Fargoth[Wioska nieopodal Fargoth]Kuźnia Fey

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Gyahahahaa! Oni zdawali się być bardziej szaleni od grabarza! Wybrali go na przywódcę? Jego? Starego psychopatę, który nie zdradzał nic ze swoich umiejętności? -Nie sssądzę, żeby to był dobry pomysssł! -starał się oponować Adrien chociaż nikt i tak go nie słuchał... Pięknie, miłe złego początki. Jak on miał ich prowadzić? Tym powinna zająć się ta kowalka, a nie on... Właściwie Nurdin był by do tego lepszy, ale skoro bał się tej wyprawy bardziej niż Grabarz spotkania z Bogiem to cóż... pozostało mu jedynie to przemilczeć i zgodzić się na powierzoną mu funkcję mając nadzieję, że podoła zadaniu.
Czuł, że powoli zaczynają mu drżeć dłonie- zawsze tak miał gdy nie mógł znaleźć jednego ze swoich włochatych towarzyszy... Może i często wydawał się być dla nich oschły czy też nawet bezduszny, ale... jakoś ciężko mu było wyobrazić sobie życie bez któregoś ze szczurów. Ile to już je miał? 10 lat? Może nawet i z 13, toteż odpowiedź Feyli jeszcze bardziej go zaniepokoiła. A co jeśli zwierzak już nie żył? albo gdzieś umierał? O nie... nie zamierzał opuścić przybytku kuźni bez ukochanego zwierzaka.
Argentum, wyłaź, przydasz mi sssię na coś... Mruknął cicho a czarna, zaspana kulka wyjątkowo posłusznie wyszła mu z za grabarskiej szarfy w której uwielbiał sypiać.
-Coś się stało? Zapytał zaciekawiony w zabawny sposób poruszając wąsikami i unosząc pyszczek do góry. Oczywiście nie zdawał sobie sprawy co się działo wcześniej- przespał całą sytuację.
-Owszem... Grabarz wyciągnął go kładąc go sobie na dłoni i przysuwając bliżej twarzy. -Sssłuchaj... puszczę Cię teraz po podłodze i będziesz szukał swojego brata... Jak znajdziesz to mnie zawołaj, jasssne? Mówił spokojnie, cicho, wciąż z psychodelicznym uśmiechem tak bardzo dla niego charakterystycznym, choć w środku drżał z obaw i niepokoju.
-A gdzie on jest? Znowu nawiał na panienki beze mnie? Pisnął Argentum obrażony i prychnął z oburzeniem. -Wiedziałem, że jest wredny, no ale żeby tak beze mnie... Szczur stanął na tylnych łapkach węsząc w około.
-Jessst gdzieś w kuźni, masz go znaleźć, potem ci opowiem co sssię stało, bo i tak mi nie uwierzysz... Zachichotał cicho i opuścił pupila na podłodze samemu siadając do stołu i czekając na wieści.
Krasnolud gadał głośno, zdecydowanie za głośno... Białowłosy wprawdzie nie słyszał wszystkiego, ale zdecydowaną większość jego "domysłów" zdołał wychwycić jdnak nie czuł się urażony czy chociażby zniesmaczony jego zachowaniem, choć oczywiście nie byłby sobą gdyby potem tego nie skomentował. "Ah...naprawdę, ciekawie nam się współpraca układa, żyć nie umierać...ihihihi, zdaje się, że o mnie wie więcej niż ja sam" Stukał paznokciami żałobny Requiem zupełnie nie bacząc na konsternację pozostałych gości. Wtem poczuł jak coś ciągnie go za szatę, jak małe łapki próbują wskrabać mu się na kolana, więc odruchowo spuścił wzrok z ulgą stwierdzając, że to jego czarny ulubieniec. -Adrien, mam go. W skrzynce go zamknęli, dyplomatycznie milczy kto to, ale to chyba ta ładna panienka. Wyjaśnił konspiracyjnym wchodząc mu na ramię i gadając mężczyźnie do ucha. O tak, taki szczur to skarb, dzięki nim Grabarz zawsze wiedział co w trawie piszczy i jak najlepiej się w życiu ustawić, więc od lat to wykorzystywał do pozyskiwania informacji a potem sprzedawania ich w dobrej cenie, to jest cenie...śmiechu... Może to i szalone, ale taki już był; mógł sprzedać dowolną informację jeśli tylko zainteresowany jej kupnem umiał go rozbawić.
Wielkim nietaktem byłoby myszkowanie po cudzym domu, więc chcąc nie chcąc Adrien musiał zaczekać na parę kowali. Tę dość zabawną dla Upadłęgo atmosferę przerwało przyjście kolejnej osoby, w której ten rozpoznał matkę dzieciaków od dachu, które właśnie czyściły jego konia. Kobieta oczywiście też mężczyznę rozpoznała od razu zaczynając biadolić. -Olaboga, panie kochany, ja bardzo za dzieciaków przepraszam, konia pewnie nastraszyli, cud, że nie pokopał, bo to dobre dzieciaki są, tylko wie pan, rzadko my mamy okazję kogo nowego w wiosce spotkać to i ciekawe byli kto to przyjechał, a że koń sensacyję wzbudza to zoboczyć chcieli tylko i... Od jazgotu i nic nie wnoszącego lamentu Crevanowi uszy puchły, więc uciszył ją tylko gestem dłoni. - Droga pani, pani sssynowie dossstali już karę adekwatną do przewinienia, nie ma potrzeby aby sssię dalej nad tym rozwodzić... Uśmiechnął się do przestraszonej kobiety na tyle uprzejmie na ile pozwalały mu nerwy i teraz zwrócił się do Nurdina. -Ah... doprawdy, różnie mnie już w życiu nazywano...śmiercią, upiorem, bogiem śmierci... ale tak jak pan to zrobił to jeszcze nikt mnie nie podsssumował... Zaśmiał się cicho i o tej sprawie też zapomniał, uwielbiał wprowadzać ludzi w zakłopotanie.
Sam osobiście nie był głodny, nie lubił jeść mając ważną sprawę na głowie. Spodziewał się też, że nie za wiele pośpi- chciał to sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, rozpracować po swojemu wcześniej chcąc porozmawiać z krasnoludem i postarać się wycisnąć z niego każdą możliwą informację. Wstał od stołu i wyjrzał przez okno i sprawdzając jak chłopcy radzą sobie z koniem. Widać dobrze, bo zwierzak stał spokojnie i nie wierzgał czy też nie stawał dęba. -Panienko... Prosssiłbym o uwolnienie szczura ssspod ssskrzynki... Nikt nie lubi sssiedzieć w zamknięciu, prawda? Zapytał szepcząc jej do ucha stojąc tuż za nią i uśmiechając się rozbrajająco szczerze. Zapewne zabawny był też fakt iż wszyscy spodziewali się, że Adrien jako grabarz będzie woniał nieprzyjemnie trupim odorem czy też koniem a on... przyjemnie pachniał różami.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla, bez skrupułów że właśnie objadają zapasy biednej kobiety, od razu zabrała sie za posiłek. Ucztując z Nurdinem należało jeść szybko, inaczej odchodziło się od stołu głodnym. Krasnolud pochłaniał kolejne porcje błyskawicznie, tak jakby w ogóle nie potrzebował ich przegryzać. Kowalka zdecydowała się zająć miejsce przy stole pomiędzy lisołakiem i elfem. Grabarz i Nurdin mieli do omówienia swoje sprawy, a poza tym Adrien w jakiś sposób ją niepokoił. Nie potrafiła zrozumieć jak zdołał przekonać pozostałych mężczyzn że tak łatwo oddali mu dowodzenie, mimo że z całej trójki to on wyglądał najbardziej niepozornie. Albo ta sprawa z panią Czok. Dziwnym zbiegiem okoliczności kobieta cały czas przepraszała właśnie grabarza, tak jakby to on poniósł największą krzywdę. Przecież to ich dach zniszczono, a patrzenie na konia nie jest żadnym przestępstwem. Zajęta jedzeniem zupełnie zapomniała o sprawie z szczurem. Od razu postanowiła nałożyć sobie potrójną porcję bigosu. Raz że uwielbiała to danie, a po drugie bigos stanowił na stole jedyną potrawę nie składającą się wyłącznie z mięsa i sosów. Nurdin dodatki w postaci jarzyn traktował przy posiłku równie zbędnie co noże i widelce.
- Proszę - zwróciła sie do Likaara oddając mu sztylet - robota skończona. Zapewniam iż nowa rękojeść będzie mocna i posłuży długo. Przyznam że piękna broń. Na pewno nie pochodzi stąd. Nikt tu nie wyrabia tak kunsztownych rzeczy. Zresztą w ogóle nie widujemy tu osób takich jak pan. Pochodzisz z daleka? - Feyla uznała że warto dowiedzieć się co nieco o osobach z którymi ma spędzić kilka następnych dni. - Cóż takiego sprowadza cię do Fargoth? A ta cała hmm jakby to nazwać ... przemiana? To boli?
- A pan to nawet nie zdążył powiedzieć w jakiej sprawie sie tu pojawił - zaczepiła Balwura. - Bo chyba nie chodzi tylko i wyłącznie o dostarczenie mi tej bryłki? Jest wiele prostszych sposobów na pozbycie sie niechcianych minerałów. A tak w ogóle to mam na imię Fey, jestem tu główną kowalką, chociaż oficjalnie kuźnia należy do tego krasnoluda- wskazała Nurdina - który to pije za dużo i za chwilę zacznie tu chrapać przy stole. Podejrzewam że nasz nowy dowódca nie będzie dziś w stanie wyciągnąć żadnych cenny informacji. Nurdin łatwo się upija a potem długo śpi, także proszę zaplanować sobie nocny pobyt w wiosce .
Smaczne jedzenie oraz rozmowa z gośćmi zupełnie rozluźniło kowalkę, toteż gdy grabarz nieoczekiwanie podszedł do niej i poprosił o wypuszczenie szczura z klatki, kompletnie zaskoczona spytała na głos:
- Mam wpuścić sznurek w gatki?
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Adrien miał dość mocno stępiony smak, toteż jeśli już brał się za gotowanie a robił to możliwie rzadko, to jest raz na trzy, cztery dni a potem po prostu odgrzewał, to strasznie mocno przyprawiał potrawy inaczej po prostu były dla niego bez smaku, mdłe i pospolite, toteż sobie darował ruszanie czegokolwiek. Chciał po prostu już zabrać szczura i mieć spokój aż do końca wieczoru, aż do dyskusji z Nurdinem, który to nieźle sobie pofolgował z alkoholem... Miał już w głowie ułożony jako taki plan co gdzie i jak zrobić, choć na razie był to wstępny szkic pomysłu, który i tak będzie musiał sobie rozrysować, ale do tego będą potrzebny mu szczury. Dwa. Całe.
Odpowiedź Feyli zbiła z tropu białowłosego, który coraz bardziej martwił się o zwierzaka. Wszystko zaczynało przybierać nieciekawy obrót, zupełnie nie taki, jaki by sobie grabarz zażyczył. Jedno było pewne- nie ruszy się stąd dopóki nie odzyska Auruma i nie dogada się z tym krasnalim pijakiem choćby to miało trwać miesiąc.
-Panienko... nie przyssstoi mi myszkować po Twojej kuźni, acz jeśli będę zmuszony sssam wyciągnę szczura ssspod ssskrzynki... -Oczywiście kowalka nie wiedziała skąd Adrien ma informacje gdzie jest zwierzak co musiało wyglądać jeszcze dziwniej w jej oczach, ale nie dbał o to. Póki co był spokojny, choć aż dziw, że spod grzywki nie prześwitywały złotozielone oczy ciskające gromy na prawo i lewo. Po co kłamać, skoro panienka doskonale zdawała sobie sprawę, że Grabarz wie gdzie zwierzak jest? Czy naprawdę warto tak rozpoczynać współpracę?
Drugi ze zwierzaków zaczął wiercić się pod grabarską szarfą słysząc całą rozmowę i denerwując się coraz bardziej na swojego pana, że jest taki łagodny i po prostu zwierzaka nie wyciągnie, więc wystawił łepek starając się wyglądać groźnie czy też strasznie, ale zamiast tego wyglądał uroczo i łagodnie jak mały kotek.
Awatar użytkownika
Likaar
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Likaar »

Zasiadł do stołu, obejrzał wszystko co znajdowało się na nim i nadawało się do jedzenia. Nic ciekawego, no może poza grubymi plastrami mięsiwa, najprawdopodobniej szynki. Pochwycił jeden i pokroił spokojnie. Skosztował. Smak szału nie powodował, a nie było też takie złe. W skali dziesięciostopniowej byłoby sześć. Popił słodką kawą co pewnie wyglądało dziwnie. Otrzymał ostrze z powrotem, rękojeść wykonana lepiej niż w oryginale. Imponujące.
- Broń nie da się pominąć jest piękna, tania też nie była. Kupiłem ją w Karnsteinie jak skończyłem tam służbę i szkolenie. A pochodzę z Adrionu. Moje pochodzenie i ogólnie ja to jest dość obszerny powiedziałbym temat, można spokojnie powrócić do niego innego wieczora. - stwierdził po czym obdarował dziewczynę szczerym uśmiechem.- A przemiana nie jest bolesna. Tylko jakby się umysł rozbijał na dwie części, ale tylko wtedy, gdy chce się być po części w jednej i drugiej formie. Ale przy przemianie całego organizmu nie ma żadnych problemów i jest to szybkie. Tak przynajmniej mają lisołaki, nie wiem jak inni zmiennokształtni. Podobno niedźwiedziołakom zajmuje to nawet pół minuty. Według mnie porażka.
Fey zagarnęła potem do elfa. Nie gniewał się bo i nie było o co. Sam natomiast przemieszał zawartość kubka odpowiednim jego ruchem i wypił całość. Następnie powoli pochłaniał to co miał na talerzu. Uzywał do tego pazurów hybrydziej formy dłoni.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

- Szczur? A tak , jasne. Już podaję. – „On chce zjeść szczura?” pomyślała Feyla zanim dotarło do niej o jakiego gryzonia dopomina się grabarz. Przeklinając sama siebie, uznała ze najlepiej będzie wyjść z niezręcznej sytuacji w stylu typowo nurdinowskim, to znaczy obciążając winą rozmówcę – Niebezpiecznie jest tak puszczać zwierzaki same. W kuźni aż roi się od przedmiotów którymi taki maluch mógłby zrobić sobie krzywdę. – Tłumaczyła, zastanawiając się przy tym skąd mężczyzna wiedział gdzie jest jego gryzoń? Jedyne rozwiązanie jakie przychodziło jej do głowy to iż Adrien musiał widzieć jak zamyka Auruma pod skrzynią. Tylko po co w takim razie aż tak bardzo się denerwuje? Kowalkę ciekawiło także czy widział jak próbuje zabić szkodnika młotem oraz że wepchnęła tam łapkę na szczury. Ta ostatnia zapewne zdążyła już urwać głowę zwierzakowi . Miała plan by odwrócić w jakiś sposób uwagę mężczyzny, zajrzeć dyskretnie pod skrzynkę i ewentualnie podmienić zwierzaka jeśli okazałoby się że szczurek w klatce jest martwy. Problem że nie miała zwierzaka na podmianę, a i grabarz wydawał się tak zdeterminowany, jakby odzyskanie pupila było teraz najważniejszym zadaniem na świecie.
Nurdin chrapał już donośnie, więc na jego pomoc nie było co liczyć.
- Pani Czok, naprawdę nie musi nam pani usługiwać. Jeśli chodzi o dach to w ogóle się nie gniewamy, chociaż byłoby miło gdyby ten pani starszy urwis pomógł go naprawić. Może zawołałaby pani Roya, to ustalę z chłopakiem co i jak. – Feyla liczyła ze mały będzie w stanie dostarczyć jej zwierzaka.
Ledwo pomyślała o chłopaku, Roy pojawił się w drzwiach jak za dotknięciem czarodziejskiej ręki. „Dziś to mnie już nic nie zdziwi” uznała kowalka.
- Mamo! Musisz uciekać!. Idą tu ludzie młynarza. Cała banda. Będą się mścić. Mają miecze i łuki. Chcą spalić tą budę – krzyczał chłopak, po czym zauważył gniewne spojrzenie kowalki i szybko się poprawił – Znaczy chcę spalić kuźnie.
Znając młynarza, Feyla mogła przypuszczać że nie odpuści on publicznego upokorzenia jakim było zasadzeniu mu kopa w tyłek. Dziwne że zorganizował się tak szybko, ale widać urażona duma to najlepsza motywacja.
- Ilu ich jest? – Spytała nie przerywając pałaszowania bigosu. Chłopak pokazał wszystkie palce, po czym zamykając obie dłonie w pięści ponownie je rozprostował. – Znaczy dwudziestu? Do licha, nie uczy pani dzieciaki liczyć? – Wściekła się kowalka. Jeśli mieli zamiar użyć podpalanych strzał, to warsztat szybko ogranie żywioł. Nie było sensu go bronić, a już na pewno nie tu. Zdaje się ze tym razem będą zmuszeni dać przedstawienie przed całą wsią. Jakąkolwiek liczbę ludzi prowadził młynarz, pewne było iż za grupą zbirów podąża o wiele liczniejsza grupa ciekawskich. Należało też wyprowadzić kobietę z dzieckiem no i śpiącego krasnoluda. „To tyle z twoich zapewnień co zrobisz, broniąc domostwa. Będziesz gigantycznym garbem na plecach.” – Pomyślała przyglądając się krasnoludowi. Feyla optymistycznie uznała, ze cała sytuacja ma też pozytywne strony. Chciała zamieszania to i je ma, a po drugie w końcu właśnie wybrali dowódcę, więc dajmy mu szanse się wykazać.
- Lordzie kapitanie? – zwróciła się do Adreina, przyciągając przy okazji Roya do siebie i szepcząc mu do ucha – Wyprowadź matkę tylnym wyjściem. A potem wróć tutaj i przynieś mi białego szczura. Żywego. Tylko nie pytaj po co.
Z zewnątrz dał się słyszeć już głos młynarza:
- No chłystki! Tacy z was byli bohaterowie jak mieliście przewagę liczebną! A co powiecie teraz tchórze? – Śmiał się głośno mężczyzna.
Ostatnio edytowane przez Feyla 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Balwur
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Balwur »

Wsłuchiwał się w słowa Feyli i jej rozmowę z lisołakiem. Można dowiedzieć się na prawdę ciekawych rzeczy. Sam nie zdążył odpowiedzieć na pytania, gdyż najpierw mówił Likaar, a potem wbiegł jakiś dzieciak, którego już widział. Udało mu się odpowiedzieć tylko na temat tej "bryłki":
-Zobacz sama czym ona jest. O wiele bardziej pewnie przyda się tobie niż mi. Runa, choć prosta wykonana została z możliwe, ze setek lub większej ilości mikroskopijnych run. Zatem patrząc z każdej strony możesz zauważyć coś innego. Uznałem, że zrobisz z tego większy użytek niż ja - Następnie ten dzieciak zaczął coś wykrzykiwać. Usłyszał, że idzie tu mściwy młynarz i jego banda. Nareszcie jakaś akcja. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebował, choć zapewne dalby radę sobie sam z całą bandą. Nie miał zamiaru czekać aż przyjdzie tutaj i spalą kuźnię. Wyszedł około pięćdziesiąt metrów przed nią. Dobył swego łuku z sylwanodrzewa i w pierwszej kolejności dobył jedną z pięciu strzał - tę z runą mrozu. Napiął cięciwę i wymierzył prosto między oczy młynarza. Był bardzo dobrym łucznikiem, a wzrok miał dobry, jak mało kto, więc problemów z trafieniem mieć nie powinien. Bez większego namysłu strzelił z nadzieją, że go trafi. Był w miarę blisko, więc szanse na niepowodzenie były małe. Następnie wystrzelił po dwie takie same strzały w dwóch przeciwników z lukami, a ostatnie dwie okazały się runami paraliżu, więc równie strzelił w łuczników, a jeśli okazało się, ze było ich mniej, to w mieczników. Na szczęście z odsieczą przybył jego zwierzęcy towarzysz - lodowy feniks imieniem Nivis, który atakował wrogów swym mroźnym oddechem. Powinno to unieszkodliwić co najmniej kilku przeciwników
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Dyskusja lisołaka i Feyli obchodziła go tyle, ile zeszłoroczny śnieg. Czy tak ciężko było jej zrozumieć, że on chciał tylko odzyskać swojego zwierzaka za wszelką cenę? Ile mógł to tłumaczyć komuś, kto go nie słuchał? Nie lubił się powtarzać, gdy sprawa była tak oczywista i nie podlegała zbędnym dyskusjom. Feyla do mistrzostwa opanowała bardzo nurdinowski sposób wychodzenia z opresji zwalając winę na kogoś innego, co jej swoją drogą świetnie wychodziło... No ale... przecież zwierzak sam wyszedł, prawda?
Dalszą dyskusję przerwał zgiełk, nadejście młynarza z bandą tępawych osiłków dalej zwanych jako tania siła robocza... Czy naprawdę chciał teraz robić awanturę na pół wioski? Cóż... To chyba tyle by było z wyprawy, trzeba będzie się zwijać i to szybko, inaczej nie będzie już czego po nich zbierać. Ich było 4, tamtych 20... Nawet magia im nie pomoże, bo tej Adrien używać nie zamierzał. Co chyba że... a jeśli zwalić to na wypadek? Kuźnia, piece, gorąco... To normalne, że ktoś może się poparzyć ogniem, nieprawdaż?
-Przeżyj i nie daj sssię zabić. -odpowiedział z bardzo okrutnym i sadystycznym uśmiechem białowłosy. Nie był dobry w wydawaniu poleceń, to prosty komunikat, del. Był bardzo spokojną osobą, do czasu oczywiście... Jeśli ktoś go atakował nie miał dla niego litości i tak było też tym razem. Nastawił sobie kostki w palcach z bardzo nieprzyjemnym: "PYK!" i z ciężkim sercem sięgnął pod rozcięcie szaty wyciągając spod niej miecz o niesamowicie długim i cienkim ostrzu mierzącym około 120cm nie licząc klingi zdobionej w krzyże. Cóż, Adrie był wysoki, więc okrycie takiego miecza pod szatą nie sprawiało mu najmniejszego problemu i broń pozostawała niedostępna dla wzroku rozmówcy. Choć nie było to łatwe starał się zachować jak największy spokój by po prostu przypadkiem nie puścić całego przybytku z dymem tym samym nie zdradzając kim jest. Odłożył kapelusz cofając się nieco w głąb pomieszczenia jakby nie do końca będąc pewnym czy warto atakować czy też tylko się bronić... Ale...przecież najlepszą obroną jest atak, czyż nie? Przemyślenia na temat sposobu rozprawienia się z młynarzem i bandą debili przerwał mu rumor, który jak się okazało sam spowodował wpadając w jakieś skrzynki i omal się nie wywracając w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Wśród całego zgiełku wyłowił jeszcze jeden dźwięk, szczurzy pisk tak przenikliwy, że niemal pękły mu bębenki w uszach... Białofutry Aurum wyczołgał się spod fali przedmiotów z łapką na myszy z ogonie miotając się przeraźliwie, choć Adrien tego nie widział, nie umiał zlokalizować skąd dźwięk dobiega. Jedyne co mógł zrobić w tej patowej sytuacji było wypuszczenie czarnego zwierza by ten zabrał go gdzieś w bezpieczne miejsce, co też Grabarz bezzwłocznie zrobił.
Zastanawiał się czy młynarz jeszcze żyje, czy też już go zabili i dla Adriena pozostaną tylko podrzędne kąski w postaci jego sługusów... Co to by była za zabawa? Pierwszy atak przyszedł niespodziewanie, z boku, co dla zaskoczonego mężczyzny byłoby zabójcze gdyby nie jego refleks pozwalający mu odeprzeć atak od dołu. Słowa "Adrien" i "czysta gra" nie szły ze sobą w parze od lat, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Porządne, okute metalem buty plus krocze brzydkiego jak noc najemnika idealnie ze sobą współgrały, czemu więc tego nie wykorzystać na swoją korzyść? Udało mu się trafić idealnie, samym czubkiem wkładając w to całą swoją siłę i uwagę. Naiwny partacz myślał, że atakuje dziadka i będzie prosto... niedoczekanie... kiedy ten jęczał upuszczając miecz i trzymając się za obolałe miejsce tylko głupiec nie wykorzystałby sytuacji i nie zabił go na miejscu... Adrien stanął w lekkim rozkroku i uniósł miecz nad głowę z mściwym uśmiechem opuszczając go z błyskawiczną prędkością w dół w ostatnim momencie zmieniając nieco tor jego lotu tak, że pod kątem z chirurgiczną precyzją podciął mu gardło. Wprawdzie miał zamiar odciąć mu łeb, ale nie wyszło być może z uwagi na rozproszenie białowłosego.
Czuł, że miecz się nagrzewa za pomocą magii, którą nieświadomie tworzył pod wpływem silnych emocji, które nim miotały. Cóż... nagrzana niemal do białości broń i zdrowo szurnięty właściciel... To musiało się źle skończyć... Przynajmniej dla przeciwnika. Na celowniku wciąż miał młynarza- prowodytora tej całej chorej zabawy. Nie musiał długo szukać, stał bezczelnie z tyłu kpiąc z nieszczęścia innych samemu będąc bezpiecznym. "Dziwne... czyżby ssstrzała elfa go nie sssięgnęła?" Nie było jednak czasu na myślenie czy zbędne zastanawianie się nad takimi sprawami. Skoro miał lisa i elfa po swojej stronie zamierzał to wykorzystać najlepiej jak tylko potrafił. -Panie Likaar! Pieprzyć pozostałych, pomóżcie mi się z elfem przebić do Młynarza! Krzyknął mu niemal do ucha stojąc blisko obu mężczyzn od razu tracąc swój syczący akcent udowadniając tym samym jak bardzo był on wystudiowany. -Uważaj! Krzyknął parując cios wymierzony w łucznika własnym mieczem i zręcznie go odbijając i przeszywając serce przeciwnika swoją Szpilką rozbryzgując sobie na dłoni jego ciepłą posokę. -Przywódcę zossstawcie mi...Sssam go wykończę... To nie była prośba, to był rozkaz. Sam chciał mu się dobrać do skóry, co powinien zrobić już dawno temu. Przy okazji przechodząc dalej "przypadkiem" nadepnął zabitemu na twarz obcasem krusząc mu nos w drobny mak.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Ponownie rozgorzała walka, a kowalce po raz kolejny przypadła w niej funkcja łapacza szczura. Chciało jej się śmiać. Nurkując pod stołem usiłowała złapać białego gryzonia biegającego z łapką przyczepioną do ogona, na której to łapce siedział kolejny szczurek próbujący przegryźć metalowe zatrzaski. Oba zwierzaki, woźnica i ciągnący sanie w postaci łapki, krążyły wokół stołu i krzesła na którym spokojnie chrapał krasnolud, a kowalka ścigając je po kolanach, co chwila uderzała głową w blat stołu. Feyla mocno powątpiewała w inteligencję gryzoni, chociaż wyglądało to wszystko jakby ten brązowy chciał uratować towarzysza, w rzeczywistości jednak siadając mu jako dodatkowy ciężar na ogonie spowalniał oba zwierzaki. Dziewczynie po wielu próbach udało się w końcu pochwycić zwierzaki. Zapakowała dwa szczyry do podręcznej torby na narzędzia, nie zadając sobie przy tym trudu z odczepieniem łapki. Uznała że zrobi to później. Miała teraz poważniejsze problemy.
Zabawne. Ledwie pięć minut wcześniej lis i elf uznali że grabarz powinien zostać ich przywódcą, a gdy tylko zaczęła się awantura oboje wyrwali do boju, zupełnie nie bacząc czy ten ostatni zamierza wydać jakieś dyspozycję. Zresztą co to za rozkaz, nie dać się zabić. Przeżyj, a my idziemy bawić się na zewnątrz? A co z Nurdinem, gospodynią i dzieciakiem? Poza tym nawet jeśli zdołają błyskawicznie pokonać połowę z napastników, to reszta z nich zdąży wystrzelić płonące strzały w kierunku kuźni, a strzecha na jej dachu zapali się błyskawicznie.
Feyla z szczurami w torbie biegła na dach klnąc przy tym wszystkich. Z całej czwórki ona najmniej nadawała się do roli bohatera skaczącego po dachach i ugaszającego zalążki pożaru. Pewnie ważyła znacznie więcej niż elf i chudzielec razem wzięci, a do zwinności lisa nie miała nawet co się porównywać. Na szczęście dla siebie wiedziała jak szybko dostać się na górę, a stamtąd na dach, oraz jak położone są wiązary, by bezpiecznie chodzić po zadaszeniu. Nie bała się też ognia który był przecież jej codziennym narzędziem pracy. Gdy znalazła się wreszcie na dachu ujrzała cztery płonące strzały wbite w strzechę. W dole toczyła się bitwa. Napastnicy byli teraz zajęci bezpośrednim starciem więc nie groził jej kolejny grad strzał. Wystarczyło ugasić to co jest. Pierwsze w dwóch małych ognisk znajdowały dość blisko i dały się ugasić przy pomocy rąk i nóg. Do kolejnego Feyla musiała wdrapać się niemal na samą kalenicę. Ogień w tym miejscu był znacznie większy i nie dał się ugasić zwykłym oklepywaniem, toteż postanowiła zdjąć zbroję aby nakryć płomienie. Ścigając z siebie rzeczy upuściła torbę w której znajdowały się szczury. Patrzyła bezradnie na toczący się tobołek, który jakimś cudem zatrzymał się w połowie dachu. Feyla odetchnęła ciężko. Ugaszając kolejne ognisko, zostawiła zbroję i zjeżdżając po pochyłym stropie zsunęła się po torbę z zwierzakami. Nabrała przy tym zbyt dużej prędkości. Wprawdzie zdołała chwycić pakunek z szczurkami, ale nie przestając się zsuwać dalej, zatrzymała się dopiero na samym gzymsie, zapierając się o niego nogami. Przy całej tej akrobacji torba nico się rozchyliła tak że zwierzaki mogły teraz podziwiać piękno otoczenia. „Uff, mało brakowało” – pomyślała. Na szczęście z poziomu gzymsu sięgała ostatnią z płonących strzał. Nie miała jednak nic czym dałoby się zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia.
- Wyłazić - Powiedziała do szczurów, nieświadoma nawet ze to robi, - Potrzebuję tej torby. - Zajęta walka z żywiołem przy pomocy swojej torby, kowalka nie zwróciła nawet uwagi że wbrew wszelkiej logice oba szczury właśnie ją posłuchały. Siedziały z boku, zapatrzone jak dziewczyna walczy z ogniem. Aurum chwilowo zapomniał nawet iż na końcu jego ogona ciągle znajduje się łapka na gryzonie.
Awatar użytkownika
Likaar
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Likaar »

Likaar otrzymał polecenie od nowego dowódcy: w bój! Tak też zrobił dwadzieścia metrów przednim znajdowali się czterej przeciwnicy. W pełnym sprincie dobył ostrzy. Cztery metry przed nimi zwolnił i wybił się wysoko w powitetrze by następnie z całej siły kopnąć rywala w klatkę piersiową obunóż hybrydzią już formą. Rozległ się trzask łamanych kończyn a pchany pędem do przodu Likaar korzystając z niego prócił się przez lewe ramię tnąc gardziel sąsiedniego przeciwnika. Po zakończonym piruecie nadszedł czas na powrót do biegu, tym razem po lekkim łuku by zatrzymać się przed przeciwnikiem, wytrącić półobrotem broń z jego dłoni i kontynuując ruch pozbawić go życia ostrzem z lewej dłoni. Gdy ostrze to utkwiło w piersi nieszczęśnika Likaar wykonał obrót przez prawe ramiędokonując uniku przez schylenie. Następne kopnięcie w dłoń z bronią. Tym razem jednak bez obrotu i następny cios w gardło ale pchnięciem.
Adrien zarządał pozostawienia młynarza prz życiu. W odpowiedzi Likaar zakrzyknął oczywiste potwierdzeni: "Jest twój!"
Tymczasem nadbiegłkolejny przeciwnik. Szybkie rozzbrojenie ostrzema potem chwyt za gardło. Patrząc ofierze w oczy lisołak wbił drugie ostrze w jego szczękę, ale w miękkie miejsce od dołu przebijając także język.
Awatar użytkownika
Balwur
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Balwur »

Pomógłby Adrienowi dostać się do młynarza, gdyby nie fakt, że leży on już martwy z strzałą w oku. Widocznie grabarza spojrzał w nieodpowiedniej chwili i nie zauważył ten pada. Nie miał już strzał, więc założył łuk na plecy i dobył w oba miecze. Pobiegł w kierunku największego i prawdopodobnie najsilniejszego przeciwnika, który posiadał miecz dwuręczny i żelazną zbroję. Przeciwnik zamachnął się mieczem wykonując poziomy cios w kierunku elf, lecz udało mu się w czas odskoczyć, a że przeciwnik nie miał czasu na następny ruch, elfi wojownik wbił w wrogowi w plecy jeden z mieczy, prosto w serce. Drugim zwinnym ruchem odciął mu głowę, a tryskająca krew ubrudziła go nieco jednocześnie drugą rękę wyciągnął miecz z ciała przeciwnika i kopniakiem sobie w tym pomógł. Reszta wrogów nie powinna sprawiać problemów, więc zajął się walką z następnym. Kriofeniks skierował się w stronę dachu, widząc, że kuźnia się pali. Pomógł Feyli swym oddechem i w miejscu, gdzie był ogień, pozostało lekko oszronione miejsce. Po tym wyczynie lodowy feniks rozmiarów sporego orła lub jastrzębia wpatrywał się w Feylę swoimi szafirowymi oczami, zupełnie jak jakieś małe zwierzątko, przykładowo kot. Poza zdolnościami posiadał też swój urok.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Po długiej walce Feyli udało się ostatecznie zapanować nad płomieniami. Kuźnia była bezpieczna, a dziewczyna mogła odetchnąć z ulgą. Tylko dwa towarzyszące jej szczury nie czuły się komfortowo z ptaszyskiem latającym im nad głowami. Zwierzaki postanowiły na powrót szukać schronienia w narzędziowej torbie. Siedząc na dachu Feyla rozejrzała się wokół pobojowiska. Ogarnęło ją przerażenie. Sama nigdy w życiu nie zabiła drugiego człowieka, toteż widok tylu zmasakrowanych ciał niemal zwalił ją z nóg. Musiała mocniej chwycić się konstrukcji zadaszenia by nie spaść w dół. Na placu boju nie pozostał nikt poza grabarzem, elfem i lisem. Wszędzie w okól leżały martwe ciała. Ludzie z wsi widząc co się dzieję poukrywali się w okolicznych chatach. Grupa gapiów podążająca zaraz za zbrojną bandą młynarza, rozbiegła sie w popłochu na początku walki. Nikt nie chciał zostać omyłkowo zaliczony do strony walczącej. Spodziewano się bijatyki, złamań, siniaków i krwotoków, ale skala okrucieństwa znacznie przerosła oczekiwania mieszkańców.
Felya wiedziała że ludzie młynarza to nie tylko osiłki zatrudnieni z miasta by wzbudzać strach, ale w znacznej mierze byli to miejscowi zarabiający u niego na chleb. Osoby które w większości znała z imienia. Nie miała ochoty ani odwagi zejść na dół by przekonać sie kto leży martwy. Zdawała sobie sprawę ze nieznajomi mężczyźni uratowali tylko budynek kuźni. Kuźnia jako miejsce pracy była zniszczona. Miną miesiące nim miejscowi na powrót zaczną ufać jej i Nurdinowi, przychodząc do ich warsztatu bez strachu w sercu. Feyla uznała ze najlepiej zrobi od razu pozbywając się towarzyszy. Im wyprawa wcześniej opuści wioskę tym lepiej dla jej mieszkańców i samego Nurdina. Ufała że krasnolud jest na tyle wygadany by odbudować ich stosunki z chłopami. W zasadzie posiadała wszystkie informacje jakie grabarz chciał uzyskać od krasnoluda, więc nie było potrzeby by dłużej siedzieć na miejscu.
Korzystając z zbiornika na deszczówkę, kowalka zeskoczyła z dachu i udała się do środka. W pośpiechu zapakowała rzeczy, które uznała za niezbędne w podróży, oraz jak najwięcej z kolacji jaka pozostała nieruszona na stole. Nurdin spał w najlepsze zatem nie zamierzała się z nim żegnać. Zajrzała jeszcze do pokoju krasnoluda aby odszukać informacji niezbędnych dla wyprawy. Warsztat Nurdina przypominał bardziej bibliotekę niż pracownię kowalską. Pełno w nim było ksiąg i zwoji z zapiskami własnymi, starannie posegregowanych i równo ułożonych. Feyla znalazła teczkę z opisem "nurdinium". Wiedziała że tego właśnie potrzebuje. Wychodząc spojrzała jeszcze w kąt w którym przykryty plandeką stał projekt Nurdina. Kusiło ją by skorzystać z okazji i zajrzeć nad czym właściwie pracuje jej mistrz, ale ostatecznie machnęła ręką i zeszła na dół.
Wychodząc z kuźni, Feyla ruszyła w stronę trójki mężczyzn. Starała się nie rozglądać wokół siebie, skupiając wzrok na grabarzu. Lepiej nie widzieć za dużo. "Zapewne zwymiotuje lub zemdleję" pomyślała, wkraczając na pobojowisko. Kowalka uważała jedynie by nie przewrócić się o leżące zwłoki. Najlepiej byłoby zamknąć oczy, ale nie chciała pokazywać strachu przed nieznajomymi.
Podchodząc do Adriena wyciągnęła z torby jego zwierzaka.
- Proszę bardzo, pański szczurek - powiedziała - A tu drugi w prezencie. Myślę że po tym co się tu stało nie powinniśmy dłużej przebywać w wiosce. Wcześniej czy później koś nadgorliwy opowie o wszystkim w mieście a wtedy zjawią się tu żołnierze. Co do szczegółów misji to Nurdin opowiadał mi o nich setki razy, więc nie jest on nam teraz niezbędny. Zresztą zrobicie co uważacie za słuszne. W każdym razie ja wyruzam już teraz.
Awatar użytkownika
Balwur
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Balwur »

No cóż, walka się skończyła, a tym samym zabawa. Szkoda mu było, że ani nie miał żadnego wyzwania, ani przeciwników nie było dużo. Było to dla niego w sumie tyle, co wstęp do zabawy. Po całej potyczce wyciągnął jakąś chustkę z torby i zaczął się czyścić, a na końcu miecze. Co kilka przetarć musiał za pomocą magii struktury rozbijać cząstki krwi, by ta "zeszła" z chusty. Później sprawdził, które strzały nadają się jeszcze do użytku i znalazł tylko dwie takie, obie z runami mrozu... Je również wyczyścił i schował do kołczana. Rozejrzał się po ciałach wrogów i przyuważył, że jeden z nich posiada złoty, grawerowany pierścionek z diamentem. Było to dobre znalezisko, które schował do torby. W pewnym sensie czuł, że uwolnił świat od jednego złego człowieka zaś z drugiej strony robił to dla samej frajdy. Po zgaszeniu płomienia, jego kriofeniks przyleciał i usiadł na prawym ramieniu właściciela, a ten podał mu kilka poziomek, które były pochwałą. Dobrze rozumiał swego zwierzęcego towarzysza bez słów i na odwrót. Następnie przybyła z powrotem kowalka i zaczęła mówić o wyprawie - temacie, który był poruszany niemalże cały dzień:
- Według mnie wyruszanie teraz nie ma większego sensu. Słońce już prawie całkiem zaszło, a ja nadal potrzebuję nowych strzał i ostrzy. Chyba, że mogłabyś stworzyć mi je w trakcie wyprawy, jednakże z tymi drugimi byłby problem. Natomiast ja mogę podróżować nocą, chociaż nie wiem jak inni. I pozostaje jeszcze sprawa lisołaka - zmienianie się w środku wioski to wielka głupota. Zaraz pewnie ludzie przyjdą z widłami i pochodniami.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

" To sssię nie dzieję naprawdę..."- Przeszło mu przez myśl patrząc na całe to pobojowisko zdając sobie sprawę , że to co się teraz dzieje to jedynie przedsmak tego co zrobią z nimi ludzie z wioski po ustaniu zamieszek. On też myślał, że skończy się na paru obitych mordkach lub opcjonalnie pięknej śliwie pod okiem młynarza, ale nigdy by nie pomyślał, że będzie tutaj rzeź!
Młynarz był martwy i miał wielkie szczęście, że zginął z rąk elfa, który załatwił go bądź co bądź bardzo delikatnie, bo Adrien z miłą chęcią by się jeszcze z nim pobawił... Ale że z szacunku czy też pobudek czysto estetycznych trupów nie profanował zostało mu jedynie załatwić tych, co jeszcze żyją i próbują zabić jego. Tym razem atakował go dużo mniejszy i na pozór słabszy chłopak mając nadzieję, że szybko sobie z nim poradzi i wykończą całą resztę, ale źle wybrał przeciwnika... Wkurzony Grabarz, który właśnie stracił obiekt swoich sadystycznych zapędów nie był dobrym celem... Nie chciało mu się po raz kolejny strzępić miecza na nic nie wartym ludzkim ścierwie, które zasłużyło sobie na karę dużo gorszą niż tylko poharatanie ostrzem...
Białowłosy wciąż z opuszczonym mieczem trzymanym w lewej dłoni podstawił mu nogę. "Skrzydła. Dwa, nieziemsko piękne, białe skrzydła boleśnie odrąbywane przez wysokiego, jasnowłosego anioła, szczęk łańcuchów, którymi skuto Adriena, cichy jęk: "Ojcze...błagam...daruj..." z trudem wydostający się z zalanych krwią ust, i spojrzenie udręczonych, złotozielonych oczu napotykające surowe, stalowo szare spojrzenie ojca, usta wypowiadające cicho: "Ja już nie mam syna... Zabić go." Wszystko to odżyło w jego pamięci na tyle skutecznie, że po prostu podpalił przeciwnika nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi. Wciąż miał w głowie ten głos, ten zimy, matowy głos mówiący: "Ja już nie mam syna, zabić go." Skutecznie podniosło mu to ciśnienie na tyle, że mógłby spalić pół wioski...
Nie do końca zdając sobie sprawę gdzie jest i co się dzieje automatycznie schował miecz wcześniej wycierając go w jakiegoś trupa patrząc gdzieś w dal czując jak drżą mu ręce i kolana na samo wspomnienie tego, co przeżył. Nasunął kapelusz głębiej na oczy jakby bojąc się, że jego mroczna przeszłość zostanie wyczytana z i tak skrzętnie zakrywanych oczu. Z zamyślenia wyrwał go głos kowalki i pisk szczurów wręcz rzucających się na niego z radości, że znowu go widzą, choć on nie bardzo na to reagował. Przybrał jedynie ten swój uśmiech psychopaty usilnie starając się wyglądać normalnie ignotując szczury wchodzące mu między płaszcz a grabarską szarfę siadając mu na piersi i... zasypiając, jak zwykle z resztą.
Wyjazd z tego miejsca będzie najlepszym co może ich spotkać po tym wszystkim... Nie miał nawet siły opieprzyć Likaara z góry do dołu czekając jedynie na nadającą się do tego sposobność, bo ten mimo słów Upadłęgo na oczach całej wioski zmienił się w hybrydę... Był głupi, czy tylko udawał?
-Ruszamy. Już. Macie... Zamyślił się stukając paznokciem w brodę. -Macie dwie minuty na doprowadzenie ssssię do ładu i ssskłaadu... Nie mógł sobie pozwolić na pozostanie w wiosce z wiadomych względów i wiedział, że będzie musiał zdać się na informację jakie posiada Feyla... Ukrył dłonie w rękawach szaty i najspokojniej na świecie jak gdyby nigdy nic podszedł do konia zręcznie omijając nieboszczyków tak, że nie miał na sobie choć kropli krwi czy innego świństwa.
Awatar użytkownika
Likaar
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Likaar »

Bój skończony. Przyszła Fey i zaczęła dialog. Likaar tymczasem czyścił ostrza wludzkiej już formie. Schował je. Balwur tymczasem nie mógł darować sobie uwag. Tego było już za wiele. Dobył ostrza prawą dłonią przy zmianie w hybrydę i skierował się w stronę elfa będącego jakieś trzy metry od niego. Warknął i warkliwym głosem przemówił:
- Mam cię dość. Śmiesz wytykać mi mój sposób walki mimo, że sam wszystko rozpoczęłeś. To ty wypuściłeś pierwszą strzałę. Nie wspomnę już o twoim ptaszysku. Lodowy feniks to niesamowicie rzadkie zwierzę i na pewno też przykuwa uwagę. Nie tylko ja tutaj zasługuję na skarcenie, a jeżeli macie mi wytykać moją zmiennokształtność na każdym kroku to macie jednego kompana mniej. - W tej chwili Likaar był jakieś dwadzieścia centymetrów od elfa i schylony mówił do niego. - Zaprzestań takiego postępowania. Wstydzisz się, że jesteś elfem? Bo ja nie wstydzę się, że jestem pierwszym lisołakiem. Nie mam zamiaru ukrywać tego przed ludźmi, tam gdzie byłem wiedza ta na dobre im wyszła. Mało tego zabiłeś młynarza mimo, że grabarz chciał go utłuc. Właśnie. Grabarzu, nie zaznaczyłeś, żeby pozostać w ludzkiej formie. Nie do mnie pretensje, tylko do siebie.
Powrócił do ludzkiej formy. Odwrócił się plecami do grupy i odszedł jakieś dziesięmetrów od nich i schował twarz w dłoniach padając na klęczki upuszczając ostrze. Co ja im zrobiłem? Takim mnie uczyniono i takim jestem. Nie jest mi za to wstyd, w Adrionie nie mieli mi za złe tego kim jestem. Tam było o wiele wiele lepiej, tam była tolerancja, natomiast w Karnsteinie te elfy. Właśnie! Elfy... przeklęty elf. Jak sam wywnioskował napotykał w swojej historii typów pokroju Balwura. Wiedział zatem jak sobie z nimi radzić: ignorować wszystkie ich uwagi. Elfy jako istoty dumne lubią rozkazywać samemu rozkazów nie słuchając. Wystarczy pokazać brak wpływu delikwenta na swoją osobę i po problemie. Podniósł ostrze i schował je. Grabarz tymczasem zdecydował.
- Jestem gotów- zakrzyknął w odpowiedzi.
Feyla
Kroczący w Snach
Posty: 246
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Feyla »

Feyla z zadowoleniem przyjęła ogólną zgodę na jak najszybszy wymarsz z wioski. Kwestia sporną był sposób w jaki drużyna zamierzała podróżować. Kowalka nie miała konia, poza tym nie potrafiła dosiadać wierzchowca więc wyglądało na to że faktycznie będzie opóźniać całą wyprawę, ale tą kwestię postanowiła zostawić grabarzowi. Nie miała też żadnego doświadczenia w dalekich wyprawach. Szybko przekonała się że bagaż który przygotowała sobie do podróży jest zdecydowanie za duży. Spokojnie mogłaby rozdzielić go na dwa woły, ale chciała mieć ze sobą większość używanych w kuźni narzędzi. Dźwigając połowę warsztatu na plecach, obawiała się że padnie pod ciężarem swojego plecaka nim drużyna dotrze do Fargoth. Uznała że miasto to powinno stanowić pierwszy cel ich wędrówki, dlatego też postanowiła wprowadzić pozostałych mężczyzn w szczegóły misji której wspólnie się podjęli.
- A zatem ruszamy. - Rozpoczęła przemowę. - Pozwólcie ze przedstawię pokrótce szczegóły naszej wyprawy. Od razu zaznaczam że większość z tego co wiem to moje domysły, oraz informacje które udało mi się uzyskać z kwiecistej mowy Nurdina. Wydaje mi się ze cala ta misja na za zadanie wyprostować kilka błędów jakie w młodości popełnił krasnolud. On sam nie przyznałby sie oczywiście do nich, nawet gdyby przypiekać mu poślady gorącym żelazem. Zwykle zresztą nabiera wody w usta gdy pytam go o pochodzenie i lata dzieciństwa. Zapewnie liczy na to że kto inny opowie jego historie, a wtedy będzie mógł wszystkiego się wyprzeć, nazywając tą osobę kłamcą. To co wiem na pewno, to fakt iż Nurdin dawniej był skrybą w Wielkiej Bibliotece Rzemiosł, to znaczy miejscu gdzie krasnoludy starannie gromadzą swoją wiedzę na temat sztuk takich jak górnictwo, kowalstwo, jubilerstwo i innych umiłowanych przez tą rasę. Krasnoludzkie prawo pozwala każdemu kto ma jakiś koncept, zgłosić swoją wizję, znalezisko, wyczyn lub pomysł który to według tegoż prawa musi być zapisany. Właśnie z tego powodu takie skryby mają co robić. Układać wszystko tematycznie, segregować to co ważne, z dale od tego co jest mrzonką lub całkowita bzdurą. W przypadku zaś gdy bibliotekarz spotykał się z osiągnięciem naprawdę niezwykłym, zwoływał on specjalną rade starszych i to zgromadzenie decydowało o umieszczeniu danego osiągnięcia w specjalnej księdze wielkich odkryć. Nurdin musiał być w tym dobry, co zresztą widzę i teraz, jednak on sam pragnął zapisać się w historii własnym imieniem, a nie tylko opowiadać o sukcesach innych. Przypuszczam że musiał zgłosić cudze znalezisko jako własne, czym naraził sie na spore nieprzyjemności. Najprawdopodobniej idzie o jakiś minerał który ta szelma nazwał nurdiunium. Myślę ze to właśnie ten materiał mamy zdobyć, choć rzecz jasna nazywa się teraz inaczej, tak jak to sobie wymyślił jego prawdziwy znalazca. - Kontynuowała Feyla - W każdym razie więcej możemy dowiedzieć się w Fargoth, w przybytku zwanym Różą bez kolców. Dokładnie to nie wiem co to za lokal. Karczma? Noclegownia? Warsztat? Może ktoś z was go zna? W każdym razie Nurdin który wyjątkowo niechętnie opuszcza swoją pracownię, co kwartał udaje sie tam wysyłając jakieś paczki i odbierając przesyłki dla siebie. I zawsze robi to osobiście, kategorycznie nie życząc sobie w tym celu pomocy. Kiedyś zapytany przeze nie co to za interesy, odbeknął tylko ze z domu i nie mam sie co interesować. Jak dobrze to rozegramy może dowiemy sie skąd pochodzi nasz zleceniodawca, gdzie jest ta biblioteka i jak naprawdę nazywa sie nurdiunium oraz co to dokładnie jest.
Awatar użytkownika
Adrien
Szukający Snów
Posty: 168
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Adrien »

Plan jako taki był już ułożony, oczywiście na tyle, ile Adrien mógł sobie na to pozwolić, bo po prostu za mało jeszcze wiedział o całej sprawie by móc wymyślić resztę. Swoją drogą miał nadzieję, że Feyla wie jak wygląda książka lub też brakująca jej stronica... Mógł by ją wtedy naszkicować, inaczej mogli po prostu szukać wiatru w polu.
Rozstroje nerwowe Likaara obchodziły go mało, czy też lepiej powiedzieć iż nie obchodziły go wcale. Po cóż zmieniał się w hybrydę? Przecież wiedział jakie są tego konsekwencje i co go za to czeka, zrobił to na własne życzenie. I to w imię czego? Pychy? Chęci pokazania, że jest lepszy, że sobie poradzi? " Nic tylko zabić, wssskrzesssić i zabić jeszcze raz..."- pomyślał białowłosy grabarz zrezygnowany kręcąc głową i podchodząc do konia naraz przypominając sobie, iż wciąż brakuje mu jednej podkowy. Cóż, trzeba będzie to załatwić przy najbliższej okazji, bo zdrowiem zwierzaka nie bardzo chciał ryzykować...
-Nie pytaj. Powiedział od razu napotykając spojrzenie Mortema mówiące: "Czy możesz mi powiedzieć co się tu do licha dzieje?!" - Po prossstu o nic mnie nie pytaj..gyahaha...takiej komedii to już dawno tutaj nie mieli, ssskarbie... pogładził konia po pysku delikatnie ujmując go w obie dłonie i patrząc zwierzakowi w oczy. -Sssłuchaj...czeka nasss ciężka droga... i nie możesz mnie zawieść, jasssne? To nie było pytanie, to był rozkaz wydany panu dla zwierzęcia. W odpowiedzi usłyszał tylko parsknięcie i złość bijącą z oczu ogiera, która był tak sztuczna i wyuczona, że aż kuła w oczy.... Czyli sprawa była ugadana, przynajmniej z nim szło się dogadać.
Wskoczył w siodło wyjątkowo siadając po damsku, bo tak było mu po prostu wygodniej nie bacząc na to że wygląda to głupio i dość groteskowo jak na niego.
Musiał mieć zapewne bardzo zabawną minę patrząc na Feylę obładowaną niczym koń pociągowy. -Przepraszam...czy panienka zamierza zabrać to wszystko ze sssobą? Zapytał tłumiąc chichot i wskazując na jej bagaż palcem. - Nie da rady panienka dojść z tym do pobliskiego miasssteczka nie mówiąc o dalszej drodze... Wciąż siedząc w siodle założył nogę na nogę i podparł się dłonią i brodę wpierając łokieć na kolanie po prostu cudem nie spadając z grzbietu tego dziku..znaczy konia.
-Jessstem nietutejszy, nie mam pojęcia gdzie co sssię znajduje...Ale módlmy sssię żeby to była karczma, tam łatwiej będzie dogadać wszyssstkie szczegóły i przy okazji trochę odpocząć przed dalszą podróżą myśląc co dalej... Warto by było także ssspróbować ssskołować konie, bo pieszo droga zajmie nam kilka razy dłużej niż normalnie... Mówił do Fey, ale robił to takim głosem jakby myślami był gdzie indziej. -Przy okazji-ciągnął dalej, teraz nieco głośniej tak żeby wszyscy go słyszeli. -Powiedzcie mi co każdy z wasss potrafi. Chciałbym wiedzieć czego po kim sssię sspodziewać. Zachichotał ukrywając nieco usta w rękawie by się nie wydać. Czego się mógł spodziewać, dobre sobie! Najpierw Ty powiedz co potrafisz, panienko- zwrócił się do kowalki zwyczajowo nazywając ją panienką i wbijając w nią wzrok, choć zdawał równie dobrze mógł patrzeć kilka metrów od niej, skoro nie widziała jego oczu.
Był kiepskim kandydatem na mówienie, uważał słowa za coś zbędnego i niepotrzebnego a tutaj co? Musiał sporo się nagadać, a był zdecydowanie lepszym słuchaczem niż mówcą i widział, że większość informacji przekazywanych werbalnie nie ma znaczenia bo liczą się gesty, mimika...
Zablokowany

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości