Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko nawet nie zwracała uwagi na to, jak blisko siebie trzyma ją Dagon, uznając to już za zupełnie naturalne, tym bardziej, że nie wywoływało najmniejszego dyskomfortu, gdyż tak dobrze zgrali się w krokach. Zacięła się tylko na moment, gdy diabeł wprowadził ich z powrotem w pobliże głównej sali, a wzrok gości przepływał po nich, jakby nie istnieli. Nie, jakby ich nie widzieli. Laufey rzucił na nich iluzję! Teraz zgrabnie lawirowali między ludźmi, którym złodziejka przyglądała się jak oczarowana. Może czart był do tego przyzwyczajony, ale zmiennokształtna czuła się jak duch, gdy spojrzenia przepływały po niej, nie dostrzegając tego, co kryło się pod czarem.
        Zastrzygła uchem, czując na nim szept Bajera i przeniosła na niego uwagę, słuchając szczegółów. Odruchowo podążyła wzrokiem za jego gestem, zatrzymując go na moment na szpili do włosów, błyszczącej szmaragdowym okiem z diablej marynarki. Szybko powiązała fakty i parsknęła rozbawiona, unosząc lekko brwi.
        - Więcej nie zwątpię w twój tupet – mruknęła z uśmiechem i odwróciła spojrzenie ponownie na salę.
        Towarzystwo się zagęszczało i diabeł z panterołaczką dosłownie przemykali w wąskich przestrzeniach między snującymi się arystokratami, uważając by nikogo nie potrącić. Nawet wówczas jednak zaprawieni alkoholem bogaccy pewnie nie wpadliby nawet na pomysł, że ktoś niewidzialny mógłby ich mijać. Kimiko spoglądała na wskazywane jej osoby, uśmiechając się mimowolnie, gdy Dagon opowiadał jej, co się właśnie z nimi dzieje. Grzebanie w umyśle zazwyczaj ją przerażało, jednak teraz była raczej niezdrowo zaintrygowana niż zaniepokojona. Krążyła spojrzeniem po kolejnych ofiarach diabelskich manipulacji, ciągle zastanawiając się czy, a jeśli tak to kiedy, będzie miała stać się jedną z nich. Laufey wiedział o medalionie, więc nawet na niego nie mogła liczyć. Pozostawała jej czujność i szybkie łapy, do tego czasu jak zwykle testując los.
        Ostrożnie przytrzymała suknię, wspinając się po schodach na galerię otaczającą salę balową, ukradkiem spoglądając na krążących niżej gości. Wiedząc o istnieniu iluzji teraz poczuła jak ta zostaje zdjęta i wyszła z Dagonem z cienia, na pokaz poprawiając rozpuszczone włosy i spoglądając na niego pytająco, gdy usłyszała rozbawiony szept. Skąd miała bowiem wiedzieć, co knuł ten diabeł? Czy to, jak prezentowali się teraz nie było już wystarczającym alibi? No cóż, najwyraźniej nie jego zdaniem, bo nagle złodziejka została pociągnięta ponownie w cień kolumny.
        Zaskoczona i w większości pozbawiona możliwości jakiegokolwiek protestu, wpadła prosto w objęcia mężczyzny ku radości mijającej ich właśnie parki. No dobrze, jakoś usilnie też nie protestowała, ale gdy jedną ręką Bajer przytrzymywał ją przy sobie pomyślała, że naprawdę ma facet czelność. Gdy druga wplątała się znów w jej włosy, złodziejka uznała, że w przypadku tego diabła to właściwie spore niedopowiedzenie, on był po prostu pewny siebie do granic możliwości, pewnie często doprowadzając tym innych do szewskiej pasji. Ale gdy poczuła oddech na szyi przymknęła leniwie powieki, poddając się i darując już myślenie, na szczęście szybko uratowana przez znaczące chrząknięcie.
        Wyplątała się z diablich objęć, tym razem nawet nie udając, a faktycznie musząc poprawić zmierzwione nieco włosy. Początkowo na Jarvisa zerknęła z przepraszającym uśmiechem, ale widząc wyrzut w jego oczach jej spojrzenie nabrało surowości, co szybko ukryła pod rzęsami, gdy spoglądając w dół doprowadziła do porządku też suknię. Będzie ją oceniał, bogaty gówniarz jeden, jeszcze czego. Zgrabna szpila wbita Tussaldowi przyspieszyła jednak odwrót młodzieńca i gdy ten zorientował się, że nie ma co liczyć na prywatną rozmowę z dziewczyną, ruszył przodem, prowadząc zagubione owieczki z powrotem do reszty stada.
        - Bardzo ładny plan – szepnęła Kimiko do Laufeya, ujmując go pod ramię. – Aczkolwiek ostatnia szopka zbędna, i tak by to łyknęli – dodała złośliwie, ale z figlarnym uśmiechem.
        Towarzystwo nie szczędziło im spojrzeń i ukradkowych komentarzy wymienianych między sobą, nie kryjąc się ani z jednym ani z drugim. Zaprawione alkoholem, ale bystre w plotkarskich kwestiach oczy krążyły od niezadowolonej miny Jarvisa do Kimiko i Dagona, a przede wszystkim rozpuszczonych włosów dziewczyny i błyszczącego szmaragdem oka szpili do włosów, dumnie wystającej z kieszeni mężczyzny. Na tym poziomie, dodawanie faktów u żądnych sensacji dam przebiegało bez zarzutu. Kimiko nie powstrzymała się jednak od komentarza na słowa Silvii.
        - Raczej wciąż nad tym pracuje – sprostowała pozornie marudnym tonem, jakby ledwie udobruchana, ale uśmiechnęła się pod nosem, czując jak stojący za nią Laufey obejmuje ją w pasie i wspiera policzek na czarnych lokach. No co za przylepa!
        Komentarz mężczyzny wywołał rozbawienie, a u złodziejki pobłażliwe prychnięcie i dla żartu trzepnęła go uchem w nos, co wywołało kolejną falę radości towarzystwa, i nieco załagodziło niechęć spowodowaną ich wyjściem. Niczym pies obronny, Dagon odstraszył wszystkich panów, którzy chcieliby ucałować dłoń dziewczyny na pożegnanie, a stojąca przed nim Kimiko raczej uniemożliwiała dojście do mężczyzny, co z kolei panie przyjęły z rozczarowanymi westchnieniami. Ostateczne więc wszyscy powymieniali się ukłonami na odległość, a diabeł i pantera oddalali się spokojnym krokiem w stronę głównych drzwi. Dokładnie tak, jak miało być.

        Dopiero za drzwiami brunetka odetchnęła pełną piersią, z przyjemnością chłonąc zimne, ale przyjemnie świeże powietrze pełznące po odsłoniętej skórze. Nie dla niej były bale, marmury i kryształowe kieliszki. Nic nie radowało tak, jak zapach nocy, która teraz rozpanoszyła się po niebie, otulając wszystko ciemnością i ulegając jedynie pod czarem niewielkich lamp oliwnych rozstawionych wokoło. Kimiko skorzystała z pomocnej dłoni wsiadając do powozu, przesuwając się zaraz na siedzisku, by zrobić miejsce dla Dagona. Chociaż pierwsza radość z rześkiej nocy minęła i teraz dziewczyna objęła się lekko ramionami dla ochrony przed chłodem, materiał zarzucony na jej ramiona i plecy był zaskoczeniem. Dużym. Kocie ślepia spoglądały na mężczyznę, jakby złodziejka widziała go pierwszy raz na oczy, gdy ten zupełnie swobodnie otulał ją marynarką.
        - Dziękuję – powiedziała tylko, zgarniając w dłonie poły materiału i tak owinięta, po chwili wahania, ostrożnie oparła się bokiem o swojego sąsiada, składając głowę na jego ramieniu.

        Po drodze się nie odzywała, chyba zbyt jeszcze zmęczona i układając sobie wszystkie wydarzenia w głowie. Poza tym adrenalina powoli przestawała ją napędzać i dziewczyna myślała już tylko o gorącej kąpieli. Iluzja może i była doskonała, ale Kimiko wciąż czuła na sobie cudzą i własną krew, której chciała się pozbyć. Zaraz po wejściu do pokoju zdjęła więc marynarkę Dagona, którą wciąż była okryta podczas drogi i złożyła ją ostrożnie na oparciu fotela, obracając się w stronę mężczyzny.
        - Szybko się wykąpię. Papierośnica leży na łóżku – dodała, domyślając się, że Bajer może być na niemałym głodzie od kiedy gwizdnęła mu… to znaczy wygrała srebrne cudeńko. Później jak powiedziała tak zrobiła i zniknęła w łazience.
        Zielona suknia wylądowała na podłodze, gdy tylko Kimiko zamknęła za sobą drzwi. Była cała uwalana krwią, wiec ta odrobina brudu, która jakimś cudem znalazłaby się w łazience, na pewno jej nie zaszkodzi. Dziewczyna puściła wodę i od razu weszła do wanny, na bieżąco zmywając z siebie kolejne plamy krwi wiedząc, że wcale nie jest to takie proste. Rdzawoczerwona ciecz była pioruńsko złośliwą substancją i trzymała się zdecydowanie zbyt dobrze, ale w końcu panterołaczce udało się doczyścić zarówno drobne plamy, jak i rozmoczyć wszystkie pozostałości po ranach zadanych pazurami Setha. Idealnie gładka skóra nie zdradzała teraz, że złodziejkę ktokolwiek choćby drasnął. Nie sposób było nawet znaleźć miejsc, w których jeszcze godzinę temu były głębokie szramy i tylko stara blizna bieliła się na opalonej skórze. Kimiko dokładnie zmyła makijaż wokół oczu i umyła włosy, a w końcu z ociąganiem opuściła wannę i wytarła się w ręcznik, ostatecznie będąc zmuszoną w nim pozostać, gdyż jej ubrania gdzieś zniknęły. Chociaż przebierała się w łazience, nigdzie nie było jej koszuli i spodni, ale rozbawiona złodziejka szybko powiązała z tą tajemnicą pewną małą skrzydlatą istotkę, która chyba zajmowała się ich odzieżą. Ponownie więc opuściła łazienkę w samym ręczniku i z mokrymi włosami skierowała się do sypialni po swoje ubrania.
        - Twoje wsparcie logistyczne gwizdnęło mi ciuchy – powiedziała z uśmiechem, mijając Dagona. – Wiesz, chyba też z tobą zapalę. I napiję. Kiedy musimy opuścić pokój?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Panterołaczka miała sporo zalet. Zaczynając od atrakcyjnego wyglądu i zgrabnej sylwetki, które były pozytywami z czysto estetycznych względów. Czupurny charakter, który jeszcze nie był arogancki, ale zupełnie nie zbliżał jej układnego, bezwolnego czy lękliwego dziewczęcia dodawał smaczku do przebywania w towarzystwie złodziejki. Względna odporność na urok diabła również była intrygująca. Może pryskała w bardziej intymnych momentach, ale pantera niezmiennie zamiast rzucać się na piekielnika i mdleć w jego ramionach, cały czas trzymała się dzielnie, czasem samej próbując grać na diablim nosie, chociaż niby zapierała się rękoma i nogami przed podobnym postępowaniem. Oczywiście była też zdolną złodziejką oraz doskonale nadawała się na przynętę. Jednak jej najważniejszą zaletą była zdolność dopasowywania się do różnych sytuacji i spontanicznego płynięcia z wydarzeniami bez tracenia gruntu pod nogami. Wciąż nie był zwolennikiem pracy grupowej ale z Kimiko stawała się ona nie tylko nieuciążliwa co prawie przyjemna.
Teraz dawała kolejny tego przykład. Skąpe wyjaśnienia wystarczyły i dziewczyna z ciekawością podążała u jego boku, z lekkością dając się prowadzić. Nie burzyła się też przeciw bliskości. Owszem posłała mu butne spojrzenie, jakby zaraz miała spytać co on sobie myśli, ale zaraz potem ku diablemu zadowoleniu z siebie rozluźniła się wyczuwalnie.
        Po prawdzie liczył przyciągnąć Jarvisa, który rozglądał się jak porzucony szczeniak w poszukiwaniu właściciela. Domysły były dobre, ale ostateczne złamanie biedactwu serca stanowiłoby dowód druzgoczący i niezbity, z którym wątpliwe by ktokolwiek polemizował. Pech jednak chciał, że stęsknione nieszczęście kopytkowało szybciej niż chart spuszczony ze smyczy i dotarł do swojej pani nim usta diabła zdążyły dotknąć skóry Kimiko. Lekko zawiedziony wypuścił brunetkę, podczas gdy Jarvis nawet nie zaszczycił go jednym zerknięciem, oczy cały czas lokując na panterze i prowadząc ich do pozostawionego towarzystwa.
Idąc, czart uśmiechnął się w odpowiedzi, a grymas tylko się poszerzył z kolejnymi słowami.
        - Kto powiedział, że to była szopka? - odszepnął bezczelnie, jak lubił wprost w kocie uszko.
O ile bal w kulminacyjnym momencie pieprzył się porządnie, o tyle jego zakończenie przebiegło bez komplikacji na wspólnym droczeniu siebie i bogackich, a po szybkim pożegnaniu, które przyniosło prawie namacalną ulgę, znaleźli się bezpiecznie w powozie.

        Chociaż Dagon był skrajnie zmęczony, nie umknęło mu jak chłód dopadł Kimiko. Co prawda nawet gdyby nie widział jak złodziejka drży i tak okryłby ją marynarką, ale w tej sytuacji gest został chyba bardziej doceniony. Uśmiechnął się łagodnie i bez drwiny, widząc pytające spojrzenie a później słysząc podziękowanie. W przeciwieństwie do zmiennokształtnej piekielnik się nie wahał, bez zwłoki otoczył ramiona dziewczyny przytulając ją mocniej do siebie.
        Podczas drogi Laufey również się nie odzywał. Nawet oddychanie zdawało się być wyzwaniem. Pozwolił by ciężka głowa kołysała się bezwładnie na oparciu, w rytm pokonywanych przez powóz wybojów. Zamknął oczy by migające światła nie raniły nadwrażliwego wzroku, a umykające otoczenie nie nasilało zawrotów. Jedynie powoli poruszająca się dłoń delikatnie głaszcząca obejmowane ramię, pokazywała, że czart nie spał.
        Podróż mijała jakoś szybko, znacznie szybciej niż w przeciwnym kierunku i ani się obejrzał znów musiał mierzyć się ze schodami. Po ciężkim boju, iluzja prysła w tym samym momencie, w którym przekroczyli próg apartamentu.
        Skinął dziewczynie głową w potwierdzeniu i skierował ciężkie kroki po cygaro, które należało się mu się jak psu buda, zresztą razem z whisky. Może przynajmniej głowa odpuści chociaż odrobinę.
Już z zapalonym cygarem w zębach, z trudem walcząc ze sztywnością ogarniającą wszystkie mięśnie, zrzucił na podłogę zakrwawioną kamizelkę wraz z serwetkami, skradzione płótno układając na stoliku. Niegdyś biała koszula podążyła za elementem garnituru, a spinki za portretem. Potem poszedł po "napój życia" i tak zaopatrzony opadł na kanapę, opuszczając ciężkie powieki. W jednej ręce nieustannie trzymał szklankę z alkoholem, w drugiej palące się cygaro, popiół zrzucając do pustej szklanki ustawionej na ławie, chociaż czynił to z niemałym wysiłkiem.
Dopiero głos Kimiko wyrwał diabła z przyjemnej ciemności, zmuszając go do otwarcia ślepi. Odsłonił kły w uśmiechu, wymownie patrząc za dziewczyną, najwyraźniej jeszcze nie dość padnięty by sobie darować.
        - Raczej nie mam powodów do narzekania - wymruczał niskim głosem, po chwili nieco poważniejąc.
        - Do południa. Przed zmrokiem musimy odebrać wilczka od Sykesa, a posiadłość ma kilka godzin drogi od Demary. Potem pozostaje nam w konwencjonalny sposób jechać do Nowej Aerii. Nie dam rady nas przenieść - na koniec prychnął lekko pogardliwie.
Nawet nie miał sił by iść do łazienki by się doprowadzić do porządku.

        Zamierzył cieszyć się spokojem i złośliwego skrzydlatego wsparcia nie wzywać aż do rana, wsparcie jednak zjawiło się samo, nie wzywane. Skąd wiedziała, że już wrócili, cóż ten mały magiczny insekt miewał pewnie swoje sposoby. Brzęk dzwoneczków i szum skrzydełek rozległ się w pokoju, ostatecznie rujnując diabli humor. "No to zaraz się zacznie..." - pomyślał Dagon słysząc jak stworzenie przemieszcza się po pokoju.
Wróżka oczywiście nie bawiąc się w podchody złapała marynarkę z piskiem unosząc ją pod światło, by przez dziurę prawie przełożyć głowę. Potem było już tylko gorzej. Doleciała do kamizelki i koszuli, brzęcząc swoje maleńkie przekleństwa zbyt szybko by dało się wszystko zrozumieć. Część emocjonalnej wypowiedzi dawała się jednak odczytać, a przynajmniej jej fragmenty lub czasem pojedyncze słowa.
        - Logiczne, że ciuchy mają dziurę, jeśli ja ją mam - burknął diabeł, napotykając kolejną salwę brzęczenia.
        - Już jej nie mam przez nią. - Wskazując na Kimiko odparł niezmiennie poirytowany, gdyż przy amplitudzie dźwięków produkowanych przez wrózię, łeb bolał go jeszcze bardziej. Skrzydlata pisnęła jeszcze dramatyczniej, jakby sobie coś przypomniała i prędkością wściekłej osy obleciała cały pokój na koniec wpadając do łazienki. Wyleciała z niej niemalże wolno, zanosząc się dzwoneczkowym płaczem, wstrząsając materiałem, który ciągnął się za nią swoją niegdyś zielenią. Z lamentu wybiło się coś na kształt "Jak mogłeś", na co czart oczywiście od razu miał odpowiedź.
        - To ona się wybrudziła - prychnął nawet nie siląc się na pokazywanie winnej. Wróżka zamilkła upuszczając suknię i czujnym lotem, niczym mała pirania podleciała do dziewczyny zawisając na wysokości jej nosa. Patrzyła przez chwilę w szmaragdowe kocie oczy, by zaraz potem odwrócić się gwałtownie, znowu coś piskając do piekielnika, wytykając go małymi rączkami. Po chwili, wcale się nie uspokajając podleciała w stronę kociego uszka, które pogłaskała w demonstracji co sądziła o winie złodziejki.
Po takim pokazie wróciła do Bajera, utyskując jaki to diabeł był brudny, nieuważny i wszystko niszczył. Podczas tyrady z rogatego znikały rdzawe smugi posoki.
Zadowolona ze swojej pracy i oczywiście wciąż rozzłoszczona, złapała ubrania, które powinny być dla niej zbyt ciężkie i bez pożegnania zniknęła.

        W tym samym czasie Seth obudził się i wybiegł z tajemnego pokoju. Niczym w amoku pokonał hole i wpadł wprost na salę balową, umorusany krwią, z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Goście zamarli w bezruchu, kilka dam omdlało, ale oczy wszystkich skierowały się wprost na panterołaka. Ten natomiast nie wiedział co się stało. Pamiętał wszystko do momentu gdy z Whitakerem założyli panterze bransoletkę, potem miał wielką pustkę. Nawet nie rozumiał czemu idiotycznie wybiegł w sam środek wieczornego zgromadzenia, zamiast rozpatrzeć się w sytuacji i zastanowić co robić. Dlaczego wziął broń ze sobą, tego też nie pojmował. Jedno jedynie wiedział, z tego wykręcić się nie będzie łatwo...
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Otulona marynarką dziewczyna wpatrywała się w Laufeya wyraźnie zbita z tropu, jakby tylko czekała na zaczepny uśmiech czy wyszeptany ochrypłym głosem dwuznaczny żart. Zamiast tego mężczyzna obdarował ją łagodnym uśmiechem, objął i przytulił do siebie, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem i robił to codziennie. Oparła się o niego ostrożnie, ale nawet już na nią nie spoglądał, składając głowę na oparciu i przymykając oczy. Złodziejka bardzo stała się pohamować uśmiech, gdy w końcu odważyła się ułożyć się wygodniej i wtulić w Dagona, który na dodatek głaskał ją spokojnie po ramieniu, ale kąciki ust unosiły się radośnie nawet, gdy przymknęła już oczy. Wiedziała, że musi na niego uważać, cały czas o tym pamiętała, naprawdę. Ale teraz, chociaż na chwileczkę sobie od tego odpocznie, tak dawno nikt jej nie przytulał…
        Droga niestety szybko się skończyła i Kimiko niechętnie opuściła ciepłe objęcie i powóz, coraz bardziej zmęczona kierując się do pokoju, a później do łazienki. Gorąca kąpiel i pozbycie się śladów wieczornych komplikacji podczas balu poprawiło nieco jej samopoczucie i rozluźniło spięte mięśnie. Dziewczyna wszak była wykończona jedynie wrażeniami, nie miała na koncie ani wyczerpania magią, ani ranami, nie aż tak jak Dagon. Nie raz była podrapana i nawet nie przywiązała do tego większej wagi, bardziej bolała ją zdrada panterołaka, którego lojalności spodziewałaby się chociażby ze względu na rasę. Na jej słowa, gdy wyszła z łazienki, bies odpowiedział z właściwym sobie zaczepnym humorem, ale było widać, że jest ledwo żywy. W obu dłoniach jednak dzierżył chyba najlepsze na to wspomagacze, więc nie gapiąc się ostentacyjnie na jego obnażony tors dziewczyna zniknęła w pokoju, w poszukiwaniu swoich ubrań.
        Znalazła je ładnie złożone na łóżku, jeszcze pachnące od prania i aż przyjemnie było wciągnąć świeże spodnie i bluzkę. Suknia, chociaż piękna, na swój sposób krępowała, a dopasowany, ale lekki strój złodziejki sprawiał, że czuła się w nim mimo wszystko bardziej komfortowo. Na zasłyszane z sąsiedniego pokoju informacje skinęła odruchowo głową, zapominając, że jej nie widać, a pogrążona w rozmyślaniach, gdy powrócił temat zakupionego wilkołaka. Czyli po niego również pojedzie razem z Dagonem. Dobrze. Zobaczy przynajmniej na własne oczy przed czym cały czas się wystrzega i może przestanie tak często tracić głowę, a zacznie bardziej mieć się na baczności. Sam sposób podróży jej zupełnie nie przeszkadzał, dla niej to był właśnie ten codzienny, a teleportacje były nowością. Osobną sprawą było to, gdzie zmierzają.
        - Czyli obraz zawozimy do Nowej Aerii? – zapytała, wychodząc już ubrana z pokoju i uśmiechnęła się łagodnie na widok sponiewieranego Laufeya. Powiedziałaby, że wygląda tragicznie, ale nawet w takim stanie za bardzo kusił kota.
        Przechodząc za kanapą Kimiko wyciągnęła dłoń w kierunku rogatej głowy, ale nie pacnęła znów ciekawsko poroża. Szczupłe palce przemknęły po diablej głowie, gdy szła, delikatnie wplatając się między włosy i drapiąc Bajera żartobliwie za uchem, nim panterołaczka minęła mężczyznę bez słowa i poszła nalać sobie drinka. Postanawiając, że całego cygara i tak nie spali tylko najwyżej buchnie trochę od Dagona, wróciła z pełną szklanką i opadła na siedzisko obok niego. Plecy wsparła o boczne oparcie sofy i podciągnęła nogi na poduchę, jakby własnymi kolanami chciała się odgrodzić od piekielnika. Nie przeszkadzało jej to oczywiście w lekkim oparciu bosych stóp o jego udo. Nie naruszała jednak bardziej spokoju mężczyzny, popijając whisky i wyciszając się samej w przyjemnym towarzystwie.
        Nagle jednak w pokoju rozległo się aż nazbyt znajome brzęczenie i twarz czarta wykrzywiła się w niezadowolonym grymasie, a panterze uszka stanęły czujnie, wychylając się z wilgotnych jeszcze włosów. Wróżka! Kimiko szybko odnalazła wzrokiem małą istotkę i nie spuszczała już z niej oczu, które na powrót niemal całe błyszczały zielonymi tęczówkami, ledwie przeciętymi zwężoną do pionowej kreski źrenicą. Starała się jednak ograniczyć swoją fascynację stworzeniem i nie ruszyła się z miejsca, chociaż będąc zupełnie szczerym po prostu zamarła w bezruchu niczym polujący drapieżnik – najwyraźniej oswajanie się panterołaczki i wróżki musiało przebiec we własnym tempie u obu stron.
        Rozpaczające stworzonko szybko jednak rozczuliło dziewczynę i ta zaraz połączyła się we współczuciu z posmutniałą wróżką, która wydawała się być niesłychanie przywiązana do diablej odzieży, chociaż akurat tego za bardzo dziewczyna nie umiała sobie wyjaśnić. Po chwili nie mogła już powstrzymać rozbawienia, gdy obserwowała kłócącą się nietypową parkę i tylko z grzeczności ograniczała się do bezczelnego szczerzenia kocich kłów, miast śmiania się w głos z ruganego diabła. Zaraz jednak uśmiech spłynął z jej twarzy pozostawiając jedynie czysty szok zupełnie niewinnej dziewczyny, której właśnie zarzucano jakieś niegodziwości. No co za diabeł!
        - „Dziękuję” się mówi! Jak ci tak źle to zaraz możemy to naprawić, dziurę łatwiej zrobić niż zasklepić! – fuknęła i szturchnęła Dagona bosą stopą, nagle znów przenosząc uwagę na wróżkę.
        - Ojejku – zorientowała się z przerażeniem w głosie, obserwując jak skrzydlata znika w łazience. Kimiko doskonale wiedziała, co tam zastanie, a skoro tak zareagowała na dziurę w marynarce to…
        Drobna naturianka wyleciała powoli z łazienki, ciągnąc za sobą szmaragdowo-czerwone zwłoki jej wieczornej kreacji i chlipiąc rozpaczliwie. Panterołaczka otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała co. Czarne uszka położyły się żałośnie po głowie, gdy dziewczyna nagle poczuła się winna cierpienia małej istotki, której tak niewiele przecież było do szczęścia potrzeba, ot takie cudowne tkaniny, a i to jej zabierano codziennie, rozrywając na strzępy maleńkie serduszko.
        Jednak podczas gdy Kimiko wyglądała jak uosobienie poczucia winy, to Bajer zgarnął całą burę, a na dodatek, co za bezczelny dupek, zwalił winę na nią! No nie do wiary! Dżentelmen od siedmiu boleści! Złodziejka fuknęła znów wściekle po kociemu, aż jej się uszy podniosły, ale nie odezwała się słowem, bo w tym momencie wściekła drobina podleciała do niej czujnie, zatrzymując się gwałtownie przed samym nosem Kimiko, zmuszając dziewczynę do zszokowanego zezowania na niewielką wróżkę. Tak bardzo by ją chciała teraz złapać! Ale siedziała grzecznie, zaciskając dłonie na szklance, nie zmieniając pozycji i tylko wpatrując się w surowe małe oczka naturianki. Wielkie, zielone kocie ślepia były teraz niemalże rozmiarów samego stworzonka, które najwyraźniej oceniło złodziejkę na swój sposób, bo wróciło z rabanem do diabła, a na usta kocicy ponownie wpłynął nieśmiały uśmiech, który tylko się poszerzył, gdy wróżka ostentacyjnie stanęła po jej stronie, głaszcząc kocie uszko. Losie, co za słodkie stworzenie! Krótki gardłowy pomruk zadowolenia wymknął się panterołaczce, gdy pogłaskana zmrużyła nieznacznie ślepia i rzuciła spacyfikowanemu diabłu rozbawione spojrzenie. Później odprowadziła spojrzeniem wróżkę i gdy logistyczne wsparcie już zniknęło, dziewczyna wciąż chichocząc napiła się whisky.
        - Pantofel – dało się słyszeć prowokacyjny koci szept, nim usta Kimiko dotknęły szkła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        W błogim zaciszu pokoju, Dagon popijał whisky na przemian z nią popalając cygaro z nadzieją, że głowa przestanie boleć. Łeb oczywiście ani myślał odpuścić, ale dym przyjemnie rozchodził się najpierw w ustach, potem w płucach, a za nim postępowała cierpki i subtelnie palący alkohol. Zmęczonym, ale i zadowolonym wzrokiem odprowadził panterę wędrującą w ręczniku, po chwili kontynuując z nią dyskusję.
        - Tak, w Aerii mam pasera - odparł jeszcze nie wyjaśniając, że przecież na początku znajomości byli właśnie w tym mieście.
        - On sprawdzi obraz, ja nie mam odpowiednich zdolności, a jeśli rozwinęlibyśmy płótno, może i okazałoby się co to za obrazek, ale stałby się bezwartościowy, jeśli nie jest falsyfikatem - spokojnie tłumaczył, by przypadkiem przez pomyłkę, roztargnienie lub zwykłą ciekawość nie postanowiła odpakować obrazu. Kocica nie była głupia, ale czasami lepiej było dmuchać na zimne by się nie sparzyć, szczególnie gdy chodziło o potencjalnie równie cenny artefakt.
        Kimiko jak zawsze stąpała bezszelestnie, więc czart nie słyszał jej kroków, a otwierać oczu by śledzić poczynania dziewczyny zwyczajnie mu się nie chciało. Był padnięty i obolały, więc korzystał z chwil spokoju. Tym chętniej, że jutro czekała go urocza rozmowa z Sykesem, który zapewne nie omieszka próbować go wkurzyć.
Nie dziwne więc, że dopiero smukłe palce plączące mu się we włosach i drapiące za uchem uświadomiły biesa o obecności brunetki. Zaśmiał się cicho pod nosem z osobliwego ale przyjemnego gestu. Kimiko jednak nie przedłużała głaskania, przerywając je na rzecz nalania sobie alkoholu. Domyślił się słysząc chlupot płynu uderzającego o szkło, podczas gdy oczy cały czas trzymał zamknięte.
Do stosunkowo nowej bliskości kota przywykł szybciej niż można by pomyśleć i wciąż się dziwiąc, zaczynał lubić to uczucie. Nawet nie drgnął czując dotyk, trwając w przyjemnej ciszy i bezruchu.
        Niestety błogi relaks nie trwał długo, zmącony przybyciem wróżki, która szybko zaczęła rozpaczać nad zniszczonymi ubraniami. By było śmieszniej skrzydlata zapałała nagłym zainteresowaniem wobec osoby kota, w odwrotnym kierunku fascynacja byłaby idealnym słowem. Gdyby mu tak nie huczało w głowie, pewnie cieszyłby się kolejnym niecodziennym i zabawnym widokiem. Ale dzisiaj, doprawdy mogły by się te dwie kobiety wykazać odrobiną empatii i szóstego zmysłu, z którego tak słynęły niewiasty i mu zwyczajnie dzisiaj odpuścić. Żeby było jeszcze bardziej irytująco, doskonale wiedział, że wróżka martwiła się nie tylko o ubrania a i o niego. Jakimś dziwnym magicznie naturalistycznym sposobem związała swój los z jego więc nie był jej obojętny. Czy nie mogłaby więc chociaż ten jeden raz lub ogólnie w podobnie nietypowych sytuacjach zwyczajnie się o niego troszczyć a nie uzewnętrzniać swoje frustracje. Oczywiście nie mogła. Na trącenie stopą, odszturchnął kocie nogi udem. No bez przesady, podziękował, a ona będzie go jeszcze za słówka łapać. Zaraz jednak mina jej zrzedła gdy pora było zmierzyć się ze zniszczeniami zielonej sukni. Niestety bura nie pokryła się z oczekiwaniami czarta, gdyż znowu oberwało się jemu. Popuszczał mimo uszu większość pisków, ciesząc się z magicznego oczyszczenia i z powracającą radością powitał wróżkowe zniknięcie. Właśnie chciał wrócić do relaksu w ciszy gdy dosłyszał kocie, złośliwe określenie.
        Otworzył ślepia odnajdując bezczelne kocie źrenice. Płynnym ruchem, którego przy obecnym stanie biesa by się nie oczekiwało, opróżnił whisky i wrzucił do pustej szklanki niedopalone cygaro.
        - Pantofel? - zapytał mruczącym niskim głosem, nachylając się do Kimiko. Z kanapy się nie ruszył. Jedno z kolan oparł między stopami dziewczyny, podbrzuszem znajdując się nad jej kolanami. Ręce ułożył po obu stronach złodziejki by utrudnić jej wymknięcie się. Jedna z nich wylądowała od strony brzegu kanapy ocierając się o talię brunetki. Druga tuż w pobliżu jej głowy, na podłokietniku sofy.
        - Raczej bardzo wyrozumiały szef - sprostował zmysłowym głosem, nachylając się nad panterą.
        - Może jeszcze dżentelmeńską powściągliwość nazwiesz impotencją? - zapytał bezczelnie, przysuwając się coraz bliżej. Tym razem nie miał mu kto przeszkodzić. Ciężar z ręki, którą opierał obok głowy brunetki przeniósł na łokieć, którym zamiennie się podparł, by dłoń mogła powędrować do włosów panterołaczki. Bawił się jeszcze chwilę sytuacją, znajdując się nos w nos z "pochwyconą ofiarą" i z aroganckim uśmiechem pocałował dziewczynę. Najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie. Właśnie zaczynało się robić przyjemnie i wtedy poczuł natarczywe szarpnięcie tatuażu.
        Zakończył dość niespodziewanie, krótkim, prawie przyjacielskim całusem i wstał, klnąc pod nosem, ale jedyne słowa jakie padły we wspólnym brzmiały "Szlag by to" później można było się domyślać, że Bajer złorzeczył komuś w Czarnej mowie. Doprawdy jakby pieprzona klątwa nie mogła sobie znaleźć innej pory. Gdy już wydawało mu się, że tym razem utrata sił nie wywoła przemiany, ta przyczaiła się i wyczekała do najbardziej nieodpowiedniego momentu jaki można było sobie wyobrazić. Zupełnie jakby obdarzona była własną inteligencją i zmysłami. Więcej, tatuaż zawsze odzywał się dużo wcześniej. Raczej wątpliwym było by nie wyczuwał pierwszych sugestii przez ogólne złe samopoczucie. Miał nieodparte wrażenie, że tym razem ostrzeżenie było znacznie agresywniejsze i dawało dużo mniej czasu. Moment później miało się ono potwierdzić.
        Od pierwszego zewu, do trudnego do zniesienia szarpania trzewi, zupełnie jakby prawdziwy pies miał wyrwać mu się z piersi, minęło raptem kilka oddechów w pełni poświęcone na działanie. Rozzłoszczony złapał w garść odłożone spinki i wściekłym, chociaż niezmiennie ciężkim krokiem poszedł po czystą koszulę, którą całe szczęście jak zawsze przygotowano zawczasu. Niedbałym ruchem wrzucił na grzbiet białą egzotyczną bawełnę i nawet nie zawracając sobie głowy guzikami, zaczął zapinać mankiety. Zdążył poprawić drugą ze spinek, gdy diabla postać posypała się popiołem ginącym nim dotknął podłogi, nie zostawiając śladu po piekielniku. Zamiast niego stał wkurzony, czarny podpalany pies.
Rozeźlone psisko tuliło uszy do karku, a nos marszczył się chyba już odruchowo wyrażając skrajne niezadowolenie czarta. Gdyby chociaż w psiej postaci nie bolała głowa. A bolało tak samo jak w zwykłej.
Warcząc pod nosem, nawet nie spojrzał na Kimiko, a udał się do sypialni. Był wykończony, obolały i rozsierdzony własną bezsilnością wobec przekleństwa. Wskoczył na łóżko i zwinął się w kłębek, co tylko podkreślało marny nastrój Dagona.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Widziała, że Dagon jest ledwo żywy ze zmęczenia i wcale nie chciała jakoś specjalnie uprzykrzać mu życia, ale od drobnych psot nie mogła się powstrzymać, uznając je za relatywnie niegroźne. A poza tym jego relacja z drobnym skrzydlatym stworzeniem przebiegała na naprawdę absurdalnym poziomie i fakt, że Kimiko tylko uśmiechała się pod nosem można było uznać za wyjątkową powściągliwość! Zachichotała cicho, gdy czart szturchnął ją udem, po czym przeniosła na moment uwagę na leżące na stoliku płótno.
        Zmiennokształtna była całkiem wyczulona na magię, jednak ani nią nie władała, ani nie czuła się z nią komfortowo, nawet własny medalion ledwo tolerując, wszak dzięki swoim właściwościom nieraz ratował jej skórę. Obrazu nie miała jednak zamiaru tykać, póki nie musiała. Jej ciekawość nie sięgała tak daleko, by zadzierać z czarami, jednak i tak dobrze, że Dagon ją ostrzegł, nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać przez zwykły przypadek. Teraz zamierzała zwracać szczególną uwagę na przedmiot, który musi bezpiecznie trafić do tego jego pasera.
        Gdy wróżka zniknęła, wciąż rozbawioną złodziejkę coś pokusiło do prowokacji, z której konsekwencjami miała się zaraz zmierzyć. Upiła łyk drinka, spoglądając na kierujące się na nią czarne ślepia i wyszczerzyła kiełki w zadowoleniu. Dość płynny ruch biesa nieco ją zaskoczył, ale szeroki uśmiech nie znikał jej z twarzy nawet gdy Bajer odstawiał szklankę, mrucząc złowróżbnie.
        - Oj, mam kłopoty? – zaśmiała się cicho, chociaż zawahała się, widząc zbliżającego się mężczyznę, a gdy jego kolano znalazło się między jej nogami chichot ucichł i dziewczyna odchyliła się niepewnie na oparciu, by zachować jeszcze jakiś dystans. Ten jednak wciąż się zmniejszał, a złodziejka nie mogła się już nawet podnieść, bo tylko sama wpakowałaby się w niezręczną sytuację.
        Ze wzrokiem utkwionym w czarnych ślepiach, odstawiła na ślepo drinka na podłogę, by się nim nie oblać i zapadła bardziej w poduchach, próbując odsunąć się od wiszącego nad nią, bezczelnie rozebranego z koszuli i rozpraszającego ją piekielnika. Przyszpilona z dwóch stron jego ramionami przełknęła ślinę, próbując zachować spokój. Zazwyczaj wystarczyło krępujący moment przeczekać, Laufey pobawi się, pouśmiecha, trąci ucho i zaraz cofnie na miejsce, ostentacyjnie z siebie zadowolony. Chyba…
        - To nazywasz powściągliwością? – zapytała, zadzierając butnie brodę, ale zaczepne słowa zostały już ledwie wyszeptane, bo dziewczyna powoli zaczynała tracić grunt pod nogami.
        Wcale nie było jej tak łatwo zawrócić w głowie, ale w tej chwili sytuacja zdecydowanie ją przerastała. Dagon jej się podobał, nie było to raczej żadną tajemnicą, pewnie mało która kobieta nie ulegała jego czarowi, czego doskonały przykład dał dzisiaj na balu. Ale poza tym Kimiko nie tylko miała do niego słabość, co po prostu lubiła tego dupka, a to połączenie było dość ryzykowne dla młodego serca i teraz dziewczyna mierzyła się z własnymi reakcjami. Gdy mężczyzna pochylił się do niej jeszcze bardziej i znów wplótł dłoń w jej włosy wiedziała, że już się z tego nie wyplącze, a arogancki uśmiech był zapowiedzią, która sprawiła, że złodziejka na moment przestała oddychać. Później ją pocałował.
        Odruchowo zaparła się dłońmi o jego klatkę piersiową, ale te nie natrafiły na żaden materiał i to raczej nie pomogło dziewczynie złapać oddechu, ani tym bardziej odepchnąć mężczyznę. Nie żeby jakoś usilnie próbowała, bo po delikatnym muśnięciu warg tylko na moment spojrzała zaskoczona w czarne ślepia. Później pogładziła niepewnie palcami obojczyki mężczyzny, po czym przesunęła ręce wyżej, obejmując Bajera za szyję i przyciągając go do siebie odwzajemniła namiętny pocałunek, ostatecznie wykopując z głowy wszelkie własne przestrogi. Pieprzyć to, rozsądek był przereklamowany, później się będzie martwić.
        Nie wiedziała nawet czy minęła raptem chwila czy może godzina, gdy Laufey odsunął się nagle, cmokając ją tylko delikatnie, po czym zerwał się jak oparzony, klnąc pod nosem. Kimiko podniosła się na łokciach, spoglądając za nim roztargnionym wzrokiem, gdy ten warcząc coś w obcym języku, wyraźnie wściekły zgarnął ze stolika spinki do mankietów i zaczął się nagle ubierać.
        - Co się… o rety.
        Skonsternowana przygryzła wargę, spoglądając na osypującą się sylwetkę diabła, a później na obnażającego kły psa. Niezręcznie… Zjeżony brytan ruszył do sypialni, gdzie tylko dźwięki zdradziły jej, że wskoczył na łóżko, a Kimiko opadła znów na poduchy, wzdychając cicho i przecierając dłońmi twarz. Pieprzona klątwa!
        Dobrze dla obojga, że dziewczyna nie była z natury złośliwa i wszystkie jej zaczepki miały zazwyczaj na celu tylko niegroźne drażnienie się, bo w tej chwili wzmianka o domniemanej impotencji sama cisnęła się na usta. W głowie panterołaczki jednak zbyt wiele się w tej chwili kotłowało, a ona nawet nie miała zamiaru tego porządkować. Wstała niechętnie, rzucając krótkim spojrzeniem na swojego drinka, ale zostawiła go niedopitego, woląc by inny smak pozostał na jej ustach.
        Ostrożnie zaszła do sypialni, spoglądając niepewnie na zwiniętego w kłębek psa, po czym obeszła łóżko, zerkając przez okno na nieśmiało jaśniejące niebo i licząc godziny, które pozostały jej na sen. W milczeniu weszła pod kołdrę, przykrywając się prawie po nos i przymykając leniwie oczy wyciągnęła dłoń w kierunku psa.
        - Dobranoc Baju – mruknęła zaspanym głosem, delikatnie gładząc zwierzaka po łbie i po chwili zasnęła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Pantera początkowo zlekceważyła wywołaną sytuację. Nie odpuściła sobie zaczepnych słów, zadziorny uśmiech tylko się poszerzył, a chichot nasilił. Wydawało się, że kotka nie zamierza sobie nic robić ze zbliżającego się diabła, do momentu gdy ten znalazł się nad dziewczyną blokując ją między sobą a kanapą. Śmiech ustał gwałtownie, chociaż Kimiko próbowała nie tracić animuszu drocząc się z piekielnikiem. Może gdyby kanapa pozwalała brunetce zapaść się głębiej, by odsunąć się od bezczelnego biesa albo próba wyprostowania się nie pchnęłaby jej prosto w ramiona czarta, to bunt zabrzmiałby bardziej wiarygodnie. Jednak do uszu Dagona dotarł jedynie szept, z którym nawet nie chciało mu się polemizować. Przecież, że nie była to już powściągliwość. Wcześniej się pilnował i hamował, przynajmniej względnie. Tyle razy mógł wykorzystać podobną nadarzającą się okazję. Nawet jej frywolna suknia kusiła, czego najlepszym przykładem był Jarvis i Wąsacz, a on przez cały ten czas był wyjątkowo grzeczny. Jeśli dziewczyna jeszcze nie dostrzegła różnicy, to zaraz miała ją zauważyć, gdyż teraz robił dokładnie to na co miał ochotę. Mógł być wykończony, ale nie dość by i tym razem darować sobie zabawę.
        Brunetka zamarła w bezruchu prawie jakby została schwytana w potrzask, wpatrując się w czarne oczy. Co prawda gdyby chciała uciec, wywinęłaby się bez problemu i ostatnie co czart przypisałby panterze to bezbronność, ale mimo wszystko w tej chwili przynajmniej w opinii piekielnika wyglądała jak pojmana, nawet gdy ostrożnie odstawiała drinka.
Dagon nie był raptusem i nie wykorzystałby swojej tymczasowej przewagi, gdyby złodziejka chciała go odepchnąć. Pierwszy pocałunek był jak pytanie o pozwolenie. Dotyk, który poczuł, chociaż na początku niepewny, nie stanowił protestu. Później dłonie najpierw jeszcze nieśmiało przesunęły się po skórze, potem czule objęły go za kark.
Więcej nie potrzebował, tak mu się przynajmniej zdawało. Okazało się, że do odrobiny szczęścia przydałby się jeszcze skuteczny sposób na klątwę.
        Ledwie zaczął, a musiał kończyć a i tak w ostatniej chwili zdążył zarzuć na grzbiet koszulę i wpiąć spinki, zapewniając sobie podstawowe minimum by nie odmienić się gdzieś niemal nieodzianym i z rogami na wierzchu, a już stał jako kundel. Czysta złośliwość wszystkiego, inaczej nie szło sytuacji wytłumaczyć.

        Niezadowolony zwinął się na łóżku, mrużąc oczy i szykując się do odpoczynku. Gdy chwilę później za nim dziewczyna również przyszła do sypialni, zastrzygł uchem i śledził jej ruchy półotwartymi ślepiami, ale nie podnosił głowy. Później psie powieki opadły, mimo iż życzenia dobrej nocy, a dokładniej ich forma, zdziwiły trochę czarta. Bies zaś już się nie poruszył nawet czując głaskanie. Sapnął tylko krótko, jakby chciał w złośliwy sposób skomentować zachowanie złodziejki. W takiej pozycji wytrwał do rana.
Wiele godzin na sen i regeneracje nie było im dane. Już w chwili jak Kimiko umościła się w pościeli, świt zbliżał się wielkimi krokami.
        Z nadejściem ranka Bajer obudził się pierwszy. Usiadł na łóżku, zaspanym wzrokiem rozglądając się po rozjaśnionym pokoju. Światło nie raniło już diablego wzroku, a te kilka godzin odpoczynku ukoiły uciążliwy ból głowy. Był późny ranek, słońce znajdowało się całkiem wysoko i najwyższa pora było szykować się do wyjazdu, tym bardziej, że pantera będzie chciała załapać się jeszcze na śniadanie.
Przeciągnął się ciężko na pościeli prawie jak wielki kot, ziewając przy tym szeroko i odwrócił się w stronę zawiniętej w kołdrę dziewczyny. Trzeba było Kimiko obudzić, bo patrząc na pełną zadowolenia minę raczej nie kwapiła się do wczesnego śniadania i rychłego wyjazdu, nawet jeśli słyszała, że on się już obudził. Wsunął się pod pierzynę i przysunął do dziewczyny. Wciąż siedząc na materacu uniósł tułów nad śpiącą brunetką i oparł ciężką głowę na jej mostku, wcześniej mokrym nosem trącając ją w szyję.
Westchnął lekko i pacnął kilka razy ogonem o materac, unosząc przy tym pościel. Po chwili wstał, a podnosząc się, swoim cielskiem ściągnął z Kimiko kołdrę, dając znać, że właśnie skończył się wypoczynek i polegiwanie. Zeskoczył z łóżka, ale natarczywe bursztynowe ślepia nie dawały złodziejce spokoju, póki ta również nie ruszyła się z legowiska.
Snujące się po sypialni psisko było bardzo jasnym przekazem, że śniadanie musiała skombinować sama. W tym czasie Bajer spacerował po wszystkich zakątkach zajazdowego hotelu, układając sprawy w psiej głowie.
O rzeczy nie musiał się martwić. Tak jak zostały dostarczone, tak zostaną zabrane przez wróżkę. Podobnie z rachunkiem za pokój, zostanie uregulowany wraz z spakowaniem ostatnich tobołków. Komplikacje nie byłyby aż tak wielkie, gdyby nie musiał jechać do uszatego. A teraz musiał w jakiś sposób przekazać złodziejce, że to ona odbierze krnąbrny nabytek. To już podchodziło pod miano utrudnień.
        Poza łażeniem na czworakach co wiązało się z byciem przymusową niemową, oraz innymi ograniczeniami związanymi z postacią sierściucha, nie dolegało mu już praktycznie nic. Po ranie nie pozostał ślad ani widoczny, ani odczuwalny. Wczorajsze wyczerpanie dokuczało już tylko niewielką sztywnością mięśni. W kundlim cielsku nie odczuwał co prawda wszystkiego jak na przykład magicznego zmęczenia, tam gdzie była magia teraz ziała tylko pustka. Ale poza tym było lepiej niż mógłby sądzić. Najwidoczniej panterza krew była znacznie silniejszym lekarstwem niż mógłby przypuszczać. Otrzymał jej tak niewiele i jedynie bezpośrednio do rany, a postawiła go na nogi dopomagając organizmowi uporać się z obrażeniami i pewnie też częściowo z trucizną.
Wlazł na kanapę w samą porę gdy pantera wpadała do pokoju z posiłkiem. Podczas gdy brunetka jadła z apetytem (jak zawsze) pies przyglądał jej się wręcz irytująco i nieruchomo, wlepiając w nią bystre ślepia. To był jedyny sposób, w jaki mógł przekazać, że czegoś od dziewczyny oczekuje. No może nie jedyny. Ale skamlać i podskakiwać jak to czyniły prawdziwe psy, nie zamierzał. Teraz więc czekał aż uzyska uwagę zmiennokształtnej, a potem... a potem trzeba będzie liczyć na jej domyślność i zdolność czytania oszczędnych psich gestów.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko miała to do siebie, że budziła się kiedy chciała. Nie potrzebowała nikogo, by mówił jej, która jest godzina, nigdy nie spóźniała się na umówione spotkania i nie zasypiała. Przez lata samotnego życia koci organizm nauczył się, kiedy należy powrócić do świata żywych, nawet jeśli wymagał dłuższego odpoczynku, dlatego dziewczyna zawsze spała sprawiedliwym snem, czy to pod ludzką, czy kocią postacią, nie martwiąc się specjalnie otoczeniem. Teraz jednak otoczenie rozminęło się z nią w oczekiwaniach co do długości snu o dobre kilkanaście minut, jeśli nie prawie godzinę i czarny pies wpełzł pod kołdrę, gdy panterołaczka dopiero przewracała się na drugi bok.
        Dotyk mokrego nosa na szyi obudził złodziejkę w momencie i ta od razu złapała natręta, odsuwając go od siebie z niezadowolonym pomrukiem. Dopiero wtedy też poczuła, że trzyma w dłoniach psi łeb, który zaraz zwierzę złożyło na jej piersi. Otworzyła zaspane ślepia, spoglądając z wyrzutem na czarnego psa, który sapał bezczelnie, a po chwili zeskoczył z łóżka, ściągając z niej kołdrę.
        - Bajer, przeginasz! – fuknęła za nim niezadowolona, ale podniosła się do siadu i przeciągnęła się z pomrukiem. Przetarła twarz dłońmi i rozejrzała się, przeczesując włosy palcami. Jej wzrok padł na siedzącego na ziemi zwierzaka, który łypał na nią spode łba w zamian otrzymując podobne spojrzenie. Kimiko była miłą dziewczyną, ale nie tak się budziło kota, więc nie ma co oczekiwać za to głaskania po łbie.
        W końcu jednak wstała i, jak można się było tego spodziewać, od razu poszła po śniadanie. Wróciła po krótkiej chwili, tym razem z racji względnie wczesnej pory, zamiast steków dzierżąc tacę z jajecznicą i kiełbaskami. Beztrosko przysiadła przy stole, robiąc niewielkie porządki na talerzach. Z jednego przerzuciła smażone jajka na swój talerz, a za to oddała na tamten kiełbaski, po chwili kładąc naczynie na podłodze, dla psa. Później zabrała się do jedzenie, zupełnie nie przerażona stosem jajecznicy przed swoim nosem. Jedynie upierdliwe bursztynowe ślepia wlepiały się w nią cały czas, gdy jadła. Prawdopodobnie miało to być w jakiś sposób wymowne, jednak gdy Kimiko się posilała można było zwrócić na siebie w pełni jej uwagę tylko przez zabranie jedzenia. A właściwie to podjęcie takiej próby, bo pozbawianie panterołaczki posiłku nie było najlepszym pomysłem, jeśli ktoś lubi swoją głowę i nie chce jej za szybko stracić.
        Dopiero, gdy talerz dziewczyny był pusty, a ona odłożyła sztućce z błogim zadowoleniem malującym się w zielonych ślepiach, przeniosła uwagę na czarnego psa, który nieruchomy niczym posąg najwyraźniej czegoś od niej chciał. W końcu jednak westchnęła i podniosła się, by zacząć przygotowywać do wyjazdu.
        - Nie umiem po psiemu Dagon, lepiej szybko coś wymyśl, bo inaczej możesz się we mnie wpatrywać ile chcesz, ale ja nadal nie wiem, o co ci chodzi – mruknęła, zerkając na kundla. – Ta twoja wrózia nie może wpaść tłumaczyć, czy coś?
        Spokojnie wróciła do sypialni, wyciągnęła spod łóżka kuszę, rzucając ją miękko na pościel i czule przesuwając po broni dłonią. Zaraz też obok wylądowała torba z jej skromnym dobytkiem. Kimiko chwilę poszperała w środku i wyciągnęła ciemną chustę, którą zazwyczaj zasłaniała twarz podczas rabunków. Ostatnimi czasy kradła głównie pod osłoną nocy, pod nieobecność gospodarzy lub gdy smacznie spali. Czasami jednak wciąż zdarzały się jej się jawne napady, a wówczas pokazywanie później swojej twarzy w mieście mogłoby być kłopotliwe.
        Chustę rozłożyła na łóżku i pod czujnym wciąż spojrzeniem psa poszła do salonu po szkatułkę z biżuterią, a następnie z powrotem do sypialni. Bezceremonialnie wyrzuciła zawartość pudełeczka na przyszykowany materiał, a kolczyki, łańcuszki i bransoletki zabrzęczały przyjemnie, wywołując uśmiech na twarzy brunetki. Do stosiku dorzuciła wyjęte ze skrytki w torbie szafirowe bransoletki i całość zawinęła w zgrabny tobołek, aż biżuteria przestała szeleścić i brzdąkać. Ruchy miała szybkie i naturalne, nietrudno było się domyślić, że wykonywane czynności nie są jej obce. Dopiero wtedy wpakowała całość do torby, szkatułkę zostawiając na komodzie w pokoju, po czym opadła tyłkiem na łóżko, spoglądając na psa.
        - Zabrałam co moje, zgodnie z umową – wyjaśniła spokojnie, po czym westchnęła, rozglądając się bezradnie. – To co dalej? Nie wiesz pewnie, jak długo będziesz w tej postaci?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dziewczyna nie była zadowolona z podobnej pobudki. Na dobrą sprawę nawet i w tej postaci mógłby zbudzić kota łagodniej i sympatyczniej. Tyle, że ani mu się chciało myśleć nad sposobem w jaki mógł to zrobić, ani tracić czasu na podchody. Wciąż jeszcze nie wiedział jak przekazać dziewczynie dokąd miała jechać, nie mówiąc już o wyjaśnieniu, że to ona musi go zastąpić w spotkaniu z elfem od walk. "Musi" było tu słowem kluczem. Nie musiała. Świat by się nie zawalił. Mogli się z elfem nie lubić, ale szanowali siebie i dawane słowo. Biznes i tak dojdzie do skutku, jedynie skala jego uciążliwości dla czarta, wzrośnie. Jeszcze żeby coś z tego miał. Czysta filantropia. Psia krew od kilku dni odstawiał dobrą duszyczkę. Oby chociaż obraz okazał się prawdziwy i zrekompensował niedogodności. Właśnie przy niedogodnościach będąc, to od domyślności Kimiko miało zależeć czy części z nich uniknie. Dokładnie tę jej kreatywność liczył pobudzić.
Nie przejął się burą, a jedynie westchnął ostentacyjnie, mierząc się spojrzeniem z kocicą. Potem przeciągnął się raz jeszcze i poszedł do salonu.
        Śniadanie ucieszyło go bardziej niż w rogatym ciele. To była śmieszna sprawa, śmieszna oczywiście nie dla piekielnika, a przynajmniej nie dla tego. Ten, który rzucił klątwę zapewne bawił się świetnie, planując każdy detal przekleństwa, tak więc śmierć z głodu nie groziła psu tak jak i diabłu. Ale na tym kończyły się podobieństwa. Skryty pod sierścią odczuwał głód znacznie silniej. Jako diabeł potrafił ignorować uczucie gdy było mu nie na rękę i nie stawało się dość silne, a samo zaniechanie posiłków nie wpływało na jego wydolność. Jako pies chudł i słabł jak każdy głodzony kundel, co czyniło klątwę tym dotkliwszą.
Widząc jak dziewczyna zrzuciła kiełbaski na jeden talerz zabierając jajecznicę na swój, kilka razy zamiótł powietrze ogonem. Co prawda nie widział powodu, dla którego stawiała naczynie na ziemi, popatrzył chwilę na stół, na podłogę i znów na stół, ale szybko uznał, że ma znacznie ważniejsze rzeczy do "obgadania" z panterą niż fakt, że nie musiała traktować go jak zwierzaka.
Łyknął jeszcze ciepłe jedzenie zanim Kimiko zdążyła dojść do połowy swojej porcji, chociaż brunetka nie należała do ślamazarnie modlących się nad talerzem.
Skoro jednak skończył posiłek, oblizał pysk i obserwował kocicę. Ta niestety zatwardziale ignorowała jego wymowne spojrzenie. A później oczywiście zaraz zarzekła się, że po psiemu nie rozmawia. Też coś! Cały czas myślał i próbował, ale potrzebował współpracy z jej strony. Chwilki uwagi. Sapnął kładąc uszy po sobie, gdy usłyszał o wróżce. Najprawdopodobniej potrafiłaby tłumaczyć, tylko co z tego skoro on nie mógł jej wezwać.
        Poczłapał za panterołaczką do pokoju i tam ponowił próbę. Usiadł wlepiając ślepia w pakującą się złodziejkę, a ona znów konsekwentnie udawała, iż go nie widzi. Doprawdy jakby faktycznie był psem. No może był nim, ale nie tak jak zdawało się dziewczynie.
Gdy jednak złodziejka gotowa do drogi oznajmiła, że zabiera co jej po skończonym zadaniu, mimo wewnętrznej frustracji Bajer skinął spokojnie głową. Taka była umowa i w sumie nie kocia sprawa co on miał robić. Złodziejka z ciekawości pewnie chciała mu towarzyszyć, przestało być ciekawie to się zmywała, rozumiał i nie miał powodów do złości o podobną błahostkę. Liczył tylko, ze kocica wykaże się swoistą solidarnością zawodową i nie będzie chlapać na lewo i prawo o wszystkich jego sekretach. Miał jeszcze do wystawienia jedno zlecenie na pewnego panterołaka, poszukiwanie dwóch już zakrawało na upierdliwość.
Nie odeszła jednak, a klapnęła na łóżko na co pies przechylił głowę na bok i westchnął w odpowiedzi na zadane pytanie. I wiedział i nie wiedział. Czuł jak się zbliżał powrót do normalnej postaci, ale nigdy nie wiedział ile czasu spędzi w sierści nim klątwa odpuści. W zamian znowu spojrzał na złodziejkę, zupełnie jakby doskonale powinna wiedzieć co dalej należało robić, a w myślach skupił się na prostym przekazie "Mówiłem jaki będzie plan gry, użyj kocie makówki".
Jak się nie domyśli, nie będzie miał innego wyjścia jak zwyczajnie przeczekać czworonożną niedogodność.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Siedziała na łóżku spoglądając na psa wzrokiem, w którym niepewność i bezradność mieszała się z irytacją. Czarny brytan przechylił łeb i westchnął, czy można było uznać, że ją w ogóle zrozumiał? Chwilę temu zastanawiała się, jak ona pojmie, co piekielnik będzie próbował jej przekazać w czworonożnym ciele, ale teraz naszła ją wątpliwość, czy on w ogóle rozumie to, co ona do niego mówi. Jakby nie mógł łbem pokręcić albo pokiwać, naprawdę. Ale wcześniej skinął, gdy wyjaśniała własne zachowanie, więc może była nadzieja, a głupie westchnięcie oznaczało, że na jej pytanie nie było jednoznacznej odpowiedzi twierdzącej lub przeczącej. Teraz ona wypuściła powietrze nosem, przygryzając w zamyśleniu wnętrze policzka.
        Doskonale wiedziała, co powinna zrobić. Płaszcz na grzbiet, za nim kusza, torba na ramię, cmoknąć zwierzaka w pysk i do widzenia. Tyle ją widział, po wypłatę zgłosi się pewnie za parę tygodni, jak sama dotrze do Nowej Aerii i zlokalizuje czarta. W końcu skoro nazwisko Dagon Laufey było tak powszechnie znane, w pewnych kręgach oczywiście, nie powinna mieć problemu z dotarciem do niego. To znaczy, jeśli nie postanowi jej wykiwać i zaszyć się gdzieś, aż panterę szlag trafi i da sobie spokój. Ale nie wyglądał na takiego, nawet jeśli nie z głupiego powodu, by dotrzymać słowa, to chociaż dlatego, że był zbyt arogancki, by się przed nią ukrywać.
        Więc czemu tu siedziała, rozmyślając nad rozwiązaniem? Bo problem znała – trzeba było jechać do Sykesa odebrać wilkołaka do walk, którego postanowił kupić sobie Bajer, który z kolei teraz stał na czworakach i merdał ogonem, więc siłą rzeczy jego udział w zakończeniu transakcji ograniczył się właśnie do roli obserwatora. Widzem z kolei miała być ona, a przez tą pieprzoną klątwę właśnie niemo namawiano ją do przejęcia inicjatywy i załatwieniu tej sprawy za biesa. I chociaż moralność Kimiko była równie giętka, jak ona sama, do niewolnictwa stosunek zawsze miała jasny. Wolność była nadrzędnym prawem każdej istoty i owszem – lepiej było już zginąć niż zostać pojmanym i zniewolonym. Pozornie nie było więc najmniejszego powodu, dla którego miałaby przykładać rękę do tego godnego pożałowania interesu.
        To co do jasnej cholery jeszcze tu robiła? Otóż nie była tak naiwna, na jaką w oczach niektórych wyglądała. Nie była też dzieckiem, chociaż jej metryce bliżej było do nastolatki niż dojrzałego dorosłego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli nie będzie współpracować, to niczego nie zmieni. Laufey albo przeczeka swoją niedyspozycyjność w hotelu, albo inaczej dogada się z elfem, więc targ i tak zostanie ubity. Dziewczyna mogła się wprost sprzeciwić braniu udziału w farsie i powiedzieć psu, że ma się gonić, albo nawet rżnąć głupią i udawać, że nie wie, czego się od niej oczekuje, ale rzeczywistości nie zmieni. A czy jej ideologia była aż tak sztywna, by dla samej zasady chciała zachować czyste dłonie? To się dopiero miało okazać, ale póki co wyjaśnił się cały dzisiejszy nienajlepszy humor, wesołej zazwyczaj złodziejki.
        - Szlag by to jasny trafił – warknęła niezadowolona i pochyliła się, by zasznurować ciężkie buty, po czym wstała, zarzucając płaszcz na plecy i odruchowo podwijając rękawy do łokci. Dzień był ciepły, więc na sobie miała tylko lekką koszulkę bez rękawów, bo inaczej by się ugotowała pod płaszczem, a tego nie chciało jej się ze sobą nosić, wylądował więc na grzbiecie. Za nim na plecy została zarzucona kusza, a na ramię torba. W tak przygotowanej do drogi złodziejce mało kto rozpoznałby elegancką damę z wczorajszego balu. Opuściła sypialnię i zatrzymała się dopiero przy drzwiach od pokoju, z ręką na klamce spoglądając na psa.
        - Będziesz chyba biegł przed powozem, bo nie wiem gdzie mieszka ten dupek. A za obraz chcę połowę – mruknęła, jako że do tej pory nie rozmawiali jeszcze o udziałach ze sprzedaży skradzionego płótna. Nie łudziła się, że dostałaby więcej i prawdopodobnie miało jej się trafić dużo mniej, na co pewnie by nie narzekała, ale teraz była w bojowym nastroju i zamierzała to wykorzystać. Niech chociaż coś dobrego wyniknie z ulegania biesowi. A Bajer niech się do tego podziału przyzwyczai w tej psiej głowie, bo teraz przynajmniej nie musi znosić jego bezczelnych spojrzeń, albo co gorsza się pod nimi uginać.
        Otworzyła więc drzwi i puściła czworonoga przed sobą, po czym rzuciła ostatnim spojrzeniem na pokój i z dziwnym wyrazem twarzy zamknęła za sobą drzwi.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Właśnie w taki sposób pantera w skórze dziewczyny i bies w ciele psa, patrzyli na siebie intensywnie, każde borykając się z własnymi przemyśleniami, pytaniami i wątpliwościami. Niestety nie było to nieme porozumienie dusz, przy którym wystarczyło krótkie zerknięcie by dwie osoby pojęły swoje myśli, a najzwyklejsze próby przynajmniej minimalnego zrozumienia siebie nawzajem. Z patrzenia jednak wynikło niewiele. Trochę sobie powzdychali. Poobserwowali się ciut, ale wreszcie dziewczyna zdawała się zakojarzyć o co diabłu chodziło. Albo przestała udawać, że nie wie. Po dynamicznej minie i bardzo niezadowolonej reakcji Kimiko, to drugie było bardziej prawdopodobne.
        Szczeknął basowo, z zadowoleniem przesuwając ogonem po wykładzinie. Pantera mogła się wściekać, ale Dagon był kontent, że dziewczyna nie zaprotestowała i nie ulotniła się tak jak mogła.
Poczłapał raźno do pokoju i rozejrzał się po nim uważnie. Z jednej strony zostawiłby obraz by zabrała go wróżka. Nie miał jednak pewności jakie efekty mogła dać magia portretu w połączeniu z czarami naturianki. No i jakby miał pecha - co prawda musiałby być to wielki pech, ale jednak zawsze pozostawało podobne prawdopodobieństwo - że obsługa jakimś niefartem rozwinie płótno nim skrzydlata by je zabrała. To było stanowczo zbyt wiele możliwości by coś znów się spieprzyło, a na to się nie godził. Złapał obraz w pysk i podreptał do Kimiko, która szykowała się do wyjścia. Podał jej tubę. Dziewczyna nie kłóciła się, ale zaraz padły słowa, skutecznie psujące tak optymistyczne nastawienie biesa. No tak, jak to sobie wyobrażał, że będzie łbem wskazywał kierunki...? Do jutra by tak jechali. Uszy diabła położyły się na boki, a on sam warknął pod nosem nie tyle złoszcząc się na panterę co na sytuację, ale nie było innego wyjścia. Choćby właśnie dlatego nie lubił biegać. W swoim życiu w kundlej skórze nabiegał się już dość.
        Mimo to po krótkim kryzysie znowu uniósł łeb wysoko i otarł się o nogi złodziejki, wychodząc z pokoju, nie przejmując się aż tak mocno wzmianką o podziale pół na pół. Będą gadać, jak będzie mógł mówić.
Zanim jednak zeszli ze schodów, przypomniał sobie jeszcze jedną ważną rzecz. Usiadł naprzeciw Kimiko znowu wlepiwszy w nią oczy, a gdy raz jeszcze uzyskał skupienie dziewczyny, popatrzył na swoje łapy i grzbiet tyle ile dał radę bez ruszania się, po czym szczeknął prawie bezgłośnie wydając z siebie jedynie krótkie charknięcie i dynamicznie pokręcił łbem. Sykes nie powinien dowiedzieć się kim był pies towarzyszący dziewczynie, natomiast bardziej czytelny sposób, prostszy w zrozumieniu i przekazaniu nie przyszedł Dagonowi do głowy. Psie ciało znacznie ograniczało w wielu kwestiach, zakres pantomimy również.

        Później zbiegł lekko po schodach siadając obok dziewczyny, gdy ona rozmawiała z obsługą i wzywała powóz. Goście i pracownicy spoglądali na brytana z obawą i mijali Kimiko z rezerwą, zachowując spory dystans mimo pory charakteryzującej się licznymi duszyczkami wędrującymi holem. Laufey siedział rozglądając się leniwie, akurat w tej chwili czerpiąc pewną radość z postrachu jaki budził i jednocześnie nudząc się sromotnie wodząc wzrokiem po ludziach. Właśnie chyba to rozglądanie się psa, który nawet wyglądał jakby go wyciągnięto prosto z piekła, potęgowało niepokój. Wtedy właśnie zobaczył felerną pokojówkę.
Zerwał się z siedzenia i podkłusował do dziewczątka, które z piskiem zaczęło się cofać. Ludzie wstrzymali oddech, a niewiasta niestety napotkała ścianę, a pies ani myślał przestać ścigać panienkę. Gdy już dopadł swojej ofiary usiadł tuż pod jej nogami szyję i łeb pionowo opierając na jej brzuchu i zamiatając ogonem podłogę. Pokojówka powoli zaczęła otwierać zaciśnięte ze strachu oczy i nieśmiało, przerywanym ruchem opuszciła ręce. Następnym krokiem, z wielkim wahaniem dotknęła czarnej sierści na szyi. Pies westchnął a na twarzy pokojówki wykwitł uśmiech, gdy z większym zaangażowaniem zaczęła czochrać smoliste psisko. Nie minęło wiele czasu, a dołączyła do niej jeszcze jedna dziewczyna i teraz we dwie obdarzały czułościami brytana, który siedział wyjątkowo zadowolony z siebie, jak zawsze zresztą gdy znajdował się wśród kobiet.
        - To pani pies? - zapytała Kimiko ta (chwilę temu) nieśmiała. - Trochę straszny, ale śliczny - dodała z szerokim uśmiechem, w którym brakło zażenowania z poprzedniego dnia.
Bajer pozamiatał jeszcze trochę ogonem, by wrócić do Kimi i wyjść razem z nią na zewnątrz. Powóz już czekał i bies nie miał innego wyjścia jak wyleźć przed bryczkę. Poczekał aż woźnica usłyszy polecanie i przede wszystkim je zrozumie, w czym pomagał czuły psi słuch i ruszył kłusem przez miasto. Dobrze, że jesienny dzień nie lał gorącem z nieba. Kilka godzin nieustannego ruchu w pełnym słońcu i wysokiej temperaturze była dla psiego ciała zbyt wielkim wysiłkiem. W przyjemnym nieskwarnym powietrzu, nie była to droga ponad siły rosłego ogara. Zziajał się jak to każdy pies, ale poza tym nie był wyczerpany i dumnym krokiem najprawdziwszego stróżującego brytana wbiegł na posesję Sykesa. Ta znajdowała się w pewnej odległości od miasta, tak jak wcześniej czart opowiadał. Znajdował się w gęstym sosnowym lesie, który w pewnym momencie ustępował miejsca pysznym ogrodom pełnym klombów, strzyżonych żywopłotów i marmurowych rzeźb, przez, które wiodła ich droga wysypana białym kamieniem. Jednym słowem, otoczył ich niesamowity przepych, z którym nie miał szans nawet dwór Whitakera.
Poczekał aż Kimiko wysiądzie i idąc u jej nogi doprowadził dziewczynę do drzwi posiadłości. Po zastukaniu kołatką, ciężkie dębowe wrota otworzył lokaj.
        - Słucham... panienkę? - odezwał się blady służący nadęty adekwatnie do pracodawcy i równie grzecznym wzrokiem otaksował złodziejkę.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wyraźne zadowolenie psa skomentowała prychnięciem, ale bez protestów schowała zwinięte płótno do torby. Chwilę pogrzebała w niej, by umieścić cenny nabytek na dnie i przysypać go pozostałym bagażem. Uśmiechnęła się dopiero, gdy pies kładł po sobie uszy z niezadowolonym warkotem i pochyliła się nieznacznie do zwierzaka.
        - Mówiłam, że jeszcze pobiegniesz – zamruczała opuszczając z psem pokój.
        Zaraz za progiem jednak prawie wpadła na brytana, który znów wlepiał w nią intensywnie ślepia. To chyba zaczął być sposób na mówienie jej, że czegoś chce, cudownie. Do listy swoich skromnych talentów będzie mogła dodać interpretowanie psiej pantomimy, bo rozumieniem języka nazwać tego nie można było. Pies miotał się jak szatan, ale zdawało jej się, że zrozumiała przekaz, więc skinęła głową.
        - Nie mówić dupkowi o drugim dupku, zapamiętam – rzuciła marudnie, ale przyjaźnie poczochrała psa po łbie i zbiegła ze schodów.
        Zatrzymała się przy recepcji, upewniając się, czy obsługa jest poinformowana, co do tego, w jaki sposób zostanie uregulowany rachunek, bo (tego już nie przyznała), ona sama nie miała pojęcia. Okazało się jednak, że zajazd ma nieco wyższy standard i nikt ich z mieczem nie będzie gonił, a nazwisko nie tylko uprawdopodabniało obietnicę spłaty, co było potwierdzone dodatkowo przez kogoś innego, w co dziewczyna już nie wnikała. Poprosiła jeszcze tylko o podstawienie powozu i czekając na woźnicę dopiero spostrzegła, jakie zamieszanie wprowadził Bajer.
        Do działania jednak podkusił ją dopiero pisk pokojówki, która cofała się przed psem pod ścianę, zamykając oczy ze strachu. Kimiko można by zarzucić opieszałość, z jaką zbliżała się do zwierzaka i dziewczyny, ale przecież wiedziała, że nic jej nie zrobi, a przynajmniej nim się zbliżyła, czart sam załagodził sytuację, łasząc się do dziewczęcia, jak najprawdziwszy kanapowiec. Nim więc panterołaczka podeszła do pokojówki, były tam już dwie, czochrając z zapamiętaniem rozanielonego ogara, a złodziejka jedynie przewróciła oczami. ”Serio Bajer?”, westchnęła w duchu i nawet nie zniżyła się do odciągania psa od zadowolonych fartuszków, ze spokojem czekając aż ten się opamięta i kątem oka doglądając wejścia, czy nadjechał już powóz. Dopiero na pytanie dziewczyny przeniosła na nią rozbawione spojrzenie.
        - Przybłęda, ale rzeczywiście uroczy – odpowiedziała beztrosko. – Trochę jeszcze zapchlony, ale pracuję nad tym – wyjaśniła niezmiennie uśmiechnięta, nawet nie mrugnąwszy, gdy panny zabrały nagle dłonie, byle jak najdalej od psa, spoglądając na niego z nagłym strachem i lekką odrazą. Już nie jego kłów tym razem się lękały, a potencjalnego towarzystwa w sierści. Kimiko powstrzymując jawny chichot dostrzegła w końcu dyliżans i cmoknąwszy na psa skierowała się w stronę wyjścia.
        Powóz był potężny i ciągnięty przez cztery konie, wszystkie równie kasztanowe, co jasne drewno eleganckiej, rzeźbionej kabiny, której okna zdobiły kremowe zasłonki i przez które widać było obite bordowym atłasem siedziska, mogące pomieścić w pełnej wygodzie cztery osoby. Dach okalała metalowa barierka, która pomagała zabezpieczyć zapakowany tam ewentualny bagaż, a na froncie wozu, również na poziomie dachu, znajdował się kozioł, z którego schodził powoli mężczyzna.
        - Dzień dobry panienko! – powitał ją woźnica, chyląc ronda kapelusza i otwierając drzwiczki do powozu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.
        - Dzień dobry – odparła uprzejmie, ale zatrzymała się przy mężczyźnie. Za nazwanie go starszym panem z pewnością by się obraził, trzymał się też prosto, ale włosy miał już raczej szpakowate, a twarz powoli zaczęły przecinać zmarszczki. – Taka piękna pogoda, pozwoli pan, że dołączę do pana na koźle? – zapytała, uśmiechając się ładnie, a mężczyzna, chociaż mocno zdziwiony, przytaknął jej z chęcią. Taka praca z ludźmi, a pogadać nie ma z kim! Podczas gdy bies zajmował miejsce przed zdezorientowanymi końmi, woźnica pomógł Kimiko wsiąść niemal na dach powozu i po chwili zawiesił zdziwione spojrzenie na psie.
        - A kysz! – rzucił w jego kierunku, ale dziewczyna zaraz wyłożyła problem.
        - Nie, proszę pana, to mój pies – wyjaśniła, kontynuując szybko, nim zdziwiony szatyn jej przerwie. – Wiem, jak dziwnie to zabrzmi, ale niestety nie znam drogi, czy mógłby pan po prostu podążać za nim?
        - Mam jechać za psem? – Woźnica miał minę, jakby spodziewał się, że nic go już w życiu nie zdziwi i właśnie się dowiedział, w jakim był błędzie.
        - On wie, gdzie iść – Kimiko zaczynała czuć się trochę głupio, widząc spojrzenie mężczyzny, ale wciąż uśmiechała się uroczo. – Proszę?
        - Nie no oczywiście, panienki życzenie jest dla mnie rozkazem. Obyśmy się tylko nie zgubili!
        - No przecież nie pozwoli się nam pan zgubić, nawet w to nie wątpię. – Uśmiechnęła się znów, a woźnica wyszczerzył się pod nosem i puścił do niej oko, siadając wygodniej, co zapowiadało początek podróży.
        - To jak się wabi pies?
        - Cwaniak – odparła rozchichotana już na dobre złodziejka, po czym ruszyli.

        Podróż była wyjątkowo przyjemna, a pogoda cudownie ciepła i jesienna. Kimiko o nic się już nie martwiąc mogła rozsiąść się wygodnie, wspierając obute stopy o drewnianą bandę i pogrążając się w żywej rozmowie z woźnicą. Oczywiście szybko wyszła jej rasa, gdy jasne słońce zmusiło źrenice to zamknięcia się w pionowe kreski, a wiatr rozwiał czarne włosy odsłaniając małe uszka. Na tym później skupiły się pytania mężczyzny, który nie był jednak nieprzyjemny, a raczej żywo zaciekawiony. Gdy jednak w oddali zaczęła majaczyć posiadłość dziewczyna straciła szybko humor i stała się milcząca, co woźnica taktownie uszanował, spoglądając na nią jednak z lekkim niepokojem. Gdy wjechali na teren rezydencji, złodziejka tylko westchnęła głęboko nad otaczającym ją przepychem, a później, jak na zawołanie, żołądek zwinął się w supeł, a oczy nabrały znów surowego blasku.
        - Wszystko w porządku panienko? – zapytał w końcu szpakowaty jegomość, uparcie odmawiając zwracania się do niej po imieniu, mimo że sam kazał nazywać się po prostu Jonem. Kimiko skinęła głową i zgrabnie zeskoczyła z kozła, przysparzając mężczyznę o gwałtowny ruch w jej stronę. Toż to były ze dwa sążnie! Dziewczyna wylądowała jednak miękko na ugiętych nogach, a torba, której nie chciała zostawić w powozie, ledwie zadrżała od wstrząsów. Dopiero wtedy mężczyzna wypuścił cicho powietrze z ust i poprawił kapelusz. To ci kocica!
        - Niedługo będę z powrotem. Z towarzystwem. I możemy jechać już dalej – powiedziała, wciąż jednak w nienajlepszym humorze, ale wciąż zarzekając się, że pójdzie sama. Ostatecznie jednak do drzwi odprowadzał wzrokiem ją i czarnego psa, uparcie trwającego przy swojej pani. Cwaniak. Też imię dla bydlaka.

        Kimiko zapukała krótko i czekając przed drzwiami, poczochrała odruchowo psa, którego łeb znajdował się niemal idealnie pod jej ręką. Cieszyła się, że chociaż tak jest z nią, zwłaszcza gdy napotkała spojrzenie lokaja. Kolejny mądry. Zazwyczaj panterołaczka łatwo gięła się pod takim znaczącym wzrokiem, ale dzisiaj już się obudziła nie w sosie i nie licząc krótkiego momentu dobrego humoru, ten pieprzył się stopniowo przez cały dzień, więc niech jej już dzisiaj nikt nie wkurza.
        - Ja do Sykesa – mruknęła. – I tak, byłam umówiona – uprzedziła pytanie, do którego zadania już szykował się nadęty lokaj. Albo w ogóle nie chciał zapytać, tylko od razu przegonić dziewczynę z ganku. Spojrzał jednak krótko na dyliżans, jakim zajechała i w połowie ruchu warg zmienił zdanie, zamiast tego zadając inne pytanie.
        - Nazwisko?
        - Laufey – odpowiedziała bez zwłoki. Nie mówił przecież, że chodzi o jej, a takie miał przekazać swojemu paniczykowi, więc niech zasuwa w podskokach!
        Lokaj chyba wyczytał większość przekazu w jej spojrzeniu lub był bardziej poinformowany niż wyglądał, bo nie kazał jej czekać, aż informację potwierdzi, tylko od razu poprosił, by podążyła za nim. Złodziejka jedynie skinęła głową i swobodnym krokiem podążyła za służącym, chociaż była tak spięta, jakby ktoś wrzucił ją na arenę i kazał walczyć. Dobrze, że była niezgorszą aktorką.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kimiko fukała i prychała jak to kotka, ale zgodziła się współpracować ku zadowoleniu piekielnika. Co prawda średnio mu się uśmiechało bieganie, które oczywiście musiała mu wytknąć, czerpiąc z tego małego zwycięstwa wielką satysfakcję, no ale nie miał specjalnego wyjścia. Trudno się mówi. Najważniejsze, że trafiła mu się nie tylko zdolna i sprytna złodziejka, ale i bystra bestia. Domyśliła się co próbował później przekazać i kiwnął zadowolony łbem, nawet nie obrażając się za dupka.
Już z mniejszym entuzjazmem powitał przerwę w zabawie. Widział niedowierzający wzrok pantery, ale nic sobie z niego nie rozbił dopóki brunetka z pełną złośliwością nie zepsuła mu rozrywki. Przybłęda i pchlarz? Też miała tupet! Niestety pokojówki uwierzyły i zaraz oddaliły się od psa, pędząc umyć ręce.
Bajer popatrzył na Kimiko spode łba, uchylając pysk, jakby tym razem on chciał zapytać “Serio”? Nawet nie musiała cmokać, a co innego kurna miał robić, skoro przepłoszyła mu zabawki. Wychodząc w zaczepce trącił łbem biodro złodziejki, zmuszając ją do złapania równowagi i wybiegł na ulicę, znowu strasząc część przechodniów, którzy nagle przyspieszali kroku by znaleźć się trochę dalej od brytana. Potem pozostało mu tylko biec, chociaż można by przysiąc, że pies rechotał pod nosem słysząc rozmowę woźnicy z dziewczyną i swoje nowe miano, nawet jeśli podobne zachowanie u zwierzaka było raczej niemożliwe.

        Skupiał się w zasadzie tylko na tempie i drodze, nie zwracając uwagi na nic innego, tak więc nie pamiętał z podróży zbyt wiele. Potem znaleźli się pod drzwiami i zostali wpuszczeni do środka. W zasadzie to wpuszczono Kimiko, a on się wepchnął. Początkowo służący chciał złapać za czarne kudły i wyrzucić zwierzę z powrotem na dwór, ale groźne spojrzenie lśniących płomykami ślepi zrewidowało jego plan. Resztę zrobiło nazwisko. Co on będzie wnikał w zwyczaje gości. Niektórym pewnych rzeczy się nie zabraniało.
Zaprowadził ich więc do salonu, wskazał brunetce fotel i zapytał czy coś podać.
Dagon trącił nosem kolano dziewczyny, obok której usiadł i fuknął kręcąc głową. Z zewnątrz przypominało to zwykłe psie kichnięcie, ale liczył, że dziewczyna zrozumie komunikat. Pewnie sama wpadłaby by nie brać nic od obcych, ale wolał na zimne dmuchać, łatwiej było kichnąć, niż później odstawiać szopkę.

        Sykes nie byłby sobą, gdyby nie kazał chwilę na siebie czekać. Siedzieli więc w pustym salonie dobrych kilka minut, aż prosty niczym struna, krokiem lekkim jak najprawdziwsza nimfa wkroczył pan domu. Zasiadł naprzeciw dziewczyny i zmierzył ją oceniającym wzrokiem, który był chyba oryginałem tego co serwował lokaj.
        - Gdzie Laufey? - zapytał nieprzyjemnym głosem, nawet nie uważając za stosowne się przywitać. Zaraz w kryształowym kieliszku przyniesiono mu sherry, którą zaczął sączyć bardziej chyba z nudów niż chęci patrząc po jego skwaszonej minie.
        - Nie dość, że się nie spieszył to jeszcze swoją cizię przysłał, mam coś takiego potraktować poważnie? - sarknął uszaty, swoim gładkim dźwięcznym głosem, który zupełnie nie współgrał z obmierzłym charakterem i słowami elfa.
        - Chyba, że to miał to być żart i podesłał ciebie w innym celu... - zadrwił, a jego piękną twarz wykrzywił kolejny paskudny grymas. Odstawił kieliszek na niewielki stolik znajdujący się tuż obok fotela na którym siedział i pochylił się w stronę Kimiko.
Znacznie szybciej niż się pochylał cofnął się na siedzisko i oparcie, gdy siedzący dotąd grzecznie pies podniósł się warcząc głucho. Elf był wysoki, ale szczupły jak przystało na jego rasę. Czarne bydle ważyło pewnie tyle co on. Zęby również miało adekwatne do postury i nie omieszkało ich pokazać w uśmiechu. Sykes zaś był odważny gdy obok siebie miał osiłków wykonujących brudną robotę, on był tym "inteligentnym" i z walką miał tyle wspólnego co zbieranie za nią kasy i płacenie za zawodników. A Bajer... on był już na starcie wkurzony i teraz cierpliwość dla głupot Sykesa była nie tyle zerowa co już na minusie. Dziabnęli go na przyjęciu, miał do wystawienia zlecenie za jednym sukinkotem, a im więcej czasu mijało tym dalej ten nawieje, zmienił się w psa, biegł całą drogę, a teraz uchol jeszcze przedłużał.
Z klątwą przez lata doszedł już do względnego porozumienia, pomijając niezmienny fakt irytowania go i nauczył się korzystać z psiego cielska nie gorzej niż z własnego, z całymi jego ograniczeniami i przywilejami. Dobrze, że piekielny dupek nie wpadł na pomysł przemienić go w jakiegoś mini pudelka, bo pozostałoby tylko utopić się w rzece.
        - Pilnuj psa - warknął elf, ale brzmiał znacznie mniej władczo niż na początku rozmowy. Zaraz potem gwizdnął, a w drzwiach pojawił się lokaj skinął głową i zniknął.
        - I przekaż Laufeyowi, że wisi mi za dni utrzymywania tego darmozjada - warknął by oczywiście jego było na wierzchu, a bies tylko zmrużył oczy. Znał tego dupka lepiej niż by chciał.

        Zaraz potem dwóch facetów wyprowadziło niezadowolonego zmiennokształtnego z ciemnego korytarza. Mężczyzna jak ostatnim razem słał gromy na wszystkich, chociaż ręce miał związane za plecami a na szyi stalową obrożę.
        - Towar zgody z umową i nieuszkodzony - fuknął obrażony elf nawet nie wstając z fotela.
        - Teraz możecie wynosić się z mojego domu. - Machnął ręką na osiłków, którzy pociągnęli nawet nie buntującego się wilka, który już chyba przywykł do swojego losu, ograniczając się do mordowania wzrokiem wszystkich obecnych, w tym Kimiko. To właśnie na dziewczynie zatrzymał dłużej wilcze ślepia. Pies ruszył jako ostatni, zamykając wesoły pochód.
        - To już nie tylko maskotka, ale i pomagier? - warknął bezczelnie zmiennokształtny. Zaraz dostał w tył głowy od jednego z drabów za pyskowanie, ale niewiele to pomogło. Owszem, wilkołak się przymknął, ale szczerzył się pogardliwie całą pozostałą i całe szczęście niedługą drogę. Ochrona odprowadziła i wepchnęła wilka do powozu, resztę zostawiając dziewczynie, nie mówiąc do widzenia ani nawet spadaj.
Bajer wsunął się przez uchylone drzwi i rozsiadł na kanapie. Robota wykonana, teraz droga do Aerii. Długa droga, ale może wcześniej odzyska własną postać... Kuźwa no mógłby! Przenieśliby się i po krzyku. Zaraz potem pozostało powiadomić Ell o dwóch prezentach jakie miała do odbioru i świat znów byłby prosty i piękny.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Bajer zachowywał się jak najprawdziwszy pies, jeśli nie liczyć bystrych spojrzeń bursztynowych ślepi i zaczepek, od których nie mógł się najwyraźniej powstrzymać nawet na czterech łapach. Kimiko nie ukrywała lekko złośliwego rozbawienia, gdy dosłownie zabrała mu zabawki, ale i za to dostała obrażone spojrzenie, a później pies trącił ją przebiegając obok i udowadniając przewagę masy. Cholernik. Pozostała droga przebiegła jednak z dala od piekielnego psa, a na przypominaniu sobie normalnych ludzkich interakcji. Czystych rozmów dla przyjemności, do niczego nie zobowiązujących, niczym nie grożących i beztrosko przyjemnych. Czar prysł dopiero, gdy tylko koła powozu zjechały z ubitej ziemi traktu na wysypany żwirem podjazd, a Kimiko umilkła, wzbudzając zrodzony z życzliwości niepokój woźnicy.
        Równie małomówna dostała się do posiadłości, podążając za lokajem do salonu i bardzo starając się nie rozglądać aż tak ostentacyjnie. Potoczyła jedynie pozornie obojętnym spojrzeniem po przestrzeni, w której mogłaby zmieścić się wiejska chata, po czym swobodnie zajęła wskazane miejsce. Na propozycję poczęstunku odruchowo pokręciła głową i zapewniła, że niczego jej nie trzeba. Dopiero wtedy też pokojarzyła kolejne przedstawienie ze strony psa, który chyba chciał w ten sposób przekazać jej, by z tej właśnie gościnności nie korzystała. Normalnie pewnie obruszyłaby się za takie protekcjonalne traktowanie, nie była przecież dzieckiem i umiała o siebie zadbać, ale teraz nie miała nawet ochoty na udowadnianie czegokolwiek, psu na dodatek. Spojrzała tylko pustym wzrokiem na ogara i odwróciła spojrzenie, czekając na gospodarza.
        A czekać kazał na siebie długo i z pewnością umyślnie. Kilka minut Kimiko dała mu na przemierzenie całej posiadłości, gdyby niefortunnie znajdował się akurat na drugim jej krańcu, ale później już westchnęła zniecierpliwiona i bezczelnie rozsiadła się w fotelu, przerzucając nogi przez oparcie i składając głowę na dłoni ręki, wspartej łokciem o drugie oparcie. W takiej znudzonej pozycji zastał ją po dłuższym czasie elf, a złodziejka z czystej przekory nie usiadła prosto, skoro nawet nie usłyszała powitania, a jedynie burkliwe pytanie.
        - Musiał coś załatwić.
        Mówiła spokojnie, chociaż odpowiedź jasno sugerowała priorytety, jakimi kierował się Bajer. I chociaż nie miała na celu skłócenia elfa i diabła, wszak nie wiedziała, jaką mają relację, z satysfakcją obserwowała skrzywienie się Sykesa i dopiero wtedy od niechcenia zajęła normalną pozycję w fotelu. Na „cizię” nawet się nie skrzywiła, dyskretnie zaciskając tylko zęby w bezsilnej irytacji i cichym westchnięciem dała znać, jak bardzo nie interesuje jej opinia wymuskanego paniczyska. Pewnie gdyby była w lepszym humorze to nawet powydurniałaby się kosztem poirytowanego mężczyzny, kręcąc włosy na palcu z tępym uśmiechem laleczki, ale teraz chciała po prostu jak najszybciej opuścić tą cholerną posiadłość.
        Cierpliwość wyczerpała jej się w momencie, w którym usłyszała niewybredny żart i wówczas również pochyliła się nieznacznie w stronę gospodarza, z tym że szczerząc kły w niezadowoleniu. Jej grymas był jednak niczym w porównaniu do reakcji psa, który podniósł się z głuchym warkotem, momentalnie usadzając elfa na miejscu, ku złośliwej satysfakcji dziewczyny. „Pies obronny jak się patrzy”, pomyślała z uśmiechem i pogłaskała go głowie w uspokajającym geście. Na polecenie pilnowania ogara spojrzała tylko pogardliwie na elfa, jasno pokazując, gdzie sobie może wsadzić swoje rozkazy. Słysząc uwagę potwierdziła, że nie omieszka przekazać, na gwizd zaś ponownie przybrała na twarz obojętną maskę i wstała, obserwując wprowadzanego mężczyznę.
        Niczym powtórka z wieczoru kilka dni wcześniej, padło na nią pogardliwe spojrzenie wilkołaka, który teraz zaskoczony przebiegł wzrokiem po sylwetce dziewczyny, ale zdania chyba nie zmienił. Kimiko ruszyła przodem do wyjścia, za sobą niemal od razu słysząc pogardliwe warknięcie, na które tylko zerknęła przez ramię z podobnym wyrazem w oczach, który złamał się na moment, gdy wilk dostał przez łeb. Jak ona dobrze znała ten gest.
        - Nie ja noszę obrożę – odpyskowała krótko i odwróciła się z powrotem z ulgą opuszczając wielką i przytłaczającą rezydencję.
        Jon czekał przy wozie, na moment uśmiechając się z niejaką ulgą na widok dziewczyny, chociaż zwątpił widząc jej minę, a radosny grymas ostatecznie zszedł z jego twarzy, gdy zobaczył wychodzącego za nią wielkiego mężczyznę w obroży na szyi i spętanymi za plecami rękoma, którego w stronę powozu prowadziło dwóch innych dryblasów. Na końcu oczywiście wybiegł Cwaniak. Woźnica z lekką konsternacją spoglądał na wpakowywanego do kabiny więźnia, po czym podszedł do dziewczyny.
        - Panienko…
        - Tak, wszystko w porządku – odburknęła od razu, ale zaraz przymknęła oczy, zdając sobie sprawę, że wyżywa się na niewinnym człowieku, który jako jedyny tutaj wykazuje się jakimkolwiek przyjaznym nastawieniem i okazuje jej sympatię. Podniosła na szatyna łagodne spojrzenie. – Przepraszam Jon.
        - Nie szkodzi. Dlatego właśnie pytam.
        - Wiem, dziękuję. – Uśmiechnęła się słabo. – Pojadę na razie z tyłu, może później znów do ciebie dołączę.
        - Zapraszam – powiedział tylko i sprawnym ruchem stopy rozłożył jej stopnie do powozu, pomagając wejść do środka, jakby naprawdę była damą. W kabinie po jednej stronie siedział już wilkołak, bezczelnie rozwalony na większości siedziska, opierając na dodatek nogi na przeciwległym, a po drugiej stronie pies, zajmując niewiele mniej miejsca. Tu Kimiko już damy nie zgrywała, tylko butem zrzuciła nogi skrępowanego mężczyzny, otrzepała niedbale poduchę, na której spoczywały i w tym momencie powóz ruszył, a dziewczyna wręcz opadła tyłkiem na miejsce naprzeciwko niego, a obok psa, którego musiała sobie nieco przesunąć. Rozwalili się obaj, naprawdę.
        - Arthur jestem – przedstawił się nagle szatyn, z bezczelnym uśmiechem chyląc w parodii ukłonu, co jednak nie wyglądało ani usłużnie, ani żałośnie, mimo że wciąż miał związane za sobą dłonie, z czego zdawał się sobie nic nie robić.
        - Kimiko – odpowiedziała beznamiętnie panterołaczka i zdjęła z pleców kuszę, odkładając ją pod swoje siedzenie, razem z torbą. Wilka może odebrała, ale nie będzie jeszcze gnojka pilnować całą drogę do Nowej Aerii, a Bajer w psiej formie powinien sobie z nim poradzić tak samo dobrze, jak zrobiłaby to ona. Panterołaczka więc rozsiadła się wygodniej, skrzyżowane w kostkach nogi wyciągając przed siebie między nogami wilka, składając plecy i głowę na oparciu, i przymykając oczy. Wyglądała, jakby planowała podróż przespać, a splecione na piersi ramiona nie były postawą zachęcającą do rozmowy, a przynajmniej tak jej się wydawało, dopóki nie usłyszała znów niskiego głosu.
        - Kotka pilnuje wilka i psa, jak uroczo – zakpił Arthur, przyglądając jej się, a dziewczyna stwierdziła z obawą, że wojownik może być znudzony i będzie truł jej tyłek całą drogę. Zielone ślepia błysnęły więc tylko na chwilę, spoglądając na sąsiada i Kimiko znów przymknęła oczy bez słowa. Nie miała zamiaru wyprowadzać go z błędu ani co do swojej rasy, ani co do „osoby” psa. - Nie powinno być trudno ci uciec – drążył bezczelny sierściuch, a obawy panterołaczki się sprawdziły. Znalazł sobie kundel rozrywkę. Kolejny zresztą. Czy ona ma na czole wypisane „zobacz, na ile możesz sobie pozwolić, zanim dostaniesz w pysk”?!
        - Spróbuj – mruknęła tylko, nie otwierając oczu i starając się nie skrzywić na pogardliwy śmiech.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Skrzywiony ryj niezadowolonego Sykesa od razu poprawił diabłu humor. Aż chciało się palnąć w ten uszaty łeb, mówiąc - "witamy na ziemi elfie, nie jesteś najważniejszy". Schylił pysk spoglądając spode łba, by niechcący nie ukazać satysfakcji. Nie miał pojęcia jak zachowywała się psia mimika i na ile ją kontrolował. Wiedział co potrafił zrobić, ale niespecjalnie znał granice tego co potrafił ukryć. A jak to mówią przezorny jest zawsze ubezpieczony.
        Uchol oczywiście nie byłby sobą gdyby zwyczajnie dał co miał dać i pożegnał ich grzecznie. Zaraz na poprawę humoru odbił sobie odpowiedź dziewczyny głupimi żartami. Pewnie sam kazałby dziewczynie olać ciula, ale że ciul zamierzał pchać się z łapami a Bajera chwilowo nie dotyczyła gra pozorów, zamierzał wykorzystać tę jedną z niewielu korzyści z całej tej farsy. Nie przypuszczał co prawda, że Sykes aż tak się psów boi… ale kto wiedział jaka informacja mogła się przydać.
Zadowolony z siebie i efektu, usiadł z powrotem przy dziewczynie, podstawiając łeb do głaskania. Potem wprowadzono wilczka, zebrali się do wyjścia i znowu jego udział w przedstawieniu się zakończył.

        Wtarabanił się do powozu, układając się wygodnie na siedzeniu przeciwnym do okupowanego przez wilkołaka. Ledwie ułożył się wygodnie, a Kimiko przesunęła jego łeb i łapy robiąc sobie miejsce. Nasłuchując rozmowy strzygł uszami zastanawiając się jednocześnie czy aby nie mieli pecha i trafiła im się gaduła. Ale w sumie nie jego brocha, on tu tylko jechał, ale na samą myśl jak ten sztywniak Cas ucieszy się na kolejnego niesubordynowanego gówniarza w watasze, samopoczucie diabła poprawiło się odrobinę. Gdyby jeszcze mógł zobaczyć los zgotowany przemądrzałemu alfie, prawie by mu się opłacił interes z elfem.
        Ziewnął szeroko, uznając, że nic ciekawego z przepychanki psa i kota nie będzie, po czym rozejrzał się po powozie. Nijak nie szło się tu komfortowo ulokować. Prawie nijak. Co prawda by było śmieszniej, jak na zwierzaka przystało wyczuwał burze emocji kotłującą się w panterze, a przyczyny się domyślał, ale zignorował rozsądek, który podpowiadał by zbyt mocno nie testować granic panterzej cierpliwości. Po krótkim namyśle ułożył łeb na jej udach i w taki sposób liczył zdrzemnąć się trochę. Może przez sen szybciej zregeneruje siły i wróci do siebie.

        Wilk nawet nie próbował kombinować. Siedział względnie grzecznie, co jakiś czas zaczepiając Kimiko co było jedyną niedogodnością w podróży, przynajmniej dla drużyny. Dla diabła niedogodność pozostawała jedna i ta sama. Co gorsza szykowało się kilka dni męczarni rozważając dystans jaki mieli do pokonania.
        Dyliżans dowiózł ich do pierwszego zajazdu przy trakcie, oferującego zmianę powozu. Zaprzęg akurat szykował się do drogi powrotnej po zmianie koni i pozostawieniu innych podróżnych, więc nawet nie było czasu na rozprostowanie nóg czy posiłek, a już musieli zająć swoje miejsca.
        Zachód słońca i następująca po nim noc zastała Kimiko, Arthura i Dagona w nieustannej drodze, chociaż woźnica zapewniał, że już niedługo. “Niedługo”, jeśli dobrze liczył było jak niebo zasnuwało się ciepłymi barwami, było też jak pojawiały się pierwsze gwiazdy oraz było teraz gdy już noc zagościła na dobre na świecie.
Od jakiegoś czasu również czuł szarpanie pod łopatką, ale nie ruszał głowy z kolan dziewczyny. "Niedługo" wciąż nie minęło gdy psia sylwetka zsypała się na podłogę pozostawiając Dagona leżącego na plecach, na wcale nie tak obszernej kanapie dyliżansu. Stopy mężczyzny oczywiście znajdowały się na podłodze, a głowa tam gdzie zostawił ją brytan, czyli na udach dziewczyny, gdzieżby indziej. Koszula diabła tak jak zarzucił ją na plecy przed zbudzeniem się klątwy, pozostała niezapięta i teraz opadała w nieładzie, a Bajer nie kwapił się do zmiany pozycji, nieustannie mając zamknięte ślepia.
Wilkołakowi po raz pierwszy zabrakło języka w gębie, bo jedyne co mu się wymknęło przypominało - "Co jest kuźwa...". Nie dostał okazji do odzyskania zdolności oratorskich, gdyż przez okna dostrzegli światło palące się w oberży, pod którą zajechali, a woźnica zakrzyknął, że są już na miejscu.
        Dagon wysiadł przeciągając się leniwie, ignorując niezmiennie zszokowanego wilka oraz woźnicę, któremu rzucił szybką iluzję, by dostrzegł wyskakującego z powozu tego samego psa jaki wcześniej wsiadł.
Po takim krótkim teście bies uznał, że nie było źle i nie powinien mieć problemów z przeniesieniem ich do Aerii. Początkowo bez słowa, by nie zdradzić swojej obecności psując ułudę, skierował się w stronę powozów. Gdy tylko zniknęli w cieniu, poza snopami jasności padającej przez szyby, Laufey stanął uśmiechając się czarująco do pantery.
        - Z tego co pamiętam wiszę ci drinka i na pewno porządną obiado-kolację - odezwał się ciepło, wyciągając do Kimiko dłoń.
Gdy już udało mu się objąć złodziejkę wyciągnął rękę w kierunku wilka, który zaraz zaczął warczeć protestując i cofając się przed diabłem. Właśnie próbował dokończyć zdanie, że “Nie ma mowy by dał przytulić się obcemu facetowi”, gdy czarcia łapa złapała go za kark i diabeł zniknął z obojgiem niedostrzeżony przez nikogo postronnego.

Ciąg dalszy: Kimiko, Dagon
Ostatnio edytowane przez Dagon 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wilcze zaczepki były stosunkowo niegroźne, rzucane raz na jakiś czas i kontynuowane tylko, jeśli Kimiko się zirytowała i odpyskowała. Gdy tylko więc zauważyła tę prawidłowość zamilkła, a facet chociaż wyglądał na wciąż znudzonego, zaczął radzić sobie z tym na inny sposób, milczący na szczęście – pogrążając we własnych rozmyślaniach. Właściwie to podróż znosił lepiej niż panterołaczka, która wierciła się na siedzeniu i wzdychała, co jakiś czas wyglądając przez okno. Kilka godzin udało jej się spędzić na koźle z Jonem, pogrążając się w swobodnej rozmowie, ale po zmianie powozu jechała już w kabinie, siłą rzeczy nie chcąc też zostawiać wilka samego z przemienionym Bajerem.
        Pierwszą zmianę dyliżansu zniosła jeszcze spokojnie, później z upływem dnia coraz bardziej znudzona i głodna zaczynała tracić cierpliwość, i nawet powtarzane wciąż „niedługo” nie poprawiało jej humoru, a tylko go pogarszało. Jakby tego było mało, pies rozwalił się jeszcze bardziej, składając łeb na jej udach i zasypiając z pełnym zadowoleniem, ale mimo zirytowanego westchnięcia nie strąciła czarnego pyska. Z biegiem nocy zaś i jej zaczęło się robić niewygodnie. Arthur już dawno rozwalił się na swoim siedzisku, wyciągając długie nogi na skos przez kabinę, a głowę opierając w narożniku przy drzwiczkach. Kimiko czuwała jeszcze chwilę, a zielone ślepia jarzyły się w ciemnościach, ale w końcu i ją dosięgnęło zmęczenie. Uważając na psi łeb, uniosła lekko nogi i oparła stopy o przeciwległe siedzisko, kawałek pod plecami wilka, by zablokować wyjście. To by go na pewno nie powstrzymało, gdyby chciał uciec, ale przynajmniej obudziło dziewczynę i tyle jej wystarczyło. Złożyła znów głowę na oparciu, jedną dłoń zostawiając na łbie zwierzaka, a drugą na jego łopatkach i usnęła w końcu, kołysana przez drogę.
        Nie obudził jej zszokowany szept wilkołaka, który ocknął się akurat, by dostrzec przemianę czarnego bydlaka w jeszcze większego draba, w pełni jednak (tak sądził) ludzkiego, co zresztą początkowo wziął za pozostałości snu, z którego nie mógł się wybudzić. Dziewczyna wciąż spała i tylko jedna jej dłoń zsunęła się bezwładnie na siedzenie, podczas gdy druga spoczywała spokojnie na piersi mężczyzny, który w rozchełstanej koszuli nawet nie myślał się podnosić. Co tu się działo do cholery, gdzie on trafił!?
        Kimiko obudził dopiero okrzyk woźnicy, a wówczas drgnęła zaskoczona, czując pod ręką nie sierść zwierzaka, a skórę Dagona. Poza tym jednak nie wyglądała na specjalnie zszokowaną przemianą piekielnego bydlaka w wielkiego faceta, a wręcz nawet jakby jej ulżyło, co tylko utwierdziło Arthura w przekonaniu, że trafił na wariatów. Złodziejka zabrała nogi z siedziska i usiadła prosto, przecierając dłońmi twarz i poprawiając zmierzwione przez sen włosy. Zarzuciła kuszę na plecy i torbę na ramię, po czym wyskoczyła pierwsza z powozu, wyciągając ręce wysoko w górę, aż coś strzeliło jej w plecach i dopiero wtedy z zadowolonym pomrukiem rozejrzała się za swoim towarzystwem. Woźnica nawet nie zwrócił na Laufeya uwagi, więc szybko ucząca się realiów panterołaczka założyła, że nawet go nie dostrzegł, zwiedziony jakąś iluzją. Mina wilkołaka natomiast sprawiła, że dziewczyna parsknęła wesoło, zapominając na moment o zesztywniałych mięśniach i zdecydowanie zbyt pustym żołądku.
        - Coś nie tak? – zapytała, spoglądając na szatyna, a ten tylko łypnął na nią, chociaż widocznie ubyło mu pewności siebie.
        - Wariaci – mruknął pod nosem ku rozbawieniu dziewczyny.
        To jednak przeszło jej zaraz, gdy dołączyli do stojącego kawałek dalej czarta, który uśmiechał się do niej z miną czarusia. W odpowiedzi uniosła lekko brew, niemo dając do zrozumienia, że za bardzo sobie nagrabił, by nadrobić to byle bajerem. Za to obietnica kolacji zadziałała już bardziej.
        - Bezdyskusyjnie – potwierdziła, podchodząc do biesa, ale pacając go karcąco po wyciągniętej ręce, a później kręcąc się butnie w objęciu. - A co mi się należy za użeranie z dwoma kundlami? – mruczała, udając obrażoną, co wychodziło jej o tyle lepiej, że wciąż nie była w najlepszym humorze.
        W końcu jednak objęła Dagona w pasie, wsuwając ręce pod rozpiętą koszulę i zadzierając głowę, by na niego spojrzeć dźgnęła jeszcze żartobliwie czarci bok. Później już z lekkim rozbawieniem obserwowała, jak Arthur wzbrania się przed jakimkolwiek kontaktem z „przed chwilą jeszcze psem do cholery!”, a później czarcia łapa ląduje na jego karku, a cała trójka znika. Żegnaj Demaro.

Ciąg dalszy: Kimiko, Dagon
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości