Szepczący LasInna krew.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Sonea wydawała się na równi zmartwiona problemem chłopca, jak i zaintrygowana jego osobą. Przyglądała mu się z tak widoczną ciekawością, że dziecko przestępowało nerwowo z nogi na nogę, nie wiedząc za bardzo gdzie podziać oczy. Z całej tej trójki blondynka wydawała się najbardziej przyjaźnie nastawiona, ale też złote ślepia sprawiały nieco zwierzęce wrażenie, gdy driada taksowała wzrokiem obiekt zainteresowania. Zdaniem Gavrila brakowało tylko, żeby oblizała się ze smakiem i dzieciak wiałby, ile sił w nogach. Wciąż nie wiedział, czy dobrze, że trafił na podróżnych, czy może odbije mu się to czkawką.
        Dla złotowłosej driady widok małych dzieci nie był nowy, wręcz przeciwnie. Jeśli już wchodziła w kontakty z ludźmi to najczęściej były to właśnie młodzi chłopcy i dziewczynki, którzy z racji wzrostu byli driadzie bliżsi niż wysocy dorośli, spoglądający na nią podejrzliwie. Chłopcom było wszystko jedno czy jej opalona skóra połyskuje zielenią w słońcu, bo blondwłosa driada tak samo chętnie ganiała za piłką jak oni. Dziewczynki natomiast zafascynowane były złotymi puklami Kenen i z łatwością namawiały leśną córkę do plecenia sobie warkoczy, wianków i innych cudów. Oczywiście, nie wszyscy reagowali tak przyjaźnie na driadę, ale ta jak zawsze pamiętała tylko te miłe rzeczy i gdy ktoś nie stanowił zagrożenia dla niej i dla lasu, chętnie zawierała znajomości.
        I właściwie Sonia „adoptowała” chłopca odkąd tylko przyznał się, że poszukuje swojej zaginionej siostry. Przecież ona poszukiwała zagubionej frygowatości Frygi, więc no po prostu idealnie na siebie trafili. No i gdy już Chłopca rozbrojono, co nie było zbyt trudne. Nagle jednak przed nosem pojawiła jej się zbuntowana Ruda, informując, że nie mają czasu szukać małej Elizy.
        Sonia zmarszczyła lekko brwi. Koncept czasu był jej zupełnie obcy. Były pory dnia i roku, nigdy się nigdzie nie spieszyła ani nie spóźniała, bo i gdzie?
        - Hej, nie jesteśmy dzikusami – prychnęła blondynka, splatając ręce na piersi. Nie dostrzegła ironii w głosie driady więc wydęła usta z niezadowoleniem. – Poza tym po co go odprowadzać do wioski, jak i tak zaraz z niej wyjdzie szukać Małej Elizy? Bez sensu – zawyrokowała z pewnością siebie. Że też takie rzeczy musi FrygoSylie tłumaczyć.
        Humor szybko jej się zmienił, gdy usłyszała burczenie w brzuchu dziecka i uśmiechnęła się mimowolnie. Elf w międzyczasie dał zgodę na przygarnięcie Chłopca i pomoc w odszukaniu Małej Elizy, więc nie czuła się zobowiązana do większych tłumaczeń. Uparta Silje może sobie krzywić nos, ale poszukiwania się odbędą! Kolejne! Sonia mruknęła do siebie pod nosem. Może Mamcia Natura specjalnie im podrzuciła tutaj Chłopca, żeby mu pomogli? Może to ma być Sonii zadanie, żeby znajdować zaginionych? W klanie nie miała za bardzo swojej roli, ciągle ją przeganiali z miejsca na miejsce, mimo że wszystko robiła dobrze. Stara Tynna mówiła, że jakby robiła to w milczeniu to byłoby lepiej, ale Kenen niespecjalnie się z tym zgadzała. Babuszka może i była mądra, ale najwyraźniej nie zauważyła, że Soni idzie wszystko tak samo dobrze, albo i lepiej, gdy jednocześnie rozmawia z kimś! To się nazywało… wielorobowość! Tak. Ona była w tym dobra, umiała robić wiele rzeczy na raz.
        Tak więc zamyślona przegapiła zupełnie rozmowę Widugasta z chłopcem, Frygi z lisem i postanowienia jakie padły.
        - To… gdzie idziemy? – zapytała, spoglądając na Elfa, który przecież wszystko wiedział, była co do tego coraz bardziej przekonana. Spojrzała krótko po obecnych i gdy wskazano kierunek, ruszyła żwawo przodem.
        - Elfie, możesz poprosić Duszka, żeby się pokazał? – zapytała, tym razem w ogóle nie dotykając druida. – Bo mi troszeńkę się nudzi samej i byśmy się mogli pościgać. Bo ty masz Chłopca, a Sylje lisa, a ja sama jestem – dodała tym samym tonem, ale chociaż była tego nieświadoma, jej słowa rozbrzmiały dość smutno, może właśnie przez ten beztroski ton.
        Najchętniej to szłaby z Frygą, ale dopóki nie znajdzie frygowatości to ta Sylje będzie na nią tylko sykać i warczeć, a Kenen już nie chciała tego słuchać, bo byłoby jej jeszcze smutniej, a nie lubiła być smutna. Bolało ją wtedy serduszko, a na to nie było żadnych ziółek, które by pomogły. No, czasami to grzybki pomagały, ale na krótko i potem z kolei głowa bolała (zwłaszcza jak w coś przyfasoliła, bo biegła jak opętana przez las, uznając że omijanie przeszkód jest bezcelowe, bo całe jej życie to jedna wielka przeszkoda). Czasem się opłacało, a czasem nie. Teraz wolałaby po prostu mieć towarzystwo.
        Pisnęła wesoło, gdy błękitny duch mignął jej koło oka i ruszyła biegiem, krzycząc wesoło, że Duszek zupełnie się ścigać nie umie, bo to start musiał być i odliczanie, a on po prostu pobiegł! Gnała więc na ślepo za wilkiem, śmiejąc się za każdym razem, gdy musiała przeskoczyć lub ominąć coś, przez co Duszek po prostu przenikał.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Frigg nie dostrzegła poparcia w oczach swoich kompanów. Oni mieli złote serca, Sonia, jakby się mogło trafnie wydawać, najbardziej. Rudowłosa driada obserwowała rozgrywkę toczącą się własnym torem i... nie miała na to kompletnie wpływu. Była w stanie tylko omiatać towarzystwo piorunami szalejącymi w jej spojrzeniu. Oczywiście nadal pozostawała przeciwna pomysłowi udzielenia wsparcia smarkaczowi. Brzmiało to okrutnie, nawet w myślach – odmówić pomocy chłopcu, który szuka młodszej siostry - ale w tej historii znajdowało się kilka niejasności. Najbardziej dręczący pozostawał fakt, że niedorostek szuka jej całkowicie sam. Frigg mogła jedynie snuć domysły na temat Gavrila, co też jest przyczyną samotnych poszukiwań. Najchętniej posunęłaby się do bardziej zdecydowanych kroków, ale także i tutaj nie miała pola do popisu, gdy Widugast postanowił zostawić chłopca w spokoju i przestał na niego naciskać. To albo mówi co jest grane i grają w otwarte karty, albo będą się z gówniarzem użerać i jego dramami, co tylko przysporzy kolejnych problemów. Dzieciak myślał o Elizie, zresztą elf, Sonia i, o Matko Naturo, gadający lis także, a ona miała do uratowania sporą część lasu! Takie było myślenie przywódców, myślenie o całości a nie pojedynczej osobie.
        Wyraz twarzy Frigg stał się jeszcze bardziej wrogi, gdy szaman starał się wyjaśnić Silje sytuację. Że niby to ją ma pocieszyć? Naturianka sapnęła mierząc mężczyznę wzrokiem wyraźnie przerzucając winę całkowicie na niego. W końcu to on jako pierwszy zainicjował pomoc chłopcu, to on... odbierał jej Sonię.
        - Jeszcze tego pożałujemy – ośmieliła się odpowiedzieć zachowując przy tym niski, ale bardzo agresywny ton.
        Nie miała jednak siły przebicia więc tym razem musiała ulec presji i odpuścić. Aby tego było mało, kolejne słowa Sonei zadały cios w serce rudej. To nie tak, że Sonia jest sama! Gdyby tylko wiedziała ile Frigg robi dla przyjaciółki, że ta cała agresja, niechęć i odrzucenie wynika z chęci otoczenia złotowłosej opieką. To, że wspólnie podróżują było czymś, co nie powinno mieć miejsca, a Sonia nie chciała tego zrozumieć. Lysberg nie uważała by ich przyjaźń była warta życia przyjaciółki. Wolała by ta cieszyła się obecnością lasu jeszcze wiele, wiele lat a nie spędziła kilka tygodni u jej boku by potem ktoś uznał Sonie za współwinną i ją zabił. Kto wie, może gdyby Widugast dowiedział się o przeszłości Silje to... czy byłby zdolny do czegoś podobnego? Zakątki tych myśli były przerażające, wręcz paraliżujące, więc Frigg szybko od nich uciekała. Tak samo jak teraz, gdy z prychnięciem odsunęła się na bok najwyraźniej nie mając ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Nerwowo zacisnęła pięści zaklinając pod nosem głupotę towarzyszy, ale ruszyła za nimi w odpowiednim kierunku zachowują jednak odpowiedni DUŻY (bardzo duży!) dystans.
        Gavril okazał się młodzieńcem równie miłym, co niezdarnym i zestresowanym nowym towarzystwem. Spędzenie w lesie kilku dni tylko spotęgowało jego lękliwość, lecz u boku szamana czuł się wyjątkowo bezpiecznie. Sonia absorbowała całą uwagę za każdym razem, gdy tylko zbliżyła się do dwójki, co onieśmielało chłopaka. Ładna, złotowłosa driada była bardzo energiczna, wybuchowa - w pozytywnym znaczeniu tego słowa - a jemu zdecydowanie brakowało pewności siebie. Wszyscy wokół byli o wiele bardziej doświadczonymi podróżnikami niż on... Hah! On nawet nie potrafił upilnować młodszej siostry, ale obecność trójki... włącznie z lisem a wykluczając rudą, dodawała mu sił. Frigg wyraźnie się bał. Snuła się za ich plecami niczym śmierć wyczekująca za rogiem budynku. Rozwścieczona nie pozostawiała po sobie żadnego dźwięku i to przerażało Gavrila najbardziej. Co rusz zerkał za swoje plecy upewniając się, że dziewczyna wciąż jest daleko. Obrażona, zainteresowana własnymi sprawami, wydawało się, że mimo to wyłapała każde jego spojrzenie.
        - Ona mnie przeraża... - wyznał po cichu do Widugasta, choć zaraz przestraszył się, że elfie uszy Frigg mogły to wyłapać. Elfy słyszały w końcu lepiej niż ludzie, a driady? Strach było pytać! Może drzewa im szeptały?
        - Może... może moglibyście mnie podszkolić, coś opowiedzieć na temat tego, jak sobie radzić w takich warunkach? - odważył się zagaić chłopiec kierując to pytanie zarówno do Sonei, jak i Widugasta. - Jestem tylko człowiekiem... ale nie chcę by las mnie przerażał ani za dnia, ani nocą. Wiecie jak to jest... za dzieciaka straszą wiedźmą, która porywa dzieci albo wilkołakami! A potem... ech. Chciałbym być odważniejszy i pewniejszy siebie! Dla mojej siostry! - wyznał z entuzjazmem Gavril spoglądając na dwójkę z wielką nadzieją.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast nie odpowiedział na pytanie Sonii o kierunek marszu, ale to nie znaczyło, że ją zignorował - po prostu zamiast mówić zwyczajnie wskazał kierunek, wyciągając w tamtą stronę swój kościany kostur. Mieli sporo do przejścia, więc nie musiał być póki co precyzyjny i nawet jeśli przyjdzie im trochę zboczyć, później łatwo to nadrobią. W tej okolicy las był łaskawy.
        - Ależ ja nie muszę go wołać - odpowiedział na kolejne pytanie driady Widugast tym swoim łagodnym i jednocześnie mentorskim tonem. - Ty go zawołaj. Lubi cię, to sam do ciebie przyjdzie. Ma na imię Vertai, ale na Duszka też zareaguje - zapewnił, puszczając do niej oko. Basior za plecami driady spojrzał na niego trochę nieprzychylnie, bo jak to tak, szczeniak decydował za niego? Ale niech mu będzie, bo jednak to była prawda: widmowy wilk za Soneą przepadał i chętnie ganiał z nią po lesie. Zaraz więc się ujawnił i popędził z nią przed siebie.

        - Nie tylko ciebie - odparł bardzo cicho Widugast, patrząc przed siebie z kpiącym uśmiechem. Nie bał się rudej driady tak, by nie móc mieć jej za plecami, ale też jej nie ufał i w chwili zagrożenia na pewno nie byłby w stanie w pełni skupić się na nowym zagrożeniu, bo co rusz spoglądałby w jej stronę. Teraz było jednak w miarę spokojnie, więc mógł się zrelaksować i skupić na drodze i Gavrilu.
        - Ale jeśli cię to pocieszy, większość driad taka nie jest - oświadczył. - Choć nie są też takie urocze jak Sonea… Są takie pośrodku, normalne.
        Późniejszą prośbę chłopca Widugast przyjął najpierw z lekkim zaskoczeniem, a później aprobatą, kiwając lekko głową. Chłopak był sprytny, skoro chciał się przy tej okazji czegoś nauczyć, druid tę postawę pochwalał, choć i miał na końcu języka uwagę, że naukę powinien rozpocząć od większego skupienia na otoczeniu, bo już dwukrotnie ostatnimi czasy go zawiodło - za pierwszym razem gdy zgubił siostrę, a za drugi gdy ich tak głupio zaatakował. No ale nie było co dzieciaka przy tej okazji dołować. Przywołał Soneę, by ona również mogła coś dodać od siebie.
        - Tak, cóż… - Widugast w sumie nie znał tych opowieści o wilkołakach z autopsji, bo choć jego matka z ojcem się nie dogadywali, ona nigdy nie wpadłaby na pomysł, aby syna odstraszyć od lasu. Tym bardziej gdy spostrzegła, że go tam tak ciągnie. Był już wtedy co prawda nastolatkiem, ale może ona wiedziała już coś wcześniej - kobieca intuicja, jak to się mówi.
        - Czego chciałbyś się nauczyć? - zapytał konkretnie Arhuna. - Jak założyć obóz? Co możesz jeść, a czym się zatrujesz? Jak znaleźć kierunek i wyjście z lasu? To ostatnie jest proste: obserwuj słońce, bo ono zawsze wstanie na wschodzie, a zajdzie na zachodzie. Gdy ustawisz się tak, aby wschód mieć po prawej, za plecami będziesz miał południe - idź tam albo na zachód, bo na północy i wschodzie rozciągają się się tylko niezmierzone połacie lasu. A gdy nie widzisz słońca, szukaj mchu na pniach drzew, on zawsze rośnie od strony północy. Gdy możesz, pij wodę, która płynie i staraj się nie pić takiej stojącej, bo od takiej może rozboleć cię brzuch. A co do jedzenia…
        Druid z torby wyjął kłącza, które wcześniej jedli razem z driadami. Podał jedno chłopcu i gestem zachęcił, by spróbował. Później zaczął opowiadać co to za roślina i jak ją znaleźć. Wspomniał parę oczywistości, jak to które jagody i grzyby nadają się do jedzenia, a których należy unikać. Opowiedział o tym co może być oznaką tego, że w okolicy jest niebezpiecznie, gdzie nie wsadzać rąk, by nie zostać ukąszonym przez węża, co robić gdy spotka się niedźwiedzia. Swoje nauki snuł jak opowieść barda.
        - Sonea - zwrócił się po chwili do driady, gdy jemu już od gadania zaschło w gardle. - Może masz coś do dodania? Wiele rzeczy oczywiście najlepiej przeżyć i spróbować na własnej skórze, ale teoria również bywa przydatna. Jest jednak pewna lekcja, od której być może powinienem zacząć: szanuj las, Gavrilu. Natura to potęga, z którą nie należy igrać i przed którą nie należy zgrywać chojraka. Miej szacunek dla drzew, nie łam zdrowych gałęzi gdy wokół walają się suche, nie zrywaj więcej niż możesz zjeść, a las będzie ci łaskawy i być może wynagrodzi ci twój szacunek. Wandalom zaś nie przydarzają się szczęśliwe zbiegi okoliczności.
        Widugast spojrzał na chłopca przenikliwie, jakby chciał sprawdzić czy ten przyjął do siebie jego nauki i czy cokolwiek z nich wyciągnął - szczególnie z tej ostatniej części, która może dla większości stanowiła nawiedzony bełkot, ale dla druida była samą prawdą. W końcu miał setki lat doświadczenia w życiu w dziczy.
        Podczas rozmowy szybko mijał czas i nim się ktokolwiek spostrzegł, wkrótce w leśnym runie zaczęły pojawiać się pojedyncze ślady obutych stóp i to w takich buciorach, których nie nosili wieśniacy zbierający grzyby. Widugast dojrzał jeden czy dwa takie odciski, ale póki co milczał. Odezwie się na ten temat, gdy znajdzie ślad z prawdziwego zdarzenia. Wiedział przynajmniej, że kierunek był dobry.

Ciąg dalszy: Widugast
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Wielkie złote oczy driady zdały się rozszerzyć jeszcze bardziej, gdy usłyszała ona słowa druida. Jej podekscytowane spojrzenie śmignęło zaraz wokół osoby elfa, w poszukiwaniu niewidocznego dla oka.
        - Duszku? – zapytała niepewnie, ale nie z braku pewności siebie, a z czystego niedowierzania, że dano jej tak fantastyczną moc! Gdy więc wilczy towarzysz Elfa pojawił się przy nim z lekką zwłoką, nawet tego nie dostrzegła, tylko pisnęła wesoło, gdy ją mijał i pognała w ślad za niebieskim duchem.
        Głośny i szczery śmiech Sonei słychać było nawet gdy oddaliła się ze swoim towarzyszem zabaw poza zasięg wzroku. Jak wiele razy wcześniej, teraz znów łatwo było zapomnieć, że blondynka jest dorosłą kobietą, stuletnią driadą. Że potrafi rzucić się na kogoś z nożem i szałem w oczach. Teraz wyglądała jak dziewczynka, o której rodzice zapomnieli i zostawili ją w lesie, a ona z patykami we włosach wcale o to nie dba.
        Zawołana przez Elfa zatrzymała się nagle z bystrym spojrzeniem, jak nie przymierzając – wytresowany psiak. Ruszyła zaraz biegiem z powrotem w stronę swojej drużyny, zgrzana i zdyszana jeszcze gdy wysłuchiwała słów druida, przenosząc zaraz wzrok na Chłopca. Przytaknęła gorliwie, przełykając ślinę i próbując uspokoić oddech, by móc opowiadać o lesie. Mamusiu Naturo, jak ona kochała opowiadać o lesie!
        Zerknęła jeszcze po drodze, ukradkiem, na idącą za wszystkimi rudowłosą driadę i jakby nieco oklapła w sobie, ale zaraz przypomniało jej się, że ma opowiadać. Podekscytowana złapała lekko wystraszonego Gavrila za rękę i pociągnęła za sobą, by mogli w spokoju iść przodem, i by mogła mu wszystko pokazywać.
        - Wiesz, dlaczego w lesie jest dużo drzew? – zapytała zaraz z uśmiechem. Było to jedno z jej ulubionych pytań, które zadawała małym driadom. Sonea rzadko uważała, że jest zabawna, ale to był właśnie ten moment.
        - One się przyjaźnią – powiedziała z zadowoleniem i odwróciła świdrujące spojrzenie od Chłopca, by zapatrzeć się w korony drzew. – Posłuchaj, jak ze sobą rozmawiają – powiedziała delikatnie przyciszonym głosem, po czym zamilkła. To dlatego wyprzedziła z Chłopcem Elfa i SyljoFrygę, by Chłopiec usłyszał Las.

        Wiatr poruszał lekko najwyższymi gałęziami, a pieszczone słońcem liście migotały w całej gamie zieleni. Cichy szum dobiegał czujnych uszu.

        - Drzewa muszą sobie pomagać, tak jak ludzie. A właściwie to ludzie powinni uczyć się od drzew, jak sobie pomagać, bo jak Mamci Natury nie słuchają to robią straszne głupoty – mówiła, jak zwykle dając się ponieść opowieści i lekko odbiegając od tematu. Zaraz się zmitygowała i pokazała palcem na ściółkę, którą akurat było widać pomiędzy krzewami.
        - Zobacz, jak łączą się korzeniami. Jeśli jednemu drzewu czegoś brak to inne mu pomagają. Dzięki temu wszystkie są zdrowe i silne. Bo gdy któreś z nich potrzebuje pomocy to nie jest samo. To dlatego drzewa w lesie są silniejsze niż takie pojedyncze poza nimi. Ochraniają się wzajemnie od silnego wiatru i chronią ziemię przed słońcem. Dlatego jest porośnięta takim mięciuchnym mchem i innymi roślinkami, a nie przesuszona, jak przy traktach.
        - Ale i tak czasem trzeba się nimi opiekować – dodała nieco innym tonem, prostując się nieznacznie (i pewnie nieświadomie). – Po to są driady. Mamcia Natura stworzyła nas, żebyśmy chroniły las i broniły go przed zagrożeniami ze strony ludzi – wyrecytowała gładko i spojrzała kątem oka na Chłopca. – Dlatego Fry…Sylje ci nie ufa. No, też dlatego – dodała sama do siebie, zupełnie nie dbając, że mówi chaotycznie. Potarła nos.
        - Powiedz mi… Gavril – przypomniała sobie szybko imię Chłopca. - Dlaczego ludzie niszczą drzewa?
        - C-co? – zająknął się młodziak. Do tej pory jak zauroczony słuchał driady, zapominając nawet o czyhającej za jego plecami wkurzonej, rudowłosej driadzie. Ta jasnowłosa tak ładnie opowiadała i przez moment naprawdę miał wrażenie, że słyszy, jak drzewa ze sobą rozmawiają. Teraz jednak speszył się widocznie.
        - Czemu krzywdzicie drzewa. Ścinacie je i łamiecie mu gałęzie?
        - No… potrzebujemy drewna… na opał…
        - To czemu nie korzystacie z tych gałęzi, które już same się złamały i leżą na ziemi?
        - Bo… - „przecież nie będziemy pół dnia szukać patyków, jak wystarczy ściąć jedno drzewo”, przypomniał sobie słowa dorosłych. Nie umiał jednak powtórzyć tego tej driadzie. – Bo potrzebujemy więcej – wybąkał.
        - Po co?
        - No… na domy na przykład.
        Sonea zastanowiła się na moment, po czym zatrzymała nagle i odwróciła w stronę swoich towarzyszy.
        - W sumie to czemu driady nie pomagają ludziom budować ich domów, żeby oni nie ścinali drzew? – zapytała, niby kierując pytanie do ogółu i niby głównie do Elfa, ale to ku Frydze uciekał jej wzrok, żądny odpowiedzi.
        Kenen może i miała swoje lata na karku, ale driady potrafiły stanowić wyjątkowo hermetyczne środowiska. Wiedza Soni o Ludziach sprowadzała się głównie do informacji, które przynosiła od nich Fryga. Bo Stara Tynna to tylko grzmiała, jacy to oni źli i wszystko niszczący, ale gdy tylko zapytać ją o coś więcej to mąciła i tłukła kijem za wścibstwo. Trzymać się od ludzi z dala i już.
        No, niektóre driady to czasem przyprowadzały jakiegoś człowieka, ale Soni nigdy nie wysyłali.
        Nie miała pojęcia dlaczego.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

        Gavril z wielkim zapałem wsłuchiwał się w wypowiedzi druida. Chłonął jego słowa jak gąbka, a z każdym kolejnym zdaniem chciał wiedzieć więcej i więcej! Ton głosu opowiadającego był przyjemny, niczym łagodna melodia flecisty. Zwyczajnie nie chciało się przerwać ani tym bardziej zakończyć.
        Widugast opowiadał bardzo praktycznie o lesie, zaś Sonia poruszyła całkiem inna sferę – tę bardziej emocjonalną, metafizyczną. W jej słowa nie wsłuchiwał się wyłącznie Gavril, ale i snująca się za ich plecami Frigg. „Drzewa muszą sobie pomagać”, zdanie to wybrzmiało echem w myślach Lysberg, a gdy Sonia nakazała chłopcu spojrzeć na korzenie to również Frigg przeniosła swój wzrok dalej wsłuchując się w przyjaciółkę.
        Dopadła ją gorzka myśl, że ona nigdy nie była elementem lasu, choć bardzo tego chciała. Wokół niej nie rosły inne drzewa. Była tym wyjałowionym elementem na pustym szlaku. Czasem zdawało się, że pod ziemią ktoś próbuje ją sięgnąć, spleść z nią korzenie, ale stała zbyt daleko by stać się częścią jakiegokolwiek boru.
        Te myśli zagoniły ją na tyle daleko, że na moment wyłączyła się z płynących z ust Soni nauk. Driada wcisnęła dłonie w kieszenie płaszcza i szła dalej spoglądając ponuro na otoczenie. Pytanie Kennen jednak usłyszała i lekko uniosła brew, jakby upewniając się czy na pewno do niej w jakiś sposób kieruje to zagadnienie.
        - Bo by chcieli więcej? - zauważyła zgryźliwie. - Ludzie sami mówią „Daj palec a weźmie całą rękę”. Las to nie zabawka i nie można na zawołanie zbudować sobie domu. Trzeba zrozumieć istotę harmonii, żyć z nią a gdy postąpi się źle to przyjąć tego konsekwencje.
        W tej chwili jej mina zgorzkniała jeszcze bardziej. Czasem trzeba też przyjąć winę, za czyn którego się nie popełniło...
        - Mówią, że driad by nie było gdyby nie ludzie. Las umiałby zająć się sam sobą, ale musi się chronić przed zachłannością, między innymi tą ludzką. A przecież ludzie też kiedyś mieszkali w lesie, źle im było? Sami zadecydowali... – Wzruszyła ramionami.
        Dziwnie się o tym mówiło. W końcu sama Frigg mieszkała w takich domach - z kamienia i drewna - ale widziała wiele niepotrzebnych i zbędnych przedmiotów. Dla niej najważniejsza była funkcjonalność, choć i piękno sztuki byłoby dla niej zrozumiałe, gdyby choć trochę okazano szacunek drewnu... Mocno skomplikowane zagadnienie, trudne do wyjaśnienia takiemu chłopcu. On jednak nie znał historii Frigg więc rozumiał jej słowa bardzo dosadnie, bez skrytych niuansów.
        W tym momencie uwagę rudej przyciągnął Widugast, który nagle zniknął jej z pola widzenia. W pierwszych sekundach oczywiście osądziła go bardzo pochopnie zakładając z góry jakąś elfią zasadzkę, ale mężczyzna stał kawałek dalej pusto wpatrując się w ścianę lasu.
        - Ej, szalony szamanie... - zagaiła Frigg, lecz jej wypowiedź gwałtownie przerwał elf.
        - Wybaczcie mi, ale nie mogę dalej z wami iść - niemal wypluł z siebie te słowa nim spojrzał na driady poważnym wzrokiem. - Nie mogę... Nie mogę przestać myśleć o Saurii. To jak odeszła... - Pokręcił głową jakby odganiał od siebie jakieś bardzo złe myśli. - Martwię się, że coś jej się stało. Nie powinienem był jej pozwolić tak oddalić się samej. Proszę, zajmijcie się dzieckiem, ja muszę ją odnaleźć.
        Frigg spojrzała na niego zdziwiona – nie żeby jego odejście mocno ją zmartwiło, była zaskoczona troską jaką otoczył Saurię, inną driadę. Niemniej, swoje zdumienie jak zawsze sprytnie okryła opryskliwością. Dziewczyna prychnęła krzyżując ręce na klatce piersiowej i odwróciła wzrok od druida.
        - W takim razie życzę powodzenia.
        „Abyś jej nie odnalazł”, dodała opryskliwie w myślach. Nie ufała mu... jak każdemu innemu. Szczególnie, gdy dotyczyło to innej siostry. Do tych dobrych zamiarów zawsze miała spory dystans.
        Chłopiec zaś ukłonił się i dziękował druidowi za nauki, pozwalając mu odejść. Najbardziej na tym wszystkim ucierpiała z pewnością Sonia... która teraz musiała zdać się na trudny charakter przyjaciółki bez wsparcia duszka i mądrego elfa.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Sonea często zastanawiała się, dlaczego ludzie i driady nie mogą żyć w zgodzie. Co jakiś czas otrzymywała sygnały, jacy ludzie są źli, ale chyba ciągle ją fascynowali, głównie dlatego, że niewiele miała z nimi do czynienia i była po prostu ciekawa, a driady, chociaż demonizowały, to nigdy nie podawały szczegółów. Ludzie są źli i tyle, nie szanują drzew i nie rozumieją Mamci Natury, wiedziała to. Ale przecież jak ona była mała, to też nic nie rozumiała, uczyła się wszystkiego od zera, miłości do lasu na równi z chodzeniem i mówieniem. Dlaczego nie mogli też nauczyć ludzi? Nikt przecież nie rodzi się zły, prawda? Można się złym obudzić, ale wystarczy zjeść coś dobrego i zaraz przechodzi. Chociaż taka Fryga to chyba dawno nic dobrego nie jadła…
        Ruda teraz też tylko naprychała i Sonia zaraz buntowniczo splotła ręce na piersi. Osobiście uważała, że las to doskonała zabawka, ale pamiętała, jak Fryga jej kiedyś tłumaczyła, co to niedokładnie znaczy i było to zupełnie bez sensu. Od kiedy bycie zabawką jest obraźliwe? Albo, że się tego nie szanuje? Ona bardzo szanowała swoje zabawki! Rozpadały się z czasem, wiadomo, bo były z patyków i piórek, ale Fryga opowiadała jej kiedyś, jakie ludzie mają cudowne zabawki i to brzmiało jak coś wytrzymałego i pięknego, a przecież dokładnie taki był las! Nic jednak nie powiedziała, tylko poszurała bosą stopą w ziemi, wiedząc, że z taką marudzącą Frygą, to nie ma co dyskutować, bo ona i tak tylko natupie i się pomarszczy, a jeśli o ludzi chodzi, to w ogóle jest bardziej nerwowa. Chyba tylko Elfy są dla niej bardziej drażliwym tematem.
Gavril również nie czuł się najpewniej pod spojrzeniem nieprzyjaznej driady, więc przyjął taktykę milczenia oraz chowania się za blondynką i niewchodzenia Rudej pod nogi. Powinno działać, chociaż chowanie się za Sonią nie było proste. Mała driada skoczyła teraz w stronę oddalającego się Widugasta, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a posyłały spojrzenie, jakiego nie powstydziłoby się ranne szczenię.
        - Ale jak to odchodzisz? – zajęczała, podbiegając znów do elfa i uprzejmie niedotykając go bezpośrednio, lecz szamocząc nogawką spodni. – Ale wrócisz, tak? Z Duszkiem? Ale, och tak, to zupełnie zrozumiałe, że tęsknisz za Saurią, oczywiście – trajkotała, lekko już udobruchana argumentacją, ale wciąż potrząsając elfimi spodniami. – Pamiętaj, żeby zebrać dla niej kwiaty, takie polne, ładne jak ona! – zawołała, odpuszczając już trzymanie elfa i odprowadzając go wzrokiem, gdy niknął w zaroślach. Wtedy dopiero westchnęła ciężko i trochę oklapła, odarta z nowych znajomych. Spojrzała niepewnie na rudą driadę zamykającą ich już tylko trzyosobowy (i jednolisi) pochód i ruszyła przodem z Gavrilem.
        Aby się czymś zająć, opowiadała Chłopcu o Lesie, o Mamci Naturze, o tym, czego nie można robić drzewom, jak dbać o zwierzęta, dlaczego ptaki śpiewają, dokąd nocą tupta jeż i wszystko, co tylko przyszło jej do głowy. Gavrilowi zaś trzeba oddać, że słuchał driady ze szczerym zainteresowaniem, niekiedy dopytując, gdy coś było dla niego niejasne lub gdy Sonia odruchowo popłynęła w metafory tak liczne i barwne, że sama zapominała o czym opowiadała. Słońce zaczęło już powoli zachodzić za korony drzew i chociaż niebo wciąż było niebieskie, to w lesie panował już lekki półmrok.
        A Kenen zatrzymała się nagle, rzucając czujnym spojrzeniem w prawo, a po chwili musiała coś usłyszeć, bo w jej dłoni nagle znalazła się proca, a złote włosy zafurkotały w powietrzu, gdy driada jednocześnie popchnęła chłopaka na ziemię i obracała się szybko w stronę siostry, by ją ostrzec.
        - Sylje, ktoś… - urwała nagle, gdy długa na pół sążnia strzała wbiła jej się pod prawym obojczykiem z taką siłą, że przeszła na wylot aż do połowy, jednocześnie odrzucając niewielką driadą kilka kroków w tył.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości