Szepczący Las[Gdzieś w lesie] - obozowisko.

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

[Gdzieś w lesie] - obozowisko.

Post autor: Frey »

Właściwie to wyszło znacznie lepiej, niż się spodziewał. Czarodziejka grzecznie i łaskawie podzieliła się z nim swoją maną. Przy okazji oboje dowiedzieli się jaką właściwie mamy porę dnia. Frey spędził pod ziemią jakiś skrawek czasu i jakoś stracił w tym wszystkim orientację, gwiazdy błyszczały na niebie, a w lesie powietrze było przyjemnie chłodne i orzeźwiające. Mężczyzna nasunął chustę na usta i ruszył w kierunku groty, skinąwszy uprzednio głową do towarzyszki. Wnętrze jaskini było nieco wilgotne, pokryte częściowo mokrym mchem, ale generalnie bezpieczne i najwidoczniej niezamieszkane. Nie była to jakichś pokaźnych wielkości jaskinia, więc na nocleg nadawała się idealnie. Nawet nie zareagował na zaczepkę Rakh, jest piekielnym, może sypiać nawet w ogniu gorętszym od temperamentu tej złośliwej dziewczynki. Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl, po czym posłał niewielki płomień na środek kamiennej posadzki, co by zajął się powolnym wypalaniem zniesionego przez kobietę chrustu. Wyszedł na zewnątrz, by go od niej odebrać, kiedy kobieta wpatrzona była w gwieździste niebo. Przystanął na chwilę w znacznej odległości przyglądając się jej i zerkając w górę, chrząknął cicho i podszedł do niej.
- Pozwól, rozpalę ognisko. Będziesz chciała coś zjeść? - zapytał dość troskliwie, gdy podała mu gałązki, patyczki i inne drewienka.
- Wewnątrz niedługo powinno zrobić się już dość przyjemnie, także zapraszam. - odszedł spokojnie, przy czym raz jeszcze spojrzał przez ramię w jej kierunku, bez większych emocji na twarzy. Piekielny miał dziwne wrażenie, że kobieta kogoś mu przypomina, kogoś kogo co gorsza doskonale znał. Przygotował ognisko, a jego blade źrenice utkwiły na dłuższą chwilę w tańczących płomieniach. Zsunął chustę i zagryzł lekko usta, poprawił włosy, po czym wstał i zerknął w kierunku Czarodziejki.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Uniosła brwi w głębokim zdziwieniu. To zdziwienie tak na niego podziałało, czy może planuje powalczyć o "coś więcej" podczas tej nocy?... Wydawało jej się to zbyt dużą abstrakcją, aby proponował takie rzeczy bezinteresownie. Zdołała więc tylko mruknąć niepewnie:
- Cóż, dziękuję, ja... poradzę sobie sama...
Zdumiało ją to, jak dawno nie mówiła słowa "dziękuję". Aż westchnęła z nadmiaru tych wszystkich nowych wrażeń. Ale... musiała przed sobą samą przyznać, że kiedy tak ładnie zaprosił ją do jaskini, poczuła się kobieco. W końcu im częściej dziewczyny słyszą komplementy i starania mężczyzn o nie, uwalnia się w nich ta tajemnicza zdolność bycia KOBIETĄ, w całym pięknym znaczeniu tego słowa. Dopiero w takim przypadku kwitną i wyglądają najpiękniej, zachowują się najcudowniej, i w ogóle są najlepszą wersją siebie. Szczerze mówiąc, żyjąc raczej na odludziu i martwiąc się raczej tylko o siebie, Rakhszasa nie miała możliwości pokazywać się z tej strony komukolwiek. Teraz uśmiechnęła się, w sumie ciesząc się tym uczuciem. Pomyślała, że jak tak dalej pójdzie, to może nieźle wystroi się dla niego, gdzieś w przyszłości. A jak nie zauważy, to dupek.

Jakoś łatwiej jej było zapolować w postaci wilka, więc elegancko odeszła sobie na skraj lasu, zrzuciła ubranie i broń w jedno miejsce. Przemieniła się. Poczuła zew natury. Zawyła do księżyca.

Pomijając opisy polowania, nie minęło wiele czasu, a ona jako biały, większy niż przeciętni przedstawiciele tego gatunku wilk wbiegła do jaskini. Trzymała w pysku dwa piękne bażanty. Frey mógł się zorientować, że to ona, ponieważ miała fiołkowe oczy, a na szyi niezdjęty Medalion Szeptów. Odstawiła je przy piekielnym i ponownie wybiegła z jaskini. Przemieniła się w trakcie biegu, oczywiście tak, żeby na ułamek sekundy, jeśli patrzyłby w jej stronę, mógł ją jeszcze zobaczyć, żeby na mgnienie oka wydała mu się najpiękniejszą istotą na ziemi, żeby myślał o niej, zamykając oczy. Po co? Oczywiście, że bez powodu. Kobiety są zbyt skomplikowane.
Powróciła w pełnym stroju, grzebiąc w torbie, jakby w ogóle nie obchodził ją Frey i jakby nie wiedziała, że mógł ją przyłapać na przemianie.
- Mam dobre mieszanki ziół, będą idealne do mięsa. Trochę suszonych warzyw. Wino, woda, nie będziemy głodować.
Szykowała sobie posłanie ze skór, porządkowała swój kawałek jaskini, a później zajęła się przyprawianiem mięsa. Nie patrzyła mu w oczy, może tylko czasem zatańczył jej na ustach uśmiech.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Piekielnemu może jakoś niezbyt specjalnie doskwierał głód, ale jeśli kobieta zaproponowała, że sama upoluje i jeszcze przyrządzi coś do jedzenia, to czemu miałby narzekać. Jego umysł był aktualnie w dość dziwnej konsternacji, właściwie sam nie do końca wiedział co myśli. Wrócił więc z powrotem do jaskini, która ogrzana już była trzaskającymi płomieniami. Oświetlona na tyle, że cienie tańczyły jedynie na ścianach w rytm, który wygrywał im ogień. Frey usiadł pod jedną ze ścian i zapatrzył się w kierunku ogniska, kiedy Czarodziejka udała się na polowanie. Odprowadził ją wzrokiem, ale nie tak jak zrobiłby to zazwyczaj, wydawał się być zdecydowanie zamyślony, może aż za bardzo jak na samego siebie. Nie było jej chwilę, jeśli przyrównać to do czasu polowań bez magicznych sztuczek, w międzyczasie łowca po prostu przyzwał swój miecz i zaczął go ostrzyć, ot tak, chyba bardziej by znaleźć sobie zajęcie, niż z potrzeby. Proces ten wyglądał interesująco, gdyż ostrzałką był po prostu odpowiednio uformowany kamień, który jednak z pomocą mocy Freya rozpalał ostrze niemal do czerwoności, pozwalając na nowo kształtować jego ostre krawędzie i rysy. Od czasu do czasu skrupulatnie dopieszczając swoją zabawkę zerkał na towarzyszkę, mogło jej się wydawać, że szukał jakiegoś kontaktu, a może było to jedynie złudne wrażenie. Jego kawałek jaskini był w stanie zupełnie surowym i najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Rozejrzał się wokół, zerknął na zewnątrz i przymknął oczy, po tym jak odstawił miecz na bok, a do jego zmysłów powoli zaczął dochodzić zapach przyrządzanej przez Rakh kolacji.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Patrzyła na niego spod tych jej przydymionych powiek. Westchnęła i spknojrzała na wylot jaskini. Przez ognisko ciężko było dostrzec szczegóły w ciemności, jaka zapanowała. W gruncie rzeczy Rakhszasa cieszyła rusię, że ten dzień już się kończy. Magiczne zaspokajanie zmęczenia, głodu i innych potrzeb na dłuższą metę męczyło ją tylko bardziej.
- Możesz mieć problemy z obudzeniem mnie rano. Po wyczerpaniu magii muszę się zregenerować - mruknęła, poprawiając mięso przy ognisku.
W milczeniu zajęła się jego doprawianiem. Zaczęło pachnieć naprawdę ładnie... Widać było, że jej ruchy są ospałe i zmęczone. Westchnęła.
- Zjedz, zmęczony bidulku... - podsunęła mu kij, na który nabite było jego mięso. - Jakbym umiała robić podpłomyki, to mielibyśmy z czym zjeść to mięso. Ale nie umiem.
Jadła powoli, małymi kęsami, elegancko. Nadal przyglądała się na zmianę płomieniom, niebu za jaskinią, wyglądała na zamyśloną.
W rzeczywistości jej myśli zajęte były układaniem planu działania na najbliższą przyszłość. Zastanawiała się nad następnym przystankiem. Jej zdaniem głupotą byłoby pchać się od razu tam, gdzie znajdują się jej wrogowie. Nawet jesli mają w posiadaniu skrypty, ona ma te fragmenty, które mogą być kluczowe. W dodatku, dzięki temu przypadkowemu mężczyźnie...
Mimowolnie na niego popatrzyła.
- Tylko nie udław się tym bażantem. - Oparła się o ścianę jaskini, zamknęła oczy. - Jesteś zdecydowany pójść za mną?
Powiedziała to zmęczonym, zmysłowo mrukliwym tonem. Patrzyła na niego spod przymkniętych powiek, znowu. Czekała na odpowiedź. Jeśli będzie podróżować z nim, musi się liczyć też z jego zdaniem na temat tego, gdzie udadzą się dalej. To nieco uprzykrzało jej życie, ale... cieszyła się. Samotność, nawet jeśli wygodna, też zaczynała dokuczać po paru stuleciach.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Frey może i zdawał sobie sprawę z tego, jak zmęczenie, które raz po raz przemykało w myślach Rakh dawało jej o sobie znać. Nie chciał jednak już od samego początku zrobić z siebie czułego i troskliwego chłoptasia o łagodnym serduszku, zresztą pomijając fakt, że nijak pasuje to do rasy piekielnego to, by zasłużyć na przebywanie z nim w takiem atmosferze trzeba było się znacznie bardziej postarać. Zrobienie jedzonka i z pewnością nieumyślne błyśnięcie swoją nagością, choć bardzo piękne i docenione z pewnością nie mogły sprawić, że Frey zacznie szaleć z miłości, czy coś. Flegeton odstawił swój miecz ostrzem w ogniu i wziął od towarzyszki swój kawałek mięsa, nie reagując na bidulka w nawet najmniejszym stopniu, zupełnie jakby tego nie usłyszał. Zamyślenie z jego twarzy mimowolnie zniknęło, kiedy dotarł do niego zapach przyrządzonej potrawy.
- Dziękuję, smacznego Czarodziejko. - powiedział krótko i wziął głębszy wdech. W sumie delektowanie się zapachem było dla piekielnego równie przyjemne, co sam proces jedzenia, ponieważ nie odczuwał on głodu tak jak normalne istoty. Cieszył się więc bardziej z tego, co mógł poczuć, niźli z tego, że nie będzie dłużej głodny. Tak, czy inaczej patrząc był ucieszony, że ktoś zadbał o niego i przygotował posiłek, bo mało kto robi w kierunku facetów jego pokroju taki miły gest.
W każdym razie zaczął konsumpcję, starając się robić to równie elegancko, co kobieta. Może nie szło mu tak idealnie, ale szło w każdym razie na tyle, że nie narobił sobie wstydu. Jego kultura i etyka musiały być powiem na wysokim poziomie ze względu na jego profesję. Jedząc przyglądał się czarodziejce. Zmęczenie w sumie nawet nie odejmowało jej za bardzo uroku. Wyglądała dość niewinnie podpierając się o ścianę i przymykając oczy, mimowolnie kąciki ust Freya uniosły się na dosłownie chwilę. - nie mogła tego dostrzec, całe szczęście.
- Pójdę z Tobą i postaram się nie robić kłopotów, słowo harcerza. - zaśmiał się cicho i spojrzał bezpośrednio na nią.
- Jak tak się będziesz o mnie troszczyć jak dziś to może i zasługujesz na moje towarzystwo. - tu zabrzmiał z kolei nad wyraz poważnie, może to jego ego mu podpowiedziało, że musi być trochę dupkowaty z racji na rasę.
Wracając do designu jego połowy jaskini - wciąż był w stanie nienaruszonym, Frey jedynie powoli rozejrzał się wewnątrz patrząc na to, jak swoją część przygotowała czarodziejka. Po paru chwilach skończyli posiłek. Mężczyzna wstał od przysłowiowego stołu, którego przecież nie mieli i skierował lewą dłoń w kierunku ogniska, powoli kierował się w stronę czarodziejki, okrążając ogień, a następnie Rakh. Z ognia nad bladą dłoń piekielnego szybko wyskoczyły dwa średniej wielkości płonienie, a on sam specjalnie zbliżył je na tyle blisko kobiety, by sprawdzić jej zaufanie, albo udowodnić, że są aktualnie niegroźne. Stanął przy niej i prawą dłoń położył na jej ramieniu, stał właściwie za nią. Mogła poczuć jego oddech na delikatnej skórze swojego karku, wyciągnął lewą dłoń przed siebie i przed czarodziejkę tym samym. Płomyki nad jego dłonią uformowały się w dwie lampki, takie do wina. Wyglądały zupełnie jak szklane, ale szkło to było wyjątkowe, gdyż miało barwy i sposób zachowania naturalnych płomieni. Reasumując całość wyglądała i działała jak szkło do wina, miała jedynie walory estetyczne, które sprawiały wrażenie i to w sumie bardzo słuszne, iż te wyjątkowe naczynia utkane zostały bezpośrednio z ognia.
- Wspominałaś coś o winie, prawda? - zapytał szeptem do jej ucha, wciąć stojąc blisko za nią z prawą dłonią na jej ramieniu.
- Weź jedną, proszę. -
Romantycznie się zrobiło, gdyby nie fakt, że właśnie po jaskini wraz z naturalnym echem rozległo się krzykliwe krrra krraa. Shar wleciał do środka i siadając sobie bez precedensu na prawym ramieniu piekielnego śmiał kraknąć jeszcze raz. Frey westchnął jedynie i wskazał ptaszynce patyki z resztkami mięsa.
- Nie widzisz, że przeszkadzasz ptaszyno? Zabieraj to i spadaj, bo chcemy z Rakh pobyć sami. Dziękuję. - Nad wyraz rozumny mógł się wydać ten ptaszek dopiero w tym momencie, bo od razu po porwaniu patyków zniknął w ciemności poza jaskinią. Oczywiście zepsuł swoim przylotem całą atmosferę, jakże on mógł.
- Gdzie masz wino, pozwól, że nam naleję. - obszedł czarodziejkę, po tym jak wzięła już swoje naczynie, sam zabrał swoje i skierował się tam, gdzie jak mniemał trzymała ona wspomniane winko. Niektórzy twierdzą, że ciężko jest znaleźć złoty środek między byciem dupkiem i gentlemanem. Może jednak są osobniki na tyle wyjątkowe, że same w sobie są owym złotym środkiem? Kto wie...
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- "Zasługuję" na twoje towarzystwo? Przepraszam... zasługuję? Jak mocno uderzyłeś się w głowę?
Z początku wyglądała jakby udławiła się tym mięsem, potem jednak z oczu wręcz zaczęło jej strzelać piorunami i lodem. I jadem. Och, nie znosiła, kiedy ktoś w taki sposób próbował ja upokorzyć, czy wmówić, że nad nią dominuje. Oooo, nie. Co to, to nie. Nigdy w życiu.
Jest KOBIETĄ, a to słowo oznacza więcej niż tysiąc słów. Kobietą najprawdziwszą. Nie taką stłamszoną przez mężczyzn. Odważną. Silną. Niebezpieczną.
- Dziubasku, nie potrzebuję twojego towarzystwa. Doskonale potrafię poradzić sobie sama. Z takimi jak ty też.
Oczywiście wiedziała, że gdyby teoretycznie piekielny był jej rywalem, walka byłaby zacięta i trudna. Sama nie potrafiłaby przewidzieć, jaki wynik miałoby starcie. Zaczęła, chyba mimowolnie, analizować jego słabe punkty. To, co zdążyła zaobserwować podczas wspólnej walki. Zaraz, zaraz...
... wyglądało na to, że Frey nie miał widocznych słabych punktów. Był zwinny, silny, dobrze władał magią. Rakhszasa nie miała wybujałego ego, jeśli chodzi o swoje umiejętności walki. Potrafiła realnie ocenić swoje bitewne możliwości. Czy on nie byłby dla niej zbyt dużym zagrożeniem, jeśli coś między nimi poszłoby nie tak?
Nie jadł tak perfekcyjnie, jak ona, jednak całkiem znośnie. Czyli prawdopodobnie był rozpieszczonym księżulkiem, albo wojskowym, który kiedyś miał wysokie odznaczenie. Towarzyszem byłby dobrym... mimo wszystko. Więc gdzie słabe punkty?
No tak, arogancja. To może go zgubić. Ale nie w starciu z Rakh.
Wtedy zaczął popisywać się swoimi umiejętnościami wystroju wnętrz. Nasadził pośrodku jaskini kominek bez obudowy, ognisko domowe, jak zwał tak zwał. A potem przyglądała się, jak do niej podchodził, kusił, zaproponował wino.

Jego słabością są kobiety. Żeby trzymać go w szachu, to ja muszę stać się jego słabością.

W chwili kiedy to zrozumiała, elegancko wygięła szyję i uśmiechnęła się tajemniczo, zapraszająco. Jakby niechcący wysunęła nóżkę spod sukieneczki. Machnęła włosami, z uśmiechem chwyciła wino.
- śliczna lampeczka - mruknęła. - Ale daruj, wolę białe wino.
Zamieniła czerwony jak krew płyn w białe, półprzezroczyste, słodziutkie wino. Posłała mu wyzywający uśmiech.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Kruk parę chwil wcześniej poinformował piekielnego o tym, że w najbliższej okolicy nie ma żadnych obozowisk, nieprzyjaznych grup i takich tam. Podzieliłby się pewnie tą informacją z towarzyszką, ale uznał, że nic by to nie zmieniło. Zamilkł na jakiś czas, powąchał swoje wino. Zresztą, co mu to była za różnica.
- Chciałabyś wznieść jakiś toast? - zapytał. Po jakimś czasie po prostu upił nieco wina, nie mając ochoty na sen, ani pomysłu co mógłby robić usiadł po prostu przy ognisku przyglądając się czarodziejce. Był ciekawy co siedzi w jej głowie i jakie ma dalsze plany odnośnie tego, co udało jej się zdobyć w ruinach, gdzie pierwszy raz się poznali. Wspomniał nawet przez moment tamtego piekielnego, roześmiał się wewnętrznie.
- Ile potrzebujesz odpoczynku i gdzie zamierzasz dalej iść? - ton miał dość obojętny, a kiedy pytał nawet nie spojrzał na towarzyszkę, wlepił za to zamyślony wzrok w kierunku wyjścia z jaskini. Właściwie to nie znam krainy, w której się znalazł, ale chyba potrzebował zdobyć nieco ludzi, założyć organizację, armię, państwo. Z utęsknieniem wracał do lat, w których dowodził. Pewnie chciał odbić to co mu się należało siłą, a znalazł się teraz w jaskini z jakąś czarodziejką, poznaną przypadkowo, ale taką, z którą miło mu się grało w jego gierki. Cóż, być może będzie musiał trochę się z nią pobawić i zobaczyć jak potoczą się dalej ich losy, a dopiero później wrócić do swoich planów i celów, które na chwilę obecną wydawały mu się tak odległe.
- Nie chciałabyś przy okazji tego, że razem będziemy podróżować podbić jakichś terenów, zebrać ludzi pod dowództwo. - w sumie mogła pomyśleć, że mówi to w żartach, ale pytanie było jak najbardziej poważne. Z jej pomocą i swoimi umiejętnościami mogliby robić bardzo wiele interesujących akcji. Niszczenie od środka, bezpośrednie podporządkowywanie sobie ludzi.
- W sumie... jeśli mamy całą noc przed sobą, to możemy też nieco się o sobie dowiedzieć, jeśli chcesz. Z kolei, jak wolisz odpocząć ja wezmę wartę całonocną... i tak mam bezsenność, więc nie ma problemu. I jeszcze jedno, nie będzie Ci przeszkadzać moja zwykła forma?
Frey zatęsknił może nieco za starym dobrym domem, chciał zrzucić z siebie wszelkie pozory, może nawet za bardzo jak na siebie odkryć się wewnętrznie, ale o tym jeszcze nie musiała wiedzieć, to zależy, czy będzie chciała i jak umiejętnie będzie ciągnąć ten temat. Jego dłonie po prostu zamieniły się w te czarne, brzydsze z długimi pazurkami, jedną z nich włożył w ogień, ot tak, dopił wino i roztrzaskał płonące szkło o ścianę.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- Wypijmy za istnienie fizycznych przyjemności - mruknęła bardziej do siebie niż do Freya.
Spostrzegła i poczuła szybko, że nagle Frey zmienił kompletnie nastrój. Zastanowiła się, z czego to wynika. Za szybko Rakh przedstawiła się jako chętna kobieta? Zniechęcił go brak wyzwania? Pewnie tak. Kapryśny, mały chłopiec.
Czarodziejka zwątpiła w to, czy będzie w stanie w ogóle trzymać go w szachu. Poczuła się jak starsza, dojrzała kobieta, która chciała uwieść nastolatka. Ha, jemu może ta fantazja by odpowiadała. Ale nie jej. Skąd w ogóle romanse w jej głowie?
Wypiła pół lampki wina. Oparła się o ścianę i zjechała na dół, siadając. Patrzyła to w ogień, to na Freya, spod przydymionych powiek. Poczuła fizyczne i psychiczne zmęczenie. W zasadzie, choć miała możliwość leczyć magią znużenie i zrezygnować ze snu, nie lubiła tego robić. Czuła zbytnie związanie z naturą, również własną cielesnością, aby odpowiadały jej takie rozwiązania. Sięgnęła pamięcią do poprzednich "związków". Pamiętała, że było... przyjemnie. Czasami. Cóż, ma duże wymagania, nie byle kto może je spełnić. Uśmiechnęła się do siebie zagadkowo.
A co do prawdziwej miłości? Nie czuła pragnienia ani potrzeby szukania towarzysza życia. Zdawała się na obecność wiatru wśród liści, wody pędzącej w strumieniach, najmniejszych owadów żyjących w ziemi. Jej kołysanką było wycie wilków, a lampą gwiazdy i księżyc. Ogień płonął w jej duszy, a oddech wypełniała magia, siła życiowa. Jej natura jest dzika, prawdziwa, pierwotna, ściśle łączy się z życiem. Jakby z nudów, wyczarowała małe pędy polnych dzwonków, które oplotły ognistą lampkę wina.
- Potrzebuję się wyspać. To mi zajmie raczej całą noc. Jeśli tak łaskawie się zgadzasz na całonocną wartę, to nie odmówię.
Leniwie wstała i nonszalancko zaczęła urządzać sobie skrawek jaskini, w którym zamierzała spać. Zastanawiała się jakimi czarami obłożyć swoje prowizoryczne łóżko na wypadek zbyt bliskiego posunięcia się piekielnego. Czy oplatające nogi pędy wystarczą, czy dowalić jeszcze ciernie i trujący bluszcz?
- Haha, chcesz przewodzić armią pod dowództwem, a nie potrafisz zdominować takiej łagodnej kobiety jak ja? - zaśmiała się, dodając swoją uwagę uroczym głosem. Uśmiechnęła się w jego stronę i niewinnie zatrzepotała rzęsami.
Dzięki temu, szczeremu lub żartobliwemu pytaniu, odpowiedziała sobie na poprzednie domysły. To był niegdyś ktoś wysoko postawiony rangą w wojsku. Ale czy również arystokrata... pewnie tak, sądząc po kaprysach.
- Hmm, coś o mnie... Będzie mi łatwiej jak zadasz jakieś pytanie. Śmiało, przemieniaj się. Póki co może i jesteś jakoś pociągający, ale jeszcze mam czas zmienić zdanie.
Siedziała w nieładzie opierając się o ścianę jaskini. Patrzyła na niego z nieco uniesionym podbródkiem. Jej tatuaże ładnie wyglądały w łagodnym świetle ognia. W międzyczasie zdjęła z siebie niepotrzebne chusty i spódnice, zostając w prześwitującej, białej, nocnej sukni. Jej miejsca intymne kryły się w cieniu, choć czasami było widać zarysy jej ciała, kiedy ogień mocniej zatańczył.
Uśmiechnęła się wyzywająco, upijając kolejny łyk wina.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Narazie siedząc przy ognisku Frey miał w formie pierwotnej jedynie lewą dłoń, która zakończona była teraz dość nieładnymi pazurkami i przedramię. Przeciągnął się patrząc w kierunku wyjścia od ich prowizorycznego schronienia, po czym wrócił wzrokiem do czarodziejki. Nie wyglądał na wzruszonego jej zalotnymi mruknięciami i wszelkimi sztuczkami, choć w jego wcześniej nieco zmęczonym spojrzeniu mogła dostrzec teraz nieco więcej życia i energii, to zdecydowanie, być może wrócił do jego oczek ten błysk piekielnego. Frey lubił się z pewnością bawić w takie gry pokroju tej, którą oferowała Rakh, ale mało kiedy pasowały mu wspólne zasady. Zawsze wolał te swoje, taki już był. Jego lewa dłoń ujęła się ogniem, bo w sumie trzymał ją w jego środku. Mogła się domyślić bez problemu, że uzupełnia w ten sposób swoją energię i "ładuje się" z pomocą płomieni. Dzika natura towarzyszki z pewnością była pociągająca, ale przecież okazanie tego zepsułoby im całą zabawę od razu, dlatego też nie chciał tego robić, mimo że pewnie oboje doskonale wiedzieli w co grają już od jakiegoś czasu...
Wstał z nad ognia po jakimś czasie, piekielna dłoń przygasła i ostygła niemal natychmiastowo, gdy Frey zrobił krótki obchód po jaskini, stanął przy jej wyjściu i rozejrzał się, trochę po niebie, trochę po okolicy. W sumie widząc niewiele odwrócił się w jej kierunku ponownie, ruszył w jej stronę.
- A liczyłem, że przed snem jeszcze się zamienisz i polecisz zawyć do łysego. - zaśmiał się cicho i uśmiechnął w jej kierunku.
- Śpij grzecznie Wilczusiu, ja Cię popilnuję. - stanął tuż obok niej, kiedy szykowała sobie posłanie i przyglądał się dokładnie, żeby nie powiedzieć perfidnie. W sumie lubił jak droczyła się z nim słowem i rzucała te niestosowne uśmieszki od czasu do czasu. Być może kogoś mu tym przypominała, albo po prostu pasowali do siebie charakterkami. Można powiedzieć chyba, że nieco iskrzyło.
Na jej uwagę odnośnie dominacji w sumie nie odpowiedział ani słowem, być może niedosłyszał zapatrzony w to jak ładnie się uśmiechnęła i niewinnie zatrzepotała rzęsami, albo po prostu usłyszeć nie chciał, by jedynie krótką, nieznaną dla niej myślą skwitować sobie w głowie jej wypowiedź.
- Najpierw możesz mi Rakhszaso powiedzieć, czy jesteś małą dziewczynką, która potrzebuje do snu lampki? - wypuścił płomyk ze swojej dłoni, bezpośrednio nad jej osóbkę, nieco przed. Trzeba przyznać, że sprytnie, bo ogień tańczący znacznie bliżej jej zwiewnej nocnej sukni pomógł mu dojrzeć zdecydowanie bardziej kuszącą wersję czarodziejki, niż ta którą widywał za dnia.
- Czy może jesteś już duża i potrzebujesz jedynie ciepłego dotyku? - ogień zajął jej ubranie, będąc jednak dla niego nieszkodliwym, płomyki jedynie zatańczyły na białej sukni jak wcześniej na szkle, sprawiły nieco na prawdę milusiego ciepła i przygasły ku uciesze kapryśnego chłopca, tzn. poważnego piekielnego, rzecz jasna. Dotknął pazurkiem, tym długaśnym i brzydkim jej podbródka.
- Jakbyś czegokolwiek potrzebowała, daj znać, a ja Cię będę pilnował. Śpij spokojnie. - powiedział, dopowiadając sobie jedynie w głowie.
"Jeśli Ci pozwolę." - uśmiechnął się ładnie. Bardzo, ale to bardzo podobał mu się widok, kiedy stał bezpośrednio przy niej i patrzył z góry w jej dzikie bordowe oczęta.
- A... i specjalnie dla Ciebie zostanę w tej formie, żebyś sobie mogła podziwiać przed snem. To chyba sprawiedliwa nagroda za to, że przebrałaś się w ładną piżamkę.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa z całych sił starała się nie wyglądać w tym momencie jak nastolatka, której koledzy nie wiedzieć czemu podwijali spódniczkę, ponieważ ledwie zasłaniała pośladki. Brawo, Rakhi, dałaś mu palca to wziął całą rękę, no i masz, ajć, ty, ty, niedobra! Szczerze zdziwiła się tym, ponieważ ilekroć prowadziła swoje romansowo- miłosne gierki, mężczyźni w takich sytuacjach byli przyjemnie pobudzeni i onieśmieleni śmiałością kobiety. Albo przystępowali do dzieła.
Mimo wszelkich starań wyraz twarzy Rakh był wyraźnie zdziwiony, zszokowany, wyglądała trochę, jakby chciała powiedzieć dziecinne "jak tak możesz!". Sama, kiedy jeszcze opiekowała się ludem mieszczańskim i wiejskim, gardziła dziewczynami, które widocznie chciały, żeby między nimi a chłopakami do czegoś doszło. Krzywiły się, że niby któryś z nich klepnął je w tyłek, ale tak naprawdę to o to im chodziło. Z gwałtami jest inna sprawa - żadna kobieta, choćby nie wiadomo jak prowokująca, nigdy się o taką krzywdę nie prosi. Rakhszasie już się zdarzyło porządnie skopać mężczyzn, którzy się do tego posunęli. Potem krążyły po wsi opowiadania, jak to wiedźma nachodzi zboczeńców i wsadza im żaby.
No więc Rakhszasa poczuła się jak jedna z nich i równocześnie poczuła się przez to upokorzona. Podała mu się jak na tacy, a on zamiast pokornie adorować jej wdzięki po prostu odbił pałeczkę! W dodatku w jakim stylu, i z jakim skutkiem!
Po tych kilku chwilach zasłoniła twarz włosami i ramionami przysłoniła biust. Przed oczami miała jeszcze widok oczu Freya, oraz ukłucie jego pazura na podbródku. W tęczówkach malował się ogień ogniska, błyszczały, kusiły.
Czarodziejka czuła się jak w transie. Czyżby powoli dawała się omotać? To ON powinien uganiać się za nią, ona nie mogła sobie pozwolić na ckliwe uczucia. Zwłaszcza, że on nie wyglądał na jednego z tych, którzy mogliby odwzajemnić jakieś uczucie.
Ta jedna myśl ją otrzeźwiła. Przeklęła się w duchu za te chwile słabości i przysięgła sobie, że już nie będzie dla niego taka milusińska. Nie, nie, nie. Nie zasługuje. A jak sobie pójdzie, bo tak, to poradzi sobie sama.
- Tobie już wystarczy podziwiania - odpowiedziała swoim typowym, dominującym, dźwięcznym głosem, choć nie tak pewnie jak zwykle. Zamieniła się z powrotem w białego wilka i podobnie jak piesek, umościła się na posłaniu. Zawyła, co miało oznaczać "dobranoc", a potem wspomogła się czarami, żeby zasnąć jak najszybciej, jak najgłębiej i żeby jej się ten piekielny przez przypadek nie przyśnił.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Bez wątpienia można powiedzieć, że piekielny, zanim jego towarzyszka ułożyła się do snu w postaci wilka wyglądał na zdecydowanie zadowolonego z przebiegu wieczoru. Może nie było tego po nim widać bezpośrednio, ale jego i tak już wybujałe ego zostało miło rozpieszczone, gdy w tak skuteczny, w swoim mniemaniu sposób mógł rozegrać tę partię jego ulubionej gry. Po przemianie czarodziejki po prostu usiadł na chwilę na kamiennej posadzce obok i przyglądał się. Przez moment wydawało mu się, że w jej głowie nastąpiło niemałe poruszenie po tym jak dotknął ją pazurkiem, pobawił się światłem i wypowiedział kilka poprzednich zdań. Nie był do końca pewien, co mogłoby to oznaczać z jej strony, za to z pewnością mógł stwierdzić, że to co chciał osiągnąć - osiągnął i to z niezłym skutkiem. Biorąc pod uwagę kilka drobnych gestów i to jak szybko przemieniła się i postanowiła już położyć... Frey sam zamyślił się na chwilę nad tym, jaki właściwie jest jego cel i co planuje zrobić. Spojrzał na nią raz jeszcze, gdy jego dłoń zmieniła się ponownie w ludzką. Położył ją delikatnie na wilczej główce i pogłaskał kilka razy, od góry i za uchem.
- Śpij spokojnie, Wilczku. - po czym wstał powoli i ruszył wolnym krokiem w kierunku wyjścia z jaskini, zabrał ze sobą kawałek ogniska w formie lewitującego nad dłonią płomienia. Trzeba przyznać, że kobieta wiedziała jak kusić i działać na mężczyznę, ale trafiła na dość nietypowy typ. W sumie ciężki do określenia, po prostu na Freya, który zwykł robić różne, często losowe rzeczy w takich sytuacjach. Miała o tyle dobrze, że na chwilę obecną pilnował jej przez całą noc i pozwolił się wyspać i zregenerować całe siły. Jako piekielny nie musiał nawet wybierać się po opał do ogniska, sam nie zwrócił na to uwagi, bo podtrzymywanie płomieni było dla niego całkowicie naturalną koleją rzeczy, ale z pewnością był to plus jego tożsamości. Kawałek płomienia po prostu zawiesił jak lampkę nad wejściem do jaskini, świecił dość jasno, trzaskając ochoczo i odstraszając co dziksze istoty mieszkające w okolicy - to jest zwierzęta i inteligentniejszych z myślących, bo tylko nierozważni podchodziliby do jaskini, nad którą lewituje ogień. Jakby się jednak ktoś taki trafił Frey siedział bezpośrednio przy wejściu, w mniej wyjściowej już formie Łowcy tuż pod ogniem, dzierżąc w dłoniach swój miecz. Rakhszasa spokojnie spała, jak miał nadzieję, za jego plecami.
Dopiero chwila samotności pozwoliła Freyowi odzyskać nieco więcej energii, również potrzebował się naładować, ale całe szczęście nie musiał tego robić w trakcie snu. Może nie było po nim widać zmęczenia w sposób fizyczny, tak jak po kobiecie, ale był nieco zmęczony. Ostatnie dni były pełne wrażeń i ciężko zaprzeczyć, że on też potrzebował odpoczynku. Przysiadł więc i rozmyślał długo o samej towarzyszce, jej magii i umiejętnościach, które po dłuższych rozważaniach uznał za wysokie i stanowiące zagrożenie, stwierdził, że musi grać ostrożnie i mieć to na uwadze. O jej walorach estetycznych, to jest urodzie, sposobie bycia i w ogóle tym charakterystycznym charakterku również trochę pomyślał, ciężko nie zdać sobie sprawy, że podobało mu się to. Był ciekaw jak potoczą się ich dalsze losy i dokąd dotrą w najbliższym czasie. Miał gdzieś z tyłu głowy swoje własne plany, ale na chwilę obecną były one tak odległe, że bez problemów mógł sobie pozwolić na podróż z czarodziejką. Miał nadzieję, że dla niej również wizja tak cudownego towarzysza jest równie rozkoszna.
A promienie jutrzenki już po paru dobrych godzinach zaczynały powoli i leniwie przebijać się przez zalesioną okolicę, gdzieniegdzie zaćwierkał ptaszek. Frey podniósł się i przeciągnął powoli, zmieniając się na powrót do ludzkiej formy, ale jeszcze nie materializując zbroi, miał jedynie miecz i luźne spodnie na sobie. Noc minęła spokojnie, miał nadzieje, że kobiecie również i nie nękał jej żaden przystojniak we śnie. Obrócił się w jej kierunku.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa lubiła spać pod postacią wilka. Wtedy jej ciało było bardziej przystosowane do snu. Miękkie futro i podginające się łapki tworzyły samo w sobie wygodne posłanie, a przemiana nie zabierała jej niepotrzebnie energii. Sen miała pozbawiony wszelkich obrazów, dobry, ciepły. Wiedziała, że to za sprawą czarów noc była dla niej taka spokojna. Teraz po przebudzeniu, kiedy spostrzegła Freya, przypomniała sobie o wczorajszym upokorzeniu i poczuła nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Teraz już będzie koniec z taką darmolą. Pora na jego inicjatywę. A jeśli jej nie otrzyma, to trudno i tyle. Chociaż liczyła na pewną dozę przyjemności podczas tej misji...
Chwyciła w pysk swoje sukienkowe fatałaszki i rzuciła Freyowi przeciągłe spojrzenie, jeszcze zanim wybiegła z jaskini w stronę pobliskiego strumienia. Kochała świt i poranek. Promienie słońca i mgliste opary nad wodą napawały ją energią; zapach rosy, sosen, świerków i fiołki pod stopami to wystrój jej domu. Żyłą naturą, a natura była jej życiem. Łączyło się to z jej rodzajem magii, płynącym w jej ciele, tłoczonym przez serce, płuca, organy.
Przemieniła się z powrotem w ludzka postać, oczywiście całkowicie nagą.
Magia życia i ducha, zupełnie inna, niż destrukcyjna moc piekielnego, pomyślała i zachichotała. A zaraz potem uszczypnęła się w udo i ze wściekłością upomniała się w duchu, żeby o nim nie myśleć. Dla otrzeźwienia skoczyła do strumienia zimnej wody.
Oglądała światło migoczące w wodzie. Zaczęło być coraz bardziej widno.
Usłyszała kilka metrów od siebie czyjeś kobiece głosy. Cicho podpłynęła w tamtym kierunku.
Koło krzaków borówek, rosnących na skarpie przy strumieniu, kąpały się młode nimfy. Tak jak Rakhi przypuszczała. Często do jej porannych rytuałów dołączały się driady, nimfy, fellarianki. Albo przystojne elfy.
Nimfy pisnęły.
- Nie przejmujcie się mną, tylko obozuję obok - powiedziała pokojowo Rakhszasa. - Czy widziałyście jakichś podejrzanych ludzi przejeżdżających tędy?
Zadała pytanie prosto z mostu, wiedząc, że otrzyma prostą odpowiedź. Nimfy popatrzyły po sobie.
- W zasadzie.... kilka jardów stąd, przemieszczała się dziwna karawana... Niby jakaś mała, kupiecka, ale przewodził nimi dziwny koń... Jakby bez oczu, z gnijącymi ranami, z dziwnym obłokiem. Myślałyśmy, czy by nie zaproponować tym podróżnym pomocy, ale matka powiedziała, że to magia maczała w tym palce. Lepiej było więc to zostawić.
Rakhszasa kiwnęła głową.
- Jechali na zachód?
- Północny zachód.
- Dziękuję wam.
To mówiąc, odpłynęła stamtąd do brzegu, wyszła na zewnątrz, posuszyła się trochę do słońca i szybciutko natarła olejkiem.

Założyła swoje zwiewne sukna i wróciła do jaskini rzucając w stronę Freya krótkie oznajmienie:
- Jedziemy na północny zachód. Pakuj się.
Starała się na niego nie patrzeć.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

- Żadnego pięknego dziękuję, za całonocne pilnowanie Twojej futrzastej osoby? - zaśmiał się cicho chwilę po tym, jak wróciła i przed tym, jak oznajmiła dokąd będą się wybierać. Wcześniej nie chciał jej przeszkadzać, bo pewnie śpieszyła się na poranną kąpiel, czy coś. Poza tym nie chciał zmieniać jej codziennych rytuałów. Po prostu poczekał. Frey był już przebrany i właściwie przygotowany do drogi, miał swój miecz i więcej nie potrzebował. Problemem był jedynie brak wierzchowców.

On z kolei patrzył bardzo bezpośrednio na nią, nie miał z tym żadnego problemu.
- Uroczo wyglądasz jak śpisz, Wilczusiu. Dlaczego ten kierunek? - zapytał chcąc po prostu wiedzieć co wpłynęło na tę decyzję. W sumie był już dawno spakowany, nie potrzebował więcej czasu. Był jedynie ciekawy jaki plan tli się w głowie czarodziejki. Liczył nieco na to, że będzie bardziej otwarta w rozmowach z nim, nauczy się mu mówić więcej. Zdawał sobie sprawę, że jest specyficzny i może czasem odpychać od siebie swoim charakterkiem, ale taki już jest.
- Opowiedz mi w końcu coś ze szczegółami. I jak długo Ty się będziesz pakować? - uśmiechnął się oglądając się za nią przez ramię.
- Potrzebujesz pomocy z czymkolwiek? -
Jeśli potrzebuje, pomógłby. Poza tym wyglądała nieźle w zwiewnych sukniach. Brakowało mu narazie tylko tylko tego, by nauczyła się przemieniać przy nim. Nie wyglądała na dziewczynkę wstydliwą, więc to raczej nie w tym był problem, ale liczył, że mogłaby bardziej pewnie go kusić. Miał nadzieję, że jej też sprawi to nieco radości. Przecież kto nie lubiłby takiego przyjemnego flirciku.
- Nie mamy jedynie środka transportu moja droga. - zwrócił jej jeszcze uwagę przyglądając się jak się krząta po wnętrzu jaskini przygotowując się w pośpiechu.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Obróciła się do niego, a z jej mokrych, długich włosów sypnęły się gwałtownie kropelki zimnej wody. Wygląda na to, że odzyskała już swoją pewność siebie i spokój, bo i zaczęła poruszać się, jak zwykle. Machnęła biodrem i z półuśmiechem na ustach wyjaśniła wszystko.
- Cukiereczku, czemu ty się tak wszystkim przejmujesz, jak ciocia Rakhi stoi na straży. Zadbam o misję, siebie, ciebie, jeszcze ugotuję obiad i mam czym dzieci wykarmić - w tym momencie prowokująco złapała się za pierś. - Kobieta idealna.
Odwróciła się od niego, pakując się elegancko do swoich toreb, błyskając i dzwoniąc biżuterią. W zasadzie nie wiedziała, skąd jej wczorajsze dziwne uczucia. Czuła się dobrze w towarzystwie Freya. Lubiła, kiedy mówili do siebie kąśliwie, złośliwie, dopiekali sobie, a zarazem flirtowali. Nie wiedziała, do czego ją i jego to zaprowadzi. Pewnie to wszystko się rozwiąże, kiedy będzie miała dużą, naprawdę dużą ochotę.
- Opowiem ci o szczególikach podczas naszej podróży. Pokażę ci super zaczarowane miejsca, magiczne potworki, ale będzie przygoda! - mówiła do niego jak do dziecka.
Kiedy skończyła się pakować, ignorując jego uwagę o tym, że robi to długo, odpowiedziała już poważnie.
- Są miejsca w Alaranii, o których mówią fragmenty tej księgi, gdzie możemy wejść na trop kryształu... i Kruków. Mam nadzieję, że nikt nas nie śledzi, ale na wszelki wypadek będziemy ostrożni. Nie chcę mówić na głos, gdzie pojedziemy. Pozwól mi wejść na chwilę, skarbeczku.
Rakh przedarła bariery umysłu Freya, delikatnie, a w jego umyśle rozległ się jej głos mówiący, że pojadą na zachód od Nowej Aerii, w stronę Bastionu i dalej.
- I tak, możesz pomóc - powiedziała już normalnie. Wpakowała mu na ręce swoje torby, niektóre były naprawdę ciężkie, a potem puściła się biegiem z jaskini przez polanę.
- A konie ukradniemy! - krzyknęła za nim.

Po wczorajszym i porannym nieprzyjemnym nastroju odzyskała dobry humorek. W biegu robiła gwiazdy i inne figury akrobatyczne, co ciekawe na tyle szybko, aby sukienka jej nie mogła czasem za bardzo zlecieć w dół. Jednak kiedy weszli już na leśny trakt, próbowała udawać zwykłego przechodnia... ale jak czarodziejka z jej wyglądem i towarzystwem piekielnego może wyglądać normalnie?
Zasłoniła uszy włosami i miała nadzieję, że pomyślą, że jest druidem albo elfem, było tutaj takich wielu.
- Niedaleko stąd jest karczma ze stajnią - powiedziała. - Tam chyba znajdziemy coś odpowiedniego.

Karczma nie tętniła życiem, muzyką i zabawą, było jeszcze na to zbyt wcześnie. Kobieta była pewna, że większość z zamieszkałych tam jeszcze leczy kaca, a stali bywalcy przychodzą tam na wieczór. Jednak konie podróżnych wypoczywały w stajni. Na pewno kilkoro z nich będzie chciało za niedługo wyruszyć w dalszą drogę.
Rakhszasa ukryła się za stajnią, obserwując przez prześwit w deskach, co dzieje się w środku.
- Oooh, popatrz, jak niewinnie skubią sianko.
Długo czekali, kiedy nic się nie działo, jednak za jakiś czas drzwi stajni otworzyły się. Do koni podszedł mały chłopak, który nalał im wody do koryta. Następnie zaczął siodłać piękną, karą klacz.
- Ta będzie moja - szepnęła czarodziejka.
Chłopak całkiem wprawnie założył jej uprząż, poklepał po pysku i dał jabłko. Następnie zaczął przygotowywać dwa inne konie, dużego gniadego i białego rumaka. Mówił do nich przy tym czule. Czarodziejka spostrzegła, że jest to młody, niziutki elf.
Nagle drzwi ponownie otwarły się, z hukiem, a wszedł przez nie gruby jegomość w szatach do konnej jazdy.
- Spiesz się, kutwa, nie mam całego dnia. I MIAŁEŚ OSIODŁAĆ TEGO KAREGO KONIA, NIE KLACZ, KUTWA MAĆ!
Wąsaty gbur podszedł do elfa i po prostu zaczął go policzkować.
Rakhi postanowiła zainterweniować. Poszerzyła dziurę między dechami, prześlizgnęła się przez nią i po prostu podeszła do osiodłanej klaczy.
- Skoro panu niepotrzebna, to ja ją wezmę - spojrzała na niego władczo, z góry.
Podróżnik jakby zbaraniał. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, ale po chwili odzyskał panowanie i spieszył opieprzyć czarodziejkę. Rakhi jak gdyby nigdy nic wdrapała się na siodło.
- I co mi zrobisz, pączusiu?
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Wiedział już więc dokąd się następnie udadzą. Znał główne założenia i cele planu, ale bez większych szczegółów, ale zostało mu powiedziane, że jeszcze się dowie więcej w trakcie podróży. Dzieci Frey mieć nie zamierzał, jednak atut, który w tak kuszący sposób postanowiła Rakszasa u siebie podkreślić zdecydowanie był ważnym dla piekielnego atutem, co dał jej do zrozumienia przez krótki i charakterystyczny nieco dla siebie uśmiech. Cukiereczek mu raczej nie pasował, ale słodko brzmiały takie słówka z jej ust. Lubił czasem chociażby posłuchać jak się z nim droczy. Miała w sobie coś, co pozwalało jej być przy tym naturalną i czarującą.
Kryształ, tajemnice, jakaś tajna organizacja. Brzmiało jak przygoda zdecydowanie pasująca do stylu życia piekielnego. Może w końcu będzie nieco mniej nudno. W sumie przy takiej towarzyszce z pewnością będzie miał co robić i nie będzie narzekał na monotonię, co udowodniła mu chwilę po tym jak pomyślał na ten temat.
Zabrał więc jej toboły ze sobą i ruszył za nią, niespecjalnie się śpiesząc przypatrywał się po drodze okolicy i akrobacjom czarodziejki. W sumie nie miał bladego pojęcia, co i czemu robi. Po stwierdzeniu, że konie ukradną zastanowił się chwilę. Nie przeszkadzało mu to ani trochę, ale miał nadzieję, że Rakszasa wie co robi, póki co po prostu szedł za nieco za nią, w międzyczasie uprzyjemniając sobie drogę obserwowaniem ruchów bioder kobiety.
- Zabrzmiałaś jak nastolatka żyjąca szalonym życiem. - mruknął cicho i jakby nazbyt poważnie.
Zbliżali się do zabudowań, które pojawiały się z początku niezbyt gęsto, ale z czasem coraz bardziej.
Stanął również za nią, gdy zbliżyła się do drzwi stajni. Był w ludzkiej formie, ale ilość tobołów choć całkiem spora nie sprawiała mu problemu. Przewiesił je sobie przez ramię i na plecy, gdy skradała się tak, by podejrzeć co dzieje się wewnątrz zbliżył się do niej z tyłu, niby chcąc również popatrzeć.
- A ta może być moja? - zapytał szeptem i przesunął dłonią po boku czarodziejki, dość powoli i chyba nawet całkiem przyjemnie, kończąc na linii jej bioder. Zaśmiał się cicho. Po paru chwilach widząc zaistniałą wewnątrz sytuację Rakszasa weszła do środka. Frey nie był pewny tej decyzji, miał tylko nadzieję, że nic nie wywoła niepokoju koni, ani nikt inny nie wejdzie do stajni w trakcie całej akcji. Wiedział, że powinni się śpieszyć, jednak przyszła mu do głowy ciekawa myśl, bo gburów rodzaju tego tutaj zachlanego pseudo-bogacza nie tolerował.
Frey zniknął chwilę po tym, jak Rakh weszła do środka. Za nią wleciały wewnątrz jedynie bagaże, które po chwili opadły na ziemię przed karym koniem.
- Nawet cię nie tknie.- warknął ponurym poważnym tonem piekielny.
W tym samym momencie niemiły pan poczuł na swojej szyi mocny uścisk i zobaczył Freya, oraz został uniesiony nad ziemię, tracąc przy tym dech, a gardło go zaczęło palić na tyle, że nawet najdrobniejszego pisku nie mógł z siebie wydusić. Mimo to po jego spojrzeniu można było w ułamku sekundy wyczytać, że piszczałby z bólu na cały głos jakby tylko mógł.
- Proszę chłopczyku, przygotuj mi tego karego konia, a ja zajmę się tym panem, by Cię więcej nie skrzywdził. Obiecuję, że będziesz mógł się jeszcze z niego pośmiać w nagrodę. - jegomość zaczął się pocić i przymknął oczy, Frey rzucił go na kolana podczas, gdy chłopiec wciąż się przyglądał. Jedyne co zrobił właściciel kradzionego konia to złapał się za szyję i wystawił jęzor, błagając stłumionymi jękami o wodę. Trochę jej mogło wyparować z wnętrza jego organizmu, cóż, zdarza się. Był na tyle uprzejmy i cichutki od chwili, gdy poznał piekielnego, że nie stwarzał problemu.
Elfiątko po chwilowym zaskoczeniu i przyglądaniu się z ciekawością temu, co działo się ze strasznym panem przygotowało konia, zapakowało nawet część tobołów na konia Freya i część do Rakhszasy, po dosłownie parunastu chwilkach wszystko było gotowe, a młodzieniec z bardzo bystrym i sprytnym spojrzeniem spojrzał na piekielnego, czarodziejkę i pana na klęczkach.
- Jak zasłużył to dasz mu wody, jak nie to może będzie tak cierpiał do wieczora. Nas tu nie było. - powiedział spokojnie piekielny do elfa, wręczył mu jeszcze kilka monet i wsiadł na konia.
- Dziękujemy Ci bardzo. - spojrzał po nim i po czarodziejce, skinął obu i ruszył konia, chwilę po tym jak Rakh wyjechała pierwsza. Zatrzymał się jeszcze na moment i pstryknął palcami. Ubrania właściciela konia zajęły się ogniem, a ten postękując ruszył na czworaka w kierunku karczmy, wyglądając na prawdę komicznie. Słowa wciąż z siebie wydusić nie miał jak, a pozbawiony ubrań i na klęczkach bardzo rozbawił uradowanego elfa, który spojrzeniem pełnym podziwu odprowadził parkę złodziei koni, po czym ruszył za tamtym wyśmiewając się z niego bez przerwy. Frey szarpnął delikatnie za lejce i zawołał do konia ruszając za czarodziejką w obranym wcześniej przez nich kierunku.
- Jazda. - bardzo szybkim galopem opuścili tereny otoczone zabudowaniami, wjeżdżając pośpiesznie na leśny trakt. Dopiero tam piekielny podjechał do Rakszasy od boku i spojrzał na nią ponownie.
- Nie wiedziałem, że potrafisz kraść konie. - powiedział jakby chciał ją skomplementować.
- I wybacz, że pozbawiłem Cię chyba nieco zabawy, ale nie mogłem się powstrzymać. Zresztą, nie dałbym mu Cię tknąć, więc... - mam nadzieję, że Ciebie nieco rozbawiło takie wymierzanie sprawiedliwości, bo elfik był zadowolony. - wypowiedział jakby z dumą, chociaż wciąż jego tok myślenia w tej sytuacji i o całym tym zajściu był nieco dziecinny, to fakt, ale brzmiał przy tym wciąż poważnie, poza tym przy jego możliwościach i umiejętnościach ciężko było nie brać postaci piekielnego na serio. Zwolnili jedynie odrobinkę, bo wciąż ciążyło na nich niebezpieczeństwo pościgu, chociaż bardzo znikome. Po drodze Frey robił to co zwykle, niezbyt dyskretnie przyglądał się atutom czarodziejki, której ciało bardzo wyjątkowo się prezentowało w blasku porannego słońca, w kusych i zwiewnych szatach podczas dynamicznej jazdy konnej. Tak oto nietypowa parka złodziei koni ruszyła w znanym jedynie sobie kierunku na parze karych wierzchowców.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- Niezły jesteś, kochasiu. Kup sobie dzisiaj jakieś dobre jedzenie i winko - powiedziała, posyłając elfowi buziaka i rzucając złotym ruenem w jego stronę. Następnie spięła konia łydkami i pojechała galopem za Freyem. Oczywiście, wyglądała i zachowywała się jak zawsze, pewna siebie i czarująca. Ale przez tę całą sytuację po raz kolejny została wytrącona z równowagi. Głaskanie jej talii, zapewnienie, że nic jej nie grozi... Znowu próbuje z nią sztuczek. Ale tym razem już mu tak nie wyjdzie. Rakhi zrozumiała, że myślenie o romansach w nastrojowym świetle, pojedynczej jaskini, z świadomością, że bez Freya trudno byłoby jej rozprawić się z tamtymi krukami... naprowadzało ją na złe myślenie o sprawie. Teraz ze spokojem stwierdziła, że to po prostu mężczyzna chcący ją uwieść i nie bardzo to jej przeszkadzało. Jeśli przy okazji pomoże jej w spawie, to nie miała powodu nie chcieć być przez niego podziwiana, uwielbiana czy adorowana. A jeśli uda mu się ją uwieść... niech podoła jej oczekiwaniom. Jak dostanie taki pełny pakiet, to nie ma o co się wściekać.
- No właśnie, zabrałeś mi całą zabawę. Następnym razem zostaw mi choć trochę przyjemności - powiedziała z wyrzutem.
Uśmiechała się dumnie, kiedy galopowała. Przegoniła Freya na swojej klaczy, krzycząc za nim:
- Nie martw się, że jestem lepsza w te klocki. Pewnie mam większe doświadczenie w ujeżdżaniu.
Wiatr rozwiewał jej włosy, kiedy zjeżdżała z głównego traktu. Bransolety pięknie szeleściły w ryt tętentu kopyt. W końcu zwolniła i pozwoliła piekielnemu się z nią zrównać.
- Dobrze, słodziaczku, zdradzę ci ciut więcej tajemnic. Artefakt, którego szukamy, czy raczej jego fragmentów, bo wątpię, by zachował się w całości, to kryształ pełen czystej, magicznej energii. Natrafiłam na jego ślady, jeszcze kiedy jako opiekun miałam pod pieczą ludność z północy. Nie do końca wiem, czym jest, ale wiem na pewno, że otaczał go wielki kult, tak dawno temu, że nie jestem pewna, czy najstarszy smok na Alaranii o tym pamięta. Znajdowały się pod ziemią, a świątyń było kilka. W jednej z nich cię spotkałam, ale w środku nie było już kryształu. Za to są informacje o tym, gdzie mogą znajdować się inne. Udało mi się ustalić, że kolejne ruiny znajdują się gdzieś w okolicy Rododendronii. Czeka nas daleka podróż, ale zdaje mi się, że ci, którzy również szukają kryształu, nie wiedzą o tym miejscu. Chcę ich zmylić, dlatego częściowo zboczymy z traktu, gdzieś w połowie drogi i spróbujemy pobawić się w iluzje. Póki co, jedziemy.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości