Szepczący Las[Chata Azalii] Gdy wąż spotka węża...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Słowa wampira ponownie podbudowały Azalię na duchu, a jej motywacja do działania znacznie wzrosła. Skinęła głową w jego stronę i również się uśmiechnęła, bo kto by pomyślał, lekkie wygięcie ust, a tak wiele daje i tak wiele znaczy.
Musiała zresztą choć spróbować przekazać trochę swoich sił swej przyjaciółce.
Jednakże sprawy zaczęły się komplikować, gdy eugona wróciła obwieścić nieprzyjemną wieść o chorych na dole, stwierdzenie nieumarłego sprawiło, iż na moment zaniemówiła.

- Jak… Jak to nie ma? – Spojrzała na Eliae i podeszła do niej, obejmując ją delikatnie, wtem wszedł Aldaren. — Jak to nikogo? Mnóstwo tam ludzi, pospijanych, których właśnie zaczęła trawić choroba… - Patrzyła zdziwiona na krwiopijcę, odpowiedzi coraz mniej, natomiast pytań wprost proporcjonalnie więcej. – Na pewno? – Nie bardzo chciała zostawiać przyjaciółkę, ale to ona się najlepiej znała na leczeniu, więc ostatecznie przystanęła na propozycję i poszła z mężczyzną na dół.

Gdy schodzili po schodach, ogrodniczka wykorzystała chwilę, by bardziej się przyjrzeć nieznajomemu, zdołała uchwycić dziwny blask w jego oczach. Nie wiedziała zbytnio, czy coś powiedzieć, czy nie. W końcu i tak zeszli i Azalia zaprowadziła mężczyznę w miejsce, gdzie wcześniej widziała tych wszystkich ludzi.
Nadal tu byli i nie zniknęli, więc naturianka nie zwariowała. Popatrzyła na Aldarena, udowodniła mu, że jednak tu są, aczkolwiek poczuła coś dziwnego.

- Trochę tu chłodno… - Chwyciła się za ramiona i przejechała po nich dłońmi w celu rozgrzania, w tej chwili spostrzegła też kominek z ogniem, który płonął już pewnie od jakiegoś czasu, powinno być ciepło.

Nie chciała jednak tylko stać i patrzeć, natychmiast podeszła i próbowała jakoś pomóc, ułożyć ludzi jakoś tak, by nie zrobili sobie krzywdy, gdyby przybrała formę eugony mogłaby ich nawet podnieść, jednak właśnie przyszła Eliae i to nie mogło mieć miejsca, nie przy niej.

- Spokojnie, proszę pana. – Az podbiegła do gospodarza i posadziła go na podłodze tak, by nie zrobił sobie krzywdy. Może nie był najmilszy, ale każde życie jest cenne.

Podeszła do jasnowłosej i zauważyła krew na ręce, nie udawała, że nie widzi, ale też nie pytała. Znów objęła przyjaciółkę, by ją wesprzeć i przy okazji obie się ogrzały nieco.
Ogień tańcował w piecyku tak żywo, a jednak było w nim coś nienaturalnego i ten niepasujący wszechobecny chłód, który narastał…
Nagle rozległ się trzask, ewidentnie dochodził z góry, jakby jakaś belka pękła i faktycznie tak było. Zaczęła spadać, wszystko działo się tak szybko, Azalia trzymała już Eliae i odwróciła ją natychmiast, tak by ta na pewno nie oberwała, tylko tyle mogła zrobić w tym ułamku chwili.
Wszędzie podniosły się tumany kurzu. A pomarańczowa aura bijąca od kominka zniknęła, pewnie zgasł od podmuchu, ale… Ludzie! Ich nie było, nie było nikogo, kompletnie nic! W ogóle jakoś to pomieszczenie wyglądało inaczej, jakoś tak starzej niż wcześniej, jakby jeszcze przed chwilą naprawdę nikogo tu nie było.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Z całym szacunkiem panno Azalio, ale powtarzam: nikogo tam na dole nie ma - odpowiedział tęczowowłosej zachowując absolutny spokój, nie mógł się jednak zmusić do przyjaznej łagodności, gdyż wciąż targał nim gniew po rozmowie z Zaborem, aczkolwiek sprzeczne informacje na temat ilości mieszkańców tej kamienicy powoli zaczynały wydawać mu się podejrzane, przez co podjął się przeanalizowania słów wypowiedzianych przez wilka. "Czy zbiorowa halucynacja jest możliwa i mogłaby się przytrafić w takim miejscu? Jak?" Im dłużej się zastanawiał, tym mniej racjonalnych odpowiedzi był wstanie sobie dostarczyć i w końcu porzucił te działania na rzecz spraw dużo ważniejszych.

        Słysząc polecenie blondynki, spojrzał na nią i pokiwał głową ruszając na dół wraz z Azalią, aby udowodnić jej, że nic tam nie ma i ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości.
        - Widzisz? Nikogo nie ma - mruknął stając kawałek za nią pod ścianą. Nie czuł się najlepiej przez głód, ale nie miało to obecnie żadnego znaczenia. Dla zapewnienia dziewczyny o prawdziwości swoich słów, przeszedł się po całym pomieszczeniu nawet w miejscach gdzie ona widziała ludzi, przez których po prostu przechodził jak zjawa. Przystanął kiedy się odezwała i spojrzał na nią z troską w lśniących w mroku oczach. Sam nie do końca zwracał uwagę na panujący tu chłód, ale jemu również wydało się dziwne, że mimo trzaskającego wesoło ognia w kominku w salonie było zimno. Zdjął swój płaszcz i bez ociągania okrył nim tęczowowłosą.
        - Teraz powinno ci być cieplej - powiedział cicho przez osłabienie jakie zaczynało brać nad nim górę, po czym przypatrywał się z dużą dawką ciekawości poczynaniom kobiety, która wyglądała jakby starała się pomóc leżącemu na ziemi... powietrzu. Chciał ją zganić za to, że się wygłupia, jednakże zrezygnował i sam podjął się pomocy kiedy dostrzegł gospodarza. Ten nie był zadowolony widząc nieproszonych gości i dlatego Aldaren postanowił zainterweniować osobiście.
        - Te panie przybyły do pomocy na prośbę pańskiej córki, proszę się uspokoić i nie przeszkadzać, inaczej będę zmuszony pana wyprosić, choćby i siłą. - Zagroził krwiopijca ze spokojnym tonem głosu. Był bardzo poważny w swoim oświadczeniu, nawet jeśli nie miał prawa do podjęcia takich działań skoro to był dom tego mężczyzny, ale wampir mógłby nie mieć innego wyboru gdyby ten zaczął uniemożliwiać im uratowanie jego żony, a może również uchronienia miasta przez straszliwą zarazą. - Proszę pomyśleć o dobru pańskiej córki i żony. - Dodał łagodniej.

        Pijany gospodarz nie bardzo był zadowolony z tego wszystkiego co się działo i jakich kłopotów mogłoby to przysporzyć, ale oprócz mruczenia pod nosem kilku niezbyt przyjemnych uwag, nie zrobił nic co mogłoby zaszkodzić gościom. To ucieszyło nieumarłego, który nie starał się zatuszować westchnienia ulgi. Kiedy Aldaren się wyprostował i postanowił wrócić z Azalią do Eliae, ta zeszła do nich z wyraźnym zdenerwowaniem, przez które od razu domyślił się, że również musiała widzieć podejrzany tłum ludzi w pokoju, czego on nie był w stanie z jakiegoś powodu dostrzec. Coraz mniej mu się to wszystko podobało, ponieważ wychodziło na to, że to on zwariował i nie widzi tego co widzi większość z nim przybyła. Nie podjął się jednak kłótni i spojrzał na obie kobiety, aż nagle uderzyła w niego unosząca się w powietrzu woń krwi.
        - Wszystkie... są już spalone... - wydukał z trudem, a po chwili skrzywił się potwornie cofając się w cień, gdzie jego oczy zalśniły czerwienią. Niestety był tak wygłodniały, że całkowicie stracił nad sobą kontrolę i drapieżnym krokiem zaczął się zbliżać do towarzyszek przyciągany zapachem szkarłatnego życia. Kiedy był już raptem o włos od nich, wyszczerzył swoje kły w groźnym uśmiechu, ale zaraz nagle przystanął i podniósł głowę do góry po usłyszeniu dziwacznego trzasku. Na jego twarzy wykwitł grymas wielkiego zaskoczenia, ale stanowczo zbyt późno pojął co się dzieje, kobiety w przeciwieństwie do niego szybko zareagowały i były w stanie się mniej lub bardziej osłonić przed walącym się sufitem, on niestety nie dostał tej szansy.

        Zabor drepcząc leniwie w cieniu budynków ulicami miasta, przystanął w pewnym momencie słysząc huk i odwrócił się w stronę, z której dochodził. Nie potrzebował tyle czasu co jego "pan" na zorientowanie co się zdarzyło i nie zważając już na to, że ktoś mógłby go zobaczyć, ruszył galopem z powrotem do chałupy.
        - Przeklęty szczeniak, przecież go ostrzegałem... - warknął z wściekłością widząc zawaloną w połowie kamienicę i od razu wskoczył na ruiny rozgarniając łapami gruzy.

        Widząc po jakimś czasie znajomy materiał płaszcza, obecnie bardzo zakurzony od starego pyłu ze zniszczonego domostwa, poczuł niewyobrażalną ulgę, a nawet radość, jednakże kiedy wyjął spod rozwalonych ścian i belek nieznaną sobie osobę, całe szczęście zniknęło w jednej chwili. Zawarczał cicho i z nienawiścią upuścił kobietę na wierzch gruzów, wyciągając po chwili również drugą, wcześniej zabierając tej pierwszej płaszcz swojego przyjaciela.
        - Zeżrę was jeśli go nie znajdę - burknął z niezadowoleniem i podjął się przeszukiwania ruin w jego poszukiwaniu. Trochę mu to zajęło, gdyż wampir leżał przygnieciony ścianą podporową i schodami. Nie wyglądał najlepiej, ale Zabor był pewien, że dwa łyki świeżej krwi wystarczyłyby, aby podnieść go na nogi.
        - Może się przez to nauczycie nie łazić po walących się domach. - Rzucił w przestrzeń co miało być skierowane do całej trójki i chwycił nieprzytomnego krwiopijcę w swoje wielkie kościste szczęki, po czym zarzucił go sobie na grzbiet i ruszył ile sił w łapach do bezpiecznego domu grabarza nim zaczęli schodzić się zaciekawieni gapie.

        Po dotarciu do domu, wampirem od razu zajął się Derim wraz z narzeczoną swojego syna. Co prawda ta nie wiele mogła zrobić przy nieumarłym oprócz pomocy teściowi podczas obmywania nieprzytomnego z krwi, ale i tak starała się jak tylko mogła. Po jej wyjściu staruszek naciął sobie lekko nadgarstek i pozwolił by czerwona posoka zaczęła spływać leniwie do nieznacznie rozwartych ust przyjaciela, postąpił tak jak nakazał mu Zabor i poważnie się zmartwił kiedy nie dostrzegł natychmiastowej poprawy. Siedział przy łóżku Aldarena do momentu aż rana nie przestała krwawić, po czym z przygnębieniem poszedł do kuchni, aby ją odpowiednio zdezynfekować i opatrzyć tak jak pokazał mu to za młodu wampir.
        - Daj mu czas. Dość długo pościł, więc te obrażenia mogą się leczyć znacznie dłużej, ale powinien się z tego wylizać. - Mruknął wilk kładąc się przed domem pod oknem od kuchni.
        - Skoro tak mówisz, nie zmieni to jednak faktu, że i tak się o niego martwię, bo wiele mu zawdzięczam. Jest dla mnie jak ojciec choć biorąc pod uwagę to na ile oboje wyglądamy powinno być raczej na odwrót. - Zaśmiał się nerwowo, chcąc się w jakiś sposób rozluźnić, jednakże było to ciężkie zadanie do wykonania. - Powiedz mi Zabor, co się w ogóle stało? - zapytał poważniejąc od razu, podczas gdy demon zaczął mu opowiadać o starym domu i bzdurach zasłyszanych od wampira na temat mieszkającej tam rodziny w potrzebie.
        - To w jego stylu. - Westchnął grabarz, po skończonym raporcie ogara. - Dla niego pomoc innym jest największym priorytetem, przez który potrafi być ślepy i głuchy na wszystko inne, nawet dobre rady od przyjaciela.
        - Od razu przyjaciela... - prychnął z pogardą drapieżnik, przeciągając się leniwie, po czym położył brodę na wyciągniętych przednich łapach. - Nie przesadzajmy może zgoda? Lepiej powiedz co z tym domem, twoje westchnięcie mnie zaciekawiło.
        - Oboje jesteście siebie warci - zaśmiał się krótko z rozbawieniem, ale przystał na prośbę wilka. - Ostatnia zaraza jaka przetoczyła się przez to miasto miała miejsce osiem lat temu, od tamtej pory ta chałupa stała pusta i niszczała. W mieście krążyły pogłoski, że tam straszy. - Odpowiedział Derim, wstając by zjeść kawałek chleba.
        - Jakieś szczególne powody, aby tak sądzić? - zapytał Zabor.
        - Źle się tam działo, ojciec pijaczyna znęcał się nad żoną i córką. Dziewczynka zmarła przez chorobę, z czym matka nie mogła się pogodzić i cały czas opiekowała się jej ciałem gnijącym powoli w dziecięcym pokoju. Facet, któregoś dnia pobił żonę na śmierć, a obawiając się jej zemsty zza grobu oraz konsekwencji za popełnienie morderstwa, spalił oba ciała i sam się powiesił. Jedno wielkie szaleństwo, ale coraz częściej się takie zdarzają, aż strach pomyśleć co będzie za dwadzieścia lat.
        - O to akurat nie powinieneś się martwić, bo nie doczekasz tych dwudziestu lat. - Mruknął bez zastanowienia demon.
        - Cieszy mnie, że przynajmniej dla Aldarena potrafisz być milszy. - Znów się cicho zaśmiał i wbił przytępione smutkiem spojrzenie w płomień tańczący w skromnym palenisku. - Ale masz rację, tylko czekać aż dopadnie mnie choroba, z którego z grzebanych przeze mnie ludzi, albo rozszarpią mnie przeklęte martwiaki podczas jakiegoś nocnego obchodu.

Ciąg dalszy: Aldaren
Awatar użytkownika
Eliae
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Uzdrowiciel , Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eliae »

        - Ona nie… - Eliae już chciała zwinąć się w kulkę w ramionach Azalii, opowiedzieć jej o tym, że mała dziewczynka nie żyje, jednakże ten wzruszający moment przerwał Aldaren.
Eliae postanowiła nie komentować ich tematu rozmowy. To, co się działo w tym domu, przechodziło ludzkie pojęcie. Eugona nie miała ochoty zagłębiać się w szczegóły, inaczej zwariuje jeszcze bardziej.
A można bardziej?

        Eliae panowała nad sobą. Szybko w głowie policzyła do dziesięciu, oceniając sytuację. Azalia niby jakoś pomagała tym ludziom, lecz wydawało się… niepokojąco zimno. Jej ruchy były nienaturalne. Tak samo reakcja Aldarena nie należała do normalnych; wampir stwierdził, że tutaj nic nie ma. Naturianka spojrzała na ludzi. Widziała ich, te postacie, ich ruchy…
Czy to coś mogło być tylko iluzją?
Eliae westchnęła i dopiero po pewnym czasie wyszła z ukrycia, pokazując się swoim towarzyszom.
        - Moja żona nie żyje…! - wybełkotał mężczyzna, gdy tylko Aldaren zbliżył się do niego. Eugona osłupiała. Instynkt pchał ją do pokoju chorej kobiety, ale w ostateczności postanowiła zostać. Nie mogła pozwolić, aby sytuacja się powtórzyła; nie chciała narażać kobiety na niebezpieczeństwo. Jednakże mózg Eliae zaczął działać na szybszych obrotach.
        - Dlaczego? - zapytała cicho. Nie miała pewności, czy ktokolwiek ją usłyszał.
Widziała już te oczy. Aldaren cofnął się, a czerwona poświata jego oczu wpatrywała się w nią. Eliae momentalnie wyczuła zagrożenie. Jej dłoń zadrżała. Nawet uspokajający dotyk przyjaciółki nie zadziałał. W ciemności spoglądały na siebie dwa potwory. Oczy koloru świeżej krwi i wzrok śmierci.
I trzask.

        Dom się zawalił. Eliae widziała już tylko ramiona Azalii, które ją oplatały.
Nie...Nie!
I przemieniła się w potwora, którym tak bardzo gardziła.

        To, co mogła ujrzeć Azalia, to silny ogon węża, który osłaniał jej ciało przed walącymi się deskami. Łuski poradziły sobie z drzazgami, a silna kończyna eugony odepchnęła gruzy. Eliae ciągle spoglądała w przestrzeń tymi strasznymi oczami, jednakże teraz kontrolowała swoje ciało.
Lecz z nieznanego jej powodu nie potrafiła wrócić do swojej ludzkiej postaci. Balansowała teraz na granicy szaleństwa i zdrowego rozsądku. Chciała wrócić, ale nie mogła. Eliae powoli wykonywała każdy ruch, jakby miała podnieść najdelikatniejszą na świecie istotkę w swe ramiona. Odsunęła ogon, uwalniając przy tym owiniętym nim Azalię.
        - Pretr… - mówiła niewyraźnie eugona, a jej głos brzmiał jakby przez wodę. - Prekr… Prepraszom… Niz… Tobi nie e-est?
Awatar użytkownika
Azalia
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eugona
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Azalia »

Azalia wciąż uparcie trzymała się swojej wersji, w której to naprawdę widziała tych ludzi no bo widziała i nie wiedziała, dlaczego wampir ma z tym jakiś problem. Nagle okrył ją swoim płaszczem, to było bardzo miłe no i od razu się nieco ogrzała.
Dobrze, że mężczyzna, choć gospodarza widział i starał się mu pomóc, ale wszystko wciąż było zawiłe. Eliae na szczęście już do nich dołączyła, strasznie roztrzęsiona, ale ważne, że już z nimi, a nie sama.

- Wszystko w porządku…? – spytała Azalia nieumarłego, jego oczy dziwnie lśniły, a on podchodził do nich niczym drapieżnik do ofiary – Aldaren…? – wciąż obejmowała jasnowłosą, ale teraz wyszła nieco naprzeciw, by nic jej się nie stało.

Kto wie jakby skończyły, gdyby nie ta belka co spadła z sufitu tak niespodziewanie. Niestety nie było tak kolorowo, nastąpił efekt domino i cały dach zaczął się burzyć, przez co po chwili i dziewczyny i nieumarły byli przykryci pod gruzami.
Ogrodniczka straciła przytomność, nie odzyskała jej, nawet gdy dziwne, wilkopodobne stworzenie nieco odkopało dziewczyny z gruzów i niezbyt delikatnie odebrało jej płaszcz od wampira.
Dopiero gdy oni zniknęli, to Az zaczęła otwierać oczy, kręciło jej się w głowie, musiała oberwać po głowie. Ostatnie co pamiętała na tę chwilę, to to, iż gospodarz upierał się, że jego żona od lat nie żyje. Zobaczyła węże. Wiły się i były takie białe.

- Eliae… - wyszeptała rozpoznając ostatecznie te łuski, choć jej wzrok był co najmniej dziwny, jakby tak naprawdę prowadziła wewnątrz siebie walkę o kontrolę nad sobą. Gdy tylko zabrała ogon, tęczowowowłosa wstała i ją uściskała, bez cienia strachu – dziękuję, gdyby nie ty, to mogłabym źle skończyć – uśmiechnęła się - … Co mówisz? – nie mogła początkowo zrozumieć słów przyjaciółki – A… Nie, jest w porządku, tak myślę, jestem tylko nieco potłuczona co najwyżej, a ty? Dajesz radę? – Az przez chwilę przemknęła myśl, by również zmienić formę, dla emocjonalnego wsparcia, ale nie była pewna czy to dobry plan – Chodź, wracajmy do domu, trzeba odpocząć.

Chciała ją chwycić pod ramię i chciała iść, ostatecznie jednak to nie było zbyt wygodne, więc koniec końców sama przybrała swoją prawdziwą twarz. Teraz zaczęła prowadzić naturiankę do swej chaty. Wciąż towarzyszyła im osłoną nocy, dlatego było w miarę bezpiecznie, a nie jak wtedy gdy ostatnio w biały dzień, gdy wszyscy na nie patrzyli.
Dzięki silnym, wężowym ogonom dotarły bardzo szybko. Piękne kwiaty, krzaki i drzewa tworzyły przyjemną barierę, odcinając je od świata i dając tak niebywale pożądane w tej chwili uczucie swobody.
Nie było w tej chwili nic lepszego niż położenie się na zieloniutkiej trawie wraz z przyjaciółką i chwila relaksu po niezwykle strasznej i emocjonującej przygodzie. Na niebie wciąż lśniły gwiazdki i przyjaźnie migotały do dziewczyn. Węże na głowie, a przynajmniej cześć z nich, głównie te czerwone syczały na te u Eliae, niebieskie zaś postanowiły trzymać się jak najdalej, a reszta zwyczajnie postawiła na nicnierobienie.

- Co ty na to, byśmy jak nastanie świt, wybrały się nad Kryształowe Jezioro? Dawno tam nie byłam… A wiem, że w niedługim czasie tam pod wodą ma wyrosnąć bardzo specyficzna roślina. Jej nasiona kiełkują tylko w wodzie, jednakże jeśli nie uda się jej wyrosnąć na tyle wysoko, by móc zakwitnąć nad taflą wody to umiera… Przy okazji odpoczęłabyś, takie małe wakacje, co sądzisz?

Ciąg dalszy (Eliae i Azalia):

https://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f= ... 064#p80064
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości