FargothSekrety lordów.

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

KILKA GODZIN WCZEŚNIEJ:


         Yorick przykucnął ukryty za beczkami wypełnionymi świeżą kapustą. Lekko wychylał głowę, sprawdzając, czy już weszli. Na przekór elfowi ludzie lorda Cerewara ociągali się z wejściem do pustego, drewnianego magazynu jakiegoś mniej znaczącego handlarza. Skrytobójca ukrył się i jeszcze raz przeczytał sfałszowaną przez siebie wiadomość:

        Lordzie, udało mi się zidentyfikować jedną z osób odpowiedzialnych za sytuację w zamku. Jest to kowalka Feyla, doradzam pojmanie i przesłuchanie. Nasz informator twierdzi, że wspomaga ją jakiś elf.
        Jon


         Yorick złożył papier i włożył go do kieszeni. Wyjrzał zza beczki. Żołnierze lorda weszli do magazynu, zostawiając jednego wojownika na straży. Skrytobójca odwrócił się i przeszedł kilkanaście kroków, aż dotarł do biednego robotnika, który czekał w bocznej uliczce.
         - Pamiętasz swoją kwestię? - spytał elf.
         - Za tysiąc ruenów to ja ze trzy litanie zapamiętam.
         - Powtórz.
         - A co tu do powtarzania. Podchodzę do nich i mówię, że ja z wiadomością do lorda i daję papier. Następnie czekam tutaj na ciebie. Tylko nie próbuj mnie oszukać!

         Yorick trzymał się rękami dwóch, kiepsko oheblowanych belek i opierał nogi na dziurach w drewnianej ścianie. Przyłożył prawe ucho do dziury w magazynie i słuchał.
         - Lordzie, przyszedł jakiś posłaniec i zostawił nam wiadomość. Podobno to coś ważnego w sprawie incydentu w pałacu.
         - Przeczytaj - odpowiedział Cerewar.
         - Ale... Lordzie...
         - Co znowu?
         - Nie umiem czytać.
         Przez chwilę z magazynu nie dobiegały żadne głosy, Yorick słyszał tylko nerwowe tupanie. Elf przesunął się o niecały metr w prawo, dzięki nowej pozycji był w stanie widzieć to, co działo się w środku. Kilku żołnierzy spało na prowizorycznych materacach, część siedziała na prostych na taboretach, reszta opierała się o szeroki stół, który stał na środku magazynu. Po pomieszczeniu krążył lord Cerewar, który czytał wiadomość. Wartownik-analfabeta cichcem wrócił na swoje stanowisko.
         - Jon w końcu na coś się przydał. Mamy trop, panowie - powiedział wielmoża. Jego tubalny głos roznosił się po magazynie. - Odpocznijcie, na godzinę przed świtem wyruszamy na drobne porwanie.
         - Henry, Tram przygotujcie jaskinię i czekajcie tam na nas.

         Kopnięcie od tyłu w kolana sprawiło, że robotnik uderzył nogami w twardy bruk. Yorick nie czekał, szybkim ruchem poderżnął gardło biedaka. Skrytobójca odsunął beczki i ukrył między nimi ciało. Starannie zasunął beczki i skrzynie tak, aby ciało nie wyleciało spomiędzy nich. Gdy skończył robotę, przykucnął przy rogu budynku i patrzył na magazyn, który pełnił funkcję bazy wypadowej lorda Cerewara. Po dziesięciu minutach oczekiwania drzwi się otworzyły. Tram oraz Henry wyszli z kryjówki. Elf poczekał chwilę, po czym zaczął ich śledzić. Musiał znać położenie jaskini.

***

         - Poza tym wcale nie potrzebujesz dobrego negocjatora - Feyla mówiła, a Yorick udawał, że słuchał.
         Uwagę elfa przykuwało zamieszanie poza domem. Trzech ludzi lorda Cerewara kręciło się poza mieszkaniem kowalki. Dziewczyna nie mogła ich zobaczyć, Yorick ledwo ich dostrzegł, używając swojego elfiego wzroku. "Pośpieszyli się" - pomyślał. Gdy usłyszeli pukanie do drzwi, skrytobójca miał pewność, że przybyli ludzie wielmoży. Zachowując kamienną twarz, przygotowywał się do akcji.
         - Na twoim miejscu otworzyłbym. Jakby co, siedzę w kuchni - skłamał.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Od początku przeczuwała, że pojawienie się Yoricka w środku nocy nie wróży dla niej niczego dobrego. Elf przyciągał kłopoty niczym magnes, a co gorsza starał się wciągnąć Feylę w swoje brudne gierki. Niestety kowalka nie miała prostego sposobu by pozbyć się intruza. Samo pojawienie się skrytobójcy potrafiło popsuć rzemieślniczce nastrój, a kolejna osoba dobijająca się w nocy do jej drzwi, tylko ten paskudny stan pogorszyła.
- O co chodzi? - Bburknęła niechętnie kowalka.
- Panienko Feylo! Szybko! To potworne! Zabili ją! Zabili biedną Bretlyn! - biadoliła kobieta. Informacja o śmierci krawcowej wzmogła czujność kowalki. Jeśli lord dopadł starszą kobietę, to niewykluczone było, iż zdołał wydusić z niej informację prowadzące prosto do jej kuźni. Innymi słowy "miała przesrane".
- Co mi do tego? Zgłoś to straży! - odpowiedziała kowalka.
Feyla nie miała wyjścia. Swoim działaniem ludzie Crewara nie pozostawili jej wyboru. Musiała się bronić co oznaczało konieczność odwołania się do najbardziej radykalnych metod.
- Nigdzie nie idziesz - rzekła do Yoricka. - Od tej chwili, dla swojego dobra, lepiej pozostań w miejscu i się nie ruszaj - ostrzegła. Żałowała, że nie ma z nią krasnoluda. Wolałaby mieć przy sobie kogoś na kogo można zrzucić odpowiedzialność. Miała w pamięci krótką notatkę jaką zostawił jej Nurdin, który tak nieoczekiwanie postanowił opuścić miasto. Słowa "niczego nie dotykaj" z całą pewnością dotyczyły zabezpieczeń, które zamierzała właśnie złamać.
Kuźnia Feyli nie była zwykłym miejscem. Zbudowana od podstaw przez krasnoluda dogłębnie znającego się na architekturze i budownictwie, zgłębiającego wszelkie arkana sztuki wojskowej, potrafiącego samodzielnie zaprojektować i wykonać najbardziej wyrafinowane pułapki, a do tego krasnoluda opętanego na punkcie własnego bezpieczeństwa, sama w sobie stanowiła fortecę. Wystarczyło tylko uruchomić w niej mechanizmy obronne. Kowalka zrywając kolejne zabezpieczenia, dotarła w końcu do wielkiej dźwigni. Gdy tylko ją przestawiła cała budowla zaczęła wydawać z siebie dźwięki jakby budziła się do życia. Zewsząd do uszu Feyli dochodziły odgłosy zazębiających się mechanizmów, piski i trzaski starych napędów, świst pary i dudnienie przesuwanych konstrukcji. Z zewnątrz zmiany były niewielkie, trudno uchwytne dla niewprawnego oka. W środku natomiast kilka ścian zmieniło swoje położenie, niektóre fragmenty budynku poszarzały, inne z kolei wydawały się świecić jaskrawym światłem. Kowalka cierpliwie czekała aż wszystkie zabezpieczenia zdołają się uaktywnić.
- Nie ma tu żadnej magii. Czysta matematyka - wyjaśniła niby to sobie niby elfowi. - Wszystko sprowadza się do trójkątów. Każdą figurę można podzielić na trójkąty. Nawet okręgi. A dzieląc je kolejnymi prostymi uzyskujesz jeszcze więcej trójkątów. Nic ci nie będzie jeśli wiesz jak się poruszać. W przeciwnym razie uruchomisz zapadnię, kuszę, gilotynę czy ogniową barierę lub inny krasnoludki wynalazek. - Feyla w myślach powtarzała sobie zasady jakie wpajał jej Nurdin. Od jej pamięci zależało teraz jej życie. Poruszaj się po obwodach, nigdy na wprost, najpierw ręce potem nogi. Stawaj tylko i wyłącznie na wybranych kamieniach. Tam gdzie trzeba szeroko, naciskając na dwie sąsiednie płyty, innym razem łącz stopy by zwiększyć ciężar punktowy. Wykorzystuj ściany i umieszczone w nich łączniki.
Feyla stosując powyższe techniki dotarła do umieszczonego w centralnej części kuźni teleskopu, za pomocą którego mogła sprawdzić co dzieje się na zewnątrz.
- Jeśli nasz lord będzie na tyle głupi by nakazać swoim ludziom atak na uzbrojoną kuźnię, będziemy mieli tu masakrycznie dużo sprzątania. Nie wspominając już o tym jak wytłumaczymy tą rzeź przed miejską strażą - wyjaśniła elfowi, jednocześnie samej zastanawiając się jak ona wybrnie z tej sytuacji gdy wróci krasnolud. Prawdopodobnie właśnie utorowała sobie prostą drogę do opuszczenia tego miasta bez możliwości powrotu w te strony. - A ty będziesz za to odpowiedzialny!
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick stwierdził, że ostatnie czego się spodziewał, to przemiana domu kowalki w pełni zmechanizowaną warownię. Był zły, jego plan, który zakładał porwanie kowalki, nie wypalił. Została mu improwizacja.
         - Feylo, posłuchaj. Muszę stąd wyjść.
         Elf chciał mówić dalej, ale przeszkodził mu dźwięk tłuczonego szkła. Jeden z żołnierzy lorda Cerewara wszedł do mieszkania Feyli razem z oknem. Porywacz podniósł się z podłogi i zaczął biec w stronę kowalki. Biegł tylko przez chwilę, potem ściana wypluła z siebie rozgrzany, kolczasty łańcuch, który zakręcił się na szyi nieproszonego gościa. Podwładny wielmoży padł na kolana i zaczął kaszleć krwią. Po chwili padł na ziemię w drgawkach. Nie minęło kilka sekund, a przestał się ruszać.
         - Feylo, muszę stąd iść i wolałbym to zrobić bez łańcucha na szyi. Cerewar wie, gdzie mieszkasz. On nie odpuści, będzie posyłał ludzi. Znam ten typ charakteru. Nasz lord zrobi wszystko, aby odnaleźć tę cholerną księgę. Chyba nie chcesz, żeby oni wszyscy zginęli? - Skrytobójca szczerze gardził życiem żołdaków wielmoży, ale chciał przemówić do sumienia kowalki.
        Przez wybite okno starał się popatrzeć jeden z żołnierzy. Ze względu na działające mechanizmy nie był w stanie podsłuchać rozmowy włamywaczy, ale Yorick i tak prewencyjnie strzelił w jego stronę. Człowiek uchylił się w ostatniej chwili, a strzała wyleciała poza mieszkanie i wbiła się w drzewo po drugiej stronie ulicy.
        Elf, chowając łuk do trzymadła na plecach, lekko ruszył kufel. To wystarczyło, żeby szklany przedmiot upadł na podłogę i uruchomił pułapkę. Skrytobójca zdążył kucnąć, kilka sekund później sufit spalał powietrze, w miejscu w którym była głowa mrocznego elfa.
        - Pomóż mi wyjść - powiedział wstając. - Dobrze wiesz, że jedynym sposobem na powstrzymanie tego szaleństwa jest zabicie Cerewara, tylko ja mogę to zrobić. Poza tym - kontynuował. - I tak muszę zakończyć jego życie. Dzisiaj go śledziłem, wiem, że znajduje się w jaskini niedaleko miasta, a jego obstawa została osłabiona, to idealna sytuacja dla mnie.
        Człowiek lorda Cerewara spróbował sforsować drzwi kopniakiem, ale krasnoludzkie wejście wytrzymało bez problemu. Żołnierz w barwy sposób powiedział co myślał na temat wyposażenia domu Feyli. Yorick zastanawiał się, jak to było możliwe, że nikt z sąsiadów nie zainteresował się zamieszaniem.
        - Tak właściwie, to i tak stąd wyjdę, z twoją pomocą lub bez niej. Od wczoraj planowałem zabicie Cerewara, wszystkie moje działania miały na celu doprowadzenie do śmierci lorda. Właśnie dlatego będę potrzebował twojej pomocy, obawiam się, że wartość księgi może drastycznie spaść po śmierci Cerewara.
        - Przyznam - kontynuował. - Nie spodziewałem się, że wielmoża tak szybko cię znajdzie, ale trudno, będę improwizować. - Elf miał nadzieję, że Feyla nie rozpozna kłamstwa.
        Żołnierze zaczęli majstrować przy bocznej ścianie domu. Zębatki w tamtej części mieszkania zaczęły poruszać się jeszcze szybciej, zapewne zwiastując koniec majstrowania.
         - Nie mam teraz czasu na tłumaczenia - dodał Yorick. - Moje motywy podam ci, gdy robota będzie wykonana. Pomożesz mi wyjść, czy mam wyjść własnym sposobem?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

W jednej rzeczy Feyla musiała zgodzić się z Yorickiem. Elf nie potrafił przemawiać. Nieustannie plątał się w swoich opowieściach, mówiąc nielogicznie, niespójnie i zwyczajnie od rzeczy. Propozycja sprzedaży księgi mogącej raz na zawsze pogrążyć interesy Crewara wydawała się nawet całkiem sensowna, zwłaszcza gdy skrytobójca poparł ją informacją o rzekomym kupcu zainteresowanym tym by wziąć sprawę lorda w swoje ręce. Biorąc pod uwagę majątek i pozycję Crewara, kowalce nietrudno było wyobrazić sobie istnienie kogoś, kto życzyłby lordowi źle, a także sumę jaką ów osobnik był gotów zaoferować dla realizacji własnych celów. Elf widział w całej tej sytuacji okazję do łatwego zarobku, problem w tym, iż jednocześnie sam zamierzał wszystko zniszczyć samemu planując zabójstwo Crewara.
Po co komu dowód winy przeciw nieżyjącemu człowiekowi? Poza tym Feyli jakoś trudno było wyobrazić sobie elfa rezygnującego ze swojego zysku i ryzykującego walkę z kilkunastoma osobami na zewnątrz tylko po to, by rozwiązać jej problem, a co jeszcze ważniejsze we wszystkich scenariuszach jakie Yorick przed nią kreślił, kowalka oczyma wyobraźni widziała siebie z poderżniętym gardłem niczym pani Bretlyn.
- Właściwie czego ty ode mnie oczekujesz? Konkretnie. Co miałabym zrobić? Usunąć zabezpieczenia? Pozwolić hołocie na zewnątrz tu wtargnąć i potulnie położyć swoją głowę na pieńku? Jak inaczej miałabym ich stad wyprosić? – zapytała elfa. Niestety sama Feyla póki co nie miała dla siebie gotowego rozwiązania. Chwilowo pozostawała bezpieczna ale przecież nie może siedzieć w warsztacie w nieskończoność licząc na cud. Ludzie Crewara dopadną ja jak tylko wyściubi nos z bezpiecznej twierdzy.
Sumienie rzemieślniczki nie znało litości dla tych, którzy nastawali na jej życie. Po cichu liczyła, iż lord będzie tak uparty, iż każe swoim podwładnym szturmować kuźnię nie licząc się z poniesionymi stratami. Najlepiej by ostatecznie samemu rzucił się na mury i wpadł w jedną z licznych pułapek, jednak dużo bardziej prawdopodobny wydawał się fakt, iż w końcu zbiry na zewnątrz połapią się o co chodzi i zaczekają na bardziej sprzyjającą dla nich okazję.
Jeśli chciała zagwarantować sobie trwałe bezpieczeństwo, Feyla potrzebowała czegoś więcej niż mechanizmy obronne jej kuźni. Potrzebowała odwołać się do pomocy kogoś, kto ma władzę i możliwości rzeczywistego powstrzymania zapędów Crewara. Niekoniecznie przez morderstwo. W Fargoth było kilka dość potężnych osób by jedną decyzją usadzić lorda na miejsce. Kowalka potrzebowała tylko dotrzeć do kogoś takiego i mieć przy sobie wystarczającą ilość pieniędzy by zapewnić sobie jego przychylność. Jednak by to zrobić na początku musiała znaleźć sposób na ominiecie zabijaków czających się za drzwiami.
Pozostawała jeszcze jedna drobna techniczna sprawa, o której kowalka nie poinformowała Yoricka. Feyla nie miała pojęcia jak wyłączyć całość zabezpieczeń. Już wcześniej analizując działanie dźwigni, zębatek i mechanizmu sprzęgającego, dziewczyna dostrzegła, że zatrzymanie sekwencji uruchomionej przy pomocy tego napędu nie będzie proste. A Nurdin nigdy nie powiedział jej nic więcej niż to, iż wszystko zatrzyma się samo gdy tylko on będzie bezpieczny. „A skąd u licha mam wiedzieć co dzieje się z krasnoludem” irytowała się kowalka.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Znajomość wszystkich wydarzeń na terenie, który się kontroluje... jest praktycznie rzeczą priorytetową, więc nikt nie powinien dziwić się stwierdzeniu, że taka osoba jak Cerau ma swoich ludzi wszędzie. Niemalże dosłownie. Nie muszą być to ludzie, którzy przynależą do jego szajki oczywiście. Jednakże, tego pana akurat stać na to, żeby zapłacić odpowiednią ilość monet za informacje. Kolejnym bardzo przyjemnym bonusem było to, że na dobrą sprawę niewiele osób wiedziało jak Cerau wygląda. A jeżeli już te osoby to wiedziały, to albo były to osoby z jego najbliższego otoczenia, albo osoby, które jakimś cudem poznały jego tożsamość to raczej nie rozpowiadały o tym nikomu. A jeżeli ktoś by chciał to zrobić... to występowało wielkie prawdopodobieństwo tego, że nie dożyje następnego dnia. A z pewnością nie z możliwością zdradzenia tego sekretu.
        O ile świadomość z istnienia osoby takiej jak Cerau była dość głęboko zakorzeniona już w życiu tego miasta jak i w pamięci osób u władzy, że jego postać robiła się dość legendarną, o tyle nikomu naprawdę nie znaną. Oczywiście, istniały osobowości, które zdawały sobie sprawę z jego fizyczności oraz tego, że nie jest tylko postacią, która podobno istnieje, tylko naprawdę jest. Ale były to tylko jednostki.
        W tym przypadku wampir miał wiele przydatnych znajomości, w tym także w pałacu należącym do Crewara. Co ciekawsze ten sam informator należał do grupy ludzi lorda, którzy znajdowali się przy magazynie, a później w środku. Dlatego też informacje dość szybko - co prawda szczęśliwym trafem - wylądowały u Cerau. Albo raczej u człowieka, który zbierał informacje dla szefa największej lokalnej szajki przestępców.
        Ktoś mógłby uznać, że jest to dość ciężkie do osiągnięcia. Ale tyle lat na czarnym rynku w mieście robi swoje. Niebagatelne doświadczenie, które zdobył Cerau podczas pracy tutaj robiło swoje. Doświadczenie to też mówiło mu, że musi mieć ludzi wszędzie, ponieważ podstawą do kontrolowania wszystkiego są właśnie informacje. Nieważne, czy coś się odbywa legalnie, czy też nie. Ten facet chce zawsze o tym wiedzieć. Aż przypomniał sobie słowa, które jeszcze jakiś czas temu wypowiadał do Akarsany - nie mając informacji nie możesz decydować, nie mogąc decydować, nie możesz kontrolować, nie mogąc kontrolować nie możesz wykorzystywać swoich wpływów. Bo po co? W tym przypadku to się sprawdziło - chce wszystko wiedzieć i wie. Przemytnik też wiedział, co znajdowało się w sejfie w komnatach lorda.

        Panowało cholerne zamieszanie. To nie było co prawda planowane... ale wypadało sprawdzić. Wiedział, że Marika maczała w tym palce. Wiedział, że nie jest jedynym, który chciał zdobyć księgę znajdującą się w skrytce. Tylko niestety nie współpracowali. A szkoda, Marika zbliżała się coraz bliżej do celu, kiedy on sam nie mógł się zbliżać. Cholera... Matt nie będzie zadowolony. Mówił, że jeżeli zrobi to co miał, to zdecydowanie będzie zadowolony z nagrody, którą otrzyma. Matt mówił, że jego pracodawca jest wpływowym i bogatym człowiekiem. A biedny Francis? Wierzył mu, bo czemu nie? Matt mu kiedyś bardzo pomógł. I to miała być odpłata za to, że mu pomógł. Niby nic wielkiego. Chłopak znalazł się w komnatach lorda. Sejf był otwarty. Nie musiał sprawdzać jego zawartości. Na pewno nie było księgi. Marice się udało. Pierwszej. "Trzeba donieść Mattowi..."

        Francis doniósł Mattowi. Matt doniósł Cerau. Cerau dostał informacje od członka ekipy w mieście. Połączył fakty. Kowalka i elf ją wspomagający, zniknięcie książki. To się łączyło, było bardzo prawdopodobne, dlatego też może i trochę ryzykownie postawił wszystko na jedną kartę. Wampir był szybszy od ludzi Crewara. Jego ludzie już przed przybyciem Yoricka i ludzi lorda obserwowali kuźnię. Kiedy przyszedł elf... ulotnił się. Musiał donieść szefowi i to też zrobił. Dlatego kiedy przyszli ludzie szlachcica, Cerau był sam. Możliwe, że to było bardzo odważne, albo raczej głupie z jego strony... jednakże był w postaci kruka. Obserwował wszystko z najwyższego punktu w najbliższej okolicy. Gdyby wyjść na kilka kroków przed kuźnię i spojrzeć na księżyc... niemalże na środku jego tarczy byłby widoczny właśnie czarny kruk znajdujący się na zwieńczeniu dachu budynku. Nie miał zamiaru się wtrącać, do czasu. Ale druga strona medalu była taka, że chociaż był sam... dwójka jego ludzi miała się tu pojawić w przeciągu kilku minut. Nie chciał też powodować niepotrzebnych walk na ulicy. A to co się działo w kuźni... było dziwne. Więc tym bardziej dobrze było mu obserwować sytuację. W końcu będą musieli wyjść. A elf chociaż zwinny jak wszyscy przedstawiciele jego rasy, byłby obciążony pomagierką kowala. A wampir w postaci kruka spokojnie mógłby ich wyprzedzić i się przemienić, żeby nagle wychylić się zza rogu i ich zatrzymać. Chociaż im dłużej zwlekał, tym bardziej spodziewał się tego, że w kuźni może być tajne przejście na zewnątrz... skoro może być tam zorganizowana taka twierdza? Jednakże, Cerau przecież znał całą okolicę tutaj, wszystkie przejścia i uliczki, a możliwość obserwowania z lotu ptaka uniemożliwiała im ucieczkę, chyba, że kanałami... na szczęście, dokładnie w tym miejscu nie było żadnych. Były trochę dalej. Zresztą, z słów wypowiadanych przez ludzi Crewara wnioskował, że nadal są w zasięgu ich wzroku.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         - Nie chcesz pomóc, to nie pomagaj - powiedział Yorick. - Ja wychodzę, a ty siedź sobie tutaj i czekaj, aż prędzej czy później cię dopadną.
         Elf podniósł jakieś kowalskie, metalowe narzędzie i rzucił nim tak, że poleciało po podłodze. Nic się nie stało. Skrytobójca zaczął iść powolnym krokiem w stronę okna. Wykonywał krok za krokiem, spokojnie przesuwając się po mieszkaniu kowalki.
         W pewnym momencie zębatki w ścianie zatrzeszczały, a ze ściany wyleciała metalowa najeżona kolcami kula. Yorick zdążył się cofnąć. Gdy kula wbiła się w przeciwległą ścianę, kilka kolców wyleciała w stronę elfa. Jeden wbił mu się w ramię. Elf głośno zaklął, następnie rozejrzał się. Znalazł niewielki szczypce, wziął je do drugiej ręki i usunął nimi metalowy element pułapki. Gdy go wyjął, krew zaczęła mu płynąć po rękawie. Yorick wyjął nóż i obciął nim kawałek swojego ubrania, następnie zrobił z niego prowizoryczny bandaż. Miał nadzieję, że kolec nie był zatruty.
        Skrytobójca usłyszał dobiegające z podwórza trzaski. Żołnierze zaczęli rytmicznie uderzać w ścianę domu Feyli. Przez kilka sekund uderzenie nie przynosiły żadnego efektu. Czynność została przerwana, gdy porywacze przebili się przez drewno i spróbowali pogrzebać w zębatkach. Głośne przekleństwo jednego z nich świadczyło o tym, że instalacja była odporna na ten sposób zepsucia.
         Yorickowi udało się dotrzeć do okna. Lekko dotknął szybę prawą dłonią. Szybko cofnął rękę, gdy framuga wystrzeliła niewielki bełt, który przeleciał wzdłuż parapetu. Jeszcze trzy razy dotknął szkła, za każdym razem musiał przerywać ze względu na bełt.
         Elf wpadł na kolejny pomysł. Podszedł spokojnym krokiem do ciała porywacza, który przyjął łańcuch na szyję. Przeszedł po kawałku mieszkania, w którym stała Feyla i, zgodnie z jego oczekiwaniami, nie było tam żadnych pułapek. Jednak skrytobójca i tak stąpał powoli i ostrożnie.
         Przyklęknął przy zwłokach i sprawdził ekwipunek porywacza. Wyjął dwa niewielkie noże przeznaczone do rzucania, zestaw wytrychów i nieduży, prawie pusty mieszek. Rozejrzał się po domu i zastanawiał się, która droga była najsensowniejsza. Wstał i zaczął iść w stronę wybitego okna. Lekko stawiał stopy, nie wiedząc, w których miejscach działały systemu obronne warsztatu. Bez większych trudności dotarł do parapetu pełnego rozbitego szkła.
         Elf lekko dotknął drewnianej framugi. Nic się nie stało, więc skrytobójca przytrzymał się deski i spróbował przejść przez wybite okno. Mechanizmy obronne zadziałały od razu.
         Skrytobójca został uderzony przez silny strumień powietrza, który wywalił go tak mocno, że Yorick przeleciał kilka metrów i uderzył w podłogę niedaleko Feyli. Wstał, zaczął odzyskiwać oddech i uświadomił sobie, że musiał odstąpić. Jego ego bardzo ucierpiało.
        - No dobrze, może mała zmiana planów? Wyłącz zabezpieczenia, ja zabiję ludzi Cerewara. Potem sprzedamy księgę, podzielimy się zyskami po połowie, a dopiero później zamorduję lorda.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Z ironicznym uśmiechem Feyla skwitowała starania Yoricka. Zaskoczyła ją determinacja elfa i to, że zdecydował się narażać własne zdrowie by tylko wydostać się na zewnątrz kuźni, jednak póki co nie zmierzała przeszkadzać skrytobójcy w jego zabawie. Sama cały czas pochłonięta była analizą mechanizmu, którym uruchomiła krasnoludzki arsenał pułapek. Drapiąc się dłonią po brodzie, kowalka mamrotała przekleństwa. Do tej pory wydawało jej się, że posiada talent w kwestii unieszkodliwiania wszelkiego rodzaju mechanizmów, jednak to ustrojstwo najwyraźniej ją przerastało. Poza tym wolałaby ograniczać się do gwintów, smarów i przekładni, nie mieszając do swojej pracy krasnoludzkich powiedzonek zawierających wierszowane wskazówki.
- Co za cymbał miesza mechanikę z poezją – podsumowała, gdy Yorick przeleciał przez hol warsztatu. Wglądało na to, że elf miał dość. Czas zatem by usłyszał naprawdę złe wieści.
- Patrz! – powiedziała Felya, przestawiając na powrót ruszoną wcześniej dźwignię. Tym razem przełączeniu nie towarzyszył żaden dźwięk. Nic się nie wydarzyło. Kowalka miała wrażenie, że jedyne co słyszy to śmiech Nurdina dochodzący z zaświatów. A może to sam budynek śmiał się z jej próby. – Czegoś takiego nie da się ot tak wyłączyć. Pewien krasnolud przewrażliwiony na punkcie swojego ego i własnego bezpieczeństwa, konstruował owe mechanizmy przez kilkanaście lat. A ja nie jestem w stanie rozpracować wszystkiego w kilka minut.
Ale mam też dobre wieści. Pomogę ci. Zrobię co tam zechcesz, jeśli ty również wyświadczysz mi drobną przysługę. I wcale nie mówię tu o czymś tak błahym jak zabicie tuzina próbujących się dostać tu zbirów. – Pomysł elfa, że ot tak wyjdzie sobie na zewnątrz i zabije wszystkich ludzi Crewara był tak niedorzeczny iż warto było o nim wspomnieć. – W sumie nawet zabicie samego lorda niewiele poprawi moją sytuacje, bo tylko napędzi to lawinę jego krewnych chcących się mścić w imię rzekomej sprawiedliwości – rozważała Feyla.
- Dlatego też zrobiłam sobie listę osób, które mogą mi pomóc, a moja prośba jest taka, abyś, jak tylko stad wyjdziesz, sprowadził tu jedną z nich. Jeśli chodzi o wydostanie się z kuźni to najłatwiej jest zrobić to przez strop. Z miejsca, w którym stoisz, dwa kroki na prawo, potem piruet jak baletnica, przeskok na jasnozieloną cześć podłogi i po schodach, następując tylko na trzeci, czwarty i piąty próg. Na górze znajduje się klapa zwrotna. Można ją otworzyć tylko od wewnątrz więc lepiej zabezpiecz nim wyjdziesz.
Wracając do mojej listy osób mogących rozwiązać sprawę Crewara – kontynuowała kowalka. – To decyzję pozostawiam tobie. A zatem. Po pierwsze królowa – zaśmiała się Feyla. - Kto jak kto, ale monarchini mogłaby posadzić lorda w celi bez słowa protestu z jego strony. Po drugie Główny Skarbnik, chociaż w tym przypadku nie bardzo przychodzi mi na myśl czym miałabym go przekupić. Dalej jest Komandor Miejskiej Straży, o ile oczywiście nie siedzi w kieszeni lorda, a na koniec w przypadku gdyby władza wypięła na mnie swoje poślady, pozostanie mi zwrócić się do świata podziemnego, zaczynając od Cerau. Tyle że nie wiem jak ów jegomość wygląda – podsumowała rzemieślniczka. Liczyła no to, iż Yorickowi znacznie łatwiej będzie dotrzeć na szczyt organizacji przestępczej niż jej.
- Długo zamierzasz kryć się w swojej norze kowalko?! – Głos lorda przerwał wywody Feyli. - Proszę bardzo. Siedź tam ile chcesz, ciesząc się ostatnimi chwilami życia! Skoro tak bardzo lubisz pułapki, w takim razie całe miasto stanie się dla ciebie jedną wielką pułapką – zaśmiał się Crewar, dający jednocześnie znak swoim ludziom by odstąpili od oblężenia kuźni i nie rzucali się w oczy przypadkowym przechodniom. Było oczywiste, iż wcześniej czy później straż zainteresuje się wydarzeniami przez warsztatem Nurdina, a lord nie chciał być kimś kogo władza w prosty sposób powiąże z zabójstwem.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick założył maskę, nasunął kaptur i poprawił zapięcia rękawic. Następnie upewnił się, że noże i sztylety były odpowiednio stabilnie ułożone, a także przeliczył ilość strzał, które pozostały w kołczanie. Dziesięć śmiercionośnych pocisków. Mało. Ale musiało wystarczyć.
         - Miejmy nadzieję, że nie pomyliłaś się w obliczeniach - mruknął do Feyli i wyruszył.
         Skrytobójca postępował zgodnie z zaleceniami kowalki. Wykonał dwa kroki w prawo, później piruet, na końcu przeskoczył jasnozieloną część podłogi. Później były schody, elf nieufnie skoczył na trzeci próg. Później spokojnie przeszedł na czwarty i piąty. Nic się nie wydarzyło. Yorick odetchnął z ulgą i dostał się do klapy zwrotnej. Otworzył ją i wszedł do środka. Poddasze okazało się całkiem przestronne, chociaż obrazowi przeszkadzały porozrzucane narzędzia kowalskie i dziwne, stalowe płyty. Po kilku sekundach znalazł okno, dzięki któremu wyszedł na dach.
         Skrytobójca stanął na zadaszeniu, nie wierząc swojemu szczęściu. Feyla mu zaufała. Yorick, przypominając sobie ten fakt, szczerze się zaśmiał. Elfi zabójca był najmniej godną zaufania osobą w całej Alaranii. Nic go nie obchodziło, co mogło stać się z kowalką, gdy uświadomił sobie, że pomoc jej kosztowałaby go księgę Cerewara i zabrała możliwość zemsty. A głównym celem skrytobójcy było uśmiercenie lorda.
         Powód, dla którego Yorick chciał zabić wielmożę, był skomplikowany. Głównie chodziło o wypełnienie obowiązku ludu, z którego wywodził się elf. W jego domu uznawano wiele praw, a te które zmuszały go do zabicia lorda, to Prawo Zemsty i Prawo Odpowiedzialności. W skrócie chodziło o to, że każde morderstwo przedstawiciela mrocznych elfów, musiało być odpłacone zemstą, ale według drugiej zasady pan brał wszelką odpowiedzialność za winy swojego podwładnego. Z połączenia tych reguł, wynikało, że i kapitan straży, i Cerewar byli winni zamordowania mrocznej elfki z pałacu. Yorick wiedział, że nie dałby rady wytłumaczyć tego szybko Feyli, więc wolał kręcić.
         Skrytobójca stał na zadaszeniu. Widział uciekającą grupę ludzi, był pewny, że był wśród nich lord Cerewar. ale każdy z mężczyzn miał na sobie identyczny płaszcz. Elf nie mógł ryzykować nietrafienia. Wiedział, że aby cała operacja miała sens, musiał najpierw zabić szlachcica, a potem jego ludzi, gdyby niechcący zabił któregoś z żołnierzy, wielmoża mógłby się przestraszyć i schronić na jakiś czas.
         Yorick bezgłośnie zeskoczył z dachu domu Feyli i zaczął śledzić grupę. Gwardziści byli bardzo czujni, więc zabójca musiał być uważny, jednak Yorick nie był żółtodziobem, a sztukę bezszelestnego poruszania opanował w stopniu mistrzowskim. Skradając się, podążał za świtą zdeprawowanego lorda i planował zemstę.
         Po parunastu minutach śledzenia grupa dotarła do magazynu, który pełnił miejską bazę wypadową dla Cerewara. Yorick spojrzał na księżyc i ocenił, że zostały jakieś dwie godziny do wschodu słońca. "Jeśli mam zabić lorda, muszę zrobić to przed brzaskiem. Później będzie coraz trudniej" - pomyślał.
         Elf odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem w stronę Narąbanego Drwala. Potrzebował pomocy Mortema, a koń spał w stajni pod gospodą.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Jeszcze przez jakiś czas po wyjściu elfa, Feyla wpatrywała się w miejsce w którym widziała Yoricka po raz ostatni. Zastanawiała się na ile może mu zaufać i czy w ogóle powinna oczekiwać pomocy z strony kogoś takiego. Nie było dla niej wielkim zaskoczeniem że po raz kolejny nie potrafili się porozumieć. Kowalka i skrytobójca teoretycznie mówili tym samym językiem, natomiast w rzeczywistości operowali diametralnie różnymi sposobami komunikowania się. Gdyby to Feyli zlecono jakiekolwiek zabójstwo, zakładając rzecz jasna że w ogóle zgodziłaby się podjąć takiej pracy, natychmiast zażądała by bardzo konkretnych i szczegółowych danych, jej zdaniem niezbędnych by dobrze wykonać powierzone jej zadanie. Wszystko dotyczące personalia ofiary, miejsca przyszłej zbrodni, czasu, narzędzia jakie ma zostać użyte, ilości, głębokości i lokalizacji ran, sposobu rozliczenia się za usługę i absolutnie każdego detalu dotyczącego całej sprawy. A przy tym cały interes winien być jasno i wyraźnie zapisany i dopowiedziany. Bez żadnych półsłówek, czytania między wierszami, domysłów i insynuacji.
Być może właśnie dlatego Yorick wydawał jej się tak obcy. I być może z tego powodu elf uznał iż wszystko pomiędzy nimi zostało już ustalone, gdy tymczasem Feyla stała w swoim warsztacie z poczuciem niewiedzy i niedosytu. Ostatecznie kowalka uznała ze nawet jeśli skrytobójca rzeczywiście zdecyduje się przysłużyć jej sprawie, to sprowadzenie kogokolwiek z jej listy życzeń może potrwać kilkanaście godzin. W związku z powyższym ona sama miała wystarczająco dużo czasu by zając sie innymi sprawami.
Jedna rzecz którą na pewno musiała zrobić to uczynienie z swojej kuźni na powrót miejsca do pracy. Nie mogła w nieskończoność barykadować sie w zbudowanej przez Nurdina twierdzy. Zwłaszcza że do świtu było coraz bliżej. Ludzie Crewara najwyraźniej odpuścili, woląc poczekać na bardziej dogodny dla siebie moment. Na wszelki wypadek postanowili usunąć wszelkie oznaki rozgrywanych na zewnątrz wydarzeń, w szczególności poprzez pozbycie się ciał swoich kompanów. Dzięki temu miejska straż nie powinna zadawać pytań. Feyla powątpiewała zresztą by jakikolwiek żołnierz chciał zainteresować się sprawą nawet gdyby przewrócił się o zmasakrowane zwłoki. Czasem po prostu wygodniej jest udawać że nic się nie wie.
Fakt który bardziej zaprzątał umysł kowalki dotyczył potencjalnych klientów którzy wcześniej czy później, niczego nieświadomi, zapukają do drzwi warsztatu. Poza tym były jeszcze chmary niesfornych dzieciaków kręcących się w pobliżu. Zdecydowanie Feyla nie chciała mieć na sumieniu jakiegoś bachora. Pozostawało mięć nadzieję ze zbiry lorda pomni niedawnej nauczki nie podejmą zbyt szybko kolejnej próby. No i oczywiście liczyć na to iż sama rozpracuje mechanizm krasnoludzkich zabezpieczeń.
- Co do cholery ma znaczyć "wyłączą się same gdy będę bezpieczny" - Powiedziała do siebie kowalka, zastanawiając sie jednocześnie w jaki sposób Nurdim mógłby zamanifestować swój spokój i poczucie pewności siebie. Zwykle gdy nie miał nic do roboty jej mistrz spał w najlepsze, ewentualnie dumał w swoim wielgachnym fotelu przemyśleń albo przeglądał stare kroniki. A przy tym nieustannie lubował się w smakowaniu swojego "zacnego trunku". Być może to olbrzymi kufel pełen mocnego alkoholu był poszukiwanym przez nią rozwiązaniem.
Skoro pogwałciła dziś jedną z krasnoludzkich relikwii to równie dobrze mogła zabrać się za profanację kolejnej. Biorąc do ręki ulubione naczynie Nurdina, Feyla napełniła je po brzegi cenną zawartością, po czym skrupulatnie rozejrzała się po pomieszczeniu, zastanawiając się gdzie powinna odstawić taką zdobycz. W teorii kowalki to właśnie kształt i ciężar naczynia powinien uruchomić to coś czego szukała. Problem polegał na tym iż ta niechluja Nurdin zostawiał swój kufel praktycznie wszędzie gdzie popadło.
- Tu idiotyczne! - Podsumowała Feyla. - Stoję tu jak wół nie mając żadnej koncepcji ... - Rozgoryczona cisnęła swój kufel pomiędzy stertę brudnych naczyń. Nagle do uszu kowalki dotarły doskonale znane dźwięki. Dziewczyna nie miała pojęcia co takiego zrobiła ale najraźniej wszystko zaczynało wracać do normalnego stanu. Z tępą miną spojrzała w kierunku rozlanego trunku, tak jakby spodziewała się na powierzchni cieczy dostrzec tajemnicze znaki służące jej za odpowiedź. - To wszystko? Chcesz powiedzieć ze wystarczyło się uchlać? Para i popioły, o co tu do cholery chodzi? - Zaklęła Feyla, nie bardzo wiedząc czy powinna cieszyć się z uzyskanej swobody.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Przechylił łebek, lustrując kruczym spojrzeniem Crewana. Nie lubił go. Nie znali się osobiście, ale lord juz jakiś czas temu uznał za swój cel honoru przeszkadzanie w interesach Cerau. Ten nie wiedział oczywiście, czy ten robił to specjalnie, czy też nie, jednakże bez względu na prawdziwe intencje tegoż jegomościa nie miał zamiaru pozwolić, żeby tak się działo. Interesy rzecz święta.
        Jego ludzie próbowali dostać się do uzbrojonej kuźni na wiele sposobów, próbowali forsować drzwi, niszczyć jakieś mechanizmy w ścianach budynku, jednakże widział bardzo dobrze, że robili to co najmniej nieudolnie. Drugą opcją było to, że nie byli w stanie sobie z tym poradzić - jakby nie patrzeć, było to czymś bardzo prawdopodobnym. Zresztą podejrzewał, że sam miałby z tym problem. Mechanizmy to zdecydowanie nie coś na czym się znał. Miał wiele talentów, wiedział dość sporo... jednakże, to nie w tej dziedzinie się specjalizował.
        W końcu "bandyci" Cerewara z jego rozkazu sobie odpuścili i razem z nimi opuścili miejsce zbrodni. Skrytobójca czekał nadal cierpliwie, będąc niemalże całkowicie nieruchomym. Po chwili i elf pojawił się na dachu. Wampir bardzo dokładnie widział w którym dokładnie miejscu było wyjście, z którego Yorick skorzystał. Spostrzegł swoim kruczym ślepiem miejsce, w którym pojawiła się dwójka jego ludzi. Widział też, gdzie poszedł elf. Zatrzepotał skrzydłami i po chwili zleciał do swoich ludzi, zmieniając się w człowieka i wychodząc następnie z cienia - nie chwalił się nadal swoją nową naturą. Nie było takiej potrzeby. Wiedziały o tym tylko dwie osoby.
        - Lee, weź Brana i pójdźcie w kierunku sklepu Crafta, wiecie gdzie, idzie tam Crewar ze swoimi ludźmi, a zaraz za nimi podąża elf. Macie go pilnować. Tylko uważajcie, macie się nie spalić. Lee, ty wiem, że dasz sobie radę, bo skradasz się lepiej ode mnie. Bran... śledź Lee. Jakby wpadł, pomagasz mu. Wybacz. No, a teraz w drogę bo wam zwieje - rzucił. Obaj młodzi mężczyźni tylko kiwnęli głowami, a jeden z nich podał wampirowi jego laskę i kapelusz, a następnie ruszyli gdzie nakazał im Cerau, robiąc dokładnie to co im przykazał. Przez chwilę obserwował jak zmierzają w tamtym kierunku, miał nadzieję, że zgadną o kogo chodzi. Ale tylko jedna osoba powinna podążać za tą ekipą i pozostawać niezauważonym. Kiedy zgubił ich wzrokiem, zerknął w kierunku kuźni Nurdina. Czas na złożenie tam wizyty. Znał Nurdina osobiście, krasnolud raz zajrzał do jego antykwariatu, nawet nie wiedział, że wchodził niemalże do jaskini lwa. Nie wiedział, że rozmawiał z tym słynnym człowiekiem-widmem. Nie dowie się też o tym, bo skąd?
         Poprawił czarny aksamitny płaszcz i założył na głowę swój kapelusz, który otrzymał przed chwilą od Lee. Spojrzał ku niebu, jeszcze chwilę czasu do świtu było, miał czas. Przeszedł spokojnie przez wyczyszczoną już ulicę i znalazł się przed wejściem do kuźni. Bezceremonialnie otworzył drzwi. Obstawił, że skoro zagrożenie już przeszło, to pułapki były wyłączone - w pewnym sensie miał rację. Wszedł do środka. Zrobił zdziwioną minę, co mu wyszło bardzo dobrze - był niezłym aktorem.
        - Na Prasmoka! Cóż się tu stało? Nic się panience nie stało?! Napad, czy co za cholera? - paplał, rozglądając się po pomieszczeniu, szukając względnych zagrożeń. - Ja przepraszam, że tak z nagła wchodzę, ale widzę przez rozbitą witrynę, że panienka stoi a tu taka tragedia! Gdzie straż! Ach, no i ja przepraszam jeszcze raz najmocniej za najście, ale dopiero przybyłem do miasta... potrzebuję kowala, gdzie ten krasnolud o szerokich ramionach, długich włosach i równie długiej, białej brodzie? - kontynuował swoją szopkę, nawet nie dając się odezwać Feyli - jeżeli ta próbowała się wtrącić to mówił głośniejszym i bardziej stanowczym głosem, nie dając jej dojść do słowa.

Tymczasem Lee złapał trop i chociaż było to bardzo ciężkie - udawało mu się śledzić Yoricka i pozostać niezauważonym. Młodziak był jednym z najlepszych - o ile nie najlepszym w tym zakresie - z ludzi Cerau. Chociaż ten oczywiście nigdy mu tego nie powiedział. A Bran? Cóż... miał możliwości, ale brak doświadczenia, dlatego tez podążał w bezpiecznej odległości za Lee, gdyby ten wpadł w kłopoty. Obaj byli wyposażeni w sztylety i na średnim poziomie potrafili nimi się posłużyć w obliczu zagrożenia i w miarę bezpośredniej walce. Ale na szczęście jak na razie nie było to potrzebne.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick przemykał przez ciemne ulice Fargoth. Przez większość czasu przemierzał tereny tak cicho, jak tylko się dało, ale gdy tylko wychodził na mniej zamieszkaną aleję, pozwalał sobie na trucht. Biegnąc, z radością wciągał zimne, nocne powietrze. Był mrocznym elfem, a noc była jego żywiołem. Czuł się panem sytuacji.
         Gdy dotarł do okolicy Narąbanego Drwala zdjął maskę, ale pozostał w kapturze. Spokojnym tempem podszedł do stajni, która była w równie opłakanym stanie co gospoda. Yorick otworzył skrzypiące drzwi i wszedł do środka. Jedynymi mieszkającymi w stajni byli Mortem oraz biała klacz, która jeszcze nie dostała imienia. Elf przyjrzał się koniowi. Wierzchowiec, który należał wcześniej do strażnika Thomasa, wyglądał na silnego konia, a poza tym ta klacz była dobrze wytresowana. "Jeśli nic nie zarobię na Cerewarze, przynajmniej dostanę cokolwiek, sprzedając ją" - pomyślał skrytobójca.
         Elf podszedł do boksu, w którym spał Mortem. Zabójca lekko poklepał zwierzę po pysku, aby obudzić konia. Zero reakcji. Yorick włożył jeszcze więcej siły w uderzenie. Wciąż to samo. Mroczny odsunął się od zagrody.
         - "Dobrze wiem, że nie śpisz" - przekazał telepatycznie swojemu wierzchowcowi.
         - "Dałeś się wkręcić, prawda?" - spytał Mortem, otwierając oczy.
         - "Nigdy bym się tego nie spodziewał, teraz wstawaj! Mamy robotę do wykonania."
         - "Dobra, dobra. Tylko daj mi chwilę."
         Yorick wyszedł ze stajni. I zaczął chodzić w kółka słupa z informacjami. W ciągu kilku minut czytania dowiedział się, że krawiec poszukiwał nowego czeladnika, towary kupca Freinera były bardzo słabej jakości (a dokładniej mówiąc biegunko-twórcze) i Cyrina to "kurwa jakich mało, ale przynajmniej tanio się liczy". Była też krótka nota o ciężkiej zbrodni jakiegoś rycerza Bulgila z Demary. Nic wartego uwagi.
         Po chwili ze stajni wyszedł Mortem. Koń parsknął po cichu, a potem pokręcił głową. Następnie, stukając o kostkę brukową, podszedł do skrytobójcy.
         - "Gotowy? Idziemy zabić Cerewara" - przekazał mu Yorick.
         - "Wiem, zapomniałeś, że umiem czytać w myślach? A propos, wiedziałeś, że obserwuje cię człowiek miejscowego półświatku? Wydaje mi się, że gdzieś obok niego może być drugi, ale nie mam pewności, za dużo tu ludzi. Nienawidzę miast."
         Elf podziękował w myślach za dary Mortema. Nigdy nie przyznał tego otwarcie, ale gdy nie umiejętności rumaka, to już dawno byłby martwy.
         - "W takim razie musimy zmienić plany. Z doświadczenia wiem, że kiedy władza patrzy ci na ręce, samemu nic nie zrobisz" - powiedział wierzchowcu. - "Nie mogę pozwolić, żeby mi przeszkodzili. Muszę się z nimi dogadać. Ubezpieczaj mnie."
         - "Nie mogę. Muszę iść do Feyli" - odrzekł koń.
         - "Co? Dlaczego?" - zdziwił się elf.
         - "Skoro znaleźli ciebie, ją też znajdą. Może jej coś grozić, a ja czuję się zadłużony. Ona uratowała mi życie. Czas żebym jej odpłacił."
         - "Nie będę cię zatrzymywać. Tylko zostań w zasięgu kontaktu" - powiedział po chwili Yorick.
         - "Dasz sobie radę?"
         - "Mam sto siedemnaście lat. Jestem już dużym chłopcem. Tylko powiedz mi, gdzie dokładnie są śledzący."
         Mortem ruszył kłusem w stronę domu Feyli. Yorick przeszedł na stronę, którą przekazał mu rumak. Zdjął kaptur i lekko podniósł ręce.
         - Wiem, że tam jesteście - powiedział. - Możemy tu stać jak te ciecie i udawać, że się nie widzimy. Możecie też wyjść, wtedy porozmawiamy, jak przystało na cywilizowane istoty. Którą opcje wybieracie?
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ledwo zdążyła założyć na siebie codzienne odzienie i chwycić za miotłę celem ogarnięcia powstałego zamieszania, a już musiała zmierzyć się z pierwszym interesantem. Wprawdzie Feyla spodziewała się ujrzeć w drzwiach kuźni potencjalnych klientów, ale nie miała pojęcia, że nastąpi to tak szybko. Nocne wizyty kogoś kto potrzebował usługi kowalskiej zdarzały się niezwykle rzadko, a biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich godzin, spotkanie z nieznajomym w znacznym stopniu wzbudziło podejrzenia rzemieślniczki. Skoro lordowi nie udał się frontalny atak, to logicznym było, iż spróbuje czegoś innego, na przykład odwołać się do podstępu. Podstępu w postaci osobnik w fraku i cylindrze.
Mężczyzna, który wtargnął do wnętrza warsztatu zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy jak niewiele dzieliło go od wdepnięcia w śmiertelną pułapkę. Wyglądał dość komicznie, jakby na siłę starał się wpasować w warstwę społeczną, do której nie należał albo po prostu miał pewność, że nawet najbardziej ekstrawagancki styl nie byłby w stanie podważyć jego pozycji. Niewinny, łagodny i pospolity wyraz twarzy budził zaufanie, jednak Feyla miała w pamięci, że podobnie oceniła wygląd zewnętrzny Yoricka, dlatego też zdecydowała się nie wypuszczać trzymanej w dłoniach miotły. Uznała, że lepsza taka broń niż żadna.
- Wiosenne porządki – odpowiedziała na pytanie mężczyzny. – A poza tym spodziewam się wizyty kogoś ważnego – dodała. Kowalka zdawała sobie sprawę, że jest marnym kłamcą, dlatego nie siliła się na wymyślanie abstrakcyjnych wyjaśnień lecz starała się odpowiadać zgodnie z rzeczywistością, a przy tym w taki sposób aby nie udzielać rozmówcy żadnych informacji. Najważniejsze to trzymać się faktów i mówić zgodnie z prawdą. Nie miała pojęcia kogo też sprowadzi jej elf, ale z całą pewnością będzie to „gruba ryba”.
- Nurdin nie przyjmuje żadnych zleceń przed południem. Do tego czasu zwykle śpi – kontynuowała swoje wyjaśnienia. Miała nadzieję, że nieznajomy uwierzy w obecność krasnoluda w warsztacie i straci tym samym coś z pewności siebie. Z drugiej strony, mimo wszystkich wątpliwości Feyla zobowiązana była dbać o reputację zakładu i przyszłe interesy, a to z kolei sprawiało iż nie mogła wedle własnego uznania, wyrzucać klientów za drzwi. – Co oczywiście nie oznacza, że kuźnia nie jest w stanie poradzić sobie bez jego obecności. Zatem czego ci potrzeba, dobry człowieku?
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Musiał przyznać, że gdyby był kimś, kto nie wiedział co tu się działo, to byłby w stanie dać się jej okłamać z tymi wiosennymi porządkami. Mogło tak być... Ale nie było, bo mimo wszystko to on rozdawał w tej sytuacji karty i był pewien, że w tej chwili nie ma się co martwić powrotem Yoricka, bo ktoś z jego ludzi by go o tym poinformował, dzięki temu mógł się bawić z Feylą ile by tylko zapragnął. Chociaż wiedział też, że nie może tego ciągnąć w nieskończoność.
        - Ach, skoro wiosenne porządki, to wszystko w porządku! - zaśmiał się, machając przy tym ręką, jakby odganiał muchę. Nonszalanckimi ruchami znalazł się przy stoliku, przy którym znajdowało się krzesło i rozsiadł się na nim bez pytania.
        - Obawiam się panienko, że nie będziesz w stanie mi pomóc... nie wątpię w twoje umiejętności kowalskie, jednak tutaj mi jest potrzebny Nurdin i to niekoniecznie do celów kowalskich. Wiele o nim panienka nie wie. - Pokiwał po tych słowach głową, żeby nadać swoim słowom dodatkowego animuszu.
        - Ach, więc ten stary imbecyl śpi! Zwlec mi go z łóżka proszę! Powiedz mu, że przybył do niego Kapelusznik, obiecał mi, że o każdej porze dnia i nocy będzie w stanie wypełnić swój obowiązek, więc jestem pewien, że co najwyżej rzuci kilka przekleństw i w końcu się ten stary cap tu dowlecze tymi swoimi śmiesznymi krótkimi nóżkami! - Ponownie zaśmiał się po swoich słowach a następnie zdjął kapelusz, odkładając go na stolik.

        Lee wyszedł z cienia. Również trzymał ręce na widoku. Nie miał zamiaru walczyć, zwłaszcza, że nie był w tym zakresie specjalistą i nie chciał wszczynać burd w takim miejscu. Otaksował elfa wzrokiem od stóp do głowy. Uszy, czyli to jednak naprawdę jest elf.
        - Niezły jesteś, skoro mnie widziałeś - zagra na zwłokę, a co. Bran tymczasem znajdował się tam gdzie się cały czas znajdował, trochę dalej i po drugiej stronie ulicy, słyszał każde słowo wypowiedziane przez Yoricka jak i te wypowiedziane przez swojego towarzysza.
Awatar użytkownika
Yorick
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 63
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Mroczny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorick »

         Yorick ponownie zaciągnął kaptur na twarz. Popatrzył na swojego rozmówcę. Dzięki elfim oczom widział wyraźnie, kto stał przed nim. Człowiek, dość chudy, średniego wzrostu. Skrytobójca zakładał, że tak samo wyglądała większość członków półświatka. Młodzi, głupi chłopcy, którzy chcieli przeżyć trochę akcji. Jednak, myśląc z drugiej strony, mroczny miał pewien szacunek do chłopaka. Młodzian dobrze śledził, to wymaga niebanalnych umiejętności. "Jeśli dobrze to rozegram, będę w stanie i przehandlować księgę, i zemścić się na Cerewarze. Wystarczy, że przypadkowo nie wydam miejsca, w którym ukryłem wolumin. Powinno się udać" - pomyślał elf.
         - Chcę rozmawiać z waszym szefem. Mam dla niego propozycję - powiedział w stronę człowieka.

***

         Mortem kłusował przez nocne Fargoth. Dwa razy przeklinał w duchu, ponieważ zmylił drogę. Denerwowało go to, bo jako koń powinien być zorientowany w terenie. Jednak nie miał czasu zbytnio się tym przejmować, miał własną misję. Musiał sprawdzić, co działo się z Feylą i zamierzał temu podołać.
         Skręcił w wąską uliczkę i biegł nią, nie przejmując się zdziwionymi widokami dwóch żebraków, którzy najwyraźniej nigdy nie widzieli luźno biegającego konia. Mortem nawet nie udawał typowego wierzchowca. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż skradanie się i zostawanie uznawanym za zwykłego zjadacza siana.
        Minął zakład bednarza, rozejrzał się, a potem ruszył kłusem przed siebie. Rana w boku kuła niemiłosiernie, ale wierzchowiec starał się nie myśleć o tym jak o słabości, a jak o przypomnieniu. Feyla go uratowała i teraz sama mogła potrzebować pomocy. Mortem przyspieszył, potrącając jakiegoś człowieka, który zaczął rzucać przekleństwa w stronę pędzącego ulicami miasta rumaka, nie zastanawiając się nad niemożliwością danej sytuacji.
         W końcu koń dotarł do ulicy, przy której znajdowała się kuźnia. Przystanął kawałek dalej w cieniu i zaczął sondować myśli, aby dowiedzieć się jak najwięcej. Pomijał okolicznych mieszkańców, tylko pobieżnie czytając zawartości ich głów. Po chwili natrafił na Feylę. Dziewczyna rozmawiała z jakimś przybyszem, który nosił frak oraz cylinder. Kowalce jegomość nie przypadł do gustu, ba, w myślach otwarcie oskarżyła go o kłamstwo. Wystarczy o niej, Mortem zaczął sondować umysł niespodziewanego gościa.
         Poczuł blokadę. A właściwie coś innego. Blokadę umysłu potrafi tworzyć każdy, kto odbył odpowiednie szkolenie, niektórzy robią to lepiej, inni gorzej. Jednak w tym przypadku koń nie miał kontaktu z barierą. Poczuł się, jakby uderzył kopytami w nicość. Tylko jedna grupa tak na niego działała - trupy.
         Mortem przypominał sobie, co wiedział na temat nieumarłych. Kojarzył trzy gatunki: wampiry, liche i zjawy. Dwa ostatnie wyglądały tak, że Feyla zareagowałaby głębokim strachem. Został wampir. Koń wiedział, że to niedobrze. Pijawki rzadko kiedy zachowują się nieegoistycznie.
         Rumak uznał, że najlepszą możliwością, byłoby wyprowadzenie kowalki w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Powoli opracowywał plan, stwierdził, że akcja zacznie się od dywersji.
         Mortem pobiegł do ściany przeciwległego budynku i złapał wiszącą pochodnię w zęby, odpowiednim ruchem głowy zdjął żagiew. Następnie pobiegł do domu leżącego naprzeciwko kuźni. Wybił szybę i wrzucił pochodnię na biurko, które znajdowało się obok okna. Pergaminy zajęły się ogniem, a zaraz potem dołączyły meble, ściany strop. Mieszkańcy tego zabudowania i tych, które były ustawione obok niego, zaczęli uciekać, a poza tym na ulicę schodzili się gapie. Koń ukrył się w cieniu, czekając na rozwój wydarzeń. Miał nadzieję, że Feyla wyjdzie z kuźni, a jemu uda się zniknąć razem z nią.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ciekawość tajemniczego gościa zdawała się wypełniać całą kuźnię. Kimkolwiek był ów Kapelusznik, najwyraźniej wykazywał dużą odporność na wszelkiego rodzaju aluzje, natrętnie drążąc temat i zupełnie przy tym nie zwracając uwagi iż wpędza swoją gospodynię w coraz to większe zakłopotanie. Feyla odniosła wrażenie, że nieznajomy albo robił to celowo, albo był najbardziej irytującym typem na świecie. Miała świadomość, że im dużej pociągnie tą farsę, tym bardziej zacznie się plątać w swoich opowieściach. Odruchowo wytarła w spodnie spocone dłonie. Mimo wszystko nie zamierzała się poddawać.
- Rzeczywiście masz rację. Być może nie wiem wszystkiego o tym, jak to ładnie nazwałeś, "starym capie". Podług mojej wiedzy, jedyną osobą na widok której powinnam wbiec na górę i niezwłocznie przerwać krasnoludowi drzemkę, jest jego żona. Nadmienię tylko iż ów środek zapobiegawczy nie jest po to by sprowadzić imć Nurdina do głównej sali, lecz po to by umożliwić mu natychmiastową ucieczkę przez okno nim szanowna małżonka go dopadnie - zaczęła Feyla. Zawsze uważała się za dobrego mówcę i specjalistkę od drażnienia innych. Jeśli Kapelusznik okaże się na tyle uparty by podjąć ową grę, będzie go czekało niełatwe zadanie. - Poza tym, mimo wielu słusznie przypisywanych mu wad, brodaty pijaczyna drzemiący teraz na górze, ma też jedną zaletę. Potrafi dostrzec talent i prawdziwe rzemiosło, a przy tym wie kiedy mistrz winien jest ustąpić miejsca uczniowi. Tak się składa iż uczynił mnie głównym kowalem w tym warsztacie, który de facto należy obecnie do mnie. - Nie była to do końca prawda. Owszem, w przypływie słabości, a nadto w stanie głębokiego upojenia alkoholowego, Nurdin wręczył Feyli akt własności kuźni, jednak gdy tylko otrzeźwiał natychmiast domagał się jego zwrotu. Kowalka zarzucona została oskarżeniami o napad, wyłudzenie, gwałt i kradzież jednocześnie, a sam krasnolud do dziś w tajemnicy przeszukuje jej pokoje, w nadziei odzyskania swoich praw.
- Co za tym idzie - kontynuowała Feyla. - Nie zamierzam biegać po moczymordę niczym jakiś praktykujący czeladnik. Możesz go panie sam zawołać lub udać się na górę i narazić na gniew przerwanych rozmyślań. Z drugiej strony, wraz z kuźnią przejęłam wszystkie zobowiązania krasnoluda, więc jeśli był ci on coś winien, możesz z tym śmiało zwrócić się do mnie - zakończyła kowalka z nadzieją iż kapelusznik wydusi wreszcie z siebie cel owej wizyty.
W całej tej historii cały czas coś jej nie pasowało. Nawet przeciętny skrytobójca dawno już wykorzystałby którąś z nadarzających się okazji i przypuścił atak, zamiast nieustannie się uśmiechać i prowadzić jałowe spory. Tymczasem Kapelusznikowi nigdzie się nie spieszyło. Nie dość że zamierzał ją zabić, to jeszcze dręczył ją psychicznie swoją obecnością. Na szczęście męki Feyli zostały przerwane w skutek zamieszania jakie powstało na zewnątrz. Do uszu kowalki najpierw dotarły pojedyncze okrzyki. "Pożar". "Pali się". "Pomocy". Kowalce zdawało się właśnie iż pouczyła zapach dymu, gdy nagle zakapturzona postać z impetem wpadła przez okno do wnętrza warsztatu, a trzymany przez nieznajomego sztylet, potoczył się swobodnie po podłodze. Niewiele się zastanawiając Feyla chwyciła za łopatę od węgla i zdzieliła skrytobójcę przez łeb.
Kowalka nie miała pojęcia o wydarzeniach rozgrywanych przed kuźnią. Zabójcy lorda Crewara, obserwując dywersję przeprowadzoną przez Mortema, uznali owe działania za próbę wykurzenia kowalki z jej posiadłości i przypuścili atak. W ogólnym zamieszaniu i wrzaskach nikt z postronnych nie zorientowałby się kiedy dziewczyna zostałaby pchnięta nożem, a wzniecony pożar stanowił doskonałą przykrywkę do pozbycia się zwłok. Wierzchowiec Yoricka gdy tylko zorientował się w niezamierzonych skutkach swoich działań, natychmiast przystąpił do próby odkręcenia tego co nieopacznie uczynił, częstując kolejnych skrytobójców solidnymi kopniakami.
Mężczyzna wrzucony przez Mortema do wnętrza kuźni, był półprzytomny już w momencie samego lotu, lecz mimo oszołomienia i zawrotów głowy do końca zamierzał zachować się jak profesjonalista, usiłując wstać i zakończyć powierzoną mu misję. Widząc to, Feyla jeszcze trzykrotnie zdzieliła go trzymaną łopatą. "No z tego to już na pewno nie zdołam się wytłumaczyć" - pomyślała, uśmiechając się tępo w stronę Kapelusznika.
Awatar użytkownika
Cerau
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Przemytnik , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Cerau »

        Odporny na aluzje? Ależ oczywiście, jako że często za swoją najlepszą broń uznawał swój umysł - co było odrobinę nieskromne z jego strony to lubił sytuacje, w których właśnie umysłem należało pokonać swojego rywala, bądź rywalkę jak w tej sytuacji. On sam również wiedział, że im dłużej będą tak dyskutować, to Feyla zacznie plątać się w swoich zeznaniach. Wiedział przecież, że nie ma tutaj Nurdina, który oczywiście obudziłby się słysząc co się działo wcześniej. No ale to na wszystko miała przyjść pora, był niemalże pewien, że miał sporo czasu, żeby się tu z nią bawić.
        Uniósł wyżej brwi słysząc jej wypowiedź. Teoretycznie utrudniła mu teraz tę sytuację, mózg zaczął mu pracować na wyższych obrotach, układając nowy scenariusz rozmowy. Tak, jej słowa były teraz trochę problematyczne. Jeżeli nadal miał grać kogoś, kto z pewnością nie był niebezpieczny to nie mógł od razu powiedzieć, że jej nie wierzy. Także tak, utrudniła mu to, ale czy wystarczająco? Na szczęście Feyla uznała, że to nie koniec jej wypowiedzi i nadal kontynuowała swój potok słów, to dawało mu tylko więcej czasu, chociaż teraz już obmyślał dalsze słowa, nadal jej słuchając oczywiście.
        Jednak w chwili kiedy przyszła okazja, żeby jej odpowiedzieć, a miał całkiem niezły pomysł, rozległy się krzyki na zewnątrz oraz poczuł swąd dymu. Zaraz potem przez okno wręcz wleciał zakapturzony osobnik, którego Feyla dzielnie zdzieliła łopatą w głowę. W tej samej chwili Cerau już stał na wyprostowanych nogach. Wierzchowiec Yoricka nie był w stanie wszystkich zatrzymać i poza jednym osobnikiem, który tu znalazł się dzięki jego delikatnej pomocy, przez okno przeszedł i jeden zabójca więcej. Tym już jednak sprawnie zajął się Kapelusznik. Jego przeciwnik bardziej skupił się na Feyli niż na niepozornie wyglądającym jegomościu, co wampir skrupulatnie wykorzystał. W idealnym momencie znalazł się przy jego boku, błysnęło odbite światło płomieni na zewnątrz od sztyletu, którego sprawnie dobył i trysnęła krew z gardła zabójcy. Który powoli osunął się na kolana, żeby ostatecznie wylądować na podłodze. Cerau zerknął w dół na siebie.
        - Wspaniale, tylko upaprałem się krwią tego śmiecia... - rzucił beznamiętnym głosem i głośno westchnął. Rzucił spojrzenie na wierzchowca, który radził sobie właśnie z ostatnim zabójcą. A Cerau? Nie zwracając niemalże uwagi na to co robiła kowalka na jej oczach schował sztylet, by następnie unieść wzrok i spojrzeć jej w twarz.
        - Ty lub twój elfi przyjaciel macie coś należącego do Crewara co chciałbym, żeby wpadło w moje ręce. Jako, że jestem gentlemanem, to nikomu krzywda się nie stanie, a nawet wam dobrze za tę książkę zapłacę. Wszyscy będziemy zadowoleni. - Uśmiechnął się do niej, w ten sam sposób, jak robił to parę minut wcześniej - uśmiechem mającym na celu wzbudzenie zaufania. Jej ruch, skoro i tak się już zdemaskował. Chociaż teraz stwierdził, że zrobił to pochopnie.

        - Z moim szefem? No... wszystko byłoby fajnie, tylko nie mam szefa, śledziłem cię bo dziwnie się zachowywałeś, nic więcej - rzucił Lee po jakiejś sekundzie od wypowiedzi elfa. Nie podobała mu się ta sytuacja, zdecydowanie nie, no i niepotrzebnie się denerwował. Na czoło wypełzła mu kropelka potu. A Bran? A Bran nadal obserwował, bo nie wiedział co ma robić i czuł się odrobinę bezradnie.
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości