FargothKuźnia dobrych manier.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Kuźnia dobrych manier.

Post autor: Feyla »

- Kontrakt? – z niedowierzaniem powtórzyła Feyla, podnosząc wzrok znad trzymanego w ręku pergaminu i spoglądając w kierunku stojącej przed nią kobiety. Niska aktoreczka nadrabiała brakujące centymetry finezyjnym uczesaniem, które kowalce kojarzyło się z olbrzymim gniazdem. Mimo absurdu całej sytuacji, Feyla była niemal pewna, że w szufladach jej kuźni znajduje się identyczny egzemplarz tejże umowy. Krasnolud musiał mieć wszystko spisane, zaparagrafowane, udokumentowane i odpowiednio skatalogowane. Notował niemal wszystko, w tym również tak podejrzane umowy jak ta, którą kowalka trzymała obecnie w dłoniach. Co gorsze, nord zwykł znikać gdy przychodziło do realizacji zawartych ustaleń, a cały problem automatycznie zrzucany był na Feylę.
Dziewczyna pospiesznie czytała kilkustronicowy tekst, szukając w nim czegoś co może wybawić ja z opresji.
- „Za wykonane zlecenie, usługodawcy należy się piąta część planowanych zysków” - zacytowała kowalka. – Skoro przedsięwzięcie wzięło w łeb, a zyski są zerowe, to chyba jasne, że nie ma pani co liczyć na jakiekolwiek profity? – zwróciła się do kobiety, siłą woli powstrzymując się od wyrzucenia z domu natrętnego babska i jej bujnego uczesania.
- Jest tu także mowa o zadośćuczynieniu w przypadku gdy któraś ze stron zerwie lub nie dopełni warunków kontraktu. Dlatego też domagam się jego realizacji lub zwrotu poniesionych kosztów – piskliwym głosem oznajmiła kobieta.
- Pani Pel-lvl-u-rier… - zaczęła Feyla raz jeszcze spoglądając do tekstu gdzie było nazwisko kobiety. – A niby gdzie tu stoi, że ja jestem stroną tego sporu?
- „Lub osoba przeze mnie wskazana” – zacytowała niewiasta. – Poza tym: Pellvalier. To rodowe nazwisko. Przygotowanie się do roli żony krasnoluda wymaga wielu tygodni ciężkiej pracy. Trzeba zbudować koncept charakteru, tło historyczne, oraz związki i zależności jakie…
- Nieważne. Posłuchaj kobieto! – denerwowała się Feyla. – Nic nie wiem o tym całym planie dotyczącym Girona Srebnika, jego kolekcji i tego co mała brodata gnida chciał od niego wyciągnąć. Jednak z całą pewnością wiem, nie zapłacę ci ani miedziaka tylko za to, że przyszłaś awanturować się do mojego warsztatu.
- Następnym razem będę tu z prawnikiem i strażą miejską – natychmiast wtrąciła pani Pellvalier, cały czas wachlując się przy tym zacięcie. Jej ostentacyjna odraza do brudu i zapachu kuźni irytowała Feylę w równym stopniu co gesty kobiety. Durny wachlarz i kreślone koła palcem wskazującym wolnej ręki, mające niby podkreślać wagę słów.
Kowalka nie mówiła kobiecie wszystkiego. Rzecz jasna każdy rzemieślnik w Fargoth zdawał sobie sprawę kim jest Srebrnik. Obrzydliwie bogaty arystokrata z zamiłowaniem do sztuki, broni i techniki. Większość wytwórców w mieście dałoby sobie odciąć rękę by choć przez chwilę dostać się do materiałów, które ów Giron wyrzuca jako bezwartościowe, nie wspominając o możliwości ujrzenia głównej kolekcji, czy też nabycia zeń czegokolwiek. Niestety w parze do zamiłowania sztuką u lorda nie dało się uświadczyć ani grama uznania dla tych, którzy owa sztukę tworzyli. Oczywiście Srebnik chętnie gościł u siebie bardów, historyków i innych filantropów, jednak żadną miarą nie zniżyłby się do wpuszczenia za próg brudnego kowala. Stąd też wzięła się intryga Nurdina i ten jego cały kontrakt z panią Pellvalier, z którym zmagała się obecnie Feyla. Tajemnicą pozostawało to w jaki sposób krasnoludowi udało się zdobyć zaproszenie do arystokraty oraz sam fakt czy kowalka powinna z tej okazji skorzystać.
- Powiedziałam, że nie zapłacę za nic, co oznacza, że umowa zostanie wykonana. A ja zastąpię pana krasnoluda. Zresztą z naszej dwójki to ja jestem ta bardziej męska – zapowiedziała Feyla. – Kiedy to całe przyjęcie ma być? Jutro wieczór. W porządku.
- Ale, ale to się nie godzi. Nie mogę tak grać. To wbrew zapisom. Poza tym mój misternie budowany koncept…
- „Lub osoba przeze mnie wskazana”. Tak? – ucięła Feyla. - W takim razie do widzenia i zapraszam jutro.
Wzburzona pani Pellvalier przeniosła skalę gestykulacji na wyższy poziom, otwarcie wymachując rękoma po całej kuźni, co oczywiście musiało skończyć się katastrofą. Najpierw zahaczyła dłonią o rurę odprowadzającą gorące opary. Oparzona odskoczyła do tyłu, zawadzając o regał z narzędziami i przewracając całą konstrukcję na swoje plecy, a ostatecznie wylądowała w kadzi na brudną wodę. Resztę drogi do wyjścia aktorka pokonała na czworakach, z pomocą Feyli, która z jednej strony starała się przed nią torować przejście, a jednocześnie gdy tylko nadarzała się ku temu okazja, nie szczędziła swojemu gościowi solidnego kopniaka.
- A ten bałagan doliczę do „poniesionych przeze mnie kosztów” – uznała kowalka.
Ostatecznie, gdy po wielu trudach Pellvalier dotarła do wyjścia, aktorce oberwało się drzwiami, przez które wszedł kolejny klient.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Jeszcze parę tygodni temu Tioyoa siedziała w swojej kuźni w wiosce nieopodal Taringornu i nie miała w planach wyściubiać stamtąd nosa, no bo przecież na miejscu miała wszystko czego potrzebowała, a jakoś po nieudanych poszukiwaniach księżycowej rudy odeszła jej ochota na przygodę. Lecz jak nie od dziś wiadomo, krew nie woda, a słowo "impulsywny" bardzo dobrze opisywało sposób działania kowalki. Już dwa razy w życiu pod wpływem jednej rozmowy była w stanie rzucić wszystko i wybrać się na drugi koniec kontynentu by zacząć wszystko od nowa, więc co to dla niej pojechać po prostu na kilkutygodniowe, może kilkumiesięczne wakacje? Dla niej to jak splunąć. Gdy więc pojawił się człowiek, który odpowiednio zachęcił ją do drogi ciekawymi opowieściami o Fargoth, Demarze i innych miastach ze wschodu, Tarunn spakowała co miała do zabrania, wygasiła palenisko i ruszyła razem z nim i jego ekipą w drogę. W podróży nie przydały się ani jej kowalskie umiejętności, ani krzepa nabyta podczas pracy przy kowadle, ale przynajmniej stanowiła ciekawe towarzystwo, bo wiele już w życiu widziała, słyszała i chętnie się tym dzieliła. W zamian też co nieco usłyszała, padło na ten przykład kilka ciekawych nazwisk osób, którym warto byłoby złożyć wizytę.
        - Nurdin? - zainteresowała się na ten przykład. - Ej, coś mi mówi to nazwisko, czekaj… Jeden kowal z Tarigorn miał ucznia o takim imieniu. Nie wiem czy to ten sam gość, ale w sumie co mi szkodzi sprawdzić, nie? Kurcze, dzięki, stary! Dobrych kontaktów nigdy dość! I mówisz, że to taki wzięty kowal w Fargoth…?
        - Pierniczysz! - zakrzyknęła innym razem. - Ej no, w to ci nie uwierzę jak mi nie pokażesz. W całej Alaranii ani pół lufy nie widziałam, nie uwierzę, że jakiś bogaty wieprzek trzyma strzelbę schowaną w szafie by się kurzyła i ruściała, to się po prostu nie godzi! Wiesz ile kosztuje takie coś?
        I w ten sposób Tarunn dowiedziała się również o Gironie Srebrniku. Nie zasłyszała wiele, postanowiła jednak, że musi dowiedzieć się więcej - gdy jeszcze żyła w Tarigornie, broń palna była dla niej czymś dość powszednim, od kiedy jednak wróciła do Alaranii, nie widziała na oczy ani jednej sztuki. Od razu podjęła decyzję, że musi dowiedzieć się więcej, choćby na rzęsach miała stanąć. Ale wszystko w swoim czasie.

        - O psia krew, najmocniej przepraszam!
        To Tarunn była osobą, która znokautowała pannę Pellavier. Oczywiście nie zrobiła tego specjalnie, ale że krzepę miała, a drzwi były solidne, to i gong był wprost proporcjonalny do tych dwóch czynników. Elfka złapała swoją ofiarę nim ta się przewróciła, obejrzała jej czoło i gdy zobaczyła, że krew się nie leje, uznała, że do wesela się zagoi.
        - A panienka zdaje się wychodziła, to proszę, proszę… - Tioyoa usłużnie przytrzymała jej drzwi, a gdy ta wyszła, zaraz je zamknęła, po czym obróciła się w stronę wnętrza zakładu i z zadowoloną miną głęboko nabrała powietrza w płuca.
        - Stara krasnoludzka szkoła - orzekła, kiwając z zadowoleniem głową nim zogniskowała wzrok na Feyli. Początkowy przyjazny uśmiech na jej twarzy zastąpił wyraz miłego zaskoczenia i może odrobina dezorientacji. Pobieżnie zlustrowała sylwetkę uczennicy krasnoluda, jakby chciała się upewnić, że na pewno dobrze widzi. Aż zamrugała ze dwa razy nim się odezwała.
        - Szukam mistrza Nurdina, dobrze trafiłam? - zagaiła. - Ale cóż widzę! Kobieta w tym szlachetnym rzemiośle, to prawie jakby trafić diament wśród węgli! Wspólniczka czy uczennica? Miło mi poznać, proszę pozwolić, że się przedstawię: jestem Tarunn, moim mistrzem był Tagrin z Tarigornu. Sporo słyszałam o tym miejscu i po prostu nie mogłam przepuścić okazji, by nie zajrzeć i się nie przywitać.
        Elfka roześmiała się głośno i podała Feyli rękę na powitanie.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Wizyta pani Pellvalier do czerwoności rozgrzała emocje Feyli. Kowalka musiała dać upust gniewowi. Wywrzeszczeć się i coś rozwalić, nim na powrót da radę skoncentrować się na kolejnym gościu. Wprawdzie Tarunn od razu przypadła jej do gusty, w końcu gdyby Feyla była elfką, byłaby właśnie Tarunn, jednak panowanie nad sobą nie było mocną stroną rzemieślniczki. Gestykulując i wskazując na elfkę, dziewczyna starała się przekazać jej informację by ta chwilkę zaczekała.
- Chwilunia. Mam atak wściekłości i muszę… muszę… jakoś wyładować… – Feyla rozglądała się po kuźni, szukając wzrokiem największego z kowalskich młotów oraz odpowiedniego celu do zniszczenia. Z wyborem tego ostatniego nie miała zresztą wielkiego problemu. Manekin wielkości krasnoluda, przybrany w nordowską zbroję, idealnie nadawał się do zastąpienia roli tego, komu Feyla zamierzała teraz przyłożyć. – No nie wierzę! To się nie dzieje. Aktoreczka?! A to łajdak! Szelma, gnida, i łajza w jednym! Masz dostęp do największych skarbów Srebnika i zamiast do mnie, zwracasz się o pomoc do madame Pelu–luvl-noszę–gniazdo–na–głowie! Nie daruję!
Feyli wreszcie udało się namierzyć przyrząd stosownej wagi. Od razu wzięła solidny zamach i uderzyła młotem w zbroję, czyniąc w niej pokaźne zniszczenia.
- Bo co! Że niby nie mam klasy?! Wdzięku?! Manier!- krzyczała Feyla, każdy z przymiotów akcentując potężnym ciosem w prowizorycznego krasnoluda. – A może brak mi towarzyskiego obycia?! O już ja cię załatwię!
Dając upust swoim emocjom, kowalka wróciła do swojego gościa. Obracając się w stronę Tarunn uścisnęła dłoń elfki, z szerokim uśmiechem, tak jakby wcześniej w kuźni nie zaszło nic szczególnego.
- No hej. Witaj. Jak się masz? – odpowiedziała, potrząsając energicznie dłonią Tarunn. – Jestem Feyla. Współwłaścicielka tegoż warsztatu, jego zarządca, gwiazda, a jednocześnie uczennica i popychadło jak to raczyłaś nazwać… mistrza Nurdina. Stary trochę zdziczał i wybrał się w odwiedziny do krewnych. Przez kilka dni go nie będzie. Niestety. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze. Idealna okazja by zagrać mu na tym jego pijackim nosie.
W głowie Feyli niemal natychmiast zaczął powstawać plan jak wykorzystać konszachty Nurdina i zdobyć cuda Srebnika dla siebie, nie mówiąc nic krasnoludowi. Jako że zwykle pracowała w ciszy i odosobnieniu, kowalka miała zwyczaj rozmyślać na głos, czasami zapominając o tym iż faktycznie nie jest sama.
- Musiałabym tylko znaleźć to zaproszenie. Tu go nie trzyma. Łajza wie, że grzebię w jego rzeczach. No tak. Ta stara pudernica musi je mieć! A to znaczy, że trzeba będzie wybrać się do tej grupy poprzebieranych błaznów i odebrać co nasze... – uznała Feyla, wspominając panią Pellvalier.
Na samą myśl o kobiecie Feyla znów zaczęła się irytować. Nie było mowy o współpracy z aktorką. Z kimś takim kowalka nie wytrzymałaby kilku minut. Co innego Tarunn. Dziewczyna nie była dobra w prawieniu komplementów i wyrażeniu swojego uznania, chociaż z drugiej strony czy mógł istnieć lepszy sposób na pochwalenie rzemieślnika niż zaproszenie go do współpracy?
- Pomożesz mi? – spytała wprost. – Jest szansa by dostać się do nory Srebnika. – Feyla uznała, że drugiemu kowalowi nie trzeba tłumaczyć kim jest lord Giron. – Jak myślisz co może tam mieć? Smoczą uprząż? Tarcze z carblinu? Pochodnię bez ognia? Kondensator lodowej wody? Kompas celów? Cokolwiek o czym jeszcze nie wiem, a co na pewno chciałabym mieć?
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Wsparta pod boki Tioyoa cierpliwie czekała aż pani na włościach dojdzie do siebie. Na twarzy elfiej kowalki malowało się lekkie rozbawienie, ale też i zrozumienie, bo doskonale wiedziała jak potrafią dopiec klienci, zwłaszcza lalunie w koronkach przychodzące do kuźni, których najwyraźniej trochę ciasne umysły nie umiały pojąć, że smród, zaduch i gorąco to typowe warunki pracy przy palenisku i kowadle. Jak, na brody przodków, ma być chłodno i przyjemnie w miejscu, gdzie wszystko krąży wokół metalu i ognia? No bądźmy poważni.
        Tak jak Feyla na migi przekazała, by Tarunn się nie zbliżała i dała jej chwilę, bo w przeciwnym razie kogoś zabije - gdyż tak, widać to było w wyrazie jej twarzy - tak i elfka samym ruchem ruchem rąk przekazała "nie przeszkadzaj sobie, poczekam". Usunęła się w bezpieczny kąt, by nie oberwać przypadkowo od krewkiej wspólniczki Nurdina i z rozbawieniem obserwowała jej napady złości. Podobało jej się to - przypomniały jej się szczenięce lata w Tarigornie i jej relacje z Tagrinem. Chyba wszystkich starych krasnoludów i ich uczennice łączyły podobne relacje oparte na dość ograniczonym zaufaniu przy kowadle i całkowitej nieufności we wszelkich innych kwestiach. Cóż się dziwić, wszak to nie jest zawód łatwy i przyjemny i nie można sobie z dzióbków spijać, bo to grozi wizerunkowi, jeszcze ktoś by sobie pomyślał, że dziewczyny mają łatwiej...
        Tarunn zrobiła unik przed lecącym w jej kierunku odłamkiem manekina. Prychnęła sobie pod nosem, był to jednak wyraz rozbawienia a nie pogardy.
        - W klatę go, z całej pety! - zachęciła wymachującą młotem kowalkę, a gdy ta była zajęta wyładowywaniem się na szczątkach zbroi i wylewaniem na nie swoich żali, elfka przeszła się po zakładzie. Podobało jej się w tym miejscu, nawet bardzo się podobało. Czuła w tym wszystkim wielką, toporną, krasnoludzką łapę. Tak wyglądała połowa kuźni w Tarigornie, nawet konstrukcja paleniska była podobna - prawdopodobnie gdyby nagle jakiś kataklizm zmiótłby całe Fargoth z powierzchni ziemi, ten monument myśli inżynierskiej dalej by stał. Ba, pewnie cała kuźnia mogłaby ocaleć. Zapatrzona w żar Tarunn machinalnie sięgnęła do nabitej fajki noszonej za paskiem, nim jednak zdołała chociażby wziąć ją w zęby, Feyla w końcu zwróciła na nią uwagę.
        - No niech mi piwo w piwnicy skiśnie, ja to mam pecha! Ruszy człowiek zad i nagle wszyscy odkrywają w sobie żyłkę podróżnika… Ale może to i dobrze, coś mi mówi, że mam przed sobą lepszą część tego duetu - skomplementowała kowalkę puszczając do niej oko i w końcu biorąc fajkę do ust. Dalej mówiła przez ściśnięte zęby. - Nie ma co sobie krwi psuć starym młotem, on tylko na to czeka! Wiem co mówię, też mnie taki jeden pokurcz uczył fachu.
        Tioyoa chwilę analizowała kształt węgielków na dnie paleniska, a gdy już wypatrzyła ten odpowiedni, bez wahania sięgnęła po niego gołymi palcami, wyłuskała go spomiędzy innych i jakby nigdy nic przypaliła sobie od niego tytoń. Gdy z fajki zaczął się już unosić dym, odrzuciła niedbałym gestem węgielek z powrotem do paleniska.
        - Jaja sobie robisz - parsknęła, gdyż propozycja Feyli była zbyt piękna by była prawdziwa. O Gironie elfka słyszała już nieprawdopodobne historie, a o jego kolekcji w okolicach Fargoth krążyły legendy, niestety, zawsze poprzedzane wzmianką o tym, jak to kolekcjoner nie lubił rzemieślników, bądź co bądź twórców owych dzieł. Tarunn z początku bardzo się oburzała i zapowiadała, że skuje mu gębę i nauczy go dobrych manier, lecz dotarło do niej, że wcale nie tędy droga i trzeba wymyślić coś sprytniejszego, no bo przecież ona MUSIAŁA zobaczyć tę kolekcję, takiej okazji nie mogła przegapić.
        - O w mordę, ty tak serio - dotarło w końcu do Tioyoi i aż z wrażenia zrobiła wielkie oczy. Sama rozmarzyła się na samą myśl tego, co mogłaby dostać w swoje łapy.
        - Ponoć ma w kolekcji najprawdziwsze krasnoludzkie giwery - zawtórowała Feyli. - I broń ze stopów, których najstarsi kowale nie pamiętają. Zgromadzone przez niego artefakty są otoczone tak potężnymi zaklęciami, że aż oczy łzawią od samego patrzenia, a włosy dęba stają... Psia krew, nie ma bata, wchodzę w to! - Starym krasnoludzkim zwyczajem Tarunn splunęła w dłoń i wyciągnęła ją do Feyli, by przypieczętować umowę. W Tarigornie takie “przyplute i przetarte” było równie wartościowe jak umowa spisana na papierze z pieczęcią i podpisami obu stron, bo co jak co, ale w kwestii kowalstwa krasnoludy nie znały pojęcia żartów.
        - No to mów co ci po głowie chodzi - zachęciła elfka z ukontentowaniem pykając sobie fajkę. Doszła do wniosku, że Feyla na pewno ma jakiś plan, bo tak sformułowała swoją propozycję. Można by kwestionować zdrowie psychiczne Tioyoi, skoro tak szybko zgodziła się na współpracę z praktycznie obcą kobietą, ale czyż nie były koleżankami po fachu, perełkami w tym zdominowanym przez mężczyzn rzemiośle? Musiały sobie ufać i się wspierać, by zagrać samcom na nosie.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z zadowoleniem przyjęła zgodę Tarunn na przyłączenie się do jej planów, jak również sam fakt, iż tamta nie zamierza okraszać tego jakimikolwiek umowami. Kowala splunęła na swoja dłoń i uścisnęła palce elfki. To był silny uścisk, cementujący porozumienie. Gospodyni wskazała Tarunn miejsce przy stole i od razu podsunęła pod brodę olbrzymi kufel. Nie mogły przecież omawiać swoich planów przy suchym pysku.
- Trzyma tu gdzieś swoje najlepsze piwo – zakomunikowała Feyla, przeszukująca jednocześnie szafy. – Smakuje podle, wygląda jeszcze gorzej, łyżka w nim stoi, a pianę trzeba zebrać nożem. Za to doskonale nadaje się do wytrawiania zardzewiałych staroci – zareklamowała trunek kowalka, stawiając przed elfką dzban i przysiadając się do swojej nowej wspólniczki.
Kowalka nie miała jeszcze gotowego pomysłu odnośnie tego co powinny zrobić. Póki co dysponowała jedynie kilkoma pogłoskami, masą pytań i niewiadomych, dziesiątkami podejrzeń oraz luźną strategią przyszłych działań.
- Niewiele wiem. Tylko tyle ile zdołałam wyciągnąć od tego babska, któremu rozwaliłaś nochal wchodząc do mnie. Generalnie idzie o to, że takie łajzy jak Srebnik, wyceniają rzeczy na podstawie tego co mogą o nich usłyszeć i dorobionych do reszty historyjek – zaczęła mówić kowalka. – Rozumiesz? Możesz mieć w łapach śrutownik na trolle, ale dopóki ktoś ci nie powie co to jest, widzisz w nim tylko metal i trochę drzewa. A jak jesteś cymbał i nie potrafisz zapytać się tych co wiedzą, to z automatu jesteś w dupę bity podwójnie. Nasz Giron nie jest tu wyjątkiem. Otacza się cała masą takich rzeczo – niby – znawców, którzy studiują dla niego stare skrypty i opowiadają staremu różne bujdy. A tak naprawdę przyłażą tutaj, skomląc o wiedzę, tylko po to by ich pan nie pobrudził sobie przypudrowanych rączek.
Feyla zamknęła oczy, pociągnęła solidny łyk, po czym splunęła trunkiem przez ramię. Wiedziała, że pijąc za szybko, jednym kuflem dało się zwalić z nóg woła.
- Nie mam też pojęcia jakich bredni i głodnych kawałków mistrz Nurdin nawtykał przysłanemu tu przez Srebnika pośrednikowi, ale ważne jest to, że zdołał go przekonać, iż jest szanowanym armatorem posiadającym sieć kuźni w całej Alaranii, obrzydliwie bogatym, a do tego z manierami czyniącymi go ozdobą salonów, rozchwytywanym przez arystokracje i takie tam. O pięknej żonce aktoreczce wspominać nie będę. W każdym razie zdobył jakoś zaproszenie do willi Srebnika, a że prawdziwe kłamstwo kryje tylko jeszcze większe kłamstwo, my dwie mogłybyśmy z tej okoliczności skorzystać – zaproponowała Feyla.
Na tą chwile Feyla nie wiedziała „jak” zrealizować własny pomysł. Wystarczyło jej jednak rzucone przez panią Pellvalier stanowcze „beze mnie nie dasz sobie rady”, by kowalka utwierdziła się w przekonaniu, że w rzeczywistości zrobi dokładnie na odwrót. Nawet jeśli sama będzie musiała wcisnąć się w ciuszki miłośniczki ptaków i rechotać z byle czego w obecności Girona Srebnika. Co do jednego mogła być pewna. Wraz z Tarunn będą musiały odwiedzić cyrk Pellvalier, spróbować wyciągnąć trochę informacji, być może również klika kostiumów, a już z cała pewnością zaproszenie które ta wyperfumowana łajza ma przy sobie.
- I co myślisz? W dechę plan, co nie? – zaśmiała się Feyla.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        No, to był konkret! Feyla jak na dobrego kowala przystało nie zraziła się na myśl o dotykaniu poślinionej ręki, a wręcz sama splunęła w dłoń i przypieczętowała ustną umowę - to świadczyło o jej dobrym wychowaniu w duchu krasnoludzkiej kuźni. A uścisk miała naprawdę żelazny! To bardzo przypadło do gustu Tarunn, po takim zachowaniu już nawet laik rozpoznałby w ludzkiej dziewczynie rasowego kowala.
        Tioyoa zasiadła przed stołem i aż jej fajka w zębach podskoczyła, gdy prawie znikąd pojawił się przed nią kufel (na ten moment pusty). Elfka z zadowoleniem skinęła głową - to się nazywała gościnność. Nie zraziła się barwnym opisem piwa, jakiego poszukiwała Feyla, no bo przecież nie takie rzeczy się już w życiu chlało - Tarigorn uczył hartu ducha również w kwestii miłego spędzania wolnego czasu, jakiś delikatny paniczyk za długo by się tam w karczmie nie pobawił. A Tarunn była w stanie przyjąć takie wyzwanie.
        Elfia kowalka nalała sobie piwa i od razu pociągnęła łyk. Musiała przyznać, że faktycznie jak na piwo, to ten trunek zatykał, aż w gardle od niego paliło. Ale to dobrze, to bardzo dobrze! Przy czymś takim świetnie ubija się interesy. Tioyoa zrobiła zabawnie zakłopotaną minę, gdy wytknięto jej naruszenie nietykalności cielesnej aktorki, która miała nieszczęście stanąć na drodze otwieranych przez nią drzwi. Cała ta heca o Gorinie i jego braku poszanowania dla rzemieślników i korzystaniu z wiedzy ekspertów niewartych pięciu ruenów była jej znana z opowieści, w dość okrojony sposób, ale to zawsze coś. Tarunn zawtórowała Feyli i również splunęła piwem, lecz ona zrobiła to, by wyrazić swoje oburzenie osobami takimi jak Srebnik, które myślały, że są nie wiadomo kim i mogą sobie traktować z buta osoby, dzięki którym mogą oddawać się swoim fanaberiom. O niedoczekanie!
        - W dechę - zgodziła się z zadowoleniem w głosie Tioyoa, gdy Feyla nakreśliła jej szczegóły aktualnej sytuacji. Spodobało jej się to, jak mistrz Nurdin wykiwał tamtego pośrednika, a to że jego własna uczennica chciała z nim zrobić to samo… Cóż, życie. Interesu trzeba pilnować jak pięknej żony, bo inaczej pół wsi sobie skorzysta z twojej nieuwagi - taką naukę przekazywał swym uczniom Tagrin i w tych słowach czaiła się naprawdę wielka mądrość.
        - Czyli zamiast Nurdina z “żonką” poszłybyśmy razem… Nie no, dla mnie brzmi miodnie. Skoro stary dał radę wcisnąć kit, że jest właścicielem kompanii handlowej, to równie dobrze mógł pchnąć na spotkanie swoich przedstawicieli. Ja się nawet na tę okazję mogę w kieckę ubrać, jeśli bym mogła położyć łapę na skarbach Srebnika… Bez podtekstów - dodała w ramach bardzo żenującego żartu, który bawił chyba tylko ją. - Ta, tylko ta aktoreczka bruździ w tych pięknych okolicznościach... Dooobra, psia noga, co my sobie, z lalunią rady nie damy? Gdzie ten samozwańczy cud boski przebywa? Pójdzie się do niej, makaron na uszy nawinie i sama z radością odda nam to zaproszenie. A jak nie, to się krowę zwiąże, zaknebluje i schowa w szafie. Ale samą gadką na pewno damy radę, słuchaj, bo jak się mówi z takim akcentem - Tarunn zaczęła silnie zaciągać jak krasnolud z Tarigornu. - Udaje głupszego niż się jest, ale takiego co się stara, to się zawsze sporo dowiesz. No, miejmy tylko nadzieję, że mnie ta Pecośtam nie zapamiętała, bo jak już się da człowiekowi po mordzie, to z reguły robi się problem.
        Tioyoa westchnęła dramatycznie - gdyby ona miała obrażać się za każde manto, jakie zebrała od Tagrina, to by nawet rok nie przepracowała w jego warsztacie, nigdy nie odeszłaby od miecha, a do kowadła nie pozwolono by jej się zbliżyć bardziej niż na dwa sążnie. Nie wspominając nawet o innych krasnoludach, z którymi się prała, bo tych były tuziny. Tarunn tłumaczyła sobie po prostu, że na południu jest zbyt wielu wymoczków, którzy woleli nagiąć świat do siebie, niż trochę przypakować i zacząć przypominać mężczyzn, dla których cios w gębę nie skończyłby się zgruchotaną szczęką albo wręcz zgonem. Mówili, że przemoc to barbarzyństwo, ale czyż nie lepiej pobić się i iść dalej razem, niż do końca życia żywić do siebie urazę, której przez własne tchórzostwo nie da się naprawić?
        - No. - Elfka wstała od stołu, poprawiła pas i wystukała resztkę tytoniu z fajki o rant paleniska. - Idziemy, szkoda czasu na pitu-pitu po próżnicy, co jest jeszcze ważne, to opowiesz mi po drodze. Zaprowadź mnie do tej aktoreczki, pociśnie się kit, że jestem znajomą Nurdina i słyszałam o ich planie, tak nie urzekł, że muszę poznać jego szczegóły i to, jak taki błyskotliwy, przenikliwy kobiecy umysł sobie go zinterpretował... No co, trochę lukru każdego głupiego kupi - dodała z rozbawieniem.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Plan Feyli zawierał więcej sformułowań typu „jakoś to będzie” czy „damy radę” niż jakichkolwiek konkretów. Kowalka zwykła optymistycznie podchodzić do wykonywanej pracy. Kto nie zakładał powodzenia, ten w ogóle nie miał szans na sukces. Poza tym dziewczyna uważała, że nie musi silić się na drobiazgowe knucie własnej intrygi, skoro zamierzała ukraść gotową koncepcję opracowaną przez krasnoluda. Mimo tego iż otwarcie rzemieślniczka nie powiedziałaby o swoim mistrzu ani jednego pochlebnego zdania, to doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli Nurdin zabierał się za jakąś pracę to zawsze dbał by była ona dopracowana w najmniejszych szczegółach.
Właśnie z tego powodu tak ważne było zdobycie zaproszenia, które obecnie znajdowało się w rękach pani Pellvalier. Feyla była niemal pewna, iż znajduje się na nim misternie opracowana tożsamość, pod którą ona i Tarunn miały się podszyć. Jeśli chcesz rozmawiać ze Srebrnikiem to nie możesz nazywać się po prostu „Nurdinem”. Twoje imię musi być minimum pięcioczłonowe, łamać język przy próbie jego wypowiedzenia, a nade wszystko niemal w każdej głosce zdradzać arystokratyczne pochodzenie. Podobnie zresztą ma się sprawa z wyglądem, postawą i sposobem bycia.
- Jasne, nie ma co gadać po próżnicy. Ruszajmy – przytaknęła Feyla zbierając się do drogi. Kowalka nigdzie nie ruszała się bez swojego pasa z podstawowymi narzędziami. Odruchowo sięgnęła po niego mocując się z ciężką klamrą, jednocześnie opowiadając Tarunn o kilku istotnych kwestiach. – Nurdin to łajza pazerna, najgorsza z wszystkich. Każdą monetę, która ma wydać, mieli godzinami w grubych łapskach, ogląda na wszystkie strony i pod światło, nagryza, a następnie robi wszystko by wydać mniej niż potrzeba. Pewnie właśnie dlatego zatrudnił tą paniusię z ego wielkim jak jej gniazdo. Taka z niej aktoreczka jak z taczki rydwan. Prowadzi nędzną trupę: dwa wozy, z których odchodzi farba i zbieranina osób co to im się wydaje, że mają talent. Jako właścicielka, Pelwara Jakaśtam, sama forsuje się na gwiazdę, a tak naprawdę to zwykła oszustka, co to od jej listy przewinień starsze są tylko rekwizyty używane w jej nędznym teatrzyku.
Kierując się w stronę drzwi, Feyla dopiero teraz dostrzegła bałagan jaki powstał w chwili gdy wyrzucała niechcianego gościa. Zaabsorbowana wizytą Tarunn, kowalka zapomniała, że część warsztatu została zdemolowana. Wiele rzeczy walało się bez składu na podłodze, a wielki regał tarasował przejście. Na porządki nie było teraz czasu. Feyla podniosła mebel i ustawiła go na swoim miejscu, po czym dokładnie zlustrowała przedmioty, które powinny na nim się znaleźć.
- Para i popiół! – zaklęła. – Brakuje kształtownika, cęgów i śrubunku! Podstępna żmija musiała je zwędzić wykorzystując zamieszanie. My tu gawędzimy jak wyciułać Nurdina z interesu, a tymczasem ta gadzina Pulalira sama wzięła nas niczym pleśń stare przetwory! Chodź! Szybko! Zanim lafirynda znajdzie kogoś kto zajmie nasze miejsce! – Kowalka pociągnęła Tarunn za rękę, biegnąc w stronę gdzie spodziewała się zastać scenę, na której występowała grupa należąca do pani Pellvalier.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tioyoa z dość niespotykaną dla kowala gracją obróciła fajkę między palcami niczym mażoretka swoją pałeczkę, po czym gładko wsunęła ją za pasek i z założonymi rękami czekała tylko aż Feyla będzie gotowa do drogi. Przy całym zapale towarzyszącym ich rozmowie i powierzchownemu planowaniu wykiwania Pellvalier i Nurdina Tarunn musiała przyznać, iż była zaskoczona, że kowalka zdecydowała się sprzątnąć powierzchownie w swoim warsztacie. Elfka była święcie przekonana, że gdyby to o nią chodziło, tylko upewniłaby się, że od paleniska nic się nie zajmie i zaraz ruszyłaby realizować swój plan. Większość życia spędzając wśród krasnoludów w Tarigornie nabrała typowej dla nich impulsywności i aż dziw brał, jak kiedyś była spokojną, wręcz wzorową żoną i matką.
        Tioyoa bez słowa, jedynie uśmiechając się pogodnie pod nosem, podeszła do Feyli gdy ta przymierzała się do postawienia przewróconego regału i pomogła jej z drugiej strony. Nie, by uważała uczennicę Nurdina za słabą, gdyż widać było, że dziewczyna ma krzepę, ale jednak duże gabaryty lepiej dźwiga się we dwie i kropka. Fizyki nie dało się oszukać, można było z nią walczyć, była to jednak z góry przegrana walka. Gdy już mebel stał, Tarunn otrzepała z zadowoleniem ręce i chociaż nie były brudne, wytarła je również o uda. W układaniu szpargałów na półkach już się nie wtrącała, bo jak w każdym warsztacie pewnie tak i tu istniał jakiś system, wedle którego segregowano narzędzia, wprowadziłaby więc niepotrzebne zamieszanie. A raczej wzmogłaby to, które już zaistniało, gdy Feyla zorientowała się, że kilka jej narzędzi przykleiło się do rąk podrzędnej aktoreczki, gdy ta akurat wychodziła.
        - Idziemy! - Tarunn natychmiast zgodziła się ze swoją koleżanką po fachu i razem z nią wypadła z kuźni prosto na ulicę. Trzymała się pół kroku za nią, bo nie znała miasta na tyle by samej znaleźć drogę, musiała być prowadzona.
        - O żesz ty na łuski prasmoka - wyrwało się elfce, gdy już miały w zasięgu wzroku wozy trupy cyrkowej, czy też aktorskiej jak wolałaby to pewnie nazywać Pellcośtam. W wąskiej przestrzeni między furami jak na dłoni widać było ledwo doprowadzoną do porządku gwiazdę tego teatrzyku rozmawiającą z mężczyzną, który co prawda nie był odziany w ognioodporny skórzany fartuch, ale widać było już na pierwszy rzut oka, że raczej potrafi operować przy kowadle. Tarunn od razu doszła do wniosku, że ta cwana upudrowana franca już wcześniej przygruchała sobie wspólnika i teraz trzeba było działać naprawdę szybko. Nie czekając na to co wymyśli Feyla, Tioyoa pociągnęła ją w bok, by nie były w tak oczywisty sposób widoczne.
        - Ja odciągnę aktoreczkę, a ty zajmij się tym gościem - zakomenderowała, po czym natychmiast wyszła na ulicę i podeszła do wozów.
        - Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności, pani Pellav… - elfka zjadła ostatnią sylabę nazwiska maskując to przekoloryzowanym akcentem północy. Podeszła do rozmawiającej pary i momentalnie z entuzjazmem uścisnęła dłoń aktorki. Nie pozwoliła, by ktokolwiek przerwał jej własne przedstawienie.
        - Ależ mi fortuna sprzyja, ledwie na kilka dni przybyłam do Fargoth z drugiego końca Alaranii i akurat na panią trafiłam - trajkotała. Nie biorąc w ogóle pod uwagę protestów objęła aktorkę za ramiona i zaczęła ją odprowadzać na bok, chociaż czuła jak jej ofiara się zapiera, nie miała jednak szans z silną jak tur Tarunn. Teoretyczny kowal chyba chciał coś protestować, Tioyoa zbyła go jednak machnięciem ręki i zawołała “czekaj, to zajmie chwilę”, po czym wróciła do nawijania Pellvalier makaronu na uszy, jak to cieszy się na to spotkanie i jak to podczas ostatniej wizyty w Fargoth miała okazję ją zobaczyć. Historyjka układała się sama, a tak długo jak aktorka nie była w stanie przedrzeć się przez słowotok kowalki, nie mogła też zdemaskować jej głupiej historii. Pewnie zresztą rozumiała co drugie słowo ze zniekształconej dziwnym akcentem i prędkością wypowiadanych słów przemowy.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Widok obozowiska trupy aktorskiej zaskoczył Feylę w równym stopniu co elfkę. Wprawdzie kowalka nieraz miała już okazje przyglądać się podniszczonym wozom, chudym koniom i nędznie wyglądającej scenie, jednak konstrukcja jaką obecnie postawiono tuż za obozowiskiem mogłaby zwalić z nóg każdego szanującego się stolarza. Wielkie i niekształtne coś, najwyraźniej przeznaczone do tego by odgrywać na nim przedstawienia, przypominało twór wykonany na podstawie rysunku kilkuletniego szkraba, który to jakiś dowcipny budowniczy starał się dokładnie odwzorować.
To że cała konstrukcja do tej pory nie runęła, przeczyło wszelkim zasadą architektury i budownictwa. Poszczególne elementy budowli były łączone z całością, tam gdzie akurat znalazło się trochę wolnej przestrzeni, za pomocą tego co wykonawca miał pod ręką.
- O ja pierniczę. Co za cymbał sklepał tą ruinę? – nie dowierzała Fayla, dostrzegając jednocześnie odpowiedź na swoje pytanie, w rozmówcy pani Pellvalier. Barnod był znanym kowalem. Znanym głównie z tego, że posiadał siłę tura i rozum tegoż samego zwierzęcia. Dziewczynie ciężko było uwierzyć w fakt, iż to właśnie Barnod miałby być wspólnikiem aktoreczki, za to nie miała cienia wątpliwości, że to właśnie on stoi za szkaradną budowlą. Według filozofii mężczyzny, kowal jest od wykonywania pracy, a nie od zastanawiania się nad nią. Gdyby chciał myśleć to zostałby filozofem. Natomiast innym żelaznym powiedzeniem Barnoda było to, że obowiązkiem klienta jest płacić.
Feyla łatwo domyśliłam się czego też mogła dotyczyć rozmowa „Ptasiego Gniazda” z jej zleceniobiorcą. Paradoksalnie chociaż oboje musieli być świadomi zagrożenia jakie pociągało za sobą użytkowanie sceny, nie przeszkadzało im to by właśnie wystawić na niej sztukę. Co gorsza było to przedstawienie, na które zdecydowało się szerokie grono publiczności, przez co nieuchronne BUM, miało zebrać krwawe żniwo.
Pierwotny plan Feyli był taki że po prostu znokautuje panią Pellvalier, sterroryzuje jej świtę i przetrzepie oba wraki w poszukiwaniu tego co do niej należy. Niestety plan ten musiał być zmieniony właśnie z względu na niefortunną publiczność, w tłumie której znalazło się kilku miejskich strażników.
Gdy tylko Tarunn ruszyła do działania, Feyla skorzystała z okazji by zamienić kilka zdań z Barnodem.
- Co ty tu robisz Ołów? – spytała. - Od kiedy to zajmujesz się sztuką? I co to w ogóle ma być? Własna twórczość?
- Ta paniusia jest mi winna za robotę! Barnod nigdzie się stąd nie ruszy póki nie otrzyma obiecanej zapłaty. A jeśli ta pudrowana pinda zacznie się stawiać, zobaczy czym jest porządna rozpierducha – odpowiedział rzemieślnik.
- Dużo ci obiecała? – drążyła temat Feyla, na co Barnod potwierdził skinieniem głowy. – A nie przyszło ci na myśl, że pani Pluluzbira, czy jak jej tam do cholery, to chodzący bankrut, bez miedziaka przy duszy?
- O nie. Stara jędza cały czas mówi o jakieś dużej sprawie – wyjaśnił kowal. – Poza tym ma takie… no ten, taki kuferek, co to trzyma w nim skarby. Złoto i ważne papiery. No i złoto. – Podekscytowany Barnod na samo wspomnienie o złocie zaczął się jąkać i gubić w zeznaniach, jednak sama wzmianka o cennych dokumentach była tym czego Feyla potrzebowała.
- Łgała ci prosto w czerep. Nic nie ma – upierała się kowalka.
- Każdy go widzi. O tam, na scenie. To taki rekwilizytor. Jak jest koniec sztuki, to pawia głowa, że niby go znajduje i ma klucz, a potem otwiera i w środku jest złoto – odpowiedział Barnod, którego uśmiech stawał się szerszy z każdym wypowiedzianym „złotem”.
Feyla przez chwilę wpatrywała się w graną na scenie sztukę. Było dla niej rzeczą oczywistą, że taka chciwa małpa jak Pellvalier będzie chciała trzymać swoje skarby przy sobie i nie spuszczać z nich wzroku nawet w czasie odgrywania przedstawienia.
- Dobra Ołów. Zrobimy tak. Ja za ciebie poświadczę. W końcu widzę, że solidna robota to i zapłata się zależy. Przytrzymaj tu chwilkę panią Plewilalier, a ja z koleżanką przyniesiemy skrzyneczkę.
- I będzie płacić!
- Będzie – zapewniła Feyla, zwracając się jednocześnie do elfki. – Hej, Tarunn, chciałabyś wystąpić w przedstawieniu? Zdaje się, że oni na tej scenie bawią się w poszukiwanie czegoś co należy do nas.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn dostrzegała, iż Pellavier wierci się pod jej ramieniem i jest wyraźnie niezadowolona z tego, że ktoś jej przeszkadza, ale nie miała przy tym tyle fizycznej siły, by wyrwać się krzepkiej kowalce. A Tioyoa zamierzała udawać głupią tak długo jak tylko mogła, byle tylko Feyla zdołała zająć się tym drugim kowalem - w końcu to na pewno był lokalny rzemieślnik, może nawet jej kumpel albo chociaż znali się z widzenia, z pewnością łatwiej było jej się z nim dogadać, niż miałaby się za to brać obca elfka, nawet tak rozgadana i przebojowa jak Tarunn.
        Pellavier potknęła się, gdy kowalka przez przypadek zaczęła stanowczo za szybko iść, nie zwracając przy tym uwagi na walające się na ziemi deski, gwoździe, skrzynki i inne elementy tej kuriozalnej konstrukcji. Po prostu wolała ich nie widzieć, bo aż jej runa na mostku błyszczała, by to wszystko rozwalić jednym celnym ciosem z pięści - tyle z pewnością by wystarczyło, tylko przyłożyć odpowiednio. A takich newralgicznych punktów było tu bez liku, wystarczył pierwszy rzut oka a co dopiero gdyby przyjrzeć się lepiej.
        - Pani Pellavier! - zawołał ktoś spomiędzy zakamarków sceny. Głos był damski, wysoki i rozhisteryzowany jakby właśnie komuś żywcem ucinano łeb. Tarunn, chociaż potrafiła paplać bez przerwy, sama zaniemówiła słysząc ten okrzyk.
        - Pani Pellavier, pani Pellavier! - nawoływała histeryczka. Chwilę później ukazała się ona oczom elfki. Była to chuda jak szkapa dziewoja w wieku, w którym powinna już stanowczo myśleć o zamążpójściu, chociaż jej szanse na ożenek i tak były niewielkie ze względu na zęby, które rosły w dowolnie wybranych kierunkach czasami chyba nawet się krzyżując. Nieurodziwa panna odziana była w dość sztampową suknię arystokratki z przedstawienia, a jej oblicze pokrywał jasny puder, który osypywał się przy każdym grymasie, tworząc na gorsie sukienki mgiełkę niemile kojarzącą się z łupieżem.
        - Szybko, już się zaczęło! - pisnęła aktoreczka, a Tarunn poczuła w tym momencie, jak prowadzona przez nią pudernica wzdycha z ulgą, bo oto właśnie nadszedł dla niej ratunek.
        - Bardzo miło było poznać, ale rozumiesz, obowiązki - wykpiła się, zdejmując z barków ciężkie ramię Tioyoi. Nawet nie wysilała się na miły ton czy zwracanie się do kowalki w grzeczniejszy sposób niż na ty. Ale elfce to akurat zupełnie nie przeszkadzało, bo sama była słodka jak miód tylko przez to, że coś chciała, w przeciwnym razie nawet nie patrzyłaby na kogoś takiego jak Pellavier. Dlatego dalej pozostawała w swojej roli i udawała zagorzałą fankę pudernicy.
        - Och, naturalnie, naturalnie, rozumiem - zapewniła. - Dziękuję za tę chwilę rozmowy, to był dla mnie wielki zaszczyt móc poznać panią osobiście… Ta… i twoją starą też - sarknęła kowalka, bo niedoszła wspólniczka Nurdina nawet nie skinęła jej głową na pożegnanie tylko od razu poszła za scenę i zniknęła gdzieś w bebechach tej zatrważającej konstrukcji. Pozostawiona sama sobie Tioyoa z początku myślała o myszkowaniu po wozach, ale kręciło się tu za wiele osób, a ona na łotrzyka się absolutnie nie nadawała, więc musiała sobie odpuścić. Niezrażona tym niepowodzeniem wróciła do Feyli, której najwyraźniej powiodło się znacznie lepiej niż jej - zdawało się, że dziewczyna ma plan, bo zaraz zaatakowała nim Tarunn, chociaż jak zawsze poskąpiła szczegółów. To jednak elfce ani odrobinę nie przeszkadzało.
        - Chcę - odpowiedziała bez zastanowienia. - To chodź, widziałam nawet, gdzie chowają rekwizyty i przebrania, coś sobie pożyczymy by nas nie wyrzucili za szybko… Czego szukamy?
        Tioyoa poszła razem z Feylą między wozy i tam znalazła ten jeden, w którym dostrzegła całe stosy szmat. Szmaty okazały się być jednak byle jak składowanymi, zdekompletowanymi kostiumami w opłakanym stanie - niektóre z nich były pewnie starsze niż Tarunn, a na dodatek równie długo nikt ich nie prał ani nie maglował, przez co przypominały ściery do podłogi. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - elfka zamierzała narzekać tylko trochę, bo nie należała raczej do osób, które długo usiedzą w ciszy.
        - O pieronie, tu by się przydał słój oleju i zapałka… - utyskiwała próbując wbić się w pierwszą z brzegu szatę, która co prawda na długość była dobra, ale w barkach zdecydowanie zbyt wąska, wszak kto mógłby przypuszczać, że spróbuje ją założyć kowal. Na tę samą przypadłość cierpiała zresztą większość przebrań, aż w końcu Tarunn znalazła jedyny pasujący na nią kostium - kaznodzieję. Aż zarechotała, gdy go na siebie założyła.
        - No nie mogę, jakby mnie Tagrin zobaczył to by chyba ze śmiechu kojfnął - śmiała się, mocno wiążąc pas szaty. - Kaptur na głowie czy luzem?
        Elfka kilkakrotnie sprawdziła jak wygląda w obu wariantach i ostatecznie zdecydowała się osłonić głowę, bo jej długie włosy niespecjalnie pasowały do klechy.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Idąc śladem elfki, Feyla zabrała się za przeglądanie kostiumów. Większość eksponatów znajdujących się w garderobie Pellavier stanowiła dla kowalki zagadkę. Rzemieślniczka nie miała pojęcia w jaki sposób owe wdzianka na siebie wcisnąć. Próbowała przez głowę? Potem przez nogi, a nawet ręce i nogi jednocześnie. Samo ustalenie co jest górą, a co dołem wymagało sporo wysiłku, a określenie gdzie znajduje się przód, przekraczało możliwości Feyli. Na szczęście z męskimi przebraniami poszło jej trochę lepiej. Przynajmniej dało się w nich znaleźć spodnie.
Widząc, że Tioyoa już kończy, przywdziewając na siebie coś co przypominało prześcieradło, Feyla uznała, że nie ma czasu na wybrzydzanie i wybrała dla siebie jedyną rzecz, co do której miała pewność, że się na niej zna – kolczugę i hełm miejskiego strażnika. Zbroja okazała się na nią trzy razy za duża, przez co dziewczyna miała wrażenie, że to jakiś rekwizyt na trolla. Na szczęście po kilku szybkich poprawkach dało się ją ścisnąć pasem i skrócić na tyle by nie ciągła się po ziemi. Jednie hełm stwarzał problem jako że wciąż się przesuwał ograniczając widoczność.
Kowalka uznała, że przez tą krótką chwilę jest w stanie znieść ową niedogodność. Już miała wychodzić, gdy nagle jej wzrok przykuło coś jeszcze.
- No nie uwierzę. Zobacz Tarunn, mają tu siodło na wiwernę – powiedziała Feyla trzymając w rękach gorset, w taki sposób jakby patrzyła przez dużą lunetę. W Fargoth raczej nie miała szans zdobyć wspomnianego przez siebie stwora, ale i tak zdecydowana była zabrać tajemnicze zjawisko do swojej kuźni. Jeśli uda jej się zamontować z obu stron odpowiednie szkła, efekt powinien być piorunujący. – Dobra, biorę to i lecim.
Wychodząc z wozu kowalka przekazała swojej przyjaciółce garść informacji o poszukiwanych przez nich przedmiotach.
- Pelwara - mam tyle spraw na głowie, trzyma na scenie szkatułkę z najcenniejszymi skarbami. Nasze papiery na pewno są w środku. Musimy tylko zając czymś publikę, przeszukać scenę i buchnąć kuferek. Łatwizna – z optymizmem uznała Feyla, dokładnie w tym samym momencie gdy na drodze obu rzemieślniczek stanął wychudzony aktor. Mężczyzna miał na sobie strój imitujący szlachcica, a jego tłusta wyświecona fryzura, przylegała do czaszki w taki sposób, iż kowalka miała wrażenie, że owe włosy namalowano mu farbę. Całość dopełniał czarny wąsik, i chusta zawiązana na szyi.
- Gdzieście się podziewali? Pieprzeni statyści! – wrzasnął „grabarz”. – Postoi taki przez chwilę w cieniu aktora i już mu się wydaje że potrafi grać. Obetnę wam za to z pensji. Za minutę wchodzimy. Skupcie się barany jedne! Jeśli któryś pomyli kwestię, stłukę mu dupsko tak, że przez tydzień nie usiądzie! Na apostrofę, wyglądacie tragicznie. Madame Pellavier powinna czym prędzej zwolnić charakteryzatora.
Feyla przez chwilę przyglądała się głównej scenie, na której właścicielka trupy aktorskiej zalewała się łzami, otoczona przez dwóch innych uczestników przedstawienia. Kowalka przypomniała sobie, że już kiedyś widziała ten spektakl. Nurdin kochał sztukę, a przynajmniej chciał uchodzić za jej znawcę, co z kolei skutkowało tym, że często ciągnął z sobą Feylę na podobne przedstawienia. Dla dziewczyny była to katorga. Zwykle wierciła się z nudów lub próbowała zasnąć. Słabo kojarzyła to czego dotyczyć miało dzieło, które obie za chwilę spróbują zniszczyć. Coś o jakiejś biednej dziewczynie, okrutnie potraktowanej przez los, która na końcu bogaci się dzięki swojej urodzie.
- Niech mnie z obrzyna przetrącą. Ta pudernica napisała sztukę o samej sobie – szepnęła do ucha Tarunn.
- Wprowadzić świadków! – Dało się słyszeć głos z sceny. Czarny wąsik od razu dał im znać, że mają ruszać. – Niechaj rozstrzygnie głos ludu!
Awatar użytkownika
Vissaria
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vissaria »

Vissaria miała dużo zajęć w swym rodzimym Szepczącym Lesie. Jednym z ważniejszych, było opiekowanie się krową. Tak, czarno białą "mućką". Niektórzy mogliby powiedzieć, że elfka z krową nie stworzą zgranej drużyny. Było wręcz odwrotnie. Dziewczyna, nie wiedzieć czemu, od razu polubiła krasulę. Opiekowała się nią z powodu złamanej nogi. Znalazła ją w rowie koło traktu.
Kiedy tak pielęgnowała zwierzę, utworzyła się między nimi więź. Po niedługim czasie kończyna się zrosła, Viss zaczęła krówkę trenować. Nie mogła sobie przecież pozwolić na ciągłe trzymanie krasuli na powrozie. Więc elfka powoli zaczęła uczyć Sisi - bo tak ją nazwała - tropić jej ślady. Vissaria chciała osiągnąć to, że krowa będzie ją znajdywać jeśli się zgubi.
Po kilku dniach, Sisi zachowywała się dziwnie. Wtedy dziewczyna przypomniała sobie, że krowy się przecież doi. Więc zabrała wiadro i zaczęła ciągnąć zwierzę za wymiona. Już na początku zauważyła, że coś jest nie tak. Mleko, zamiast być białe, było czerwone. Nie pachniało również jak mleko. Wzięła łyk. Z pewnością, nie było to to czego się spodziewała. Jednak była mile zaskoczona. Sisi zamiast dawać biały płyn, dawała półsłodkie wino. Gdy to odkryła... na drugi dzień miała strasznego kaca. Leżała tylko "plackiem" na trawie i patrzyła bezmyślnie w chmury.
Kilka tygodni później, Viss i jej krowa tropiciel, wyruszyli w drogę. Elfka miała już dość siedzenia bezczynnie. Nie martwiła się o rzeczy. Dzięki Sisi, prawdopodobnie nigdy nie będzie biedna. Obrała kurs na pierwsze miasto, które wpadło jej do głowy. Było to Fargoth. Nie słyszała o nim wiele, ale może spotka ją tam jakaś przygoda? Miała tylko nadzieję, że nie trafi na jakąś zbójecką szajkę. To znaczy poradziłaby sobie z nimi raz dwa, ale martwiła się o krowę. Popatrzyła na nią... taka niewinna... taka bezbronna... a jedna bardzo cenna.
Nie spotkała na szczęście żadnych niebezpieczeństw po drodze. Mogła bez przeszkód podziwiać krajobrazy. Było tu ładnie, ale spodziewała się czegoś lepszego. To samo mogła zobaczyć wychodząc na chwilę z Szepczącego, by na przykład wyprać ciuchy.
Kiedy dotarła już do miasta, które ją interesowało, pierwszą rzeczą którą zobaczyła, była elfka bądź elf. Nie była w stanie określić... Ta osoba... była bardzo... dobrze zbudowana? - nie wiedziała czy to dobre stwierdzenie, w każdym razie, kobieta lub też mężczyzna, odciągał jakąś drobną panią. Biedna niewiasta potykała się co krok. Spojrzała trochę w lewo. Tutaj tłum ludzi zgromadzonych pod sceną. Poczekała jeszcze chwilę, aż elf/elfka wraz z inną dziewczyną pójdą do wozów aktorskich, a sama stanęła koło ogrodzenia. Nie chciała pchać się w to zgromadzenie ludzi. Kazała Sisi poczekać w krzakach. Miała nadzieję, że krowa nie obrazi się na nią.
Z tych samych "przenośnych domów", do których przed chwilą weszły zaobserwowane przez Viss osoby, wydostali się dwaj aktorzy, a właściwie jakiś rycerz i umięśniona elfka, teraz mogła już stwierdzić jej płeć, ponieważ widziała twarz.
Właśnie zaczynał się spektakl i wszyscy aktorzy weszli na scenę. Była ciekawa występu, zawsze lubiła przyglądać się sztuce.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Trzeba było przyznać, iż to Feyla wybrała lepsze przebranie, a przynajmniej takie było zdanie Tioyoi. Elfka nie miała jakiegoś zaburzonego postrzegania własnej płci, jednak trzeba było przyznać, że w damskich ciuchach czuła się jak przebieraniec, no bo przecież ze swoją posturą nadobną panienką z pewnością nie była i w kiecce wyglądała właśnie jak przebrany dla beki albo przez przegrany zakład chłop. No a szata kapłana to taka trochę sukienka, co by nie gadać. Tyle dobrego, że była przy tym tak luźna, że mogłyby w nią swobodnie we dwie wleźć. Gdyby jednak ktoś dał Tarunn taki wybór, chętnie zamieniłaby się z Feylą, tym bardziej, że przynajmniej w barach lepiej wypełniłaby tę kolczugę. Ale co tam, to tylko chwilowe przebranie, by dostać się na scenę i zabrać co im potrzebne.
        Tioyoa wyskoczyła z wozu z impetem lądując na ubitej ziemi - miała szczęście, że tu akurat nie było rozjeżdżone kołami, bo pewnie by się wywróciła. Kaptur spadł jej jednak z głowy i musiała go na nowo założyć. Materiał śmiesznie układał się na jej szpiczastych uszach i zaczynał przypominać czepiec siostry zakonnej.
        - No luzik - zgodziła się chętnie Tarunn na propozycję Feyli. - Coś się na pewno wymyśli. Ta konstrukcja daje wiele możliwości…
        Elfka śmiechem zakończyła swój ironiczny komentarz, zachłysnęła się jednak słysząc męski głos ewidentnie wołający w ich kierunku. Odchrząknęła i obróciła się do krzykacza… I tym razem mocno zacisnęła usta, by znowu się nie roześmiać - wyglądała przy tym jakby była niezadowolona z otrzymywanej bury, więc sprawiała całkiem wiarygodne wrażenie. Niemniej nie taki był jej zamiar - raczej walczyła z tym, by się nie roześmiać, bo ten człowieczek naprawdę poprawiał jej humor swoim groteskowym wyglądem. Tarunn zachodziła w głowę, jakim cudem ludzie dobrze bawią się na takim przedstawieniu, a co więcej, jakim prawem zabierają ze sobą dzieci - ona gdyby naoglądałaby się czegoś takiego gdy była mała, z pewnością miałaby problemy z osobowością do końca życia. Ale najwyraźniej ludzie w Fargoth byli twardsi niż mogła przypuszczać.
        - Ta jest! - odpowiedziała z entuzjazmem elfka gdy już aktorzyna wylał z siebie całą żółć, a półgębkiem zwróciła się do Feyli. - Niech by tylko spróbował, to by sobie rękę złamał na moim tyłku, dziad borowy.
        Tioyoa wdrapała się na rozchybotane schodki prowadzące za kulisy, swoją kapłańską szatę trzymając w garści jak pusty worek po ziemniakach. Cierpliwie czekała na odpowiedni moment by wejść, bo spodziewała się, że dopiero wtedy będzie szansa dostać się do kasetki bez wzbudzania podejrzeń, cały czas jednak z zainteresowaniem lustrowała konstrukcję sceny. To był jakiś koszmar, ktokolwiek ją stawiał, powinien zawisnąć za jaja na samej górze tego dziwactwa. Niemniej to właśnie w tym Tarunn upatrywała ich szansę - nietrudno zrobić zamieszanie przy tylu punktach zapalnych, trzeba było jednak wybrać taki, by nikogo przy tym nie zabić.
        Kowalka nadymając policzki powstrzymała parsknięcie śmiechu, gdy Feyla podzieliła się z nią swoimi spostrzeżeniami. To przedstawienie było wystarczająco denne bez świadomości, że ktoś sobie nim wynagradza własne braki. Jeden z aktorów usłyszał jednak jej parsknięcie i obrócił się, przytkniętym do warg palcem nakazując zachowanie ciszy. Tioyoa przeprosiła gestem i pokornie spuściła wzrok. I wtedy dojrzała coś ciekawego - listwę do mocowania lin. Powiodła wzrokiem za sznurami i dostrzegał wiszące nad sceną worki z piaskiem - pewnie stanowiły one jakąś równowagę do wciągania scenografii. Deska, na której były uwiązane, trzymała się tylko na dwóch byle jak wkręconych śrubkach… Tarunn więc dyskretnie zaczęła przy nich majstrować. Już, już miała je prawie wyjąć, gdy nagle ktoś pchnął ją w plecy z sykiem “wchodzicie!”. Elfka wyszła na scenę, bo nie miała innego wyjścia, zdążyła jednak dostrzec, że jedna ze śrubek zdążyła wypaść. Teraz tylko trzeba było czekać, aż druga nie wytrzyma dodatkowego obciążenia…
        - Niechaj pierwszy swe świadectwo złoży wielebny! - zawołał jeden z aktorów będących już na scenie i od razu wskazał na Tioyoę. A ona ledwo powstrzymała się przed zawołaniem “goń się!”. By nie psuć całej tej misternej intrygi wyszła jednak przed szereg i zamierzała odegrać tę szopkę najlepiej jak umiała.
        - Nie mnie oceniać któż winien, jam jest jedynie boskim sługą i to jego wolę winienem wypełniać - zaczęła uduchowionym głosem jakby prawiła kazanie. - W wasze ziemskie sądy nie przystoi bym się mieszał, gdyż to bóg zna całą prawdę i to bóg wie, kogo karać a kogo wynagradzać. Dziecko, porzuć troski, gdyż pan nasz jest miłosierny i sprzyja sprawiedliwości!
        Aktorzy patrzyli na Tarunn jak na wariatkę, a ona mogła jedynie przyznać, że bardzo podoba jej się taka zabawa i śmiało kontynuowała w podobnym tonie, nigdy nie odpowiadając na zadane pytanie i powołując się na boga.
        - Co więc uważa twój bóg? - zapytał jeden z aktorów przekonany, że niby taki chytry.
        - Jam jest jedynie pokornym sługą, mrówką zaledwie w jego oczach - odpowiedziała jednak bez zająknięcia elfka. - Pan nasz nie daje jasnych odpowiedzi, nawołuje to szukania prawdy w sobie i to właśnie powinniśmy uczynić!
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla podążała krok w krok za Tarunn. Źle dopasowany hełm ograniczał jej widoczność, raz za razem zsuwając się na oczy kowalki. Dodatkowo nieszczęsny element zbroi znacznie tłumił dochodzące do niej dźwięki. Dziewczyna miała wrażenie, że słyszy wszystko jakby siedziała w studni. Było to trochę upierdliwe, ale ostatecznie Feyla uznała, że nie przyszła tu po to by wdawać się w jakieś dyskusję. Elfka coś tam mówiła, prawdopodobnie do publiczności i z tego co kowalka była w stanie ocenić, szło jej całkiem nieźle. Być może jej towarzyszka miała więcej talentów niż tylko praca rzemieślnika. Feyla natomiast skupiła się na bezpośrednim dotarciu do celu, od razu zabierając się za przeszukiwanie dekoracji.
Dla postronnych obserwatorów widok rozgrywany na scenie wydawał się całkiem naturalny. Wyłączając rzecz jasna tych spośród publiczności, którzy katowali swoje uszy po raz kolejny oglądając tę samą sztukę, chociaż nawet doskonale obeznani z scenariuszem, z miłą chęcią przyjęli nieco inną wersję dramatu. Kaznodzieja zupełnie zmienił kwestie, natomiast miejski strażnik zabrał się za przeszukiwanie domostwa w nadziei znalezienia dowodu zbrodni. Jedynymi osobami, którym improwizacja zdecydowanie nie przypadła do gustu, a którzy nie mogli odnaleźć się w nowej rzeczywistości byli pozostali uczestnicy sztuki, na czele z panią Pellvalier i ulizanym jegomościem mającym odgrywać głównego świadka.
- Co ty wygadujesz za bzdury!? – wrzeszczał aktor usiłujący zapanować nad sytuacją i przyprowadzić Tarunn do porządku. – Odbiło ci! A ty kmiocie gdzie się wiercisz. Wracaj tu i do cholery odłóż ten gorset!
- Gorszy, że niby od kogo? – Niedosłyszała Feyla. – W ogóle daj mi spokój umalowana łysa pało, nie widzisz, że prowadzę poszukiwania? – odpowiedziała kowalka nie przerywając swojej pracy. Dziewczyna otwierała drzwiczki ustawionych na scenie mebli, przewracała stoły i kufry, część rekwizytów tłukła, a niedające się łatwo rozbroić zamki, traktowała toporem. Trzymane pod pachą siodło na wiwernę nieco krępowało jej ruchy, ale kowalka za nic nie chciała rozstać się z cennym skarbem.
Tymczasem publiczność obserwowała scenę z zapartym tchem, przekonana, że właśnie tak powinna przebiegać sztuka. Zgromadzeni ludzie wykazywali entuzjazm widząc, że nareszcie coś zaczęło się dziać.
Wreszcie poszukiwania Feyli przyniosły skutek. Kowalka znalazła szkatułkę należącą do Pellvalier na dnie szafy po brzegi wypchanej starymi skórami i stertą brudnych ubrań.
- Mam! – krzyknęła zadowolona dziewczyna.
Na widok swoich świętości znajdujących się w rękach obcej osoby, właścicielka teatrzyku wpadła w furię. Pani Pellvalier rzuciła się na Feylę z zamiarem odzyskania tego co jej. Kowalka, mająca w danej chwili obie ręce zajęte, nie była w stanie powstrzymać impetu z jakim wpadła na nią kobieta. Obie uczestniczki przedstawienia potoczyły się prosto na jedną z belek podtrzymujących konstrukcję zbudowaną przez Barnoda, ostatecznie zrywając w ten sposób mocowanie lin, przy których wcześniej grzebała Tarunn.
W powietrzu dał się słyszeć trzask pękającego wiązania, następnie huk spadającej przeciwwagi i zgrzyt przesuwających się drewnianych belek. Przez kilka długich sekund nic się nie wydarzyło, a zgromadzona wokół sceny publika z zapartym tchem obserwowała chwiejną konstrukcję. A potem wszystko runęło.
- O w ryj! Ołów ty ciurze! -zdążyła przekląć kowalka nim pierwsze elementy konstrukcji spadły na stojącą nad Feylą panią Pellvalier. Rzemieślniczka poczuła jak coś ciężkiego uderza w jej hełm. Feralna zbroja właśnie uratowało dziewczynie życie.
Awatar użytkownika
Vissaria
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vissaria »

Vissaria z uwagą przyglądała się sztuce. Po pewnym czasie patrzenia, zaczęła zastanawiać się czy to dalej spektakl, czy może coś innego. Widziała kobietę rzucającą się na dziewczynę, którą elfka już wcześniej widziała. Z rąk jednej z nich wypadła skrzynka, nie była duża, ale na tyle interesująca, że Viss postanowiła podejść bliżej. Wmieszała się w tłum. Usiłowała przedostać się pod scenę. Gdy po długim przeciskaniu się i tratowaniu dzieci, obrzucana obelgami, dotarła do celu od razu zobaczyła szkatułkę.
Schyliła się niepostrzeżenie. Szybkim ruchem zgarnęła przedmiot i wycofała się. Jeśli kobiety biły się o to, musiało to być coś wartościowego. Postanowiła jednak poczekać do końca występu. Zapowiadał się naprawdę ciekawie. Nagle coś spadło i narobiło sporo hałasu. Elfka nie mogła nawet zobaczyć co to, bo przed nią stał olbrzymi człowiek. Tak, to rzeczywiście problem, wielcy ludzie nie powinni żyć na tym świecie. Nic tylko przeszkadzają! Zrezygnowana wyszła z obszaru, na którym odbywała się "bójka" czy tam spektakl. Wróciła do krówki. Usiadła przy niej. Dopiero teraz zaczęła przyglądać się skrzynce. Tak jak już wcześniej widziała, nie była zbyt duża. Prezentowała się jednak bardzo dobrze. Pozłacane szlaczki na bokach też były nie najgorsze.
Był tylko jeden problem. Ktoś miał klucz. Nie miała wątpliwości, że to jedna z kobiet na scenie. No cóż nie było jej dane zobaczyć wnętrza. Odłożyła kufer przy krówce. Przeczesała włosy. Nie miała nic do roboty. Może sprzeda gdzieś tą skrzynkę? Tak! To jest to! Viss poderwała się na nogi. Podniosła przedmiot i zaczęła iść w kierunku jakiegoś sklepu. "Może być dużo warta" - myślała.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tioyoa bawiła się wręcz doskonale rżnąc głupa i powodując zamieszanie i popłoch wśród regularnej obsady teatrzyku pani Pellvalier. Tym bardziej, że widownia zdawała się być zadowolona z takiego zwrotu akcji, a Feyla mogła myszkować po scenie ile chciała, bo wszyscy "profesjonalni" aktorzy byli zajęci uspokajaniem zaślepionego wiarą duchownego. Ciekawe, czy ta podstępna pudernica była świadoma tego, że to jej wielka fanka sprzed chwili bruździ w jej przedstawieniu?
        - Co ty wygadujesz za bzdury!? – wrzasnął na elfią kowalkę jeden z aktorów, a Tarunn nie była tak dobra w udawaniu, by w pełni zignorować jego słowa. Zaraz zmarszczyła gniewnie brwi i patrząc mu prosto w oczy podwinęła rękawy, ukazując umięśnione przedramiona poznaczone bliznami i wtopionymi w skórę runami. Z daleka wyglądała pewnie, jakby nosiła karwasze.
        - A chcesz poznać czym jest gniew boży? - zagroziła nie tak do końca wychodząc przy tym z roli, a na poparcie swych słów jeszcze uniosła w ostrzegawczym geście zaciśniętą pięść. Z widowni uniosło się kilka okrzyków zadowolenia i chichoty, a z dalszego rzędu ktoś zawołał "Lej po mordzie darmozjada!". Oj, chętnie by się przychyliła do tej propozycji, ale wtedy niestety miałaby łysielca na sumieniu, bo takie chuchro zabiłaby jednym ciosem, nawet bez korzystania z runy. No i trochę brzydziła się go dotykać - gość był wymalowany czymś, co wyglądało jak pomieszanie gipsu, smalcu i kleju z konia, był to pewnie specjalny aktorski podkład i puder, ale słabej jakości albo dawno zjełczały, przez to prezentował się tak... nieapetycznie. Zresztą przemoc nie była chyba konieczna - aktor wystraszył się samego gestu i na razie się cofnął, a elfka mogła dalej zabawiać gawiedź.
        - Żadne krzyki tu nie pomogą, prawda ujrzy światło dzienne i bóg ukarze grzeszników... - nadawała dalej, a jej przemowę przerwał radosny okrzyk Feyli (widownia wstrzymała oddech w gotowości na moment zwrotny w sztuce), a następnie wściekły ryk bestii w koku, której szarżę widownia nagrodziła gromkimi brawami i gwizdami. W ślad za swoją chlebodawczynią ruszył umalowany łysielec, lecz tak jak Pellvalier była za szybka dla Tarunn, tak jego była w stanie powstrzymać. Bez wysiłku, za to z pełną ostentacyjną premedytacją podstawiła mu nogę - tłum ryknął śmiechem. Chyba naprawdę nikt się nie zorientował, że ten spektakl to jedna wielka improwizacja i sabotaż. A Tioyoi to się bardzo podobało - w teatralnym geście strzepnęła ręce, jakby było po sprawie i już miała wziąć się za rozdzielanie kowalki i - tfu - aktorki, gdy usłyszała jęk liny i głośny łomot, a podłoga pod jej nogami zaczęła wierzgać.
        - Psia dupa! - zaklęła, po czym wydarła się w stronę widowni. - Wiać, w imię boże, spieprzać!
        Po tym ostrzeżeniu Tarunn obróciła się w idealnym momencie, by dostrzec jak część konstrukcji ogłusza Pellvalier i prawie zabija na miejscu Feylę - Prasmok nad nią czuwał, że wybrała ten kostium strażnika. Tioyoa wiele nie myślała, tylko od razu zdecydowała się wkroczyć do akcji. Łysy aktorzyna zdążył już dać drapaka ze sceny, lecz elfia kowalka cofnęła się wgłąb - pomogła Feyli podnieść się z ziemi i zabrała nieprzytomną aktorkę, przerzucając ją sobie przez ramię jak worek ziemniaków, na dodatek taki niepełny, po czym zeskoczyła na ziemię i szybko się oddaliła, bo konstrukcja powoli acz sukcesywnie i nawet dość spektakularnie się waliła.
        - Przekichane - sarknęła Tarunn, wrzucając Pellvalier do wozu z rekwizytami i zamykając drzwi. Zdawało jej się przy tym, że usłyszała szczęk zamka - nie było jej zamiarem zatrzaskiwać furę, ale skoro już się stało… Aktorka na pewno znajdzie sposób, by się wydostać.
        - Kasetka? - zwróciła się do Feyli niecierpliwie, dostrzegła jednak, że jej wspólniczka nie ma ich skarbu. Zaklęła po krasnoludzku, ze zniecierpliwieniem zdejmując z siebie togę, już w myślach szykując się na myszkowanie po gruzach. Gdy przeciągnęła ją już przez głowę i stała tak z rozczochranymi włosami i ramionami jeszcze skrępowanymi szatą, dostrzegła całkiem niezłą panienkę, na której na moment zawiesiła oko jakby była byle jakim podrostkiem. Rudowłosa dziewoja w stroju ocierającym się o kreację spod czerwonej latarni niezwykle przyciągała wzrok, gdy tak dziarsko kroczyła ulicą, kręcąc biodrami i dzierżąc w rękach skrzyneczkę zdobioną złotem. Tarunn skądś zresztą znała tę skrzyneczkę…
        - Kurna, patrz ją! - zwróciła się do Feyli, uderzając ją pięścią w ramię i wskazując elfkę. Zaraz zrzuciła z siebie habit i z okrzykiem “ej, czekaj!” pobiegła w stronę rudej.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości