Jezioro Czarodziejek[Zatoka jeziora] Byle dalej.

Piękne, lśniące jezioro leżące we wschodniej cześć Równiny Theryjskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Czarodziejek. Wody owego jeziora są od tysięcy lat zaklęte i posiadają niezliczone magiczne właściwości, a to za sprawą zamku Czarodziejek, w którym młode dziewczęta uczą się magii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

[Zatoka jeziora] Byle dalej.

Post autor: Sermina »

Poprzednia przygoda.


Szli równomiernym krokiem spod bramy. Gdy znaleźli się wystarczająco daleko odetchnęli z ulgą. Najtrudniejsza część zdawała się być za nimi. Prawdę mówiąc nadal byli blisko Nandan-Theru, ale nie na tyle, aby obawiać się obławy. To na pewno napełniało myśli optymizmem.
Znamienne było pytanie, które zaczęło nasuwać się na pierwszy plan zapewne nie tylko u Serminy. Pytanie z serii: co teraz? Postanowiła jednak nie trapić młodziana. Wolała najpierw wysłuchać tę historio-legendę o której wcześnie tak zawzięcie prawił, a brzeg jeziora nadawał się idealnie na miejsce odpoczynku. Może nawet założą tutaj pierwszy obóz? Kto wie? Słońcu jeszcze nie było spieszno do zajścia, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby tu trochę pobyć. Tym bardziej, że znała dobrze tą okolicę i wiedziała, że lasy w pobliżu jeziora są urodzajne w zwierzęta. O bogactwie roślin nie wspominając. Nie umrą z głodu. Mogliby nawet trochę powybrzydzać. Fakt, nie miała może (oprócz sztyletu) żadnego sprzętu do zabijania, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby skorzystać z magii. Przy okazji poćwiczyłaby trochę te dziedziny, które sprawiały jej trudność... Ale to potem. Najpierw opowieści!
Weszli w dziewiczy las, który rósł wokół jeziora prawdopodobnie od samego początku. W lesie było przyjemnie chłodno. Zapach żywicy unosił się w powietrzu po jakimś czasie można było zwietrzyć również delikatny zapach wody. Zbliżali się coraz bardziej, a gościniec wił się wśród niskich paproci i krzewów jagodowych. Sermina patrzyła w lewą stronę wypatrując wzrokiem wody. Nie musiała długo czekać na ten widok. Skręciła w lewo z gościńca ku lazurowemu wybrzeżu. Szli chwilę wzdłuż jeziora, przez las, gdy natknęli się na osłoniętą dużymi kamieniami zatoczkę. Kamienie były ułożone na kształt małej groty. Były wręcz stworzone do osłaniania pleców od strony lasu. Sama zatoczka była pokryta drobnym piaskiem zmieszanym z żwirem. Dzięki temu przybrzeżne wody mieniły się odcieniami błękitu. Brzegi jeziora były po bokach zatoczki zarośnięte tatarakiem i strzałką wodną. Na wodzie sunęły majestatyczne łabędzie i gromadki łysek. Od strony lasu za to dochodziły śpiewy ptaków: słowików, kosów, dziwogonów (zwanych drogno) i innych, mniej znanych, które były uznawane za magiczne.
- Możemy się tutaj zatrzymać - uznała. Zrzuciła z barków plecak i położyła płaszcze podróżne na ziemi przy kamieniach. Wyjęła dwa suchary z plecaka i manierki z wodą. Wręczyła suchara i manierkę towarzyszowi. Następnie usiadła na jednym z płaszczów i zrobiła też miejsce dla Vertana.
- Pogadajmy - uśmiechnęła się - dlaczego chciałeś uciec?
Dziewczyna zaczęła gryźć suchar i przeżuwać go, aby nie musieć mówić pierwsza. Wyczekująco patrzyła na chłopca w nadziei na dobrą historię.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

To wszystko, co od czasu opuszczenia twierdzy Vertan napotkał na swojej drodze, nie tylko wydawało mu się nagle najpiękniejsze na świecie, ale też nagle zaczęło jednoznacznie kojarzyć się z wolnością. Działo się to nieco na zasadzie kontrastu. I tak jeśli surowy zamek i lordowskie komnaty uosabiały niewolę, to tutaj każda dzika kępka trawy i uboga chałupka miała kojarzyć się z wolnością. W końcu ta trawa mogła sobie robić, co chciała. Mogła rosnąć do woli! W przeciwieństwie do Vertana. Tak czy inaczej, tutaj było o wiele lepiej i wydawało się nawet, że choćby w takim lesie nic im już nie grozi. Las był wielki i pełen drzew. Wszędzie byłoby łatwo się tu schować. Wystarczało więc tylko dzielnie iść naprzód, a to nie było problemem ani przez chwilę. Jednym z plusów klątwy, do których Vertan bardzo niechętnie (i nigdy na głos) się przyznawał, było to, że jego młode ciało bardzo wolno się męczyło, a potem i tak odzyskiwało energię z szybkością gromu. Teraz miał więc siłę na długą wędrówkę, której cel zresztą sam trochę sam jak narazie określił, wskazując Serminie drogę nad jezioro. W końcu było to jezioro nie byle jakie.
Młodzieniec nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy w końcu pojawiła się przed nimi jasna tafla, odbijająca błękit nieba i wiszące wysoko słońce. Tuż nad jego ramieniem śmignęła błyszcząca metalicznie ważka, pod butami coraz więcej miał piasku, niż ubitej ziemi. No i pachniało wodą i świeżością. Zapach niemożliwy do pomylenia z żadnym innym.
Będąc krok za Serminą, książę dotarł na brzeg. Swoją kulę, nieużywaną zresztą już od dłuższego czasu, położył na ziemi. Nie chciał się jej pozbywać. Po pierwsze, zawsze istniała szansa, że odda ją komuś, kto by tego bardziej potrzebował, a po drugie - zrobiono ją z solidnego, mocnego kawałka drewna. Może nie dało się tym zabijać, ale do ogłuszania dawałaby się znakomicie. Zaraz potem sam Vertan opadł na przygotowane miejsce, rozprostował nogi i z przyjemnością wystawił twarz ku słońcu. Sam narazie się nie odzywał, intensywnie myśląc. Dopiero wręczenie mu prowiantu sprowadziło go z powrotem na ziemię. Szybko się napił i zaraz zabrał się do suchara, nieodzownie kojarzącego mu się z czasami, gdy jeździł z żołnierzami na ćwiczenia w terenie i nie miał wiele ciekawszych rzeczy do jedzenia.
Dopiero na pytanie Serminy podniósł na nią wzrok. Uśmiechnął się, mrużąc po kociemu oczy, chwilę się zastanowił, a potem zwrócił głowę w stronę wody.
– Nad to jezioro – zaczął trochę inaczej – przyjeżdżałem kiedyś na polowania. Nie zapomnę dnia, kiedy ustrzeliłem z kuszy swojego pierwszego zająca. Polubiłem to, ojciec był dumny z moich trofeów i zgadzał się przyjeżdżać tu ze mną co roku, na granicy lata i jesieni. W końcu cieszył mnie sam fakt przyjeżdżania tutaj - na moim ulubionym koniu, karej Iskrze, nieraz ze złotą obręczą na głowie. Z ojcem i kilkoma dworzanami w roli eskorty. Wiesz...
Zawahał się, spoglądając Serminie w oczy. Postanowił dotrzeć do sedna.
– To wcale nie było tak dawno. Może dwa lata temu? Rzecz w tym, Sermino, że chociaż wyglądam ci na kilkunastolatka, tak naprawdę przeżyłem o wiele więcej lat. Dokładnie dwadzieścia, jeśli mam być dokładny. To, co widzisz i z czym muszę zmagać się na co dzień, to wynik klątwy. Nie wiem, kto ją rzucił, nie wiem dlaczego i nie wiem, jak to odczynić. Pewnego dnia, ja, książę Vertan Bretgar, syn króla Arata i następca tronu Nandan-Theru, po prostu obudziłem się... taki. Tylko mój umysł pozostał niezmieniony. No, prawie. Tak więc... Hej, pomogłaś uciec jednej z najważniejszych osób w królestwie!
Uśmiechnął się wesoło.
– Gdy już mnie odczarujemy, zapłacę ci za to jakimś zameczkiem w okolicy. Niezły pomysł, hę? Tak czy inaczej, moi rodzice już się poddali, ale ja wierzę, że gdzieś musi być ktoś, kto będzie umiał poradzić sobie z tą cholerną klątwą. To przecież tylko magia... Dlatego uciekłem. Dzięki ci za to. A teraz jesteś mi dłużna opowieść.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Przy ruszeniu tematu dotyczącego polowania w jej wyobraźni otworzyły się wrota. Za nimi opatulił ją dźwięk wymyślnie skręconych, cętkowanych rogów, w które dmuchali brzuchaci szlachcice. Gotowi na wszystko, byle tylko upolować zwierza i najlepiej wrócić wśród gromkich braw i okrzyków. Słyszała równie dobrze odgłosy podekscytowanych psów ujadających wściekle na uwięzi. Nigdy nie była na polowaniu, ale oczami wyobraźni widziała cały proceder jak na tacy. Czuła zapach igieł i wilgoć lasu. Kochała ten zapach, a tej scenerii dodawał on czegoś dla niej znajomego. Usłyszała cichy warkot okrążanego zwierzęcia. Najlepiej niedźwiedzia, gotowego ruszyć w każdej chwili na polujących i pokruszyć ich kości swoimi grubymi kłami... Zastopuj Sermino i zacznij słuchać - wróciła szybko do rzeczywistości, ale wyobraźnia wciągnęła ją z powrotem. Widziała roześmianego blondynka, który pokazuje wszystkim swoją pierwszą zdobycz. Dorodnego, tłustego zająca. Wszędzie wokół leżały jesienne liście, które podnosiły wartość zdobyczy. W końcu upatrzyć burego zająca w burych liściach to trudna rzecz. Oprzytomniała. Dwa lata temu? Mogło i być. W końcu panicze zaczynali wcześnie polować... ale to, że przeżył lat dwadzieścia zupełnie jej nie pasowało. Spojrzała na niego badawczym wzrokiem spod szkiełek.
- Klątwa powiadasz - przysunęła się do niego, a wręcz rzuciła z ekscytacją i zaciekawieniem. Chwyciła go jedną ręką pod brodą, a drugą rozszerzyła oko i zaczęła się mu dobrze przyglądać. Mógł protestować, ale była na tyle zdeterminowana, że w tej chwili nie zwolniłaby żelaznego chwytu. Następnie mrucząc coś pod nosem puściła oko i przesuwała jego głowę od lewej do prawej. To, że pomogła uciec komuś najważniejszemu ukłuło ją trochę nieprzyjemnie w sumienie, ale w głębi duszy nieco się tym zaczęła ekscytować. Ba! Chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Zaczęło się robić bardzo ciekawie. Czego ona jeszcze nie wie?
- Jak bardzo ważnej? - spytała i puściła jego brodę. Klątwa. Brzmi to poważnie. Trudno będzie ją zdjąć nie wiedząc nic poza tym, co młodzian powiedział.
- Na pewno nie wiesz, kto Cię tak urządził? Pamiętasz tamtą noc? Musisz coś pamiętać. A może usunęli Ci pamięć? Trudno mi uwierzyć, że przespałeś tak ważny moment w swoim życiu - powiedziała z nutą rozbawienia, chociaż nie było to ani krztynę śmieszne - opowiedz mi nieco jak ta klątwa działa. Zastanawiała się do kogo mogliby się zwrócić, ale w jej myślach nie figurowała żadna osoba. Nie miała kontaktów wśród czardziejów, którzy mogliby mu pomóc. - Jak masz zamiar się odczarować? Znasz kogoś?
Po chwili zamyślenia rzekła:
- Może być zameczek lub pałacyk, ale z ładnym, sporym ogródkiem i lasami wokół - wyszczerzyła się. Chociaż wygranej nie mogła być pewna, ale wyzwanie przyjęła. Skoro go uwolniła, to czuła w obowiązku się mu pomóc.
- Nie obiecałam Ci żadnej opowieści - odpowiedziała wymijająco. Nie miała zamiaru dzielić się z nim wiadomością, że jest wiedźmą. Wiedziała doskonale, co ludzie myślą sobie o istotach jej pokroju. Mogło go to przerazić. Jeśli będzie naciskał, to odpowie, ale wymijająco. Tak, aby nie zdradzić się. Przynajmniej nie od razu.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

O ile z wyrzuceniem z siebie całej tej historii nie było aż tak złe, jak się obawiał, to pierwsza reakcja Serminy absolutnie go zaskoczyła. Zdążył tylko cofnąć trochę głowę i bardziej już uciec nie zdołał, nim dopadły go jej delikatne ale stanowcze dłonie. Nim się spostrzegł, został gruntownie przebadany, jak rzadkie szkiełko na dnie jaskiniowego jeziora! I zupełnie tak, jakby cała ta magia, przez którą wyglądał jak wyglądał, miała zostawić ja jego ciele jakiś wyraźny znak. Może od razu podpis autora lub coś podobnego. Ostatecznie Vertan zdołał się trochę opamiętać, zamachał więc rękami w obronnym geście i chociaż nie był to wcale szalenie skuteczny sposób, to i tak został zaraz puszczony.
– To była zwykła noc! – zapewnił jak najszybciej, byle tylko skupić się na czymś innym niż to, co tu przed chwilą zaszło. Sermina mogłaby z takimi zapędami zostać zdolną medyczką, na pewno po chwili znalazłaby u pacjenta wszystkie choroby. Niekonwencjonalne metody nieraz były najlepsze. Odchrząknął. – Nie ty pierwsza zadajesz mi podobne pytania. Jak już powiedziałem, po prostu obudziłem się taki... o. Nikomu nie życzę przeżycia czegoś podobnego. Najpierw myślisz, że to tylko sen, nim nie pojmiesz, że w rzeczywistości to koszmar mający się ciągnąć latami.
Pokręcił szybko głową, jakby dla odgonienia nieprzyjemnych wspomnień, po czym trochę wygodniej usadowił się na rozłożonym płaszczu. Tym, co kazało mu znowu podnieść głowę, były kolejne, nieco żartobliwe słowa dziewczyny. Skoro zgadzała się na nagrody, to i na ryzykowną wyprawę w poszukiwaniu remedium na klątwę musiała przytakiwać. A więc jednak. Od początku do końca, kompania przeciw czarnej magii. Vertan nie mógł nie uśmiechnąć się na tę decyzję.
– Ale ale, z nieznajomymi nie podróżuję – odparł jednak. – Może tak naprawdę jesteś szpiegiem od mojego ojca. Może to tylko taka pułapka? Zrobimy kółeczko i zaraz wrócimy do twierdzy od drugiej strony, hm? To byłoby cwane. Przyznaję. Na szczęście masz zbyt miłą twarz na bycie szpiegiem.
Po tych słowach wstał i niedbałym ruchem zrzucił ukradzioną opończę, odsłaniając z powrotem drogi kubrak. Tak naprawdę nie wierzył, by jego towarzyszka choć przez chwilę miała złe zamiary. To by po prostu do niej nie pasowało.
– A odpowiadając na twoje pytanie, to... Nie, nie mam pojęcia, jak to naprawić. Swego czasu dwór w tajemnicy odwiedzali wielcy magie z okolic, ale żadnemu się nie udało. Trzeba nam więc szukać dalej! A póki co, mamy to. – Zatoczył dłonią szeroki gest nad jeziorem. – Magiczne jezioro! Podobno leczy chorych, przywraca wzrok niewidomym i zmysły szaleńcom. Może mi przywróci normalną postać. Ale uprzedzam. To może być szok. Widzisz bowiem...
Spojrzał gdzieś w dal, za wszelką cenę starając się nie wybuchnąć śmiechem.
– W rzeczywistości jestem bajecznie przystojny.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

- A nie wiesz, czy ktoś nie rzucał na Ciebie uroków, gdy byłeś mały? Może jakiś incydent, że Cię zabrali? Potem wróciłeś, ale klątwa miała zadziałać dopiero po kilkunastu latach - zamyśliła się. Koncept nie był zły, chociaż przypominał bardzo bajkę z jej dzieciństwa o królewnie, która przemieniała się w wilkołaka, gdy dorosła na tyle, aby wyjść za mąż. Potem nikt jej nie chciał, bo zamiast w łóżku spędzała czas na wyciu do księżyca i pożeraniu owiec.
Na jego słowa o szpiegostwie wyszczerzyła zęby w łobuzerskim uśmiechu. Nie myślała nigdy o tym, aby nim zostać. Ale już widziała jak taka rzucająca się w oczy osoba jak ona miała działać incognito.
- Jestem czysta jak łza - zapewniła. - Ot taka prosta dziewczyna, która ruszyła w drogę. W końcu podróże kształcą. Mój tata podróżował, wiec ja też postanowiłam, że zostanę podróżnikiem.
Na pewno wolała nie wracać do burzliwej przeszłości. W końcu nie miała do czego wracać. Jej rodzice byli martwi od bardzo dawna. Cały czas to w niej siedziało, pomimo upływu lat. Czasami patrzyła, tak jak teraz, w obłoki i ich wspominała. Zapach ciasta wypiekanego przez mamę i wymyślne przyrządy, którymi posługiwał się tata... W jej oku zakręciła się malutka łezka. Szybko ją otarła wierzchem dłoni i postanowiła się skupić na teraźniejszości. Teraz miała przy sobie towarzysza, którego zgarnęła z twierdzy. Nie jest źle.
- Sądzisz, że jezioro, prócz tego, że jest mokre, ma jakieś właściwości? - spytała unosząc lekko brew. Przybrała bardzo kamienną twarz, a przynajmniej taką, na jaką ją było w tym momencie stać. Według niej to był oczywiście kolejny głupi pomysł, no ale... cóż.
- To czemu rodzice nie wrzucili cię wcześniej do jeziora? - spytała podchwytliwie. Po chwili jednak uśmiechnęła się, bo nie mogła już wytrzymać. Oparła się rękoma o płaszcz.
- Wiesz, co robię z przystojniakami? Wyrzucam przez okno, spalam na stosie lub topie w jeziorze - przybrała łobuzerski uśmiech - pragnę zaznaczyć, że jezioro jest blisko. Tak, musiała rzucić jakąś głupią gadkę, ale nie przepadała za mężczyznami. Szybko się przekonała, że zaufać może tylko mężczyznom z własnej rodziny, reszty wolała unikać. No dobrze, zrobiła dla Vertana wyjątek, ale był chłopcem. W dodatku zaklętym, więc raczej nie wyrośnie na tyle szybko, aby chcieć zrobić jej krzywdę.
- Dobrze, idź się wykąp, ja poczekam na tego bajecznego przystojniaka. A może już powinnam Cię mianować księciem z bajki? A jak już wrócisz, możesz mi jeszcze poopowiadać o życiu na dworze za czasów, gdy byłeś normalny. Hmm... może w tym czasie jak będziesz się pluskał to zapoluję na coś? Abyśmy mieli co zjeść na obiadokolację.
Spojrzała w stronę lasu. Wydawał się być spokojny, a jednocześnie rozśpiewany. Niedaleko siedział słowik, który dumnie prezentował swe sonaty. Trochę dalej odpowiadał mu kowalik. Innych zwierząt zdawało się nie być, ale ona była pewna, że gdzieś tam kryją się sarny, zające i dziki.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– A zatem traktujesz mężczyzn prawie jak zabobonni chłopi czarownice – zauważył, krzywiąc się lekko, ale nie dał pozbawić się dobrego humoru. Nieczęsto w końcu naprawdę cieszył się, pozostając jednocześnie przy zmysłach dorosłego człowieka. Może trzeba było korzystać z takich chwil.
Wsparłszy się pod boki, Vertan wpatrzył się w poprzecinaną zmarszczkami taflę jeziora z taką miną, jakby już widział drzemiącą w niej magię i tylko czekał, aż zaraz pojawi się przed nim syrenka albo wodna dama z zaklętym mieczem. Może odrobinę go ponosiło, i to zapewne przez tę część osobowości młodszą o siedem lat. Jakimś trafem bowiem przypomniały mu się teraz wszystkie te pół-bajkowe, pół-legendarne opowieści o czarodziejkach mieszkających w pobliskim zamku i o tym, jakie cuda spotykały zwykle wędrowców w tych okolicach. Żadna z nich jednak jakoś nie wspominała nic o odwracaniu wielkich klątw-tajemnic.
Dopiero po chwili do księcia dotarło, że Sermina się do niego zwraca. Zamrugał kilkukrotnie.
– Och, polowanie to świetny pomysł – zgodził się, trochę zaskoczony, że sam o tym nie pomyślał. Może to przez zbyt senną atmosferę tego miejsca. W sercu lasu było o wiele mniej sielankowo i nie dało się tak łatwo odpłynąć myślami ku czemuś innemu. – Ufam, że wiesz, na co się piszesz. I że dasz sobie radę. Ale nawet gdyby ci nie wyszło, to nie musisz się martwić. Gdybym tylko miał kuszę, sam bym ci pomógł.
Dosyć dumnie uniósł podbródek, ale więcej już nie mówił, żeby przypadkiem nie przesadzić. Po chwili więc po prostu zrobił to, co powinien. Gdy Sermina odeszła w leśną gęstwinę, on przeszedł nad sam brzeg. Chwilę tam stał, nie potrafiąc zdobyć się na więcej. To nie mogło być takie proste, ale co szkodziło spróbować?
Zostawiwszy złożone ubrania na brzegu, Vertan wszedł do jeziora aż do momentu, gdy woda sięgała mu do ramion. A potem, niewiele myśląc, nabrał powietrza i zanurzył się cały.
Natychmiast uderzyły w niego wspomnienia.
Leśne gonitwy, ślęczenie nad księgami do późnego wieczora, uczty na zamku. Dźwięki harf i piszczałek. Zapach pola walki po deszczu, szczęk zbroi, głuchy łomot turniejowej kopii rozbijającej się o tarczę. Wybieranie tkaniny na surdut. Błysk brzytwy do golenia. Panny na zamku i panny w mieście. Słodki pitny miód i rozcieńczone karczemne wino. Atłasy i nieheblowane deski. Siodłanie koni. Suchy rozkaz. Śmiech króla. Ciężar korony.
Chłopak wynurzył się, gwałtownie nabierając powietrza, szybko odgarnął do tyłu mokre włosy - małymi dłońmi dziecka.
Gdy Sermina wróciła, siedział z powrotem na miejscu ich małego obozowiska, ubrany i zagapiony w przestrzeń.
– Nie podziałało – stwierdził to, co i tak było widać. – A przynajmniej nie tak, jak bym chciał. Woda z tego jeziora próbuje jednak walczyć z tą klątwą, jak chłodne okłady z gorączką. Przypomina mi, kim jestem. Zapewnia klarowność umysłu. Stąd też...
Podniósł do góry manierkę.
– ...nabrałem trochę na zapas.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

- Dokładnie tak - mrugnęła do niego jednym okiem - zawsze mogło być gorzej.
Wstała z płaszcza, otrzepała się leciutko i poprawiła sztylet za pasem. Odwróciła się tyłem do Vertana i pewnym krokiem skierowała się w stronę lasu. Przydałoby się pozbierać gałęzie na ognisko. Zrobię to później. Bór otoczył ją natychmiast niczym troskliwa matka otaczająca dziecko swoim ramieniem. Był to las mieszany. Trochę iglaków, trochę drzew liściastych. Nie było reguły. Najwyraźniej wszystkiemu żyło się tutaj dobrze. Poszycie było bardzo gęste. W niektórych miejscach noga wręcz zapadała się do kostki w połaciach mchu. Weszła na najbliższy duży kamień i rozejrzała się. Drzewa nie ułatwiały wypatrywania potencjalnej zwierzyny. Nic. Pustka. Zaczęła stąpać najciszej jak tylko potrafiła. Starannie stawiała stopy omijając gałązki i starając się nie wejść w paprocie. Każdy szelest mógł ją zdradzić. Zapuściła się jeszcze dalej, w nieco ciemniejszy obszar lasu. Widocznie był starszy, pełen zakamarków. Niedaleko wesoło chlapał strumyk. To dobrze, przynajmniej częściowo mnie zagłuszy - pomyślała rozglądając się uważnie. Przystanęła przy ścieżce i zaczęła szukać tropów jakichkolwiek zwierząt, albo jakieś leśne dróżki. Niestety nie miała w tym takiej wprawy jak myśliwy, ale udało jej się rozpoznać najbardziej widoczne ślady. Należały do dzików. Niestety, te mnie nie interesują. Przeszła kawałek dalej i zastygła w bezruchu. Usłyszała wyraźny szmer wśród listowia pobliskich krzewów. Zające, pospolite szaraki zajadały się kłączami jakiejś rośliny. Dziewczyna miała nadzieję schwytać chociaż jednego z nich. Wzięła głęboki wdech. Rzucić się na nie, czy zaatakować ogniem. Ale co jeśli chłopak zorientuje się, że mięso jest już prawie wręcz gotowe. Co ja mu powiem? -główkowała, gdy nagle jeden z zajęcy wychylił się zza krzaka. Powąchał uważnie powietrze i wysunął się dalej. To moja szansa - pomyślała, po czym szybkim ruchem wyjęła nóż. Zając zauważył ten ruch i natychmiast zaczął uciekać. Nie wspominając o tym, który siedział pod krzakiem. Biegiem zaczęła podążać za upatrzonym i gdy nadarzyła się okazja, by złapać go z naskoku skoczyła. Niestety zając był dosyć zwrotny i jakby przeczuwając co się dzieje zmienił nagle kierunek. Sermina upadła na ziemię.
- Cholera - mruknęła. Nie pozostało jej nic innego jak szybko skupić myśli. Wyciągnęła rękę w stronę zająca, tak, jakby miała sobie w czymś pomóc. Zaczęła wyobrażać sobie żar znajdujący się przed uciekającym zającem. Żar, może początkowo zduszony, kształtował się. Czuła jak palce jej drżą od tego gorąca. Wyrysowała w myślach okrąg dla tego żaru i czekała aż zając doń dobiegnie. Gdy znalazł się w miejscu natychmiast wyobraziła sobie duży wybuch szalonej energii, niepowstrzymanego żywiołu. Poczuła gładkie płomienie, które buchnęły spod ziemi dokładnie pod zającem. W efekcie zwierze zostało wyrzucone do góry i zajęło się ogniem. Szybko zdusiła ten żar i te płomienie. Robiła to tak, jakby upychała je siłą pod ziemie. Natychmiast zgasły. Zarówno te na ziemi jak i na zającu. Pozostał tylko osmalony okrąg i osmalone futerko. Podniosła się. To nie było takie trudne - pomyślała z zadowoleniem. Podeszła do swojej ofiary. Na brzuchu zwierzęcia nie było wcale włosów, spaliły się. Reszta ciała zdawała się być nietknięta. Uf. Usiadła i dokładnie obrała zdobycz ze skóry. Wycięła nieco zwęgloną tkankę mięśniową. Skórę i inne resztki wyrzuciła pod jednym z drzew. Część zwaną jadalną zarzuciła sobie na ramię i ruszyła w drogę powrotną. Na szczęście nie miała żadnych trudności, aby powrócić. Minęła kamień, przepłoszyła kilka innych szaraków. Oczywiście była na nie zła, bo się wcześniej skrzętnie się pochowały.
Gdy zawitała do obozu przybrała postawę zwycięzcy. To jest podniosła podbródek nieco wyżej, uśmiechnęła się od ucha do ucha i marszowym krokiem, wręcz defiladowym, weszła i zaprezentowała zdobycz.
- Może być? - spytała. Związała nogi zdobyczy i powiesiła ją na gałęzi najbliższego drzewa.
- Bardzo mi przykro - powiedziała - chociaż dobre i to, że będzie mniej Vertana-dziecka, a więcej Vertana-dorosłego. Jeśli chcesz napełnij obie manierki. Mi nie powinna ta woda zaszkodzić, gdyby chciało mi się pić, a ty będziesz miał dodatkowy zapas. Podała mu swoją manierkę.
- Pomożesz mi pozbierać gałęzie? - spytała, po czym sama ruszyła się do roboty.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Wzruszył ramionami, starając się nie skupiać na tym, że pierwsza próba przyniosła mu pewien zawód. W końcu nie powinien oczekiwać zbyt wiele. To było tylko jezioro, wielki zalew, do którego od lat wpływały magiczne odpadki z pałacu czarodziejek. Może gdyby pływał tu przez tydzień, to całkiem by się odczarował - a może wręcz przeciwnie, zmieniłby się z kolei w gigantyczną rybę albo coś jeszcze gorszego. I tak mógł tylko dziękować, że już pierwszy etap poszukiwań rozwiązania przyniósł jakikolwiek skutek, a póki co należało się raczej skupić na tym, co było im najbardziej potrzebne.
– No tak – zauważył z mimowolnym uśmiechem, póki co odkładając obie manierki z wodą na bok. Wstał. – Tutaj nie ma już służby, która dołoży drwa do paleniska i przyniesie kolację na srebrze.
Nie narzekał jednak, tylko od razu zabrał się za pomoc Serminie. Ona upolowała im naprawdę porządną kolację, on więc mógł chociaż zadbać o ognisko, by nie trzeba było jeść tej kolacji na zimno. Na szczęście nie było to takie trudne. Za kilka chwil co prawda brak krzesiwa mógł mu się dać we znaki, ale z nazbieraniem chrustu i ułożeniem go w stosik nie było problemu. Żeby jeszcze lepiej to urządzić, Vertan zebrał kilka kamieni znad samego brzegu i ułożył je w obręcz wokół przyszłego ogniska. Bardziej profesjonalnie nie mogło to wyglądać.
Siadając z powrotem na ziemi pogrzebał w plecaku, wyjął swój zdobny nożyk i zaczął przy nim coś majstrować.
– Na dworskie opowieści przyjdzie pora za chwilę – oznajmił, grzebiąc ostrzem przy wysadzanej klejnotami rękojeści. – Ale póki co możesz mi powiedzieć, jak udało ci się upolować takiego ładnego zająca! Nie ma to aby związku z twoją przemilczaną historią? Może w rzeczywistości trudnisz się kłusownictwem.
Rzucił jej z dołu rozbawione spojrzenie, a chwilę potem trochę nieoczekiwanie dokonał tego, co ciągle próbował zrobić. Największy, przezroczysty kamień został odłupany od wysadzanej pochwy i poturłał się w piasek. Vertan na szczęście szybko go złapał, zerknął krótko w kierunku nieba i prędko coś wykalkulował.
– Nie umiem krzesić ognia bez krzesiwa – przyznał się, klękając przy ognisku. – Wiele jednak czytałem. "Tysiąc Opowieści Fizycznych" mastera Marilliona głosi, że jeśli ustawić szkiełko pod odpowiednim kątem, padające przezeń promienie słoneczne skupią się i nabiorą razem siły mogącej obudzić płomień. W ten sposób niejednokrotnie płoną porty, gdy ktoś niefortunnie porzuci w takim butelkę. Spróbujmy zatem...
Szkiełko było już umieszczone w odpowiednim miejscu i dało się nawet zauważyć, gdzie dokładnie padały skupione promienie światła, ale po kilku długich chwilach zaczęło być niemal pewne, że eksperyment nie przyniesie skutku. Vertan jednak się nie zrażał. Znieruchomiał i czekał na dym.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Uśmiechnęła się. Cieszyła się wielce, że nie musiała martwić się o wszystko sama jak do tej pory. Młodzian nie wybrzydzał, co dobrze o nim świadczyło. We dwójkę uporali się bardzo szybko z ogniskiem. Fakt, było prowizoryczne. Złożone wyłącznie z wątłych gałęzi i wysuszonej trawy, ale przynajmniej będzie się dobrze paliło. Napełniła się optymizmem.
- A co zrobisz, jeśli faktycznie jestem kłusowniczką? Ciekawskie z Ciebie jajo. Dobrze, opowiem Ci nieco o sobie, ale za chwilę - powiedziała. Usiadła na płaszczach i patrzyła co młody kombinował. Skubał i skubał, aż wreszcie wyskubał mały klejnot. Oznajmił, co należał zrobić. Sermina spojrzała na niego z uznaniem. Wyglądał na oczytanego.
- Może trzeba dodać więcej suchej trawy w miejscu, gdzie pada światło - stwierdziła i dołożyła nieco rozpałki. To nie powinno być trudne. Zamknęła oczy. Wyobraziła sobie znów cichy żar tlący się w miejscu, gdzie padały promienie słoneczne. Wyobrażała sobie, jak każdą drobinkę trawy rozpalała, przejeżdżając w wyobraźni palcami po każdej z nich. Wkrótce sianko zaczęło się dymić. Pierwsza oznaka ognia. Otworzyła oczy.
- Świetnie - zawołała - dobry z Ciebie rozpalacz. Podmuchała nieco w ognisko, aby zachęcić płomyki do zajęcia większej powierzchni. Gdy żar roztlił się i zajął większe gałęzie ognisko zaczęło przypominać ognisko.
- Urodziłam się w Rubidii, czyli kawał drogi stąd, nad jadeitowym wybrzeżem. Miałam ojca i matkę. Obaj się kochali. To śmieszne, ale właśnie przez to, że się kochali nie mogliśmy spotykać się z rodziną. Czasami tylko odwiedzała nas ciotka i kuzynka, ale tylko wtedy, gdy taty nie było w domu. Dorastałam w Rubidii i kochałam to miejsce, ale niestety, gdy miałam jedenaście lat wybuchła epidemia. Mój tata był miejscowym medykiem, więc został w mieście i wyprawił mnie z mamą do Valladonu, gdzie zdrowe osoby miały uzyskać pomoc. Z mamą nie zdołałyśmy tam dojść. Okazało się, że zaraziła się, więc od razu odizolowali ją od grupy. Ja nie chciałam jej zostawiać. Zboczyłyśmy z trasy. Zdecydowałyśmy się dotrzeć do Larii, w nadziei na jakąś pomoc. Niestety nie mogłam nic zrobić. Umarła mi na rękach - powiedziała, a z czasem, gdy mówiła jej oczy zaczęły się szklić, jednak głos pozostawał nieugięty. Dzielnie powstrzymywała nieprzyjemną falę uczuć. Pomimo upływu czasu nadal reagowała emocjonalnie, zupełnie tak, jakby te zdarzenie odcisnęło na niej swoje piętno. Ogarnęła się nieco. - Potem przygarnął mnie stary dobry znajomy rodziców - Cillian, który, jeśli Cię to nie przerazi, był czarodziejem - położyła szczególny nacisk na ostatnie słowo. Patrzyła badawczo na Vertana i na jego reakcję.
- Co jeszcze chciałbyś o mnie wiedzieć - spytała - może to, czy też potrafię czarować? Ach, dodam jeszcze, że po kilkunastu latach nauki, którą pobierałam u Cilliana, rozdzieliliśmy się. Oznajmił mi, że teraz muszę sama się uczyć i zwiedzać świat.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– Ha – ucieszył się cicho, bo zgodnie z przewidywaniami znad kępki suchej jednak podniosła się strużka gęstego dymu, by chwilę potem zostać zastąpioną przez jasny płomyk. Przezroczysty kamyk wylądował w kieszeni Vertana, mógł być powiem przydatny na potem, a chłopiec jak najszybciej nakrył ogienek cienkimi gałązkami, żeby tylko go nie stracić. Gdy siadał z powrotem obok Serminy, płomienie wspięły się już wystarczająco wysoko, by objąć sporą część stosu i by nie trzeba już było się martwić, że zgasną zbyt szybko.
Trzaskające cicho płonące drewno okazało się być wyjątkowo przyjemnym tłem dla opowieści Serminy. Jej delikatny głos był jakby stworzony dla takich opowieści, przez co Vertanowi momentalnie przemknęło przez głowę, że na dobrą sprawę rzeczywiście mogłaby zostać najlepszą z jego wszystkich pałacowych opiekunek. Gdyby oczywiście tylko tego potrzebował. Objął rękoma kolana i wsłuchał się w jej słowa, chociaż od początku czuł, że to nie będzie lekka opowiastka. Nic dziwnego. Życie rzadko kiedy samo w sobie pisało prawdziwie pogodne historie. Nie wtrącał się. Rzucił dziewczynie tylko niepewne spojrzenie, gdy mówiła o śmierci matki, ale zacisnął usta i milczał. Ach, a więc była całkiem sama na świecie. On miał całą rodzinę - ojca, matkę i rodzeństwo, które zostawił z własnej woli. Postarał się jednak tego teraz nie porównywać. Ponownie podniósł wzrok dopiero w chwili, gdy Sermina dotarła do opowiedzeniu mu o Cillianie. O czarodzieju. Vertan mimowolnie uniósł brwi, ale natychmiast pokręcił uspokajająco głową.
– Nie ma powodu, dla którego miałoby mnie to przerazić. Widziałem już wielu ludzi parających się magią. Starych i młodych, a może tylko wyglądających na młodych. To mnie nie zraża.
Po chwili namysłu uznał, że powinien zaznaczyć coś jeszcze. Przekręcił się tak, by siedzieć trochę bardziej przodem do rozmówczyni.
– Nie musisz się bać, Sermino – powiedział miękko. – Jeśli ten człowiek nauczył cię posługiwania się magią, to nie musisz się z tym kryć. W wielu miejscach to coś absolutnie powszechnego. No przecież...
Tu zrobił trochę dziwną minę i dosyć energicznym ruchem wskazał jezioro.
– Magiczna woda. Zamek pełen przyszłych czarodziejek. Nawet w tym lesie biegają czasem stworzenia, o których nie śnili filozofowie. Zobaczysz, że dotrzesz jeszcze do miejsc, w których magia będzie traktowana jako przywilej. A ja, no cóż, ufam, że dotrę tam razem z tobą. Im więcej czarodziei, tym większa szansa na znalezienie sposobu na odczynianie klątw. Ha, teraz rozumiem, czemu mnie tak obadałaś. – Wyszczerzył się wesoło.
Znowu nastała chwila ciszy, przerywanej tylko przez naturalne dźwięki otaczającej ich przyrody. Nie trwało jednak długo, nim niby niepozornie Vertan rzucił cichym pytaniem:
– To... Jak dużo potrafisz?
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

- Hmmm... ciekawe, czego próbowali. Na pewno musiałeś się czuć jak królik doświadczalny - uśmiechnęła się. Próbowała sobie wyobrazić, jak brodaci starcy pochylali się nad dzieckiem biegnącym za motylem. A potem jak wygłaszali królewskiej parze swoją opinię. Może nawet przepisywali jakieś specyfiki?
Wysłuchała wszystkich słów młodzieńca. Były przepełnione takim entuzjazmem, jakby trafił co najmniej na żyłę złota. Może jawiła mu się teraz jako wrota do tego nieznanego dla niego świata magii i czarodziejów, świata, który miał mu pomóc.
- Wiesz, podchodzę do ludzi nieufnie w tych sprawach. Bywają oni zazdrośni, na tyle, że za każde zło obarczają odmieńców. Nie ważne, czy krowa przestała dawać mleko, czy wybuchł pożar przez czyjąś nieuwagę, na pewno maczali w tym palce Ci, co potrafią więcej. Potem rodzą się plotki, pogłoski. Wzrasta wiara w zabobony, tym bardziej, gdy w mieście nie mieszkają inne, magiczne istoty. Słyszałam dużo o paleniu wiedźm na stosie, lepiej nie kusić losu - westchnęła - dlatego też nie widziałam reszty rodziny. Mój ojciec był czarodziejem. Jak dla mnie wybitnym. Leczył ludzi za pomocą magii, a ja mu nierzadko zaglądałam przez ramię. Też się z tym nie zdradzał. Dlatego, tutaj odpowiem na twoje pytanie, potrafię trochę leczyć ludzi za pomocą magii i ziół. Tym chciałam się głównie zajmować, ale nie mam takich kwalifikacji. Mało jeszcze umiem. Za to Cillian nauczył mnie bawić się ogniem i kształtować rzeczywistość tak, aby był mi posłuszny. Nie wiem, ile wiesz na temat magii, ale nazywa się to rozkazami lub magią woli. Więc jeśli chcesz możemy zwiększyć siłę ogniska - tutaj machnęła ręką. Płomienie znacznie nasiliły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A nawet zaczęły kręcić się wokół osi tak, że ognisko kształtem przypominało wiertło - lub sprawić, aby całkiem zgasło - dopowiedziała. Następnie wyobraziła sobie duży podmuch powietrza. Ognisko natychmiast zgasło, jakby ktoś je zakręcił za pomocą specjalnego kurka. Zrobiło się przez chwilę chłodniej, więc znowu pobudziła je do życia, niczym feniksa wstającego z popiołów. Szybko wyrosło do poprzedniej postaci i tliło się wesoło.
- Oprócz tego mam niewielkie podstawy w posługiwaniu się magią powietrza. Mam coś wyrzeźbić w ogniu? - uśmiechnęła się zaczepnie. - Zaraz! Zapomnieliśmy o obiedzie.
Wstała i podeszła do drzewa. Ściągnęła truchło i usiadła przy chłopcu. Musiała je jeszcze wypatroszyć, więc zrobiła to zręcznie. Położyła wielki kamień, jeden z tych, które poprzynosił Vertan, bliżej ogniska i ułożyła na nim mięso. Na reszcie położyła jadalne wnętrzności. Resztę należało zakopać. Z czym się nie spieszyła. Może i są tutaj niedźwiedzie, ale trochę czasu im zajmie przyjście tutaj. Najwyżej wyrzucą je z daleka od obozowiska, albo ruszą jeszcze dalej, dopóki nie złapią ich ciemności.
- Dokąd się następnie udamy? Masz już jakiś pomysł? Wiesz, pomocy możemy zawsze szukać jeszcze wśród elfów i aniołów, jeśli nam nie wyjdzie z czarodziejami - zastanowiła się chwile - może i smoki będą nam przychylne?
Zaczęła patrzeć na błękit jeziora czarodziejek. Gdy wcześniej przechodziła tą drogą nie zatrzymała się przy nim. Teraz dopiero zorientowała się, że był to błąd. Na szczęście taki obrót sytuacji, jaki miał miejsce pozwolił jej to nadrobić. Tataraki szumiały wśród porywów wiatru napełniając okolicę przyjemną, jeziorną muzyką. Od pięciu minut można było usłyszeć donośny rechot żab z prawej strony. Gdy tak siedzieli ptaki, które dotychczas pływały z dala od brzegu nabrały odwagi i zaczęły szukać pożywienia blisko zarośniętych połaci zatoki. Doleciało nawet kilka kaczek. Nagle ptaki w lesie umilkły, ale wśród szumu jeziornych roślin i trzasków ogniska, nie dało się tego od razu zauważyć. Dopiero, gdy kaczki poderwały się do lotu, coś zaczęło jej nie grać. Zdawało się jej, że usłyszała dalekie ujadanie psów. Wyglądało na to, że ktoś się do nich zbliżał.
- Słyszysz? - spytała. Spojrzała w stronę lasu w nadziei, że zobaczy coś, co pozwoli bardziej rozeznać się w sytuacji. Nic takiego nie zobaczyła, więc wytężyła słuch. Postanowiła na nim polegać.
- Co jeśli jednak nas szukają? - spytała. Sprawiła, że ognisko nieco przygasło.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– To więcej, niż nic – skomentował dosyć apatycznie jej odpowiedź, jeszcze trochę zbyt zapatrzony w ognisko, którego ledwo co wyczyniało na znak Serminy prawdziwe sztuczki. Zaklęty czy nie, Vertan dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nadal jest tylko człowiekiem i choć widział już trochę magii, to jego zdecydowane trzymanie się gruntu zawsze kazało mu dziwić się jej widokiem. W jednym musiał przyznać rację dziewczynie, choć uczynił to tylko w myślach - swego czasu rzeczywiście czuł się jak królik doświadczalny, i to tylko przez magię. Bo został uwięziony w ciele dzieciaka, również magią. Gdyby był choć trochę bardziej uprzedzony, pewnie wiałby w swoją stronę samemy, gdy tylko jego towarzyszka zaśnie. Na szczęście ich obojga, mądre było z niego paniątko. Zbyt mądre na opieranie swoich działań na zabobonach. Zaraz więc uśmiechnął się w sposób, który dorosłą twarz najpewniej uczyniłby arystokratycznie łagodną i pozwolił sobie na cichy śmiech. To aż dziwne, że sam zapomniał o jedzeniu.
Gdy Sermina zabrała się za oporządzenie mięsa, on popatrzył w niebo, odnalazł kierunki i odetchnął cicho.
– Magia magią, ale wciąż pozostajemy blisko mojego domu. No, dawnego domu. – Odchrząknął. – Brakuje mi map. Ogół krain znam na pamięć, ale zupełnie pewien mogę być tylko dróg o charakterze handlowym. Inne trudniej znaleźć. Ale masz rację, najpierw trzeba by wiedzieć, dokąd iść... Hm. A może ku morzu? Na południowy-zachód. Postarać się o statek w Rubidii albo... Coś takiego... Och, jest tyle miejsc! Nie sposób zdecydować, gdzie najłatwiej będzie trafić na kogoś wystarczająco godnego zaufania i potężnego. Do czorta.
Na szczęście zanim Vertan wpadł na śmiały pomysł, by rozrysować na piasku całą Alaranię i omówić każdą możliwą opcję z jej wadami i zaletami, Sermina go uciszyła. W pierwszej chwili rzucił jej tylko nierozumiejące spojrzenie, ale gdy skupił się i wytężył słuch, zaraz dotarło do niego, w czym rzecz. Zwrócił głowę w stronę odgłosów, jak gotów do ucieczki lis... Ale potem pojawiło się w nim zwyczajowe zdecydowanie. Woda z jeziora naprawdę skutecznie klarowała zmysły.
Powoli zwrócił głowę z powrotem do Serminy i po kociemu zmrużył oczy.
– To mogą być strażnicy, a może być chłop z psem, też próbujący polować na zające – uznał, przezornie ściszając głos. – Myślisz, że damy radę teraz uciec? Jeśli rzucimy się do ucieczki, tym łatwiej nas zauważą. Gdybym. Tylko. Miał. Swój Śpiew Zmierzchu!
Śpiew Zmierzchu był mieczem księcia Vertana, podarowanym mu przez ojca w dniu piętnastych urodzin, ale nie było teraz czasu na przytoczenie tej historii, bo nagle szczekanie psa rozległo się o wiele bliżej. Niewiele myśląc, chłopiec zerwał się na nogi, chwycił towarzyszkę za rękę, w drugą łapiąc plecak, a potem bezgłośnie kiwnął głową, jakby chciał dosadnie powiedzieć: "w las!".
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Iść ku morzu? Znała te okolice, więc potrafiłaby ich poprowadzić. Chociaż fakt, trochę daleko, ale kto każe im się spieszyć? Klątwa chyba się nie pogorszy do tego czasu. Już widziała te wybrzeża pełne klarownej wody, spokojne fale, rozbijające się o brzeg. Zapewne dziewczyna przytaknęłaby temu pomysłowi, pełna entuzjazmu, ale w tym momencie zrobiło się nie za ciekawie i lepiej było zachować milczenie.
- Musimy się pospieszyć! Co? Jaki Śpiew Zmierzchu? - zdołała po cichu spytać. Odgłosy się nasilały. Vertan chwycił ją za rękę i chciał podążyć w las, ale przecież stamtąd nadchodziło niebezpieczeństwo. Z drugiej strony znajdowali się na odkrytym terenie. Mogli jeszcze zanurkować w jeziorze, ale kto wie, co się w nim kryło. Przez gęstą roślinność zaczęły przebijać się pierwsze światła. Czyżby faktycznie biegł za nimi pościg? Nie było czasu, aby zwlekać. Skierowali się więc w stronę przeciwną do świateł. Uch! Gdyby można było się gdzieś schować! Pozostała im ucieczka w stronę Zamku Czarodziejek. I tak mieli tamtędy iść. Mogliby też odbić w stronę Szepczącego Lasu, ale wtedy musieliby przebyć pewien odcinek drogi całkiem na widoku. Przyspieszyli kroku, ale wystające konary znacznie im utrudniały przedzieranie się przez poszycie. Wtem można było usłyszeć gardłowe ujadanie. Zapewne nie ją jedyną zlał zimny pot. Musieli zacząć biec. Teraz, albo nigdy. Sermina puściła się biegiem, pociągając za sobą Vertana. Krótkie nogi na pewno mu nie służyły w takich okolicznościach. Ich bieg nie trwał długo. Musieli się nagle gwałtownie zatrzymać, ponieważ przed nimi stała wataha wilków. Widocznie szła z wodopoju... kto wie dokąd? Może na polowanie. Dziewczyna czuła jakby miała nogi z waty. Tym samym można było usłyszeć ludzkie głosy, wołające prawdopodobnie "w tamtą stronę! szukajcie!". Co teraz? Wilki wyglądały na równie zaskoczone tym spotkaniem. Zupełnie niespodziewanie po ich lewej stronie można było usłyszeć głos:
- Chodźcie!
Dziewczyna zwróciła się w tamtą stronę. Obok nich stała przygarbiona staruszka, zupełnie nieporuszona całą sytuacją. Jakby wilki dla niej nie stanowiły zagrożenia. Nie ociągając się ruszyła w jej stronę, a z nią zapewne i Vertan (chyba, że zdążył ją puścić). Zwierzęta ruszyły naprzód, zupełnie ignorując ich obecność. Babinka prowadziła ich przez las, który miejscami stawał się bardziej rzadki, aż w końcu zupełnie go zabrakło. Przeszli przez olbrzymią łąkę, która wyraźnie świadczyła o jedynym miejscu, do którego się zbliżali. Szepczący Las! Znacznie łatwiej będzie im teraz umknąć od rycerzy Nandan-Theru. Faktycznie, na horyzoncie majaczyły już drzewa. Gdy tylko się do nich zbliżyli można było od razu poczuć, że jest to bardzo stara część krainy. Miała ona ponadto specyficzny zapach, który trudno opisać, ale na pewno powietrze przesiąknięte było wilgocią. Odczuć można też było zapach kwiatów leśnych i drewna, ale miał on w sobie coś dziwnego. Nutkę spróchnienia? Być może. Na pewno w tym zapachu było coś, co świadczyło o majestacie lasu. Sermina od samego początku wiedziała, że kocha ten zapach i zaczęła się nim zaciągać. W tym lesie było znacznie bardziej ciemno, nawet drzewa były o wiele wyższe. Wędrowali leśną ścieżką udeptaną przez zwierzęta, aż wreszcie znaleźli się przed drzwiami starej chaty. Wyglądała jak wyjęta z baśni o babach jagach. Jej dach był cały przerośnięty mchem i porostami. Chata łypała na nich oknami, które były tak zakurzone, że odnosiło się wrażenie, że są zaropiałe. Była zbita z grubych desek na których pięła się w górę winorośl i bluszcze. Kobiecina stanęła przed małym płotkiem, na którym było pełno ziół. Coś przy nim pogrzebała i weszła do chaty, pozostawiając drzwi otwarte.

Ciąg dalszy: Sermina i Vertan.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Czarodziejek”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości