Adrion[Miasto] Klątwy i pokusy

Królestwo Elfów, jedno z trzech położonych w Szepczącym Lesie. Siedziba tkaczy zaklęć, uzdrowicieli i białych kapłanek. Schronienia dla wszelkich podróżnych, miejsce przyjazne, choć zamknięta na wojny i konflikty.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Roja
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana
Kontakt:

[Miasto] Klątwy i pokusy

Post autor: Roja »

Adrion był... niezwykły. Zdecydowanie nie przypominał innych miast, które Roja dotychczas odwiedziła; ba, nawet w ogóle nie przypominał miasta, lecz jakąś żywą tkankę wplecioną w strukturę lasu. Właściwie gdyby nie znaki i szyldy, pokusa nie uświadomiłaby sobie w ogóle, że dotarła do celu. Całe to splecenie z lasem nie umniejszało jednak piękności Adrionu, a raczej jej dodawało – i nawet przyzwyczajona do piekielnego życia Roja musiała to przyznać. Architektura tego miejsca wprawiała w oszołomienie, a zwłaszcza to, jak roślinność stapiała się z budynkami i jak wszystko zdawało się pulsować życiem. Szepczący Las zresztą w ogóle nie przypominał Piekła, lecz prędzej Raj.
Roja ceniła piękno, ale nowe otoczenie sprawiało, że poczuła się nieswojo. Jej ręka odruchowo powędrowała w stronę klątwy na nadgarstku, w dalszym ciągu tak samo przeklętej jak na początku podróży, lecz przynajmniej w pewien sposób znajomej. Przejechała po niej paznokciami, uspokajając się pod wpływem tego ruchu, i wyruszyła wreszcie w stronę centrum miasta.
Wskazówki, które otrzymała zaledwie tydzień temu od przydrożnej uzdrowicielki, były bardzo mgliste i ograniczały się do stwierdzenia, że warto pobuszować w bibliotece w Adrionie i poszukać w tamtej okolicy medyka znającego się na klątwach równie paskudnych, co ta zdobiąca nadgarstek pokusy. Kogo konkretnego Roja miała szukać w tym przepastnym mieście i jakie książki wydobyć z czeluści biblioteki – tego już nikt jej nie powiedział. Pozostawało jej więc rozejrzeć się na miejscu, podpytać odrobinę w bibliotece czy nawet, khem, poprosić kogoś o pomoc. Proszenie o pomoc nie przychodziło jej łatwo, głównie ze względu na pokusią dumę i dużą potrzebę niezależności, ale... Cóż, nie miała tyle czasu, by analizować każdą książkę po kolei w uniwersyteckiej bibliotece ani nawet żeby przepytywać każdego pracującego w Adrionie medyka. Nie, musiała to rozwiązać w jakiś sprytny sposób, być może poprzez pocztę pantoflową, rozpuszczenie jakichś wici albo... Hm, jeszcze nie miała w głowie żadnego planu, ale miała przynajmniej punkt zaczepienia. Ogromny punkt zaczepienia, jakby nie patrzeć, bo biblioteka zdecydowanie się wyróżniała nawet na tle przepięknego miasta i Roja była w stanie ją dostrzec nawet ze swojego punktu widokowego przy wejściu do miasta.
Załatwianie tych kwestii musiało jednak poczekać, bo w jej brzuchu zaburczało niemożliwie głośno. Nie zjadła porządnego ciepłego posiłku już od... Hm, prawdopodobnie było to parę dni. Smakowite zapachy przywiodły ją prosto w stronę straganów z jedzeniem – i nawet jej niezbyt wyszkolony węch wychwycił znajomą woń orzeszków. Jak się okazało, sprzedawano je w postaci pasty podawanej razem z plackami pszennymi i Roja natychmiast kupiła aż dwa, mając pewność, że jeszcze wróci po więcej. Prawdę mówiąc, nigdy nie jadła czegoś równie pysznego, więc oblizała palce zaraz po skonsumowaniu placków. Dodatkowo z pełnym żołądkiem myślało się znacznie lepiej, zatem w końcu mogła przystąpić do snucia planu.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Niestabilne portale mają to do siebie, że są… niestabilne właśnie. Przez to właściwie nie wiadomo, czy taki magiczny środek transportu przeniesie cię faktycznie w miejsce, do którego zabierał kiedyś, gdy był stabilny, w jakąś losową lokację, w której akurat może wystąpić anomalia magiczna, czy może zabije cię samą energię magiczną. To ostatnie może przebiec na wiele sposób, choć „najbardziej popularne” są trzy – rozczłonkowanie, spopielenie magiczną mocą lub całkowita dezintegracja. Ta ostatnia powoduje, że z osoby, która weszła w taki portal, nie zostaje nic. Przynajmniej z takimi karami spotkał się Jon, gdy widział, jak ktoś nieuważny i niemądry decydował się wejść w magiczne wrota. Tym razem to on był kimś takim, a ostatni krok przyszło mu zrobić z trudem, gdy tylko przypomniał sobie, jakie może mieć on konsekwencje. Tylko, że skończyło się tym, że i tak go zrobił, a magiczne „drzwi” pochłonęły go, kiedy jednocześnie liczył na to, żeby nie spotkały go najgorsze konsekwencje tejże decyzji.
        
⊛⊛⊛⊛⊛
        
Na to, że ta konkretna biblioteka jest już długo stojącą w Adrionie budowlą mogłoby wskazywać chociażby to, że została zbudowana z żywego drewna. Otaczały ją różne drzewa liściaste, niektóre nawet wydawały się wyrastać z miejsc, w których ściany tego budynku spotykają się z ziemią. Prowadził do niej szerokie, kamienne schody o dziesięciu stopniach i barierach po obu ich stronach, które stworzone zostały z tego samego materiału. Wszystko to było zdobione motywami liśćmi, które, gdy wpatrywało się w nie wystarczająco długo, zdawały się lekko poruszać, jakby dotykane przez wiatr. Na górze łączyły się z krótkim chodnikiem, który prowadził w stronę podwójnych, drewnianych drzwi. Te również wykonane były z żywego drewna i, jak schody i barierki, także ozdobione pięknym motywem liści. Wewnątrz, oprócz wielu regałów, krzeseł i stołów, przy których można było usiąść i poczytać, trafiało się też na ciszę. Ściany biblioteki nie wpuszczały do środka dźwięków miasta, mimo że regularnie były w nich rozmieszczone duże okna, dzięki którym w środku było jasno. Drugim źródłem światła były duże, kryształowe żyrandole, zawieszone na suficie, które zdecydowanie zapalane były przy pomocy magii, gdy było to wymagane. Na stolikach zresztą stały też świece, a obok nich leżały przyrządy do zapalania ich. O tej porze wewnątrz znajdowało się jedynie kilkanaście osób – część z nich stanowiły osoby, które znalazły się w bibliotece, aby w jakimś celu odnaleźć konkretną książkę lub więcej niż jedną, lecz które to będą związane z jakimś konkretnym tematem. Po parterze i piętrze – bo biblioteka ta miała też jedno piętro, na które można było dostać się schodami znajdującymi się po obu stronach niedaleko wyjścia, mniej więcej na środku budynku albo na samym jego końcu – kręciło się też kilku bibliotekarzy i bibliotekarek. Głównie elfy, które, choć ciągle czymś zajęte, to w każdej chwili mogą zatrzymać się i chętnie pomóc w znalezieniu książki lub działu związanego z tym, czego poszukuje czytelnik.

Nie wiadomo, co odpowiadało za to, co stało się właśnie teraz. Może było to jedynie szczęście pewnego łowcy dusz, choć osoby przebywające w bibliotece powiedziałyby bardziej, że dla nich nie był to żaden powód do radości. Portal pojawił się na piętrze, otworzył się pod sufitem, z cichym, magicznym sykiem – jakby w jakiś sposób dopasował się do atmosfery panującej w budynku – i wyrzucił z siebie długowłosą postać z mieczem na plecach. Później zamknął się, z tym samym dźwiękiem zresztą. Pierwszym, głośnym odgłosem na pewno było zderzenie Jona z podłogą. Dla innych było to przerwanie ciszy i powód, dla którego odwrócili swe głowy właśnie w tym kierunku, w próbie dojrzenia, co się stało. Dla niego była to oznaka tego, że żyje. Nawet nie stracił przytomności, co też było dobrą oznaką. Skończył to podsumowanie, które trwało jedynie chwilę i pozwolił rzeczywistości na to, żeby go dopadła… Gdzie się znajdował? Był w bibliotece, co dostrzegł, gdy tylko zaczął się podnosić. Tylko, że to niewiele dawało, bo mógł znajdować się w dowolnym mieście, które ma taki budynek w swoich murach.
         – W… wszystko w porządku? - do uszu piekielnego dotarł kobiecy głos.
Spojrzał w kierunku, z którego doń dotarł i zobaczył młodą kobietę, niższą od niego, a jej włosy w kolorze jasnego brązu ułożone były w kok, który odkrywał szpiczaste uszy. Zielone oczy spoglądały na niego z mieszanką zaskoczenia i strachu. Nie dziwił się, że tak na niego patrzy – pojawił się tu tak nagle i nie wiedziała przecież, z kim ma do czynienia. Jon, zanim odpowiedział, spróbował się uspokoić, głównie po to, żeby nie przestraszyć kobiety. Nie chciał, żeby odeszła nagle, bo miał do niej kilka pytań, które pomogą mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zanim jej odpowiedział, spojrzał na swoje ręce i nogi – mógł stać, nic nie było wykręcone pod jakimś dziwnym kątem, a ból, który odczuwał w klatce piersiowej, był niegroźny, tymczasowy i związany z uderzeniem w drewnianą podłogę. Nawet, jakby miał połamane żebra, to i tak zrośnięcie się zajęłoby im tylko chwilę.
         – Gdzie jestem? Znaczy, wiem, że to biblioteka, tylko… Co to za miasto? - zapytał. Postarał się, aby jego głos też brzmiał spokojnie, żeby sugerował, że nie chce jej skrzywdzić, a jedynie usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania.
         – Adrion. A my, panie, znajdujemy się w bibliotece miejskiej – odpowiedziała mu elfka, już bardziej śmiała, choć nadal zaskoczona sytuacją. Przynajmniej teraz się go nie bała, a nawet jeśli tak było, to nie okazywała tego w swoim spojrzeniu.
         – Nie jestem żadnym panem, nie musisz mnie tak tytułować… - odparł i spojrzał na nią. Ciekawe, czy uda mu się przekonać ją, aby podała mu swoje imię? Sztuczki te stosował trochę rzadziej niż kiedyś, ale ciekawe, czy nadal miał to w sobie?
         – E..Eliyen. Asystentka Głównej Bibliotekarki Eliyen – powiedział to po krótkiej chwili wahania. Akurat to, czym się tu zajmowała, może niekoniecznie było potrzebne, ale, z drugiej strony, może lepiej będzie też wiedzieć, z kim się rozmawia. Poza tym – ha! - nadal wiedział, jak odpowiednio użyć głosu i muśnięcia magii umysłu, aby ułożyć z tego sugestię, której rozmówca nawet nie jest świadom.
         – Może będę mógł wykorzystać taką sytuację – powiedział cicho, jakby do siebie, choć akurat wyostrzony słuch dziewczyny wyłapał te słowa, a ona sama znów na niego spojrzała.
         – W takim razie, Eliyen, może zaprowadzisz mnie do miejsca, w którym macie jakieś książki na temat artefaktów? - zaproponował. Elfka najpierw zastanowiła się nad tym, może rozważała, co mogłoby pójść nie tak, ale chyba stwierdziła, że nic się jej nie stanie – dlatego pokiwała głową i gestem poprosiła go, żeby za nią podążał.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Nieco podirytowana kroczyła wśród tłumu, starając się przez niego przejść nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. Sprawa, w której tu przybyła okazała się być nieco bardziej niejasną, niż przypuszczała. Gdy Detmold wspomniał o swoim przyjacielu w Adrion, stwierdziła, że ma na myśli jakiegoś elfa albo człowieka. Fakt, że ów przyjaciel okazał się być demonem sprawił, że wampirzyca straciła pewność, czy aby na pewno chce powierzać komuś takiemu coś tak dla niej ważnego. W jej umysł wkradła się obawa o swoje zdrowie. Jeśli podczas planowanego rytuału coś pójdzie nie tak, lub co gorsza, kopytna postać postanowi zrobić jej krzywdę, wtedy... Cóż, Nate wolała nie myśleć, z jak bardzo okaleczonym ciałem i umysłem może skończyć.
Zatopiona w swoim własnym świecie nie zwracała uwagi na miasto. Z racji tego, że mieszkała niedaleko, bywała tu już wiele razy. Zachwyt nad pięknem i pełnią życia tej okolicy już dawno minął. Teraz drzewa, zabudowania i wiele innych cudów natury wydawały jej się czymś zwyczajnym. W końcu znajdowała się w Szepczącym Lesie, który sam w sobie był czymś magicznym. Znajdowało się w nim wiele zapierających dech w piersiach miejsc i Adrion było tylko jednym z wielu. Brak zainteresowania sprawił, że jedyne, na co uważała, to przechodnie i słońce. Zwłaszcza na to drugie. Ta jaśniejąca na niebie kula bardzo działała jej na nerwy. Sprawiała, że wampirzyca była spięta i poddenerwowana. Kto by nie był, gdyby cały czas musiał uważać, by nie odkryć przypadkiem najmniejszego skrawka swojego ciała. Nathanea wiedziała, że przebywanie w dzień poza schronieniem jest dla niej bardzo ryzykowne, ale ta sprawa była dla niej tak ważna, że nie chciała marnować czasu. Była zdecydowana załatwić to jak najszybciej.
Biorąc pod uwagę powyższe, Nate musiała się dobrze przygotować. Była ubrana w ciasne i dobrze dopasowane ubrania. Skórzana, czarna kurtka z długimi rękawami, sięgającymi aż do nadgarstka, wpuszczona była w brązowe, również skórzane spodnie. Na nogach wampirzyca miała założone wysokie, także brązowe buty na obcasie. Oprócz tego jej dłonie zakrywały cienkie, czarne rękawiczki, a przez szyję miała przewiązany płaszcz z kapturem. Ten z kolei był celowo nieco za duży, aby skutecznie przysłonić twarz posiadaczki. Wyglądało to nieco zabawnie, ponieważ Nathanea wyglądała, jakby w nim tonęła, ale mimo tego odzież spełniała swoje zadanie. To było najważniejsze.
Niestety poważną wadą noszenia takiego płaszcza była ograniczona widoczność. Nate widziała nieznaczny obszar przed sobą, co mocno utrudniało zadanie omijania zgromadzonych tu mieszkańców lub turystów. Nie pomagał również fakt, że elfka była z natury lekką fajtłapą, co los postanowił okrutnie wykorzystać właśnie tego dnia i tej chwili. Gdy bohaterka tej historii wśród otaczających ją głosów usłyszała przyspieszone kroki, stwierdziła, że ktoś musi właśnie biec w jej stronę. Nie zamierzała ryzykować zderzenia się z taką osobą, dlatego też przystanęła i lekko uniosła głowę. Niestety pomimo coraz głośniejszych kroków, nikogo nie zdołała zobaczyć. "Czy ktoś mógłby w końcu zgasić to przeklęte słońce?" - zapytała sama siebie w myślach, po czym szeroko otworzyła oczy i usta. Obawiała się właśnie tego. Ktoś wyrósł przed nią jak spod ziemi i mimo nadchodzącej kolizji wcale nie zwalniał kroku. Nathanea była wdzięczna za swoje wampirze atrybuty. W wielu sytuacjach bardzo jej pomagały, a zwiększone refleks i szybkość pozwoliły jej teraz odskoczyć w bok, ustępując tym samym postaci, która w mgnieniu oka przebiegła przez miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała wampirzyca. Niestety unikając jednego zagrożenia, Nate wpadła na drugie. Co prawda znacznie milsze dla oka, ale jednak dalej mocno niechciane. Była nim piękna kobieta o długich, sięgających aż do pasa, czerwonych włosach. Dziewczyna prawdopodobnie zachwyciłaby się tą pięknością, gdyby nie fakt, że wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili poczuła swoją głową mocne zderzenie, a w drugiej leżała już na ziemi, gładząc swoje czoło dłonią. Przez chwilę była ogłuszona i nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, jednak już po paru sekundach była w stanie rozpoznać właściciela straganu, pod którym się znajdowali.
- Nic się pani nie stało? Proszę pani, słyszy mnie pani? - dopytywał elf, pomagając usiąść poszkodowanej o blond włosach.
- N... Nie, dziękuję. - Nate posłała ciepły uśmiech nieznajomemu, a potem skierowała swój wzrok na kobietę, z którą się zderzyła. Zauważyła, że przy niej też zebrało się dwoje elfów, gotowych udzielić pomocy. Wampirzyca znajdowała się od nich kilka kroków dalej, co sugerowało, że podczas ogłuszenia musiała przejść kawałek w zupełnej nieświadomości.
- Na pewno? Jeżeli trzeba, to zaraz wezwę pomoc.
- Tak, wszystko jest dobrze. Po prostu lekko boli mnie głowa. - dziewczyna w dalszym ciągu masowała sobie czoło i z niezadowoleniem zauważyła, że z rozciętej brwi cieknie jej krew. "Świetnie, ciekawe, co na to Vanessa. Pewnie nie da mi spokoju, gdy się dowie." - pomyślała, po czym z przerażeniem zorientowała się, że jedynym, co chroni jej twarz przed światłem słonecznym jest daszek straganu, pod którym upadła.
- Cholera. - zaklęła pod nosem, po czym szybko nałożyła kaptur, który musiał spaść jej przy zderzeniu. Parę kroków dalej i smażyłaby się właśnie w pełnym słońcu. Nie miałaby nawet szansy na uratowanie się. Zaczynało do niej powoli docierać, jak wielkie szczęście miała w tym nieszczęściu.
Po krótkiej chwili dochodzenia do siebie, Nathanea postanowiła wstać na nogi i sprawdzić, czy jej ofiara nie doznała poważniejszych uszkodzeń. Dlatego też skierowała swój krok w jej stronę, podziwiając tym samym kuszącą figurę czerwonowłosej. Gdy dotarła na miejsce, odezwała się nieśmiało:
- Nic pani nie jest? Przepraszam... Nie chciałam tego zrobić. Po prostu tamten mężczyzna... - przerwała i westchnęła, dochodząc do wniosku, że nie ma sensu się usprawiedliwiać i zrzucać winy na kogoś innego. Schowała się jedynie głębiej pod swoim kapturem, mając nadzieję, że ukryje narastający w niej wstyd.
Awatar użytkownika
Roja
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Roja »

Oparła się o ścianę jednego z pobliskich domów, żeby odrobinę pomyśleć. Uformowanie sensownego planu nie było wcale takie proste, zwłaszcza że otoczenie też nie sprzyjało spokojowi: przez plac ciągle przetaczały się wszelkiej maści istoty, kupujące jedzenie lub inne rzeczy lub jedynie przemykające w drodze do jakiegoś innego miejsca, do tego panował hałas wymieszany z zapachami unoszącymi się w powietrzu. Może i miała dosyć przeciętny zmysł węchu, jednak mogła wyłapać woń przysmaków, które dopiero co zjadła, a do tego również cynamon, pieczone mięso, jakieś przyprawy, zapach ciasta. Same smaczne rzeczy.
Jej bystrym oczom nie umknęło zamieszanie, które zaobserwowała całkiem niedaleko — zderzenie dwóch kobiet wydało jej się całkiem zabawne, więc uśmiechnęła się pod nosem. W takim tłumie czasami niełatwo było zachować ostrożność i do podobnych sytuacji dochodziło zapewne dziesiątki razy w równie zatłoczonych miejscach. Żadna z kobiet nie wydawała się jednak potrzebować pomocy, więc Roja przeniosła wzrok na niebo. Już malowały się na nim pierwsze oznaki zachodu — chmury wydawały się powleczone złotą poświatą, chociaż firmament pozostawał równie niebieski, co wcześniej. Gdyby miała strzelać, obstawiłaby, że było już dobrze po południu — a to oznaczało, że musiała nieco przyspieszyć z polowaniem na informacje w bibliotece. Prasmok jeden wie, kiedy dokładnie ją zamykali, a nie zamierzała spędzać w mieście więcej czasu niż to było konieczne.
Najprościej było chyba po prostu zapytać kogoś o drogę do biblioteki i na miejscu się trochę rozeznać, może zasięgnąć języka, może przejrzeć jakieś wartościowe księgi — o ile były jakieś w normalnych językach, a nie zapisane runami, na których Roja się zbytnio nie znała.
Postanowiła zaczepić jedną ze stojących w pobliżu dziewczyn. Nie wyglądała na kogoś w jej guście, bo była zbyt młoda, a mimo to przeklęta runa na nadgarstku pokusy sprawiła, że poczuła szybsze bicie serca. Musiała to szybko załatwić i się stąd zwinąć.
— Przepraszam — powiedziała, obniżając nieco tembr głosu, by nie brzmiał uwodzicielsko — jak dojdę do biblioteki?
— Och, bardzo prosto. Zaraz za placem trzeba skręcić w lewo, o tam, potem cały czas prosto, prosto, i na koniec w prawo. Będą tabliczki wskazujące drogę, więc na pewno się nie zgubisz. Poza tym trudno nie zauważyć biblioteki…
— Dzięki!
Dziewczyna miała rację, bibliotekę trudno było przegapić, i Roja szybko się odnalazła w tym dziwnym, wibrującym od magii mieście. Weszła do budynku przez główne wejście, czując się jak u siebie i udając, że w stu procentach wie, co robi. W gruncie rzeczy nie wiedziała; prawdę mówiąc, dawno nie odwiedzała żadnej biblioteki, a już na pewno nie elfiej, więc nie miała zielonego pojęcia, co powinna zrobić w pierwszej kolejności. Na jej szczęście nieopodal wejścia mieściła się lada informacyjna, gdzie urzędowały dwie wysokie elfki. Roja postanowiła się zwrócić do nich po pomoc. Tym razem nie zamierzała unikać swojego ulubionego tonu głosu, bo i musiała jak najmniejszym kosztem zdobyć jak najwięcej informacji, a czarowanie głosem było jednym ze sposobów na osiągnięcie tego.
— Dzień dobry — zaczęła aksamitnie, opierając się o ladę w dosyć strategiczny sposób. — Czy mogłybyście mi polecić jakieś książki dotyczące klątw runicznych? Albo kogoś, kto się zajmuje ich zdejmowaniem?
Obydwie dziewczyny wpatrzyły się w nią jak w obrazek, co oznaczało, że jej pokusiasty urok zaczyna działać.
— Tak właściwie to może być — powiedziała jedna z elfek po szybkiej wymianie spojrzeń ze swoją koleżanką. — Jest jeden medyk, który często tutaj przychodzi i który się specjalizuje w klątwach. Możemy cię z nim umówić na spotkanie, bo mieszka w Adrionie.
Roja uśmiechnęła się szeroko.
— Byłabym zobowiązana!
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Względnie posłusznie poruszał się tuż na elfką, którą przed chwilą poznał. Nie planował zrobić jej czegoś, co uznane byłoby za złe lub moralnie niepoprawne, choć na początku nieco go to kusiło. Kusiło go, żeby znów zabawić się w typowe dla jego rasy zwodzenie na złą drogę. Jednak szybko przypomniał sobie, jakie ma plany związane z tym, gdzie wyrzucił go portal.
         – Dlaczego p… znaczy, dlaczego chcesz, żebym zaprowadziła cię właśnie tam? Jakich informacji szukasz? - zapytała go dziewczyna, dość niepewnym głosem zresztą. Usłyszał, gdy zatrzymała sama siebie, aby kolejny raz nie tytułować go „panem” już po tym, jak dał jej do zrozumienia, że nie musi tego robić. Ich rasy były znane z długowieczności – choć dziewczyna mogła nie wiedzieć, do jakiej rasy należy on sam – to i tak wyglądał na kogoś, kto był zbliżony do niej wiekiem. Tak mu się wydawało przynajmniej, bo sam też nie był pewien, ile lat może mieć Eliyen.
         – Jeśli można wiedzieć, oczywiście – dodała szybko. To powiedziała tak, jakby tymi słowami zabezpieczała się w razie, gdyby te pytania sprawiły, że Jon by się zdenerwował tym, że ktoś mu nieznajomy wtyka nos w nieswoje sprawy. Tylko, że jemu to nie przeszkadzało, bo może elfka będzie mogła mu pomóc znaleźć konkretne księgi, w których będzie mógł szukać wiedzy, której potrzebował. Nie powie jej wszystkiego, to na pewno, ale może zdradzić co nieco.
         – Moje prywatne problemy są związane z pewnym artefaktem, który miał znajdować się ukryty pod ziemią na terenie Równiny Drivii. W starej kopalni, która prawdopodobnie została opuszczona właśnie przez odkrycie tego przedmiotu. Udało mi się odnaleźć to miejsce, jednak artefaktu tam nie było. Moim tropem podążały też… pewne osoby, które zostały wysłane przez osobę, która nie życzy mi dobrze. Ów osobnik, jak się okazało, również szukał tego, co ja. Dlatego jestem pewien, że odpada możliwość tego, iż wszedł on w posiadanie tego konkretnego i magicznego przedmiotu jako pierwszy – streścił jej. Celowo pomijał szczegóły i inne rzeczy, o których Eliyen nie musiała wiedzieć. Nie wiedział, czym interesowała się dziewczyna, ale to, co jej zdradził, mogłoby już nakierować ją na jakieś konkretne informacje. Konkretne regały w miejscu, w którym znajdują się treści na temat rzeczy o niezwykłej mocy magicznej.
         – Oh, czyli tak to wygląda. Jesteś tajemniczą osobą, ale ja lubię taki… tajemnice. Tak, lubię tajemnice – powiedziała do niego i odwróciła się, aby spojrzeć na niego oczami wyrażającymi nieskrywane zainteresowanie. Jon zmrużył lekko oczy, dopowiedział sobie w myślach to, czego elfka nie powiedziała i zatrzymała dla siebie. Nie była brzydka, daleko jej było nawet do tego, aby określić ją mianem przeciętnej, tylko, że nie to mu było teraz w głowie. Postawił przed sobą jasny cel, do którego starał się teraz dążyć. Zresztą, ona odwróciła się od razu, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy. Chyba nie wyglądał na zdenerwowanego tym, co powiedziała, prawda?

Zaprowadziła go do schodów, którymi zeszli na dół. Później poruszali się parterem, a z tego, co się domyślał, będą musieli udać się na drugą stronę budynku. To oznaczało też przejście niedaleko wejścia głównego i miejsca, w którym siedziały inne elfki pracujące w bibliotece. Zauważył też, że stoi przy nich kolejna kobieta, choć ona akurat nie wyglądała na pracownicę. Im bliżej jej się znajdował, tym więcej szczegółów dostrzegał – skusił się nawet o to, aby zerknąć na jej aurę. Właśnie z niej wyczytał, z kim ma do czynienia i nie zdziwił się też, dlaczego aura tej pokusy zachowuje się w sposób, w jaki to robiła. Łatwo mu było umieścić na niej wzmocnione magią spojrzenie, jednak trudność przyniosło mu oderwanie go od niej. Od aury, nie od jej właścicielki, choć ta też była obrazem bardzo miłym dla oka. Idealna figura i krągłości, długie i czerwone włosy… Usta i oczy piekielnej mógł obejrzeć w momencie, w którym przechodził – razem z ciągle towarzyszącą mu Eliyen – tuż obok. Kobieta odwróciła się w jego stronę i to właśnie przez to jego spojrzenie spoczęło na jej twarzy, aby chwilę później nawiązać króciutki – trwający jedynie uderzenie serca – kontakt wzrokowy z zielenią jej oczu.
         – Wiesz może, gdzie ten artefakt znajdował się wcześniej? Gdzie mógł powstać? - zapytała go nagle elfka, a on odwrócił głowę w jej stronę, przez co jego oczy oderwały się od piekielnej „koleżanki”. Miał wrażenie, że młoda bibliotekarka zauważyła, że Jon przygląda się rudowłosej i specjalnie odezwała się do niego, aby oczy łowcy dusz znów obdarzyły ją uwagą.
         – Nie mam pojęcia. To są pytania, na które chcę znaleźć odpowiedź w tym miejscu – odpowiedział po chwili.
         – Z twoją pomocą – dodał jeszcze. Powiedział to specjalnie, w pełni świadom tego, jaki efekt to wywoła. Dawał jej do zrozumienia, że mimo osoby, od której przez chwilę – nadal uważał, że to przez aurę pokusy, a nie jej piękno – nie mógł właściwie oderwać wzroku, to jego plany nie zmieniły się i w dalszym ciągu chciał, aby Eliyen mu towarzyszyła. W ten sposób dawał jej znać, że nie miał zamiaru zrezygnować z jej pomocy, gdy tylko zaprowadzi go do działu związanego z artefaktami. Nie, żeby mu zależało na samej elfce, bardziej od tego potrzebował jej pomocy, a nie chciał, żeby zrobiła coś głupiego przez to, że poczuła się zazdrosna. A właśnie to – akurat tego był pewien – musiała wtedy poczuć.
         – Za chwilę powinniśmy dotrzeć do celu – poinformowała go. I faktycznie tak było, bo po tym, jak minęli dwie aleje, w których – wedle tabliczki informującej – znajdowały się materiały na temat magicznych stworzeń, elfka nagle zatrzymała się i skręciła w lewo. Jon, oczywiście, poszedł za nią.
         – To tutaj – oznajmiła.
         – Ja poszukam na konkretnym regale, na którym wydaje mi się, że mogę znaleźć coś, co może cię zainteresować. Ty możesz zacząć od pierwszego z lewej lub z prawej – zaproponowała po chwili. Ożywiła się też nieco. Widocznie właśnie teraz znalazła się w swoim żywiole. Piekielny pokiwał tylko głową, a za szukanie zabrał się po chwili, w czasie której obserwował oddalającą się na niemalże drugą stronę tej niedużej części biblioteki, w której umieszczona była interesująca go literatura.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Gdy nieznajoma odwróciła się do niej, wampirzyca lekko się zdziwiła. I wcale nie chodziło o fakt, że była ona piękną elfką o niezwykle gładkiej twarzy i idealnych rysach. Bardziej zdumiewające było to, że pomimo upadku obu kobiet, ta z czerwonymi włosami wydawała się być nietknięta. Bella mogła przysiąc, że zderzyła się z nieznajomą z wystarczającą siłą, by nabić jej choćby siniaka.
- Nic nie szkodzi, moje dziecko. Jestem cała i zdrowa. - kobieta uśmiechnęła się serdecznie, po czym nagle wydała się niezwykle zmartwioną. - Czego nie mogę powiedzieć o tobie.
I rzeczywiście Nathanea cały czas czuła ból i towarzyszące mu pulsowanie w rozbitej części głowy. Ponadto do jej nozdrzy docierał zapach świeżej krwi i dobrze wiedziała, do kogo ona należy. Uniosła dłoń do zranionej skroni i ją potarła. Z westchnięciem stwierdziła, że elfka ma rację. Na rękawiczce wyraźnie widniała duża ilość czerwonej cieczy.
- Tak... Niestety ja nie miałam tyle szczęścia. - Bella również się uśmiechnęła, jednak był to uśmiech delikatny i nieśmiały.
- Och, zapewniam cię, że w moim przypadku nie było to szczęście. Jeśli chcesz, mogę pomóc.
Tego Nate się nie spodziewała. Obca kobieta powoli wyciągnęła do niej rękę, ale to wystarczyło, by wampirzyca zareagowała instynktownie i, zważając na okoliczności, zdecydowanie zbyt szybko. W ułamku sekundy trzymała czerwonowłosą za nadgarstek, mocno go ściskając.
- Wybacz, moje dziecko, nie chciałam się narzucać. Myślałam tylko... - elfka wyglądała na zmieszaną i zawstydzoną. Niewątpliwie była osobą o dobrym sercu i nie miała złych zamiarów względem wampirzycy, ale ta druga nie mogła ryzykować. Dotykanie jej twarzy stwarzało ryzyko przypadkowego zdjęcia kaptura, a co za tym idzie - wystawienie się na promienie słońca.
- Proszę nie zrozumieć mnie źle, jestem wdzięczna za dobre chęci, ale muszę poradzić sobie sama. - z tymi słowami Nathanea puściła obcą kobietę i chcąc uniknąć większej ilości niezręcznych sytuacji puściła się pędem w miejsce, do którego kierowała się od samego początku.

Biblioteka nie znajdowała się daleko, a Bella dobrze znała drogę. Dlatego też nie minęło dużo czasu, jak znalazła się przy wejściu. Po ogólnych, dość ograniczonych warunkami, obserwacjach otoczenia, Nate doszła do wniosku, że niedługo słońce zacznie zachodzić, by na dobre schować się za horyzontem. To znaczyło, że jeśli chciała dowiedzieć się czegoś o swojej przypadłości, to musiała się sprężać. I nie chodziło tu wcale o godziny otwarcia biblioteki. Z tym wampirzyca nauczyła się radzić już jakiś czas temu. Odwrotna sytuacja miała się z opiekuńczością, a może nawet nadopiekuńczością, Vanessy. To nadal stanowiło irytujący problem. No i sama jej złość nie należała do najprzyjemniejszych...
Wchodząc przez główne drzwi odetchnęła z ulgą. Wreszcie miejsce, w którym będzie mogła przestać się stresować tym, czy nie zostanie spalona żywcem. Rozejrzała się dookoła, by upewnić się, że żadne z okien nie zagraża jej egzystencji, po czym zrzuciła z głowy kaptur. Następnie kobiecym i pełnym gracji ruchem głowy odrzuciła opadające na twarz włosy. Był to błąd, ponieważ ten gwałtowniejszy ruch boleśnie przypomniał jej o rozbitej skroni. Chcąc sprawdzić, czy krew dalej wypływa z rany, delikatnie dotknęła ją palcem. I chociaż wszystko wskazywało na to, że życiodajna ciecz zaczynała krzepnąć, wampirzyca zaklęła pod nosem. Musiała nieźle wyglądać stojąc u drzwi biblioteki z opuchniętą i ubrudzoną krwią twarzą. Westchnęła jednak i ruszyła przed siebie. Dobrze znała to miejsce i nie potrzebowała pomocy. No, przynajmniej jeśli chodziło o poruszanie się po budynku, ponieważ samych regałów i książek nie sposób było zapamiętać. Nie, będąc zwykłym, niezbyt częstym klientem. Mimo tego Bella wiedziała, gdzie szukać czegoś, co mogłoby tyczyć się jej... jak to ona sama zwykła nazywać, klątwy. Zamierzała jedynie przywitać się ze znajomymi, z widzenia, pracownikami na stanowisku informacyjnym. Jakże zdziwiło ją to, że po dotarciu tam, zobaczyła tę samą elfkę, którą potrąciła na ulicy. Czuła się źle, jak ją potraktowała, gdy ta próbowała jej pomóc, przez co postanowiła ją przeprosić. No, i gdy już nie zagrażało jej słońce, mogłaby poprosić, by ta jednak jej pomogła. Nathanea domyślała się, że czerwonowłosa potrafiła uzdrawiać, ale jej magia wymagała fizycznego kontaktu, by mogła skutecznie zadziałać. Dlatego też teraz, w pomieszczeniu, mogłaby się na to zgodzić. No i gdyby wszystko poszło dobrze, to nie musiałaby paradować z rozbitą głową wśród regałów z książkami.
- Dzień dobry - zagadnęła do pracowniczek, skinąwszy jednocześnie głową. - Przepraszam za tamto. Nie chciałam się tak zachować, ale w ciągu ostatnich dni nie najlepiej znoszę światło słoneczne. Poczułam się zagrożona i... - Te słowa skierowała natomiast do obcej kobiety. Ośmieliła się nawet delikatnie położyć dłoń na jej ramieniu, ale natychmiast tego pożałowała. Przecież to nie była ta elfka, za którą Bella ją brała. To był zupełnie ktoś inny. Patrząc na nieznajomą z tyłu, Nathanea była pewna, że znów spotkała potrąconą przez nią kobietę, ale gdy podeszła bliżej zrozumiała, w jak dużym była błędzie. Serce zaczęło bić jej mocniej, ale nie tylko ze stresu i wstydu, jaki poczuła. Gdy spojrzała na twarz zaczepionej kobiety, ta okazała się bardzo piękna i jednocześnie kusząca. I mimo tego, że serce Nate należało już do kogoś innego, to ten widok wywoływał w niej uczucie pożądania.
- Przepraszam najmocniej. Pomyliłam panią z kimś innym... - wampirzyca zabrała dłoń z ramienia nieznajomej i spuściła wzrok. Zaczęła zastanawiać się, ile razy będzie jeszcze kogoś przepraszać tego dnia.
Awatar użytkownika
Loke
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Uczeń , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Loke »

        Głośny łomot zza półek sprawił, że Loke o mało nie upuściła księgi. Wyprostowana spojrzała w kierunku zejścia na parter biblioteki, w której zaczytywała się od poranka w tomiszczach o tematyce niebiańskiej. Popatrzyła po sąsiadach - elfie, trzech wróżkach i jednym czarodzieju, ale większość tylko podniosła głowy i nasłuchiwała. Nikt nie krzyczał, nikt nie bił na alarm. Po kilku chwilach wszyscy wrócili do swoich lektur. Centaurka w pierwszym odruchu zrobiła dokładnie to samo, ale skupienie nie chciało się jej trzymać - wypłaszała je myśl, że jeśli coś upadło to ona akurat mogłaby być przydatna. To niewielki wysiłek wychylić się zza regałów i zobaczyć czy nie potrzebują pomocy.
Wzdychając odłożyła księgę na stół, mając nadzieję, że nie złamie tym żadnego bibliotecznego tabu i ostrożnie stąpając ruszyła w stronę schodów. Zamiast od razu wyjść zerknęła zza ciemnej meblowej ściany. I aż nakryła oczy kapeluszem.
        Piekielny!
        Potężna aura przytłoczyła ją i kazała się cofnąć. Przełknęła z niepokojem, czując przytłaczający odór zakazanego planu i położyła uszy, choć to nie nimi słyszała przecież jęki i błagania o litość. Poziom magii zła jaki emanował z czarnowłosego rodził w niej bardzo złe przeczucia. Turmalin jego poświaty i pozostałe świadczące o domenach dźwięki wcale jej nie uspokajały. Jedyne z czego się cieszyła, to że nie trafiła do tej ostoi ciszy i nauki jednostka zarówno zła jak chaotyczna, choć i kto wie jak istota piekielna postrzegała harmonię, którą ponoć została naznaczona. Nie, nie wyglądało to dobrze. Oczywiście wokół, nie tyle w całym Adrionie, co nawet w samej bibliotece, znajdowało się wielu zdolnych magów mogących unieszkodliwić nieproszonych gości, ale jak wielkie szkody nawet w jedną chwilę mógłby wyrządzić tak wytrenowany użytkownik jednej z najgorszych dziedzin magicznych? Jego aura nie zapraszała do siebie i nie krzyczała o pokoju, ale przynajmniej… przynajmniej Loke zauważyła bardzo pożądaną kobaltową barwę silnie składającą się na emanację. Mogła łudzić się więc, że potężny piekielny przyszedł do biblioteki po… po informacje? Niech właśnie o to mu chodzi!
        Żałując, że nie może zasłonić się księgą o niebianach, a nawet w panice wracając myślami do spotkanego nie tak dawno Natanisa, obserwowała jak czarnowłosy rozmawia z jedną z tutejszych elfek po czym zostaje poprowadzony bez większych problemów na dół. Słyszała całą wymianę zdań, ale chwilę musiała ją poanalizować. Nie wiedziała czy czuje się bardziej wystraszona, sceptyczna czy zaintrygowana. To był bardzo nietypowy zbieg okoliczności… akurat teraz kiedy rozbudziła się w niej ciekawość aniołów i duchów spotkać piekielnego. Chciała bić się z myślami i pozostać w bezpiecznym miejscu, ale z drugiej strony taka okazja mogła się nie powtórzyć. Niepalący wszystkiego w zasięgu wzroku, doświadczony i chyba neutralnie nastawiony przedstawiciel rasy, o której nie miała pojęcia, a stojącej w opozycji do tego co zdążyła minimalnie już poznać. Miejsce było publiczne, całkiem dobrze chronione… trudno wyobrazić sobie lepszą okazję na poobserwowanie turmalinowopoświatowego kuriozum. Opuściła Zamek Czarodziejek by się uczyć, prawda? Zdobywać doświadczenia. Do tej pory szła jak po sznurku za tym co najmniej ryzykowne i najbardziej typowe. Nawet miasto wybrała przepełnione naturą i spokojem! Wyśmieją ją jak w dzienniku nie zanotuje chociaż jednej ciekawszej rzeczy. Za piekielnego… (miała nadzieję, że żadna z jej znajomych na piekielnego nie wpadnie swoją drogą) mogła dostać dodatkowe punkty. Albo rózgą po grzbiecie jak uznają, że była za mało rozsądna.
        Sądziła jednak, że nie przekroczy granicy, jeżeli zejdzie za podejrzanym na parter publicznego w końcu przybytku.

        Piekielny i elfka byli już na dole, kiedy naturianka ze swoją książką o niebianach, której jednak postanowiła nie zostawiać, zaczęła mozolne schodzenie. Ile by nie przebywała w budynkach wszelkiej maści schody zawsze były jej nemezis. Całe szczęście, że te akurat były zacnej wielkości i całkiem wygodnie układało się na nich kopyta. Mimo to powoli i z namysłem stawiała każdy krok odchylając ludzką część ciała do tyłu. Przy jej ewentualnym upadku łomot piekielnego byłby zaledwie przygrywką.

        Pokonała wymyślone przez dwunożnych architektów konstrukcje stopniowe w tempie na tyle nobliwym, że piekielny zdążył zniknąć z otwartej przestrzeni głównej sali. Nie było to jednak wielką niedogodnością - bardzo łatwo było go znaleźć po aurze, która samą swoją obecnością biła się wręcz o uwagę nawet z najbardziej magicznymi tomami.
Idąc sprawnie, by nie dać sobie szansy na rozmyślenie się, Loke wyczuła jednak coś dziwnego jeszcze blisko wejścia. Nie mogąc opanować ciekawości lekko odwróciła głowę i zerknęła zza włosów na… wampirzycę?
        Ile nietypowych stworzeń zleci się jeszcze do tej jednej biblioteki!

        Skołowana ruszyła dalej, niemal się zakradając, tak jak tylko koń może się zakradać i starała się zniknąć tak ze swymi gabarytami jak i wielkim kapeluszem, który znowu zaciągnęła na oczy. Jeśli będzie wystarczająco spokojna to może wtopi się jakoś w otoczenie. Ostatecznie w niewyróżnianiu się była zazwyczaj dobra.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Wyrzucił z myśli wcześniejsze, krótkie „spotkanie” z piękną kobietą. Co prawda, jedynie ich oczy spotkały się na krótką chwilę, jednak był to widok, o którym ciężko byłoby zapomnieć – dlatego zrobił to w pełni świadomie i tak samo postanowił, że skupi się na tym, co chciał znaleźć w tym miejscu. A pomoc bibliotekarki na pewno mu się przyda, i to nie tylko dlatego, że we dwójkę łatwiej i szybciej pójdą poszukiwania tekstów, które chciał znaleźć, ale może też dziewczyna przypomni sobie z czasem o jakiejś książce, którą może kiedyś gdzieś tu odkładała i, która może przyda się przy poszukiwaniu odpowiedzi na chociażby jedno z pytań, jakie Jon miał w głowie. Zresztą, elfka już teraz miała jakieś podejrzenia, skoro powiedziała mu, że będzie szukać na konkretnym regale, przy którym też po chwili się ustawiła i zdawało się, że szybko skupiła swą uwagę na zawartości tego drewnianego mebla. Dlatego też on sam od razu zdecydował, że również zajmie się poszukiwaniami. Przeszedł powoli niemalże do samego końca alei i zaczął swoje poszukiwania od regału, który był tu ostatni. Obok niego, zamiast kolejnego mebla zapełnionego tekstami, znajdowało się przejście, a następny regał – już z tematyką, która dotyczyła czegoś innego, konkretnie „Magicznych roślin”, jak głosiła metalowa tabliczka przybita do regału – znajdował się po drugiej stronie tegoż „korytarza”. Akurat to były tematy, które teraz niekoniecznie go interesowały, bo przecież nie znajdzie tam niczego na temat artefaktu, którego poszukiwał.
Łowca dusz odwrócił się i spojrzał na regał. Wysoki i z mocnego drewna, które utrzyma ciężar wszystkich tych tekstów. Dobrze, że przy nim znajdowała się drabina z kółkami umieszczonymi w szynach na regałach – dzięki temu można było ją przesuwać nie tylko łatwo, lecz także w ciszy. Gdy zerknął w stronę pomagającej mu dziewczyny, zobaczył, że ona również pomaga sobie takim urządzeniem. Gdyby drabiny tej tu nie było, musiałby używać skrzydeł, a tego wolałby tu nie robić. Raz, że nie zmieściłby się one w przestrzeni między regałami, a dwa – mógłby tym przestraszyć każdego, kto by je zobaczył. Postanowił, że zacznie od góry, dlatego sprawnie wspiął się po szczeblach i zaczął odczytywać tytuły.

„Zaklinanie przedmiotów dla początkujących – zacznijmy od biżuterii!”, „Zaklinanie przedmiotów dla początkujących, tom drugi – buty i spodnie też mogą być magiczne!”, „Zaklinanie przedmiotów dla początkujących, tom trzeci – górnej części odzieży magia również się należy!”… Były też kolejne tomy z tej serii, które następnie traktowały o zbrojach i różnych typach broni. Tylko, że to był jedynie początek, bo po serii dla początkujących, zaczęła się ta, która przeznaczona była dla zaklinaczy znających już podstawy, a po niej seria dla zaawansowanych w sztuce zaklinania. I wszystko to wyszło spod pióra jednego autora – Reluvethela Nerisandorala. Oczywiście, Jonowi imię to i nazwisko zupełnie niczego nie mówiły, ale podejrzewał, że ów osobnik był kimś znanym wśród osób, które zajmowały się tym, o czym napisał on swoje poradniki. Kolejne rzędy na tym regale studiował już mniej uważnie, gdy zauważył, że prawdopodobnie wszystkie dotyczą zaklinania przedmiotów.
Zeskoczył z drabiny i przesunął ją do następnego regału. Już pierwszy tytuł - „Sposoby rozpoznawania zaklętych przedmiotów i klasyfikowanie ich” - zapowiadał coś o wiele ciekawszego. Akurat ten konkretny tekst mu się nie przyda, jednak niżej albo nawet obok może znajdzie księgę, która będzie warta przestudiowania jej zawartości. Nie czuł na sobie czyjegoś wzroku, więc wiedział, że Eliyen naprawdę skupia się na swojej pracy i mu pomaga, zamiast niepotrzebnie spoglądać w jego kierunku. Tylko, że w tej właśnie chwili to on zdecydował się zerknąć, choć nie po to, żeby ją obserwować, a bardziej po to, aby sprawdzić, czy już coś znalazła. I, cóż, tak było. Zobaczył dwie książki, które spoczywały na jednym z dość szerokich szczebli drabiny. Chwilę później, gdy wrócił do swojego zajęcia, sam też trafił na coś interesującego - „Ukryte artefakty Środkowej Alaranii (przynajmniej te, o których wiemy), pierwsza z trzech części zbioru”. Autorem był Khufric Drumidaem. To niewiele mu mówiło, jak wcześniej, ale tytuł podpowiadał, że warto zainteresować się tą trylogią. Obok pierwszej księgi, zamiast drugiego tomu, znajdował się trzeci. Jon przekrzywił leciutko głowę i zmrużył oczy – to było podejrzane, ale przecież zawsze istniała szansa, że ktoś akurat ją wypożyczył albo mogła też gdzieś zginąć, a bibliotekarki są właśnie w czasie pozyskiwania nowej. Niemniej jednak, piekielny przejrzał półkę do końca i rzeczywiście nie znalazł na niej drugiej części ze zbioru pana Drumidaema.
         – Wiesz może, gdzie znajduje się drugi tom „Ukrytych artefaktów Środkowej Alaranii” Khufrica Drumidaema? - zapytał Jon, gdy zszedł z drabiny i – z książkami pod pachą – podszedł do miejsca, w którym klęczała Eliyen. Dziewczyna niemalże podskoczyła, chyba przestraszona tym, że nagle usłyszała za sobą jego głos. Podniosła się, choć nawet, gdy stała naprzeciw niego, i tak była o głowę niższa. Dlatego musiała spojrzeć w górę, gdy chciała spojrzeć w jego oczy.
         – Powinien być na półce, dlaczego… Tam go nie ma, prawda? Nie pytałbyś, gdyby było inaczej – odezwała się elfka, szybko się poprawiła, choć i tak częściowo zadała już swoje pytanie, to pierwsze, które uważała prawdopodobnie za głupie. To podpowiadała mu jej reakcja – nagłe spojrzenie w dół.
         – Mogę sprawdzić, czy ktoś go nie wypożyczył… Choć to byłoby dziwne, bo przeważnie, jeśli już ktoś to robi, to od razu cały trójksiąg, a nie tylko jedną część – zaproponowała po chwili. To raczej nie byłby zły pomysł, on w tym czasie mógłby usiąść przy najbliższym stoliku i sprawdzić to, co już udało im się znaleźć.
         – Co udało znaleźć się tobie? Przejrzę te książki, gdy będziesz sprawdzać, co z drugim tomem „Ukrytych artefaktów...” - odparł, bardziej informacyjnie, żeby wiedziała, gdzie może go znaleźć.
         - „Artefakty zaginione” Lavupa Gemmesta i „Bez właściciela – dawno porzucone przedmioty magiczne” Novrosa Onissa – w tym samym czasie, w którym mówiła, przekazała mu oba dzieła. Jon kiwnął tylko głową i, jeszcze w jej towarzystwie, podszedł do stolika. Na nim najpierw położył książki i dopiero po tym zajął jedno z krzeseł.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Zaczynała mieć serdecznie dosyć dzisiejszego dnia. Przez ostatnie godziny zdecydowanie zbyt wiele razy zrobiła z siebie kretynkę. Działało jej to już na nerwy. Dlatego też postanowiła odejść, zebrać interesujące ją tytuły, zaszyć się w jakimś odosobnionym kącie i pogrążyć się w lekturze nikomu nie przeszkadzając. Już zamierzała odwrócić się i odejść, gdy jej nozdrza pochwyciły dobrze znany jej zapach słodkich, kobiecych perfum. W pierwszym momencie zaczęła dyskretnie rozglądać się wokół, jednak nie zobaczyła tej, której się spodziewała. Odeszła od czerwonowłosej bez słowa, nie dbając o jej reakcję. W tym momencie musiała sprawdzić, czy jej zmysł węchu nie robił sobie z niej żartów. Przeszła kawałek pomieszczenia z ciągłym wrażeniem, że czuje właśnie ten jeden, specyficzny zapach i w pewnej chwili natknęła się na kogoś, kogo rzadko udawało jej się spotkać. Centaur! Najprawdziwszy w świecie centaur, próbujący dostosować się do warunków, jakie tu panowały. Nie wiadomo skąd i dlaczego w Nate wzbudziła się ciekawość dotycząca widoku przedstawiciela rasy koniowatych, zmagającego się ze schodami. Taka sceneria musiała wyglądać komicznie.
Dopiero po chwili zorientowała się, że utkwiła swój wzrok w kopytnej w dość niegrzeczny i bezczelny sposób. Dlatego też pospiesznie odwróciła swój wzrok i wreszcie odnalazła źródło dobrze znanego jej zapachu. Przed nią, jakby czekając na zauważenie całą wieczność, siedziała biała kotka. Na pozór bardzo ładna o białej, czystej i zadbanej sierści. Niepokój można było jedynie odczuć patrząc prosto w jej błyszczące, żółte ślepia. Było w nich coś, co zdradzało ją przed bardziej inteligentnymi osobistościami i ukazywało, że stojąc naprzeciwko niej wcale nie ma się do czynienia ze zwykłym kotem. Dowodem na to był także fakt, że aura zwierzęcia była całkowicie ukryta. Nathanea uśmiechnęła się odruchowo, po czym spostrzegła, że jej przyjaciółka nerwowo uderza ogonem o parkiet. Podeszła do niej i przykucnęła, wyciągając dłoń z zamiarem pogłaskania zwierzęcia. Czworonóg jednak szybkim ruchem odwrócił się od, zdawałoby się, właścicielki i uciekł w głąb pomieszczenia. Nate śledziła go wzrokiem patrząc, jak omija coraz to więcej regałów z książkami, po czym umyka w jeden z rzędów, w których akurat nikt nie przebywał. Bella dobrze wiedziała, o co chodzi. Dlatego też westchnęła, wstała i udała się za swoim zwierzęciem. Co chwilę jednak musiała obchodzić poszczególne miejsca, na które padało światło zachodzącego słońca. Dla osoby, która nie wiedziała, w czym rzecz, mogło to wyglądać, jakby wampirzyca była pod wpływem dużej ilości alkoholu i nie była w stanie iść prosto. Gdy wreszcie udało jej się dojść do wybranego przez kota rzędu, zorientowała się, że zaledwie dwie alejki dalej ktoś z pomocą jednej z pracownic poszukuje jakiś ksiąg. Nie była przekonana, czy to aby dobry pomysł narażać się na podsłuch ze strony obcych, ale jeśli akurat Vess wybrała to miejsce, to prawdopodobnie było ono bezpieczne.
Przed dziewczyną, zamiast kota, stała bardzo piękna kobieta o gładkiej, bladej cerze. Mierzyła sobie lekko ponad sześć stóp wysokości, a jej zgrabna, zaokrąglona tam gdzie trzeba, figura z pewnością była obiektem westchnień wielu mężczyzn i zazdrości jeszcze większej ilości kobiet. Nawet Nate zazdrościła prezencji swojej przyjaciółce. Oprócz tego posiadała ponętne, sercowe usta, a na jej twarzy ze zgrabnym nosem, wyraźnie rysowały się kości policzkowe. Posiadała zadbaną, równo przyciętą grzywkę, a włosy, o barwie śniegu, opadały jej po plecach aż do pośladków. Ubrana była w obcisłą, białą suknie z odkrytymi plecami i z celowo wyeksponowanym dekoltem. Sięgała jej aż za kostki, zakrywając tym samym stopy obute w przepasane sandały na obcasach o tym samym kolorze. Całość wyglądała bardzo kusząco i pociągająco nie tylko dla mężczyzn, ale i kobiet. Mimo to wzrok tej osoby wprawiał w niepokój. Bylo to spowodowane przez oczy, które zdradzały prawdziwą, drapieżną i nieprzewidywalną naturę właścicielki. Pionowe, czarne źrenice, przecinające otaczającą je żółć potrafiły przerazić nawet Bellę, a przecież była osobą, która powinna obawiać się Vanessy najmniej.
- Co ci się stało? - zaczęła białowłosa, a jej głos, mimo że kobiecy, melodyjny i bardzo kuszący, zabrzmiał lodowato.
- Też się cieszę, że cię widzę. - odpowiedziała Bella z grymasem niezadowolenia na twarzy. Weszła głębiej w alejkę z książkami, by zniknąć z oczu pozostałym. Vanessa jednak znana była z bycia bezpośrednią i niezwykle konkretną. Nie lubiła owijania w bawełnę. Dlatego też od razu podeszła do swojej znajomej i bez uprzedzenia odgarnęła jej włosy w miejscu, gdzie była zraniona. Nate nie protestowała. Ufała Vess bezgranicznie i była gotowa zawierzyć jej całe swoje życie bez zastanowienia. Dlatego też niespodziewany dotyk nie wywołał u niej żadnej negatywnej reakcji.
- Ktoś cię napadł?
- Nie. Gdy szłam do biblioteki jakiś dureń w tłumie biegł prosto na mnie. Odskoczyłam, ale wpadłam na kogoś innego.
- Biedactwo. - rzuciła Vanessa z lekką ironią. Chwilę badała ranę wampirzycy, ale już po chwili odeszła od swojej podopiecznej i podparła się pośladkami o ławę przy regale, krzyżując ręce na piersi. W tym czasie Nathanea czuła osobliwe mrowienie w ranie na czole, a gdy uczucie ustało, sięgnęła tam ręką. Poczuła, że krew już nie spływa i jest w pełni zakrzepnięta.
- Dziękuję.
- Oh, kochana, chyba sobie żartujesz.
- Nie. - Nathanea pokręciła przecząco głową.
- No dobrze. - ton białowłosej powrócił do normalnego brzmienia i na powrót był bardzo przyjemny dla ucha. - Jakiej książki szukamy?
- Właściwie to dlaczego tu jesteś? Nie, żeby mnie to nie cieszyło, ale chyba miałaś coś załatwić?
- I załatwiłam znacznie szybciej, niż przypuszczałam.
- Pewnie nie powiesz o co chodziło? - Bella zapytała, mimo że dobrze znała odpowiedź. Obie kobiety sobie ufały i Vanessa odpowiadała na każde pytanie, jeśli tylko dotyczyło one niej samej. W przeciwnym wypadku nie było sensu pytać.
- Nie, skarbie, i musisz mi to wybaczyć.
- A jeśli nie wybaczę, to mi coś zdradzisz? - Na twarzy Nate pojawił się zadziorny uśmiech. Dobrze wiedziała, jak to się skończy, ale mimo tego podjęła próbę.
- Zapytam jeszcze raz... Jakiej książki szukamy? - ton białowłosej zmienił się na bardzo wymowny i elfka zrozumiała, że musi się poddać. Westchnęła tylko, po czym usiadła na krześle blisko przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia. - pokręciła głową. - po dzisiejszym dniu wszystko wydaje mi się takie niejasne. Przez to, że niczego nie pamiętam z mojej przeszłości, ciężko mi się odnaleźć w tym świecie. Czuję się jak raczkujące dziecko.
- Rozumiem i...
- Nie, nie rozumiesz...! - Nate przerwała swojej przyjaciółce nieco zbyt głośno, przez co mogła zwrócić na siebie uwagę przebywających w niedalekiej odległości. I rzeczywiście niektórzy poderwali swój wzrok znad książek bądź przerwali wykonywane czynności, by spojrzeć, co takiego działo się pomiędzy dwiema kobietami. Wampirzyca dostrzegła to i od razu spuściła wzrok, udając, że to nie ona.
- Spokojnie, kruszyno. - Białowłosa przybrała ton pocieszającej matki. Wstała ze swojego miejsca i podeszła do Belli, kładąc dłonie na jej ramionach. - Jestem tu po to, by ci pomóc.
- Przecież jesteś przeciwna rytuałowi.
- Jestem, kochanie. Jak mogę nie być, wiedząc, że będziesz cierpieć?
- Zależy mi na tym.
- I dlatego cię nie powstrzymam. Pójdę za tobą wszędzie, gdziekolwiek zechcesz. - te zapewnienia dotknęły serce Nate, która odruchowo okryła swoją dłonią dłoń przyjaciółki.
- Co mi proponujesz?
- Skupić się na tym, co jest teraz i co zamierzasz. Przyszłaś tu w konkretnym celu. Chciałaś się czegoś dowiedzieć. O czym konkretnie myślałaś?
- Sama nie wiem... Może coś o tym kulcie, od którego wszystko się zaczęło?
- Odpada. Jest stosunkowo młody i ma mało członków. Nikt o nim nawet nie słyszał. Nikt, oprócz tych, którzy są w to zamieszani, rzecz jasna. Niech mnie słońce spali, jeśli w całej Alaranii istnieje o nich choć jedna wzmianka w jakiejkolwiek księdze.
- Więc klątwy.
- Mogą być klątwy, chociaż prawdopodobnie nić nie znajdziemy o twoim przypadku.
- Nieważne. - Nate wstała z krzesła i wciąż trzymając przyjaciółkę za rękę, pociągnęła ją w stronę lady informacyjnej. - Zapytajmy kogoś, gdzie znajduje się odpowiedni dział.
Awatar użytkownika
Loke
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Uczeń , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Loke »

        Całe szczęście dla siebie, w zaaferowaniu i skupieniu uwagi na schodach, nie zauważyła jak wampirzyca ciekawsko się jej przygląda. Inaczej mogłaby porzucić swoje plany i jednak wyjść z biblioteki. Nie dlatego, że w samej nieumarłej było cokolwiek co powinno ją nadmiernie płoszyć, ale... piekielny i wampir to już dużo, a wampir patrzący prosto na ciebie to jak ostrzeżenie od losu, by wycofać się i zamknąć za sobą drzwi. Loke swoje ostrzeżenie przegapiła.
        Kierując się w połowicznej nieświadomości ku aurze piekielnemu, poświęciła jednak wampirzycy jeszcze trochę uwagi; tak profilaktycznie. Nieznajoma nie była zbyt silna pod względem magicznym (jak to dobrze!), choć jak to wampirowi nie brakowało jej refleksu i wytrzymałości. Szybkości i siły? Albo podobnych cech. Nawet bez konkretów Loke uznała dziewczynę za niebezpieczną. Miała ostre zmysły, bystry umysł i emocjonalny charakter, a do tego najpewniej nie dającą się zignorować urodę... kopytna nie przyjrzała się tak naprawdę jej powierzchowności, ale aura mówiła, że jest to wyróżniająca się postać, a tej młoda uczona ufała. Zapach lasu unużany we krwi sugerował ponadto, że najprawdopodobniej krwiopijcą dziewczyna się nie urodziła - i gdyby tylko Loke uważniej przyjrzała się samemu jej wyglądowi byłaby niemal pewna kim wampirzyca była niegdyś. Nie miała jednak nerwów by kierować ku niej wzrok raz jeszcze. Nie chciała kusić niefortunnych wypadków spoglądając im prosto w źrenice. Właściwie w ogóle nie przepadała za nadmiernym wzrokowym kontaktem.

        Unikając go dalej, niezależnie już o kogo chodziło, zbliżyła się do krańców piekielnej emanacji i starając się nie myśleć o konsekwencjach podeszła do alejki, w której przebywało źródło niepokojącej aury. Odetchnęła bezgłośnie widząc, że wśród regałów mężczyzna nie był sam - jedna z bibliotekarek szukała czegoś po przeciwnej niż on stronie. Nadal blisko. I to bardzo dobrze się składało, bo centaurka nie weszłaby dalej gdyby nie obecność pracownika. Tak natomiast mogła zebrać się w sobie i uciszając rozpasany latami ostrożności rozsądek podejść niebezpiecznie blisko czarnowłosego przedstawiciela płci i rasy, których należało się wszelką miarą wystrzegać.

        Mało widzącym wzrokiem przebiegła po półkach - dalszych i bliższych. Powoli, z lekką dezorientacją, choć otoczenie było dla naprawdę swojskie. Lecz potrzebowała pretekstu do rozejrzenia się. Ustalenia kto gdzie stoi, co robi, może jaką ma minę. Nie wszystko zarejestrowała, ale miała już ogólne wrażenie. Sytuacja wyglądała jak całkiem normalna scenka biblioteczna. Klient szukający książki i pomocna bibliotekarka. Wyciszając świadomość ich aur dało się odzyskać część duchowej równowagi.
        Loke wzięła wdech i statecznym krokiem zbliżyła się do drabinki piekielnego. Niezbyt blisko! Ale nie tak daleko. Słyszała już dobrze szelesty tkanin jakie miał na sobie, przesuwanie książek po malowanym drewnie, stawianie nóg na szczeblach. Żeby nie wydać się podejrzaną zaczęła patrzeć na tytuły książek i... ojej, trafiła do pięknego działu!
        Choć myśli jej i nerwy nadal krążyły wokół piekielnego, nie mogła mimowolnie nie ucieszyć się na widok znajomych nazwisk, okładek ksiąg, z których się uczyła, i wielu tytułów, które ostatecznie pominęła, ale widywała je w rękach koleżanek. Nie znała oczywiście wszystkiego, ale skupiła się na tym co było dla niej w tym momencie kojące. Zamarła, kiedy mężczyzna zszedł z drabiny (za blisko!) i przeszedł do następnego regału. Po dłuższej chwili odważyła się do niej podejść i zerknąć. Nie mogła dostać się na samą górę, której poświęcił najwięcej czasu, ale i niżej dostrzegła znajome nazwisko. Reluvethel Nerisandoral. Och, on był cudowny! Miał niezwykle lekkie pióro, trafny dowcip i omawiał wszystko tak, że dzięki niemu nawet nie tak zdolna centaurza panienka potrafiła swego czasu zdać egzaminy. Była mu z całego serca wdzięczna za wszystkie te podręczniki i uznawała się w duchu za jego wielką fankę. Ciekawe czy gdyby go poznała podpisałby się w jej pamiętniku...

        Zauroczona niemal przestała zdawać sobie sprawę z przeraźliwej aury, której natężenie było tu jednak potężne, a co gorsza przegapiła moment, gdy mężczyzna ponownie zszedł z drabiny i podszedł do bibliotekarki.
Loke drgnęła mocno tak jak i ona, choć nie do niej kierowane były słowa. I już po samym tonie elfki uznała, że lubi ją i trochę współczuje nerwów. Mimo, że elfka była o wiele mniej zestresowana niż ona i pewnie wszystkie jej nerwy miały nieco inną genezę.
        Niemniej kopytna zaczęła z nią sympatyzować.
        Wróciła też myślami na moment do leśnie pachnącej wampirzycy i zastanowiła się czy jeszcze gdzieś tu jest. I czy niepokoiła ją choć trochę obecność piekielnego. Nawet będąc nieumarłą nie powinna go chyba ignorować. Choć z drugiej strony - może dałaby radę w razie czego bez problemu uciec, rozbijając w drzazgi wszelkie przeszkody?

        Wzdrygnęła się na tę świadomość przebywania pod dachem z silnymi, a nieprzewidywalnymi, bo obcymi osobami. W Zamku nie miała problemu z obecnością wielkich magów, czarodziejek wszelkiej maści. Ale wszystkie one miały wspólny interes i stały po jednej stronie. Były jak jedna, mała, odizolowana nacja. Tutaj, w wielkim świecie każdy musiał dbać o własny interes i niewiadomo było komu można zaufać.
        To było bardzo męczące przyzwyczajać się do tego stanu rzeczy i zmieniać tryb funkcjonowania.
Niemniej Loke cieszyła się, że dorosła już do tego etapu edukacji i mogła wreszcie podróżować na własną rękę.
        Kiedyś trzeba było zacząć.

        Przejrzawszy parę tomów dla ukojenia myśli i przypomnienia sobie paru run, skierowała się znowu w stronę piekielnego. Zrobiła to możliwie naturalnie, zastanawiając się nawet czy nie wziąć ze sobą jakiegoś tytułu przy którym się wcześniej zatrzymał. Trzymając już jednak swoją książkę o niebianach nie chciała dobierać następnej, choć mogło to być bardziej na miejscu niż zbliżanie się do nieznajomego przytulając do siebie tomiszcze z symbolem jego naturalnych, zdaje się, wrogów. Choć może relacje między tymi grupami rasowymi nie do końca wyglądały, Loke nie była pewna. I nie zważając na to stanęła całkiem blisko kruczowłosego, by powstrzymując palpitacje, z nieukrywaną już uwagą mola książkowego skontrolować jakimi tomami się zainteresował.

* * *


        To była chwila brawury. Wyłączenia umysłu. A może nagłe podświadome poczucie bycia dojrzałą, odpowiedzialną za swoje czyny osobą i cicha nadzieja, że świat nie pożera z nagła władających magią, uczonych centaurów.
        Nie była już przecież dziewczynką, która mogła chować się za murem uczelni. Była stworzeniem, które przez swoje zdolności i gabaryty powinno mieć w sobie dużo więcej odwagi. Chociażby po to, by kiedyś w chwili zagrożenia nie wycofać się i nie porzucić tych, którym mogłaby pomóc.
Może więc był to trening. Ćwiczenie siły woli.
A może ciekawość wzięła po prostu górę.
Cokolwiek to było, ku własnemu zdumieniu usłyszała nagle swój głos.
        - Przepraszam... interesuje się pan zaginionymi przedmiotami magicznymi? - Podniosła rondo kapelusza, by spojrzeć na piekielnego nieprzysłoniętym białą grzywą okiem. - Może to nie na miejscu, tak pytać obcych, ale artefakty są gałęzią nauki, którą się zajmuję. Mogę trochę pomóc... przejrzeć księgi lub wskazać rozdziały lub tomy... och - zauważyła nagle książkę wcześniej przesłoniętą jego ramieniem. - Mieliśmy kiedyś wykłady z Onissa! To... bardzo dobry tytuł - odchrząknęła i przytłumiła podekscytowanie, które rozbudziło się w niej na wspomnienie uczelnianej atmosfery. Nigdy by nie podejrzewała, ale w tym otoczeniu, w tym konkretnym kontekście... poczuła się dziwnie swobodnie. Przynajmniej na krótki moment, póki konsekwencje odezwania się jeszcze jej nie dopadły.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Czy w tej części biblioteki było jakoś więcej osób, czy tylko mu się wydawało? Nie myślał o tym w kategoriach takich, że mogło tu chodzić o coś związanego z jego osobą – nie wyczuwał nigdzie piekielnych aur, a jedynie ich właściciele aktualnie mogli sprawić, że zacząłby się bardziej pilnować i może nawet myśleć o opuszczeniu tego miejsca. Jednak nie udało mu się też zająć wygodnego miejsca przy stoliku, nawet pomagająca mu elfka nie zdążyła odejść, aby sprawdzić ten zaginiony tom, gdy dołączyła do nich nowa osoba. Łowca dusz zdziwił się, gdy dostrzegł centaura płci żeńskiej w bibliotece, choć oczywiście nie dał po sobie tego poznać. Z drugiej strony, szerokość korytarzy i przejść między regałami umożliwiała przedstawicielom tej rasy bezproblemowe poruszanie się, z czego też zdał sobie sprawę dopiero teraz. Inaczej może nawet nie zwróciłby na to uwagi, nie gdyby nie natknął się na centaurzycę, a raczej, gdyby to ona nie natknęła się na niego. Nie potrzebował dodatkowego rozmówcy, może nawet powiedziałby jej wprost, że jest zajęty i woli kontynuować poszukiwania wyłącznie z pracującą tu elfką, ale propozycja pomocy była dość kusząca. Tym bardziej, że zanim wypowiedział chociażby słowo, naturianka wyjawiła mu, że zajmuje się ona artefaktami. Jon od razu stwierdził, że na pewno wie ona o nich więcej niż on. Poza tym, pomoc kogoś takiego chyba nie będzie też czymś, co powinien i chciałby odrzucić. I właściwie tylko ta jedna rzecz zadecydowała o jego kolejnych słowach; o tym, że postanowił zgodzić się na jej propozycję.
         – Nie zawodowo. Po prostu szukam informacji na temat pewnego artefaktu, który możliwe, że będę próbował odszukać – odpowiedział jej. Nie usiadł, nie powinien tego robić, gdy osoba, z którą rozmawia również stoi.
         – Właściwie można powiedzieć, że poszukiwania zacząłem już wcześniej. Po prostu nie było go w miejscu, w które wysłały mnie znalezione wcześniej informacje – zdecydował się dopowiedzieć po chwili.
         – Oczywiście, nie odmówię pomocy od osoby, która zajmuje się tym zawodowo – dodał na sam koniec, nawet uśmiechnął się do niej lekko. Nie było to potrzebne, ta drobna zachęta, żeby przebywać w jego obecności dłużej, jednak i tak zdecydował się na coś takiego, żeby chociażby potwierdzić, że nie ma ukrytych i niecnych zamiarów. I, że faktycznie poszukuje tu tego, czego powinno szukać się w takich miejscach – wiedzy. W międzyczasie Eliyen gdzieś zniknęła, prawdopodobnie zrobić to, o czym powiedziała mu wcześniej. Chciała w końcu sprawdzić, co stało się z drugim tomem „Ukrytych artefaktów Środkowej Alaranii”.

         – Co do samego artefaktu, to nie wiem o nim zbyt wiele – zaczął mówić. Znowu, ale musiał wyjaśnić nowo poznanej, o co chodzi, a jeśli faktycznie zajmuje się ona tym zawodowo, to może w pamięci będzie miała jakieś informacje o tym przedmiocie, gdy tylko wyjawi jej o nim jakieś informacje.
         – Miał znajdować się na terenie Równiny Drivii, ukryty głęboko w opuszczonej kopalni. Według tego, co udało mi się dowiedzieć, to właśnie ten artefakt wpłynął na to, że została ona opuszczona i właściwie zapomniana. Udało mi się ją odnaleźć, jednak w najgłębszych jej odmętach znalazłem tylko niestabilne wrota magiczne, w które postanowiłem wejść. Nie było tam tego artefaktu, więc oczywiście ktoś musiał go zabrać albo… wrzucić w ten sam portal, w który wszedłem i, który przeniósł mnie właśnie tutaj – wyjawił jej, a chwilę później przymknął oczy, wyraźnie z czegoś niezadowolony.
         – Przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Jon – odparł, i to szczerze. W momencie, w którym wypowiadał swe imię, wyciągnął też dłoń w stronę naturianki. Może i nie będą ze sobą współpracować zbyt długo, bo prawdopodobnie tylko w tym miejscu, ale nie zaszkodzi przecież się przedstawić.
         – Mówi ci to coś? To miejsce, w którym miał być? Okoliczności jego odkrycia? - zapytał. Nie liczył na nic konkretnego. Nie chciał mieć nadziei, że nagle uzyska wszystkie informacje, które będą mu potrzebne. Również nie miał w głowie scenariusza, w którym stwierdzi ona, że nie wie o tym niczego i jednak nie pomoże mu w poszukiwaniach.
         – Myślisz, że w tych książkach uda znaleźć się coś przydatnego? - zapytał jeszcze. Wydawało mu się, że Loke mogła przeczytać jedną i drugą, a jeśli nawet nie, to rozpoznała tytuł, który wyszedł spod pióra Novrosa Onissa, więc może będzie wiedziała, co znajduje się w tej. Chociaż Jon i tak chciał przejrzeć obie te książki, tak dla pewności.

         – Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą – do uszu łowcy dusz dotarł znajomy głos asystentki bibliotekarki. Dołączyła do nich niedługo po tym, jak skończyli rozmowę i zabrali się za przeglądanie książek. Jon odłożył okładką w górę tą, którą przeglądał – nie chciał zgubić miejsca, na którym skończył – i odwrócił się w stronę elfki.
         – Jaka jest ich treść? - zapytał ją, choć liczył na to, że dziewczyna zacznie mówić od razu, gdy tylko ich uwaga przeniesie się na nią.
         – Książka powinna nadal znajdować się w mieście i wiem, kto wypożyczył ją jako ostatni, to jest ta dobra wiadomość. Zła jest taka, że rzeczywiście nie została zwrócona i nie mam pojęcia, co mogło stać się osobie, która ją stąd zabrała – Eliyen nie wyglądała na kogoś, kogo to przerażało. Bardziej była zaciekawiona tym wszystkim i cieszyła się, że stała się częścią czegoś tak ciekawego.
         – Rozmawiałam też z innymi pracownicami i pozwoliły mi się tym zająć. Odzyskaniem książki, to jest – dodała jeszcze. To widocznie też jej nie przeszkadzało, wyglądało na to, że nawet chciała to zrobić. Chciała wyjść i osobiście sprawdzić, co stało się z zaginionym tomem.
         – Może najpierw przejrzymy te, a później zajmiemy się tą zaginioną? - Jon zaproponował to po chwili. Chwili, w czasie której milczał i zastanawiał się nad swoim położeniem i nad tym, jak rozwinęła się ta sytuacja.
         – Nadal chcesz pomóc? - pytanie to zadał oczywiście Loke. Eliyen nie musiał o to pytać, bo wiedział, że dziewczyna będzie chciała być tego częścią.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Wymijając zarówno innych czytelników jak i wpadające przez okna promienie słoneczne, Nathanea szybkim krokiem zbliżała się do lady. Nie obiecywała sobie zbyt wiele i tak naprawdę chciała przeszukać księgi tylko po to, by nie być bierna w oczekiwaniach na ukończenie przygotowań do rytuału. Przez cały czas odczuwała stres związany z tym, co przyniosą czary piekielnego. Był on relatywnie dokuczliwy i zamierzała przelać go na działanie. Posiadanie zajęcia, na którym by się w pełni skupiła, na pewno by jej pomogło. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie za rękę. Było ono na tyle silne, że w mgnieniu oka Bella wylądowała
w podtrzymujących ją ramionach Vanessy. Młoda wampirzyca spojrzała się na nią z wyrzutem, oczekując wyjaśnień.
- Przepraszam, mała. - W ustach śnieżnowłosej określenie "mała" nijak się miało do wzrostu. Vanessa używała go czasem jako zamiennik innych uroczych słów. Nathanea to akceptowała i doskonale rozumiała, co kochanka chciała jej przez to powiedzieć. - Patrz! - Vanessa skinęła lekko głową w stronę lady, do której właśnie zmierzały. Zauważyły tam wysokiego bruneta, z krótkimi włosami i starannie wygoloną bródką. Posiadał dobrze zbudowane ciało, łagodne rysy twarzy, a świat lustrował przenikliwym spojrzeniem niebieskich oczu. Był to piekielny, który jutrzejszego dnia miał przeprowadzić rytuał dla Belli. Jednak podobnie jak Vanessa, starannie ukrywał swoją aurę, przez co nikt z zebranych w bibliotece nie mógł go rozpoznać. Gdy tylko zauważył obserwujące go znajome twarze wampirzyc, ruszył im na przywitanie.
- Witam moje drogie panie tego pięknego wieczoru. - ukłonił się lekko, wyrażając w ten sposób szacunek. Mimo to Nate poczuła, jak Vanessa wbiła paznokcie w jej ramię. Na linii tych dwojga wyraźnie coś iskrzyło i dziewczyna wiedziała, że jest to spowodowane niechęcią żółtookiej do mężczyzny. Nie ufała mu, ponieważ należał on kiedyś do kultu, z którym teraz walczyła. Nathanea nie zdążyła się nawet odezwać, gdyż inicjatywa została od razu przejęta przez jej towarzyszkę.
- Nie powinieneś przypadkiem się do czegoś przygotowywać? - Vess przecięła powietrze niemiłym, lodowatym głosem.
- Ależ właśnie to robię. Przyszedłem zaczerpnąć wiedzy na temat pewnego przedmiotu, który jest mi niezbędny. -
w przeciwieństwie do swojej rozmówczyni, mężczyzna był opanowany.
- Powiedziałeś, że wiesz, jak przeprowadzić ten cholerny rytuał. - Bella czuła, jak Vanessa zaczyna drżeć ze złości. Miała wrażenie, że powietrze wokół niej stało się o wiele cieplejsze.
- I dalej podtrzymuję te słowa. Wiem, jak przeprowadzić rytuał, ale nie chcemy, aby w trakcie nasza dziecina nie wytrzymała z bólu, czyż nie? - uśmiechnął się łagodnie, spoglądając jednocześnie na Bellę.
- Słucham?!
- Dość! - Nathanea stwierdziła, że musi wejść między tych dwoje, ponieważ zaczynała mieć złe przeczucia, co do tej rozmowy. - Vess, zrób to dla mnie i uspokój się proszę. Rozumiem, dlaczego nie ufasz Argothowi. Musisz jednak zaufać Detmoldowi, który za niego ręczył.
- Detmold mógł się mylić.
- Mógł, ale uważam, że Argoth - tu Nate spojrzała się na piekielnego. - ma wiele do stracenia.
- Widzisz? Mądrą dziewczynę sobie przygruchałaś. Poza tym, mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż mordowanie młodzików i narażanie się na zemstę ich kochanków i przybranych ojców. Nie, nie zależy mi na tym. - po tych zapewnieniach Vanessa jakby się uspokoiła. Odetchnęła i z rezygnowaniem zapytała:
- To czego właściwie szukasz? Możemy jakoś pomóc?
- Właściwie to jest tutaj jedna książka. - Argoth bez dalszych wyjaśnień ruszył przed siebie.
- Co ty nie powiesz? - Obie wampirzyce domyśliły się, że mężczyzna chce, by te poszły za nim. Gdy zrównali się krokiem, ten zaczął kontynuować.
- Traktuje o rzadkich artefaktach, które można rzekomo znaleźć gdzieś w okolicach środkowej Alaranii.
- Rzekomo? - Bella nie ukrywała zainteresowania. Odkąd utraciła pamięć bardzo interesowały ją zagubione, magiczne przedmioty.
- Zgadza się. Niektóre z nich były już odnajdowane, inne odnajdowane na określony czas, po którym znów przepadały,
a jeszcze inne pozostają jedynie legendą po dziś dzień.
- I ty pewnie posiadasz jeden z nich, jest on potrzebny do przeprowadzenia rytuału, ale nie jesteś pewien, jak go użyć? - wtrąciła się Vanessa.
- Widzisz? Jesteś całkiem bystra, gdy nie zaślepia cię gniew.
- Przestań z niej drwić, Argoth! - stanowczo nakazała Nate.
- Przepraszam, panienko. Przepraszam i ciebie, Vanesso. Mam nadzieję, że cię nie uraziłem i jest jeszcze szansa na nasze porozumienie się. - mężczyzna wyszedł przed białowłosą i ukłonił się.
- Twoje szczekania nie robią na mnie żadnego wrażenia, diabełku. - Bella obserwowała, jak na twarz Vanessy wypełza paskudny uśmiech. Przez chwilę nie rozumiała, co tak bardzo ją usatysfakcjonowało, jednak gdy tylko zobaczyła oblicze piekielnego zrozumiała, że Vess powiedziała coś, co wyprowadziło go z równowagi. Jego twarz pobladła tak bardzo, że można było zrównać ją z białą ścianą. Dodatkowo jego dłonie zaczęły drżeć.
- No to jesteśmy kwita. - powiedział bardzo poważnie, po czym wszedł w alejkę, do której zmierzał. Znajdowało się już
w niej ciekawe towarzystwo. Piekielny, centaur i elfka.
- Przepraszam... - zagadnął do tej trzeciej. - Poszukuję książki pod tytułem "Ukryte artefakty Środkowej Alaranii". Chodzi mi dokładnie o drugi tom. Ostatni raz widziałem ją gdzieś na tych regałach. Czy wie może pani, gdzie taką znajdę? - Chwilę później do mężczyzny dołączyły dwie wampirzyce. Jedna młodsza, dyskretnie spoglądająca na centaurzycę z zainteresowaniem, druga, wyraźnie starsza, badała wszystko swoim uwodzicielskim spojrzeniem.
Awatar użytkownika
Loke
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Uczeń , Mag , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Loke »

        - Och, tak… to często bywa problemem - przyznała kiedy mężczyzna wspomniał, że poprzednie informacje nie doprowadziły go do przedmiotu, którego szukał. - Niestety wiele z tekstów o ukrytych artefaktach szybko się przedawnia, a nowe wydania ksiąg pojawiają się jednak najszybciej co kilka lat… mało kto aktualizuje te dane i najłatwiej dowiedzieć się rzeczy na uniwersytetach, od mistrzów zainteresowanych tematem… albo od pasjonatów, którzy biorą udział w spotkaniach i są na bierząco… - mówiła coraz mniej pewnie, wyczerpując powoli swój limit słów. Już musiała przymusić się, by powiedzieć te parę linijek, bo jej pierwszym odruchem było pominięcie ich zupełnie. Niemniej skoro zaproponowała pomoc powinna podzielić się tą garstką wiedzy, którą posiadała. I tak się też składało, że w podpowiadaniu gdzie znaleźć materiały, była wprawiona od lat. Inna sprawa czy należało podpowiadać komuś takiemu gdzie znaleść magiczne utensylia.
        Ale następne słowa ,,kogoś takiego” wybiły ją z rytmu i rozproszyły wątpliwości.
        ,,Zawodowo!”
        Zmieszana odchyliła się lekko i złączyła czubeczki palców w nieśmiałym geście.
        Czy była już profesjonalistą? Owszem, jej zakres specjalizacji obejmował przedmioty magiczne, wiedzę tajemną i różne inne sekrety magii oraz sposoby zapisu zaklęć i dawnych prawd, ale w porównaniu z profesorkami i mistrzyniami, które ją uczyły… w najlepszym razie sama czuła się jak nowo wkraczająca na ścieżkę zawodową, ale jak ujął to nieznajomy - mogła przynajmniej wiedzieć na temat więcej niż on. To było na swój sposób pocieszające. Prawdopodobnie nie zagadała go na marne i zdobędzie jakiś swój mały pierwszy sukces, który będzie mogła potem wpisać do formularza gdy wróci do akademii. Dobrze, warto dla tego nieco się wysilić.
        Nadstawiła szpiczaste uszka, gdy mężczyzna zaczął podawać jej więcej informacji. Równiny Drivii, Równiny Drivii… opuszczona kopalnia… szukała w pamięci wykładów o podziemnych zakłóceniach, kryjówkach sekt, tajnych laboratoriach i wszelkich podobnych okropnościach, które łączyły się często z przedmiotami burzącymi potem przez następne wieki magiczny porządek świata. Miała paru kandydatów, ale myśl uciekła jej kiedy tylko długowłosy oznajmił, że po znalezieniu niestabilnego portalu postanowił sobie w niego wejść. Ot tak.
        Spojrzała na nago z niemym niedowierzaniem, nie wiedząc jak i czy w ogóle jakoś się do tego odnieść. Kim musiał być ten człowiek skoro tak spokojnie mówił o przechodzeniu przez magiczne portale, a kiedy jeden wyrzucił go tutaj (swoją drogą to wiele wyjaśniało), zabrał się od razu za szukanie księgi zamiast… może pójść do zacisznej gospody i uspokoić nerwy. Nie, po co. Nawet akuratnie się złożyło - można było od razu poczytać.
        Przestąpiła z nogi na nogę starając się nie stukać kopytami, a zaraz zamarła, bo po portalach nieznajomy nagle postanowił się przedstawić. Ta zmiana tematyki skołowała ją jeszcze bardziej i w zasadzie mechanicznym ruchem, jak wyuczona grzeczności kukiełka uścisnęła jego dłoń, która wydała jej się zaskakująco mała. Jakby na moment zapomniała, że ten potężny piekielny może być fizycznie nie taki centaurzy jakim zaczęła go już widzieć oczami wyobraźni.
        - Emm… tak. Ach tak! Loke. Z Zamku Czarodziejek. - Ocknęła się kończąc zapoznawczy uścisk i skinęła głową pokornie. Nie była dobra w przedstawianiu się, ale przynajmniej nie spanikowała. A dotknęła przecież piekielnego!
        Pierwszy w życiu raz.
        Odetchnęła wewnętrznie, kiedy pan dotknięty-przez-nią-Jon powrócił do tematu rzeczy martwych i magicznych. Tutaj mogła wykazać się większą swobodą.
        - Gdyby zechciał pan opisać dokładniej ten portal… mam wrażenie, że w wielu książkach może być opisany stan rzeczy sprzed pojawienia się go… być może nawet w oparciu o pogłoski i legendy z czasów ukrycia lub powstania artefaktu, którego pan szuka. Właściwie… wie pan z jakiego okresu ten przedmiot pochodzi? Na razie trudno mi zawęzić krąg, bo zaskakująco często magiczne przedmioty znajdują się akurat pod ziemią… - Zastanowiła się chwilę. - Rozejrzałabym się może za paroma publikacjami o anomaliach magicznych oraz ewentualnie mistrzach magii przestrzeni i pokrewnych jeżeli szukanie po samym przedmiocie i miejscu nie wystarczą, bo możliwe że ma to faktycznie bezpośredni związek z jego zagadnięciem. Obawiam się, że czaka pana porządna przeprawa. - Stwierdziła nie bez współczucia. Ale i z odrobiną entuzjazmu. Takie poszukiwania, podróże i wertowanie ksiąg - i to nie na zajęcia! - to musiało być coś.
        Zaczęli przeglądać księgi, tak na wszelki wypadek, bo warto było nie skupiać się tylko na jednej możliwości. To dało Loke chwilę na wyciszenie się i odnalezienie w tej niezwykłej dla niej sytuacji. Była już całkiem jak na siebie opanowana kiedy pojawiła się bibliotekarka. Bibliotekarka, której obecność, jako innej kobiety, była centaurzycy bardzo miła. Poczuła się prawie jak na własnej uczelni.
        - Tak! Oczywiście - odparła zagadnięta i dopiero wtedy podniosła oczy znad tomu, jakby zdziwiona, że ktoś znów zwraca się do niej. Chętnie też z powrotem zatonęła w świecie run i alfabetów wszelakich, zostawiając na boku aktywności społeczne, takie jak przysłuchiwanie się czy rozmowa. Miała już swoje zadanie. Tak się na nim skupiła, że ledwo zarejestrowała zbliżającą się po pewnym czasie, a wyczutą już raz wcześniej, na dole, wampirzą aurę… lecz ostatecznie podniosła wzrok. I ku swojemu przerażeniu dostrzegła, że jasnowłosa nie jest sama. Towarzyszyły jej dwie inne, ewidentnie groźne postacie. Kobieta, bo wystarczyło spojrzeć na nią, by dostrzec pewność siebie i drapieżność, przez którą Loke wolałaby nie wchodzić z nią w bliższy kontakt. Mężczyzna natomiast… był mężczyzną i to Loke wystarczyło, by wylądował na liście podejrzanych. Nie znała jeszcze dobrze tego rodzaju. Postanowiła udawać, że wcale jej nie ma, mając cichą nadzieję, że po zagadnięciu bibliotekarki, przerażające trio postanowi odejść do własnych spraw. Jęknęła w duchu, gdy usłyszała, że pytają akurat o ten tom, którego nie było, bo to zwiastowało dłuższą wymianę zdań.
        Zaczęła też przeczuwać… coś.
        I nie wiedziała jeszcze jak to coś ocenić.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zaginiony tom, w dodatku ten, którego szukał był w tym wszystkim kolejną przeszkodą. Wątpił w to, żeby ktoś to przewidział i wypożyczył go, aby ukryć gdzieś księgę, bo wiedział, że właśnie on będzie go szukał. Według niego istniała mała szansa na to, że osoba, która wypożyczyła go jako ostatnia współpracuje z tymi, którzy go ścigają lub została przez nich zabita. Mogło stać się coś innego, coś, co nie było z nim związane, aż do teraz, gdy księga ta mogłaby okazać dla niego przydatna.
         – W takim razie… - odezwał się, choć nie zdążył dokończyć. Nie powiedział tego, co chciał, bo przeszkodziło mu pojawienie się innej grupy. Ta złożona była z trzech osób, dwóch kobiet i mężczyzny. Wampirzyca i dwie postacie - kobieta i mężczyzna - które jej towarzyszyły. Oboje wyglądali podejrzanie, chociażby dlatego, że w jakiś sposób ukrywali swe aury. Tak naprawdę, najbardziej mógłby zainteresować się tym ostatnim, przez swą podejrzliwość mógł przypuszczać, że mógłby być on w jakiś sposób związany z diabłami. A on w końcu był ścigany przez grupę złożoną z najemników pochodzących z tej rasy właśnie – wiedział też, że oni również mają zlecenie odnalezienia artefaktu, o którym informacje chciał właśnie zdobyć. Dlatego też w jego głowie pojawiły się podejrzenia, że osobnik ten może z nimi współpracować. Postanowił sobie, że nie będzie przedwcześnie wysuwał wniosków, choć jednocześnie będzie też na siebie uważał. Z drugiej strony, nie wyglądał też jak ktoś, kto go rozpoznał… ale nie zaszkodzi być ostrożnym. To nigdy nie jest czymś złym. Na szczęście go nie zaczepili, choć zrobili to w przypadku pracującej tu elfki, która mu pomagała. Właściwie, przerwali ich rozmowę, co nie było zbyt uprzejme.
         – Został wypożyczony i, niestety, znajduje się poza biblioteką. Z racji tego, że minął już czas oddania go z powrotem, a osoba ta nie uiściła opłaty za przedłużenie czasu wypożyczenia, będziemy musieli wysłać kogoś z pracujących tu osób, aby odzyskać tom z powrotem. Proszę przyjść za… kilka dni, może trzy do pięciu, wtedy powinien być dostępny – odpowiedziała mężczyźnie z wyuczoną, choć neutralną, uprzejmością.

W tym czasie, Jon odwrócił się do Loke, od której usłyszał więcej pytań. Pytań, na które nie był pewien, czy w ogóle będzie w stanie odpowiedzieć. Z których właściwie był w stanie odpowiedzieć tylko na te, który związane były z portalem – i właśnie to chciał zrobić.
         – Znajdował się na samym dnie jaskini na terenie Równiny Drivii, kiedyś była tam jakaś kopalnia lub coś podobnego, ale została opuszczona. Może gdy znaleźli wejścia do jaskiń z portalem? Nie mam pojęcia. W każdym razie, w sali, w której stał, znajdowało się pełno świecących run, prawdopodobnie zapisanych pismem pradawnych. Sam portal tworzyły duże, kamienne bloki, które również były nimi pokryte, a uaktywnił się, gdy tylko znalazłem się w pomieszczeniu. Był niestabilny, widziałem to i wyczuwałem zmysłem magicznym, ale musiałem zaryzykować i w niego wejść, bo był jedyną drogą ucieczki – wyjaśnił naturiance.
         – Na pozostałe pytania nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie mam nawet pojęcia, czym jest ten artefakt i szukam go jedynie na podstawie kilku poszlak – dodał jeszcze. Tyle powinno wystarczyć jako wytłumaczenie przynajmniej. Może kobieta akurat będzie w stanie mu pomóc, choć przydałoby się też odzyskać ten drugi tom z trzytomowego zbioru „Ukrytych artefaktów Środkowej Alaranii”.

Odwrócił się z powrotem do Eliyen, aby powiedzieć jej to, co chciał zrobić wcześniej. Miał pewien pomysł i właściwie nawet plan, z którego korzyści wyciągnął oboje. Poza tym, on będzie mógł szybciej przejrzeć zawartość tego „tajemniczego” drugiego tomu, a ona będzie bezpieczniejsza przez cały proces odzyskiwania go.
         – W takim razie odzyskajmy go. Pójdę z tobą – odparł, tym razem dokończył. Powiedział to też tonem, który co prawda był stanowczy, ale też nie powodował nacisku na osobę, z którą rozmawiał. Choć jednocześnie lepiej też było nie sprzeciwiać się mu. Pracująca w bibliotece dziewczyna, kiwnęła tylko głową. Zgodziła się na to, aby z nią poszedł.
         – Możesz iść z nami albo zostać tutaj i dokładniej przejrzeć te tomy, które znajdują się na miejscu – zaproponował. Jeśli miałby oceniać, to wyglądała ona na osobę, która wolałaby wybrać to drugie, jednak nie zamierzał tego w jakiś sposób sugerować. Spostrzeżenia te zostawił wyłącznie dla siebie.
         -Wybór zostawiam tobie – dodał tylko. I właśnie to zrobił. A wyruszyć chciał od razu, gdy tylko Loke podejmie decyzję i podzieli się nią z nimi. Zostawała też kwestia tamtej trójki, którzy właściwie nie wiedział, jak się zachowają. Wolałby, żeby ich nie śledzili lub, żeby do nich niepotrzebnie nie dołączyli. Niezbyt obchodziło go też to, do czego potrzebny jest im ten konkretny tom, lecz chciał przejrzeć go jako pierwszy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adrion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości