Danae[Posiadłość Shiro Masumi] Zawsze tam, gdzie ty

Jedno z trzech elfich królestw znajdujących się w szepczącym lesie. Otoczone murami rozległe miasto wtopione w leśną gęstwinę magicznego lasu.
Zablokowany
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

[Posiadłość Shiro Masumi] Zawsze tam, gdzie ty

Post autor: Pietro »

        Poczta pantoflowa, potężna niemal magiczna siła. To ona sprawiła, że Pietro gnał nie szczędząc konia, aby w trzy dni dotrzeć do Danae. Dawny znajomy Serrany zgłosił się do przyjaciela z prośbą o pomoc, a z kolei Serrana rozpuścił swoje wici by odnaleźć Berlinettiego.
Jakaś szycha (ze znajomościami sięgającymi dość wysoko by szukać pojedynczego człowieka po łusce, tylko dlatego, że polecano go jako najlepszego do tego zadania) potrzebowała eskorty. Tylko i aż dlatego brunet nadal forsował wierzchowca, chodź jego czarna sierść już dawno pokryła się pianą. Przynajmniej kary pustynny ogier okazał się dobrym zakupem. Nie był tani, ale jak do tej pory znosił takie traktowanie dzielnie, szczędząc kulawizny czy innego niedomagania, które naraziłoby mężczyznę na dodatkowe koszty i stratę czasu. A jak wiemy, gdy człowiek w potrzebie i pośpiechu, każdy karczmarz z jakimkolwiek luzakiem na stanie aż zacierał ręce.
        Trzy dni. Po prawdzie drogę mógł pokonać w cztery doby, takie słowo dał Serranie, który skontaktował się z nim za pomocą posłańca z magicznym lustrem. Już sam nakład poświęcenia wymagający jak najszybszego kontaktu z pominięciem zwykłych listów, świadczył o powadze sprawy. Cztery dni, dlatego jechał w trzy. Pietro wolał mieć margines na nieprzewidziane sytuacje, oraz oczywiście doprowadzenie się do porządku po podróży. Nigdy nie spotykał się z nowym klientem wpadając prosto z drogi na salony.
        Zerknął z ukosa na końską szyję spod, której w regularnym rytmie co jakiś czas wyłaniały się przednie nogi zwierzęcia. Oddech również miał wyrównany, chociaż ciężki. Dobrze. Szturchnął konia ostrogą, a ten spiął się mocniej, chrapiąc z niezadowoleniem. Przynajmniej fizycznymi atrybutami rekompensował krnąbrny temperament. Zamierzał bez postoju dojechać do obranego punktu z wodopojem.
        Trzy dni drogi i zgodnie z planem był w gospodzie w Danae.
Oddał wodze stajennemu chłopcu, który znieruchomiał na chwilę zerkając niepewnie to na konia to na jeźdźca. Odpowiadał za powierzone mu wierzchowce, a ten wyglądał jakby miał wyzionąć ducha.
        - Doprowadź go do porządku - brunet przełamał milczenie.
        - Tak panie - sapnął chłopiec, całe szczęście mierząc się już z plecami Berlinetty, który zarzucił sakwy na ramię i dziarskim krokiem skierował się do wejścia. Doprowadzić karosza do porządku… Nie był pewien czy mógł konia ruszać, skoro ten jakimś cudem stał, ale wyglądał jakby każdy krok mógł to zmienić. Odmówił sentencję do bogini opiekującej się końmi i poprosił ogiera o krok.
        Rano koń nadal żył. Jego czarna sierść lśniła, krótko obcięty ogon był rozczesany, a łabędzia szyja z króciutko ostrzyżoną grzywą, unosiła dumną głowę ze złowrogo stulonymi uszami w kształcie sierpów księżyca. Bystre, ciemne oczy połyskiwały złośliwie, a koń groził każdemu obecnemu zębami i podkutymi kopytami sięgającymi na całą długość smukłych nóg. Stajenny miał nie lada problem by sprawdzić podkowy, ale wreszcie i z tym dał sobie radę.
        Pietro wyszedł z gospody i ocenił wygląd karosza jednocześnie zarzucając juki na siodło. Sam jeździec prezentował się równie nienagannie jak ogier. Na czarnych spodniach nie było śladu kurzu z traktu. Białą koszulę przykrywała czarna, prosta marynarka, dostatecznie swobodna by nie krępować ewentualnej skuteczności i nie wyglądać śmiesznie jadąc wierzchem. Wystarczająco elegancka by wciąż nazwać ją garniturem. Kołnierzyk wieńczył skromny krawat.
Podczas rozmów o zleceniu, przynajmniej niektórych z nich, mógł sobie pozwolić na szczyptę elegancji. Dobre pierwsze wrażenie, zawsze działało na korzyść, w końcu nie był jakimś pierwszym lepszym traktowym wykidajłą.
        - Dobrze się spisałeś - podsumował z oszczędnym uznaniem, podając chłopakowi monetę. Stajenny zerknął na dłoń po czym skłonił się z rozmachem. Pietro skinął głową i skoczył na siodło. Były momenty, że należało liczyć każdy grosz, ale dobrą pracę należało wynagrodzić. Kłusem ruszył przez miasto opierając się na wskazaniach Serrano.
Posiadłość nie biła po oczach tandetnym blichtrem, ale jeśli ktoś miał minimum gustu i wiedzy o świecie, widać było wagę majątku.
Uwiązał konia w przeznaczonym do tego miejscu, miecze oraz cały ekwipunek zostawił przy siodle i zapukał do drzwi.
        - Berlinetta, jestem umówiony - odezwał się do postaci, jaka ukazała się w wejściu.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Drzwi otworzyły się zaledwie po modlitwie, ukazując młodą dziewczynę, w ciemnej sukni i białym fartuszku, która dygnęła uprzejmie.
        - Oczywiście, zapraszam – powiedziała, odsuwając się na bok, by wpuścić gościa i spoglądając na stojącego na podejściu konia. – Ktoś się zaraz zajmie pana wierzchowcem, podprowadzimy go później – dodała, zamykając drzwi i gestem prosząc, by mężczyzna za nią poszedł.
        Ruszyła przodem szerokim korytarzem, mijając otwarte wejścia do dwóch dużych pomieszczeń po bokach oraz schody prowadzące na piętro i zatrzymując się kawałek dalej. Zapukała delikatnie w rzeźbione drewno. Kiedy tylko usłyszała zaproszenie, otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka, przez powstałą w ten sposób szczelinę.
        - Panie Masumi, przyszedł pan Berlinetta.
        - Poproś go – dało się już słyszeć wyraźniej, a pokojówka dygnęła i wycofała się, jednocześnie otwierając szerzej drzwi i gestem zapraszając gościa do środka. Pan domu wyszedł właśnie zza biurka. Zanim jednak to uczynił, zdjął swoje okulary i położył je na blacie. Następnie wyciągnął dłoń w stronę swojego gościa.
        - Shiro Masumi, miło pana poznać – przedstawił się i wskazał dłonią jeden z foteli, samemu wracając za biurko. – Trafił pan bez problemu?
        Pan domu był wysokim mężczyzną, przewyższającym swojego gościa o jakieś trzy palce. Nie wyglądał na swoje czterdzieści kilka lat. Długie ciemne włosy spoczywały na plecach, splecione w warkocz i przewiązane tasiemką, a twarz zdobiło zaledwie kilka minimalnych zmarszczek mimicznych przy oczach. Silna sylwetka również nie ugięła się pod ciężarem lat i Shiro Masumi już na pierwszy rzut oka zdradzał wojskowe przeszkolenie, przynajmniej osobom „po fachu”.
        - Vigo zapewne przekazał panu, na czym miałoby polegać zlecenie, ale dla ułatwienia pozwolę sobie powtórzyć – powiedział, rozsiadając się w swoim fotelu i spoglądając na młodego żołnierza, czy ten nie ma czegoś do wtrącenia.
        - Muszę wyruszyć do Argentii, z krótkim, dwu lub trzydniowym, postojem w Kryształowym Królestwie. Zazwyczaj podróżuję sam, jednak ze względu na to, że zabieram ze sobą córkę, przyda się dodatkowa para oczu… i dodatkowy miecz. Oczywiście nie przewiduję kłopotów na szlaku, ale wiadomo… – mężczyzna rozłożył znacząco dłonie, nie czując potrzeby kończenia zdania. Gdyby tarapaty dało się przewidzieć, to mało kto by w nie wpadał.
        - Przyznam, że pana osobiste stawiennictwo uznaję za wstępne przyjęcie zlecenia, ale jeśli ma pan jakieś pytania, to proszę się nie krępować.

        Niedługo później rozległo się ciche pukanie do drzwi, które zaraz uchyliły się lekko.
        - Tatusiu… och, przepraszam, nie wiedziałam, że masz gościa… - rozległ się dziewczęcy głos i drzwi zaczęły się zamykać.
        - Nie, wejdź kochanie – odezwał się Masumi i gestem zaprosił kogoś do środka, podnosząc się z fotela.
        Po chwili w zasięgu wzroku gościa pojawiła się młoda dziewczyna, która zerknęła ukradkiem na nieznajomego, zanim podeszła do ojca. Miała na sobie skromną sukienkę z granatowego aksamitu, z rękawkami sięgającymi do łokci i zakończonymi szeroką koronką. Z przodu dekolt zakrywał nawet obojczyki, ale z tyłu prześwitywała miejscami skóra, gdy włosy poruszały się na plecach, zdradzając głębsze wycięcie.
        – Panie Berlinetta, moja córka Ayame. Słonko, pan Berlinetta będzie nam towarzyszył w drodze – wyjaśnił Masumi, a dziewczyna dygnęła grzecznie, wyciągając dłoń na powitanie. Dopiero wtedy poświęciła brunetowi więcej uwagi, odważnie mu się przyglądając, a na jej usta wpłynął lekki uśmiech.
        - Ayame Eloise – dopełniła własnej prezentacji. – Niektórzy wolą zwracać się do mnie po drugim imieniu – wyjaśniła.
        - Kochanie, czy potrzebowałaś czegoś? – zapytał po chwili jej ojciec, a dziewczyna zarzuciła włosami, gwałtownie odrywając spojrzenie od gościa.
        - Chciałam zapytać, czy znajdziesz czas, by przejechać się ze mną przed obiadem.
        - Och, chyba nie dam rady skarbie, mam jeszcze trochę pracy. A ty już jesteś spakowana?
        - Hmm… przyjdę zapytać cię jeszcze później, nie będę ci teraz przeszkadzać – odparła dziewczyna wymijająco, pokazując białe ząbki w szerokim uśmiechu, którego jej ojciec nie umiał nie odwzajemnić. Odwróciła się w stronę gościa i dygnęła lekko, a następnie opuściła gabinet. Ojciec odprowadził ją rozbawionym spojrzeniem aż do drzwi. Dopiero wtedy przeniósł wzrok na swojego gościa.
        - Przepraszam najmocniej, rzadko jestem w domu – rzucił lekko, gwoli wyjaśnienia i wrócił za biurko.
        - Planowałem wyjazd pojutrze, jeśli to panu odpowiada. Do tego czasu może się pan tu zatrzymać, tak chyba będzie wygodniej, ale oczywiście to tylko propozycja…

        Ayame w tym siedziała na fotelu w salonie, z książką na kolanach. Wybrała to miejsce by mieć widok zarówno na korytarz, jak i na podjazd, na który miał zostać doprowadzony wierzchowiec, zbierającego się do wyjścia gościa. Od dobrych kilku modlitw nie przewróciła ani jednej strony, nasłuchując uważnie kroków na korytarzu. Tato wspominał coś o ochronie podczas podróży, ale z jakiegoś powodu spodziewała się kogoś starszego. Tak w wieku taty. Na pewno nie aż tak młodego i przystojnego. A że nieładnie było się gapić, unikała tego w gabinecie. Teraz tylko niewinnie czuwała, by jeszcze na chwilę przyłapać ciekawskim wzrokiem bruneta, gdy ten będzie wychodził.
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Pietro »

        Brunet stanął przed drzwiami w wyuczonej pozycji, w lekkim rozkroku, równo rozkładając ciężar ciała, z rękoma luźno zaplecionymi za plecami, nastawiając się na cierpliwe oczekiwanie.
Drzwi otworzyły się szybciej niż przypuszczał, a pokojówka od razu zaprosiła gościa do środka. Mężczyzna jedynie skinieniem głowy zezwolił na inicjatywę zajęcia się koniem. Co prawda nie uważał by czynność ta była niezbędna. Niechby zwierzak postał grzecznie tam gdzie go uwiązali. Nie zamierzał jednak dyrygować tutejszymi porządkami. Podobnie z resztą wstrzymał się z zamiarem uprzedzenia o specyficznym charakterze wierzchowca. Przez ułamek tchnienia chciał poinformować, że ogier jest mało przychylnie nastawiony do żywych, ale ostatecznie uznał, że jemu nikt nie mówił jak ma pracować. Nikt, kto był specjalistą w jakiejś dziedzinie, nie lubił pouczających rad,nawet jeżeli mogły się one okazać cenne. Dlatego i on postanowił, że nie będzie się wtryniał. Karosz był na tyle wymowny w swojej mimice, że nawet ślepy koniuszy zorientowałby się z czym ma do czynienia. O rzeczy pozostawione przy siodle się nie obawiał. W takich domach rzadko się zdarzało, żeby ktoś ze służby połasił się na dobytek gościa.
Podążył za pokojówką w milczeniu, bez zbędnego rozglądania się po domu, zmuszając się do zwolnienia kroku, żeby jej nie wyprzedzać. Przed drzwiami znów jak na rozkaz stanął w pozycji "spocznij". Zaraz potem padło zaproszenie i Pietro wszedł do gabinetu.
        - Pietro Berlinetta, przyjemność po mojej stronie - odpowiedział, odwzajemniając uścisk dłoni i bez zbędnej zwłoki skierował się na wskazany fotel.
        - Tak, nie miałem problemów, dziękuję - odpowiedział. Vigo często udzielał wskazówek półsłówkami, używając własnych skrótów myślowych, czy wręcz osobistej gwary niezrozumiałej dla postronnych, ale w tym wszystkim był nader precyzyjny i szczegółowy, więc jeśli ktoś znał sposób myślenia Serrany, nigdy nie błądził.
Tymczasem postura Masumiego i używanie przez niego imienia, a nie nazwiska Vigo, szybko wyjaśniały skąd nieczęste poświęcenie Serrany. Nowy zleceniodawca wiał wojskiem na pierwszy rzut oka. A że o swoich prywatnych sprawach Vigo nie mówił wcale, mężczyźni mogli być zarówno powierzchownymi znajomymi z czasów służby, lub dobrymi kompanami.
        - Mistrz Serrana przekazał jedynie informacje, że chodzi o podróż, szczegóły zostawił panu - sprecyzował Pietro. Do tego Vigo też nie rozgadywał się wyręczając innych, w tym wypadku z przyczyn czysto praktycznych, im więcej postronnych przekazujących wiadomość, tym więcej możliwości na pomyłkę. Poza tym skąpił czasu skoro klient potem i tak musiał powtórzyć to samo.
Pietro skinął głową kodując lokalizacje, i po słowach pana domu odezwał się
        - Tak służę pomocą, ale muszę wiedzieć czy ma pan jakieś konkretne lub dodatkowe oczekiwania co do mojej pracy. Czy plan podróży oraz harmonogram postojów są już gotowe? Kiedy wyruszamy? I czy coś jeszcze powinienem wiedzieć? - spokojnym głosem wymienił pytania po kolei, aby otrzymać zwartą odpowiedź, a nie przedłużać dyskusję zabierając panu domu czas, co chwila dodając kolejne zapytanie. Jednocześnie chciał dokładniej się zorientować w charakterze pracy, chociażby czy umowa nie zawierała jakiegoś drobnego druczku.
Nie zdążył uzyskać odpowiedzi gdy rozległo się pukanie do drzwi wraz z kobiecym głosem. Właśnie zjawiła się rzeczona córka.
Kiedy drzwi się otwarły, wstał i ukłonił się krótko, w stronę żeńskiej postaci. Dopiero przy przedstawieniu ujął kobiecą dłoń i ucałował ją w geście powitania. Zachował przy tym formalny dystans i nie dotknął ustami podanej mu ręki, a jedynie zamarkował sam gest.
        - To zaszczyt panienkę poznać - odpowiedział grzecznym głosem pozbawionym emocji. Wyprostował się jak dobrze wytresowany pies, zerkając gdzieś nad czubek głowy dziewczyny, która najwidoczniej ani myślała podejść do ojca. Dopiero głos Shiro przywołał ją na ziemię. Skąd wiedział? Nie musiał patrzeć by czuć, że ktoś mu się przyglądał - takie wykształcone przez lata zboczenie.
Nie wczuwał się w nie swoją rozmowę i nie zwracając na siebie uwagi, czekał aż Masumi wróci do kwestii biznesowych.
Potem skłonił się na pożegnanie i wrócił na fotel, oszczędnie przytakując gospodarzowi. Grzeczność ze strony Shiro, gdy Berlinetti nie oczekiwał wyjaśnień. On tu tylko pracował. Odezwał się dopiero słysząc propozycję.
        - Dziękuję, chętnie skorzystam z gościny - sztuczną pruderię sobie darował. Pracodawca nigdy nie wychodził z propozycją, która była mu nie na rękę, a po prostu kończył spotkanie, oznajmiając na kiedy miał się stawić. To był specyficzny rodzaj pracy, więc Pietro przywykł zarówno do nocowania w domach zleceniodawców, jak i pod chmurką. Ani przed jednym, ani przed drugim się nie wzbraniał.
        - Wszystko już wiem, jeśli nic więcej pan nie potrzebuje, pozwolę sobie zabrać swoje rzeczy z siodła i siądę do map.
Usłyszawszy zgodę, skłonił się gospodarzowi i skierował się w stronę wyjścia. Pokojówka wpierw wskazała mężczyźnie kierunek stajni.
        Pietro poszedł po juki oraz katany i wrócił z ekwipunkiem, ale zamiast wejść samodzielnie znów zapukał do drzwi. Dopiero wtedy służąca wskazała mu jego pokój, który został przygotowany zawczasu.
        Miecze położył na łóżku, wyjął z sakw mapę i usiadł na podłodze. Rozłożył pergamin przed sobą. Wzrokiem odnalazł Danae po czym postukał opuszkiem w Argentię. Szmat drogi jak na samotną podróż z młodą dziewczyną.
Oczywiście większa karawana intensywnie przyciągała uwagę, ale wciąż był to plan z serii dobry, póki coś nie pójdzie nie tak. Masumi nie przewidywał problemów. Oby tak pozostało.
Cóż, ludzie byli różni. Jedni nawykli do hufców służby i gór udogodnień. Inni cenili sobie mobilność oraz niepostrzeżoną podróż. Zleceniodawca był wojskowym i wyraźnie przywykł do podróżowania. Niech będzie.
Palcami odmierzył odległość pomiędzy Kryształowym królestwem a celem podróży. Lepiej gdyby odpoczynek wypadał bliżej środka drogi. Ciekawe jak dziewczyna zniesie podróż i czy nie będzie zbyt dużym balastem.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Masumi wrócił do przerwanej rozmowy, gdy tylko jego córka opuściła pokój.
        - Jeśli chodzi o plan podróży, to do Kryształowego Królestwa zdarzało mi się jeździć kilkakrotnie i przyznam, że mam ulubione gospody – powiedział, szybko spisując odpowiednie nazwy i lokalizację na fragmencie pergaminu, który następnie przekazał Berlinettcie.
        - Oczywiście to tylko sugestia, bo rozumiem, że powóz ma nieco inne tempo niż samotny jeździec. Ponadto zdaję się tutaj na pana doświadczenie. Oczekuję ochrony, więc nie będę tego utrudniał – wyjaśnił z półuśmiechem, który znów szybko zniknął, gdy mężczyzna wrócił do konkretów.
        A właściwie zawahał się widocznie na bardzo krótką chwilę, nim zapewnił, że to wszystko, co na tę chwilę musi wiedzieć Berlinetta. Upewnił się jeszcze, czy jego gość ma własne mapy, czy chce skorzystać z tutejszych, po czym pożegnał się z nim uprzejmym skinieniem. Przez myśl przeszła mu wątpliwość, związana z młodym wiekiem mężczyzny, ale jednocześnie czuł się przekonany jego profesjonalizmem i, już spokojniejszy, wrócił do swoich obowiązków.

        W międzyczasie Ayame już na śmierć zapomniała o swojej książce, tak usilnie nadstawiając ucha, że prawie podskoczyła na fotelu, gdy usłyszała otwierane i zamykane zaraz drzwi gabinetu. W absurdalnym popłochu, któremu zbliżający się stukot męskich obcasów wcale nie pomagał, przybierała szybko nonszalancką pozę, udając osobę głęboko pogrążoną w lekturze. I chociaż wzrokiem faktycznie przesuwała po kolejnych wersach, kątem oka złapała wysoką postać opuszczającą posiadłość. Spojrzała wówczas przez okno, marszcząc lekko brwi, gdy nie dostrzegła nigdzie wierzchowca, nim znów wróciła do książki by już nie śledzić bruneta tak ostentacyjnie. Udało jej się nawet wciągnąć w przerwaną lekturę, gdy jej uwagę przyciągnął chrzęst kamieni, a spojrzenie znów uciekło za okno, przyłapując wracającego z ekwipunkiem mężczyznę.
        Dopiero wtedy błyskawicznie powiązała fakty, domyślając się, że ojciec zaproponował Berlinettcie gościnę do czasu wyjazdu, i prawie palnęła sobie w czoło, że wcześniej na to nie wpadła. No cóż, to raczej niwelowało konieczność desperackiego czatowania na bruneta, skoro i tak będzie się tu plątał aż do wyjazdu. Dziewczyna złożyła zamkniętą książkę na kolanach i westchnęła, gdy jej rozrywka tak niespodziewanie się skończyła.
        Opuściła salon, mijając się w korytarzu z pokojówką, która właśnie szła wpuścić znów gościa, i poszła na piętro do swoich komnat. Obrzuciła niechętnym spojrzeniem pootwierane walizki i szafy, po czym rzuciła książkę na łóżko. Na razie tylko to miała przygotowane na wyjazd – lektury na drogę. Suknie walały się w nieładzie po całym pokoju, gdy Ayame kompletnie nie mogła się zdecydować, co powinna zabrać, gdyż nigdy nie musiała z takim wyprzedzeniem planować swoich strojów. Początkowo pomagała jej Alina, jej pokojówka, ale była momentami taka nierozgarnięta i tylko czekała na polecenia szlachcianki, zamiast samej podjąć jakieś decyzje. A Ayame przecież nie była upośledzona, sama mogła się spakować, to właśnie z wyborem potrzebowała pomocy!
        W końcu wpadła na pewną myśl i ruszyła znów na parter, pukając znów cichutko do drzwi gabinetu ojca. Zmarszczyła lekko brwi, gdy nie usłyszała odpowiedzi i nacisnęła klamkę, ale w środku nikogo nie było.
        - Pan Masumi musiał wyjechać, panienko – odezwała się nagle pokojówka i Ayame spojrzała za siebie pytająco, zamykając znów drzwi. – Powiedział, że będzie wieczorem.
        - Nie wróci na obiad? – zapytała rozczarowana brunetka, a dziewczyna w milczeniu pokręciła głową. Szlachciance opadły nieco ramiona, ale szybko przywołała znów uśmiech na usta.
        - Dziękuję za informację, Mari – powiedziała uprzejmie i z wyprostowanymi plecami odeszła, wracając na swoje piętro, nieświadoma tego, że nikt ze służby nie wierzył w jej dumne pozy i wszyscy żałowali wychowującej się samotnie panienki.

        I już miała wrócić do swojego pokoju, by dalej toczyć, z góry przegraną, bitwę o dominację nad własnymi strojami, gdyby nie wpadła na genialny pomysł! Szybko przeszła do odpowiedniego skrzydła i odnalazła drzwi do komnat gościnnych. Te wolne były zawsze zostawione otwarte i tylko jedne były zamknięte. Zapukała krótko i czekała na zawołanie, ale drzwi otworzyły się same, ukazując wysoką postać.
        - Przepraszam, że przeszkadzam, panie Berlinetti, ale chciałabym zapytać, czy nie dotrzymałby mi pan towarzystwa przy obiedzie? Tato niestety musiał wyjechać – wyjaśniła, zadowolona z pretekstu, który wymyśliła po drodze.
        Głupio byłoby jej wpaść, tylko po to, by zapytać, jak długo będą jechać, a po to zeszła do taty. Poza tym będzie miała okazję porozmawiać chwilę z ich eskortą i może dowie się jeszcze czegoś interesującego.
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Pietro »

        Pietro nie przepadał za siedzeniem przy biurku. Klęcząc czy rozsiadając się nad mapą, miał lepszą perspektywę i pogląd na całość. Usiadł wygodnie na dywaie, ze skrzyżowanymi nogami i poświęcił się pierwszemu odcinkowi drogi. Region raczej spokojny. Wędrówka lasami co prawda niosła pewne ryzyko, ale zdecydowanie wolał je od otwartej przestrzeni.
        Wyciągnął kartkę z zanotowanymi ulubionymi gospodami Masumiego. W zasadzie miejsce noclegu było mu obojętne o ile spełniało konkretne standardy. Zwykle nie jeździł stałym szlakiem, i też nie starał się zapamiętać każdego szyldu, pod, którym nocował, więc może jedna z nazw obiła mu się kiedyś o oczy.
Jeździł z różnymi ludźmi i w różne miejsca, więc nie ustalał jednej drogi jak karawana, a jednocześnie musiałby mieć chyba własną bibliotekę przewodników turystycznych, i regularnie ją aktualizować bo powstawały nowe zajazdy, stare czasem upadały, by za wczasu upatrywać gospody.
Zbyt wiele zachodu. Dlatego zwykle na postój wybierał konkretne miejsce, a noclegu szukał już bezpośrednio po osiągnięciu właściwego punktu. Poza tym, nawet gdyby z góry wybrał zajazd, musiałby odpowiednio wcześniej zarezerwować pokoje, żeby przypadkiem nie zabrakło dla nich miejsca.
Plany były dobre, ale nadmierne poleganie na nich otępiało i rozleniwiało, a czasami stanowiło zagrożenie. Im więcej osób znało plan podróży, tym więcej rzeczy mogło pójść źle.
Dlatego jeśli już zapamiętywał nazwy, to tych gospód, których z jakiegoś powodu wolał unikać, tworząc swoją prywatną czarną listę.
        Tym razem jednak, w ramach wyjątku zapamiętał nazwy, spełniając oczekiwania mocodawcy. Wpatrywał się dobrą chwilę w notatkę, po czym wstając z podłogi zmiął kartkę i wrzucił ją do metalowego przybornika na biurku. Wyjął hubkę i podpalił papier. Zostawianie notatek ze szczegółami podróży było jak informowanie postronnych o detalach drogi, niebezpieczne. Taki odruch. Niby wątpliwe by ktoś ze służby doniósł nieistniejącemu pościgowi o przyszłych miejscach noclegu. Ale… Gdyby życie było takie proste nie potrzebowano by jego usług.
Mężczyzna nie musiał mieć wrogów ani bieżących problemów, wystarczyło, że miał majątek. A służba gadała, zwykle stanowczo za dużo. Właśnie miał tego najlepszy przykład, gdy z korytarza uciążliwie niosły się dwa głosy wyrywając mężczyznę z wizualizowania kolejnych punktów drogi.
        - Panienka znów spotkała pusty gabinet - niósł jeden głos.
        - Co zrobić pan Masumi jest bardzo zapracowanym człowiekiem, dobrze wiesz - odpowiadał mu drugi. Niby szeptały, ale szeptały tak, że umarłego by obudziły. Pietro zmarszczył brwi. Skupić się nie dało.
        - Wiem, ale żebyś widziała jej minę... - po zdaniu zapadła cisza. Poszły sobie. Berlinetta westchnął i wrócił do miejsca w, którym mu przerwano, próbując przypomnieć sobie wszystkie elementy traktu, które pamiętał z innych podróży. Okolice Szepczącego lasu nie stanowiły dużego problemu, ale równina Agmar była kompletną niewiadomą. Częściej bywał na zachodzie kontynentu.
Wstał i poszedł do juków. Z jednej z przegród wyciągnął niewielki, wyraźnie zużyty tom. Rozłożył atlas geograficzny zaraz obok mapy i szybkim kartkowaniem znalazł interesujące go strony.
        - Panienka nie powinna być ciągle sama - znów odezwał się ten sam głos. Warknął pod nosem. Naprawdę nie miały co robić tylko paplać? Berlinetta sapnął łypiąc w stronę drzwi. Zajęły by się jakąś robotą a nie wędrowały po korytarzu w tę i z powrotem, szmerając coś co zupełnie go nie interesowało. Zaraz znalazłby im jakieś zajęcie skoro miały aż tyle wolnego czasu.
Mężczyzna nadstawił ucha, ale następnych zdań nie udało mu się rozróżnić poza pojedynczymi słowami. Dobrze, może wreszcie dadzą mu się skupić.
        Ufiksował wzrok na rozrysowanych traktach, po czym podejrzliwie zerknął na drzwi, zupełnie jakby chciał sprawdzić czy pokojówki znów nie przerwą mu toku myślowego.
Cisza.
Wziął głębszy, relaksujący oddech i poświęcił się mentalnemu nanoszeniu szczegółów z atlasu, na mapę i odwrotnie. Dopiero zaczął rozważać miejsce przeprawy przez rzekę, a rozległo się pukanie do drzwi, podrywając głowę bruneta znad kart.
Mruknął coś niezadowolonego pod nosem i wstał otworzyć temu kogo diabli nadali.
Akurat tej osóbki się nie spodziewał.
Skłonił się grzecznie, robiąc miejsce w przejściu, żeby nie trzymać panny w drzwiach jak pierwszej lepszej pokojówki i przywołał na twarz kurtuazyjny prawie-uśmiech zarezerwowany na takie przymusowe sytuacje.
        - Z przyjemnością panienko. Na którą godzinę jest zaplanowany? Mam jeszcze kilka planów do dokończenia - dopytał, oszczędnie wskazując na rozciągnięte na dywanie mapy.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Ayame nie czekała pod drzwiami długo i nie miała czasu (ani w zwyczaju) zwątpić w swoją decyzję. Na widok Berlinettiego uśmiechnęła się miło i zakręciła lekko nogą na obcasie, co akurat spódnica zgrabnie ukryła. Odpowiedź ją zadowoliła, a pytanie było oczywiste, natomiast wyjaśnienie zaintrygowało ją widocznie i dziewczyna posłusznie podążyła spojrzeniem przez uchylone drzwi. Przygaszony w zastanowieniu uśmiech rozjaśnił się na nowo, gdy dziewczyna dostrzegła rozłożone mapy.
        - Och! Planuje pan trasę? – rzuciła zachwycona i zgrabnym krokiem przemknęła przez uchylone drzwi, miękką suknią nawet nie wydając szelestu.
        - Obiad jest za około godzinę, więc jeszcze jest czas – wyjaśniła i przysiadła swobodnie na dywanie. Oparła się na dłoni obok planów i pochyliła nad nimi, szukając miast. Odnalazła Danae i Kryształowe Królestwo, a później Argentię. Z grzeczności nie szurała palcem po czyjejś mapie, nie wypadało, ale długie włosy opadły na pergamin, odgarniane czasem machinalnym ruchem.
        Mapy były trochę bardziej zużyte niż te jej, ale to przecież oczywiste, skoro podróżowały po łusce razem z ich właścicielem, a nie wisiały na ścianie, jak te należące do niej. Niektóre były też bardziej czytelne od innych, a ona mogła się tylko domyślać, że pokazują między innymi konkretne szlaki. Tyle ich było! Czyżby mieli aż taki wybór? Miały różne kolory, ale nie widziała nigdzie legendy.
        - Czy może mi pan powiedzieć, jak długo będzie trwała podróż? Zatrzymujemy się każdej nocy, prawda? A u cioci Guise zostaniemy na parę dni, tato o tym mówił? W Kryształowym Królestwie. Byłam tam raz, ale parę lat temu i zupełnie nie pamiętam, jak długo jechaliśmy.
        Ayame mówiła łagodnym głosem, nie szczebiotała w irytujący sposób, ale też ewidentnie nigdzie się nie wybierała. Siedziała wygodnie na boku, spoglądając na mapy, a później na Berlinettego, czekając na odpowiedzi. Najwyraźniej uznała swoją wizytę za całkiem niezły sposób wypełnienia czasu do obiadu.
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Pietro »

        Wizyta panienki była nieprzewidzianym zwrotem akcji. Może dlatego służące nagle wzięły swoją gadatliwość w karby, nie by nagle wzięły się do uczciwej roboty.
Przywitał gościa z zawodową grzecznością. Taktownie wyjaśnił, że był zajęty swoją pracą (przeciwnie do ich służby) i wskazał rozłożone mapy, tylko potwierdzające jak bardzo zajęty był, licząc na puentę typu “w takim razie do zobaczenia na obiedzie”.
Panna zachowała się jak lotna smużka dymu. Ale o nie, nie ulotniła się elegancko jakby oczekiwał, tylko wpłynęła mu do pokoju.
Pietro zamrugał zaskoczony, wędrując wzrokiem od wejścia, w którym chwilę temu panna stała, do podłogi, na której się rozsiadła. Jakim w ogóle cudem?
Spojrzał na swoją dłoń wciąż spoczywającą na klamce, zerknął na korytarz, w którym już mignął jakiś wścibski fartuszek i domknął usta, które gotowe były się nieprofesjonalnie otworzyć w wyrazie oszołomienia. Tego nie przewidział.
Westchnął bezgłośnie i zamknął drzwi. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji. Zostawiłby pokój otwarty, a pokojówki pewnie znów rozpoczęły by sprzątanie w okolicy. Zamknął, czyli zamknął się w pokoju z panienką sam na sam. Cudownie. Po prostu cudownie. Też będą gadać, tyle, że podglądanie będą miały trudniejsze. Nie wiadomo lepiej czy gorzej, ale nie lubił jak mu ktoś ze służby na ręce patrzył. Westchnął bezgłośnie.
        - Tak, opracowanie optymalnej drogi jest ważne - odpowiedział i odwrócił się w kierunku brunetki pochylonej nad mapami.
Godzina do obiadu… A panna nie wyglądała jakby się gdziekolwiek wybierała. Fantastycznie po prostu.
        Usiadł po przeciwnej stronie map, znał je dość dobrze, by patrzenie do góry nogami nie stanowiło wielkiego problemu, a przynajmniej zachowali podstawowe minimum ogólnie przyjętych norm.
        - Do Kryształowego Królestwa będziemy jechać około tygodnia, zakładając brak komplikacji i dobre konie - zaczął odpowiadać na zadane pytania. Nie tylko podróż zapowiadała się długą.
        - Do Argentii mamy znacznie dłuższą drogę i zajmie nam trochę ponad miesiąc, ale im droga jest dłuższa tym łatwiej o znaczące opóźnienia. Na krótkiej trasie, zła pogoda może dodać nieprzewidzianą godzinę lub dwie, a przy wielodniowej podróży takie utrudnienia przekształcają się w całe dni - wyjaśnił uczynnie. Skoro Ayame Eloise zamierzała czas do obiadu zabić za jego pomocą, i co więcej wyglądała na zainteresowaną, to oszczędził im obojgu krępującego odpowiadania monosylabami. A z drugiej strony może dziewczyna znudzi się obszernymi i pragmatycznymi wyjaśnieniami i pójdzie poczytać romanse, albo coś, cokolwiek bogate panny robiły w wolnych chwilach.
        - Zazwyczaj postoje faktycznie organizuje się nocą, chociaż czasami zmienia się porządek doby, ale w ciągu dnia potrzebny jest zwykle jeszcze co najmniej jeden postój, typowo dla koni - tłumaczył spokojnie, licząc na skuteczność obranej taktyki, albo panna uzna go za mało interesujący obiekt, albo mniej wygodna opcja, godzina szybciej upłynie niż w milczeniu.
        - Tak pan Masumi wspominał o kilkudniowym odpoczynku, ale nie wprowadzał mnie w szczegóły - odpowiedział na koniec. Może przy okazji miał szansę dowiedzieć się czegoś więcej, chociażby o jednej z osób, które miał chronić. Na przykład na jakie problemy mógł natrafić.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Ayame z zadowoleniem przyjęła zaproszenie do pokoju, a zwłaszcza pokazanie jej map. Tato uważał, że lekcje kartografii są jej zbędne, więc wiedziała tylko tyle, ile się sama nauczyła, dlatego chętnie korzystała z okazji, by dowiedzieć się czegoś nowego. Przysiadła przy mapach, to im poświęcając największą uwagę i dopiero po chwili przeniosła pytające spojrzenie na stojącego wciąż przy drzwiach mężczyznę. Pierwszego westchnięcia nawet nie usłyszała i dopiero drugie wywołało trzepot czarnych rzęs w niemym pytaniu, czy jest jakiś problem. Berlinetti jednak odezwał się w końcu i dołączył do niej przy mapach, co dziewczyna przyjęła z widocznym zadowoleniem. Na moment wróciła jeszcze do planów, podnosząc wzrok dopiero, gdy rozpoczęły się odpowiedzi na jej pytania.
        - Konie mamy bardzo dobre – zapewniła. – Mój Onyks oraz Perła taty pochodzą z hodowli w Otchłani, a pozostałe konie z najlepszych hodowli w Alaranii – dodała z dumą.
        Tydzień drogi brzmiał okrutnie długo, ale też rozsądnie i sama podejrzewała podobny czas. To dalszy etap stanowił problem, a droga tak długa, że dziewczyna nie potrafiła nawet zakleszczyć jej w jakiekolwiek widełki. Gdy jednak Berlinetti wspomniał o miesiącu drogi, dziewczyna wyglądała na delikatnie wstrząśniętą. Otworzyła nawet usta, by na głos wyrazić zdumienie, ale zaraz je zamknęła, nie chcąc znowu panu przerywać. Skubała palcami ciemny aksamit sukni, uważnie słuchając wyjaśnień i błądząc spojrzeniem od bruneta do mapy. Rozumiała, że nie wszystko można zaplanować, a zwłaszcza nie pogodę, ale mimo to rozczarowywała ją wizja dłuższego postoju przez głupi deszcz lub burzę.
        - Nie pomyślałam, że trzeba będzie dać koniom odpocząć w ciągu dnia – mruknęła pod nosem, niezadowolona z własnego niedopatrzenia. – A wystarczy zmienić konie na luzaki, czy muszą być świeże? A jeśli te same, to jak długo muszą odpoczywać?
        Taktyka Berlinettiego mogła nie zdać egzaminu w przypadku młodej Masumi, bo dziewczyna była żywo zainteresowana tematem. W innych okolicznościach być może ojciec przywołałby ją do porządku, by nie zawracała gościowi głowy, zwłaszcza milionem pytań, na które przecież nie musiała znać odpowiedzi. Teraz jednak Pietro sam zamknął się z dziewczyną w potrzasku i mało prawdopodobne by Ayame sama z siebie straciła zainteresowanie. Żyła tym wyjazdem już od miesięcy więc „pojutrze” było niemalże w zasięgu ręki, cierpliwość młodej szlachcianki na zupełnym wyczerpaniu i napięcie w posiadłości sięgało zenitu, gdy wszyscy przygotowywali się do nieobecności pana domu. Podekscytowanie panienki Masumi było więc widoczne, ale i tak umykało w ogólnym rozgardiaszu, spadając pełną siłą dopiero na nieprzyzwyczajonego do tego gościa.
        - Ciocia Guise to siostra mojej mamy i nigdy by nam nie darowała, gdyby dowiedziała się, że przejeżdżaliśmy nieopodal i nawet nie wpadliśmy się przywitać – wyjaśniała żywo. – Więc tato nas zapowiedział w odwiedziny i ciocia urządza z tej okazji bal! Zostaniemy więc pewnie koło trzech dni.
        Ayame była zdecydowanie bardziej pewna tematyki przyjęć niż podróży i o ile z oszacowaniem trasy miała problem, to z kwestią gościny radziła sobie doskonale. Wszak dotrzeć na miejsce muszą co najmniej dzień przed balem i wyjadą nie wcześniej niż dnia następnego po nim. Dziewczyny to akurat nie dotyczyło, ale wiedziała że tato i jego przyjaciele kompletnie nie nadawali się do życia co najmniej do południa po przyjęciach. Następny dzień służył więc wszystkim do zebrania się i upływał na rozmowach o minionym wydarzeniu, więc szlachcianka szacowała wyruszenie nie wcześniej niż kolejnego dnia z rana. Chyba że, tak jak mówił pan Berlinetti, zmienią trochę porządek dobry i wyruszą wieczorem. Ciekawe jak to jest, spać w powozie…
        - Był pan już kiedyś w Argentii? – zapytała, zwracając się znów do gościa. – Często pan tak podróżuje po Alaranii, jak teraz z nami?
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Pietro »

        Ochroniarz siedział niezbyt poruszony, ale grzecznie skinął głową gdy panienka zapewniła o jakości tutejszych wierzchowców. Dla Pietro grunt by nie były kulawe i nie padły po drodze, przy powozie i tak mieli ograniczone możliwości jeśli chodziło o tempo podróży, podobnie jak dobór traktów. Skoro więc wyścigi niezbyt wchodziły w grę jak również ścinanie trasy, to grunt by konie robiły swoje, ogólnie to miał na myśli mówiąc dobre. Koneserem nie był. Koń mógł być dobry, czyli nadawał się do roboty dla niego przewidzianej, albo nie-dobry, wtedy trafiał ponownie do handlarza, lub też nie…
Wiedział natomiast, że Otchłań słynęła z doskonałych wierzchowców. Czy był to chwyt marketingowy dla bogaczy czy prawda, nie miał dość kasy (a nawet gdyby miał, to zdecydowanie nie przypuszczałby jej na chabety) by testować. Fakt był faktem, że warunki do życia taki koń miał osobliwe, a i demoniczni hodowcy stanowili specyficzną grupę, więc może i rzeczywiście bywał bardziej odporny albo i bardziej wartościowy. Albo może i nie. Skoro nemorianie sprzedawali swoje perełki ludziom, to równie dobrze mogły to być jakieś genetyczne odpadki, dla nich bezwartościowe.
        W każdym razie Pietro pokiwał głową z odpowiednim do oznajmienia uznaniem i wysłuchał kolejnego pytania.
        - Niestety popas będzie konieczny, chyba, że przepinalibyśmy konie na całkiem świeże ze stajni przy trakcie. W innym wypadku nie wystarczy przepiąć pracujących na luzaki, tak czy inaczej będą musiały się napić i odetchnąć. Łatwiej więc będzie zadbać o jeden zaprzęg niż ciągnąć za sobą dodatkowe konie - wyjaśnił, nie wchodząc w szczegóły, że na krótszej drodze mogliby odpuścić sobie dobro zwierząt, bo po odpowiedniej ilości dni odpoczynku, doszłyby do siebie, ale podczas miesięcznej podróży najpewniej musieliby wierzchowce zmienić, żeby w końcu nie padły po drodze. Opowiadanie panience tego typu rzeczy uznał za bezcelowe, żeby nie powiedzieć niewłaściwe.
        Rodzinnej historii wysłuchał. Niestety musiał do tego przywyknąć. Czasami były to dosłownie całe historie życia, rodzinnych konfliktów, nieszczęśliwych miłości, i miliony innych bezproduktywnych informacji, na które chcąc nie chcąc był skazany z racji takiej nie innej profesji i na które musiał się uodpornić. Ludzie i nie-ludzie, zwykle byli gadatliwi, jeśli nie od razu, to zwykle po czasie, z nudy, albo z innego kretyńskiego powodu.
        Bal. Cudownie. Kolejna zbędna rzecz uwielbiana przez klientów. A on w całym tym harmidrze niejednokrotnie musiał pilnować by klient nie stracił głowy, literalnie.
        Tak, uwielbiał bale podobnie jak ludzką gadatliwość i deszcz na przykład. Większym afektem darzył tylko klientów targujących się o każdego Orła i Gryfa. Cena zawsze była jasna, podana na początku roboty, chyba, że coś przed nim zatajono(od tego miał specjalną klauzulkę w umowie). Gdy komuś paliło się pod rzycią, wtedy z chęcią przyjmował każdą stawkę, ale gdy tylko emocje i niebezpieczeństwo opadały, co większe skąpiradła próbowały urwać to i owo.
        Mrugnął lekko wyrwany z kontekstu i ponownie pokiwał głową z pełnym zrozumieniem. Oczywiście, że ciocia by nie darowała swojej ukochanej rodzinie, a jakże by inaczej.
        - Niestety nie miałem przyjemności - odpowiedział grzecznie. Zwykle to zachód i centrum kontynentu, albo bardziej niebezpieczna północ stanowiły jego rewiry.
        - Taka moja praca, jeśli nie podróżuję z klientem, to podróżuję, żeby dotrzeć do miejsca w którym mnie potrzebują - wyjaśnił spokojnie, zastanawiając się czy długo do tego obiadu, i czy zaraz jakaś służka nie wpadnie z jakimś kretyńskim pretekstem, bo właśnie słyszał jak zaczynały się krzątać w okolicy drzwi. Ani chybi miały całe centary kurzu do wytarcia.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Gdy Ayame zapoznała się już z mapami, więcej uwagi poświęcała swojemu rozmówcy, chociaż wciąż tylko w tych krótkich chwilach, gdy odpowiadał na jej pytania. Gdy pierwsza ciekawość została zaspokojona, mogła skupić się na próbach oceny wieku bruneta, bo chociaż z twarzy wydawał jej się młody, to jego wyjątkowa powaga dodawała mu lat. Brunetka zabębniła znów palcami w materiał sukni, walcząc pomiędzy chęcią uzyskania odpowiedzi na nurtujące ją pytania, a dobrym wychowaniem, które nie pozwalało na zadawanie tak osobistych raptem po chwili znajomości. Oczywiście ona nie uznawała wieku za jakąś wielce prywatną sprawę, ale zwracano jej na to uwagę, więc z niezadowoleniem, ale przywykła. I tak się dowie, w swoim czasie.
        Grzeczne, ale skromne odpowiedzi w niewielkim stopniu odpowiadały poziomowi zainteresowania Ayame, stąd jej kolejne pytania. Nie dostrzegała jednak prób spławiania jej, ani nawet jej przez myśl nie przeszło, że ktoś mógłby w ogóle chcieć pozbyć się jej towarzystwa. Pytania zaś rzadko jej się kończyły, więc już otwierała usta, by dalej pociągnąć gościa za język, gdy rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi.
        - Proszę – zawołała dziewczyna, spoglądając w tamtą stronę i najwyraźniej nie przykładając uwagi do tego, że nie była u siebie. Lub inaczej, jej zdaniem w całej posiadłości była u siebie.
        Pokojówka, która uchyliła niepewnie drzwi najwyraźniej podzielała tą opinię, bo nie czekała, aż męski głos powtórzy zaproszenie. Poza tym i tak miała sprawę do panienki, a dziewczęta mówiły, że jest u tego przystojnego gościa, który przyjechał dziś rano. Więc chociaż pamiętała, że panienka jest bardzo młoda, to i tak minę miała niepewną, gdy zaglądała do środka, a na zastany widok wyraźnie jej ulżyło.
        - Panienko Eloise, przepraszam że przeszkadzam, ale przyjechał doktor Li. Mówi, że pan Masumi go prosił, by panienkę zbadał przed wyjazdem.
        Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną i niezbyt chętną do spotkania się z medykiem. Próbowała to ukryć za uprzejmym uśmiechem, ale wymuszony grymas nie przychodził jej jeszcze naturalnie i rzadko kiedy kogoś oszukał, z czego oczywiście nie zdawała sobie sprawy.
        - Oczywiście, już schodzę. Poproś Alinę, by się tam ze mną spotkała – zarządziła i wstała, przytrzymując suknię, by sobie jej nie przydepnąć, po czym zwróciła się do Berlinetty. – Dziękuję za pana czas, zobaczymy się na obiedzie – powiedziała milszym tonem i z subtelnym szumem atłasu opuściła pokój.

        Doktor Li był mężczyzną w bardzo, bardzo podeszłym wieku, siwy i zgarbiony, co dla kogoś w wieku Ayame plasowało go o krok od śmierci. Poza tym jego twarz była tak poznaczona zmarszczkami, że zostały mu chyba tylko dwie miny – zwykła i niedosłysząca. Odwiedzał ich kilka razy w roku, jeśli się nic nie działo, i oczywiście opiekował się Ayame lub jej ojcem, gdy któreś z nich zachorowało, co na szczęście zdarzało się bardzo rzadko.
        Jego dzisiejsza wizyta była dla szlachcianki zaskoczeniem, bo ojciec zwykle ją uprzedzał, ale widocznie jego nieobecność pokrzyżowała mu plany. Na pewno spodziewał się, że wróci zanim przyjdzie doktor Li i zdąży uprzedzić Ayame. Dziewczyna skinęła sobie głową, uznając swoją logikę za zasadną i niechętnie zeszła na dół do jednego z pokoi, w którym zazwyczaj przyjmowali medyka. Alina już czekała przy drzwiach i na widok panienki dygnęła, otwierając jej drzwi i wchodząc za nią do środka.
        - Ach! Panienka Ayame! Jak miło panienkę widzieć! – zawołał medyk, człapiąc do dziewczyny i całując podaną mu dłoń.
        - Pana również, doktorze – odpowiedziała dziewczyna uprzejmie, akurat przy nim nie musząc się martwić, że przejrzy sztuczne uprzejmości. Cud, że ją widział. – Tato nie zdążył mnie uprzedzić, że się pan dziś zjawi.
        - A, tak, tak… - wymamrotał staruszek, otwierając już torbę lekarską. Ayame przewróciła oczami, ku cichemu rozbawieniu Aliny. – Panienka spocznie.
        Masumi usiadła posłusznie na jednej z puf i przez chwilę pozwalała się osłuchiwać, zaglądać do buzi, oczu i uszu, wciąż niezmiennie wątpiąc w kwalifikacje lekarza. Uznała to jednak za konieczną formalność i tylko czekała, aż będzie wolna. Okazało się jednak, że Li mimo wszystko jej słuchał wcześniej, bo teraz odezwał się nagle z wyjaśnieniami.
        - Taka długa podróż może być wyczerpująca. Musi być panienka w dobrej formie, tak. Jak apetyt? Dobrze, tak? Śpi panienka? Aha. Główka nie boli? Uhm. Jakieś dolegliwości? Nie? To dobrze, dobrze.
        Wszystko to trwało może pół godziny, nim doktor Li w końcu się spakował. Na pytanie dziewczyny, czy nie poczeka, by zbadać jej tatę, wymamrotał coś niewyraźnie, machając ręką, a lekko już podirytowana dziewczyna poddała się w próbach komunikacji ze staruszkiem. Gdy tato wróci to najwyżej wyśle go do miasta. Niech sobie nie myśli, że nie będzie musiał przejść tego samego. Może i był silniejszy, ale był też starszy, więc musiał o siebie dbać, czy mu się to podobało czy nie.
        Humor poprawił jej się nieco przy obiedzie, gdzie znowu spotkała się z Berlinettą. Wbrew deklaracjom o apetycie, sprzedanym lekarzowi, Ayame jadła tyle co nic, bardziej zajęta zagadywaniem gościa niż tym, co ma na talerzu. W końcu jednak zorientowała się, że utrudnia brunetowi posiłek, więc niechętnie umilkła, a służba szybko zainteresowała ją deserem, który został o wiele lepiej przyjęty.
        Nie wiadomo, czy Ayame nie dopadłaby Berlinetty po posiłku, ale jeszcze w jego trakcie rozpoznała znajome zamieszanie służby związane z powrotem pana domu i dziewczyna wystrzeliła z krzesła, bez słowa wypadając z jadalni i do holu. Przez uchylone za plecami Pietra drzwi słychać było odległą rozmowę.
        - Witaj w domu, tato.
        - Witaj, kochanie.
        - Dobrze, że jesteś wcześniej. Colette mówiła, że będziesz dopiero wieczorem. Jesteś głodny? Właśnie jemy obiad…
        - Może później skarbie. Chodź ze mną, musimy porozmawiać.

        Ayame już nie wróciła do jadalni. Służba posprzątała po obiedzie, Berlinettę zostawiając samemu sobie. Dopiero po godzinie rozległo się pukanie do drzwi jego pokoju, a znajoma już pokojówka poinformowała gościa, że pan Masumi chciałby z nim porozmawiać i czeka w gabinecie.
        Gospodarz, tak jak ostatnio, siedział za biurkiem, ale wyglądał jakby od tego ranka postarzał się o dziesięć lat. Zaprosił gościa gestem, by usiadł i przez chwilę milczał, wpatrzony w splecione na blacie dłonie. W końcu jednak się otrząsnął i wyprostował, spoglądając na młodego człowieka przed sobą.
        - Okoliczności wyjazdu uległy zmianie i muszę wiedzieć, czy wciąż się pan podejmie eskorty – zaczął, powoli dobierając słowa. Sytuacja była dynamiczna i sam wciąż jeszcze trawił potencjalne konsekwencje swoich decyzji, a po zdecydowanie burzliwej rozmowie z córką, jego wątpliwości nie zelżały.
        - Pewne sprawy zatrzymują mnie w mieście. Gdyby był to wyjazd czysto towarzyski i rekreacyjny, po prostu odłożyłbym go w czasie. Niestety… nie jest. – Masumi westchnął ciężko, nim kontynuował. Wciąż nie wiedział, ile ochroniarz powinien wiedzieć i balansował pomiędzy szczerością a dyskrecją.
        – Ayame musi być w Argentii na czas. Oczywiście nie mówię tu o drobnych poślizgach związanych z podróżą – dodał zaraz, łapiąc spojrzenie Berlinetty, nim mówił dalej. – Istnieją jednak zobowiązania, których muszę dopełnić. Moja córka… nie jest w tej chwili zachwycona zmianą planów, ale jest posłuszna, dostosuje się. Muszę jednak wiedzieć, czy jest pan w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo w czasie podróży. Oczywiście dopuszczam wsparcie pana wyboru, ze względu na zmianę sytuacji. Będzie jej towarzyszyć pokojówka. Wcześniej nie było to konieczne, ale teraz… rozumie pan – Masumi zawiesił znacząco głos, ale mimo wszystko czujne spojrzenie upewniało się, czy Berlinetta aby na pewno rozumie.
        Od poranka wydarzyło się więcej niż przez ostatnie pół roku, kiedy to poczynił odpowiednie ustalenia ze swoim znajomym w Argentii. Zmiana sytuacji stawiała go w fatalnej pozycji, ale niespecjalnie miał wybór. Właściwie nie miał żadnego. Konsekwencjami nietowarzyszenia córce w podróży (zakładając jej absolutne bezpieczeństwo) był jedynie jej dyskomfort, natomiast jego nieobecność na miejscu w ciągu najbliższego miesiąca mogłaby mieć katastrofalne skutki. Był więc gotów zmierzyć się z niezadowoleniem Ayame, jeśli tylko będzie miał pewność, że będzie bezpieczna. I że trafi do Argentii na czas.
        - Nie wiem, na ile ta zmiana jest dla pana istotna; nie chcę swojej obecności dodawać ani ujmować wagi, a po mojej stronie działają po prostu kompletnie inne czynniki. Zależy mi jednak na tym, by podjął pan decyzję jeszcze dziś, nim przedstawię resztę szczegółów.
        Wcześniej Berlinetta nie musiał wszystkiego wiedzieć. Miał być dodatkowym mieczem na trasie. Teraz jednak, chociaż teoretycznie zakres jego odpowiedzialności się nie zmieni, zdaniem Masumiego powinien wiedzieć jeszcze o kilku rzeczach, skoro jego tam nie będzie, by wszystkiego dopilnować.
Pietro
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Ochroniarz , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Pietro »

        Panienka okazała się studnią pytań bez dna, ledwie odpowiedział na jedno, możliwie jak najrzetelniej (co zwykle panny nudziło) a pojawiało się kolejne i następne. Tak więc odpowiadał a rozmowa nadal się nie kończyła. Pietro powoli dochodził do wniosku, że tak im zejdzie do obiadu, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Cieszyć się czy odwrotnie. Ledwie zdążył zerknąć na drzwi unosząc brew, gdy panienka już dążyła zaprosić gościa. Jakże by inaczej…
A pokojówka, bo przecież któż by inny, zaczęła wchodzić ostrożnie jak do alkowy nowożeńców, oczywiście…
Berlinetta wstał nim Ayame podniosła się z ziemi i kurtuazyjnnie podał jej dłoń. Kto by przypuszczał, że w ten sposób nadejdzie wybawienie.
        - Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział grzecznościową formułką skłaniając się jak nakazywał zwyczaj i powitał ciszę w pokoju.
No to pora poważnie przyjrzeć się mapom. Niestety spojrzał też na klepsydrę. Wiele czasu nie pozostało.
        Pietro zdążył posprzątać to co rozłożył. Zapiął garnitur, który zwyczajowo rozpinał siadając, poprawił mankiety i zszedł na obiad chociaż wcale nie był głodny.
Pechowo wraz z posiłkiem nadeszła też panna z jej pytaniami. Za każdym razem gdy zamierzał się na kolejny kęs musiał odpowiadać, więc odkładał sztućce i rozmawiał. Miał być ochroniarzem nie oratorem, ale jak już zdążył się często przekonać, praca niestety wykraczała poza standardowe umiejętności.
Mimo wszystko ciekawska czy może znudzona panna okazała się nie aż tak nie domyślną i pozwoliła mu spożyć posiłek, a od ogólnego braku apetytu, potrzeba ciszy była silniejsza. Jednak posiłek jeszcze nie zdążył dobiec końca, a dziewczyna wybiegła z jadalni pozwalając Pietro odetchnąć. Dopił wodę, a gdy służba zaczęła czaić się do sprzątania co sugerowało, że nikomu na chwilę obecną nie będzie potrzebny, udał się do pokoju nim ktoś mógłby wpaść na pomysł, że jednak się nudził.
        Swoich rzeczy nie rozpakowywał, w zasadzie nigdy tego nie robił. Zdjąwszy marynarkę odwiesił ją na oparcie krzesła i siadł do map oraz planów.
Na głośne trzaśnięcie drzwiami nie zwrócił uwagi poza ich odnotowaniem. Przyczyna i sprawca były mało istotne gdy brunet w pełni skupiał się na organizacji.
        Miał już niemal pełny obraz drogi gdy znów przerwało mu pukanie do drzwi.
Krótkie, chłodne “proszę” przywołało widok widzianej już pokojówki.
Skinął krótko głową, zarzucił marynarkę na plecy, po drodze zapinając guziki i stawił się w biurze pana domu.
Berlinetta tradycyjnie stanął w formalnej pozycji zanim gospodarz nie pozwolił mu usiąść. Już po pierwszym spojrzeniu na twarz Masumiego widać było, że zapowiadały się dodatkowe komplikacje.
        - Moja decyzja się nie zmieni, co najwyżej organizacja będzie wymagała modyfikacji - odpowiedział całkiem spokojnie. Ciężkich zadań Pietro się nie obawiał, ale wymagał od klienta szczerości, w innym wypadku właśnie dla takich cwaniaków miał klauzulkę pod treścią umowy.
        - Rozumiem… - odpowiedział zdawkowo, czekając rozwinięcia wypowiedzi. Stwierdzenie, że wyjazd nie był czysto towarzyski wnosił jedynie mniej elastyczny grafik, więc Pietro czekał konkretów, w trakcie przytakując krótko.
Obecność pokojówki rozumiał, nawet jeśli dodawało to kolejną niewiastę do ochrony, konwenanse...
        - Uważam, że nadmierna eskorta będzie przyciągać niepotrzebną uwagę - zaczął przedstawiać swój punkt widzenia.
        - Chyba, że poza niezadowoleniem panienki (a więc przyczyną trzaskających drzwi nie były na przykład przeciągi…), powinienem oczekiwać innych komplikacji, wymagających dodatkowych zasobów? - dokończył.
        - Jak powiedziałem, zlecenie już przyjąłem, tylko proszę o niezbędne detale, aby nic istotnego nas nie zaskoczyło.
Awatar użytkownika
Ayame
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Ayame »

        Masumi usiadł wygodniej w fotelu, a rysy jego twarzy złagodniały, gdy zalała go fala ulgi. Chociaż jedna rzecz dzisiaj poszła zgodnie z planem, a mianowicie nie musiał szukać na gwałt ochrony. Berlinetta nawet nie mrugnął, więc gospodarz uznał, że jego obecność podczas podróży i tak nie była traktowana, jako potencjalna pomoc. Był zbyt doświadczony i samoświadomy, by w jakikolwiek sposób mu to czegokolwiek ujmowało.
        - Cieszy mnie to – odparł więc, a na prośbę o szczegóły pokiwał tylko głową. – Nie chodzi o dodatkowe komplikacje, przynajmniej nie dla pana. Rzecz w tym, że moja córka jedzie do Argentii w celu zamążpójścia, o czym jeszcze nie wie – oświadczył w końcu Masumi.
        - Miałem przeprowadzić z nią rozmowę na ten temat po drodze, czasu byłoby aż nadto, a i okoliczności niesprzyjające ucieczkom od konwersacji. W związku ze zmianą planów proszę tylko o przekazanie jej tego listu, gdy wyjedziecie już z Kryształowego Królestwa. – Masumi pochylił się nad biurkiem, przekazując gościowi kopertę z grubego pergaminu z pięknie wykaligrafowanym imieniem Ayame. Jej zawartość nie zachwycała objętością. – Tam wszystko jej wyjaśniam, by nie była zaskoczona, gdy dojedziecie na miejsce. Resztą zajmie się już rodzina Bao.
        Shiro oparł się znów w fotelu i jakby kolejny ciężar spadł z jego barków. Oczywiście wciąż musiał załagodzić sytuację z Ayame przed wyjazdem, ale liczył na zdrowy rozsądek córki i siłę jej podekscytowania podróżą.

        Gdy więc pożegnał się z Berlinettą, ustalając wyjazd na jutrzejszy poranek, skierował się do komnat córki i zapukał grzecznie.
        - Mówiłam już, żeby mi nie przeszkadzać! – rozległ się donośny, ale łamiący się głos.
        - Kochanie, to ja. Tata – odezwał się Masumi, a po drugiej stronie zapadła cisza. Mężczyzna odczekał jeszcze chwilę, nim znów uniósł dłoń do pukania, ale wtedy drzwi się otworzyły.
        Wszedł do środka, spoglądając za skrzydło, a ramiona mu lekko oklapły na widok córki. Ayame zamknęła drzwi pociągając nosem i przecierając zaczerwienione od płaczu oczy. Włosy miała lekko potargane, jakby dopiero co wstała z łóżka. Spojrzał w tamtym kierunku i westchnął bezgłośnie. Wszędzie porozrzucane były suknie i inne rzeczy na wyjazd. Albo Ayame jeszcze się nie spakowała, albo właśnie była w trakcie opętańczego wyrzucania wszystkiego z walizek.
        - Usiądź proszę – powiedziała jego córka dumnie, zbierając najpierw naręcze sukien z jednej z puf. Shiro usiadł ostrożnie na obitym różowym atłasem stołku i wyciągnął przed siebie nogi. Siedział zbyt nisko, by komfortowym było założenie jednej na drugą.
        - Ayame, skarbie, porozmawiajmy – powiedział łagodnie, a jego córka usiadła na łóżku, dumnie wyprostowana i lekko przytrzaskując tyłkiem jakiś gorset.
        - Na jaki termin przekładamy wyjazd? – zapytała niewinnym tonem i unosząc lekko brwi. Jej ojciec poruszył się niespokojnie.
        - Wyjeżdżacie jutro skoro świt – powiedział krótko, a zaczerwienione oczy Ayame błysnęły złością.
        - Dlaczego nie możemy jechać później? Ciotka zrozumie, pal sześć ten bal, ci twoi znajomi w Argentii chyba też zrozumieją?
        - Ayame, kochanie…
        - Co to da, że ja pojadę sama? – zapytała dziewczyna, podnosząc znów głos. – U cioci jeszcze mogę spędzić czas, ale tam dalej? Wiesz, że tam się jedzie miesiąc? Czemu mnie zostawiasz na tak długo znowu? – zapłakała, nie mogąc już powstrzymać łez. – A jak nie zdążysz nas dogonić? Co, jeśli dojedziemy na miejsce, a ciebie jeszcze nie będzie? Albo coś ci się stanie po drodze? Napisz po prostu do nich, że będziemy później!
        - Ayame, słonko, nie mogę. – Shiro poruszył się niespokojnie na pufie. Z jednej strony łatwiej by jej było wytłumaczyć mechanikę, gdyby wiedziała, jaki jest cel jej podróży, ale wtedy nie zdążyłby opanować sytuacji do momentu wyjazdu. – Obiecuję, że dogonię was zanim dojedziecie do Argentii – skłamał, tak jak zrobił to wcześniej, gdy zorientował się, jak bardzo wzburzona była Ayame i że gotowa była zbojkotować wyjazd. – Samotny jeździec jest szybszy niż powóz.
        - Wiem to – mruknęła dziewczyna butnie, ocierając znowu oczy. Berlinetta dopiero co jej to tłumaczył.
        - Musisz być dzielna i reprezentować nas godnie u cioci Guise – powiedział Masumi, z ciężkim sercem biorąc córkę nieco pod włos. – Poza tym, byłaś taka podekscytowana podróżą!
        - Bo miałam jechać z tobą! – krzyknęła znowu dziewczyna i Shiro westchnął ciężko, rozdarty między żalem, a bardzo powoli rosnącą irytacją z przedłużającej się sytuacji. Ayame nigdy się tak nie zachowywała. Nie pomyślał oczywiście, że po prostu pierwszy raz zdecydowanie jej czegoś odmawia.
        - Wyjeżdżacie jutro o świcie – powiedział, wstając i przybierając nową taktykę surowego ojca. – Przyślę Alinę, by pomogła ci się pakować.
        - Ona ledwo odróżnia lewą od prawej – prychnęła Ayame pod nosem, kątem oka spoglądając za wychodzącym ojcem. – Nie chcę jechać! – krzyknęła za nim, ale mężczyzna tylko obrócił się przez ramię, by na nią spojrzeć.
        - Trudno – powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Za progiem zatrzymał się i westchnął ciężko, podskakując zaskoczony, gdy coś miękkiego łupnęło w drewniane skrzydło od drugiej strony. Odszedł szybko, zanim zmieni zdanie i wróci pocieszać córkę.

        Następnego ranka w posiadłości było jak w ulu i już długo przed świtem służba krzątała się, szykując bagaże, powóz i konie. Masumi całą noc przesiedział w gabinecie i dopiero rosnący w domu gwar dał mu do zrozumienia o zbliżającym się wyjeździe. Dał się namówić na śniadanie, tylko po to, by posiedzieć z Ayame, ale córka zbywała każde jego pytanie i słowo, dłubiąc od niechcenia w talerzu. Oczy miała zapuchnięte, ale poza tym prezentowała się nienagannie. Idealnie wyprostowana, z ułożonymi w długi od czubka głowy warkocz, ubrała na podróż prostą, ciemnozieloną suknię z cienkiego materiału. Dowiedziała się od służby, że zapowiada się ciepły dzień, więc była przygotowana, mając w podorędziu nawet wachlarz. Krótki rękaw kończył się delikatną bufką, ale dekolt był nieco zbyt głęboki i Masumi zazwyczaj zwracał jej na to uwagę, jednak dzisiaj milczał. Ciężko było stwierdzić, czy dziewczyna zrobiła to złośliwie, by wymóc na nim chociaż taki komentarz, ale jej ojciec twardo udawał, że nie widzi problemu. Poza tym i tak będą cały dzień w powozie, nie warto było o to robić scen. Wiedział, że taka iskra wywołałaby pożar, którego mógłby nie opanować.
        Ayame rzeczywiście miała na celu chyba wywołać u ojca jakąś reakcję, bo jej brak spotkał się z buzującym w dziewczynie niezadowoleniem i zaciśniętymi ustami. Uniosła jednak brodę i podziękowała za śniadanie, którego nawet nie ruszyła, odzywając się pierwszy raz tego dnia, nim minęła ojca i wyszła na zewnątrz.
        Powóz był już zapakowany, a Alina dreptała z przejęciem po podwórzu (zdaniem Ayame niepotrzebnie kurząc sobie buty). Na widok panienki podbiegła szybko i wsiadła z nią do środka, chwilę układając ich suknie i niewielkie paczuszki z rzeczami, których mogą potrzebować w ciągu dnia. Szlachcianka twardo wpatrywała się przed siebie, tak skupiona na ignorowaniu ojca, że nawet nie rozejrzała się za Berlinettą. Gdy zaś głowa Masumiego pojawiła się w oknie powozu, wyprostowała się tak bardzo, że coś naciągnęło jej się w plecach.
        - Dobrej drogi kochanie, zobaczymy się niedługo – powiedział jej ojciec łagodnie, ale Ayame nawet na niego nie spojrzała. Próbowała już absolutnie wszystkiego, by zmienić jego zdanie i pozostała jej tylko chłodne ignorowanie go. Tego jeszcze nigdy nie wytrzymał zbyt długo.
        Ale on wciąż nie zmieniał zdania. Cofnął się pod schody, a powóz szarpnął lekko, gdy konie ruszyły, zawracając ostrożnie na podjeździe. Koła zatrzeszczały na kamyczkach, a Ayame robiła coraz większe oczy, strzelając spojrzeniem na boki. Powinna zaraz usłyszeć wołanie ojca, że mają się zatrzymać. Musi wytrzymać, bo jak się teraz obróci to na pewno zepsuje cały efekt. Tato musi za nią zatęsknić i zrozumieć, że robi straszny błąd. Powóz jednak toczył się coraz szybciej, a po chwili minęli główną bramę, wyjeżdżając na drogę. Ayame zerknęła niepewnie w stronę Aliny, ale ta tylko wgapiała się za okno z uchylonymi ustami. Szlachcianka przewróciła oczami i poprawiła swój idealnie prosty siad, testowany przez pogarszającą się chwilowo drogę.
        Czekała aż do momentu, gdy wyjechali na główny gościniec prowadzący z miasta. Do tego czasu ciągle spodziewała się, że usłyszy zaraz rżenie konia, a ojciec dogoni ich wierzchem, zawracając powóz. Dopiero niknące za nimi zabudowania i rosnący przed nimi las sprawił, że do Ayame okrutna prawda dotarła z impetem chluśniętej z wiadra wody. Dopiero wtedy znowu wybuchnęła płaczem.
Zablokowany

Wróć do „Danae”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości