Las Driad[Las Driad] W poszukiwaniu odpowiedzi i pewnego czarodzieja

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva jak przez mgłę słyszała słowa Noi. Coś o tym, że powinna uważać, że z magią tak właśnie jest… Nigdy dotąd nie zauważyła, żeby z magią “tak było”. Tkanie wody było proste i intuicyjne, a pokłady energii nigdy się nie kończyły. Czemu tym razem miałoby być inaczej? Chciała powiedzieć o tym rudowłosej towarzyszce, jednak dziwny ucisk wypełnił jej głowę. Świat zniknął za gęstą zasłoną białej mgły, a jej uszy zatkał głośny, wibrujący pisk.
        Po chwili uczucie zawieszenia w pustce zniknęło, a zastąpiło je przyjemne ciepło. Było jej dobrze. Coś grzało jej ręce i plecy, a nos wypełniał znajomy zapach. Zapach wiatru wiejącego znad oceanu, piasku, targu i słońca. Tak, zapach nagrzanej słońcem skóry kogoś, kto chwilę temu nurkował po perły. Poławiacza pereł. Czemu on pachnie tak dobrze? Nigdy nie pachniał tak… Ojej, mogłaby zostać tu na wieki!
        Miły, niski głos dotarł do jej uszu, początkowo jedynie pod postacią dźwięków. Słuchała melodii, jednak nie rozumiała słów. Zresztą po co komu słowa, skoro tak ładnie brzmi. Po chwili jednak mgła zaczęła się rozwiewać, a słowa przybrały nowy kształt. Znajomy kształt.
- Nic ci nie jest, Yvo? Ocknij się. Yvo!
Ktoś powtarzał to imię w kółko i w kółko. Ktoś absolutnie zachwycony tym, że trzyma ją w swoich ramionach.
        Gdyby ktoś zobaczył ich z daleka, uznałby, że są parą kochanków, spędzających miłe godziny w lesie. Ciemnowłosa dziewczyna oparła głowę o ramię mężczyzny, który troskliwie tulił ją do siebie. Być może ciut bardziej niż byłoby to wskazane, ale czego nie robią zakochani? Dopiero po bliższym spojrzeniu obserwator zauważyłby bladość na rumianej zazwyczaj twarzy i nieobecny wzrok panny. Twarz jej towarzysza zajmowały na przemian dwa uczucia - troska i uśmiech od ucha do ucha.
        To właśnie ten uśmiech Yva zobaczyła jako pierwszy. Nie oczy, wpatrujące się w nią z uwagą, tylko rząd śnieżnobiałych zębów. Być może dlatego w jej głowie uruchomił się instynkt obronny. Szarpnęła się w popłochu i zamachnęła z całej siły ręką, trafiając prosto w idealnie zarysowaną żuchwę. Głuchy trzask dobiegający ze stawu skroniowo-żuchwowego i wrzask mężczyzny przeszył jej czaszkę, gdy odzyskała resztki widzenia. Petro chwycił się za brodę i cofnął o bezpieczne trzy kroki.
- Ała, co jest?! Odbiło ci? - warknął, patrząc na nią ze złością. - Chciałem cię tylko ocucić!
- To po co trzymałeś dziób tak blisko mnie? I ręce?! I… wszystkie inne części tego oburzającego ciała! - wykrzyczała Yva, podrywając się na równe nogi. Zakołysała się niepewnie, jednak kilka głębokich wdechów pomogło jej utrzymać stojącą pozycję. Pień, w który kurczowo się wczepiła, również miał w tym niemałą zasługę.
        Kolory szybko wróciły na jej twarz, a bladość zastąpił rumieniec złości.
- Od kiedy ten cukierek cię zamienił, zachowujesz się niemożliwie! Jeszcze gorzej niż rozwydrzony nastolatek, bo teraz wydaje ci się, że jesteś niesamowicie dorosły!
- Przyznaj, że mi po prostu zazdrościsz, bo sama chciałabyś stać się kobietą, a nie nadal być…
- Jeszcze słowo i znowu ci przyłożę! - zagroziła, podchodząc do niego i zaciskając dłonie w pięści. Nawet w Rubidii zdarzały im się okazjonalne bójki, jednak jako większa i starsza zawsze potrafiła spuścić mu łomot. Tym razem Petro spojrzał na nią z góry z nutą politowania w oczach i już wiedziała, że ten argument całkowicie stracił swoją moc.
        Odwróciła się na pięcie i odszukała wzrokiem Louina i Noę.
- Ruszmy się stąd! Do świątyni mamy już chyba niedaleko. Znajdźmy w końcu ten skarb i wracajmy do domu! - fuknęła, ostentacyjnie ignorując przyjaciela i podchodząc do niewysokiej dwójki szybkim krokiem. Nadal było jej trochę słabo, ale za nic w świecie nie zamierzała się do tego przyznać. Wyprostowała się jak struna i wbiła wyczekujące spojrzenie w elfa.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Plan był idealny. Więcej niż idealny - rzucał cień na wszystkie inne mało znaczące pomysły, na które Noa wpadał, gdy coś go zirytowało. Połączenie tej dwójki w gruchającą parkę - geniusz! Tyle pieczeni na jednym rożnie!
        Zadowolony nucił coś ostrzegawczo radosnego, tańczył niemal, przedzierając się przez krzaczory. Ruda główka beztrosko latała mu na boki. Świat stanie się piękniejszy jak dzieciaki oślepione namiętnością wspólnymi siłami wpadną w jakieś kłopoty, a odczepią się od Lou i jego samego. Przestaną sprawiać kłopoty i w ogóle nie będą już do nikogo zagadywać - po co, gdy będą mieć siebie? Hahaha! A potem gdy zorientują się, że świat ma zupełnie inne barwy niż czerwień i róż… będzie za późno. Nawet się nie zastanawiał czemu pragnie dla nich takiego losu. Ale powód na pewno gdzieś był. Czaił się w jego głowie.

Elfa przezornie nie zagadywał. Czuł przez skórę jak ta wiecznie łaskawa dla świata istota opływa teraz złością. Pysznie!
Zanucił głośniej.

Choć uważał, że to żaden wyczyn nakierować ku sobie dwójkę szczeniaków odkąd pamiętał nawet taki rodzaj niewinnej manipulacji dawał mu nadzwyczaj dużo frajdy. A może była to czysta satysfakcja? Grunt, że czuł się o wiele lepiej niż kiedykolwiek podczas tej wyprawy i zamierzał ten stan ducha utrzymać, choćby i kosztem wszystkich innych. Nawet Lou. Nie - zwłaszcza Lou. Nagrabił sobie.

Chciał pojawić się na polanie subtelnie, żeby nie przeszkodzić przypadkiem rodzącemu się uczuciu… ale usłyszał krzyki. Nie paniczne. Bardziej stonowane, pewne siebie… kłótnia!?
Wypadł z zarośli nie panując nad zdezorientowaniem malującym się na jego buźce. Co do Prasmoka!?
Widząc Puto rozmasowującego szczękę i wygrażającą mu Yvę uczepioną drzewa - zwątpił.
Próbował ją pocałować czy jak?
Markotniał z każdą sekundą, zdając sobie sprawę jak obrzydliwie dziecinne są jego ofiary i jak bardzo romantyczne uniesienia leżą ich w naturze. Niedojdy jedne! Nawet tak romantyczną scenkę potrafią spartolić! To już nie zwykły talent - to cholerny dar.
Zerknął na Lou. Ta elfiomorska kreatura uśmiechała się niewinnie patrząc cieplutko na kłócącą się dwójkę.
,,Niech cię szlag…”
Nie zamierzał się poddać. Nie teraz to kiedy indziej - jeszcze dopnie swego, a Lou gorzko zapłacze, gdy Yva nie będzie mogła odkleić się od nabrzmiałych od mięśni ramion Pluto. Ha!
Póki co należało po prostu wykazać się cierpliwością.
- Her, Nuko - mruknął na swoje demony. Chciał nawiązać chociaż z nimi jakiś przyzwoity kontakt. I jakoś tak potrafiły zignorować jego oschły ton. Wiedziały lepiej co dzieje się w jego duszyczce - więc ochoczo otarły mu się o nogi.

- Chodźmy - przytaknął słodko Lou, choć zdanie ,,znajdźmy w końcu… i wracajmy” brzmiało dla niego zdecydowanie zbyt pięknie. W większej mierze zwalał to jednak na złość, a nie naiwność dziewczyny; może nie miała niewiarygodnego doświadczenia w podróżach i skarbach, ale on mierzył jej kompetencje naprawdę wysoko.
- Lepiej się już czujesz? - zapytał. - Przepraszam, że was tak zostawiliśmy, ale Noa potrafi być czasem prawdziwą gadułą - wyznał z lekka zażenowanym uśmiechem. Her o mało go nie ugryzł.
- Aj! - Elf odskoczył, prawie wpadając pod nogi Yvie i zajął strategiczną pozycję u jej drugiego boku. Kociak oblizał się i machnął ogonem.
Noa z tyłu zajmowała się Petro.

Specjalnie przetrzymała go w pewnej odległości - brunetka narzucała szybkie tempo marszu, więc wystarczyło parę chwil by oddaliła się na tyle, by cicha rozmowa nie dobiegała do jej uszu.
Ruda mogła teraz zagrzewać Puto do boju!
- Uderzyła cię? - zapytała z lekkim uśmieszkiem, choć i odpowiednio wyważoną troską. - Musi być silna… ślad nadal został. Coś ty zrobił? - zagadnęła jak na siebie wyjątkowo przyjaźnie. Widocznie interesowały ją takie ploteczki. Jak każdą szanującą się pannicę w jej wieku - nieważne jak bardzo pyszną i zarozumiałą. To było pewnikiem - jeśli pojawia się kwestia romantyzmu, prędzej czy później przyczepi się do niego jakaś młódka, by spijać echa cudzych rozkoszy i zagryzać sromotnym rozczarowaniem. Najbardziej pożywny posiłek.
- Długo się znacie? - zapytała po chwili, żeby z lekka przedłużyć konwersację i ostrożnie dojść do interesującego ją tematu. - Bo wydajecie się świetnie dogadywać. - O dziwo w jej głosie brzmiała sama szczerość. - Zaraz pewnie odwróci się i zapomnicie o całej sprawie… troszkę niesamowite by mężczyzna tak przyjaźnił się z kobietą, prawda? - Jej oczęta wypełniła ciekawość z bladym tylko cieniem niedowierzania.

- Masz bardzo ciekawe podejście do nowej magii - Lou tymczasem w najlepsze zagadywał Yvę. Rozmowy z nią prowadziło mu się nadspodziewanie lekko. - Od razu widać jak bardzo przywiązana jesteś do wody! To świetny pomysł, by używać jej do wspierania drugiej dziedziny! Bardzo niecodzienny. - Prawie zapominał o Her czającym mu się za plecami - Właściwie to kim chciałabyś zostać? Jesteś już niezłym magiem, teraz będziesz mogła rozwijać się i w kierunku medycznym… a przepraszam, w sumie powinienem zapytać kim jesteś. Twój wiek kojarzy mi się z nauką, to dlatego. Wspominaliście, że z magami miałaś pewne kłopoty… czym się zajmujesz na co dzień? - Doprawdy nie chciał jej wypytywać, ale kolejne zdania same cisnęły mu się na usta. Miała w sobie coś ciepłego co przyciągało ludzi.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva uśmiechnęła się krzywo w stronę Lou, który usiłował ją zagadać. Nadal była wściekła, a udawanie opanowanej i wesołej nie leżało w jej naturze. Gdy była zła to była zła, do licha! A teraz była - nie dość, że ten wyrośnięty kurczak prężył muskuły jak ostatni kretyn, to wykorzystał chwilę jej słabości i przykleił się jak olbrzymi rzep. Pffff!
- Jest akceptowalnie - odparła na pytanie o swój stan zdrowia. Podtrzymała niziutkiego elfa, gdy ten uskoczył przed kotem i odprowadziła kreaturę zwężonymi w jadowite szparki oczyma. Była tak nabuzowana, że bestyjki Noi przestały wywoływać w niej niepokój i nawet z nimi była gotowa wziąć się za łeb. Ze względu na ich wzrost miała wrażenie, że poszłoby jej łatwiej niż z Petro, przynajmniej chwilowo. Nie mogła się już doczekać momentu, kiedy poławiacz wróci do swojej dawnej postaci. Wtedy pożałuje!
        Już zamierzała puścić ramię Lou, gdy w jej głowie zaświtała pewna myśl. Wzięła chłopaka pod ramię i rzuciła krótkie, mściwe spojrzenie przyjacielowi. Petro pokazał jej język i skupił swoją uwagę na Noi, która świergotała u jego boku, potrząsając rudymi włosami.
- No nic! - odpowiedział oburzony, pochylając się lekko w stronę niziutkiej rozmówczyni i powoli podążając za Yvą. Obecność Louina sprawiła, że dziewczyna zwolniła lekko, więc nie musieli się aż tak spieszyć, żeby za jakiś czas ich dogonić. Nie, żeby bardzo chciał ją teraz gonić!
- Próbowałem ją ocucić, a ta kretynka mi przyłożyła!
Wbił wściekłe spojrzenie w dziewczynę, po czym znowu zwrócił się do Noi.
- ...Pewnie się przestraszyła - westchnął ciężko, masując obolałą szczękę. Dotychczas nie zastanawiał się nad swoją relacją z Yvą. Zawsze była blisko niego, a on potrafił ją odnaleźć nawet w najciemniejszym zakamarku miasta. Nawet gdy mieszkała w Wieży magów zakradał się do ogrodu by z nią pogadać. Ale nigdy nie byli niczym więcej niż przyjaciółmi. Czyżby zmiana ciała spowodowała też zmiany w jego umyśle? Dlaczego tak bardzo ciągnęło go do tej ciemnowłosej, skośnookiej zołzy? I dlaczego tak łatwo był gotowy wszystko jej wybaczyć?
- Od wieków. Oboje byliśmy dzieciakami. Zakradłem się do Wieży magów, żeby ukraść trochę jedzenia… Wiem, to było strasznie głupie - dodał, widząc minę rudej. - Jednak wtedy wydawało się genialnym pomysłem. Magowie zawsze chodzili z głowami w chmurach i sądziłem, że nie przywiązują dużej wagi do jedzenia. Przyłapali mnie jednak jak przekradałem się przez kuchnię. Ledwo dałem nogę, a Yva mi w tym pomogła. Potem ja pomagałem jej wymykać się do miasta, a ona wpuszczała mnie do ogrodów. Pracuję jako poławiacz pereł, ale często zdarzało nam się razem najmować do jakiejś roboty w porcie - rozgadał się, wspominając słoneczne dni na wybrzeżu Rubidii. Lubił to miejsce. Znał okolicznych marynarzy i piratów, karczmarzy, kupców i żebraków. Tak jak Yva, wsiąknął w to miasto, które dla obojga było domem.
Westchnął ciężko na ostatnią uwagę Noi.
- Kiedyś nie wydawało mi się to dziwne. Ale teraz… sam już nie wiem.

        Tymczasem Yva, skutecznie zagadywana przez Louina, powoli zapominała o uchodzącej z nią złości. Temat magii zawsze potrafił odciągnąć jej myśli, a ten był wyjątkowo świeży.
- Dziękuję! - odparła dumna, że ktoś pochwalił jej nowo nabytą umiejętność. Nie potrafiła sobie jeszcze wyobrazić innych zastosowań magii leczniczej, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Woda zawsze jej pomagała, więc czemu tym razem miało być inaczej?
- Nigdy nie zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Mieszkam w Rubidii, maluję, wyplatam biżuterię, pracuję w porcie… Wszyscy dobrze mnie tam znają, więc często pomagam marynarzom… - Nachyliła się do niego w konspiracyjnym szepcie. - I piratom. Magią bawię się we własnym zakresie, nie bardzo mogę używać jej w miejscach publicznych. Wiesz, kiedyś mieszkałam w Wieży magów - opowiadała z przejęciem. - Dostrzegli mój talent i zabrali mnie z domu, żeby mnie szkolić. Nie cierpiałam ich podejścia! Wszystko opierali o sztywne obrzędy, całe mnóstwo znaków, niepotrzebnych gestów i rekwizytów. Ale w sumie sporo się od nich nauczyłam. Chyba kilku z nich nawet polubiło moją chaotyczną obecność w ich ponurym domu. Tyle że nie wolno mi było wychodzić - nigdzie, nawet na rynek! Kiedy dowiedziałam się, że moja mama umarła, a oni nie pozwolili mi pójść na jej pogrzeb… Straciłam nad sobą kontrolę. W jakiś sposób… woda przepłynęła przeze mnie i zdemolowała całą Wieżę. Kilka osób straciło życie, wiele było połamanych. Uciekłam. Jakiś czas mnie szukali, ale ojciec pomógł mi się ukryć. Później, gdy ich złość przycichła, wróciłam do Rubidii. Muszę tylko uważać, żeby nie używać magii pod ich nosem i wszystko jest w porządku - dodała pogodnie, kończąc swoją historię. - Dlatego właśnie szukam skarbu. Żeby oddać go tacie i móc zająć się prawdziwą nauką.
W miarę jak Yva mówiła, zbliżali się do widocznego w oddali prześwitu w drzewach. Czy to już tam czekała na nich świątynia, pierwszy namacalny drogowskaz w ich podróży? Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl o tym, uspokojona pokrzepiającą rozmową z elfem i możliwością opowiedzenia swojej historii.
        Tymczasem z nieba zaczął padać śnieg. Początkowo myślała, że to krople deszczu, jednak gdy dostrzegła białe wzory na liściach, zatrzymała się jak zaczarowana. W Rubidii śnieg był bardzo rzadkim zjawiskiem - widziała go raz czy dwa kiedy była mała, jednak wtedy miał postać dobrych, kruchutkich płatków. Tym razem białe, tłuste śnieżynki opadały z góry w wirującym tańcu, układając się jasną mozaiką na liściach i ramionach podróżnych.
- Jak pięknie! - zawołała z zachwytem, odwracając się w stronę Noi. Śnieg osiadł na jej ciemnych rzęsach i włosach, tworząc drobną koronę wokół jej głowy.
Nawet przez myśl jej nie przeszło zastanowić się skąd wziął się śnieg o tej porze roku.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Noa rozumnie i nawet przyjaźnie zerkała na mówiącego Petro. Była ciekawa takich historyjek, nie bez powodu wszak o nie pytała. I choć na początku znajomości wyraźnie dystansowała się od mieszczańskiej parki to teraz wydawała się im całkiem przychylna. Nie może jakoś wybitnie miła, ale ostatecznie próbowała normalnie porozmawiać!
Tymczasem prawdziwy Noa aż skręcał się w środku. Co go obchodziły wynurzenia jakiegoś obrzydliwego smarka! I to w dodatku tak męskiego! Ale dobrze, bobrze, że miał dzieciak problemy. Było nie zjadać cukierka. Zostawić go dla bardziej doświadczonych. Już Noa umiałby sobie z tym poradzić - i akurat uderzyłaby go jakaś dzierlatka w twarz! Ale do tego należało mieć obycie, którym Pluto jakoś nie emanował. należało to zmienić, bo inaczej Yva mogłaby się rozmyślić…
- Nigdy nie miałam przyjaciela płci męskiej innego niż Lou - wyznała z zastanowieniem rudowłosa. - Ale on się nie liczy, bo jest mój. Myślę, że jesteś pierwszym chłopcem, z którym tak swobodnie udaje mi się konwersować… wróć! Mężczyzną. - Uśmiechnęła się. - I myślę, że ta zmiana mogła na niej zrobić wrażenie. - Wskazała dyskretnie na Yvę. - W końcu brzydki nie jesteś. Ale skoro do tej pory byliście przyjaciółmi, to nic dziwnego, że opiera się nowym doznaniom - mówiła z przekonaniem, za to bez krzty zażenowania. - Utknąłeś między byciem nastolatkiem, a prawdziwym facetem; przyjacielem i… kto wie? - zanuciła, a Nuko potulnie otarła mu się o nogę. - I powiem ci szczerze, że jeśli chcesz by było jak dawniej to odpuść już teraz. Wywierasz na nią zbyt wielki wpływ, byś mógł pozwolić sobie na dalsze nieskuteczne próby czegokolwiek - dodała brutalnie. - Ale jeżeli chcesz jednak spróbować… i zaimponować swojej przyjaciółce to mogę ci pomóc. Znam się na dziewczynach - jak bardzo byśmy się z nią nie różniły to ostatecznie pociągają nas na pewno całkiem podobne rzeczy. - Uśmiechnęła się lekko. - Mogłabym ci je chyba zdradzić… chcesz? - spytała kusząco, mając nadzieję, że Peto nie okaże się jakimś miałkim glutem, a podrostkiem na tyle głupim (odważnym), by wpakować się w pułapkę emocji i uczuć.

Yvę mieli już w garści - Noa nie kłamał; znał się na dziewczynach. Do Lou kleiła się teraz na złość, a poza tym rozmawiała z nim, bo był magiem. Troszkę starszym i to w sumie na tyle. Silne brawurowe dziewuszki (a nawet filigranowe damulki chowane pod kloszem) nie kleiły się do karłowatych chłopców o dziecięcej urodzie. Duże wierne oczy, zadbane włosy, wymyślne szaty, wydatne usta i małe noski - nic z tego nie było atrybutem prawdziwego mężczyzny. Co prawda nadal pozostawało bogactwo jako stosunkowo specyficzna zaleta oraz cechy wewnętrzne, chociażby odwaga, rozwaga, odpowiedzialność, humor, inteligencja… nie we wszystkim Lou przodował. Był opanowany i mądry, ale zbyt uległy. Pokorny jak dziewica pod okiem zaborczego ojca. Zawstydzał się i nie miał siły przebicia. Coś takiego musiałoby się bardzo postarać, żeby pokonać nawet kretyna Pluto i jego sprężyste mięśnie. No i poza wszystkim - elf nie flirtował, a Peto być może miał zamiar. W takim wypadku wynik gry był z góry przesądzony.

Her czujnie wbijał wszystkie sześć ślepi w kołnierz srebrnowłosego. Chciał syczeć od czasu do czasu, bo czuł, że żeński dwunóg jest wkurzony, ale od Noi biły uspokajające fale, więc demoniczny kocur kroczył spokojnie i nie wydziwiał. Lou zaś szedł miarowo, ramię w ramię (i pod ramię) z Yvą. Nieco zaskoczyła go tym gestem, ale absolutnie nie miał nic przeciwko. Kontakt z nią był zwyczajnie miły, nawet jeżeli jej pobudki już niezbyt. Przy Noi była prawdziwym aniołkiem.
- Jak na kogoś kto tylko się ,,bawi” jesteś strasznie utalentowana - powiedział ze szczerym zdziwieniem. Ale potem odbił się na jego obliczu jakiś dziwny cień. Patrzył na ziemie przed sobą kiedy mówił dalej.
- Chyba ci trochę zazdroszczę… wygląda na to, że masz wspaniałe życie. - Ścisnął ją nieco mocniej, a zaraz uśmiechnął się melancholijnie. - Wiele już przeszłaś, w tym straszne rzeczy, ale to o czym mówisz wydaje się naprawdę pogodne. - Smętne zamyślenie opuszczało go powoli gdy mówił. Miał niesamowity dar cieszenia się cudzym szczęściem. - Chętnie zobaczyłbym kiedyś jak mieszkasz! Jak malujesz. Brzmi to całkiem zabawnie, nawet jeżeli to też praca! - Wydawał się naprawdę zainspirowany tą myślą, choć usłyszał przed chwilą więcej smutnego niż wesołego…
- Zawsze dzieje się źle kiedy kogoś do czegoś się zmusza - skomentował po chwili spokojniej. Nie miał prawa się zbytnio nakręcać, skoro Noa mógł w każdej chwili zmienić plany. Chociaż przynajmniej do miejsca ukrycia ,,skarbu” powinni im towarzyszyć. - Masz naprawdę szlachetne cele, prawda? - Mógł tylko cieszyć się i podziwiać. - Ale gdzie chciałabyś się uczyć? Już poza twoim miastem? Jesteś do niego bardzo przywiązana.
Mógłby gadać i dłużej, ale nagły śnieg z miejsca go zaniepokoił. Zatrzymał się i spojrzał na Noę.

Rudzielec nie tylko marszczył brwi niezadowolony, ale i odsyłał utyskujące koty do ich wymiaru. Bestyjki (tak jak i on sam) nie znosiły zimna, a śnieg w ogóle uważały za plwociny kupidynów, więc kryły się przed nim jak mogły. Nie przekonywało ich nawet to, że w ogóle nie robiło się chłodniej. Śnieg sam w sobie był zimny i to wystarczyło. Noa także najchętniej przeniósłby się do krainy, gdzie białego cholerstwa zwyczajnie nie ma. Jednakże rudej całkiem się podobało.
- Zastanawiająco - szepnęła, starając się nie okazywać niezadowolenia prawdziwego dhampirka. - Mam wrażenie, że tutaj nie powinno padać… pewnie zbliżamy się do celu. Cała trasa może być usiana magicznymi wskazówkami… żeby tylko nimi to byłoby dobrze. Chodźmy sprawdzić - mamrotała ćwierkliwie, kontynuując marsz. Chwyciła Puto za karykaturalnie męską dłoń i pociągną za sobą; przeszli tak tuż pod nosem Yvy. Na wszelki wypadek, gdyby miał młodzik jakieś obiekcje ruda odwróciła się do niego na chwilę i mrugnęła porozumiewawczo. Oświadczyła, że mu pomoże, a więc to zrobi!

Nie zostało im wiele do przejścia - chłód i opady nasilały się z każdym krokiem. Ledwie po chwili gęsty las przerzedził się, zbielał, a gdy wyszli na zarośniętą polanę słońce odbiło się od milionów kryształków i oślepiło ich kującym światłem. Noa osłoniła dłonią oczy i przyjrzała się…

- NO CHYBA SĄ NIEPOWAŻNI!

… trzem chatkom na kurzej nóżce.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Petro patrzył na Noę z powątpiewaniem, słuchając jej wywodu. Podobała mu się, pewnie! Była ruda i śliczna, a komplement z jej ust (powiedziała, że nie jest brzydki! To prawie tak samo, jakby powiedziała, że go pragnie!) mile połechtał jego od niedawna męskie ego. Niestety bez względu na to, ile prawdy było w jej słowach, jedno wiedział na pewno. Nie wierzył w to, że pociągają ją te same rzeczy co Yvę. Szczerze mówiąc miały ze sobą tyle wspólnego co chropowaty kamyk z wybrzeża Rubidii i porcelana. Jednak dalsza część wywodu zainteresowała go na tyle, że ukrył swoje prawdziwe myśli i skwapliwie pokiwał głową.
- Pewnie! - powiedział, towarzysząc dhampirowi i posłusznie pozwalając chwycić się za rękę.

        Gdy pada śnieg, człowiek spodziewa się zobaczyć bałwana z marchewką zamiast nosa. Grubasa w czerwieni, rozwożącego prezenty. Zorzę. Ale na pewno nie spodziewa się trzech zaczarowanych chatek, kołyszących się lekko na kurzych nóżkach.
Nagle nawet śnieg przestał wyglądać tak wspaniale.
        Yva nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie Louina, które zresztą bardzo jej się spodobało. Wiele razy snuła w marzeniach plany o tym jak wyrywa się z Rubidii i rusza w świat w towarzystwie młodego, przystojnego czarodzieja, który uczy ją magii wody (a teraz także życia!). Nabrała powietrza, wodząc dłonią po białej, puchowej kołderce, jaka pokryła liście, jednak ubiegł ją Petro, wyrażając ile sił w płucach swoje niezadowolenie.
- O nieee! - jęknął, zatrzymując się jak wmurowany i puszczając dłoń Noi. - Nie, nie, nie! Nie zamierzam znowu być kotem! - krzyknął, odwracając się na pięcie i dwoma susami znikając w krzakach. Brunetka spojrzała na niego złowrogo, przewracając oczami. Przy takich fochach nigdy nie dojdą do jaskini ze skarbem!
        Po sekundzie zza ciemnych, upatrzonych śnieżynkami liści dobiegł ich głośny, bolesny jęk. Yva zaniepokojona odwróciła się i próbowała dojrzeć coś w gęstwinie gałęzi.
- Petro, wszystko gra? - zawołała, podchodząc nieco bliżej. Gdy odpowiedział jej kolejny jęk, rozchyliła nadgorliwe w swojej funkcji chaszcze i zobaczyła przyjaciela, zwiniętego w kłębek na ziemi. Trzymał się kurczowo za brzuch, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Co się dzieje?! - zawołała przerażona, kucając obok niego.
- Flaki mi znowu wariują! Tak jak wtedy, kiedy zamieniuuuaaa miaaaauuu…
Jego słowa przeszły w wysokie miauczenie. Choć zewnętrznie się nie zmienił, kształt jego oczu przybrał nieco koci wyraz, a źrenice stały się pionowymi kreskami. Pulsowały przez chwilę, tak jakby chłopak toczył wewnętrzną walkę. Po sekundzie dziwny efekt zniknął, a Petro odetchnął z ulgą, nieco się rozluźniając.
- Nie każcie mi podchodzić bliżej… - szepnął, patrząc błagalnie na Noę. - Czuję, że to się może źle skończyć...
Powietrze przeszył odległy, złośliwy chichot, zwielokrotniony echem. Paskudnie znajomy chichot.
- Myślałam, że zostawiliśmy wiedźmę w tyle! - burknęła Yva, kierując swoje słowa do Lou i pomagając wstać Petro, nadal trzęsącemu się na ziemi. Była na niego zła i nie zamierzała z nim rozmawiać, ale nie zostawi go przecież na lodzie… To jest na śniegu, oczywiście. Strzeli kolejnego focha, gdy okoliczności będą temu bardziej sprzyjały, a efekt będzie bardziej spektakularny.
- Moglibyśmy spróbować ją obejść… I dlaczego do diabła są teraz trzy chatki?! - zastanawiała się głośno, patrząc z powątpiewaniem na otaczające ich krzaki. Nagle zrobiło się ich jakby więcej i z urokliwego, przejrzystego lasu zamieniły się w zaśnieżony gąszcz. Chatki natomiast stały spokojnie pośrodku polany, powoli pokrywając się śniegiem. Nawet białe płatki nie były jednak w stanie załagodzić upiornej atmosfery, jaka im towarzyszyła. Kurze nóżki połyskiwały oślizgle w odbijającym się od śniegu świetle.
        Dziewczyna wzdrygnęła się i spojrzała pytająco na Noę. Mimo że elf dużo powiedział jej o magii życia, cały czas miała wrażenie, że to rudowłosa panna zna się lepiej na magii.
- Myślisz, że to jakiś chory rodzaj testu? Czy ona oczekuje, że zrobimy coś konkretnego? Mam wrażenie, że nie wypuści nas z tej polany dopóki nie wejdziemy do którejś z chatek. Może najlepiej byłoby zostawić tu Petro i pójść we trójkę…?
Kolejny, złośliwy chichot rozległ się w powietrzu. Jeśli ta wstrętna baba cały czas ich obserwowała, musiała mieć niezły ubaw, patrząc jak oszukują woźnicę. A może to właśnie dlatego ich ukarała? Czy to mogło być związane z ich zachowaniem, czy wszystko miała od początku zaplanowane? Yva rozejrzała się niespokojnie dookoła i objęła ramiona dłońmi, próbując rozetrzeć zmarzniętą skórę. Pierwszy zachwyt nad śniegiem już się skończył. Teraz zaczynało robić jej się zimno.
- Tak czy siak musimy coś postanowić i się ruszyć, inaczej zmarzniemy na kość.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Chwilowo porzucił plany swatania dwójki obrzydliwych ludzi, na drodze bowiem ponownie stanęła im jeszcze bardziej obleśna wiedźma. Może chwilowo tylko jej głos i rozmnożone chałupki, ale jeżeli śnieg też był jej sprawką (a musiał być) to znaczyło, że jest to doprawdy parszywa istota. Noa westchnęła głośno, ponurym wzrokiem wodząc po gontowych pokryciach dachów. Przykrywał je śnieg, tak samo jak jej rudą czuprynkę. Nogi w letnich pantofelkach z mięciutkiej skórki w ogóle nie były chronione przed zimnem, a w dodatku teraz obuwie całkiem się przemoczyło. Zwiewna kreacja podkreślająca urodę domniemanej dzieweczki stała się utrapieniem - tak idealnie zbędnym, że aż można by było ją zdjąć i zostawić w śniegowej zaspie.
Lou nie radził sobie z zimnem dużo lepiej, ale jego szaty stanowiły jednak lepszą ochronę. Szybko jednak zdjął złoty płaszczyk i wyćwiczonym gestem narzucił go na krągłe ramionka Noi, obdarzając ją przy tym ciepłym, kojącym uśmiechem. Paskudnie.
Ruda opatuliła się i dalej marszcząc brwi zaczęła myśleć. Pluto jej nie pomagał.
- Nie wydzieraj się - mruknęła, kiedy Yva już rozgarnęła krzaki. Choć w sumie co innego miał robić? Zaklęcie nadal w jakiś sposób na niego działało, a dhampir irytował się, bo nie mógł dostrzec pasm magicznej mocy. Chatki wiedźmy topiły się w chaosie i ociekały błędnymi informacjami. Były ukryte za iluzją? Nie, na pewno nie tylko. To było najgorsze w tak potężnych, że aż ześwirowanych już magach - ich działań nie dało się wytłumaczyć nie tylko logicznie, ale i magicznie. Używali wielu dziedzin, nieraz w zatrważająco wymyślny sposób, kołując nawet doświadczonych czarodziei. Noa pradawnym nie był, ale za nowicjusza też się nie uważał. Chciał rozgryźć to wszystko. Wiedzieć na czym stoi. A jednocześnie łatwo godził się z faktem, że jest jak jest i może nie udać mu się tego rozwiązać. Był przyzwyczajony do przegrywania.
- Wygląda na to, że nie spuszczała nas z oczu… - szepnął Lou niemrawo. Sam nie chciał mieć z tą wiedźmą nic do czynienia. Była zbyt niebezpieczna, by choćby próbować czuć się bezpiecznie z jej czarami wiszącymi nad głową. Poza tym wystarczyło spojrzeć na Petro… ale nie mogli się wycofać.
- Nie da nam odejść - oznajmiła Noa rozglądając się po polanie. - Nie wiem czy nas śledziła, nie wyczułam jej. Równie dobrze mogła nas po prostu ponownie znaleźć. Pewnie dysponuje magią struktury, przestrzeni i iluzji na strasznie wysokich poziomach. Drażni mnie. Ale tak czy inaczej… Lepiej nie zostawaj w tyle. - Zerknęła na poławiacza pereł (a obecnie i serc niewieścich) kulącego się wśród liści. - Lepiej już żebyś stał się kotem niż tu zamarzł... - ,,choć mi to tam bez różnicy”. - Zajmiemy się tobą… jakoś. Być może jeśli cię znowu odczarujemy wrócisz do poprzedniej postaci. Ale to wszystko jedno. I tak znowu urośniesz. - Wzruszył ramionami, choć ostatnie słowa niemalże go piekły. Gorejąca zazdrość miała smak suchych wiórów.
- Nie wiem czy to test - zwrócił się zaraz do Yvy. Pochlebiało mu, że zwracała się do niego z tą sprawą i nawet był gotów się nieco rozgadać,by pokazać, że powinna to robić częściej. Choć nie znał szybkiego wyjścia i prostej odpowiedzi.
- Takie osoby to świry - zniżył głos i nachylił się konspiracyjnie, choć niby do kogo - był tu najniższy. - Ale zazwyczaj działają wedle prostego schematu; ustalają reguły gry, dzielą się nimi i patrzą co się stanie. Ta… nie powiedziała nam nic. Znaczy zaczęła. W poprzedniej chatce. Ale nie dokończyła… myślałam, że sama nas wyrzuciła, ale może coś jej po prostu przeszkodziło. Teraz chce dokończyć. Nie wierzę w jakieś większe ideały stojące za jej zachowaniem. Pewnie zwyczajnie się nudzi i ubzdurała sobie jakąś ideologię, tylko by z męczenia nas uzyskać ciekawą opowieść. I tak jak mówiłam - nie da nam teraz uciec. Myślę, że chce naszą czwórkę razem, więc Peto też powinien iść. Jeżeli chce go zamienić w kota, to zamieni. Tak przynajmniej będziemy mieć na siebie oko… przez jakiś czas.
Szczerze mówiąc gnębiły go jego własne słowa. Miał złe przeczucia odnośnie tej wiedźmy. I nie chodziło tu o możliwą krzywdę, a raczej pokrzyżowanie jego planów. Odnosił wrażenie, że poza niewinnymi sztuczkami nie jest typem lubującym się w przemocy fizycznej. Nie… ją bardziej mogła obchodzić psychika i zabawy z ofiarami. Zakładał, że mogła przejrzeć iluzję maskującą jego aurę… każdego z nich mogła przejrzeć. Emocje? Umysł? Chaos? Czym jeszcze dysponowała?
- Najpierw wybierzmy jeden domek. Nie rozdzielajmy się tym razem - lontynuował przejmując od Yvy pałeczkę dowodziciela. Popatrzył na wszystkie sceptycznie.
Były bardzo podobne, choć krzywe deseczki, z których były zbite wykluczały identyczne kształty. Także ramy okien, a nawet sama ich liczba była zmienna. Kominy z cegieł o różnej wielkości lub odcieniach. Nieco odmienne barwy miały także te przerażające nóżki, tak charakterystyczne dla ich małej przygody.
- Wybrałabym środkową. Oko. - Wskazała palcem gałkę w oprawie łypiącą na nich znad wejścia. - Jest czerwone. Tak jak w tej pierwszej, oryginalnej (o ile jest jakiś oryginał). Nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, może zielone i żółte też są w porządku, ale jak mamy spotkać wiedźmę to myślę, że będzie tam. Chodźmy, jest strasznie zimno.

I choć od chatek dzieliło ich paręnaście kroków szli i szli, a jakoś się do nich nie zbliżali. Oddalali się za to od skraju niechętnego im lasu wystawiając się na lekki wiatr i chłodne światło wybladłego słońca.
- PARSZYWA STARUCHA! - Noa nie miała cierpliwości ze stali, ale gdy tylko krzyknęła, lekka śnieżka palnęła ją w głowę. Zjawiła się znikąd, ale za to została we włosach i za kołnierzem marudy.
- I DOBRZE, A NIECH CIĘ SZL…! - nie wykrzyczała reszty, bo dla dobra całej ekipy Lou zakrył jej usta. Oswobodziła się z jego uścisku dość szybko, ale zdołała odzyskać panowanie nad sobą. Burknęła coś tylko groźnie, i nabuzowana ruszyła dalej opatulając się w elfią szatę. Nadal było zimno.
- Yva, zakryj się, magia magią, ale przecież można się przeziębić - srebrnowłosy zagadał dziewczynę, ale zamiast zdejmować resztki własnego odzienia i jej je podarować wyciągnął jej własną chustę. Tę, którą Petro zasłaniał przed obcym wzrokiem swoje…
- Proszę, powinna być ciepła. To zawsze lepsze niż nic - zachęcił. Mówił poważnie i dziwnie nakazującym tonem, jak matka do dziecka. Nie chciał nawet słyszeć słowa sprzeciwu.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva z ulgą przyjęła fakt, że ktoś przejął od niej pałeczkę dowodzenia i zadecydował, gdzie mają iść. Na co dzień nie miała problemów z podejmowaniem decyzji, jednak zupełnie nie znała się na magii chaosu, iluzji i złych czarownicach. Owszem, była uzdolnionym, ale zdecydowanie początkującym magiem. A tutaj trzeba było kogoś doświadczonego.
        Obrzuciła Louina wdzięcznym spojrzeniem i poważnie pokiwała głową. Czerwone oko było dokładnie takie samo jak w pierwszej chatce. I dokładnie tak samo ją przerażało.
- Szósty zmysł też mi mówi, że powinniśmy wybrać właśnie tę - szepnęła, ruszając razem z nimi na środek polany.
        Śnieg wokół nich przybierał na sile, tak jakby zachęcał powolnych śmiałków do podjęcia szybszej decyzji. Jak na złość dołączył do niego grad, który zaczął chłostać odsłonięte części ciał nieszczęsnej czwórki. Na propozycję Lou Yva skrzywiła się z obrzydzeniem, jednak gęsia skórka wykwitająca na ramionach i szczypiące w skórę zimno bezlitośnie przegnały wszystkie uprzedzenia.
- Uch! Dobra, dawaj! - prychnęła, przewracając oczami. Cały czas miała z tyłu głowy obraz owiniętego chustą Petro, jednak ciepło, które rozlało się po jej ciele sprawiło, że ten drobny fakt przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Przynajmniej na chwilę, bo gruby materiał szybko przemakał. Jeszcze chwila i nawet on nie będzie stanowił żadnej ochrony. Szczelnie się zapatuliła i przyspieszyła, próbując jak najszybciej dobrnąć do przysypanej śniegiem chatki.
        Po paru (nieskończenie długich) minutach marszu dystans dzielący ich od kurzej nóżki zmniejszył się na tyle, że mogli dokładnie przyjrzeć się pokrywającym ją liszajom. Zmrożona, miała niepokojący, siny kolor, zupełnie jakby ktoś przygotował sobie makabrycznego loda.
        Petro cały czas skradał się czujnie u boku Noi, nieufnie rozglądając się na boki. Po chwili i on dostał śnieżką w głowę, a w powietrzu znowu rozbrzmiał piskliwy chichot. Chłopak wykazał się jednak zaskakującą dojrzałością i zamiast rzucić się w pogoni za napastnikiem (co z całą pewnością zrobiłby jeszcze kilka godzin temu), strzepnął jedynie białą czapę z włosów i ponownie skoncentrował się na chatce. Uchwycił zdziwione spojrzenie Yvy i wzruszył ramionami.
- No co? Wolę się nie wychylać - burknął, usiłując schować się za rudowłosą, niestety z marnym skutkiem.
        Gdy skrzypiąc po śniegu zatrzymali się przed chatką, cała polana wróciła do poprzednich rozmiarów. Drzwi, znajdujące się tak jak uprzednio nieco wyżej od poziomu gruntu, uchyliły się lekko. Ze środka wydobył się obłok pary. Pozostałe chatki zakołysały się chwiejnie i zniknęły, zostawiając ich z tą, którą wybrali. Już nie było odwrotu.
- Myślisz, że pozostałe chatki to była tylko iluzja? A może w każdej z nich miało coś na nas czekać? - zapytała Yva, kierując swoje słowa do Noi. Bardzo nie podobała jej się wzmianka o świrach. Największy objaw szaleństwa z jakim miała do czynienia wykazywał wioskowy głupek Ted i kilku nieco chaotycznych marynarzy. Jeden z nich lubił grać w tę zabawę, w której stuka się nożem wokół palców tak, żeby żadnego nie trafić. To było coś, co potrafiła zrozumieć. Nie popierała tego, ale widziała jasno i wyraźnie, że ten człowiek nie był normalny. Na temat obłąkanych, potężnych i nudystycznych wiedźm nie wiedziała nic. Chociażby ze względu na wiek Louin wydawał się najbardziej doświadczony. Z pewnością bardziej niż Noa, która choć ładna, nadal wyglądała na nieletnią smarkulę.
- Wchodzimy? Nie ma co stać na tym mrozie - zaproponowała, szukając iskry poparcia w oczach towarzysza.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Zaczynał się zastanawiać czy Pluto stał się dojrzalszy przez zmianę ciała, czy może po prostu jest tchórzem. Nie znał go wcześniej, ale to jak się za nim chował nie tyle mu się podobało co i wiele zdradzało. Jednak nie zamierzał narzekać. Jako kobitka powinien się był obruszyć i sam chować za przerośniętym młokosem, ale jego wewnętrzny chłopczyna kazał mu dumnie osłaniać nie tak silnego mentalnie towarzysza. No, może sam się kulił, ale to z zimna. Był na nie bardzo mało odporny i zdrowo go nie znosił. A może wręcz chorobliwie.

Louin za to był cały zadowolony (przynajmniej na tyle na ile można było być w tak zwariowanej i niepewnej sytuacji), bo Yva okryła się na jego prośbę i może teraz przemarznie nieco mniej. Skoro więc i ona i Noa byli okryci to elfik już grzał się wewnętrznie. Choć i on jak najszybciej chciał się dostać do ciepłego wnętrza.
Gdy stanęli przed chatką odechciało mu się. Spojrzał boleśnie na siną konstrukcję z wyłupiastym okiem i poczuł jak w środku coś mu się skręca. Oboje z dhampirem byli magami, w dodatku mogli liczyć na wsparcie Yvy i siłę Petro, ale z wiedźmą nie mieli szans. Już im to raz udowodniła. Mogła się bawić nimi wedle woli, a… Lou wiedział jak to jest gdy ktoś się nim bawi. Aż za dobrze. I bardzo, ale to bardzo nie chciał do tego wracać. Mimo wszystko nadal wolał obrywać od wroga niż kogoś po czyjej stronie miał stać i wiernie mu służyć.
- Nie mam pojęcia. - Noa przeciągnął się lekceważąco. Nie wykazywał na razie nawet cienia strachu, jakby przyzwyczaił się już do chaosu magii i właśnie wiedźmę wyzywał. Nie był jednak tak głupi. Zastanawiał się intensywnie w jaką grę każe im grać. I co powinni wtedy zrobić, by wyjść na tym bez większych uszkodzeń. Fizycznych, czy tam moralnych…
- Myślę, że mogła coś szykować w każdej. Ale nie ufam zielonym oczom. - Uśmiechnął się chytrze. - Znałam też pewnego jegomościa o żółtych i tym bardziej do tamtej bym nie wlazła. - Teraz uśmiechnęła się już pełnoprawnie i wykonała niedbały gest ślicznotki. Nie chciał wyjść na zbyt inteligentną.
Za to należało wejść. Do środka. Ruda nie miała oporów, mimo pewnych obaw. Dobrze się z tym jednak z nimi kryła.
- Pachnie zupą, nie? - szepnęła do Lou kiedy doleciała do niej para buchająca zza kostropatych drzwi. - Ciekawe czy z poprzednich nieszczęśników?
- PRZESTAŃ!
- Ha ha, żartuję. To jarzynowa.
Ale elfa nie przekonał. Miał kiepski węch, nie odróżniłby kurzych nóżek od melona, a on o tym wiedział. Cieszył się jedynie, że jemu woń obłoczka nie kojarzyła się z mięsnym bulionem.
- Chodźmy. - Westchnął zrezygnowany i otworzył szerzej drzwi. Noa chciała wejść pierwsza, ale musiałaby kazać Pluto się podsadzać, a to było chwilowo poniżej jej godności. Poczekała więc aż Yva się wespnie i poda jej rękę. Wciągnęli też Lou i poczekali na Petro.

W sieni faktycznie pachniało czymś jadalnym. Przyjemne, choć nie tak suche ciepło rozgrzewało zmoknięte członki i kojarzyło się z domem. To wcale się Noi nie podobało. Nie wierzył w dobre intencje szalonej nudystki. Jednak nie gardził atmosferą i z ulgą pozbywał się dreszczy. Ściągnął z siebie nawet kapotkę Lou.

Rozejrzał się. Wnętrze było jasne, jak wiejska chatka o poranku połykało słońce. Promienie w kolorze topazu padały pod innym kątem niż na polanie - zdawało się, że tutaj naturalny bieg rzeczy i pory dnia nie sięgały. Prawdziwe było za to tykanie zegara, bliźniaczego do tego pierwszego, o czerwonym oku, które wodziło za ruchami towarzystwa. Zirytowany równe mocno co zaciekawiony dhampirek podszedł do niego ściągając surowo brwi. Złapał się pod boki, a potem nagłym ruchem wsadził palec zegarowi w oko. Za co natychmiast dostał odważnikiem.
Metal plasnął o skórę nagiego ramienia, Noa odskoczył i schował się za Yvą. Popatrzył podejrzliwie na ożywiony sprzęt domowy.
Oku nic się nie stało, choć zegar zasyczał mechanizmem i zaczął tykać szybciej.
- Paskudne - mruknął rudzielec rozmasowując sobie ramię, a korzystając z okazji opierał się lekko o ciało dziewczyny. Była przyjemnie ciepła. Milsza w dotyku niż się spodziewał po takiej dzikusce. Ale mimo słodkiego wrażenia nadal czuł się niesłusznie palnięty - gdyby zegar nie chciał, aby go dźgały pseudożeńskie pokurcze mógł się powiesić wyżej!

- Zapraszam aniołki, zapraaaszam - zachrypnięty głos doleciał do nich z przeciwległego końca korytarza. - Nie bawcie się z mruczkiem, bo da po łapach! - zaświergotała obrzydliwym falsetem i otworzyły się kolejne drzwi.
Weszli do pokaźnej, choć pustej salki, pomieszczenia o niskim suficie, a drewnianych ścianach i podłodze. W środku nie było mebli ani czarownicy - brakowało też okien, lecz w salonie nadal było jasno. Jednak źródła światła nie sposób się było dopatrzeć co nieco drażniło zmysły. Zapach także się zmienił, choć wilgoć pozostała. Kto się jednak znał wyczułby zapach… mydła. I olejków kwiatowych.
- Witajcie w gorących źródłach Babci Wrzątkowej! Uraczę was ciepłą kąpielą gołąbeczki i zdrapię z was cały bród!…
- Mam nadzieję, że nie pazurami - mruknął Noa do siebie.
- KŁAMSTWA!
Na ten krzyk aż podskoczyli.
- Wszędzie kłamstwa! Ależ to młode pokolenie jest usyfione. Niedomyte obiboki! Babcia Wrzątkowa coś na to poradzi. Ale zanim zabiorę się za wasze ciała… Lidia!
- Tak babciu? - Do pokoju weszła młoda dziewczyna o ciemnych włosach. Ładna, opalona - podejrzanie podobna do Yvy. Wyglądały jak z tej samej wioski. Może więc… może to dlatego kupiec się pomylił?
Prawdziwa uczennica miała na sobie robocze ubranie, a u pasa pochwę na tajemniczą broń. Wyciągnęła ją i zademonstrowała z resztą, a wyglądało to na nieślubne dziecko jednorożej różdżki i przerdzewiałego sztyletu. Zabłysnęło zielonkawym światłem, a dziewczyna wycelowała w zgromadzonych ostrze. Czubek. Cokolwiek to było.
- Powiedz im co mają zrobić by mieć wstęp do kąpieliska marzeń.
- Muszą się oczyścić.
- Jak…?
- Nie wiem.
Fakt, brunetka nie wiedziała. To skonsternowało wiedźmę na chwilę, a przynajmniej jej głos - kiedy odezwała się po dłuższej chwili brzmiała już nieco inaczej.
- Moje dziecko, muszą przejść duchową przemianę. Niepodobna by podróżowali razem w takim stanie… no już, już, przeprowadzaj rytuał!
- Rytuał? - Lou przełknął ślinę, ale stanął minimalnie przed Yvą, a tuż obok rudzielca. Ten łypał groźnie na uczennicę wiedźmy.
- Teraz!… - ryknęła dziewczyna bardzo oficjalnym tonem. - …Powiedzcie co wam leży na sercu.
- E? Co? To wszystko? - Dhampir coś nie mógł uwierzyć.
- Ty akurat nie powinien…nnaś tego mówić.
Wtedy spoważniał. Zrozumiał już na czym polegać ma ,,gra”. Nie pytał już nawet dlaczego, ale najwyraźniej wiedźmie zależało na prawdzie. Zamknęła ich tu i nasłała pannę z błyskadełkiem, żeby wymusić na nich wyznania. Być może bywały gorsze i bardziej brutalne zabawy, ale ta jedna… ta najbardziej krzyżowała mu plany.
- Od ciebie zacznijmy. - Uczennica przeniosła wzrok (wraz z bronią) na Petro. Stał z brzegu, obok niego Yva, dalej Lou i sam Noa.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Kiedy Yva wgramoliła się do chatki (“Tylko nie gap się na mój tyłek, nie gap się, bo jak cię przyłapię to złamię ci ten ładny nos, Petro…”), z niepokojem stwierdziła, że zapach jest wyjątkowo apetyczny. Wyczuwała głównie pietruszkę i słodki aromat gotowanych warzyw, choć miała nadzieję, że ich podkładem nie jest mięsny bulion. Rozejrzała się po przyjaznym, jasnym wnętrzu, które przywołało wspomnienia wczesnego dzieciństwa. Wioska pod Rubidią w której się wychowała, wypełniona była dokładnie takimi chatkami. No, może nie znajdował się w nich upiorny zegar z okiem, który momentalnie został zaatakowany przez Noę, ale reszta! Reszta była przesycona dokładnie taką ciepłą atmosferą, jaka kojarzyła jej się ze szczęściem i rodzicami. Może ta wiedźma mimo wszystko nie była taka zła?
        Yva zerknęła z uznaniem na niziutką towarzyszkę. Dzielna dziewczyna! Brunetka w głębi ducha ucieszyła się jednak, że sama nie wpadła na równie genialny pomysł, bo mechanizm oddał uderzenie, atakując ramię rudzielca miedzianym odważnikiem.
        Kiedy powietrze przeszył wstrętny, znajomy głos wiedźmy, Yva podskoczyła a Petro pisnął wysokim, bardzo niemęskim głosem.
- Tchórz - syknęła w jego stronę, zadzierając nos i kierując się w stronę otwartych drzwi. Chłopak przewrócił oczami i potruchtał za nią potulnie, nie chcąc oddalać się od (stosunkowo) bezpiecznej grupy.

        Następne pomieszczenie również było przytulne, choć brak okien i mebli wprowadzał poważny element niepokoju. Pachniało tu jak w łaźni, co potwierdziły słowa staruchy.
- Babcia Wrzątkowa? - mruknęła do siebie Yva, rozglądając się niespokojnie dookoła. Czarownicy nigdzie nie było widać. Nie było także wanny, ani nawet mydeł wydzielających przyjemną, ziołową woń. W czym niby mieli się wykąpać?
- KŁAMSTWA! - Na następne słowa nie tylko Petro podskoczył jak oparzony. Czemu uważała, że kłamią? Czyżby faktycznie widziała małą szaradę, jaką zaserwowali woźnicy i postanowiła ich za nią ukarać?
        Potem zrobiło się już tylko dziwniej. Do pokoju weszła dziewczyna bardzo podobna do Yvy - wysoka, o lekko skośnych oczach i opalonej cerze. Nawet kolor włosów miała taki sam! Czy starucha uprowadziła ją z Wybrzeża i zmusiła do życia pośrodku tej głuszy?
- Łaał- jęknął Petro, podziwiając zdecydowane, lecz nieco bardziej harmonijne ruchy Lidii. Yva szturchnęła go mocno w brzuch, na co wielkolud opanował się, jednak nadal nie odrywał wzroku od uczennicy, pokornie wypełniającej rozkazy wiedźmy. Wyszarpnęła zza pasa coś, co przywoływało skojarzenia z białą różdżką (ki diabeł?!), zakończone było jednak zardzewiałym ostrzem. Takim ostrzem, które roznosi zakażenia przez samo swoje dotknięcie.
- Kąpielisko marzeń? - spytała Yva, kierując swoje słowa bardziej w eter niż do nowo poznanej “bliźniaczki”, świadoma, że dziewczyna nie wie na ten temat zbyt wiele.
- Kąpielisko marzeń to miejsce, w którym doznacie oczyszczenia! - ryknęła wiedźma, najwyraźniej tracąc cierpliwość. “Świetnie” pomyślała Yva “Jakby to wyjaśniało cokolwiek!”.

        Rozkaz wypowiedziany silnym głosem przez Lidię zabrzmiał niepokojąco dziecinnie, a zarazem groźnie. Wszystko co im leży na sercu? Wszystko? Są dziesiątki takich rzeczy - małe zadry z dzieciństwa, sprawy niedokończone w porcie, dawne kłótnie, drobne irytacje… Przecież nie jest możliwe, żeby wiedźmę interesowało wszystko! Musiało chodzić jej o coś konkretnego.
        Dziwna zmiana formy wypowiedzi skierowanej do Noi także nie umknęła uwadze Yvy. Zmarszczyła brwi, przyglądając się Lidii z uwagą. Przejęzyczyła się? Były do siebie bardzo podobne i odniosła wrażenie, że tik nerwowy związany z kłamstwem wystąpił także u niej. Lekkie opuszczenie kącików ust, zaciśnięcie warg, gdy się zdenerwowała. Poprawiła włosy szybkim, niedbałym ruchem. Ale dlaczego miałaby mówić do Noi w męskiej osobie? Rudowłosa prezentowała sobą doskonałą (irytującą, ale jednak nadal doskonałą) małą pannicę. Czyżby w rzeczywistości nie była tym, za kogo się podawała?
        Petro, wskazany nożem, zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę. Choć mógłby obezwładnić dziewuchę jednym ruchem grubego jak kłoda ramienia, magiczna aura tego miejsca przerażała go i budziła w nim na powrót małego chłopca. Przypominała mu nieco atmosferę kopalni - mroczną, niepokojącą, wypełnioną stworami, które czają się na granicy mroku, tak samo jak wstrętna, nudystyczna czarownica.
- Ja? - zapytał wysokim głosem. Yva czuła jak trzęsie się głęboko pod powłoką mięśni i jasnych włosów. Przesunęła swoją dużą jak na dziewczynę dłoń i chwyciła go za rękę.
Dotyk zdziałał cuda - chłopiec na powrót zamienił się w mężczyznę. Wziął głęboki wdech.
- Ja? - zapytał dużo silniejszym i niższym głosem. - Co właściwie mam ci powiedzieć?
Lidia przysunęła się bliżej z nożem, ale dzięki dłoni Yvy nie zrobiło to na nim już żadnego wrażenia. Spojrzał na nią z góry ze spokojem, czując, że byłby w stanie pokonać i ją i czarownicę, stając w obronie ukochanej.
        Przez chwilę uczennica wpatrywała się w jego oczy, po czym przesunęła ostrze w stronę Louina.
- Nie musisz już nic mówić. Wszystko widać jak na dłoni… albo w dłoni - oznajmiła kpiącym tonem. Yva zmarszczyła brwi i zerknęła na Petro, usiłując wyrwać dłoń z jego uścisku, tak jakby ten gest mógł powstrzymać to, co sugerowała Lidia. Chłopak pokiwał poważnie głową, splatając swoje palce mocniej z jej palcami. Dopóki jednak straszne słowo na “k” nie zostało wypowiedziane, ich przyjaźń nadal stała na silnych, nieporuszonych fundamentach.
- Teraz twoja kolej, elfie starszy niż na to wyglądasz. Gadaj!
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Gdyby był trochę młodszy (o jakieś 100 lat) pewnie wycofałby się za Yvę, Noę i Petro. Gdyby miał nieco odmienną od obecnej naturę jęknąłby, że teraz to dziewczyna powinna odpowiadać. Na swoje nieszczęście Lou był już nie tylko dojrzały, ale i nauczony przez życie tak pokory jak i trudnej sztuki przetrwania, więc stawiając innych ponad sobą potulnie przyjął narzuconą przez Lidię kolejność.
Stanął nieruchomo, choć lekko uniósł ręce - jakby oznajmiał, że nie ma co uciekać się do agresji… Szeroko otwartymi oczami patrzył na szpikulec i wyraźnie posmutniał. Nie lubił… gdy celowano w niego bronią. Stwierdzenie niby banalne, ale każdy były niewolnik trząsłby się wracając wspomnieniami do dawnych dni. Jednak na przekór wszystkiemu kiedy Louin jeszcze był posłusznym narzędziem, cierpiał o wiele rzadziej niż u boku Noi. Towarzysząc mu w jego ucieczce narażał się na nieznane, podczas gdy w pałacowych komnatach musiał jedynie grać. Występować, być ślicznym, miłym i bezwolnym stworzeniem. Wtedy nie znęcano się nad nim. Jego ciało było zadbane i wypielęgnowane.
A dusza?
Mały elf często był teraz głodny. Poobijany. Zmarznięty. Oddawał swoje jedzenie, ubrania i ciepło dla dhampira. Swoje bezpieczeństwo. Ale w zamian dostał swoją wolność. Swój wybór. Musiał cierpieć rozterki, strach i wyrzuty sumienia, ale nie był jedynie pustą skorupką. Nie musiał już tylko grać i blado się uśmiechać. Choć nie był wolny.
- S-spokojnie… Ja… - Chociaż odpowiadał Lidii, postąpił do przodu i odwrócił się do towarzyszy. W końcu to im należały się wyjaśnienia. Lubił ich. Chciał im powiedzieć. I szczerze mówiąc cieszył się, że nadarzyła się ku temu okazja. Wbrew planowi Noi. Będzie mógł się z nimi zaprzyjaźnić. W końcu szczerze się do nich uśmiechnąć.
- Jak mówi panna Lidia… jestem starszy niż wam powiedziałem. Przepraszam. - Spojrzał szczególnie na Yvę, bo to ona wcześniej, mając za świadków niezliczone fiolki i preparaty w podejrzanych kolorach, zapytała go o wiek. Jednak w jego oczach nie było tak dużo skruchy - dominowała radość. Wesołe iskry zalśniły w srebrzystych tęczówkach, a kąciki ust uniosły się leciutko.
Noa niemal prychnął.
- Nazywam się Louin, tego nie zmienialiśmy. Jestem byłym niewolnikiem, a lat mam więcej niż dwieście - zaprezentował się na nowo, po czym odchylił głowę i zerknął rozkosznie na Lidię. Ta drgnęła w dziwny sposób zmieszana. Może faktycznie była podobna do Yvy?
- Może być? - Uśmiechnął się składając ręce za plecami. Powinien się bać i kulić, ale czarownica dała mu szansę zlekceważenia zachcianek Noi, a wypowiedziana prawda sprawiła, że poczuł się lekko i… odważnie. W końcu on, prawdziwy on mógł się im pokazać!
- Kolej na ciebie - burknęła Lidia do naburmuszonego Noi. Naburmuszonego? Nie… nie tylko… kłębiło się w nim zbyt dużo myśli, by uznać go jedynie za niezadowolonego.
Wiedźma pokrzyżowała mu interesy. Fakt. Ale czy były ważne? Nie. Zwodził Yvę i Petro tylko dlatego, że napatoczył się na nich w przebraniu. Może prawda zszokuje ich na tyle, że się obrażą? Na niego i na Lou? Bo ten gość zdecydowanie za bardzo się szczerzył.
,,Tak się pragnąłeś przed nimi obnażyć co?…”
To go irytowało. Irytowało go też, że Pluto ma męskie ciało, za to śmieszne było jego zachowanie. Nieporadny względem Yvy, tchórzliwy i piszczący. Nie zasługiwał na te potężne muskuły, szerokie bary i... i… a z resztą! Yva praktycznie dała mu kosza, więc ma za swoje. Tylko, że Noi nie było na rękę, żeby ona kręciła się przy Lou… zrobi tak jak powiedział. Pomoże Puto zdobyć serce wielkołapiej niewiasty, a potem…
… nie, przedtem znajdą skarb. Był go ciekawy.
- Nie możesz się doczekać, co? - mruknął zaczepnie do Lidii, a ta wydęła policzki. Gdzieś przepadła niepewna ruda panna. Spojrzenie miała teraz bystre, wyraz buźki kpiący. Stała nonszalancko i jakby nieco mniej kobieco. Coś… się zmieniło.
- Niegrzecznie tak zalecać się do nieznajomych, wiesz?
- Bądź cicho! Nie zale… nic takiego nie robię! Masz tylko powiedzieć prawdę!
- Pff, nie uwierzą mi.
- A powinni! Wy! Macie uwierzyć!
Dhampirek nieomal się zaśmiał. Dziewucha była rozbrajająca, aż czuł, że chętnie wpakowałby ją w kłopoty. Aż szkoda, że nie pójdzie z nimi.
- Bez sensu, to nie zadziała - parsknął, zerkając na uczennicę z politowaniem.
- Ale niech będzie, przyznam się do wszystkiego… nie będą mogli zaprzeczyć. - I gdy mówił, aż nazbyt płynnie ściągnął z siebie sukienkę. Pod spodem nie miał nic (bez urazy), więc tylko czarna obróżka na jego szyi cokolwiek ukrywała. Wyuczonym zalotnym ruchem oddalił od siebie ubranie i upuścił je na podłogę.
Po Noi-panience nie zostało już ani śladu. Jej mimika, gesty i głos przepadły. Przed Yvą i Petro stał w całej swojej kuriozalnej postaci chłopiec o delikatnym ciele, pewnej postawie i hardym uśmieszku. Dumnie i tanecznie pokłonił im się teatralnie, w ogóle nie skrępowany, wyzywająco patrząc na dwójkę ludzi.
,,Widzieliście kiedyś tak drogie dziwadło? Patrzcie i podziwiajcie! Oto Noa, za którego oddawano fortuny.”
Biedny, niewieści Noa…
- AAAA! Zasłoń się! ZASŁOŃ!
- O co ci chodzi, pośladków nie widziałaś? - prychnął rudzielec odwracając w jej stronę… na szczęście tylko głowę. Stał sobie swobodnie, ale przodem do SWOICH kompanów. I chyba dobrze się bawił.
Albo przynajmniej udawał.
- Pracujesz w łaźni i tak reagujesz na nagość? Te, Wiedźmo, skąd ją wytrzasnęłaś? Nie masz może etatu dla miłego chłopca? - Wskazał na siebie paluszkiem, a Lidia poczerwieniała. Żaden golas nie będzie obrażał jej mistrzyni! Ani… ani jej!
Wtrąciła się jednak Wiedźma:
- Wystarczy. Teraz wiemy już wszystko… możecie skorzystać z uroków najpyszniejszej kąpieli w kurzych chatkach! Chłopcy z chłopcami, dziewczęta z dziewczętami. Lidio, dołączysz do małej oszustki za momencik… a wy cieszcie się swoim szczerym towarzystwem! - Maniakalny chichot poniósł się po pomieszczeniach, a wokół gromadki świat znowu zawirował.
Wiedźma zdecydowanie nadużywała swoich zdolności teleportacyjnych. Po co w ogóle montowała drzwi?

Na chwilę opanowało ich zimno, jak gdyby z powrotem znaleźli się na polanie, jednak nim kształty wokół nich zaczęły się formować, poczuli gorącą parę oblepiającą ich skórę. Nagą skórę. Powoli zanurzali się w ciepłej wodzie, różowawej i czystej, o kojącym to liliowym to różanym zapachu. Woda sięgała im już pod żebra (Petro do pasa), gdy odzyskali pod stopami grunt, a otoczenie stało się wyraźniejsze.
Były to dwie półnaturalne sadzawki z kamiennymi brzegami i posadzką prowadzącą do zamkniętych drzwi. Palisady z cienkich pni robiły za ściany, a nad głowami atramentową plamą rozlało się nocne niebo. Baseny oświetlone zostały pomarańczowym światłem, jak od ogniska, ale i tu nie widać było źródła ich jasności. Ponad nimi drzewa kryły się w mroku. Ni dało się stwierdzić czy to ten sam las, czy kolejna iluzja… jednak było wyjątkowo przyjemnie. Wiedźma dotrzymała groźby.

- Ostatecznie kąpiel się zawsze przyda. Choć lepiej wynośmy się stąd jak tylko to będzie możliwe! - szepnął Louin do Petro i zanurzył się po szyję. Jako wodny elf doprawdy nie umiał się oprzeć pokusie i jego srebrne włosy szybko zakołysały się na powierzchni sadzawki. Wyciągnął ręce pragnąc poczuć żywioł jeszcze intensywniej i…
- A… gdzie jest Noa?

* * *


- To chyba jakieś żarty są… - mruknął rudzielec patrząc sceptycznie na Yvę. Stukał nerwowo palcem w swoje własne ramię, krzyżując ręce na wątłej piersi. Dopiero co ścigały go, bo ukrywał swoją prawdziwą płeć, a gdy już po tych wszystkich podchodach się przyznał to wsadziły go do babskiej części! No kpina!
- Jak je dorwę! - wywarczał. - No, ale… jak ci się podoba poznanie prawdy o nas dwóch? - Wyszczerzył się z lekka zadziornie i powoli podpłyną do Yvy. Musiał skorzystać z okazji, by nieco namącić.
Może porozmawiać.
Chociaż gdyby mógł dalej udawać przed nią ładną dziewczynę doprawdy zrobiłby to. Jednak był dumny - udało mu się zaprezentować niemal triumfalnie mając za konkurencję takiego Petro. Czuł się przy nim tak… niepewnie. Gość miał (fizycznie) wszystko czego Noa mógłby zapragnąć. Ale tym bardziej! Nie da mu tej satysfakcji! Będzie zadowolony z siebie i swojego ciała! Nawet jak nie będą już brali go na poważnie… phi. I tak ma nad nimi przewagę. Co niby sami zrobią? Nic nie wiedzą o świecie i jego zagrożeniach! A najlepszym dowodem na to jest sytuacja w jakiej się znaleźli.
Tyle, że wszyscy.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Gdy słowa spłynęły z ust elfa, oczy Yvy stały się wielkie jak spodki. Rozdziawiła szeroko buzię, patrząc na niego zszokowana.
- Dwieście lat?! To… to strasznie dużo! - Nic mądrzejszego nie przyszło jej do głowy. Trybiki myśli dopiero w tym momencie zaskoczyły, wprawiając machinę w ruch i zasypując ją całym mnóstwem wniosków.
”Oszukał mnie! Skłamał gdy pytałam o wiek w tamtej chacie!... Ale skoro ma dwieście lat to jest jeszcze bardziej doświadczonym magiem niż sądziłam! Na pewno widział niejedno. I przeżył… To nawet seksi! Zaraz… Czy on powiedział “niewolnikiem”?
Zwróciła na niego zdumione spojrzenie, ale ciepłe iskierki w jego oczach rozwiały jej obawy. Jakkolwiek wyglądał jego los, był szczęśliwy, że zrzucił ten ciężar z ramion. O szczegóły mogła zapytać później.
        Gdy Lidia przeszła do Noi, Yva odetchnęła w duchu z ulgą. Widać Wiedźma uznała, że dziewczyna nie ma nic do ukrycia. I słusznie, bo jej najgorszym występkiem w ostatnich dniach była kradzież mapy, która wpakowała ich w te wszystkie kłopoty.
        Wymiana zdań między dhampirkiem a Lidią nie miała dla niej żadnego sensu. O czym oni rozmawiali? W co nie uwierzą? Czy Noa jest jakąś zaklętą w księżniczkę żabą? A może to do niej należy Louin i tak naprawdę wcale nie jest jego przyjaciółką?
        To co zrobił dhampir przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Szybkim ruchem zsunął z siebie sukienkę, prezentując drobne ciałko i kwitnące na środku przyrodzenie! Yva zakrztusiła się własną śliną i zaczęła szaleńczo kaszleć, a oczy przysłoniły jej łzy. I dobrze, bo nie chciała oglądać więcej z tej jego (jego!!!) golizny!
        Biedny Petro, który na widok zsuwających się ramiączek sukienki wyszczerzył się szeroko, wydał z siebie dziwny charkot, świadczący o hiperwentylacji. Jego twarz zrobiła się czerwona jak burak, a oczy jeszcze większe niż oczy Yvy.
- T-ty! - wyjąkał, wyciągając do niego palec - Ty jesteś facetem?! - Jego niski głos na końcu tego pytania przeszedł w bardzo niemęską, wysoką nutę. Nie zdążył jednak uzyskać odpowiedzi, bo Wiedźma postanowiła już przenieść ich do zaczarowanych łaźni.

        Petro stał jak zaklęty, gapiąc się bezmyślnie na swoje ręce. O nieeee! Śliczna ruda Noa, do której od początku smalił cholewy okazała się Noem (czy jak się to cholera odmienia!), a elf ma tysiąc lat czy ile tam powiedział… To wszystko wcale nie było teraz ważne! Jego ręce! Jego sekundę temu idealne, a teraz chude, młodzieńcze ręce!
- Nie, nie, nie, nie! Co ona mi zrobiła?! - jęknął, łapiąc się za włosy i macając po twarzy. Znowu był sobą! Szczupłym, wysokim, nastolatkowatym sobą!
- Tutaj odrzucamy WSZYSTKIE kłamstwa… - uniósł się w powietrzu sentencjonalny ton Wiedźmy.
- Ale dlaczego? - jęknął Petro w niebo. - To nie w porządku! Fioletowa! Jesteś tu?! Fioletowa! - wołał ochrypniętym głosem, choć w głębi duszy wiedział, że nie dostanie kolejnego cukierka. Teraz musiał czekać kolejnych kilka lat, zupełnie bez sensu, jak wszyscy inni na świecie. Jak można tak dawać i zabierać?! To powinno być karalne…
        Spojrzał na elfa, który z zadowoleniem moczył się w wodzie.
- Ech, może masz rację? - mruknął i bez najmniejszego skrępowania dał nura pod wodę. Jako poławiacz pereł doskonale pływał. To chyba właśnie miłość do wody połączyła jego i Yvę… No właśnie! Co z Yvą? Skoro on jest tutaj nago z Louinem...

        Gdy Yva zorientowała się, że zanurza się w wodzie bardzo powoli i w dodatku nago, natychmiast kucnęła, z chlupotem chowając się aż po szyję. Kiedy Noa podpłynął do niej, rozejrzała się spanikowana za drogą ucieczki. Była w sadzawce! Z facetem! Nago! Co robić?! Uciekać? Ale wtedy musiałaby zaświecić pośladkami! Zostać w spienionej, zabarwionej na różowo wodzie, która chociaż trochę ukryje to, czego ona na pewno z taką łatwością nie chciałaby pokazać? Wtedy z kolei skarze się na bliski (zbyt bliski! Zbyt bliski!) kontakt z Noą… to znaczy z Noem…
- Jak właściwie odmienia się twoje imię w… erm, męskiej formie? - zapytała, by powiedzieć cokolwiek i pospiesznie odpłynęła na drugi koniec sadzawki. Dopiero tam dotarło do niej, że przecież jest w swoim żywiole. Gdy umościła się bezpiecznie pod kamiennym murkiem, wystawiła czubki palców nad powierzchnię wody, a tafla po obu stronach wybrzuszyła się lekko. Jeśli tylko rudy się zbliży, odepchnie go falą z powrotem.
- Nie podchodź! Zmiana płci to rewelacja, której wolałabym nie roztrząsać nago - ostrzegła. Dopiero czując się bezpieczna miała chwilę by zastanowić się nad tym, co wyznali jej towarzysze.
- A więc Louin ma dwieście lat i jest niewolnikiem... Twoim? Ile ty masz lat w takim razie? - zapytała ciekawie, pomału oswajając się z nową rzeczywistością. Na pewno nie poczuje się już swobodnie w towarzystwie tego dziwnego chłopaka, ale przecież nie znienawidzi go za to od razu! W końcu gdy się spotkali nosił kieckę. To nawet logiczne, że udawał przed nimi babę. Musi stać za tym jakaś ciekawa historia!
- Czemu udawałeś kobietę? I nosiłeś sukienkę? - zapytała, z ciekawości zapominając nawet rozejrzeć się dookoła. A szkoda, bo urzekające okoliczności przyrody robiły się coraz doskonalsze - na niebie rozbłysły gwiazdy, a w powietrzu zaczęła się unosić różowa para.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Elf nie mógł powstrzymać ciepłego chichotu kiedy na nowo młody Petro wygłaszał swoje roszczenia. Nie chciał mu zrobić przykrości, ale odpowiedź czarownicy była dość celna, no i… to naprawdę dobrze, że wrócił do swojej postaci. Może na razie tego nie rozumiał; może prężny, anatomicznie niemal doskonały mężczyzna był jego marzeniem (znaczy aby nim być), ale kiedyś na pewno doceni zwrócone, szalone lata.
- Nie martw się. - Położył mu dłoń na ramieniu w geście pokrzepienia. - Pomyśl tak: elfy potrafią dorastać przez dziesięciolecia.
Uśmiechnął się i śladem Petro dał nura pod wodę.
Na przekór wszystkiemu naprawdę cieszył się ze spotkania wiedźmy. Mógł przestać (częściowo) kłamać, przyjaciel Yvy odzyskał należny mu wiek, znaleźli się w wodzie… do tej pory ich znajomość i wspólna podróż była jedną wielką gmatwaniną opartą w dodatku o kruchy filar oszustwa. Trochę przypadkowego, ale męczącego nie mniej niż planowana akcja. W porównaniu z całym tym niedomówieniem i ciążącymi coraz bardziej wyrzutami sumienia, kąpielisko Babci Wrzątkowej zdawało się małym rajem.
Tak, uśmiech nie schodził z jego wydatnych usteczek kiedy kosztował rozkoszy wodnych okraszonych niekrępującą prawdą. Zwykle zamyślony, współodpowiedzialny za wszelkie przykrości jakie spotkały ludzi co nieopatrznie stanęli na drodze jego i Noi teraz mógł oddać się całkowitej beztrosce. Niemal całkowitej. Bo kto wie co czai się w głowie maga, który ma te swoje tysiąc lat czy ile tam powiedział. Nawet teraz kryła się w nim dziecięca niewinność, nastoletnia nadzieja i odpowiedzialność dorosłej osoby. I dzika, nieposkromiona miłość do świata, której nie dało się wytłumaczyć sposób logiczny.

Ech, to było rozkoszne:
Gwiazdy, młodzież i różowawy płyn, który wszyscy kochali.

Wszyscy poza Noą.
Ten cieszył się jedynie z dwóch rzeczy: 1. Że woda była ciepła, 2. I być może czysta.
Tego w naturze się nie doświadczało. Stawy z pijawkami, glonami i mułem albo trzciną tnącą palce, kującą w stopy i chłoszczącą po twarzy były największymi luksusami w dziczy. Oczywiście jeśli pominęło się wartkie strumienie, fakt, że Louin przeważnie zbierał czystą wodę i uczestniczył jako narzędzie w kąpielach dhampirka albo wreszcie, że w głuszy tyle nie siedzieli, a w miastach ze swoją urodą Noa dostawał balię wrzątku niemal równie szybko jak nową pościel i kolejnego naiwnego kochanka.
Ale lepiej narzekać.

Może leżało to w jego naturze? Może była ona zwyczajnie tak gorzka, że słodycz psuła jej smak? Gdy zmęczone oczy uniosły się na Yvę ta mogła poczuć jak fałszywą była naiwnie odważna, młoda arystokratka. Były harde, spokojne i wrogie. A jednak patrzyły na nią z zainteresowaniem. Albo lepiej powiedzieć - powściągliwą kocią ciekawością.
Rudzielec nie wyglądał przy tym na ani trochę skrępowanego - ani jego obnażenie, ani połacie nagiej skóry dziewczyny nie zaburzały jego równowagi wewnętrznej, choć… przez moment musiał się powstrzymać, by nie objąć dłońmi własnych ramion. Ludzka wieśniaczka to nie cholerny hrabia o wysublimowanym guście i zbereźnych myślach - dla niej dhampirek musiał być porażką; chciał się więc zasłonić. Ale czy wtedy nie wypadłby jeszcze bardziej niewieścio? Słabo? Oczywiście, że tak!
Dlatego pilnował swojej nonszalancji - aby mu przypadkiem gdzieś nie uciekła.
Przed sobą musiał jednak przyznać, że dawno już ujawnienie kłamstwa nie wywołało w nim takiego dyskomfortu. Kłamanie było jego sposobem na życie - oszukiwał z zamkniętymi oczami i raczej nie było mu z tego powodu przykro. Był zdolny do wielu rzeczy…
Ale nie widział sensu w dalszym oszukiwaniu tej dwójki.
Może nie miał ochoty?

Niezadowolony z tego faktu, jak i z wielu innych, nie posyłał Yvie przyjaznych sygnałów, ale też nie był jej szczególnie niechętny. Może tylko drażniła go ta odległość…
No nic. Nie żeby się dziwił.
- Noa to skrót, kończy się na ,,a”, więc nie wydziwiajmy. Po żeńsku - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Po prostu Noa. - Przez chwilę chciał dodać pełną wersję imienia, ale nadal czuł się nieswojo w tym miejscu i obawiał się niechcianych uszu…
- Zmiana? - Uśmiechnął się z typową dla osób o lisim charakterku manierą i wyprostował plecy. - Osoba, która kręciła się blisko ciebie, a nawet miała okazję cię dotknąć zawsze była chłopakiem - wymruczał, wyraźnie usatysfakcjonowany własnym aktorskim geniuszem. A może zwyczajnie cieszył się z okazji do małej potyczki?
- Ta-jem-ni-ca - zanucił za to w odpowiedzi na kolejne pytania i przyłożył paluszek do ust. Jednak przeszkadzała mu odległość. Po grzyba uciekła tak daleko!
Nawet spróbował podejść, ale tym razem wiedźma nie blokowała magii swoich "gości" i Yva mogła się jakoś wybronić. Niski Noa, któremu woda i tak sięgała wyżej niż jej, aż uniósł ręce w obronnym geście przed niewielką falą.
- Weź przyhamuj no trochę! Nie umiem pływać wariatko! - krzyknął. - Nie każdy pół życia w wodzie szuka własnego rozumu! - Nasrożył się, a potem z uporem przysunął bliżej, by po paru dodatkowych kroczkach i niemej groźbie utopienia się, znaleźć się tuż przy niej. Do tego, że źle się czuł w wodzie bez asysty za nic by się teraz nie przyznał. Musiał grać zawadiakę.
- Louin jest mój - wyszeptał, unosząc ręce ku opalonej buźce, a wbijając w nią spojrzenie ze stali. - A co, interesuje cię? - Odchylił się nagle i znowu zmienił twarz. Ta była wesoła i nastoletnia. Nieco kpiarska, ale ej - rozumiał ją, czyż nie?
Siebie za to nie bardzo…
- Aleś ty ciekawska! - Wytknął, choć bez faktycznej pretensji. Właściwie to niemal miał z tego frajdę. A nawet nikomu nie działa się krzywda!
- To był… przypadek - przyznał po krótkiej chwili, kiedy różowa woda plusnęła dopingująco. Cisza tego miejsca, a jednocześnie niemy szum pary dziwnie na niego działały… faktycznie miał ochotę mówić… więcej niż należy.
- Przeklęta starucha - warknął do siebie, opierając plecami o brzeg. - Ale już mniejsza… Yva… - Zerknął na nią z ukosa. - Chcecie iść dalej razem?… Mam na myśli we czwórkę? - rzucił niby od niechcenia, ale poczuł przy tym własne serce, a to był wyraźny sygnał. - Mogę wam potem opowiedzieć.
Noż cholera!
Nie chciał. Naprawdę nie chciał by teraz ich zostawili.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Na stwierdzenie, że Noa od początku był facetem (co było w sumie oczywiste, ale naprawdę OCZYWISTE stało się dopiero w ustach dhampirka), Yva wzdrygnęła się mimowolnie. Przed oczami przeleciały jej wszystkie momenty kiedy brał ją pod rękę, lekko opierał się o nią lub mimochodem dotykał ramieniem. Zboczeniec! Na jej twarzy wykwitły intensywne wypieki, jednak woda również zrobiła się ciut cieplejsza, więc miała na co je zwalić.
        Gdy zbliżył się na kilka kroków, spanikowała. Ciekawość momentalnie wyparł strach. Nie wiedziała już czego może się po nim spodziewać. Rozumiała Noę, rozkapryszoną ale konkretną pannicę. Jednak ten dziwny nieznajomy o wrogich, zimnych oczach był obcy.
        Posłała w jego stronę niewielką falę, choć to doprawdy cud, że woda jeszcze sama nie rzuciła się jej na ratunek. Dziewczyna czuła, że jest na skraju histerii - ten dziwny, kłamliwy gość zbliżał się do niej mimo wszystko! I krzyczał na nią, że nie umie pływać!
- Skoro nie umiesz pływać, to po co tu leziesz? - warknęła do niego, szykując się do kolejnego ataku. To co powiedział dalej zatrzymało ją jednak w pół gestu.
- Twój… rozumiem - mruknęła, choć w gruncie rzeczy nie rozumiała. Od dawna jednak pojęła prostą prawdę - jeśli kobieta mówi, że mężczyzna jest “jej” (i to takim tonem), nie należy go tykać. No tak, zapomniała! Noa nie jest kobietą! Nie miała jednak ochoty drążyć tego tematu. Chwilowo sprawy uczuć i płci tak ją zmęczyły, że pokręciła tylko przecząco głową.
        Odruchowo cofnęła się gdy wyciągnął dłonie i ostrzegawczo plusnęła. Wróciła nieufność. Chciała pokazać mu, że potrafi się bronić. I utopi go jeśli będzie trzeba.

        Stwierdzenie, że sukienka na tyłku to był przypadek ją zaintrygowało. Jaki przypadek mógł spowodować coś takiego? Czy Noa był aktorem? A może przed kimś uciekał w przebraniu? Jego następne słowa spowodowały jednak, że zwątpiła w kruchy, pokręcony obraz Noi-oszusta, jaki zdążyła zbudować w swojej głowie. Zapytał, bez ogródek i fałszu, czy nadal chcą z nimi podróżować. I zrobił to całkiem szczerze. Rzucona na koniec propozycja też brzmiała całkiem nieźle. Yva spojrzała na niego uważnie, zanurzając spojrzenie swoich skośnych, orzechowych oczu w niesamowitych oczach dhampira. Szczerych, proszących ale i głęboko w odmętach szarości bojących się odmowy. Gotowych odgrodzić się lodowatym murem pogardy, gdy tylko się nie zgodzi. Po raz pierwszy odniosła wrażenie, że widzi prawdziwego Noę, a nie maskę, za którą się ukrywał.
- Nie wiem… - wyszeptała, poruszona tym zrywem uczciwości. - Na razie się stąd wydostańmy.
Podniosła się do góry, unosząc dłonie i pociągając za sobą jednocześnie spieniony, różowawy kokon wody, który otulił ją jak ręcznik. Był nieprzezroczysty. Prawie. Czuła się w nim jednak na tyle bezpiecznie, że jedynie lekko się zarumieniła i odważnie spojrzała w zimne oczy dhampira.
        Dopiero wtedy zauważyła, że formując kokon ochlapała mu włosy, które przyklapły od nadmiaru wilgoci.
- Przepraszam - mruknęła, wykonując obrotowy gest ręką i tworząc wokół niego takie samo wodne okrycie. - Jeśli nie będziesz się ode mnie oddalał, powinnam być w stanie utrzymać go na tobie. Wolałabym… nie oglądać cię więcej nago, bez obrazy.
Odwróciła się i obrzuciła spojrzeniem sielankowo wyglądające łaźnie. Kamienna dróżka prowadziła w stronę drzwi, które zdawały się jedyną drogą wyjścia. Chyba że staranowaliby płócienne parawany malowane w egzotyczne kwiaty, które znajdowały się po drugiej stronie gorącego źródła. Na to raczej żadne z nich nie miało ochoty.
- Petro! Lou! - zawołała, przerywając spokojną, nocną ciszę. Nie słyszała ich głosów, ale zdawało jej się, że wyczuwa ich obecność tuż obok. Tak jakby dzieliła ich tylko cienka, niewidzialna błona.
Nigdy dotąd nie doświadczała poważniejszych ezoterycznych czy duchowych wrażeń związanych z magią - rozumiała tylko prostą w swojej istocie magię wody. Czyżby Wiedźma poszerzyła jej zmysły w nagrodę za to, że przetrwała tę dziwaczną próbę? I czy aby na pewno próba była już skończona?
- Drzwi? - zapytała Noę, wskazując jedyne sensowne wyjście. Na to słowo światła lekko przygasły, jednak w łaźniach nadal panował taki sam, sielankowy bezruch.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Uważnie obserwował reakcje Yvy odkąd uchylił przed nimi rąbka tajemnicy i pokazał, że jednak jest facetem. Najbardziej rozbawiła go reakcja Puto (spotkanie go ponownie będzie ciekawym doświadczeniem), ale dziewczyny nie śledził dla przyjemności. Chociaż może. Nie, jednak nie. Co prawda opalona skóra nie była czymś czego mogłaby się wstydzić, ale w swoim mniemaniu Noa nadal był wdzięczniejszą od niej ślicznotką, a odbicie w uspokojonej wodzie dobitnie mu o tym przypominało. Nie zdążył się na to nawet zezłościć, gdy lustro wody zostało wyrwane z letargu i od tego czasu Yva kołysała nim jak znerwicowana. I w sumie miała prawo.
O ile Noa sądził, że zna się na ludziach - na ich charakterach i predyspozycjach - o tyle dopiero obecne gesty dzikuski naprawdę dały mu do myślenia. Może do tej pory nie zwracał na nią po prostu uwagi? Nie obchodziła go. Teraz sytuacja troszeczkę się zmieniła. Na swój sposób stali się jakąś tam koślawą grupą, znającą niektóre swoje przekręty, a mimika Yvy wyraźnie zdradzała jak bardzo nie potrafi się w tym odnaleźć. Szczerze mówiąc dhampirek nie spodziewał się, że zareaguje ona tak mocno. Liczył na to, że machnie ręką? Że go wyśmieje i straci resztki respektu? Ona się bała! Trochę go to szokowało, ale postanowił sprawdzić jak wiele może zdziałać… w jaki stan ją wprowadzić. Była całkiem zaradna, choć nie tak odważna jak sądził. Prędzej naiwna, ale o dziwo też mniej niż zakładał - wyraźnie mu nie ufała. Była gotowa się bronić, a może i na stałe odciąć od tej znajomości jeśli zdarzy mu się przekroczyć granicę. Z tym, że nie miał na to ochoty. Coś podpowiadało mu, że po raz pierwszy od dawna trafia się okazja by z kimś (nie licząc Lou) normalnie porozmawiać - bez kłamstewek, gry, zwodzenia i wymyślania kolejnych pułapek. Bez unikania tematów i ograniczających ram. Swobodnie i tak… po prostu. I co dziwne była to opcja o wiele bardziej kusząca niż zwykłe wystraszenie dzieciarni albo zrobienie jej jakiej innej przykrości. Już raz ich oszukał. I w sumie miał z tego wyjątkowo mało satysfakcji… nie byli wprawnymi oszustami, rozpieszczonymi paniczykami bez litości, egoistami na wysokich stanowiskach czy hedonistycznymi rozpustnikami, którym z przyjemnością wbijało się w zgniłe serca noże chytrości. Z wykiwania naiwnych, nic nikomu (poza kupcami) nie robiących młodzików nie płynęła żadna przyjemność dla kogoś, kto w dziedzinie nieszczerego aktorstwa był mistrzem.
Poza tym… na serio po co im to robić?
Od początku był rozdarty między patrzenie na nich jak na smarkaczy, a ofiary - teraz ofiary zastąpili partnerzy do rozmowy, ale konflikt pozostał. Część jego umysłu, ta doceniająca jego doświadczenie, wiek i przeżycia, potrafiła zignorować dwie ludzkie mróweczki o nastoletnich problemach, ale wiecznie młode, niedorozwinięte serduszko liczyło na jakieś miłe wspomnienie. Na zwykłą pogawędkę. Na chwilę…
Nie, nie, nie. Nie po to cholera tułał się dziewięćdziesiąt lat po tej parszywej Łusce pełnej wyzysku i okrucieństwa, by teraz dać się omamić dwóm szczylom. Byli tylko ludźmi! Kiedyś dorosną i sami zrozumieją jak to wszystko działa… Yva już potrafiła napaść na wóz, Peto to głupek - w przyszłości będą sprawiać jeszcze więcej problemów niż teraz i to nie jemu, a wszystkim dookoła. Czemu miałby ich traktować specjalnie?
A dlaczego nie, skoro sprawi mu to przyjemność?

Jak zwykle nie umiejąc pogodzić ze sobą swoich odruchów i myśli, dhampir skupił się na tym co na zewnątrz - na Yvie. Widział każdy jej rumieniec, krok zrobiony do tyłu, spięcie mięśni. Miała wyobraźnię. Co niby mógłby jej zrobić?
Kiwną głową, gdy wspomniała o wyjściu. Komu jak komu, ale jemu na siedzeniu w wodzie nie zależało. Poza tym chciał jeszcze zobaczyć się z Pluto i nieco go pomęczyć. Trzeba będzie też ustalić z Lou co dalej… choć pewien głos miała tutaj przecież śniadoskóra. No nic, zobaczy się. Byle dalej od wiedźm i ich obsesji na temat czystości.
- Kiecka z wody? Suuper - mruknął patrząc najpierw na "wdzianko" Yvy, a potem przyjmując do wiadomości, że i jemu się takie należy. Kto przecież (poza zboczeńcami wszelkiej maści) chciałby oglądać nago taką pokrakę? A niech się wypcha! Może iść przodem i się nie oglądać, co go to!?
Lecz westchnął tylko i wzruszył ramionami. Na mokre włosy już nawet nie zwrócił uwagi - przyzwyczaił się, że ten babsztyl to niezdara.
Otoczony wodnym okryciem wypełzł na brzeg i jeszcze raz popatrzył dookoła. Trochę rozpraszało go uczucie, że wodna kurtyna zaraz z niego opadnie (pod względem magii ufał tylko Lou), ale ostatecznie nie widział w tym problemu - to ona nie chciała widzieć go obnażonego.
Tak jak Yva i on czuł obecność chłopaków - ale od początku było to dla niego logiczne. Czuł, że wiedźma rozdzieliła ich tylko pozornie i tak naprawdę obie grupy są w swoim pobliżu - najpewniej dzieliła ich tylko główna przegroda. Jednak choć wiedział, że oni tam są to nic nie słyszał - ich rozmów, plusku czy czegokolwiek innego. Zakładał, że oni też nie słyszą ich. Może było tak dla prywatności jaka była potrzebna gdy rozdzielano chłopów i kobiety (niech wiedźmę szlag!) którzy się tu napataczali? Mniejsza.
Zaniepokoiło go dopiero przygaszenie świateł. Sielski spokój źródeł wydawał się teraz dziwnie ciężki, wypełniony jakąś tajemnicą. Właściwie lubił takie klimaty - kuszącym różem oświetlony mrok, dzikość gwiazd i szum topieli - atmosfera kipiąca od namiętności i sekretów kłamliwego szeptu. Jakby środowisko naturalne dhampira - cieniolubnego, w wilgoci rozciągającego ciało szykując się do kolejnego występu. Spotkania dwóch sił nie były tak odrażające, gdy można było obmyć się w wodzie różanej i wyobrazić sobie jak topi się swojego partnera.
Noa pasował tu tak dobrze, że strasznym było na to patrzeć.
- Nie sądzę aby cię słyszeli. - Rozdarł spokojnym tonem gęstniejącą atmosferę grzechu i zatopił oczy w źródełkach Babci Wrzątkowej.
Prawda i czystość, tak?
Nie z nim na pokładzie.
- Ale pewnie pozwoli nam wyjść. - Uśmiechnął się miernie i poczekał aż Yva zdecyduje się ruszyć. Miał się w końcu od niej nie oddalać, czyż nie?

Nie patrzył na nią już więcej, ale nim doszli do wyjścia mruknął gdzieś w nieokreślonym kierunku:
- Nie spodziewałem się, że jesteś taka wrażliwa… nie będę cię więcej drażnił.
I z tymi słowami dotarł do drzwi.
Nie były nawet zamknięte - szczelina zdradzała, że wystarczy lekkie pchnięcie, a oboje będą mogli wyjść na korytarz… problem stanowić mógł jedynie brak korytarza. Zamiast niego rudzielec dostrzegł ciemność i wirującą mu w głowie magię przestrzeni. Chyba widział czego oczekiwać…
Chwycił Yvę za nadgarstek i po chwili pociągnął za sobą, wprost w czarną dziurę.

Upadli boleśnie na pośladki, a woda chlusnęła rozbryzgując się na podłodze. Byli w kolejnym pomieszczeniu, dotąd nieodwiedzanym - było niemal tak puste jak ,,sala przesłuchań”, ale jednak coś się w nim znajdowało - jakiś niski mebel i dwa koszyki z białym materiałem. Szatnia?
Nie czekając aż Yva zacznie bawić się wodą, Noa sprawdził zawartość koszyków - dwa nocne szlafroki w rozmiarze małym i średnim. Nie musiał zgadywać, który jest dla niego i ten założył ignorując już wilgoć na swoim ciele. Materiał wyglądał na szybkoschnący, więc w zasadzie wszystko jedno. Rzucił wdzianko też Yvie i z cichym westchnięciem ,,po co ja się w to bawię” oparł się o ścianę tyłem do niej. Skoro już się zadeklarował…
Po chwili odwrócił się i zaintrygowany spojrzał na nowo powstałe drzwi. Poczuł jednocześnie, że za nimi czekają Lou i Peto, a także… czy był tak głodny, że wyczuwał aurę jedzenia?.
Rzucił kompance porozumiewawcze spojrzenie i przygotował się mentalnie na hałaśliwy wieczór.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Serce biło coraz spokojniej, oddech był coraz dłuższy. Ręce przestały się trząść. Chlupot wody otaczającej jej ciało był kojący, tak jakby mówił, że nie ma czym się przejmować. A gdy Noa obiecał, że nie będzie jej więcej drażnił, niespodziewanie mu uwierzyła. Nawet lekko się uśmiechnęła. Za jego plecami, ale jednak.
        Przez drzwi zamierzała przejść z pewnością siebie i zainteresowaniem, dokładnie tak samo jak przez ostatnie lata swojego życia. Wiedźma musiała jednak zrujnować jej z trudem osiągniętą równowagę. Gdy Noa chwycił ją za nadgarstek, oboje polecieli w ciemność. On z gracją kota, który nie raz korzystał z magii teleportacji. Ona z wrzaskiem.
        Wylądowała na tyłku i z urazem rozmasowała sobie pośladki. Wstrętna wiedźma! Nie dość im już narobiła problemów? Musiała ich jeszcze poniewierać?
- Co do diabła? - mruknęła, podnosząc się i rozglądając nieprzytomnie. Odruchowo chwyciła rzucony w jej stronę szlafrok. Biały, miękki materiał otulił jej ciało, odcinając się przyjemnie od opalonej skóry. Z ulgą zarejestrowała, że Noa także jest już ubrany.
- W porządku? - zapytała, co w jej mniemaniu było odpowiednikiem ręki wyciągniętej na zgodę. Doceniła to, że się nie gapił i uprzejmie postanowił się ubrać. Ona też nie zamierzała się złościć w nieskończoność.
        Kiedy zza drzwi dobiegł ich głośny rechot Petro, rzuciła dhampirkowi zaskoczone spojrzenie.
- Czyżby wiedźma zmęczyła się rozdzielaniem nas? I czy to… jedzenie tak pachnie?! - zapytała z niekłamanym zachwytem, popychając drzwi.

        Jej oczom ukazała się polana do złudzenia przypominająca tę, na której pojawiły się trzy chatki na kurzej nóżce. Teraz nie było już nawet śladu po śniegu i dziwacznych wyskokach architektonicznych. Na środku znajdował się natomiast długi, suto zastawiony stół, otoczony rozmieszczonymi koncentrycznie pochodniami. Siedzące przy nim postacie prowadziły ożywioną rozmowę, zagryzając od czasu do czasu kolejne kęsy. A raczej jedna z nich zagryzała. Druga pożerała z entuzjazmem typowym dla rozwijającego się nastolatka.
        Petro wyszczerzył na ich widok swoją chłopięcą buzię, jednak nie przerwał ogryzania udka kurczaka. Yva podparła się pod boki i podeszła do niego z poważną miną.
- Potrzeba dużo energii, kiedy się rośnie, co? - zapytała z przekąsem. Na krzywy grymas jego wypchanych ziemniakami policzków roześmiała i machnęła ręką.
- O wiele bardziej wolę cię w tej postaci… dzieciaku.
Petro w pierwszym momencie najeżył się, jednak po chwili także się uśmiechnął. Skinął głową, poprawiając zmierzwioną grzywkę.
- A wiesz, że ja też? Miałem wrażenie, że moje ciało staje się rozciągnięte jak guma. Dobrze być z powrotem sobą - odparł pogodnie, strzelając palcami. - Siadajcie! Żarcie jest wyśmienite! Widać wiedźma postanowiła wynagrodzić nam swoje paskudne zachowanie…
        Yva zerknęła nieufnie na apetycznie pachnące potrawy. Była głodna, ale nie głupia. Co jeśli jedzenie było zatrute? Albo co gorsza - zaczarowane?
Z ciekawością spojrzała na Louina, usadowionego elegancko przy drugim nakryciu. Jego srebrne włosy miały przepiękny kolor w świetle pochodni.
Kolejne dwa talerze pozostawały puste, zapraszając do uczty.
- Co o tym myślisz? - zapytała Noę, automatycznie uznając go za “swoją stronę” w tej sytuacji.
        Petro, który dopiero teraz zauważył dhampira, zwęził oczy w nieduże szparki.
- Aa… to ty.
Jego urażona, męska duma (którą najwyraźniej zdobył wraz z przyrostem mięśni) nie pozwoliła mu na nic więcej, jednak młodzieńcza twarz pokryła się wyraźnym rumieńcem.
        Dopiero teraz Yva zwróciła uwagę na to, że wszyscy na powrót są kompletnie ubrani. Z zadowoleniem wygładziła brązową tunikę i niebieską szarfę, którą była przewiązana w pasie. Szybko otworzyła torbę, która zwisała grzecznie u jej boku. Mapa i klucz były na miejscu! Uspokojona zamknęła ją i rozejrzała się dookoła. Na niebie błyszczały znajome gwiazdy, a las wydawał się cichy i nieruchomy.
- Myślicie, że to koniec kłopotów? Że wiedźma chciała tylko pokazać nam… kim jesteśmy naprawdę? - zapytała, zwracając się tym razem nieco bardziej do elfa. Jego wiek nadal robił na niej wrażenie, a przez eteryczny wygląd miała przeświadczenie, że najlepiej z nich wszystkich zna się na sprawach ducha.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Nieco zdziwony, że dziewczyna ma aż tak miękkie serce, by pytać go o samopoczucie, jedynie zdawkowo przytaknął. Był karłem z wypaczoną psychiką i urazami z dzieciństwa, ale jak na jego standardy uważał, że jest w tej chwili sponiewierany mniej niż bardziej.
Opatulony w szlafroczek i całkiem z tego tytułu zadowolony chciał sam otworzyć drzwi, ale Yva go uprzedziła. No cóż - on wciągnął ją w portal czarny jak koci tył Petro - ona nacisnęła klamkę. Należał jej się ten drobny przywilej.
- Jedzenie albo wodzą nas na pokuszenie kolejną iluzją - westchnął, choć doprawdy w to wątpił. Nie pasowało mu to do porypanego i pożartego przez nawiedzone sikorki portretu psychologicznego Babci Wrzątkowej.

Kiedy wszedł na polanę, w pierwszym odruchu zupełnie zignorował zastawiony stół, okoliczności przyrody oraz dwójkę młodocianych. Wzrokiem mógł tylko szybko wyłapać Lou, a oceniwszy, że elfikowi nic nie jest, a wręcz dopisuje mu humor niemalże wyśmienity, pole widzenia rozszerzyło się naturalnie, w końcu pozwalając dhampirkowi zarejestrować resztę.
O ile las nadal nie budził jego zaufania, a tym bardziej sympatii, tak nocne niebo wydało mu się kojące. Płomienie na pochodniach paliły się pobudzająco, a oświetlone ciepłym poblaskiem potrawy kusiły swoją świeżością. Tak, były naprawdę ładnie podane.
Jako istota o słabym zarówno smaku jak i węchu, dhampir oceniał posiłki ze względu na dwa kryteria: wyglądu i wartości odżywczych. Nic tutaj nie wyglądało na śmiecie (chociaż i to potrafił zjeść) i nie sądził też aby było zaklęte. Prędzej zatrute. Ale nie sądził. Ostatecznie Lou i Pluto od jakiegoś czasu się posiłkiem raczyli - gdyby coś było z nim nie tak - to z nimi też.
Jako że obaj chłopcy wyglądali radośnie i rześko (czy to przez kąpiel czy jedzenie właśnie) to i Noa gotów był zaryzykować. To właśnie powiedział Yvie, choć nie dodając, że komentarz jaki skierowała do przyjaciela rozbudził w nim nieśmiałą nadzieję, że jeśli będzie jadł to także kiedyś urośnie. Choćby odrobinę!
Chociaż wątpił.
Znów ukłuty zazdrością, nie postrzegał już jednak konstytucji Petro jako urągającej swojej własnej niewieściej urodzie. Chociaż za kilka lat zrobi się z tego gluta prawdziwy kąsek, to on już dawno będzie gdzie indziej i daruje sobie przyjemność świadkowania mu przy podrywach - a póki co smarkacz był jedynie smarkaczem. Nie do końca proporcjonalnym, ciapowatym i jedzącym jak prosie. W stosunku do kogoś takiego Noa nie był łaskaw mieć kompleksów.
- Ano ja - odparł więc melodyjnie na jakże gorące powitanie, uśmiechając się przy tym leciutko. Chociaż na powrót przyodziany został w swoją zieloną sukienkę, poruszał się w niej nieskrępowany, z uprzednią gracją i samozadowoleniem. Jakby na przekór chłopcu zajął od razu miejsce właśnie obok niego, dając Yvie wyjątkowo szansę na towarzystwo elfa. Co prawda to tę dwójkę, a nie Peto lepiej teraz widział, ale w tym co chciał osiągnąć, nie liczyło się ułatwiające konwersację spojrzenie, a bliskość ciał. W końcu to Yvie powiedział, że ,,nie będzie jej drażnił”. O Puto nie było mowy.

Podgryzając z godnością sałatkę i kotleciki dbał o to, by każdy jego niewinny gest przyciągał uwagę młodzieńca. Nie był nachalny, o nie - tak tylko świecił nagim ramieniem, o skórce aksamitnie gładkiej i pachnącej różaną czystością. Uważał jednakże, by nie zdradzić się przed Lou i gdy ten tylko zerkał na niego uważnie, zaraz zbywał go uśmiechem i odwracał się od Puto niezainteresowany. Niczego, ale to niczego w tej chwili nie knuł.
- Mam taką nadzieję. Chyba dość się już nami ,,nabawiła”. - Westchnąwszy, elf zwrócił się do Yvy. - W tym co mówisz, może być wiele racji… choć nadal nie pojmuję dlaczego tak bardzo jej na tym zależało, to jej celem faktycznie mogło być bliższe poznanie nas ze sobą… z czego się cieszę. Naprawdę miło rozmawiać z wami w ten sposób. - Sięgnął po miseczkę owoców, uśmiechając się do obu ludzkich znajomych. Noa nawet nie musiał powstrzymywać się od przewracania oczami, bo wyjątkowo się zgadzał. Ale zostawała nadal kwestia…
- Widziałem, że mapa i klucz są na miejscu - zauważył, paluszkiem wskazując torbę czarnowłosej, a potem wykonując gest, jakby chciał by spojrzała mu w oczy. - Mieliście już trochę czasu na przemyślenia, jesteście razem, więc powtórzę pytanie; czy nadal chcecie z nami podróżować?
Pytał już bez poprzedniej nieśmiałości, niemal obojętnie, ale skupił się na wypowiedzi na tyle, że łatwo było wywnioskować, jaką wagę do niej przywiązuje. Zaskoczony Louin zaniemówił, a i znieruchomiał, bo - mówiąc szczerze - nie brał pod uwagę, że mogliby teraz się rozejść… Niepewnie zerknął na Yvę, gdyż z Petro, jak mniemał był w stabilnych stosunkach i spojrzeniem błagał wręcz o szansę dla dhampirka. Nie chciał wywyższać się ponad przyjaciela, ale za nadto świadom był, że to on jest trudniejszym do zaakceptowania towarzyszem. Zwłaszcza gdy robił wszystko, by właśnie takim się stać…
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości