FargothKuźnia dobrych manier.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Niezrażony odmową Tarunn, Orrander po raz kolejny skłonił się nisko, życząc elfce powodzenia. Rzecz jasna wcale nie zamierzał tak łatwo rezygnować z walki o względy kowalki, przymilając się do Tioyoi gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, jednocześnie głośno oznajmiając zebranym, że oto walczy jego dziewczyna. Miejscowy amant stworzył drużynę razem z Muinem Żelazna Pięścią. Wszystko wskazywało na to, że póki do gry nie dołączy Zderzak z swoim bratem, to właśnie ta para miała być głównymi rywalami dla Feyli i Tarunn. Oboje zresztą szybko wygrali swoje pojedynki, awansując do następnej rundy.
        - Wybacz przyjacielu iż tak krótko, ale pilno mi obejrzeć jak poradzi sobie moja piękność. – Orrander śmiał się z swojego przeciwnika. Mimo drobnej jak na krasnoluda postury, kochaś wykazywał się sporą krzepą, a do tego dysponował cała gamą nieszablonowych pomysłów, którymi co rusz zaskakiwał bardziej konserwatywnych Nordów. Sądząc po minie pokonanego, ten ostatni właśnie miał okazję oświadczyć jednego z tricków Orrandera.
        Tymczasem Feyla skupiała się na własnej walce. Wprawdzie wystarczyła im jedna wygrana, ale kowalka za nic nie chciała dopuścić do tego, aby Tarunn musiała ją wyręczać. Ambicja nakazywała jej zrobić wszystko, by dotrzymać kroku partnerce, nawet jeśli ta na pierwszy rzut oka była dużo silniejsza. Kowalka uznała że los jej sprzyja. W walce na ręce, jako rywal przypadł jej starszy krasnolud, o krzywych zębach i czerwonym nosie wyraźnie zdradzającym upojenie alkoholowe. Fakt iż jeden z uczestników już teraz był pijany, wydawał się nieco zaskakujący, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę że następną konkurencją miało być drużynowe picie piwa na czas, gdzie również eliminowano najsłabszą drużynę. Kowalka uznała, że po prostu niektórzy mają specyficzne metody treningowe.
        Feyla miła nadzieje że jako dziewczyna zostanie przez krasnoluda zlekceważona, w skutek czego ten raczej nie będzie próbował wymyślnych sztuczek, bazując tylko i wyłącznie na własnej sile. Szybko jednak przekonała się jak płonne były to dywagację.
        - Jestem leworęczny. – wyjaśnił krasnolud, stawiając na blacie lewą dłoń.
        - Taa.. i co mnie to obchodzi. Twoja strata. – Burknęła kowalka, na co jej rywal pokazał drugą rękę, a właściwie to kikut, w którym miejsce palców zajął gigantyczny opatrunek.
        - I do tego kaleką. Nie wspominając już, że dużo starszym od ciebie…
        - A ja jestem syrenką z jeziora. Przestań pierdolić i bierzmy się do dzieła. – Irytowała się Feyla, ostatecznie godząc się by walka odbyła się przy pomocy lewej ręki.
        Dziewczyna była przekonana, że z takim staruszkiem poradzi sobie łatwo, bez względu na okoliczności. Tymczasem gdy tylko sędzia dał znak do rozpoczęcia pojedynku, siwobrody chuchnął Feyli w twarz, przez co kowalce zakręcił się w głowie. Czuła się jakby właśnie zwymiotował na nią troll, tylko cudem nie dając się pokonać w pierwszych sekundach walki, zatrzymując swoja dłoń o palec nad blatem. Była wściekła na oszusta. Skoro dziadyga chciał grać nieczysto, to i Feyla nie pozostawała mu dłużna. Kopniakiem wyłamała jedna z nóg stołu, w skutek czego blat przechylił się w kierunku krasnoluda, a zaskoczony Nord oderwał rękę od drewna.
        - Łokieć! – Natychmiast zasygnalizował sędzia.
        Feyla wygrała, ale jak się okazało był do dopiero początek walki. Wściekły staruszek nagle odzyskał wigor, nokautując kowalkę swoim rzekomym kikutem, który w rzeczywistości okazał się pięścią uzbrojona w żelazny kastet.
        - Pieprzona zdzira! – wrzasnął krasnolud, przeskakując przez zniszczony stół i próbując dopaść leżącą na ziemi kowalkę, obficie krwawiącą z nosa. Szczęściem Feyli ta, mimo zamroczenia, zdołała dostrzec topór w dłoniach swojego przeciwnika i instynktownie przeturlać się po podłodze, na chwile przed tym gdy stal uderzyła o kamienna posadzkę.
        - Nie miało być broni, zakłamana szujo! – krzyknęła Feyla.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn machnęła od niechcenie ręką w kierunku zelfionego krasnoluda w niemym “jasne, jasne, tobie też powodzenia”. Ten gość póki co jedynie ją bawił, na razie jeszcze nie irytował. Był zresztą niegroźny w tych swoich gładkich słówkach, więc w czym problem? Może nawet w przyszłości się to opłaci, gdy w jakiejś konkurencji przyjdzie im stanąć przeciwko sobie… Chyba nie uderzy swojej damy serca, prawda?
        Nim do stolika zajętego przez Tioyoę dotarabanił się jej przeciwnik, ona miała okazję przyjrzeć się z kim zmierzy się Feyla. Krasnolud nie sprawiał wrażenia specjalnie godnego przeciwnika, nikomu jednak nie mógł umknąć fakt, że nosił on bardzo pokaźnych rozmiarów opatrunek na dłoni - zupełnie jakby coś pod nim chował… ”Dziwak”, orzekła lekko elfka skupiając się na swojej walce, bo oto dosiadł się jej oponent. Kransolud miał imponującą, długą i gęstą brodę poprzetykaną metalowymi ozdobami - z takim fryzem na szczęce miałby z pewnością rzeszę fanek w miejscach, gdzie przebywało więcej krasnoludzic. Trochę urody ujmował mu duży, perkaty i czerwony nos oraz oddech zdradzający, że Nord bardzo lubi sobie dobrze popić, a przy tym niechętnie czyści zęby. Nie było jednak wcale tak źle, bo gdy oddychał, osobom wokół nie łzawiły oczy.
        - Masz tupet, głupia pindo, że się tak przechwalasz - sarknął, opierając łokieć na blacie. - Szkoda zachodu, by siadać z tobą do stolika. Przecież ty się nawet nie golisz - zakpił na koniec.
        - Och miej litość nad delikatną dziewoją - ironizowała Tioyoa, gdy mocno zaplatali dłonie przed walką. Elfka lewą ręką złapała za brzeg stolika, przyzwyczajona do tego typu ustawienia z siłowania na ręce, które znała do tej pory. Gdy sędzia dał znak do rozpoczęcia, Tarunn i jej przeciwnik od razu przeszli do konkretnego siłowania się, bez półśrodków, bez sprawdzania oponenta. To nie miała być walka na przetrzymanie tylko szybki nokaut… Co okazało się zupełnie nieskuteczne, gdyż oboje mieli bardzo wyrównane siły. By więc nie przedłużać należało dostosować się do panujących w Smoczym Zadku zasad i wykazać się kreatywnością. Pierwszy był krasnolud, który jednak skorzystał z bardzo klasycznej broni - charknął i splunął swojej oponentce w twarz. Tioyoa zamknęła oczy i zmarszczyła gniewnie twarz, ale nie poddała się obrzydzeniu.
        - O ty kozojebco… - warknęła, mocniej napierając na prawą rękę. Chciała kopnąć tego gnoja pod stołem, ale niestety krasnolud majtał nogami w powietrzu, więc było to zadanie trudniejsze niż się z początku wydawało. Nim jednak Tioyoa wymyśliła coś lepszego, przy stoliku obok nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Feyla wygrała swój pojedynek, lecz najwyraźniej jej przeciwnik nie chciał pogodzić się z przegraną i rzucił się na kowalkę. Tarunn zamarła, wprowadzając impas w swoim siłowaniu się z krasnoludem o bujnej brodzie, gdyż nagle jej ręki nie dało się ruszyć ani w jedną ani w drugą stronę, nawet jeśli ciągnęło się oburącz.
        - Ani mi się waż ty parchaty dupku! - ryknęła nagle elfia kowalka, gdy staruch rzucił się na Fey z toporem. On jednak nie posłuchał, co jej w sumie nie dziwiło. Skoro jednak rozgorzała walka, Tarunn była ostatnią osobą, która by się temu biernie przyglądała.
        - Łokieć! - zawołał po raz kolejny sędzia, gdy Tioyoa z rozmachem wstała i oderwała rękę od blatu. W złości zapomniała jednak rozluźnić dłoń, przez co pociągnęła za sobą krasnoluda, z którym się siłowała - Nord przejechał brzuchem po stole i spadł tuż obok elfki, jednocześnie próbując wyrwać się z jej żelaznego uścisku i złapać równowagę. A Tarunn nic sobie z tego nie robiła, chociaż gdzieś z boku ktoś wołał do niej, że ma puścić swojego przeciwnika.
        - Wara od niej, powiedziałam! - ryknęła, dopadając do starego krasnoluda, który już wznosił topór do kolejnego ciosu. Skoro jednak nie słuchał, Tioyoa również nie zamierzała być miła. Wzięła szczery zamach i uderzyła parchatego krasnoluda… swoim krasnoludem, gdyż cały czas trzymała go za rękę. Nord z bujną brodą zaklął szpetnie, gdy nagle stracił grunt pod nogami i uderzył w swego rodaka bez żadnej możliwości zmiany kursu. Obaj przewrócili się i potoczyli gdzieś na bok, gdyż Tarunn w końcu zorientowała się co narobiła i puścił dłoń krasnoluda. Dopiero teraz starła jego flegmę ze swojej twarzy.
        - O nie mogę! - zaśmiała się, po czym podała grabę Feyli, by pomóc jej wstać. - Nic ci nie jest? A niech to, przegrałam - syknęła, gdy tylko to do niej dotarło. - No ale najważniejsze, że tobie się udało.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Wspierając się na oferowanej jej dłoni, Feyla podniosła się z ziemi, od razu nieco zamroczonym wzrokiem rozglądając się po sali w poszukiwaniu swojego przeciwnika. Niestety krew cieknąca po twarzy kowaliki uniemożliwiała jej szybkie rozeznanie się w terenie, w skutek czego krasnolud z żelazną pięścią zdążył wydostać się z Smoczego Zadka. Miejscowy turniej charakteryzował się tym, iż jego zasady były bardzo proste, do tego było ich mało, właśnie dlatego aby każdy mógł je zrozumieć bez względu na stopień upojenia alkoholowego, a nade wszystko znane były z faktu iż w sposób szczególny tępiono tych którzy do wspomnianych wcześniej reguł nie chcieli się zastosować. Najwyraźniej niedawny rywal Feyli doskonale zdawał sobie sprawę, ponieważ gdy tylko zebrał się ziemi, czym prędzej pomknął w kierunku wyjścia.
        - Dopadłaś łajdaka? - Spytała kowalka wycierając rękawem ubrudzoną twarz. Wprawdzie Tarunn przegrała swoją walkę, ale sądząc po ilości braw oraz aplauzie wywołanym przez odgłos pięści i kufli uderzających o blaty stołów, to właśnie elfka została uznała bohaterką pierwszej rundy. – Najważniejsze że jedziemy dalej. – Podsumowała Feyla.
        Niestety owo „dalej” wcale nie oznaczało, że teraz dziewczynom będzie łatwiej. Jeśli w Smoczym Zadku była jakaś konkurencja, w której kowalka nie czuła się pewnie, to to była nią właśnie ta, do której obecnie rozpoczęto przygotowania. Nawet wysokie mniemanie o sobie i wiara w własne umiejętności, nie były wstanie przykryć oczywistego faktu, że Nordowie to naturalne zbiorniki na trunki, a mierząc się z nimi w żłopaniu piwa, nigdy nie było się faworytem. Feyli pozostawało mieć zatem nadzieję iż Tarunn będzie miała jakiś plan.
        Do następnego etapu zawodów przeszło pięć drużyn, a zatem na środku sali rozstawiono pięć stołów, na których umieszczono dziesięć olbrzymich kufli po brzegi wypełnionych piwem. Na dany sygnał miał się rozpocząć wyścig podlagający na jak najszybszym opróżnieniu zawartości naczyń. Zadanie miało polegać na pracy zespołowej, chociaż nie wskazywano żadnych limitów kufli przypadających na poszczególnego zawodnika.
        Generalnie w zawodach związanych z piciem stosowano dwie taktyki. Pierwsza polegała na pochłanianiu piwa w możliwe najszybszym tępię, tak aby wyprzedzić nieuchronnego kaca, a druga opierała się raczej na rozsądku i nadziei na przetrzymaniu przeciwnika, który rozpędzony osunie się pod stół. Oczywiście sam regulamin nie precyzował niczego poza zakazem rozlewania, pozostawiając otwartą furtkę dla nieszablonowych działań, co bardziej kreatywnych uczestników, z Orranderem na czele.
        - Przyznaję ze z każdą chwila fascynujesz mnie coraz bardziej, słodka muzo. – Wykorzystując przerwę w zawodach, wielbiciel Tarunn ponowił swoje starania w walce o wdzięki elfki. – Rywalizacja z tobą zapowiada się równie ekscytująco co praca ramię w ramię. Oczywiście te brodate baryłki gotowi są zrobić wszystko by wyeliminować bardziej urodziwą konkurencję. Dlatego właśnie wymyślono tą mało epicką dyscyplinę.
        - Dałbyś sobie spokój Orra. – Wtrąciła Feyla. - Będziesz miał mnóstwo okazji aby kadzić Tarunn gdy przyjdzie ci pogratulować nam zwycięstwa w turnieju.
        - Jeśli. - Podkreślił Nord. - Jeśli tak się stanie. A szansę na to znacznie wzrosną gdy każda z was skusi się na owo zioło, neutralizujące działanie alkoholu.
        Krasnolud wyciągnął dłoń w której trzymał kilka zielonych liści. Widząc podejrzliwy wzrok kowalki, Orrander sam sięgnął po część prezentowanego przez siebie specyfiku i włożył sobie do ust, zaczynając przeżuwać.
        - Zapewniam że nie ma to żadnych skutków ubocznych, chociaż niektórzy powiadają ze pobudza zmysły. W każdym razie ja tego nie doświadczam. Znaczy się nic nie rozpala mojej namiętności tak bardzo jak widok twojego cudownego oblicza. – Wyjaśnił Nord, nico komicznie stajać przy tym na palcach, tak aby przybliżyć swoja twarz do Tioyoi.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tioyoa gwizdnęła z uznaniem widząc rozkwaszony nos kowalki - jucha lała się takim strumieniem, jakby jej głowę urwało, a przecież to było tylko draśnięcie. Zdawało się jednak, że ludzka kowalka niewiele sobie z tego robiła, co zresztą nikogo nie powinno dziwić - taka twarda dziewczyna na pewno zniosła w życiu już wiele znacznie gorszych rzeczy. Sprawiała zresztą wrażenie, jakby jeszcze miała ochotę dołożyć staruchowi z kastetem, bo ledwo wstała, już szukała go wzrokiem - zuch dziewczyna!
        - E, zwiał - oświadczyła bez specjalnego przejęcia Tarunn, wzruszając lekko ramionami. - A ten mój jest... gdzieś tam - dodała, machając ręką gdzieś między stoliki, gdzie krasnolud z uwodzicielską brodą przetrawiał swoje hańbiące zwycięstwo. Nie ma nic gorszego niż wygrana, po której to przegrany zbiera większy aplauz niż wygrany, Tioyoa chyba mu nawet odrobinkę współczuła, ale naprawdę odrobinkę. W końcu przeszedł do następnej rundy i to w tym momencie powinno być dla niego najważniejsze.
        - No to dawać tu następnych - orzekła na głos elfia kowalka już zacierając ręce przed kolejną konkurencją. Wieść o tym, że jest to chlanie na czas ani jej nie uradowała, ani też nie zdołowała. Obawiała się co prawda czy nie będą jej się przez to nogi plątały przy następnej konkurencji, ale już powoli w jej głowie klarował się pomysł z której strony należy podejść ten wyścig.
        - To ja się skoczę wysikać, by mieć miejsce na to całe piwsko - orzekła, a gdy się odwróciła, by spełnić swoją deklarację, wpadła na jakiegoś krasnoluda, który nabił sobie guza na czole o jej runę w mostku. Nim Tioyoa zdołała rzucić jakimś “uważaj” albo nawet “przeprasz…”, zobaczyła, kto to było, więc zamiast grzeczności mruknęła tylko “a, to ty” z tak powalającym entuzjazmem, jakby wpadła na wierzyciela. Chciała go wyminąć, ale spryciarz za każdym razem ją zastawiał, więc była zmuszona go wysłuchać. Założyła ręce na piersi, a runy w jej przedramionach zadzwoniły, obijając się o siebie.

        Gdy Orrander stanął na palcach, by być bliżej Tioyoi, ona pochyliła się nieznacznie w jego stronę, jednak tak by nadal dzieliła ich bezpieczna odległość, stąd jednak zakochany krasnolud bez większego kłopotu mógł dostrzec, że elfka ma pstrokate, brązowo-niebieskie oczy. Wyglądało to tak, jakby Tarunn liczyła na jakiś pocałunek czy coś, lecz zaraz okazało się, że to tylko kpiny - po chwili intensywnego patrzenia sobie w oczy elfka bezczelnie pstryknęła krasnoluda w nos i wyprostowała się.
        - Sam sobie jedz to zielsko - oświadczyła. - Dwieście lat żyłam w Tarigornie, tam jest tak zimno, że alkoholu dolewa się nawet do mleka dla niemowlaków by nie zamarzło, byle piwsko mnie nie powali pod stół, nie ma takiej opcji. Nie potrzebuję jakiś zielarskich wspomagaczy - powiedziała z lekceważeniem kiwając ręką na dar Orrandera. Przemawiała przez nią pewność siebie i głęboko zakorzeniona potrzeba pokazania, że mimo bycia elfią babą nie jest wcale gorsza od rodzonego krasnoluda i nie należy jej lekceważyć. Rywalizowała z tymi brodaczami przez kilkadziesiąt lat, przez co stało się to dla niej odruchem.
        Tarunn uznała, że postawiła sprawę dość jasno i szybko wyminęła Orrandera korzystając z tego, że chyba trochę go zatkało przez tą odmowę. Tioyoa czmychnęła więc szybko za potrzebą i już po chwili była z powrotem. Podeszła do Feyli jeszcze poprawiając swój pas.
        - Słuchaj, ja to widzę tak: dajemy tak szybko jak to możliwe, wiesz, przez otwarte gardło, bez przełykania. Ja jestem trzeźwa jak pszczoła, to spokojnie sama bym to wszystko w siebie wlała, ale czasu mało. A po konkurencji nadmiar można wyrzygać, by nie poszło w nogi - dodała z rozbrajająco szczerością. - Jak nie umiesz sama, to spoko, pomogę ci z tym. Wiesz, mamy szczęście, że to piwo a nie wóda, bo wolniej ścina.
        Tioyoa nie szukała sprytnych rozwiązań i nie knuła intryg - była z tych osób, które na wieść, że mają iść cały czas prosto, zetną stojące na drodze drzewo i przekopią tunel przez górę, byle nie musieć skręcać. Dlatego też jej sposób na wygraną nie zakładał dosypywania niczego do kufli swoich ani rywala - liczyła po prostu, że da radę być szybsza od niego.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Feyla za nic nie chciała przyznać się przed partnerkę że w konkurencji picia jest po prostu słaba, a w konfrontacji z krasnoludami zwykle wypadała żałośnie. Była gotowa dać z siebie wszystko, nawet jeśli taka próba miała się dla niej zakończyć spektakularnym zjazdem pod stół. Przez ów upór kowalka nie myślała racjonalnie. Rozsądek podpowiadał, iż jedna z osób w drużynie powinna zachować trzeźwość, chłodny umysł i precyzję ruchów. Poszczególne konkurencje w całym turnieju zaplanowano w specyficzny sposób, tak jakby jedyną myślą przewodnią jaką kierowali się jego pomysłodawcy, była dobra zabawa dla publiczności, a zdrowie zawodników pomijano tu milczeniem. Właśnie dlatego śmiałkom najpierw kazano się upić, a następnie rzucać toporami i to nie do wymyślonej tarczy, a do siebie wzajemnie.
        - Za zwycięstwo! – Gdy tylko padła komenda startu, kowalka ochoczo stuknęła się kuflem z Tarunn, a następnie zaczęła pić. Mimo iż wlewała w siebie na potęgę, elfka spokojnie opróżniła dwa naczynia, w czasie w którym Feyla dobijała do dna pierwszego. Tioyoa wyglądała jakby miała po kilka żołądków i przełyk wielkości kręgu od studni, w którym bez problemu znikały kolejne litry. Wyższa z kowalek musiała mierzyć się nie tylko z upływającym czasem, alkoholem w swoim ciele, rozpędzoną konkurencją i nadrabianiem strat powodowanych przez Feylę, ale dodatkowo z presją jaką wywierały na nią toasty Orrandera, rozchodzące się po całej gospodzie.
        Krasnoludzki zalotnik wyraźnie się oszczędzał, pozostawiając los drużyny w gardle Muina Żelaznej Pieści, samemu zaś starając się jak najbardziej zirytować i rozdrażnić konkurencję, a biorąc pod uwagę szybkość z jaką podpici Nordowie wpadali w gniew, jego strategia wcale nie wyglądała na wyjątkowo naiwną.
        - Wznoszę toast za światło mego życia, piękną, mądrą, czułą aczkolwiek lekko drażliwą, silną jak tur, panienkę Tarunn z Tarigornu. Moje natchnienie, inspiracje i drogę ku zwycięstwu. Matkę moich nienarodzonych dzieci. Prawdziwą damę, zimną jak ściana lodowca, a jednocześnie gorącą i wybuchowa niczym wulkan. Tą która jest dla mnie jak okład na ranę i ciepła strawa po całym dniu intensywnego…
        - Przestań pierdolić Orra, albo wpakuję ci ten kufel prosto w ryj. – Nie wytrzymał jeden z uczestników, ciskając naczyniem w stronę amanta. Było to oczywisty złamanie reguł skutkujące dyskwalifikacją.
        - Rozlane! – Wrzasnął sędzia, kończąc tym samym konkurencje, oznajmiając widowni że porywczy krasnolud i jego kompan odpadają z zawodów.
        Teoretycznie pozostali uczestnicy powinni dopić swoje porcje do końca, jednak decyzja sędziego wywołała w karczmie kolejna awanturę pomiędzy przeciwnikami Orrandera, mającymi dość jego tanich chwytów, a tymi którzy uważali iż awanturnik sam jest sobie winien i powinien zachować spokój, nie dając się prowokować. Uspokojenie towarzystwa zabrało dobry kwadrans. Dla Feyli było to niczym dar od losu. Przy trzecim kuflu kowalka zachowywała się jakby próbowała dolewać do pełnego. Większość z tego co starała się wpychać sobie do ust, spływała jej po brodzie z powrotem do naczynia. O przełykaniu zaś nie były mowy.
Na szczęście teraz przyszła pora by się odegrać.
        - Wreszcie. – Oznajmiła zadowolonaFeyla, chcąc wyjaśnić Tarunn czekające ich kolejne wyzwanie – Koniec tej dziecinady. Czas na poważną rozgrywkę. Jedna z nas stanie przy ścianie , a druga świśnie w jej stronę toporem. Mierzona jest odległość pomiędzy ostrzem a ciałem. Wygrywają ci którzy będą najbliżej, nie zabijając się przy tym. Ale spokojnie to mój popisowy numer. Oczywiście jako gość masz prawo wyboru.
        Kowalka zacierała ręce, ciesząc się nadchodzącym zadaniem. Bez względu na to czy przyjdzie jej rzucać, wykazując się zręcznością, czy też stanie pod ścianą, demonstrując odwagę przy ciskającej w nią Tarunn, była pewna że zyska zarówno w oczach elfki jak i całej sali.
Tymczasem Orrander puścił do Tioyoi soczystego buziaka, będąc przekonanym iż właśnie ocalił obie dziewczyny od niechybnej porażki. Na ten widok Feyla dodała.
        - Chcesz mu przyłożyć już teraz, czy poczekasz aż spotkacie się na belce?
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn zasiadła do stołu z kuflami bardzo swobodnie, jakby miała to być kolejna popijawa w karczmie, po godzinach pracy. Z zadowoleniem obróciła przydział kufli tak, by były zwrócone uchwytem w ich stronę, bo w ferworze walki mogłaby jeszcze jakiegoś nie złapać i rozlać, a nie chciałaby odpaść przez taką pierdołę. Uparcie ignorowała przy tym Orrandera, który gdzieś tam przy swoim stoliku opowiadał totalne brednie na jej temat, widać było jednak, jak na jej skroni zaczyna pulsować żyłka zwiastująca rychłą utratę kontroli.
        - Za zwycięstwo! - ryknęła jednak odruchowo, gdy padła komenda startowa i w tym momencie żaden metroseksualny krasnolud nie mógł jej sprowokować do tego, by odeszła od stolika albo odpuściła wyścig. Chlała jak za starych dobrych czasów, a piwo smakowało równie dobrze co wtedy. Feyla nie pomyliła się ani odrobinę w swoim opisie: browar był prawie tak mocny jak wóda, mętny, wyciskał łzy do oczu, a piana była tak gęsta, że trzeba było ją przerzuć przed połknięciem - prawdziwy krasnoludzki specjał. To też tłumaczyło dlaczego tyle osób odpadało w tej konkurencji - to nie był alkohol dla mięczaków. Jednak Nordowie do mięczaków się nie zaliczali, a Tioyoa była prawie jak jedna z nich, dzięki czemu dzielnie trzymała tempo i nie odstawała od czoła stawki, choć i tak jako drużyna nie plasowały się wcale w czołówce. Tarunn nawet przez myśl nie przeszło, by robić ludzkiej kowalce wyrzuty - dziewczyna piła na ile była w stanie, a że brakowało jej trochę wprawy to cóż, trudno. Przez to kowalka z Tarigornu robiła wszystko, byle samodzielnie nadrobić straty. Chlała w tempie zastraszającym, dosłownie wlewając w siebie kolejne kufle piwa. Z głową przechyloną mocno do tyłu biła pięścią w blat, jakby gest ten na zasadzie wajchy w pompie miał jej pomóc zaciągać więcej zawartości kufla na raz. Musiała jednak kontrolować ten gest, bo przy każdym uderzeniu zawartość kufli podrygiwała i się burzyła, co mogłoby się skończyć rozlaniem.
        Tioyoa była przy piątym piwie, gdy dotarły do jej uszu toasty, peany i kalumnie w wykonaniu Orrandera. Przez chwilę elfia kowalka dzielnie je ignorowała, skupiona na dążeniu do zwycięstwa, ale w pewnym momencie miarka się przebrała - chyba przy tej groźbie o noszeniu jego dzieci, która była tak niesmaczna, że aż Tarunn na moment zacisnęło się gardło. Mimo to dzielnie dopiła napoczęty kufel nim zareagowała.
        - Mistrz Tarunn, gnojku! - poprawiła go głośnym okrzykiem, odpowiednio akcentując swoje niezadowolenie ciskając pustym naczyniem w krasnoluda, który nie przestawał nadawać. Trafiłaby go, lecz cwaniak uchylił się przed innym - tym razem prawie pełnym - pociskiem, a tym samym zdołał uniknąć i jej ataku. Kufel Tioyoi rozbił się o jedną z belek podtrzymujących strop, a ona z zaciętym wyrazem twarzy otarła wąsa z piwnej piany i wstała, podkasując rękawy do bójki. W Smoczym Zadku momentalnie zrobiło się gwarno, a wyzwiska i werbalne ataki zaczęły przybierać dość groźną formę. W końcu jednak obie strony - i ci broniący Orrandera i ci, którzy stanęli za impulsywnym napastnikiem - skotłowały się tak bardzo, że pchanie się w ten tłum nie miało sensu. W tym układzie Tarunn siadła z powrotem na swoje miejsce, bekając. Nie wypiła aż tyle, by musieć spełniać swoje wcześniejsze groźby i wymiotować, jednak jej wzrok utkwiony w tłumaczącej zasady działania kolejnej konkurencji Feyli był odrobinkę szklisty. Zarechotała.
        - Spoko, ty rzucaj - zgodziła się, poklepując kompankę po ramieniu. - Jak popisowy numer to popisowy numer, nie?
        Tarunn chciała coś jeszcze powiedzieć, ale akurat zobaczyła posyłającego jej buziaka w powietrze Orrandera. Wiedziona instynktem zerwała się, by mu przyłożyć, ale słowa Feyli usadziły ją na miejscu. Przemyślała sytuację.
        - A na belce zabicie go będzie legalne? - upewniła się, bo byłby to bez wątpienia dobry argument, by jeszcze chwilę poczekać i by wygrana była jeszcze słodsza. Wtedy już nie musiałaby stawać do pojedynku ze Zderzakiem - byłaby wystarczająco ukontentowana.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Feyla z zadowoleniem przyjęła na siebie role rzucającej. Wprawdzie od nadmiaru alkoholu szumiało jej w głowie, oczy zachodziły jej mgłą, a idąc przez salę musiała wspierać się o blaty stołów, aby się nie zataczać, ale mimo to kowalki nie opuszczał optymizm i przekonanie o własnych umiejętnościach. Poza tym była przekonana, że Tarunn upiła się z znacznie większym stopniu niż ona, co zresztą również było im na rękę, ponieważ dawało pewność, iż stojącą pod ścianą elfka nie spanikuje, bez mrugnięcia powieką i z uśmiechem na ustach, witając nadlatujący w jej stronę topór. Zresztą, zdaniem kowalki jej partnerka była tak zwaną „swoją babą”, taką z którą można było kraść konie i którą to chciałoby się mieć za plecami, w sytuacji gdy otacza cię tłum rozwścieczonych krasnoludów. Feyla był przekonana iż Tioyoa nie drygnie, nawet gdyby ona sama rzucała z wiadrem na głowie. Zwłaszcza gdy Orra i Zderzak nie spuszczali z elfki swojego wzroku.
        I właśnie dlatego kowalka uznała że jest to najwyższy czas aby obie coś wygrały, zamiast tylko prześlizgiwać się przez kolejne konkurencję. Najwyraźniej fortuna była podobnego zdania, ponieważ dyspozycja pierwszego z uczestników konkursu, jasno sugerowała i że krasnolud ma problemy z określeniem kierunków świata, tak iż ciekawscy zazwyczaj Nordowie zgodnie wykonali kilka kroków w tył, w obawie czy aby na pewno wypuszczona z ręki broń, poszybuje w linii prostej do celu.
        - Na puste dzbany, co za szczyny. Havik, widzę cię podwójnie. Podnieść łapę, żebym wiedział który to prawdziwy ty, a pieprzne w tego fiuta co to stoi obok. – Zagroził miotacz, na którego słowa przestrzeń pomiędzy lewą i prawą częścią widowni, stała się jeszcze większa. Jak się okazało i to było za mało, a sam rzut był tak niecelny, iż kilu pechowych obserwatorów w ostatniej chwili musiało się solować desperacką ucieczką. Tymczasem wspomniany wcześniej Havik nie drgnął ani odrobinę, ponieważ postawiony pod ścianą po prostu zasnął w tym miejscu.
        W porównaniu do dokonań swojego poprzednika, rzut Orrandera ocierał się o znamiona geniuszu. Ostrze jego topora wbiło się głęboko w drewno, w odległości stopy od głowy Muina Żelaznej Pięści.
        - Jeśli ta mała wiedźma zrobi ci krzywdę, wiedz że cię pomszczę kochanie. - W swoim styku krasnoludki amant skłonił się przed elfką.
        Feyla była następna w kolejce. Chciała aby jej rzut był szybki i pewny. Czuła że im dłużej będzie się wahać, tym gorzej na tym wyjdzie. Poza tym wiedziała, że ma mnóstwo zapasu aby rzucić lepiej niż poprzednicy, a jednocześnie wystarczająco daleko i bezpiecznie od Tarunn. Powiedzmy tak na dwa palce od ucha elfki. Kowalka wzięła siarczysty zamach i wypuściła broń przed siebie.
        Już w chwili gdy trzonek wysunął się jej z ręki, Feyla wiedziała że zawaliła sprawę, a sam topór leci nie tam gdzie by sobie tego życzyła, jednak ku olbrzymiemu zdziwieniu rzucającej, a jednocześnie aplauzie publiczności, okazało się że ostatecznie ostrze wbiło się tuż obok ucha elfki, delikatnie skracając końcówki jej włosów. Problem w tym iż nie było to te ucho w które pierwotnie celowała Feyla.
        - Ha! I tak to się robi, stare capy! – Krzyknęła zadowolona dziewczyna, nie dając po sobie poznać jak bardzo jest wstrząśnięta. Kowalka podeszła do partnerki i obejmując dłońmi głowę elfki, sprawdziła czy ta aby nie krwawi. - Zapomniałam że twoje uszyska są ciut dłuższe.
        W tym czasie ogłoszono iż do finałowej rozgrywki mającej mieć miejsce na belce awansowały drużyny Tarunn i Orrandera. Turniej wygrywał ten, który jako pierwszy zrzuci z góry dwójkę swoich przeciwników. Pojedynek mieli zacząć elfka i Miun, a przegranego w tym starciu zastąpić drugi uczestnik drużyny.
        - Masz. Wreszcie twoja chwila na tryumf. – Śmiała się ludzka kowalka. - Jak już załatwisz twardziela, a potem wybijesz z głowy amory swojemu kochasiowi, to od razu bierzemy się za panów Zderzaka i Burtę, wzywając ich na wyścig.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Nim nadeszła ich kolej, Tioyoa przytargała sobie od jakiegoś stolika krzesło i zasiadła na nim w pierwszym rzędzie, szeroko rozstawiając nogi i opierając na nich wyprostowane ręce w jasnej manifestacji, że nie pozwoli się ruszyć ze swojego miejsca. Tak jej było wygodnie - nie musiała walczyć ze zmiękczającym kolana alkoholem, który akurat teraz zaatakował z największą siłą. Wiedziała, że to kwestia chwili, by trochę jej odpuściło; wystarczyło, że posiedzi aż do swojej kolejki, dobrze się bawiąc przy obserwowaniu swoich konkurentów. Wyglądała na bardzo beztroską, nawet wtedy, gdy patrzyła na pokaz pierwszej pary, który to powinien zasiać w niej ziarno niepewności - obaj nordowie byli napruci jak garnizon po wypłacie, to zwiastowało wypadek i pokazywało wyraźnie jak niebezpieczna jest to konkurencja. Ona jednak ufała Feyli - skoro młodsza kowalka twierdziła, że to był jej popisowy numer, to nie było powodu by jej nie wierzyć. Na pewno była bardziej trzeźwa od niej, a to dobrze robiło na celność…
        Gdy zaś do konkurencji przystąpił Orrander i Muin, Tioyoa przez moment rozważała pomysł, by może usunąć się gdzieś do tyłu, bo nie miała ochoty wysłuchiwać co też tym razem wymyśli zniewieściały krasnolud. On jednak o dziwo w skupieniu przystąpił do konkurencji i wcale nie rzucał pod jej adresem groźbami matrymonialnymi - Tarunn przez moment żyła nadzieją, że tym razem jej się omsknęło… Ale nie, on jednak musiał powiedzieć swoje trzy grosze.
        - Nawet z toporem między oczami nie dam ci ruszyć Feyli! - zagroziła, wstając ze swojego miejsca i wyciągając w jego stronę pięść w grożącym geście, były to jednak czcze słowa, gdyż Orrander nie przejął się nimi ani odrobinę. Mówi się trudno, plus tej sytuacji był jednak taki, że elfka podniosła się z krzesła akurat w momencie, gdy nadeszła kolej ich babskiego duetu by wziąć udział w rzucaniu toporem. Tarunn z pewnym siebie uśmieszkiem poprawiła pas i poszła na swoją pozycję. Stanęła twardo pod ścianą, szeroko rozstawiając nogi i splatając potężne ramiona na piersi. Jej runy w przedramionach zadźwięczały, obijając się o sobie. Tioyoa wyglądała w tym momencie jak strażnik przed komnatą jakiejś wyjątkowo popularnej księżniczki… Nie bała się ani odrobinę, co było w równych częściach zasługą wypitego alkoholu, wrodzonej odwagi i brawury, oraz sympatii żywionej w stosunku do Feyli i wiary w jej możliwości.
        - Pokaż im, co to znaczy precyzja - zachęciła koleżankę, która już stała naprzeciw niej z toporkiem. Ludzka kowalka prawie nie mierzyła, gdy nagle broń świsnęła w powietrzu i nim Tarunn zdążyła zorientować się co się dzieje, już widziała kątem oka trzonek drgający tuż obok jej policzka po tym, jak ostrze z impetem wbiło się o włos od jej ucha. Gdy lekko poruszyła głową, czuła na policzku zimno metalu. W myślach zaklęła szpetnie w wyrazie uznania, a na jej obliczu nadal malowało się lekkie zaskoczenie.
        - To się nazywa rzut! - zawtórowała Feyli, gdy ta zaczęła przechwalać się przed resztą nordów. Od razu ogarnęła ją euforia. - Pokonały was baby!
        Więcej Tarunn się nie przechwalała - jej partnerka akurat podeszła by sprawdzić, czy aby nie przesadziła trochę z tą precyzją… A przynajmniej Tioyoa cały czas sobie tak wmawiała. Była przekonana, że rzut tak blisko celu był działaniem zamierzonym, a nie zwykłym łutem szczęścia i niech lepiej tak zostanie.
        - To idę załatwić nam spotkanie ze Zderzakiem - oświadczyła, gdy została wywołana na belkę. - Wybacz, Fey, ale tym razem się nie wykażesz, bo ja nie przegram z tymi konusami, nie ma takiej opcji - dodała klepiąc dziewczynę po ramieniu, po czym udała się na belkę, pokrzepiana okrzykami tłumu, który zdążył już polubić elfią kowalkę za niektóre jej wybryki i ten zupełny brak podobieństwa do jej własnej rasy.
        Przed wejściem na belkę kowalka z Tarigornu rozwiązała swój pas, co wyglądało jak element jakiegoś ceremoniału z dalekich wschodnich krain. Rzemienie złożyła zaraz obok mikroskopijnej areny i dopiero wtedy się na nią wspięła. Stojąc już naprzeciwko swego przeciwnika zdjęła z ramion tunikę - była z tych, którzy bardzo poważnie brali sobie do serca określenie “walka na gołe kałduny” i nie miała cienia oporu, by rozebrać się do pasa. Tym bardziej, że w jej sylwetce nie było zbyt wiele kobiecych cech, nawet jeśli chodzi o biust, to niektórzy zgromadzeni panowie posiadali większy potencjał niż ona.
        - No chodź tu, kuleczko, załatwmy to szybko bo spieszno mi rozwalić twojego kolegę - prowokowała Muina. Oj tak, myśl o pokonaniu Orrandera była dla niej bardzo motywująca, dlatego nie czekała aż to Żelazna Pięść się do niej pofatyguje, tylko z bojowym rykiem na ustach sama się na niego rzuciła. Starli się w prawie że profesjonalnym chwycie zapaśniczym, ale nie na długo. Z racji tego, że i w tej konkurencji zasady stanowiły raczej serię luźnych wskazówek niż poważny regulamin, krasnolud pociągnął Tarunn za włosy aż ta odchyliła głowę przeklinając siarczyście. Prawie straciła przez to równowagę, lecz gdy tylko poczuła że leci, uczepiła się Muina jak kleszcz. Korzystając z tego, że miała znacznie dłuższe kończyny, sięgnęła za plecami przeciwnika by złapać go za pasek od spodni i ciągnąc zań zrzucić go na ziemię, krasnolud jednak przejrzał jej fortel i próbował zrobić to samo. Tioyoa była całe szczęście szybsza i bardziej zdeterminowana - po krótkiej acz intensywnej szarpaninie udało jej się złapać dobry chwyt i po poderwaniu Muina odrobinę nad belkę, zepchnęła go na ziemię. Sama ledwo przy tym ustała, bo Nord ważył tyle co dobrze wypasiony tucznik, ale summa summarum to ona została na górze. Wydała z siebie okrzyk zwycięstwa.
        - Chodź tu, Orri! - zawołała bojowo w stronę zniewieściałego krasnoluda. - Elfia baba zaraz spuści ci taki łomot, że miesiąc będziesz się wstydził wychodzić na dzielnicę!
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Swoim postępowaniem Tarunn przebiła wszelkie niecne sztuczki i szemrane zagrania jakimi zdolny był posłużyć się Orrander. Gdy tylko elficka kowalka pozbyła się swojej tuniki i całego wierzchniego odzienia, na sali zapanowała konsternacja przeplatająca się z entuzjazmem, która ostatecznie przeszła w okrzyki uznania i zachęty do walki. Sympatia tłumu jednogłośnie była po stronie Tarunn, co zresztą głośno komunikowano przy pomocy gwizdów i pieści uderzających o blaty stołów. Był to też pierwszy w życiu moment, gdy nieszczęśliwy amant pożałował faktu iż nie nosi brody, ponieważ Orra okazał się jedynym, po którym było widać jak bardzo jest zakłopotany obecną sytuacją.
        Siedzący obok Feyli krasnolud ukrył w dłoniach swoją rumianą z wstydu twarz. Wygadanemu zwykle nordowi nagle zabrakło słów w gębie, co w wystarczającym stopniu stanowiło dla niego powód upokorzenia. A dodatkowo czekało go starcie z tą zajadłą babą. Obu uczestników turnieju czekających na swoją kolej w walce na belce, prześladowały te same myśli. Jakiego faceta poszukiwała w swoim życiu Tioyoa, skora sama wyglądała tak, iż dwie trzecie męskiej populacji mogło, z wyrazem zazdrości, spoglądać na jej muskularną sylwetkę. Poza tym zarówno kowalka jak i jej przeciwnik, modlili się w duchu, aby przypadkiem elfce nie przyszło do głowy kontynuować proces zawstydzania męskiej części krasnoludzkiej społeczności, na przykład poprzez zdjęcie spodni.
        - Ale trzeba przyznać ze Miun ma klasę. – Gdy tylko walka się skończyła, Feyla ochłonęła jako pierwsza. – Klapnął jak dojrzałe jabłko, natomiast ty plaśniesz o podłogę niczym jakaś zgniłka.
        - Nie lekceważ potęgi miłości. – Odciął się Orrander.
        - Jakoś nie widzę jej w starciu z zbitką mięśni metalu i złości. Ale chętnie to zobaczę. – Wyznała kowalka, bawiąc się przy tym wspomnianym wcześniej owocem. Jabłko w dłoniach Feyli odbywało właśnie podróż z miejsca w którym rosło, tam gdzie ciągnęła je grawitacja. – Wiesz, podobno w Tarigornie mają taką specjalną konkurencję. Nazywa się rzut krasnoludem. Jeden Nord chwyta drugiego za dowolną cześć ciała i ciska ile pary ma w ramionach. A Tarunn jest w tym mistrzynią.
        - Nabijaj się póki możesz. Nie z takich opresji wychodziłem zwycięsko. – Oświadczył wielbiciel elfki, wstając z miejsca gdy tylko sędziowie wywołali go na belkę.
        Orrander albo zdawał sobie sprawę, że jego jedyną szansą na zwycięstwo jest sprowokowanie swojej rywalki, albo też był na tyle głupi by dodatkowo drażnić przeciwnika, w każdym razie nie zamierzał przebierać w słowach. . Feyla zastanawiała się przez chwilę czy powiedzenie „miłość jest ślepa” nie oznacza przypadkiem tego, iż nie widzi się zagrożenia nawet wówczas gdy niebezpieczeństwo siedzi ci na nosie.
        - A więc tym chcesz być? – Pewny siebie Orra zaczął przemowę. - Dziką i nieujarzmioną klaczą. Cóż. Czasem trzeba taką okiełznać, a wówczas w mgnieniu oka ta staje się posłuszna, uległa i wierna. W takim razie biorę się do pracy.
        Nord dumnie wkroczył na podwyższenie, podobnie jak Tarunn pozbywając się w tym czasie połowy swojego ubrania Wątła budowa krasnoluda jasno sugerowała kto w zbliżającym się starciu będzie faworytem. Tak zresztą obstawiono w naprędce zorganizowanych zakładach. Ale Orrander poza gadką, miał też swoja z góry przygotowaną strategię. Gdy tylko dano sygnał do rozpoczęcia walki, krasnolud wykonał kilka kroków w tył i nabierając rozpędu skoczył w kierunku Tarrun, z zamiarem uderzenia jej obiema stopami i wykorzystując własny pęd, strącenie dziewuszyska z belki. Nawet jeśli sam miał przy tym spaść.
        Zasady konkursu walki na kołduny, mówiły wprost, że w przypadku gdy dwoje uczestników starcia spada z belki w tym samym czesie, przegrywa ten który jako pierwszy zaliczy podłoże. A cięższa elfka powinna zrobić to szybciej niż smukły Orra.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn była bardzo zadowolona z efektu, jaki osiągnęła – publiczność ją kochała i na dodatek nie chodziło tu tylko o Orrandera, ale o wszystkich nordów. Słyszała, jak gdzieś wśród tłumu odbywa się przyjmowanie zakładów, a o niej mówi się jako o pewnym zwycięzcy. Pewnie, w końcu taki był jej plan – zamierzała razem z Feylą udowodnić, że zawartość spodni nie ma znaczenia, jeśli się jest kowalem z krwi i kości... i metalu, tak jak w jej przypadku. Gdyby usłyszała historię swojej koleżanki po fachu o niby popularnym w Tarigornie rzucie krasnoludem do celu, z radością by przytaknęła i w sumie nawet za bardzo by nie skłamała, bo czasami faktycznie, w ferworze bijatyki wyrzucało się niektórych delikwentów za próg, a stałym uczestnikom burd liczono odległość, na jaką cisnęli swego przeciwnika, aczkolwiek nie była to żadna chirurgiczna precyzja. Tioyoa była w tym dobra – po jej stronie była czysta fizyka, gdzie w równaniu „siła razy ramię” ta druga składowa była wyjątkowo ponadprzeciętna przy sięgających jej co na wyżej do podbródka krasnoludach.
        - Dzięki za walkę – odezwała się Tarunn do Muina, podając mu dłoń z wysokości belki. Nord niechętnie przyjął jej grzeczność, z dość markotną miną spoglądając na swojego cherlawego partnera w zawodach, jakby wiedział, że wynik jest już przesądzony. Fizyczna przewaga leżała po stronie Tioyoi, co do tego nikt nie powinien mieć wątpliwości. Ona sama jednak była również doskonale świadoma tego, że zelfiony krasnolud może chcieć jej zaszkodzić w zupełnie inny sposób, bo sprytu nie można było mu odmówić, a ta konkurencja (jak zresztą wszystkie poprzednie), nie zawierała zbyt długiej listy zakazanych chwytów – Orrander miał olbrzymie pole do popisu.
        Gdy zalotnik Tarunn wdrapywał się na belkę, ona stanęła naprzeciw niego z założonymi na piersi rękami, wysoko zadartą głową i pełnym wyższości spojrzeniem – całą swoją postawą manifestowała, że nie da rady jej pokonać, bez względu na to czy użyłby przeciwko niej siły mięśni czy podstępu. Niestety była w gorącej wodzie kąpana i nie była w stanie zachować kamiennej twarzy w chwili, gdy Orra zrobił sobie z niej pociągowe zwierzę do okiełznania. Zaraz wsparła się pod boki i odpowiedziała na jego deklarację.
        - By okiełznać taką klacz nie można być byle chabetą – oświadczyła. Chciała, by jej słowa zabrzmiały beztrosko, lecz była osobą zbyt szczerą i nie zdołała ukryć irytacji, przez którą do jej głosu wkradły się syczące nuty. Z bojowym zacięciem wymalowanym na twarzy stanęła szerzej na nogach i zacisnęła pięści. Runy na jej przedramionach poruszyły się jak łuski na smoczych łapach, a skóra na barkach zalśniła w blasku świec, gdy napięła mięśnie rąk. Naprawdę niewiele brakowało, by runa na jej mostku zaczęła się delikatnie jarzyć, dając właścicielce nadnaturalną siłę.
        Nic jednak nie przygotowało jej na to, co zaplanował sobie Orrander. Z początku gdy chuderlawy Nord zaczął się cofać, Tioyoa pomyślała, że pewnie stchórzył i spróbuje zastosować na niej jakieś dyplomatyczne sztuczki. Refleksja, że on tylko nabierał rozpędu, przyszła ułamek sekundy za późno – on już ruszył, a kowalka nie miała za wiele czasu na reakcję. Nie miała gdzie uciekać, bo belka była wąska, a impetu jego uderzenia mogłaby nie wytrzymać, bo to wymagałoby od niej naprawdę solidnego zaparcia się, na które również nie było czasu. Był za to czas na rozpaczliwy unik, który mogła zastosować tylko kobieta, właśnie ze względu na wspomnianą już wcześniej wielokrotnie zawartość spodni, czy też raczej jej brak. Tioyoa nie namyślając się wiele, byle tylko zejść z drogi Orranderowi, podskoczyła dosłownie o pół palca, rozstawiła szerzej nogi i okrakiem opadła na belkę. Chociaż nie miała interesu, takie gwałtowne dosiadanie kłody do walki jednak ją zabolało, ale to i tak był drobiazg w porównaniu z tym, jak oberwała do swego przeciwnika. Orrander oczywiście nie mógł wyhamować, a Tioyoa była za wolna, więc jednak krasnoludowi udało się ją trafić – jedną stopą dostała w ramię, którym się osłoniła, drugą zaś prosto w pysk, aż jej głowa poleciała do tyłu. Miała naprawdę szczęście, że przy tym ciosie jej kark nie pękł jak suche drewienko. Zamroczyło ją za to całkiem solidnie i chyba tylko cud sprawił, że nadal mimo wszystko nie spadła z tej belki – pełnia zasług za ten wyczyn należała się jej mocarnym udom, którymi obejmowała drewniany drąg tak mocno, jakby chciała go przełamać na pół. Orra jednak wcale nie ułatwiał jej zadania – najwyraźniej jego plan nie przewidywał sytuacji, w której Tarunn utrzyma się na belce, więc gdy gwałtownie stracił impet i nie był w stanie ustać, runął prosto na nią. To jak oboje próbowali się pozbierać przypominało nie zapasy, a ruchome obrazki z podręcznika miłości cielesnej dla osób o niezwykle specyficznym guście. Tarunn miała cały czas problem nadążyć za rzeczywistością, lecz spod mgły zamroczenia przebijał się co jakiś czas jeden jasny przekaz: rozwalić Orrandera. Zachowywała się jak ogarnięty szałem bitewnym Nord, który będzie atakował nawet wtedy, gdy straci wszelkie zmysły, a wszelkie prawa logiki nakazywałyby mu w końcu zdechnąć. Oczywiście teraz nie było tak dramatycznie, bo trzeba czegoś więcej, by zabić Tarunn, ale do utraty przytomności było jej całkiem blisko. Nim to jednak nastąpiło, elfka zdołała złapać krasnoluda za... coś, sama nie wiedziała nawet co, po czym cisnąć nim z rozmachem gdzieś w bok. Do jej uszu dotarł naprawdę konkretny łomot. Runa na jej mostku jeszcze się jarzyła, gdy jej ręka opadła, a zaraz po niej ona sama poleciała do przodu, zwieszając bezwładnie wszystkie cztery kończyny po bokach belki. Utrzymała się, choć była nieprzytomna – czy to się liczyło?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Zgodnie z oczekiwaniami starcie Tarunn i Orrandera było jednym z bardziej niezwykłych jakie dało się obejrzeć w Smoczym Zadku, natomiast sam finał potyczki stanowił wydarzenie jakiego nie pamiętali nawet najstarsi bywalcy karczmy. Świadkowie bitwy zadzierali do góry głowy, wpatrując się w walczących na długo po tym jak elfka straciła przytomność. A wszystko dlatego iż tak naprawdę nikt nie wiedział jaki był wynik walki.
        Tarunn wciąż leżała na belce, przytulona do wielkiego pnia, tak jakby obejmowała kochanka, natomiast wyrzucony przez nią Orra, utknął pomiędzy sufitem a jedna z głównych belek podtrzymujących strop, w miejscy gdzie drewniana konstrukcja rozchodziła się na kształt litery „Y”. Tymczasem tworząc ogólne zasady walki na kołduny, krasnoludowie zapisali w nich tylko dwa punkty, to jest zakaz posługiwania się bronią i stwierdzenie iż wygrywa ten, który zrzuci przeciwnika na podłogę. I właśnie to ostatnie sformułowanie sprawiło iż najbardziej zakłopotany zaistniałą sytuacją był sędzia zawodów, czujący na sobie presję aby wydać wyrok. Ponaglany by ogłosić werdykt, nord krótko oświadczył iż w jego mniemaniu walka wciąż trwa, do czasu aż jeden z jej uczestników rzeczywiście gruchnie o ziemię.
        Nie mając innego wyjścia, widzowie spoglądali na zainteresowane strony, z każdą chwilą coraz głośniej wyrażając swoje rozdrażnienie podjętą przez sędziego decyzją i przeciągającym się wyczekiwaniem. Pomrukom, utyskiwaniu i gniewnym spojrzeniom nie było końca, a ludzka kowalka usilnie starała się wykorzystać panujący w gospodzie nastrój.
        - Daj spokój, na co tu czekać? – Narzekała Feyla, próbując wpłynąć na ostateczny werdykt. - Przecież Orra najpewniej nie żyje! Wbił się w krokwie lepiej niż gwóźdź. Zamiast czekać jak dojrzeje i spadnie, może lepiej tam wleźć i zobaczyć czy aby nie skręcił sobie karku.
        - Nikomu nie wolno dotykać zawodnika do chwili aż walka się nie zakończy. – Stanowczo oznajmił sędzia. – Póki mam tu coś do powiedzenia, będziemy się trzymali przepisów.
        - A czy te twoje przepisy mówią coś o tym, że nie wolno zrobić tak? – Nie czekając na odpowiedź, kowalka chwyciła jedną z mniejszych ławek i uderzyła nią w podporę na końcu której znajdował się niedawny przeciwnik Tarunn. Niestety w tym przypadku miała do czynienia z autentyczną krasnoludzką myślą techniczną, co oznaczało solidną konstrukcję, praktycznie nienaruszalną, przez co o strąceniu z niej Orrandera mogła tylko pomarzyć.
        Przynajmniej udało jej się wystraszyć Muina. Żelazna Pięść gdy tylko wyczuł swoją szansę na zwycięstwo, był gotów desperacko się jej trzymać.
        - Zrób tak jeszcze raz, a następną rzeczą z jaką spotka się ta ława, będzie twój zakuty łeb. – Zagroził Nord.
Wobec tak zdecydowanego postawienia sprawy Feyla zmuszona była uderzyć w bardziej czuły punkt.
        - Co zatem proponujesz? – Zwróciła się do sędziego, ignorując przy tym Muina. - Ogłosić remis? A może obu uczestników uznać za przegranych? Wielce to wygodne, zwłaszcza w sytuacji kiedy wielu z tu obecnych zacnych krasnoludów postawiło swoje oszczędności na wygraną jednego z nich.
        Tak jak się spodziewała, samo wspomnienie zakładów wywołało awanturę. Nordowie głośno domagali się wypłaty należnych im zysków, przy czym każda z stron uważała się za zwycięzców. Zaczęło się od pokrzykiwań i obelg, by następnie przejść do pięści i drewnianych pałek, a w końcu sięgnąć po topory. Tym razem nie była to burda nad którą dało się zapanować łatwo. W tak delikatnej sprawie jaką są potencjalne zyski, bardzo ciężko jest o kompromis. Sala biesiadna szybko przekształciła się w arenę rzezi, podczas której w powietrzu latały nie tylko broń i drobne rekwizyty, ale również olbrzymie ławy, a wytrawny obserwator dostrzegł by również kilku wysoko szybujących krasnoludów.
        Feyla łudziła się nadzieją iż w tymże kotłowisku ktoś w końcu straci wiszącego Orrandera. Jednocześnie musiała przypilnować by podobny los nie spotkał Tarunn. Przepchnięcie się w pobliże elfki wymagało od kowalki sporo wysiłku oraz dziesiątki zarówno rozdanych jak i przyjętych ciosów. Zamieszanie wzrastało z każdą chwila, tak że wkrótce ciężko było stwierdzić kto z kim i przeciw komu walczy.
        - Tarunn, wstawaj! – Krzyczała Feyla starając się aby jej głos przebił się w ogólnym hałasie. - Te łajzy uznali że jeszcze nie skończyłaś swojego występu.
        Rzemieślniczka wzięła w ręce jakiś kufel piwa i wylała jego zawartość na głowę elfki. W podobnej terapii bardziej skuteczna była lodowata woda, ale chwilowo kowalka nie dysponowała czymś takim. Nagle dostrzegła obok siebie krasnoludzkiego sędziego, spoglądającego w jej stronę piorunującym wzrokiem.
        - Co? Przecież jej nie dotykam?
        - Dość! Baby wygrały! – Wrzasnął Zderzak, a jego tubalny głos rozszedł się po całej sali. Rozwiązując przy tym wszelakie dylematy.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Gdyby Tioyoa wiedziała co nawyrabiała i do jakich kontrowersji doprowadziła, pewnie natychmiast by się obudziła – nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw. A już na pewno nie takich wrzodów na własnej du… dumie. Niemniej natury nie dało się oszukać i elfka leżała na belce, niezdolna nawet podnieść powiekę. Z rozbitego podeszwą Orry nosa ciekła jej strużka krwi, tworząc już maleńką plamę na belce, a tuż obok powstawała kałuża śliny ściekającej z rozchylonych ust. Do Tarunn docierały jakieś pojedyncze dźwięki, czy też raczej ogólne wrażenie panującego wokół niej hałasu, ale nie reagowała na nie.
        Nagle jednak coś gwałtownie wyrwało ją z ramion nieprzytomności. Kowalka nabrała głęboki haust powietrza i zerwała się do pozycji siedzącej, gdy coś chlusnęło jej w twarz – po prostu nie była aż tak głęboko nieprzytomna i nie potrzeba było wiadra lodowatej wody, by ją wybudzić, ta niewielka (w porównania do wiadra oczywiście) ilość ciepłego piwa wystarczyła.
        - Kogo bijemy?! - zawołała Tarunn, nim jeszcze ogarnęła gdzie jest, z kim, po co, kiedy i co się dzieje. Na razie docierało do niej tylko to, że trwa bitwa, a ustalenie całej reszty zajęło jej dłuższą chwilę, która trwałaby jeszcze dłużej, gdyby nie pulsujący ból w twarzy i między nogami – te dwa bodźce od razu przypomniały jej o niedawno stoczonej walce. Nim jednak ułożyła sobie w głowie jej przebieg i przede wszystkim doszła do tego jak się ona skończyła, musiała się ogarnąć. Dłońmi zaczesała do tyłu ociekające piwem włosy, po czym wychyliła się na bok - jednak nie na tę stronę, po której stała Feyla – i wulgarnie wysmarkała nos w palce, pozbywając się z nozdrzy krwi, piwa i gili. Wytarła dłonie o spodnie i dopiero wtedy obróciła się w stronę swojej koleżanki, która kłóciła się z sędzią.
        - Wygrałam? - upewniła się. Nadal nie była pewna wyniku, bo ostatnim wspomnieniem było dla niej to, jak upadła na belkę, doszła jednak do wniosku, że skoro nadal na niej jest, to Orra musiał spaść, bo w przeciwnym razie przecież by ją zrzucił. Nie pamiętała, że sama cisnęła go daleko poza belkę – wtedy działała już tylko i wyłącznie na podstawie instynktu, bo jej świadomość już dawno nie działała. Dopiero okrzyk Zderzaka poukładał jej wszystkie klepki na miejscu. Spojrzała tam, gdzie patrzyła połowa z widzów i dostrzegła Orrę, który zwisał z belki pod sufitem niczym stara, zapomniana szmata. Słodki widok! Tarunn nie była świadoma tego, że przez to, że Orrander nie spadł na ziemię tylko właśnie wisiał gdzieś pod powałą, powstało to całe zamieszanie – podobała jej się sama wizja tego, że cisnęła nim tak wysoko, chociaż chyba wolałaby wbić go w ścianę... Jednak jak to się mówi: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Tarunn wydała z siebie okrzyk zwycięstwa, po czym stanęła na belce i naprężyła muskuły. Jej runy znowu zadzwoniły, lecz tym razem dźwięk ten był zagłuszony przez ogólną wrzawę. Tioyoa zresztą już chwilę później kucnęła na belce i zwróciła się do Feyli, sięgając po swoją tunikę by w końcu się odziać.
        - Ale się nam ślizgnęło – oceniła. - Co za menda z tego Orrandera, lepiej dla niego, by nie zlazł z tej belki tak długo jak ja tu jestem... Co teraz, jaka konkurencja? Pogubiłam się już.
        Elfia kowalka zarzuciła tunikę na ramiona i otuliła się nią wstępnie, po czym przystąpiła do żmudnego wiązania swojego paska. Widać było w jej ruchach pośpiech i niecierpliwość, bo bardzo chciała wtrącić się do trwającej bitwy, lecz niestety ta szybko wygasła, zduszona niezaprzeczalnym autorytetem Zderzaka. Nowa wrzawa rozgorzała, gdy Nordowie zajęli się realizacją swoich zakładów, wtedy jednak Tioyoa nie miała już w co się wtrącać. Spokojnie skończyła się ubierać i zeskoczyła z belki. Nie zważając na to, że dalej ocieka piwem, serdecznie przytuliła Feylę i poklepała ją po plecach w wyrazie zadowolenia.
        - Następnym razem dam ci się wykazać – obiecała. - No! A teraz do dzieła! Zderzak, idę po ciebie! - zawołała do aktualnego mistrza tego miejsca.- Ale najpierw, to bym się piwa napiła…
        W drodze do baru Tarunn specjalnie przeszła się obok miejsca, gdzie na belce wisiał nieprzytomny Orrander - chciała go ściągnąć na ziemię tak dla czystej formalności, lecz nie była w stanie go dosięgnąć nawet gdy podskoczyła. Machnęła więc ręką, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak "dojrzeje to sam spadnie".
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        - Ha, od początku czułam że razem będziemy niepokonane! – Triumfalnie wykrzyknęła Feyla, a chcąc odwzajemnić uścisk, objęła przyjaciółkę w kleszcze i lekko uniosła ku górze. Kowalka wciąż nie mogła oprzeć się fascynacji jaką wzbudzało u niej ciało elfki. Runy wtopione w mięsnie wyglądały niczym idealna zbroja. Wygodna, dopasowana a przy tym mocna, ujawniająca swoje działanie wtedy gdy jej właścicielka najbardziej tego potrzebuje, a nade wszystko taka, której nigdy nie stracisz.
        Powyższe rozwiązanie miało same zalety, chociaż Feylę nurtował również problem czy jeśli Tarunn wpadnie do wody, to machinalnie pójdzie na dno.
        - Tak, wygrałyśmy. A teraz czas na świętowanie. Chodź. Postawię ci kolację. Mają tu rewelacyjne żeberka. – Wyjaśniła Feyla. – A do beczułki i jego kanciastego braciszka dobierzemy się nieco później. Takie już prawa rynku. Przynajmniej zdążę ci wyjaśnić na czym polega ten cały bieg i może dogadamy jakąś strategię.
        O ile sam turniej często zawiązywany był nagle, często zupełnie niespodziewanie i pod wpływem impulsu, o tyle rzucenie wyzwania obecnie panującym Zderzakowi i Burcie, było zbyt dużym wydarzeniem, aby w tym przypadku pozwolić sobie na spontan. Zwłaszcza w oczach karczmarza, który instynktownie liczył zyski, jakie da mu specjalnie na tą okoliczność wypełniona po brzegi gospoda.
Kowalka pociągnęła elfkę w kierunku wolnego stołu, gdy nieoczekiwanie drogę zagrodził im sędzia zawodów.
        - Moje gratulację. – Powiedział nord o siwej brodzie. – Przyznam iż z początku nie dawałem wam zbyt wielkich szans. Kro by przypuszczał iż będziecie tak zawzięte by dopiąć celu. Hym, khym, khym … no brawo. A teraz oddajcie pieczęcie uczestników.
Krasnolud wyciągnął swoją masywną rękę z zamiarem odebrania talizmanu który Tioyoa wyciągnęła z rozgrzanego paleniska.
        - Nie! Jeszcze nie skończyłyśmy. – Zaprotestowała Feyla. – My się dopiero rozkręcamy.
        Odmowa zwrotu pieczęci oznaczał kontynuację zawodów poprzez rzucenie wyzwania Triumfatorom, chociaż w tym konkretnym przypadku, nawet tak dobrze obeznamy z regułami sędzia, miał problem aby przetrawić szaleństwio wynikające z owej decyzji.
        - Postradałyście zmysły. Na pieczarę pełna smoków, przecież ty jesteś pijana, a ona ledwo się trzyma na nogach po razach które zebrała. Nie macie szans. Zamiast szukać śmierci, lepiej cieszcie się zwycięstwem i korzystajcie z należnych wam dziś przywilejów.
        - Nie ma mowy. Widok napuszonej Zderzakowej gęby po prostu odbiera mi apetyt, a mam zamiar zaprosić Tarunn na ucztę.
Nord z politowaniem pokręcił głową, po czym zgodnie z swoimi obowiązkami zakomunikował na całą salę.
        - Krasnoludzkie córy będą walczyć o tytuł!
        Oczy wszystkich zebranych niemal odruchowo zwróciły się w stronę Zderzaka, wyczekując na jego reakcję, jednocześnie kilku posłańców wypaliło z karczmy, poinformować zainteresowanych iż dzisiejszy wieczór warto spędzić w Smoczym Zadku.
        - Śmieciu z Tarigornu, zetrę cię w pył! – Splunął wywołany do działania krasnolud.
        Po sali niemal natychmiast zaczęły roznosić się okrzyki zadowolenia, ekscytacji i zainteresowania zbliżającym się starciem. Od razu otwarto również zakłady, a mimo iż do samej walki miało dojść znacznie później, kto tylko mógł już zaczął zajmować dogodne miejsce na widowni. Gospodarz zacierał ręce, kłośno wykrzykując, iż kto nie zamawia, nie ma prawa rozsiadywać się miedzy stołami. Nieoczekiwanie całą atmosferę popsuł pojawiający się na arenie Burta.
        - Nie! – Jeśli Zderzak swoim wyglądał przypominał kule, to jego brat bardziej wpisywał się w odwrócony stożek. Drugi z obecnych Tryumfatorów miał potężne bary i ramiona niemal tak szerokie jak jego obwód w pasie. – Walki nie będzie!
        Krasnolud na chwile przerwał, dostojnym krokiem zmierzając na środek sali, a jednocześnie upewniając się że uwaga wszystkich jest skupiona na jego osobie. Dopiero wówczas nord wyciągnął klucz, identyczny do tego jakie posiadały Tarunn i Feyla, po czym uniósł go wysoko, tak aby zaprezentować zgromadzonym.
        - Babsztyle niech czekają na swoją kolej! Ja i brat mamy dziś spotkanie z lordem Srebnikiem. Ponoć ma nową broń, którą to właśnie my dla niego przetestujemy. Plebskie zabawy musimy odłożyć.
        - Po co czekać? Rozwalmy je tu i teraz. – Nie dawał się przekonać Zderzak.
        - Nie rozumiesz brat. Jesteśmy teraz gośćmi Srebnika, co oznacza iż znajdujemy się kilka poziomów wyżej niż ta hołota. Nie musimy się do nich zniżać. – Wyjaśnił Burta, zupełnie ignorując pomruki zebranych.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        - Świętowanie? Już?
        Tarunn była ewidentnie zaskoczona - dopiero zaczynała się rozgrzewać i dobrze bawić, a tu już po zawodach. Nic to, że Orrander rozkwasił jej nos i przywalił tak skutecznie, że na moment straciła przytomność, a na dodatek wypite w jednej z poprzednich konkurencji piwo nadal dzielnie plątało jej nogi i język. Ona chciała dalej konkurować z miejscowymi kowalami! Była jeszcze pełna energii i chęci udowodnienia, że nie ma znaczenia to, czy może rodzić dzieci czy nie - jak jest się kowalem, to jest się zbudowanym ze stali i koniec. No ale skoro Feyla powiedziała, że koniec, to koniec. W sumie i tak udowodniła to o co jej chodziło, więc mogła być zadowolona z siebie, iść się napić i najeść solidnej krasnoludzkiej kuchni, którą zadziwiająco wiele osób myliło z jakiegoś powodu ze sztuką z pogranicza trucicielstwa i budownictwa...
        - Chodźmy w takim razie! - zgodziła się z Feylą, obejmując ją ramieniem i gestem wolnej ręki zapraszając, by wskazała kierunek marszu. - Wytłumaczysz mi przy okazji, kto im napluł do brzeczki, że wymyślili takie wkurzające reguły gry. Niech to, dzień jeszcze młody, można to było załatwić od ręki!
        Mimo słów nacechowanych irytacją, elfia kowalka nie była wściekła, jedynie trochę zawiedziona. Wiedziała jednak, że co się odwlecze to nie uciecze i tak dalej - ona była długowieczna i miała czas, a w czekaniu była prawdziwym mistrzem, o czym mógł poświadczyć jej mistrz Tagrin, który często nazywał ją "upartą suką", w czym było oczywiście znacznie mniej negatywnego wydźwięku, niż na to wyglądało. Krasnoludzki mistrz kowalstwa posługiwał się po prostu zwykłym ciągiem logicznym, że na Tioyoę woła się kundel, a kundel to pies, a samica psa to suka... Chociaż czasami, gdy kobieta zalazła mu za skórę, chodziło też o ten drugi epitet.
        - Hm... dobra, kupuję to twoje tłumaczenie - zgodziła się Tarunn, gdy Feyla wyłuszczyła jej w końcu zasady funkcjonowania walki o pierścień dominatora. - Kupuję, ale nie popieram, bo to jednak trochę przykre, że mamona wygrywa z dobrą, uczciwą bitką. W Tarigornie by ci to za święte gacie Króla Gór nie przeszło, tam każdy co ma jaja nie pozwoli sobie czekać na coś, co można załatwić od ręki... Ale powiem ci, ma to też swój plus: zdążę wytrzeźwieć i wtedy mają przesrane jak w publicznej łaźni.
        Kowalka sama zaśmiała się ze swoich słów. Uspokoił ją dopiero widok sędziego, który przyszedł im złożyć gratulacje. A przynajmniej tak to w pierwszej chwili wyglądało, bo Nord powiedział o jedno zdanie za dużo, każąc im oddać pieczęcie. Tioyoa nie wiedziała jakie to ma znaczenie i nawet sięgnęła do kieszeni po swój symbol, całe szczęście jednak Feyla ją uprzedziła i nie zgodziła się na rozstanie z symbolem uczestnictwa w zawodach. Tarunn dzielnie jej wtórowała.
        - Ej, ej, wolnego, mnie nic nie jest - obruszyła się, gdy sędzia zasugerował jakoby nie była w stanie ustać na nogach po mancie, jakie spuścił jej Orrander. Pomówienie! - Walka trwa, my się nie cofniemy!
        Niektórym ze zgromadzonych na widok Feyli i Tioyoi walczących o możliwość toczenia dalszych bojów o tytuł Tryumfatora przeszło przez myśl, że właśnie takich dzielnych i nieustraszonych wojów potrzebowałaby królewska armia - z takim duchem walki wystarczyłaby jedna trzecia tego, co w tym momencie siedziało w koszarach i trzęsło portkami na sam dźwięk słowa "wojna".
        Sędzia w końcu uległ - bardzo słusznie. Tarunn skinęła w tym momencie z zadowoleniem głową i rozejrzała się po zebranych, oczekując aplauzu z ich strony. Grymas zadowolenia został jednak momentalnie starty z jej twarzy, gdy usłyszała gniewny okrzyk Zderzaka. Widać było, jak mina elfiej kowalki rzednie, a potem jak ściąga brwi w wyrazie gniewu.
        - Nie boję się ciebie, chędożony konusie! - odpowiedziała mu krzykiem, podkasując rękawy, jakby nie zamierzała czekać do wieczora i starcia na belce, tylko chciała załatwić to tu i teraz. Ta wymiana zdań podgrzewała widownię do czerwoności, wszyscy spodziewali się, że czeka ich walka stulecia i winszowali sobie w duchu, że będą tego naocznymi świadkami. Kto wie, może nawet na tym zarobią, gdyż zaraz otwarto zakłady i w odległych kątach karczmy dało się słyszeć brzęk przesypujących się monet. Atmosferę świętowania przerwał jednak drugi z Tryumfatorów.
        - Jakie "walki nie będzie", kurza bladź?! - zirytowała się Tarunn, a jej krzyk niósł się nad ogólną wrzawą tak wyraźnie, że każdy go słyszał, nawet obrażani bracia. Jeden aż gotował się przez to ze złości, a drugi uważał najwyraźniej, że jest "ponad to". Niedoczekanie!
        Sytuacja jednak zmieniła się dramatycznie, gdy Burta pochwalił się charakterystycznym kluczem od Srebnika. Tarunn zaklęła sobie w myślach, bo na głos nie była w stanie - dosłownie ją zatkało. Ocknęła się dopiero, gdy zamiast puszącego się Burty, przemówił Zderzak, którego tok rozumowania był znacznie bliższy jej filozofii życia.
        - Dokładnie, po co czekać! - zakrzyknęła, już rwąc się do walki, lecz niestety stożkowaty brat znowu wszedł im w paradę. Co za parszywa menda - Tarunn była na niego tak zła, że aż widać było buchającą jej z uszu parę i można było mieć pewność, że przywali mu gdy tylko będzie ku temu okazja.
        - Ty miękka pało! - nie wytrzymała w końcu elfia kowalka. - Tchórzysz, bo wiesz, że spuścimy wam taki łomot, że aż Prasmokowi się w kiszkach odbije od tego, a waszych zębów, to się będzie na firmamencie szukało! - perorowała zawzięcie. - Wielka mi rzecz, klucz od Srebnika, też taki dostałyśmy, identyczny, więc nie wciskaj kitu, że tacy jesteście bardziej zicher od nas. Boisz się po prostu, że tak cię stłukę, że nawet ten klucz ci nie pomoże, gdy przefasonuję ci gębę i nawet rodzony brat nie będzie umiał cię poznać!
        Tioyoa oczywiście była tak zacietrzewiona, że nawet nie zastanowiła się czy powinna mówić o kluczu, w którego posiadanie weszły, czy też nie - jej nadrzędnym celem było w tym momencie doprowadzenie do bójki z braćmi Tryumfatorami, a wyzwiska był najlepszą ku temu drogą, a w każdym razie na Zderzaka działały bardzo dobrze. Tarunn wnioskowała więc, że wystarczy go odpowiednio sprowokować, by i Burta nie miał nic do gadania i musiał się przyłączyć bez względu na te wszystkie proszone przyjęcia, którymi się zasłaniał.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

        Rozsądek podpowiadał aby spróbować wykorzystać informację przekazane przez Burtę i prowadząc zręcznie rozmowę, pociągnąć krasnoluda za język, tak aby dowiedzieć się czegoś o posiadanym przez siebie kluczu i zbliżającym się balu u lorda Srebnika. Dobra zabawa to jedno, ale nawet najlepsza bitka nie powinna przysłaniać celu, dla którego dwie kowalki zawiązały współpracę. Z drugiej strony duma rzemieślniczki, kazała Feyli murem stanąć za przyjaciółką, trzymając sztamę z Tarunn bez względu na okoliczności, a ponieważ dziewczynę uczono że godność kowalska idzie przed wszystkim, Feyla nie wahała się ani na moment, z hukiem kładąc na blacie klucz o którym wspomniała elfka. Uznała że po wszystkich rzuconych tu obelgach i tak jest za późno na jakikolwiek odwrót.
        - Proszę. Mam jeszcze kilka takich od kuźni, ale nie robię z tego dymu, spinając poślady z powodu posiadania jakiegoś kluczyka. – Zakomunikowała kowalka stajać u boku partnerki. Zderzak i Burta prawdopodobnie górowali nad nimi siłą, jednak szybkość była zdecydowanym atutem dziewczyn. Gdy tylko ten ostatni spróbował wyciągnąć grube łapsko po niewielki przedmiot, Feyla błyskawicznie chwyciła klucz i przewieszając go sobie przez szyję, ukryła zdobycz za tuniką.
        - Chcę go zobaczyć!
        - Łapy przy sobie!
        - Zresztą, po cóż lord Srebnik miałby zapraszać takie babsztyle jak wy. – Burta zaśmiał się ironicznie. - Pewnie tylko temu by umilić czas zacniejszym gościom. Swoja drogą myślałem że posiada lepszy gust. Drągala nawet nie ma cycków, a obie wyglądacie jakby wam gęby ciosano toporem. Będziemy musieli sporo pić brat, zanim pozwolę którejś takiej usiąść na swoich kolanach.
        Zderzak zarechotał głośno przyłączając się do swojego brata, natomiast Feyla czuła iż przy każdym wydechu, para idzie jej z nozdrzy. Miała ochotę natychmiast skończyć tą dyskusję, przechodząc do argumentów w postaci pięści, jednak widok karykaturalnych sylwetek krasnoludzkich braci, sprawił iż sama kowalka również gotowa była się zaśmiać. Kto jak kto, ale te brzydale powinny trzymać się na końcu kolejki do wypowiadania innym niedoskonałości w wyglądzie. Zabawnym wydawał się również fakt, iż jeszcze przed chwilą sam Burta wspomniał iż oni dwoje również udają się na przyjęcie w charakterze atrakcji na planowanym pokazie.
        - A więc twoim zdaniem Srebnik rozdaje takie kluczyki byle komu? – szybko zareagowała kowalka obawiając się iż Tarunn wybuchnie i ruszy z kopyta, a wówczas cała gospoda pójdzie w strzępy. Kowalka chwyciła partnerkę za nadgarstek, mając nadzieję iż elfka ograniczy się do wylewnego komentarza słownego. Zresztą bitka wisiała już w powietrzu i nawet przemiana Tarunn w potulną damę dworu mogła nie zatrzymać nadciągającej katastrofy. Tryumfator obraził wszystkich w skutek czego w karczmie wrzało, a póki co tylko gospodarz był osobą starającym się załagodzić strony konfliktu. Jeszcze przed chwilą karczmarz liczył olbrzymie zyski, a teraz modlił się tylko o to by nazajurz ściany jego gospody nadal stały w pionie.
        Burta szybko zorientował się iż został podpuszczony. Nie mógł otwarcie przyznać że byle śmieć może wejść w posiadanie takiego klucza, nie podkopując przy tym swojej pozycji, a że według własnego mniemania, zaliczał się do dyplomatów, postanowił zręcznie zmienić temat.
        -Dość gadania. Zakończymy turniej tu i teraz. Damy wam fory, by wasze mordy nie wyglądały gorzej niż u gnoma, a po wszystkim powiecie nam skąd macie klucz i po cóż maiłby prosić was Srebnik.
        - I każda z was zeżre miskę śrutu! – Podbił stawkę Zderzak.
        Feyla wzruszyła ramionami. Nigdy nie zakładała porażki, toteż podobne groźby nie robiły na niej większego wrażenia. Oczywiście one same nie mogły pozostać dłużne i również powinny przystąpić do licytacji tego co mogłoby pogłębić upadek pary krasnoludów. Publiczne przyznanie się do bycia miękką pałą było dość upokarzające, a jednocześnie kowalka widziała siebie jak podąża do Srebnika w lektyce którą niesie para butnych nordów. Jednak w kwestii wymyślenia wisienki na torcie jaką miało być ich zwycięstwo, pierwszeństwo należało się Tarunn. Raz że elfka była tu gościem, a dwa już wcześniej ustaliły iż to właśnie Tioyoa jest lepszym mówcą. Przynajmniej wtedy gdy nie kipi.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Faktem było, iż Tarunn zdecydowanie poniosło i w jednej chwili szlag trafił całe jej strategiczne myślenie - dała się sprowokować... jak to ona. Do picia i do bitki nie trzeba było jej nigdy zbyt długo namawiać, a ci dwaj wybitnie prosili się o guza. Porażkę jednak nadal dało się przekuć w zwycięstwo, trzeba było się tylko opanować i już trochę subtelniej prowadzić rozmowę, nawet jeśli miało być znacznie trudniej niż na początku. W okiełznaniu własnego temperamentu Tioyoi pomogła Feyla - jej ton głosu był zdecydowany, ale też odrobinę nonszalancki, jakby naprawdę nie było o czym mówić, bo przecież zaproszenie od Srebnika było tak szalenie oczywistą rzeczą. Wspomnienie o tym, że ma kilka podobnych kluczy do kuźni bardzo spodobało się Tarunn przez swą uszczypliwość, która na pewno podniosła trochę ciśnienie mniej opanowanemu z braci - Zderzakowi. Sprowokowanie go do rozwiązania kwestii tytułu tu i teraz, nawet bez kłopotania się wchodzeniem na belkę, byłoby proste jak odebranie dziecku lizaka... Ale rozmowa toczyła się innym torem, który wytyczały bardziej przytomne na ten moment polówki obu duetów - Feyla i Burta. Nie, by ich rozmowa przebiegała w przyjaznym i rzeczowym tonie, gdyż składała się głównie z oskarżeń i dosrywajek, ale przynajmniej jeszcze nie zakasywali rękawów, by załatwić sprawę jak kowale.
        - Phi! - parsknęła elfia kowalka, gdy Zderzak próbował je obrazić i wykpić. Dumnie wypięła pierś i zaplotła na niej przedramiona, stukając o siebie runami. - Żebym ci usiadła na kolanach, najpierw musiałbyś je mieć, bo spod tego brzuszyska widać tylko stopy. Aż taka zdesperowana nigdy w życiu nie będę.
        Wyglądało na to, że Tioyoi udało się odzyskać chociaż odrobinę spokoju, bo jeszcze przed chwilą była w stanie rzucić się na krasnoluda i wybić mu zęby za taką zniewagę - teraz zaś wolała odpowiedzieć na kpinę w podobnym tonie. Co więcej błyskawiczna riposta czujnej Feyli bardzo poprawiła jej humor i gdy dziewczyna złapała elfkę za nadgarstek w ramach asekuracji, Tarunn parsknęła i delikatnie oswobodziła rękę.
        - W punkt, siostrzyczko - poparła ją, słowa uznania popierając poklepywaniem po ramieniu. Mimo to cały czas czujnie zerkała na Burtę i Zderzaka, bo teraz to oni musieli poradzić sobie z przełknięciem celnie wymierzonej obelgi. I z irytacją tłumu. Swoją drogą, ciekawe podejście - lżąc całe środowisko krasnoludzcy bracia spalili za sobą kilka mostów, czy naprawdę wizyta u Srebnika była aż tyle warta? Tarunn miała na ten temat swoje zdanie: sztama to sztama. Zawsze jest się ze swoimi i przeciw komuś - kowale kontra handlarze, krasnoludy kontra ludzie, baby przeciw chłopom. Bracia chyba wybrali najbardziej radykalną wersję: my kontra reszta świata. Ciekawe co zrobią, gdy ten "cały świat" rzuci się na nich z pięściami?
        Niestety Burta miał zdecydowanie zbyt szybko działającą makówkę i gdy tylko zorientował się w sytuacji, stanowczo zbyt zgrabnie wybrnął z podbramkowej sytuacji. Niech szlag go trafi na miejscu.
        - Ależ proszę bardzo, proście o co chcecie. I tak nie dacie nam rady - oświadczyła z wyjątkową nonszalancją. - Ale w takim razie jak my wygramy, to ubieracie kiecki i tak idziecie do Srebnika. A my razem z wami, bo przecież my dziewczyny musimy trzymać się razem, czyż nie? - dodała jakby faktycznie nie miała nic złośliwego na myśli, lecz jej spojrzenie mówiło za siebie. I jeszcze to jak bezczelnie się pochyliła, by spojrzeć Zderzakowi w oczy, uśmiechając się przy tym z wyższością.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości