FargothSmok też człowiek

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Smok też człowiek

Post autor: Tesusil »

Tesusil szedł w stronę namiotu Madame Bonity, podobno najlepszej wróżki w całej okolicy. Nie chciało mu się wierzyć, że taki seans coś da, ale miał nóż na gardle. Ostatnie wydarzenia utwierdziły go w mniemaniu, że coś w jego życiu jest nie tak. Rzadko który śmiertelnik ma "szczęście" aby w ciągu kilku miesięcy otrzeć się o śmierć cztery razy, w tym dwa razy bycia o krok od zgonu. Dodatkowy niepokój wywoływały również pewne incydenty, które spotkały barda w drodze z Arturonu do Faragoth. Niby to nie były morderstwa, zgony, utraty kończyn, rozwolnienie czy inne groźne sytuacje, ale takich wypadków jak oberwanie się koła u wozu (na którym Tes podróżował), zgubiona podkowa u konia, czy blokada dróg było po prostu za dużo jak na cztery dni jazdy. Czas podróży byłby krótszy, ale podczas pierwszej nocy w lesie zaginęła teściowa kupca, z którym Edos podróżował (cała rodzina kupca przenosiła się z Arturonu do Faragoth, choć nie wyjaśniono pobudek tych przenosin). Starszej kobiety szukano przez pół dnia, jednakże jej nie znaleziono, co o dziwo wcale nie zasmuciło handlarza a wręcz wprowadziło w dobry nastrój (oczywiście kiedy jego żony nie było w pobliżu). Dla każdego innego człeka wyglądałoby to na niepowiązane ze sobą wypadki, lecz poeta czuł, że to coś innego, że to nie był zwykły zbieg okoliczności. Z drugiej strony takie wnioski mogły być oznaką początku ciężkiej choroby psychicznej, ale kto by przejmował takimi głupotami? Przez całą drogę wierszokleta zastanawiał się co może być przyczyną tych wszystkich zajść, lecz nie wymyślił nic prócz ogromnego pecha. Uznał też, że sam się z tą sprawą nie upora i należy poszukać pomocy u innych. Tylko właśnie u kogo? To było kolejne pytanie, na które bohater nie potrafił odnaleźć odpowiedzi, przez całe życie tylko grał, śpiewał, pił i czasami grzał łoże kobietom, skąd miał wiedzieć co w takiej sytuacji począć? Pomyślał o jakimś czarodzieju, ale skąd wziąć takiego co się zna, który dodatkowo pomoże w zasadzie za darmo? Tesowi kończyły się zarówno pieniądze jak i nadzieja na to, że uda mu się wyjść cało z tej opresji. Wtedy właśnie usłyszał o Madame Bonicie, wróżce, która "potrafi rozwiązywać najbardziej skomplikowane problemy i odgadywać najbardziej zawiłe zagadki losu", oczywiście wiedział, że to tylko hasło reklamowe. Równie dobrze można by o nim mówić: " Tesusil mistrz nad mistrzami, bard co szarość losu twego zamieni w szczęście i dostatek", no ale ta "cudotwórczyni" była tania, a Tes nie miał tego luksusy by być wybrednym. Z rozmyślania wyrwał go widok wielkiego namiotu w kształcie stożka. Płachta była wykonana z dość drogiego materiału o kolorze krwistej czerwieni, a nad wejściem złotą nicią był wyszyty napis " Madame Bonita - ta która wie". Bard wahał się jeszcze przez chwilę po czym odsłonił delikatnie płachtę i wszedł do środka. Pierwsze co poczuł, to powietrze ciężkie od woni kadzidła, które wydobywało się z trybularza stojącego obok jakieś kobiety. Ta siedziała po turecku na dywanie, a w rękach trzymała ogromną kulę z jasno-błękitnego szkła. Pierwsze co przyszło na myśl poecie po tym, jak zobaczył wróżkę to określenie: "spasła świnia". Co prawda nie było to ładne określenie, ale pasowało idealnie. Wieszczka była kobietą przy kości, lekko to ujmując, bo prawdopodobnie ważyła trzy razy tyle co Tes, a przynajmniej na tyle wskazywały fałdy tłuszczu na policzkach... Bard jednak nie przejął się pierwszym wrażeniem i podszedł bliżej. Wieszczka nagle otworzyła oczy i odezwała się chłodnym i spokojnym głosem:
- Wiem kim jesteś i wiem z czym przychodzisz, wiem również o co chcesz spytać. Znam również odpowiedź na twoje pytanie... płatne z góry!
- No ale... - Tesusil nie wiedział co powiedzieć, płacić z góry nie zamierzał.
- Płatne z góry albo wynocha! Marnujesz tylko mój czas, a on jest na wagę złota! - Nagle ze spokojnej niewiasty "wyszedł demon". Chcąc nie chcąc bard rzucił kilka złotych monet na podłogę, co wróżka skwitowała przytaknięciem i widocznie się rozluźniła.
- Siadaj naprzeciw mnie wędrowcze i okaż mi swą dłoń a ja rzeknę co pisze ci los. - Spokój i opanowanie wróciło do głosu kobiety, a klient zrobił jak mu rozkazano. - Przyszłość jest zapisana na twej ręce, lecz linie plączą się i układają w wzór tak niezwykły, iż odczytać go nie tak łatwo. - Pochyliła się nad jego ręką. - Hmm... kobieta w twym życiu się pojawi, lecz taka co dusze ma dwie... - W tym momencie poeta zerwał się poirytowany i zaczął krzyczeć.
- Przestań mi tu pieprzyć farmazony! Ja nie chce słuchać o kobiecie tylko dlaczego od kilku miesięcy wszystko próbuje mnie zabić! Jakbym chciał posłuchać o kobietach to poszedłbym do burdelmamy i ją wypytał o dziewczyny! - W miarę im więcej mówił tym bardziej emanowały z niego gniew i frustracja. - Albo mi powiesz czemu tak często ocieram się o śmierć albo stąd wychodzę! - Na te słowa twarz dziewoi przybrała czerwony kolor i groźny grymas, ale uspokoiła się szybko i odpowiedziała.
- No dobrze, zajrzymy do kryształowej kuli i zobaczymy co ona nam powie....
Ostatnio edytowane przez Tesusil 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Anetheron
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anetheron »

Myśl o zobaczeniu się z bliskimi zawsze podnosiła go na duchu. Powodowała radość, porównywalną do tej, którą odczuwa małe dziecko, dostające swoją wymarzoną zabawkę. Można by powiedzieć, że stawał się najszczęśliwszym smokiem na świecie za każdym razem, gdy tylko mógł uściskać swoich braci oraz matkę. Były to jedyne osoby na świecie, które się dla niego liczyły. Do tej pory powrotu do nich wyczekiwał każdego dnia, jednak ostatnio myśl o nim napawała go niepokojem. Miał dziwne wrażenie, że wcale nie powinien się przy nich znaleźć, że wcale nie chce. Obawiał się najgorszego i właśnie to było powodem, przez który teraz wędrował w kierunku Sitriny znacznie wcześniej niż zwykle. Postanowił zatrzymać się w Fargoth, które nie odbiegało zbyt od drogi, prowadzącej do jego celu. Nigdy nie lubił większych miast i trzymał się od nich z daleka, ale chęć skosztowania zimnego piwa i odpoczynku chociaż przez jeden wieczór zwyciężyła nad nim.
Przechodząc przez główną bramę od razu zobaczył wozy kupców, wypchane różnorakimi towarami. Były stragany z żywnością, przedmiotami codziennego użytku, bronią, opancerzeniem, a nawet z niby to magicznymi przedmiotami, przynoszącymi szczęście, odstraszającymi złe duchy, czy leczącymi czyraki na twarzy. Każdy sprzedawca starał się przyciągnąć do siebie możliwie dużą ilość klientów, ukazując się z jak najlepszej strony. Tylko ślepiec nie dostrzegłby wszechogarniającej to miejsce rywalizacji i konkurencji. Idąc dalej wybrukowaną ścieżką, smok mijał różne persony. Zaczynając od żebraków, mieszczan i złodziei, kończąc na zbrojnych, czarodziejach i wysoko urodzonej szlachcie. Dość częstym widokiem były również kurtyzany, kuszące swoimi wdziękami przechodzących obok mężczyzn. W mieście panował ogólny zamęt, który zaczynał oddziaływać Anetheronowi na nerwy. Najbardziej irytował go fakt, że co chwila potrącany był przez zabieganych i skupionych na swoich problemach ludzi. Mając tego dosyć, postanowił wykorzystać pierwszą lepszą okazję i skręcić w jakąś mniej ruchliwą uliczkę. Pod tym względem nie poszczęściło mu się. Trafił do dzielnicy, która samym swoim obskurnym klimatem ostrzegała przed sobą nieostrożnych wędrowców. Idąc trzeba było uważać, by nie rozdeptać uciekających spod nóg szczurów, a każda mijana chałupa bardziej przypominała zabitą deskami oborę niż dom. Oprócz tego wszędzie można było dostrzec rzezimieszków, szukających zaczepki na każdym kroku. Co prawda miejsce to nie spodobało się smokowi, ale o wiele bardziej przypadło do gustu niż główna droga przez miasto. Im dalej był od niej, tym cichsza i mniej ruchliwa okolica się stawała, a na tym zależało mu w tym momencie najbardziej. Idąc czuł na sobie spojrzenia mijanych opryszków. Wiedział, że nie obejdzie się bez żadnej awantury, ale za punkt honoru postawił sobie odnalezienie jakiejś karczmy i wypicie kufla piwa. Utrudniał mu w tym fakt, że pierwszy raz zawitał w te jakże nieprzyjazne progi.
Po chwili doszedł do końca uliczki i ujrzał niewielki plac, okrążony zapadającymi się domami. Naprzeciw niego widniała gospoda, różniąca się od nich jedynie kołyszącym się na wietrze szyldem z niewyraźnym rysunkiem szczura. "No, to o wysokiej jakości alkoholu mogę zapomnieć" - pomyślał, po czym bez zastanowienia ruszył przed siebie. Przed otwarciem drzwi oberży zwrócił jeszcze uwagę na przyglądającą się mu czteroosobową szajkę, czającą się za rogiem jednego z domów. Nie wyglądała na zachwyconą jego obecnością, a na myśl, że może nadarzyć się okazja nakopania kilku ludzkich śmieci, uśmiech sam wypełznął mu na twarz. Wyobrażając sobie kilka milszych wariantów takiej sytuacji, pchnął drzwi i wszedł do środka.
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Smoczyca frunęła przed siebie, zmierzając w nieokreślonym kierunku. Właściwie nie miała jakiegoś szczególnego celu, żadnej misji, nic, po prostu postanowiła wybrać się w małą podróż, a może akurat pozna kogoś lub będzie miała okazję wziąć udział w jakiejś nowej przygodzie. Słońce świeciło na niebie sprawiając, że pogoda była całkiem przyjemna na takie wyprawy, a to jedynie poprawiało humor Ignei. Ostatnio czuła się wyjątkowo samotna, dlatego powracały do niej obrazy Krysoa i ich spotkań, które często kończyły się małą bitwą, a potem... Potem było znacznie przyjemniej. Oczywiście nie licząc spotkania, gdzie niemal spaliła swojego byłego ukochanego. Smok zmrużył oczy i przyspieszył lot, jakby chciał uciec przed goniącą go przeszłością. Kolejną okazją na poznanie kogoś była wizyta w tamtym lesie, ale tam szykowała się potyczka, w której nie miała ochoty uczestniczyć. Każdy wie jak kończy się pojawienie takiego olbrzymiego stwora, każdy chciałby przeciągnąć ją na swoją stronę, oferując jakieś zapłaty, czy też używając innych podstępów. O nie, to zdecydowanie nie było dla niej.
Dlatego teraz pruła przed siebie, nie mając zamiaru pakować się w takie tarapaty. Ignea poznawała okolicę, w której się znalazła. Miała już okazję przebywać na Równinach Drivii, toteż kojarzyła miasta i miasteczka znajdujące się na jej terenie. W końcu smok obniżył lot i zgrabnie wylądował w miejscu, gdzie nikogo nie przestraszy swoją obecnością. Po chwili na jego miejscu pojawiła się blondwłosa Elfka, ubrana w obcisłe, jasne spodnie i tunikę z długimi rękawami, na brzegach ozdobioną jakimiś kolorowymi szlaczkami. Uśmiechnięta Ignea ruszyła w kierunku Fargoth, gdzie miała zamiar zatrzymać się na kilka dni, a później wyruszyć w dalszą podróż.
Pech chciał, że kiedy znalazła się za bramami miasta, zorientowała się, że jest w dosyć nieprzyjemnej dzielnicy, gdzie niebezpieczeństwo mogło czaić się na każdym rogu. Nie chcąc przebywać w takim miejscu, raz dwa udała się do najbliższej karczmy, by schować się gdzieś, gdzie to ona będzie miała oko na wszystkich. W końcu znalazła się przed drzwiami gospody, która już z zewnątrz nie wyglądała aż tak zachęcająco, jak inne gospody, które kiedyś miała okazję odwiedzić.
- Jak się nie ma co się lubi... - mruknęła pod nosem i weszła do środka, nie spodziewając się żadnych fajerwerków. Cóż... Może chociaż jedzenie mają dobre?
- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem, kiedy znalazła się przy kontuarze, właściciel o dziwo wyglądał na bardzo sympatycznego, zupełnie nie pasował do tego miejsca. Karczmarz przywitał Igneę ciepłym uśmiechem od razu wdając się z nią w rozmowę, doskonale wiedział, że nie jest tutejsza, choć elfka przyznała, że miała okazję być już w Fargoth, ale nigdy nie odwiedziła akurat tego miejsca. Po chwili całkiem uprzejmej rozmowy Smoczyca zamówiła pieczonego bażanta i odrobinę wina, po czym ruszyła do wolnego stolika, który znajdował się nieco z boku. Właśnie takiego miejsca potrzebowała, będzie mogła mieć oko na całe wnętrze. Plan był taki, że najpierw zje, napije się, a potem pójdzie na spacer, zobaczyć co też nowego słychać w tym mieście. Kiedy usadowiła się już wygodnie, coś nie dawało jej spokoju... Coś było w tym miejscu...Coś silnego, wręcz pradawnego...
Elfka zaczęła dyskretnie rozglądać się po gospodzie, próbując wyłapać aurę, która napawała ją tak dziwnymi uczuciami. O nie, nie chciała tego przyznać od razu, ale w umyśle dobijała się odpowiedź na to, co tak na nią wpływa.
Silna aura była wręcz namacalna, Ignea byłą pewna, że jeśli ktoś posiada dobry zmysł i potrafi choć trochę czytać aury, na pewno wyczułby coś takiego... Jej wzrok omiótł całe wnętrze, ale zatrzymał się na jednym brunecie, który przebywał w tym przybytku. Elfka nieco zmrużyła oczy, ale zaraz potem została rozproszona przez kobietę, która własnie przyniosła jej jedzenie. Ignea uśmiechnęła się uprzejmie i podziękowała, po czym wlepiła wzrok w talerz. Smok... - pomyślała, nie mogąc uwierzyć, że spotkała kogoś takiego własnie tutaj. Mimo wszystko, nie chciała zostać rozpoznaną - choć jej równie mocna aura byłą nieco tłumiona przez medalion - dlatego od razu zabrała się za jedzenie, by jak najszybciej stąd wyjść.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

Kryształowa kula nie odpowiedziała, prawdy nie ujawniły jakieś dziwne karty, a kości nie ułożyły się w żaden czytelny wzór. Tes siedział w namiocie około godziny po czym wstał, rzucił kilkoma obelgami i wyszedł. Zdenerwowany do granic wytrzymałości i bez grosza przy duszy, nie mając jakiejkolwiek nadziei i celu, bard ruszył w stronę rynku głównego. Nie zdążył przejść nawet kilkunastu kroków, kiedy podszedł do niego ogromny rudy kocur i zaczął się obcierać o nogi naszego bohatera. Ten ostatni pełny frustracji i gniewu "sprzedał" zamaszystego kopniaka biednemu stworzeniu. "Na każdą akcje jest reakcja" - głosi prawo fizyki, tak też było w tym przypadku, reakcją na kopa było donośne "Miaaaaaaauuuuu" oraz wzbicie się w powietrze przez zwierzę. Kot przeleciał kilka metrów i niefortunnie wylądował pod kołami pędzącego wozu, nadjeżdżającego z naprzeciwka. Całej tej sytuacji z rozdziawioną buzią przyglądał się mały chłopczyk, który po chwili zaczął krzyczeć:
-TATO! TAAATTTTOOOOOOOO! TEN ZŁY PAN ZABIŁ OANA! TAAATUUUUSSSIUUU! - Po czym się popłakał i uciekł gdzieś w tłum.
Bardzo szybko okazało się, że sam "tatuś" to prawie dwumetrowe, łyse bydle i para się zabijaniem zwierząt. Dodatkowo był uzbrojony w tasak i miał do pomocy jeszcze dwóch innych mężczyzn, pewnie "wujków". Mściciele z groźnie wyglądającymi minami szybko zbliżali się do Tesa, a ten nie miał ochoty nawiązywać nowych znajomości. Puścił się biegiem w pierwszym lepszym kierunku, wręcz na oślep, byle dalej od rzeźników. Edos, ile miał sił w nogach, gonił przez uliczki nie oglądając się za siebie. W końcu zdyszany zatrzymał się w jakimś obskurnym zaułku i przystanął na chwilę, by złapać oddech i zorientować się w jakiej części miasta się znajduje. Tlaco (mistrz Tesusila) oceniłby to mniej więcej tak: " jesteśmy w czarnej dupie", bowiem wierszokleta nie wiedział gdzie jest ani dokąd się udać. Po kwadransie tułania się po slumsach, a przynajmniej na to wskazywała jakość wykonania domów, i gromady szczurów buszujących to tu tam, Tesusil dotarł przed budynek przypominający oberżę. Nie zastanawiając się długo wszedł do środka i zaczął rozglądać szukając oberżysty. Ten chodził między gośćmi podając jadło, gdy zobaczył nowego klienta uśmiechnął się szeroko i rzekł:
- Witajcie, czego wam trzeba? Jadła, napoju, noclegu? U mnie wszystko znajdziecie, powiedzcie tylko.
- Witajcie gospodarzu, w zasadzie to ja mam dla was pytanie: lubicie sztukę, a?
- Nooo... lubię. - Wąsaty mężczyzna "zapuścił żurawia" za plecy barda. - A wy domokrążca czy co?
- Nieee.. - grajek przełknął gładko obelgę i ściągnął z pleców lutnię. - Jestem bardem, co powiecie na występ za trochę jadła i dach nad głową?
- Bardem powiadacie panie? Hmm... barda u nas jeszcze nie było... zgoda ale cudów nie oczekujcie! - Podał rękę, ażeby dobić targu.
- Spokojnie, ja człowiek szlaku i luksusy mi są zbędne. - Uścisnął dłoń karczmarza i zaczął szukać wolnego miejsca.

Właściwie to poeta bardziej chciał zobaczyć co za towarzystwo przybywa do lokalu ze szczurem w tle. W sumie to nie było zaskoczenia, do karczmy przybywali praktycznie sami mężczyźni (którzy wyglądali na złodziei, morderców i gwałcicieli; to ostatnie najmniej się podobało Tesowi), kobiety można było policzyć na palcach jednej ręki, dzieci i innych szkodników nie było. Poeta nie lubił grać w karczmach, tym bardziej takich jak ta, jedyne co szło tu zarobić to sztylet między żebra, a ulubionym daniem w takich lokalach przeważnie było danie w mordę. Występy przed taką publiką też do najbezpieczniejszych nie należały, w normalnych warunkach w najgorszym razie oberwało się zgniłym warzywem, a tu nie wiadomo było czego się spodziewać. Chcąc nie chcąc, trzeba było zagrać więc Edos wziął wolny zydelek i ustawił go na środku pomieszczenia, po czym usiadł i zaczął grać skoczną melodię i zaczął śpiewać balladę, czy może raczej utwór jego autorstwa pod tytułem "chętna dziewoja"...
Awatar użytkownika
Anetheron
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anetheron »

Wnętrze gospody również nie wyglądało zachęcająco, a wręcz przeciwnie. Po obu stronach od wejścia można było dostrzec rzędy drewnianych, rozpadających się stolików. Przy niektórych z nich zasiadali goście już samym swoim wyglądem zdradzający, że są zdolni do wszystkiego. Naprzeciwko znajdował się kontuar, za którym karczmarz przecierał dopiero co umyte naczynia. Całość pochłonięta była łatwo dostrzegalnym mrokiem. Gdzieniegdzie tylko promienie słońca wpadały do izby przez zamknięte okna. Jedynym czynnikiem niepasującym do tego miejsca był oberżysta. Opryskliwego, umorusanego i śmierdzącego potem człowieka zastępował tryskający optymizmem osobnik. Powitał on smoka zaraz po wejściu, a nawet zaszczycił go uśmiechem.
- Witajcie, mości panie pod "Bacznym Szczurem"! Czego sobie życzycie? Jadła? Pokoju? Jeśli nie, to pewnie i kilka głębszych się znajdzie!
Anetheron zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Swój krok skierował w stronę barku, spoglądając raz w prawą stronę, a raz w lewą. Zastanawiał się gdzie usiąść, jednak nie znalazł ani jednego pasującego mu miejsca.
- Piwa - odpowiedział właścicielowi karczmy ściszonym głosem, opierając się o blat.
- Wie pan, u nas luksusów nie znajdziecie, ale jak w gardle zaschło...
- Oberżysto, zawsze tu u was tak ponuro?
Tym razem to Anetheron musiał poczekać na odpowiedź. Arendarz wyjął czyste naczynie i zaczął wlewać do niego piwo z dosyć pojemnych rozmiarów beczki. Podał kufel klientowi, jednocześnie zbliżając się do niego, jakby zaraz miał wyjawić mu jakąś tajemnicę.
- My tu w biedzie żyjemy. Każde miasto ma swą gorszą dzielnicę. Fargoth nie jest pod tym względem lepsze od innych. Tylko my się nie chwalimy, bo o te. - Tu wskazał na przesiadujących w karczmie. - Gotowi poderżnąć gardło, gdy im się to wypomni. Kłopotów nam nie brak.
Smok podsumował to jedynie cichym prychnięciem, co karczmarz słusznie uznał za koniec rozmowy, po czym wrócił do swych codziennych zajęć. Piwo zdawało się być mocno rozcieńczone wodą, ale czego można było się spodziewać po takiej spelunie?
Nie minęła długa chwila, jak do gospody wszedł kolejny gość. Jak się okazało, była nim jasnowłosa elfka o niespotykanym, bursztynowym spojrzeniu. Ku wielkiemu zdziwieniu Anetherona, wydała się mu niezwykle atrakcyjna. Jeszcze nigdy nie spotkał kobiety, która zdolna była urzec go samym swoim wyglądem, ale ta... Coś ją wyróżniało spośród innych. Bał się przyznać przed samym sobą, ale nowo przybyła wydała mu się wyjątkowa. Gdy podeszła bliżej i zaczęła rozmowę z barmanem, smok poczuł coś dziwnego. Jej aura była dość silnie tłumiona, jednak wydawało mu się, że uchwycił z niej coś, co odczuwał za każdym razem, gdy przebywał w pobliżu swojej smoczej rodziny. Gdy elfka zamówiła już swoje, ten odprowadził ją wzrokiem do stolika. Zastanawiające dla niego było to, czy dwa smoki mogłyby znaleźć się w zabitej dechami gospodzie przypadkiem. Nie będąc pewny swoich domysłów musiał dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Nie chcąc okazać się nachalnym i natrętnym typem, postanowił, że poczeka, aż jasnowłosa na spokojnie skończy konsumpcję. Spożywanie posiłków przy nieznajomych dla niektórych bywa krępujące, a on dobrze o tym wiedział. Z rozmyślań wytrącił go pusty kufel. Nawet nie zorientował się, kiedy wypił całą jego zawartość. Ale to nie była jedyna nowość. Anetheron nie wiedział, co było gorsze. To, że w karczmie pojawił się wierszokleta, czy to, że udało mu się wytargować pokój i jadło w zamian za wychrypienie kilku słów. Już od najmłodszych lat sztukę uważał za stek bzdur, a teraz przyjdzie mu ich wysłuchiwać z odległości zaledwie paru kroków. Wiedząc, co go czeka zamówił u oberżysty kolejny kufel z piwem i przygotował się na horror z poetą w roli głównej...
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Ignea skupiona na swoim jedzeniu, starała się co jakiś czas rozglądać po wnętrzu karczmy, by zobaczyć kto jeszcze pojawi się w jej progach. Smocza aura wciąż dobijała się do jej podświadomości, dając jej znak, że nie jest tutaj jedyną pradawną. To ciekawe, że ktoś taki przybył właśnie w takie miejsce i to o tej samej porze co ona... Takie spotkania nie zdarzają się codziennie, może to było przeznaczenie? Do tej pory udało się jej poznać kilka smoków, ale nie spotykała ich aż tak często, a tutaj proszę. Z rozmyślania wyrwało ją pojawienie się kolejnego gościa karczmy, tym razem był to mężczyzna, wszystko wskazywało na to, że był człowiekiem i to nie byle jakim! Wkrótce zaszczycił wszystkich swoim śpiewem, a opinii samej Smoczycy, miał czym się pochwalić, choć piosenka sama w sobie idealnie pasowała do tego przeciętnego miejsca.
Smoczyca skończyła swoją strawę, po czym powoli wypiła wino, które wcześniej zamówiła. Gości w karczmie przybywało z każdym momentem, zupełnie jakby znudzeni mieszkańcy szukali chwili rozrywki. Nawet Bard doczekał się małej publiczności, która chętnie sypała groszem, by ten tylko grał.
- Skoczniej, Panie Bardzie! - zawołał jakiś pijany mężczyzna, gdy szedł tak w stronę barda, szukając jakiegoś kawałka miejsca, przy okazji ciągną za sobą jakąś kobietę, która wcale nie wyglądała na jego żonę. Niektórzy z gości podłapali pomysł mężczyzny i domagali się jakiejś skocznej melodii, by mogli potańczyć.
Ignea uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk czerwonego trunku, przyglądając się wesołym biesiadnikom, którym humor zdecydowanie dopisywał tego dnia, pytanie czy tak po prostu, czy zasługą tego był alkohol. Jej spojrzenie powędrowało do mężczyzny, którego aura wciąż była przez nią wyczuwalna, zdawało się, że zostanie w karczmie jeszcze przez długi czas, tylko pytanie co go przywiodło w te strony? Ignea nieco zmrużyła oczy, ale zaraz potem odwróciła spojrzenie, nie chciała pakować się w jakieś zbędne kłopoty, tym bardziej, że nie znała nastawienia nieznajomego. Jak się przekonała, nie każdy smok to uosobienie dobra... Oj nie...
Również i te rozmyślania zostały przerwane, kiedy do jej stolika przyszedł jakiś mężczyzna w średnim wieku, dość niegrzecznie wyciągając do niej rękę i prosząc o taniec. Elfka spojrzała na niego trochę zaskoczona i pokręciła głową, nie chcąc w ogóle mieszać się w ten mały tłum.
- Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam - odmówiła uprzejmie i odwróciła spojrzenie. Mężczyzna jednak nie odszedł, uśmiechną się jedynie, choć ledwo stał na nogach, zbliżył się do siedzącej Ignei i jeszcze raz wyciągnął do niej rękę.
Smoczyca nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, skinęła głową i wstała od stolika, po czym poszła do karczmarza.
- Dziękuję za pyszne jedzenie. - Uśmiechnęła się do niego całkiem sympatycznie, a i słowa jej były szczere. Po chwili krótkiej rozmowy, dziewczyna postanowiła zostać tutaj na noc, może i był to błąd, ale jeśli miało stać się coś złego z powodu przybycia tamtego Smoka, wolała mieć wszystko pod kontrolą i w razie czego interweniować, bo jak nie ona to kto?
Okazało się, że w karczmie dostępne były jeszcze jakieś puste pokoje, co prawda nie były one luksusowe, co zostało zaznaczone zaraz na początku, to i tak Ignea zdecydowała się zostać tutaj. Zapłaciła z góry, by mieć wszystko z głowy i postanowiła zostać jeszcze na chwilę przy kontuarze, a towarzystwa miał jej dotrzymać kielich wina, które o dziwo było całkiem pijalne, oraz Smok, którego jeszcze nie znała.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

Zabawa trwała w najlepsze. Publika, ta mniej lub bardziej podchmielona, była nienasycona, jak młodzi kochankowie w upojną noc. "To stwierdzenie muszę sobie zanotować, może kiedyś się przyda" - pomyślał Tes i grał tak szybkie melodie jak tylko umiał. Nie mógł narzekać, ponieważ kochał grać, ludzie sypali pieniędzmi (co prawda nie były to jakieś bogactwa, ale zawsze coś), a śmiechu było co nie miara. Właśnie jeden z większych osiłków próbował "zawirować" swoją tancerką, niestety źle postawił nogę i upadł na twarz zostawiając dwa przednie zęby w deskach. "Tak się kończy zabawa po alkoholu, gorsze jest chyba obudzić się ojcem następnego dnia" - skomentował w duchu artysta i przygrywał dalej. W zasadzie wszystko wydawało się piękne i nierzeczywiste. Edos był w dzielnicy o prawdopodobnie nie najlepszej renomie, co więcej nikt nie wszczynał burd i bijatyk, a na dodatek trochę zarobił. Czyżby problemy i niebezpieczeństwa zniknęły? Nie, musiał uważać i być ciągle czujnym. Siedzenie nie sprzyjało plecom Tesa, więc ten wstał z zydelka i zaczął przechadzać się po sali, nie przerywając gry. Ludzie popatrzyli na to trochę zdziwieni, ale póki muzyka grała, póty się bawili. Uwagę wierszoklety przyciągnęła jedna postać, a dokładnie mężczyzny siedzącego obok szynkwasu i rozmawiającego z karczmarzem. Ów człek pił już kolejne piwo z kolei i czasami zerkał na artystę wzrokiem godnym pożałowanie i niechętnym. Nie każdy piwożłop musi rozumieć sztukę, jednakże bard miał złe przeczucia, iż z tym waszmościem mogą być problemy. Z rozmyślań wyrwała go jednak Elfka przechodząca nieopodal niego, to nie był normalny widok. "Elfka w Fargoth? I to jeszcze w takiej dzielnicy?" - dla wierszoklety było to dość niezwykłe. Uprzedzając fakty, Tes nie był żadnym rasistą, Stwórco uchowaj! Po prostu miał z goła inne wyobrażenie o tej rasie. Dla naszego bohatera Elfy były ludem pokojowym, ceniącym spokój, szanującym przyrodę oraz piękno. Większość długouchych (jak nazywali ich niektórzy ludzie) mieszkała w obrębie Szepczącego Lasu, czyli jakieś pół świata od tej karczmy. Poza tym przedstawicielki płci pięknej z tej rasy były bardzo urodziwe, w połączeniu z dzielnicą biedy nie stanowiło najlepszego połączenia dla tej damy. W tym momencie Tes złapał się na tym, że wpatruje się w nieznajomą zbyt otwarcie i wręcz nachalnie. Szybko odwrócił wzrok, nie wiedział czy Elfka zorientowała się czy nie. Zrobiło mu się strasznie głupio, więc powoli zwalniał tempo gry, i coraz wolniej trącał struny lutni. W końcu ostatni dźwięk przebiegł echem po sali, a za nim podniosło się kilka pomruków niezadowolenie. Te jednak zaraz zostały zagłuszone przez aplauz pozostałych. Bard ukłonił się zgrabnie, i podszedł do karczmarza negocjować warunki kolacji oraz lokum. Wąsaty jegomość przywitał go szerokim uśmiechem i rzekł:
- Piękna gra, panie. Tak jak się umawialiśmy, kolacja i nocleg, jednakże musicie nam panie wybaczyć nasze skromne warunki. Bieda u nas....
"Albo udaje za każdym razem, albo to jakaś wada zgryzu, nie można cały czas się tak uśmiechać" - pomyślał Tes, jednak przerwał właścicielowi lokalu
- Mówiłem, mi wiele nie trzeba. I nie jestem żaden pan, tylko nazywam się Tesusil, nie lubię takich suchych form. - Starał się nadać tej wypowiedzi jak najbardziej swobodny i życzliwy wyraz jak tylko umiał, jednakże po tak ciężkim dniu było to wręcz niemożliwe.
- Oczywiście, oczywiście. - Na twarz oberżysty wpełzła mina zakłopotania, a sam mężczyzna w szybkich ruchach oddalił się, aby przynieść zamówiony posiłek.
Awatar użytkownika
Anetheron
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anetheron »

Cała ta sytuacja działała mu na nerwy. Do karczmy przybywało coraz więcej gości, którzy włączali się do wspólnego tańca. Jeszcze kilka chwil temu udał się w to miejsce, by uniknąć tłumów, a przez występ tego barda jego możliwość na swobodne poruszanie się malała nawet przy ladzie. Znowu co chwila ktoś krzyczał, śmiał się, a nie brakowało również takich, co nie byli w stanie ustać na nogach. W duchu przeklinał tego trubadura i jego utwory.
Starając się odwrócić swoją uwagę od panującego wszędzie wokół nieładu, co jakiś czas zerkał dyskretnie na stolik, przy którym zasiadła elfka. Szczególną uwagę zwrócił na mężczyznę, który w dość nachalny sposób próbował zaprosić ją do tańca. Smokowi wydawało się, że skądś już kojarzy jego paskudną gębę. Nie mógł sobie tylko przypomnieć skąd.
Po krótkiej chwili elfka wstała od stołu i ponownie podeszła do baru. Im bliżej była, tym bardziej dziwne wrażenie podpowiadało mu, że jest w niej coś podobnego do niego samego. Coś... smoczego.
- Proszę, proszę... Na moje oko, to ty wcale nie pasujesz do tego miejsca. Zdążyłem już ci się przyjrzeć i zastanawia mnie, co ktoś taki robi w tak niebezpiecznym miejscu. Zwłaszcza dla kobiet - zagadnął, gdy skończyła rozmowę z właścicielem gospody. - Nie wątpię, że potrafisz o siebie zadbać, jednakże... Swoją drogą, komuś już chyba się spodobałaś.
Po tych słowach bard zaprzestał gry na instrumencie i dołączył do towarzystwa przy kontuarze. Jak się okazało po rozmowę z karczmarzem, nazywał się Tesusil. Smok słyszał już nieraz to nazwisko, jednak nigdy (na szczęście) nie przyszło mu spotkać się z nim osobiście. I nie chodziło tu o jego złą sławę. Pod tym względem wierszokleta miał naprawdę dobrą opinię. Problem tkwił w tym, że Ane zdecydowanie nie przepadał za bardami.
- Twoja sława cię wyprzedza, trubadurze. Nie każdy byłby w stanie wywołać tyle optymizmu w takich ludziach, jak ci tutaj.
- Panie, proszę ciszej. Nie pamięta pan, co mówiłem o podrzynaniu gardeł? Tu niebezpiecznie tak... - wtrącił karczmarz.
Jakby na zawołanie do karczmy wkroczyło trzech mężczyzn. Jeden z nich wyglądał na zwykłego, przerośniętego, a w dodatku tępego osiłka, którego zadaniem jest jedynie pranie po mordach tych "nieposłusznych". Drugi był całkowitym przeciwieństwem tego pierwszego, a na dodatek nie potrafił wypowiedzieć słowa bez zająknięcia się. Ostatni, bez wątpienia przywódca, wyglądał na weterana wielu bitew. Oczywiście tych podwórkowych, bo do prawdziwego rycerza dużo mu brakowało. Miecz przypasany do boku, twarz poznaczona licznymi bliznami, a na prawym oku opaska mówiły same za siebie. Do szajki dołączył i czwarty. Ten sam, który niedawno próbował przekonać do siebie jasnowłosą elfkę. Nie był pewien, czy ona sama zwróciła na to uwagę, gdyż w tym samym momencie Tesusil wypowiedział w jej stronę jakieś słowa, których Anetheron nie dosłyszał. Osobnikami okazali się mężczyźni, którzy przyglądali się mu przed wejściem do karczmy. Będąc ciekawym, o czym zamierzali pogawędzić, skupił się na tym, by wyłapać przez ogólny hałas choć pojedyncze słowa z tej rozmowy. Rezultaty były znacznie lepsze niż się spodziewał, ponieważ jak się okazało, wcale nie dbali o to, by mówić cicho.
- Słuchaj, Milczek - zaczął ten, który przesiadywał już wcześniej w karczmie. - O tam, niezła panieneczka jest. Może byśmy się dziś tak zabawili... ociupinkę - wychrypiał do bliznowatego, podpierając się oburącz o najbliższy stolik.
- Po, po, po, porąbało cię?! E, elfkę chce, chce, chcesz ch, ch, chędożyć? D, do diabł, bła z to, tobą. Ki, i, ijem je, ej n, nie tknę, ę.
- Ty jej Bogumił wcale nie musisz dotykać. My to zrobimy za ciebie. Zobacz ją, takie nieczęsto zobaczysz na ulicach - odpowiedział osiłek, po czym paskudnie zarechotał. W tym momencie Anetheron odwrócił się do nich przodem, opierając się łokciami o blat. Zauważył, że lider uciszył grupę jednym ruchem ręki, po czym spojrzał się w ich kierunku. Najpierw na elfkę, potem na smoka, który wytrzymał spojrzenie, chcąc sprowokować draba. W pewnym sensie mu się udało, gdyż na twarzy Milczka pojawił się złowrogi uśmiech, a zaraz po nim został dany znak poprzez skinięcie głową, mówiący coś w stylu "Bierzemy się za nich".
- No, i o tym mówiłem - zwrócił się do elfki i również skinięciem głową wskazał na nadchodzących drabów. - Zaraz może zrobić się bardzo nieprzyjemnie - dodał, po czym zadowolony upił kolejny łyk piwa ze swojego kufla. Był gotów na walkę w każdej chwili. Gdyby któryś z bandytów wykonał choćby najmniej podejrzany ruch w jego lub elfki stronę, będzie starał się uderzyć przeciwnika znacznie szybciej z siłą wystarczającą, by obezwładnić go na kilka godzin.
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Ignea w spokoju przyglądała się tańczącym biesiadnikom, choć niektórzy mieli naprawdę dosyć, lecz nie tańca, a alkoholu. Czasem ktoś się potknął, przewrócił, no i te krzyki ewidentnie wskazujące na podchmielony stan. Bard, który raczył wszystkich skoczną muzyką, przyglądał się jej uważnie, wlepił w nią swoje spojrzenie, jakby próbował odgadnąć co Elfka robi w tym miejscu, które tak bardzo do niej nie pasuje. Dziewczyna odwróciła spojrzenie, zastanawiając się czy może nie powinna udać się na spoczynek i zwyczajnie przerwać wszelkie domysły.
Gdy siedziała tak przy kontuarze, usłyszała męski głos, który zwrócił się do niej. Nie od razu odpowiedziała, ale po chwili jej bursztynowe spojrzenie powędrował do mężczyzny, który odezwał się do niej. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, a aura nieznajomego ewidentnie dawała znaki, elfka na pewno miała do czynienia ze smokiem.
- W takim miejscu jak to, zawsze znajdzie się ktoś, kto do niego nie pasuje - zaśmiała się cicho.
- Mężczyźni są pod wpływem alkoholu, a wtedy każdemu pojawiają się dziwne pomysły - dodała po chwili i lekko wzruszyła ramionami, chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz w tym momencie zorientowała się, że muzyka ucichła, a bard zakończył swój występ. Mężczyzna podszedł bliżej kontuaru i wdał się w rozmowę z uprzejmym karczmarzem, Ignea natomiast skupiła się na swoich myślach, zupełnie ignorując nieznajomego, choć jej wrodzona ciekawość nakazywała podsłuchiwać rozmowę pomiędzy nim a właścicielem tego przybytku. Z rozmowy wywnioskowała, że ów bard ma na imię Tesusil, Smoczyca pod postacią elfki zaczęła szperać w pamięci, bo zdawało jej się, że gdzieś już słyszała to imię, ale nie potrafiła przypomnieć sobie gdzie. Rozmówca Ignei odezwał się do grajka, najwyraźniej on też kojarzył Tesusila i to o wiele bardziej niż Pradawna, na co ta uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na barda.
- Ma pan niezwykły talent - odrobinę wtrąciła się do rozmowy, zresztą tak samo jak karczmarz, który trochę obawiał się towarzystwa tylu osób, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Elfka.
Do wnętrza karczmy weszli kolejni goście, lecz tym razem nie wyglądali na chętnych do tańców i śpiewów. Nowi biesiadnicy byli raczej z grupy tych, co to wolą bitki niż zabawę, dlatego to nie spodobało się Ignei. Cała trójka była uzbrojona, co nie sprawiało, że wyglądali jakoś szczególnie przyjaźnie, a zaraz potem dołączył do nich jeszcze jeden mężczyzna... Ten sam, który wcześniej był zbyt nachalny wobec Smoczycy. Elfka wyczuwała kłopoty, taka wizyta nie zwiastowała niczego pozytywnego... Tak bardzo skupiła się na tej szajce, że nie dotarły do niej słowa Tesusila. Dziewczyna ścisnęła w dłoni swój medalion, lecz nic więcej nie zrobiła, bo przemiana w smoka w takim miejscu byłaby bardzo złym pomysłem. W karczmie zrobiło się cicho, wielu gości postanowiło wyjść lub zaszyć się w ciemniejszych kątach tego wnętrza, by uniknąć jakichkolwiek kłopotów. Ignea usłyszała słowa wypowiedziane przez jednego z nieprzyjemnych gości, a słowa te dotyczyły jej samej...
- Nie podoba mi się to - powiedziała pod nosem i rozejrzała się po karczmie, po czym odwróciła przodem do kontuaru, nie chcąc mieć nic wspólnego z tamtymi opryszkami.
- Nieprzyjemnie było już w momencie gdy przekroczyli próg tej karczmy - powiedziała niezadowolona. Jej spojrzenie powędrowało do Tesusila, przez moment zastanowiła się czy ten ucieknie jak to grajkowie czasem mają w zwyczaju, czy może usiądzie gdzieś z boku i zacznie podziwiać sytuację, by mieć kolejne sytuacje do sklecenia z nich pieśni, czy może okaże się odważny i w razie potrzeby pozbędzie się tamtych.
- To jak z naszym tańcem? - Za plecami Ignei pojawił się mężczyzna, który wcześniej koniecznie chciał z nią zatańczyć.
- Te, grajek, masz i zacznij grać coś pod nogę - rzucił monetę w stronę Barda, zaszczycając go dość drwiącym uśmiechem, a potem spojrzał na Igneę, która teraz spoglądała na niego.
- Nalegam na taniec. - Wyciągnął do niej rękę, uśmiechając się nieco obleśnie, a ten gest wywołał salwę śmiechu jego towarzyszy.
Smoczyca nie bardzo lubiła walkę, a z tymi tutaj wygrałaby bardzo szybko, gdyby któryś postanowił zrobić coś na siłę. Elfka spojrzała w oczy niechcianemu adoratorowi i uśmiechnęła się do niego, po czym pokręciła głową odmawiając tańca.
- Rób o co proszę, a nie zrobię ci krzywdy - warknął na nią, niezadowolony z odmowy.
- Tych tutaj można się pozbyć - zarechotał jeden z szajki, który teraz dołączył do całej grupy, zaszczycając ich spojrzeniem pełnym pogardy. Było pewne, że niechciani goście mieli ochotę na bardzo rozrywkowy wieczór i starczył jeden gest ich szefa, by zmienić bieg tej rozmowy.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

- Mości waćpanno, bądź łaskawa wybaczyć mi te nachalne spojrzenia podczas mego występu. Jako bard jestem ciekaw otaczającego mnie świata, a nieczęsto widuje się elfy w tych stronach, a tym bardziej damy w takich karczmach. - Tes powoli i ostrożnie dobierał słowa, aby nie urazić, i nie uchybić w niczym swej rozmówczyni.
- Jestem Tesusil. - Ukłonił się w stronę pary nieznajomych. Na słowa pochwał z ust rozmówców, poeta odpowiedział jedynie uśmiechem i skinieniem głowy. Nie lubił słuchać takich pochlebstw, nawet jeżeli były one szczere, po prostu czuł się nieswojo w takich sytuacjach. Gdy trzej mężczyźni weszli do sali, wierszokleta poczuł w powietrzu znajomy swąd karczemnej zadymy. "Zapach ten najczęściej zwiastował pisk kobiet, wybite zęby i ogólny rozpierdol na sali", jak mawiał często Tlaco, nauczyciel naszego bohatera. Ten z kolei brał udział w kilku lub kilkunastu takich bijatykach, zawsze wychodził zwycięsko albo przez okno. Ewentualnie raz mu się zdarzyło wylecieć z frontowymi drzwiami lokalu, ale nigdy za bardzo nie ucierpiał. Kiedy zawadiacy podeszli do trójki podróżników odpoczywających przy kontuarze, bard właśnie zajadał podany mu posiłek. Złapał rzuconą mu monetę i uśmiechnął się szeroko. W sumie było to tylko zagranie bo tak naprawdę, był zdenerwowany (choć to bardzo powierzchowne określenie, mające się nijak do tego co Tes odczuwał), a przede wszystkim był cholernie głodny. A przychodzą jakieś oprychy, nie dość że nazywają go "grajkiem" przerywają mu jedzenie, rządzą się jak u siebie i dostawiają się do najładniejszej panny w lokalu jakby nigdy nic (a to ostatnie mógł co najwyżej Edos, zważając na jego profesję), to jeszcze kanalie kazały mu grać pod nogę. Tego było za wiele, ktoś z tą hołotą porządek musiał zrobić, no i padło na wieszcza. Udał, że schyla się po lutnię, by po chwili krzyknąć zaklęcie aktywujące bransoletę. Fala "ostrego" blado-śnieżnego światła zalała pomieszczenie, oślepiając przeciwników stojących najbliżej Tesusila. Ten nie tracąc czasu podbiegł do najbliższego z drabów i zdzielił go lutnią prosto w twarz, instrument rozleciał się w drzazgi, ale wiele z tych odłamków drewna zostały w skórze. To były właściwie sekundy, poeta obnażył miecz i z szerokim uśmiechem rzekł:
- No to teraz ja wam coś powiem. Wolicie wyjść sami, czy mam wam pomóc?
Awatar użytkownika
Anetheron
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anetheron »

Gdy atmosfera zaczynała robić się napięta, Anetheron zdążył dostrzec mały medalionik elfki. Poczuł bijącą od niego magię, którą w jakimś stopniu już znał. Sam używał iluzji, która jedynie pozorowała jego odzienie. Podejrzewał, że w przypadku jasnowłosej działa to podobnie. Nakierowywało go to coraz bardziej na to, z kim spotkał się tego dnia w tak zapchlonej dziurze. Ponadto odniósł wrażenie, że to właśnie ten przedmiot tłumi jej aurę w stopniu wystarczającym, by nie był w stanie jej wyczuć.
- Wisiorek nie będzie potrzebny - zapewnił elfkę, by uspokoić ją nieco, jednak ta wydawała się zbyt opanowana i spokojna, jak na sytuację, w której się znalazła. Koniec końców, to o nią głównie chodziło rzezimieszkom.
Gdy owi się zbliżyli, smok mógł wydawać się całkowicie obojętny wobec całej sytuacji. Popijał kolejne łyki swojego piwa, czekając na dogodną chwilę, by pozwolić pożałować kanaliom dzisiejszego dnia. Również "zaloty" pana nachalnego do długouchej zdawały się nie wywierać na nim żadnego wpływu. Jakby pogrążony we własnym świecie, zastanawiał się, jak zareaguje poeta, u którego dopiero w tej chwili dostrzegł miecz. Przeżył już wiele, różne dziwactwa widział, ale trubadura potrafiącego posługiwać się orężem jeszcze nie spotkał. Kto wie? Być może dlatego, że zawsze ich unikał?
Odpowiedź przyszła w momencie, gdy grajek użył swej magicznej bransolety i oślepił oponentów. W tym samym czasie Anetheron zmuszony był przysłonić oczy ręką, a gdy już zorientował się, co właśnie miało miejsce, zauważył leżącego na podłodze jąkałę, a obok niego zniszczoną lutnię. Pozostali trzej starali się jeszcze dojść do siebie, co smok postanowił wykorzystać od razu. Nie chciał, by wierszokleta zwany Tesusilem odebrał mu przyjemność, na którą czekał już ładne kilka chwil, więc na jego pytanie skierowane do bandytów, pozwolił sobie odpowiedzieć samemu.
- Cóż... Najwyraźniej bard bardowi nierówny. - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do elfki, po czym szybkim krokiem podszedł do łysego osiłka, wziął zamach i uderzył go prosto w twarz. Biedak stracił równowagę i osunął się na mały stolik, który pod jego ciężarem przełamał się na pół. Zaraz po tym zapoznał jeszcze swoje usta z butem smoka, wypluwając w ten sposób kilka zębów wraz z krwią. Kolejną ofiarą łuskowatego miał być pan nachalny. Z tą różnicą, że scenariusz dla niego przeznaczony był dużo gorszy niż ten dla grubego. Gdy tylko "znajomy" elfki poradził sobie ze skutkami oślepiającego światła, zaraz sięgnął po ukryty przy pasie sztylet i tym razem zaślepiony gniewem, ruszył biegiem ku brunetowi. Upojony w zbyt dużym stopniu alkoholem również nie utrzymał się na nogach, przewrócił się wypuszczając z dłoni sztylet zaledwie po kilku krokach. Był to właśnie moment, który zadecydował o przykrym losie zbójcy. Gdy tylko zdołał się podnieść, Anetheron chwycił go za rękę, a zaraz po tym dało się słyszeć donośny wrzask i dźwięk łamanych kości. Wyłamana noga w kolanie przypominała bardziej tę podczas bocianiego chodu aniżeli ludzką. Ale to nie był koniec. Wykorzystując fakt, że poszkodowany podtrzymuje się drugą ręką stolika, smok podniósł z podłogi sztylet i przybił nim do blatu dłoń nachalnego, który w tym momencie nie mając siły krzyczeć stracił przytomność.
W międzyczasie Milczek zdawał się nie zwracać uwagi na swoich cierpiących towarzyszy. Skupiony na bardzie, z mieczem w ręku, okrążał go wyczekując momentu, w którym trubadur się odsłoni i narazi na łatwe cięcie. Był to jasny znak, że któryś z nich nie będzie w stanie wyjść stąd o własnych siłach. O życiu tych dwóch panów miały zadecydować zarówno ich umiejętności, jak i fortuna, która dla grajka ostatnio bywała kapryśna...
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Napastnicy nie chcieli odpuścić nawet na sekundę, co sprawiło, że atmosfera w Karczmie stawała się coraz cięższa. Coby było zabawniej, mężczyzna, który zdawał się być smokiem, zauważył medalion, który teraz trzymała Ignea w zamkniętej dłoni. Kobieta nie była pewna, ale możliwe, że mógł wyczuć, że ten przedmiot nie jest byle czym... Póki co postanowiła to zignorować, bo oto bard, który tak uprzejmie zachowywał się wobec niej, bez problemu powalił na ziemie jednego z nieproszonych gości, do tego wykorzystał coś, co oślepiło nie tylko mężczyznę obok, ale i Igneę.
Nagle oboje stanęli w jej obronie, pozbywając się niepotrzebnych problemów, wykorzystując swoje siłę i zwinność, powalając kolejnych przeciwników na deski karczmy. Smoczyca nawet nie musiała się odzywać, nawet nie kiwnęła palcem, a problem sam się rozwiązał i to bez jej udziału. Westchnęła i niemal przewróciła oczami, kiedy niemili panowie pozbierali się na tyle, na ile pozwalał im ich stan i uciekli gdzie pieprz rośnie, zostawiając karczmę w zupełnym osłupieniu. Ignei nie do końca podobało się takie rozwiązanie, zdecydowanie można było załatwić to inaczej, może niekoniecznie w środku tego przybytku...
- Dziękuję, to nie było potrzebne. - Zerknęła na barda, a potem na drugiego mężczyznę.
- Poza tym, pańska lutnia... zupełnie nic z niej nie zostało. - Spojrzała na roztrzaskany instrument.
- Mam nadzieję, że to koniec nieprzyjemnych spotkań. - Uśmiechnęła się do mężczyzn, którzy stanęli w jej obronie, po chwili odetchnęła głęboko zastanawiając się co teraz. Przez moment martwiła się o to, czy została rozpoznana przez jednego z nich, wiele wskazywało na to, że przypuszczał z kim ma do czynienia, ale czy powinna się bać? To co stało się przed momentem powinno dać jej do zrozumienia, że nic jej nie grozi, ale tego nie do końca była pewna.
- Może powinniśmy napić się czegoś? - zapytała obu i na powrót usiadła na jednym z krzeseł stojących przy kontuarze.
Awatar użytkownika
Tesusil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 109
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Bard , Włóczęga , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Tesusil »

Wydawało się, że rozbity instrument "patrzył" na Tesusila smutnym wzorkiem. Lutnia nie towarzyszyła bohaterowi długo, ale ten zdążył się przyzwyczaić do przedmiotu. Poeta przeprosił rozmówców, po czym wziął miotłę do ręki i zaczął zbieranie resztek z fundamentu jego wyżywienia. Mimo że zbiry już uciekły, a raczej pokuśtykały do wyjścia ciągnąc za sobą szlochającego towarzysza (tak, to ten, który "padł" jako pierwszy), w Tesu ciągle buzowały emocje. Gniew mieszał się z frustracją, bólem i strachem, tworząc mroczną mozaikę myśli w głowie naszego bohatera. Ostatnie dni naprawdę źle wpłynęły na jego psychikę, czuł się jakby pogrążał się coraz bardziej w jakimś grząskim gruncie. "Sztuka jak i życie czasem boli" - pomyślał Edos, zastanawiając się co począć dalej, był bez pieniędzy, instrumentu i pewności czy dożyje następnego dnia. Co prawda pierwsze stwierdzenie było trochę na wyrost, ponieważ bard mógł skorzystać z pieniędzy jego rodziny, wystarczyło iść do odpowiedniej placówki i wypłacić pieniądze lub od razu zlecić kupno odpowiednich rzeczy. Dla Tesa nie było to jednak ani przyjemne (gdyż nie chciał co jakiś czas czerpać z funduszy swej familii z powodów kłopotów; czuł się wtedy jak darmozjad) ani bezpieczne (dwa napady w odstępie kilku godzin, wcale nie znaczyły, że był to koniec rewelacji na tamten dzień). Z drugiej strony jednak bard bez instrumentu to jak rycerz bez miecza albo jak mawiał Tlaco "burdel bez kurtyzan - nie idziesz do takiego no bo po co?" (przy czym nie zwykł używać słowa "kurtyzan" a nazywać te panie bardziej dobitnie nie przebierając w środkach poetyckich). Edos zebrał ostatni kawałek lakierowanego drewna i zwrócił wzrok ku gospodarzowi. Złośliwy by powiedział, że o dziwo tak wielce wesoły wcześniej mężczyzna się nie uśmiechał, lecz nie było co się biedaczynie dziwić. W jego lokalu doszło do poważnej rozróby, a ci "panowie" prędzej czy później zawędrują w to samo miejsce, a wtedy można się spodziewać wszystkiego. Była to smutna wizja, ale nikt nic nie mógł na to poradzić. To znaczy: mogła poradzić straż, ale ta jak zwykle wolała pilnować porządnych dzielnic, tak było łatwiej i bezpieczniej. W końcu Tes przemówił:
- Mości gospodarzu, spal te resztki. - Wskazał na kupkę drewna, w którym srebrem lśniły się struny. - Tylko proponuje w jakimś kominku a nie w kuchni... no chyba, że gotujesz teściowej. - Uśmiechnął się, żeby dodać rozmówcy trochę otuchy i sprawić, żeby zapomniał o przykrym incydencie. - I jeżeli moglibyście panie, dajcie najlepszego wina dla mnie i tej elfiej pani, a dla wojownika nie żałujcie piwa, czy na cokolwiek będą mieli ochotę. - Widząc, że wąsacz chce pytać o monety wierszoklety. - Pieniądze będą, spokojnie, tylko dajcie mi tu jakiegoś zaufanego chłopca na posyłki, muszę posłać po nowy instrument i pieniądze, na ten moment niech to będzie wyraz mej dobrej woli - mówiąc to rzucił resztę monet razem z mieszkiem. Szynkarz nie był przekonany, ale skinął głową i za kilka minut przed Edosem pojawił się na oko siedmio-ośmioletni chłopaczek. Miał wielkie błękitne oczy (właściwie tęczówki), niespotykaną tam brunatną cerę, na której było mnóstwo piegów. Całość wyjątkowości dziecka dopełniała kasztanowa grzywka, a dodatkowo jaskrawe ubrania. Za bardzo wyróżniał się w tłumie jak na gust poety, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Szybko przekazał młodziakowi instrukcje gdzie iść, jak się zachować, co powiedzieć, a na koniec wręczył mu mały zwitek papieru, na którym napisał prośbę o lutnię i trochę pieniędzy na podróż, na wszelki wypadek również podpisał tak ku pewności. Po czym wrócił do niedawno poznanej dwójki i z szerokim uśmiechem oznajmił:
- Chętnie się napiję, tym bardziej, że już wszystko prawdopodobnie załatwiliśmy. Winszuje pięknej lekcji pokory dla tych matołków - zwrócił się do nieznajomego. - A panience winszuję opanowania i spokoju.
W tym momencie przyszedł właściciel lokalu niosąc karafkę wina oraz duży kufel piwa.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Ledwo szynkarz przyniósł zamówione przez Tesusila trunki, do karczmy wrócił pstrokato ubrany dzieciak, którego bard wysłał po pieniądze i nowy instrument. Chłopiec przedarł się między gośćmi do baru z prędkością błyskawicy i złapał Edosa za rękaw.
        - Proszę pana - zwrócił się do niego rozemocjonowanym szeptem. - Bo jak wyszedłem, to w takim zaułku niedaleko usłyszałem rozmowę tych typków, coście ich pogonili! Są wściekli i chcą się odegrać, zbierają kumpli i chcą tu wrócić, by się z panem policzyć, boście ich upokorzyli... czy coś.
        Relacji chłopca wysłuchiwał również karczmarz, a gdy usłyszał, co się święci, pokiwał smutno głową i spojrzał przepraszająco na barda. Tesusil już mógł podejrzewać, co usłyszy.
        - Z tymi ludźmi nie ma żartów - oświadczył szynkarz. - Wiem, że jesteście bitni i odważni, ale to naprawdę kłopotliwe typki... Panie, przepraszam, że tak prosto z mostu, ale to najlepsze wyjście: niech pan stąd zmyka. Puszczę pana tylnymi drzwiami i niech pan stąd idzie. Ja wiem, że to tak nie przystoi, bym tak zacnego gościa wyganiał, ale proszę zrozumieć, jak przyjdą i pana nie będzie, to rozwalą ze dwa stoły, stłuką kilka flaszek i pójdą. A jak dojdzie do bójki, to i pewnie trupy będą i zniszczenia większe, może i podpalą mi karczmę. Proszę mnie zrozumieć, tu chodzi o życie i zdrowie. Pańskie życie też, bo i bohater dupa, gdy ludu kupa.
        Jakże można było nie wysłuchać tak szczerej prośby wyrażonej głosem pełnym przestrachu i troski? Tesusil w końcu uległ namowom karczmarza i poszedł za nim w stronę tylnego wyjścia z karczmy, gdzie został mu zwrócony świstek z poleceniem wypłaty, a następnie właściciel przybytku ostatni raz go przeprosił i wypuścił go na zewnątrz.
Awatar użytkownika
Anetheron
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anetheron »

Atmosfera była napięta jeszcze przez chwilę po całym zajściu, jakby każdy wyczekiwał powrotu zbójów. Anetheron czuł się zawiedziony ich postawą. Okazali się być typowymi chojrakami, którzy jedynie puszą się na dzielni, by ukryć kompleks małego fiuta. Nie sądził, że wszystko zakończy się tak szybko. Nawet ich przywódca, który wydawał się bardziej zawzięty, zmył się, gdy dopuścił do swej świadomości, że jego towarzysze otrzymali porządne lanie.
- Jak już mówiłem – nie wątpię, że umiesz poradzić sobie sama. Wydaje mi się jednak, że tych panów nie zbyłabyś po dobroci, a nie widzę powodów, dla których musiałabyś brudzić sobie ręce. – Uśmiechnął się do elfki, po czym ruszył w stronę swojego miejsca przy kontuarze. – Ta, z chęcią dopiję swoje piwo. – Jak powiedział, tak zrobił. Cieszył go fakt, że w tym momencie nikt nie mógł zajrzeć w jego myśli. Przecież nie pobił i nie okaleczył tych dwóch panów tylko z powodu jasnowłosej kobiety, na której zdaniu nagle zaczęło mu zależeć. Jasne, była dla niego atrakcyjna i interesująca, ale swój wkład miała w to wszystko również chęć uprzyjemnienia sobie dnia, a to na pewno by się nie spodobało damie. Mimo że nie znali się w ogóle, to łatwo można było zauważyć jej dobre serce, które na pewno nie życzyło nikomu źle.
- Nie nazywaj mnie wojownikiem i zajmij się swoją lutnią, bardzie. Wydaje mi się, że to od niej uzależniona jest twoja kariera. Chociaż po tym, co tu zobaczyłem wcale nie jestem tego taki pewien. Odejmij mnie również od swojego rachunku. Zapłacę za siebie i szkody. – Gdy to mówił, sięgnął ręką do swojej kieszeni, w której coś błysnęło i wypełniło ją w dość znacznym stopniu. Po chwili na ladzie leżał zawiązany mieszek dla karczmarza. Nietrudno było się domyślić, że wypchany był złotymi monetami, które oczywiście były kapryśną iluzją. Gospodarz wyraźnie rozpromienił się i uradował na ten widok. Nawet do głowy mu nie przyszło, że już za kilka godzin mieszek ten stanie się jedynie wspomnieniem.
Gdy przyszedł ten mały dzieciak, Anetheron zaczął zastanawiać się, jak można być tak naiwnym głupkiem, by zaufać gówniarzowi i wysyłać go ze zwitkiem, który posiadał tak dużą wartość. Większość tutejszych bandziorów bez wahania pozbyłaby się chłopca, gdyby tylko wiedziała, jaką wiadomość przy sobie niesie. Życie nie jest bajką, w której wszystko kończy się dobrze. Ale to już nie był jego problem. Głupota ludzkiej rasy nieraz powalała go z nóg. Zdążył nawet się do niej przyzwyczaić.
- Wy, ludzie, macie szczególną tendencję do pakowania się w kłopoty – zwrócił się do poety, popijając kolejny łyk piwa, które przed chwilą zostało przyniesione przez karczmarza. Nie dbał o to, czy zabrzmiało to podejrzanie. Nigdy nie ukrywał tego kim, a właściwie czym jest i nie uważał tego za wielką tajemnicę. Prawdę mówiąc, był prawie pewny, że jasnowłosa zdemaskowała go już na samym początku. Nie trzeba być arcymistrzem magii, by wyczuć bijącą od niego aurę, a ona zwyczajną elfką na pewno nie była.
- Problem tkwi w tym, że nie potraficie potem sami naprawić swoich błędów. Biorąc pod uwagę to, co przed chwilą miało tu miejsce, nie wróżę dzieciakowi rewelacji. Przy odrobinie szczęścia przemknie się niezauważony. W przeciwnym razie… Tamci panowie na pewno mają ciekawych znajomych. – uśmiechnął się szyderczo do poety, po czym uniósł kufel. – Na zdrowie – dodał i wypił całą jego zawartość.
Nie minęło wiele czasu, nim malec wrócił z całkiem ciekawymi wieściami. Zapowiadało się, że to wcale nie był koniec, a zbóje są zawzięci o wiele bardziej niż sądzili. Smok słuchał, co takiego ma im do powiedzenia gospodarz, jednak zwracał się jedynie do wierszoklety, a przecież nie tylko on był w to zamieszany.
- Barda wyganiacie, a nas nie? Jak to jest, panie karczmarz? A może wy coś knujecie, hę? – zapytał od razu, gdy grajek opuścił budynek.
- Nic z tych rzeczy! Wdzięczny jestem i wam za zapłatę i naprawdę głupio mi tak, ale zrozumcie… Proszę – odpowiedział lekko zmieszany.
- Skoro śpiewaka już nie ma… Dobrze czasem spotkać kogoś podobnego do siebie – zwrócił się uśmiechnięty w stronę elfki słowami, których wcale nie był pewien. Była to swego rodzaju gra psychologiczna. Zakładając, że jasnowłosa wie, z kim spotkała się tego dnia, miała sama utwierdzić podejrzenia smoka, myśląc, że ten również zdążył się już zorientować. – Decyduj więc…
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Jak się pojawili tamci bandyci, tak zniknęli zupełnie poturbowani, zostawiając wszystko w świętym spokoju. Bard zaproponował kolejny napitek, Ignea uśmiechnęła się lekko i zgodziła zostać jeszcze z dwójką towarzyszy, którzy bądź co bądź pomogli jej w tej dosyć nieprzyjemnej sytuacji.
Elfka siedziała wygodnie na krześle zaraz przy kontuarze i trzymała w dłoni lampkę z czerwonym winem. Do barda przyszedł chłopiec, który szybko został wysłany z listem przekazanym przez Tesusila, by odebrać pieniądze. Ignea nie do końca była przekonana, czy to aby na pewno dobry pomysł, w końcu mały chłopiec może napotkać wiele kłopotów, zresztą sama posiadała pieniądze, którymi mogła wspomóc Tesusila, co jak co, w końcu ona sama przyczyniła się do niedawnej sytuacji.
- Nie lubię wdawać się w takie spory - odezwała się w końcu do Barda, który pochwalił ją za spokój, jaki zachowała przy tamtych typach.
- Jest wiele innych możliwości rozwiązania takiego problemu. - Upiła łyk wina, zerkając na mężczyznę.
O wiele bardziej dosadniej zabrzmiały słowa drugiego z jej towarzyszy, który bez owijania w bawełnę powiedział co myśli o zachowaniu Tesusila. Ignea musiała zgodzić się z nim w pewnych momentach, bo Bard postąpił nieco lekkomyślnie.
- Może nie będzie tak źle? - odezwała się z krzepiącym uśmiechem na ustach, bo w końcu nie każda podjęta decyzja kończy się totalnym armagedonem.
Niestety tym razem faktycznie pojawił się mały problem... Chłopiec szybko wrócił do karczmy i przekazał niekoniecznie dobre wieści dla Barda. Nawet Karczmarz nie był pocieszony takim obrotem spraw, dlatego zaproponował Tesusilowi wyjście tylnymi drzwiami. Smoczyca nawet nie zdążyła zareagować, natomiast zrobił to mężczyzna podejrzewany o bycie smokiem.
- To bardzo niezręczna sytuacja... - powiedziała w końcu, bo wszystko to co działo się w tym przybytku szlo nie tak jak trzeba. Ignea nawet zauważyła, że Smok posługuje się magią i mieszek, który postawił na kontuarze wcale nie był prawdziwy... Nie spodobało jej się to, ale póki co milczała na ten temat. Jej myśli zostały rozwiane, kiedy mężczyzna zwrócił się do niej w dosyć dwuznaczny sposób...
- Mówisz o używaniu iluzji? Akurat ja tego nie robię jeśli idzie o zapłatę. - Pochyliła się nieco w jego stronę zwracając mu uwagę, że to wcale nie było ładne zachowanie. Mimo to wiedziała czego tyczą się jego słowa, była niemal pewna, że wyczuł w niej coś innego, coś co powinno być ukryte dla większości istot, no chyba, że daną istotą jest smok.
- Wyjdźmy na zewnątrz - powiedziała po chwili uznając, że tak będzie bezpieczniej.
Elfka przeszła przez karczmę udając się do głównych drzwi, kiedy wyszła, upewniła się, że nikt nie będzie podsłuchiwać, po czym odwróciła się do mężczyzny, który wyszedł za nią. Oboje znajdowali się kawałek od drzwi wejściowych, gdzie mogli swobodnie rozmawiać na temat, który dotyczył tylko ich.
- Nieczęsto spotykam takie istoty jak ty, szczególnie w takich miejscach - powiedziała spokojnie, uśmiechając się do niego, wciąż nie była pewna jego zamiarów i celu przybycia do miasta, ale nie sądziła, że chciałby zrobić coś złego.
- Nie boisz się, że ktoś odkryje kim tak naprawdę jesteś? - zapytała miłym tonem głosu, bawiąc się przy tym swoim medalionem.
Ignea rozejrzała się się za Tesusilem, nie chciała by spotkało go jeszcze więcej kłopotów, bo już i tak za dużo się stało, lecz nigdzie nie mogła go dostrzec, postanowiła, że jeśli nie wróci za jakiś czas, będą musieli go poszukać.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości