Las Driad[Las Driad] W poszukiwaniu odpowiedzi i pewnego czarodzieja

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Obecność Louina tuż obok Yvy powodowała, że dziewczyna tylko w połowie mogła skoncentrować się na gęsiej skórce, która pokryła jej plecy na widok pływającego w słoiku mózgu. Zresztą być może wcale nie była wywołana tylko i wyłącznie strachem?
        Zerknęła ukradkiem na srebrnowłosego, zastanawiając się, ile właściwie ma lat. Być może była to niewłaściwa pora na osobiste pytania, ale jaka pora byłaby właściwa w przypadku kogoś spotkanego przypadkowo w lesie?
- Idziemy - odparła szeptem, przysuwając się do niego bliżej.
- Lou… a ile ty właściwie masz lat? - zapytała bezpośrednio, nie wiedząc jak inaczej ubrać to w słowa. - Ja mam siedemnaście - dodała po chwili, czując jak głupio to zabrzmiało. Kiedy zatrzymała się przed regałem pełnym flakoników, zadarła w górę głowę, uświadamiając sobie jego rozmiary. Były tu dziesiątki eliksirów (lub innych cieczy w fantazyjnych opakowaniach), o najróżniejszej konsystencji i barwie. Przesunęła wzrokiem po najbliższej półce. Być może gdyby była bardziej uporządkowana, zaczęłaby szukanie od dołu lub z boku. Wzięła jednak w dłoń jedną ze środkowych buteleczek i odczytała przyklejoną do niej etykietkę.
- ”Na brodawki”. Słodko. Ta wiedźma ma naprawdę poważne problemy - burknęła pod nosem, odstawiając ją na miejsce. Sięgnęła po kolejną, o ślicznym korku przypominającym głowę jednorożca
- ”Przyzwanie śmierci"... Chyba nie chcę wiedzieć co robi ten eliksir - wyszeptała ze ściśniętym gardłem, odkładając flakonik na miejsce. Przesunęła długim palcem po kilku następnych, na głos czytając etykiety.
- ”Odżywka do czyrakobulw”, “Piękny głos”, “Polimorfizm jednobiegunowy”... Co to jest polimorfizm jednobiegunowy? - zastanawiała się głośno. Przeglądanie buteleczek było fascynujące, jednak w żaden sposób nie przybliżało ich do odnalezienia tej właściwej.
        Po chwili jej uwagę przykuła malutka fiolka, dużo bardziej niepozorna niż reszta. Podpisana była po prostu “Przemiana”. Niebieskawe światło odbijało się w pękatej powierzchni cieniutkiego szkła. Yva wzięła ją do ręki i przyjrzała się jej podejrzliwie. Mogłaby przemienić Petro z powrotem. Albo zrobić mu coś dużo gorszego…
Dziewczyna zauważyła też, że jeden z rogów etykietki lekko odstawał. Wiedziona instynktem, pociągnęła za niego i odsłoniła drugą stronę nalepki
“Żeby coś zyskać musisz coś utracić…”. Wyciągnęła rękę, pokazując Louinowi swoje znalezisko.
- Co o tym myślisz? - zapytała. - Co oznacza to ostrzeżenie?

        Petro w jednej chwili znajdował się w cudownie pachnących ramionach rudej, a w drugiej chwili wylądował kocim pyszczkiem na twardej ziemi. Podniósł się nieszczęśliwy, nie bardzo wiedząc, dlaczego jego - bądź co bądź rozkoszna sytuacja, zmieniła się tak diametralnie. To pewnie wina tej głupiej książki, którą otworzyła Noa! Ale mógł jej to wybaczyć, skoro wzięła go na chwilę w ramiona… Miau, o byciu kotem będzie śnił jeszcze długie lata!
        Zaraz, był kotem! Ta myśl zjeżyła mu całą sierść na karku. Rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, nigdzie jednak nie dostrzegł Yvy. Musiała nadal być w chatce, szukając dla niego pomocy. Ufał jej jak nikomu, a mimo to w jego sercu pojawił się cichutki strach. Nie chciał zostać kotem na zawsze. Nie chciał, miau!
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Popielata trawa skażona mrokiem rosła na mokrej od zgniłej wody ziemi i chroniła w swych źdźbłach zagony trujących, ciężkozbrojnych żuków maszerujących wytrwale przez las. Plutony żądlących wrogów latały ponad nimi, w powietrzu miękkim i chłodnym, przeplatanym cieniem, gdzie przejrzystość i szaruga łączyły się w jeden pas doznań. Bezstronny posłaniec zefir potrząsał czasem światem to jednej, to drugiej armii, swawoląc dziko na otwartej przestrzeni, a jego bliźniaczy brat okrążał polanę i wygrywał mogilne melodie na zdobiących drzewa kościanych kołatkach. Czas biegł zatrzymany, a niepokój medytował bezszelestnie, cytując mantrę zguby i upadku. Żywioły drżały w bezruchu, a bezruch tańczył chaotycznie wokół chatki na kurzej nóżce, dookoła rudej i jej kota. Ich głów, ich rąk, ich nóg, nachylając się lubieżnie i oplatając ciała, by dotknąć i posiąść całą ich powierzchnię. Pełzał natrętnie po skórze, lizał natarczywie niczym szalony kochanek po dwustu dniach rozłąki. A oni czekali - czekali, bo musieli czekać. Na swoich przyjaciół. Wybawców. Spóźnialskich.
Co można było zrobić jak nie oddając się wulgarnym pieszczotom legnąć ulegle na trawie i rozpaćkać sobą kilka sześcionogich istot, zabarwiając ich jadem zbrukane ciało.
- Prawie jak piknik - westchnęła Noa słodko, unosząc się na przedramionach i zerkając przeciągle na Petro. Jej oczy patrzące na niego z ukosa, wypełniała nienazwana żądza, drapieżny chłód rozpalający przemienionego chłopca. Uśmiechnęła się w zamyśleniu i powoli, niespiesznie odwróciła głowę, by mógł popodziwiać jej twarz pod wieloma kątami, nim zostanie mu jedynie widok lśniących metalicznie włosów i krąglutkich, obnażonych ramion.
,,Ciekawe jak długo im się zejdzie… ciekawe czy w ogóle wyjdą? Dam im jeszcze kilka minut… 15 kościanych gam.”
Przymknął oczy i położył się leniwie na wyciągniętej ręce. Pomiędzy palce weszły trawie źdźbła, jakaś zbłąkana mrówka przebiegła mu po dłoni. Nie miał ochoty się nią zajmować. Ale pojawiła się raz, drugi, trzeci. Mijały minuty. Czwarty, piąty…. zmiażdżył ją w pełnym odrazy uścisku.
- Nie znoszę robali - mruknął podnosząc się i usadzając inaczej, ukazując gładkie nogi i płynność zakrzywionych linii dziwaczej fizjonomii. Teatralnie wtarł zgniecioną mrówkę w ziemie, odwracając się z niesmakiem.
- Ale koty są całkiem w porządku - przyzwolił Petro na uciechę, racząc go nęcącym tonem zmysłowej psotnicy. Kiedy Yvy i Lou nie było w pobliżu mógł się nieco zabawić. W końcu niewinne dziewczę nie wie tak naprawdę do czego jest zdolne i jak mamiące mogą być jej gesty. No i przecież mówi do kota…
- Właściwie jestem zdziwiona, że twoje futro nie jest koloru włosów. - Powoli rozciągnęła się na trawie, tym razem tuż przed nim, jak kotka w rui wyginając ciało. Nieumyślnie oczywiście.
- Ale to ma sens, prawda? Są chyba inaczej zbudowane… poza tym to magia… Ona wszystko potrafi wypaczyć. - Sączyła cichutko słowa rozkoszy wprost niemal do petrowego ucha, delikatnie, paluszkiem smyrając jego pyszczek. Spojrzała mu głęboko w oczy.
        Na ile jeszcze mogła sobie pozwolić?


Jej powiernik, sługa i wierny przyjaciel, elf o morskim pochodzeniu przybliżał się tym czasem, o wiele wolniej, lecz z czystym sercem do ludzkiej dziewczyny Yvy. Okoliczności nie były nadto sprzyjające - zapach formaliny i zawartości fiolek, wymieszany z pochłaniającą wszystko wonią starości i nieuniknionego rozpadu zaczynał porządnie drażnić wrażliwe zmysły. Preparaty poustawiane dookoła na blatach i półkach raziły oczy, a nieliczne okazy zielnikowe i bajeczne kolory mikstur ułożonych rzędami były jedynym wytchnieniem od nieprzyjemności. I świadomość tego, że nie jest się samym. Trzeba więc było wyjść, jak najprędzej, by pomóc nowym znajomym i pokazać, że wcale nie musi być źle. Chociaż tak naprawdę strasznie silne były z nich dzieciaki.
Siedemnaście… to taki wspaniały dla człowieka wiek! Nawet dla niego… nawet dla niego przeszłość sięgająca tak daleko wstecz była cudownym wspomnieniem i wielką radością. Nie mógł pozwolić, by Yvie i Petro, dwójce bezbronnych młodzików, tak śmiało ruszających za marzeniami, coś to odebrało.
- Już ponad czterdzieści - odparł z pogodną melancholią, mocno ścinając rzeczywistą liczbę. Ale teraz Noa miała 16, a on musiał być dopasowany do niej ponad wszelką miarę. To jak szczerą z natury był osobą i jak bardzo pragnął otworzyć się na obcych ludzi, nie miało żadnego znaczenia. Jego pragnienia nie miały wartości. Liczył się plan dhampirka. Musieli w końcu sobie ufać. A Noa… był tu najważniejszy.
- Ciekawy jest świat, w którym ktoś tak stary jak ja wyglądać może na młodszego od ciebie - zażartował, by rozluźnić nieco atmosferę. - A dla wielu i tak jestem młodzikiem… Czasem żałuję, że nie urosło mi się nieco bardziej. - Uśmiechnął się, dłonią wskazując własną, mizerną wysokość. - Ale też dlatego chcieli mnie kupić - dodał z wyraźną pogodą. - Inaczej mógłbym skończyć przy jakiś fizycznych robotach. - Nie żeby usługiwanie Noi pod to czasami nie podchodziło. To nadal było jednak nieco lżejsze niż praca w kopalni. Podobno.
- Piękny głos mógłby się przydać - westchnął rozmarzony, gdy Yva sprawdzała kolejne etykietki. Nie miał zamiaru jednak niczego brać. Wszystko w otoczeniu ostrzegało go przed tym i zamierzał się tych szpetnych głosów, kakofonicznych lęków trujących mu podświadomość, słuchać.
- Gdyby nie ,,jednobiegunowy” nie brzmiałoby to tak groźnie… - szepnął jakby sam do siebie. Coraz intensywniej nawiedzały go wizje o przypadkowym stłuczeniu buteleczki i wywołaniu kataklizmu. Nie mieli jednak wyboru, musieli próbować coś zna…
Znalazła?
Lou przyjrzał się uważnie spisanym koślawym, agresywnym pismem literom układającym się w niepokojący napis. ,,Przynajmniej dali ostrzeżenie” pomyślał, nie do końca pojmując tę logikę, ale i nie negując jej zasadności. Może te fiolki faktycznie przeznaczone były dla kogoś? Lub co gorsza był to rodzaj kapryśnego psikusa Wiedźmy bawiącej się w panią cudzego losu? To musiało być straszne posiadać taką potęgę i ogrom możliwości - nic dziwnego, że potężnym magom zdarzało się potracić zmysły i zdrowy rozsądek. Niestety, umysły niemalże wszystkich istot były takie delikatne…
- Obawiam się, że w magii to może oznaczać wszystko - westchnął - Od ,,stracisz jedną formę i jej zdolności, na rzecz drugiej” po ,,zabierzemy ci coś przypadkowego za spełnienie życzenia zmiany postaci”. Ale jeżeli nie znajdziemy nic lepszego i bardziej jednoznacznego powinniśmy…
Jego słowa przerwał okrutny pomruk, grzmot, przeraźliwy trzask łamanej konstrukcji z desek. W jednej chwili światło załamało się, a barwy wraz z kształtami zgromadzone wokół zaczęły wirować. Zlewały się z sobą i mieszały, przybierając niesmaczne odcienie, a po chwili zdać się mogło, że słychać bulgotanie gęstej mieszaniny. Poczęła zmieniać się ona w pochłaniającą życie ciemność, a po chwili nieszczęśnicy znaleźli się na powietrzu, siedząc na trawie w pobliżu Noi i Petro, ogłuszeni spokojem i otwartą przestrzenią. Choć czuli się jak po wyjściu z kotła, dzielnie trzymali zarówno futerał jak i tajemniczą fiolkę. Skoro nie zawiedli, powitał ich niemal radosny okrzyk rudzielca:
- Wreszcie jesteście! Strasznie długo musieliśmy na was czekać! Mrówki mnie oblazły. Macie coś? Co to? - spytał mrużąc oczy i spoglądając nieufnie na fiolkę. Prawie pamiętał przy tym, by podać im rękę.
A dobra, niech siedzą.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva zerknęła ukradkiem na srebrnowłosego elfa, upewniając się czy nie żartuje. Wiedziała co prawda, że elfy żyją bardzo długo, ale nie spodziewała się takiej liczby po tak… niewielkim chłopcu. Chłopaku. Mężczyźnie!
- Czterdzieści? No to… nieźle się trzymasz.
Zarumieniła się jeszcze bardziej, bo w jej głowie zagościła natrętna i co gorsza nie dająca się odpędzić myśl. Skoro… skoro ma aż czterdzieści lat to ciekawe jakie ma doświadczenie w… Tych Sprawach? Zamrugała speszona i skoncentrowała się na miksturach. Louin zdecydowanie nie wyglądał na osobę zajmującą się Tymi Sprawami, ale hormony buzujące w jej wnętrzu nie pozwoliły zostawić jego słów bez domysłów.
Dopiero po chwili dotarła do niej reszta jego wypowiedzi.
- Kupić? Jak to kupić?
Jej umysł nie potrafił ogarnąć tego, jak można nie mieć wolności wyboru i poruszania się tam, gdzie się chce. Co prawda podczas szkolenia u magów siedziała zamknięta w Wieży, ale uciekała gdy tylko miała ku temu okazję. Widywała niewolników w Rubidii, ale zawsze byli to smutni, zaniedbani ludzie lub elfy. Nigdy nie sądziła, że może się to przytrafić komuś, kogo faktycznie znała.
        Już chciała obrócić kolejną fiolkę, żeby przeczytać jakie ostrzeżenie się na niej znajduje, kiedy wszystko zawirowało przed jej oczami. Poczuła paskudne zawroty głowy i odkryła, że chwiejnie siedzi na ziemi przed chatką. Po raz drugi podczas tej wyprawy ktoś teleportował ją wbrew jej woli! Czy wszyscy magiczni, kiedy tylko coś idzie nie tak, teleportują niechcianych gości i towarzyszy, nie pytając ich nawet o zdanie?!
Żołądek Yvy natomiast bardzo dobitnie wyraził swoje zdanie, zginając dziewczynę wpół nad kępką szarej trawy. Kiedy oddała już wszystko co jadła tego ranka (a przypomniało jej się każde ziarenko ryżu, które miała w misce), wytarła usta chusteczką i z zieloną twarzą podniosła się do pionu.
- Za dużo teleportacji jak na jeden dzień… - wymruczała przepraszająco, bojąc się zerknąć na Louina. Jeżeli wcześniej miała jakiekolwiek szanse u tego czterdziestoletniego(!) elfa, teraz zmniejszyły się one do zera.
        Rozejrzała się i dostrzegła Petro, który z iście zwierzęcym zainteresowaniem dreptał w stronę porzuconej przez nią na ziemi torby. Zanurzył w niej pyszczek i przednie łapki, by po chwili z triumfalną miną wyciągnąć w zębach cukierka - tego samego, którego podarowała mu szalona fioletowoskóra. Najwidoczniej wygibasy i zaloty Noi szturchnęły odpowiednią strunę i biedny nastolatek postanowił za wszelką cenę stać się dorosły.
- To raczej nie pomoże ci stać się człowiekiem... Oddaj… - zaczęła Yva uspokajającym głosem, wyciągając powoli w jego stronę rękę. Petro z wyzywającym wyrazem pyszczka (”Nie pomoże? Tylko patrz!”) rozerwał papierek i trzymając okrągły łakoć w zębach, popędził przed siebie. Przewracając się na zakręcie i zadzierając wysoko czarną kitkę zniknął w krzakach, skąd dobiegło ich głośne mlaskanie. Po chwili w powietrzu rozległ się donośny huk i różowa chmura dymu objęła cały krzew. Przez kilka sekund napiętej ciszy wszyscy stali w bezruchu, czekając na rozwój wydarzeń. Yva patrzyła na krzew z przerażeniem, przekonana, że mały przyjaciel, którego obiecała chronić wybuchł na tysiące cząsteczek. Kiedy jednak krzaki zaczęły się ruszać, spanikowana zanurkowała za plecy Lou. Nie żeby mogła się za nimi schować. Ale mimo wszystko poczuła się bezpieczniej. Jakby nie patrzeć, był jedynym (czterdziestoletnim!) mężczyzną w ich towarzystwie.
        Kiedy ich oczom ukazał się przystojny, dobrze umięśniony, opalony mężczyzna z zawadiackim uśmiechem i szopą kręconych, jasnobrązowych włosów, Yva z wrażenia upuściła fiolkę. Ta stłukła się z głuchym trzaskiem, uwalniając purpurowy obłok w kształcie wykrzywionej czaszki, ale jakoś nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Przed nimi, w wersji starszej o jakieś dziesięć lat, stał Petro, który szczerzył się jak głupi do sera. Do tego był zupełnie nagi!
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Louin przeniesienia za pomocą magii właściwie nie odczuł. Oczywiście, było to doświadczenie specyficzne, ale w przypadku elfa nie wywołało żadnych skutków ubocznych. Noa i Petro także dziwnym trafem obyli się bez nich. Tylko biedną Yvę skręciło.
Dhampirek z początku miał to gdzieś, a nawet w myślach wyśmiał z lekka jej delikatność (chyba by zrekompensować sobie fakt, że babsztylka jest silniejsza od niego, wyższa i ma mocniejsze dłonie, niech ją cholera). Ale kiedy pełen współczucia i zrozumienia Lou ostrożnie położył jej dłoń na ramieniu i spytał czy lepiej się czuje, bezczelnie ignorując swoją obecną panią, a co gorsza, także i przyjaciela, rudzielec już z lekka się wkurzył. To co, on też ma się popisowo zerzygać na trawę, by łaskawie na niego spojrzeli?
Prychnął cicho i wbił w elfa spojrzenie szykującej się do ataku żmii. Zrobić mu czegokolwiek już jednak nie zdążył, gdyż ruch od strony Petro wymagał zwrócenia łba w tamtą stronę.
,,To ten magiczny cukierek od Fioletowej”? Dhampir niemal natychmiast stracił zainteresowanie srebrnowłosym zdrajcą i jak tylko mógł, skupił się na ruszanej przez kocie łapki i zęby łakoci. Naprawdę ciekawy był jak zadziała kąsek i dlaczego Petro tak bardzo na nim zależy, że aż porwał go wbrew woli swojej właści… koleżanki. Nie znał żadnych szczegółów, więc na razie tkwił w przesłodkiej nieświadomości i zaciekawieniu uczącego się maga. Dopiero gdy kotowaty schowawszy się w krzakach przeżuł cudawiankę i wyprodukował obłok różowego dymu coś kopnęło Noę w przeczucia. Kiedy zaś jeszcze do niedawna koto-nastolatek wyszedł z krzaków w swojej nowej formie, było już za późno. Serce dhampira stanęło na chwilę i tym razem to jego żołądek ścisnął się boleśnie.
Rosły mężczyzna, z ciałem ukształtowanym na wzór i podobieństwo dzieł największych rzeźbiarzy-fetyszystów, o mordzie perfekcyjnego kochanka, mięśniach atlety i podle do tego chwalący się całą swoją okazałością w absolutnym negliżu, był ciosem poniżej pasa dla zniewieściałego karzełka i to z co najmniej dwóch powodów.
Pierwszym była paląca szaleńczym ogniem zazdrość, buchająca snopami iskier w spłowiałych oczach otworzonych szeroko z zaskoczenia i rozgrzewająca policzki w niemej wściekłości. Wyglądający na zachwyconego Noa, robił wszystko co mógł, by nie rzucić się na przerośniętego szczęśliwca z nożem. Pomagał mu w tym brak noża, ale ostatecznie pozostawały pazury… paznokcie. Nie, to było bez sensu. WSZYSTKO było bez sensu!
Już jako absolutny młokos Petro był urodziwie męski i mógł poszczycić się wszystkim, co przysługuje młodemu ludzkiemu samcowi (w tym wesołym pryszczem, nieporadnością ruchów i głupią mordą). Ale teraz, gdy wyzbył się wszelkich skaz wieku pokwitania, wyprzystojniał i zmężniał, był już nie do zniesienia. Przeklęty lowelas! Epatujący seksem, z zadziornym włosem na klacie, myślał że wszystko mu wolno! Nie, nie wolno mu!
Noa był w szoku. I co gorsza naprawdę zaczynał się bać. Czyżby jak raz (żeby pierwszy!) przegiął i nie pomyślał na czas o konsekwencjach swoich kokieteryjnych czynów? Ale skąd mógł wiedzieć!? Jeszcze żaden chłopczyna nie urósł tak szybko na jego widok. To było fizycznie niemożliwe!
Zerknął szybciutko na Yvę i jej torbę. Nie miała… tego więcej? Chyba nie… Niech to! Ale, ale - może udałoby się jeszcze wygrzebać resztki tego magicznego cudeńka z gardła Pato? Przez chwilę rozważał tę opcję. Ale magia i tak pewnie była już "zużyta", więc nie było co się wysilać. A może gdyby tak napił się jego krwi coś by to dało? Przynajmniej jeden dodatkowy palec wzrostu! Albo chociaż owłosienie na nogach, cokolwiek! Dlaczego mu tego poskąpiono!?
Załamany, spiął się czujnie, kiedy mężczyzna zrobił krok w ich stronę. Czego mógł się teraz po nim spodziewać? Źle się czuł będąc tak małym w porównaniu do niego. Już wcześniej mógł mieć przechlapane, ale obecnie był zdany zupełnie na łaskę tego przerośniętego podrostka.
W końcu Noa zmrużyła oczy, wbiła je w Petro, po czym jak obrażona odwróciła głowę, dumnie unosząc podbródek. Rudzielec już wolał grać niedostępną lub umysłowo chorą niż ciekawą męskiego mężczyzny i dolewać tym samym oliwy do ognia (tylko oliwy brakowało na tym rzeźbionym ciele!).
- Wolałam kota - prychnął cicho i odwrócił się, by wziąć od Louina swój futerał i zająć się sobą, a tak naprawdę oszacowywać szanse na ucieczkę. Petro bał się głównie z jednego powodu - miał on ciało absolutnie niedopasowane do umysłu, a z doświadczenia wiedział jak to się kończy. Chłopcy nie bez powodu dorastali później niż kobiety i w dodatku rozbudowa mięśni trochę u nich trwała. Umęczony męski mózg musiał nadążyć za ciałem i na czas nauczyć się nad nim panować. Choć zdaniem Noi najbezpieczniej byłoby gdyby to kobiety przewyższały mężczyzn jeżeli chodzi o krzepę. A tak to jedni byli brutalni, drugie zołzowate, a pośrodku on, łączący w sobie jak tylko umiał obie te zabójczo przydatne cechy.
Nie za bardzo wiedząc czego może się spodziewać po tak zmienionym Puto, postanowił uchylić przed dzieciakami jeszcze rąbka tajemnicy i przyzwać swoich podopiecznych. Tak na wszelki wypadek.

Kiedy Noa szemrał swoje formułki, Lou pokrzepiająco chwycił Yvę za rękę, choć trudno było ocenić, czy nie chciał w ten sposób pomóc sam sobie. Dość mocno przejął się tym, co stało się udziałem Petro i czuł jak żal rozlewa się po jego ciele. Jakoś dopadły go ciemne myśli. Chłopak co prawda prezentował się nadzwyczaj dobrze, ale z magią… nigdy nie można być niczego pewnym. Był teraz dorosły. Co jeśli w ten sposób odjął sobie te lata życia i dojrzewania, które go czekały? Co jeśli to była trwała zmiana i przez ten cały pośpiech nie zazna już tego co miało go czekać? Może to i szalony okres, często pełen niepowodzeń, ale niemalże każdy powie, że i najwspanialszy! Zwłaszcza dla ludzi. Dopiero co myślał o tym w związku z Yvą… wcale, a wcale nie podobała mu się ta nagła zmiana. Może i lepiej dla nich, że mają teraz w składzie kogoś silnego, sprawnego i wysokiego, ale to jednak życie tego chłopaka!
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu rzucił Noi surowe i chłodne spojrzenie, lecz ten tylko wzruszył ramionami kończąc swoje zaklęcie. Her i Nuko pojawiły się w towarzystwie krótkiego, ostrego dźwięku i stanęły przy boku dhampirka jak dobrze wytresowane psy. Zaraz też wytrzeszczyły swoje sześć par oczu i poczęły śledzić każdy ruch Petro.

Tylko ich brakowało… Nagle Lou stracił ochotę na konfrontację z rudzielcem i westchnął ciężko (choć cicho), odsuwając się przezornie od kotowatych bestii.
- Macie może jakieś ubranie? - zwrócił się do Petro i Yvy. Sam jedyne co mógł oddać nagusowi to złotawa szata, a ona i tak nadawała się co najwyżej na przewiązanie w pasie.
- Czemu? Niech chodzi tak. Prawie bez różnicy. - Noa jednak nie umiał trzymać języka za zębami i bawiąc się z Her postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Niech wiedzą, że jego żeńska postać nie da się tak łatwo omamić rozbudowanej muskulaturze i niedorobionemu uśmiechowi uwodziciela. Z drugiej strony nie chciał też stracić okazji do poeksperymentowania na Peto. Teraz, z kociakami u boku, znów mógł być kretynem.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

- Woooaaaaa! - wydusił z siebie Petro, podziwiając swoje wielkie dłonie i raz po raz napinając muskuły. Z zafascynowaniem przyglądał się też innym częściom swojego ciała, zupełnie nieskrępowany obecnością gapiących się na niego towarzyszy. Kiedy podchwycił wzrok Yvy, ta oblała się jaskrawym rumieńcem aż po same uszy i wbiła wzrok w ziemię. Normalnie gdyby zobaczyła przyjaciela na golasa, uznałaby, że to totalnie obrzydliwe. Ale teraz! Teraz… Kiedy prezentował się niczym bohater książek, które dziewczyna z takim zachwytem pochłaniała… Teraz nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć! Przecież to nadal był ten sam głupawy dzieciak co zawsze. Tyle że teraz do tego był boski!
        Jeżeli miała jakiekolwiek wątpliwości co do jego głupoty, rozwiał je w błyskawicznym tempie.
- Dzień dobry paniom! - powiedział, wyciskając z nowo nastawionych strun głosowych najniższy i najbardziej aksamitny głos, jaki był w stanie uzyskać. Głos, od którego po kręgosłupie Yvy przebiegły ciarki. Pewnym siebie, sprężystym krokiem ruszył w jej stronę, a ona z przerażeniem zaczęła się zastanawiać, co zrobić, kiedy podejdzie do niej, z tą całą nagością i w ogóle! Nie żeby nie chciała oglądać go nago… Ale może niekoniecznie tutaj. Nie w towarzystwie. Nie bez romantycznej muzyki i wiatru wiejącego lekko w twarz… Tfu! Przecież to Petro! Nie chciała go widzieć nago i tyle!
        Problem sam rozwiązał się już po sekundzie, gdyż chłopak, nie nawykły do stawiania tak długich kroków i poruszania tak ciężkim ciałem, runął jak długi na ziemię. Głuchy łomot jego cielska rozbrzmiał wokół, a daleko w oddali odpowiedział mu złośliwy chichot, tak jakby wiedźma obserwowała całe przedstawienie ze swojej chatki. Było to zresztą całkiem prawdopodobne - z pewnością pośrodku lasu nie miała za wiele okazji, żeby pooglądać nagich młodzieńców.
        Na widok leżącego plackiem Petro Yva roześmiała się głośno, a razem z tym śmiechem opuściło ją całe niezdecydowanie. Tak, ten dureń z całą pewnością nadal był jej przyjacielem!
Kiedy Louin ujął opaloną dłoń dziewczyny, zorientowała się, że i on był świadkiem całego zajścia, choć dla niego był to zapewne dużo mniej ekscytujący widok niż dla niej. Jej serce fiknęło kolejnego, choć z powodu dużej konkurencji, znacznie mniejszego koziołka. Zerknęła na niego niepewnie, uśmiechając się lekko i wróciła spojrzniem do muskularnego olbrzyma, który niezgrabnie zbierał się z ziemi.
- Mam w torbie tylko szal, ale póki co wystarczy za przepaskę na biodra - powiedziała, wygrzebując niebieską wstęgę materiału i podając ją Petro. Wyciągnęła rękę przed siebie, jednocześnie odwracając głowę, by nie przyglądać się za bardzo goliźnie przyjaciela. Chłopak (mężczyzna), świetnie się bawiąc, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Dziękuję madame - powiedział, uśmiechając się zawadiacko i wyjmując z jej dłoni szal. Prychnęła głośno, momentalnie cofając się i stając znowu koło elfa. To nic, że serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi! Tego przecież na zewnątrz nie widać!
- Bałwan! - mruknęła, na co rzeczony uśmiechnął się jeszcze szerzej.

        Kiedy u boku Noi pojawiły się dwa bardzo dziwne stwory, Yva na chwilę zapomniała o Petro i jego głupocie. Przełknęła ślinę, obserwując gołą skórę, która przesuwała się zupełnie niezależnie od właścicieli, tak jakby te sześciookie(!) koty były efektem romansu z dżdżownicami. Wiedziona myślą, że kot to jednak zawsze po prostu kot (szybki, wybiórczo miły i okazjonalnie pazurzasty), kucnęła i wyciągnęła rękę do ciemniejszego z nich - tego, który wydawał jej się mniej złowrogi. Nie chciała co prawda go pogłaskać (na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz obrzydzenia), ale pomyślała, że dobrze by było, żeby ją obwąchał na zapoznanie.
- Co to za… zwierzaki? - zapytała niepewnie, nie wiedząc czy coś, co ma trzy pary oczu nadal można zakwalifikować do tej kategorii.
Jej uwaga po raz kolejny (trochę za dużo tych rewelacji jak na jedną, głodną - o, jaka była głodna! - dziewczynę! Ona chciała tylko odnaleźć skarb…) została odwrócona, gdy jej uszu dobiegł tętent końskich kopyt i powtarzający się regularnie stukot kół. Ktoś podśpiewywał pod nosem miłym, męskim tenorem:
Gdy wiozłem kuferki przez las
I wcale nie gonił mnie czas
Spotkałem przemiłą panienkę
Co miała przykrótką sukienkę…

Yva przestała słuchać tekstu przyśpiewki, która szykowała się by zmierzyć w dosyć jednoznacznym kierunku i zdecydowanym krokiem ruszyła przez krzaki.
- To pewnie kupiec! - zawołała do patrzących na nią w zdumieniu towarzyszy - Może będzie miał jakieś ubranie dla Petro!
Przeprawa przez krzaki wcale nie była łatwa. Kolczaste gałązki co i rusz łapały jej bluzkę i włosy. Zirytowana otworzyła bukłak z wodą i gwałtownym, nerwowym ruchem uformowała z niej bicz, który przeciął gałęzie i efektownie rozchlapał się pośrodku drogi.
Dziewczyna wyskoczyła do przodu, by zagrodzić powozowi drogę i szybkim, niedbałym ruchem ręki zebrała wodę z powrotem do bukłaka. Gdy uniosła wzrok napotkała spojrzenie bladego jak śmierć, pulchnego kupca, który zamarł w bezruchu, bojąc się nawet odetchnąć.
- Błagam, nie zabijaj mnie! - zawołał, puszczając lejce j zasłaniając głowę rękami. Unosząc jedną brew w wyrazie niedowierzania, Yva uśmiechnęła się miło i podeszła do niego
- Przepraszam, ale czemu miałabym cię zabić?
- Bo jesteś uczennicą wiedźmy, prawda? Błagam! Ja chcę tylko dojechać do miasta!
Ostatnio edytowane przez Yva 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Ten dzień był paskudny. Wszystko było paskudne. Las, wilgoć i rozmazujące się po spoconej skórze owady gryzące. Wiedźma była paskudna. Naga, stara i pomarszczona. Puto był paskudny. Nagi, młody i prężny. TFU! Yva… rumieniąca się na widok swojego kumpla też była paskudna. I Lou też był dzisiaj paskudny. Nawet trafili po drodze na paskudnego jednorożca! I paskudny domek! (Nie no, w sumie chatka wiedźmy mu się podobała. Miała oko!).
Tylko on ratował sytuację, bo przyzwał dwa śliczne mutanty zza granicy widzialności i właśnie pozwalał im hasać wokół tego wszystkiego co było paskudne i doprowadzało go do szewskiej wręcz pasji.
Oba kotki miały to do siebie, że były z rudzielcem idealnie zgrane. Może nie tyle niezwykle posłuszne co podatne na jego humory i potrafiące być równie opryskliwe co on. Dlatego gdy Yva wyciągnęła rękę do Hera, on cofnął lekko głowę, a potem wytrzeszczył liczne pary ślepi, robiąc przy tym kocio-złowieszczą minę bestii, która ma zaraz ugryźć. Nie ugryzł jednak, a wyciągnął szyję, zmrużył wybałuszone wcześniej oczęta i powąchał dłoń ciemnowłosej, a potem… otarł się o nią stanowczym gestem. Jakby wiedział jak bardzo tego nie pragnęła. Noa był z niego dumny.
- To Her i Nuko, moi mali koci towarzysze - odparł z nieukrywaną dumą i złośliwą słodyczą w głosie. Jakimś cudem te paszczaki zawsze poprawiały mu nastrój, a teraz gdy obserwował dyskretnie wycofującego się niewdzięcznika Lou i śledzącą go z maniakalnym pomrukiem Nuko był gotów się nawet uśmiechać.
- Dobra, to golas niech wiąże co tam ma, a my… - nie dokończył, gdyż Yva już wyrwała w sobie tylko wiadomym kierunku, ciągniona w gąszcz swoim szóstym zmysłem do kłopotów. Chyba znowu coś wyczuła i nie miała zamiaru odpuścić okazji, by znowu wszystkich wpakować w jakieś upierdliwości. No trudno. Takich sobie wybrali znajomków, to takich mają. Może uda się ich pozbyć jakoś po drodze. Chociaż z przerośniętym Petro byłoby trudniej niż wcześniej… za to gdyby go tak obezwładnić i związać na pewno ktoś chętnie by go kupił. Już Noa znał zwyrodnialców gotowych wydać sporą sumkę na apetyczne, męskie ciałko.
Niestety, nie zapowiadało się, by ktokolwiek poza kociakami chciał z nim współpracować. Pato chyba cenił sobie wolność (choć gdyby tak nowy domek zaproponowała mu wyuzdana laska to chyba długo by się nie wahał), Yva w ogóle nie słuchała nikogo, Lou był Lou i zapewne nikogo by nie sprzedał (kiepski był w robieniu interesów). Ech, gdyby mieć tak więcej siły i zdolności ofensywnych… ale nie, za dużo byłoby z tym roboty. Ryzykować gniew elfa i jeszcze starać się komuś opchnąć tę wariatkę - przecież nikt by jej nie chciał! Chyba, że ma jakiegoś cukierka na kobiece kształty i urok i psychikę. Czy czegoś takiego nie mógł zeżreć ten cholerny facecik!?
Na nowo naburmuszony popełznął za ciemnooką, bo w sumie czemu by nie… mało mieli wyboru. Poza tym, gdy usłyszał słowa kupca zrobił się z lekka zainteresowany. Był tu ktoś kto może zaraz cierpieć bardziej od niego! Cudownie! Ubrał swoją piękną buźkę w uśmiech i rumieńce, po czym utorowanym szlakiem wyskoczył zgrabnie na drogę.
- Nie zabijaj go jeszcze. Nie tak na drodze - zaćwierkał do Yvy, szykując się do podstępu, w którym - o zgrozo! - zaplanował miejsce i dla nich. Musieli tylko się na czas połapać i nie zepsuć wszystkiego, jak to mieli w zwyczaju.
- Tylko dojechać do miasta, mówi pan… - Zamrugał i podreptał do wozu. Z przykrością stwierdził, że facet wcale się go nie wystraszył, a raczej spogląda ciekawsko na jego sukienkę, zapewne chcąc się domyśleć co też kryje się pod nią. Na szczęście…
Her i Nuko tanecznym krokiem kotów syjamskich dołączyły zaraz do rudej, wątłej postaci, dodając jej grozy i powagi w oczach biednego człowieka.
- A należyta zapłata to gdzie jest? - zapytał z lisim uśmieszkiem, podchodząc jeszcze bliżej i ukazując swojemu rozmówcy oczęta, w których krył się okrutny blask. - Widzisz panie, szukamy ubrania i co tam pan masz… - Nie czekając na zaproszenie obszedł powóz i uchyliwszy chroniący towary kocyk zaczął się krytycznie po dobrach rozglądać.
- Przejazd i życie kosztują. Wie pan jak jest. Hej, Peto podejdź no tu proszę, chyba coś dla ciebie mamy! - zakrzyknął uradowany, bo jednak na czas tego cyrku stanowili całą czwórką jedną zgraną drużynę. Nawet Lou nie protestował, choć wykorzystywanie kupca było jego zdaniem bardzo nie w porządku. Jak tu jednak było dyskutować, gdy sprawy przybrały taki niespodziewany (no kto by pomyślał!) obrót?
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva już chciała z oburzeniem zaprotestować i wytłumaczyć przestraszonemu kupcowi, że jej koleżanka (co za perfidna dziewucha! Trzeba przyznać, że ma tupet, ale nadal jest perfidna!) tylko żartuje, kiedy nagle do jej nosa doleciał cudowny zapach. Prawdę mówiąc był to najwspanialszy zapach, jaki czuła od opuszczenia Oceanicznego Kumkwatu. Jedyna i niepowtarzalna woń kiełbasy.
Jej żołądek wydał z siebie niezadowolone burknięcie i skurczył się boleśnie do wielkości orzeszka. Od tak dawna nic nie jadła! Zerknęła jednym okiem na Petro, który właśnie wyłonił się z krzaków przepasany jej niebieską chustką (nigdy więcej jej już nie założy! Nigdy!) i wróciła spojrzeniem do kupca, wykrzywiając twarz w namiastce uśmiechu. Z całą jej sympatią do nowo napotkanych, bogom ducha winnych ludzi - jej żołądek i golizna Petro miały pierwszeństwo! Z pełnym brzuchem będzie znacznie milsza dla otaczającego ją świata.
- Jedzenie też się nada! - powiedziała z entuzjazmem, kiwając głową i włączając się w grę Noi. Podeszła do wozu i ostrożnie, żeby niczego nie zniszczyć, zaczęła grzebać w cudzych rzeczach. Ładnie rozwijała się jej kariera w ostatnich dniach, nie ma co! Najpierw kradzież mapy, a teraz rozbójnictwo na drodze! Pocieszała się tym, że przecież nikt nie ucierpiał przy jej dotychczasowych ekscesach.
        Gdy już wygrzebała tyle jedzenia ile była w stanie, zawinęła wszystko w tobołek i wróciła na przód wozu. Znalezienie ubrania dla Petro zostawiła Noi, ufając jej wyczuciu smaku. Nagle w głowie zaświtała jej pewna myśl, która wręcz oślepiła ją swoim geniuszem.
Wyciągnęła zza pasa różdżkę (co prawda tylko dla postrachu, bo nie umiała jej używać, ale uwielbiała trzymać ją w dłoni!) i wycelowała nią w kupca. Mężczyzna chwilowo oglądał się za rudowłosą (w serduszku Yvy pojawiło się cichutkie ukłucie zazdrości. “Co ma ta mała zołza czego ja nie mam?” pomyślała “Poza figurą, włosami, tą cholerną bladością i twarzą?”). Z tym większą satysfakcją Yva zauważyła jak odwraca się ku niej i ponownie blednie. Najwidoczniej stara wiedźma, która ich “ugościła” sieje tutaj niezły postrach. Dobrze, że mogli polecieć trochę na jej fali.
- Ty! Dobrze znasz te okolice? - zapytała najostrzejszym głosem na jaki ją było stać. Kupiec kiwnął głową i głośno przełknął ślinę. Wyciągnęła zza pasa mapę i podchodząc do niego, wskazała różdżką znajdujące się na niej rysunki.
- Kojarzysz któreś z tych miejsc?
Przez chwilę wydawało jej się, że grubasek ze strachu połknął własny język. Przesuwał niewidzącym wzrokiem po wymalowanych tuszem wzorach, aż jego spojrzenie wychwyciło znajomy element.
- N-nie jestem pewien pani, ale t-ta głowa…
- Mówże człowieku! - huknął na niego Petro, pojawiając się za plecami Yvy. Dziewczyna podskoczyła i oblała się czerwonym rumieńcem. Zadowolony z siebie chłopak (mężczyzna!) nachylił się nad nią, zaglądając jej przez ramię.
- To głowa posągu bogini Effeid. Znajduje się w ruinach elfickiej świątyni, na zachód stąd - wyrzucił z siebie jednym tchem.
- No widzisz! - Petro poklepał go przyjaźnie po plecach. - Jak chcesz to potrafisz.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Może nie wszystko w tym dniu było aż takie paskudne. Ostatecznie od wiedźmy się uwolnili, a teraz mogli pożerować trochę na jej legendzie. Yva też straciła nieco na paskudności, bo całkiem zgrabnie włączyła się w jego grę, Lou na swoje szczęście zamknął mordę na kłódkę, a Puto chyba i tak nie myślał nad tym co robi, więc niech słucha ich (dziewczyn) i straszy kupca mięśniem. Ostatecznie jednak Noa coś sądził, że biedny człowieczek większych ciarek dostaje na widok Yvy niż rozrośniętego chłopaka o minie wesołego idioty. Może nawet znajdą mu jakiś ser do kompletu z twarzą?
Zresztą o jedzeniu raczyła czarnulka wspomnieć. Ha! Noa rzucił jej krótkie spojrzenie pełne wyższości, którą w tej chwili czuł nad zwykłą ludzką kobietą. Jedzenie! O iluż praktyczniejszych rzeczach możnaby…!
Bolesny skurcz w pustym brzuchu położył kres naśmiewaniu się z ludzi i skopał i tak już leżący dobry humor dhampirka. Na swoje szczęście Noa potrafił zmieniać strony tak szybko jak wizualną płeć i zaraz zwyczajnie poparł rozumowanie Yvy sądząc, że jednak nie jest taki głupie i ostatecznie, w sytuacji głodu, można się do niego przekonać.
Jednak szperanie za jedzeniem pozostawił w jej rękach sam nie chcąc zdradzać się z tak przyziemnym kłopotem jak brak treści pokarmowej w żołądku. No i musiał czymś zasłonić to cholerne rzeźbione cielsko Peto, by nie dostać w końcu białej gorączki na podłożu emocjonalnym. Na szczęście kupiec męskich przyodziewków miał całkiem sporo - widać komuś miał je dostarczyć albo mimo wczesnej pory wstawania dorobił się bardzo wielu synów. Cóż - w takim razie jeden z nich będzie zaszczycony uczynieniem im na odległość przysługi.
Postarał się ignorować to jak Yva przyciąga ku sobie uwagę handlarza i straszy go patykiem pragnąc uzyskać jakieś nowe informacje o miejscu z mapy. MAPA! SKARB! Już prawie o nich zapomniał. Aż nie potrafił stwierdzić czy spieszy mu się do nich czy nie… ale ciekaw był co znajdą i czy może z Lou udałoby mu się to zabrać… niestety duży Pluto był teraz porządną przeszkodą. Yva też miała tę swoją magię… ale coś się poradzi. Przyjdzie jeszcze czas na dokładniejsze planowanie.
W duchu czystej złośliwości i przemożnej chęci fizycznej dominacji nad kimkolwiek w grupie zaćwierkał do kupca jednym ze słodszych swych tonów, by jego przestraszony wzrok nie łechtał już "uczennicy wiedźmy", a spoczął na jego pięknej buźce.
- Przepraszam, ma pan bliżej. - Spojrzał na niego Noa wzrokiem już nie okrutnym, a proszącym i bezradnym. - Odsunie pan tamten fragment kocyka, abym się mogła rozejrzeć? Zasłania mi.
Kilka mocniejszych uderzeń serca pod wpływem nagle piękniejszej panienki i kupiec z dziarskim uśmiechem odsłonił przed nią swe dobra. Te, które miał w wozie oczywiście. Wysunął się przy tym ze swego siedzenia, oparł o barierkę, a do Yvy chcąc nie chcąc obrócił się tyłem, niemal się wypinając.
- O, to jest ładne! - wykrzyknęła Noa mając już obok siebie Petro, a nieco przed sobą głupca, który aż prosił się, by Yva tę swoją różdżkę wbiła mu tam, gdzie nieszczęśliwie biegł szew spodni.
Popatrzyła nieco krytycznie na karnację młodzieńca i raz jeszcze na kolor materiału wysycony do granic przez ostre światło słoneczne. Powtórzyła manewr i skinęła głową.
- Pokaże pan to. - Zamachała rączką, a kupiec wysunął się jeszcze mocniej i brzuch oparłszy o deski wozu wyciągnął ku Noi karminową tunikę męską, lekką jak jej sukienka, a zdobioną jakby miejscem jej uszycia była jakaś egzotyczna kraina pustynna. Popatrzyła, pomacała, obróciła i wreszcie wyciągając łapki do granic możliwości przyłożyła krawędź do ramion Petro. I nim zdążył się choćby odezwać odrzuciła ją z powrotem na wóz.
- Potrzeba nam innej - oznajmiła krótko i razem z kupcem już zapalonym do pomocy znowu zaczęli grzebać. Pchany perfidnością (i zrezygnowany) dhampirek uciekł się nawet do przyciągania ku sobie Peto i poprosił tego okropnego olbrzyma by podsadził go na podłogę kupieckiej furki, dając mu przy okazji jedną małą okazję do muśnięcia przez materiał swego zgrabnego ciałka. Potem zaś górę nad niechęcią do wszystkich i wszystkiego wziął nad nim wyostrzony zmysł estetyczny i pragnienie otaczania się pięknem, nie wziął więc pierwszego lepszego co zahaczyło mu o nogę, a oddał się zajęciu niemalże z powagą, czego owocem było znalezienie dla chłopaka przewiewnej koszuli w kolorze limonkowym, o rękawach trzy-czwarte i zaczepnie pociągłym dekolcie, który wąską linią biegł aż do granicy mostka, a trzymany w odpowiednim ułożeniu był przez cieniutki rzemyczek spinający luźno równoległe krawędzie. Do tego znalazły się zadziwiająco dopasowane beżowe spodenki o luźnym splocie, więc niegrzejące choć przyzwoicie długie, do tego o pojemnych całkiem kieszeniach. A zszargana chustka Yvy wylądowała u zagubionego już Lou.

Ten trzymał się do tej pory z daleka. Był kiepskim kłamcą kiedy chodziło a takie manewry - w podobnych przypadkach najlepiej szło mu nicniemówienie i udawanie, że nie ma się ze sprawą zbyt wiele wspólnego. Rozumiejąc poniekąd postępowanie grupy i jakoś ją tłumacząc nie wtrącał się i nie próbował wpoić komu trzeba moralnych zasad. Co on wiedział o moralności? Nawet jeśli coś trochę, to przy Noi jego starania i tak w kilka chwil poszłyby na marne, nie mówiąc już o tym, że sam poddawał się niejednokrotnie planom niegodnym porządnie ułożonych istot. Choć kwestia ,,nie ma wyboru” nigdy do niego jakoś specjalnie nie przemawiała. To co złe jest złe i zawsze można wybrać miast tego śmierć głodową. Tylko kto by się na to zdecydował? W imię jakich zasad?
Dlatego póki niczyje życie nie było zagrożone poddawał się prądowi i pozwalał jednym brać od drugich. Rozpogodził się zresztą nieco, gdy oddalony od drapieżnych Her i Nuko patrzał jakie rumieńce malują się na twarzy Yvy, gdy jej przyjaciel zachodzi ją od tyłu. Nie był zdecydowanie typem mentalnie tak starym, by wzdychać w takich chwilach do dawno minionej młodości, ale biło w nim serce, które nieco już przeszło i sporo widziało, a teraz dawało się łatwo rozczulać niewinnością podchodów i bezradną szczerością reakcji tej dwójki. Było to coś czego nie mógł doświadczyć przy Noi, a do czego trochę było mu tęskno. Nie był stworzony do oszustw i życia czyimś kosztem, a o porządnej pracy dhampirek nie myślał. Trudno jednak było mu się dziwić. Został wychowany w niesprawiedliwym świecie.
W końcu Lou podszedł do miejsca przymiarek i wtedy właśnie chusta Yvy wylądowała w jego rękach. Jako mężczyzna nic do niej nie miał, schował ją więc posłusznie i postanowił, że odda kiedy dziewczyna będzie w jego zasięgu. Popatrzył ciepło na Petro i przychylnie wyraził się o dobranym mu stroju. Może gust Noi nie był najbardziej skromnym jakie istniały, ale trzeba przyznać umiał dobrać ubiór do sylwetki, nawet przy tak ograniczonych zasobach!
- To co? Ruszamy dalej? - Ruda nagle zwróciła się do Yvy, ni mniej ni więcej prosząc ją o dalsze wytyczne, a pośrednio uznając ją chyba za dowódcę wyprawy. Najwidoczniej choć chciała mieć status najatrakcyjniejszej to kłótnia z brunetką wcale nie była jednym z jej celów i ostatecznie… a, niech straci - mogła iść za nią.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Gdy kupiec wypiął do Yvy swój pulchny zad, dziewczyna pomyślała dokładnie o tym samym co Noa, ściskając różdżkę ze złości tak mocno, że aż jej zbielały kostki. Po chwili jednak odetchnęła głęboko i uspokoiła się, a rumieniec powoli zaczął schodzić z jej policzków. Nie warto było skracać sobie życia złością o taką drobnostkę. Koniec końców postanowiła też odwrócić się do przymierzających fatałaszki tyłem i poszukać oparcia w osobie Lou. Zobaczyła jak elf podchodzi powoli do Noi i Petro, a jego śliczna twarz nabrała miękkich rysów w ciepłych promieniach słońca. Przez chwilę podziwiała srebrne włosy kładące się miękko na szacie i zupełnie przestało jej przeszkadzać to, że chłopak jest niższy i znacznie starszy od niej. Potruchtała w jego kierunku, czekając przezornie aż schowa zepsutą przez Petro chustkę do torby i lekko szturchnęła go w ramię.
- Hej. - Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła w jego stronę obładowane jedzeniem ramiona. - Pomożesz mi rozdzielić to dla każdego? Na pewno wy też jesteście głodni.
Z zapałem zabrała się do rozkładania zdobyczy na równe kupki, nachylając się coraz bliżej chłopaka. Serce biło jej mocno i przez chwilę zaniepokoiła się czy swoimi szpiczastymi uszami nie jest w stanie tego wychwycić. Miała nadzieję, że jednak nie, bo przyspieszone pulsowanie krwi zdecydowanie mogłoby ją zdradzić.
        Od niespokojnych, sercowych rozmyślań szybko odciągnął ją Noa, prezentując im Petro w ładnie opinających pewne okolice spodenkach i dobrze skrojonej choć nieco dziwacznej bluzce. Wściekle zielonej bluzce. Yva parsknęła śmiechem, a Petro nachmurzył się widząc jej reakcję.
- No i czego głupio rżysz? Wyglądam… jak mężczyzna! - zawołał z wyrzutem, dąsając się na nią.
- Oczywiście. Jak bardzo męska limonka - odparła, szczerząc się szeroko, po czym odwróciła się do Noi. Jej twarz spoważniała, ale wesoły błysk w oczach sugerował, że cała ta sytuacja jest dla niej zdecydowanie zbyt abstrakcyjna, by pozostać do końca poważną.
- Dziękuję. Myślę, że zakrycie tej golizny będzie dobre dla zdrowia psychicznego nas wszystkich.
- O, żarcie! - ucieszył się chłopak w ciele mężczyzny. Jego metabolizm był teraz zupełnie inny, przez co cały czas czuł się wściekle głodny.
Na pytanie Noi Yva z zapałem pokiwała głową. Jedzenie, które zaczęło wypełniać jej żołądek sprawiło, że dalsza wędrówka nagle stała się znacznie przyjemniejszym wyobrażeniem.
        Yva nie miała najmniejszych problemów z przewodzeniem grupom ludzi - była wesoła i gadatliwa, a kiedy trzeba było umiała podjąć szybką decyzję. Za to orientacja w terenie była jednym z tych arkan sztuki tajemnej, których Rubidianka nigdy nie zdołała pojąć. Ponownie odwróciła się więc do Lou, zadowolona że może nawiązać z nim kolejną współpracę. Kto wie, może kiedyś w końcu uda im się zostać sam na sam w bardziej romantycznych okolicznościach niż laboratorium obłąkanej wiedźmy?
- Ruszamy na zachód, tak jak mówił kupiec. Podejrzewam, że po drodze trafimy na drzewo, takie jak na mapie. Droga ze świątyni do jaskini w kształcie czaszki powinna być już prosta… o ile cokolwiek w tym zaczarowanym lesie może być proste. Z tego co zrozumiałam, dobrze sobie radzisz z orientacją w terenie, prawda przyjacielu? Prowadź na zachód w takim razie! - zarządziła dziarsko, puszczając do elfa oko.
        Przez chwilę truchtała obok niego w milczeniu, niepewna jak powinna zacząć rozmowę. Palcami bezwiednie obracała gładki jak jedwab trzon różdżki wyrzeźbiony w kształt głowy jednorożca.
Myśl pojawiła się jak światełko w tunelu, zaskakując swoim geniuszem i pytając z wyrzutem "Dlaczego tak późno?!". Wyjęła różdżkę zza pasa i wyciągnęła rękę w stronę Lou.
- Umiesz używać różdżek, Lou? Czuję, że znajduje się w niej woda, ale nieważne jak bym do niej mówiła, nie chce wyjść. Zazwyczaj nie mam z tym problemów - dodała pospiesznie, podając chłopakowi delikatny przedmiot i przysuwając się bliżej niego z autentyczną ciekawością.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Lou z chęcią pomógł Yvie z łup… z jedzeniem. Uśmiechnął się do niej ciepło, choć wnętrze jego wypełniał niepokój jaki zawsze odczuwał przy popełnianiu czynów moralnie nieco odchylonych. Niewłaściwych po prostu!
A może to była troska?
Wyrzuty sumienia co prawda nie opuszczały go nawet na chwilę i źle mu było widzieć wystraszonego kupca - jakkolwiek pomyłka mogła okazać się poniekąd zabawna i w gruncie rzeczy mało szkodliwa, nadal brali udział w oszustwie i ograbianiu człowieka z towaru.
Najgorzej, że Yva i Petro to robili.
Jak bardzo by nie chciał, by Noa nauczył się żyć w społeczeństwie i wiódł szczęśliwe życie, wiedział, że spaczonego dhampirka być może nie uda mu się sprowadzić na dobrą drogę. Zbyt wiele przeszedł i zbyt zraził się do ludzi. Minął już jego wiek adaptacji i przyjmowania niektórych rzeczy za oczywistość. Nie było mu więc żal rudzielca, kiedy znowu zabawiał się czyimś kosztem, ale w stosunku do nieletnich ludzi czuł przemożną chęć chronienia ich małych, niewinnych światów.
Przynajmniej w jego oczach były właśnie takie - rozkoszne i niegroźne. Może niekoniecznie łatwe, ale nie ponure. I powinny takie właśnie zostać.
Nigdy nie był typem przywódcy ani mentora. Tak naprawdę jakaś jego część pozostawała wiecznie młoda, uległość zaś wpisaną miał w naturę. Doceniał pomysły i doświadczenia innych, więc mimo różnicy wieku i pewnej odpowiedzialności jaką zaczynał czuć nie uważał się w żaden sposób lepszy od Yvy i jej przyjaciela. Właściwie trawiło go przekonanie, że tak naprawdę mają wiedzę, której on nigdy nie posiadł i będą mogli zdobyć nad nim przewagę. Dziewczyna sama w sobie była niezwykle harda i charyzmatyczna i nawet Noa uznał, że lepiej będzie podążać za nią niż się z nią wykłócać. To o czymś świadczyło.
Z rozmyślań wyrwała dopiero prezentacja stroju (na) Petro. Być może kolor był nietypowy, ale…
- Wyglądasz bardzo przystojnie - pocieszył go Lou bez skrępowania, kiedy Yva zaczęła się śmiać. Ale rozumiał ją. Jej relacja z chłopakiem była bardzo… przyjacielska i chyba taką chwilowo wolała ją zostawić. Ostatecznie z resztą - czemu miałby na niej robić większe wrażenie w odzieniu niż wtedy, gdy wyszedł nago z zarośli?

Z kolei Noa dumna była ze swego dzieła. Jako skromna panienka (chłopiec) może nie powinna przyglądać się mężczyźnie (też chłopcu) z takim żarem w oczach, ale jako wielbicielka mody i gustownych wdzianek powinna wręcz podziwiać co z tak małym asortymentem udało jej się osiągnąć!
- Mów co chcesz, ale lepszy taki niż nagi. - Uśmiechnęła się do Yvy opierając się lekko o świeżo przyodzianego Puto. Jedną rękę położyła na jego plecach, drugą dotknęła przodu koszuli. Nie, nie przytulała się - eksponowała jedynie materiał i jego dopasowanie do własnej kreacji, a postawną sylwetkę młodzieńca wykorzystywała jako manekina i podpórkę zarazem.
Nie żeby miał uczucia, żądze czy coś takiego.

Skoro ich kruche psychiki nie były już narażone na widok męskich atrybutów w negliżu (a jedynie w obcisłych portkach) można było skupić się na jedzeniu. Czy też ,,żarciu” jak to określił sam Pato.
Od razu widać było, kto jest z jakiej sfery - Noa zabrała się do jedzenia powoli i z gracją, nieco wybrednie patrząc na tłusty posiłek. Wkładała do ust małe kęski i memłała subtelnie, a nie używała przy tym grawerowanych srebrnych sztućców tylko dlatego, bo ich nie miała. Lou natomiast jak na sługę przystało posilać zaczął się ostatni, jakoś odruchowo tak trochę na uboczu, choć była to kwestia odległości ledwie kilku palców.
Zaraz potem jedzenie dostały pupilki rudowłosej, które przysiadłszy obok niej niecierpliwie poczęły machać ogonami i ocierać się łbami o jej nagie ramionka. Jej porcja i tak była sporawa, więc podzieliła się z nimi bez oporów, a resztę kazała schować elfowi na później.
Zapasy zawsze mogły się przydać.

I w końcu ruszyli dalej.
Tu Noa mógł sobie dać chwilę wytchnienia i do nikogo się nie odzywać, po tym jak już przeniósł swój bezcenny futerał z powrotem w niewiadomą. Mógł przestać patrzeć na Lou, Yvę i Puto. Mógł nawet o nich nie myśleć. Ilekroć jednak przestał koncentrować się na nich i dał fantazjom panoszyć się po jego głowie jak chciały, wracały do niego wątpliwości i myśli egzystencjalne o raczej ponurym odcieniu. Bezpieczniej było skupić się na teraźniejszości. Skupił się więc. Na wilgoci, robalach, duchocie, pocie, irytującym dźwięku oddechów towarzyszy… popatrzył z czułością na Her i Nuko. Tylko one poprawiały mu humor! Pełzając wokół kompanii wiły im się pod nogami, niekiedy odskakiwały w bok i w ogóle wyglądały na zrelaksowane i pewne siebie. Zupełnie jak Noa.
Ale one nie udawały.

Lou w tym czasie prowadził. Robił to instynktownie, bez większego wysiłku, choć na razie postanowił trzymać się głównej drogi, a zboczyć dopiero jak już przejdą kawałek. Im mniej przedzierania się przez chaszcze tym lepiej, choć w sumie sam nie miał nic przeciwko. Obawiał się jedynie jadowitych owadów bądź węży - jego zwykle nic nie atakowało, ale natura nie lubiła Noi i kto wie jak postąpiłaby z dwójką młodocianych ludzi?
Uśmiechał się czasem lekko, to nagle czymś trapił, by wrócić do poprzedniego stanu. Regularnie też spinał się i przysuwał do Yvy kiedy o jego szaty otarła się jedna z kocich bestyjek. Widać było, że mało komfortowo czuł się w ich towarzystwie. Jego reakcje wydawały się jedynie półracjonalne - coś pomiędzy niepokojem w pobliżu dużego psa, któremu się nie ufa i paniką arachnofoba, któremu właśnie domowy pająk przedreptał koło nogi.
Rozluźnił się dopiero, gdy został ponownie zagadany.
- Różdżka? - Zdziwił się nieco i ostrożnie wziął przedmiot w obie dłonie. W jego oczach wyglądała nieco… kiczowato, ale w dotyku była aksamitna. Najpewniej wykonana z niezwykle cennych kruszców, a wartościowa tym bardziej, że przesączona była magią. Znajomą mu zresztą znakomicie.
Magią wody.
Ale i umysłu.
Elf znał się już trochę na tworzeniu zaczarowanych przedmiotów - wiedział, że czasem do otrzymania konkretnych efektów potrzeba niekiedy kilku nawet bardzo odległych od siebie dziedzin. Magia umysłu stanowiła jakby rdzeń zaklęcia, jego niezmienną podstawę, woda natomiast wirowała swobodniej, jako determinant czarów i dodatek zarazem.
Przepiękne.
Nie zmieniało to jednak faktu, że Louin różdżek nie używał - nie miał ku temu okazji. Jednak kreując magię w podobny sposób co Yva powinien być w stanie zrobić dokładnie to do czego i ona będzie mogła różdżkę wykorzystać. Musiał jedynie przeskoczyć to czego ona nie potrafiła - zmusić przedmiot do ,,posłuszeństwa”.
Dziwne było to określenie biorąc pod uwagę temperament srebrnowłosego - może lepiej należałoby powiedzieć ,,przekonać do współpracy”?
Trzeba będzie spróbować.
- Nie miałem za wiele do czynienia z różdżkami tego typu, ale jeśli dasz mi chwilkę… - Przeniósł całą swoją uwagę na przedmiot i nie dokończył zdania. Zamiast tego obracał dziełko w palcach, gładził je i z namysłem rozglądał się dookoła.
Trwało to jakiś czas, kiedy próbował zestroić się z różdżką i zrozumieć jak ona działa. Noa po niedługim czasie zaczął się temu przyglądać, bo co jak co, ale magia go ciekawiła. Szkoda, że w tym przypadku wody, a nie demonów, ale to zawsze było coś. Lepsze w każdym razie od nawału wspomnień.
- Chyba… - Trzymając w prostej ręce różdżkę elf wyglądał na jakoś bardziej zdecydowanego niż sugerowałby ton jego melodyjnego głosiku. Znowu nie dokończył, a zamiast tego poruszył dłonią i ukształtował z nowo ujawnionych wodnych drobinek idealny okrąg o średnicy mniej-więcej trzech stóp. Zaraz potem utworzył z niego poetyczny wirek i wreszcie, korzystając z podpowiedzi wyobraźni - mewę przypominającą swój żywy oryginał bardziej niż niektóre rzeźby. Potem rozłożył ją na pięć symetrycznych kulek i w końcu wypuścił, rozpraszając zebraną wodę w powietrzu, a wciągając z powrotem tę, która oryginalnie tkwiła w przedmiocie.
- Myślę, że takie coś udałoby mi się osiągnąć i bez pomocy różdżki - przyznał. - Ale z nią jest to o wiele łatwiejsze. - Uśmiechnął się do Yvy. - Muszę jeszcze przetestować czy jestem w stanie zrobić przy jej pomocy coś zupełnie nowego, ale to naprawdę wielkie ułatwienie. Zdaje się, że nie podnosi ona umiejętności maga... - Oddał ostrożnie przedmiot dziewczynie. - Ale pomaga się skoncentrować i znacznie podnosi precyzję zaklęć. Woda w niej zawarta może, ale nie musi być użyta. Nie wiem czy to wszystko, ale chyba na razie wystarczy? Spróbuj - zachęcił. - Musisz jedynie pamiętać, że pomoże ci ona zapanować nad twoimi własnymi czarami, że twoja wola jest tutaj najważniejsza. Kształtuj magię jak zwykle, a różdżka niech będzie jedynie ułatwieniem. Spróbuj też skupiać czary na ręce, w której ją trzymasz. Zazwyczaj i tak używałaś rąk, prawda? To niech teraz będzie ona przedłużeniem ręki. - Uśmiechnął się na koniec ,,wykładu” ciekawy jak Yva sobie poradzi. Od dawna nie nauczał, a chyba jednak to lubił…
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Gdy kocie (paskudztwa!) bestyjki zbliżały się do Yvy i Lou, elf przysuwał się do niej, tak jakby bał się zwierzaków swojej towarzyszki. Dziewczyna zachwycona tym stanem rzeczy (bliskością długouchego, nie jego niepokojem), postanowiła pokazać swoją odwagę. Mimo gęsiej skórki, jaka wykwitała jej na skórze ilekroć spojrzała na kotowate, syknęła w stronę jednego z nich, na wszelki wypadek szykując wodę do ochlapania wielookiego pyska.
- Psik! - fuknęła, a Nuko, który stał akurat najbliżej, zasyczał w odpowiedzi jakby boleśnie uraziła jego uczucia. Odsunął się jednak o pół kroku, cały czas miarowo poruszając ogonem.
- Boisz się kotów Noi? Chyba nic ci nie grozi, skoro to twoja przyjaciółka? - zapytała, próbując jednocześnie wysondować stopień zażyłości między dwojgiem towarzyszy. Nie zachowywali się tak jakby łączyła ich… romantyczna relacja, ale nic nie szkodziło zapytać.

        Patrzyła jak urzeczona na Louina, który obracał w dłoniach różdżkę i studiował ją z typową dla siebie uwagą. Nie wiedziała czy wynika to z jego rasy, wieku czy charakteru, ale bardzo poruszało ją to, że wszystko robił z olbrzymim skupieniem. Bez względu na to, czy było to szukanie mikstury dla Petro, studiowanie różdżki czy odpowiadanie na pytania - zawsze wkładał w daną czynność całe swoje serce. Uśmiechnęła się ciepło i z trudem skupiła uwagę na słowach wydobywających się z jego ładnych, pełnych ust. Przemyślenia nie były jednak najważniejszym, co pokazał jej na temat różdżki.
Wyczarowany okrąg kropli i wyrzeźbiona z nich mewa były zachwycające - delikatne, cichutko chlupoczące i, co najlepsze!, pochodziły bezpośrednio z posiadanego przez nią przedmiotu. A więc to tak używało się jego mocy - nie do konkretnego zaklęcia, ale by pozyskać wodę tam, gdzie nie było po niej śladu! Zgrabnym ruchem nadgarstka Lou wciągnął ciecz z powrotem w drewno i podał je Yvie.
        Zamknęła otwarte w zdumieniu usta i pokiwała poważnie głową. Przedłużenie ręki brzmiało jak coś, co była w stanie sobie wyobrazić, a przez to także zrozumieć. Wzięła różdżkę w dłoń i zacisnęła powieki. Starała się wsłuchać w chlupotanie wody zamkniętej w drewnianym narzędziu. Wyobrażała sobie jak jej krew i ten płyn stają się jednością, jak różdżka zmienia się w dodatkowy palec i wskazuje na to, co Yva pragnie wyczarować. Czuła pulsowanie krwi i wody, a to wzbudziło w jej umyśle nie do końca uformowane wrażenie. Czy krew też da się tkać tak jak wodę? Czy mogłaby sięgnąć do czyjegoś organizmu i…? Upiorny wniosek załamał się wpół, gdy tylko jej dłoń opadła o włos. Dziewczyna zamachnęła się lekko, a woda z rdzenia wydostała się na zewnątrz radosną wstęgą. Yva momentalnie zapomniała o pomyśle dotyczącym krwi, choć ten zagnieździł się wygodnie w najciemniejszym zakamarku jej myśli. Zwinięty w kłębek czekał.
        Poruszyła dłonią, a wstęga uformowała się w smoka, który zrobił w powietrzu szybką ósemkę i ze świstem poleciał w stronę Petro. Okrążył dwa razy jego głowę, a ten zaśmiał się radośnie, wsadzając palec w sam środek jego ogona. Srebrne łuski zalśniły złowrogo, gdy woda dotknęła opuszka, a chłopak (mężczyzna) podskoczył jak oparzony.
- Ała! - zawołał z wyrzutem w głosie, wsadzając palec do ust. Yva wciągnęła wodę z powrotem do różdżki i uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela.
- Nikt ci nie mówił, żebyś nie pakował paluchów w silny strumień wody? - zapytała, podchodząc do niego.
- Pokaż.
Wzięła jego, obecnie wyjątkowo dużą i silną, dłoń w swoje i przyjrzała się obtarciu.
- Nic ci nie będzie. Czekaj, damy na to odrobinę wody, przyniesie ci ulgę.
Powolutku zaczerpnęła wody z bukłaku i otoczyła nią dłoń przyjaciela. Chłopak przyglądał się poważnie jej twarzy, która wyrażała troskę i całkowite skupienie. Ciemne włosy opadały jej na policzki niczym miękka fala. Była taka piękna! W jego głowie formowała się tylko jedna myśl i nie widział lepszego momentu, by wyrazić ją na głos niż teraz. Tak długo czekał na tę chwilę, a teraz, teraz wreszcie…
- Yva, ja…
- Coś takiego! - krzyknęła dziewczyna, odskakując jak oparzona. Woda otaczająca ranę rozświetliła się lekko i zamigotała, tak jakby przepłynął przez nią delikatny prąd. Zaczerwieniona skóra zrobiła się gładka, a otarcie zniknęło bez śladu. Palec był zdrowy!
- Co się stało? Ja… Jak ja to zrobiłam? Nie rozumiem! - spytała, zwracając się odruchowo do Lou i otwierając szeroko ze zdumienia oczy.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Ten dzień okropnie się dłużył. Mimo porannej ucieczki przez krwiożerczy las, zerknięcia na przedziwną Fioletową istotkę, poznania Yvy i Puto, wpadnięcia w łapy Wiedźmy i napadu na Panu ducha winnego kupca, uznać go można było za nudny i wwiercający się w czaszkę swoją stęchłą miałkością. Niczego w zasadzie się Noa nie dowiedział! Niczego nie zdobył! Tyle tylko, że przegrał z losem walkę o cukierek, który mógłby zrobić coś z jego wątłym ciałem. Nie, musiał się on dostać jakiemuś gnojkowi, który za jakiś czas urósłby sam z siebie. Farciarz zasmarkany. Wiedźma też - niby o mało ich nie zdemaskowała, ale zwiali jej tak szybko, że w sumie nie ponieśli żadnych większych strat, nie mówiąc o tym, że nie utarli jej nosa w jakiś nad wyraz pomysłowy sposób.
Westchnął bezgłośnie patrząc jak Yva bawi się różdżką. Ta to miała dobrze. Oboje z Pluto mieli dobrze - on zyskał boskie ciało, ona pozyskała nowe zdolności. A on? Nic. Jak zwykle nic.
Wbił ponure spojrzenie w plecy Lou. I czego się tak szczerzył? Pewnie musiało mu być przyjemnie bawić się z tą dwójką. Z niezrozumiałych przyczyn lubił głupie dzieciaki. Im bardziej naiwne tym lepiej. Bo takie wesołe, takie ciepłe!…
Zacisnął pięści.
W uspokojeniu się znów pomogły mu jego kociaki. Nuko już obmyślała cichą zemstę drepcząc tanecznie za plecami brunetki, Her knuł coś na tyłach grupy. Poddenerwowanie i zawiść rudzielca udzielały im się powoli i cała trójka z wielką chęcią popatrzyłaby teraz na cierpienie paru niewydarzonych smarkaczy. I cóż - jeśli nie zaczną oni staczać się sami z siebie, trzeba będzie im pomóc.
Jedyne co próbował Noa zrobić z buzującymi w nim negatywnymi emocjami to zminimalizować siłę oskarżeń o nielojalność, jakie kierował w stronę Louina. Elf może za bardzo taplał się w cukrze młodości i słodził dzieciakom do urzygu, ale ostatecznie perfekcyjnie grał swoją rolę, tak jak ustalili. Mógł lubić ich jeśli chciał, ale nadal kłamał im prosto w oczy. To dobrze, bo nienawidził kłamać. Niszczyło go to. A żył w ciągłym kłamstwie, i to od ilu lat! Tylko z nim, tylko ze swoim starym kompanem mógł być naprawdę szczery.
Musiał to wiedzieć, skoro wcześniej odparł Yvie niewinnie:

- Wiesz… niepokoją mnie z lekka. Nie pochodzą z naszego świata i chyba za mną nie przepadają… - A po krótkiej pauzie, w której umierał na myśl o zemście odgonionej Nuko, a jednocześnie podziwiał odwagę dziewczyny (chwilowo jego rycerza), dodał. - Nie przyjaźnimy się raczej w klasycznym ujęciu tego słowa. Znam ją od maleńkości i towarzyszę jej… ale nie miałaby nic przeciwko gdyby Her i Nuko nieco mnie wytarmosili - skończył z błagalnym jękiem, jakby nawet teraz prosił o litość z ich strony.
Noa przeanalizował każde jego słowo. Och, jak on dobrze wszystko pamiętał! Każdą obłudną warstewkę ich małej gry. Choć dhampirek miał wrażenie, że gdzieś po drodze już się Yvie wygadał i powoli kreował własną wersję opowieści o rudej szlachciance i jej wiernym słudze.
Ale to nadal mieściło się w granicach błędu.

Znudzonym wzrokiem wodził za swoimi kompanami - poczuł może lekkie ukłucie satysfakcji, gdy Pato wsadził palec do wody. Jełop. Ale Yva zaraz poleciała mu na ratunek i wszystko zepsuła.
Bo naprawiła.
Być może przerwała tym samym szalone wyznanie, które namąciłoby nieco w jej przyjacielskich relacjach. Rudzielec czujnie zerknął na Petro. Był wyczulony na tego typu "aferki". Zmrużył oczęta.
A więc to tak? Jednak Yva wygrała? Nie żeby rywalizował z nią o tego półgłówkowatego gołodupca bez grosza przy duszy, ale chyba był wściekły. To oczywiste, że w swoim przebraniu powinien już dawno zawrócić młokosowi w tym jego pustym łbie - pokusił się nawet na parę sugestywnych gestów! A tu co? Zmienny jak chorągiewka Puto bardzo go rozczarował. Absolutny brak gustu.

Teraz należało się zastanowić - co bardziej zaszkodzi drużynie? Jeżeli Puko zagalopuje się i zacznie na dobre uderzać do ,,przyjaciółki” płosząc ją lub rozkochując w sobie, czy jeśli jednak zwróci się ku rudej piękności zostawiając brunetkę samej sobie? Co bardziej…
Zerknął na Lou z podnieceniem udzielającego młodej następnych porad i starającego się wyjaśnić sytuację, oczywiście wszystkich przy okazji pokrzepiając.
Postanowione.
Od teraz Noa będzie wspierać uczucia Pluto. Takiego skrzydłowego jak on to jeszcze ten wypłosz nie miał!
Yva stanie się jego nim zajdzie słońce.
To rozwiąże wszystkie problemy!

Tymczasem Lou z ekscytacją w srebrzących się oczach, a z delikatnym uśmiechem zasugerował, że Yva zapewne odkryła w sobie talent do innej, nowej dla siebie dziedziny magii. Mogła poczuć jak podziwia jej umiejętności i cieszy się jej szczęściem. Bo czyż to nie było szczęście? Zastrzegł jedynie w żartach, że taka zdolniacha jak ona będzie musiała być niezwykle odpowiedzialna.
- Jak prawdziwa dojrzała kobieta - ni słodko pochwalił ni zasugerował.
Może chodziło mu o to, że uważa dziewczynę za już dojrzałą? A może, że stać ją po prostu na odpowiednią rozwagę? Że warto tę cechę pielęgnować lub w ogóle zacząć rozwijać? Trudno było ocenić, bo jego niesugestywny elfi ton był przy okazji bardzo niejednoznaczny.
Za to Noi zrobiło się niedobrze.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Na słowa Louina nie tylko twarz Yvy się zaczerwieniła. Rumieniec pokrył także jej dekolt, a nawet czubki uszu. Jak się nad tym zastanowić, czerwieniła się wyjątkowo często w ciągu tego (jednego!) dnia. Ale młodość miała swoje prawa, a wraz z nią buzujące w ciele hormony.
- Nowa magia? Jak cudownie! - zawołała, podskakując w miejscu jak mała dziewczynka. Nadal miała w sobie sporo gracji jak na osobę o dużych dłoniach i silnych nogach, chociaż daleko jej było do emanującego kobiecym urokiem elfa. Ona jednak widziała w nim tylko czterdziestoletniego mężczyznę, który nie dość, że powiedział jej o tak wspaniałym odkryciu, to jeszcze nazwał ją dojrzałą kobietą! Cała reszta ginęła, przytłoczona przez słodkie brzmienie tych słów.
- Słyszałeś Petro? Nowa magia! Jaka to dziedzina? Magia życia? Czy działa tylko z wodą? - zasypywała kolejnymi pytaniami Louina, uśmiechając się coraz szerzej. Po chwili odwróciła się i podbiegła do Noi, który został lekko z tyłu. Nawet obecność dwóch bezwłosych kotów jej już nie odstraszała.
- Słyszałaś, Noa? Użyłam magii uzdrawiania! To oznacza, że jeśli coś nam się stanie, będę mogła nas wszystkich uzdrowić!
Oczywiście jako osoba, która nigdy nie miała kontaktu z żadną formą uzdrawiania poza tą uprawianą przez wiejskich znachorów, nie zdawała sobie sprawy, jak wiele pracy wymaga rozwój tej dziedziny. Tkanie wody zawsze przychodziło jej z łatwością i była przekonana, że tym razem będzie tak samo.
        Tymczasem Petro, którego w pierwszym momencie zalała fala złości za przerwane wyznanie, uderzył pięścią w drzewo, co jednak nie zostało zauważone przez obiekt jego niemych dotychczas westchnień. Taki był zresztą jego zamiar - nie mógł zdradzić się przed Yvą z tym, co grało na dnie jego duszy, skoro jej uwaga została tak haniebnie rozproszona. Głupia magia! Szybko przykleił jednak uśmiech do twarzy i podszedł do przyjaciółki, zaplatając dłonie za plecami.
- Brawo, Yva! To… to wspaniałe! - powiedział, uśmiechając się szeroko i pozwalając, by lekko falowane, jasne kosmyki opadły mu na oczy. Jego uśmiech był olśniewający, a kształt żuchwy absolutnie idealny. Ciemnowłosa przez chwilę uchwyciła jego spojrzenie i utknęła na ułamek sekundy w otoczonych długimi rzęsami oczach. Szybko jednak oderwała od niego wzrok i skupiła się na swojej dłoni. Usiłowała przy pomocy kilku kropli wody usunąć zadrapania z przedramienia. Z zachwytem wpatrywała się w czerwone pręgi, które jaśniały i różowiały, aż nie pozostał po nich najmniejszy ślad. Magia nie tylko działała cuda, ale też wyglądała przepięknie. Delikatne migotanie wody wypełnionej odżywczą energią przywodziło jej na myśl port Rubidii w najpiękniejsze, najjaśniejsze dni. Z tym skojarzeniem uderzyła ją tęsknota za domem i Yva lekko posmutniała. Szybko jednak wróciła do uzdrawiania, nie pozwalając wodzie opaść na ziemię.
        Osiągnąwszy pożądany efekt, odwróciła się do dhampirka, chcąc zaoferować mu również usunięcie szkód wyrządzonych przez las na jasnej skórze. Zanim zdążyła coś powiedzieć, zakręciło jej się jednak w głowie i chwiejąc się, cofnęła się w popłochu. Chlapanie wodą w celach medycznych nadwątliło jej siły bardziej niż była gotowa się tego spodziewać.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Ten dzień był naprawdę niezwykły. Lou od dawna nie czuł się tak… dobrze. Mimo podejrzanych zdarzeń takich jak przypadkowa wizyta u czarownicy, podwójna zamiana biednego Petro, najpierw to w kota, potem w kształtnego mężczyznę i napad na smoku oka winnego kupca, był w jego odczuciu co najmniej radosny. Lekki jakiś i jasny. Niedługo zajęło mu pojęcie, że to dzięki nastoletniej dwójce wypełniało go to rozgrzewające szczęście. To było aż straszne. Nie znał ich nawet dzień, a już przywiązał się do nich naprawdę silnie. Trudno my było stwierdzić kim miałby być w tej relacji - starszym bratem, przyjacielem, a może jedynie jakimśtam nieważnym pyłkiem, którego w końcu ominą. Ale nie miał wątpliwości, że lubi z nimi rozmawiać, a na ich uśmiechach zwyczajnie mu bardzo zależało. No i na przywróceniu Petro do normalności. Nie miał złudzeń, że pozostawienie w spokoju tak nienaturalnego stanu rzeczy nie skończy się dobrze - jakkolwiek kusząca była dla chłopaka wizja uwodzenia dam czy otulania ukochanej silnymi ramionami - musiał na to poczekać.
Być może było to nieco wbrew planom Noi, ale Lou nie zamierzał odpuścić tej sprawy czy znajdą skarb czy też nie.
Szybko poczuł zresztą jak wzdłuż kręgosłupa biegną mu te osobliwe zimne ciarki, które sygnalizowały, że Noa właśnie wbija w niego nienawistne spojrzenie. O co chodziło tym razem?

Jednak nie zdążył zająć się nim, bo Yva absorbowała w tej chwili całą uwagę otoczenia, w tym jego własną. Ta żywiołowa dziewczyna miała w sobie coś magnetycznego i jakimś dziwnym sposobem rozweselała wszystkich wokół… no, może poza Noą. Szkoda, że on nie czuł w stosunku do tej dwójki takiej sympatii… byłoby mu naprawdę o wiele lżej…
Yva. Znowu mówiła. Musiał jej odpowiedzieć. I to sprawnie, bo ta dziewczyna nigdy nie czekała długo.
- Wygląda na magię życia, choć po pierwszym razie trudno mi ocenić… co sądzisz Noa? - zapytał, lekko niepewnie zwracając się ku dhampirkowi, akurat kiedy i ona do niego podbiegła.
- Tak, tak, możliwe… ej, nie przesadzasz troszkę? Nie wiesz przecież… - Ostatnie słowa rudzielec kierował do Yvy, która wydała mu się w tym momencie do granic naiwna i doprawdy mało doświadczona, ale w chwili ekscytacji nie zamierzała widocznie nikogo słuchać. No trudno, uświadomi się ją w trakcie wędrów- albo teraz.
Przez momencik oglądali zaintrygowani jak wykorzystuje wodną powłoczkę do używania nowej sobie dziedziny. Jej sposób nie był wcale oczywisty dla kogoś kto miał szersze pojęcie o dziedzinach magicznych - i właśnie dlatego był tak godny uwagi. Choć Lou szeptał coś, by uważała, Noa przerwał mu gestem i nawet czujnie obserwował gojące się rany dziewczyny. Her i Nuko przysiadły po obu jego stronach i także zaczęły wlepiać swoje liczne puste oczka w dziewczynę. Po chwili jednak skierowały swą uwagę na Petro zdradzając przed Louinem (jedynym wtajemniczonym w zasady ich zachowania) gdzie jeszcze kierują się myśli Noi. A kotki podeszły do zawiedzionego chłopca (mężczyzny) i otarły mu się zalotnie o nogi. Noa nie miał zamiaru zwlekać ze swoim planem.

Całkiem ku jego uciesze Yva zwróciła się w jego stronę i wtedy dopadło ją przemęczenie wskutek nadużywania magii. No i się nauczyła.
A dhampirek pochwycił okazję.
- Uważaj - zaćwierkał milutko swoim żeńskim głosikiem łapiąc Yvę za rączki i odciągając ją jednym sprawnym ruchem od już szykującego się by ją podtrzymać Lou. Ha! Nie wpadnie już w jego ręce.
- Chciałam cię ostrzec, z magią często tak jest… - powiedział nawet z troską, choć nutki zołzowatości nadal czaiły się w jego butnym tonie. - Poczekaj, usiądź na chwilę… Peto, wesprzyj nas ramieniem, skubana ciężka jest. - Uśmiechnął się porozumiewawczo i zachęcił gestem. Tak to niewinnym sposobem przekazał osłabioną dziewczynę w ramiona tego, u którego boku może sobie tkwić i po wieki. I niech tam zostanie.
- No Lou co tak patrzysz? Nic jej nie jest - zaczepił elfa, a choć starał się brzmieć beztrosko, czułe ucho wychwyciło gniew.
- Skoro nasz dowódca tymczasowo odpadł, to może zatrzymamy się na chwilę? - rzucił zaraz potem, gdy przeszedł parę kroczków, a na jego obliczu wbrew doznaniom wykwitł dziewiczy uśmiech. Z gracją obrócił się w miejscu, podkreślając walory sukienki jak i własnej talii, by po chwili wpaść na iście cudowny pomysł…
- Pozwólcie tylko na chwilę, że się oddalimy. Przypomniało mi się coś ważnego, co muszę powiedzieć Lou… nie gniewajcie się, za chwilę wrócimy - zapewnił cieplutko. - Petro, zajmiesz się Yvą, prawda? - zapytał patrząc chłopakowi w oczy doprawdy wymownie. Zaraz potem chwycił oszołomionego elfa za nadgarstek i odciągnął w jakąś boczną ścieżynkę, albo raczej marną jej imitację.

Przeszli wyjątkowo spory kawałek jak na pogawędkę nadąsanej panienki i jej służącego co udaje kompana. Ale Noa chciał mieć pewność, że młodzi ich nie usłyszą (a miał zamiar podnosić głos) i w dodatku, gdy był poirytowany łatwo mu się zapominało w całym tym energicznym marszu. Dopiero po dłuższej chwili ciągnięty przez krzaki Lou zatrzymał się i uwolnił rękę wyrywając dhampirka z wściekłego ciągu myśli.
Spojrzał na niego z przestrachem. Ale i ciepło jak zawsze. Ach ta obrzydliwa, wrodzona uległość.
- Noa… co się stało? Czemu… jesteś zły?
- Taki z ciebie empata, a nie wiesz? - prychnął rudzielec odrzucając naraz słodki dziewczęcy ton i wojowniczo rozstawiając nogi. Zmierzył srebrnowłosego surowym spojrzeniem. Ten westchnął.
- Przecież nic w tym złego, że ich lubię… To miłe dzieciaki. Bardzo dobrze się z nimi rozmawia… czy sam nie chciałeś się do nich przyłączyć? - starał się wytłumaczyć, że pretensje dhampira są bez sensu. Ale on wiedział swoje.
- Coś bardzo szybko się do nich przywiązujesz - stwierdził z mało przyjemnym wyrazem twarzy. - Pamiętaj, Louin, ledwo ich znamy. To, że przeciągnęli nas po jakiś dziwactwach i ciągle wpadają w kłopoty nie znaczy, że masz ich niańczyć. Ale ty masz do takich słabość. Niedobrze się robi.
- Noa!
- No co!? Chcesz z nimi zostać? Proszę cię bardzo, idź do nich, pędź! Ale zobaczysz, że gdy się zrobi gorąco zwieją i rzucą cię na przynętę!
Nie, żeby sam tak nie robił.
- Nie mówię, że jestem ich opiekunem albo oczekuję od nich lojalności. Po prostu ich lubię i… chcę być dla nich miły. Nie zabronisz mi ich lubić!
- ...Nie - odparł głucho po dłuższej chwili milczenia. - Ale zeswatam ich i sami cię zaczną olewać! - wyćwierkał i klasnął w dłonie.
Teraz to Lou się nasrożył.
- Nie rób tego.
- Dlaczego?
- Nie dopóki nie dowiemy się jak zrobić z Petro z powrotem chłopaka.
- Hmm… ciekawisz mnie. Zobaczymy co da się zrobić w sprawie twojej petycji, ale nie wiem co widzisz w tym złego - nucił złośliwie. - W końcu to przyjaciele, prawda? Petro od dawna miał na nią oko.
- To nie w porządku, względem ich obojga. Wiesz o tym.
- Odezwał się. Phi! Od samego początku kłamiesz do nich jak z nut, obłudniku… - Widząc, że cios był zbyt celny, przerwał. - Mniejsza. Powiedz mi lepiej - coś jej powiedział?
- Co?
- Pytam. Coś jej musiałeś powiedzieć. Ona wie więcej niż sam zdradziłem… trzymasz się planu?
- Tak.
- To ile zdradziłeś?
- Wie, że twoi rodzice mnie kupili.
- O! A więc wydało się, że jesteś moim ukochanym sługą?
- N-nie… nie do końca. Myślę, że jeszcze nie orientuje się dobrze w naszej relacji. Ale jest ciekawa.
- Hmm… dobrze, może być. Prędzej czy później sama Noa wygada im, że żaden z ciebie przyjaciel tylko ostatni posługacz. No, ale na razie wracajmy. Nie chciałbyś wiedzieć jak sobie nasz wyrośnięty Pluto radzi z omdlewającą niewiastą?
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Yva jak przez mgłę słyszała słowa Noi. Coś o tym, że powinna uważać, że z magią tak właśnie jest… Nigdy dotąd nie zauważyła, żeby z magią “tak było”. Tkanie wody było proste i intuicyjne, a pokłady energii nigdy się nie kończyły. Czemu tym razem miałoby być inaczej? Chciała powiedzieć o tym rudowłosej towarzyszce, jednak dziwny ucisk wypełnił jej głowę. Świat zniknął za gęstą zasłoną białej mgły, a jej uszy zatkał głośny, wibrujący pisk.
        Po chwili uczucie zawieszenia w pustce zniknęło, a zastąpiło je przyjemne ciepło. Było jej dobrze. Coś grzało jej ręce i plecy, a nos wypełniał znajomy zapach. Zapach wiatru wiejącego znad oceanu, piasku, targu i słońca. Tak, zapach nagrzanej słońcem skóry kogoś, kto chwilę temu nurkował po perły. Poławiacza pereł. Czemu on pachnie tak dobrze? Nigdy nie pachniał tak… Ojej, mogłaby zostać tu na wieki!
        Miły, niski głos dotarł do jej uszu, początkowo jedynie pod postacią dźwięków. Słuchała melodii, jednak nie rozumiała słów. Zresztą po co komu słowa, skoro tak ładnie brzmi. Po chwili jednak mgła zaczęła się rozwiewać, a słowa przybrały nowy kształt. Znajomy kształt.
- Nic ci nie jest, Yvo? Ocknij się. Yvo!
Ktoś powtarzał to imię w kółko i w kółko. Ktoś absolutnie zachwycony tym, że trzyma ją w swoich ramionach.
        Gdyby ktoś zobaczył ich z daleka, uznałby, że są parą kochanków, spędzających miłe godziny w lesie. Ciemnowłosa dziewczyna oparła głowę o ramię mężczyzny, który troskliwie tulił ją do siebie. Być może ciut bardziej niż byłoby to wskazane, ale czego nie robią zakochani? Dopiero po bliższym spojrzeniu obserwator zauważyłby bladość na rumianej zazwyczaj twarzy i nieobecny wzrok panny. Twarz jej towarzysza zajmowały na przemian dwa uczucia - troska i uśmiech od ucha do ucha.
        To właśnie ten uśmiech Yva zobaczyła jako pierwszy. Nie oczy, wpatrujące się w nią z uwagą, tylko rząd śnieżnobiałych zębów. Być może dlatego w jej głowie uruchomił się instynkt obronny. Szarpnęła się w popłochu i zamachnęła z całej siły ręką, trafiając prosto w idealnie zarysowaną żuchwę. Głuchy trzask dobiegający ze stawu skroniowo-żuchwowego i wrzask mężczyzny przeszył jej czaszkę, gdy odzyskała resztki widzenia. Petro chwycił się za brodę i cofnął o bezpieczne trzy kroki.
- Ała, co jest?! Odbiło ci? - warknął, patrząc na nią ze złością. - Chciałem cię tylko ocucić!
- To po co trzymałeś dziób tak blisko mnie? I ręce?! I… wszystkie inne części tego oburzającego ciała! - wykrzyczała Yva, podrywając się na równe nogi. Zakołysała się niepewnie, jednak kilka głębokich wdechów pomogło jej utrzymać stojącą pozycję. Pień, w który kurczowo się wczepiła, również miał w tym niemałą zasługę.
        Kolory szybko wróciły na jej twarz, a bladość zastąpił rumieniec złości.
- Od kiedy ten cukierek cię zamienił, zachowujesz się niemożliwie! Jeszcze gorzej niż rozwydrzony nastolatek, bo teraz wydaje ci się, że jesteś niesamowicie dorosły!
- Przyznaj, że mi po prostu zazdrościsz, bo sama chciałabyś stać się kobietą, a nie nadal być…
- Jeszcze słowo i znowu ci przyłożę! - zagroziła, podchodząc do niego i zaciskając dłonie w pięści. Nawet w Rubidii zdarzały im się okazjonalne bójki, jednak jako większa i starsza zawsze potrafiła spuścić mu łomot. Tym razem Petro spojrzał na nią z góry z nutą politowania w oczach i już wiedziała, że ten argument całkowicie stracił swoją moc.
        Odwróciła się na pięcie i odszukała wzrokiem Louina i Noę.
- Ruszmy się stąd! Do świątyni mamy już chyba niedaleko. Znajdźmy w końcu ten skarb i wracajmy do domu! - fuknęła, ostentacyjnie ignorując przyjaciela i podchodząc do niewysokiej dwójki szybkim krokiem. Nadal było jej trochę słabo, ale za nic w świecie nie zamierzała się do tego przyznać. Wyprostowała się jak struna i wbiła wyczekujące spojrzenie w elfa.
Awatar użytkownika
Noa
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje: Artysta , Mag , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Noa »

        Plan był idealny. Więcej niż idealny - rzucał cień na wszystkie inne mało znaczące pomysły, na które Noa wpadał, gdy coś go zirytowało. Połączenie tej dwójki w gruchającą parkę - geniusz! Tyle pieczeni na jednym rożnie!
        Zadowolony nucił coś ostrzegawczo radosnego, tańczył niemal, przedzierając się przez krzaczory. Ruda główka beztrosko latała mu na boki. Świat stanie się piękniejszy jak dzieciaki oślepione namiętnością wspólnymi siłami wpadną w jakieś kłopoty, a odczepią się od Lou i jego samego. Przestaną sprawiać kłopoty i w ogóle nie będą już do nikogo zagadywać - po co, gdy będą mieć siebie? Hahaha! A potem gdy zorientują się, że świat ma zupełnie inne barwy niż czerwień i róż… będzie za późno. Nawet się nie zastanawiał czemu pragnie dla nich takiego losu. Ale powód na pewno gdzieś był. Czaił się w jego głowie.

Elfa przezornie nie zagadywał. Czuł przez skórę jak ta wiecznie łaskawa dla świata istota opływa teraz złością. Pysznie!
Zanucił głośniej.

Choć uważał, że to żaden wyczyn nakierować ku sobie dwójkę szczeniaków odkąd pamiętał nawet taki rodzaj niewinnej manipulacji dawał mu nadzwyczaj dużo frajdy. A może była to czysta satysfakcja? Grunt, że czuł się o wiele lepiej niż kiedykolwiek podczas tej wyprawy i zamierzał ten stan ducha utrzymać, choćby i kosztem wszystkich innych. Nawet Lou. Nie - zwłaszcza Lou. Nagrabił sobie.

Chciał pojawić się na polanie subtelnie, żeby nie przeszkodzić przypadkiem rodzącemu się uczuciu… ale usłyszał krzyki. Nie paniczne. Bardziej stonowane, pewne siebie… kłótnia!?
Wypadł z zarośli nie panując nad zdezorientowaniem malującym się na jego buźce. Co do Prasmoka!?
Widząc Puto rozmasowującego szczękę i wygrażającą mu Yvę uczepioną drzewa - zwątpił.
Próbował ją pocałować czy jak?
Markotniał z każdą sekundą, zdając sobie sprawę jak obrzydliwie dziecinne są jego ofiary i jak bardzo romantyczne uniesienia leżą ich w naturze. Niedojdy jedne! Nawet tak romantyczną scenkę potrafią spartolić! To już nie zwykły talent - to cholerny dar.
Zerknął na Lou. Ta elfiomorska kreatura uśmiechała się niewinnie patrząc cieplutko na kłócącą się dwójkę.
,,Niech cię szlag…”
Nie zamierzał się poddać. Nie teraz to kiedy indziej - jeszcze dopnie swego, a Lou gorzko zapłacze, gdy Yva nie będzie mogła odkleić się od nabrzmiałych od mięśni ramion Pluto. Ha!
Póki co należało po prostu wykazać się cierpliwością.
- Her, Nuko - mruknął na swoje demony. Chciał nawiązać chociaż z nimi jakiś przyzwoity kontakt. I jakoś tak potrafiły zignorować jego oschły ton. Wiedziały lepiej co dzieje się w jego duszyczce - więc ochoczo otarły mu się o nogi.

- Chodźmy - przytaknął słodko Lou, choć zdanie ,,znajdźmy w końcu… i wracajmy” brzmiało dla niego zdecydowanie zbyt pięknie. W większej mierze zwalał to jednak na złość, a nie naiwność dziewczyny; może nie miała niewiarygodnego doświadczenia w podróżach i skarbach, ale on mierzył jej kompetencje naprawdę wysoko.
- Lepiej się już czujesz? - zapytał. - Przepraszam, że was tak zostawiliśmy, ale Noa potrafi być czasem prawdziwą gadułą - wyznał z lekka zażenowanym uśmiechem. Her o mało go nie ugryzł.
- Aj! - Elf odskoczył, prawie wpadając pod nogi Yvie i zajął strategiczną pozycję u jej drugiego boku. Kociak oblizał się i machnął ogonem.
Noa z tyłu zajmowała się Petro.

Specjalnie przetrzymała go w pewnej odległości - brunetka narzucała szybkie tempo marszu, więc wystarczyło parę chwil by oddaliła się na tyle, by cicha rozmowa nie dobiegała do jej uszu.
Ruda mogła teraz zagrzewać Puto do boju!
- Uderzyła cię? - zapytała z lekkim uśmieszkiem, choć i odpowiednio wyważoną troską. - Musi być silna… ślad nadal został. Coś ty zrobił? - zagadnęła jak na siebie wyjątkowo przyjaźnie. Widocznie interesowały ją takie ploteczki. Jak każdą szanującą się pannicę w jej wieku - nieważne jak bardzo pyszną i zarozumiałą. To było pewnikiem - jeśli pojawia się kwestia romantyzmu, prędzej czy później przyczepi się do niego jakaś młódka, by spijać echa cudzych rozkoszy i zagryzać sromotnym rozczarowaniem. Najbardziej pożywny posiłek.
- Długo się znacie? - zapytała po chwili, żeby z lekka przedłużyć konwersację i ostrożnie dojść do interesującego ją tematu. - Bo wydajecie się świetnie dogadywać. - O dziwo w jej głosie brzmiała sama szczerość. - Zaraz pewnie odwróci się i zapomnicie o całej sprawie… troszkę niesamowite by mężczyzna tak przyjaźnił się z kobietą, prawda? - Jej oczęta wypełniła ciekawość z bladym tylko cieniem niedowierzania.

- Masz bardzo ciekawe podejście do nowej magii - Lou tymczasem w najlepsze zagadywał Yvę. Rozmowy z nią prowadziło mu się nadspodziewanie lekko. - Od razu widać jak bardzo przywiązana jesteś do wody! To świetny pomysł, by używać jej do wspierania drugiej dziedziny! Bardzo niecodzienny. - Prawie zapominał o Her czającym mu się za plecami - Właściwie to kim chciałabyś zostać? Jesteś już niezłym magiem, teraz będziesz mogła rozwijać się i w kierunku medycznym… a przepraszam, w sumie powinienem zapytać kim jesteś. Twój wiek kojarzy mi się z nauką, to dlatego. Wspominaliście, że z magami miałaś pewne kłopoty… czym się zajmujesz na co dzień? - Doprawdy nie chciał jej wypytywać, ale kolejne zdania same cisnęły mu się na usta. Miała w sobie coś ciepłego co przyciągało ludzi.
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości