Fargoth[Dzielnica apartamentów] Rekonesans

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

[Dzielnica apartamentów] Rekonesans

Post autor: Kéytha »

        Jak zarobić na chleb? Pracą. Ale nie każdy nadaje się do zwyczajnej pracy, jaką przeciętni mieszkańcy miast wykonują na co dzień. Nie każdy może zostać kowalem, krawcem, urzędnikiem, rolnikiem czy handlarzem. Nie dla wszystkich jest również fach wojownika. Więc jak takie osoby pracują na życie? Najczęściej żebrzą, ale dla Kéythy taka codzienność byłaby już nie tyle uwłaczająca, co nudna. Poza tym byłaby upokorzona do granic możliwości. A upokarzano ją już zbyt wiele razy.
        Więc Kotołaczka pracowała dla podziemia. Jako obserwator, strażnik, zwiadowca, czasami drobny złodziejaszek, znacznie częściej skrytobójca. Wykonywała zadania i zlecenia, dostawała za to złoto, łoże, strawę lub "kogoś na noc". Niewolnicy również są przecież na miarę złota...
        Tak właśnie znalazła się tu. Dzielnica najbogatszych mieszczan. Bogato zdobione balkony wystające z cielsk opasłych, marmurowych zabudowań, okraszane złotymi elementami kamienice z prawdziwymi oknami, firany i zasłony w okiennicach. Czyste i schludne ulice rozcinały na kwadratowe części teren mieszkalny dzieląc go na place z mieszkaniami, po środku których znajdował się teren niezagospodarowany. Wewnątrz takich kamienic wesoło bawiły się dzieci ganiając się wzajemnie pod czujnym okiem rodziców spoglądających na nich co jakiś czas przez przeszklone okna.
        Po drogach wędrowały większe i mniejsze karety z zaprzęgniętymi białymi końmi o bogatym rodowodzie. Nie każdego było stać na taki luksus. Ale życie akurat w tej dzielnicy było wygodne i przyjemne.
        Na ulicy imienia jakiegoś, znanego wśród mieszczan ale nieznanego Kéythcie, bajkopisarza i barda - Peruskusa - numer czternaście, żył samotny mężczyzna. Swego majątku dorobił się poprzez ciche mordowanie swoich bogatych żon. Miał ich już siedem. Siedem razy podejmował się zabicia ukochanej, aby jej kosztowności przeszły na niego. Już gdy usłyszała o tym zleceniu od swojego znajomego wiedziała, że nienawidzi tego człowieka. Sam fakt jego egzystencji bolał Kotkę. Ale gdy poznała jego nazwisko, czara nienawiści przepełniła się.
        Urlus von Marmetik. Doskonale zapamiętała jego twarz, więc nie potrzebowała żadnego rysopisu czy obrazu. Wszędzie rozpoznałaby tą pyzatą, lekko różową twarz o owalnych, miękkich rysach i zawiniętym wąsiku. Był czwartym z kolei "klientem" jej ojca. Czwartym z kolei, poza rodzicem, który widział ją w całości, w pełnej krasie. Na samą myśl Zmiennokształtną zalewała krew i żądza zemsty. Ale zadanie było jasne i nie opierało się na tym, czego tak zawzięcie pragnęła. "Choć przecież zdarzają się wypadki przy pracy..." zastanowiła się przez chwilę i uśmiechnęła do własnych myśli.
        Jej rola w tym przedsięwzięciu była prosta: ma w ciągu najbliższych trzech nocy obserwować okolicę mieszkania Urlusa, wypatrując czegoś niespodziewanego. Miała zrobić rekonesans w terenie. Zapamiętać cykl dnia ofiary, jej codzienne zajęcia i czynności, plan jej mieszkania, stosunki z sąsiadami i tym podobne. Dla Kéythy była to kaszka z mleczkiem. Natychmiast przybrała formę małego, bezdomnego dachowca i usadowiła się pomiędzy domami, w ślepej uliczce.
        Właśnie rozpoczynał się drugi dzień obserwacji. Urlus od wczoraj nigdzie nie wychodził, ale, jak sądziła, dzisiejszego popołudnia wybierze się na zakupy i spotka znajomego, z którym razem pójdą na herbatę i ciastko do pobliskiej restauracji. Obraz jakże sielankowy. Jednak około godziny jedenastej, jeszcze przed południem, z mieszkania ofiary wyszła kobieta. "Co?! Kiedy ona tu weszła?!", zastanawiała się Lykantropka. Otulona w zniszczony, brązowy płaszcz pełen łat czmychnęła pomiędzy zabudowania niezauważona przez nikogo.
        Kéytha zerknęła na mieszkanie Urlusa. W oknie nie zobaczyła nikogo, również nie dobiegał stamtąd żaden dźwięk. Postanowiła więc pobiec za nieznajomą. Nie pokonała nawet dwóch przecznic, gdy przez swoje zapatrzenie na uciekającą przed nie wiadomo kim dziewczynę i swoje roztargnienie uderzyła w innego przedstawiciela kociej rasy. Przewrócili się tworząc jeden bezwładny kłębek kociej sierści. Kotem, w którego Mała uderzyła był Kapoan.
        - Prze... Przepraszam...? - powiedziała bardziej na odczepnego, nie sądziła bowiem, że "niespodziewana przeszkoda" jej odpowie. Bowiem od kiedy koty gadają?! "Głupie pytanie, dziewczyno!" uderzyła się łapką w czoło. Jej cel właśnie zniknął na rogiem ulicy. Pościg się zakończył.
Awatar użytkownika
Kapoan
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kapoan »

        Tup - raz. Tup - dwa. Tup - trzy...
        Kot maszerował sobie spokojnie ulicą, licząc przy okazji, ile kroków uda mu się zrobić tego dnia. To było jego ulubione zajęcie, gdy wokół niepodzielnie panowała nuda. Chodzenie to fajna sprawa pod warunkiem, że potrafi się odnajdywać przyjemność we wszystkich, nawet najprostszych rzeczach. No i ważny jest też styl. Przecież każdy głupi potrafi stawiać nogę za nogą, by w ten sposób się przemieszczać. Prawdziwa sztuka zaczyna się wtedy, gdy do jednej nogi - czy łapki, jak w tym wypadku - dochodzi druga, wykręcając przy okazji zręczny piruet. O lądowaniu z gracją nie wspomnę. Zaś tupanie, choć przez niektórych uważanie za niegrzeczne, dodaje temu misterium całkiem niezły akompaniament. Jeśli, rzecz jasna, potrafisz tupać.
        Kapoan potrafił tupać. Ba! On był dumny ze swojego tupania! Dlatego starał się robić to, jak tylko najgłośniej potrafił. Co niestety jest dość trudnym zadaniem, gdy, zamiast twardych obcasów posiadasz mięciutkie poduszeczki na łapkach. Jeśli dodać do tego wszechobecny zgiełk i harmider, można łatwo wydedukować, wywnioskować, a nawet wymyślić, że dźwięki, jakie starał się wydawać, nie były ani trochę słyszalne. Może gdyby ktoś przyłożył ucho do kocich łapek, to usłyszałby najprzedniejsze tupanie, jakie można usłyszeć. Nikt jednak ostatnimi czasy nie przykładał do Kapoana ucha. Jedna dziewczynka próbowała przyłożyć dłoń do jego grzbietu, jednak kot nie sądził, by mogła dzięki temu usłyszeć majestat jego tupania. Chociaż może mogła. Kto ją tam wie...
        Ulica cała wyłożona była kocimi łbami, a Opak raz na jakiś czas - gdy tylko rozpoznał wśród nich starego znajomego - kiwał głową w uprzejmym geście pozdrawiania. Wraz z tupaniem i liczeniem, czynności te pochłaniały całą kocią uwagę - która, wbrew pozorom, nie jest nieskończona (no, może troszkę) - a tę pozostałą resztkę Kapoan przeznaczał na machanie ogonkiem. Szczerze mówiąc, nie przykładał się do tego machania, co każdy uważny obserwator zauważyłby na czwarty rzut oka. Na szczęście prawie nikt nie ma czterech oczu. Z drugiej strony kot nadrabiał miną. Wystudiowaną i wyćwiczoną miliony razy przed lustrem (czasem także w kałużach), groźną z serii: "Nie wchodź mi w drogę, trzymam za pazuchą kurczaka!". O dziwo działało. Ludzie potulnie odsuwali się przed nim.
        Tup - siedemset sześćdziesiąt trzy i pół łysej kury latającej wokół starego wiatraka. Tup - siedemset sześćdziesiąt cztery i jedna czwarta siedmiolitrowej beczki pełnej sproszkowanych chochlików. Tup - siedemset sześćdziesiąt pięć i dwie dziwne... bum! Kot, całkowicie już wybity ze swojego rytmu zderzył się z dziwną, włochatą torpedą, która na dodatek w ogóle nie potrafiła tupać! Odruchowo w geście samoobrony przywołał więc beczkę. Wylądowała ona prosto na głowie przebiegającego nieopodal karczmarza (on też nie umiał tupać!), który, uderzony w głowę, doznał lekkiego wstrząsu mózgu i zaczął... stepować. Sprzedał czym prędzej swoją oberżę (czy tylko mnie dziwi, że to nie była karczma? - przypis Królewskiego Dopisywacza Przypisów w Różnych Dziwnych Miejscach) i ruszył w świat, by dzielić się z ludźmi swą sztuką. Trzeba przyznać, wychodziło mu to.
        - Ty kompletnie nie potrafisz tupać! - wykrzyknął kot, bardzo zdziwiony, bo oto okazało się, że włochatą torpedą był... inny kot. Przedstawiciel rasy tak wspaniałej, że nie trzeba było jej przedstawiać, a nikt go nie nauczył nawet podstawowych zasad obycia ze światem. To niedopatrzenie ktoś będzie musiał bardzo szybko naprawić.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Spojrzała spode łba na istotę, na którą wpadła. Obiekt, który goniła był poza jej zasięgiem, tak więc powinna wrócić na stanowisko obserwacyjne. Urlus chyba nie zdążyłby jeszcze wyjść z mieszkania.
        - Ja... Tupać? - Nie zrozumiała kota, który, najwyraźniej oburzony, zarzucił jej coś takiego jak nieumiejętność tupania. Dezorientacja w sytuacji jest najgorszym, czego może dopuścić się szpieg, więc szybko potrząsnęła główką w prawo i w lewo, starając się uporządkować myśli. Szlachcic musi zostać ukarany.
        Niespodziewanie zza zaułku, w którym zniknęła kobieta uciekająca z mieszkania, wychyliła się jej sylwetka. Tylko twarz... Na pewno nie była to twarz płci pięknej. Okrągłe, miękkie rysy i starannie zamaskowany, zawinięty wąsik. Van Marmetik chyba myślał, że pozostanie nieuchwytny, gdy wydostanie się z domostwa za przebraniem. "Po moim trupie..." zawziętość Kéythy była godna pochwały, której sama sobie udzieliła w myślach. "Ale... Skoro ucieka, to wie, co go czeka. Niedobrze..." zastanowiła się ponownie... Czyżby była nieostrożna i dała się zauważyć? Czyżby ofiara była domyślna i wiedziała, co ją czeka? A może on ucieka z innego powodu? Tak czy owak: oto podręcznikowy przykład "wypadków przy pracy".
        Kéytha zadecydowała. Musi dogonić Urlusa i sprawić mu słodką, adekwatną do win karę.
        - Zabiję... - wysyczała przez zęby nieustannie obserwując przeciwnika, który najwyraźniej odetchnął z ulgą i już spokojniejszym krokiem skierował się ku centrum Fargoth. Oddalał się od kotki.
        Dziewczyna spojrzała na istotę o czterech łapkach i gęstej, szarej sierści. Był kotem większym od niej, zaś jego oczy mieniły się pięknym pomarańczowym blaskiem. "Skoro umie mówić, to może też mi pomóc..." pomyślała. Jej węch, choć wyostrzony, może nie wystarczyć, gdy oponent znika w tłumie przechodniów. Trzeba go wytropić. Samodzielnie jej szanse wynosiły około pięćdziesiąt procent. Z drugim sierściuchem u boku wzrastały do około osiemdziesięciu.
        - Czy... - zaczęła nieco dukając, bowiem nie wiedziała jak zacząć rozmowę z innym kotem. Nigdy się to jej jeszcze nie zdarzyło. - Czy... Nie ma pan nic do roboty? - zapytała, spodziewając się "tupającej" odpowiedzi. Jednak mała iskierka nadziei tliła się gdzieś wewnątrz jej złoto-piwnych oczu, nadając im refleksy koloru słońca.
Awatar użytkownika
Kapoan
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kapoan »

         - Ależ oczywiście, że nie mam! - ucieszył się kot. Wszak w najśmielszych snach nie mógł się spodziewać aż takiego entuzjazmu u swej nowej uczennicy. Rzecz jasna uczyłby ją także, gdyby ta tego nie chciała. Przecież koty, nawet i zwykłe dachowce, muszą pokazywać klasę. A od kogo miałyby się tej klasy wyuczyć, jak nie od innych kotów, hm?
         W tym momencie przez myśli Kapoana - torując sobie drogę ogniem i mieczem - przebił się dziwny, dość osobliwy obraz. Mianowicie, obraz jego samego z dostojną muchą zawiązaną tuż pod szyją, czarnym monoklem, cylindrem i posrebrzanymi wąsami. Tak. Kiedyś ubierze się w ten sposób na jakieś oficjalne przyjęcie. Zdecydowanie. Tylko, czy znajdzie odpowiedni cylinder...
         - Mam tylko nadzieję, że to nie mnie chcesz zabić, moja młoda uczennico - kot był bardzo zadowolony z faktu, że może kogoś tytułować w ten sposób. - W przeciwnym razie kto nauczy cię życia, co? Zresztą jestem mistrzem sztuk walki! Chyba.
        Widząc zdziwione spojrzenie kotki przestał ciągnąć swój, w jego mniemaniu, boski merytorycznie monolog i tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Gdyby mruknął tę samą frazę całkowicie zrozumiale, można by usłyszeć typowe narzekanie na młodzież, jej niewychowanie i brak szacunku dla starszych. Oczywiście Opak nie wiedział, czy jest starszy od swej uczennicy, jednak - jak przypuszczał - ona również tego nie wiedziała. Mógł więc uznać, że to jemu przypadła ta wymagająca rola głosu rozsądku. Na szczęście, lub nie, nikt nie usłyszał, co takiego kot mruczał pod nosem.
         - Czemu się tak rozglądasz? - zaryzykował, tym razem już w zwykły sposób, nawiązanie kontaktu. Gdy nie dostał odpowiedzi, szturchnął kotkę ogonem, by sprawdzić, czy jeszcze żyje. Przecież całkiem możliwe było, że biedaczka, onieśmielona jego autorytetem, wyzionęła ducha. Co, wbrew pozorom, byłoby dość ciekawe. Zawsze interesowało go, czy taki duch wychodzi przez usta, czy może przelatuje pomimo. Może nawet udałoby mu się zamienić słowo lub dwa z takim duchem. Kto wie, kto wie?
         - Zaraz, zaraz! - Dopiero teraz Kapoan zrozumiał, co się naprawdę wydarzyło. - Uciekałaś! A teraz się rozglądasz! I w dalszym ciągu nie umiesz tupać! Ja nie chcę mieć niczego wspólnego z żadnym przestępcą! Jestem uczciwym kotem! Zazwyczaj...
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Westchnęła. Zapowiadał się długi dzień. Ale na pewno, choćby bardzo nie chciała, potrzebowała pomocy nowego znajomego. Razem o wiele łatwiej złapią tchórza przebranego za kobietę. "Wypadałoby poinformować górę..." zastanowiła się, jednak myśl ta pozostała w jej głowie bez echa odzewu. Obiekt uciekł, trzeba go dogonić. Co się wtedy stanie? Kéytha już wiedziała, ale nadal utrzymywała, że to "wypadek przy pracy". Bardzo chciała być śmiercią dla Urlusa. I tak też się stanie, nie ważne co będzie musiała zrobić. Choćby miałaby przybrać ludzką postać na środku rynku, nawet naga jest śmiertelnie groźna dla kogoś takiego, jak owy szlachcic.
        - Jestem Kéytha - przedstawiła się - I, proszę, zwracaj się do mnie po imieniu. Nie jestem twoją uczennicą - starała się zamaskować irytację, co chyba wyszło jej całkiem nieźle. - Chodź za mną - i ruszyła w kierunku mieszkania von Marmetika. Jeśli nowy towarzysz ma jej pomóc, musi poznać zapach celu. A najłatwiej o to chyba właśnie w miejscu, gdzie ten przebywa najwięcej czasu i ma najwięcej swoich rzeczy prywatnych.
        Okiennica była lekko otwarta. Dwa niewielkie koty bez problemów dostały się do środka. Rozkład pomieszczeń był Kotce znany niemal tak samo dobrze, jak własnego domu. Podobnie gdzie jakie przedmioty mają swoje miejsce. Czuła się jak u siebie. Bez problemu więc znalazła coś, co najsilniej zachowało zapach swojego właściciela. Pościel. O ile Zmiennokształtna znała już ten zapach jak własny, tak Kapoan musiał się go nauczyć. A nie miał na to zbyt wiele czasu, bowiem Kéytha go nieustannie pospieszała.
        - Nie ja uciekałam - teraz uznała, że wypadałoby się wytłumaczyć. - To ja goniłam kogoś, kto uciekał. Właściciela tego mieszkania. Ma... Nieduże problemy - skłamała Dziewczyna wskazując łebkiem na łoże. - Spróbuj zapamiętać jego zapach, we dwójkę będzie o wiele łatwiej go znaleźć. Uciekł gdzieś w kierunku miasta. Dogoniłabym go, gdyby nie nasze... Spotkanie - ostatnich kilka słów wypowiedziała po cichu, niemal szeptem, jakby się trochę wstydząc. Istotnie, wydawało jej się, że takie coś nigdy nie powinno nastąpić. co więcej: czuła się winna. Nadal jednak jej myśli krążyły wokół jednego zadania. Zabić Urlusa.
        Tymczasem arystokrata, którego Ayaka tak bardzo chciała dopaść, zrozumiał, że jest ścigany. Domyślił się też, że ma ogon, że jest śledzony i że podpisano na niego wyrok. Dlatego udał się do jedynej osoby, której mógł teraz zaufać. Do pewnego swojego znajomego strażnika. Mocno zbudowany, czarnoskóry mężczyzna o łysej czaszce, wielu tatuażach oraz hebanowej zbroi, oczywiście po sowitej zapłacie, obiecał chronić Grubasa. Kéythę czekała niełatwa potyczka, jeżeli chce wcielić swoje plany w życie. Tylko... Czy uda im się odnaleźć przeciwnika?
Awatar użytkownika
Kapoan
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kapoan »

        Westchnął. Zapowiadał się długi dzień. Szczególnie dla przebiegającej nieopodal mrówki, którą westchnięcie Kéythy miotnęło prosto pod pyszczek Kapoana. Zaś jego westchnięcie, nie mniej potężne i epickie, wyrzuciło ją z powrotem w miejsce, z którego startowała. Nie ma to jak produktywnie zacząć dzień. Hurra...
        Co ciekawe, losem owej mrówki zainteresował się Mrówczy Instytut Sprawiedliwości, którego funkcjonariusze - wieczni malkontenci o łysych głowach i twardych... czułkach - potraktowali Opaka, jako głównego winowajcę i sprawcę całego zamieszania. Mrówki nie odpuszczają, to złe stworzenia są. Tak więc, po latach szukania i tropienia odnalazły kota i spuściły mu solidny... ekhem.
        Po chwili zwłoki futrzasta parka gdzieś pobiegła. Jak się okazało, to - wydawać, by się mogło - bliżej nieokreślone "gdzieś" było całkiem konkretnie określonym gdziesiem, ulokowanym w sypialni. Nie, żeby Kapoan nie był przyzwyczajony, by ledwo poznane na ulicy damy zaciągały go do łóżka, ale... ale nie był. Co nie zmienia faktu, że mógłby być. Gdyby chciał. Ale nie chciał. Na razie.
        - Jestem na opak - kot odpowiedział starym żarcikiem, nie dając się wybić z luźnego rytmu. Po czym dodał nieco przyciszonym głosem - I jestem asem wywiadu Księstwa Karnsteinu.
        Zgodnie z prośbą, pociągnął kilka razy nosem i prawie od razu wpadł na trop. Co nie znaczy, że miał zamiar dzielić się tą informacją tak od razu. Co to, to nie. Mrugnął tylko do kotki i...
        Bum! Pompf! Glompf! I pewnie jeszcze masa innych, nieokreślonych dźwięków, jakie zwykle towarzyszą kamieniowi tłukącemu szybę.
        - Przepraszam! - rzucił ktoś od strony podwórka. - Pomyliłam okna!
        - No dobrze, ale co to jest glompf? - zapytał skonsternowany kot, całkiem zręcznie naśladując słyszany dźwięk. - Jaka normalna szyba robi glompf, gdy się ją tłucze?
        Nieufnie podkradł się do rozrzuconego na podłodze szkła i pacnął je kilka razy nosem, by upewnić się, że jest normalne. Gdy już to zrobił, zbliżył się do kamienia. Fuknął, prychnął i uderzył w niego ogonem. Wszystkie badania przeprowadzone zostały jak należy. Kamień i szyba są normalne, co wynika bezpośrednio z tychże badań. W takim razie, co wydało z siebie ten dźwięk, hm.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Wtem do pomieszczenia wpadł deszcz szklanych, śmiertelnych odłamków, który uderzył niczym ściana w Kapoana i Kéythę. Kotka natychmiast skuliła się. Wiedziała jak zachować się w takich sytuacjach, sprytnie skryła kark i głowę pod łapkami. Gdy diamentowe odbłyski niedawnego okna uspokoiły się na ziemi Ayaka otrzepała się ze szklanego kurzu. Na całe szczęście żaden z nich jej nie dosięgnął. W futrynie błyskały złowieszczo wybite ostrza niczym kły potwora.
        Ktoś wrzucił do pomieszczenia kamień. Nie było to ani bezpieczne, ani miłe, co więcej, przez to Zmiennokształtna musiała się zastanowić, czy aby faktycznie dostała się tu niezauważona. A może nawet jej nowy towarzysz był jej wrogiem? "W tych czasach nikomu już nie można zaufać?!".
        Podeszła do samego kamienia, który spowodował tu ten cały bałagan. W tym momencie ktoś krzyknął z podwórza przepraszając. Nie dane było jednak dziewczynie zobaczyć kto to, bowiem gdy tylko wychyliła się przez szybę nie zobaczyła nikogo, kto mógłby być sprawcą tego incydentu. Tymczasem drugi kot przystąpił do rozmyślań nad dźwiękiem, który ich zaatakował. Było to co najmniej dziwaczne.
        Było jednak coś ważniejszego. Kéytha trafiła na trop zapachu, zapewne również Naopak wychwycił nosem kierunek. Hikaru zbliżyła się do okna i jeszcze raz omiotła pomieszczenie wzrokiem.
        Poza gradem odłamków wybitego okna nie było tu nic, co mogłoby świadczyć, iż Urlus podjął próbę ucieczki z miasta. Nie zostawiłby swoich drogocennych przedmiotów. Pod ścianą nadal stała ta sama komódka, na przeciwko której znajdowało się wysokie łoże z baldachimem. Na prawo od pościeli, teraz rozwalonej we wszystkich kierunkach świata, była spora szafa wnękowa, za drzwiami której było pomieszczenie zwane garderobą. Po drugiej stronie szafy, na naprzeciwległej ścianie, znajdowało się przejście do pozostałych pomieszczeń mieszkania. Sypialnia nie okazywała żadnych oznak obecności szpiega. No, może poza wybitym oknem. Ale to mógł być ktokolwiek. Kotka postanowiła nie ruszać tego bałaganu, bowiem wtedy mogłaby pozostawić ślad po swojej obecności tu.
        Wtem towarzysz Kocicy uderzył ogonem jeden z odłamków szkła. Może nie było to świadome posunięcie, może wydawało się, że nie zmieniło to w ogóle wyglądu pomieszczenia, jednak ktoś, kto potrafi sobie poradzić ze szpiegostwem, na pewno dojrzy tą niewielką zmianę.
        Ruszajmy - rzuciła do Kapoana i wyskoczyła przez okno. Zapach Urlusa wskazywał jej niewielką ścieżkę, w kierunku, w którym mężczyzna pobiegł uciekając. nie bacząc na swojego towarzysza, ruszyła pędem, mając jednak nadzieję, iż Naopak dotrzyma jej kroku. Owszem - nadal nie potrafiła tupać. Ale akurat teraz nie było to aż tak potrzebne. Planowała wpierw odnaleźć faceta, przybrać postać ludzką i go zamordować. "Oby nie zdążył jeszcze wezwać pomocy..." pomyślała świadoma, że łamie rozkazy i będzie musiała poradzić sobie sama. Gdy zadanie wymaga zmiany planów nie może liczyć na odsiecz swoich znajomych z półświatka.
Awatar użytkownika
Kapoan
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kapoan »

        Kot naburmuszył się nieco, bo Kéytha nawet jednym, małym gestem, jednym kiwnięciem łepka nie pochwaliła prowadzonych przez niego badań. Właściwie to nawet mu nie pomogła! Jednak ten afront można jej wybaczyć, pewnie po prostu nie zdawała sobie sprawy z tego, ile nauka i świat zyskają, dzięki odkryciu, co to właściwie jest 'glompf'. Cóż, będzie musiał zająć się badaniami później (Opak miał nadzieję, że uda mu się tu wrócić, a szkło wciąż będzie na swoim miejscu), być może też będzie musiał rozbić kilka szyb. Tak, siak, czy owak, zapowiadał się niezwykle interesujący dzień.
        Tymczasem rozmyślania kota zostały przerwane przez ucieczkę kotki. W tym miejscu warto nadmienić, że zostały przerwane na całe szczęście. Gdyby Kapoan myślał jeszcze trochę na temat glompfffów, to pewnie udałoby mu się Domyślić. A ze stanu Domyślenia Się, do wymyślenia szczegółowych planów magicznego tryktraka tylko jeden krok. Jeden, jedyny i nic więcej. Jak można się domyślać (nie mylić z Domyślaniem Się), magiczny tryktrak zrewolucjonizowałby Alaranię, a daleko idące konsekwencje byłyby... cóż. Daleko idące.
        - Gdzie tak pędzisz na złamanie karku? - Opak ruszył w pościg (a może to była pogoń?). - Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie. Co za czasy, co za czasy...
        Oczywiście kot nie mógł wiedzieć, że kilka ulic dalej rzeczywiście przechodziło Ludzkie Pojęcie. Ba! Można nawet rzec, że przebiegało! Alfred 'Ludzkie Pojęcie' Mucha nigdy nie miał szczęścia do przechodzenia przez drogę. Zawsze coś musiało go potrącić - ostatnim razem była to kaskada koni wyścigowych - więc wymyślił sobie niezawodny sposób na przechodzenie. Trzy powolne kroki w przód, jeden uskok w lewo, krok w tył i pędem na drugą stronę. Właśnie z tych enigmatycznych występów Alfreda wzięło się popularne powiedzenie "To przechodzi Ludzkie Pojęcie". Prawdopodobnie.
        Naopak doścignął wreszcie kotkę i razem ruszyli tropem... tropionego. Wprawdzie wił się on nieco, skręcał, próbując zapewne zmylić ewentualny pościg, jednak dwa kocie nosy bez trudu odnajdywały właściwą drogę. Już po kilku chwilach dotarli w miejsce, do którego wszystkie znaki na niebie i ziemi ich prowadziły.
        W tym samym czasie, gdzieś daleko na północ od północy, mały, lodowy troll poślizgnął się i, wraz z obiadem, który niósł swej rodzinie, wpadł prosto w zaspę. Z zaspy wyłonił się potwór, po czym ze smakiem zjadł pechowca. A morał z tej historii jest taki: nigdy nie zakładaj butów na podwyższeniu, gdy - stąpając po kruchym i śliskim lodzie - niesiesz dwadzieścia kilogramów surowego mięsa.
Awatar użytkownika
Kéytha
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Kéytha »

        Wybiegła spomiędzy zabudowań na szerszą drogę, przypominającą nieco mniejszy rynek albo jakiś plac. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać, zapewne na wskutek jakiejś magii. Miasto również nagle opróżniło się, żywej duszy nie było widać nawet w oknach. Kéytha zwolniła kroku. Spodziewała się teraz niemal każdego, nawet jakiegoś pieprzonego iluzjonisty. Trafiła za zapachem Urlusa do części Fargoth, której jeszcze nie znała.
        Nagle drogę przeciął jej dziwny facet w podeszłym wieku rzucający przed siebię kartami i krzyczący coś, co nie miało sensu. "Jakie konkurencje?! Jakie rzucanie kimkolwiek?!" zdziwiła się. Przed chwilą zdążyła pomyśleć o iluzjoniście i chyba akurat na takowego trafiła. Na jej nieszczęście zapach ściganego przez nią skurwysyna kierował się w tą samą stronę, co kapelusznik z kartami. "Nie, Urlus ma zginąć z mojej, nie niczyjej innej ręki!" zaparła się w sobie i ruszyła za nieznajomym, przybierając swoją naturalną, półkocią postać dziewczyny.
        Ruszyła pędem chcąc zrównać się z kapelusznikiem. Wydawało się, że z kimś walczył... "Mam nadzieję, że nie zabijesz mi go!" wyrzuciła do nieznajomego w myślach. To ona ma być morderczynią Urlusa. należy jej się zemsta po tym wszystkim, co ją spotkało. Tylko ona może sobie pozwolić na brak litości. nikt inny.
        Niebo pokryły gęste, szare chmury, z których, o zgrozo, zaczęły spadać ogromne bryły lodu!
        - Co to, kurwa, ma być?! - krzyknęła bez śladu jakiejkolwiek ogłady równając się z iluzjonistą.

Ciąg dalszy: Kéytha
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości