Rapsodia[Miasto i okolice] Niecodzienna konfrontacja cz. II

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Nieszczęśliwym wypadkiem Drake widział całe zajście. Z początku nie zdawał sobie sprawy, że robiącą zadymę kobietą była Noelia. Widział jakąś szamotaninę, ale postanowił ją zignorować. Dość miał już wrażeń na ten dzień. Kończył w spokoju swoje piwo, z deka oszukane, bo wyraźnie rozcieńczone wodą. Przyglądał się raczej drzwiom i ciemności za nią wiedząc, że będzie musiał ruszyć w drogę. Nie chciał zostawać ani chwili dłużej w tej paskudnej stolicy. Starał się myśleć o czymkolwiek, byle nie zwracać uwagi na bójkę ze strażą. W końcu otrzymał swój płaszcz i wypił piwo. Ruszył do wyjścia. Gdy stanął tuż przed drzwiami, ciche krzyki na drugim końcu sali zostały zagłuszone przez niesamowitą wrzawę. Wybuchła panika. Nie wiedział co się dzieje, ale był pewien, że stanie na drodze tłumowi, który biegł teraz w stronę wyjścia nie było dobrym pomysłem. Odszedł szybko gdzieś w kąt, gdzie nie był narażony na stratowanie. Usłyszał, jak ludzie krzyczeli:

- Wampir! Wampir atakuje! Uciekajcie wszyscy, bo zabije nas wszystkich!

Drake już wiedział. Nawet nie próbował sobie wmawiać, że jest inaczej niż przypuszczał. To nie mógł być nikt inny. Gdy wszyscy opuścili salę, on stanął przy drzwiach, blokując je. Spojrzał na szlochającą wampirzycę z ustami ubrudzonymi krwią. Pod nią leżał nakryty prześcieradłem martwy strażnik. Cienki, biały materiał odbarwiał się w miejscu rany. To już było przegięcie. Miecz świsnął przecinając powietrze jak brzytwa masło. Łowca wywinął nim dwa młynki i stanął w pozycji bojowej.

- Tego już za wiele. - W jego oczach zapłonął gniew wymieszany z żalem.

Spodziewał się, że wampirzyca ruszy czym prędzej do ucieczki. Co prawda pobiegła w stronę tylnych drzwi, ale potknęła się. Najwidoczniej skręcona kostka dała o sobie znać. Noelia nie uznała za stosowne się podnosić. Było jej już wszystko jedno, Nienawidziła swojego życia, nie chciała być tym, kim jest. Drake podszedł do niej powoli. Obrócił ją na plecy. Była zapłakana, choć w jej oczach widział beznadziejną bezradność. Nie broniła się, zupełnie jakby mówiła: Dalej, zabij mnie. Usiadł na niej okrakiem i przycisnął miecz czubkiem do jej serca. Nie naciskał, a jedynie przyłożył, mimo to Noelia poczuła piekący ból towarzyszący dotykowi srebra, nawet przez ubranie.

- Otóż to. - rzekł powoli, patrząc jej beznamiętnym wzrokiem w oczy. - Taki jest twój koniec. Niechaj bogowie, przodkowie czy w co tam wierzysz lub nie wierzysz nad tobą czuwają.

Siedział na niej, dalej trzymając ostrze na jej piersi, która falowała teraz w nerwowych oddechach. Podświadomie wiedziała, że zbliża się ostateczna godzina. Jej twarz nie ukazywała natomiast żadnych emocji. Wydawałoby się, że wampirzyca zatraciła świadomość w tej nienawiści do samej siebie. Nie dbała o swoje życie, choć jej organizm zupełnie przeciwnie. Siedział. I trzymał ostrze. Chciał pchnąć. Z całej sił próbował w końcu ukrócić jej życie, zakończyć to raz na zawsze. Raz już próbował i był na to zbyt słaby. A teraz?

- Dziwne. - wypowiadał swoje myśli na głos, bardziej mrucząc niż mówiąc. - Wiem, że to byłoby słuszne, wiem że to powinienem zrobić. Ale z drugiej strony... nie mogę. Nie mogę i nie chcę cię zabijać. Nic nie pojmuję.

W jednej chwili poczuł się okropnie. Dlaczego musiał wybierać między złem a złem? Wiele myśli i zmiennych emocji kotłowało mu się w głowie. Tak bardzo chciał nigdy nie spotkać tej wampirzycy. Gdyby nie ona, nie byłby tu teraz. Nie musiałby wybierać. Nie musiałby cierpieć i widzieć, jak inni cierpią.

Odrzucił miecz niedaleko siebie. Wybieranie między złem a złem... wolę wcale nie wybierać. Przyłożył czoło do jej czoła. Huor, co ty wyrabiasz? Zajrzał jej w oczy. Nie widział w nich już bezradności a... strach? Przejęcie? Sam nie wiedział jak to opisać. Położył jej rękę do policzka. Był taki zimny. Dotknął strużki krwi po nim ściekającej.

- Śmiało. - szepnął jej cicho do ucha, nastawiając szyi. - Zrób to. Zakończmy to raz na zawsze. Skoro ja nie mogę się ciebie pozbyć, ty pozbądź się mnie. - Nie widział u niej reakcji. Nie wiedział, czy się wahała, czy po prostu poniechała. Odczekał chwilę, czuł jej ciepły oddech na skórze. - Nie? - spytał retorycznie. - Co cię powstrzymuje? Dlaczego mogłaś zabić jego a nie możesz mnie? Czym różni się życie moje od życia jego? Od życia twojego?

Podniósł się z niej, zatykając miecz za pasem. Kucnął przy niej i powiedział:

- Co teraz zrobimy? Nie mogę się od ciebie uwolnić. Najwidoczniej ty ode mnie też.

Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby tętent kopyt stada koni w galopie. Ujrzał światło rozjaśniające noc za oknem. Potem drugie i trzecie. Przyjrzał się. To nie były konie, to ludzie. I to cała masa. Zebrali się nie tylko strażnicy, ale także najemnicy i zwykli mieszczanie, unosząc pochodnie i widły. Gnali czym prędzej do karczmy, spodziewając się, że wampir wciąż tam będzie. Drake wiedział, że muszą uciekać. Chwycił ją za dłoń i kazał wstać. Ta niechętnie poddała się jego ruchom. Pociągnął ją za sobą, biegnąc przez tylne wyjście karczmy. Wybiegli w noc, próbując znaleźć jakieś wyjście z miasta. Przez jakiś czas błądzili, próbując zgubić tłum, który szybko zorientował się co jest grane. W końcu łowca zaciągnął ją gdzieś do środka jednego z budynków, chowając ich przed wzrokiem ludzi i nieludzi. Byli bezpieczni, chwilowo. Znów przeniósł wzrok na zdyszaną kobietę.

- Znowu ratuję ci tyłek. Kiedy ty uratujesz mój?
Awatar użytkownika
Noelia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Artysta , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Noelia »

- Oni nic nie rozumieją - wydyszała Noelia, chowając się w jakimś zagraconym składziku na narzędzia. - Straże chcieli mnie pojmać, tylko się broniłam. To ta mała Madlene zesłała na mnie nieszczęście! Odkąd ją spotkałam, non stop ląduję w tarapatach. Drake... - powiedziała, zbliżając się do młodzieńca. - Nie musisz tego dla mnie robić, naprawdę. Już wystarczająco mi pomogłeś. Weź tyłek w troki i zabieraj się stąd.
Ponownie zasłoniła twarz rękoma w geście rezygnacji. To samo czuła, kiedy Drake usiadł na niej, gotowy ją zabić.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?! Przecież nienawidzisz mnie, skończmy z tym wreszcie! - wykrzyczała mu w twarz. Nie wiedziała, jak do tego doszło, ale od jakiegoś czasu nie czuła żadnej woli walki ani sensu życia. Zastanawiała się, po co zaatakowała tego strażnika, skoro chce umrzeć? Chyba odezwał się w niej pierwotny instynkt przetrwania, który nie pozwolił czekać z założonymi rękoma. Usiadła na starej skrzynce, licząc, że towarzystwo wzajemnej adoracji szybko się rozejdzie, gdy zobaczy, że wampira już tam nie ma. I tak nie mogli jej nic zrobić. W każdej chwili była w stanie stąd odlecieć pod postacią nietoperza.
Nie miała już sił. Wolała się poddać, czuła, że to jedyne słuszne rozwiązanie.

***

Tymczasem Madlene siedziała w swojej komnacie z opasłą księgą na kolanach. Poprawiając rąbek sukienki, wertowała odpowiednie fragmenty dzieła, by dowiedzieć się jak najwięcej o wampirach. Nie potrafiła wybaczyć Noelii i Drake'owi, że zabili jej ukochanego. Jej plan mógł się powieść całkiem niedawno, gdyby nie to, że wampir zaatakował człowieka. Zrobiła się wrzawa, czego strasznie żałowała. Cóż, skoro wszyscy uciekali, musiała wejść w swoją rolę, a tak naprawdę, zależało jej na zwabieniu Drake'a. Nie pomyliła się, niedługo potem ruszył na ratunek wątpliwej moralnie towarzyszce. Zacisnęła pięści ze złości. "Odpowiecie mi za śmierć Toma", pomyślała z wściekłością. Długo wpatrywała się w jeden punkt, po czym zawołała swojego sługę.
- Masz znaleźć Drake'a i tę wampirzycę. Wiesz jak wygląda, siedział przy barku pijąc piwo. To on. Masz go zabić, a Noelię zostawić mnie.
Sługa skinął głową. Tak właśnie zamierzał zrobić.

***

- Drake? Dlaczego ty mnie non stop ratujesz? Czy jestem dla ciebie aż tak ważna? - spytała człowieka unikając jego spojrzenia.
Mężczyzna zamyślił się, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. To nie był najlepszy moment na takie rozmowy. Powiedział to na głos, czym zadziwił ciemnowłosą.
- To kiedy będzie ten moment? Jak już umrę? Nigdy nie spłacę długu, jaki zaciągnęłam na swoje konto wobec ciebie.

Musieli ustalić plan działania. Drake kilkakrotnie zadał retoryczne pytanie w eter: "Co teraz zrobimy?", rozkładając ręce. Jeśli odkryją ich kryjówkę, oskarżą go o współpracę z wampirem. Prawdopodobnie spalą ich na stosie a ich szczątki dadzą psom na pożarcie. To nie uśmiechało się człowiekowi, który aż zaniemówił, gdy to sobie wyobraził.
- Nie chcę cię stracić. - Głos Noelii załamywał się, im więcej mówiła w podobnym melodramatycznym tonie, dlatego starała się jak najczęściej przełykać ślinę, by pohamować łzy. - A jednocześnie nie chcę już żyć. I jak to pogodzić?

Nie potrafili zlokalizować skandującego tłumu z pochodniami. Podejrzewali, że uspokoiło się na podwórzu, gdyż po kilkunastu minutach zrobiło się strasznie cicho.
- Opuścimy to miasto - zawyrokowała Noelia. - Pod osłoną nocy pójdziemy po Pioruna, mojego konia, który przebywa w pobliskiej stajni. Potrafisz jeździć konno? - upewniła się. - Jeśli nie, to ja będę prowadzić a ty usiądziesz za mną i mocno przytrzymasz się moich pleców. Piorun bywa kapryśny, dlatego lepiej kup gdzieś jakiś hełm, by w razie upadku, nic ci się nie stało. Po opuszczeniu miasta, będziemy myśleć, co robić dalej. Wiem jedno, nie możemy tu zostać.

Ciąg dalszy: Noelia
Drake
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek - Łowca Nagród
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drake »

Drake przemilczał większość jej pytań. Nie odezwał się, choć tak bardzo chciał coś powiedzieć. Miał milion myśli w głowie, tysiąc słów na języku, ale wszystkie przełykał. Tak na prawdę wiedział czemu ją ratuje. W tej zagubionej, tracącej nadzieję istocie widział siebie samego, gdy jeszcze był dzieckiem. Niewiele pamiętał z tego, co się działo po śmierci jego rodziców. Tylko smutek, beznadzieja, samotność i niechęć do życia. Bo i po co żyć, jeśli brak ci celu? Sam nie wiedział jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie przygarnął go ten myśliwy, który stał się jego drugim ojcem. Tak wiele mu zawdzięczał...

Przyznał jej rację. Musieli uciekać ze stolicy, i to jak najprędzej się dało. Spojrzał zza winkla, czy nikt nie idzie, po czym znów złapał ją za dłoń i pobiegł w stronę stajni. Zapamiętał do niej drogę kiedy skakał po budynkach. Obejrzał się na wampirzycę. Jeszcze parę godzin temu chciał ją zabić. Doszedł do wniosku, że zmienia zdanie częściej niż ubrania. Stukot twardych podeszew roznosił się po uliczkach. Nikogo tu nie było, co było im bardzo na rękę. W końcu po wielu skrętach, omijaniach i zawirowaniach, dotarli do małego placyku. Był on końcem szerokiej alei, prowadzącej do południowej bramy. Stajnia znajdowała się kilkaset metrów od nich. Nie widzieli dzikiego tłumu, ale z pewnością go słyszeli. Musiał być niedaleko. Weszli spokojnie pod dach i otworzyli drzwi. Przy stole siedziało dwóch mężczyzn. Jeden, starszy i tłustszy, chrapał w najlepsze, drugi zaś patrzył się w sufit. Na blacie leżały dwa kufle i antałek, dookoła rozlany był alkohol. Noelia nie czekając, aż któryś z nich się podniesie, sama odwiązała Pioruna od koryta. Drake rzucił srebrną monetą na stół i wyszedł tuż za wampirzycą.

Krew aż wrzała w nich z adrenaliny. Igrali ze śmiercią, wiedzieli, że czas nagli. Noelia osiodłała pospiesznie rumaka i wsiadła na niego, nie zapinając nawet nóg w strzemionach. Drake pospiesznie wdrapał się za nią. Ruszyli cwałem prosto w stronę ujścia z miasta. Bramy były otwarte, lecz strażnicy bacznie obserwowali wejście. Dwóch z nich stało na warcie pomiędzy łukiem bramy. Zastukali wrogo pikami, nakazując im się zatrzymać. Noelia jednak nie przestawała jechać, machnęła za to w ich stronę ręką. Powietrze zawirowało od magii. Obaj strażnicy nagle się cofnęli, zdezorientowani, pozwalając im przejść. Wyjechali szczęśliwie z miasta. Drake spojrzał na Rapsodię. Nie zamierzał tu już raczej nigdy wrócić.

Zatrzymali się gdzieś na wzniesieniu, pod samotnym drzewem. Widać stąd było, jak bardzo rozległy las otacza to miejsce. Strzeliste wieże pałacu unosiły się wysoko ku niebu. Księżyc w pełni świecił jasno, oświetlając ich blade twarze. Zeszli z konia. Oboje usiedli, zmęczeni i przerażeni. Drake poczuł ogromną ulgę dopiero teraz, gdy dziki tłum był już daleko. Wiedział, że niewiele by z nich pozostało, gdyby dali się zauważyć. Spojrzał na Noelię. Ona na niego. Nagle zachciało mu się śmiać. Zaśmiali się gromko, w tym samym momencie. Zupełnie, jakby usłyszeli jakiś niesłychanie dobry kawał. Instynktownie, łowca złapał Noelię za dłoń, którą podpierała się o ziemię. Spojrzała na niego z dziwnym, ale ciepłym wyrazem. Coś szepnęła pod nosem, ale nie usłyszał. Chyba coś w stylu: "Co ty robisz?". Nie zabrała dłoni.

Wszystko poszło im tak łatwo. Tak pięknie ułożyły się sprawy, że aż sami w to nie wierzyli. Myśleli, że to już koniec zmartwień. Bo co mogło jeszcze pójść źle?

Nagle Drake usłyszał świst powietrza. Tuż po tym kwilenie konia. Trysnęła krew. Zaraz po tym usłyszał drugi świst. Koń upadł na ziemię, zwijając się z bólu i parskając gwałtownie w ziemię. Zobaczył dwa bełty wbite w jego gardziel i serce. Trafione miejsca od razu zaczęły czernieć. Znam tą truciznę. "Rzeźnik" z oleju rycynowego. Cholera... To nie jest byle kto. Wstał i bardzo szybko dobył miecza. Nie dbał o żadne pozory, wiedział, że nawet małe ilości trucizny w organizmie mogą wywołać nie lada szkody. Skoro dwie z nich momentalnie zabiły zdrowego, dorosłego konia... Ścisnął mocniej rękojeść. Ostrze zabłysnęło jasno, zmieniając się ze srebrnego na stalowe.

- Szybko, musimy się gdzieś schować! - krzyknął do Noelii. - Do drzew!

Pobiegli do lasu, a za nimi padły jeszcze trzy strzały, nie wiadomo skąd. Pod osłoną cienia i liści stali się trudniejszym celem do namierzenia. Biegli między drzewami i krzewami. Nagle na lianie gdzieś od boku przyleciała jakaś postać, kopiąc Drake'a z całej sił w tors. Łowca przewrócił się i przetoczył po ściółce parę razy. Szybko się jednak podniósł. Zobaczył, kto jest ich przeciwnikiem. Był to wysoki, umięśniony mężczyzna. Całkowicie łysy, z ogromną, głęboką blizną od prawego oka do czubka głowy. Był ubrany w kaftan ochronny i nogawice. W prawej ręce dzierżył szerokie, długie i zakrzywione ostrze. Wyglądało jak nóż, lecz gabarytami przypominał bardziej miecz. Do drugiego przedramienia przywiązaną miał małą kuszę. Przy prawym udzie miał malutki kołczan. Postać robiła wrażenie. Miała ponury wyraz twarzy i nie wątpliwie była dla nich zagrożeniem. Drake przyjął pozycję bojową. Noelia zdążyła szybkimi susami znaleźć się przy nim.

- Przyszedłem po wampirzycę. - Łysy splunął siarczyście pod buty Drake'a. Głos miał chrypiący i bardzo niski, roznoszący się basem po okolicy. - Ciebie nie potrzebuję... Żywego.

- Noelia, przemień się w nietoperza, teraz! - nakazał jej nerwowo. W niczym nie przypominał tego opanowanego mężczyzny, którym był dotychczas. Bał się i to śmiertelnie. - Uciekaj jak najdalej stąd. Obiecuję, że wyjdę z tego żywy, tak jak wtedy, z wilkołakiem. Masz przeżyć, choćby nie wiem co! Tak spłacisz mój dług. Jeśli zginiesz, cały mój trud pójdzie na marne. Kiedyś się odnajdziemy, przyrzekam ci to. A teraz wiej!

- Zaraz się rozkleję. - zaszydził łysy łowca. - Parszywy kolaborant.

Noelia wahała się, nie chciała zostawiać Drake'a. Gdy jednak bełt omal nie przeszył jej serca, zmieniła się pospiesznie w wampira i odleciała wzwyż. Zniknęła Huorowi z oczu.

Łysy nie czekał, aż Drake zaatakuje. Pierwszy rzucił się z niespodziewaną szybkością. Ciął nożem na lewe biodro, ale Drake sparował. Następny cios na odlew udało mu się uniknąć, podobnie pchnięcie w brzuch. Obserwował, jak jego przeciwnik wpada w trans. Przeraził go fakt, że wykonywał wszystko bezbłędnie, nie pozostawiając żadnej luki. Po kolejnym uniku spróbował ciąć od dołu, tamten w piruecie uniknął i uderzył go rękojeścią w bark. Zabolało. Odsunął się pospiesznie na bezpieczny dystans.

- Ciebie załatwię szybko, nie jesteś potrzebny Madlene. - A więc to tak! To ona nasłała tego zabójcę! Cholerna suka, Noelia miała rację... - Tego wampira natomiast dorwę choćby na końcu świata. Nienawidzę wampirów, pfu. Niech ją tylko dorwę w swoje ręce. Ma przeżyć, ale kto powiedział, że w jednym kawałku?

Znów rzucił się na Huora. Tym razem gwałtowniej, pchnął od dołu prosto w pachwinę. W ostatniej chwili Drake obrócił się, unikając utraty ręki. Wykorzystując pęd, wykonał pełen obrót i ciął w tętnicę szyjną. Najwidoczniej łysy się tego nie spodziewał i tylko odruchowo cofnął się przed ostrzem. czubek przeciął mu szyję tak czy siak, lecz tętnica pozostała nietknięta. To go rozzłościło. Wykonał parę ciosów w korpus, które Drake cudem zablokował klingą. Niestety, nie ostatni. Gdy ostrze noża ześlizgnęło się z C'kalenna, łysy podskoczył i opadając rozciął mu pierś. Trysnęła krew. On jednak się nie zatrzymywał. Dalej napadał na Drake'a gradem ciosów, nie wszystkie udało się sparować. W końcu, zobaczył stan swojego przeciwnika i pospiesznie to wykorzystał. Kopnął go prosto w brzuch, przewracając na plecy. Drake upadł. Miecz wypadł mu z ręki. Łysy stanął tuż nad nim.

- Unikasz, parujesz, ale nic ci po tym. Jestem lepszy. Przyjrzyj mi się, oto ja skończę twój żywot. Zrobię to szybko i bezboleśnie, niech będzie to dla ciebie nagrodą za godny podziwu zapał.

Jego oprawca uniósł nóż do góry. Wiedział, że celował w jego szyję, chcąc go zdekapitować. Drake próbował sięgnąć do miecza. Niestety, był za daleko. W desperacji, zebrał garścią trochę ziemi, na której leżał i cisnął nią w oczy przeciwnika, na moment go dezorientując. To wystarczyło. Szybkim ruchem wyjął sztylet z cholewy i pchnął nim łysego prosto w żołądek. Nastała cisza, przerywana tylko cichym wzdychaniem zabójcy. Krew ściekała mu z kubraka i kapała na glebę. Upuścił broń i osunął się bezwładnie. Ostatkiem sił spojrzał łowcy w oczy i uśmiechnął się szyderczo.

- Sczeźnij w piekle... - wydyszał. Jeszcze przez chwilę jego oczy błądziły po okolicy, lecz wkrótce zgasły na zawsze.

***

Drake położył się na sianie. Nie dbał o to gdzie jedzie, teraz chciał tylko zasnąć, choć wiedział, że to niemożliwe. Przewoźnik najwidoczniej nie zauważył, że na pakę wdrapał mu się dodatkowy pasażer. Chlasnął konie lejcami po zadach i ruszyli powoli, gdzieś z dala od stolicy. Nareszcie opuszczał to miasto. Przysiągł sobie, że nigdy, przenigdy tu nie wróci. Za dużo złych wspomnień. No i Madlene... Obawiał się, że to jeszcze nie koniec. Spojrzał na zachodzący już księżyc w pełni. Wydawał się być delikatnie czerwony. Próbował nie myśleć o niczym. Czuł nużące zmęczenie i chciał odpocząć po tym, co go dziś spotkało. Jedna myśl wciąż kotłowała mu się w głowie i nie dawała za wygraną. Noelia. Musiał ją znaleźć, tak jak obiecał. I zrobi to za wszelką cenę. Ale to jest opowieść na inny raz...

Ciąg dalszy nastąpi.
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości