Danae[Okolice miasta] Kamień głupców

Jedno z trzech elfich królestw znajdujących się w szepczącym lesie. Otoczone murami rozległe miasto wtopione w leśną gęstwinę magicznego lasu.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Phelan
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

[Okolice miasta] Kamień głupców

Post autor: Phelan »

         Phelan podążał za „Leśną Panią”, nie licząc przebytej odległości i straconego czasu. Zapominając kompletnie o ważnej misji, o przyjaciołach oraz całym bożym świecie. Ważne było to , że przed, nim szła istota stawiana przez elfy na równi z bogami, reszta nie miała znaczenia. Młodzieniec nie mógł odrywać wzroku od pięknego widziadła, a to wyprowadzało go coraz dalej od starych kompanów. Niebieskowłosy w miarę upływu czasu stracił prawie wszystkie siły, coraz częściej przystawał, potykał się i tracił równowagę, po czym w efektowny sposób upadał jak długi. A upadał tylko po, to by za chwilę zerwać i podążać dalej za „boginią”. W końcu poczuł, że zamiast nóg ma dwie grudy z brązu, upadł na klęczki skrajnie wyczerpany. Ledwo łapiąc oddech, powiedział:

-Pa… pani… proszę… odpocznijmy chwilkę… nie mam… nie mam siły już iść.

Zjawa odwróciła się do szermierza i posłała mu dziwne spojrzenie. Dziwne to najtrafniejsze określenie, bo nigdy przedtem elf nie widział takiego smutku pomieszanego z bólem. Kobieta, jeżeli można ją tak nazwać, podeszła do długouchego, przyjrzała mu się ostatni raz i znikła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Jedyne, co pozostało po tej nie zwykłej istocie to polne kwiaty, które wyrosły tam, gdzie stała. Po tym jak czar prysł, a młodzieniec mimowolnie usiadł na trawie. Po chwili poczuł wielkie zmęczenie, tak jakby nie spał kilka dni. Nie myślał o niczym innym, tylko o śnie i odpoczynku. Usiadł pod drzewem i zasnął.


        Obudził go chłód poranka, Phelan otworzył oczy i ziewnął. Objął sennym wzrokiem najbliższe otoczenie. Wszędzie rosły najróżniejszej maści drzewa i krzaki, miękki mech obejmował podłoże, jedynym elementem, jakby niepasującym do otoczenia były drobne kwiaty o białych płatkach. Przyglądać się, im, młodzieniec poczuł dziwny dreszcz. Wszystko sobie przypomniał. Początek podróży, uratowanie przez Dalayię, później postaci Akkatosha i Lendanisa, walkę z bandytami, a na końcu „Leśną Panią”. Nie mógł jednak przywołać wspomnień dotyczących wędrówki, do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Nie potrafił określić odległości, jaką go dzieli od przyjaciół ani, ile czasu stracił na uganianie się za dziwną istotą. Nie wiedział nawet, jaki był dzień tygodnia, to samo tyczyło się miejsca pobytu. Jedno jednak było pewne, długouchy był głodny, bardzo głodny. Wstał powoli, mięśnie bolały go niemiłosiernie, zauważył, że chyba ma zakwasy. Ten fakt zdziwił go najbardziej oraz dał mu do myślenia. Od, kiedy został strażnikiem, ćwiczył regularnie, nawet po skończeniu służby, więc nie miał z bólem mięsni. Naprawdę ciężkie i długotrwałe ćwiczenia sprawiały u niebieskowłosego problemy z ruszaniem się, a to mogło znaczyć, że był pod działaniem czaru dłużej niż, jak przypuszczał, kilka godzin. Phelan schylił się delikatnie po swoją torbę podróżną, która leżała kilka metrów od miejsca, w którym spał. Po tym jak zajrzał do wnętrzna przedmiotu, serce młodzieńca zamarło. W środku bagażu było wszystko prócz… Innisa. Elf poczuł jak serce podchodzi mu do gardła, nie wierzył w to , co widział.

- Nie to niemożliwe… nie mogłem go zgubić. Gdzieś tu jest na pewno. – wymamrotał sam do siebie.

Rozejrzał się dookoła i wykrzyknął kilka razy imię pupila. Stał w napięciu nasłuchując, z daleka dało się słyszeć odgłos zbliżającego się zwierzęcia. Nie był to jednak Innis, a coś znacznie większego…
Awatar użytkownika
Nazir
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nazir »

W tymże czasie, do gospody leżącej najbliżej bramy, wszedł wysoki i okapturzony mężczyzna. Jego postawa wykazywała, że jest dość zmęczony, a trzęsące się nogi tylko dopełniały tego wrażenia. Lekko się potykając, dotarł do lady, po czym usiadł na pierwszym wolnym krześle, patrząc na karczmarza z pod kaptura. Widok ten nie jest zbyt piękny, z powodu szerokiej blizny, która zaczynając się od brody, znika w cieniu, ciągnąc przez policzek. Takie coś można w ogóle przeżyć? Widać można, bo całkiem żywy osobnik, zamawia w tym momencie, najtańszy pokój i pokaźną porcję strawy. Po drugiej stronie lady, człowieczyna , co nietypowe w tym mieście, przyjmuje zamówienie, kiwając tylko głową. Nazir, kiedy już powiedział, co było trzeba i zapłacił należność, usiadł w kącie pierwszej lepszej ławy, stojącej bliżej kominka, i począł rozglądać się po pomieszczeniu. "Margines społeczeństwa... tego potrzebuję", pomyślał w głębi zabójca, ostatnio dorabiający w złodziejstwie i począł wyglądać oznaków gildii złodziei. Krótkie sztylety, skórzane pancerze, zwinne łapska mieszku innego obywatela, po tym najłatwiej ich poznać. Po dłuższej chwili, kiedy zmarznięte kości, po niespodziewanej wizycie w nadzwyczaj lodowatej rzece, zdążyły miło się ogrzać przy cieple kominka, do karczmy weszła para ludzi. Było od nich wręcz czuć półświatkiem przestępczym, istniejącym w każdym, nawet najbardziej idealnym społeczeństwie. Pogardliwe spojrzenie, broń przy pasie, kilka mieszków, nawet cholerny, złoty ząb. No wręcz krzyczy od nich: "Strażnicy miejscy, ja jestem przestępcą, mnie złapcie"!
"No nic, ostatecznie takich ludzi właśnie potrzebuję", pomyślał Nazir i zaczął spożywać swoje danie, patrząc z pod kaptura na poczynania, najprawdopodobniej, złodziei którzy teraz w niemiłych słowach "proszą", karczmarza, by ten wspomógł ich organizację, paroma monetami, na znak szacunku i wzajemnego poważania. Tenże, z opuszczoną głową i zawiedzioną miną, wyciągnął kilka złotych krążków i powoli przesunął je po ladzie. Kiedy jeden z bandziorów, wysunął po nie rękę, okalaną czarną rękawiczką, wcześniej spokojnie siedzący mężczyzna, po drugiej stronie sali, wstał i ruszył w stronę całego zajścia, szykując się do wydobycia broni, gdyż jego ręka powędrowała do rękojeści jednoręcznego miecza wiszącego u boku. Nazir wyczuł w tym szansę, więc spokojnie czekał, kiedy ostrze bez najmniejszego syku wysunęło się z pochwy, kiedy ramię go trzymające, uniosło się do ciosu... wtedy, sam wystrzelił z swojego miejsca i zasłonił swym ostrzem, kark jednego z oprychów, tym samym ratując jego nędzne życie, wydłużając je może o jeden, dwa tygodnie, nim zostanie złapany i zamordowany. Jednak teraz, wręcz wyszedł z swojej skóry i byłby gotowy przeskoczyć przez ladę, gdyby nie to ,że zamarł, czując drgającą pod naporem przeciwnika stal na szyi. Jego życie wisi na włosku, jednak wnet Nazir, widząc ,że przeciwnik nie odpuści, wykonał zapobiegawczy kopniak w kolano oponenta, który zwalił się na ziemię z głośnym krzykiem, bluzgając niczym rasowy szewc w ruchliwe dni. Obrońca bandziorów, już chował ostrze, gdy nagle jeden z tych, którzy obeszli się z życiem dzięki jego interwencji, widząc kto ich zaatakował, wyciągnął swoją broń i wbił ją głęboko w klatę swojego przeciwnika. Obydwoje, kiedy jeden wyszarpnął ostrze, ruszyli do wyjścia, jednak Nazir jednego zatrzymał, i powiedział szybko:
- Uratował wam dziś życia. W zamian żądam odpowiedzi na kilka pytań.
Mężczyzna z poszarpanych uchem, na którym miał kolczyk z góry, powiedział równie szybko i nerwowo:
- Chcesz odpowiedzi, za nami, ale się sprężaj!
Nie pozostało nic innego, jak porzucić wszystko i pędzić za dwoma mężczyznami, którzy po wyjściu z karczmy puścili się biegiem między domami, zaułkami, często zakręcali i czasem Nazir gubił ich z zasięgu wzroku, ale potem doganiał, gdy ludzie się rozstępowali albo wychodził z zakrętu. Ostatecznie, gdy spocony zabójca, zobaczył ,że dwoje oprychów zwalnia, zdał sobie sprawę z tego ,że zatrzymali się przed małym budynkiem, z zabitymi oknami i uszkodzonymi drzwiami, z judaszem na środku. Trójka zatrzymała się a w tym dwója oprychów, która po złapaniu oddechu zbliżyła się i wystukała rytm, gdy nagle judasz odsłonił się ukazując dwójkę podejrzliwych oczu.
- Czego?
Odezwał się zza drzwi nieprzyjazny i szorstki głos.
- To ja, Viri z Maxem. Jest z nami ktoś jeszcze, mamy u niego dług, chciałby porozmawiać z szefem.
Oczy jeszcze na chwilę patrzyły, po wypowiedzi bandyty z brakiem kawałka ucha, po czym judasz zatrzasnął się równocześnie z głosem odmykanych zamków i drzwi rozwarły się ukazując zdewastowane pomieszczenie, w nim stół i 3 mężczyzn grających w karty. Opryszki przywitały się paroma słowami i machnięciami ręki, po czym Nazir został poprowadzony do jednego pomieszczenia, po czym, rzekomy "Viri", stanął przed nim i pokazał czarną opaskę.
- Musisz to założyć, środki bezpieczeństwa, sam rozumiesz.
Zakapturzony wojownik, pokiwał głową, po czym ukazał całą swoją twarz, szpetną do wielu blizn, która jednak, jeśli ktoś takie coś lubi, miała swój urok. Viri zagwizdał i skinął z aprobatą głową.
- A ja myślałem, że to Andreu jest zabliźniony...
Wzruszył ramionami, po czym dodał:
- No, zakładaj i idziemy.
Nazir ujął opaskę w ręce, po czym obwiązał swoje oczy, mocno zaciskając. Viri, odrobinę ją poprawił, po czym wojownik był zdany tylko na swe zmysły słuchu, dotyku i węchu... który miał znacznie wyostrzone. Najpierw coś się przesunęło... potem nagły podmuch powietrza i zapach pochodni... co jakiś czas zwiększany i zmniejszamy napór ciepła... stopnie w dół... zbliżający się gwar rozmów, ciepło, zapachy jedzenia, potu i krwi, krzyki, wrzaski, przekleństwa, śmiechy, rozmowy... Wszystko zmieszało się jedną wielką kotłowaninę wszystkiego... Jednak jasność i zrozumienie otoczyły Nazira, kiedy został wepchnięty do pokoju, w którym jakiś mężczyzna stał odwrócony tyłem i patrzył na ścianę. W końcu mógł patrzeć na to co go otaczało.
- A więc... chcesz odpowiedzi?
Odezwał się dystyngowany, miły i przejmy głos, mężczyzny który wciąż patrzył na ścianę, na której porozwieszane były różne karty, obrazy, plany i wiele innych
- Szukam specjalnego kamienia... niektórzy, nazywają go "Kamieniem głupców"...
- Ahhh... Oczywiście... Nowy nabytek lorda Cień.
Rozbawiony głos, męża który wciąż nie raczył się odwrócić.
- Mogę w jakiś sposób zdobyć ten kamień? Możesz mi w tym pomóc? I kim jest ten lord Cień?
Tajemnicza sylwetka zaczęła się powoli obracać, po czym ukazała się twarz mężczyzny z ciepłym uśmiechem, patrzącym na Nazira.
- Kamień, jak najbardziej, zdobyć możesz. A lord Cień, to... Ja.
Awatar użytkownika
Phelan
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Phelan »

Stał w napięciu nasłuchując, z daleko dało się słyszeć odgłos zbliżającego się zwierzęcia. Nie był to jednak Innis, a coś znacznie większego. Phelan dobył miecza, lecz świat przed jego oczyma rozbłysnął tysiącami jaskrawych barw. Bohater osunął się na kolana, broń wypadła z jego rąk, a on sam złapał się za skronie. Ból, który przeszywał jego głowę, był nie do zniesienia. Nie wiadomo co go spowodowało, ale eflowi wydawało się, że przez chwilę widział Dalayię, Akkatosha i Lendanisa, którzy usilnie szukają przyjaciela. Po chwili obraz znikał i znów ukazała mu się twarz Leśnej Pani, ta też po chwili się rozpłynęła. Przez następne kilka minut, niebiesko włosy widział urywki swoich wspomnień, które mieszały się z jawą jak w Kalejdoskopie. Gdy wszystko wróciło do normy Phelan powoli wstał, choć ciągle kręciło mu się w głowie. Po sprawdzeniu terenu w pobliżu polanki, ze zdziwieniem uznał, że nigdzie nie ma śladów zwierzęcia. Był pewny, że je słyszał. „ Czyżby kolejny omam? ” – spytał siebie w duchu niebiesko włosy. Niczego nie był pewien, wszystko wydawało mu się snem, „ jednym cholernym koszmarem” jak przyznał wiele lat później. Innis znalazł się sam, zresztą jak zwykle. Elfa zawsze intrygowało jak kot to robi, lecz ten zawsze uparcie mówił: ”, że koty mają swoje sposoby”. Bohater nie zwlekając ruszył na północ, uznając, że najprędzej w tamtych stronach znajdzie pomoc. Nic bardziej mylnego... Jak niebawem się okaże.
Zablokowany

Wróć do „Danae”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość