FargothAhoj, przygodo!

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Ironiczna uwaga jakoś niespecjalnie ją zabolała, a do tego pozwoliła ostudzić emocje, jednak nie przerwała tej do niczego nie prowadzącej wymiany zdań.
        - Może jednak szkółka sandyjska nie głosi głupot tylko ktoś nie ma dość rozumu, żeby to sprawdzić? A tak, pozostajesz równie zagubiony jak wczoraj kiedy cię wsadzili, bo raczej o metodach wydostania się rozmyślasz od tego momentu, a kilka minut spotkania raczej nie wprowadziło niczego nowego. Jeśli nie posługujesz się magią, żeby się stąd teleportować, raczej będziesz tu siedzieć do czasu aż nie zaprowadzą cię na stryczek. Może... - przerwała, gdyż usłyszała znowu kroki, a chwilę później rozległ się zgrzyt zamka, otworzyły się drzwi i znowu pomieszczenie zapełniło się zbrojnymi, za którymi kroczył koci lord.
        Spojrzał na więźniów i pokręcił łebkiem. Dzięki swojemu wyostrzonemu zmysłowi słuchu doskonale dotarła do niego wypowiedź kobiety i teraz już nie miał prawie wątpliwości co do swoich przypuszczań. Aura piekielnego była silna, a echo, które jej towarzyszyło świadczyło o mocy umożliwiającej teleport. Ramidar przyjrzał się mężczyźnie z zaciekawieniem. Delikatne, nieuchwytne zaklęcie, które otaczało celę, uniemożliwiało wprawdzie przeniesienie, ale przy każdej próbie użycia teleportacji pozostawał na zaporze ślad, którego twórca nie dostrzegł. Ciekawiło kota dlaczego nie została podjęta żadna próba ucieczki.
        - Widzę, że chyba rzeczywiście się nie znacie - mruknął lord w zamyśleniu, a Lara rzuciła szybkie spojrzenie w stronę współwięźnia. - A więc co miałaś do powiedzenia? - zwrócił się do dziewczyny.
        - Mogę pomóc odnaleźć sprawców napadu - powiedziała najemniczka.
        - Najpierw mówisz, że nic nie wiesz, a teraz taka propozycja? - spytał podejrzliwie Ramidar. - Mam rozumieć, że jednak ta dewastacja nie jest ci do końca obca skoro...
        - Nie wiem o co chodzi, ale ludzi mogę spróbować wytropić - przerwała tłumacząc się. - Układ jest zawsze lepszy od szubienicy.
        - Dlaczego sądzisz, że ci zaufam i na to pójdę? Brzmi to bardziej jakbyś była częścią szajki i wiedziała gdzie ich szukać.
        - Nie mówiłam nic o zaufaniu. Niezależnie od tego czy należę do szajki czy nie daję ci możliwość zemsty na rzeczywistych sprawcach. Koty lubią zemstę - dodała zanim ugryzła się w język. Lord prawdopodobnie był przecież zmiennokształtnym, a niektórzy byli bardzo drażliwi jeśli określało się ich jako zwierzęta. Dziewczyna w myślach przeklęła swoją głupotę, gotując się na to, że właśnie przekreśliła wszystko co do tej pory osiągnęła.
        Ramidar jednak nie wyglądał na obrażonego tylko zamyślił się głęboko, ale w kocich oczach migną natychmiast blask przekonania.
        - To nie najgorszy pomysł - odpowiedział w końcu, a Lara niezauważalnie odetchnęła z ulgą.
Awatar użytkownika
Gabriel
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gabriel »

        Gabriel przestał słuchać monologu dziewczyny mniej więcej na etapie nim zaczęła mówić. Ponownie zastanowił się, czy krótka wycieczka do piekła nie opłaciłaby mu się bardziej niż oczekiwanie na sposobny moment do ucieczki. "Krótka wycieczka" trwałaby jednak najprawdopodobniej parę miesięcy, a nie chciał tam spędzić ani chwili. Z drugiej zaś strony, pozwoliłoby mu to na ominięcie stryczka, zwłaszcza gdyby zdołał w jakiś sposób zaaranżować swoją przedwczesną, jakże tragiczną śmierć. Wtedy szanowne władze ucieszyłyby się, a od niego samego szanownie się odpieprzyły.
        Jego rozmyślania przerwał powrót kociego lorda. Upadły bacznie obserwował futrzaka, nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Znów zdziwiła go siła aury zwierzęcia. Zwierzęcia, ponieważ z pewnością mógł stwierdzić, iż nie jest to żaden zmiennokształtny czy nawet przemieniony czarodziej. Zagadkowa sytuacja.
        Gabriel nie skomentował, jak podejrzanie szybko został rozstrzygnięty problem ich niewinności. Zanim jednak zdążył wstać i ruszyć w kierunku wyjścia, dziewczyna rzuciła kotu propozycję nie do odrzucenia. Brzmiało dość interesująco, powinna się świetnie bawić poszukując złodziei w wielkim mieście.
        Podniósł się wolno, bez gwałtownych ruchów, nie chcąc zaalarmować czujnie obserwującego pomieszczenie lordowskiego ochroniarza. Przeciągnął się, aby rozprostować zdrętwiałe ciało.
        - Świetnie, skoro wszystko już ustalone, na mnie czas. Cieszę się, że doszliśmy do konsensusu. Życzę powodzenia w rozwiązywaniu tej jakże fascynującej zagadki.
        Z szyderczym ukłonem odwrócił się w kierunku wyjścia, jednak olbrzym nie sprawiał wrażenia, jakby chciał się ruszyć. Stał z założonymi na piersi rękami, oparty o drzwi i ze znudzeniem wypisanym na twarzy. Gabriel przewrócił oczami i spojrzał wymownie na kociego lorda.
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Sytuacja zaczęła się trochę prostować co Lara przyjęła z ogromną ulgą, ale pojawiła się nuta niepokoju. Wytropienie dobrze zorganizowanej grupy nie będzie łatwe, o ile w ogóle będzie możliwe. Dziewczyna wątpiła, że w przypadku niepowodzenia koci lord łaskawie pozwoli jej odejść, ale przynajmniej wychodziła z celi. Zobaczy co będzie później gdy dotrze do posiadłości Ramidara. Znając swoje szczęście, wdepnęła jednak w niezłe gówno.
        Gdy mężczyzna ruszył do drzwi, wywróciła lekko oczami. Nie rozumiała takich zachowań. Zastanawiała się co chciał osiągnąć zgrywając idiotę, no chyba że nie udawał, ale w to najemniczka jednak wątpiła. Co jednak trzeba mieć w głowie sądząc, że takie tanie zagrywki pomogą w zaistniałej sytuacji? A może sprawdzał straż? No cóż, jeśli tak to ta celująco zdała ten test, bo choć ludzie w zbrojach pozornie nic nie zmienili w swojej postawie, gotowi byli do reakcji na każdy najmniejszy, podejrzany ruch.
        Futrzasty lord spojrzał spojrzał na piekielnego z błyskiem w oku, a ci co znali Ramidara od razu wiedzieliby co można wyczytać z tego wzroku. Kot bowiem patrzył tak zawsze na swoje ulubione zabawki.
        - Niezmiernie mnie cieszy, że tak bardzo ci się podoba propozycja twojej pani mecenas i tak entuzjastycznie myślisz o jej podjęciu.
        Lara spojrzała zaskoczona na lorda. Przecież celowo użyła liczby pojedynczej.
Awatar użytkownika
Gabriel
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gabriel »

        Spojrzenie odwzajemnione przez kota bardzo mu się nie spodobało. Nie był jeszcze pewien, co ono może znaczyć, lecz nie miał wątpliwości, że należało do grupy tych nieprzyjemnych i zapowiadających kłopoty. Zatem słowa stworzenia go nie zaskoczyły.
        - No tak, to było do przewidzenia - mruknął pod nosem Gabriel, krzyżując ręce na piersi. Nie przejął się zbytnio tym obrotem spraw. Dopóki nikt nie chciał go posłać z wycieczką do kata, dopóty był nawet skory do współpracy. A że w tak kuriozalnej sytuacji jeszcze nie miał przyjemności się znaleźć, zapowiada się nawet obiecująco.
        Popatrzył jeszcze raz na wszystkie obecne w celi postaci. Kot miał pysk wymalowany zadowoleniem i samouwielbieniem, twarz ochroniarza nie zdradzała żadnych emocji, dowódca straży zdawał się być jednocześnie zagubiony i ucieszony, a dziewczyna z zaskoczeniem obserwowała lorda. Pani mecenas, jasne. Gabriel pozwolił jednak spojrzeniu dłużej spocząć na jej sylwetce. "A może kiedyś..."
        Wreszcie westchnął cicho.
        - Miejmy to za sobą.
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Jeśli to w ogóle możliwe to koci pysk rozświetlił uśmiech triumfu, a w oczach rozbłysły radosne iskierki. "Czeka nas wspaniała zabawa", krążyło po jego umyśle.
        - Wspaniale! - wykrzyknął lord uradowany. - Zbieramy się, więc na miejsce przestępstwa. Kapitanie, konie!
        Dowódca straży był lekko zaskoczony, ale natychmiast przywołał podwładnego, który popędził po schodach szybciej niż ktoś zdołał cokolwiek powiedzieć.
        - Muszę odebrać swojego konia - powiedziała Lara, gdy przekazano jej sakwy. Prócz toreb dostała jeszcze łuk bez kołczana, który wraz ze sztyletami został przekazany kocim zbrojnym.
        - Nie będziemy się spowalniać włócząc po mieście - mruknął Ramidar.
        - Ale ja muszę - upierała się najemniczka dając tym samym do zrozumienia, że jest to dla niej bardzo ważne. Kot popatrzył w jej oczy, a jego spojrzenie trochę zmiękło. Jak większość zwierzaków czuł sympatię do ludzi, którzy lubili zwierzęta, ale nie znosił zmieniać swojego zdania. Nim jednak futrzak zdążył powtórzyć swoje stanowisko, powrócił chłopak wysłany przez kapitana i cicho mu coś przekazał. Twarz mężczyzny przybrała zakłopotany wyraz.
        - Najmocniej mi przykro, lordzie Ramidarze, ale nie mamy wystarczającej ilości wierzchowców - powiedział dowódca pochylając głowę. - Brakuje jednego - dodał ciszej.
        Kot fuknął zdegustowany, aż wszyscy zbrojni podskoczyli i przyjrzał się podejrzliwie jasnowłosej kobiecie. Choć było to spojrzenie twarde i chłodne Larze wydawało się, że dostrzegła w nim nutę pobłażania i sympatii.
        - Tak nie może być! - oburzył się lord. - Taki brak przygotowania na przyjęcie mojej osoby!
        - Wybacz, panie - kajał się kapitan, którego postawa przywodziła na myśl teraz zbitego psa. - Nie spodziewaliśmy się tak szybkiej teleportacji, nasi ludzie są na patrolach...
        - Czy naprawdę uważałeś, że dwa razy będę używać teleportacji tego samego dnia? Przecież to wymaga tak dużo energii - bulwersował się jeszcze chwilę po czym pokręcił łebkiem. - Nieważne. Bernardzie, idźcie po tego wierzchowca - polecił.
        Postawny mężczyzna skłonił się lekko i skinął na jednego ze zbrojnych, który wydawał się najmłodszym z nich wszystkich. Mężczyźni stanęli koło najemniczki, a następnie wyprowadzili z lochu.
Awatar użytkownika
Gabriel
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gabriel »

        Słuchał wymiany zdań bez specjalnego zainteresowania, uwagę skupiając na trzymającym jego majątek strażniku. Wszystkie noże były wrzucone do worka i brzdękały przy każdym ruchu, a miecz mężczyzna trzymał... pod pachą. Gabriel zmrużył groźnie oczy na ten widok, pozwalając magii wpłynąć na strażnika i napawać go lękiem. Tamten natychmiast zbladł i poprawił swój uchwyt na ostrzu upadłego. Gabriel uśmiechnął się paskudnie pod nosem, a jego radość się wzmogła, gdy zwrócono mu bukłak i sakiewkę. Natychmiast pociągnął zdrowy łyk.
        Po tym jak kobieta wraz z obstawą opuściła celę, pozostał w towarzystwie kota, kapitana oraz trzech ludzi lorda. Leniwie zmierzył ich wszystkich wzrokiem.
        - Kapitanie, potrzebujemy jeszcze prowiantu na drogę - ogłosił lord.
        - Bardzo mi przykro, ale możemy zaoferować jedynie suszone mięso i suchary.
        - Jak to?! - oburzył się kot. - Żadnej ryby?! Śmietany?! Nawet mleka nie macie? Jak żyć, kapitanie?!
        Kapitan zrezygnowany pochylił głowę, kajając się przed lordem. Gabriel obserwował to z rozbawieniem, zastanawiając się jak obstawa kota może zachowywać kamienną twarz w takich sytuacjach.
        Stworzenie pokręciło z dezaprobatą łebkiem i prychnęło.
        - A więc na targ. Do nogi. - Zarządziwszy w ten przedziwny sposób, wydał z siebie świszczący dźwięk mający chyba przypominać gwizd.
        Gabriel z zaskoczeniem obserwował, jak zbrojni żwawo ustawili się po jego bokach gotowi do opuszczenia pomieszczenia. "Co do kur... DO NOGI?!". Nie wytrzymał. Parsknął śmiechem.
        - Dla własnego dobra, rusz się - szepnął ostrzegawczo jeden ze strażników, co zaowocowało głośniejszym wybuchem śmiechu u upadłego. Przestał, kiedy poczuł zawirowanie magii w pomieszczeniu poprzedzające potężny cios w plecy, który wepchnął go twarzą w schody. W ostatniej chwili zdołał osłonić ją przed uderzeniem o stopnie.
        - Skoro wyjaśniliśmy sobie tę kwestię, chodźmy. - Donośny głos wybił się ponad brzęczenie w uszach i koci lord przeszedł mu po plecach. Nie dając Gabrielowi ani chwili na ogarnięcie zaistniałej sytuacji, postawiono go do pionu, a następnie, już nieco delikatniej, wypchnięto na schody. Przeciągnął się z jękiem. "W co ja się, murwa, wpakowałem".
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Gdy Lara poczuła na twarzy chłodny powiew wczesnego poranka, a w oczy uderzyły ją jasne promienie wschodzącego słońca, odetchnęła z ulgą. W końcu opuściła celę i na razie zanosiło się, że udało jej się wyplątać z najgorszej kabały, jednak teraz wolała nie myśleć, w jak wielkie bagno wlazła zamiast tego.
        Przekroczywszy bramę, postawny mężczyzna, którego kot nazwał Bernardem, skinął dziewczynie głową, dając znak, żeby prowadziła. Najemniczka ruszyła więc ulicą, a zbrojni trzymali się blisko jej boków, odcinając ewentualne drogi ucieczki, gdyby weszli w gęsty tłum i nie pozostawiając zbyt dużo pola do manewrów. Dłuższą chwilę szli w kompletnej ciszy. Lara nigdy nie była specjalnie rozmowna, a teraz do tego czuła się zupełnie, jakby przebiegła co najmniej czternaście stai. Starszy z mężczyzn wyraźnie też nie należał do typu gadatliwych, w przeciwieństwie do młodego, któremu milczenie zaczynało już przeszkadzać i co chwila popatrywał w stronę jasnowłosej kobiety.
        - No, no, no. Taka rozmowa z lordem. Miałaś wiele szczęścia, że chcieli cię tylko powiesić - zagaił w końcu, a Lara spojrzała na niego kątem oka i uniosła brew, gdyż zabrzmiało to zupełnie, jakby kot mógł zmienić ją w karalucha i wykorzystać jako zabawkę, która zginie z wycieńczenia. - Bo wiesz mogło się skończyć dużo gorzej. Jego futrzasta mość raczej nie... - Doleciało do uszu najemniczki karcące chrząknięcie, po którym na moment powstała przerwa w słowotoku. - W każdym bądź razie mogło być bardzo źle. A tak w ogóle, jak się nazywasz?
        - Lara - rzuciła tylko najemniczka, nawet się nie odwracając.
        - Ładne imię. Ja jestem Gregor von Dontok. Byłem pod wrażeniem twojej obrony. Gdzie się nauczyłaś tak negocjować? - spróbował jakoś wciągnąć w rozmowę kobietę, ale przedłużająca się cisza dała mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpowiadać. Młodego chłopaka nie zraziło to jednak. - Wiesz, ja pochodzę z tych von Dontoków. Jestem czwartym synem i mój ojciec postanowił, że największy honor domowi przyniosę służąc jako obrońca lorda Ramidara - zaczął opowiadać historię swoją i swojej rodziny. Gęba nie zamykała mu się przez dobrych kilka minut, a subtelne znaki dawane przez przełożonego umykały uwadze młodziaka. Dopiero gdy Lara dostrzegła szybki ruch i usłyszała brzdęk metalu, znowu zapanowała cisza.
        Ulice były jeszcze dosyć puste, więc sprawnie dotarli do niewielkiej stajni, usytuowanej niemal pod murami miasta, w której dziewczyna zostawiła swojego przyjaciela. Przeszli przez szerokie drzwi prowadzące do niezbyt okazałego budynku, w środku którego młody chłopak zamiatał podłogę z resztek porozwalanej słomy.
        - Pójdź po właściciela - poleciła mu od razu kobieta, a dzieciak, robiąc wielkie oczy, wypuścił z rąk miotłę i wyleciał ze stajni.
        Lara rozejrzała się po wnętrzu i od razu zauważyła swojego okazałego ogiera, którego łeb już z ciekawości wyglądał zza drzwi boksu, więc dziewczyna podeszła się przywitać.
        - W co się wpakowałaś? - usłyszała ciche pytanie Sequarda, gdy gładziła po nosie wtuloną w klatkę piersiową końską głowę.
        - Później ci opowiem - szepnęła cicho, tak żeby nie usłyszał jej żaden ze strażników.
        Po chwili w drzwiach stajni pojawił się sympatyczny staruszek. Ze zdziwieniem oraz lekką trwogą popatrywał na zbrojnych i jasnowłosą kobietę, jednak nie zadał żadnego pytania. Wykorzystując widać cała swoją siłę woli skupił się ostatecznie na petentce.
        - Koń jednak zabierany wcześniej - powiedział wręczając Larze garść monet, które były nadwyżką, jaką zapłaciła. - Zaraz chłopak przygotuje go do drogi.
        - Nie trzeba - odparła najemniczka. - Sama się tym zajmę.
        Staruszek pokiwał tylko głową i machną na nich ręką, żeby poszli za nim. Poprowadził ich na tył budynku, gdzie przystanął przed solidnymi, opatrzonymi w kilka skobli drzwiami. Długo grzebał w kieszeniach, szukając kluczy, a następnie równie wiele czasu przeznaczył na grzebanie w zamkach, ale ostatecznie pomieszczenie stanęło otworem. Gestem zaprosił ich do środka jednak, jak na strażników przystało, tylko jeden ze zbrojnych wszedł z Larą do pomieszczenia, które i tak było dosyć ciasne.
        - Oto wszystkie rzeczy - poinformował właściciel stajni, wskazując kupkę gratów leżących na podłodze.
        Najemniczka szybko zaczęła zbierać pozostawiony na przechowanie sprzęt. Siodło oparła o biodro, przerzuciła przez nie kilka sakw, a resztę razem z ogłowiem zarzuciła na plecy, wyglądając przy tym jak objuczony muł. Młody zbrojny wykonał ruch jakby chciał pomóc kobiecie, jednak chrząknięcie Bernarda sprawiło, że chłopak powrócił do pozy strażnika. Najwyraźniej ostatnia reprymenda cały czas tkwiła żywo w jego pamięci.
        Gdy Lara zwaliła wszystkie rzeczy pod boksem przystąpiła do przygotowywania wierzchowca. Nie spieszyła się zbytnio, testując cierpliwość. Nadzwyczaj dokładnie czyściła sierść i kopyta, trzy razy sprawdzała zapięcie każdej sprzączki, ułożenie czapraka i przytroczenie pakunków. Młody strażnik zaczynał się już kręcić ze zniecierpliwienia, ale mina starszego mężczyzny nie zdradzała nic. Kamiennym wzrokiem wpatrywał się w kobietę, śledząc każdy jej ruch, ani razu nie rozkazując pośpiechu. W końcu, gdy po przytroczeniu łubii, zaczęła niemal z namaszczeniem umieszczać łuk w pokrowcu, Bernard rzucił krótkie "Idziemy".
        Kiedy opuścili stajnię słońce było już znacznie wyżej, a ulice zapełniły się ludźmi. Prowadząca konia Lara ruszyła żwawo przed siebie, jednak poczuła na ramieniu żelazny uścisk, który sprawił, że się zatrzymała.
        - Dobrze ci radzę, nie kombinuj - poinformował Bernard, gdy drugi ze strażników staną po przeciwnej stronie Sequarda. Wtedy ruszyli przed siebie. Najemniczka, cały czas przytrzymywana przez starszego z kocich zbrojnych, weszła między ludzi, gotowa do przepychania się wąskimi ulicami, jednak okazało się to być zbędne. Tłum, mimo zamieszania jakie robił, bezbłędnie wyłapywał szczęk zbrój i w jakiś bliżej nieokreślony, podświadomy sposób rozstępował się tak, że zostawiał im miejsce do w miarę swobodnego przejścia. Sprawnie znaleźli się z powrotem na terenie więzienia, gdzie czekały na nich przygotowane konie, jednak nigdzie nie było widać kociego lorda i reszty ekipy.
Awatar użytkownika
Gabriel
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gabriel »

        Idąc przez targowisko w otoczeniu zbrojnych, wspominał z pewną dozą nostalgii dawne czasy, kiedy trenował pod czujnym okiem niebiańskiego Arcymistrza Iluzji, Veliera. Mimo że Gabriel był powszechnie uznawany za aroganckiego, nadętego sukinsyna, nikt nie mógł mu odmówić talentu ani zdolności bojowych. Wybrany w młodym wieku do wypełniania zaszczytnych obowiązków, o których marzyli nie tylko kadeci, ale i doświadczeni żołnierze niebiańscy, budził w innych szacunek podsycony zawiścią lub strachem. Choć otoczony złą sławą, przez długi czas był jednym z najbardziej zasłużonych, najniebezpieczniejszych wojowników anielskich. W szczycie formy i sławy zwano go nawet Niszczycielem! Jego imię wypowiadano nerwowym szeptem, na sam jego widok schodzono mu z drogi!
        "A teraz robię za ruchomy podest dla kota" - pomyślał z przekąsem, przeklinając, jak nisko upadł.
        Lord Ramidar, stwierdziwszy wpierw, iż chodzenie na własnych łapach uwłacza jego czci, usadowił się wygodnie na ramieniu upadłego, przednimi łapami opierając się na jego głowie. Ta pozycja w połączeniu z wysokim wzrostem Gabriela dawały mu świetne pole do nonszalanckiej, pogardliwej obserwacji świata wokół. Kiedy ten futrzasty bydlak po raz pierwszy wskoczył mu na plecy, mężczyzna zareagował próbą zrzucenia z siebie niespodziewanego ciężaru, co zaowocowało kolejnym kontrolowanym wyładowaniem mocy. Po tym Gabriel cierpliwie znosił obecność kota, swoją złość i irytację chowając głęboko.
        A powodów do irytacji miał wiele. Kiedy Jego Włochata Mość spędził stanowczo za dużo czasu przy stoisku z rybami, każąc upadłemu podnosić kolejno mniejsze i większe tuńczyki, makrele, śledzie, sardynki, leszcze... Później, gdy decydował między trzema butelkami śmietanki, bo jedna to za tłusta, druga za chuda, a inna niewystarczająco biała. Wreszcie, jak szukali świeżej kiełbaski, ale ta znowu była zbyt ostra, tamta zupełnie niedoprawiona... Naturalnie więc głębokie zasoby cierpliwości upadłego szybko się wyczerpywały.
        Przez cały ten czas zbrojni nie spuścili z niego oka. Obserwowali bacznie, gotowi na każdy zapowiadający problemy ruch. Gabriel nie miał wątpliwości, że gdyby postanowił jednak oddalić się w swoją stronę, zareagowaliby błyskawicznie i gwałtownie. Oceniając swoje możliwości, bez wahania stwierdził, iż powinien ich pokonać w walce, choć nadal nie był pewien ich umiejętności. Miał ochotę ich przetestować, po części żeby upewnić się w swoich przypuszczeniach, a w (znacznej) części dla samej rozróby. Wiedział jednak, że atakowanie żołnierzy równałoby się atakowi na kociego lorda, którego pokładów mocy magicznej wciąż nie był w stanie oszacować. Co więcej, miecz upadłego pozostał razem z jednym ze strażników, którzy czekali pod więzieniem. Dlatego zatem postanowił mocno zacisnąć zęby i znieść tę sytuację.
        Z każdą spędzoną na targowisku minutą jego postanowienie słabło w zastraszającym tempie. Szczęśliwie jednak, nim pozwolił dać upust swojej złości i zrównał rynek z ziemią, kot zarządził powrót. "Wreszcie" - wyrwało się mężczyźnie przez zaciśnięte zęby, na co poczuł wbijające mu się ostrzegawczo w głowę pazury.
        Gdy w końcu dotarli pod budynek więzienia, reszta już na nich czekała. Bez zbędnych ceregieli wsiedli na osiodłane konie i wyjechali z miasta.
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Jechali szerokim leśnym traktem. Od wyjazdu z miasta nie napotkali na nim jednak żadnych innych podróżnych. Konie kłusowały spokojnie, a równy tętent kopyt niósł się między drzewami. Lara rozglądała się dyskretnie na boki szukając jakiś ewentualnych luk.
        Przed nią jechał facet z celi, na którego karku, niczym etola, leżał koci lord. Z początku Ramidar podróżował wygodnie ułożony na zadzie gniadego wierzchowca, jednak gdy przyspieszyli zmienił lokalizację. Widząc nowy fotel kota, Lara nie potrafiła ukryć rozbawienia i chichotała cicho, ale szybko przyzwyczaiła się do tego widoku. Na przodzie jechali równolegle do siebie dwaj strażnicy, podobna dwójka zamykała pochód. Przez jakiś czas koło Lary trzymał się Bernard, ale rzucający się i kłapiący zębami Sequard wymusił większą swobodę, więc koci stróż zrównał się ze swoim panem. Dziewczyna doskonale wiedziała, co kombinuje jej sprytny towarzysz, przez chwilę nawet sama rozważała ten plan. Coś się jednak jej nie podobało. Zbrojni byli zbyt dobrze zorganizowani jak na taką próbę, a poza tym najemniczkę trochę niepokoił niezwykły lord, wokół którego wszyscy skakali, jak im zagrał. Coś musiało się za tym kryć.
        Gdy Sequard potrząsnął ostrzegawczo łbem i wybił się z czterech kopyt, udając spłoszenie, najemniczka wiedziała już, co musi zrobić. Zamknęła go mocno w łydkach, siadła ciężko w siodło i przytrzymała ręką. Ogier nieco zdziwiony poszedł równym kłusem, unosząc nerwowo zaokrągloną szyję.
        - Dlaczego? - rzucił.
        - To nie jest najlepszy pomysł - szepnęła, klepiąc konia po szyi i mając nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Gdy podniosła wzrok, zauważyła Bernarda, który przyglądał się Sequardowi z błyskiem w oku.
Awatar użytkownika
Gabriel
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gabriel »

        Początkowo Gabriel był zirytowany. To żywe uczucie pojawiło się, kiedy futrzasta lordowska gęba postanowiła wykorzystać barki mężczyzny jako materac. Z każdym ruchem czuł jak zbędny balast coraz bardziej mu doskwiera, nie ze względu na ciężar - chociaż kocisko mogłoby odstawić tłustą śmietanę na rzecz mniej tłustego cielska - a przez pojawiające się co i rusz skurcze oraz coraz bardziej drętwiejący kark. Kiedy jednak postanowił żywo zaanonsować swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, ostre pazury wbiły mu się w kurtkę, a w powietrzu zaiskrzyło od magii. W końcu kot ułożył się nieco mniej niedogodnie i mężczyzna mógł ruszać się w stosunkowo większym zakresie.
        Następnie Gabriel był trochę bardziej zirytowany. Bernard, wojownik z dalekiej północy i dumny stróż kupy futra, zostawił dziewczynę z tyłu i zrównał się z koniem upadłego. Nie to było powodem jego rozdrażnienia, lecz ciągłe łypanie spode łba mające chyba oznaczać, w luźnym przekładzie: "Jeśli śmiesz nawet pomyśleć o zrobieniu krzywdy Lordowi Liżącemu Własne Jaja i zrzuceniu go z siodła, a potem kopnięcia w krzaki. które następnie spalisz jednym celnym zwarciem w przepływie energii magicznej, osobiście zejdę z tego konia i będę rozpaczać, próbując mierzyć się z twymi niezrównanymi umiejętnościami szermierczymi". Nie żeby Gabrielowi takie myśli przychodziły do głowy, gdzie tam.
        W końcu Gabriel zwyczajnie i po ludzku się wku*wił, kiedy jakiś gówniarz również się z nim zrównał i otworzył gębę, zadarłszy brodę ze sztuczną zuchwałością i przybierając niesamowicie irytujący, przemądrzały ton głosu.
        - Masz szczęście, że lord Ramidar oszczędził cię! Popisał się niesamowitą wspaniałomyślnością! My, von Dontokowie, nie tolerujemy zwykle takich szumowin, złodziei i rabusiów!
        Gabriel patrzył przed siebie, nie dając po sobie nic poznać.
        - A ojciec mówił mi: pamiętaj Gregor, jako strażnik lorda będziesz miał do czynienia z różnymi bandytami, ale wiedz, że są to po prostu nieudacznicy, którzy uczciwą robotą się nigdy w życiu nie parali! Jak przyjdzie co do czego, ich przekręty i sztuczki na nic się nie zdadzą w walce z prawdziwym wojownikiem! Prawda, Bernard?
        Wielki, prawdziwy wojownik nie odpowiedział, ale mocniej zacisnął ręce okute rękawicami na uzdach.
        - Bernard to dopiero woj, ho ho, sam na własne oczy widziałem, jak takiego jednego rabusia, siedem stóp miał, jak nie więcej!, rozpłatał jednym cięciem. Jednym cięciem! Takiego jak ty to i nawet bez miecza, gołymi rękami by pobił! Mnie też nauczy, prawda Bernard?
        Na czole Bernarda zaczęła pulsować żyłka.
        - Wszyscy von Dontokowie byli wielkimi wojownikami - podjął po krótkiej ciszy Gregor. - Mój dziad, co to podczas bitwy z Gallickami trzydziestu chłopa sam jeden wybił! Albo mój ojciec, wygrał wielki turniej w Potocku! Wszyscy w rodzinie mają zaszczyty! To jest, wszyscy poza wujem Reginaldem, zakała rodziny. Na mnie też czekają wielkie zwycięstwa! Pewnego dnia zostanę rycerzem i również wygram turniej w Potocku! I zdobędę rękę pięknej niewiasty... - powiedział, rozmarzywszy się i spojrzawszy znaczącym, rozanielonym wzrokiem na dziewczynę z tyłu.
        Gabriel z trudem powstrzymał wybuch śmiechu, kiedy dostrzegł maślane oczy jakimi przyszły rycerz patrzy na jasnowłosą. Zachował kamienną twarz i przez chwilę borykał się z podjęciem decyzji co do wyboru właściwych słów. Z jednej strony, jakby je właściwie obrał, mógłby doprowadzić do jeszcze większego chaosu w tej wystarczająco już chaotycznej atmosferze, co mogłoby zaskutkować kolejnymi nieprzyjemnościami. Z drugiej strony, miał kiepski humor. Należało go poprawić.
        Podjąwszy decyzję, nachylił się w stronę szczeniaka, na tyle ostrożnie by kot nie zleciał na łeb.
        - Podjedź no tu, von Dundek.
        - Von Dontok!
        - Przecież mówię.
        Gregor spojrzał na niego podejrzliwie, aż w końcu zbliżył się nie mogąc powstrzymać ciekawości.
        - Jeżeli chcesz zdobyć... jak to było? rękę pięknej niewiasty?... to musisz się postarać. - Wskazał znacząco wzrokiem dziewczynę. - Jaki masz plan działania?
        - Nie pytałem cię o zdanie! - obruszył się chłopak. Na kilka sekund odwrócił się obrażony, ale w końcu na jego twarzy pojawiła się niepewność i z powrotem spojrzał na upadłego. - Moim planem jest... bycie sobą!
        Gabriel parsknął śmiechem.
        - No no, wszystko sobie widzę dobrze rozplanowałeś, nie ma szans, złapiesz ją jak pszczołę na miód. Wystarczy, że zaczniesz gadać, jak to kiedyś może hipotetycznie zostaniesz rycerzem. Nie ma siły, żeby się oparła tej pryszczatej gębie. - Gregor aż zachłysnął się z oburzenia, na co upadły przewrócił oczami. - Bądź poważny, tak co najwyżej zdobędziesz palec w dupie i to nie od wymarzonej "niewiasty".
        - Mówisz, jakbyś sam miał nie wiadomo jakie doświadczenie!
        Mężczyzna zmierzył chłopaka pełnym politowania wzrokiem. Tamten zgarbił się i wymamrotał coś pod nosem, ewidentnie zarumieniony.
        - Dobra, to teraz słuchaj mnie młody: musisz jej pokazać, kto tu jest prawdziwym facetem. One tylko udają, że są takie silne, niezależne i samowystarczalne, a tak naprawdę potrzebują twardej, ale pomocnej, męskiej ręki. Rozumiesz, o co mi chodzi?
        Chłopak pokiwał głową i pogrążył się w zadumie. Gabriel znów spojrzał na drogę, powstrzymując złośliwy uśmiech. Już nie mógł się doczekać, aż młody weźmie się do roboty.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Koci Lord, jego strażnicy oraz dwójka niby-to-więźniów przez dłuższy czas jechali we względnym spokoju. Powoli robiło się coraz cieplej, przyjemny wietrzyk owiewał lordowskie futro, a okolica stała się typowo wiejska - sielska i malownicza. Od czasu do czasu mijali chłopów pracujących w polu, albo jakiegoś podróżnego - ci natomiast spoglądali na nich ukradkiem, bo choć z oddali nie wyglądali na jakąś bardzo nietypową grupę, to każdy kto znalazł się nieco bliżej mimowolnie zastanawiał się dlaczego na ramionach jednego z mężczyzn siedzi dorodny kocur. Im bardziej jednak oddalali się od miasta tym więcej osób znało odpowiedź na to pytanie - a kiedy byli już niemal w połowie drogi większość osób, na które trafiali kłaniała się nisko lub niżej. Coś musiało być zdecydowanie na rzeczy.

Była jednak pewna osoba, pewien obcy, który chyba za nic miał tę wycieczkę; na wąskiej ścieżce-wale, z którego trudno było bez ryzyka zjechać, położył się i leżał. Widzieli go z daleka - jego długa sylwetka rozciągała się w poprzek drogi jak powalony pień, w dodatku zwęglony, bo cały czarny. I faktycznie - kiedy podjechali bliżej dostrzegli, że tajemnicza pokraka ubrana jest w ciemny surdut, takież spodnie i skórzane buty. Obok lśniących srebrem włosów leżał natomiast nie mniej błyszczący cylinder ozdobiony czerwoną tasiemką.
Postać była blada, rodzaju męskiego, a jej zgrabny, choć długi nos wskazywał na pogodne niebo. Nie trzeba było długo się namyślać, by stwierdzić, że jest to przedstawiciel wampirzej rasy, ale nie dało się tego wyczytać z aury - ta, choć potężna, wiła się chaotycznymi tumanami wokół postaci i wysyłała stale sprzeczne sygnały. Jedno było pewne - moc, którą nieznajomy próbował stłumić, była nie do opanowania. Miał przy sobie także kilka magicznych przedmiotów.

Kiedy znaleźli się już tylko kilka kroków od niego, mężczyzna otworzył jedno oko i zerknął na nich, w dość specyficzny sposób. Westchnął głęboko, skrzyżował ręce na piersiach i rzekł:
- Nic z tego. Nie pojedziecie dalej. - Brzmiał wyjątkowo spokojnie i zdecydowanie. - Wybacz Ramidar, ale nie ruszę się stąd. Nawet dla ciebie. Widzisz... - zrobił pauzę, chyba bez żadnego szczególnego powodu. - ...jestem bardzo nie w humorze, żeby się stąd ruszyć. Bardzo, bardzo nie w humorze - stwierdził i w geście rozpaczy uniósł wyprostowane ręce, po to tylko, by po chwili podłożyć je sobie pod głowę.
- Tak więc nie przejedziecie.
- Chyba żartujesz Eric! - Koci lord napuszył się i wbił pazury w swój żywy fotelik. - Nie mamy czasu na twoje zabawy! Jedziemy w bardzo ważnej misji, a chyba rozumiesz co to oznacza...
- Ach, taaak, taak - przytaknął ospale wampir. - Coś o tym słyszałem... o aferze i liście gończym... czy to oni? - Wskazał ruchem głowy na nieznaną mu dwójkę, zmieniając przy okazji temat na nieco bezpieczniejszy.
- Nie, ale to nie ma znaczenia. Mają dla mnie wytropić sprawców - powiedział kot, całkiem zadowolony. - A z tobą co? - zapytał, choć po tonie głosu trudno było stwierdzić czy naprawdę go to obchodzi.
- Och, ja... Widzisz... Pamiętasz mój cylinder? Leży o tam...
- Widzę go Eric, widzę - mruknął zniecierpliwiony lord, który doskonale znał kapelusz nieumarłego.
- A więc pamiętasz zapewne, że zazwyczaj miałem na nim fioletową wstążkę... aksamitną, fioletową wstąż...
- Wiem.
- No więc ją zgubiłem. Nie dalej jak kilka minut temu wiatr wyrwał mi ją z ręki, kiedy próbowałem lepiej ją umocować i porwał na pola... a może w las... Sam nie wiem... Jestem w rozpaczy. Nie ruszę się stąd bez niej! - stwierdził dobitnie, a Ramidar w końcu machnął ogonem i westchnął zrezygnowany. Z impetem zeskoczył ze swojej nowej zabawki, a następnie dał się Bernardowi postawić z całym szacunkiem na ziemi. Potem podszedł do buntownika i usiadłszy obok zadecydował:
- Wyczaruj mi trochę fląderek w śmietanie (idealnej śmietanie), zaparz herbatkę i poczekajmy. Moi wierni słudzy znajdą twoją wstrętną wstążkę, a wtedy wepchnę ci ją do gardła. Co ty na to?
- O! - Wampir wyglądał na ucieszonego i aż podniósł głowę. - Tyle rąk do pracy... tak, na pewno ją znajdą! - przytaknął. - A więc zostawiam to w waszych rękach! - Uśmiechnął się i popatrzył po twarzach jeźdźców. - Tylko niech zejdą z koni, bo przecież zjechać stąd na nich to kuszenie losu... no i dziękuję, że tym razem nie próbowałeś już przeze mnie skakać! - Obdarzył kota szczerym śmiechem i usiadł, by wyczarować obiecany poczęstunek. Najwidoczniej Ramidar nie był jedynym dziwakiem o niezwykłych umiejętnościach w tej okolicy.
Awatar użytkownika
Lara
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 123
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lara »

        Obserwując scenę przed sobą Lara wytrzeszczała oczy w coraz to większym zdziwieniu. "Kuźwa, czy ja aby nie jestem naćpana?", spytała się w myślach i poczęła przypominać sobie ostatnie roboty oraz dni. "Jaskinia, w jaskini kilka gnołów, ale cholerstwa trujące nie są. Kilka dni w drodze, zwykły las. Miasto, karczma, areszt. Kurde, może jakieś świństwo w piwie albo halucynogenki w gulaszu?", uszczypnęła się w przedramię. Bolało. Uszczypnęła jeszcze raz mocniej i również mocniej zabolało. "Chyba jednak nie, chociaż..."
        - Głucha jesteś?! Z konia! - wydarł się żołnierz z tyłu. Najemniczka łypnęła na niego złowrogo, ale przerzuciła nogę nad siodłem i wylądowała na ziemi koło Sequarda.
        Tymczasem na wale panował prawdziwy chaos. Zbrojni uwijali się jakby ktoś im zadki przypiekał. Wyciągali koce, poduszki, smakołyki i pętali wierzchowce. Żołnierz z obstawy ruszył z powrozem do siwego ogiera, który ostrzegawczo tupnął nogą. Gdy subtelny sygnał nie powstrzymał mężczyzny, koń kłapną zębami i zaczął się wspinać.
        - Ja to zrobię - powiedziała Lara, gdy przy kolejnym podejściu żołnierz niemal nie został oskalpowany. Mężczyzna spojrzał tylko na nią podejrzliwie, ale podał jej sznur bez słowa.
        - Stroma skarpa. Dasz radę? - spytała dziewczyna przyjaciela, gdy wiązała mu lekko przednie nogi. Wystarczyło pociągnąć za linki, żeby węzły puściły. Ogier oparł łeb o jej plecy - da. Przymknęła oczy. Tylko jak ona miała się urwać?
        - Droga pani, pozwól, że ja to zrobię. Pętanie to nie robota dla kobiety. - Usłyszała nad sobą Lara i zauważyła nadchodzącego w jej stronę młodziaka, który towarzyszył jej w drodze do stajni. "Wielki Prasmoku, co ja ci takiego uczyniłam?", jęknęła w duchu. "Na ogon nastąpiłam? W oko splunęłam?"
        - Jesteś zbędny - warknęła najemniczka podnosząc się z kolan.
        - Ależ... ależ, o pani... - Nie było jej jednak dane się dowiedzieć co pomyślał sobie czwarty syn jakiegoś szlachcica, ponieważ na ramieniu chłopaka spoczęła ręka okuta ciężką rękawicą.
        - Jedwabne poduszki dla jego Lordowskiej Mości - polecił Bernard. Gdy młodzian się oddalił się z głośnym westchnieniem, przyboczny Jego Kociowości zaprowadził najemniczkę przed oblicze puchatego kocura.
        - Ericu! Te flądry są beznadziejne! Czaruj raz jeszcze!
        - Ależ Ramidarze, to nic nie da. Jestem tak zrozpaczony tą sytuacją, że moje czary się zwyczajnie sypią.
        - Sypią nie sypią dla własnego dobra radzę ci próbować jeszcze raz.
        - Panie, nie chciałbym przeszkadzać, ale... - zaczął Bernard, umilkł jednak, gdy napotkał spojrzenie zielonych oczu.
        - Co znowu? Ach, tak... Oczywiście. Wszystko jak zawsze na mojej głowie. - Kocur wstał, przeciągnął się, podszedł do jasnowłosej kobiety i z niezwykłą szybkością wbił jej pazury w nogę tuż nad cholewą buta. Lara poczuła tak ogromny ból, że ledwo utrzymała się w pozycji pionowej, zwykłe podrapanie nie powinno się dać tak mocno we znaki.
        - Wszyscy jak zwykle są uzależnieni od mojej osoby - prychał lord powracając na swoje posłanie. - A teraz do roboty! To tyczy się również ciebie Ericu! Mają być tak dobre jak te na ostatnim lunchu u lady Rakot.
        Najemniczka została pociągnięta za rękę przez Bernarda i razem ze wszystkimi zeszła z wału rozpoczynając poszukiwania cholernej fioletowej wstążki.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości