Las DriadPełnia chaosu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- No kocham magie czyli lubię jej używać bo sprawia mi to radość – odpowiedziała pokusa z uśmiechem na ustach.
Słysząc kolejne pytanie Rozalia zdziwiła się.
- Poznać? Ale… ale z kim?
Po ataku kota, piekielna unosiła się w powietrzu dzięki swym skrzydłom. Wymieniła zdanie z kotołakiem gdy Haxam niespodziewanie krzyknął wszystko na moment umilkło i jakby zatrzymało się.

- Ja tam nie wiem, było tak że podróżowałam sobie, znalazłam się w krainie zimy, spotkałam tego agresywnego kota oraz kogoś jeszcze. Wtedy było takie coś jakby portal i wylądowałam w krzakach i przespałam noc i obudziłam się i się spotkaliśmy. A teraz staramy się poznać ale on wszystko psuje! – starała się powiedzieć wszystko w jak najszybszym tempie. Zapatrzyła się w niebo czy powiedziała wszystko.

- Magii i magii? O co mu chodzi… - pomyślała – AH! On chyba uznał że Magii to jakaś osoba! – wybuchła śmiechem.
- Ależ ja cały czas mówiłam o magii czyli o mocy magicznej a nie o osobie – zachichotała.

Ciesząc się że jest poza zasięgiem kotołaka przyjrzała się białym chmurkom i błękitnemu niebu. Brakowało jej czegoś. I tym czymś były kolory więc stworzyła mnóstwo tęcz, setki, tysiące.

-Jak ładnie teraz! – Jednak nie przewidziała że skoro stworzyła tęcze to musi być deszcz. Znienacka rozszalała się ulewa, kolorowa ulewa.
Ale za to strasznie silna. Ledwo zaczęło a już woda sięgała stojącym na ziemi do kostek i coraz szybciej się podnosiła.
- Chyba wywołałam powódź – pomyślała przerażona.

Natomiast użycie magii kolejny raz, będąc w pobliżu Haxama skutkowało tym że niemiły zminnokształtny po prostu znikł.
- Ojej, co ja narobiłam…
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Haxam z uwagą przysłuchiwał się opowieści pokusy. Zbyt dużo z niej nie rozumiał, zresztą jak zawsze, Rozalie posługiwała się takim sposobem mówienia, który stanowił dla runicznego nie lada zagadkę. Pomimo największych chęci, po prostu przekaz wymykał mu się jakoś z głowy, nie potrafił poskładać ze sobą wszystkich części. Chaotyczna opowieść skrzydlatej kobiety nie powiedziała mu zbyt wiele, ale pomimo tego postarał się wszystko zrozumieć, na swój własny sposób.
- Cóż, to bardzo ciekawa historia – odpowiedział. - Ja przyszedłem od gór, obszedłem je. Wcześniej byłem w takiej krainie, gdzie nie było w ogóle światła, a wszyscy mieszkańcy witali się atakując nawzajem swoje szyje. Były też takie zabawne pacynki z kości, co to udawały, że chcą mnie pociachać na kawałki. Sympatyczne stworzonka. No i byli też jacyś tam magowie, ale ci nie zajmowali się mną, tylko tworzeniem za pomocą magii armii takich pacynek, aż do czasu, gdy oni sami się w nie nie zamieniali. Widzisz, Rozalio, dlatego nie wolno przy mnie używać magii. Jednocześnie uprzedzam, że nie chodzi mi tutaj o Magię.
        Pokusa roześmiała się, co trochę skonfundowało Haxama. Ten jednak szybko poznał powód rozbawienia Rozalie i zrozumiał.
- Och, przepraszam za moją uwagę – powiedział. ”Mówiła o użyciu magii, czyli mocy magicznej. Ale ja jestem głupi.” – Ale na przyszłość uważaj, żeby nie popełniać takich błędów w obecności Magii. Ona pewnie też się pomyli i pomyśli, że chcesz jej użyć.
        Nagle wilkołak powiedział coś, przez co Haxam na chwilę całkowicie stracił głowę. Wpatrzył się w usta zmiennokształtnego i powoli sam poruszył swoimi.
- Py-kawa – wypowiedział powoli. - Pykawa. Pykawa. Pykawa. Nie, nie umiem tego wypowiedzieć.
        Nowe słowo bardzo go zafascynowało, brzmiało niezwykle i choć Haxam nie miał najmniejszego pojęcia, co może ono znaczyć, to i tak miał przeczucie, że niedługo stanie się jego ulubionym. Pomimo tego, że jego skalne usta nie mogły w żaden sposób tego wymówić, nieważne jak nie starał się to zrobić.
        Jego radosne rozmyślania przerwało to, co zrobiła Rozaile. Haxam wyczuł użycie magii, jeszcze zanim w ogóle je dostrzegł. Na niebie pojawiło się mnóstwo tęcz, tak wiele, że runiczny nie potrafił ich policzyć.
- Nie, nie wolno – powiedział, lekko spanikowany, gdy z nieba lunął potężny deszcz. Czego jak czego, ale wody się obawiał. Była to jedna z niewielu rzeczy, która mogła rzetelnie mu zagrozić. Jeżeli dostanie się do jego wnętrza... Haxam nawet nie chciał myśleć, co mogłoby się wtedy stać. Po chwili runiczny po raz kolejny poczuł magię i agresywny kotołak po prostu zniknął.
- To, czego można się było spodziewać – odpowiedział Haxam na retoryczne pytanie Rozalie. - Tego jest zbyt wiele. Lepiej oddalmy się stąd, ja nie mogę pływać.
Awatar użytkownika
Chors
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chors »

Pokusie było wesoło, cieszyła się, jak małe dziecko, które może zjeść tyle słodyczy, ile chce. Używała sił magicznych wedle swojej woli. Chciała chyba zrobić na złość zmiennokształtnej kociej postaci. Zaczęło się od tęcz, mieniących się wszelakimi możliwymi kolorami. Zapierały dech w klatce piersiowej. Chors rozdziawił swoją paszczę z podziwu dla takiego piękna, jakby miał w niej jedzenie, pewnie, by upadło na ziemię.
Ogarnął się w momencie zobaczenia kolorowego, intensywnego deszczu. Dziwne, nie brałem przecież żadnych substancji halucynogennych, a widzę kolorowy deszcz. Może zepsute jedzenie? Nie ten deszcz jest naprawdę i przybiera niepokojąco na sile. Ciekawe jak zareaguje na nie koteczek? - myślał.
Mina jej zrzedła w momencie, kiedy zorientowała się co niechcący zrobiła. Pewnie miała zamiar odwrócenia tego efektu, ale niestety znów nie wyszło. Tym razem kotołak zniknął, nawet chyba lepiej, bo Naokiemu pewnie nie spodobała się woda. Humor Rozalie diametralnie uległ zmianie. Wyglądała na zmartwioną.
W tym samym czasie mówił swoje zdanie dotyczące magii. Próbował wypowiedzieć słowo "pikawa", co niestety mu nie wychodziło, poprawiło tylko poczucie wilkołaka.
- Haxam pikawa oznacza, to samo co serce. Podzielam, twoje zdanie na temat opuszczenia tego miejsca, nim zaleje nas tęczowa powódź. Chodźmy do lasu na jakieś duże wzniesienie. Rozalie nie przejmuj się koteczkiem, pewnie przeniosłaś go w lepsze miejsce i tak ne lubi wody nawet tej kolorowej. Aha, nie używaj na razie czarów, bo widać niestety negatyw efekty. Teraz chodźmy poszukać schronienia przed oranżadą z nieba. - powiedział.
Założył plecak na plecy. Poszedł do w kierunku lasu szukać kryjówki przed dziwacznym opadem z nieboskłonu. Kiwnął ręką ponaglając towarzyszy.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- Na powitanie gryźli się w szyje? Zapewne wampiry – stwierdziła.

Słysząc to co mówił Haxam o tym że czarodzieje stawali się jakimiś pacynkami pokusa aż się wystraszyła. Nie chciała by zostać czymś takim.

Gdy rozpoczęła się ulewa widocznie wystraszyła runicznego. Rozalie już chciała pytać dlaczego. Jednak po chwili zmienił tok rozmyślań pokusy mówiąc iż można było się spodziewać zniknięcia jednego ze zmiennokształtnych. Piekielna czuła się winna. Kto wie co stało się teraz z kotołakiem. I choć nie był zbyt miły lekko mówiąc, dziewczyna odczuwała wyrzuty sumienia ponieważ nie była jedynie złą do cna mieszkanką piekieł. Wody było coraz więcej.

- Może masz rację – odpowiedziała wilkołakowi lekko się uśmiechając.
- Wydaje mi się że niedaleko jest wzniesienie, chodźmy tam.

Piekielna prowadziła ich w to miejsce. Był to pagórek pozbawiony jakichkolwiek drzew jednak była nieco większa opuszczona chata. Dach zdawał się być kompletny. Co za tym idzie właśnie znaleźli schronienie.

Gdy tam weszli zastali tony kurzu i setki pająków oraz ich pajęczyny w każdym kącie. Przy jednej ze ścian stał piecyk, w nim naszykowane drewno. Stół przewrócony krzesła również. Przyglądając się odnajdywali coraz więcej ciekawych szczegółów wskazujących na jakąś historie związaną z tym miejscem. Gdzieniegdzie na podłodze ślady krwi, sztylet wbity w stojący w kącie fotel. Nieco dalej przewrócony regał z książkami pod którym zdaje się widniało wejście do piwnicy. Razalie mocno to zaintrygowało.

- Zobaczymy co też tam jest? Tylko potrzebowałabym pomocy w podniesieniu tego mebelka. Sama nie jestem na tyle silna – w rzeczywistości nie była słaba jednak nie wiedziała o tym do końca.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

- Pykawa to serce? – Haxam zastanowił się. Słowo to kojarzyło mu się z czymś, przez co żywe istoty tak właściwie krwawiły, czego runiczny nie do końca potrafił zrozumieć. Po co mieć wewnątrz siebie coś takiego, co sprawiało, że każde zadrapanie owocowało wypłynięciem mnóstwa dziwnego, lepkiego czerwonego płynu. – Chyba rozumiem, a przynajmniej tak mi się zdaje.
        Wyglądało na to, że nie tylko on chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Zdziwiły go jednak słowa wilkołaka, a szczególniej jedno, którego Hasam jeszcze nigdy wcześniej nie słyszał i które brzmiało w dziwny sposób.
- Oranżada? – spytał ze zdziwieniem. – A co to jest oranżada? Brzmi jakoś… nietypowo, jakby… jakby z jakiegoś innego języka.
        Tak czy owak, ruszyli. Pierwszy ruszył Chors, za nim ruszyła pokusa, która szybko go wyprzedziła i sama postanowiła ich gdzieś zaprowadzić. Hasam chciał zrobić to samo, w myśl spełniania tutejszych zasad dobrego wychowania, ale niestety był zbyt wolny, aby zdołał choćby się wyrównać z towarzyszami. Wlókł się więc na samym końcu, starając się nie zgubić z oczu pokusy i wilkołaka, którzy momentami znikali za drzewami. W końcu stało się to, czego runiczny się obawiał. Został sam, w otoczeniu roślin. Przez chwilę ze zdezorientowaniem się rozglądał, ale w końcu postanowił ruszyć w jedną stronę, albowiem nic lepszego mu nie przyjdzie do głowy. Nie był nawet zbyt zdziwiony, kiedy ujrzał Rozalie i Chora wchodzących do jakiejś chaty na wzgórzu.
        Wszedł do środka, kiedy jego towarzysze zdołali już wszystkiemu się przyjrzeć, a pokusa zakończyć swoją wypowiedź. Pomieszczenie nieco różniło się od tych, które zazwyczaj widział. No, może jedynie kilka razy zastał taki stan mieszkania u Aleara, kiedy Haxam przyszedł za wcześnie. Runiczny zrobił krok w stronę wejścia do piwnicy, gdy nagle deski pod nim zaskrzypiały, po czym trzasnęły i złamały się. Jego noga ugrzęzła w środku, co niezbyt mu się podobało. Szarpnął, ale wyglądało to, jakby coś trzymało ją od środka. Szarpnął mocniej i tym razem udało mu się ją wyrwać. Stanął stabilniej, odzyskując równowagę, gdy nagle pękło pod nim o wiele więcej desek, a on sam poleciał w dół. Upadł na plecach, w jakimś słabo oświetlonym pomieszczeniu. Podniósł się. Nawet nie musiał spojrzeć w górę, aby dostrzec wielką dziurę w podłodze, przez którą tu wpadł. Dzieliło go od niej jakieś dziesięć stóp, za dużo, aby mógł chociażby myśleć o doskoczeniu tam. Wtedy ze zdziwieniem dostrzegł, że coś trzyma go za nogi. Tkwiły w kałuży jakiegoś lepkiego płynu, z którego nie potrafił się wydostać.
- Chyba znalazłem tę piwnicę – zawołał w stronę dziury. – Tylko ostrożnie, jest tu jakiś agresywny płyn, który nie chce mnie puścić.
Awatar użytkownika
Chors
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chors »

W pewnym momencie przewodnictwo nad grupą objęła pokusa, prowadząc ich do starej chaty. Domek został zbudowany z desek nadjedzonych przez termity. Po wejściu do środka zastali pełno kurzu, z którego można było wywnioskować brak lokatorów, oprócz owadów oraz gryzoni. Sztylet został wbity w krzesło, na ziemi leżał regał z książkami, pod którymi najprawdopodobniej znajdowało się wejście do piwnicy.
"Pewnie odbyła się tutaj bójka, musiało to być dawno. Nie widać innych odcisków butów poza naszymi." - pomyślał.
Kucnął, aby pomóc Rozalie podnieść mebel blokujący drzwiczki od piwnicy. Kiedy do chaty wszedł Haxam, zrobił kilka kroków na przód i jego noga zapadła się w podłogę. Spróbował ją uwolnić, co mu się udało, ale zaraz pod nim podłoga zarwała się.
W środku podłogi widniała wielka dziura, a w zapadlinie znajdował się Haxam, ostrzegający przed niebezpieczeństwem, krzycząc.
- Poczekaj zaraz do ciebie zejdziemy - powiedział.
Podniósł regał z książkami z ziemi i otworzył bez problemu drzwiczki do piwnicy, gdzie znajdowały sie schody prowadzące w dół.
- Chodź Rozalie! - powiedział. Zszedł schodami na dół.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Gdy Haxam wszedł do chatki, pod jego ciężarem zapadła się podłoga i wpadł do jakiejś piwnicy. Mówił, że coś go trzymało, jakiś płyn czy coś. Rozalie zamachnęła skrzydłami i wleciała tam do niego, nie lądując dla bezpieczeństwa. Było dość ciemno, mogłaby użyć magii ognia, by oświetlić pomieszczenie, ale przy runicznym nie było to bezpieczne.
- Poczekaj chwileczkę! – krzyknęła i wyleciała jak burza z chatki.

Szukała jakiejś suchej gałęzi. Udało jej się jedną znaleźć, podpaliła ją w magiczny sposób i osłaniała rękami przed deszczem który cały czas padał. Chciała temu zapobiec, więc użyła magii, woda już nie spadała z nieba. Tym razem spadały patyki. Zirytowana pokusa westchnęła. Jeszcze raz użyła magii. Już nic nie leciało z nieba, ale za to pobliskie rośliny, a właściwie pnącza, zaczęły gwałtownie rosnąć i próbowały złapać Rozalie.
- EJ! Nie! Z deszczu pod rynnę…

Poleciała szybko do chaty, omijając wściekłe rośliny. Zatrzasnęła za sobą drzwi z przerażeniem. Zleciała do dziury i oświetliła to miejsce. Nadal ciężko oddychała, nieco się wystraszyła. Gdyby to jeszcze były zwykłe pędy... ale one musiały wytworzyć mocno uzębione paszcze. Piekielna miała na ręce drobne ugryzienie, które jednak obficie krwawiło.
- Cóż, taka rada, nie wychodźcie na zewnątrz. Chciałam powstrzymać deszcz, a te rośliny stały się krwiożercze. To był przypadek, daję słowo! – powiedziała ze skrzywioną miną.

Chciała się uleczyć za pomocą magii, ale pamiętała, co się stało z kotołakiem. A o kolejnym wyjściu na zewnątrz nie było mowy. Poleciała do góry, znalazła jakąś szmatę w szafie i owinęła wokół ręki, po czym wróciła na dół. Cały czas unosiła się za pomocą skrzydeł.
Awatar użytkownika
Eloise
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Eloise »

Eloise przemierzając Równiny Andurii z północy na południe dotarła do Lasu Driad. Miała w zamiarze dotrzeć do Rubidii za dzień lub dwa. Jednak przez dziwne anomalie pogodowe zgubiła drogę. Musiała poczekać aż tęczowy deszcz ustanie i dopiero wówczas wznowić poszukiwania. W końcu ponownie było spokojnie. Krople tęczy przestały lecieć z nieba. Powietrze zrobiło się rześkie, ptaki znów śpiewały. Słońce niedługo miało zachodzić, a dziewczyna wciąż nie miała pojęcia gdzie jest. Rozłożyste korony wiekowych drzew prawie nie przepuszczały światła, więc krajobraz lasu spowijała tajemnicza zielona poświata. Nie mogła przez to dzięki słońcu wyznaczyć kierunku południowego. ,,Gdybym miała kompas..." - westchnęła w duchu i poszła przed siebie. Jej celem stało się teraz odnalezienie jakiegoś bezpiecznego schronienia na noc. Nie znała dobrze tego lasu, wolała zachować ostrożność, a w szczególności po zmroku.

Po pewnym czasie dotarła do wzniesienia górującego ponad lasem. Miała nadzieję, że ze szczytu dojrzy gościniec, z którego zboczyła podczas burzy. Rośliny oplatające drzewa rosnące u podnóża wyglądały dość niecodziennie: były bardzo duże, kołysały się i poruszały we wszystkich kierunkach. Kiedy Eloise podeszła nieco bliżej, pnącza rzuciły się w jej kierunku. Dobyła sztyletów i zaczęła odcinać roślinie jej macki zakończone zębatymi paszczkami jedna po drugiej. W końcu udało się jej utorować sobie drogę. Szybkim krokiem weszła na szczyt wzgórza. Stała tam niewielka chatka, wyglądała na opuszczoną. ,,Idealne miejsce na spędzenie nocy.". Ostrożnie pchnęła drewniane drzwi, które ze zgrzytem otworzyły się. Podróżniczka zrobiła krok do przodu. W głębi ciemnej i zakurzonej izby ujrzała wielką dziurę w podłodze i dziwną uskrzydloną postać wlatującą do jej wnętrza z pochodnią.
-Najmocniej przepraszam, szukam schronienia na noc. Byłam pewna, że ten dom jest opuszczony- Powiedziała podchodząc nieco bliżej wyrwy.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Haxam usłyszał, jak jego towarzysze każą mu zaczekać, po czym każde z nich zrobiło co innego. Wilkołak utorował zawalone zejście do piwnicy, a Rozaile wyleciała z chatki, aby wrócić po chwili, tym razem z płonącym kijem. Gdy zleciała na dół, ogień oświetlił pomieszczenie na tyle, aby obecni w środku mogli dostrzec większość rzeczy, zza wyjątkiem kątów pomieszczenia, nadal skrytych w cieniu.
        Dla runicznego nagłe pojawienie się oświetlenia było szokiem, albowiem ze wszystkich stron otaczał go zupełnie nowy obraz, którego ogarnięcie zajęło mu dłuższą chwilę. Pierwszym, co zdołał rozpoznać, było wielkie oko wyrastające ze ściany. Gdy jednak Haxam lepiej mu się przyjrzał, dostrzegł, że jest ono szklane, wielkości mniej więcej głowy człowieka, lekko pęknięte w jednym miejscu. Tęczówka była nietypowej, zielonej barwy jasnej aż do przesady, wręcz jadowicie. Naprzeciwko niego znajdowało się wejście do piwnicy, które było niczym więcej niż prostokątnym otworem w ścianie, prowadzącym do schodów. Drzwi, które kiedyś się w nim znajdowały, zostały wyważone i teraz leżały na podłodze. Na ścianie przy drzwiach wisiały trzy zardzewiałe łańcuchy, każdy z żelaznym okręgiem do ciągnięcia za nie.
        Przy dwóch ścianach, stojących prostokątnie do drzwi, znajdowało się mnóstwo szaf i regałów, na których stały potrzaskane słoiki. Jedynie kilka z nich pozostało całych, wypełniała je dziwna, gęsta brej, a w jednym pływało coś, co wyglądało na ludzkie serce. Oprócz tego przy każdej ścianie stały po dwa żelazne słupy z wąskimi koksownikami. A dokładniej, to jeden stał, bo pozostałe zostały wywrócone. Wszystkie zaś meble obecne w pomieszczeniu były nadpalone przy brzegach.
        Haxama zaniepokoiło to, że na podłodze znajdowały się trzy runiczne kręgi, każdy wewnątrz drugiego, a środek ich wszystkich znajdował się niemal w miejscu, w którym stał runiczny. Teraz dostrzegł, że substancja, w którą wdepnął, została wylana z płaskiego naczynia, które niegdyś stało pośrodku wszystkich kręgów, a teraz było wywrócone. Płyn rozlany był po większej części pomieszczenia, był bardzo gęsty i zgniło żółty.
        Rzeczą, o której Haxam nie mógł wiedzieć, był obecny tu zapach. Dało się wyczuć dość silny zapach siarki, który teraz zaczynał znikać, nadal jednak był bardzo intensywny. Runiczny także nie zauważył kartki papieru, która leżała na jednym z regałów, a która była zabrudzona zaschniętą krwią. Przy niej leżała kolejna, zapisana grubym pismem, który dla pierwszej lepszej osoby wydałby się kompletnymi gryzmołami, a które tak naprawdę było zapisane w Czarnej Mowie.
- Lepiej uważajcie, jak chodzicie – odezwał się runiczny. - Tutaj pełno jest tego dziwnego płynu, jeszcze gotów jest i was złapać.
        A jeżeli już o płynie mowa, to teraz dopiero Haxam zwrócił uwagę na to, że widzi coraz mniej. Żółta substancja pięła się coraz wyżej po jego ciele, straszliwie powoli, ale nieuchronnie zmierzając do całkowitego go unieruchomienia.
- Rozaile, pomożesz? - spytał pokusę, która unosiła się w powietrzu. - To coś zje mnie całego, jeżeli nic nie zrobimy.
        Ktoś inny pewnie panikowałby w takiej chwili, ale przecież nie on. Co to dla niego był jakiś tam płyn? Na pewno się kiedyś rozłoży, a on, skała, przeczeka przez ten cały czas, nawet nie zauważając jego upływu. Bardziej trochę go martwiło, co zrobią jego towarzysze, jeżeli on sam nie będzie mógł nic zrobić.
        Wtem Haxam dostrzegł jakiś w górze, za sobą, więc odwrócił i lekko podniósł głowę, aby móc lepiej się temu czemuś przyjrzeć. Ujrzał czarnowłosą kobietę, która podeszła do utworzonej przez niego wyrwy w podłodze.
- Bo dom jest opuszczony – odpowiedział Haxam na jej słowa. - My tu przejazdem, latająca kobieta nas zaprowadziła. Tylko uważaj, żeby nie spaść, tutaj dzieją się bardzo złe rzeczy. I jeszcze jedno, jeżeli potrafisz używać magii, to tego nie rób przy mnie, bo będzie buuuuum.
        Było to chyba wszystko, co należało powiedzieć, kwestię dalszych rozmów pozostawał dwójce swoich towarzyszy, którzy powinni być bardziej rozgarnięci w takich sprawach od niego. Tymczasem jednak dostrzegł coś dziwnego. Żar z pochodni Rozalie spadł na jedną z wielu plam żółtawego płynu na podłodze, na co ten zasyczał i poruszył się lekko, jakby chciał uciec od płomieni.
Awatar użytkownika
Chors
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chors »

Krzyk Rozalie zwabił Chorsa na górę. Usłyszał jak pokusa przed wychodzeniem na zewnątrz. Z ciekawości spojrzał w niebo i już żałował. Z nieboskłonu leciały przez chwilę patyki, następne w ogródku buszowały krwiożercze rośliny, kłapiące paszczami o wszystko, co się poruszyło.
- Rozalie, ja cię proszę ogarnij, tą swoją magię. – rzekł do demonicy trzymający gałąź, z którego tlił żar.
- Uszanowanie nieznajomo. Nie przeszkadzasz nam, jesteśmy tylko troszeczkę zajęci przez czary i gigantyczną dziurę w podłodze, gdzie znajduje się nasz znajomy. – powiedział do nowo przybyłej.
Ze swojego plecaka wygrzebał linę. Poszedł do piwnicy po schodach. Brwi Chorsa powędrowały do góry ze zdziwienia. Jeśli nie miałby skóry, to pewnie już, by ich nie miał. Nie zachwycił go widok w piwnicy. Piwniczka wyglądała na jakieś stare opuszczone laboratorium. Kusz, stłuczone słoiki, regały z książkami leżały na ziemi. W kilku nie stłuczonych słoikach pływały narządy jakiegoś organizmu. Trudno było mu stwierdzić.
Laboratorium, czy czymkolwiek, to było zostało okradzione lub opuszczone w pośpiechu. Świadczyły o tym wyłamane drzwi oraz otworzone szaf.
Na podłodze, gdzie znajdował się Haxam były runy. Po ciele olbrzyma pięła się jakaś maź.
- Rozalie użyj ognia, który masz. Jak to nie pomoże, to spróbujemy czego innego. Haxam jakby co rzucę ci linę, jak runy nie puszczą. – powiedział. Szykował linę do rzutu.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Pokusa omiotła wzrokiem miejsce oświetlone ogniem. Natychmiast podleciała do oka wystającego ze ściany. Z racji tego, że było szklane widziała w, nim swoje odbicie, co prawda nie, tak jak w lustrze, ale widziała. Zaczęła się wygłupiać i robić przed, nim zabawne miny chichocząc przy tym jak dziecko. Jako, że unosiła się w powietrzu bez problemy obróciła się do góry nogami i w tej pozycji nadal bawiła się ze swoim odbiciem. Jednak teraz uwagę pokusy przykuły szafy. Piekielna pootwierała je wszystkie, by zobaczyć co w sobie kryją. Wyciągnęła stamtąd słoik z czarnymi piórami.

- O ja cię, dobrze, że nie mam pierzastych skrzydeł – uśmiechnęła się od ucha do ucha.

Obok był taki sam, tyle że z białymi oraz cały stos kartek z zapiskami. Wzięła jedną z kartek leżących na regale. Przybliżała ją do twarzy i oddalała próbując odczytać co tam jest napisane, ale najwyraźniej miała z tym problem. Po chwili jednak szeroko otworzyła oczy i zamilkła oraz znieruchomiała.

Gdy przybyła kobieta Rozalie obdarowała ją szerokim uśmiechem, całkiem wyrwało ją to z tego dziwnego stanu. Natychmiast poleciała przywitać się z nowo przybyłą. Jakby całkiem zapominając o tym co dzieje się tam na dole, gdzie utknął Haxam.

- Skąd pochodzisz? Nie… najpierw jak masz na imię? O! I jakiej rasy jesteś? – spytała ciekawsko.

Poczekała chwilę na odpowiedź i zajrzała do runicznego, przyjrzała się runom. I ta dziwna maź coraz bardziej pochłaniała ardhena. Prosił o pomoc co nie wróżyło dobrze. Chors zasugerował jej użycie ognia.
- Dobrze spróbuję – podleciała do runicznego i przyłożyła ogień do mazi, która bała się ognia, bo w szybkim tempie uwolniła runicznego. Po czym ponownie zwróciła się do wilkołaka.

- Nie mogę uspokoić swojej magii, to chaos, nieokiełznany i nieskończony – rozłożyła bezradnie ręce. Nie sądziła, że przez przypadek stworzyła pająka ze sztućców pozostawionych na stole. Nie był to wielki czar na szczęście, więc nikt nie znikł. Natomiast dziwaczny pająk upodobał sobie nemorianke i wszedł jej na nogę co nie było przyjemne. Jego nogi zbudowane zostały z widelców, więc nie obyło się bez bólu. Najzabawniejsze, że piekielna nawet o tym nie wiedziała.

- Trzymasz się Haxam? – spytała zmartwiona – Jak myślisz, co to za miejsce?

Przeleciała się jeszcze kilka razy po pomieszczeniu, spojrzała do otwartej szafy i ku zapewne zaskoczeniu reszty wleciała tam cała. Nie było jej jakiś czas. Może z paręnaście minut. Gdy znów się pokazała miała czarną twarz pokryta kurzem a na włosach tona pajęczyn. Mimo to na twarzy wesoły lekko szaleńczy uśmiech.

- ZNALAZŁAM TAJNE PRZEJSCIE! TAM JEST DRUGA CZĘŚĆ POMIESZCZENIA! I szkielet, ale mniejsza o to. Musicie to zobaczyć! To straszne, niesamowite! Jest tam trochę zimno przez ten lód, ale chodźcie! – naprawdę ją cieszyło znalezienie czegoś takiego.
Awatar użytkownika
Eloise
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Eloise »

W głębi pomieszczenia ujrzała niebieskie, świecące oczy, które już od chwili przekroczenia progu baczne ją obserwowały. Z cienia wyłonił się wilkołak. Kobieta zrobiła odruchowy krok do tyłu, a jedna z jej dłoni powędrowała na rękojeść sztyletu. Nie wyciągała broni, ponieważ nie była pewna co do intencji stwora. Spotykała już wcześniej wilkołaki i nie wiązała z nimi dobrych wspomnień. Nieznajomy przywitał się bezceremonialnie, odwrócił i zszedł schodami w dół.

Pod podłogą znajdowała się piwnica. Kobieta uklęknęła na spróchniałej podłodze ostrożnie, aby nie potargać swoich spodni. Powoli nachyliła się nad wyrwą i spojrzała w dół. Pochodnia w dłoniach skrzydlatej kobiety dawała niewiele światła, ale w jej blasku było widać przynajmniej część pomieszczenia. Wyglądało ono na opuszczone laboratorium. Stały tam szafy pełne potłuczonych słoików, a na jednej ze ścian wisiało wielkie szklane oko. Rzeźba przywodziła jej na myśl te, które widywała w nemoriańskich świątyniach. Na środku w podwójnym runicznym kręgu stał kamienny stwór, był bardzo duży a jego ciało pokrywały symbole podobne do tych na podłodze. Kiedy usłyszał zadane przez nią pytanie, spojrzał w górę, przez chwilę się zastanowił i odpowiedział. Ze sposobu wypowiadania można było wywnioskować, że nie jest zbyt rozgarnięty. Ostrzegał przed używaniem czarów, upadkiem i mówił coś o jakimś "buuuum". Choć Eloise niewiele z tego zrozumiała postanowiła zachować ostrożność, runiczny zdawał się mówić bardzo poważnie. Dopiero moment później zauważyła, że po jego ciele pnie się jakaś dziwna maź.

-Potrzebujesz pomocy?- zapytała, ale nim usłyszała odpowiedź, uskrzydlona zamachała, a następnie rzuciła pochodnią w kierunku płynu. Ten widocznie nie lubił ognia, natychmiast puścił kamiennego i uciekł w kont pomieszczenia.

Gdy skrzydlata kobieta usłyszała jej głos, odwróciła się i podleciała do dziury. Natychmiast zaczęła wypytywać o jej imię, rasę i pochodzenie z szerokim uśmiechem na ustach.

-Nazywam się Elose Evelyn Azath, jestem nemorianką pochodzącą ze świata Otchłani.- odpowiedziała z ledwo dostrzegalnym uśmiechem po chwili namysłu. Nawyk ukrywania emocji, od którego nie potrafiła się uwolnić sprawiał, że często uchodziła za ambiwalentną. - A ty?
Kobieta widocznie przypomniała sobie o czymś, natychmiast odwróciła się nie udzielając odpowiedzi i zleciała na dół. Eloise również chciała zejść, ale postanowiła wybrać drogę, której wcześniej użył wilkołak. Schody wyglądały na spróchniałe, więc stąpała ostrożnie. Znalazłszy się w piwnicy usłyszała jak skrzydlata skarży się wilkołakowi na swoją magię chaosu, której nie jest w stanie kontrolować. Wtem coś ukuło ją w lewą nogę najpierw tuż nad kostką, potem pod kolanem, wspinało się w górę pozostawiając bolesne ślady. Eloise zobaczyła pająka niewiele większego od zaciśniętej pięści zrobionego z zardzewiałych sztućców. Ostrożnie wzięła go w dłonie i podeszła do kobiety.

-Czy to aby nie twoja sprawka? - zapytała przekornie, a następnie zachowując znaczny odstęp od kamiennego stwora pstryknęła w palce , a na jej dłoniach pojawił się prawdziwy pająk, jeszcze większy od tego "widelcowego". Widocznie wdzięczny przedreptał wzdłuż jej ręki i usadowił się na ramieniu.

-To powiedz mi wreszcie jak się nazywasz? -spytała raz jeszcze. Ale i tym razem nie było jej dane usłyszeć odpowiedzi, ponieważ nieznajoma poderwała się do lotu, okrążyła kilka razy pomieszczenie i ku zdziwieniu wszystkich wleciała do jednej z szaf. Nie był jej parę chwil. W końcu wróciła oznajmiając, że znalazła przejście do dalszej części lochów. Wspomniała jeszcze coś o jakimś szkielecie i lodzie. Była bardzo podekscytowana. Nemorianka natychmiast podążyła za nią. Za drzwiami szafy ujrzała pomieszczenie przeszło dwa razy większe od poprzedniego. Było tam dużo jaśniej. W ścianie po lewej stronie wydrążono duży otwór, a za nim lodowy tunel, z którego wiał zimny wiatr niosący płatki śniegu. Po środku pokoju stało biurko pełne otwartych ksiąg, których pożółkłe strony przewracał i targał owy lodowaty wicher. Przy biurku siedział szkielet ubrany w potarganą, fioletowo-czarną szatę. Z głową wspartą na prawej ręce przeglądał jakąś księgę. Eloise nie zwracając uwagi na resztę lochu podeszła do biurka i wyciągnęła dziwną książkę spod kościstej dłoni.
Awatar użytkownika
Haxam
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Runiczny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Haxam »

Haxam czuł się coraz bardziej zdyskomfortowany tym, że jego nogi pochłania dziwna maź, która w dodatku zaczęła lekko skwierczeć. Po chwili jednak pokusa dosyć skutecznie wystraszyła ją ogniem. Runiczny poruszył nogami, a gdy się upewnił, że wszystko jest już w porządku, czym prędzej wyszedł z kręgu run i dokładniej przyjrzał się całemu pomieszczeniu. Dostrzegł, że na dole teraz znajduje się również nowoprzybyła osoba, która przedstawiła się dość specyficznym imieniem. W dodatku twierdziła, że zamieszkuje Otchłań. Haxamowi nazwa ta coś mówiła, tylko nie potrafił sobie nijak przypomnieć, gdzie tak właściwie ją słyszał. Przez dobrą chwilę zastanawiał się nad tym tak bardzo, że nawet nie zauważył, jak zarówno pokusa i nemorianka łamią jego zakaz używania magii. Na szczęście odbyło się bez większego skutku ubocznego.
- Tak, trzymam się – odpowiedział Haxam na pytanie zadane przez Rozalie. – To pomieszczenie? Przypomina mi coś, choć nie potrafię sobie przypomnieć, czego.
        W jego umyśle wiele było rzeczy, o których nie wiedział, czasami odczuwał wrażenie, że kojarzy nazwę prawie każdego obcego mu przedmiotu. Niezbyt to ułatwiało przypominanie sobie ich znaczenia, albowiem niektórych po prostu nie można było, a Haxam nie potrafił odróżnić wspomnień do przypomnienia od tych, których nie mógł sobie przypomnieć.
- To oko to chyba jakiś… jakiś… inhibitorams? Nie, jakoś inaczej to szło. Ma w sobie jakąś taką pustkę, która teraz już prawie cała została zapełniona. Nie wiem, do czego to służyło.
        Czasami jednak udawało mu się dostrzec jakieś spojrzenie spoza własnej świadomości, należące do kogoś, kto dawno temu go stworzył. Tyle, że zazwyczaj nie potrafił dokładnie stwierdzić, o co tak właściwie chodzi z takim słowem.
        Wyglądało na to, że pokusa rzeczywiście odnalazła ukryte przejście. Haxam wszedł tam za resztą swoich towarzyszy, nie chciał nikomu blokować drogi. Ujrzał pomieszczenie pełne ksiąg oraz… szybko wycofał się z pomieszczenia, kiedy tylko dostrzegł, że wszystko wokół zaczyna się rozmazywać. ”Zimno. Lepiej, żebym tam nie wracał.”
        Tymczasem Eloise podniosła księgę zatytułowaną „Kontakty pomiędzypłaszczyźniane”, choć nazwa ta była na okładce już tak wyblakła, że z trudem można było ją odczytać. Szczególnie drugie słowo. Sama księga była pisana dość… skrupulatnym stylem. Nemorianka ujrzała na otwartej stronie ścianę tekstu, zapisanego zadziwiająco małymi literami, które z niewielkim trudem dało się odczytać. A dziwne i skomplikowane słowa zawarte w księdze wcale tego nie ułatwiały.
Awatar użytkownika
Chors
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chors »

Chors westchnął, był zirytowany zachowaniem pokusy. Przez chwilę zachowywała się jak dziecko, przeglądając się w szklanym oku i zapominając o całym świecie. Kiedy już wydawało się, że odzyskała kontrolę nad swoim zachowaniem zaciekawiona podleciała do szaf i wyciągnęła jakieś słoiki. Wilkołak miał już zwrócić uwagę Rozalie, ale ta podleciała do nowo przybyłej kobiety zgadując. Wreszcie opamiętała się i przyłożyła ogień do dziwnej mazi na ciele Haxama. W momencie, w którym za pomocą swojej magii chaosu stworzyła pająka ze sztućców, Chors uderzył się lekko ręką w czoło sugerując dezaprobatę dla jej poczynania. Jedyną korzystną sytuacją, było uwolnienie Haxama.
Nagle powróciła do jednej szaf, do której weszła i wróciła za chwilę. Podekscytowana powiadomiła wszystkich obecnych o znalezieniu tajemniczego przejścia.
Wilkołak machnął tylko swoja wilczą łapą na to wszystko, co pokusa wyczyniała. Nie rozumiał jej.
Nieznajoma przedstawiła się jako Eloise, Nemorianka z Otchłani. Chciał się jej przedstawić, ale nie dane mu było. Kobieta podążyła za Rozalie do niedawno odkrytego tajemnego przejścia, podobnie jak dopiero co uwolniony Haxam. Wilkołak zmienił zdanie i podążył za resztą, wchodząc do ukrytego pomieszczenia.
Przechodząc przez szafę. Po wejściu do środka dało się odczuć zimno, które swe źródło miało w ścianie po lewej stronie. Nowo odkryty pokój zdawał się być starszy i większy od poprzedniego. W pomieszczeniu był szkielet odziany w strój przypominający Chorsowi uwzibiór maga lub czarnoksiężnika. Niemorianka wzięła do ręki księgę.
- Proszę cie tylko bez żadnych czarów. Już takie jedne magiczne sztuczki wpędziły nas w takie nie ciekawe kłopoty. Po za tym nazywam się Chors i jak zapewne zauważyłaś jestem wilkołakiem. Naprawdę odłóż, tą księgę. - powiedział.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Gdy na Rozalie wszedł prawdziwy pająk ta zachwyciła się jak dziecko. Przyglądała mu się i brała na ręce a nawet przytulała.

- Jaki przesłodki!!! – krzyknęła.

Po fali dziecięcego uradowania przypomniała sobie o czymś. Między innymi że powinna się przedstawić.

- Jestem Rozalie i zdaję się że należę do piekielnych –zachichotała – a ten zabawny metalowy pająk, to zapewne moja sprawka ale nawet nie wiem kiedy się pojawił.

Na słowa Haxama, pokusa wykrzywiła usta w grymasie zdziwienia. Dłuższą chwilę zastanawiała się co znaczą słowa które wypowiadał a odnosiły się one do tego szklanego oka.

- Inhib….Inhibrona….Inihinita…. – próbowała powtórzyć - Również nie rozumiem tego słowa.

Wilkołak starał się przypomnieć o nieużywaniu magii przy runicznym. Roz przypomniała sobie co się stało z kotołakiem. Co prawda nie był najmilszy, ale nie zasługiwał na zniknięcie. Kto wie co się stało? Może już nie żyje, a może jest tylko w innym miejscu. Dlatego widząc Eloise wertującą księgę szybko do niej podleciała i zabrała to.

- Ktoś może zniknąć! Nie ruszajmy tego – powiedziała wystraszona.

Wzrok piekielnej spoczął na lodowych ścianach. Cały czas unosząc się za pomocą swych skrzydeł podleciała do nich. Przejechała swą delikatną rączką po lodzie i cofnęła się gwałtownie, opuszczając księgę.

- Tam są ludzie, nie, nie ludzie… ale może też ludzie… ZOBACZCIE! Zamrożony wampir, lisołak, nawet wróżka oraz minotaur!!!!

Rozalie wymieniła jedynie kilku przedstawicieli różnych ras. Rzeczywistości było ich jeszcze więcej na każdej ze ścian. Nawet malutkie dzieci. Zaciekawienie tym miejscem przerwał ogromny huk na górze. Zaczęły spadać kamienie i części dachu. Ktoś chciał najwyraźniej zniszczyć tą chatkę i jej sekrety. Niestety to coś gorszego. Przez ściany, nawet tu na dole przebijały się korzenie zmutowanych, krwiożerczych roślin. Do piwnicy wpadło nawet jedno spłoszone krzesło z kopytami i uderzyło w Haxama wywracając się. Korzenie dobierały się do szaf i kradły ludzkie bądź nieludzkie narządy po czym z niemal niewidocznych otworów swych korzenie strzelały na to jakąś substancją, która to rozpuszczała. Gdy to zrobiły ze smakiem wypijały rozpuszczone narządy, a najchętniej serca, których znalazło się tu naprawdę wiele. Dzięki tym roślinom pokusa zrozumiała ciekawą rzecz, a raczej straszną. Każda z zamrożonych osób miała wyrwane serce, wcześniej tego nie zauważyła. Gruba warstwa lodu nie pozwoliła na to.

- No cóż, to chyba dom jakiegoś kolekcjonera serc – powiedziała cicho, nie kryjąc przerażenia.
Awatar użytkownika
Eloise
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Eloise »

Nim Eloise zdążyła przeczytać choć jedno zdanie z tajemniczej księgi, zabrała ją pokusa. Twierdziła ona, że ktoś może przez to zniknąć. Nemoriankę zirytowało zachowanie Rozalie, najpierw sama zachowuje się jak dziecko i czaruje bez opamiętania, a teraz nagle martwi się czy ktoś nie zniknie. Chciała odebrać jej księgę, ale nie zdążyła - skrzydlata wzbiła się w powietrze i poleciała w kierunku lodowego tunelu. Bohaterka podążyła za nią. Okazało się, że w ścianach owego tunelu są zamrożone istoty. Eloise zauważyła, że zostały pozbawione serc i innych narządów w bardzo brutalny sposób. Na ich twarzach zastygł grymas bólu i przerażenia.
-Ta chata to siedziba... - nie zdążyła dokończyć, przerwał jej huk, a potem potężny wstrząs, który omal nie zwalił jej i towarzyszy z nóg. Sufit zaczął walić się na głowę. Ktoś najwyraźniej chciał pogrzebać odkrywców razem z ich odkryciem. O ucieczce nie było mowy. Głazy spadające z sufitu zatarasowały przejście do poprzedniej sali. Istoty były w pułapce. W całym tym zamieszaniu nemorianka zorientowała się, że pokusa upuściła księgę. Szybko podniosła ją i pod stołem chroniąc się przed gruzem spadającym ze sklepienia zaczęła wertować strony w pośpiechu. Słowa zapisane starannie czarnym atramentem pochodziły z dobrze jej znanego języka - języka śmierci. Była to z całą pewnością księga należąca do nekromanty lub demona, żywiącego się ludzkim życiem (jak niegdyś ona). Eloise zawahała się przez chwilę, pamiętała czym skończyły się ostatnie zabawy z magią śmierci. Potrafiła poprawnie odczytać symbole, ale nie umiała zapanować nad mocą jaką dawały. Nie widziała jednak innego wyjścia. Wyinkantowała pierwsze znaki i poczuła jak niesamowita energia księgi wypełnia ją od środka, jak daje jej siłę. Przyswajała chciwie kolejne linijki, poczuła euforię i smutek jednocześnie. Ciepło i zimno, gorycz i słodycz... wszystko działo się tak szybko - musiała działać, nie było czasu do stracenia.
-Vis'ah ihxisi akher...fovia - wykrzyczała ostatnie słowa zaklęcia. Całą wewnętrzna moc, którą udało jej się zgromadzić skoncentrowała i przelała na czar. Wszystko dookoła rozbłysnęło barwami, których Eloise nie była w stanie zidentyfikować, potem był już tylko chłód i nieprzeniknione ciemności.


***


Kiedy kobieta otworzyła oczy ujrzała błękitne niebo, po którym leniwie sunęły małe obłoczki. Leżała na mięciutkiej trawie. Na klatce piersiowej kurczowo trzymała księgę. Jej włosy rozwiewał chłodny wietrzyk, słońce grzało przyjemnie.
-A jednak się udało! Magia śmierci pomogła nam się wydostać... - pomyślała. Usłyszała głosy pokusy i runicznego. Chciała podnieść się i pójść do nich, jednak nic z tego. Była pusta, tak pusta, że nie miała siły nawet odwrócić wzroku, nawet otworzyć ust i wydać jakikolwiek dźwięk. Jedyną oznaką życia była leciutko drgająca klatka piersiowa i otwarte oczy. Potrzebowała natychmiast energii magicznej, którą mogłaby się pożywić. By zaspokoić to pragnienie musiałaby zabić żyjącą istotę i za pomocą kamienia dusz odebrać jej moc, albo odnaleźć źródło - miejsce, gdzie rodzi się magia, można je rozpoznać po bardzo intensywnej aurze roztaczającej się w ich pobliżu. Była jednak zbyt wyczerpana, aby zrobić cokolwiek, więc czekała...
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości