Las DriadChata na skraju lasu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

Arth uważnie wysłuchiwał tego co w odpowiedzi mówiła Lunari. "No proszę mamy tu wampira, widziałem kiedyś jednego, ale raczej nie był przyjaźnie nastawiony. A póki co owa panna jest całkiem w porządku. Szczerze, darzę ją dużo większą sympatią niż innych przybyłych tu podróżników. Może dlatego, że większość z nich to ludzie." Gdy kobieta skończyła mówić, Arth spojrzał w stronę drugiego gościa w oczekiwaniu na odpowiedź. "Łowca Dusz? Słyszałem o nich trochę całkiem ciekawych rzeczy, ale żadnego na oczy nie widziałem. Aż do dziś. Jest dość tajemniczy, ale wydaję mi się, że można mu ufać."
Gdy gospodarz miał zdradzić kim jest, do drzwi zaczął ktoś się dobijać, po czym drzwi z głośnym hukiem otworzyły się.
- Gdzie jest ten niedźwiedziołak?! - wydarł się zakapturzony mężczyzna.
Po chwili weszła jeszcze dwóch także zakapturzonych mężczyzn. Oczy skierowali na Lunari oraz Wilwarina.
- A wy macie poważne problemy za ukrywanie zmiennokształtnego - syknął przez zęby jeden z nich.
- Chłopaki, załatwmy to na dworze, bo ostatnio tu sprzątałem. Nie chcę mieć zakrwawionej posadzki - odpowiedział z pogardą Arth.
O dziwo mężczyznom nie sprawiało to problemu i wyszli przed dom kowala. Ku zdziwieniu gospodarza przed domem było ich około tuzin.
W mgnieniu oka wielkolud zmienił się w niedźwiedzia, a w tym samym czasie kapturnicy podzielili się na trzy grupy i każda grupka ruszyła na domowników. "Czy oni nie mają dość porażek? Szczególnie, że teraz mam, jak mi się wydaję, sprzymierzeńców." Arth wydał z siebie donośny ryk, po czym ruszył do walki.
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lunari »

        Po wypowiedzi skierowała oczy na Wilwarina, który na pierwszy rzut oka ignorował jej słowa. Mężczyzna pozwolił sobie zabrać głos. Gdy zaczął wypowiadać pierwsze słowa, koncentracja dziewczyny się rozdwoiła. Gdy tylko zarejestrowała odgłos łamiącej się gałązki na zewnątrz, spojrzała przelotnym wzrokiem w stronę okna. Dotarło do niej, że była tak zaabsorbowana rozmową z niedawno poznanymi osobnikami, że nie zdążyła wcześniej tego wyczuć. "Kolejni nieproszeni goście? Nie... Ten zapach mogłabym rozpoznać wszędzie. Zawsze byłam uważna, więc czemu tym razem moje zmysły mnie zawiodły? Ponadto czyżbym miała być świadkiem umiejętności kowala?'' W międzyczasie słyszała doskonale wszystko, co wypłynęło z ust mężczyzny. "Więc jednak to Łowca Dusz? Cóż się dziwić, zapach siarki zbyt mocno trzyma się jego ciała. Pozostaje jedynie kwestia naszego gospodarza.''
        Chwilę później ktoś zaczął nachalnie dobijać się do drzwi. Ostatecznie zostały na przymus otwarte. Spojrzała na mężczyznę w długim płaszczu, który stanął w progu. Zrobił lekki krok do przodu i zauważyła dzięki odbijającym się promieniom słonecznym broń przypasaną do tali. Mężczyzna wodził dookoła wzrokiem, jednocześnie oskarżającym tonem zadał pytanie.
,,Więc Arth jest niedźwiedziołakiem.'', nie zdążyła nic więcej pomyśleć, bo w drzwiach zjawili się jeszcze dwoje ludzi, na których skupiła swoją uwagę. Oczy przybyłych i Lunari spotkały się na chwilę. Dziewczyna nie skąpiła i powitała ich mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Słysząc oskarżenie skierowane w stronę Wilwarina i jej samej, jedynie poczuła wzmożoną chęć przymknięcia na zawsze ich niewyparzonych ust. Chwilę po wypowiedzi pana domu, nieznajomi wyszli z pomieszczenia. W międzyczasie gdy Arth również kierował się ku wyjściu, dziewczyna wstała i zarzuciła na siebie płaszcz. "Eh... W takich sytuacjach żałuję, że czasami podróżuje bez mojego bezcennego miecza... Wolałabym nie brudzić sobie dziś zbyt bardzo rąk'' Wychodząc z chatki, spojrzała na Wilwarina, który szedł tuż za nią. ,,Idzie jako obserwator czy sprzymierzeniec? A może spiskuje z nimi i okaże się wrogiem?''
        Wysłuchiwała odpowiedzi, jednocześnie idąc naprzód. Dzięki pewnego rodzaju szczęściu znalazła fragment ziemi, w którego obrębie korony drzew nie przepuszczały zbyt wielkiej strugi światła. Obecnie była właśnie świadkiem przemiany Artha w niedźwiedziołaka. Chwilę później Lunari doczekała się towarzystwa w postaci czterech napastników. Bez zbędnych słów jeden z nich rzucił się na dziewczynę, ale ta wykorzystała przewagę fizyczną wynikającą z przynależności do krwiopijców. Zaczęła biec szybciej niż niejeden człowiek w stronę mężczyzny. Dość młody chłopak, który stał wraz z dwoma pozostałymi w miejscu, wyczuł intuicyjnie zagrożenie i oddał strzał z łuku.
- Co ty robisz?! Ledwo dołączyłeś do nas i już obleciał cie strach na początku walki?!
- Oczywiście, że nie!
        Dziewczyna ominęła strzałę, dzięki uprzedniemu odgłosowi łuku i dobiegła do napastnika. Mężczyzna był mimo wszystko pewny siebie i dokonał zamachu mieczem na Lunari, a ta sprawnie uniknęła tego i jednym mocnym ciosem w brzuch spowodowała, że mężczyzna się zapowietrzył. Wykorzystując ten moment wyrwała mu miecz z rąk, który następnie wylądował w klatce piersiowej osoby, która władała nim przez dłuższy czas. Dopiero teraz dotarła do nich powaga sytuacji. Młody mężczyzna rzucił łuk i w międzyczasie dobył oręża.
- Udowodnię wam, że jesteście w błędzie!
- Młody, co ty robisz?! Stój! - Jeden z kompanów chce go zatrzymać, ale bezskutecznie.
        Chłopak ruszył bez zastanowienia, a za nim chwilę później najbardziej tęgi mężczyzna. Ostatni z nich nie miał najmniejszego zamiaru do nich dołączyć. Lunari również stała w miejscu. Czekała na napastników, patrzyła jak idzie Arthowi i upewniwszy się, że żyje, przeniosła wzrok na Wilwarina z ciekawością, jaką pozycję postanowił zająć podczas tej potyczki.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

"Tak mi się zdawało, że ktoś się tu zbliża, ale nie spodziewałem się, że nowi goście będą taką atrakcją''- myślał Wilwarin gdy do chatki z hukiem wdarli się zakapturzeni mężczyźni. Odruchowo sięgnął ręką do miecza. "Niedźwiedziołak? W sumie to nic dziwnego patrząc na jego rozmiar i sposób bycia." Kiedy Łowca Dusz usłyszał zarzut ukrywania zmiennokształtnego uśmiechnął się drwiąco. "Wydaje mi się, że to nie ja będę miał kłopoty'', pomyślał i wstał usłyszawszy, że akcja przenosi się na zewnątrz.
Kierując się ku wyjściu mężczyzna zauważył przelotne i nieufne zerknięcie na niego przez Lunari. "Jest nieufna, ale nie uważam, że w obecnej sytuacji to zła cecha. Wszakże wie, że jestem Łowcą Dusz więc jej podejrzenia w stosunku do mojej osoby pewnie tylko wzrosły. Co się dziwić, jakbym był na ich miejscu też bym sobie nie ufał".
Kiedy wyszli na zewnątrz Wilwarin ujrzał przemianę Artha w niedźwiedzia. "No proszę, całkiem pokaźny z niego niedźwiadek, ciekaw jestem jak będzie się zachowywał w walce." Nie miał jednak dużo czasu by podziwiać walkę Artha ani tym bardziej schowanej w cieniu Lunari, bo w jego stronę już podążała pozostała czwórka napastników. "'Chcą mnie okrążyć? Biedaki, nie wiedzą co robią''. Z tą myślą ustał w środku pokracznego kręgu stworzonego przez zakapturzonych.
- Ej ty, nie za duży dla ciebie ten miecz? Lepiej wróć do domu i niech cię mateczka kocem otuli - rzucił te słowa do stojącego naprzeciw niego najmłodszego napastnika, który wyglądał na zestresowanego zaistniałą sytuacją.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić! Nie daruję ci tego! - krzyknął i rozpędził się na Wilwarina trzymając miecz przed sobą. Był to duży błąd. Wilwarin zgrabnym ruchem uniknął rozpędzonego chłopaka, który przebił brzuch stojącego za Łowcą Dusz sojusznika. Mężczyzna w średnim wieku splunął krwią. Młodzik natomiast dopiero oprzytomniał i zobaczył co uczynił, wpadł w panikę, którą szybko ukróciło zgrabne i szybkie cięcie pod szyją zafundowane przez Wilwarina. Pozostała ocalała dwója napastników zdawała się być zaskoczona tak szybką utratą pobratymcy, za to mężczyzna z dziurą w brzuchu zaczął dobywać miecza. Nie zdołał jednak tego uczynić, bo w tym momencie Wilwairn zadał mu cios w kark. Uczyniwszy to rozejrzał się, ponieważ oddalił się trochę od początkowego miejsca walki. Zobaczywszy, że zarówno Arth i Lunari nadal stoją na nogach uśmiechnął się przelotnie i ponownie skupił na walce.
Ostatnio edytowane przez Wilwarin 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

"Ale ta wampirzyca jest szybka i zwinna. Uniknąć strzału z łuku gdy ktoś inny cię atakuję? Całkiem dobrze jest mieć kogoś takiego po swojej stronię." Szybko swój wzrok przerzucił na Łowcę Dusz, który jednak był po jego stronie.
"Pokonać kogoś w walce to jeszcze nic, ale zrobić tak by sami siebie okaleczali to co innego i ta szybkość ataków. Cieszę się, że nie będę musiał z nim walczyć." Arth od razu chciał pokazać swoim gościom, że też daje sobie radę w walce, więc skupił się na niej.
W grupie, która stanęła naprzeciw kowalowi było czterech wysokich, aczkolwiek i tak niższych niż niedźwiedziołak mężczyzn. Wszyscy mieli na sobie tylko skórzaną osłonę pod płaszczami.
- Chcecie zrobić mi krzywdę tymi tępymi nożykami? - powiedział prześmiewczo Arth.
- Milcz odmieńcu! - krzyknął w odpowiedzi jeden z nich.
Nagle dwóch z oprychów ruszyło na gospodarza. Jakie było ich zdziwienie, gdy spory niedźwiedź z łatwością uniknął ich ataków. I tu był ich poważny błąd. Niedźwiedź przewrócił jednego z nich i mocnym i szybkim ruchem łapy rozerwał gardło przeciwnika. Drugi nie miał zbyt wiele czasu do namysłu, bo bestia już na niego zmierzała. Mężczyzna chciał odskoczyć, ale wpadł na stojące obok drzewo i był w potrzasku. Arth nie mógł sobie pozwolić na zmarnowanie tak dobrej okazji i dorwał go. W mgnieniu oka oponent leżał pod drzewem z rozerwaną krtanią. Widząc to co się stało z kompanami jeden z napastników zamarł w bezruchu, a drugi powoli zbliżał się ku bestii. Niestety dla niego niedźwiedziołak okazał się szybszy i przez jego brzuch przeszły pazury niedźwiedzia. Mężczyzna łapiąc się za ranę, próbował uciec ale został powalony przez potężny cios na ziemię i to było ostatnie co mu się przytrafiło w życiu.
No to został ostatni, z nim pobawię się jako człowiek. W końcu nie ostrzyłem mojego topora tylko po to, żeby ładnie wyglądał nad kominkiem.
Kowal spojrzał jeszcze jak sobie radzą jego nowi sprzymierzeńcy i z radością stwierdził, że teraz bardziej martwi się o tych nieszczęsnych napastników.
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lunari »

        Gdy skierowała wzrok na Wilwarina, który przelał krew przybyłych mężczyzn, zrozumiała, że to jest jego odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Lekko rozkojarzona uchyliła się w większej mierze od machnięcia mieczem młodego chłopaka. Krew, która wypłynęła z jej lewego ramienia, częściowo natrafiła na obszar objęty słońcem. Ciecz momentalnie spłonęła, co nie umknęło uwadze napastnika, który stał nieruchomo. Nie tracąc czasu, kopnęła chłopaka w stronę nadchodzącego mężczyzny. Nie spodziewając się kolizji ze swoim podopiecznym, oboje się przewrócili. Lunari zaczęła tworzyć dzięki magii istnienia niekoniecznie wytrzymały mały sztylet. Dziewczyna rusza na nieznanych mężczyzn.
- Wyrzućcie ją na słońce, to wampir - odzywa się trzecia osoba, która wciąż była postronna.
- Wampir w środku dnia?! - dziwił się jeden z nich, odpierając pierwszy atak.
Wymiana ciosów nie trwała długo i stworzony przez dziewczynę przedmiot wręcz wtopił się w ciało jednego z nich.
- Giń, przepadnij! - młody chłopak rzuca krucyfiksem, który jeszcze chwilę temu wisiał na jego piersi.
"To ludzkie dziecię nie miało nigdy styczności z kimś mojego pokroju... Jak ono właściwie miało zamiar pokonać Artha?''
        Lunari chwyciła drewniany krzyż i zmiażdżyła go w ręku. Dostrzegła w oczach młodzieńca przerażenie, co spowodowało z kolei pojawienie się lekkiego uśmiechu na jej twarzy. Nieprzyzwyczajony do takich sytuacji chłopak był całkowicie sparaliżowany. Stał w pozycji do walki, choć nie sposób nie zauważyć, jak jego wszystkie mięśnie drżały ze strachu. Dziewczyna spojrzała chłodnym wzrokiem raz jeszcze na mężczyznę, który nie kwapił się pomóc swojemu młodemu towarzyszowi. Można rzec, że wręcz wyczekiwał następnego kroku, jaki podejmie wampirzyca.
"Rzadko kiedy napotykam wewnętrzny rozpad w organizacji ludzi. Nie, tym razem jest inaczej... Nie zamierza się w to angażować?''
        Przekierowała wzrok na wprost siebie. Mając do dyspozycji w pełni otwarty umysł młodego człowieka, postanowiła mimo to nie bawić się zbyt bardzo jego kosztem. Młodzieniec wręcz gubił się w jej fioletowo-niebieskich oczach i wykonywał polecenia, które wydawała mu dziewczyna. Przytłumiony hipnozą, bez zastanowienia szedł spokojnym krokiem w stronę swojego przyszłego kata. Stanął wystarczająco blisko, aby móc przekazać swój miecz. Lunari odebrała go od chłopaka i sprawnym ruchem oddzieliła jego głowę od reszty ciała. Narzędzie zbrodni wyrzuciła z dużą siłą przed siebie. Zaabsorbowana obecną sytuacją, nie zdawała sobie sprawy, że drasnął lekko biegnącego na Artha czwartego oponenta. Następnie chwyciła za dość długie, splamione krwią włosy i rzuciła głowę prosto pod nogi nieruchomego dotychczas człowieka. Od razu dotarło do niego, co ten gest oznacza. Ostatecznie postanowił przyjąć zaproszenie do walki. W jednej sekundzie dobył miecz i powolnym aczkolwiek ostrożnym krokiem zbliżył się ku wampirzycy. Lunari nie słysząc odgłosów zderzających się żelaznych broni ani agonalnych krzyków, spoglądała na Artha i Wilwarina, którzy zakończyli swoje potyczki. Postanowiła również dłużej tego nie przeciągać. Ruszyła najszybciej jak potrafiła na mężczyznę, który cudem uchylił się przed atakiem. Jego koordynacja ruchowa nie była wystarczająco dobra i przy drugim identycznym ataku nie miał najmniejszych szans. Podduszony i lekko siny napastnik upadł na ziemię, gdy dziewczyna uwolniła go od tej męczarni. Zaczął kaszleć i stara się odzyskać ponownie równomierny oddech. Lunari rozchyliła wargi, po czym swoimi zębami wbiła się w szyję. Opadły z większości sił napastnik, nie miał możliwości zaprotestowania. Jego ciało ponownie zaczęło robić się blade, aż całkiem zsiniało. Zaprzestał jakiegokolwiek ruchu, świadczącym o daremnych próbach wyrwania się. Lunari rzuciła martwe ciało na ziemię i wytarła nieco wybrudzone usta. Patrzyła przed siebie, gdzie w odległości kilku metrów znajdował się Arth z Wilwarinem, ogrzewani przez promienie słoneczne.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

Wilwarin zauważył, że jedna postać chce się trochę oddalić od akcji i to nie bez powodu. Była to młoda dziewczyna z łukiem. Wzdrygnął się na widok strzał i postanowił pozbyć się teraz tej kobiety. Podbiegł więc do niej, drasnął mieczem w jej dłoń co sprawiło, że oponentka wypuściła łuk. Jedną ręką złapał ją za zraniony nadgarstek, drugą zdarł jej kołczan z ramienia i kopnął daleko. Następnie drugą ręką złapał ją za gardło. Kątem oka zauważył, że ostatni ocalały mężczyzna pędzi na niego z maczugą. Odwrócił się więc nadal trzymając rękę dziewczyny i kopnął ją w kostki by upadła. Na nieszczęście Łowcy Dusz obezwładnianie oponentki zajęło mu o ułamek sekundy za długo i oberwał od napastnika maczugą w lewe przedramię. Walczący usłyszeli cichy trzask świadczący o złamaniu ręki Wilwarina. Ten fakt piekielnie go zdenerwował, więc dobył miecza i nim mężczyzna zdołał wykonać kolejny ruch jego gardło zostało przebite mieczem na wylot. ''Czy oni się nie nauczą, że szarża to mało skuteczny sposób w walce z kimś tak spostrzegawczym i wyczulonym jak ja? Chociaż niestety przewaga liczebna dała o sobie znać" - pomyślał i syknął na myśl o złamanym przedramieniu. Następnie spojrzał na przerażoną dziewczynę, która mimo strachu patrzyła na niego z nienawiścią. Schował miecz, przydepnął nogi upadłej i kucnął nachylając się nad nią.
- Taka ładna dziewczyna, szkoda, że taka głupiutka - zacmokał, wstał i pociągnął za sobą dziewczynę, która zaczęła się wyrywać jednak nic nie mówiła.
''Koniec tego przedstawienia, ile można to ciągnąć'', pomyślał i wbił miecz prosto w serce swojej ostatniej ofiary. Dziewczyna wydała ostatnie tchnienie, ale Wilwarina już to nie interesowało. Zamiast tego poszedł zobaczyć jak poszło reszcie, gdyż w ferworze walki nieco się oddalił od towarzyszy. Uśmiechnął się na widok Artha, który uporał się ze wszystkimi przeciwnikami, ale jego uśmiech poszerzył się na widok Lunari dobijającej swoją ostatnią ofiarę. Wampirzyca właśnie obnażała swoje kły i wpijała się w gardło leżącego mężczyzny.
"No proszę, miło się na to patrzy, lubię dziewczęta z pasją i takie, które nie ukrywają swojego apetytu." Spojrzał na Artha i spoważniał, wiedział, że to nie moment na żarty, wszakże sytuacja była, bądź co bądź, poważna - mimo wszystko ponieśli rany i kto wie co ich czeka po tym jak dokonali zbiorowego zabójstwa tych ludzi. Nastawił sobie złamaną kość, oparł się o drzewo, wystawił twarz do promieni słonecznych i z zaciekawieniem czekał aż Lunari skończy i do nich podjedzie, a w sumie aż da znać, że mają podjeść, bo z wiadomych przyczyn nie wystawi się na słońce.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

"No to teraz się zacznie zabawa. Wreszcie jeden na jednego, nie żeby mi przeszkadzało to, że było ich więcej, ale teraz mogę się pobawić."
- Co tak zbladłeś, kolego? - spytał ironicznie Arth. - Pierwszy raz widzisz śmierć sprzymierzeńców? - dodał z uśmieszkiem.
Chyba zdenerwowało to ostatniego mężczyznę, bo od razu oprzytomniał i dyskretnie wyjął nóż do rzucania.
- Nie boję się tak marnych istot - dodał arogancko, jak gdyby nie widział co się stało z jego kompanami. W tym momencie błyskawicznie rzucił ostrzem i trafił w ramię kowala, co ogromnie go zdziwiło. Jednak nie miał zbyt dużo czasu, żeby to przeżywać, ponieważ napastnik już na niego biegł. Niedźwiedziołak wyjął nóż z ramienia i szybkim lecz mocnym atakiem topora przełamał miecz oponenta. Najemnik stracił równowagę, lecz szybko wstał i odskoczył od następnego ataku. Pechowo odskoczył tam, gdzie leciał miecz odrzucony przez Lunari i trafił go w łydkę. Miecz odleciał na parę metrów w dal, a mężczyzna z rozciętą nogą kuśtykał w jego stronę.
- Nie tak prędko chłoptasiu - krzyknął Arth.
I w tym momencie wziął wielki zamach znad głowy i rzucił toporem w kierunku rannego mężczyzny. Ostrze perfekcyjnie wbiło się w głowę nieszczęsnego mężczyzny, który padł trupem na ziemię. "Czy mi się wydaje czy piętą Achillesową Wilwarina są strzały? W sumie nikt by nie chciał być trafiony strzałą, ale on gdy zobaczył tą łuczniczkę jakoś dziwnie zareagował, a może mi się tylko tak zdaje. W każdym bądź razie poradził sobie świetnie, więc się ciesze, że stanął po mojej stronie." Gospodarz wzrok swój przerzucił na Lunari, która wykańczała swoją ostatnią ofiarę. "Widzę, że nie tylko ja i Wilwarin daliśmy sobie radę, dziewczyna wygląda jakby nic się nie stało, jakby to nie ona zabiła czterech napastników. Ciekawe czym mnie jeszcze zaskoczą?"
Arth podszedł do Wilwarina, który stał nieopodal, po czym razem podeszli do Lunari, która została w cieniu drzewa.
- Jak chciałem dać ci obiad, to mówiłaś, że już jadłaś i nie jesteś głodna, a tu proszę deser zjadłaś z rozkoszą - powiedział z dużym uśmiechem kowal.
- Dziękuję wam za pomoc i przepraszam, że was w to wpakowałem. Jestem waszym dłużnikiem, ale teraz jak najszybciej chciałbym ruszać w stronę Demary, bo z tamtejszych okolic ślą na mnie te ataki. Mogę wam jedynie teraz zapłacić lub dać jakiś oręż. No chyba, że zmierzacie w tamtą stronę to możemy pójść razem i kto wie może się jakoś zrekompensuję - dodał niedźwiedziołak, czekając na odpowiedź nowych znajomych.
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lunari »

        Zgodnie z oczekiwaniami obaj mężczyźni podeszli do Lunari. Głos zabrał nie kto inny jak pan domu. Gdy wspomniał o jedzeniu, drgnęła jej lekko powieka, ale mimo to odpowiedziała:
- Cóż... Powiedzmy, że to był bardziej posiłek z wyższej konieczności.
         Następnie gospodarz zabrał głos po raz drugi. Tym razem sprawa była dużo poważniejsza. Mówca streścił w czterech zdaniach swoje odczucia i parę informacji i wyczekiwał odpowiedzi od obojga, choć nastała krępująca cisza. Dziewczyna słysząc słowo "dłużnik", przypomniała sobie niefortunny dzień, gdy to ona po części nim została. Wciąż pamiętała ten gorzki smak porażki, gdy brat wbrew własnej woli wlał własną krew do jej organizmu. Przez ten fakt, miała jeszcze większą ochotę dopaść do niego i dokonać własnymi rękoma w niezbyt przyjemny sposób rehabilitacji swojej dumy. Jej oczy przekierowały się na Wilwarina, którego czoło lekko się zmarszczyło, a wzrok wskazywał na zamyślenie. ,,Zastanawia się nad odpowiedzią?''
Spojrzała na niedźwiedziołaka, lekko westchnęła i przemówiła:
- Źle odebrał pan moją pomoc. Nie lubię sformułowania bycia czyimś dłużnikiem. Rozumiem, że pańskie intencje były dobre, ale proszę nie postrzegać mnie w ten sposób, doprowadza mnie to do złości. - Mimo negatywnych uczuć, które nią władały, mówiła ze stoickim spokojem. - Doceniam również gest z orężem, ale jako stałego towarzysza w boju reflektuje jedynie mój rodzinny dobytek. Jednak mogę zapewnić, że dotrzymam panu towarzystwa w drodze do miasta.
        Zerwał się nieco silniejszy wiatr, przez co kaptur spadł jej z głowy i włosy powiewały na wietrze. W tym samym momencie drzwi od chatki Artha zatrzasnęły się przez siłę wiatru, co zwróciło uwagę całej trójki. Lunari następnie jedną ręką złapała większość włosów i sprawnym ruchem wpakowała je do wnętrza płaszcza, po czym ułożyła nakrycie ponownie na właściwym miejscu. Postanowiła przez jakiś czas potrzymać kaptur, aby nie doszło ponownie do podobnej sytuacji. ,,Miałam w zamiarze przeszukać las, ale miasto nie jest złym wyborem. Być może znajdę w nim ślady, które zbliżą mnie choć odrobinę do jednego z czterech przedmiotów? Poza tym ten głupiec lubi takie miejsca, więc całkiem możliwe, że odzyskam swój honor...''
Spojrzała na Wilwarina w oczekiwaniu na odpowiedź. Gdy tylko otworzył usta, dziewczyna wsłuchała się w jego słowa.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

Kiedy Wilwarin wraz z Arthem podeszli do Lunari, gospodarz zabrał głos. W swej zwięzłej wypowiedzi podziękował za pomoc i co ciekawsze zaproponował wspólne udanie się do Demary.
" Chce iść do Demary? Wnioskuję,że przypadliśmy mu do gustu skoro jest gotowy spędzić z nami jeszcze trochę czasu. Jakby nie patrzeć i tak nie mam konkretnego celu podróży a ta dwójka jest bardzo interesująca, pytanie czy nie kłopotliwa. Minęło wiele lat od kiedy miałem towarzyszy podróży z drugiej jednak strony...'' tu przerwał swoje przemyślenie gdyż głos zabrała Lunari. Przysłuchiwał się uważnie jej słowom i usłyszał, że przystaje ona na propozycje wspólnej podróży. Kiedy już miał dojść do głosu i przekazać towarzyszom swoją decyzję zerwał się wiatr, przez który drzwi do chatki Artha trzasnęły z hukiem.
" Ciekawe czy to dobry czy zły znak." kącik jego ust lekko drgnął po czym powiedział:
- Ja również nie uważam,że masz u mnie dług, wszakże sam zadecydowałem o podjęciu walki z tamtymi ludźmi. Dlatego też nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy jak i podziękuję za oręż. Natomiast jeśli chodzi o podróż... z chęcią się do was przyłączę.
" I ciekaw jestem kiedy wszyscy będziemy mieli siebie na wzajem dość" dodał w myślach.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

- Dziękuję zatem wam raz jeszcze i rad jestem, że sam tak długiej drogi iść nie będę.
Ekipa wróciła do domku gospodarza, zabrała ważniejsze rzeczy i zebrała się przed domem.
"Chyba wziąłem to co najważniejsze, dobrze że mi ufają w takiej mierze, że chcą spędzić czas w moim towarzystwie. Chociaż nie mają się czego obawiać, na własne oczy widziałem co potrafią."
- No dobrze, pozwólcie że ustalę trasę naszej wędrówki - powiedział kowal to swoich nowych towarzyszy.
- Dziś pojedziemy do Menaos, bo mam tam się spotkać z kimś kto wie coś na temat osoby, której szukam. Tak, powiedziałem "pojedziemy". - W tym momencie się uśmiechnął i ręką pokazał, że mają iść za nim. Gdy poszli jakiś kawałek od domu i byli już w lesie ujrzeli ukrytą malutką stajnię, w której były trzy klacze jedna kara, druga gniada i trzecia siwa.
- W jeden dzień tam nie dojedziemy, więc przy rzece zrobimy postój.
Gdy ruszyli, Arth przerwał ciszę.
- Prawie bym zapomniał, gdy będziemy dojeżdżać do miasta rozdzielimy się, ponieważ jak coś pójdzie nie po naszej myśli to lepiej będzie jak nie zapamiętają naszej grupki.
Po chwili znów na dłuższy czas zapadła cisza.
"Mam nadzieję, że to był dobry pomysł, że oni mnie nie wykiwają. Mam też nadzieję, że ten człowiek będzie na miejscu."
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lunari »

        Gdy gospodarz skończył swoją krótką odpowiedź, skierował się w stronę chatki. Tuż za nim szedł Wilwarin, a dziewczyna wlokła się na samym końcu. Nie mając po co wrócić do miejsca urzędowania Artha, została u progu drzwi i oparła się o ścianę. Patrzyła jak mężczyźni krzątali się po pokoju. Jak kultura tego wymagała, to osobnik płci przeciwnej pomagał zabrać rzeczy, które Arth uznał za niezbędne w podróży. Do chatki przez otwarte na oścież drzwi wleciał kolejny podmuch wiatru, co skusiło dziewczynę do wyjścia na zewnątrz. Usiadła w cieniu niedaleko domu niedźwiedziołaka, zamknęła oczy i delektowała się powiewem powietrza. Niedługo potem mężczyźni wyszli, a ona sama dołączyła do nich. Niezręczną ciszę przerwał nie kto inny jak Arth. Lunari jedynie słuchała, co miał do powiedzenia. Gdy machnął ręką, zachęcając, by pójść za nim, bez wahania ruszyła. Nieopodal domu znajdowała się stajnia. W trójkę dosiedli konie i ruszyli przed siebie. Krępującą ciszę po raz wtóry przerwał niedźwiedziołak.
- Nie mam nic przeciwko rozdzieleniu się, sama mam parę spraw do załatwienia. Dzięki temu będziemy mogli szybciej dotrzeć do naszego obranego celu. Panie gospodarzu, skoro jesteśmy nadal w tym temacie, czy wiesz jak wygląda człowiek, który chce zesłać na ciebie to wielkie nieszczęście? Ile osób ma pod sobą? Bądź co bądź wolałabym nie szukać po omacku.
        Oczekując odpowiedzi, Wilwarin skorzystał z nadarzonej okazji i sam dorzucił parę pytań od siebie. Oboje wpatrywali się w zaatakowanego pytaniami Artha, oczekując odpowiedzi. W trójkę usłyszeli z daleka stukot kilku par kopyt. Lunari naprężyła swoje mięśnie, choć nie zmieniła tempa, w jakim się poruszała na wierzchowcu, była w pełnej gotowości. "To nie kolejne posiłki. Pierwszy raz wyczuwam ta dziwną aurę...'' Spojrzała na Wilwarina, który również wydawał się być zdezorientowany. Jedynie drugi towarzysz zachowywał spokój, znając doskonale wydzielaną aurę. Mimo wszystko jedynie się uśmiechnął pod nosem i odpowiadał na zadane pytania. W środku jego wywodu, sprawcy całego zamieszania przebiegli niedaleko podróżujących. Były to pegazy, które w Lesie Driad pokazywały się systematycznie. Ich chwilowa obecność przykuła uwagę całej trójki. "Cóż za specyficzną aurę wydzielają. Z jednej strony jest dość intensywna, a mimo to nie drażni, wręcz koi swoją harmonią''
- Teraz wiem skąd te opanowanie na pańskiej twarzy. Proszę mi powiedzieć, czy to były istoty zwane pegazami? Widziałam podobne stworzenia w jednej z ksiąg, którą przeczytałam.
        Zarówno Arth jak Wilwarin włączyli się do dyskusji, którą rozpoczęła Lunari. Gdy wszystko zostało wyjaśnione, Arth zmienił temat i dokończył swoją wcześniejszą wypowiedź.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

Kiedy weszli do lokum Artha, Lunari ustała koło wejścia, a Wilwarin zaczął pomagać gospodarzowi zbierać wskazane przez niego rzeczy. Sam Łowca Dusz cały swój niewielki dobytek zawsze nosił przy sobie, więc mężczyźni szybko się uwinęli z zadaniem, po czym niedźwiedziołak omówił trasę ich podróży i zaprowadził ich do stajni. Wilwarin dosiadł gniadej klaczy i ruszył w drogę z milczącymi towarzyszami. Milczenie to jednak przerwał Arth, który wspomniał o rozdzieleniu się po dotarciu do miasta. Następnie głos zabrała Lunari i na końcu swojej wypowiedzi zadała kilka pytań Arthowi, nastała chwila ciszy, Wilwarin postanowił ją przerwać:
- Mi również pomysł rozdzielenia się nie wadzi. Dobrze by jednak było, gdybyśmy nadal pozostawali w jakimś kontakcie, więc proponuję, abyśmy zatrzymali się w tej samej karczmie. Oczywiście każde z nas przybyłoby do niej w pewnym odstępie czasu, by nie wzbudzać podejrzeń. Gdyby któreś z nas zdobyło jakieś istotne informacje, ułatwiłoby to przekazywanie ich sobie wzajemnie. Czy przystajecie na mój pomysł? Będę szczery i powiem, że jestem otwarty na wasze propozycje.
"Ponieważ nie mam w tym żadnego interesu, poza zabawą" - pomyślał - " Duże miasto, dużo karczm, panien i zamieszania. Kto by się spodziewał, że od szukania postoju przejdę do niejakiej przygody""- pomyślał i uśmiechnął się w duchu, jednak zaraz po tym zaczął nasłuchiwać. Z oddali dochodził stukot kopyt, jednak Wilwarin nie wyczuwał żadnego człowieka. Cały czas w gotowości wysłuchiwał odpowiedzi Artha. W środku jego wywodu przebiegły koło nich pegazy - kreatorzy zasłyszanego wcześniej tętentu.
"Jakie piękne stworzenia. Może to moja skrzydlata natura sprawia, że przyglądanie się im przynosi mi przyjemność, a może zwyczajnie mają one w swojej naturze tą harmonię i elegancję."
Lunari zadała pytanie dotyczące ujrzanych istot więc gromada chwilę podyskutowała na ich temat, jednakże nie trwało to zbyt długo i Arth wrócił do głównego tematu rozmowy.
Awatar użytkownika
Arth
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arth »

"O proszę, moi nowi znajomi zaraz zobaczą coś niezwykłego".
Arth nie pomylił się, obok nich przebiegły właśnie pegazy. Każdy przyglądał im się dokładnie, a chwilę potem kowal otrzymał pytanie od towarzyszki.
- Tak Lunari, to były pegazy, jedne z najpiękniejszych stworzeń w tym lesie. Co prawda rzadko je widuję, bo mało które zapuszczają się na skraj lasu.
Drużyna jechała w milczeniu, aż w końcu zaczęło się ściemniać, a rzekę już było słychać. Arth zaproponował zrobić przy niej obóz, żeby chwilę odpocząć, rozprostować nogi czy się zdrzemnąć. Wielkolud od razu poszedł spać i spał tak przez cztery godziny. Reszta załogi zamiast spać robiła inne rzeczy. Gdy wstał od razu się spakowali i jechali dalej. Było jeszcze ciemno, bo była to połowa nocy.
- Myślę, że pod wieczór powinniśmy już być w Menaos, jeśli nic nam się nie przytrafi - odparł z małym uśmieszkiem.
Tak też było - szczęśliwie dojechali do miasta, a niedźwiedziołak widząc, że skończyły mu się zapasy jedzenia, od razu wiedział gdzie się skieruje. Przywiązali swoje konie to płotu przy murze miasta i skierowali się ku niemu.
- Dobrze moi mili, czas się rozdzielić, ja pójdę do karczmy tak jak się umówiłem, a potem możemy się w niej spotkać. Jednak pamiętajcie, żebyśmy przy ludziach grali tak jakbyśmy się dopiero poznali.
Tak też zrobili, gdy weszli do miasta każdy poszedł w inną stronę. Kowal znalazł karczmę zamówił kolację i usiadł przy stoliku w rogu sali, czekając na informatora. Długo czekać nie musiał, do budynku wszedł właśnie jegomość, który od razu zobaczył swojego klienta, również zamówił kolację i dosiadł się do niego.
- Ty zapewne jesteś Arth Immitis? - spytał mężczyzna.
- Tak mnie zwą - odpowiedział.
- Informacja na temat, który cię interesuje, nie będzie tania - rzekł z chytrym uśmieszkiem tajemniczy typ.
- Jestem ciekaw czy będzie warta swojej ceny, nie zapłacę za coś czego będę potem żałował. Ile więc chcesz i co wiesz? -odburknął.
- Wiem gdzie przebywa osoba, której szukasz i wiem co chcesz jej zrobić. Za taką informację biorę zazwyczaj 50 ruenów, ale w twoim wypadku pomagam ci w morderstwie więc musisz zapłacić podwójnie. - Uśmieszek dalej trzymał się na jego twarzy.
- Ździerstwo! - oburzył się Arth po czym dodał. - Bierz te chędożone pieniądze i mów co wiesz.
Uśmiech powiększył się na twarzy informatora, gdy chował pieniądze do kieszeni.
- Twój cel znajduję się w Leonii. W porcie znajduje się łajba z flagą skrzyżowanego miecza z toporem, to jego lokum. Zwą go Venator. - Gdy to powiedział bez słowa wyszedł z knajpy.
"Sporo jeszcze drogi muszę przebyć, no ale co zrobić przynajmniej wiem gdzie jest. Dobrze, że wziąłem sporo pieniędzy, został mi jeszcze złoty gryf."
Minęły około dwie godziny, gdy do knajpy weszli kompani wielkoluda. Na szczęście karczma była pełna i zostały tylko miejsca koło Artha więc nikt nie zwrócił uwagi na to gdzie siadają nowo przybyli.
- Karczmarzu, butelkę dobrego wina proszę, czas poznać nowych znajomych.
Ludzie często poznają się przy trunkach więc nikt w tej wypowiedzi nie widział nic dziwnego, a karczmarz poproszony przyniósł to o co prosił klient oraz trzy kieliszki.
Niedźwiedziołak zaczął nalewać wina do kieliszków, gdy przypomniał sobie, że jeden z kompanów jest wampirem. "Ciekawe czy wina też odmówi, może akurat to jej nie przeszkadza. Wilwarin na pewno nie odmówi dobrego trunku, szczególnie że to ja stawiam." Tak rozmyślając, uśmiechnął się pod nosem, po czym wziął łyk zakupionego wina.
Ostatnio edytowane przez Arth 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Lunari
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir czystej krwi
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lunari »

        Po krótkiej, ale konkretnej odpowiedzi niedźwiedziołaka nastała cisza. Lunari rozglądała się dookoła i podziwiała roślinność, o której jedynie mogła poczytać w książkach. Jej uwagę w szczególności przykuła tajemnicza, biała roślina w kształcie kielicha, która wysokością dorównywała Arthowi. Pod wpływem przedzierających się przez korony drzew promieni słonecznych, otwierała swoje wnętrze, wydając przyjemny odgłos dla uszu. Oczom dziewczyny ukazała się szklana kulka, mieniąca się wieloma kolorami. Wpatrzona z zaciekawieniem, oprzytomniała, gdy jej klacz zareagowała gwałtownie na huk, dobiegający z daleka. Uspokoiła swojego wierzchowca i skupiła się na drodze, którą miała przed sobą.
,,Czyżby to była drapieżna roślina? Z pewnością nie na darmo przyciąga tak dużą uwagę.''
        Kompania wyszła z Lasu Driad. Powoli się ściemniało, więc Arth, który dowodził całą wyprawą, zaproponował rozbicie obozu przy rzece Motyli. Zarówno Lunari jak Wilwarin nie mieli nic przeciwko. Dziewczyna jedynie pokiwała twierdząco głową. Zatrzymała się obok nich i zeszła z klaczy. Nie zwracała uwagi, co w tym czasie oboje robili. Złapała za lejce i podeszła do rzeki, która wbrew pozorom nie była zbyt głęboka. Przywiązała konia do drzewa, stojącego obok nurtu wody, dzięki czemu mógł w każdej chwili napić się. Następnie usiadła i zdjęła kaptur. Wiedziała, że taka ilość słońca nie jest już dla niej niebezpieczna. Nachyliła się nad wodą i spojrzała w swoje odbicie. Mimo dużej ostrożności i działania medalionu, zarówno na twarzy jak na rękach znajdowały się oparzenia.
,,Będę musiała znaleźć jakąś ofiarę w mieście. Nie ma mowy, żeby wszystko zniknęło do tego czasu, zwłaszcza że przed nami spory kawałek drogi...''
        Wyprostowała się i spojrzała na Wilwarina, który był wpatrzony za siebie, jakby kogoś tam zauważył. Lunari obróciła się i spojrzała w to miejsce, ale nawet dzięki swojemu dobremu wzrokowi, nikogo nie dostrzegła. Nieco zdziwiona przekierowała się na Artha, który przed chwilą położył się spać.
,,Jak dużym zaufaniem zostaliśmy obdarzeni przez niego? Zasnął ot tak, podczas gdy stanowi zarówno dla mnie jak dla tego Łowcy Dusz idealną ofiarę.''
        Dziewczyna odsunęła się kawałek i oparła o drzewo. Patrzyła przed siebie, a w jej umyśle rodziło się wiele pytań, przemyśleń. Sięgnęła ręką do kieszeni znajdującej się od wewnętrznej strony odzienia i wyjęła obszarpany skrawek materiału. Znajdowała się na nim twarz mężczyzny, wyrwana prosto portretu, o którego nietrudno w posiadłości von Widrten. Spojrzała na niego bez większych uczuć. Lunari usłyszała znany jej głos zza ramienia. Należał on do Wilwarina, który zapytał się o tożsamość mężczyzny.
- To nie twoja sprawa - odpowiedziała chłodno i schowała skrawek do płaszcza.
         Łowca Dusz skomentował jeszcze tę sytuację, ale dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wilwarin przysiadł się do wampirzycy. Choć z początku jakikolwiek hałas pochodził z płynącej rzeki, to po pewnym czasie zaczęli ze sobą konwersować. Trzeba przyznać, że ta rozmowa bardziej przypominała zlepek krótkich wypowiedzi. Nieco dłuższą przerwą w niej było przygotowanie i zajadanie się jedzeniem przez mężczyznę. Z czasem na niebie zaczął górować księżyc, a wraz z nim tematy w nieudolnej rozmowie wyczerpały się. Czując, że to już najwyższa pora na dalszą podróż, oboje wstali i zaczęli pakować rzeczy, przez co zbudzili drzemiącego nieopodal Artha. Na końcu Lunari zasiadła swoją klacz i dołączyła do pozostałej dwójki. Wyruszyli znad rzeki i dalej przemierzali Równiny Andurii.
,,Czy to przesadna ostrożność czy głupota? Jak bez pochodni zamierzają sobie dać radę w środku nocy? Zdają się na blask księżyca?''
Niedługo po rozmyślaniach dziewczyny, grupka zatrzymała się. Jeden z towarzyszy wyjął pochodnie i starał się ją rozpalić. Lunari mimo dysponowania odpowiednią mocą, nie kwapiła się do pomocy i spoglądała jak towarzysz wzniecał mały ogień, od którego zapalił pochodnię.
,,Niepotrzebnie zastanawiało mnie to. Teraz muszę się męczyć z tym światłem...''
         Kompania ruszyła naprzód. Wraz z nastającym rankiem, na niebie górowało słońce, które z czasem świeciło coraz mocniej. Dziewczyna dzięki mocy istnienia stworzyła dziwaczną konstrukcję z uchwytem na końcu, na którą zarzuciła płaszcz, dzięki czemu większość jej ciała znajdowała się w cieniu. Około południa Arth zaproponował postój, co przypadło do gustu Wilwarinowi. Wampirzyca nie rozumiała celu postoju, zwłaszcza, że wokoło nie było niczego, co mogłoby zredukować napływ promieni słonecznych, mimo wszystko zatrzymała się wraz z nimi. Dopiero, gdy usłyszała burczenie w brzuchu jednego z towarzyszy, przypomniało jej się, że w odróżnieniu od niej odczuwają potrzebę jedzenia. Męczona słońcem pod koniec Równiny Andurii, wyczekiwała z niecierpliwością dalszej podróży. Po długim wyczekiwaniu, ruszyli dalej. Do wieczoru zrobili jeszcze parę mniejszych bądź większych przerw, przez co zapasy jedzenia znacznie się zredukowały. Po pewnym czasie Lunari odczuła lekką ulgę widząc, że powoli zajeżdżają do miasta.
Awatar użytkownika
Wilwarin
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Wilwarin »

Kompania podróżowała w milczeniu, każdy był zatopiony we własnych myślach i podziwianiu dobrobytu Lasu Driad. Wilwarin rozmyślał o tym, jak będzie wyglądało miasto, do którego zmierzają i przede wszystkim, co w nim na nich czeka. Jak potoczy się jego wspólna przygoda z nowymi towarzyszami i co będzie kolejnym celem podróży. Na takich rozważaniach upłynęła mu droga do Rzeki Motyli, nad którą to zrobili postój. Wilwarin postanowił pomóc Niedźwiedziołakowi w rozbijaniu prowizorycznego obozu, podczas gdy Lunari udała się ze swoją klaczą nad rzekę. Kiedy Arth oznajmił, że udaje się na spoczynek, Łowca Dusz chwycił lejce swojej klaczy i przywiązał ją do drzewa sąsiadującego z tym, do którego była przywiązana klacz Lunari. Mężczyzna już miał się udać w stronę towarzyszki, gdy za sobą usłyszał jakiś szelest. Nie zdołał jednak ujrzeć co było jego sprawcą więc uznał, że musiało to być jakieś niewielkie i nieszkodliwe stworzenie.
"Nawet jeżeli ktoś chciałby nas zaatakować to miałby niesamowitego pecha zważywszy na to, kim każdy z nas jest." uśmiechnął się w duchu i ruszył w stronę towarzyszki. Podszedł do niej od tyłu, mimo że nie miał złych zamiarów i ujrzał, iż Wampirzyca trzyma w rękach portret jakiegoś jegomościa.
- Oho, czyżby nasza chłodna kompanka miała jednak jakiegoś wybranka serca? - zapytał żartobliwie, ale i zaczepnie.
Po usłyszeniu chłodnego zaprzeczenia Wilwarin zaśmiał się w głos i dodał już poważniej:
- Widzę, że to drażliwy temat, proszę mi wybaczyć nadmierną ciekawość.
Łowca Dusz przysiadł się do Lunari i zaczęli ze sobą niezgrabną rozmowę - podczas jednej z dłuższych pauz mężczyzna rozwinął mały
pakunek, w którym znajdowały się dwa duże jabłka.
- Jabłka to co prawda dzieło matki natury, a nie pokarm przyrządzany przez ludzi, ale jestem świadom, że się nie skusisz. Mam nadzieję, że moja konsumpcja nie będzie ci bardzo wadzić.
Mówiąc to zaczął kroić jabłko małym nożykiem i co jakiś czas kawałek rzucać w stronę swojej klaczy. Kiedy zwierze zorientowało się, że nie dostanie już więcej kawałków owocu postanowiło zasnąć.
Kolejne godziny siedzenia we dwójkę nad rzeką spędzili na kontynuowaniu niezgrabnych rozmówek do czasu, aż na niebie pojawił się księżyc. Postanowili zacząć się pakować co obudziło Artha, który do nich dołączył i po niedługim czasie znowu byli w drodze. Szli jakiś czas w ciemności, przełamanej tylko lichym księżycowym świtałem, Wilwarin powołał się na swój doskonały słuch jednak po pewnym czasie stwierdzili z Arthem, że zapalą pochodnię, która nie dość, że ułatwi im poruszanie się, to jeszcze odstraszy dzikie zwierzęta. Wkrótce nastał świt, postanowili więc zrobić postój, aby się posilić, rozprostować kości i napoić konie. Takich postoi było jeszcze kilka, aż w końcu dotarli do celu - Menaos. Przywiązali swoje konie do płotu przy granicy miasta, a Niedźwiedziołak oznajmił, że idzie do wcześniej wspominanej karczmy. Jako że pozostała dwójka miała dołączyć do niego po pewnym czasie, Wilwairn rozejrzał się chwilę i zdecydował, że pójdzie w lewo, o czym dał znać Lunari kiwając porozumiewawczo głową w jej stronę.


Ciąg dalszy: Wszyscy
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości