Fargoth[Fargoth] Zakaz konkurencji

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Droga minęła im bardzo szybko i choć mało rozmawiali, nie marudziła. Tak samo brak częstych postojów jej nie przeszkadzał, bowiem ból nóg czy zmęczenie aż tak bardzo jej nie doskwierało. Poza tym Loki mówił, że w mieście zwanym Fargoth odpoczną i coś zjedzą. Tak więc myśl, że napije się herbaty z ziół z Szepczącego Lasu, napełniała ją tak wielkim entuzjazmem, że jakieś grymasy byłyby kompletnie nie w jej stylu i nie na miejscu.
        Od kiedy tylko żarzący piasek zastąpiła trawa, podróż stała się dużo prostsza. Rześkie powietrze, którym wypełniły się płuca syreny, dało jej takiego, mówiąc kolokwialnie, kopa, taki zastrzyk energii, że resztę drogi tak naprawdę przebiegła i przetańczyła, nie wspominając już o śpiewaniu. Kropelki rosy tworzyły przed nią niewidoczny dla racjonalisty dywan, po którym ta z gracją stąpała. Czuła się w tamtym momencie jak księżniczka, którą właśnie ktoś wyciągnął z wieży. Tak, kompletnie jej odbiło.
        - Loki...? A jak ty znalazłeś się na tej pustyni? Tamto miejsce swym urokiem raczej nie przyciąga turystów. Czekaj, czekaj... niech zgadnę! - zawołała z szerokim uśmiechem i zrobiła zamyśloną minę. - Szukałeś tam mocy, ale Puchacz cię wyprzedził? Chciałeś przeżyć przygodę? Zgubiłeś coś tam? - Jej propozycje były gorzej niż bez sensu, przynajmniej takie odnosiła wrażenie, no bo jednak nie wyglądał na takiego, co to po jakieś kolczyki włóczy się po pustyni, narażając swoje życie. No ale mogła się mylić, już przecież oceniała po wyglądzie i to, co wymyśliła kompletnie mijało się z prawdą.


        Nagle im oczom ukazały się ogromne, majestatyczne mury miasta. Były tak wielkie, że Kath poczuła się trochę jak mrówka, jednak nie zniechęciło ją to do przekroczenia bramy. Na dodatek z zewnątrz dochodziły dźwięki ludowej muzyki, a także odgłosy typowe dla harmidru rynka kupieckiego. I jak mogła zareagować istotka, która pierwszy raz w życiu widziała i słyszała coś takiego? Nie, nie przestraszyła się. Od razu pobiegła w tamtą stronę tak szybko, jak tylko potrafiła ponownie udowadniając, że zmęczenie zupełnie jej nie doskwiera.
        Rudowłosa już miała przekroczyć wejścia otwartych bram, kiedy to ujrzała dwóch mężczyzn. Byli ubrani w metalowe ubrania, od których odbijały się promienie słońca. Przy pasie znajdowały się miecze - jeden krótki drugi nieco dłuższy, ale nie tak bardzo jak te, których używał Vaxen. W dłoniach zaś trzymali długie kije z ostrym, metalowym zakończeniem. Mógł on być także wykonany z kamieni, nie przyjrzała im się dokładnie. Co prawda mężczyźni nie zagradzali wejścia, tylko stali po jego obu stronach, a ludzie spokojnie wchodzili i wychodzili, jednak Kathleen nie potrafiła. Pierwszy raz zobaczyła coś takiego i nie ukrywała, że się "odrobinkę" przestraszyła. Niemalże od razu odwróciła się do nieznajomych plecami i biegiem wróciła do swojego tymczasowego opiekuna. Był niedaleko, tak więc jej ucieczka nie trwała długo. Gdy tylko się do niego zbliżyła, od razu złapała go za płaszcz i schowała za jego plecami.
        - Loki, tam są jacyś dziwni ludzie. Nie wyglądają na przyjaznych - mruknęła cicho, zamykając oczy. - Jesteś pewien, że tam idziemy? Może pomyliliśmy drogę?
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Szedł spokojnie obserwując okolicę i rozmyślając jednocześnie o wszystkim i niczym. Stawał krok za krokiem i starał się nie skupiać na drodze jaką już przebyli a ile mieli jeszcze przed sobą. Zaskakujące dla niego było, że mimo tak zaskakującego popołudnia poprzedniego dnia, nie doskwierało mu zmęczenie. Jak zdążył zauważyć jego towarzyszce też nie. Ogólnie rzecz biorąc było mu na rękę wrócić do miasta. Wszak nie miał wybranego celu, do którego by zmierzał, a że pojawiła się okazja zarobku, to czemu by nie skorzystać. Te i inne myśli krążyły po jego głowie, raz po raz dokładając obraz co zrobiłby z zarobionymi pieniędzmi.

        Z zadumy wyrwał go głoś Kathleen. Była niezwykle wesoła, ciekawska i pełna życia. Nikt by nie powiedział, że przed chwilą była jedną z uczestniczek bitwy ze smokiem, lichami, a to wszystko głęboko pod ziemią.
         - Wpadłem przypadkiem. - Zaśmiał się. Było w tym dużo prawdy. Został wciągnięty przez jakiś tunel na środku pustyni, więc określenie, że wpadł odzwierciedlało to idealnie. - Wędrowałem w poszukiwaniu, jak to określiłaś przygody. - Odpowiedział pełnym cierpliwości głosem. Jakby tłumaczył coś małemu dziecku. - A co do tej mocy, o której wspomniałaś. Nie miałem o niej pojęcia. Dopiero teraz powoli do mnie dociera co się tam stało. Wydaje mi się, że wyrywając te pióra... - Wyjął jedno na dłoń. - ...przejąłem jakąś jej cząstkę. Ale może to tylko przypuszczenia? - Znów się uśmiechnął. Tego, że jego moc wzrosła był pewien. Nawet pamięć wróciła niemal całkowicie co było dużym ułatwieniem.

        W końcu dotarli do murów Fargoth. W świetle słońca wyglądały niezwykle okazale. "Zawsze były takie wielkie?" Niedaleko widniała brama, a zza murów dało się słychać muzykę oraz zwyczajne rozmowy na targu. "Trzeba coś zjeść" Przeszło mu przez myśl i się przeciągnął. W tym samym czasie rudowłosa podbiegła do bramy. Szybko jednak wróciła. Gdy Loki spojrzał za nią ujrzał strażników pilnujących wejścia. "Ciekawe czy mnie kojarzą. Mam nadzieję, że nie." Zastanowił się chwilę i przystanął. Dokładnie w momencie gdy podbiegła lekko przestraszona Kath, która schowała się za jego plecami. Poczuł się z tym nieco dziwnie. Nie wyglądała przecież na taką bojaźliwą na pierwszy rzut oka. "Prawdziwy dżentelmen musi umieć pomóc damie w każdej sytuacji." Wziął oddech, włożył niesforny kosmyk włosów za ucho i odwrócił się do rudej.
         - Nic ci nie zrobią. - Zaczął miło. - Chodź. Pomogę ci. - Z uśmiechem nadstawił ramię by mogła go złapać. Po chwili ruszył w stronę bramy. Miał nadzieję, że zaufa mu na tyle, że w ostatniej chwili nie ucieknie, co mogło by poważnie wzbudzić podejrzenia straży. Szedł naturalnie, nawet specjalnie nie musiał się starać. Wiedział, że będzie obserwowany. Gdy zbliżyli się w oczach jednego ze strażników dało się wyczuć, że go poznał. "Będą kłopoty." Zmarszczył brwi, a w wolnej ręce wykreował wykałaczkę, którą włożył do ust i mocniej przygryzł. Nie zmienił tępa chodu, a także zachował zimna krew gdy mijali strażników. "Jeszcze dwa kroki i będziemy w domu."
         - Hej! Ty! - Rzucił strażnik. Ten sam, w którym demon wypatrzył zainteresowanie swoją osobą. "Psia krew. Czego on chce." - Zatrzymaj się!
         - Spokojnie, ja się tym zajmę. - Szepnął do drobnej Kath. Po czym spokojnie się odwrócił. - Czym mogę panu pomóc? - Spytał tak teatralnie jak tylko mógł. Miał nadzieję, ze wzbudzenie zainteresowania przechodniów, a tym samym na zniwelowanie szans na jakikolwiek atak. "No dawaj. Czym mnie zaskoczysz, rycerzyku?"
         - Jak się nazywasz?! - Wrzeszczał tamten powoli zbliżając się z włócznią w ręku.
         - A jakbyś chciał, żebym się nazywał? - Odparł pewny siebie. "Przedstawienie czas zacząć."
         - Nie żartuj sobie ze mnie. Nazwisko! - Powtórzył.
         - Czy naprawdę ci to tak potrzebne do szczęścia? Wróciłem sobie z wyprawy z dziewczyną, a Ty musisz mi utrudniać? W ciągu ostatnich dwóch dni zdechł mi koń, niemal zginałem 4 razy, przemierzałem pieszo pustynię bez wody i choćby grama jedzenia i nagle teraz, gdy w końcu mogę wrócić do siebie, odpocząć, przebrać się napić się piwa, przed twarz władował mi się jakiś rycerz co swoją bronią nie wiem co chce udowodnić. - Nagle zmienił ton na bardziej złośliwy. - Rozumiem, że wielkością oręża poprawiasz sobie samopoczucie albo leczysz kompleksy. - Zaczął drwić z osobnika, który go zaczepił.
         - Dobrze ci radzę uspokój się. - Zorientował się, jak dużo osób w okolicy się przygląda scenie jak zaistniała w bramie. Szybko się rozejrzał i dostrzegł, że drugi strażnik już zmierza z pomocą kompanowi. - Jesteś poszukiwany, za włamanie, pobicie i kradzież.
         - No i jeszcze czego? - Może jeszcze powiedzieli wam, że noszę skarpetki w kratkę i lubuje się tanim winie?! - Takie oskarżenia wstrząsnęły Lokim. Fakt pobił kilku mężczyzn w karczmie kilka dni temu, ale nie było to celowe, a wymuszone. Byli zwyczajnie pijani i zbyt pewni siebie.
         - Odsuń się od dziewczyny i poddaj się. Może sąd będzie dla ciebie łaskawy.
         - Taka awantura o zwykłą burdę w karczmie? Nie przeginacie trochę? - Stanął pewniej. - Jakby co idź do karczmy na końcu tej ulicy. Usiądź sobie przy stole w koncie i czekaj na mnie. - Przekazał jej to nawet nie spoglądając na nią. Nie chciał teraz się rozstawać z dziewczyną ale nie mógł pozwolić by stała się jej krzywda. - Nie powinniście pomagać obywatelom, nie wiem, nosić zakupy jakiejś starszej pani?
         - Z rozkazu władcy Fargoth mamy cię przyprowadzić przed sąd pokojowo, a w przypadku oporu - siłą. - Dokończył sięgając po miecz. - Wybieraj.
         - Wybieram trzecią opcję. Skopię wam tyłki. - Uśmiechnął się szyderczo i wypluł wykałaczkę, przekrzywiając głowę. - Zaczekaj tu, Kath, przepraszam za niego. - szepnął by tamten nie usłyszał.
         - W imieniu prawa, rozkazuje ci się poddać! - Krzyknął jeszcze licząc na jakiś efekt.
         - Nie wiem, czy dobrze zrozumiałeś. Ale ja nie przyjmuję rozkazów, nawet od samego Pana Ciemności. - Ruszył wyprostowany w stronę zbrojnych zostawiając za sobą syrenę. - Dla jasności nie zamierzam cię zabić. Nawet nie chcę z tobą walczyć. Dlaczego mam sobie brudzić ręce takim nadpobudliwym, nieznającym swojego miejsca w szeregu, podrzędnym strażnikiem bramy? Nie mogłeś dostać jakiejś lepszej posady? Z twoim temperamentem doskonale byś się nadawał na pasterza świń. One też mają, podobnie jak ty, problem z wysławianiem się i szacunkiem. - Podszedł do strażnika i spojrzał mu głęboko w oczy zdejmując okulary i odsłaniając swe oczy demona. - Nie mam ci za złe. Pewnie miałeś ciężkie dzieciństwo. Dlatego dzisiaj ci odpuszczę. - Wyciągnął damę trefl i wręczył ją strażnikowi. Po czym się odwrócił i skierował kroki w kierunku rudowłosej. W połowie drogi jeszcze przystaną i odwrócił się do strażnika. - Pytałeś o nazwisko. Niech Wystarczy ci Yallan. - Wokół dziesiątki mieszkańców się przyglądało się jak Loki dumny z siebie odchodzi razem z towarzyszką wzdłuż ulicy. Część ludzi wiwatowała, inni pytali po sobie. Panowało ogólne poruszenie, a wszystkie oczy skierowane były na odchodzących gości Fargoth.

         - Mam nadzieję, że nie wystraszyłem cię zbytnio? - Zaśmiał się. - Chodźmy coś zjeść. - Chciał położyć jej rękę na ramieniu ale w ostatniej chwili ją cofną i schował do kieszeni. - Jaką herbatę lubisz? - Spytał luźno wskazując ręką karczmę przed nimi, do której mieli trochę ponad dwieście metrów. - Ja stawiam.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Czyli Loki wpadł tam przez przypadek i wcale żadnej mocy nie szukał. Chciał po prostu przeżyć przygodę i tyle. Ech, czy każdy facet ma jakieś takie dziwne upodobania? Puchacz lubił się bawić ludzkimi głowami... na samo wspomnienie tamtych wydarzeń w karczmie rudowłosa dostała niemiłych dreszczy. Ścinał je i później kopał jak piłki. To przecież nie było normalne! Lodowy Upadły zaś zamrażał wszystko, na co miał ochotę, w tym także życiodajne źródełko syreny. Jej ojciec zaś chciał ją zamknąć w ogromnej muszli, aby czasem nigdy nie wpadło jej do głowy, aby wyjść na powierzchnię. Cała trójka zachowywała się jakby mieli coś z głowami, postradali zmysły czy coś innego. Chociaż w tamtym momencie żałowała, że tryton nie spełnił swych gróźb. Na szczęście na obecne towarzystwo nie mogła narzekać. Tak, było zdecydowanie lepsze od poprzedniego. Miała jednak nadzieję, że to nie tylko pozory, ale że jej nowy kolega był nieco normalniejszy od tamtej dwójki.
         Co? Skąd on wziął te pióra? Przecież nie miał na ramieniu żadnej torby, a w kieszeniach raczej ich nie trzymał! Zresztą, na co one Lokiemu? Przecież nie szukał mocy, więc mógł je po prostu wyrzucić! Ech, kogo ty chcesz oszukać? Wszyscy są tacy sami, powiedziała do siebie w duchu.
        Schowała się za jego płaszczem jak myszka. Drżała z przerażenia bardziej niż przed smokiem czy lichami. Nie, ona też nie była normalna, ale to można było wywnioskować od razu. Mimo to, postanowiła mu zaufać.
        - Nic ci nie zrobią. Chodź. Pomogę ci. - Tak właśnie powiedział. I miał taki miły, ciepły ton głos, że tak naprawdę nie miała wyboru.
        Ujęła obiema dłońmi ramię mężczyzny i ruszyła z nim w stronę bramy, której pilnowało dwóch nadętych facetów zamkniętych w jakichś metalowych puszkach. Nadal się bała, ale robiła wszystko, aby tego po sobie nie pokazać. Miała jednak wrażenie, że strażnicy się na nią patrzą. Cóż, prawie trafiła, bowiem obserwowali jej towarzysza, a nie ją. Kiedy już była jedną nogą za bramą, odetchnęła z ulgą, jak się po chwili okazało, cieszyła się za wcześnie.
        - Hej! Ty! - Usłyszała za sobą czyjś głos. Chciała iść dalej, ale Loki się zatrzymał, zmuszając ją do tego samego. Miała bardzo złe przeczucia. Odwróciła się jednak w stronę nieznajomego "rycerzyka", do którego po chwili zbliżył się Lokstar. Jego słowa wcale jej nie uspokoiły. Nie wiedziała, co ten tutaj przewinął, ale coś jej podpowiadało, że bez bójki się nie obejdzie. Pozostawało jedno pytanie - czy będzie miała odwagę, aby się wtrącić? Te szpiczaste kijki przerażały ją bardziej niż sami faceci.Widziała bowiem kiedyś, jak ludzie łowili na nie ryby. A ona... no Kath w połowie nią była.
        słuchała w milczeniu jak osobniki płci męskiej skaczą sobie do oczu, rzucają obelgami... zachowywali się jak zwierzątko, co trochę bawiło rudowłosą. Przyłapała nawet samą siebie na cichym chichocie, kiedy jej towarzysz wspomniał coś o tanim winie. Nim się jednak obejrzała, kierował on słowa do niej. Chciał, aby udała się do karczmy i tam na niego poczekała. Była zbyt uparta na to i przy okazji zbyt głupia. Wolała poczekać tu na niego i w razie większych problemów pomóc Demonowi.
        - Naprawdę myślisz, że mnie przekonasz do ucieczki? - zapytała dość głośno, jednak miała wrażenie, że Loki wcale jej nie słuchał. Zignorowana... po raz etny. Jakby nie patrzeć, to powinna się do tego przyzwyczaić.
        Po chwili było już po wszystkim. Zadowolony Lokstar szedł w jej stronę, ale na chwilę przystanął, odwrócił się jeszcze w stronę strażników i rzucił swoim "nazwiskiem", po czym podszedł do niej. Tak na wszelki wypadek, ponownie chwyciła jego ramię i unikając spojrzenia wiwatujących ludzi udała się z nim w stronę karczmy.
        - Nie, spokojnie, widziałam i słyszałam gorsze rzeczy - wymamrotała bardziej do siebie niż do niego, ale jeśli zalezało mu na odpowiedzi Syreny to z pewnością ją usłyszał. Na pytanie o herbatę nieco się rozchmurzyła i podniosła wzrok na nowego towarzysza. - Bardzo mi smakuje ta z ziół z Szepczącego Lasu. Elfy często dodają do niej jakieś fioletowe kwiatki - powiedziała z uśmiechem. Nie miała pojęcia czy ta herbata będzie w karczmie i czy ma jakąś nazwę. Kiedyś ją piła i zapamiętała właśnie taki wygląd.
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Nadszedł czas na kolejną część planu. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, mogła nie tylko pozbyć się ciała bez ściągania na siebie najmniejszych podejrzeń, ale również uwolnić od oskarżeń Lokstara. Nie miała co prawda pojęcia, czy iluzjonista zamierzał jeszcze kiedykolwiek wrócić do Fargoth, ale gdyby jednak zechciał, lepiej żeby nie ścigały go straże.
        Sama nie wiedziała, dlaczego tak jej na tym zależy. Czy kieruje nią chęć spłacenia niewielkiego skądinąd długu? Czy motywacją była raczej fascynacja jego niezwykłymi oczami? A może po prostu włączył jej się tryb bezinteresowności, co zdarzało się rudowłosej od czasu do czasu? Niezależnie od tego, która z opcji była tą prawdziwą, Akarsana postanowiła działać. Upewniwszy się, że widok okaleczonego ciała wywarł na młodym strażniku odpowiednie wrażenie, drżącym głosem przerwała panującą ciszę.
        - Musiała być dzielna.
        Widząc nierozumiejący wzrok zbrojnego kontynuowała wyjaśniająco.
        - Widziałam ją w karczmie. W jego karczmie. Tańczyła i była w tym naprawdę dobra, nic dziwnego że zwrócił na nią uwagę. Skoro tu leży, to znaczy, że powiedziała mu nie. A do tego trzeba być dzielnym. - Słowo po słowie snuła zmyśloną historię, oplatając naiwnego chłopca misterną siecią kłamstw. - Większość boi się odmówić... Ja miałam szczęście, obronił mnie przypadkowy świadek. Ona nie. - Nie wychodząc z roli skrzywdzonej ofiary, spojrzała z prawie autentycznym smutkiem na ciało ślicznej niegdyś dziewczyny, kontynuując cicho. - On wie, że ja wiem. Wyrwałam się z jego szponów, a tego nie może puścić mi płazem. Muszę wyjechać.

        Ostatnie słowa rudowłosej uderzyły w strażnika z pełną mocą. Oto w mieście, którego porządku przysiągł strzec, niewinne dziewczę planowało ucieczkę w strachu przed zemstą złego... No właśnie, kogo? Nie wymieniła jeszcze imienia swojego krzywdziciela. Musiał więc zapytać o to sam.
        - O kim mówisz? Kim on jest?
Duże, niebieskie oczy spojrzały na niego z zaskoczeniem.
        - Nie wiesz? Myślałam, że wszyscy wiedzą. Nie znam nazwiska, ale to właściciel tamtej karczmy. - Lekko drżącą ręką pokazała w kierunku gospody, z której przecież tak niedawno wyszła. - Chwalił się, że ma straż w kieszeni i nikt mu nie zaszkodzi. Ale ty... Ty wyglądałeś mi na uczciwego, dlatego ci zaufałam. Czy słusznie?
        Młody, śniący o bohaterskich czynach zbrojny nie namyślał się długo nad odpowiedzią. Chwycił drobną dłoń dziewczyny i ruszył z powrotem w stronę kwatery, ciągnąc ją za sobą.
        - Chodź, trzeba się tym zająć.
        Nie mógł już zobaczyć, jak na twarzy Akarsany pojawia się na chwilę drapieżny uśmiech.

----

        Na dziedzińcu panowało duże zamieszanie, zbrojni kręcili się i przepychali. Przewodnik lisołaczki zaczepił jednego z kolegów, pytając co się dzieje, a odpowiedź omal nie zwaliła rudowłosej z nóg.
        - Yallan? Lokstar van Yallan? - krzyknęła zaskoczona. Ku własnemu zdumieniu w ogarniającym ją nagłym uczuciu rozpoznała zaczątki paniki. Nie po to wymyślała całą historię, żeby teraz żołdacy zaciągnęli go przed rzetelny sąd! Widząc, że swoją reakcją przyciągnęła uwagę, sięgnęła po najsilniejszą kobiecą broń. Złapała swojego dotychczasowego towarzysza za ramię, a jej oczy błyskawicznie zapełniły się łzami.
        - Nie, on jest niewinny! On mnie uratował! Nie daj mu zrobić krzywdy! - wyszlochała, sprawiając, że nawet jeśli do tej pory ktoś nie zauważył ich przybycia, to teraz patrzył się wprost na nią. W końcu nie codziennie na w siedzibie straży widzi się śliczną dziewczynę, histeryzującą, jakby walił się cały jej świat. Akarsana była mistrzynią takich przedstawień, a ponieważ do wrodzonego uroku dodała moc swojej magii, już wkrótce cały garnizon wrzał oburzeniem na okrutnego karczmarza po wysłuchaniu jej historii.
        Zanosiło się na lincz w świetle prawa.

----

        Mieszkańcy okolicznych domostw wytknęli głowy przez okna, obserwując zwartą gromadę strażników maszerującą ulicami w stronę znanej wśród bywalców gospody. Mało kto zwrócił uwagę na drobną, rudowłosą postać, która wkrótce po opuszczeniu dziedzińca wmieszała się w ciekawski tłum podążający za żołdakami.

        Drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem, niemal wylatując z zawiasów i zbrojni wparowali do środka. Część ruszyła prosto do przerażonego właściciela, część zaś wdarła się na piętro, aby przeszukać jego prywatne kwatery. Wszyscy zaś zgodnie zignorowali zdumionych gości, wsród których rozpoznać można było słynnego Łowcę Piratów oraz czarnowłosego iluzjonistę z towarzyszką, do niedawna tak poszukiwanego przez tych samych strażników.

         Nie minęło wiele czasu, a gospodarz budynku został w niezbyt delikatny sposób z niego wyprowadzony, drzwi zamknięte, a w pomieszczeniu zapanowała pełna zdumienia cisza.
        Akarsana, wkradnąwszy się uprzednio przez okno na piętrze, stała na najniższym stopniu drewnianych schodów i patrzyła na salę skrzącymi się satysfakcją oczami.
Ostatnio edytowane przez Akarsana 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

- Co jest do cholery z tym miastem? - powiedział poirytowany szermierz, mijając po raz kolejny targ w Fargoth. Tradycyjnie Blaze zgubił drogę i nie wiedział gdzie iść. Mógł oczywiście zapytać się kogoś o wskazanie drogi, ale po jakimś czasie znowu by się zgubił i musiałby na nowo szukać drogi, po za tym Archer był zbyt dumny by pytać kogoś o drogę. Dalsze rozmyślania szermierza przerwało krótkie szarpnięcie w okolicach pasa. Blaze szybko zorientował się, że ktoś właśnie go okradł i tym kimś był mały wyglądający na 13-14 lat chłopak, uciekający w kierunku targu.
- Ej ty wracaj mi tu! - krzyknął szermierz ruszając w pogoń za złodziejaszkiem. Dzieciak był całkiem szybki i zwinny i początkowo z łatwością uciekał Archerowi. Szermierz nie był jednak w ciemię bity gdy tylko zbliżył się do uciekiniera na odpowiednią odległość wyciągnął Jesienny Deszcz i używając tylnej strony miecza podciął dzieciakowi nogi, ten przewrócił się, upuszczając ukradzioną sakiewkę z ruenami. Blaze schylił się po nią, następnie podszedł do chłopaka, który go okradł, złapał za ramię i podniósł go. Dzieciak zaczął się wyrywać i kopać, jednak szermierz trzymał go w stalowym uścisku.
- Nie tak szybko gagatku. Jeszcze z tobą nie skończyłem. - warknął nie puszczając chłopca. Cała sytuacja przyciągnęła sporą uwagę skutkiem czego pojawili się tutejsi strażnicy. Jeden z nich od razu rozpoznał chłopaka i zapytał się Arca co się stało. Szermierz wyjaśnił całą sytuację. Słysząc to strażnik postanowił ukarać złodzieja na miejscu jednak Blaze przeszkodził mu przystawiając mu nowo zdobytą katanę do gardła.
- Tknij go tylko a obiecuję, że to będzie ostatnia rzecz jaką zrobisz... - syknął przewiercając strażnika wzrokiem. Ten cofnął się mamrocząc coś o zadzieraniu ze strażą Fargoth.
- Sam się nim zajmę, nie ma potrzeby abyście się w to mieszali. - powiedział chowając broń z powrotem do pochwy. Strażnicy chcąc czy nie chcąc opuścili to miejsce, tak jak gapie, którzy wrócili do swoich zajęć.
- Powiedz mi chłopcze chcesz zarobić? - zapytał szermierz dzieciaka, którego trzymał. Ten przestał się wyrywać i spojrzał podejrzliwym wzrokiem na Archera, następnie zapytał go czego chce.
- Potrzebuję przewodnika po mieście jeśli się spiszesz możesz liczyć na dobry zarobek - powiedział wojownik wyciągając z mieszka trzy srebrne orły. Dzieciak zastanowił się przez chwilę, po czym przyjął propozycję Łowcy Piratów.
- No dobra, zaprowadź mnie do jakiejś karczmy, przydało by się coś zjeść - powiedział Arc, po czym razem z chłopakiem ruszyli do karczmy.

***


Po niedługim czasie szermierz wraz ze swoim przewodnikiem dotarł do karczmy. Gdy Blaze przekroczył próg zauważył, że miejsce było mocno zdemolowane, jednak Arc uznał, że obrządki w tym przybytku to nie jego interes . Podszedł więc do lady i od razu poprosił karczmarza o coś do jedzenia rzucając parę orłów na ladę. Sam karczmarz nie wyglądał lepiej od swojej karczmy, bardzo niezadowolony i pobity ruszył po pieniądze, szybko je zebrał i zniknął na zapleczu. W karczmie prócz niego znajdowało się kilku podpitych facetów oraz czarnowłosy typ z młodą dziewczyną. W sumie nic ciekawego. W końcu karczmarz przyniósł jedzenie dla szermierza i towarzyszącego mu chłopca, więc Arc zajął się chwilowo jedzeniem przerywając na chwilę by wypytać chłopca o kilka rzeczy takie jak imię i tym podobne rzeczy. Konsumpcje przerwało pojawienie się straży. Wojskowi od razu aresztowali i wyprowadzili właściciela karczmy. Zanim żołnierze opuścili budynek, Blaze odwrócił się od lady
- Ej, za co został zatrzymany? - spytał się dwóch ostatnich żołnierzy, opuszczali, którzy opuszczali karczmę. Żołnierze spojrzeli po sobie przez chwilę zastanawiając się co powiedzieć.
- Ten człowiek został aresztowany za morderstwo - powiedział w końcu jeden z nich, następnie razem z kolegą opuścili przybytek.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Kathleen popijała swoją herbatę. Nie było to może dokładnie to, czego oczekiwała, ale wydawała się nie narzekać na otrzymane zioła, które pachniały przyjemnie, delikatnie kojąc nerwy swą delikatnością. Loki siedział obok z wykałaczką w zębach i pełną lampką wina przed sobą. Uwielbiał wino i sięgał po nie w każdej dogodnej chwili, w której mógł odpocząć i się zrelaksować. Brakowało tylko jakiegoś grajka w tle do pełni szczęścia, przygrywającego jakąś rzewną balladę przy świecach i ciepłym blasku płomienia, tańczącego na oddechach ludzi siedzących przy stołach. Właśnie, ludzie. Było ich w tym momencie na prawdę niewielu. Kilku jeszcze leżało na podłodze z podbitymi oczami lub uszkodzonym zgryzem, dalej walały się krzesła i przewrócone stoły. Knajpa wyglądała, jakby w ciągu ostatniego dnia wydarzyła się tutaj burda z udziałem kilku walecznych delikwentów. "Czyżby to było nadal to samo pobojowisko, które ostatnio opuściłem?" Bardzo się nie pomylił. Jeszcze karczmarz nie zdążył posprzątać po ostatnim wieczorze. Lokstarowi w ogóle to nie przeszkadzało. Przynajmniej coś się dzieje, nie jest tam monotonnie i nudno w tej gospodzie. A wydarzyć się jeszcze mogło wiele.

         Loki podniósł rękę, przywołując gestem barmana. Gospodarz podszedł niechętnie, nie kryjąc na twarzy niezadowolenia z powrotu demona, który tak załatwił facjatę obsługującego go jegomościa - właściciela.
         - Czego chcesz? - prychnął. Wiedział jednak, że wypada obsłużyć przemienionego, gdyż miał szansę sporo zarobić.
         - Jeszcze raz to samo. – Loki wyszczerzył się, ukazując szereg białych zębów i zachodzące na nie kły. Uśmiech był tak samo miły, co szyderczy. Yallan miał w garści barmana dzięki swojej wypchanej sakiewce, która leżała tuż obok lampki z winem i butelki po nim.
         - Jasne... - wycedził i szybkim krokiem oddalił się w stronę zaplecza, klnąc coś pod złamanym nosem. Wszedł za bar by przygotować kolejną herbatę oraz wyciągnął na ladę kolejną butelkę szkarłatnego trunku, którą właśnie miał zamiar otworzyć.
         - Wezmę całą butelkę! - krzyknął Loki z uśmiechem. - Przepraszam za podniesiony głos. - Skłonił się głową do Kath przepraszająco. W tym samym momencie do karczmy wszedł kolejny gość w towarzystwie jakiegoś młodziaka. Zdziwił Lokstara widok trzech mieczy przy pasie. "A ten co? Tak szybko je niszczy, że tylu potrzebuje? Albo wszystkimi na raz walczy. Z jedną w zębach." Demon zaśmiał się w duchu, a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Niemal wykałaczka mu wypadła, gdy próbował pohamować się od śmiechu. Pewnie nie zachowywałby się tak, gdyby wiedział, jak blisko był prawdy. Tak czy owak widok szermierza robił wrażenie. Długie włosy, strój i chód mówił o pewności siebie. "Żeby tylko nie przeholował." Od ostatniego spotkania z upadłymi zebrało mu się na docinki względem potężnych istot. Może i nie miał z nimi szans w walce, na pewno jednak miał prawo do dyskusji. A każdy wkurzony osiłek, to... wkurzony osiłek, który mniej myśli w walce, a takiego łatwiej pokonać. Szybko jednak opanował się, gdy jego oczy powędrowały w kierunku jego towarzyszki, która nadal sączyła swoją herbatę z ziół. Nowo przybyły rzucił kilka monet na blat, a karczmarz aż podskoczył. Szybko zabrał pieniądze i poszedł na zaplecze. Po kilkunastu minutach wyszedł z jedzeniem dla miecznika i jego kompana, zabrał też herbatę i podał je na stół Kath, delikatnie się kłaniając. Nie był to jednak ukłon pełen szacunku. Raczej wymuszony. Nawet taki sprawił przyjemność siedzącym gościom. Kathleen lekko się uśmiechnęła na ten widok.
         - Łap! - Loki rzucił pełna monet sakiewkę w kierunku karczmarza. Ten złapał ją i odruchowo schował do kieszeni.

        Karczmarz zdążył zrobić zaledwie kilka kroków w kierunku baru, gdy drzwi wejściowe niemal wyleciały z zawiasów. Wtargnęło do środka kilku zbrojnych. Część z nich pomaszerowała wprost na zszokowanego i przestraszonego właściciela posesji, a kilku innych rozeszło się po całej gospodzie. Czegoś najwidoczniej szukali. Po kilku minutach poszukiwań wszyscy zebrali się w głównej sali i zgodnie wyprowadzili aresztowanego gospodarza. "A ten co przeskrobał?" Największe zaskoczenie miało dopiero nadejść.
         - Ej, za co został zatrzymany? - spytał siedzący przy ladzie miecznik jednego z rycerzy. Tamci przystanęli i jeden z nich spojrzał po swoim towarzyszu.
         - Ten człowiek został aresztowany za morderstwo - powiedział w końcu jeden z nich, następnie razem z kolegą opuścili przybytek."Kogo mógł zabić? Przecież on nawet jednego ciosu nie umiał przyjąć z męskością. A może...?" Jego twarz zrobiła się nagle poważna. Przypomniał sobie, jak poprzedniej nocy rudowłosa – Akarsana - zamordowała nieopodal pokusę. "Czyżby to ona zaaranżowała całą tą scenę?" Pilnował się, by nie dać poznać po sobie, że wie coś na temat wydarzeń, które właśnie miały miejsce. Szukał w tym wszystkim jakiegoś sensownego wytłumaczenia. Jedyne, co mu przyszło na myśl to to, że musiała nieźle nakręcić u straży, że nawet nie spojrzeli na niego, gdy mieli go pod samym nosem. Spodziewał się, że to po niego samego przybędą w taki sposób, a nie po niewinnego karczmarza. Ostatecznie tylko wzruszył od niechcenia ramionami i upił resztkę wina z kieliszka, po czym wstał i poszedł po swoją butelkę wina. Chcąc nie chcąc musiał przejść obok ostrzy i ich właściciela.
         - Zapewne tanie nie były. - Sięgnął po butelkę. - Co takiego wojownika jak ty, przywiało tutaj, do takiego miasta? - spytał bez większego zainteresowania. - Nie zrób sobie nimi krzywdy... – rzekł, wskazując na ostrza i odchodząc z butelką. Gdy się obrócił, jego oczom ukazała się ta sama dziewczyna, którą ostatni raz widział, gdy opuszczał karczmę w pośpiechu. Obszedł bar by sięgnąć po dodatkowy kieliszek. Gdy go zdobył spokojnym krokiem, tak aby nie rozlać nic podczas nalewania, podszedł do domniemanej sprawczyni całego tego zamieszania.
         - Witaj, Akarsano. To twoja robota? - Wskazał na drzwi, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowali się zbrojni. - Gratuluję... Nie wiem jak to zrobiłaś, ale skutecznie. - Teraz wskazał swój stolik, przy którym nadal siedziała Kath. - Przysiądziesz się do nas? - Podał jej kieliszek z winem, które ostatnim razem jej tak smakowało. - Nie daj się prosić. - Puścił do niej oko uchylając okulary. - Mam nadzieję, że mi tym razem coś więcej opowiesz o sobie. - Skończył wypowiedź typowo zalotnym tonem. Bezwiednie doprowadził ją do stolika i odsunął krzesło. - To jak? - spytał jeszcze raz równie miło.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Zastanawiające było to, że gdy człowiek zostaje opętany, przestaje odczuwać wszelakie emocje, potrzeby, a przede wszystkim zmęczenie.
Baldrughan zauważył tą właściowość już podczas trzeciego dnia podróży do Fargoth. Zbrojni, nad którymi przejął kontrolę w Ostatnim Bastionie podążali za swym panem, praktycznie bez jakichkolwiek oznak zmęczenie czy zniechęcenia. Mały oddzialik Upadłego zatrzymywał się jedynie po to by dać odpocząć wierzchowcom.

Niebieskie płaszcze zbrojnych Baldrughana powiewały na wietrze, który wywoływały mocarne skrzydła Upadłego, gdy tylko ponownie wzbijał się w powietrze, by kontynuować i tak już przydługą dla niego podróż. Niebieskie płaszcze, wyszywane w piecioramienne gwiazy zrobione z sopli były prezentem od Baldrughana dla jego "gwardii". W jednej z przydrożnych wiosek, które napotkali na swej drodze, Lodowy Anioł "uprzejmie poprosił" miejscowego krawca o wykonanie takowych. Baldrughan pragnął podarować jeden również Ragnexowi, ale Łowca Dusz stanowczo, acz uprzejmie odmówił. Reszta płaszczy została spakowana w juki wierzchowców, a wioska dzielnego krawca, w nagrodę za przysługę, nie została zrównana z ziemą.

Po paru kolejnych dniach osiągneli swój cel. Fargoth, miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia. Baldrughan był pewien, że wielu z mieszkańców owego miasta z chęcią stanie po jego stronie, aby wyruszyć na wyprawę przeciwko plugawemu Demonowi.
Upadły nie miał zamiaru pozostawić im żadnego wyboru.
Baldrughana interesowało też, czy Lokstar, jego były towarzysz, posłuchał jego uprzejmej rady i pomógł dotrzeć Syrenie do Fargoth. Jeśli nie, cóż tym lepiej dla Lodowego Anioła. Przemieniony i tak już go denerwował.

Po krótkiej pertraktacji z Strażnikami przy Bramie, chwilowym błądzeniu po zatłoczonych ulicach miasta (choć należy zauważyć, że ludzie dziwnie się rozchodzili, gdy na ulicy pojawiał się Lodowy Anioł, człowiek w czerni i grupa zbrojnych), oddzialik w końcu znalazł w miarę przyzwoitą gospodę, której drzwi były już wcześniej wyważone. Gdy Upadły doń wkroczył, w asyście Ragnexa i swoich strażników, zobaczył inną grupkę uzbrojonych mężczyzn brutalnie wyprowadzającą innego przedstawiciela rasy ludzkiej z budynku. Wyglądało na to, że miejscowa władza nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Gdy Lodowy Upadły znalazł się w Sali Głównej, w pomieszczeniu zaległa nieprzyjemna cisza. Wszechobecny chłód zaczął owijać wszystkich swym zimnym płaszczem. Zadowolony ze zwrócenia na siebie uwagi, Baldrughan lekko się uśmiechnął, co wyglądało jakby ktoś niestarannie drasnął ścianę góry kilofem.
- Nadchodzi nawałnica, mieszkańcy Fargoth. Oto macie przed sobą jej wysłannika. Czy któryś z was będzie na tyle odważny, bądź głupi, aby się jej przeciwstawić?.- Szept Upadłego przeszył ciszę, niczym podmuch lodowatego powietrza.
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Ragnex miał dosyć tej podróży nie było w niej nic interesującego spodziewał się jakiś niespodzianek typu bandyci na drodze. Nie poszczęściło mu się zbytnio, bowiem sama „wycieczka” mijała spokojnie. Żołnierze Upadłego podążali za nimi od samego początku wyprawy w ogóle się nie męczyli co było naprawdę nienaturalne. Wreszcie dotarli do upragnionego celu, do miasta zwanego Fargoth.
        Znaleźli się przed karczmą, Baldrughan jako pierwszy wszedł do środka za, nim jego wojsko a dopiero potem Łowca. Jego brat jak zawsze zaczął od „oziębłej” przemowy, która nie była zbyt miła dla uszu. Jaquze pokręcił głową.
- Szukamy sprzymierzeńców, a nie wrogów. Przestań robić teatrzyk i usiądź przy stoliku…
Sai spokojnym krokiem podszedł do jednego ze stołów . Nie chciał walki. Jednocześnie obawiał się czegoś, wiedział, że niedaleko jego osoby jest demon. Również osoby znajdujące się w środku nie paliły się do pokojowych rozmów. Piekielny słyszał szepty, otaczających go „stworzeń.” Żołnierze jego brata byli gotowi do ataku, Ragnex wyjął swój miecz na wszelki wypadek. Wiedział, że zaraz będzie tutaj niezła „jatka”. Szukał oczyma Demona oraz innych interesujących osób. Na razie nikt nie był na tyle ciekawy, by zwrócić jego uwagę...
        Wtem jeden z miejscowych ruszył w stronę Baldrughan’a. Najwidoczniej spieszyło mu się gdzieś. Albo na zewnątrz albo na tamten świat. Jedno było pewne. Nie będzie to piękna śmierć...
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Aresztowanie karczmarza wywołało zrozumiałe zamieszanie wśród osób przebywających w gospodzie, zwłaszcza po pytaniu zadanym przez Łowcę Piratów, gdy jeden ze zbrojnych wyjawił, o co został oskarżony gospodarz. Trudno się dziwić, że mniej odważni mieszkańcy zaczęli pojedynczo wymykać się z gospody - perspektywa raczenia się napitkami serwowanym przez potencjalnego mordercę mogła być nieco przerażająca.
        Jednak nie dla wszystkich, bowiem Lokstar wstał właśnie od stolika, przy którym towarzyszyła mu jakaś rudowłosa piękność i skierował się w stronę baru. Nie omieszkał oczywiście zaczepić po drodze miecznika, siedzącego nieopodal kontuaru. "Myślałby kto, że z niego taki zabijaka" pomyślała z przekąsem Akarsana, słuchając jak iluzjonista drażni się z wojownikiem. Wkrótce obiekt jej obserwacji zauważył lisołaczkę i podszedł do niej. Zadane pytanie brzmiało na retoryczne, odpowiedziała więc jedynie uśmiechem, powstrzymując się od teatralnego ukłonu po usłyszeniu gratulacji. Zawahała się za to nad zaproszeniem - zaczynało już ogarniać ją zmęczenie i najchętniej wróciłaby do wygodnego łózka.
        Jakby wyczuwając jej wątpliwości, Lokstar uchylił lekko okulary i puścił oczko. "Słabość do takich niezwykłych ślepi mnie kiedyś zgubi", zestrofowała sama siebie, przyjmując kielich i podążając za czarnowłosym w stronę stolika. Usiadła na odsuniętym uprzejmie przez van Yallana krześle, przechylając się w stronę jego nowej towarzyszki.
        -Jestem Akarsana, a ty? - przedstawiła się z miłym uśmiechem.

         Nie zdążyła jednak nacieszyć się sączeniem wina w dobrym towarzystwie, bowiem nagle temperatura spadła gwałtownie, a w pomieszczeniu znów zapadła cisza. Pełna złych przeczuć, Akarsana odwróciła powoli głowę w stronę wejścia. Jej oczom ukazała się grupka identycznie odzianych zbrojnych, prowadzona przez trudną do przeoczenia postać. Wysoki mężczyzna, o muskularnej sylwetce, białych włosach i imponujących skrzydłach, wyglądających jak ulepione ze śniegu, odziany był w lodową zbroję, a jego spojrzenie mroziło obecnych . Z zimnem skojarzył się Akarsanie również jego głos, gdy przenikliwym szeptem przedstawił swoją propozycję, której bliżej było jednak do groźby niż pokojowej oferty.
        "No nie" jęknęła w duchu lisołaczka. "Jeszcze jakiegoś samozwańczego lodowego przywódcy tu brakowało. I to akurat jak szefa nie ma w mieście!" Na zewnątrz utrzymała jednak niewzruszoną minę, wracając do dystyngowanego sączenia ulubionego trunku. Nie zamierzała na pewno wychylać się jako pierwsza, zwłaszcza że nie znała siły przybysza, a w gospodzie znajdowały się osoby bardziej odpowiednie do stawienia mu czoła. Chociażby Łowca Piratów. "Niech pokaże, czym zasłużył na taką sławę." Zanim jednak któryś z obecnych zdążył zareagować, od nowoprzybyłych odłączyła się niezauważona wcześniej przez Akarsanę postać. Czarnoodziany, zakapturzony mężczyzna nie miał najwidoczniej ochoty na wszczynanie zamieszek i usiadł spokojnie przy stoliku. Lisołaczka od razu go za to polubiła. "Chociaż jeden rozsądny" pomyślała. "Nie to co niektórzy" dodała, patrząc na miejscowego pijaczka, który nieco chwiejnym krokiem ruszył w stronę lodowego anioła. W nietrzeźwych oczach malował się zachwyt.
        - Łaaał, skrzydła! - Wykrzyknął z nabożnym podziwem, pokazując na najbardziej charakterystyczny element wyglądu przybysza, po czym z wrażenia aż usiadł.
        Ruda parsknęła śmiechem.
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Szermierz uśmiechnął się serdecznie do faceta, gdy spytał go o miecze.
- Fakt, nie należą do najtańszych, chociaż otrzymałem je wszystkie za darmo w wyniku różnych okoliczności. Nie mniej mają dla mnie większą wartość niż samo życie - powiedział, przerywając posiłek. Na uszczypliwą uwagę odpowiedział z nieco demonicznym uśmiechem - Bez obaw mam już sto lat wprawy. - Od razu zauważył dziewczynę sprzed posterunku straży.
- Więc masz na imię Akarsana... dobrze wiedzieć - pomyślał, obserwując dziewczynę, po czym wrócił do przerwanej czynności. Wtem lodowaty chłód zmusił go do ponownego przerwania posiłku. W karczmie pojawiło się kilku zbrojnych i dwóch gości wyglądających mu na piekielnych. Zapowiadała się większa rozróba, dlatego Blaze bacznie obserwował całą sytuację, by w razie potrzeby interweniować, a zapowiadało się, że będzie musiał użyć swoich mieczy szybciej, niż się spodziewał. Ten, który przemawiał wyglądał na typowego faceta z przerostem ego, a tacy w większości przypadków źle kończyli. Jego towarzysz wyglądał na bardziej rozsądnego ponieważ zrugał on wysłannika nawałnicy. Bardzo ciekawa para.
- To będzie dobra okazja, by wypróbować Pożeracza Demonów - pomyślał Archer, kładąc dłoń na rękojeści nowej katany.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Demon siedział przy stole z dwoma rudowłosymi kobietami. Jedna wciąż popijała swoje zaparzone we wrzątku zioła, druga, po próbie przedstawienia się sobie, dalej sączyła wino otrzymane przed chwilą od przemienionego. Loki odłożył na bok swój kieliszek i położył sobie na kolanach Mythie. Królik zadowolony ze swojego położenia przysiadł zwinąwszy się w kulkę i dał się głaskać właścicielowi. Yallan znów sięgnął po swój kieliszek i upił łyk rozglądając się wokoło. W karczmie zapanowała względna cisza. Nadal dało się słyszeć szmery i głosy bardziej podpitych biesiadników. Zerknął jeszcze raz na szermierza przy ladzie przy swoim posiłku i jego młodego kompana. Przyjrzał się też dziewczynom. Musiał przyznać, że były nad wyraz urodziwe. Po za tym obie miały płomienny kolor włosów co dodatkowo pobudzało zmysły. Na twarzy przemienionego zagościł uśmiech. Jednak nie był to uśmiech zadowolenia. Raczej pewności. W lokalu zrobiło się jeszcze ciszej. Kilkoro z gości pokazywało na siebie, to na okno i wydawali się być zdenerwowani. "A ci co? Czyżby karczmarz dosypał im czegoś do trunków?" Myśl szybko przerodziła się w swoisty żart, który lekko poprawił samopoczucie demona. Sięgnął by nalać sobie kolejną porcję wina.
        Gdy przechylił butelkę uderzyło go niespotykany chłód bijący jakby od wejścia. Gdy odwrócił głowę ujrzał wchodzących zbrojnych. Ubrani byli jednakowo w identyczne płaszcze co wyglądało dość niecodziennie w takim miejscu. Zanim Loki zdążył zorientować się ilu ich jest weszły jeszcze dwie postacie. Jedna ubrana na ciemno szybko się przemieściła w kierunku jednego ze stolików. Druga majestatycznie stanęła w przejściu skutecznie je zasłaniając swoimi lodowymi skrzydłami. Kłamca momentalnie rozpoznał w nim jednego z upadłych aniołów spotkanych kilka dni temu na pustyni w ruinach.
        - Nadchodzi nawałnica, mieszkańcy Fargoth. Oto macie przed sobą jej wysłannika. Czy któryś z was będzie na tyle odważny, bądź głupi, aby się jej przeciwstawić?.- Szept Upadłego przeszył ciszę, niczym podmuch lodowatego powietrza.
         - A ten tu czego? - Szepnął do siebie Loki. - Nawałnica? Co on? Wróżka pogodowa? - Nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia nie opuszczał go nastrój na żarty. Był to też rodzaj docinki. Na szczęście wiedział, że lodowy nie usłyszał tej zgryźliwej anegdoty na swój temat, co mogło by wywołać bardzo niepożądany skutek. Jakiś mocno podpity delikwent podszedł do skrzydlatego i z fascynacją przyglądał się jego skrzydłom. Był tak zaaferowany, że aż usiadł na ziemi. Na szczęście chyba tamten miał na tyle oleju w głowie, by zrozumieć, że pijaczyna jest zupełnie nieszkodliwy.
         - No to chyba czas sobie ponegocjować. - Rzekł z uśmiechem. Wstał z krzesła i złapał w dłoń swój kieliszek. Podchodząc w kierunku środka sali, konkretnie linii łączącej ladę z przejściem, gdzie stał lodowy. Loki chciał stanąć w takim miejscu by mieć wgląd na niemal wszystkich. Mijając zastęp zbrojnych i upadłego przełożył kieliszek do ręki bliższej źródłu chłodu. - Dzięki. Lubię dobrze schłodzone. - Po czym przeszedł jeszcze parę kroków. Zliczył szybko zbrojnych. Przeanalizował swoje szanse i wyszło, że w otwartej walce jest bez szans. Skoro nie mógł sobie poradzić z jednym lichem, którego jego domniemany przeciwnik zabił jednym uderzeniem swej włóczni, o czymś świadczyło. "Mam nadzieję, że nie dojdzie do konfrontacji. Jest zbyt potężny, a w około zbyt wiele potencjalnych ofiar." Sam się zdziwił takim tokiem myślenia. Zawsze nie zważał na to czy ktoś jest bezpieczny czy nie. Ale liczyło się to, że za jedną z dziewcząt, z którą siedział przy stole miał dostać wynagrodzenie. Więc na rękę było nie dopuścić do jej zranienia. Spojrzał jeszcze przez ramię na szermierza po czym oparł się plecami o ścianę w odległości kilku łokci od baru. "Jeśli ma do mnie interes to lepiej z dala od Akarsany i Kathleen. Tutaj może pomoc nadejść od szermierza, choć nie liczyłbym na tego chłopca. Droga na górę jest kilka kroków w lewo. Tam powinienem bez problemów przebić się przez drzwi i wyskoczy przez okno w razie problemów. Zbrojnych nie minę, ale mogę ich spowolnić. Chłodno kalkulował możliwe opcje. Wiedział, że w razie walki nie obejdzie się bez ran i śmierci. "No tak zostaje jeszcze ten nieznajomy co przybył z upadłym. Kim on jest i jakie zajmuje stanowisko? O co ja pytam? Tacy jak oni zawsze są po stronie silniejszych."

        Po przeanalizowaniu całej sytuacji pod każdym możliwym kątem, nawet włączając w to anioła, który znikąd wpadłby przez sufit w środek walki, wykreował w dłoni kartę. Zrobił to mocno na pokaz. Ponieważ karta pojawiła się w zgiętej ręce niedaleko twarzy demona.
         - Witaj, Baldrughanie. Co cię tutaj sprowadza? - Spytał grzecznie. Choć w głębi duszy, był mocno zdenerwowany. - Jak widzisz doprowadziłem twoją podopieczną do miasta? - Po pytaniu zaczął lekko ironizować. - Czy naprawdę potrzebowałeś oddziału by to sprawdzić? - Pytanie było mocno nie na miejscu, gdyż każdy wiedział, że upadły anioł szukał nowych ochotników do swojej armii. - Może mam wrażenie, ale twoja ostatnia "prośba"... - Wykonał gest palcami - ...była czymś w rodzaju rozkazu lub groźby. Niestety, ja nie słucham rozkazów. Nikogo. Problem polega na tym, że nawet jeśli w tej kwestii się dogadamy to chyba się nie polubimy, ponieważ, uprzedzając twoje pytanie, nie przyprowadziłem jej tutaj z twojego powodu. Zwyczajnie oczekuję za nią zapłaty. - Ciągnął delikatnie, nie podnosząc głosu i trzymając ton na wodzy. Wszyscy w okolicy mogli usłyszeć dialog między nim a upadłym. Miał tylko nadzieję, że jego wywindowana arogancja nie przysporzy zbytnich kłopotów. A przynajmniej nie do czasu, gdy uda się obmyślić dobry plan ewakuacji.

        Loki zastanawiał się czy nie przegiął swoim zachowaniem. W sumie nie wiedział do końca po co przybył tutaj upadły. Może faktycznie przybył tylko po ochotników i nie szukał zwady? Wszystko miało się rozwiązać w przeciągu kilku następnych chwil. Co by się nie działo nikt tutaj nie umrze. Nie dzisiaj.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

        Rudowłosa Syrena siedziała grzecznie przy stoliku sącząc herbatę, którą zakupił dla niej Lokstar. Zupełnie nie zwracała uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Pijani bywalcy karczmy jakoś wyjątkowo jej nie przeszkadzali, w sumie, im mniej się przejmuje tym lepiej śpi, czy jak to tam było. Jej nowy towarzysz siedział z wykałaczką w ustach i popijał czerwone wino. Wydawało się to dość niebezpieczne, bo co jeśli ten kawałek drewna utkwiłby mu w gardle? Kath nie potrafiłaby go uratować, a istoty będące pod wpływem alkoholu czy innych środków pewnie nie zwróciłyby uwagi na duszącego się Lokiego.
        Dziewczyna w tamtym momencie była w swoim świecie. Patrzyła na dno niemalże pustego, glinianego kubeczka i upijała z niego kilka kropel, tak jakby bała się, że zaraz zabraknie jej tego wyśmienitego płynu. Co prawda, nie była to taka herbata o jakiej marzyła, ale w zaistniałej sytuacji nie mogła narzekać. Darmo to darmo. Była tak bardzo zamyślona, że nawet nie zauważyła, kiedy Loki wstał i zaczął coś krzyczeć do karczmarza. Nie przejęła się również tym, że w tymże miejscu zaczęło pojawiać się coraz więcej istot i to tak uzbrojonych, że można by się domyślić, iż owe narzędzia nie służą jedynie do samoobrony. Z zamyśleń wyrwał ją dopiero właściciel karczmy, który postawił przed nią kolejny kubek z herbatą. A co jeszcze, ukłonił się! I jak ona mogła zareagować? Był to dość miły gest, więc po prostu się uśmiechnęła. Lekko, ale zawsze coś.
        W pewnym momencie do karczmy wparowało kilku zbrojnych i jak gdyby nigdy nic zabrali karczmarza. Jeden z tych najbardziej trzeźwych gości próbował się dopytać, jaki jest powód tego aresztowania. Okazało się, że chodzi o morderstwo. Czy na tym świecie istnieje chociaż jedna osoba, oczywiście poza nią, która potrafi nie zadźgać kogoś? Nie? Szkoda. Po chwili do ich stolika dosiadła się rudowłosa piękność. Kathleen aż rozdziawiła usta na jej widok. Taka słodka, piękna... niby niewinna, ale kolor włosów dodawał jej charakterku i takiego temperamentu.
        - Cześć, ja jestem Kath - wymamrotała, nadal patrząc na Akarsanę jak na obrazek.
        Pewnie patrzyłaby tak nadal, ale do karczmy weszli niespodziewani goście. Pech chciał, że jednego znała. Ten głos, ten chłód i ta pycha... niemożliwe, aby te trzy cechy miały dwie istoty. To musiał być Lodowy Anioł, którego poznała na pustyni. Cóż, nie pomyliła się. Razem z nim przybyło kilku zbrojnych i tajemnicza postać, którą widziała pierwszy raz. Jego nie było podczas walki z Lichem... czyżby Baldrughan podczas tych kilku chwil znalazł sobie przyjaciela? Niemożliwe! Ktoś z nim wytrzymał więcej niż godzinę?
        Loki, najwyraźniej zdziwiony obecnością zamrożonego puchacza, podszedł do niego. Kath była przekonana, że się pobiją, nawrzeszczą na siebie... ale nie spodziewała się takiej wymiany zdań.
        -Jak widzisz doprowadziłem twoją podopieczną do miasta? - powiedział Przemieniony. Czyżby tą "podopieczną" była właśnie ona? Czy ona wyglądała na taką, co ma milion opiekunów? Najpierw Vax, później Loki, a teraz Lodowy? To chyba jakiś żart... -...Zwyczajnie oczekuję za nią zapłaty - dopowiedział po chwili.
        O nie, tego nie mogła znieść. Wstała gwałtownie od stolika i podeszła do tamtej dwójki.
        - Słucham? Jaka zapłata? Za mnie? Czy ja wyglądam jak jakiś przedmiot z targu? Z ręki do ręki, Ty dostajesz w łapę, a ktoś mnie odbiera? To jakiś handel niewolnikami? No słucham! Odpowiedzcie mi! - Taki natłok myśli, potok słów...
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Jest wiele rzeczy, których Upadły naprawdę nie lubił. Jedną z nich było mylenie się. Ku swojej własnej furii, Baldrughan właśnie popełnił wielki błąd. Wypowiadanie upiornych gróźb w karczmie pełnej zapitych śmiertelników nie było zbyt mądrym pomysłem. Ragnex od razu to zauważył i usiadł w przy najbliższym stoliku, wcześniej karcąc Upadłego. Jakby był jakimś zamrożonym kundlem, którego można bić kijem, bo i tak cię nie pogryzie.

Upadły spodziewałby się wszystkiego, dosłownie, mógłby przewidzieć każdą nawet najbardziej nieprzywidywalną sytuację, która będzie miała miejsce po jego odezwie. Ale Upadły napewno nie spodziewał się, że jeden z zapijaczonych głupców wyjdzie na środek pomieszczenia, klapnie sobie przed nim i będzie głośno i bełkotliwie podziwiał upierzenie Isophieliona. Przez zlodowaciałe myśli Upadłego przemykały tysiące sposobów, jakimi mógłby uśmiercić nieszczęśnika. W ostateczności powstrzymał się. W końcu jego zadaniem nie było rozwalanie karczm i brutalne mordowanie prostaczków. A zachowanie pijaka nawet mogło podpaść pod fanatyzm lub zainteresowanie boską osobą Anioła, więc Baldrughan postanowił przymknąć na to oko.

- A i owszem, skrzydła, mały człowieczku. Widzę, że twój ulubiony trunek znacznie cię ośmielił i wlał w ciebie odwagę, czego nie można powiedzieć o reszcie bywalców tej karczmy. Należy Ci się nagroda.- Baldrughan skinął na jednego ze swoich gwardzistów, a ten, bez słowa, oddzielił się od reszty i dość brutalnie przytargał przed jego obliczę jedną z dziewek służebnych. Lodowy Upadły wbił swoje lodowe spojrzenie w przerażone oczy dziewczyny. Po pomieszczeniu ponownie poniósł się lodowaty szept Isophieliona:
- Podawaj temu człowiekowi napitek, dopóki będzie sobie tego życzył... Choćby i do śmierci....- Słowa Lodowatego przechodziły w cichy szept grozy. Posługaczka skinęła głową, błądząc otępiałym wzrokiem po twarzach obecnych, aż w końcu spojrzała na pijaka. Chwyciła zdezorientowanego mężczyznę za rękę i poprowadziła go do wolnego stołu. Po chwili wróciła do niego, niosąc tacę wypełnioną trunkami.

Baldrughan powoli rozejrzał się po karczmie i dojrzał kolejny stolik, oblężony przez istoty o nieprzeciętnych aurach. Były wśród nich dwie znajome...
Przy stole dostrzegł rudowłosą piękność o intensywnie niebieskich oczach i niezbyt pokaźnym wzroście. Śmiała się... Naprzeciwko niej siedziała dobrze znana Upadłemu Syrena, która towarzyszyła Vaxenowi na Szklanym Pustkowiu. Wygląda na to, że Lokstar wywiązał się z zadania.
Baldrughan postąpił parę kroków naprzód, w kierunku stolika, a jego straż bez słowa sunęła za nim. Upadły zastanawiał się gdzie zniknął Demon odpowiedzialny za przywiezienie Kath do Fargoth. Może już uciekł...

Odpowiedź na pytanie Upadłego pojawiła się tuż przed nim chwilę poźniej, w postaci samego Przemienionego. Loki wydawał się chłodno kalkulować swoje szansę w walce, ubarwiając to bezczelnymi stwierdzeniami i docinkami. Dopiero gdy Demon zakończył swój monolog, Baldrughan uśmiechnął się zimno, mierząc postać przemienionego chłodnym spojrzeniem. Głośny wybuch i protest Syreny wyraźnie zmieszał Lokiego, a Baldrughana wprowadził w jeszcze lepszy humor.

- Ależ droga Kath... To nie jest żaden handel niewolnikami- rzekł cicho Upadły, przywracając odpowiednią temperaturę w pomieszczeniu.- Po prostu, nasz wspólny znajomy Vaxen nie mógłby znieść faktu, gdyby coś się stało jego ukochanej rybce, dlatego najął swojego pobratymca, by ten dostarczył cię bezpiecznie do Fargoth. Ja tylko uprzejmie go zmotywowałem.- Szeptał cicho Lodowy Anioł, ubarwiając swoją wypowiedź hektolitrami ironii. Isophielion skierował pozbawione emocji spojrzenie na Ragnexa, wciąż siedzącego cicho w kącie. Wskazał oczami na Demona i zacisnął pięść, co dało chyba jasny przekaz. Baldrughan kontynuował swój monolog:
- Co do ciebie, drogi Lokstarze, byłem pewien, że będziesz wolał stanąć po stronie Demonów, aniżeli spróbować znaleźć szansę na swe oczyszczenie. Oczywiście, Demon ciągnie do Demona. Zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze. Lubisz chłodzone?- Baldrughan uśmiechnął się kpiąco i uniósł zlodowaciałą dłoń w kierunku kieliszka Przemienionego. Zacisnął urękawiczoną pięść, a szklany przedmiot w jednej chwili stał się bryłą lodu, tak zimną, że Lokstar musiał go upuścić, co oczywiście skończyło się zamianą go w drobne odłamki zlodowaciałego szkła.- Moje zdrowie, Bracie.- Wycedził Upadły i skierował swe kroki do stołu rudej dziewczyny i Syreny. Jego straż powoli poruszała się za nim, łypiąc na wszystkich dookoła bezbarwnymi spojrzeniami. Baldrughan zatrzymał się przy stole, otoczony przez swoich ludzi, którzy ostrzegawczo trzymali swe kolcze rękawice na rękojeściach broni. Baldrughan nie był głupcem. Doskonale wiedział, że pijacy to nie jedyni klienci karczmy. Jego szczególną uwagę przykuł elf siedzący przy ladzie. Musiał przyznać, że sam wygląd mógł dawać mu przewagę nad niektórymi przeciwnikami.
Upadły oparł się dłonią o drewaniany blat stołu, jakby pytająco patrząc na rudą dziewczynę, siedzącą naprzeciwko syreny. W karczmie powoli zaczęła powracać normalna, beztroska atmosfera pijactwa. Niektórzy tylko, bardziej trzeźwi z niepokojem zerkali na Baldurghana, a niektórzy z zazdrością łypali na stale obsługiwanego pijaka, który wydawał się być w stanie alkoholowej euforii.
Awatar użytkownika
Ragnex
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Piekielny - Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ragnex »

        Zakapturzony wstał z krzesła, poprawił swój płaszcz, uśmiechnął się wrednie i podszedł do Baldrughana powolnym krokiem. Stuk za stukiem. Dobył swą broń i o dziwo skierował ją w stronę swego „sojusznika”. Ściągnął kaptur. Widział kątem oka niezadowolenie Upadłego przebiegiem tej sytuacji. Ragnex chrząknął. Uśmiech znikł z jego twarzy. Spoważniał.
- Och, mój bracie. – Ironia kipiała z jego słów. – Co ty planujesz? Obłuda to twojego drugie imię? Do tego chcesz mordować niewinnych ludzi… Tylko po to tu przyszedłeś!? A może tworzenie sobie armii „wyznawców” to tylko pretekst, by dostać się do czegoś o wielkiej mocy? Jaki jest cel tej twojej podróży?!
        Łowca zadawał tyle pytań, jednak wiedział, że dostanie mało odpowiedzi. Był świadomy, że ryzykuje swoim życiem, wystawiając miecz przeciwko aniołowi. Wszystko było podejrzane, w jednej chwili okazało się, że jego kompan zna Vaxena, ba, nawet kiedyś z nim współpracował. Do tego ten Lokstar – demon. No i oczywiście kobieta, która krzyczała na temat handlowania ludźmi. Jaquze opuścił wymierzoną broń, westchnął.
        - Mam nadzieje, że mi wszystko wyjaśnisz… Lodowa księżniczko. – Piekielny zaśmiał się szyderczo.
Spojrzał na Baldrughana z pogardą, tak by go zdenerwować.
Awatar użytkownika
Akarsana
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Akarsana »

        Wiedziała, no po prostu wiedziała, że to koniec jej nadziei na odpoczynek po meczącym dniu.
- Nie do pomyślenia, żebym to ja musiała robić za głos rozsądku...- mamrotała pod nosem, wstając od stolika. Podeszła do syreny, która wcześniej wydawała się spokojną i cichą osobą, teraz jednak emanowała podenerwowaniem. Akarsana objęła ją ramieniem, kierując delikatnie w stronę ławy. - Chodź, kochana, napij się herbatki i uspokój. Widzisz przecież, że żaden z tych dżentelmenów nie zamierza zrobić ci krzywdy. Wręcz odwrotnie, każdy z nich stara się na swój sposób zapewnić ci bezpieczeństwo. Więc nie bulwersuj się, tylko usiądź i podziwiaj przedstawienie, ciesząc się z otaczającej cię troski. - Snując tę przemowę, lisołaczka doprowadziła Kath do stolika, wysyłając w jej stronę impulsy uspokajającej magii. Po drodze spojrzała wymownie na Lokstara, mając cichą nadzieję, że pomimo utraty wina w tak bezczelny sposób, iluzjonista zachowa rozsądek i nie da się sprowokować.
        Niestety, ledwo udało się uspokoić syrenę, na scenę wkroczył kolejny podirytowany osobnik. Zakapturzony towarzysz lodowego anioła, którego opanowanie tak przypadło lisołaczce do gustu, stracił je właśnie i podniósłszy się z krzesła, skierował ostrze przeciw dotychczasowemu sojusznikowi. Krzyczał coś o mordowaniu niewinnych i tworzeniu armii wyznawców w celu zdobycia mocy... Akarsana z trudnością powstrzymała ochotę uderzenia głową o stół. "Pięknie, po prostu cudownie! Coraz lepiej!". Do kompletu zamieszania brakowało jeszcze tego demona, o którym wspomniał anioł. Nie, moment, on wspomniał o dwóch demonach! Głowa rudowłosej automatycznie zwróciła się w stronę Lokstara. To mogłoby tłumaczyć jego niezwykłe oczy. Ale prawdopodobnie oznaczało również, że szarmancki czarnowłosy nie był jedynie zwykłym iluzjonistą, za którego go uważała. Jej zaintrygowane spojrzenie wwiercało się wręcz w obiekt rozmyślań. "Co jeszcze ukrywasz, Lokstarze van Yallan?"
Awatar użytkownika
Arc
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arc »

Blaze od jakiegoś czasu czujnie obserwował całą tę sytuację, która była mocno napięta.
- Schowaj się - powiedział do swojego młodego przewodnika. Chłopak początkowo nie zrozumiał, o co mogło szermierzowi chodzić, jednak krótkie spojrzenie na poważny wyraz twarzy wystarczyło, by pojął, że coś się święci, więc bez zbędnych pytań wycofał się w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
- Jeśli wy dwaj chcecie sobie coś wyjaśnić, możecie to zrobić na zewnątrz. Chyba, że mam wam osobiście wskazać którędy do wyjścia? - powiedział zwracając się do obu piekielnych i miażdżąc ich wzrokiem. Wolał najpierw "grzecznie" wyprosić tych dwóch, zanim narobią kłopotów. W ostateczności będzie musiał użyć mniej subtelnych metod, co będzie się wiązać z "małą" demolką i kilkoma poszkodowanymi. Z drugiej strony taka bójka będzie bardzo dobrą okazją do wypróbowania nowego oręża i sprawdzenia się w walce. Problem polegał na tym, że Archer nie wiedział, z kim dokładnie ma do czynienia i jak zareagują piekielni na jego słowa. Być może skończy się na kilku ostrych słowach, a być może zaraz rozgorzeje się tu gorąca walka. Blaze ryzykował, próbując załagodzić sprawę, choć tak naprawdę samo przebywanie w tym towarzystwie było dużym ryzykiem, więc jak dla niego nie było wielkiej różnicy
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości