę. Mimo tego nie przypominała sobie również, by postrzegała go jako potencjalny obiekt poważniejszych uczuć. Miała wrażenie, że szermierz zbyt daleko "popłynął" i źle ją zrozumiał.
- Jorge... - zaczęła nieco zakłopotana. - Ja tylko... Wydawało mi się, że co niektórzy tak właśnie nas postrzegają. Nie musisz się obawiać. Między nami jest wszystko tak, jak być powinno. - Pomimo zapewnienia, że tak właśnie jest, wampirzycy wydawało się, że odczuwa lekkie przybicie. Nie wiedziała dlaczego, ale fakt, że musi pilnować, by nie przywiązać się za bardzo powodował wrażenie emocjonalnego kłucia.
- Oczywiście, Mieczu Zimy - odpowiedziała formalnym tonem na pytanie, po czym skierowała swój krok w stronę drzwi. Pozwoliła na otworzenie ich przed sobą, a przechodząc przez nie posłała Jorgowi delikatny, lecz już nie tak szczęśliwy uśmiech. Stanęła na środku korytarza w oczekiwaniu na towarzysza. Gdy obejrzała się przez ramię, ten był już obok i zaczął prowadzić ich w sobie tylko znanym kierunku. Wampirzyca nie pytała, gdzie idą. Tak naprawdę mało ją to w tym momencie obchodziło. Myślami dalej była przy Jorgu i jego partnerce. Uważała tylko na promienie słoneczne, które miejscami mogły wpadać przez okna. Zastanawiało ją, gdzie też szermierz zostawił swą ukochaną. Dlaczego nie są razem? Mówił przecież, że nie ma gdzie się podziać i wędruje od jednego miejsca do drugiego. Gdzie w takim razie jest jego druga połówka? Nathanea powoli dochodziła do wniosku, że albo rozdzielił ich obowiązek którejś ze stron, albo nie była to wcale szczęśliwa miłość.
Nawet się nie zorientowała, gdy stanęli przed drzwiami. Całą drogę dawała się prowadzić w ciszy i nawet nie była pewna, czy jest w stanie sama wrócić do pokoju, w którym spała. Tylko gdzie Jorge ją przyprowadził? Skinęła głową i z uciechą przepuściła przyjaciela pierwszego. Nieświadome, lecz instynktowne zachowanie. Na wypadek, gdyby za drzwiami czyhało jakieś niebezpieczeństwo. Zaciekawiona próbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu jedynie przez otwarte drzwi, jednak szybko zorientowała się, że za dużo w ten sposób nie zobaczy. Na szczęście lub też nie, jej uszu dobiegły rozmowy przebywających tam osób. Zdając sobie sprawę, że Jorge czeka już za progiem, przełknęła ślinę, weszła do pomieszczenia i stanęła za prawym ramieniem szermierza. W mig poczuła duży dyskomfort. Wszyscy patrzyli się prosto na nich. Nie wiedziała jak się zachować. Miała ochotę skryć się za barczystym towarzyszem i udać, że w ogóle się tutaj nie pojawiła. Ten jednak pewnie ruszył do stołu. Bella nie miała innego wyboru i nawet bez zachęcania skierowała swój krok tuż za jego. Dopiero, gdy została przedstawiona obecnym, wychynęła zza towarzysza i skłoniła lekko głowę na znak przywitania. Nie wiedziała właściwie, co ma powiedzieć. Nawet to drobne przywitanie sprawiało jej kłopot. Szybko doszła do wniosku, że to przez niezbyt przyjemny wygląd obecnych przy stole zakonników. Błyskawicznie odwróciła swój wzrok, gdy do pomieszczenia weszło dwóch kolejnych mężczyzn. Żadna to dla niej niespodzianka, że jeden z nich wyglądał, jakby ktoś próbował poszerzyć mu uśmiech. Zdziwił ją jednak ten drugi. Mocno i świeżo poraniony. Co mu się przytrafiło? Czyżby on również napotkał w tym lesie tego diabła? Albo coś w jego rodzaju?
To, co stało się potem, działo się zbyt szybko. Na początku wampirzyca pomyślała, że ten, który przedstawił się jako Urien, dostał jakiegoś ataku. Dopiero po chwili zobaczyła, że poszkodowany patrzy się prosto na nią i stara się od niej uciec. Ale dlaczego? Przecież nie chciała nikomu zrobić krzywdy. Nie wykonywała nawet żadnych ruchów odkąd została przedstawiona. Stała jak wryta obserwując i analizując sytuację. Co odbiło temu człowiekowi? Pochwyciła spojrzenie Jorga, gdy ten wyprowadzał panikarza i skinęła mu głową na znak, że rozumie. Odprowadziła go wzrokiem za drzwi, a gdy te się zamknęły skierowała swe pytanie do jednej z trzech osób, które kojarzyła w tym gronie - Vitalisa.
- Co mu jest? Ktoś go napadł? - Nieświadoma, że może chodzić o jej wampiryzm i splamioną krwią suknie postanowiła zignorować fakt, że Urien zdawał się uciekać właśnie od niej. Starała się również nie patrzeć na nieznanych, gdyż miała wrażenie, że przez całe to zajście bacznie się jej przyglądają, jakby miała za chwilę rzucić się na któregoś z nich.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        - Oczywiście - zgodził się natychmiast szermierz, kończąc w ten sposób temat relacji Belli, jego… i jego tajemniczej drugiej połowy. Nie zamierzał się tłumaczyć czy się czegoś obawiał, czy też nie - drążenie tematu pogłębiłoby tylko niezręczną atmosferę. Zatrzymał również dla siebie spostrzeżenie, że jego zdaniem jednak nie wszystko było w porządku i chyba Bella liczyła na coś więcej. Nie wpadłaby na taki pomysł ot tak, a poza tym po tej rozmowie lekko posmutniała. Uważał, że w takim razie dobrze się stało, że mieli już to za sobą - lepiej teraz niż później, gdy jej nadzieje i przywiązanie by się pogłębiły. Gdy szli już do reszty kultystów, Jorge milczał, dając jej tym samym czas na oswojenie się ze swoimi myślami i uspokojenie przed tym, co ewentualnie się stanie. A mogło się stać wszystko, choć akurat ataku paniki człowieka spoza kultu to się nie spodziewał.

        Zaczepiony przez Bellę kultysta odchrząknął, by dać sobie czas na wymyślenie odpowiedzi, która jej nie urazi. Głupio było wszak powiedzieć dziewczynie tak bez pardonu, że to wina jej rasy, bo choć Cerro nie powiedział tego wprost, wyglądało na to, że właśnie jej wampiryzm tak go przeraził.
        - Nie, nikt go nie napadł – zaczął dyplomatycznie Vitalis. – Miał wypadek na koniu, dlatego wyglądał jak wyglądał…
        - A teraz wzięły go zabobony i zląkł się ciebie – przerwał brodaczowi ciemnooki mężczyzna o oceniającym spojrzeniu. Ton jego głosu był nonszalancki, choć gdy spojrzenia Belli i Vitii skierowały się w jego stronę, skinął im głową w przepraszającej manierze.
        - Wybacz, panienko. Tak jak my wiemy, że książki nie ocenia się po okładce, tak ludzie spoza Zakonu… Sama widziałaś.
        Ciemnoskóra kobieta, która wcześniej nakrywała do stołu, prychnęła ze wzgardą. Do swojego towarzysza mruknęła teatralnym szeptem „i kto to mówi”, a ciemnooki spojrzał na nią z urazą.
        - Nawróciłem się – oświadczył, powoli wstając od stołu. Obszedł zwalisty mebel i całe zasiadające przy nim towarzystwo, nie zważając na powstrzymujące poklepywanie jednego z trójki najemników, i stanął przed Bellą. Widać było, że przez moment nie wiedział co uczynić: podać jej rękę, pocałować, ukłonić się. W końcu zdecydował, że po prostu postoi.
        - Wampirzyca w zakrwawionej sukience niejednego by przelękła - oświadczył, wymownie zerkając na rękaw jej sukni. On nie miał takich skrupułów jak Vitalis. - Sir Jorge i Dżartai z pewnością wyperswadują mu, by się ogarnął i przestał zachowywać się jak dziewica na orgii… Przepraszam za to porównanie - dodał szybko, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przecież ma do czynienia z damą. - Mówią na mnie Loam - przedstawił się, by szybko zmienić temat. Później zaprosił wampirzycę, by usiadła z nimi do stołu.

        Na korytarzu Jorge postawił Uriena pod ścianą, a Dżartai zamknął za nimi drzwi. Obaj kultyści przytrzymywali rannego innowiercę i czekali aż sam odzyska zmysły i będzie w stanie stać o własnych siłach. Całe szczęście długo czekać nie musieli – ledwie tuzin uderzeń serca później Cerro strząsnął z ramion ich ręce i poprawił ubranie.
        - Jesteście świadomi kim jest ta kobieta?! – zapytał ze wzburzeniem.
        - Wampirzycą – odparł Jorge, lekko jakby nie była to ani tajemnica, ani nic niesamowitego. Podobnie mógłby wypowiedzieć słowo „blondynka”. Kątem oka dostrzegł nieprzychylne spojrzenie Dżartaia, ale nie wiedział co też mogło się tak nie spodobać kapłanowi.
        - I mówisz to tak lekko?
        - Panie Cerro, doktryną naszego Zakonu jest, aby każdy miał szansę na nawrócenie. Przyjmujemy w swe szeregi wszystkich, którzy okazali chęć poprawy i służenia Panu Nawałnic, dlaczego mielibyśmy robić wyjątek dla wampirów? Jeśli obawia się pan o swoje zdrowie i życie, mogę zaręczyć, że Bella nie zrobi panu krzywdy. Nie większą niż przeciętna dziewczyna o jej urodzie – dodał, cwaniacko unosząc brew. Komentarz był złośliwy i trochę poniżej poziomu, ale to Urien pierwszy spoufalił się z szermierzem, mówiąc do niego na ty. Jorge jednak liczył, że takie zbagatelizowanie sprawy i potraktowanie Belli jak zwykłej ślicznotki pomoże rozluźnić sytuację. Na pewno pomogło o tyle, że Dżartai parsknął z rozbawieniem.
        - Mieczu Zimy, trochę szacunku dla kobiety – zganił przyjaźnie swojego młodego przełożonego.
        - To, że doceniam jej urodę nie znaczy, że nie mam dla niej szacunku. A zresztą, tak czy siak nie zmienia to faktu, że Bella jest niegroźna. Proszę się jej nie obawiać – zwrócił się do Uriena, starając się przybrać uspokajający, ale nadal pełen przekonania ton głosu. W duchu miał jednak pewne wątpliwości: w końcu wampirzyca zaczynała odczuwać głód… Być może będzie to kwestia godzin nim problem zostanie zażegnany, ale równie dobrze mogli się z tym borykać całymi dniami. Szlag, że też musiało dojść do takiej kumulacji: jednocześnie problemy z Urienem i Bellą. Tym bardziej, że ranny mężczyzna nie był skory, by odpuścić.
        - Wampiry to abominacja, oni polują na ludzi, żywią się nami, jak możecie tak beztrosko przebywać w ich towarzystwie?! - protestował uniesionym głosem, a Jorge zastanawiał się w duchu jak grube i szczelne są drzwi prowadzące do salonu i czy jego towarzyszka słyszy jak ją lżą…
        - Nie każdy jest wrogiem ludzi - oświadczył z naciskiem. - Są tacy, którzy żywią się krwią zwierząt, są tacy, którzy zostali przemienieni wbrew swej woli i nikt nie nauczył ich jak poradzić sobie w świecie nocy. Nie można nikogo skreślić za jednorazowy błąd. I proszę nie nazywać więcej mojej towarzyszki abominacją - dodał ostrym tonem. Widać miał wystarczający dar przekonywania, aby Urien go posłuchał, bo wyraźnie spuścił z tonu.
        - A co jeśli jednak…
        - Proszę w takim razie pilnować, aby zawsze ktoś był między panem a nią - przerwał mu Jorge. - W tym domu każdy znajdzie schronienie. Chce tam pan wrócić czy woli na razie uspokoić nerwy gdzieś, gdzie nie będzie takiego tłumu?
        - Chyba jednak wolę się jeszcze położyć - skapitulował Urien, korzystając z okazji, że szermierz sam dał mu możliwość ucieczki. Być może jeszcze się przekona… Albo do końca swojego pobytu będzie udawał obłożnie chorego, aby nie zejść się w jednym pomieszczeniu z Bellą.

        Nie można powiedzieć, by towarzystwo przy stole przyjęło wampirzycę jak swoją, ale wyglądało na to, że nikt nie był w stosunku do niej uprzedzony. Oni byli chyba po prostu tacy mało towarzyscy - widać było chociażby, że Loama unika zarówno para Mahińczyków, jak i Vitalis. Dareg, który poprzedniego wieczoru tak nieprzychylnie patrzył na nowo przybyłych, miał chyba taki wyraz twarzy na co dzień - ot, uroki dojrzewania. Reszta jednak zachowywała się w porządku. Dziewczyna, którą Bella miała okazję poznać poprzedniego dnia, przedstawił się bardzo skomplikowanym imieniem, od razu zastrzegając, że ona jednak woli, gdy mówi się na nią “Nina”. To ona zdawała się być najbardziej towarzyska z tego towarzystwa. Trzej potencjalni najemnicy twardo trzymali się swojego końca stołu, ale podali swoje imiona, salutując przy tym niedbale - byli to Mikel, Uwe i Taryon. Ten ostatni musiał mieć jakąś domieszkę elfiej krwi, gdyż jego uszy miały szpiczasty kształt, a twarz mimo zarostu zdawała się mieć znacznie szlachetniejsze rysy niż u reszty. Mikel i Uwe zaś sprawiali wrażenie, jakby byli braćmi - obaj mieli szerokie szczęki i bardzo wyraźne grdyki, a włosy w identycznym kolorze słomianego blondu ten pierwszy nosił krótko przystrzyżone i jeszcze wygolone po bokach, a ten drugi zapuścił je i nosił swobodnie.
        - Skąd się znacie z Mieczem Zimy? - zagaiły Nina, podekscytowana jak dziewczyna po popołudniowych pogaduszkach. W międzyczasie Dareq nalał wampirzycy wina do kubka i podał go jej w taki sposób, że musiała przyjąć od niego naczynie, bo on nie postawił go na blacie.
        - Ej, Bella, a to prawda, że boicie się srebra i czosnku? - podpytał chwilę później Taryon. Nie złośliwie, on po prostu nie przypuszczał, że o takie rzeczy nie wypada pytać.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Skinęła Vitalisowi głową na znak, że rozumie jego odpowiedź. Nie spodziewała się jednak, że ktoś wtrąci się im do rozmowy. Ze wszystkich osób zebranych w pomieszczeniu, ten, który postanowił się odezwać wyglądał najmniej przyjaźnie. Mimo że zapewnił dziewczynę o tym, że nie są do niej uprzedzeni, to w jakiś sposób odpychał ją od siebie. No i do tego słowa ciemnoskórej kobiety, które wampirzyca dosłyszała dzięki swemu wyostrzonemu słuchowi. Jednak pomijając pierwsze wrażenie, jakie wywierał na niej nieznany mężczyzna, najgorsze zaczęło się, gdy ten postanowił wstać od stołu i podejść do towarzyszki Miecza Zimy. Bella natychmiast zaczęła z niecierpliwością oczekiwać powrotu Jorga. Miała nadzieję, że ten znów, niczym bohater, pojawi się i odciągnie ją od nieprzyjemnego doświadczenia, jakim była dłuższa rozmowa z podejrzanym jegomościem.
Widziała, że nie wie, co zrobić. Przez moment panowała między nimi niezręczna cisza. Nie trwało to długo, jednak wampirzycy wydawało się, że stoi tak kilka minut. Nie było to przyjemne uczucie, ale gdy ciemnooki postanowił się odezwać, sytuacja wcale się nie poprawiła. Wręcz przeciwnie. "Wampirzyca w zakrwawionej sukience niejednego by przelękła". Mogłoby się wydawać, że z tego zdania Bella wychwyciła tylko część wypowiedzianych słów - "wampirzyca niejednego by przelękła". Było to dla niej lekko frustrujące doświadczenie. Jeżeli ten ranny człowiek zareagował na nią tylko dlatego, że była wampirzycą, to musi być niezwykle głupi. Jakie to ma znaczenie? Przecież ona nie chciała nikogo krzywdzić. Wokół było pełno zakonników, a w dodatku stał przy nich sam Miecz Zimy. Jakie szanse miałaby na skrzywdzenie kogokolwiek w takich okolicznościach? Coraz bardziej zaczęło dotykać ją to, że jest wampirem. Miała tylko nadzieję, że będzie na swej drodze napotykać takie osobistości, jak ci zakonnicy. Wizja panikujących i uciekających przed nią ludzi była niezwykle przykra. W dodatku to obrzydliwe porównanie sprawiło, że zmarszczyła brwi i z niedowierzaniem spojrzała Loamowi prosto w oczy. Nie chodziło o to, co ten człowiek powiedział i wampirzyca rozumiałaby, gdyby znała się z nim już jakiś czas. Jednak fakt, że nawiązują ze sobą dopiero pierwszy kontakt, a on bez żadnych hamulców mówi o takich rzeczach nie stawiał go w dobrym świetle. Niechętnie, lecz z wdzięcznym i pełnym gracji skinieniem głowy, Bella ruszyła w stronę wolnego miejsca przy stole. Nie usiadła jednak zaraz przy najemnikach. Zachowała odstęp jednego miejsca, aby nie czuć się przytłoczoną ich towarzystwem. Z ulgą przyjęła do wiadomości fakt, że Loam nie usiadł zaraz obok niej, tylko wrócił tam, gdzie siedział przed swoim "ceremonialnym" przedstawieniem się. Zanim jednak rozmowa między zebranymi zdążyła się zacząć, do uszu wampirzycy dobiegł zza drzwi uniesiony głos Uriena. Usłyszała zaledwie jedno zdanie. Jedno zdanie, które wystarczyło, by sprawić ból niewinnej dziewczynie. "Abominacja?! Ja abominacją?" - pomyślała, po czym od razu straciła chęć na rozmowę z kimkolwiek. Rozumiała, że mogła kogoś przerażać, ale nie przyszłoby jej do głowy, że ktoś może nazwać ją abominacją. Czuła jednocześnie smutek i złość, a przecież musiała to ukryć przed wszystkimi zebranymi w tym pomieszczeniu. Miała tak wielką chęć wrócić do swego pokoju, zamknąć drzwi na klucz, usiąść na łóżku i przemyśleć to, co wydarzyło się tego poranka. Dzień nie zapowiadał się dobrze. Już tyle negatywnych emocji odczuwała, a przecież dopiero co się obudziła. Do nocy było jeszcze daleko... Ale gdy pomyślała o Jorgu zrobiło jej się lżej. Co prawda dalej odczuwała dyskomfort związany z ograniczeniem się w relacji z nim, jednak on potrafił zaakceptować ją taką, jaką jest. Tak, to zdecydowanie podniosło ją na duchu i sprawiło, że wróciła do świata rzeczywistego. Słuchała uważnie, gdy zebrani przedstawiali się jej. Chciała zapamiętać imiona każdego z nich, by w przyszłości uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Następnie odwróciła się do Niny chcąc odpowiedzieć na pytanie.
- Dziękuję, Dareg. - Odebrała od chłopaka kubek i posłała mu serdeczny uśmiech.
- Skąd się znamy z Mieczem Zimy...? - powtórzyła pytanie, spoglądając w środek trzymanego naczynia i zastanawiając się, jak opisać wczorajszą noc w taki sposób, by nie zdradzać, jak krótko znają się z Jorgem. Przecież ten zapewniał wszystkich, że jest niegroźna i nie zrobi nikomu krzywdy. Skąd mógł to jednak wiedzieć, skoro znali się tak krótko i nawet sama wampirzyca nie wiedziała do końca, czy da radę powstrzymać się przed zaatakowaniem kogoś. Tak, lepiej, by o tym nie wiedzieli.
- Miałam wypadek, jak mogłaś już zauważyć. Dosyć poważny... Byłam nieprzytomna, a gdy się obudziłam okazało się, że w lesie grasuje... diabeł? - ostatnie słowo wypowiedziała z niedowierzaniem, zdziwieniem i wątpliwością. Sama nie była pewna, co ją zaatakowało. - Sama nie wiem, co to było. Udało mi się jednak uciec, o ile tak to można nazwać. Ledwo się trzymałam, a właściwie w ogóle. I wtedy nadjechał Jo... Miecz Zimy. Zabrał mnie tutaj, bym doszła do siebie. - Bella wzięła łyk z naczynia przypominając sobie smak trunku, który piła wczoraj wieczorem. Ten był podobny i wampirzyca z ulgą stwierdziła, że jeśli teraz to wypije, to być może dłużej nie będzie odczuwać pragnienia.
- Nie zrobię nikomu krzywdy. Obiecałam to mu. Uratował mnie i dlatego nie zamierzam go zawieść. - Gdy skończyła mówić posłała Ninie poważne spojrzenie. Chciała w ten sposób podkreślić wagę swych słów. Miała nadzieję, że przynajmniej ona poczuje się pewniej w stosunku do niej.
Gdy usłyszała pytanie jednego z najemników odwróciła się i spojrzała podejrzliwie na każdego z nich. Dlaczego o to pytali? Czyżby zamierzali wykorzystać to przeciw niej?
- Nie wiem jak inni, ale ja się nie boję ani srebra, ani czosnku - odpowiedziała, łapiąc Taryona za słówka. - Ale tak, to prawda, że srebro jest przeciw nam o wiele skuteczniejsze niż normalna stal. A jeśli chodzi o czosnek... No cóż... Nie miałam okazji się przekonać i będąc z wami szczera ciekawa jestem, jak by na mnie działał. - Wzięła kolejny, większy łyk wina. Miała tylko nadzieję, że chłopcy nie przesadzą i nie obrzucą jej czosnkiem dla zabawy.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge poszedł razem Dżartaiem odprowadzić roztrzęsionego podróżnika do pokoju, który przerobiono tymczasowo na lazaret. Próbował zagaić rozmowę, ale bezskutecznie, gdyż Cerro odpowiadał półsłówkami - dlatego szermierz odpuścił po kilku nieudanych próbach. Na progu lazaretu porozumiał się z kapłanem samymi spojrzeniami. Poczekał na zewnątrz, a gdy Dżartai wyszedł, w milczeniu poszedł razem z nim z powrotem w stronę pokoju dziennego.
        - Zdradzał wcześniej takie gwałtowne reakcje? - upewnił się szermierz.
        - Nie, zachowywał się raczej dobrze. Przez większość czasu spał, wiadomo…
        - No tak - zgodził się Jorge. I tak nie to było najważniejsze, o co chciał zapytać. - Potrafisz czytać aury?
        - Nie za dobrze, Mieczu Zimy. Nigdy nie byłem szkolony na maga…
        - A o nim potrafisz coś powiedzieć?
        - Że to uczony. I że potrafi czarować, ale nie wiem jakie to dziedziny. Słyszę dźwięki jego aury, ale nie potrafię ich interpretować…
        - Rozumiem - przytaknął Jorge.
        - Mieczu Zimy…
        - Tak…
        - Twojej aury nie czuć prawie w ogóle. Nie wiem które sygnał są magiczne, a które prawdziwe.
        - Co w związku z tym?
        - Tylko tyle. W aspekcie magii jesteś dość niepozorny.
        - Jak dobrze, że to moje fizyczne umiejętności są tutaj ważne - zauważył, z przyjemnością gładząc uchwyt swej szabli. Spojrzał Dżartaiowi w oczy i choć spodziewał się przeprosin, zamiast tego napotkał drapieżne spojrzenie kogoś, kto doskonale rozumie język żelaza, znacznie lepiej niż magii. No tak. Wszak takiej gęby nie dostaje się od siedzenia w księgach.

        W jadalni nikt jakoś nie zauważył, że wampirzyca zrobiła się markotna i spięta - traktowali ją jakby nie było tej całej hecy z Urienem. Stąd te zagajone rozmowy, stąd ten gest gościnności ze strony Darega, który choć wyglądał, jakby nie lubił nowych gości, zachowywał się kulturalnie. Nawet skrzywił się lekko, gdy Bella się do niego uśmiechnęła - ten jego grymas chyba również był wymuszonym albo, wręcz przeciwnie, skrywanym uśmiechem.
        Gdy wampirzyca odpowiadała na pytanie Niny, do jadalni wślizgnęła się jeszcze jedna osoba. Elfka, bardzo przeciętnej dla tej rasy urody, czarnowłosa i niebieskooka. Ostrożnie zbliżyła się do towarzystwa i gdy zdawało jej się, że Bella nie patrzy, nachyliła się do najemników i zapytała ich o coś szeptem - pewnie pytała o wampirzycę, bo patrzyła prosto na nią. Później jednak jakby nigdy nic usiadła między nimi a nią i zajęła się śniadaniem.
        Nina zaś - zresztą nie tylko ona - słuchała opowieści Belli z prawdziwym zainteresowaniem. Zdawało się, że wampirzyca zyskała w jej oczach, choć nie wiadomo dlaczego: czy dlatego, że przetrwała spotkanie z diabłem, czy przez to, że była na ty z Mieczem Zimy. Nie skomentowała jednak niczego przed tym, jak Bella zaczęła zapewniać, że jest niegroźna. Wtedy jej mina nabrała pewnej łagodności i nawet położyła dłoń na ramieniu blondynki.
        - Wierzymy ci - zapewniła z uśmiechem, śmiało mówiąc za wszystkich. Zresztą za jej plecami Loam przytaknął, że on również jej wierzy.
        Później - gdy wtrącili się najemnicy - zrobiło się, wbrew pozorom, zabawnie. Już sama cięta riposta Belli spotkała się ze śmiechem, a dwaj najemnicy poklepali Taryona po ramieniu, jakby ten przegrał z kretesem tę słowną potyczkę. Sam ciekawski jedynie się uśmiechał, robiąc dobrą minę do złej gry. Jednak już szczera i poważna odpowiedź wampirzycy spotkała się z uznaniem ze strony zadziornych mężczyzn. Wbrew pozorom żaden nie zerwał się, by rzucać w blondynkę czosnkiem, choć widać było, jak rzucali między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Może nawet próbowaliby czynić jakieś głupie uwagi, ale przerwał im powrót Miecza Zimy.
        Jorge przekroczył próg razem z Dżartaiem. Nie był pewny tego co zastanie, bo zostawił Bellę sam na sam z zupełnie nowym nawet dla niego towarzystwem. Wiedział, że przy nim nie poważą się na nic złośliwego, bo będą się go zwyczajnie bali, ale co gdy zostawi swoją towarzyszkę z nimi samą… Wiedział, że to nie byli święci ludzie. Nawrócili się, lecz były to dziwki, najemnicy, truciciele i stręczyciele. Albo też osoby żyjące do tej pory w skrajnym ubóstwie. Cóż, tylko tacy byli skuszeni przez wizję rychłego końca świata, który przetrwają tylko nawróceni.
        Ciche obawy szermierza okazały się jednak całe szczęście niezasadne, bo z tego co widział, Bella dobrze radziła sobie w nowym towarzystwie i właśnie prowadziła z nimi jakąś rozmowę. Jego pojawienie się wyraźnie jednak przerwało dobrą atmosferę - jakby był nauczycielem, lubianym, ale jednak takim, który wywołuje szacunek. Cóż, zdążył do takich reakcji przywyknąć. Razem z Dżartaiem podszedł do stołu i zasiadł, wpraszając się między Bellę a nową elfkę. Spojrzał ciepło na swoją towarzyszkę, jakby po prostu cieszył się, że ją widzi.
        - Kryzys zażegnany - oświadczył. - Cerro był osłabiony i puściły mu nerwy…
        - Wina, Mieczu Zimy?
        Oczywiście to Dareg zaproponował szermierzowi kubek z winem. Zaraz też kto inny podsunął prominentnemu gościowi koszyk z chlebem - widać, że wszystkim zależało na jego uwadze. Jak i w przypadku Belli, tak i w przypadku szermierza największą bezczelnością wykazali się najemnicy - tym razem to Mikel odezwał się pierwszy.
        - Mieczu Zimy! - zawołał. - Czy tacy jak ty ćwiczą?
        - Oczywiście - prychnął Jorge z lekkim pobłażaniem. - Dlaczego miałbym nie ćwiczyć?
        - Bo może twoje umiejętności to dar od Pana Nawałnic… - podsunął Uwe.
        - Nie, to moje wrodzone umiejętności - odparł szermierz lekko podnosząc głowę, jakby był z tego dumny.
        - To co powiesz, by się spróbować? - zaproponował Mikel.
        - Wykluczone.
        - Dlaczego?
        - Nie wyciągam broni dla popisów - wyjaśnił Jorge, zabierając się za jedzenie. Zerknął ukradkiem na Nataneę. - Zresztą jestem dziś zajęty... I zmęczony po podróży.
        - Ale wróg nie poczeka aż odpoczniesz.
        - A czy ty jesteś moim wrogiem? - podłapał Jorge tonem, który jasno sugerował, że lepiej, by odpowiedź była prawidłowa, bo jednak może zrobić wyjątek, ale wtedy nie będzie przyjemnie.
        - Nie...
        - Wiecie, chłopcy, przestańcie się popisywać, bo dzisiaj coś wam nie wychodzi - skarciła ich po matczynemu Mahinka. - Jedzcie dalej. A... Dla ciebie coś mogę przygotować? - upewniła się, zwracając się do Belli. Jorge nie wtrącił się, uznając, że nie może wyręczać swojej towarzyszki w poruszaniu takich tematów, bo to jej nie pomoże. Poza tym był wręcz wilczo głodny i skupił się na posiłku. Doceniał to, że po kilku dniach bądź tygodniach w siodle nawet taki świeży chleb z masłem smakował wybornie... Szkoda, że wampiry nie mogły tego poczuć.
        - Na długo planujecie zostać?
        - Kilka dni, jeszcze nie zdecydowałem ile konkretnie - przyznał Jorge po tym jak pospiesznie przełknął. W końcu pytanie było skierowane tym razem głównie do niego.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Odetchnęła z ulgą. Co prawda dalej czuła się nieswojo i wiedziała, że jest tu obca, jednak zapewnienie Niny sprawiło, że postanowiła zachowywać się bardziej śmiało. Zaufanie, jakim wszyscy ją obdarzyli, wprawiało w podziw. Nathanea nie wiedziała czy ona sama byłaby w stanie zaakceptować nieznaną i groźną istotę w swoim towarzystwie. Co więcej, oni spali razem z nią w tym samym budynku. Zaraz za ścianą. Wampirzycę pokrzepiał ten fakt i dodawał otuchy, a zarazem motywował, by nie zawieść już nie tylko Jorga, a również całej reszty zakonników. Już nawet fakt pojawienia się kolejnej osoby w pomieszczeniu nie zrobił na niej wrażenia. Bella nie zareagowała w żaden sposób na nowo przybyłą elfkę. Była świadoma tego, że może pojawić się tu jeszcze niejedna twarzyczka, a po zapewnieniu Niny była już nieco bardziej pewna siebie. Obdarzyła elfkę jedynie krótkim spojrzeniem, po czym wzięła łyk wina z kubka i podążyła myślami ku swemu wybawicielowi.
Jak na zawołanie przeszedł przez próg drzwi, którymi wcześniej wynieśli Cerro. Nathanea odczuła tę zmianę atmosfery i fakt ten nieco ją rozbawił. Mimo tak złego początku dnia na jej twarzy pojawił się mimowolny, lekki uśmiech. To było zabawne. Wszyscy chcieli mu się przypodobać. Wszyscy zabiegali o jego uwagę, jakby był bóstwem. Wydawało się, że nie dopuszczają do siebie myśli, że on również jest zwykłym człowiekiem. Może i wyżej postawionym, ale jednak człowiekiem. Tak przynajmniej wydawało się Belli. Pochwyciła jego spojrzenie. Jeszcze wczoraj zapewne uśmiechnęłaby się do niego ciepło, jednak po tym, co jej dzisiaj powiedział musiała się zmusić, by zaledwie unieść w górę kąciki ust. Oczywiście poczuła się lepiej, pewniej i bezpieczniej, ale obecność Jorga powodowała również w jej sercu niezrozumiany żal.
- Oczywiście. - Nate odpowiedziała Jorgowi, gdy ten wspomniał o nerwach Cerro. "Puściły mu nerwy i nazwał mnie abominacją. Szkoda, że gdy mi puszczą nerwy z chęcią wypiję z niego całą krew" - pomyślała, po czym skarciła sama siebie. Złość tu nie pomoże, a wręcz przeciwnie. Walka z nałogiem była wystarczająco wyczerpująca. Nie było konieczności dokładać sobie gniewem i chęcią wymierzenia kary. Zorientowawszy się, że złość pobudziła nieco jej głód, postanowiła uśmierzyć go winem. Oczywiście nie wiedziała, że tak naprawdę alkohol nie był remedium na to uzależnienie, jednak efekt placebo zdawał się działać idealnie. Wypiła zatem wszystko ze swojego naczynia, po czym trzymając je w dłoniach skierowała swój wzrok na najemników, którzy najwidoczniej byli mocno znudzeni... i głupi. Dlaczego szukali wrażeń właśnie poprzez walkę z samym Mieczem Zimy? Nate nie znała jego umiejętności, jednak spodziewała się, że Jorge jest niesamowity w szermierce. Zdawała sobie sprawę, że ci ludzie nie mieliby z nim najmniejszych szans, ale mimo to zaczęła się martwić i... bać o swego towarzysza. A co jeśli jednak dojdzie do starcia i coś mu się stanie? Nie mogła do tego dopuścić i postanowiła, że gdy tylko będzie taka konieczność, to wstawi się za szermierzem i pomoże mu pokonać oponentów. Na szczęście do tego nie doszło. Rozluźniła się, gdy atmosfera nieco złagodniała. Nie potrafiła jednak przestać być gotową na ewentualną próbę ataku ze strony najemników. Dalej była czujna i gotowa na natychmiastową reakcję. Cała sytuacja pochłonęła ją na tyle, że dopiero po chwili zorientowała się, że gospodyni zadała jej pytanie.
- Przepraszam. Wina, jeśli można - odpowiedziała łagodnie. Po czym z zaciekawieniem wysłuchała Jorga. Sama była ciekaw, jak długo zostaną w tym miejscu. Była świadoma tego, że może odejść chociażby w tym momencie, że nikt jej tu nie trzyma. Mimo tego nie chciała odchodzić od Miecza Zimy i dlatego to on teraz o wszystkim decydował. Zastanawiało ją tylko, czy i kiedy odwiedzą samego Pana Nawałnic.
- Jaki on jest...? Pan Nawałnic? - zadała to pytanie nie tylko Jorgowi. Wymawiając słowa spoglądała na wszystkich zebranych. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej i podejrzewała, że każdy z zakonników może powiedzieć o swym Panie coś innego.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge dobrze się czuł, gdy był tak w centrum uwagi - od zawsze był trochę pyszny i choć już dość mocno utemperował tę cechę po przystąpieniu do kultu, nie wyzbył się jej całkowicie. Uważał zresztą, że na aktualnym poziomie nie była ona wcale szkodliwa, więc mógł sobie pozwolić na tę chwilę zadowolenia wynikającą z tego, że wszystkie oczy były skupione na nim, a ludzie zabiegali o jego towarzystwo. W zamian on o nich dbał, starał się jak mógł godnie wykonywać swoje obowiązki i być dla nich inspiracją. To chyba godny układ?
        Tylko Bella patrzyła na niego inaczej - tak po prostu przyjaźnie, nie jak na swojego guru. To również doceniał, bo takich osób było wokół niego niewiele by nie powiedzieć wcale… A i takich potrzebował. Bo czasami przed kimś chciałoby się pokazać tę swoją miękką stronę. Na przykład po prostu przyznać, że nie zna się odpowiedzi na wszystkie pytania, ale mimo wszystko dokłada się starań, by je poznać.
        Na nim zaczepki kultystów nie robiły specjalnego wrażenia, co najwyżej lekko go bawiły. Młodzi mężczyźni zawsze tak się zachowywali, tacy po prostu byli. On się ich nie bał - mógłby nawet stawić czoła całej trójce i to na ostre. Nie daliby mu rady. Ale miło, że Bella chciałaby go chronić. Miecz Zimy o tym nie wiedział, ale za to przyszło mu co innego do głowy. Tylko na to jeszcze przyjdzie czas…
        Pytanie wampirzycy o Pana Nawałnic sprawiło, że wszyscy spojrzeli po sobie, jakby sprawdzali do kogo ono było. Nikt się nie wyrywał jako pierwszy do odpowiedzi, prawie jak podczas lekcji, gdy nauczyciel pyta o ochotnika do przyjścia pod tablicę. Takowy w końcu się jednak znalazł.
        - Żadne z nas go nie spotkało - wyjaśnił Loam. - Zostaliśmy przyjęci do kultu przez jego kapłanów.
        - No nie do końca tak “żadne z nas” - wtrąciła się elfka. - W końcu siedzimy przy jednym stole z jego faworytem - zauważyła, spoglądając na szermierza wymownie. - Mówi się, że Pan Nawałnic ma dla ciebie duże względy i poświęca ci wiele czasu.
        - Jestem jego zbrojnym ramieniem i najwierniejszym z wojowników, to logiczne - zgodził się po prostu Jorge, bo przecież nie było co zaprzeczać faktom.
        - Więc jaki on jest? - drążył elfka, wspierając brodę na wierzchu swojej dłoni, jakby samym tym gestem mówiła “śmiało, nie krępuj się, słucham cię uważnie”.
        - Charyzmatyczny i władczy - powiedział Jorge po chwili namysłu, jakby myślami był gdzieś bardzo daleko. Nawet nie patrzył na Bellę ani nikogo innego przy stole tylko w ścianę naprzeciw siebie, w zamyśleniu wodząc palcem po brzegu swojego kielicha. - Idealista… Skrzywdzony i porzucony przez Pana, wyklęty, choć nie zasłużył na tę karę. Jest jednak łaskawy dla tych, którzy mu służą, ma wybaczenie dla tych, którzy chcą się zmienić. Klątwa rzucona przez Pana obejmuje jego serce lodem, ale on nadal wie czym jest litość. Chce zostawić ten świat lepszym, oczyścić go z grzechu, z ułomności.
        Jorge przerwał, kącik jego ust drgnął w bladym, smutnym uśmiechu. Mógłby powiedzieć wiele, ale to nie były słowa przeznaczone dla uszu wszystkich. Mógł powiedzieć o tym, jak delikatny i czuły potrafił być Pan Nawałnic, jak zdecydowany, momentami surowy, ale bez względu na wszystko zawsze imponujący. Jak piękna była jego twarz i cudowne oczy, podobne do dwóch okruchów lodu z najczystszych głębin. To jednak póki co zachował dla siebie. Może kiedyś…
        - Choć Pan Nawałnic jest upadłym aniołem, nigdy byś go o to nie podejrzewała na podstawie samego wyglądu - kontynuował po chwili przerwy szermierz. - Ma włosy białe jak śnieg i takież skrzydła, nie czarne jak jego pobratymcy. Wzbudza szacunek swoim wyglądem i sprawia, że kolana same się pod tobą unikają - zapewnił, spoglądając na Bellę oczami, które zapewniały, że nie było w tym blefu.
        - Kult Wiecznej Zimy bardzo się rozrósł od jego powstania - wyjaśnił jeszcze szermierz, bawiąc się swoim kielichem. - Nic dziwnego, że to nie Pan Nawałnic namaszcza każdego nowego członka naszego kultu. Kto jednak pragnąłby go zobaczyć, najszybciej znajdzie go na Wyspie Lodowego Wraku. To konstrukt pływający po Morzu Cienia, sanktuarium wzniesione przez Pana Nawałnic przy pomocy jego magii, z lodu, który skuł statek, którym płynęliśmy. Nie przebywa tam z pewnością cały czas… Ale na pewno tam wraca.
        - Ponoć nikt poza nim samym nie może odnaleźć tej wyspy - wtrącił się Uwe. Jorge spojrzał na niego czujnie, jakby szykował się na bardziej agresywną dyskusję.
        - To trudne - przyznał. - Nie ma jej wszak na żadnej mapie ani nie dryfuje przy żadnym morskim szlaku, to logiczne. Trudność polega więc na znalezieniu dobrego nawigatora, który was tam zawiezie… I któremu będziecie w stanie za to zapłacić - dodał dobitnie, po czym się napił, kubkiem maskując wyraz swojej twarzy. Nieprawda. Nawet dysponując odpowiednim statkiem nie dało się znaleźć Wyspy Lodowego Wraku… Bo on próbował, lecz mu się nie powiodło. Dlatego też za każdym razem gdy kultyści powtarzali stary slogan, że do sanktuarium mają wstęp tylko “ci godni”, on czuł ukłucie żalu. Czy to znaczyło, że on nie był godny, by odnaleźć swojego pana? A jeśli nie on… To kto? I co powinien zrobić, by to zmienić?
        - Na ciebie mówią, że jesteś z Wyspy Lodowego Wraku - zauważył Loam, salutując szermierzowi, jakby tym gestem przepraszał go za poufały ton.
        - Jeśli interesuje cię moje pochodzenie to nie, nie urodziłem się tam. To chyba logiczne. Pochodzę z Efne, lecz byłem zarówno przy tym jak powstała ta wyspa, jak i wtedy gdy powstawał ten Kult.
        - Co się więc stało, że już nie jesteś przy boku Pana Nawałnic?
        - To dłuższa historia - mruknął Jorge, pochylając się nad swoim posiłkiem. - Opowiem ją, lecz nie teraz. Nie wypadłem jednak z łask, jeśli to masz na myśli - dodał, posyłając Loamowi ostrzegawcze spojrzenie.
        - Nikt o czymś takim nawet nie pomyślałem - zastrzegł ciemnooki unosząc ręce w obronnym geście. Miecz Zimy na ten widok wyraźnie złagodniał. Kultysta jednak mógł mieć rację. Może faktycznie utracił swoje łaski i posługiwał się tytułem, do którego już nie miał prawa? Był wierny i gorliwy, ale niewiedza w jakiej został pozostawiony sprawiała, że czasami nachodziły go złe myśli.
        - Kolejny się na tobie poznał - parsknęła Mahinka, szturchając Loama w ramię. Im dłużej patrzyło się na te ich złośliwości, tym bardziej zaczynały one przypominać dziecięce przekomarzanie się.
        - Co masz na myśli? - podłapał jednak Jorge, bo on wcale nie miał nic złego na myśli.
        - Bo Loam to najgorsza kanalia w tym zakonie - prychnęła ciemnoskóra kobieta. - No, przed nawróceniem.
        - To było przed nawróceniem - zauważył szermierz. - To zostało za nim. Skoro się nawrócił, zaczął swoje życie na nowo.
        - Dziękuję, Mieczu Zimy - odpowiedział mu ciemnooki z wyraźną ulgą.
        - Nie wiem czy uwierzyliby w to ci, których skrzywdził...
        - Dość - uciął Jorge stanowczo. - To było. Jeśli Loam żyje zgodnie z zasadami kultu, nie ma sensu do tego wracać.
        W niebieskich oczach szermierza pojawiła się stanowczość i surowość, które momentalnie utwierdziły wszystkich, że jego pozycja w kulcie nie wzięła się tylko z tego, że wiedział komu się przypodobać. Pod wpływem tego spojrzenia Mahinka momentalnie odpuściła.
        - Mieczu Zimy... - odezwała się elfka, dobrze wyczuwając, że trzeba w miarę szybko i zgrabnie zmienić temat. - A... Twoja przyjaciółka do nas należy?
        - Nie, Bella nie należy do kultu - oświadczył szermierz, lecz mówił już łagodnym tonem.
        - A nie rozważała by się do nas przyłączyć? Co ty na to? - Elfka zerknęła zza szermierza na wampirzycę. - Widziałam takich jak ty, którzy do nas należą, więc nie masz czym się krępować. Nawet słyszałam, że jest dwóch takich, którzy są bardzo wysoko w hierarchii zakonu.
        - Gemelli - przytaknął Jorge. Oczywiście, że ich znał. Sam sprawił, że przyłączyli się do kultu, to on ich namówił. A oni ratowali mu skórę, gdy miał pierwsze napady padaczki i szyli go, gdy obrywał w walce. Bracia bliźniacy, medycy, wampiry. Ciekawe persony, nic dziwnego, że słyszeli o nich nawet tacy świeży członkowie kultu.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości