FargothDaleko od domu.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        To chyba było do przewidzenia, że zmuszeni do spędzania z sobą tyle czasu towarzysze w końcu znajdą jakiś powód do sprzeczki, nawet jeśli pozornie niezwiązany z ich podróżą. Wszyscy byli już zmęczeni i tylko Lucien potrafił zachować przemyślenia dla siebie, zazwyczaj. Rakel i Remy ścięli się w końcu bezpośrednio, ale na szczęście obyło się bez ofiar. Dziewczyna chciałaby wierzyć, że to zasługa wizji jej pięknego ciosu w nos, ale niestety musiała brać pod uwagę, że jak zwykle imię brata czyniło cuda. W końcu Remy ruszył przodem, a ona została z Lucienem, przed najtrudniejszym chyba zadaniem, tak na jej oko. Zmarszczyła lekko brwi, gdy brunet zwlekał z odpowiedzią, od razu wymyślając mnóstwo scenariuszy, w których wspólnym mianownikiem był jej ciężar. Nie dosłownie, a w przenośni, jako coś, czego trzeba ciągle pilnować i mieć na uwadze. Że nie jest ciężka przecież wiedziała.
        Dalsze wyjaśnienia czynione pogodnym, lekceważącym nawet tonem skomentowała już tylko porozumiewawczym uśmiechem, zaraz poważniejąc razem z Lucienem. A nawet nie tyle poważniejąc, co znów tracąc tą codzienną pewność siebie, którą miała. Coraz wyraźniej dostrzegała swoją słabość w kwestii kontaktu fizycznego. Nie była „przytulaśna” z natury, rzadko kogo obdarzając takim gestem i zwyczajnie będąc jedną z tych osób, które się nieładnie nazywa niedotykalskimi. A chodziło tylko i wyłącznie o to, że dla niej kontakt fizyczny po prostu nie był tak naturalny, jak dla innych, którzy potrafią się obejmować czy przytulać, niemal tego nie rejestrując. W każdym razie Lucien nie był już dla niej obcy i lubiła jego bliskość. Poczuła jednak ulgę, słysząc, że nawet on uważa pozycję za niezręczną. Kamień spadł jej z serca, że to nie ona wydziwia, tylko to naprawdę jest niestosowne.
        Nie zmieniało to jednak faktu, że pozycja rzeczywiście była najlepszą, a przynajmniej Rakel nie mogła nic lepszego wymyślić. Objęła demona nogami, niepewnie zerkając w stronę drabinek, a po chwili poczuła mocniejszy uścisk i Lucien podskoczył w górę, jedną ręką łapiąc się szczebelka. Chciała mu powiedzieć, że nie musi jej przytrzymywać, ale mężczyzna zaraz sam ją puścił, skupiając się na przejściu. A ona straszliwie starała się skupiać na czymkolwiek innym niż jego pracujących mięśniach. Ale jak miała to zrobić, skoro dosłownie na nim siedziała? Miała je pod samym nosem… pod sobą dosłownie, wszystkie napięte niczym struna. To było wybitnie nie w porządku, że on ciężko pracował za nich dwoje, a ona po prostu podziwiała widoki, ale rany, ten facet ostro mieszał jej w głowie. Niestety to, że czuła się winna myśli bardziej niestosownych niż ta pozycja, nie sprawiało, że one zniknęły, a Rakel musiała pogodzić się z faktem, że jest tylko człowiekiem.
        Ostrzeżona szeptem pokiwała głową, ostrożnie zaciskając uda, bo z jednej strony nie chciała spaść, ale z drugiej nie chciała też połamać Lucienowi żeber. Właśnie. Wcześniej mówił, że przynajmniej go nie udusi. Ale wcześniej udowodnił jej, że nie tak łatwo go zranić i prawdopodobnie zabić, więc co właściwie by się stało, gdyby ktoś go chciał udusić? Zakasłałby? Tak sobie jej myśli błądziły, gdy była zupełnie bezużytecznym, uciążliwym tobołkiem. Uśmiechnęła się wesoło, gdy Lucien zażądał kawy z cynamonem po wszystkim.
        - Dobrze – zgodziła się od razu i zaśmiała się pod nosem, gdy doprecyzowano, co takiego trzeba mu zadośćuczynić. Później demon się rozgadał, a cynizm lał się gęsto i Rakel chcąc nie chcąc chichotała ukradkiem koło jego ucha, bo nie wiedziała czy go nie urazi, śmianiem się wprost, ale długo i tak nie mogła tego ukrywać i po chwili podśmiewała się w głos.
        - Dostaniesz tyle kaw, ile będziesz chciał – powiedziała miękko, obejmując Luciena mocniej ramionami i znów zaciskając na nim nogi, przy kolejnym ostrzeżeniu.
        Przez moment lecieli bezwładnie i Rakel otworzyła szerzej oczy, ale w końcu szarpnęło nimi mocniej i brunetka szybko ugryzła się w wargę, żeby nie pisnąć, gdy osunęła się trochę w dół. Niosą ją i jeszcze będzie panikowała! Poczekała ze spokojem aż Lucien złapał się drugą ręką drabinki i przytuliła się znowu mocniej, wspinając też wyżej na nogach. Nie odzywała się już, by nie rozpraszać zmęczonego mężczyzny i tylko zacisnęła oczy, gdy lecieli już w stronę podestu. Oczywiście ona nie wiedziała, że to już koniec, więc przez moment spięła się cała, gdy spadali, ale zaraz poczuła jak demon uderza nogami o podłogę i obejmuje ją obiema rękami. Ląd!
        Wyplątała się powoli z objęcia demona, chcąc odsunąć od razu, by pozwolić mu odpocząć, ale Lucien przytrzymał ją jeszcze za dłonie, całując delikatnie palce obu z nich. No nie miała szans. Nie wiedziała, że Remy myśli dokładnie tak samo.

        - Dobra, idę przodem. Tylko nie ociągajcie się za bardzo – mruknął elf i ruszył po chybotliwej belce, podczas gdy Rakel zwróciła się z opaską w stronę demona.
        Uśmiechnęła się, gdy odpowiedzią na jej pytanie było układne przymknięcie oczu i delikatne pochylenie się. Sprawnie zawiązała mu materiał z tyłu głowy, poprawiając go ostrożnie, by nie przeszkadzał demonowi, ale też by na pewno nic spod niego nie widział. A później tylko przyglądała mu się z dziwnym uczuciem bezkarności. Ciekawe czy to dlatego on lubił patrzeć jak ona śpi? Bo mógł? Jej nie przeszkadzało teraz przeszywające spojrzenie morskich tęczówek z pionowymi źrenicami i przez chwilę mogła spokojnie wodzić wzrokiem po znajomych rysach twarzy, którym jednak miała dopiero pierwszą okazję tak dobrze się przyjrzeć. Pocałunku kompletnie nie planowała i może nawet powstrzymałaby się od niego, gdyby zastanowiła się chociaż chwilę. Ale wtedy po prostu musnęła ustami rozchylone spokojnie wargi, cicho opadając znów na pięty.
        Nie pomyślałaby, że to delikatne uniesienie kącików ust, którym jej odpowiedział, wywoła tak piorunujące wrażenie. Zacisnęła usta, by chociaż trochę pohamować promieniejący uśmiech, później zagryzając usilnie wargę, ale usta same rozciągały się szeroko w wyrazie zadowolenia, którego na szczęście nie mógł dostrzec. Było jednak pewnie słychać je w jej głosie, gdy zapytała demona, czy jej ufa. Spodziewała się w najlepszym razie potaknięcia, prowadząc go za rękę w stronę skraju podestu, ewentualnie może jakiegoś żartu, ale to co usłyszała dosłownie ją rozbroiło. Odwróciła się, milknąc i rzucając podejrzliwym spojrzeniem w Luciena, ale jego ciepły uśmiech nie pozostawiał wątpliwości, co do szczerości słów. Westchnęła tylko, ściskając jego dłoń i na moment zapominając w ogóle o trasie, dopóki słowa bruneta nie przywróciły jej do rzeczywistości.
        Okazało się, że Rakel całkiem poważnie traktuje swoje zadanie, ale nie uważała tego za nic dziwnego, w końcu prowadziła niewidomą chwilowo osobę przez tor przeszkód zawieszony pomiędzy drzewami spory kawał nad ziemią.
        - Dobra, mamy przed sobą ciąg belek. Nie bujają się za bardzo, a jak już to wszystkie na raz, więc po prostu krok po kroku przejdziemy. Po prawej stronie masz linę do trzymania równowagi – tłumaczyła, powoli wchodząc na pierwszą belkę.
        Początkowo poruszała się powoli, ale gdy ręka na jej ramieniu w ogóle nie uciekała do tyłu, złapała nieco żwawsze tempo. Cały czas mówiła czy trasa skręca, opada lub się podnosi, a dodatkowo Lucien mógł to wyczuć, mając jej ramię pod dłonią. Wystarczyło szurać nogami po belkach, by wyczuć łączenia, które miały najwięcej kilka cali przerwy. Droga była niemalże banalna. Raz tylko powiedziała demonowi, by przełożył dłoń na jej plecy, bo kawałek trzeba się wspiąć niemal na czworakach, ale poza lekkimi poślizgami na gładkim drewnie i to nie było trudne, tylko odbywało się w akompaniamencie okrzyków elfa.
        - Ruchy tam z tyłu!
        - Przestań nas poganiać! Tylko banda akrobatów pokonałaby ten tor szybciej niż my! – odkrzyknęła Rakel. Po chwili ciszy odpowiedział jej przeciągły, marudny jęk.
        - Jestem głodny!
        - Nie wierzę… - westchnęła, powoli wspinając się po pochyłej belce.
        - Jestem dorosłym facetem, nie wystarczy mi funt cytrusów raz na dobę!
        - Zjadłeś prawie dwa – poprawiła elfa podniesionym głosem, ale marudzenie nie ustało.
        - Zjadłbym konia z kopytami.
        - Matko, jakbym Randa słyszała – mruknęła do siebie, po czym podniosła głos. - Myśl o czymś innym, Remy – rzuciła na odczepne, zaabsorbowana zadaniem, ale na szczęście już po chwili znaleźli się na kolejnym podeście, gdzie zatrzymali się na chwilę, gdy Rakel przepinała uprzęże do następnego zabezpieczenia. Elf nie dawał za wygraną, gadając podczas przeskoków z podestu na podest.
        - Ta, myślałem. Skończyło się tak, że prawie dostałem w pysk – prychnął, a Rakel zamarła na moment zmieszana, a po chwili połączyła fakty i parsknęła śmiechem. - Cieszę się, że cię to bawi, Evans, ale teraz jestem głodny i napalony! – zrzędził blondyn, sprawiając że dziewczyna rumieniła się i śmiała jednocześnie, nie mogąc znieść absurdu dyskusji.
        - Remy!! – skarciła go głośno, ale dziwna mieszanka zawstydzenia i rozbawienia pobrzmiewała wciąż w jej głosie.
        - No co?
        - …jajco! Zjesz jak dotrzemy na metę – ucięła, ale długouchy musiał mieć ostatnie słowo.
        - No toteż ruchy na sprzęcie!
        - Dobra, teraz ja też chcę go zrzucić – westchnęła cicho do Luciena, podprowadzając go do krawędzi podestu.
        Drugie zadanie podobało jej się mniej, bo demon nie mógł za nią iść, a musiał sam skakać, nie wiedząc w ogóle co jest pod nim. Była chyba bardziej zestresowana niż on. Ufała mu bezgranicznie, ale i tak panikowałaby mając skakać dosłownie na ślepo i nie wiedząc gdzie i kiedy wyląduje, nie wiedziała więc jakim cudem brunet jest taki spokojny. Ruszyła przodem, najpierw wzrokiem obierając optymalną trasę i przeskakując na kolejny podest, po czym stawała na jego tylnej skrajni, przodem do Luciena i mówiła mu jaki długi musi być skok i czy będzie lądował nieco wyżej, czy też musi wskoczyć do góry. Tych ostatnich podejść było na szczęście mało, bo niezwykle trudno było je opisać.
        - Hej, ostatnia przeszkoda! – krzyknął Remy z przodu, pierwszy raz wywołując ulgę zamiast irytacji.
        Ta była… wredna. Pomiędzy dwoma podestami, w dość sporej odległości, pionowo powieszono siatkę, rozdzielającą dwie bazy. Między pierwszym drzewem a przeszkodą bujała się jedna lina, między siatką a drugim drzewem druga.
        - Dobra. Remy, czekaj na siatce!
        - Jasne!
        - Lucien, tu masz linę. Skoczysz, ale nie lądujesz na podeście, tylko wpadniesz dosłownie na pionową siatkę i musisz się jakby przesiąść z liny na siatkę. Później musimy wspiąć się, przejść górą, zejść trochę znowu i przy pomocy kolejnej liny dotrzeć na następny podest. Wyobraziłeś sobie mniej więcej o czym mówię? – zapytała, spoglądając na niego w oczekiwaniu na potwierdzenie, po czym sama skinęła głową i złapała linę, podając ją mężczyźnie. – Na siatce czeka Remy, pomoże ci w razie czego i odeśle mi linę. Będę zaraz za tobą. – Uśmiechnęła się i cofnęła o krok, czekając aż demon wykona swoją część zadania.
        Później załapała odrzuconą jej linę i sama skoczyła. Parsknęła śmiechem, lądując brutalnie na siatce, co przypominało jej trochę muchę wpadającą w pajęczynę. Przesiadła się z liny na plecionkę i zaczęła wspinać, będąc kawałek za mężczyznami. Dłuższą chwilę zajęło wszystkim w miarę bezpieczne przejście górą na drugą stronę, po czym zaczęli powolne schodzenie. Oczywiście nie trzeba było wspominać, że siatka cały czas drżała pod każdym ruchem, a wsadzenie stopy w dziurę, gdy sznur omsknął się spod podeszwy, było aż nazbyt proste. W końcu jednak znaleźli się w trójkę na odpowiedniej wysokości i Remy jako pierwszy przeleciał na linie w stronę podestu. Odrzucił ją Rakel, która podała ją Lucienowi i demon poszedł jako drugi, na miejscu asekurowany przez elfa, który znów odesłał linę. Dziewczyna wylądowała na podeście, jako ostatnia.
        - I co, koniec? – zapytała zmachana, a Remy skinął głową.
        - Ostatni krok – powiedział, wskazując głową w dół i Rakel podeszła do krawędzi, spoglądając w stronę ziemi. Uśmiechnęła się szeroko.
        - Dobra. Lucien, będziemy skakać. Tak po prostu, w dół. Rozwiesili tam siatkę, która wyhamuje nasz upadek i to będzie koniec trasy.
        - Nareszcie! – wtrącił Remy, a Rakel przesunęła ukradkiem Luciena i wspięła się na palce, szepcząc mu do ucha.
        - Pamiętasz, co chciałeś zrobić, a ja obiecałam ci, że później będzie okazja? Cóż, jest teraz. Stoi krok przed tobą – mruczała, wyginając kąciki ust w uśmiechu, podczas gdy nieświadomy niczego Remy stał na samej krawędzi podestu, spoglądając w dół.
        Nawet jeśli Lucien by go nie popchnął, zrobiłaby to ona. Faktem pozostawało, że elf krzyknął zaskoczony i poleciał w dół do wtóru śmiechu Rakel. Chichotała cały czas, czekając aż klnący pod nosem mężczyzna pozbiera się i sturla z siatki, po czym podprowadziła do krawędzi Luciena.
        - Teraz ty. Taki skok wiary – powiedziała, powtarzając usłyszaną gdzieś nazwę. – Zobaczymy się na dole. – Uśmiechnęła się jeszcze.
        Później odczekała aż Lucien zejdzie z siatki i podeszła do krawędzi, spoglądając w dół i nabierając głęboko powietrza. "Wolna, jak ptak", pomyślała i odwróciła się, rozkładając ręce i bezwładnie spadając w tył.
        Nawet nie krzyknęła w locie, niemal z ulgą przyjmując bezwładność i pęd powietrza rozwiewający jej włosy i tylko sapnęła zaskoczona, gdy zanurzyła się w siatce amortyzującej jej upadek.
        - Dziesięć na dziesięć za lądowanie, Evans – uśmiechnął się elf, podchodząc i pomagając jej zejść, a właściwie sturlać z siatki. Na ziemi ugięły się pod nią lekko nogi, ale blondyn podtrzymał ją, upewniając się, że stoi. Lucien nie miał już opaski, więc uśmiechnęła się do niego szeroko.
        - Dalej, ostatnia prosta – pogonił ich Remy, ale Rakel już nie marudziła na jego ponaglanie, bo zobaczyła wytyczony płonącymi pochodniami szlak.
        - To już koniec? Meta? Przecież dopiero zmierzcha!
        - Mamy dobry czas – uśmiechnął się Remy, ruszając szybkim krokiem. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, prawie przy nich truchtając.
        - Myślisz, że naprawdę możemy wygrać? – zapytała poważnie, a blondyn spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
        - Nie chcę ci robić nadziei, ale nie wyobrażam sobie pokonać tę trasę szybciej – powiedział, a dziewczyna rozpromieniła się cała, znów przyspieszając kroku.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wysłuchał objaśnień kiwając spokojnie głową, obrazując sobie cały tor w wyobraźni.
        - Równoważnia - podsumował ostatecznie, stawiając pierwszy krok, wyczuwając deskę podeszwą zanim wykonał drugi.
        - Nie huśtawka, a narzędzie treningowe, dla tancerek na przykład - odzywał się głosem całkiem zrelaksowanym jak na oślepioną osobę. Mówił głównie dla Rakel. Powoli przyzwyczajał się, że chyba lubiła słuchać, oraz że słuchanie czy opowiadanie ją uspokajało. Teraz czuł pod palcami spięty bark dziewczyny, a zupełnie nie miała się czym martwić. Pewnie lepiej by było dla spokoju dziewczyny gdyby Lucien zamiast dyskutować trzymał się asekurującej liny. A ten szedł sobie jak gdyby nigdy nic, jakby deptakiem, tyle że stawiając nogi w linii jedna za drugą, za jedyną sugestię i ewentualny ratunek mając ramię dziewczyny. Tego jednak demon pod rozwagę nie brał, traktując jak niepotrzebną ostrożność.
        W tym momencie Rakel była wystarczającą wskazówką, rytm jej kroków, odgłosy stąpnięć. Brak wzroku nie oznaczał bezbronności, był jedynie utrudnieniem, które można było zrekompensować innymi zmysłami. Przynajmniej na razie.
        Przy pochyłej belce mruknął potwierdzająco, ale zamiast faktycznie opierać się o plecy Rakel tym razem złapał linę i z pomocą sznura radził sobie podczas uślizgów na gładkim drewnie.
Przemieszczali się niezależnie od zmian bez większych problemów, powoli, stopa za stopą, wdech za wdechem i tak przez cały czas. Po niedługiej chwili demon poczuł się jak za młodych lat na początku nauk. Tylko tutaj nie kręcił się żaden jegomość machający kijem. Spacerek był nawet przyjemny, a głównym minusem ślepoty było tracenie poczucia czasu i orientacji w przestrzeni czy długości pokonanej trasy. Mogłaby to być całkiem przemyślna tortura. Nie mógł się skupiać na próbach wyliczania odległości z kroków, bo po pierwsze prędzej czy później i tak straciłby rachubę, a po drugie skupiał się na nieprzewracaniu i niespadaniu, a to było wystarczająco zajmujące. Mimo to po pokonaniu części trasy, po raz pierwszy na jakiejś przeszkodzie kąty ust demona unosiły się mimowolnie. Byłoby jeszcze przyjemniej gdyby Remy nie zakłócał otoczenia swoimi pokrzykiwaniami. Ale całość utrzymana była w żartobliwym nastroju udzielającym się Rakel, więc i jemu. Do tego przyjemne wspomnienia uspokajały umysł. I co tu kryć pocałunek też nie był bez znaczenia (żeby już na samym starcie listy przyczyn nie przyznawać się do słabości) i demona zaczęły korcić złośliwości.
        - A więc elfy są wyjątkowo nieekonomiczne w utrzymaniu, dobrze wiedzieć zanim się jakiegoś do domostwa zaprosi - zakpił, celowo siląc się na sztucznie poważny ton jakby odkrył niesamowicie ważną i zupełnie nową prawidłowość tego świata. Za to słysząc następną ripostę Rakel, westchnął ciężko.
        - Nie powinnaś była tego mówić - mruknął. Jakby nie było, miał głupiego brata i chociaż starał się go unikać jak tylko mógł, czasami zdarzały się rodzinne “obiady”, których nie mógł opuścić.
        - Mówiłem - szepnął wchodząc na kolejny bal.
        - Na dobrą sprawę naprawdę wystarczyłby knebel - dokończył z kpiącym westchnięciem kiedy Czarnulka oznajmiała, że teraz to i ona chętnie zepchnęła by elfa.
        Zjeżdżał podobnie jak się wspinał, pomagając sobie liną, a Rakel puszczając przodem, żeby przy pośliźnięciu nie zsunęli się oboje. Wędrówkę zakończyli niedługim poziomym fragmentem docierając do kolejnego piętra i krótkiej notki precyzującej zadanie.
“Zdejmijcie zabezpieczenia, będą wam zbędne, ale upadek oznacza przegraną” - idący jako pierwszy blondyn, przeczytał na głos instrukcje.

        Skoki pomiędzy platformami wykluczały przepinanie zabezpieczeń, więc nawet nie rozciągano lin asekurujących. W zamian pod spodem była rozciągnięta sieć chroniąca przed konsekwencjami upadku z takiej wysokości, ale dla utrudnienia dodano dodatkowe obostrzenie.
        - Robi się ciekawie - odezwał się Lucien, a Remy prychnął spoglądając na “ślepego” demona. Jaki dowcipny. Jak teraz przegrają to wszystko pójdzie na marne, ale niestety innego wyjścia nie mieli, a do zamiany się chyba nie palił, bo byłoby potem na niego. Razem z Rakel obejrzeli tor, po czym on przygotował się do skoku, a brunetka wróciła wytłumaczyć nemorianinowi co i jak.
        - Pani przodem. - Skłonił się krótko jak przed przepuszczeniem kobiety w drzwiach, a gdy Czarnulka zaczęła oponować, położył dłoń na jej ramieniu, po nim odnalazł szyję i policzek dziewczyny, i dopiero na nim się zatrzymał, przy okazji plącząc się we włosach brunetki.
        - Znam sposób w jaki chodzisz, długość kroków. Będę słyszał jak się wybijasz i jak lądujesz, to jest dodatkowa podpowiedź - wytłumaczył spokojnie. W takich chwilach dziękował za dziewczęcą skłonność do praktycznego i logicznego podejścia. Dużo łatwiej się z nią dyskutowało. Demon z kolei wyglądał na nielogicznie rozluźnionego jak na takie zadanie.

        Stojąc przy krawędzi, w myślach przeliczył kroki dziewczyny i wsłuchał się w odgłosy lądowania. Potem sam wziął krótki rozbieg i skoczył. Przerwa nie była długa. Elf przesunął się na bok robiąc miejsce dla bruneta, który wylądował z niewielkim potknięciem, podpierając się ręką. Po twarzy Lu plątał się nieznaczny uśmiech, chociaż chyba nikt nie wiedział co demona mogło bawić. Chyba, że cieszył się z tak niewielkich sukcesów. Ukłonił się krótko w stronę, z której słyszał szuranie butów na drewnie i szmer oddechów, jednocześnie gestem dłoni zapraszając do dalszych skoków. Znów wysłuchał wskazówek i znad krawędzi słuchał wpierw kroków blondyna, później Rakel. Skok musiał być sporo dłuższy niż poprzedni, więc dobrał odpowiednio energiczniejszy rozbieg i poszybował. To zaś poskutkowało solidnym poślizgiem przy lądowaniu na wyszlifowanym drewnie. Nie wiedząc czy jest w środku czy na brzegu i ile jeszcze miejsca ma na zatrzymanie się, opadł na biodro i łokieć, skok kończąc ślizgiem na boku. Całkiem słusznie, bo zatrzymał się z nogami zwisającymi z krawędzi.
        - Blisko... - szepnął z coraz szerszym uśmiechem.
        - Co cię, cholera, tak bawi? - prychnął elf, bo jakoś stresującą wydawała się wizja spadającego demona. W gruncie rzeczy nic do niego przecież nie miał. Nawet w zabezpieczających szelkach, z tyłu głowy pozostawał lęk przed upadkiem. Teraz gdy nie mieli na sobie nic, świadomość rozpostartych siatek całkowicie ginęła pod naturalną i pierwotną obawą przed śmiercią. Remy więc nadal patrzył na Luciena jak na wariata, kiedy ten podnosił się z uśmiechem, który był zupełnie nie na miejscu. Potem czekał ich zeskok, ale z krótką luką między podestami i naskok, który również poszedł względnie sprawnie, chociaż wylądował na kolanie. Z zewnątrz wyglądało to mało przyjemnie i boleśnie a mimo to widać było wyraźnie, że szlachcic po raz pierwszy od rozpoczęcia zawodów naprawdę dobrze się bawi. Więcej, wydawało się, że demon coraz lepiej radzi sobie z narzuconą mu ułomnością gdy drogi ubywało. Wreszcie pozostały dwa skoki.
        Przedostatnia rozpadlina, którą mieli pokonać, była znacznie dłuższa niż poprzednie, Rakel dokładnie wszystko opisała, kolejność pozostała tradycyjna. Elf i dziewczyna skoczyli przezornie robiąc demonowi miejsce na lądowanie. Tymczasem Lu nauczony doświadczeniem poprzedniego poślizgu postanowił nie przesadzać z rozpędem. Raz jeszcze przeanalizował kroki Remiego i Rakel, po czym ruszył.
        Jedna noga napotkała powietrze, druga podążająca za nią trafiła jedynie na rant i omsknęła się z krawędzi, a sylwetka demona wraz z krótkim zdziwionym - O! - zniknęła za platformą. Złapał brzeg rękoma. Wciągał się na podest jeszcze zanim zdążyli do niego doskoczyć. Po chwili leżał na deskach przewracając się na plecy, śmiejąc się przy tym niepoprawnie.
        - Szlag by cię! Patrz!... No znaczy kurwa uważaj co robisz! - żachnął się elf stercząc nad coraz weselszym zamiast kruszejącym nemorianinem.
        - I to jest zabawa… - wydusił z siebie Lucien pomiędzy lejącą się na niego bulwersacją a własnym śmiechem, co wcale nie pomagało jego sytuacji.
        - Do reszty cię popieprzyło?! - warknął Remy. Idiota nawet nie wiedział jak to wyglądało!
        - Nie przeginaj - warknął Lucien, ale przy ogólnym rozbawieniu groźba brzmiała mało przekonująco, nawet jeżeli demon starał się na chwilę pohamować śmiech - Nie jesteś śliczną dziewczyną, do tego mało uroczo ci ta troska wychodzi - nie wytrzymał i znowu musiał złapać oddech żeby przestać się śmiać - Poza tym w szafie mam koszule starsze od ciebie więc możesz niańczyć Rakel ale nie mnie - prychnął powoli zbierając się do pionu, jeszcze przez chwilę doprowadzając się do powagi.
Pozostał im ostatni skok, dużo prostszy i łagodniejszy, jakby we wstępie do ostatniej całkiem trudnej przeszkody.

        Znów wysłuchał ostatniego scenariusza, pokiwał głową i “odesłany” przez dziewczynę poleciał prosto w siatkę, zatrzymując się na niej z niezadowolonym westchnięciem.
        - Pomóc ci straszny i zły demonie? - Remy patrzył już uspokojony i teraz kąśliwie rozbawiony, wszystko wyglądało bardzo prosto a jak potrafiło się plątać.
        - Lepiej pilnuj, żebyś sam nie spadł, mały elfie - Lucien prychnął złośliwie chwilę walcząc z nadmiarem lin, żeby wreszcie złapać właściwą i się podciągnąć, podczas gdy Remy odsyłał sznur do Rakel.
        Mozolnie, ale znaleźli się na górze. Najtrudniej było przejść na drugą stronę sieci, reszta poszła dużo lżej.
Na koniec znów pomogła mu Rakel i ponownie powitali stały grunt, chociaż lądował znacznie mniej widowiskowo niż ostatnimi razy, teraz zwyczajnie hamując w kilku krokach.
        Westchnął z wyraźną ulgą słysząc, że to już ostatni krok, nawet jeżeli jeszcze nie wiedział jaki. Skinął też posłusznie głową, przyjmując przedstawiony obraz do wiadomości, przy okazji słysząc szemranie stojącego obok elfa. Zaraz potem przychylił głowę w stronę Rakel czując jej dotyk. Wpierw zmarszczył lekko brwi i tak ukryte pod materiałem. Tak, orientował się gdzie stał elf, słyszał go chociażby dlatego, że byli zmęczeni i oddychali głośniej. Poza tym wokół było dość cicho, a zmysły Asmodeusa przerzuciły się już na odmienne funkcjonowanie. Potem usta nemorianina rozciągnął uśmiech, szelmowski, złośliwy, nie wróżący nic dobrego. Tyle, że Remy go nie widział. A Lucien miał poważny dylemat. Przecież nie wypadało zniżać się do tak głupich zagrywek. Dziecinne i niegodne!
        Zrobił krok w przód by “przyjrzeć się” krawędzi i drugi, znacznie bardziej energiczny z rozpędem uderzając barkiem w plecy nachylającego się nad przepaścią elfa.
        Zaskoczony krzyk był bezcenny. Wewnętrzny lęk przed upadkiem był tym silniejszy gdy nie spadał ktoś a leciało się samemu.
        - Co to kurwa było?! - wrzask z dołu również był bardzo satysfakcjonujący…
        - Nie widziałem cię! - odkrzyknął Lucien z wyuczonym zaskoczeniem wzruszając ramionami.
        - Jasne! - krzyknął blondyn, ale Lu wskazał palcem swoją opaskę z miną niewinnego szczeniaczka.
        - Jasne kurwa... - przeklinał pod nosem uszaty. - Tak to skakał jak pieprzony pasikonik... Nie widział psia jego mać demon jeden - prychał, głównie dlatego, że podczas lotu darł się przerażony i był zły na siebie, że dał się zaskoczyć i wystraszyć.
        Uśmiechu Czarnulki brunet nie widział. Zwyczajnie zrobił krok w niebyt i wylądował w siatce. To już nie było fajne, ale jakoś się wplątał, sturlał i znalazł nogami na ziemi.
        - Jesteście niemal na mecie, uwięziony może zdjąć opaskę - zacytował Remy na co Lucien z ulgą zerwał materiał, zakręcając go sobie na nadgarstku i mrużąc oczy z powodu płonących pochodni.
Potem dołączyła Rakel i ruszyli raźnym marszem wzdłuż drogi. Do czasu, Czarnulka była ewidentnie podekscytowana i forsowała tempo zamiast przejść spokojnym spacerem do końca.
        - Dokąd tak pędzicie? - westchnął Lucien, przyspieszając za grupą.
        - A co, pan markiz nie biega? - odciął się Remy klepiąc Rakel w plecy, żeby jeszcze przyspieszyła i sam ruszył biegiem.
        - Nie, nie biega, bo stać go na konia! - warknął Lucien, zrywając się za resztą. Tego jeszcze w teatrach nie grali.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Chociaż Rakel potraktowała swoje zadanie bardzo poważnie, nie wydawało się, by Lucien podzielał jej ostrożność. Co chwila oglądała się na niego przez ramię, gdy maszerował sobie za nią spokojnie, za wszelkie wsparcie mając jej ramię. Szło mu bardzo dobrze, ale mógłby chociaż udawać, że uważa na kroki. Wyjaśnienia co do przeszkody sprawiły, że uniosła lekko brwi.
        - Pewnie jak się jest bogatym to się na takich rzeczach trenuje – mruknęła, nie do końca życzliwie, ale też nieświadoma tego, bo nie miała na celu kogokolwiek urazić. Po prostu ostatnio coraz częściej dowiadywała się nowych rzeczy, które nowe były tylko dlatego, że od zawsze poza jej zasięgiem. To trochę, naprawdę tylko trochę, ale irytowało.
        Na moment zaabsorbowała ją krótka przepychanka z Remym, która skończyła się niestety tak, jak Lucien przewidział. Na kolejną wzmiankę o kneblu tylko uniosła jeden kącik ust w sztucznym rozbawieniu, znów skupiając się na drodze. Chyba jej prostota była tak podejrzana albo beztroska szlachcica za nią nieco irytująca, ale wkrótce i to przejście się skończyło, a oni znaleźli się na kolejnym podeście. Tu już miała nadzieję, że Lucien podejdzie do sprawy nieco poważniej. Nie chciała go pouczać, nie czuła się na miejscu, by to robić, ale widząc niezdrowe podekscytowanie demona robiła się coraz bardziej zestresowana. Z jednej strony cieszyła się, że mężczyzna dobrze się bawi, ale z drugiej – czy musiał akurat wtedy, kiedy nic nie widzi? Czy dopiero teraz stanowiło to dla niego wyzwanie?
        - Lucien, tylko uważaj proszę – powtórzyła, gdy brunet znów zażartował, a wtedy jego dłoń z ramienia przesunęła się po szyi na policzek. Rakel ucichła, przymykając na moment oczy i uśmiechając się słabo, gdy usłyszała dodatkowe wyjaśnienia. – Wiesz, to jest nawet dziwnie miłe – powiedziała z uśmiechem, po czym z westchnieniem zabrała jego dłoń z policzka i odwróciła się w stronę krawędzi, by skoczyć na pierwszy podest. Odwróciła się zaraz, poniekąd zabezpieczając z Remym granice kręgu, by w razie czego wyhamować Luciena. Ten jednak skoczył dość zgrabnie, mimo lekkiego potknięcia. W końcu nic nie widział. Ale ciągle się uśmiechał, a Rakel porzuciła czarnowidztwo i kręcąc głową, wykonała kolejny skok.
        Drugi poślizg bruneta skończył się kontrolowanym upadkiem i dziewczyna zacisnęła lekko usta, podczas gdy Remy się nie krępował i ruszył demona od razu. Machnęła tylko na niego ręką.
        - Chyba dopiero zaczyna się dobrze bawić. Wcześniej to było dla niego za proste pewnie, co nie, Lucien? – dopytała, chociaż w tonie jej głosu pobrzmiewała charakterystyczna dla kobiet nuta ostrzeżenia, którą niestety nie każdy potrafił wyłapać. Remy tylko przewrócił oczami i skoczył znowu, a Rakel za nim.
        Następne kilka podestów pokonali we względnym milczeniu i dość skutecznie, nie licząc drobnych potknięć demona, na które dziewczyna krzywiła się odruchowo, jakby łącząc się z nim w bólu, o ile nemorianin takowy w ogóle odczuwał. Ona po czymś takim wyglądałaby jakby ktoś obił jej nogi metalową rurą, a Lucien wydawał się w ogóle nie rejestrować uderzeń.
        - Teraz jest spora przerwa, uważaj, dobrze? – zaznaczyła Rakel, a po potwierdzeniu przeskoczyła z Remym na następny podest. Zmartwiła się, że był to dla niej spory skok, bo Lucien na pewno by sobie z nim poradził, ale gdyby widział. Czekali na niego, jak zawsze przygotowani do hamowania upadku, ale tym razem demon przeliczył się w drugą stronę. Krótkie i zaskoczone „o”, gdy zaledwie jedną nogą musnął w ogóle deski podestu, byłoby komiczne, gdyby mężczyzna zaraz nie zniknął im z oczu.
        - Lucien!
        Rakel serce podskoczyło do gardła, gdy dopadła do krawędzi, ale wtedy mężczyzna podciągał się już na rękach, po chwili lądując ze śmiechem na plecach. I tak jak dziewczyna przypadła do niego przestraszona, tak złość błysnęła w jej oczach, gdy usłyszała szczery rechot. Na wieść, że to dopiero jest zabawa, aż jej powieka drgnęła. Była jednak tak zaskoczona, że milczała, pozwalając Remy’emu opieprzyć Lucka za ich dwoje. Wstała, zerkając na nich ostrożnie, gdy usłyszała demonie warknięcie, ale nawet komplement nie złagodził jej niezadowolenia w tej chwili. A gdy przytyk wycelowany w elfa odbił się od niej rykoszetem, tupnęła ze złością.
        - Hej! Dosyć z tym niańczeniem już! I się uspokójcie! – fuknęła niezadowolona.
        - Stary, poważnie, czas na zmianę garderoby – mruknął jeszcze elf, ni to złośliwie, ni to już w dobrym humorze i za chwilę wszyscy ruszyli dalej już w ciszy i tylko nieco markotni. No, poza Lucienem zapewne.
        Następną przeszkodę znów objaśniła krok po kroku, po czym puściła demona przodem. Westchnęła, słysząc kolejne przekomarzania na siatce, ale tylko mruknęła pod nosem „faceci!” i ruszyła za nimi. Kilka przekleństw i sapnięć później znajdowali się na ostatnim podeście. W międzyczasie skupienie i wysiłek wywiały złość z głowy Rakel, a perspektywa powrotu na ziemię przywróciła dziewczynie dobry humor. Na tyle dobry, że pokusiła się o podpuszczenie demona, który najpierw zmarszczył brwi, jakby próbując sobie przypomnieć o czym mówi, a później jego usta rozciągnął wredny uśmiech. Biedny Remy.
        Cofnęła się o krok, przygryzając dolną wargę, by się nie roześmiać i nie zdradzić Luciena, podczas gdy ten zbliżył się do krawędzi, nagle barkiem popychając elfa, którego zaskoczony krzyk urwał się dopiero przy lądowaniu, a wtedy z kolei zaczęła się serenada przekleństw i Evans już nie wytrzymała, wybuchając niepohamowanym śmiechem. Lucienowe „nie widziałem cię” przechyliło szalę i po policzkach dziewczyny popłynęły łzy, popchnięte mieszaniną rozbawienia i zmęczenia. Ostatni raz tak się śmiała, gdy ktoś podmienił demonowi koszulę na miętową we wzorze, kolorze i zapachu. „Niegrzeczny chłopiec”, głosił wtedy napis na plecach. No i wyszło szydło z worka!
        Odczekała aż Lucien skoczy i zejdzie z siatki, a później jeszcze chwilę, by złapać oddech. Oni ją wykończą. Ale później skoczyła, przez chwilę nie niepokojona niczym, nawet wizją upadku. Przymknęła oczy, gdy siatka ugięła się pod nią miękko i zeszła z niej przy pomocy Remy’ego, który wciąż nie skończył przekomarzać się z Lucienem. Wtedy jednak panowie zeszli na dalszy plan, bo dziewczyna dostrzegła wytyczoną pochodniami trasę, a słysząc, że prowadzi ona do mety, przyspieszyła kroku niemalże do truchtu. Elf szybko podchwycił pomysł, ruszając biegiem i klepiąc ją po drodze w plecy, przez co tylko przyspieszyła, depcząc mu po piętach. Tym razem parsknęła, słysząc kolejne przytyki chłopaków.
        - Jak baby na targowisku! – wytknęła im ze śmiechem i ruszyła już pełnoprawnym biegiem, chcąc uniknąć ewentualnych konsekwencji swojej złośliwości.
        Widzieli już metę. Wysoki maszt z powiewającą na nim pomarańczowo-czerwoną flagą Fargoth. Za prowizoryczną, barwną linią zebrał się spory tłumek, przed którym czekała mniejsza grupa organizatorów i wolontariuszy, głośno kibicującą biegnącym. Rakel nagle odwróciła głowę, gdy coś mignęło jej w kącie widzenia. Z lasu obok wyłaniała się druga grupa, też truchtem, jednak gdy ich dostrzegli, ruszyli biegiem.
        - Remy! – zawołała Rakel do biegnącego przed nią elfa, a gdy się do niej odwrócił, wskazała mu rywali nieopodal.
        - Ruchy moi państwo! – wykrzyknął blondyn i jeśli myślała, że do tej pory biegł, to się myliła.
        Dla szczupłego elfa to był chyba trucht, bo teraz wystrzelił jak z armaty, w momencie znajdując się prawie sążeń przed nimi. Rakel zerwała się już do sprintu i w krótkim trzyosobowym szeregu, z nią na końcu oczywiście, biegli w stronę mety, a widzowie dopingowali ich coraz głośniej, krzycząc, gwiżdżąc i machając chorągiewkami. Nie wiedziała, czy linię mety przekroczyć musi cała drużyna, czy chociaż jeden jej członek, ale biegła ze wszystkich sił, nie chcąc zostać w tyle za chłopakami, bo ci pędzili jakby byli konno, no niesprawiedliwe!
        Remy pierwszy wpadł na metę, dosłownie ślizgiem, by nogami przekroczyć linię i wyprzedzić innego elfa, nadbiegającego z drugiej strony. Wtedy okazało się, że jednak muszą tam dotrzeć wszyscy i przez kilka chwil brakowało im tylko Rakel na mecie i innego członka przeciwnej drużyny. Remy poganiał ją głośno, więc nawet nie wyhamowała, wpadając na metę z takim impetem, że zatrzymała się dopiero na elfie, który zawył wesoło, podnosząc dziewczynę w talii nad swoją głowę i okręcając się z nią, podczas gdy ostatni członek przeciwnej drużyny dopiero dobiegał do mety, wiedząc już, że nie wygrali.
        - Evans, jesteś boska! – krzyknął blondyn, stawiając ją w końcu na ziemi, biorąc twarz dziewczyny w dłonie i całując ją mocno w usta ku radości tłumu. Zaskoczona brunetka złapała oddech dopiero gdy ją puścił, ale była taka podekscytowana, że nawet nie mogła się na niego gniewać i tylko zaśmiała się speszona. Opadła na tyłek, łapiąc wciąż ciężko powietrze, gdy dobiegła do niej znajoma dziewczyna ze startu, podając przechowywany do tej pory pakunek.
        - Jesteśmy pierwsi? – zapytała ją Rakel, bo tak uśmiechała się do niej szeroko, ale jednocześnie kręciła przecząco głową.
        - Drudzy, ale grupa, która dotarła przed wami została zdyskwalifikowana za używanie magii!
        - Czyli wygraliśmy? – nie dowierzała Evans, podnosząc się na nogi, a wolontariuszka potaknęła energicznie.
        - Dziękuję panno Witwick, chciałem sam poinformować zwycięzców – rozległ się niski głos, i dziewczyna zrobiła krzywą minę, wymawiając jeszcze niemo „ups!”, po czym uciekła szybko, zostawiając Remy’ego, Rakel i Luciena samych. Podszedł do nich starszy facet, dość elegancko ubrany, kłaniając się całej trójce.
        - Drodzy państwo, nazywam się Franz Woltinger i w imieniu królowej Andrei gratuluję wam zwycięstwa w grze – powiedział, przerywając na moment, by widzowie wyszaleli się w okrzykach, po czym uniósł dłonie uciszając tłum i kontynuował. – Wasza nagroda ufundowana została przez królową Adreę, możecie ją odebrać przy tamtym stanowisku – powiedział, wskazując dłonią potężny biały namiot, oświetlony wokół pochodniami. Właściwie wszędzie już były pochodnie, sprawiając że okolica oświetlona była jak w biały dzień.
        - Gratuluję – dodał jeszcze raz Woltinger i po szybkim zerknięciu na ich ubrudzone dłonie, skłonił się krótko i odszedł.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Niestety Lucien podczas ostatnich przeszkód zupełnie nie poczuwał się do ostrożności. Uważał, ale adekwatnie do utrudnienia i zupełnie nie pojmował jak Rakel mogła aż tak bardzo się stresować banalnym przejściem. Rozluźnienie atmosfery nie wyszło mu zupełnie więc później zwyczajnie skupił się na wyzwaniu, które nareszcie nie było zwykłym utrudnieniem a autentycznie zmuszało go do skupienia. A skupiony demon był pogodny i zadowolony… wreszcie mógł się sprawdzić w zupełnie niestandardowych warunkach i to sprawiało mu przyjemność większą niż trening z samym sobą. Wiadomym było, że pojedynki z przyjemnością nie miały nic wspólnego, więc demon nie tylko w swoim życiu nie dostrzegał sensu, ale i radości, chociażby drobnych. Muzyka była relaksem, ale nie wyzwaniem.
        Tak też uspokajanie Rakel nie szło mu równie mocno jak rozluźnianie atmosfery, poza jej krótkim rozpogodzeniem. Potem nawet nie próbował a i tak zaogniał sytuację, na przykład przy poślizgu podczas jednego z lądowań, gdy złośliwej uwadze Rakel odpowiedziały ukazujące się w uśmiechu zęby. Dokładnie tak było i dlaczego niby miał przepraszać. Pod spodem była przecież siatka nic nie mogło mu się stać. Ba więcej bawił by się pewnie nie mniej gdyby siatki nie było, zawsze mógł mignąć, ale tego też lepiej było Rakel nie mówić.
        Potem było jeszcze zabawniej. Przeliczył się. Wrażenie nie do opisania kiedy grunt mu umknął chociaż był przekonany, że założenia były trafne. Zdziwienie, na więcej brakło czasu, potem zadziałał instynkt, a demon podciągał się ze śmiechem z własnej pomyłki głównie chyba.
        Nawet grożące bolesnym i tragicznym zgonem milczenie Czarnulki nie potrafiło uspokoić Luciena. Remy nie pomagał. Mogli chociaż do niego doskoczyć w tym przerażeniu i pogłaskać, Rakel głównie, a nie, elf urządził sobie pokrzykiwania działając jak czerwona płachta na byka.
        Dopiero ucinające wszystko słowa dziewczyny trochę otrzeźwiły i przyhamowały obu mężczyzn, ale i teraz blondyn musiał mieć ostatnie słowo. Chciał jeszcze odparować, że to były bardzo dobre koszule, ale nie widząc Rakel nie miał pewności jak bardzo blisko Czarnulka była od zwykłego przyłożenia, ale tym razem jemu i wolał nie sprawdzać, więc milczał.
        Potem atmosfera chociaż może nie była jeszcze sielankowa to stopniowo się rozluźniała, a nawet jeżeli się przekomarzali to powoli coraz mniej groźnie, chociaż dość dobitnie. Wszyscy byli wykończeni więc pewnie naturalnie bardziej drażliwi i marudni ale śmiech i skok Rakel ostatecznie złagodził napięcie. Prawie, poza koniecznością pędzenia sprintem. Tutaj nemorianin musiał przyznać, że elf naprawdę biegał nieźle, zostawił go z tyłu, a z przeciwnej drużyny nadbiegał właśnie inny uszaty. Lucien nawet nie zorientował się kiedy udzieliło mu się ogólne podekscytowanie gdy ich elf wślizgnął się w pięknym stylu na metę uprzedzając oponenta, a potem jak z zapartym tchem obserwował pędzącą Rakel.
        Wygrali! Uśmiechnął się nieświadomie i zaraz mimowolnie uśmiech spłynął z twarzy demona, gdy Remy poderwał dziewczynę z ziemi i mocno pocałował. Niby pocałunek był spontaniczny, radosny w zasadzie nie pasujący do romantycznych uniesień, ale z drugiej strony wciąż był pocałunkiem a on jednak był zazdrosny, nie powinien, ale naprawdę był...
        Prawie nie dostrzegł wolontariuszki bez autoryzacji oznajmiającej im zwycięstwo i podającej Rakel tobołek, zaraz potem znikając z oczu głównemu sędziemu. Woltingera zauważył dokładniej i skłonił się krótko w odwzajemnionym podziękowaniu, wciąż próbując otrząsnąć się z szoku, prawie zapominając o całym świecie.
        Tymczasem sposób w jaki zaniechano podania im ręki był przerażająco wymowny, ale głównie Remy zachował trzeźwy umysł. Popatrzył na biały namiot i na nich. Jakby nie mogli go zrobić w bardziej maskujących barwach, jakiejś wojennej mozaice. Siara będzie, od razu będzie widać, że byli w środku tak uświnią wejście. Oby inni wyglądali równie paskudnie… Ale chyba panna Witwick zauważyła spojrzenia rzucane w stronę namiotu.
        - Wiecie, że możecie się trochę umyć? - zapytała pokazując ręką w kierunku przeciwnym do namiotów, gdzie znajdowała się studnia, spore koryto i cały rząd wiader, tak przezorni byli organizatorzy. - Nie są to prysznice, ale wciąż jest czysta woda. Można się napić z czarek i chociaż trochę opłukać - powiedziała Marta, z uśmiechem mówiącym, że dla nich każde wiadro wody byłoby zbawieniem, bo nie widać było czy na przykład elf był zwykły czy mroczny.
        - Idziemy - zarządził Remy, a Lu przytaknął ochoczym mruknięciem.
        - No już Evans, nie ociągaj się, przynajmniej ręce i twarz umyjesz, żeby na kartce się podpisać a nie zostawić odcisk ręki, bo wyglądasz jak wywleczona z komina - wyszczerzył się Bennet, jakby on wyglądał lepiej.
Przy ujęciu wody Lucien jak wszyscy wybrał swoje wiaderko. Obmył twarz, ręce oraz ile się dało ramiona.
        - A ten co robi? - po chwili parsknął Remy, który akurat zastanawiał się czy ściągać koszule i ją przepłukiwać czy zostawić brudną ale względnie suchą i właśnie podniósł głowę znad wody żeby trafić oczami na Luciena. Hasło rzucił trochę złośliwie, żeby Rakel spojrzała w niewłaściwą stronę czyli prosto na demona.
        - Cokolwiek robi, nie waż się mu przeszkadzać - zachichotała wolontariuszka, która cały czas kręciła się w pobliżu niby pomocnie, ale jakby jednocześnie coś planowała. Teraz przyszła przynieść ścierki, które miały zastąpić ręczniki. A demon rozpiął spodnie, tylko guzik, zupełnie niewinnie i bez zapędów nudysty, zwyczajnie chciał wypłukać zza paska drapiący go piasek i teraz równym strumieniem wylewał wodę nad swoją głową. Powtórzył czynność z drugim cebrzykiem, a ciemne strugi wciąż spływały po skórze. Na koniec przytrzymał krawędź jedną ręką podczas gdy drugą pod lejącą się wodą przetrzepywał włosy, żeby je dokładniej wypłukać. Zupełnie umyty nie był, ale zawsze czystszy niż był. Odstawił wiadro natykając się na rechot Remiego. Brunet popatrzył na elfa nierozumnym wzrokiem, ale sytuację uratowała Marta podając nemorianinowi suche płótno, na chwilę skupiając na sobie jego spojrzenie. Lucien zdążył wytrzeć twarz, gdy dziewczyna pisnęła:
        - To zakład!
        Złapała mężczyznę za szyję łapiąc go zupełnie z zaskoczenia, przyciągnęła do siebie i pocałowała. Odskoczyła po chwili z kolejnym spontanicznym krzykiem
        - Buziak od jednego ze zwycięzców! - popędziła zostawiając oniemiałego bruneta znieruchomiałego ze szmatką w ręku.
        Wygrała! Teraz ona zada wyzwanie! Początkowo strasznie krzywiła się na podobne żądanie, ale nie chciała też przegrać. Na dobrą sprawę chętnie upolowałaby dwa całusy, drugiego już czysto dla siebie. Obawiała się obleśnych faciorów, a została przyjemnie rozczarowana. Niestety widziała jak blondyn całował brunetkę, świnią nie była, więc capnęła tego wolnego.
        - To jakiś tutejszy zwyczaj? - odezwał się całkowicie zbity z tropu i zupełnie zmieszany. W sumie Remy tak samo zakończył z Rakel więc może pomijając zapędy elfa to był to jakiś obyczaj czy coś w tym stylu. Elf nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
        - Tak, tutejszy zwyczaj, dokładnie tak… - rechotał, ale jak tylko zobaczył jak Rakel odwraca wzrok, szepnął konspiracyjnie. - Łap ją.
Demon przechylił głowę, a Remy sapnął. Nie wytrzyma z tym gościem, czasem się trochę budził, jak się obudził to wręcz strach się bać, ale większość czasu zachowywał się jak śnięty pięciolatek, nastolatkowie byli bardziej wyedukowani.
        - No Rakel łap - powtórzył silniej, tyle że całą energię musiał wkładać w bezgłośne układanie warg, żeby się nie wydać ze złowieszczym planem. Demon próbował pojąć o co chodzi gdy blondyn chwytał z ziemi dwa wiadra.
        - Za ten wodospad. - Dopiero teraz do Lu dotarło co nieco, argument uznał za stosowny więc szybko znalazł się za Czarnulką łapiąc ją w pasie razem z rękoma, żeby za mocno nimi nie wymachiwała i poderwał z ziemi odwracając się do uszatego, który właśnie zbliżał się z pierwszym wiadrem.
         - Masz rusałko - chlusnął wodą ze śmiechem. Demonowi też się dostało, szczególnie rozbryzgami błota, ale po nierównym oddechu można było poznać że tłumi śmiech.
        - I drugie - zanucił Remy podchodząc już wolniej, szczerząc się jak głupi. - Wszystko za wodospad i trochę dla widoków - dokończył powoli wylewając wodę na głowę dziewczyny i z głośnym śmiechem poszedł oddać wiadra.
Tymczasem demon dziewczyny wcale nie puścił. Postawił ją na ziemi, ale wciąż ciasno obejmował, opierając swój policzek o jej
        - A więc mówicie, że to zwyczaj… tradycji nie wolno się sprzeciwiać - wyszeptał do ucha dziewczyny, ale wtedy rozległ się głośny ponaglający ton organizatora: "Zwycięzcy proszeni są o zdanie numerów startowych i udanie się po nagrody!"
        Z westchnięciem rozluźnił ramiona niechętnie wypuszczając Rakel, całując ją tylko w policzek. Zresztą i tak właśnie wtrącił się Remy.
        - Odbieramy co nasze i idziemy na obiad! Obiecałaś, dopiero potem będzie spanie - zakomenderował. Byli dosłownie o krok od namiotu, zapowiadał się spokojny koniec męczącej doby, gdy spomiędzy pochodni wyszedł się Gadriel. Asmodeus spojrzał na intruza z wyraźnym niezadowoleniem.
        - Jak ty wyglądasz? - prychnął złośliwie średni z braci.
        - Co ty tu robisz? - odwarknął Lucien, momentalnie tracąc resztki swobody.
        - Łatwo ją namierzyć i słusznie domyśliłem się, że gdzie ona tam ty - prychnął młodszy demon wskazując dziewczynę głową.
        - Czego chcesz? - Lucien zmrużył oczy, groźniej spoglądając na brata.
        - Jak zawsze narobiłeś syfu i zniknąłeś, tylko tym razem ciągniesz mnie na dno razem ze sobą - odburknął młodszy podchodząc coraz bliżej.
        - Mów o co ci chodzi zamiast zajmować mi czas. - Napięcie wciąż rosło, a przyrodni bracia wyglądali jak zajadli wrogowie mający rzucić się sobie do gardeł.
        - O ten pierdolony ślub. Myślisz, że jak spieprzysz z domu to sprawy nie ma? - Co gorsza każda kolejna odpowiedź jednego, potęgowała złość drugiego.
        - Skoro jesteś taki sprytny i tak ci zależy, trzeba było wszystko ustawiać, żeby ci pasowało. - Lucien opuścił głowę niżej i sam też wykonał krok w przód.
        - Gówno mogę, ojciec mnie ignoruje - syknął Gadriel trafiony w czuły punkt.
        - To dopiero niespodzianka, no kto by go podejrzewał. Trzeba było mamusię poprosić o pomoc - celowo zakpił Lucien, a drugi demon zgrzytnął zębami.
        - Matka weszła w komitywę z Saide. - Gadriel wyglądał jakby był na granicy uderzenia brata niezależnie od konsekwencji.
        - Jak to, mamunia nie zatroszczy się o synusia? - Jeśli wzrok mógłby zabijać, to Lucien właśnie padłby trupem, ale Gadrielowi chyba faktycznie zależało na czymś więcej, bo przełknął kolejną dotkliwą obelgę, zrobił wdech uspokajając się nieco i kontynuował.
        - Słuchaj suczy synu. - Młodszy rzucił matką za wytykanie matki jemu. - Nawet zabawnie, że upierdoliłeś mu łeb, ale po pierwsze nie podoba mi się traktowanie mnie jako opłaty za twoje wyskoki, a po drugie mieliśmy się dogadać, żeby było względnie wygodnie dla nas obu. Tymczasem jak tak dalej pójdzie to zaręczyny będą razem z wieczorem debiutantki, a ślub dzień później. - Lucien zmrużył oczy, niezupełnie takiego efektu oczekiwał, w zasadzie to liczył, że jak zniknie, to plany zawisną w niebycie. A Gadriel jakby czytał mu w myślach.
        - Co, jeden raz nie wyszła gra na zwłokę? To wiedz jeszcze jedno, pierdolę to, ale wdowy nie biorę! Tak, kochany braciszku, wedle najnowszych ustaleń ty bierzesz gówniarę, bo ona sobie zażyczyła dziedzica, więc może pofatygujesz dupę zamiast babrać się w błocie i ustalimy kto tu decyduje, a nie Saide będą nam dyktować warunki - warknął młodszy brunet, wreszcie chyba osiągając swój cel. Skrzyżował ręce na piersi, gdy Lucien odwracał się do towarzyszy. Nawet jeśli niewygodnie było to przyznać, Gadriel trafił w dziesiątkę, grał na czas. Liczył, że zanim dojdzie do ślubu znajdzie wyjście z kłopotów.

        - Muszę iść - Lucien odezwał się markotnie, patrząc na Rakel i żegnając się z elfem. Remy zerknął na demona podającego mu rękę.
        - Jesteś upierdliwy, ale względnie w porządku - westchnął blondyn, po kumpelsku przyciągając nemorianina do siebie, żeby porządnie klepnąć go w plecy. - Też taki zwyczaj - wytłumaczył widząc zdziwione zielone oczy.
        - Lepsze to niż jakbyś miał mnie całować... - mruknął Lucien.
        - Żebyś się nie zdziwił, dobry jestem - prychnął elf, wywołując lekki ale mało wesoły uśmiech bruneta. Nie był w nastroju do żartów.
        - Postaram się wrócić jak najszybciej, ale do końca nie wiem co się tam dzieje... - Podszedł do dziewczyny mówiąc możliwie cicho. - Jak wrócę, jeśli tylko będziesz chciała słuchać, wyjaśnię ci czemu o wszystko jest tyle krzyku - westchnął zgaszonym tonem, szukając oczu dziewczyny. Nie chciał jej zostawiać.
        - Długo jeszcze? - Gadriel nierozsądnie przypomniał o swojej obecności i Lucien odwrócił się zupełnie nie hamując emocji, więc jeśli ktoś myślał, że zły demon to ten marudzący czy warczący nie widział go wcześniej milczącego. Młodszy demon prychnął i wsunął się w otwarty przed chwilą portal, który równie szybko zniknął zaraz za nim.
        - Zaopiekujesz się Onyxem? Dwa dni nie jadł. Ogólnie wystarczy go zabrać do lasu, co jakieś trzy... może lepiej dwie doby, żeby pogłowie kotów i stajennych zostało nienaruszone. - Uśmiechnął się delikatnie, ale wciąż ze smutkiem w oczach. Sam do żartów nie miał ochoty a chyba próbował dodać trochę humoru, żeby złagodzić lichą atmosferę. Marnie mu to wyszło jak zawsze. Chciał, ale wciąż zupełnie nie potrafił odnaleźć się w kontaktach z ludźmi, z Rakel...
        - Gdzieś gdzie nie pasą owiec albo nie puszczają małych dzieci? - doprecyzował elf, starając się trochę poratować towarzyszy.
        - Dokładnie... - prychnął smutno rozbawiony demon. Cofnął się kilka kroków cały czas patrząc na Rakel, ale ostatecznie zamknął oczy i odwrócił się na pięcie, opuszczając głowę. Pozostawiony w pokoju drugi rapier zjawił się w ręce demona, a ten zniknął zostawiając za sobą nikłą czarną smugę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel daleko było do biegacza. Jej życie było na tyle uporządkowane, że praktycznie nigdy się nie spieszyła, a jeśli już to dosiadała wówczas konia. Jednak adrenalina i wywołana poczuciem rywalizacji motywacja do wygranej sprawiły, że brunetka przebierała nogami, jakby gonił ją sam Dorian, dowiedziawszy się gdzie, z kim i co wyprawia.
        Żarcik taki, Dorian też nie biega.
        Nawet nie hamowała, bojąc się, że jakakolwiek próba przejęcia kontroli nad pędzącym samoczynnie ciałem mogłaby skończyć się upadkiem, a przy tej prędkości zapewne wyjątkowo urazogennym. Wpadła więc na Remy’ego, który stał na jej drodze, a elf wyhamował jej impet, odwracając się kawałek z dziewczyną, a później podrywając z ziemi i okręcając się z uniesioną w powietrze brunetką. Żywiołowy pocałunek Rakel ledwie zarejestrowała, w pierwszej kolejności, jako coś odbierającego jej dech, podczas gdy desperacko potrzebowała teraz każdej ilości tlenu. Puszczona już opadła więc na tyłek, oddychając ciężko i taka zasapana była jeszcze, gdy jakiś elegant gratulował im wygranej, nie zniżając się jednak do uściśnięcia brudnych rąk zwycięzców. Zupełnie jej to nie obchodziło. W jednym momencie stała się tak senna, że właściwie mogłaby tu zostać i spać na stojąco. Mruknęła z niezadowoleniem na pomysł nurania się w kolejnej zimnej wodzie, zwłaszcza gdy już nie muszą i mogą iść do domu, ale Remy był nieubłagany i bezlitosny w komentarzach.
        - Odezwał się czyścioszek - mruknęła marudnie, ale z ociąganiem poczłapała za chłopakami do koryta, napełniając sobie jedno wiadro i powoli obmyła twarz i szyję, w miarę możliwości obmywając też ręce aż do krótkiego rękawka.
        Słysząc parsknięcie Remy’ego podniosła na niego obojętny wzrok, ale widząc, że ten spogląda gdzieś indziej, wyprostowała się i obróciła łapiąc idealny obraz na wylewającego na siebie wodę Luciena. Usta rozchyliły jej się samoistnie, w jednoczesnym zaskoczeniu i fascynacji, gdy widok bił na głowę demona w rozpiętej koszuli. Zamknęła usta, odchrząkując w zmieszaniu, gdy demon podtrzymał wiadro jedną ręką, drugą przeczesując włosy. Mniej więcej wtedy zaczęły do niej na nowo docierać dźwięki, między innymi bezlitosny rechot Remy’ego. Łypnęła na niego złowrogo, ale też solidnie już zmieszana, co tylko pogorszyło stan elfa, który rżał niemal na głos, aż nie dostał mokrą szmatą w łeb.
        Na Luciena spojrzała znowu dopiero, gdy coś mignęło koło niego, a gdy spostrzegła wolontariuszkę, łapiącą sobie jej demona za szyję i całującą go w usta, zdumiona uniosła wysoko brwi z niezbyt zachwyconym wyrazem twarzy. Zerknęła tylko na zmieszanego Luciena, ale nie odpowiedziała mu, korzystając z tego, że wyręczył ją Remy. Pochyliła się znów nad swoim wiadrem, próbując spłukać błoto też z włosów, jednocześnie nie wylewając na siebie całej wody, wzorem podejrzanie niczego nieświadomego nemorianina. Dopiero po chwili poczuła, że coś jest nie tak i podniosła wzrok, rozglądając się, ale nie zdążyła już zareagować. Fakty połączyła dopiero trzymana już przez Luciena w mocnym uścisku. Nawet nie mogła pogrozić Remy’emu palcem!
        - Ani mi się waż! - powiedziała możliwie poważnym i surowym tonem, jednocześnie wisząc kilka dłoni nad ziemią i próbując oddzielić się od blondyna nogami.
        Ten jednak nic nie robił sobie z tej obrony, bo po prostu chlusnął w nią z odległości kilku kroków, a Rakel najpierw pisnęła w proteście, a później zamilkła momentalnie, gdy woda pełnym pędem uderzyła w jej twarz.
        - Remy! - wrzasnęła po chwili karcąco, parskając i potrząsając głową, by pozbyć się wody z rzęs.
        Wierciła się usilnie, by wymknąć z demoniego chwytu, ale równie dobrze mogła próbować ruszyć stuletnie drzewo. Gdyby tego było mało, Remy złapał kolejne wiadro i Rakel momentalnie zmieniła taktykę.
        - Oj, no daruj mi już, przecież jestem mokra, bez sensu więcej!
        - Dla widoków warto jeszcze trochę - powtórzył się elf i niemal podśpiewując pod nosem systematycznie lał strumień wody na głowę i ramiona dziewczyny, która obruszyła się już na dobre i wyglądała jak skulona, wyjątkowo poirytowana, mokra sowa.
        Po chwili woda się skończyła, elf kiwnął głową zadowolony i ze śmiechem odskoczył przed nagłym kopniakiem, przeszywającym jednak tylko powietrze. W końcu Lucien postawił Rakel na ziemię, ale gdy chciała się wyrwać, przytulił ją mocniej, tuląc też policzek do jej policzka. Brunetka nagle przestała się szarpać, z nieśmiałym uśmiechem kuląc w objęciu i obejmując dłonią drugi policzek mężczyzny. To było wręcz okrutnie słodkie z jego strony. Speszyła się nieco słysząc słowa Luciena, a zaraz też krzywiąc lekko na wspomnienie wolontariuszki, ale przeszło jej, gdy dostała całusa w policzek. Ech, zrobiła się strasznie miękka.
        Pogonieni w końcu przez organizatora ruszyli w stronę namiotu, po czym krok Rakel był nieco krzywy i niepewny, gdy dziewczyna po drodze usilnie próbowała wycisnąć wodę z bluzki i spodni oraz wylać ją z butów, jednocześnie ich nie ściągając. Prawie więc wpadła na Luciena, gdy ten zatrzymał się gwałtownie na widok brata. Brunetka wyprostowała się, stając w końcu prosto, po czym zamarła na widok Gadriela. Zdążyła już zapomnieć, że tu jest, no i chcąc nie chcąc dotrzymała tajemnicy i nic Lucienowi nie powiedziała. Ani nie było kiedy, ani czemu, a wyskakiwać ni z gruszki ni z pietruszki z taką informacją nie było sensu. Inaczej byłoby oczywiście, gdyby Lucien z jakiegoś powodu o brata zapytał; nie okłamałaby go. Teraz jednak mogła tylko przyglądać się niezbyt przyjemnej wymianie zdań, która szybko przeszła na Czarną mowę.
        - Co to za koleś? - zapytał Remy, przychylając się ukradkiem do Rakel.
        - Młodszy brat Luciena - odpowiedziała szeptem, a elf zawahał się chwilę i skinął głową.
        - Mówił, że rodzinkę ma niewesołą, ale chyba potraktowałem to zbyt lekko. Wyglądają jak zażarci wrogowie.
        - Uhm.
        Rakel śledziła uważnie rozmowę braci, mimo że nic z niej nie rozumiała. Nie podobały jej się ani ton, ani wyrazy twarzy szlachciców. Poza tym Gadriel nie wydawał się aż tak nie w sosie, gdy spotkała go poprzednio. Co tam się znowu mogło stać?
        Słowa Luciena były praktycznie tylko potwierdzeniem jej przypuszczeń, ale i tak była rozczarowana. Znowu musi zniknąć, i to tym razem bez niej. Nie, akurat do tego ostatniego powinna się przyzwyczajać, w końcu nie może być z nią non stop. Tylko właśnie problem polegał na tym, że mężczyzna albo nie odstępował jej na krok, albo właśnie znikał bez uprzedzenia tak jak teraz.
        Milczała, gdy demon żegnał się z elfem, trochę niezręcznie czekając na swoją kolej. Na wyjaśnienia przytaknęła dwa razy, z niejaką ulgą odbierając to, że jednak Lucien wcale nie chce tam iść, ale też że wyjaśni jej wszystko po powrocie. Chyba zaczynali się siebie uczyć. Tylko czy to dobrze?
        Marudzenia Gadriela nawet nie słyszała, spoglądając smutno w morskie oczy i znów potakując.
        - Wyprowadzić Onyxa, jasne - powiedziała, chcąc w końcu się odezwać, a nie wiedziała co innego powiedzieć. Co innego poza “nie idź”, czego powiedzieć nie mogła.
        Odprowadziła Luciena wzrokiem, rejestrując pojawiający się w jego dłoni rapier, co mimo wszystko wywołało w niej złe przeczucia. Po chwili demona już nie było, a ona dalej stała tyłem do namiotu, wpatrując się w miejsce, w którym zniknął, a później spuszczając wzrok na trawę. Jedna myśl nieustannie rozbijała się po jej głowie, nieważne jak bardzo próbowała ją spacyfikować - “zostawił mnie”.

        - Rakel?
        - Hm? - mruknęła rozkojarzona dziewczyna, podnosząc głowę i skupiając spojrzenie na elfie. Remy patrzył na nią łagodnie.
        - Wszystko w porządku?
        - Jasne.
        - No dobra… to chodź, odbierzemy nagrody.
        Chociaż namiot był całkiem sporych rozmiarów, w środku znajdował się tylko jeden długi stół oraz kilka osób z obsługi, które spojrzały na nich, gdy weszli. O dziwo nikt nie zwrócił uwagę na ich stan - mimo wszystko wciąż nie byli do końca czyści, a Rakel wciąż dosłownie ociekała wodą, kapiąc na trawę.
        - Dobry wieczór! - odezwał się jeden z mężczyzn, podchodząc do nich i bez obaw wyciągając rękę na powitanie. Remy uścisnął mu dłoń, Rakel podała swoją już niepewnie, ale mężczyzna nawet się nie zawahał, uprzejmie całując wierzch mokrej jeszcze dłoni. Później wskazał w stronę stołu.
        - Wasza nagroda. Możecie wybrać sobie jedną broń, dowolną - powiedział z uśmiechem, prowadząc ich bliżej.
        Rakel w końcu skupiła się na czymś innym, zainteresowana spoglądając na prezentowany oręż, a ten był imponujący. To znaczy pod względem wykonania był po prostu bardzo dobry, ale różnorodność budziła podziw, nawet jej. Od najbardziej popularnej broni białej i dystansowej, jak miecze, noże, sztylety, kusze czy łuki, znajdowało się tu także specjalistyczne uzbrojenie charakterystyczne dla różnych ras, a nawet nacji. Dziewczyna z uśmiechem spojrzała na połyskujący dumnie, niewielki ale wartościowy nóż sprężynowy, który sama miała w kolekcji. Na sklepie oczywiście, dla niej byłby za drogi. Ława była tak długa, bo rozłożono na niej nawet włócznie, maczety, buzdygany i halabardy. Z dumą stwierdziła, że nawet oni nie mają wekiery, ha!
        - Ze spokojem się zastanówcie i wybierzcie co tyle zechcecie, ale podejdźcie później do mnie, żebym mógł wszystko spisać - powiedział wolontariusz i oddalił się, dając im wolną rękę.
        Rakel zbliżyła się do stołu, przeglądając przez chwilę broń, nieświadoma z jaką wprawą porusza się między orężem, oceniając jego jakość. Remy spoglądał na nią przez chwilę z uśmiechem, po czym sam rozejrzał się po stole. Wybór nie zajął mu długo. Wziął sztylet sprężynowy, który pasował jak ulał, co okazała uśmiechem, gdy blondyn pytająco prezentował jej broń, pozornie obojętnie wywijając ostrzem.
        Dziewczyna kręciła się wzdłuż stołu, próbując skupić na tym, co miała przed sobą, ale myślami wciąż wracała do Luciena, zastanawiając się, co takiego się stało. Wiedziała, że ze wszystkim sobie poradzi, ale i tak się martwiła, wiedząc już, jaka atmosfera panuje u niego w domu. O ile gigantyczny pałac zamieszkiwany przez nieprzyjazne sobie istoty można w ogóle określać mianem domu.
        Westchnęła, zawracając znów wzdłuż stołu. Nawet nie pomyślała, by martwić się, czy ktoś jej nie popędzi, miała większe zmartwienia na głowie. W końcu jednak zatrzymała się przy sztyletach. Miecz miała, z kuszą radziła sobie całkiem nieźle (poza naciąganiem), ale nie chciało jej się jej nosić, a noży miała od groma w domu. Dosłownie, były wszędzie. Uznała jednak, że czasem warto mieć przy pasie coś lżejszego, chociażby na takie wyprawy, jak ich dzisiejsza, gdzie wiszący u boku ciężki miecz potrafił utrudnić praktycznie wszystko, od czołgania się po skoki w parku linowym. Przebrała trochę w broni, aż w końcu podniosła jedyny lewak, jaki mieli. Zgrabny i lśniący nowością, o długiej głowni i wygodnym uchwycie z jelcem i wąsami. Właśnie tam u nasady głownia była ząbkowana, a obok wystawały wzdłuż niej krótkie haki.
        - Co to za potworek? - zapytał Remy, zaglądając jej przez ramię, a dziewczyna obróciła sztylet.
        - Łamacz mieczy - powiedziała z wyraźnym ukontentowaniem i spojrzała na elfa, pierwszy raz się lekko uśmiechając. - Biorę.
        Papierologia nie była uciążliwa. Broń zabrali tak jak stali, składając tylko podpisy, potwierdzające odbiór nagrody oraz jej specyfikację. Rakel przez chwilę targowała się z wolontariuszem, by móc zabrać coś dla Luciena, ale mężczyzna był nieugięty i powiedział, że wygrany sam musi odebrać nagrodę. Udało jej się zyskać tylko tyle, że poznała nazwisko i adres wolontariusza, i jeśli Lucien pojawi się przed zakończeniem targów, mają się do niego zgłosić i jeśli demon będzie miał wciąż przy sobie numer startowy, to wydadzą mu nagrodę.
        Później wyszli z namiotu na ciemną noc. Gapie już zwinęli się do centrum i polana została pusta, wyglądając jednak, jakby ktoś przepędził po niej stado koni.
        - To na co masz ochotę? - zapytał Remy, a gdy Rakel spojrzała na niego pytająco, wzniósł oczy ku niebu. - Dziewczyno zlituj się, nie wmówisz mi, że nie jesteś głodna!
        - Nie mam ochoty jeść, chciałabym iść już spać - zamarudziła nieco, spuszczając głowę, pod czujnym spojrzeniem błękitnych oczu.
        - Na szczęście to nie podlega dyskusji, chciałem tylko być miły i pozwolić ci wybrać. Ale do karczmy zaciągnę cię chociażby siłą - westchnął, obejmując dziewczynę ramieniem i prowadząc do miasta. Nie miała siły protestować.
        Znalezienie czegoś o tej porze zakrawało na zadanie godne gry terenowej. Remy zaglądał do kilku gospód pod rząd, wszystkie były zapełnione po dach. Rakel podążała za nim biernie, nie chcąc się kłócić. W końcu trafili do niewielkiego ogródka. Karczma to nie była, ot jakaś mieszkanka Fargoth postanowiła dorobić sobie na targach i otworzyła swoje drzwi dla gości, proponując im domowe obiady. Było pusto, bo nie oferowała alkoholu, ale Remy nie wybrzydzał, niemal słaniając się na nogach. Nie mieli nawet wyboru co do posiłku. Kobiecina przyniosła im to co miała na obiad jej rodzina, ale za to zapłacili marne grosze, a jedzenie było przepyszne. Ukontentowana gospodyni dwa razy wracała do elfa z dokładką, jednocześnie spoglądając niechętnie na dłubiącą w jedzeniu Rakel.
        - Niech pani nie bierze tego do siebie, facet ją zostawił - wyjaśnił konspiracyjnym szeptem elf, nie przejmując się morderczym nagle spojrzeniem Rakel. Kobieta zaś załamała ręce i mimo że dziewczyna nawet nie skończyła swojego posiłku, koło niej wylądował zaraz deser owocowy z kawałkami czekolady.
        - Na zdrowie złociutka, nie przejmuj się. Pół świata tego kwiata! A jak się nie zna, to głąb jest, ot co! - powiedziała, wyraźnie powstrzymując się od przytulenia dziewczyny, a w końcu zniknęła na piętrze. Rakel westchnęła nad jedzeniem.
        - Mogłeś sobie darować - mruknęła, a blondyn parsknął.
        - Wolałaś dostać z patelni w łeb? - zażartował, ale jego humor spłynął po dziewczynie, jak po kaczce. - Wróci przecież - powiedział Remy delikatnie.
        - Wiem - odparła Rakel, nawet nie zaskoczona, że elf wie, co jej tak ciąży. Podświadomie założyła, że skoro ona cały czas o tym myśli to inni też. Remy zaś zdążył już pożegnać demona, ale nie był głupi. - Zostawił przecież konia - dodała nieco cynicznie, nadal nie podnosząc wzroku.
        - Nie gadaj głupstw, do ciebie wróci. Nie wiem, po co się tak zgrywacie, ale dzisiaj prawie od niego dostałem.
        - Nic między nami nie ma - powtórzyła już machinalnie Rakel, a blondyn aż się wyprostował na krześle.
        - Och dajże już spokój, uparliście się z tym “nic”, jak dzieci...
        - Remy, on się żeni - przerwała mu ze spokojem Rakel, wciąż nie podnosząc wzroku, ale powoli kończąc posiłek.
        - …Proszę co? - elf oparł się na łokciach o stół, spoglądając na dziewczynę. Ta w końcu uniosła spojrzenie i wzruszyła ramionami.
        - To co słyszałeś. Żeni się.
        Elf siedział prosto, spoglądając na brunetkę i patrząc jak je, jakby w każdej chwili miała podnieść głowę, roześmiać się i powiedzieć, że to żart. Jak to się żeni, do cholery? Po pierwsze jakim cudem ten kołek wpadł na to, żeby się oświadczyć, po drugie, kto taki się zgodził, po trzecie czemu w takim razie zwodzi tę dziewczynę, a po czwarte, piąte i dziesiąte - czy go do reszty pogięło?
        - To co on robi? - wyparował, nagle powodując większą reakcję dziewczyny. Odłożyła sztućce na pusty talerz i spojrzała mu prosto w oczy.
        - Właśnie nad tym samym się cały czas zastanawiam - powiedziała spokojnie, ale teraz widział, że to pozorne opanowanie jest chyba skutkiem zmęczenia, które zaś jakimś cudem odgradza jeszcze dziewczynę od fali emocji, które jednak błyszczały jej w oczach. - On… - zaczęła znów, wpatrując się w znajomego i wyglądając jakby słowa stawały jej w gardle, a w końcu tylko pokręciła głową, mruknęła “nieważne” i zabrała się za deser z podejrzanym apetytem.
        Kobietom chyba faktycznie trzeba podsuwać słodkie rzeczy, jak mają zły humor. Rakel w milczeniu pochłonęła cały pucharek owoców, skrupulatnie wyjadając też kawałki czekolady, po czym opadła plecami na oparcie krzesła. Nadal nie wyschła, była jednocześnie mokra i brudna, potargana i ogólnie wymięta, a oczy same jej się przymykały.
        - Odprowadzisz mnie? - zapytała cicho Remy’ego, a on po raz kolejny zastanowił się, co z tym demonem jest nie tak. Odprowadziłby ją teraz do samego Valladonu.
        - Jasne, Evans. Chodź. - Uśmiechnął się pokrzepiająco, zapłacili i wyszli.

        Elf uparł się, że odprowadzi ją pod same drzwi pokoju, żeby jej nie porwali po drodze, a Rakel nie chciało się protestować. Poniekąd też miał trochę racji, bo gdy tylko weszli do karczmy, uderzył w nich ogłuszający hałas rozmów, śmiechu i śpiewów. Niechybnie uprowadzono by brunetkę na prowizoryczny parkiet (którym momentami były nawet stoły), gdyby nie idący za nią mężczyzna. Rakel zatrzymała się pod drzwiami, nie otwierając ich, żeby Remy nie zobaczył dużego łóżka. Sama tego nie rozumiała, więc nie potrafiłaby też jemu wyjaśnić.
        - Dzięki za wszystko - powiedziała, siląc się na uśmiech.
        - Nie ma sprawy. Wpaść po ciebie jutro?
        - Niee, chyba trochę odeśpię - powiedziała, ale blondyn zerknął na nią czujnie.
        - Chyba nie będziesz chlipać w łóżku cały dzień, jak porzucona dziewczyna? - zapytał lekko kpiąco, świadomie drażniąc dumę dziewczyny. Trochę to było okrutne, ale lepsze niż faktyczne zamknięcie się brunetki na cztery spusty. Jak można było przewidzieć, łypnęła na niego złowrogo.
        - Niech cię o to głowa nie boli - mruknęła, wzdychając zaraz. - Spotkamy się pewnie po południu na targach. Jeszcze raz dzięki.
        - Dobra. Trzymaj się, Evans.
        - Dobranoc, Remy.
        Odczekała, aż elf zniknie na schodach i weszła do pokoju, zakluczając go za sobą. Spojrzała na puste pomieszczenie i potrząsnęła lekko głową. Rzuciła bagaż na łóżko i od razu poszła do łazienki.
        Gorąca kąpiel zajęła jej sporo czasu, zarówno dlatego że musiała domyć się z tego przeklętego błota, jak też dlatego, że po prostu nie chciało jej się wychodzić. W końcu jednak ogarnęła się i znajdując chociaż jeden plus chwilowej samotności, przebrała tylko w obcisłą koszulkę na ramiączkach i świeżą bieliznę. Kolejną godzinę spędziła w łazience na dopieraniu ubrań, bo błoto miała nawet w staniku, po czym posprzątała i rozwiesiła wilgotne ubrania. Rozpakowała swoje rzeczy, przekładając pamiątki z torby do bagażu, a nowe spodnie ułożyła sobie na jutro, razem ze świeżą koszulką.
        Gdy w końcu padła na łóżko było już dobrze po północy. Była wyczerpana, nie mogła nawet utrzymać otwartych oczu, ale nawet gdy je zamykała, sen nie przychodził. Wciąż zastanawiała się, czy u Luciena wszystko w porządku i z czym tym razem musi walczyć.
        No i tęskniła za nim strasznie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Nie chciał odchodzić. Patrzył w oczy Rakel i naprawdę wolałby schować twarz w jej szyi mówiąc, że to głupi żart albo, że zwyczajnie ma w ostatecznym niepoważaniu co dzieje się w domu. Mógł zignorować cały raban Gadriela i kazać mu wypłakać się w maminą spódniczkę albo samodzielnie powiedzieć ojcu co o nim myślał. Teoretycznie mógł, w praktyce miał zobowiązania, które i tak zawsze traktował po macoszemu. W bardziej drażliwych momentach te z całą pewnością znalazłyby jego jeżeli sam nie raczyłby się pofatygować. Razem z nim znalazłyby Rakel. Musiał zobaczyć co się działo. Zamknięcie oczu wcale nie pomogło, gdy w pamięci pozostał wyryty wyraz twarzy dziewczyny.
        Zjawił się w bibliotece, gdzie czekał Gadriel. Dziwnym trafem zrozumieli się bez słów zupełnie jak najprawdziwsi bracia. Może dlatego, że biblioteka zawsze stanowiła neutralny grunt, swoistą ziemię niczyją.
        - O co chodzi? - zapytał oschle, chcąc jak najszybciej wracać do Fargoth. Widać było, że o ile Gadriel lubił drażnić brata to proszenie go o interwencję czy pomoc ciążyło młodszemu demonowi.
        - Traktują nas gorzej niż chabetę na aukcji. - Lucien zmrużył oczy, ale się nie odezwał. Braciszek zaczął dyplomatycznie, gdyby Gadrielowi samemu coś nie przeszkadzało, to z radością patrzyłby jak jego sprzedają.
        - Wdowa po Saide jest dawną przyjaciółką matki z panieńskich czasów. Trzeci dzień przesiadują u nas sącząc prosecco i planując. Ojciec jest z czegoś nadmiernie zadowolony, tylko mnie i ciebie nikt nie tylko nie pyta o zdanie, ale nawet nie raczy poinformować. Postawią nas przed faktem dokonanym, jak nieletnie dzieci nie dziedziców - warknął Gadriel, a Lucien zaczął się zastanawiać czy "nas" użył celowo dla zagrywki, czy niechcący mu się wyrwało tak był zdesperowany.
        - Poza tym miałem cię przyprowadzić, bo mała żmijka chce cię obejrzeć - dodał odwracając się na pięcie.
        - Więc tak naprawdę o to chodziło - syknął Asmodeus.
        - To miałem zrobić, a mówię jak jest. Jakbym zmienił kolejność to byś nie wysłuchał do końca, a ostatnie co chcę to chajtnąć się ze starszą od siebie psiapsiółą matki - odwarknął Gadriel. Lucien robił raban ale to on prawie poprosił o pomoc, bo tak brzmiała interpretacja, więc to jemu było ciężej.
        - Sabat zebrał się w salonie - dodał wychodząc z biblioteki, a Lucien mignął do sypialni.

        Nawet nie próbował konfrontować wzroku z wszechogarniającą pustką. Był zupełnie sam co odczuwał boleśniej niż kiedykolwiek. Łatwiej chyba było nigdy nie poczuć jak to jest mieć kogoś u swojego boku niż później walczyć z samotnością, a ta wyczuwając słabość atakowała teraz ze zdwojoną siłą. Ciężkim krokiem skierował się do łazienki. Niechętnie doprowadził się do porządku i udał się do salonu.
        Rzeczywiście sabat był w komplecie. Feliciti, Misery Saide, Sheitan siedzący obok jakiejś małoletniej szlachcianki, pewnie córy pechowego rodu, Marlon oraz oczywiście Beal. Wszyscy nieodmiennie w przednich nastrojach, z wyjątkiem Gadriela, który usiadł z boku pijąc wzmacniane wino. Zbyt wiele wesołych demonów nigdy nie wróżyło zbyt dobrze.
        - Nareszcie! Oto mój pasierb. - Felicity wstała zostawiając swój kieliszek na stoliku, podpełzając do Luciena, który ukłonił się oszczędnie w oschłym powitaniu dla towarzystwa.
        - Jest lepszy niż myślałam - zanuciła niedorośnięta demonica, gadzina, czy może jakiś sukkub. Lucien jeszcze nie miał pewności, gdy pannica jak rozwydrzone dziecko chcące być w centrum uwagi przyszeleściło się ze swoimi falbanami zastępując mu drogę do obranego fotela.
        - Scarlett Saide. - Ukłoniła się z gracja podając rączkę. Lucien spojrzał na nadgarstek i zmienił obiekt zainteresowania wymijając pannę, żeby przysiąść na oparciu upatrzonego mebla.
        - Może twoja córka go trochę oswoi, bo czasami zachowuje się jak rozdrażnione dzikie zwierze zamknięte w klatce - prychnęła Felicity karcąc Luciena wzrokiem. W tym czasie Gadriel zanurzył usta w kieliszku, żeby nie prychnąć śmiechem na ostentacyjne ignorowanie towarzystwa, które spełzło na niczym. Taktyk nie przewidział jednej rzeczy, siadając na oparciu zostawiał wolne siedzisko. Scarlett przypłynęła w ślad za Asmodeusem i usiadła obok niego, napotykając niedowierzające spojrzenie morskich oczu zupełnie nic sobie z niego nie robiąc.
        - Na pewno osiągnie co będzie chciała, ojciec nieprzyzwoicie ją rozpieścił - zanuciła Misery odstawiając pusty kieliszek, żeby odebrać świeżego drinka.
        - Ty pewnie też - dodała Felicity z porozumiewawczym uśmieszkiem, ale Misery tylko uśmiechnęła się jadowicie - Ja nauczyłam jak z tego korzystać - odpowiedziała melodyjnym szeptem. Gadrielowi przeszła chęć do śmiechu. Nawet współczułby Lucienowi kiedy ta mała żmijka coś trajkotała niemal kładąc się na jego kolanach, wyraźnie drażniąc demona. Lucien miał zbyt wiele taktu by nauczyć gówniarę moresu, więc tak, prawie współczułby bratu, gdyby całego współczucia nie przelewał na siebie. Też wepchnięto go w wielkie gówno, które właśnie ugadywało się z matką.
        Wreszcie ich spojrzenia spotkały się przez salę, Lucien przymknął oczy porozumiewawczo - krótki rozejm. Nie mogli pozwolić na taki cyrk, tym bardziej, że to ich dwóch obsadzono w roli klaunów.
        - Ojcze, czekam w gabinecie - oznajmił Asmodeus i nie czekając odpowiedzi wyszedł z salonu. Beal zmarszczył brwi na taką impertynencję, nie spiesząc się z podążeniem za krnąbrnym synem, był w połowie zdania z Marlonem. A gdyby nie był, to zacząłby nową konwersację, żeby pokazać co sądził o takim zachowaniu i gdzie było miejsce syna. W zamian za ojca za Lucienem podążyła przyszła narzeczona.
        - Już mnie porzucasz? - zaćwierkała zastępując brunetowi drogę. Lucien spojrzał na nią z góry i próbował wyminąć, ale mała pijawka dosłownie przyparła go do ściany.
        - Nie powinieneś tak traktować przyszłej żony. - Przyszpiliła demona spojrzeniem zielonych ślepi i pazurkami, literalnie - opierając się na koszuli szlachcica, postukując wypielęgnowanymi paznokietkami w materiał.
        - A dzieci powinny znać swoje miejsce - odwarknął chłodno, licząc, że mała zmądrzeje. Niespecjalnie zadziałało, a chyba powinno skoro zabił jej ojca.
        - Już niedługo, przecież to ty uczynisz mnie kobietą - zamruczała, przysuwając się jeszcze bliżej. Tego było zbyt wiele na cierpliwość Luciena. Chwycił kokietkę za ramiona i odsunął robiąc sobie przejście.
        - Kobietą to ty nie będziesz jeszcze przez ładnych kilka lat - mruknął odchodząc szybkim krokiem, licząc, że małą harpia nie wpadnie na pomysł gonić go po holu. Może by i wpadła, gdyby Luciena właśnie nie dogonił Gadriel, znajdując się u boku starszego brata, tłumiąc śmiech.
        - Ja bym jej przyłożył - zarechotał cicho, dla uszu tylko ich dwóch.
        - I dlatego to dobra żona dla ciebie? - mruknął Lu nie będąc w nastroju do śmiechu, z jakiegoś powodu nie był sobą, czuł się bardziej bezbronny niż zwykle.
        - Chyba lepsza niż dla ciebie, a co, słaby argument? - zakpił młodszy, gdy wchodzili do pustego gabinetu.
        - W tym przypadku może być zasadny - westchnął Lucien. Ojciec oczywiście kazał na siebie czekać, ale cisza i spokój panujące wokół były miła odmianą i oczekiwanie nawet się nie dłużyło. Co najwyżej myśli bardziej ciążyły.

        - Co to był za popis? - warknął Beal już w progu, gdy wreszcie zaszczycił synów obecnością.
        - Chcę porozmawiać o układzie. Dlaczego to Saide decydują? - zapytał Lucien siedząc jak zwykle na oparciu gdy Gadriel podpierał ścianę.
        - Nie Saide tylko ja - odparł senior rodziny, niecierpliwiąc się zachowaniem synów, którzy powinni grzecznie i w milczeniu wykonywać polecenia.
        - W takim razie dlaczego ledwie wrócę, a dowiaduję się, że żonę mi już wybrano? Ta jedna decyzja miała należeć do mnie i Gadriela - kontynuował Lucien.
        - Ale plany uległy zmianie, mała zażyczyła sobie dziedzica, ty jak zawsze zniknąłeś, więc dostanie czego chce. - Znudzony Beal nalał sobie alkoholu.
        - Od kiedy słuchamy życzeń pomniejszych rodzin? - Lucien spytał chłodno, po raz pierwszy chyba stawiając się tak bezpośrednio, co spotkało się z zaskoczonym spojrzeniem brata i ojca.
        - Od chwili gdy zaszlachtowałeś głowę ich rodu - wytknął Beal.
        - Słyszałem ten argument tyle razy, że stracił na znaczeniu. Niby dlaczego mam pozwolić, żeby słabsza rodzina dyktowała mi jakiekolwiek warunki? - warknął Lu. Beal wstał szybciej niż można by sądzić po nonszalanckiej, lekko znudzonej pozycji. Krótki świst powietrza i klaśnięcie charakterystyczne dla uderzenia podsumowało ruch, gdy spoliczkował najstarszego syna.
        - Wynoś się do kobiet - ojciec warknął do Gadriela, który wolał posłuchać nawet jeżeli jego duma cierpiała.
        - To ja decyduję czy przyjmuję ich warunki czy nie - wysyczał Beal patrząc na Luciena z góry, podkreślając w zdaniu najważniejszą, swoją osobę.
        - Więc przehandlujesz synów? - spytał cicho, nieprzyjemnym głosem, łypiąc spode łba.
        - Zrobię ze swoimi synami co uznam za korzystne, a ich zadaniem jest wykonać polecenie - zagroził senior.
        - Uważaj, żeby pęd za korzyściami nie okazał się zgubny, historia lubi się powtarzać... - Głos Asmodeusa był ledwie słyszalny. Beal uderzył po raz drugi, tym razem wierzchem dłoni. Krew zrosiła skórę fotela gdy rodowy sygnet rozciął skórę na policzku syna. Lucien nie zrobił nic poza patrzeniem spod rzęs.
        - Rozumiem, że to twoja odpowiedź… - wyszeptał chłodno, nawet nie ocierając policzka.
        - Wyjdź zanim naprawdę się rozzłoszczę - zastrzegł ojciec, wycierając dłoń w serwetkę.

         Gadriel nie zjawił się w salonie. Miał dość, zresztą gdy Lucien był poza zasięgiem mógł załatwić jedną sprawę. Płomyk znów poprowadził go uliczkami Fargoth wprost do gospody. Wszedł do środka rozglądając się lekko, ale tam zaraz napadła go właścicielka, nieświadomie idąc z pomocą.
        - O kochaniutki, twoja panna już dawno wróciła a ty się łajdaczysz tyle czasu, kto to słyszał - skarciła demona. Gadriel wpierw zbity z pantałyku, tchnienie później połączył kropki i uśmiechnął się czarująco.
        - Obiecuję się poprawić - zanucił idąc w kierunku kobiety.
        - I pewnie chcesz klucz? - Karczmarka machnęła ścierką na niepoprawnego mężczyznę.
        - Piękna i do tego sprytna. - Uśmiechnął się opierając ramiona na ladzie, sięgając po dłoń właścicielki, całując ją w dworskim zwyczaju. Ta westchnęła i podała klucz.
        - W krótkich włosach ci lepiej - dodała za znikającym demonem. Ten odwrócił się z uśmiechem łobuza.
        - I jak wracać o czasie gdy na każdym rogu pokusy? - zanucił zaczepnie. Jak chciał Gadriel potrafił być czarujący. Na pewno lepszy był w te klocki od Luciena, i znacznie mniej natarczywy od Sheitana, przez co wypadał nad wyraz naturalnie. Kobieta zachichotała poganiając go szmatką.
         Kędzierzawy brunet wszedł bezgłośnie po schodach sprawdzając numer na kluczu żeby znaleźć właściwe drzwi. Ludzie byli głupi, żeby pomylić go z bratem. Nawet nie musiał zastanawiać się jak znaleźć Rakel w karczmie, podano mu ją na tacy. Najciszej jak umiał otworzył zamek i równie bezgłośnie przeszedł przez pokój, żeby przysiąść na skraju łóżka.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Spała jak zabita. Dopóki Lucien jej tego nie wytknął, nawet nie była świadoma tego, jak bardzo odpływa w nocy. Złodziei na parterze swojej kamienicy zawsze słyszała, więc wydawało jej się, że śpi jak zając. Chrapanie Sierżanta też nie pozwalało jej spać! Okazuje się jednak, że usłyszenie wybijających okien chuliganów to żaden wyczyn, adoptowany bydlak chrapie po prostu jak Morgan, a do dziewczyny z łatwością można się zakraść. Zwłaszcza, gdy ktoś naprawdę potrafi bezszelestnie się poruszać.
        Można byłoby pomyśleć, że okazjonalne pojawianie się Luciena w jej pokoju i minimalne nauki wyczuwania aur odniosły skutek. Niestety nawet jeśli już jakiś, to żałośnie marny, bo dziewczyna tylko mruknęła coś w proteście przez sen, gdy przez krótki moment do pokoju dostał się karczemny gwar. Kroków na deskach nie słyszała, przewracając się tylko z pleców na bok i nawet głębiej zapadając w sen, ale trudno się dziwić, była naprawdę wyczerpana. Oddech miała tak płytki, że nawet nie było go słychać i ukazałby się dopiero w formie pary, gdyby do rozchylonych ust przyłożyć lusterko. Jeszcze wilgotne włosy poskręcały się swobodnie, opadając z poduszki. Jedną ręką Rakel pociągnęła za sobą kołdrę, tuląc ją do brzucha. Druga zwisała bezwładnie z łóżka, wnętrzem do góry. We wpadającym przez okno blasku księżyca błysnęła onyksowa obrączka na jednym ze zgiętych lekko palców.
        Dopiero uginający się pod demonem materac w jakikolwiek sposób wpłynął na śpiącą. Rakel westchnęła cicho, poprawiając się na zmienionym lekko podłożu i jakby na odczepne puściła kołdrę, by przesunąć rękę w miejsce zmiany. Nie wiadomo czy czegoś szukała, czy tylko podświadomie porządkowała swoje otoczenie, ale natknąwszy się na przeszkodę, dziewczyna uspokoiła się na moment, a palce spoczęły spokojnie na wierzchu dłoni demona, wsuwając się swobodnie między jego kciuk, a palec wskazujący.
        Rakel jednak stopniowo wybudzała się, a umysł zaczynał pracować, bo analizował w tej chwili dlaczego Lucien siedzi na łóżku, a nie leży obok. I właściwie skąd się tu wziął, bo przecież ostatnio widziała go, gdy znikał, by udać się do Otchłani… Wtedy dopiero dziewczyna nieświadomie wstrzymała oddech i zesztywniała, a jej oczy otworzyły się nagle. Widok jadowicie zielonych tęczówek, zamiast znajomej, kojącej morskiej barwy, nie pomógł jej nabrać tchu. Była tak zaskoczona, że nawet nie krzyknęła, czując tylko jak krew mrozi jej się w żyłach. To wszystko trwało jednak tylko mgnienie oka, bo jakby w tej samej chwili Rakel zachłysnęła się powietrzem i zerwała do siadu, cofając gwałtownie pod wezgłowie łóżka i niemal przysiadając na poduszce. Kołdra zsunęła się z bioder i nóg dziewczyny, a gdy ta odruchowo pociągnęła ją za sobą, napotkała opór. Brunet siedział na fragmencie pościeli i złośliwie nie podnosił tyłka.
        Nie mogła powstrzymać się przed zerknięciem w stronę miecza, ale też od razu przypomniała sobie pierwszą noc, kiedy Lucien pojawił się w jej sypialni. Wtedy też mierzyła w niego ostrzem, ale dał jej taki pokaz zdolności regeneracyjnych demonów, że raczej go nie zapomni. Teraz też szybko doszła do wniosku, że w razie czego ma tylko swoją magię i od razu zaczęła doszukiwać się jej w sobie, bo ta chyba jeszcze spała. W odruchu zabrała sąsiednią poduszkę, by się nią trochę zakryć. Uziemiona jednak przez zielone oczy wciąż się nie ruszała z miejsca, ani też nie specjalnie uspokajała. Lucien o bracie mówił niewiele, ale to że jest niebezpieczny zapamiętała, zarówno z jego słów, jak i z zachowania kędzierzawego demona w otchłani. Dlatego chwilę jej zajęło, zanim w ogóle cokolwiek z siebie wydusiła.
        - Co ty tu robisz? – zapytała, już po raz drugi tego dnia. – Gdzie jest Lucien?
        Może to wina tego, że zwyczajnie wybudzono ją w środku nocy i wciąż nie kontaktowała najlepiej, ale nie mogła znaleźć żadnego rozsądnego powodu, dla którego był tutaj Gadriel, a nie Lu. Jedyne na co wpadła to to, że z jakiegoś powodu jej przyjaciel ma kłopoty, ale to wcale nie pomagało jej się uspokoić.
        - I jak mnie znowu znalazłeś? – spytała nagle, idąc za własnym tokiem rozumowania.
        Naprawdę wątpiła w to, by Lucien go tu wysłał. Może gdyby bracia byli w lepszej komitywie to poproszenie Gadriela, by miał na Rakel oko, gdy jego nie będzie było dokładnie tak nieprzemyślanym i naiwnym pomysłem, na jaki mógł wpaść Lucien. Ale gdy wiedziała, jak wyglądają ich relacje, nie wierzyła by starszy z nemorian w ogóle wiedział o wizycie brata, tak jak miało to miejsce dziś po południu.
        - To jest u was rodzinne, że pojawiacie się nieproszeni i niespodziewani w czyjejś sypialni? Że manier nie wyznajesz, już dałeś do zrozumienia, ale miej litość i nie budź ludzi w nocy – jęknęła marudnie mimo niedogodnej sytuacji, bo nagła pobudka nie należała do najprzyjemniejszych, a ona dopiero dochodziła do siebie, powoli przecierając oczy i odgarniając włosy z twarzy.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Światło księżyca wpadało przez niezasłonięte okno ujawniając wygląd pokoju i podkreślając śpiącą na łóżku postać. Gadriel stąpał bezgłośnie jak kot, jednocześnie śledząc rozbłyski odbijające się w skręconych włosach. Cienie załamujące się na zgięciach materiału. Aksamitną grę światła i cienia na skórze.
Niemal zachłannie przyglądał się rozciągniętej sylwetce, która moment później przewróciła się na bok. Dziewczynę prawdopodobnie poruszył hałas, a wyglądała jak modelka pozująca w srebrzystych promieniach. Zupełnie jakby chciała pokazać się z korzystniejszej perspektywy specjalnie dla nocnego podglądacza.
        Usiadł obok na materacu, powoli wiodąc wzrokiem po ciele dziewczyny. Brunetka chociaż na krótko poruszona, teraz drzemała słodko nieświadoma i bezbronna. Demon nawet zastanawiał się czy nie przeciągnąć palcami po odsłoniętej skórze, żeby z ciekawości zobaczyć jak stworzenie zareaguje. Wtedy jednak dłoń dziewczyny niemrawo, przez sen puściła kołdrę i wplątała się w jego rękę. Gadriel zerknął wpierw zaskoczony na twarz. Rakel jednak wciąż spała, więc uśmiechnął się złośliwie. Musiała pomylić go z bratem, urocze.
        Najwyraźniej jednak nawet jej nieświadomość miała granice. Widać było, że dziewczyna lekko i powoli sztywniała gdy świadomość niespiesznie przebijała się przez zaspany umysł. Fascynujące zjawisko, któremu brunet przyglądał się tym intensywniej. Wreszcie oczy demona spotkał wystraszony wzrok brunetki.
        Na widoki Gadriel nie narzekał, więc z kołdry ani myślał się ruszyć. Strach przebijający się w spojrzeniu tylko dodawał im smaczku. Ale chociaż to demon przyszedł do Rakel, teraz twardo milczał chociaż nie spuszczał z niej wzroku. Jedynie złośliwy uśmieszek pojawił się na jego twarzy gdy brunetka przykryła się poduszką.
        - Mówiłem, że mam do ciebie sprawę - odpowiedział na zadane pytanie jakby była to jedna z bardziej oczywistych na świecie rzeczy.
        - Lucien? - kpiarska nuta przebiła się w głosie średniego z braci, zaraz po niedowierzaniu, które jako pierwsze pojawiło się na jego twarzy. Miała w pokoju obcego faceta, a pytała o Luciena. Nie wiedział czy powinien czuć się zlekceważony jako potencjalne zagrożenie, którego powinna się obawiać, czy może pomijany jako mężczyzna, ale tak czy inaczej ostatecznie dziewczyna go rozbawiła.
        - Zakładam, że wciąż kłóci się z ojcem. Wychodziłem jak dostał w pysk, więc dojście do porozumienia może im jeszcze chwilę zająć - zanucił, wyraźnie drwiąc z sytuacji i chyba z premedytacją sprawdzając reakcję Rakel. Ale dziewczyna budziła się wolniej niż przypuszczał, bo następne pytania były banalne i raczej mało logiczne. A jak niby miał ją znaleźć.
        - Tak jak ostatnio. Łatwo cię namierzyć, wystarczy wiedzieć czego szukać - odpowiedział mało klarownie. Kolejne pytanie dosłownie rozbawiło bruneta, który prychnął krótkim śmiechem.
        - Kogo konkretnie masz na myśli, bo brzmi jakbyś mówiła o Sheiu, ale definicja jest dość ogólna, a Sheitan wciąż żyje więc to nie mógł być on - zadrwił rozsiadając się wygodniej.
        - I chcąc być szczegółowym, nie obudziłem cię, sama się obudziłaś. Ja tylko czekałem aż tak się stanie - zamruczał nieustannie przyglądając się dziewczynie.
        - Musiałem skorzystać z nieobecności Luciena, nie dałby nam spokojnie porozmawiać - wyjaśnił nie tracąc z głosu drwiącego brzmienia. - A ostatnio nie zdążyłem. Widzisz, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - zanucił czekając aż zobaczy jakąś zmianę w spojrzeniu brunetki.
        - Chętnie pokażę ci dlaczego miecz twojego ojca jest zbyt ciężki byś mogła wykorzystać pełnię swoich możliwości - zaczął tłumaczyć powoli, szukając objawów zainteresowania.
        - Ja z kolei potrzebuję sparing partnera, chociaż na kilka spotkań. Z wiadomych przyczyn Shei się nie nadaje. Wśród służby również nie ma nikogo dobrego, zresztą niepotrzebnie by plotkowali, a mi zależy na dyskrecji - dokończył, podnosząc się powoli z materaca.
        - To kiedy mam przyjść, żebyś nie spała? - Wyszczerzył się bezczelnie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nie kryła strachu, w ogóle o tym nie myślała. Obudziła się w środku nocy, a ktoś obcy był w jej pokoju, siedział na jej łóżku. Jej reakcja i tak była dość łagodna, bo dziewczyna była naprawdę wykończona i te kilka godzin snu tylko to uczucie wzmnocniło, gdy odpoczynek został przerwany. Poza tym Lucien już nauczył ją, że wyskakiwanie z mieczem na demona nie ma najmniejszego sensu, bo i tak nic poważnego nie jest w stanie mu zrobić, chyba że chciałaby od razu uciąć łeb - ciekawe co wtedy się stanie. W każdym razie mimo szoku rozpoznała brata Luciena i chociaż trochę się go bała, to szybko odłożyła na bok bardziej drastyczne pomysły. W razie czego zawsze pozostawał jej ogień.
        Gadriel zaś zupełnie nie poczuwał się do najścia, podobnie jak Lucien wtedy. Co za faceci, naprawdę. Zwyczajnie nie potrafiła uwierzyć, by to było dla nich normalne. Prędzej Lucien faktycznie zawsze znajdywał sobie jakieś dobre (i oczywiście kompletnie absurdalne i banalnie łatwe do podważenia) uzasadnienie dla swojej niespodziewanej wizyty, a sądząc po złośliwym uśmiechu Gadriela, ten naruszył jej prywatność z pełną premedytacją. Z kołdry też się nie ruszył, nie pozwalając jej się zakryć, i musiała starczyć jej poduszka, którą położyła sobie na kolanach. Na jednej zgiętej nodze siedziała, druga oparta już była na deskach podłogi, jakby dziewczyna była w połowie ruchu do ucieczki, ale zrezygnowała. Ten pomysł bowiem szybko porzuciła, gdy tylko zorientowała się, że w drodze do drzwi i tak musiałaby demona minąć. A później co? Z krzykiem wypadnie prawie rozebrana do karczmy? Z deszczu pod rynnę normalnie.
        Brunet początkowo milczał, wbijając w nią tylko przenikliwe spojrzenie. Do pionowych źrenic u Luciena przywykła, ale teraz jakoś znów miała problem, by znieść taki wzrok. Z drugiej strony spuszczenie intruza z oczu też nie wchodziło w grę. W końcu to ona przerwała milczenie, a odpowiedź, jaką usłyszała pozbawiła ją resztek sił. Widać, że rodzeństwo. Miałem sprawę, więc napadam cię w nocy, normalka. Zacznie się uczyć zastawiać jakieś pułapki czy coś, bo nie zniesie tego precedensu w wydaniu kolejnego demona.
        Gadrielowi jednak się udało i nie usłyszał ani połajanki, ani wykładu na temat tego, że chcenie czegoś od kogoś nie usprawiedliwia naruszania jego miru. Po prostu wciąż się go obawiała. Pytanie o Luciena zaś spotkało się najpierw z niedowierzaniem nemorianina, a później kpiną i Rakel odruchowo zacisnęła usta, jakby powiedziała coś nie tak. Ale nie zdążyła zacząć zastanawiać się nad potencjalnymi konsekwencjami, bo słowa kędzierzawego demona wstrząsnęły nią nieprzyjemnie. Co takiego się na los stało, że pomiędzy Lucienem, a jego ojcem doszło do takiego spięcia? Policzek wymierzony synowi nie był czymś niezwykłym, ale też demon nie był rozwydrzonym smarkaczem, którego trzeba utemperować, ale dorosłym mężczyzną. Martwiła się o niego, nic nie mogła na to poradzić. Ale w tej chwili martwiła się też o siebie.
        Kolejne wyjaśnienie było równie skąpe, ale Rakel ugryzła się w język, by nie prosić o precyzowanie. Najwyraźniej to było coś oczywistego, a nie chciała wydawać się ze swoją niewielką wiedzą magiczną. Fakt, miała sporą siłę, ale władała tylko ogniem, a o podstawowych faktach związanych z tematem nie miała pojęcia. Ledwo wyczuwała aury. Czy to ją obudziło? Nie miała pojęcia. Ledwo kontaktowała. Strach nieźle otrzeźwił na początku, ale chociaż była zestresowana, umysł miała wciąż nieco zamglony przez wyczerpanie. Dlatego dopiero po chwili podniosła głowę, słysząc krótki śmiech. Nietypowy dźwięk. Sama uśmiechnęła się lekko w odruchu, nawet mimo wzmianki o Sheitanie.
        - To już wiesz, jak poznałam się z twoim starszym bratem - mruknęła, odgarniając włosy za ucho i opierając się już trochę swobodniej o wezgłowie. Luciena poznała co prawda w sklepie, ale gdyby nie jej mały popis na jarmarku to pewnie już dawno ich drogi by się rozeszły. To jego pojawienie się w jej sypialni rozpoczęło naukę, a tym samym dłuższą znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń.
        Dalsze łapanie ją za słówka puściła mimo uszu, już prawie pewna, że szlachcic umyślnie ją podpuszcza i cierpliwie czekała, aż Gadriel przejdzie do sedna. Nazwanie owej sprawy "propozycją nie do odrzucenia" nie spotkało się z niczym innym jak z tym samym, lekko obojętnym, lekko lękliwym spojrzeniem, teraz wzbogaconym tylko o powątpiewanie, które starała się ukryć. Była handlarzem, znała te numery, ale nie zamierzała go poprawiać. Dopiero wzmianka o jej mieczu wywołała większą reakcję. Uczepił się oręża złośliwiec, naprawdę. Prychnęła bezgłośnie, słysząc o pełni swoich możliwości. Gdyby nie bała się, że znów odpali psychopatyczną część swojej osobowości, to już dawno by mu powiedziała, że ma się brać za sprzedaż, bo ma gadane, ale nie z nią te numery. Wszystko sprowadzało się do tego, co ona może zrobić dla niego. I po chwili się dowiedziała.
        Spojrzała wielkimi oczami za wstającym powoli Gadrielem. Otworzyła i zamknęła usta, marszcząc lekko brwi, jakby sama zadawała sobie pytania i odpowiadała na nie, zanim zdążyła je wypowiedzieć na głos. W końcu potrząsnęła lekko głową, przytomniejąc w momencie, w którym demon już chciał się umawiać na termin.
        - Gadriel, przecież ty mnie posiekasz na kawałki. Ja się nie regeneruję, wiesz - powiedziała wprost, nieco uszczypliwie, nie mając na tyle trzeźwego umysłu, by bawić się w ładne słówka.
        Oczywiście miło połechtało ją, że uważał, że jest dobra, ale zdrowy rozsądek szybko przepędził dumę na swoje miejsce. Nie miał pojęcia jak walczy. Mógł sobie oceniać po mieczu, ale nie mógł przecież wiedzieć. Zależało mu na dyskrecji, w porządku, ale czy naprawdę nikt inny nie przyszedł mu do głowy? I dlaczego jej wcale nie zależało, żeby się z tego wymigać? W porządku, była ciekawska, lubiła się uczyć i bardzo chętnie opanowałaby lepiej walkę, ale na miłość matki, lubiła też swoje życie!
        Ramiona opadły jej nieco, gdy próbowała jakoś opanować tę absurdalną sytuację, a dawno nie było jej tak daleko do posiadania nad nią kontroli, jak teraz.
        - No... przed południem nie powinno być nikogo na placu... ale tobie przeszkadza słońce. Muszę wyjść z Onyxem... - Rakel myślała na głos, przymykając co jakiś czas oczy w zmęczeniu. Przez chwilę wpadła na pomysł, by Gadriel pojechał z nią za miasto i mogą potrenować, gdy Onyx będzie biegał, ale za chwilę do niej dotarło, że nie ma mowy, by poszła z nim gdzieś sama. Miasto. Muszą być ludzie wokół. Nie za dużo, ale na tyle, by nie prowokować do morderstwa, które może ujść na sucho.
        - Wieczorem na polu treningowym? - zapytała, poddając się w końcu. - Tam, gdzie wczoraj zniknąłeś z Lucienem - dodała, markotniejąc zaraz. Czemu Gadriel tu przyszedł, a Lucien nie mógł? Poczuła się jak dziecko, uważając to za niesprawiedliwe, no ale tak było!
        - I nie wchodź więcej do mojego pokoju bez pozwolenia... proszę - powiedziała poważnie, spoglądając w jadowicie zielone oczy, ostatnie słowo dodając po części z grzeczności, po części by nie prowokować demona do pokazania, że jemu się nie rozkazuje, co brała pod uwagę.
        Cholerni szlachcice.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriela bawiły szok i zaskoczenie dziewczyny, pytanie tylko brzmiało co bardziej, jej uzasadniony lęk czy może racjonalny spokój, który nieustannie zachowywała. Takie ciekawe stworzonko sobie braciszek znalazł, kto by przypuszczał. Zaraz też odpowiedź Rakel poszerzyła uśmiech demona.
        - Lucien wpadł ci nocą do sypialni? - zakpił, obserwując jak dziewczyna stopniowo się rozluźnia. - Chyba przez pomyłkę - skomentował złośliwie czepiając się brata.
        - Albo jesteś lepszą kartą przetargową niż sądziłem - dokończył, z analizowania zachowań i reakcji Rakel robiąc niemalże sens swojej bytności w jej pokoju. Chociaż nad tym możliwie przydatnym drobiazgiem nie zastanawiał się dłużej w obecnej chwili, głównie drażniąc się z brunetką. Nad możliwymi dodatkowymi korzyściami planował pochylić się później.
        - Nie posiekam - odpowiedział spokojnie. - Powiedziałem przecież, że potrzebuję cię na kilka spotkań. Nie masz wiele do stracenia za to możesz zyskać - argumentował w pełni zrelaksowany, ale ze złośliwym błyskiem w ślepiach. Przyglądając się demonicznym braciom można było wysuwać ciekawe wnioski. Sheitan wiecznie wyglądał jakby po głowie chodziło mu jedno, po Lucienie zwykle nie było widać więcej niż po kamiennej posadzce, a Gadriel na przemian prezentował się kpiąco lub knująco, zależnie od momentu rozmowy.
        Niewiele później demon spostrzegł, że mimo początkowych wątpliwości, dziewczyna zamierza się zgodzić, a do jego prezencji doszło trochę pobłażliwości, gdy zrozumiał, że nie rozmawia z nim, a chyba ze sobą.
        - Wieczór będzie dobry - odpowiedział zadowolony. Co prawda Lucien miał przez to sporo czasu, ale wątpił by bratu udało się szybko wymigać z wesołego spotkanka organizacyjnego. Był już niemal gotów do wyjścia, ale na pożegnanie obdarował Rakel kolejnym zaczepnym uśmieszkiem.
        - A niby skąd mam wiedzieć czy pozwoliłaś czy nie dopóki cię nie zobaczę? Przecież w myślach nie czytam. Poza tym wiesz, że prośbami można nie tylko osiągnąć to na czym ci zależy, ale i pozaciągać długi wdzięczności - zanucił, mącąc na odchodne, a w pokoju pojawił się portal.
        - Do wieczora Rakel - zamruczał znikając w ciemności.

        Zgodnie z obietnicą zjawił się na placu treningowym niewiele przed zmierzchem. Promienie słoneczne już go tak nie drażniły. Wszedł na prawie równy, niedawno zagrabiony żwir. Kilku gapiów rozglądało się niezbyt zainteresowanych.
        - Wyluzuj, nie opłaca mi się ciebie uszkadzać - prychnął z rozbawieniem przyglądając się wchodzącej na plac brunetce, samemu dobywając rapiera lewą ręką.
        Od ostatniego popisu Luciena trenował trochę z cieniem, ale nie umywało się to do sparingów z żywym wojownikiem, do zajęć z mistrzem nawet nie było sensu nawiązywać.
        Niestety Gadriel nie miał tyle szczęścia co pierworodny syn. W edukację Luciena mocno zainwestowano gdy tylko instruktor zasugerował uzdolnienia młodzika. Gadriel był wcale nie mniej zdolny. Lucien kilkukrotnie przyznawał, że młodszy brat miał talent, ale Beal nie był zainteresowany rozwijaniem zdolności drugiego z synów. Wręcz było mu to nie na rękę. Miał już jednego niepokonanego wojownika w domu. Straszaka na niepokornych gdy potrzebował i znacznie częściej irytujący wrzód na rzyci, który gotów był w każdej chwili zacząć się stawiać. Możliwość buntu Luciena już sama w sobie była zbyt dużym ryzykiem. Dwóch takich synów było jak trzymanie dwójki wyjątkowo ostrych psów. Dawało władzę, ale tylko dopóki te nie zerwały się ze smyczy. Z kolei późniejsze skłócenie braci było seniorowi rodu wyjątkowo na rękę -
wykluczało koalicję. Poza tym Gadriel nie zajmował uwagi ojca, podobnie zresztą jak i matki. To Sheitan był oczkiem w głowie Felicity, więc nawet jeżeli liczyła, że właśnie jej syn będzie lepszy od dziecka poprzedniej kobiety, to Sheitana promowała i wspierała. Dla Gadriela nie uczyniła nic, poza oczywistym sianiem fermentu, który ostatecznie pogrzebał szanse średniego demona na stanie się szermierzem lepszym niż dobry przeciętniak.
         Gadrielowi więc pozostały lekcje ze zwykłym nauczycielem w młodości, a później z samym sobą. Nijak się to miało do regularnych treningów z mistrzem, do których dostęp przez wiele lat miał Lucien. To tylko potęgowało zazdrość kędzierzawego bruneta, coraz silniej dzieląc braci. Nic z czego Beal albo Felicity by się nie cieszyli.
        Nietrudno więc było się dziwić, że kombinował jak mógł i korzystał z każdej co lepszej okazji.
        - Dalej Rakel, nie mamy całej nocy - prychnął wolnym krokiem zmniejszając dystans. Pierwsze starcia były spokojne, na wyczucie dopiero z kolejnymi parowaniami Gadriel robił się agresywniejszy i bardziej napastliwy.
        - Widzisz jak szybko się męczysz - wytknął złośliwie, zmuszając dziewczynę do cofania się. W zasadzie nie wiedział czemu rozmawiał z brunetką. Mógł ją zwyczajnie wykorzystać do własnych celów, a podświadomie robił to czego jemu brakowało - uczył... na swój sposób, ale jednak.
        - Do tego jesteś potwornie wolna - drażnił się dalej, uderzając w ramię nawet nie klingą co samą rękojeścią.
        - Broń powinna podkreślać atuty i uzupełniać braki, sentymenty nie są ważne jeśli chcesz być skuteczna - mruknął kolejny raz wybijając Rakel z rytmu. To było zbyt proste. Może nie radził sobie dobrze lewą ręką, ale nadrabiał ogólną zręcznością i zaczynał się nudzić, przez co robił się nieuważny.

        Lucien nie odezwał się już ani słowem i posłusznie wrócił do salonu w samą porę na porcję ustaleń. Usiadł na fotelu, tym razem cierpliwie ignorując małą harpię. Niemal całkowicie odciął się od rzeczywistości, jedynie ogólnie słuchając snutych planów. Zamknął się za sprawdzoną lodowatą fasadą, zza której nikt nie był go nie mógł dosięgnąć. Odpowiadał jedynie gdy musiał, na zaczepki i żarty nie reagując w najmniejszym stopniu. Jakie kwiaty, jakie suknie, niech robiły co chciały, było mu wszystko jedno. Wtrącił się tylko w kwestii dat, sprzeciwiając się łączeniu debiutanckiego balu z zaręczynami. Wystarczyło zasugerować, że tak wielkie święta powinny być celebrowane z odpowiednim namaszczeniem, indywidualnie, nie zaś w pośpiechu. Łączenie stania się pełnoprawną damą z zostaniem narzeczoną, przyćmiewało blichtr każdej z okazji i co najważniejsze główną gwiazdę. To było coś co przemówiło do zielonookiej zarazy.
         Felicity zerknęła na pasierba uważniej. Jakoś nigdy nie miała go za manipulatora, a chyba powinna być ostrożniejsza. Młoda Saide łyknęła wszystko ze smakiem, gdy Lucien rozgrywał coś po swojemu, tylko jeszcze nie wiedziała co. Tak czy inaczej nie mogła pozwolić na zbyt wielką swobodę i wtrącanie się w jej plany. Lucienowi udało się ugrać jeden dzień, gdy Felicity przekręciła wszystko po swojemu. Później znów zaczęły się mało interesujące ustalenia.
        Szlachcic wiedział już wszystko czego potrzebował, miał permanentnie powyżej uszu małego sukkuba, poza tym nie podobało mu się, że Gadriel gdzieś się ulotnił i do tej pory nie wrócił.
Pożegnał się oschle i zniknął zanim ktokolwiek zdążyłby oponować. Felicity uśmiechnęła się zjadliwie widząc usteczka Scarlett wydęte w pełnym oburzeniu.
        - Moja droga, a ty masz kogoś na druhnę? - zagaiła do Misery. Dawna przyjaciółka spojrzała na nią kpiąco. Jednego się ledwie pozbyła a pakowano ją w kolejne małżeństwo, co było oczywiście głupim pomysłem jej pasierba. A jakże, tak jak Felicity i ona nie była pierwszą żoną.
        - To się świetnie składa, bo widzisz będę miała kogoś idealnego.

         Lucien pojawił się w karczemnym pokoju, ale zastał pustkę. Jedynie rzeczy Rakel uspokajały demona, że jeszcze nie wyjechała. Zszedł na dół wypytać karczmarkę o towarzyszkę. Konkretów jednak nie uzyskał. Wyszła. Tyle to sam zdążył zauważyć. Osłupienia i solidnego zagubienia kobiety nie zanotował. Pospieszył do karczmy, w której nocował Remy. Na całe swoje szczęście zastał elfa w sali jadalnej wdzięczącego się do kogoś znad kufla piwa. A przynajmniej sądził, że miał szczęście, elf czarował ale Czarnulki nigdzie nie spostrzegł.
        - Gdzie jest Rakel? - odezwał się zza pleców blondyna, który niemal rozlał piwo odwracając się w zaskoczeniu.
        - Tobie też cześć - uszaty prychnął niezadowolony, szybko odzyskując rezon i stając się niezadowolonym jeszcze bardziej. - Dobrze, że jesteś, mam z tobą do pogadania, co ty odpalasz? - spytał rozsiadając się frontem do nemorianina. Drażnił go sposób w jaki demon pogrywał z uczuciami dziewczyny.
        - O co ci chodzi? - mruknął Lucien z pełnym niezrozumieniem. Był w pośpiechu, a elfowi zachciało się kalamburów.
        - Ślub? Serio? To gdzie jest Rakel zupełnie nie powinno cię interesować - warknął Remy.
        - Tak samo to nie twoja sprawa. Wiesz gdzie jest Rakel czy nie? - Lucien powoli też zaczynał się irytować.
        - Wiesz co, tobie się najwyżej solidny strzał w pysk należy, i nawet jakbym wiedział to… Hej a ty dokąd?! - krzyknął oburzony, ale demon już był w połowie drogi do wyjścia. Lucien nie miał czasu na przepychanki z elfem, a tym bardziej cierpliwości do nich.
        Skoczył jeszcze do stajni, zarówno do kobyłki, jak i Onyxa, ale tam również dziewczyny nie zastał. Za to umbris wyglądał na najedzonego więc nie zastanawiając się dłużej Asmodeus wezwał kociego domownika.
        - Znajdź mi Rakel - wydał rozkaz, a kot popatrzył niezbyt gramotnie.
        - Panie, nie jestem psem więc moje zdolności…
        - Znajdź dziewczynę - syknął Lucien. Kot zjeżył się wystraszony i szybko opadł na cztery łapy. Zaraz potem pomknął susami po ulicach Fargoth, oglądając się co jakiś czas czy aby demon nadążał. Że też musiał mieć pakt z Asmodeusem.
        Nemorianin szedł szybkim marszem, co jakiś czas nieświadomie trącając palcami obrączkę. Ostatecznie mógł znaleźć dziewczynę po bliźniaczym artefakcie, ale wciąż byłaby to teleportacja w niewidziane wcześniej miejsce. Nic bezpiecznego ani też przyjemnego. Co innego gdyby Rakel coś zagrażało, wtedy nie miał innych priorytetów, ale do tej pory nic nie wyczuwał. Do tego powtarzał sobie upomnienia dziewczyny, żeby przestał przesadzać. Po prostu chciał ją jak najszybciej znaleźć, upewnić się, że wszystko było w porządku.
        Gdy jednak dotarli w pobliże treningowego placu, a szlachcic zobaczył młodszego demona atakującego dziewczynę cały racjonalizm i względny spokój prysły. Lucien wyprzedził kociego demona, który przysiadł wystraszony i dopiero zerknął na plac.
        - O żeż w mordę... - szepnął cicho, podchodząc ostrożnie do bandy. Tego to o suchym pysku się nie powinno oglądać.

         Lucien dosłownie zjawił się naprzeciw Gadriela, nie dając mu czasu na wyhamowanie. Zablokował cięcie rękojeścią jednocześnie zagarniając dziewczynę za siebie - Nic ci nie jest? - zapytał tylko krótko, ale zaraz pełnię uwagi zyskał młodszy brat, który profilaktycznie starał się oddalić od starszego o te kilka kroków.
        - Dywersja? - syknął Lucien. - Tak pogrywasz? - Nawet nie zastanawiał się w jakim języku mówił.
        Gadriel nawet przez chwilę chciał odpowiedzieć. Faktycznie wyglądało jakby to była ściema, ale przecież nie do końca, naprawdę matka, ojciec i Saide chcieli ich w zrobić na szaro, a że przy okazji skorzystał z możliwości… Wygrała duma. Zacisnął zęby nie odzywając się słowem, mając jeszcze nikłą nadzieję, że u Luciena jak zwykle wygra rozsądek.
Zrozumiał jak bardzo się pomylił, kiedy starszy demon zaatakował bez ostrzeżenia. Nawet nie rapierem. Rąbnął go pochwą, jak niegdyś, tylko, że tym razem nie wyglądało by Lucien się hamował i jedynie udzielał nauczki. Gadriel uskoczył w tył łapiąc równowagę i ostrość wzroku, po tym jak krew z rozciętego łuku brwiowego zaczęła mu zalewać oko, jednocześnie zastanawiając się czy zwiększanie dystansu zrobi mu jakąś różnicę.
        - Jedna lekcja. Przez tyle lat nie potrafiłeś przyswoić prostej nauki kogo nie zaczepiać? - Asmodeus odezwał się lodowatym tonem a Gadriel uznał, że chyba jednak te kilka kroków różnicy nie czyniło, bo miał srogo przesrane. Rana pozostawiona przez inkrustowaną bestię nie goiła się tak samo jak po klindze, dodatkowo komplikując mu życie ograniczonym polem widzenia. Lucien rzadko bywał wkurzony, zwykle co najwyżej wkurzająco arogancki, ale teraz wyglądał śmiertelnie poważnie i niestety wciąż podążał w ślad zanim.
        - Tym razem nie ma tu mamusi, za którą się schowasz - Gadriel zgrzytnął zębami słysząc ponowną obelgę i uznał, że w sumie wszystko to pierdoli. Nieważne jak dobry był, złamas nie będzie mu do usranej śmierci wypominał jednej głupiej akcji. Ba, żeby jeszcze w pełni jego, najpierw podpuściła go rodzona matka a potem pogrzebał głupi młodszy brat, ale nie, to jego wyzywano od maminsynków. I nieprawda, że się nie uczył. Przecież właśnie dlatego sobie ludzką dziewczynę upatrzył, a to, że Lucien dowiedział się o czymś o czym raczej nie powinien albo że dziewczyna była aż tak drażliwym tematem, no tego nie przewidział… Ale to jeszcze nie świadczyło, że się nie uczył na błędach. Co chyba nie zmieniało faktu, że miał przejebane. Przełożył broń do dominującej ręki, chociaż nie sądził, że mogło mu to wiele pomóc.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Na kpinę Gadriela tylko wzruszyła lekko ramionami, wciąż z cieniem niedawnego uśmiechu na ustach. Pomyłką to zdecydowanie nie było, wręcz przeciwnie. Lucien pojawił się u niej z pełną premedytacją i konkretnym zamysłem, spokojnie zadając jej pytania, podczas gdy ona wpadała w panikę, wywołaną nieproszonym gościem, wtedy jeszcze kompletnie obcym człowiekiem (jak myślała). Tego wszystkiego już jednak młodszemu demonowi nie zdradzała. Ani to nie była jego sprawa, ani nie chciała się zagłębiać bardziej w swoją relację z Lucienem. Dopiero wzmianka o byciu kartą przetargową sprawiła, że dziewczyna spojrzała znowu niechętnie na bruneta. I tu zabrakło odpowiedzi z jej strony, ale odwracając wzrok zapamiętała, by za łatwo nie wdawać się w pogawędki z Gadrielem. To jednak była kolejna nieproszona osoba w jej życiu, której ani nie można się było pozbyć, ani do niej przywyknąć, skoro na każdym kroku należało uważać na słowo i zachowanie.
        Jej pierwszą reakcją na propozycję spotkania na ubitej ziemi był szok, raczej uzasadniony. Nawet gdyby nie miała najmniejszego pojęcia o tym, jakim szermierzem jest Gadriel, stawanie z nim do walki wydawało jej się absurdalnym pomysłem, skoro demon mógł jej skręcić kark jedną ręką. Tak przynajmniej sądziła, mimowolnie przypisując tej rasie niezwykłą siłę. Wciąż niewiele wiedziała o nemorianinach, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że trening z ostrą bronią z którymkolwiek z nich nie jest dobrym pomysłem. A jednak zastanawiała się nad nim. Mimo że wiedziała więcej. Słyszała przecież, jak Gadriel komentował walkę Luciena z Saide. Sama była wtedy tym zbyt zaaferowana, by analizować słowa demona, ale teraz przypominała sobie, że mówił, że Saide jest tak dobry jak on. A tamten był dobry. Walczył nieczysto i zginął, ale nie mogła się z nim równać. Więc dlaczego się zastanawiała? Bo chciała lepiej walczyć, to oczywiste. Kto by nie chciał? Każda okazja do nauki była dobra, a uczyć można się tylko od lepszych od siebie. A dla kogoś pałającego chęcią rozwijania swoich umiejętności, ryzyko ubytku na zdrowiu było czymś, z czym trzeba się pogodzić. Odległa wizja potencjalnej śmierci w męczarniach stawała się chwilowo majakiem, wywołanym niespodziewaną nocną wizytą. Więc się zgodziła. Argumenty Gadriela były tylko potwierdzeniem jej własnych przemyśleń. Nie łudziła się, że nie wyjdzie z tego bez szwanku, ale człowiek uczy się na błędach.
        Ostatecznie więc podjęła decyzję, by spotkać się z demonem wieczorem na polu treningowym. Być może środek nocy nie był najlepszym momentem na takie pomysły, ale wątpiła, by Gadriela można było spławić tekstem „muszę się zastanowić” czy „porozmawiamy rano”. Dokładnie tak jak jego brat – chciał coś, więc wlazł jej nocą do sypialni i miał zamiar uprzykrzać życie, aż nie dostanie tego, po co przyszedł. Więc czy właściwie miała jakiś wybór? W najgorszym razie schowa dumę w buty i ucieknie z krzykiem, ale szczerze wątpiła, by to miało miejsce. Odetchnęła więc nieco z ulgą, gdy brunet przystał na proponowaną porę i już szykował się do odejścia. Pewnie to właśnie sprawiło, że poczuła się nieco pewniej i jak zawsze palnęła coś na odchodne. Komentarz demona tym razem nie pozostał bez odpowiedzi.
        - Chyba umiesz pukać? – mruknęła już zniecierpliwiona, spoglądając na bruneta spode łba. – Po to właśnie to wymyślono, wiesz, by nie wpadać ludziom bez pardonu do pokoju. I zapewniam cię, że nie będę się czuła do niczego zobowiązana tylko dlatego, że proszę o zachowanie podstawowych zasad kultury.
        Na pożegnanie nie odpowiedziała, ale nie zostało to zauważone, bo demon od razu zniknął w pojawiającym się mgnienie wcześniej portalu. Jeśli sama obecność nieproszonego gościa byłaby za mało przerażająca, widok ziejącej w pomieszczeniu czarnej dziury mroził krew w żyłach. Rakel wpatrywała się jeszcze chwilę w miejsce, w którym zniknął Gadriel, dopiero po chwili orientując się, że drży na całym ciele. Schowała się szybko pod kołdrę, otulając się nią szczelnie i zamykając oczy, ale niepokój pozostawał, a cisza zdawała się zdradliwa. Po chwili dziewczyna zerwała się z łóżka, sprawdziła jeszcze raz, czy pokój jest zamknięty, a po momencie wahania przerzuciła ubrania z krzesła na łóżko i podciągnęła pierwszy mebel pod drzwi. Przechyliła krzesło tak, by jego oparcie znalazło się pod klamką, a nogi zaparły się o podłogę, gdyby ktoś próbował wejść. Robiła to pierwszy raz, ale czytała o tym w książkach i rozwiązanie wydawało się wiarygodne, póki tylko skrzydło otwierało się do wewnątrz (nie była głupia). Potrzebowała jednak kilu prób, by odpowiednio zaklinować mebel i dopiero wtedy wróciła do łóżka, wmawiając sobie, że jest spokojniejsza. Wiedziała, że kogoś, kto potrafi się teleportować czy tworzyć portale nie zatrzyma taka prowizoryczna barykada, ale nie umiałaby zasnąć, gdyby nie zrobiła czegoś. Czegokolwiek. Nadal nie czuła się bezpiecznie, otulając ściśle kołdrą i zagrzebując twarz w poduszce, w pierwotnym, dziecinnym niemal, odruchu – „jeśli ja ich nie widzę, to oni mnie też nie”. Ale nawet, gdy w końcu zmorzył ją sen, spała źle, przewracając się w pościeli, a obudziła się obolała, niewyspana i przygnębiona.

        - Cześć Onyx – zawołała nieco niepewnie, pojawiając się w stajni przed południem. Czarna bestia zaraz zastrzygła uszami, próbując rozejrzeć się za źródłem głosu i szarpiąc z niezadowoleniem łbem, gdy uwiąz nie pozwalał na takie manewry. Po chwili jednak w polu widzenia czerwonych ślepi pojawiła się zmęczona twarz Rakel i umbris radośnie trącił dziewczynę łbem. Z właściwą sobie delikatnością niemal odrzucił brunetkę na ścianę boksu.
        - Rany, uważaj... Tak, też się cieszę, że cię widzę – przemawiała do wierzchowca, chwilę poświęcając na pieszczoty, których piekielnik domagał się bezwarunkowo, i dopiero później odwiązując Onyxa i wyprowadzając go powoli tyłem na ulicę.
        Od rana zastanawiała się, czy powinna go siodłać, czy nie. Stwierdziła, że jeśli będzie chciał ją ponieść, to strzemiona wiele jej nie pomogą. Później tak czy siak będzie musiała go rozsiodłać, więc nie ma sensu mnożyć sobie roboty. Założyła więc mu tylko ogłowie i przerzuciła wodze na grzbiet, podprowadzając umbrisa do upatrzonego wcześniej, pustego koryta na wodę. Tam, mając nadzieję, że w razie czego niewiele osób będzie świadkiem jej porażki, wspięła się po deskach i nie aż z takim trudem dosiadła wierzchowca. Gracji w tym było niewiele, bo Onyx nie ułatwiał, wiercąc się i drobiąc niespokojnie w miejscu, ale ostatecznie misja została zakończona sukcesem.
        Poprowadziła Onyxa przez miasto, starając się okiełznać niespokojnego wierzchowca. Cieszyła się, że pozwolił jej się dosiąść, pomimo nieobecności Luciena. Szeptem jednak prosiła bestię o jeszcze chwilę cierpliwości, by spokojnie opuścili zatłoczone ulice. Za murami miasta popuściła już lekko wodzy i umbris pognał galopem przez siebie.
        Przejażdżka nie trwała długo i dobrze, bo nie należała do najprzyjemniejszych. Grzbiet piekielnego wierzchowca nie był tak wyprofilowany jak koński i Rakel musiała się porządnie trzymać, nim w końcu złapała rytm. W ten sposób minęli otaczającą mury polanę i kilka pomniejszych zabudowań, kierując się w gęstsze rejony lasu. Dziewczynie nie do końca uśmiechało się znikać tak daleko, nie będąc do końca pewną wierzchowca. Wolała jednak później chwilę pobłądzić, niż tłumaczyć pobliskim gospodarzom, dlaczego jej „koń” pożarł im owcę czy kozę.
        Gdy w końcu się zatrzymali, Rakel zeskoczyła na ziemię i sprawnie zdjęła Onyxowi ogłowie, a ten momentalnie pognał w las. Tyle go widziała. Tłumiąc niepokój, że umbris już nie wróci, usiadła pod jednym z drzew i pogrążyła się w lekturze książki, którą przezornie zabrała ze sobą. Sądziła, że Onyxa nie będzie godzinę, może dwie, jednak słońce zdążyło przesunąć się już po nieboskłonie, zwiastując nadejście wieczoru, a wierzchowca wciąż nie było widać. Na szczęście Rakel była tak zaczytana, że z jej fantastycznego świata wydarł ją dopiero powracający powoli umbris. Uśmiechnęła się, widząc jak jeszcze mlaszcze z zadowoleniem, ale uśmiech zaraz jej zrzedł, gdy zaczęła się zastanawiać, co dokładnie bestia miała na obiad.
        Wrócili praktycznie na wieczór i Rakel była coraz bardziej zdenerwowana. Najedzone zwierzę posłusznie człapało ulicami miasta, dając się poprowadzić w stronę karczmy i boksu, a później zamykając sennie ślepia jeszcze nim dziewczyna na dobre uwiązała je przy stanowisku. Udało jej się spełnić obowiązek narzucony przez Luciena, więc jedna troska jej odeszła. Inny lęk wpełzał powoli na kark i mącił myśli, gdy dziewczyna zabierała z pokoju broń, kierując się na plac treningowy, by tam spotkać się z Gadrielem.

        Zobaczyła go już z daleka. Zastanawiała się, czy to dobrze, czy źle, że pojawił się przed nią, ale była zbyt zdenerwowana, by wyciągać wnioski z obserwacji. Przez te same nerwy przeszła pod bandą już z obnażonym mieczem, trzymając dystans i obchodząc Gadriela po szerokim łuku. Ciężko było “wyluzować”, gdy obcy i wcale nie przyjaźnie nastawiony demon dobywa na ciebie broni. Nie powstrzymała się też przed zrobieniem kroku w tył, i to nie jednego, gdy Gadriel zaczął zmniejszać dystans, poganiając ją do starcia, do którego jednak wcale się nie paliła. To że chciała, nie znaczyło, że się nie bała.
        Przez pierwsze kilka starć dziewczyna była jawnie defensywna, skupiając się tylko na blokowaniu ostrza rapiera i nie straceniu żadnej kończyny. Nawet nie próbowała demona atakować, nieustannie cofając się pod jego naporem. Pierwszy przytyk pod jej adresem pojawił się więc szybko, jednak Rakel nie powiedziała słowa, zaciskając tylko usta. Nie męczyła się, cofała się świadomie. Owszem, miecz ciążył w dłoni, ale jeszcze nie było to przeszkodą. Był nią lęk. Nie skomentowała więc również oskarżenia, jakoby była wolna, ale kolejne markowanie skutecznego ciosu, jakim było delikatne wręcz trącenie ją w ramię przechyliło szalę.
        Rakel przeszła do ofensywy, nie tylko blokując ciosy, ale próbując przebić się przez obronę Gadriela i sięgnąć go ostrzem. Wtedy faktycznie zaczęła się męczyć, dlatego milczeniem zbywała wszystkie komentarze, chociaż korciło ją by odpyskować, że broń nosi do samoobrony; nie pojedynkuje się dla rozrywki ani nie grożą jej poważniejsi napastnicy. Nie traciła jednak sił na pyskowanie, a wszystkie uwagi demona brała do siebie, próbując od razu wcielić je w życie. Bardziej agresywne ataki o dziwo lepiej działały na motywację dziewczyny, której najwyraźniej irytacja i widmo rażącej porażki dodawały sił. Gdy po raz kolejny jej obrona została złamana przez leworęcznego przeciwnika, Rakel zaklęła siarczyście, jak damie z pewnością nie przystoi. Po standardowym wycofaniu się kawałek, by rozpocząć nową potyczkę, natarła na Gadriela pchana rosnącą ambicją.
        Należy pamiętać, że dziewczyna nigdy nie była szkolona do walk w pojedynkach. Nie uczył ją mistrz ani wyszkolony trener, ale bracia i ojciec, którzy chociaż byli dobrymi wojownikami, również uczyli się od kogoś od nich mądrzejszego, ale niekoniecznie dyplomowanego. Pojedynki miały swoje zasady, które należało przestrzegać. Taki był ich sens, inaczej nie byłyby niczym innym jak zwykłą bijatyką. Rakel jednak nie uczono walczyć, by wygrywała pojedynki. Miała walczyć tak, by wygrać; niekoniecznie zgodnie ze sztuką. Gdy więc nadarzyła się okazja, Evans wykorzystała ją w pełni i bez wahania. Blokując następny cios, poczuła, że Gadriel już nawet nie włożył w niego więcej siły. Z trudem, bo z trudem, ale nie tylko zatrzymała jego ostrze, ale odepchnęła je w górę.
        To, że demon walczył lewą ręką było dla niej trudne. Wszystkie ataki, których się spodziewała, nadchodziły z innej strony, podczas gdy pamięć mięśni upierała się przy przeciwnej. Dziewczyna w każdy cios musiała wkładać nie tylko dużo siły, ale za każdym razem skupiać się i pokonywać wewnętrzne przyzwyczajenia. Jednak Gadriel, walcząc z nią lewą ręką, w pewnych momentach cały się odsłaniał, bo klingi nie krzyżowały się między nimi, a lekko z boku. Wcześniej nie udało jej się tego wykorzystać, bo rzeczywiście miecz był ciężki, a ona przez to wolniejsza. Teraz jednak postanowiła zagrać tak, by wygrać.
        W chwili, w której zderzyły się ostrza, wyjęła zza pasa lewak i klepnęła nim lekko demona w prawy bok. Nie czekając na reakcję przeciwnika od razu przemknęła pod ich skrzyżowanymi klingami i Gadriela uniesioną lewą ręką, znajdując się za jego plecami. Kolejny cios zamarkowała lekkim uderzeniem klingi w tył uda demona, zaraz nad kolanem. Gdyby była szybsza, udałoby jej się jeszcze sięgnąć uwolnionym mieczem do karku przeciwnika, ale teraz zdążyła zrobić tylko krok w tył, nim nemorianin się odwrócił.
        Rakel uśmiechała się szeroko, przepełniona dumą. Po tylu bezskutecznych próbach, porażkach i wysłuchiwaniu drwiących komentarzy, nawet ta niewielka i pierwsza zresztą wygrana, była dla niej na wagę złota i ulżyła lekko spiętym mięśniom. Evans spojrzała w łypiące na nią złowrogo zmrużone oczy demona i serce zatrzepotało jej trwożliwie w piersi, ale uśmiech wciąż próbował rozciągnąć zaciśnięte lękliwie usta. Nie mogła tego powstrzymać. Spoważniała na nowo dopiero, gdy Gadriel znów zaatakował, silniej niż do tej pory. Zaklęła, znów zmuszona do obrony, niemal na ugiętych nogach, parując mocne ciosy.

        Lucien pojawił się przed nią dosłownie znikąd. Postępem było to, że tylko ją zaskoczył, a nie wystraszył. Prawie się potknęła, próbując cofnąć się w połowie kroku do przodu. Ustabilizowała ją ręka demona, kryjąca dziewczynę za jego plecami. Gest był tak okrutnie protekcjonalny, że niemal się zagotowała ze złości. Na szczęście zorientowała się w sytuacji, nim zdążyła powiedzieć choćby słowo. On się naprawdę o nią bał, czuła to.
        - Nie, wszystko w porządku… - zapewniła szybko, łapiąc oddech, gdy nagle demon natarł na drugiego nemorianina.
        - Lucien! - Odrzuciła broń na bok, ze zgrozą obserwując, jak Lucien wymierza Gadrielowi cios, który ją położyłby na łopatki i pozbawił przytomności. Młodszy demon tylko otarł krew z twarzy, cofając się przed bratem. Bał się go i wcale jej to nie dziwiło.
        - Lucien, stój! - zawołała jeszcze raz, teraz nie czekając już czy mężczyzna jej posłucha. Gdy mówił przy niej w czarnej mowie to zazwyczaj oznaczało, że zapomniał o obecności dziewczyny.
        Dogoniła go szybko i stanęła nagle między braćmi, ostrożnie unosząc przed sobą dłonie, jakby chciała pokazać, że nie ma broni. Tak jak Gadriel cofnęła się kilka kroków przed Lucienem, w razie gdyby nie zdążył wyhamować ciosu. To właściwie nie było zbyt rozsądne. Przypominało stawanie przed galopującym koniem z rozłożonymi na boki ramionami. Koń zazwyczaj zwalniał i się zatrzymywał. Zaraz się okaże, jak będzie z nemorianinem. Kątem oka dostrzegła, że Gadriel przerzuca broń do prawej ręki, pokonując lęk złością. Wstrzymał się jednak z atakiem, bo Lucien zatrzymał się w końcu, dostrzegając Rakel.
        - Co ty robisz? – zapytała dziewczyna, podchodząc powoli bliżej. Z jej szeroko otwartych oczu ziało najczystsze zdumienie i niepokój. Przebiegła wzrokiem po twarzy demona, próbując dopatrzeć się jego emocji, ale jak zawsze poległa. To, że uderzył brata, nią wstrząsnęło. To nie był żartobliwy ani ostrzegawczy cios, nawet nie taki, który miałby zakończyć jakiś konflikt. Lucien zamachnął się na Gadriela bez żadnych zahamowań, jakby wcale go nie znał, albo jakby traktował go, jak wroga. Nie mogła ogarnąć tego umysłem i martwiło ją to.
        - Nic mi nie jest, trenowaliśmy tylko… - wyjaśniała niepewnie. Z jakiegoś powodu czuła się strasznie głupio, ale przecież nie zrobiła nic złego. Czuła się też winna tego, że Lucien tak ostro zareagował. Pamiętała, że ostrzegał ją przed Gadrielem, ale po wczorajszej sytuacji, dzisiejszy trening naprawdę nie mógł jej bardziej zagrozić. Gdyby młodszy d’Notte chciał ją skrzywdzić, miał do tego wiele okazji, nie musiał spotykać się z nią na ubitej ziemi. Odwróciła się do zielonookiego demona i podeszła do niego, wyciągając rękę.
        - Dzięki za trening - powiedziała spokojnie, jak gdyby nic się nie wydarzyło. To było jej zdaniem jedyne rozwiązanie pozwalające im obojgu zachować twarz. O następnym spotkaniu już nie wspominała. To nie był dobry moment, a nie wątpiła, że jeśli Gadriel znów zachce z nią powalczyć, to da o sobie znać.
        Później wróciła do Luciena, podchodząc do niego tak blisko, jak mogła bez naruszania konwenansów i dawania drugiemu nemorianinowi za wiele do myślenia. Przemknęło jej przez głowę, żeby skarcić znajomego za nagłe pojawianie się i zgrywanie stróża, ale nie chciała i wiedziała, że nie powinna. To byłoby niesprawiedliwe, a poza tym Lucien zbyt poważnie wyglądał. Naprawdę się o nią martwił.
        - Chodź. Porozmawiajmy gdzieś spokojnie - powiedziała cicho. Stała przy nim tak długo, dopóki nie upewniła się, że ten nie zrobi znowu nic głupiego, i dopiero wtedy poszła po swoją broń, porzuconą na piasku.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Gadriel zbagatelizował dziewczynę. Za bardzo się rozluźnił traktując ją z góry. Założył, że była o wiele słabszą istotą i poczuł się zbyt pewnie. Nawet nie przypuszczał, że Rakel może go czymś zaskoczyć, o większej inicjatywie czy podstępie nie wspominając. Nie był przygotowany, gdy wyciągnęła drugą broń i wykorzystała jego luki w obronie.
Braków i niedociągnięć był świadom, dlatego właśnie ćwiczył, ale domyślić się, że dziewczyna zasunie mu kosę pod żebra i podetnie więzadła kolanowe... Oczywiście, że na niby. Tylko co z tego gdy markowane ataki zabolały jak prawdziwe, boleśnie godząc w dumę demona.
        Wesołemu uśmiechowi dziewczyny odpowiedział złośliwy grymas nemorianina połączony z drapieżnym błyskiem w oczach. Zagrywka była godna uznania i wreszcie obudziła Gadriela, który zaatakował ze znacznie większym zaangażowaniem. Widać było, że zezłoszczony demon popełnia więcej błędów, ale to mu nie przeszkadzało w wywieraniu coraz większej presji na zbrojmistrzynię. Z satysfakcją i poszerzającym się uśmieszkiem spychał dziewczynę do coraz bardziej desperackiej obrony i wtedy dosłownie znikąd pojawiła się przed nim gęba brata. Ostrze ze zgrzytem zatrzymało się na aż za dobrze znanym i znienawidzonym koszu, gdy za Lucienem ciągnęła się jeszcze niewielka smużka granatowoczarnego dymu.
Cofnął się gwałtownie, zakładając, że Lucien mógł być niezadowolony, ale założenia okazały się odrobinę niedoszacowane i z treningu zrobiła się ucieczka przed starszym bratem. Jakby co najmniej mu tę dziewuchę ukradł, a przecież raptem ją pożyczył na chwilę. I co on do jasnej cholery miał z tymi kudłami, każdy normalny by je związał, żeby cokolwiek widzieć, a ten nie tylko nieustannie miał je na oczach, to jeszcze sukinkot był skuteczny.
        Krzyk Rakel nie był spodziewany ani nie zaskakiwał. Ogólnie bardziej pragmatycznie Gadriel nie sądził by coś wskórała. Tego, że zauważając oczywisty bezsens swoich wezwań, dziewczyna wskoczy przed rozpoczynającego walkę Asmodeusa nie przewidziałby nawet i za dziesięć lat. Albo miała tak mało rozumu, albo tak nie doceniała jego brata, albo znów to on czegoś nie zauważył i nie docenił, bo Lucien zahamował bez zwłoki gdy tylko dziewczyna pojawiła się w polu widzenia. Nawet nie próbował jej omijać, dosłownie posłusznie zaniechał ataku i teraz tylko łypał na niego spode łba. Spuścił go z oczu tylko na moment, żeby zerknąć na brunetkę mówiącą o treningu. W zasadzie wszystko w tym momencie było dziwne, to jak agresywnie Lucien zareagował biorąc się znikąd i jak szybko się poddał, oraz to, że Rakel go właśnie ratowała. Przecież nie miała w tym żadnego interesu… Nawet wspólne sparingi nie mogły być dostatecznym atutem. Poza tym przecież mogła popatrzeć jak zbiera manto a dopiero potem wkroczyć, żeby mieć temat do kpin… W zasadzie ratunek również był upokarzający i Gadriel miał problem co bardziej by mu ubliżało, pomoc czy wpierdol, który by zebrał gdyby nie zainterweniowała, ale rozważania przerwała wyciągnięta w jego kierunku ręka.
        - Ta, dzięki. - Uścisnął damską dłoń patrząc na Luciena, który momentalnie zesztywniał poprawiając chwyt na rękojeści. Mógł wziąć dziewczynę na zakładnika. Sama weszła mu w ręce i teraz bez problemu mógłby ją złapać i poderżnąć gardło, chociażby z samej złośliwości, dla zasady, dla żartu, za upokorzenie, powód nie byłby ważny. W tej chwili mógł ją zabić na jego oczach, Lucien nie zdążyłby jej uratować i obaj o tym wiedzieli. Ale nie był swoją matką i nie zniżyłby się do równie niskiego zagrania. Inaczej, może by się zniżył, a przynajmniej chyba powinien, żeby wciąż prezentować się adekwatnie do krążących o nim opinii, ale albo polubił zadziorną dziewczynę, albo powoli zaczynała go nużyć rola narzucona przez Felicity. Poza tym potrzebował sojusznika, a gest dobrej woli był niezbędny gdy wróg wroga potrafił stać się przyjacielem. Sugestii by się zmyć nie podłapał, szykowała się lepsza szopka.

        Widok atakującego Gadriela dosłownie zmroził Lucienowi krew w żyłach. Nie zastanawiał się nawet nad powodem toczącego się pojedynku, nie myślał w ogóle. Zrobił co umiał najlepiej, zaatakował. Starał się obronić jedyną cenną część swojego życia. Dopiero Czarnulka wpadająca mu przed klingę, dała demonowi do myślenia, odrobinę, ale Gadrielowi wciąż nie ufał jak najgorszemu psu. Jeszcze przez chwilę uspokajał oddech, gdy Rakel bezpiecznie odsunęła się od młodszego brata. Pozory obojętności i tak padły w momencie gdy się wtrącił, więc zignorował cichy ton dziewczyny i staranne próby zamiecenia wszystkiego pod dywan. Pominął też nieustannie gapiącego się Gadriela. Przysunął się do brunetki wciąż z bronią w ręku, więc objął ją tylko jednym ramieniem. Oparł się twarzą o jej policzek chowając się w kręconych włosach.
        - Myślałem, że coś ci grozi - wyszeptał zamykając oczy. Dopiero po chwili odsunął się od dziewczyny, napotykając kpiąco zainteresowane spojrzenie młodszego brata.
        - Ściągnąłeś mnie tam i zwiałeś - mruknął Lucien spoglądając na brata niezbyt przyjemnie gdy Rakel wracała po swój oręż.
        - I tak moje zdanie mają w dupie, a jeszcze chwila patrzenia na skwaszoną minę Misery a zacząłbym rzygać - prychnął Gadriel. Sam fakt, że rozmawiali, świadczył, że gałązka oliwna została podjęta.
        - I przyszedłeś do Rakel akurat jak byłem zajęty - mruknął Lucien.
        - No raczej, chciałem uniknąć szopek - warknął Gadriel, machnięciem dłonią pokazując, że te właśnie szopki miał na myśli.
        - Potrenować? Właśnie z Rakel? - drążył Lu.
        - A z kim do cholery mam to robić, z Sheiem?! - krzyknął Gadriel. Nerwy w końcu puszczają każdemu, nie wszystkie emocje łatwo opadają, a tama zbieranych przez lata żali bywa krucha i kiedyś musi puścić. Lucien potarł oczy i zerknął na brunetkę.
        - W ogóle wiesz czemu on trenuje z tobą? - zapytał z westchnięciem.
        - Nie krzyczę wszem i wobec, że chcę móc cię wreszcie zajebać, ale nie jest to też sekretem - uczynnie prychnął Gadriel, kiedy Lucien wskazał go oszczędnym gestem.
        - Tym się nie przejmuję, zanim będziesz w stanie, będę tak stary, że to będzie gest łaski - tym razem przyszła kolej na prychnięcie Lu. - Robi to, żeby zrobić mi na złość - mruknął najstarszy demon wywołując złośliwy śmiech młodszego.
        - Wiesz, pewnie świat ci się teraz zawali, ale nie wszystko kręci się wokół ciebie - zakpił krótkowłosy brat. - Była najlepszą dostępną opcją, a że nie mam wielkiego wyboru, bez urazy Rakel, to nie moja ani jej wina - dokończył młodszy nemorianin. Lucien syknął przez zęby obracając się na pięcie. Też wymyślił natrętny młokos. Nie by nie mówił prawdy, jakby nie spojrzeć z kim ćwiczyć nie miał. A luk miał więcej niż pewnie przypuszczał.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nie zastanawiała się długo przed wkroczeniem między braci. Jej uniesione lekko dłonie i to, że cofnęła się kilka kroków przed Lucienem, mogły wyglądać, jakby nie była pewna swojego zachowania, ale tak naprawdę był to zwykły zdrowy rozsądek, podpowiadający, że czasem trudno zatrzymać ruch w połowie drogi. Oddychała jeszcze ciężko po potyczce z Gadrielem i wyglądała na zaniepokojoną, ale nie swoim, a Luciena zachowaniem. Może już trochę się znali, ale wciąż ta znajomość była względnie świeża i nie wiedziała o nim wszystkiego. Wiedziała, że nie przepadają za sobą z braćmi, ale to jak zaatakował Gadriela ją przeraziło. Ani nie znała młodszego demona, ani za nim specjalnie nie przepadała, ale nie wyobrażała sobie stać z boku, gdy Lucien chciał go skrzywdzić, zwłaszcza z powodu zwykłego nieporozumienia. Prawdopodobnie.
        Odetchnęła spokojniej, gdy Lucien zatrzymał się przy niej i opuścił broń. Docierało do niej coraz więcej faktów i pomyślała, że przyjaciel mógł widzieć tylko, że jego brat ją atakuje, więc zareagował i rzucił się do obrony. Tym razem jej to nie zdenerwowało, a sprawiało, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Jedynym cierniem był fakt, że demon nie ruszył na przypadkowego przeciwnika, ale na swojego brata i to bez najmniejszego zahamowania. Nie była na tyle zadufana w sobie, by sądzić, że chodziło o nią. Założyła, że nemorianinowi nie przeszkadzałoby wcale skrzywdzenie brata. I to było trochę straszne. Dopiero, gdy była pewna, że Lucien jest już spokojny, podeszła do Gadriela, wyciągając do niego dłoń, by tym gestem zamknąć chociaż jeden temat. Szlachcic zerknął na nią krótko i niezbyt przyjaźnie, ale uścisnął jej rękę, później spoglądając ponad jej ramieniem na brata. Rakel szybko wróciła do Luciena.
        Demon spojrzał na nią łagodnie i uśmiechnęła się na to lekko. Nie chciała go wystraszyć. Zaskoczył ją jednak, przysuwając się i obejmując jedną ręką. Schylił się, zatapiając twarz w jej włosach, a Rakel poczuła ciepły oddech na policzku. Westchnęła cicho, niepewnie opierając lekko skroń o bok jego głowy. Jego słowa rozbrajały.
        - Nic mi nie jest – powtórzyła szeptem, zamknięta w objęciu. Nie odważyła się na żaden ruch ze swojej strony, ale cofnęła się dopiero, gdy Lucien się wyprostował. Wtedy znów poczuła, że za jej plecami krzyżują się spojrzenia braci. Zrozumiała, że to moment, by ewakuowała się na chwilę, więc poszła po swoją broń.
        Ledwo zrobiła krok, a rozpoczęła się wymiana zdań, której wbrew własnym zasadom przysłuchiwała się uważnie. Podniosła odrzucony niedbale lewak i schowała go za pasem, sięgając później po miecz. Otarła go o udo z piasku, nim schowała go do pochwy. W międzyczasie Lucien i Gadriel zaczynali skakać sobie do gardeł, a mimo to nie powiedzieli nic w najmniejszym stopniu zrozumiałego dla niej. Stanęła przy Lucienie akurat, gdy ten zwrócił się do niej, wskazując na brata. Rakel spojrzała posłusznie na młodszego bruneta, ale nie odezwała się. Pytanie brała za retoryczne, a po chwili odpowiedzi udzielił sam Gadriel i Rakel zbladła, łapiąc głębszy oddech.
        Słysząc swoje imię, spojrzała jeszcze na krótkowłosego mężczyznę i wzruszyła lekko ramionami, zupełnie nie urażona. Wręcz przeciwnie. Zapewne zrobiłoby jej się nawet miło, że od tego złośliwca doczekała się najmniejszego dobrego słowa, ale wciąż była zbyt zszokowana jego wcześniejszą deklaracją.
        Lucien syknął coś i odwrócił się na pięcie, ale Rakel nie ruszyła się z miejsca, spoglądając za nim niewidzącym wzrokiem. Po chwili wróciła spojrzeniem do Gadriela.
        - Dlaczego? – wyjąkała nagle. Zdała sobie sprawę, że trochę bełkocze, więc odchrząknęła i potrząsnęła głową, robiąc krok w stronę Gadriela.
        - Dlaczego tak mówisz? Dlaczego walczycie? Przecież jesteście braćmi – Rakel mówiła, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Uwagę jednak skupiała bardziej na Gadrielu. – To może nie moja sprawa, ale chociaż rozumiem niesnaski, to taka wrogość… - urwała, kręcąc lekko głową i pocierając czoło.
        Dziewczyna normalnie by się nie odezwała. Nie wtrącała się w nieswoje sprawy, a już na pewno nie dawała nikomu rad. Już nawet nie z grzeczności, ale po prostu wiedziała, że się kompletnie do tego nie nadaje. Słowa Gadriela wstrząsnęły nią jednak w taki sposób, że jakby zapomniała o wszystkich swoich zasadach i zadawała pytania tak, jakby naprawdę spodziewała się uzyskania odpowiedzi. Jakby to była normalna rozmowa, z normalnymi problemami.
        - Lucien…? – zwróciła się nieco prosząco do przyjaciela. Nawet nie wiedziała, o co chciała go zapytać. Chciałaby wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i może powiedziałby jej później, albo nie… Ale tu byli obaj i zapewne była naiwna, ale chciałaby móc powiedzieć „hej, koniec kłócenia się! Przybijcie sobie piątki i idziemy na kawę!”
        Nagle poczuła się bardzo niezręcznie i pożałowała, że się odezwała. Głupia dziewczyna wśród wiekowych demonów. Ale nadal nie ruszała się z miejsca, bo w głowie rozbijał jej się beztroski ton Gadriela „chcę móc cię wreszcie zajebać”. I skóra jej od tego cierpła.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Dialog jaki bracia zaczęli prowadzić nie należał do przyjemnych, ale sam fakt, że rozmawiali wbrew pozorom był postępem.
        W międzyczasie Lucien oczywiście spróbował pokazać dziewczynie z kim tak naprawdę miała do czynienia, bo powtarzanie, że demony, Otchłań, a w szczególności jego rodzina są niebezpieczni wyraźnie słabo do Czarnulki docierało. O dziwo Gadriel sam wyskoczył z całkiem niezłą odpowiedzią co odbiło się drobnym echem na spojrzeniu Rakel.
Niezadowolenie było niezłe, chociaż starszy demon z większą radością powitałby chociaż nutkę strachu czy nagłego zrozumienia. Niestety musiał się zadowolić niemą reprymendą ukazującą się w barwnych oczach. Na tym pojęcie zagrożenia się kończyło.
        Lucien na chwilę się poddał, tymczasem Gadriel zerknął uważniej na odzywającą się brunetkę. Głupiutkie alarańskie stworzonka lubiły doszukiwać się głębszych powodów podczas gdy im wystarczało krzywe spojrzenie by skłócić rody na całe stulecia, albo odwrotnie, może żyjąc pośród błahostek podobnych ich żywocikom nie pojmowały jak dotkliwą urazę można ciągnąć za sobą przez dziesiątki lat pielęgnując ją i doglądając.
        - Nie wystarcza, że jest aroganckim dupkiem? - prychnął złośliwie, ocierając krew wciąż spływającą na oko. Przecież był to jak najbardziej dostateczny argument, żeby kogoś znienawidzić i chcieć skrócić go o głowę.
        - Z każdego zrobi sobie wroga, jeśli ktoś go toleruje, to tylko dlatego, że jeszcze nie poznał naszego dziedzica - burknął przywołując wrogie, morskie spojrzenie. Lucien przez chwilę rozważał czy jednak nie zamknąć bratu paszczy, chciał porozmawiać z Rakel a nie szarpać się z młodszym nemorianinem, który ani myślał zabrać się do domu.
Ale brunetce uzasadnienie wyraźnie nie wystarczało i Gadriel wywrócił zielonymi ślepiami w ostatecznej pogardzie dla jej kontrargumentu.
        - Przyrodnimi - prychnął. O dziwo zamiast zwykłej odpowiedzi wybrzmiał dwugłos. Mężczyźni obdarowali się morderczym spojrzeniem, karcąc wzajemnie za wtrącanie się i dublowanie wypowiedzi drugiego.
        - Poza tym widziałaś naszego ojca. Nijak cieszyć się ze wspólnych korzeni ani budować braterskich więzi na ich kanwie - dokończył Gadriel wywołując milczenie Luciena, które było jak niechętne przyznanie racji.
Jednocześnie młodszy demon uciekł na chwilę spojrzeniem zamyślając się na uderzenie serca czy dwa. Felicity nie trawiła pasierba, to było logiczne i względnie rozsądne, ale że Beal nie robił nic, żeby synowie nie żarli się na każdym spotkaniu jak zdziczałe psy… To już wyglądało podejrzanie jeśli się zastanowić. Przecież takie niesnaski działały na niekorzyść rodziny, przynajmniej według każdego normalnego. A, że senior zawsze na piedestale wpierw stawiał własne dobro i wygodę dopiero potem ród, jego potrzeby mogły się rozmijać z ogółem...
Gadriel ocknął się słysząc imię Luciena i zerknął na brata mało sympatycznie, w głębi ducha wciąż zastanawiając się nad nowym pomysłem i minionymi wydarzeniami. Czasami najbardziej oczywiste fakty najłatwiej było przeoczyć gdy jakimś sposobem stawały się codziennym tłem.
         Lucien spojrzał na dziewczynę możliwie łagodnie, gdy usłyszał jej trochę niepewny głos. Obiecał jej wyjaśnienia, ale czy musieli rozmawiać przed Gadrielem i o nim właśnie? “To skomplikowane” samo cisnęło się na usta, ale demon nie chciał sprawić Czarnulce przykrości unikając rozmowy, więc westchnął cicho niechętnie szykując się do odpowiedzi.
        - Jest dwulicowym, śliskim kłamcą, który sieje ferment... - Gadriel wypowiedź starał się znieść z godnością. - A potem wzywa na pomoc mamusię - Lucien mówił nieco bardziej szorstkim głosem niż zamierzał, ale z racji nieprzyjemnego tematu i emocji z nim związanych nie złości na brunetkę.
        - Hej! - A Gadriel mimo chęci nie wytrzymał, zerkając w stronę brata rozeźlonymi oczyma.
        - Matka podpuściła go, żeby nalegał na poważne treningi z ostrą bronią, zgodziłem się, a jak dostał klapsa kijem zrobił raban na pół dworu.
        - To nie ja zawołałem matkę tylko Sheitan - wtrącił się oburzony Gadriel, podczas gdy Lu nic sobie z jego protestów nie robił i kontynuował.
        - Użeranie się z Felicity nie jest moim hobby, mam lepsze i przyjemniejsze zajęcia - Lucien niewzruszony protestami ciągnął z goryczą.
        - Już mówiłem, że to nie ja zakapowałem Felicity! - warknął Gadriel, coraz bardziej się irytując na wyciąganie starych spraw do tego w zafałszowanej formie. Co jak co ale kapusiem nie był.
        - Ale wszystko przemilczałeś. Zrobili z ciebie ofiarę a ze mnie kata i jakoś nie burzyłeś się przed nieprawdą. - Asmodeus spojrzał na brata ozięble, a Gadriel zacisnął usta w wąską kreskę.
        - Obca dziewczyna weszła pod rapier, żeby ratować twój tyłek przed nieporozumieniem, a ty nie pisnąłeś słowa sprostowania o pomyłce ani matce, ani ojcu, ani nawet mi. Siedziałeś cicho jak zebrałem połajankę, a za stary jestem, żeby kobieta, która mogłaby być moją córką i ojciec ledwie odróżniający sztych od rękojeści uczyli mnie jak szkolić szermierza - dokończył znacznie obojętniejszym tonem niż na początku, odsuwając na bok emocje i przywołując się do porządku. Gadriel zmrużył oczy, ale usta trzymał zamknięte. Przynajmniej dowiedział się, chociaż częściowo, o co Lucek się wściekał. Jego bolało ówczesne upokorzenie, ale jak się sprawa toczyła, nie wiedział. Szczegółów wciąż nie znał i wątpliwe by kiedykolwiek je poznał, ale mógł użyć wyobraźni. Tym bardziej wizja, że Beal miał interes w utrzymaniu ich wzajemnej antypatii brzmiała niegłupio.
        - Ugoda była więc prosta, jeśli nie umie przełknąć porażki i nie chce zebrać kolejnego lania to miał nie wchodzić mi pod nogi i mnie nie zaczepiać. W międzyczasie smarkacz ubzdurał sobie, że jak mnie zabije, zmaże plamę na honorze - podsumował Lu, nie potrafiąc wytłumaczyć sprawy lepiej, przynajmniej nie przy Gadarielu.
        - Powodzenia - prychnął jeszcze w stronę brata. - Ale zrób jeszcze raz taki numer za moimi plecami a żadna interwencja Rakel ci nie pomoże - zastrzegł starszy nemorianin wywołując niecny uśmieszek na twarzy kędzierzawego bruneta.
        - Tu jesteś! - W międzyczasie rozległ się krzyk blondwłosego elfa, który gnał w stronę placu wskazując Luciena palcem.
        - Powiedział “Za moimi plecami”. - Gadriel uśmiechnął się zadowolony, cytując brata i szepcząc do brunetki, gdy Lu odwracał się w kierunku nadciągającego Remiego.
        - Mam z tobą do pogadania! Nikt cię nie uczył, że nie znika się jak ktoś do ciebie mówi?! - krzyczał uszaty szybko pokonując kolejne sążnie.
        - Do zobaczenia Rakel, teraz lepiej idź ratuj elfa - pożegnał się i tłumiąc śmiech zniknął w portalu.
        Lucien odsunął się pod ogrodzenie i przysiadł na najwyższej belce chowając oczy w dłoń. Czy to tak wiele, że chciał chwili ciszy? Najlepiej jeszcze możliwości wyjaśnienia wszystkiego Rakel spokojnie i na osobności, bo ciągle miał przed oczami jej zawiedziony wzrok? Nie, najpierw znosił matkę i mini-sukkuba podczas gdy Gadriel zawinął manatki, potem szukał Czarnulki, którą na trening wyciągnął jego szurnięty przyrodni brat, a teraz nagle elf do nich dobiegł bo mu się na wynurzenia zebrało. Jeszcze chwila a naprawdę zrobi komuś krzywdę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Obracała głowę, żeby spojrzeć to na jednego, to na drugiego demona, a przy toczącej się dyskusji wyglądało to, jakby oglądała grę w paletki. Na twarzy malowało jej się kompletnie niezrozumienie, niedowierzanie i zmęczenie na zmianę. Nie wtrącała się zarówno dlatego, że nie wypadało, ale też nie dałaby rady wepchnąć się w ciskane pomiędzy braćmi gromy. Poza tym naprawdę nie wierzyła w to co słyszy.
        - To wszystko? – zapytała ze spokojnym niedowierzaniem, gdy wydawało się, że skończyli. Prawdopodobnie podobną minę miałaby, gdyby zobaczyła kogoś chodzącego na czworaka po rynku miejskim. Tyłem. Trzymając w zębach martwą wiewiórkę.
        - Chcecie mi powiedzieć, że nienawidzicie się i cudem jeszcze się nie zabiliście, bo on ci narobił wstydu za dzieciaka? – Spojrzała na Gadriela, a potem przeniosła wzrok na Luciena. – A ty się obraziłeś, bo niesłusznie zgarnąłeś manto? – zapytała i dała im chwilę, po czym tylko otworzyła szerzej oczy. – Żartujecie sobie ze mnie?
        Czekała na protesty lub wyjaśnienia, ale bracia tylko łypali na siebie ze złością, a na nią jakby z lekkim pobłażaniem i może lekką irytacją. Ale miała to w dupie. Parsknęła krótkim śmiechem. Dosłownie jej się wyrwało. Prawdopodobnie rozwinęłoby się to w pełnoprawne zwijanie się ze śmiechu, ale była tak wystraszona już tym lekkim rozbawieniem, że zamilkła szybko. Nadal jednak zdawało się, że niska brunetka spogląda na nich z góry.
        - Sam mówisz, że matka nie jest na liście najbliższych ci osób, o ojcu nie wspomnę - mruknęła ciszej, ale założyła, że Lucien albo domyśli się, że wie o ich konfrontacji, albo bezwiednie uzna to za naturalne. - Poza tym nie wydajesz się kimś, kto w ogóle przejmuje się czyjąś opinią, więc co ciebie tak boli? – zapytała Luciena miękkim tonem. – Jeśli chodzi tylko o to, że brat się na ciebie wypiął, to trzeba było mu przywalić drugi raz i nauczyć, co to jest solidarność braterska. Jesteś starszy, więc z zasady powinieneś być mądrzejszy – stwierdziła bezlitośnie, dzielnie znosząc spojrzenie Luciena. Później spojrzała na Gadriela.
        - Będę szczera, więc nie rób nic głupiego, tylko posłuchaj – zaznaczyła, unosząc lekko dłonie, czując, że niezadowolenie tego konkretnego nemorianina może być całkiem brzemienne w skutki.
        - Po pierwsze trzeba było bronić brata. Ale było minęło, byłeś młody, trudno. Ale chcieć zabić go, żeby odzyskać honor? Co za absurd w ogóle. Jesteście braćmi. Tak, przyrodnimi – dodała szybko, widząc, że obaj się spinają. – Ale jakie to ma znaczenie? Przecież kto cię nauczy lepiej walczyć niż Lucien właśnie? Nie lepiej po prostu szkolić się pod dobrym okiem, a całej reszcie pokazać środkowy palec? Aroganckim dupkiem jesteś ty – fuknęła, prostując się i dzielnie znosząc spojrzenie jadowicie zielonych oczu. – A i tak chciałam z tobą trenować, bo chcę być lepsza. Na tym to polega – mruknęła już ciszej. Wciąż nie wierzyła, że musi tłumaczyć Gadrielowi takie rzeczy i ciągle zdawało jej się, że bracia zwyczajnie z niej drwią.
        - Mam dwóch starszych braci – zwróciła się znowu do Gadriela. Lucien już to wiedział. – Rand jest młodszy, Dorian starszy, dzieli ich raptem rok. Jak byli młodsi to Rand przez przypadek pociął ojcu mieczem jego nową skórzaną kurtkę – mówiła spokojnie, mając nadzieję, że kędzierzawy demon jej posłucha, zamiast traktować z góry, jak zawsze. – Ojciec zaś pomyślał, że zrobił to Dorian ze złości, że ojciec nie chciał mu jej pożyczyć, i to on zebrał manto. Rand się wystraszył i nie sprostował, Dorian był za dumny, żeby zwalać na młodszego i po prostu przywalił mu później. Moim zdaniem wyszło całkiem sprawiedliwie, a pokrzywdzony najbardziej był ojciec, bo nie miał kurtki – mówiła szybko, a ostatnie zdanie prawie mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do nich. Zaraz jednak podniosła wzrok.
        - Może i wy byliście dorośli, ale zachowaliście się jak dzieci. Nawet gorzej, bo nie umieliście przejść nad tym do porządku dziennego. Wiesz ile razy ja oberwałam od braci? A to Rand mnie walnął przypadkiem drzwiami, jak próbował zdążyć je zamknąć zanim wejdę mu do pokoju. A to Dorian źle wycenił swoją siłę i jak mnie popchnął to wybiłam mleczaka na stopniu od schodów. Tak się wystraszył, że w panice próbował wsadzić mi ten ząb z powrotem. Albo nawet umyślnie dostałam od jednego czy drugiego w tyłek albo ucho, jak byłam upierdliwa. No cholera, przecież to jest normalne, zdarza się! I rodzice nie wiedzą o większości, a jak się dowiedzą to i tak nie są w stanie stwierdzić kto zaczął, i albo obrywają wszyscy, albo akurat ten niewinny. Więc przestańcie być takimi nadętymi szlachcicami i bądźcie dla siebie braćmi, to będzie wam łatwiej – prychnęła i aż się zaczerwieniła z niepewności, sama słysząc że trochę przegina. Lucien był przyzwyczajony do jej okazjonalnego gadulstwa, Gadriel chyba niekoniecznie. Wtedy jednak znowu spojrzała na przyjaciela i uspokoiła się.
        - A ty się nie obrażaj ciągle na wszystkich – mruknęła z lekkim uśmiechem, spoglądając na niego łagodnie. – Jesteś starszym bratem. To jest i fajne i odpowiedzialne, gdy młodsi na ciebie spoglądają. A ja chcę dobrze, więc na mnie też się nie złość – dodała już prosząco.
        Zamilkła. Nie wiedziała, czy to dobrze, że się odezwała. Co prawda cały czas mówiła zupełnie spokojnie, wciąż lekko niedowierzając skali problemu, który wyniknął z takiej błahostki. Pamiętała jednak, że Lucien nie najlepiej znosi jej uwagi, zazwyczaj obruszając się i milcząc albo z kolei odpowiadając jej w ostrzejszym tonie. Gadriel zaś… Trochę wstyd się przyznać, ale chyba założyła, że przy Lucienie nie zrobi jej krzywdy. Niezbyt to w porządku z jej strony, wykorzystywać ochronę przyjaciela, by powiedzieć jego bratu do słuchu, ale naprawdę nie umiała tego tak zostawić. I nie chciała. Rodzeństwo było dla niej wszystkim i chyba chciała by inni też mieli z tego tyle radości i bezpieczeństwa, co ona. A nie spoglądali na siebie wilkiem.

        Pojawienie się Remy'ego ucięło już wszelkie rozmowy. Rakel spojrzała zaskoczona na zbliżającego się znajomego. Był zły i to bardzo. Tylko czemu? Właściwie, gdyby nie to, że zmartwiła się lekko kolejną zbliżającą się konfrontacją, nawet rozbawiłyby ją słowa elfa. Luciena chyba nie dało się nauczyć nieznikania i niepojawiania się niespodziewanie. Na moment straciła obojga z oczu, gdy usłyszała głos za sobą i odwróciła się szybko.
        Gadriel uśmiechał się, zadowolony z furtki, którą zostawił mu Lucien i dziewczyna wywróciła oczami. Jakby w ogóle jej nie słuchał! Ale nie miała nic przeciwko treningom. Chciała by Gadriel uczył się pod okiem brata, bo tak było dla niego lepiej. Dla niej jednak opłacało się kontynuować trudne starcia z młodszym demonem. Skinęła więc tylko głową.
        - Do zobaczenia. – Uśmiechnęła się lekko i poczekała aż szlachcic zniknie w portalu, nim odwróciła się w stronę pozostałych.
        Lucien siedział na belce, zakrywając twarz dłonią, podczas gdy Remy właśnie przeskakiwał bandę. Podeszła do nich szybko.
        - O co znowu chodzi? – zapytała, na moment zwracając na siebie uwagę elfa, którego rysy złagodniały lekko, gdy spojrzał na dziewczynę.
        - O nic, czym musisz się martwić – odpowiedział Remy, prawdopodobnie chcąc ją uspokoić. Rakel jednak tylko uniosła znacząco brwi. Bennet nie dostrzegł jednak zagrożenia, skupiony znów na Lucienie i robiąc krok, by oddzielić go od Rakel. Ta zacisnęła usta.
        - Wracaj do narzeczonej – mruknął nieco spokojniej elf, spoglądając na demona. Wzrok jednak miał lodowaty.
        - Remy! – rzuciła oburzona brunetka, wychodząc zza jego pleców, ale zatrzymał ją wyciągniętym ramieniem. Spojrzała na to zaskoczona. Na tyle zaskoczona, że posłuchała, zatrzymując się w miejscu. Elf nie spuszczał Luciena z oczu.
        - Nie miałbym nic do ciebie, stary. Wydawało mi się, że naprawdę się o Rakel troszczysz, dopóki nie powiedziała mi o ślubie. Więc bądź łaskaw wziąć swoje arystokratyczne dupsko i wracać, skąd przyszedłeś, i do swojej narzeczonej. Wiem, jakie macie zdanie o ludziach, czy innych rasach, ale my nie służymy waszej rozrywce. A Rakel nie jest twoją zabawką na tym świecie, byś przychodził do niej, kiedy chcesz się rozerwać i znikał, kiedy wezwie cię twoje prawdziwe życie. A jeśli twierdzisz, że naprawdę ci na niej zależy, to tym bardziej zachowaj się jak mężczyzna, znikaj stąd i nie zwódź dziewczyny.
        Złość Remy’ego przerodziła się z rozgorączkowania w stan lodowatego spokoju, gdy świadom dysproporcji sił, stawał przed nemorianinem. Nie wiedział dlaczego. Jasne, Rakel była… no fajna z niej była dziewczyna i mogłoby być z tego coś więcej, ale nawet nie tylko o to chodziło. Nie chciał po prostu patrzeć, jak jakiś markiz robi sobie z niej zabawkę, zwłaszcza gdy ona sama tego nie dostrzega. Może nie musiał, ale czuł się za nią odpowiedzialny, a poza tym naprawdę nie podobała mu się postawa demona, który zaczynał się panoszyć po Łusce, jakby był u siebie. Początkowo zdawał się przyjazny i zafascynowany otoczeniem, ale wokół dziewczyny roztoczył chyba jakąś aurę własności i należało wyprowadzić go z błędu.
        Rakel zaś o dziwo milczała. Milczała wyjątkowo wyraziście, bo chyba odebrało jej mowę. Początkowo była zła na Remy'ego i jego dziwaczne zachowanie, o protekcjonalnym traktowaniu jej już nie mówiąc. Ale zanim zdążyła zareagować, elf się rozgadał, a ona słuchała. Nie zgadzała się z tym co mówi, wcale. Lucien nie był taki, jaki zdawał się w oczach elfa. Naprawdę. Nie umiała teraz znaleźć argumentów na jego obronę i to właśnie ją uciszało, ale wiedziała, że elf nie miał racji! Poza tym nikt jej nie zwodził. Wiedziała przecież, jak to wszystko wygląda. Między nią a Lucienem nic nie było, co najwyraźniej w ogóle do blondyna nie docierało. Ale nie wiedziała co może powiedzieć, żeby nie odnieść się w jakikolwiek sposób do słów znajomego. Było jej dziwnie z tym, że ktoś wie, że… hmm… no że są dla siebie ważni.
        Ostatecznie milczała. Cofnęła się nawet minimalnie, odwracając wzrok i wycofując się z tej dyskusji. Nie wiedziała, co powiedzieć.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel nie wyglądała na przekonaną i drążyła, chociaż właśnie ujawniono jej całe sedno kłótni i ogólnej antypatii braci wobec siebie. Dla dziewczyny najwyraźniej był to drobiazg, bo popatrzyła na nich obu jakby prawili o jednorożcach. Lucien odwzajemnił się spokojnym spojrzeniem nie mając nic do dodania. Przemilczał, że nie obraził się tylko uznał, że Gadrielowi nie można było ufać. Z kolei Gadriel, wciąż najeżony, tym bardziej na wspomnienie o wstydzie ponownie otarł brew nie próbując pogrążać się kolejnym komentarzem, gdy brunetka segregowała otrzymane informacje.
        Co do szczegółów wysnutych wniosków Lucien na przykład by się nie zgodził. Nie pozabijali się jeszcze ponieważ Gadriel nie byłby wstanie odciąć mu włosów, a z kolei dla starszego demona ubijanie irytującego brata niosło więcej kłopotów i uciążliwości niż jego znoszenie. Oczywiście sprostowanie Lucien zachował dla siebie. Rakel nie wyglądała jakby była w nastroju do przyjęcia takich rewelacji, o ile w ogóle mogły one kiedykolwiek do niej dotrzeć bez wywoływania burzy. Była całkiem pragmatyczną dziewczyną, ale czasami w pełni logiczna argumentacja rozbijała się o ścianę niezrozumienia, tak jak teraz przyrodnie pokrewieństwo.
W każdym razie żaden z demonów bynajmniej nie wyglądał jakby żartował. Od czasu do czasu jeden łypnął na drugiego albo Gadriel rzucił jakieś spojrzenie brunetce gdy Lucien spoglądał na nią spokojnie, ale żartobliwości nie szło się dopatrzeć. Ale gdy brunetka parsknęła śmiechem obaj mężczyźni popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Co więcej można było dodać, jeśli dziewczyna nie rozumiała tak prostych spraw?
        Słysząc wzmiankę o rodzicach Lucien zerknął na Rakel cierpliwie, domyślając się, że to dopiero wstęp do nieporozumienia. Nie pomylił się, po chwili spinając się wyraźnie.
        - Kolejna będzie zrzucać wszystko na obowiązki starszego - prychnął jak chlapnięty wodą kot, ale zaraz uspokoił się i starał się dodać delikatniej. - Lojalności nie można nauczyć, jeżeli nie mogę mu ufać przy drobiazgach skąd mam wiedzieć, że nie wrazi mi sztyletu w plecy gdy tylko nadarzy się okazja? - spróbował uzmysłowić Rakel, że w Otchłani rzeczywistość prezentowała się trochę inaczej.
        - A żebyś wiedział, tylko poczekam aż się odwrócisz - warknął Gadriel, nieświadom, że za chwilę przyjdzie kolej na niego, raz jeszcze ocierając coraz słabiej spływającą krew, co powoli zaczynało przypominać tik. Spojrzał na dziewczynę groźniej słysząc o nadchodzącej szczerości, ale Rakel kontynuowała niezrażona.
        - Chcę udowodnić, że jestem lepszy, bzdurę o honorze wymyślił ten tam - sarknął machnięciem ręki pokazując Luciena.
        Do tego przez chwilę obaj prezentowali się jakby Rakel w samą porę sprecyzowała rodzaj łączącego ich pokrewieństwa, i chociaż również razem wyglądali, jakby chcieli dodać, że był to dość istotny drobiazg, nie mieli jak się wcisnąć między słowa brunetki. Zaraz potem lekkie niedowierzanie pojawiło się w oczach Luciena, a solidna dawka złości w spojrzeniu Gadriela.
        Pewnie młodszy demon chętnie pokazałby co sądzi o nazywaniu go dupkiem prosto w oczy, gdyby nie był tak zły i zaskoczony jednocześnie. Dosłownie ugiął się pod potokiem osobistych wynurzeń wymieszanych z reprymendami i to właśnie szok chronił Rakel lepiej niż wszystkie groźby świata, bo gdy zwyciężał temperament to rozsądek i obecność brata zeszły by na drugi plan. Tymczasem emocje ginęły pod niepojętym absurdem, którego mimo wszystko słuchał, gdy Lu zesztywniał na wspomnienie o braciach. W jego opinii nic się to dziewczę nie uczyło i nie słuchało wskazówek. Może jeszcze zamierzała powiedzieć gdzie mieszka.
        Ale mimo różnic między braćmi, każde kolejne słowo wywoływało coraz większe zdziwienie obu demonów. Lucien co prawda miał już niewielki przedsmak opowieści o przetrwaniu dzieciństwa, jak nabijanie guzów jabłkami, ale to co Czarnulka opowiadała i tak brzmiało dla niego szokująco. Gadriel natomiast wyglądał jakby mu właśnie opowiadano o pokonywaniu torów przeszkód na smoczych grzbietach i oba demony spoglądały teraz na dziewczynę jakby pochodziła z innego świata. W gruncie rzeczy faktycznie tak było, ale żeby aż tak... Wybijanie zębów, ogólna przemoc i rękoczyny. Gadriel nie mógł pojąć, że chów ludzkich dzieci był taką szkołą przetrwania. Niemalże jak selekcja naturalna. A ich pouczała... Według Rakel mieli być braćmi i sprzeczki rozwiązywać pięściami? Czy nemoriańska zasada nie była znacznie prostsza i właśnie ona nie ułatwiała życia? Zwyczajnie nie wchodzić sobie w drogę...? Przecież to było mniej traumatyczne... Gadriel wciąż próbował pojąć czego był świadkiem, gdy Rakel rzuciła najprawdziwszą uwagę w całej rozmowie. Spojrzał na Luciena tak wymownie, że słowa stały się zupełnie zbędne. Mina młodszego za niego wołała “Dokładnie, wiecznie strzelasz fochy", gdy Lu właśnie krzyżował ramiona na piersi w niemym buncie, że wcale się nie obraża.
        Ostatecznie jednak starszy szlachcic rozluźnił się i zerknął na brunetkę łagodniej gdy tylko usłyszał, żeby się na nią nie złościć, a młodszy wykorzystał nagłe pojawienie się elfa na horyzoncie, żeby umknąć nim nastąpiła jakaś niezręczna kulminacja w stylu "A teraz grzecznie podajcie sobie rączki". Z tą dziewczyną wszystko wydawało się możliwe, a chyba żaden z nich by tego nie zdzierżył. Zaś na tym etapie, nieplanowana rozmowa z Rakel mogła stać się pretekstem do chwilowego zagrzebanie topora wojennego. Każdemu z nich było to na rękę, przynajmniej póki nie rozwiążą głównego problemu, a samodzielnie trudniej było przełknąć dumę i wyjść z bardziej sprecyzowaną inicjatywą.

        Nie zapowiadało się by w najbliższych chwilach mieli narzekać na samotność. Lucien westchnął ciężko, słysząc złość w głosie Remy'ego. Był zmęczony. Miał dość słuchania, stosowania się do poleceń i znoszenia połajanek i wcale nie wliczał w tę listę rozmowy z Rakel, a blondyn musiał się pojawić akurat teraz. Demon schował oczy pocierając skronie kciukiem i przeciwstawnymi palcami, ale elf nie odebrał niemych sugestii, aby odpuścić.
Pionowe źrenice wyłoniły się znad odsuwanej dłoni i spojrzały na Remy'ego. "Nic by do niego nie miał, ale miał bo...", jakie urocze. I chociaż ostatnie zdanie wywołało niewielkie wahanie, zbyt często Lucien sam się zastanawiał czy dla bezpieczeństwa dziewczyny nie powinien Rakel zostawić, szybko wygrała złość. O jednego samozwańczego dyktatora robiło się właśnie za wiele. Może i przyznawał Remy'emu rację, że nemorianie nie byli najlepszym materiałem na znajomych, ale znali się zbyt krótko by blondas wciskał się w jego prywatne sprawy. W ogóle co elf o nim niby wiedział, żeby rzucać podobnymi oskarżeniami? Najwyraźniej nie tylko uszaty mylił się w swoich osądach bo i demon miał blondyna za innego typa niż teraz się prezentował.
        - To gdzie przebywa moje dupsko i z kim nie jest twoją sprawą - odpowiedział z lodowatym spokojem. Tylko spokój mu pozostał. Lu czasami miał wrażenie, że jedynie cienka tafla szkła dzieliła go od utraty panowania nad sobą i tym bardziej starał się kruchego lustra nie testować wdając się w pyskówki czy tłumaczenia, wręcz próbował w miarę możliwości zignorować zarzuty Remy'ego, co chyba nie pomagało w uspokojeniu elfa ani ochłodzeniu spięcia.
        - Ale twierdząc, że Rakel daje się zwodzić i robi za zabawkę komu tak naprawdę ubliżasz? - odbił oskarżenie pytaniem i zsunął się z ogrodzenia zmuszając elfa do zrobienia kroku w tył. Demon coraz częściej miał ochotę kazać chędożyć się wszystkim razem i każdemu z osobna, i zniknąć gdzieś w piekle czy na bezludnej wyspie, gdziekolwiek. Teraz też chętnie by zniknął, ale złapanie dziewczyny w objęcia i się ulotnienie tylko pogorszyłoby sprawę i paskudnie pasowałoby do zarzutów. Z kolei po raz kolejny zostawiać Rakel w tak krótkim czasie nie chciał, nie była winna, że elf grał mu na nerwach. Lucien minął więc blondyna, przezornie cofając się o kilka kroków, poza jego zasięg. Gdyby Remy mu teraz przyłożył, wszystkie próby zachowania spokoju mogłyby pęknąć jak bańka mydlana, bo chociaż nie zwykł wdawać się w bójki po dzisiejszym dniu Asmodeus właśnie był na granicy tolerancji. O dziwo Rakel zupełnie zamilkła i tak jak chwilę temu ustawiała dwa demony, teraz gdy elf mówił uciekała wzrokiem.
         - Jedyna osoba jakiej winien jestem jakiekolwiek wyjaśnienia to Rakel. Jeśli ona każe mi odejść, odejdę - odezwał się wciąż spokojnie, z łagodniejszą nutą przebijającą się w głosie, gdy zwracał się bardziej w stronę dziewczyny niż elfa.
        - Ale ty nie przeginaj, Remy, bo po uszy mam dzisiaj mówienie co mi wolno i co powinienem - syknął trochę agresywniej niż zamierzał, i zaraz skonfundował się mrużąc oczy i biorąc głębszy wdech, żeby się uspokoić. Czy tylko mu się zdawało czy znacznie więcej rzeczy ostatnio go złościło, a może zwyczajnie więcej się działo.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości