Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Minął kolejny utwór, podczas którego Whitaker i Kimiko zdążyli poczuć się na tyle pewnie, by coraz swobodniej rozmawiać, chociaż każde z własnymi planami, co do drugiej osoby. Złodziejka parę razy napomknęła coś niezobowiązująco o pani Whitaker, na co Daniel już mniej subtelnie dał do zrozumienia, że to żaden problem. Ponoć jego małżonka bardzo lubi organizować takie przyjęcia, ale niekoniecznie w nich uczestniczyć i kwestią czasu jest, nim tłumacząc się bólem głowy niewiadomego pochodzenia pójdzie się wcześniej położyć. Wąsacz nie omieszkał również napomknąć o poprzednich małżonkach, jawnie okazując swoje rozczarowanie i przygnębienie tym, że tak ciężko jest znaleźć mu odpowiednią kobietę, która by do niego pasowała. Kimiko natomiast nawet wiele nie musiała robić. Wystarczyło, by kolejne obroty w tańcu ukazywały Dagona z rozpływającą się w jego ramionach Serafiną, a później Lilią. Ciche szepty Laufeya i rozanielone twarze jego partnerek wyrażały więcej, niż złodziejka mogłaby powiedzieć – widziała to w zadowolonym wzroku Whitakera i jego triumfalnym uśmiechu. Wówczas jej cichy komentarz, że ona z kolei chyba nie ma największego szczęścia do mężczyzn, wyszedł niesłychanie naturalnie.
        Wszystko poszło idealnie, a Lilia Moris po raz kolejny w duchu pogratulowała sobie znakomitej przemyślności. Matka niech sobie chodzi po stolikach i szuka jej jakiegoś młodzika z dobrym nazwiskiem, ona już sobie wybrała mężczyznę. Był obcy, przystojny, i tajemniczy, czyli spełniał wszystkie wymogi, by jej matka go znienawidziła, a Lilia pokochała. Co prawda był też chyba w takim wieku, że mógłby być jej ojcem, no ale przecież nie można mieć wszystkiego! Ważne, że trzymał się wyjątkowo dobrze, a też zdawał się mieć co przekazać małżonce, gdyby niefortunnie go przeżyła. Zupełnie hipotetycznie, naprawdę! Bo chociaż blondynka dołożyła nieco odpowiedniej gry aktorskiej, by wyglądać na jeszcze bardziej onieśmieloną jego uwagą, okazało się to wcale nie takie trudne. Lilia była całkowicie i zupełnie urzeczona swoim partnerem w tańcu, niemalże zapominając, że to ona się o niego upomniała i we wspomnieniach pozostawiając tylko fakt, że Laufey uratował ją od samotnego opuszczania parkietu.
        Później coś się zepsuło. Tańczący wcześniej z Melanią Jarvis, zgodnie z planem podszedł do Whitakera i Kimiko, by wymienić partnerki. Ale tego, że Dagon poprowadzi ją do tych czworga, wymieniając ją (JĄ!) na Hackneyównę zupełnie nie było w założeniach Lilii Moris. Była na tyle zszokowana, że bez słowa dała się przekazać Whitakerowi, u którego zdumienie mieszało się z ulgą. Bo chociaż zdecydowanie wolałby zatrzymać przy sobie Kimiko, to jeśli już miał ją stracić to prędzej na rzecz młodej Morisówny niż tej rudej od Hackney. Ostatecznie więc Dagon porwał pozostającą w ciężkim szoku Melanię, Daniel popłynął do tańca z rozczarowaną Lilią, a Jarvis uprowadził Kimiko, która już z milszym uśmiechem obserwowała czarta oswajającego w tańcu wystraszoną dziewczynę. Widok dziwnie znajomy i przyjemnie szczery, chociaż tego ostatniego już nie mogła być pewna. Nie miała jednak więcej czasu na podglądanie towarzysza, bo młody Tussald grzecznie, ale stanowczo oddalił się z nią w tańcu niemal na drugi koniec parkietu. Nie wiedziała, czy dostrzegł jej spojrzenia, czy po prostu chciał uniknąć powtórki z odbijania mu partnerki, ale nie protestowała, ciesząc się, że tym razem przynajmniej mu ręce nie uciekają.

        Melanii Hackney zajęło dłuższą chwilę, nim rozeznała się w tym, co się wokół niej właśnie wydarzyło. Najpierw prawie zakrztusiła się szampanem, gdy do tańca poprosił ją nikt inny, a sam Jarvis Tussald, za którym oglądały się chyba wszystkie młode panny na balu. Zmieszana, najpierw nie wiedziała, co ma zrobić z kieliszkiem, a gdy już go odstawiła i podała młodzieńcowi drżącą dłoń, odniosła dziwne wrażenie, że mimo zaproszenia, brunet wcale nie chce z nią tańczyć. I nie dziwiłaby mu się wcale, nikt nie chciał z nią tańczyć, ale logikę psuł fakt, że z jakiegoś powodu ją poprosił. A może to miał być dowcip? Może chciał zrobić jej kawał i zamierza wpędzić w jakąś wyjątkowo kompromitującą sytuację, na oczach tych wszystkich gości? Dziewczyna spięła się jeszcze bardziej i to, co początkowo wyglądało jak sztywny taniec, zaczynało przypominać jego parodię, gdy dwójka partnerów niemal potykała się o siebie nawzajem. Ulga, jaką odczuła, gdy się zakończył trwała krótko, bo młodzieniec nie odprowadził jej z parkietu, a podszedł do innej pary tańczących, pana Daniela Whitakera, którego znała, oraz jakiejś młodej brunetki, którą zobaczyła pierwszy raz dopiero na tym balu, a miała doskonałą pamięć do twarzy. Dziewczyna o kocich oczach i uszach przykuła jej wzrok na tyle długo, by ta złapała jej spojrzenie i uśmiechnęła się sympatycznie, na co Melania uciekła wzrokiem, nim po chwili, karcąc sama siebie w duchu, spojrzała na dziewczynę w zielonej sukni ponownie, tym razem nieśmiało odwzajemniając uśmiech.
        Znów jednak, gdy rozluźniła się na ułamek chwili, odnajdując sympatyczną twarz w tłumie jej nieprzychylnych, wykorzystano jej nieuwagę i jakimś cudem, do tańca poprosił ją ten mężczyzna, z którym przyszła dziewczyna o kocich oczach. Melania Hackney była bowiem wyjątkowo spostrzegawczą osobą, głównie przez to, że z nikim nie rozmawiała i miała mnóstwo czasu na obserwacje. Nie pomogło jej to jednak w kolejnej sytuacji, z której nie miała jak wybrnąć. Nie mając większego wyboru pozwoliła poprowadzić się Dagonowi Laufeyowi, jak się przedstawił, a później rozpocząć z nim kolejny taniec. Ten był jednak inny! Nie chodziło tylko o to, że mężczyzna tańczył lepiej, bo wiedziała, że Tussald też dobrze tańczy, ale różnica polegała na tym, że Dagon chciał z nią tańczyć, co było równie zaskakujące, co peszące. Nie rozumiała dlaczego. Nie była ani ładna, ani znana, a wysokie urodzenie psuła profesja jej matki, gdyż zielarki, nawet te nadworne, nie zawsze traktowane były z odpowiednim szacunkiem, częstokroć nazywane po prostu wiedźmami. Teraz jednak czuła się wyjątkowo komfortowo i mogła rozluźnić się, pierwszy raz nie przejmując otoczeniem i odnajdując spokój w pewności siebie swojego partnera. Któryś obrót z kolei wywołał u niej nieśmiały uśmiech, a niespodziewany komplement sprawił, że dziewczyna się rozpromieniła.

        Stoliki już oficjalnie opuszczono, a ze względu na to, że noc zagościła na dobre na niebie, ciężkie kotary odsłonięto, udostępniając klimatycznie oświetlone tarasy dla tych, którzy chcą skorzystać z chwili prywatności lub po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza. Część gości zajmowała parkiet, dając ponieść się nastrojowej muzyce, pozostali krążyli po sali, wymieniając grzeczności i formując się w niewielkie grupki, by nadrobić zaległości i, oczywiście, wymienić się najnowszymi plotkami. Podczas gdy Kimiko toczyła własny plan, podchodząc zgrabnie Whitakera, a później pogrążając się w wyjątkowo przyjemnej rozmowie z Jarvisem (który odzyskał chyba zdrowy rozsądek), a Dagon tańczył z kolejnymi paniami, każdą pozostawiając zupełnie oczarowaną, pewna niewielka grupa arystokratów zebrała się, by omówić nowe twarze. Kim jest piękna panterołaczka w wyzywającej sukni, która bryluje w towarzystwie niczym dama z wyższych sfer? Czy jest własnością czy partnerką eleganckiego nieznajomego o nienagannych manierach? Kim jest on sam? Co tutaj robią?
        - Podobno podróżnicy.
        - Nie wyglądają.
        - Tak mówiła Serafina Pessoa. On nazywa się Dagon Laufey, ona Kimiko Alatris.
        - Zna ich?
        - Osobiście! Tak mówiła.
        - Możliwe, w końcu z nią tańczył.
        - Z młodą Hackneyówną też, a wyglądała na zaskoczoną.
        - Każdy wyglądał na zaskoczonego, gdy ją poprosił!
        - Mnie by mógł poprosić.
        - Wyjątkowo postawny. I taki elegancki.
        - A jaki przystojny.
        - A ta kotołaczka? Kimiko?
        - Podobno to panterołaczka.
        - Znajoma Setha Aswada?
        - Nie wiem, ale chyba to z nim by przyszła?
        - Może wolała Laufeya po prostu, mnie by to nie zdziwiło.
        - Ale tańczyła z Sethem, a z nim nie.
        - Ponoć odbił ją młodemu Tussaldowi.
        - Co za różnica. Zgrabniutka…
        - Ciekawe ma oczy, hipnotyzujące.
        - Kocie po prostu. Ale te plecy…
        - Rozcięcie w sukni mogłoby być dłuższe.
        - Wy tylko o jednym. A podobno to rzadka rasa.
        - Jeszcze rzadsze jest to, że ktoś z kocimi uszami przychodzi na proszony bal.
        - Racja. Znalazłbym dla niej inne miejsce.
        - Uważaj, ten facet nie wygląda, jakby lubił się dzielić.
        - Na razie wygląda, jakby w ogóle się nie interesował.
        - A i w kolejce najwyraźniej trzeba się ustawić.
        - Do niej, czy do niego?
        - Chyba do obojga.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Każda z osób zgromadzonych dzisiejszego wieczora na parkiecie miała swój plan na bal. Jedne były większe i ambitne, inne całkiem drobne i prozaiczne. Jedni goście starali się zacieśnić znajomości, inni czekali na gorące ploteczki, niektórzy zaś zwyczajnie chcieli się dobrze bawić. Byli też goście, których plany były bardziej precyzyjne. Diabeł z panterą chcieli poznać domostwo Whitakerów by zdobytą wiedzę wykorzystać do kradzieży. W tym celu urabiali tutejszą śmietankę towarzyską od kilku dni, dochodząc właśnie do punktu kulminacyjnego. Chociaż znali się raptem od kilku dni, zrozumieli się bez wcześniejszych ustaleń. W miarę upływu czasu, płynnie oddalali się od siebie by złodziejka mogła zabawić się w niby bezbronny wabik tak naprawdę będąc szpiegiem. Daniel Whitaker również miał swoje plany, co widać było w jego coraz bardziej zadowolonym spojrzeniu podczas rozmów z panterołaczką przebiegających łatwiej i płynniej. Lilia Moris zamierzała usidlić Dagona, który wpadł jej w oko bardziej niż jakikolwiek mężczyzna kiedykolwiek wcześniej. A Melania Hackney chciała przetrwać ten wieczór i jak najszybciej wrócić do domu by móc schować się pod kołdrą, gdzie nikt już nie będzie na nią patrzył.
Bale były prawdziwą torturą. Nikt nie krył się z brakiem sympatii wobec profesji matki, a tym samym i osoby córki, więc powinny cieszyć się, że w ogóle dostały zaproszenie, ale Melania po stokroć wolałaby, by je pominięto. Właśnie z tego samego powodu nie odmawiały podobnemu wyróżnieniu. Do tego jedynie na balu mogła poznać przyszłego męża, który mógłby zmienić awersję reszty szlachty, gdyby oczywiście ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. Oczywiście wolała gdy nikt tej uwagi jej nie poświęcał. Co prawda kolejki adoratorów nie pojawiały się też w domu, ale dziewczyna wolała znać swoje miejsce niż żyć marzeniami. Tak czy inaczej groziło jej staropanieństwo lub małżeństwo z jakimś nieudacznikiem.
Tak więc dziewczyna cierpiała katusze, będąc w patowej sytuacji gdy cały bal wywrócił się do góry nogami. Nim zdążyła zrozumieć co się dzieje, zaczęła się dobrze bawić.
        W przeciwieństwie do Lili nie snuła niedorzecznych planów, nie dopatrywała się nieistniejących podtekstów, ale zaczęła cieszyć się daną jej chwilą. Nie wiedziała czemu mężczyzna wybrał akurat ją, ale czy było to ważne? Był dla niej miły, nie oczekując nic w zamian. Wreszcie lekcje tańca na coś się przydały. Do tego z czasem, gdy się trochę ośmieliła, okazało się, że z nieznajomym dało się też całkiem miło porozmawiać.

        Laufey świadomie wybrał akurat tę dziewczynę, ale powody znał tylko on, pozostałych gości wpędzając w poważne zdziwienie. Dostrzegał to czego nie widzieli inni, a ponieważ miał słabość do kobiet nie chciał by potencjał dziewczyny się zmarnował. Lubił też wyzwania, a takim niewątpliwie było poprowadzenie Melanii by wreszcie zaczęła zachowywać się jak młoda kobieta a nie skazaniec. Starania czarta szybko zaczęły przynosić efekty. Rudzielec zaczął się relaksować, a wtedy pokazała się nie tylko jako wdzięczna partnerka, ale i bystra dziewczyna, z którą rozmowa w tańcu była przyjemnością. Wcale nie zapowiadało się by po jednym utworze zamierzali skończyć.
        Whitaker po tańcu odprowadził wciąż jeszcze oszołomioną Lilię do jej stolika samemu wracając do żony. W tym czasie do stolika wróciła także Serafina z Ronaldem. Blondynka zaczęła uzupełniać niezbędne do nadchodzących ploteczek promile obecne w szampanie. Silvia z Horusem niewiele później również do nich dołączyli. Mimo obecności świadków Konstancja nie zapomniała okazać swojego niezadowolenia. Para rozmawiała ze sobą przez chwilę, a każdy z boku nawet nie słyszący słów potrafiłby dostrzec, że nie był to przyjemny dialog. Wścibscy przyglądali się widowisku, podczas gdy obecni przy stoliku starali się udawać, że go nie widzą ani nie słyszą. Na koniec pani domu uczyniła tak jak przewidział Daniel. Ogłosiła gwałtowne pogorszenie samopoczucia i udała się do swoich komnat opuszczając gości.
        Czart tańczył z Melanią przez kilka utworów, z czasem rozmawiając z dziewczyną jakby byli dawnymi znajomymi, a różnica wieku, która u innych mogłaby dać groteskowy obraz, tutaj wcale nie raziła w oczy.
Bajer do tańca wziął spłoszoną szarą myszkę, ale do stolika odprowadzał szczęśliwą dziewczynę, w której zielonych oczach błyskały wesołe iskierki. Podczas tańca wiele rozmawiali i Melania zamierzała zastosować się do wskazówek mężczyzny. Normalnie każdy obraziłby się za temat ubioru czy fryzury, ale Dagon wszystko tak ubrał w słowa, wplótł w komplementy zamiast uwag, że nie potrafiła się rozzłościć, a spojrzała na siebie z zupełnie innej perspektywy.
Stojąc koło matki, zerknęła jeszcze na mężczyznę, nie wiedząc jak podziękować. Wreszcie rozejrzała się szybko po otoczeniu. Ich miejsce znajdowało się w kącie, skryte przed większością oczu. Zdobyła się więc na odwagę. Stanęła na palce sięgając do policzka mężczyzny.
        - Dziękuję - powiedziała i spłoszona i szczęśliwa zarazem, całując krótko mężczyznę. Diabeł uśmiechnął się sympatycznie, nic sobie nie robiąc z czujnego wzroku matki dziewczyny.
        - To ja dziękuję - odpowiedział czarując jak zawsze i skłaniając się by pocałować rękę dziewczyny.

        Przedstawienie powinno trwać, więc piekielnik zajął się swoją jego działką. Przez dłuższy czas nie schodził z parkietu. Tańczył jeszcze z wieloma kobietami, dając się zapamiętać. W tym czasie Kimiko zniknęła mu z oczu.
W międzyczasie Whitaker pozostawiony samemu sobie wyczekiwał odpowiedniego momentu. Wreszcie uznał, że Laufey jest dość zajęty podrywaniem pewnie jakiejś jednej czwartej gości. Pora była już późna, więc bal zdążył się rozkręcić. Humory dopisywały, języki się porozwiązywały a towarzystwo było wystarczająco zaprawione alkoholem by wraz ze wzrostem natężenia rozpowiadania plotek, spadła czujność zgromadzonych i ich zdolność dostrzegania szczegółów. Wtedy właśnie odnalazł Kimiko i zaoferował jej zwiedzanie.
        Do podobnych wniosków doszedł Bajer, tylko, że on zamiast uprowadzać kota, postanowił samemu ulotnić się na moment. Wracając udał zaskoczonego, że jego partnerka gdzieś umknęła i widocznie niepocieszony, wymówił się towarzystwu pragnieniem zapalenia cygara. Serafina szczerze pożałowała diabła, nie rozumiejąc braku oddania panterołaczki. Silvia uznała, że czaruś otrzymał to na co sobie zasłużył za skakanie z kwiatka na kwiatek i chwila samotności dobrze mu zrobi. W każdym razie nikt nie pocieszał mężczyzny i nie przeszkadzał mu w wyjściu na taras.
Dagon wyszedł na jeden z balkonów odsłoniętych przez służbę, który w tym momencie był zupełnie pusty. Teraz wszystko było w rękach Kimiko.

        Stanął tyłem do wejścia, kryjąc się w cieniu. Oparł się wygodnie o balustradę i spoglądając na ogród w poszukiwaniu dobrych dróg i kryjówek do przeprowadzenia włamania, wyciągnął jedno jedyne cygaro. Normalnie zafundowała mu kocica pieprzony odwyk. Dobrze, że wróżka, chociaż nie zawsze wyglądała, była bardzo przemyślną istotką. Doskonale znała swoje obowiązki i dobrze wiedziała, że dawno już powinna uzupełniać papierośnicę. Skoro jej nie dostała, to wypełniła niezbędne minimum, chowając cygaro w wewnętrznej kieszeni marynarki. Skrzydlata uratowała mu życie. Jeszcze w zajeździe wpadł mu pomysł na prezent dla małej wredoty. Teraz tylko upewnił się, że zasłużyła na podarek wymagający tyle zachodu. Prawie z namaszczeniem użył krzesiwka i zaciągnął się ulubionym dymem. Szare smugi unosiły się wśród ciemności, a koniec cygara jarzył się czerwonawym blaskiem będąc jedynym dowodem na obecność czarta.
        Nie usłyszał kroków. Nie dostrzegł czarnego cienia, który wemknął się niezauważony przez nikogo. Dagon zrobił to czego zwykle starał się unikać, nie docenił bezczelności przeciwnika. Pozwolił sobie na swobodę i relaks, które nie powinny mieć miejsca. Diable zmysły nie miały szans z prawdziwym drapieżnikiem. Ciemna postać przemknęła bezgłośnie, szybciej niż mógłby zareagować. Ocknął się dopiero czując ramię chwytające go za gardło i sztylet wbijający się w bok. Laufey odwrócił się gwałtownie, wyszarpując z uścisku, ale dla tego przeciwnika był zbyt wolny. Zdążył jedynie zobaczyć czarny ogon znikający w snopie światła, padającym przez otwarte drzwi.
Zawirowało mu w głowie i przez chwilę ściemniało przed oczami. Kilkoma ciężkimi krokami cofnął się by oprzeć plecy o ścianę zamiast runąć na posadzkę. Z ciężkim westchnięciem złapał rękojeść sztyletu i wyrwał ostrze z rany, ręką uciskając krwawiące miejsce. Sukinkot go dźgnął, na dobrą sprawę śmiertelnie, bo gdyby był człowiekiem to już wykrwawiałby się w tu ciemności i samotności. Dziwne odrętwienie ogarniające ciało i mętny wzrok jeszcze bardziej rozdrażniło diabła. Nie rzucił sztyletu, co teraz było jak znalazł. Dotknął klingi językiem, uśmiechając się wrednie. Sprytny gnojek chciał mieć pewność, że w razie nieprecyzyjnego uderzenia i tak zada śmierć, więc pokrył klingę trucizną.
Diabeł oddychał ciężko, z zamkniętymi oczami starając się zebrać do kupy, gdy wpadła mu do głowy krótka myśl: skoro wszystko zaczynało się pieprzyć, co z kotem?
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko wydawała się chyba zbyt zainteresowana tym, co dzieje się na parkiecie, bo Jarvis skrupulatnie odsuwał ich w tańcu nie tylko od Dagona, ale od całej znajomej grupy. Nie widząc sensu w wyciąganiu sobie szyi postanowiła odpuścić na chwilę i faktycznie zatańczyć z młodym Tussaldem, który chyba starał się zatrzeć poprzednie złe wrażenie. Początkowo oczy nadal uciekały mu na jej odsłonięte ramiona, ale chwyt miał zdecydowany i poprawny, a z biegiem rozmowy nawet spojrzenie utkwił na stałe w zielonych oczach partnerki.
        - Przepraszam za… wcześniej – stwierdził w pewnym momencie, niezbyt zgrabnie, ale wyraźnie szczerze i szukając u niej darowania win. Kimiko mogła się tylko uśmiechnąć.
        - Przeprosiny przyjęte. Od razu milej się z tobą rozmawia, jak się tak nie rozpraszasz – dodała wesoło, a chłopakowi szybko wrócił zaczepny uśmiech na twarz.
        - Nadal się rozpraszam – westchnął, spoglądając na nią intensywnie, nim rozbawiony zerknął gdzieś nad jej ramieniem. – Ale dostałem po uszach od Lilii Moris i staram się naprawić złe wrażenie.
        - Inteligentna dziewczyna – stwierdziła Kimiko lekkim tonem i pół żartem pół serio, ale brunet parsknął cicho, potakując zdecydowanie.
        - Aż za bardzo – mruknął, ale nie rozwijał tematu. – Na pewno nie zostaniesz dłużej? – zapytał, bez większych nadziei na zmianę zdania z jej strony, ale panterołaczka zawahała się na ułamek chwili za długo, co wyłapał od razu, przygważdżając dziewczynę wyczekującym spojrzeniem.
        - Zobaczymy – stwierdziła wymijająco, uśmiechając się na uniesione wysoko brwi chłopaka, chociaż jej grymas miał raczej smutny poblask. – Może się zdarzyć, że Dagonowi się partnerki pomylą i odjedzie z inną, wtedy nie będę miała wyboru – powoli wyjaśniła swoje wahanie, a Jarvis nawet nie uśmiechnął się triumfalnie, czego się spodziewała, a tylko przygarnął dziewczynę bliżej w tańcu, spokojnie prowadząc przez parkiet. Przez chwilę szeptał jej coś na ucho, a złodziejka uśmiechnęła się miło i z wdzięcznością, a później parsknęła ukradkowym śmiechem. Przetańczyli razem jeszcze kilka utworów, nim w końcu odnalazł ich Whitaker, nawet nie tyle odbijając złodziejkę do tańca, co po prostu porywając ją w przerwie między utworami.
        - Prawie dobrze się schowaliście – zarzucił obojgu z uśmiechem, a ci odpowiedzieli równie niewinnymi minami, w które nikt by nie uwierzył.
        Pan domu zdawał się jednak nie mieć wielkich pretensji, wyjaśniając tylko, że porywa Kimiko na moment. Jarvis skłonił jej się, a ona odpowiedziała mu uśmiechem, nim prowadzona pod ramię przez Wąsacza oddaliła się z nim, obchodząc powoli parkiet. Tym razem już ukradkiem wypatrywała Dagona, odnajdując go w innym miejscu na parkiecie, z kolejną panną w ramionach i głowę dałaby sobie uciąć, że na linii desek ustawiło się kolejnych kilka, wyjątkowo zawzięcie udających, że wcale nie czekają na swoją kolej.
        - Przykro mi – usłyszała nad uchem i spojrzała na Whitakera, który za jej wzrokiem obserwował Laufeya. Dziewczyna odchrząknęła, na moment uciekając oczami, ale natknęła się tylko znów na ten sam widok i wróciła spojrzeniem do Wąsacza.
        - Chyba mnie porzucono, razem ze wszelkimi pozorami – odparła, jakby niechętnie, obserwując jak Daniel uśmiecha się coraz szerzej.
        - Jego strata to mój zysk – stwierdził dość prostacko.
        Kimiko ugryzła się w język, gdy pyskówka cisnęła się na usta za taką bezczelność. Ale przecież o to chodziło. Wolała co prawda chociaż nawiązać kontakt wzrokowy z diabłem, by wiedział gdzie się znajduje, ale co zrobić, gdy ten był zbyt zajęty. Zamiast tego więc, z uśmiechem zniosła zmianę prowadzenia, gdy ramię Whitakera uciekło jej spod dłoni, by otoczyć dziewczynę w pasie i składając dłoń na talii przyciągnąć ją bliżej. W istocie pozory poszły się pieprzyć, a śmietanka towarzyska Demary wybuchnie dzisiaj od plotek.
        Whitaker poprowadził ich po przeciwległej stronie sali, omijając z daleka ich stolik, ale dziewczyna i tak dopatrzyła się braku Konstancji. Wątpiła, by chudzielec pokusił się na jakiś taniec (nie wiedziała kto tak bardzo nienawidziłby życia, by ją poprosić, skoro jej mąż był tutaj), nie było jej trajkoczącej u sąsiadek, więc najpewniej spełnił się scenariusz Wąsacza i małżonka zniknęła chwilowo z obrazka. Co wyjaśniałoby nagły tupet pana domu, który nonszalancko prowadził dziewczynę, jakby od zawsze była jego.
        - Pomyślałem, że możemy teraz zwiedzić rezydencję – wytłumaczył, podając dziewczynie zabrany od kelnera kieliszek z szampanem oraz prowadząc w stronę westybulu. Chyba tylko Jarvis Tussald zarejestrował opuszczającą bal parę, obserwując ich zmarszczonymi w lekkim niepokoju brwiami.

        Razem z opuszczeniem głównej sali gwar rozmów, muzyki i śmiechów stał się odległy, a gdy wspięli się po schodach na piętro (dziwne, że na pokazaniu jej parteru mu nie zależało…), Daniel ściszył głos prawie do szeptu, gdy echo niosło się po pustych korytarzach. Poza wypełnianiem własnej roli, Kimiko ze szczerą ciekawością wędrowała po wyłożonych miękkimi bordowymi dywanami korytarzach i podziwiała obrazy malowane tysiącem barw, w liczbie tak wielkiej, że mogłyby zapełnić całe muzeum. A to były dopiero korytarze. Niektóre z mijanych pokoi były zamknięte i takie je pozostawiali, inne otwarte, a wówczas Whitaker opowiadał jej co nieco, nim ruszali dalej. Czasem zdarzało się, że mężczyzna zatrzymywał się przy którychś drzwiach i otwierał je przed dziewczyną, zapraszając do środka. W ten sposób zwiedziła chyba trzy saloniki i tyleż bawialni (zupełnie nie rozumiejąc różnicy między tymi pokojami), pokój muzyczny, parę pokoi gościnnych (w których oczywiście mogła się zatrzymać) oraz bibliotekę. Dopiero ta ostatnia wywołała szczery podziw dziewczyny i Daniel pozwolił jej przejść się po pomieszczeniu, obserwując ją z progu, gdy krążyła wzdłuż regałów. Początkowo wodziła rękami po grzbietach książek, a oczy błyszczały jej się jak arystokratce u jubilera, ale wkrótce dziewczyna splotła dłonie przed sobą, gdy palce zaczynały świerzbić zbyt mocno na widok kolejnych tytułów. Bibliotekę powinni okraść, na los, a nie polować na jakiś durny obraz!
        Gdy zagłębili się bardziej we wschodnie skrzydło, złodziejka zorientowała się, że już nawet nie słychać muzyki z dołu, a jedynie charakterystyczne wibracje niwelowały wrażenie absolutnej ciszy w posiadłości. Whitaker już jakiś czas temu puścił jej bok, puszczając dziewczynę przodem, pod pozorem dania jej swobody w zwiedzaniu. Panterołaczka musiała bardzo się starać, by odsłonięte całkowicie plecy i ramiona nie zdradzały jej napięcia, gdy słyszała za sobą kroki, nawet w tak miękkim dywanie. Ogon bujał się jednak niespokojnie pod suknią, czego lekki materiał nie mógł już ukryć, jednak wątpiła też, by Wąsacz był specjalistą od zwierzęcej mowy ciała. Prędzej pomyśli, że dziewczyna się cieszy, porównując ją do merdającego ogonem kundla. Na samo porównanie zacisnęła zęby i drgnęła nagle, czując dotyk na ramieniu.
        - Tutaj – Daniel wyminął ją zgrabnie i wyciągając z kieszeni klucz otworzył pierwsze tak zamknięte drzwi w posiadłości. Złodziejka wzięła głębszy oddech i powstrzymując się od rozejrzenia za drogami ucieczki (których nie było, sprawdziła), weszła za mężczyzną do pokoju.

        Pomieszczenie nie było duże, jak również urządzone o wiele skromniej niż poprzednie. Podłogę pokrywał gruby dywan, ale ściany były gołe, żadnych obrazów, jedynie regały z książkami, do których odruchowo podążyła dziewczyna, nim Daniel zatrzymał ją gestem, wskazując jeden z foteli. Niechętnie zajęła miejsce, a „złe przeczucia” zamieniły się już w jasny sygnał do ucieczki sprawiając, że kocie źrenice rozszerzyły się maksymalnie a Kimiko spięła cała, już nawet tego nie ukrywając.
        - Nie bój się, nic ci nie zrobię – spokojnie powiedział Whitaker, zajmując fotel naprzeciwko niej i zakładając nogę na nogę, zetknął palce dłoni, przyglądając się nad nimi dziewczynie.
        - Nie będę obrażał twojej inteligencji Kimiko, wiem, że jesteś bystrzejsza niż mogłaby świadczyć o tym twoja rasa – powiedział, a dziewczyna zacisnęła usta, powstrzymując pogardliwe prychnięcie. "Bystrzejsza, niż mogłaby świadczyć o tym jej rasa?! Co za cham".
        - Mam dla ciebie propozycję i chociaż może wydać się ona początkowo dość kontrowersyjna, chciałbym byś na moment powstrzymała uprzedzenia i bunt, który wciąż widzę w twoich oczach, i zastanowiła się nad nią. Logicznie. Racjonalnie. Możesz to dla mnie zrobić? – zapytał, wciąż nie spuszczając z niej oczu, a chociaż Kimiko z całych sił próbowała zachować spokój i to jej się udawało, to na pewno straciła już wygląd niewiniątka. Była spokojna, ale podejrzliwa i on to widział. Pozostawało jej tylko skinąć głową. Niech gada.
        - Potrzebuję… - zaczął, westchnąwszy głęboko, a oczy zapłonęły mu nagle, gdy pochylił się w stronę dziewczyny. Nie cofnęła się, gdy sięgnął po jej dłoń, ale zesztywniała, czując jak przesuwa kciukiem po podłużnej bliźnie. Kuźwa. Kuźwa, kuźwa, kuźwa! Szlag by to jasny trafił.
        - Potrzebuję twojej krwi – dokończył spokojnie, a w odpowiedzi ona zerwała się z miejsca. – Czekaj, czekaj, nie przemieniaj się! Daj mi wytłumaczyć, nie zrobię ci krzywdy, obiecuję!
        - A jeśli ja ci zrobię? – warknęła, darując już sobie wszelkie szopki. Wąsacz tylko się uśmiechnął znów, cholerny popapraniec.
        - Pozwól mi wytłumaczyć, a jak ci się nie spodoba, to wtedy możesz się na mnie rzucić i zrobić ze mną co zechcesz – wręcz zaśmiał się cicho, a Kimiko wyszczerzyła kły, słysząc dwuznaczności. Nim jednak odpowiedziała, drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka Setha z wymalowanym zarozumiałym uśmiechem na ustach.
        - Cześć kotku. – Wyszczerzył się na widok wściekłej dziewczyny i spojrzał na Whitakera. – Laufey z głowy – mruknął, a Kimiko zamarła, strzygąc tylko uchem.
        - Laufey… co? – Przerażona spoglądała to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Wąsacz skarcił panterołaka spojrzeniem i podszedł do dziewczyny, łapiąc ją za ramiona i głaszcząc delikatnie odsłoniętą skórę.
        - Kimiko, proszę. Miałaś podejść do tego racjonalnie. Daj mi wytłumaczyć i zastanów się. To dla ciebie niepowtarzalna okazja.
        Whitaker przemawiał do niej w założeniu spokojnym, a w istocie drżącym z psychozy i podekscytowania głosem, ale ona rozluźniała się powoli pod jego dotykiem, a spojrzenie jej złagodniało.
        - Tak lepiej – powiedział uśmiechając się, a ona odwzajemniła sympatyczny grymas. – Poczekaj tutaj, przyniosę coś i ci wszystko opowiem. Nie uwierzysz mi na słowo, musisz to zobaczyć! – podekscytowany aż zacisnął palce na jej ramionach, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju, zostawiając ją z Sethem.
        - Co kicia, zmieniłaś zdanie? – zaśmiał się, podchodząc do dziewczyny i bawiąc się luźnym kosmykiem włosów przy jej twarzy. – Whitaker dobrze płaci, będziesz pływała w forsie.
        - A Laufey? – zapytała spokojnie, spoglądając w złote kocie oczy bruneta.
        - Nie będzie problemem.
        - Jesteś pewien?
        - Jestem – zaśmiał się wrednie. – Właśnie dostał kosę pod żebra. Zatruta dodatkowo, nic się nie martw, trzeba jeszcze tylko truchło sprzątnąć, ale jesteś bezpiec…
        Nie skończył. Niemalże oślepiająca furia okazała się być cudownym wspomaganiem dla aktorstwa Kimiko, ale na krótko. Teraz, uzyskawszy potrzebne jej informacje odpuściła sobie już całkowicie i ze zwierzęcym rykiem rzuciła się na bruneta. Był szybszy i silniejszy, ale ataku się nie spodziewał, więc czarna łapa zdążyła rozorać mu pazurami tą śliczną buźkę, nim dwa czarne koty runęły na ziemię, walcząc zaciekle. Ciężko powiedzieć, czy Whitaker wrócił sam, czy ściągnęły go odgłosy walki, gdy zmiennokształtni w swoich zwierzęcych formach rozbijali się o meble w pomieszczeniu, ale zatrzasnął szybko za sobą drzwi, robiąc wielkie z przerażenia oczy.
        - Przestańcie! – syknął, a pantera rzuciła się nagle na niego, ale drugi kocur złapał ją za kark, odciągając od mężczyzny i przygniatając do ziemi. Zachowanie, rozmiar zwierząt oraz złote i zielone ślepia były wystarczającymi różnicami, by nawet laik rozróżnił Kimiko od Setha. Whitaker obchodził ostrożnie walczące koty i najpierw odłożył spory pakunek w bezpieczne miejsce nim próbował przemówić zmiennokształtnym do rozumu.
        - Seth, nie zrób jej krzywdy – jęknął w panice, ale zagłuszyły go wściekłe ryknięcia kotów.
        Panterołak w istocie starał się dziewczyny nie zranić, bo chociaż jemu to było obojętne, to Wąsacz zamówił brunetkę dla jej krwi, więc lepiej żeby nie zaczęła jej nagle tracić. Mała była jednak cholernie zawzięta, ewidentnie stawiając sobie za punkt honoru rozszarpać mu gardło, więc opanowanie jej nie było takie łatwe. Co z tego, że był silniejszy, skoro diablica tak wiła mu się pod łapami, że nie mógł jej pochwycić. W końcu jednak udało mu się obrócić kocicę na grzbiet, przydusić łapami do ziemi i zacisnąć kły na odsłoniętym gardle. Głupia szarpała się wciąż, więc zaciskał szczęki coraz bardziej, do akompaniamentu panikującego Whitakera, który nie wiedział co się dzieje. Ucichł dopiero, gdy przyduszona do ziemi pantera zamieniła się znów w Kimiko, która oddychała ciężko unosząc dłonie w geście poddania.
        - No puść ją już! – wrzasnął, a zmiennokształtny cofnął pysk od poranionego gardła brunetki, oblizując się z krwi. – Na Prasmoka, jak ona wygląda – psioczył Wąsacz, dopadając do złodziejki i ignorując jej szarpane protesty pomógł usiąść na fotel.
        Wyglądała faktycznie na lekko sponiewieraną. Suknia była cała, bezpiecznie ukryta przed przemianą, ale kok niemal się rozpadł, trzymany cudem na srebrnej szpili. Najbardziej w oczy rzucały się jednak liczne szramy od pazurów na rękach i plecach, ślady po kłach na szyi i lekko naderwane ucho. Złodziejka zdawała się w ogóle na to nie zwracać uwagi, spozierając wściekle na przemienionego z powrotem Setha, któremu nie było już tak do śmiechu. Twarz przecinały mu trzy krwawe szramy oraz podobny do dziewczyny zestaw zadrapań na ciele. Panterołak łypał złowrogo na biegającego wokół dziewczyny Wąsacza.
        - Nic jej nie będzie, za godzinę, góra za kilka, nie zostanie nawet ślad – prychnął, a mężczyzna w końcu spojrzał na niego nieco przytomniej. – Przecież ma leczniczą krew, tak!? Siebie też uleczy – warknął, wyraźnie nie w sosie, a Daniel nagle oprzytomniał, w zamyśleniu kręcąc wąsa.
        - No tak, no tak, rzeczywiście – mruczał, a jego spojrzenie padło nagle na długą bliznę dziewczyny. – To czemu ta blizna nie zeszła? – zapytał, a kocur wreszcie się uśmiechnął, chociaż raczej paskudnie.
        - Bo wtedy prawie opróżnili ją z krwi i ranę zaleczyła w normalny sposób, prawda kicia?
        - Idź do diabła – warknęła wściekle, ku powracającemu rozbawieniu zmiennokształtnego.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Znał wiele legend krążącym o jego rasie oraz wszystkie prawdy nią rządzące. Na przykład na szczęście dla niego a nieszczęście niektórych, niełatwo było takiego diabła zabić czego on był świadom a pechowcy mieli się niedługo dowiedzieć. W piekle był pewnie niejeden zakapior znacznie trudniejszy do unicestwienia, bo powalić go mogło jedynie rozstanie z rogatym łbem, a to samo w sobie stawało się wyzwaniem praktycznie nieosiągalnym, ale i wysłanie Laufeya z powrotem do piekła wcale nie było takie proste. Na pewno zaś potrzeba było czegoś więcej niż sztyletu. Odporność na trucizny także okazywała się dość przydatną cechą. Co prawda odczuwał skutki ich działania z różną mocą, w zależności od specyfiku, ale nawet te śmiertelne ukatrupić go nie mogły. Wkurzyć już jak najbardziej. Nie trudno się więc domyślić, że gdy bies zbierał siły wspierając się prawie bezwładnie na ścianie jego irytacja tylko rosła.
        Musiał przyznać, że poza tym jednym drobiazgiem w postaci pary rogów, która właśnie uratowała mu skórę, plan Whitakera i obcej pantery był wykonany należycie. Bez świadków, bez winnego, a on sam zdążył tego wieczora wkurzyć tylu facetów, że podejrzanych byłoby więcej niż komukolwiek chciałoby się przepytywać. Dodajmy, że niewygodny wypadek miał miejsce w rezydencji szanowanego obywatela, który zapewne wsparłby straż miejską jakimś datkiem. Z przeciwnej strony barykady, nikt by biesa nie szukał, nikt nie walczyłby o sprawiedliwość i ukaranie winnych, więc sprawa ucichłaby szybciej niż się rozpoczęła. A to tylko gdyby ktoś z gości znalazł ciało. Pewnie za chwilę będą starali się sprzątnąć, gdy już będą mieć pewność, że całkiem znieruchomiał. Uderzenie było precyzyjne co sam pięknie umożliwił, chociaż ten drobiazg można było pominąć w rozliczeniu. Do tego zainwestowali w Pocałunek nocy. Co za grafoman wymyślił tę nazwę... Trucizna w mgnieniu oka paraliżowała mięśnie by ofiara nie mogła krzyczeć ani uciekać, obejmując po kolei wszystkie ich partie, aż do tych odpowiadających za oddychanie. Może i dobry pocałunek też zabierał oddech i prawie obezwładniał, ale w raczej przyjemniejszy sposób. Ten kto to wymyślił, albo nie widział zdychającego po użyciu trucizny, albo miał nasrane pod kopułą. No i nazwa choć romantyczna czy wręcz niewinna nie oddawała skuteczności mikstury. Wystarczyło drobne zadrapanie, byle odrobina dostała się do krwiobiegu. Działała wtedy wolniej powodując wielogodzinne męki, ale osiągała cel.
        Diabeł wziął kolejny ciężki oddech powoli otwierając oczy. Świat jeszcze wirował, ale przynajmniej widział coś poza cieniami. W formie nie będzie jeszcze przez jakiś czas, ale tym nie zamierzał się chwilowo martwić. Teraz należało załatwić kilka drobiazgów. Po pierwsze obiecał, że kotu nie stanie się krzywda i miał nadzieję, że się nie spóźni. Po drugie bezczelnego kocura należało nauczyć lepszego dobierania zleceń. Skupił się z wysiłkiem, narzucając na siebie iluzję. Wyjście z plamą krwi na marynarce nie było najlepszym pomysłem. Broń użytą w nieudanym zamachu zatknął za pasek spodni i był gotów do wprowadzenia w życie modyfikacji pierwotnego planu. Odepchnął się od ściany i wrócił na salę trochę wolniejszym krokiem niż zwykle, pilnując by nie ujawnić jak chwiejny był.

        Jasne światło oślepiło czarcie oczy, osłabiony piekielnik znacznie wolniej adaptował się do zmian warunków, więc będąc już w okolicach stolika Dagon wciąż silnie mrużył powieki. Tak chyba ludzie czuli się jak mieli kaca.
        - Kimiko wciąż nie wróciła? - spytał towarzystwo wyraźnie rozczarowany. Teraz jednak było trochę więcej świadków upokorzenia porzuconego mężczyzny. Jarvis siedział niezadowolony i wyglądał jakby zapijał smutki, ale grupka pań jaka zebrała się wokół Serafiny i Silvii rozgorzała podekscytowanymi szeptami. Ronald z Horusem i własną grupą stali trochę dalej, również namiętnie komentując wydarzenia dzisiejszego wieczora, zahaczając chyba również o nowych gości, bo ich spojrzenia nieprzyjemnie wędrowały po diablich plecach.
        - Dagonie… - zaczęła Silvia pobłażliwym tonem. - Świetnie idzie ci poznawanie nowych przyjaciółek, ale czyżbyś nie wiedział co należy czynić by zatrzymać je przy sobie? - zaćwierkała niby słodkim głosem, ale nawet królowa lodu po kilku kieliszkach szampana nie kryła swoich emocji tak dobrze jak na trzeźwo.
        - Nie bądź aż taka okrutna - odezwała się Serafina, wyraźnie chcąc bronić diabła.
        - Po prostu wybuchowe charaktery dogadują się z większą trudnością. Jedna strona musi ustąpić, a jeśli obie mają z tym problem... Ile razy już byliśmy świadkiem sprzeczki tych dwojga, a znamy się tak krótko... - tłumaczyła mężczyznę, nie kryjąc maślanego spojrzenia mimo zgromadzonych ludzi. Czart skrzywił się nieznacznie na ratunek, traktując go jak przytyk. Gra niezadowolonego szła mu z tym większą łatwością, że nie musiał udawać, a jedynie się hamować.
        - Albo ktoś notorycznie sobie grabi, a ty Sera obawiam się stwierdzić, nie jesteś zbyt obiektywna w swoim osądzie - Silvia dobiła kolejny gwóźdź.
        - No wiesz… - blondynka zaczęła się bronić, ale diabeł skłonił się krótko przerywając kobiecie, skupiając spojrzenia na sobie. Nie miał czasu na głupoty, potrzebował jedynie wiarygodnego alibi.
        - Panie wybaczą - odezwał się nastroszony, szykując do odejścia.
        - Taktyczny odwrót, mój drogi? - drążyła królowa lodu, wywołując uśmieszki na twarzach kobiet. Wiele z nich z chęcią korzystało tego wieczoru z towarzystwa mężczyzny, ale żadna, może poza panią Pessoą, go nie żałowała, z satysfakcją obserwując potknięcie bawidamka. Łaski dam były jak względy Fortuny. Więcej, czart uważał, że nie bez kozery Los nazywano jak kobietę. Nawet jeśli cały demarski pobyt było mu to na rękę, udał obruszonego.
        - Kapitulacja - prychnął marudnie, wywołując ciche śmiechy.
Dalszych rozmów nie słuchał. Skierował kroki w stronę mini barku, przy którym snuli się głównie kelnerzy. Goście zajęci byli sobą, a tempo picia znacznie spadło z racji osiągniętego już upojenia. Poprosił o whisky i odbierając drinka stanął w cieniu pod ścianą, potem gdy nikt nie patrzył, zniknął. Zostawił odpowiednią sugestię jakoby poszedł pić. Dla lepszego utrwalenia podrzucił do myśli kilku losowo mijanych osób prosty obraz siebie stojącego pod ścianą z najwierniejszą kochanką czyli whisky właśnie. Otumanione umysły były łatwym łupem i nie nadwyrężały czarcich sił, a i czar nie był skomplikowany. Nawet nie silił się na złożone historyjki czy animacje. Jedna krótka migawka wystarczała. Plotkarska wyobraźnia dorobi swoje. Znacznie bardziej obciążała go iluzja.
Szedł ostrożnie by nie potrącić nikogo i niczego, ale zanim udał się na główne schody, zahaczył jeszcze o jakiś wolny, stojący na uboczu stolik. Odstawił nieruszonego drinka, a w zamian zwinął kilka sporych materiałowych serwetek. Wilgotna plama powiększała się upierdliwie cały czas, kropla po kropli ujmując mu sił wraz z wciąż krążącą w żyłach trucizną. Do tego jak tak dalej pójdzie, krew doszczętnie przesączy koszulę i zacznie spływać po nodze, a ostatnie czego potrzebował to zostawienia za sobą krwawych śladów. Zatrzymał się na moment wciskając serwetki pod kamizelkę. Dopasowany strój wraz z ciasno upchniętą bawełną powinien spełnić rolę krótkotrwałego opatrunku. Zapiął marynarkę i zaczął wspinać się po schodach.

        Niewidoczny nie musiał kryć niepewnego kroku, ani konieczności wspierania się poręczą. Nie musiał też ukrywać złości. Mógł za to skupić się na orientacyjnych planach, gdy droga dłużyła się z każdym krokiem drażniąc diabła coraz bardziej. Whitakera zamierzał sprzątnąć, żona raczej nie powinna płakać, odziedziczy ładny majątek. A nawet jakby płakała, to diabeł zupełnie by się tym nie przejął. Ale kocur to była inna rozmowa. Zabijało się niewygodnych świadków, przeszkody usuwało się z drogi, cierpiących dobijało się z litości. Nie, śmierć była bardzo miłym końcem, a ten gnojek zasłużył sobie na znacznie więcej uwagi. Odarcie żywcem ze skóry było mało estetyczne i przynosiło niewiele zysków. Za ludzką skórkę rzadko kto płacił, a za panterzą nie mógł wziąć więcej niż za zwykłą, zwierzęcą. Tak czy siak radość niewspółmierna do bałaganu i korzyści, a kto jak kto, ale Laufey lubił domykać sprawy do końca wyciągając z nich każdego możliwego kruka.
Takiego kocura należało solidnie i pamiętnie ukarać za lepkie łapy, których po pierwsze nie należało kłaść na nieswoich rzeczach, a tym bardziej nie podnosiło się na diabła nie mając absolutnej pewności, że ten się nie odwdzięczy. Ciekawy sposób na odpowiednie upokorzenie i nauczkę sam zrodził się w głowie biesa. Znał kilku skurczybyków, którzy za zlecenie zabawy nie zażądaliby zbyt wysokiej ceny. Kto wie, a może po starej znajomości i w podziękowaniu za okazję do igraszek wedle upodobań, szłoby ugadać się na zero.
Co najważniejsze, miał tę słodką pewność, że ich beztroskie zabawy na pewno nie przypadłyby Sethowi do gustu. Przez tydzień unikałby siedzenia i byłby to jego najmniejszy problem. Potem zaś przetresowanego można było sprzedać. Klienta zamierzał znaleźć osobiście by mieć pewność, że kocur trafi we właściwe ręce, może nie jedne…
Takimi pomysłami Dagon umilał sobie ciężką wspinaczkę na piętro. Co ważniejsze nie była to czcza i bezsilna gadanina obrażonego faceta, tylko obietnica wściekłego piekielnika. Zmienić decyzje zamierzał tylko w przypadku lepszego konceptu. Chociaż na realizację musiał jeszcze zaczekać z dwóch powodów...
Zatrzymał się oddychając ciężko i rozglądając się na boki. Szlag by to! Teraz przydałby się ten kundli węch. Po omacku do rana mógł się bawić w kotka i myszkę po pieprzonej posiadłości. Skupił się czując huczenie w głowie. Aury dziewczyny nie wyczuwał w pobliżu, więc wybrał kierunek kierując się instynktem by nie powiedzieć, że na chybił trafił.
Tak wcześniej potrzebował cwela do jeszcze jednej misji, przecież na kogoś musiało spaść zabójstwo pana domu. Bajer zamierzał opuścić przyjęcie z podniesioną głową, w pełnej krasie ze swoją piękną panterą i jak zawsze czysty jak łza. Wpierw jednak musiał ich odnaleźć.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko siedziała w fotelu, pozornie spokojna, jednak zwyczajnie układając sobie wszystko w głowie. Toczyła szeroko otwartymi oczami po pomieszczeniu, podświadomie czekając ponownego zagrożenia i próbując się na nie przygotować, ale mężczyźni na moment dali jej spokój. Seth z wyraźnym niezadowoleniem badał palcami głębokość szram na twarzy, usiłując też doczyścić ślady krwi. Uśmiechnęła się wrednie, słysząc jak narzeka, że najbliższą godzinę nie ma co się pokazywać na dole. Mogłoby to sukinsynowi na stałe zostać, chociaż najchętniej po prostu przygryzłaby mu gardło. Za Dagona.
        Serce ścisnęło jej się nieprzyjemnie, gdy pozwoliła myślom na moment odpłynąć w stronę diabła, więc szybko przeniosła uwagę na Wąsacza. Whitaker zaś przez dobrą chwilę porządkował salonik po ich małej potyczce. Kilka razy przekładał pakunek, który ze sobą przyniósł, z miejsca na miejsce, aż w końcu zostawił go tam, gdzie stał pierwotnie i podszedł do panterołaczki, siadając w fotelu naprzeciwko niej.
        - Kimiko – zaczął znów, nerwowo wiercąc się na siedzisku. – Spróbujmy jeszcze raz. Mam dla ciebie propozycję i chcę byś ją przemyślała, zamiast zachowywać się jak zwierzę – mruknął opryskliwie, ale chyba nawet nie dostrzegając nic obraźliwego w swoich słowach. Przez to tym bardziej było widać, jaki stosunek miał do zmiennokształtnych i nawet Seth strzelił spojrzeniem w ich stronę, chociaż jego twarz nie mogła przedstawiać chyba większej obojętności. Do Whitakera wróciła spojrzeniem, gdy pstryknął jej palcami przed nosem, na co warknęła jawnie, obnażając kły. Wówczas wycofał się nagle, jakby absolutnie nie spodziewał się takiej reakcji, ale wciąż niezdrowo podekscytowany kontynuował pieprzenie głupot.
        - Zostaniesz ze mną tutaj, w posiadłości i będziesz miała co tylko zechcesz, pełną swobodę, w granicach rozsądku oczywiście. Ale wszelkie luksusy tego życia będą twoje, każda zachcianka spełniona, możesz nawet się spotykać z synem Tussaldów…
        - Ekhem…
        - Co „ekhem”, nie chciałeś dzieciaka to teraz się nie wtrącaj – fuknął szlachcic na przerywającego mu panterołaka. Seth wyglądał jednak na wyjątkowo ubawionego.
        - Ale dlaczego? Wyrwanie synowi potencjalnej przyszłej synowej wydaje mi się przezabawne.
        - Wyrwać to ja ci ogon z dupy mogę! – Kimiko dawno przestała już panować nad własnym językiem i teraz była znów o włos od ponownego rzucenia się na kocura. Im szerzej on się uśmiechał, tym bardziej ona się jeżyła, a Whitaker załamywał ręce.
        - Uspokoicie się wreszcie? Czy panterołaki są takie rzadkie, bo same się sobie do gardeł rzucają?
        - Nie, najwyraźniej poluje na nie ktoś ich własnej rasy – sarknęła brunetka, do wtóru prychającego Setha.
        - Daj spokój dziewczyno, to tylko interes, nic osobistego.
        - Stało się osobiste, jak dźgnąłeś Laufeya – warknęła w końcu złodziejka, a kocur o dziwo umilkł, chociaż zarozumiały uśmiech nie schodził mu z twarzy.
        - Tak myślałem – mruknął, przyglądając jej się chwilę dłużej. - Dobra, Daniel, skocz jeszcze po to twoje cudeńko, bo nie będę się z nią szarpał cały wieczór.
        Whitaker westchnął poirytowany, że po raz kolejny nie dano mu dokończyć, ale pokiwał głową i opuścił pokój, mrucząc pod nosem, że w tym tempie to on na bal już nie wróci i że mają być grzeczni, bo przerobi ich na dywaniki, co kocur skomentował pogardliwym prychnięciem. Kimiko odprowadziła Wąsacza zaintrygowanym spojrzeniem, wciąż nie mając pełnej wiedzy na temat tego, co się wokół niej dzieje.
        Seth odczekał aż za mężczyzną zamkną się drzwi i podszedł do złodziejki, przysiadając na oparciu jej fotela i chyba tylko dla czystej zaczepki zaczął bawić się kosmykami czarnych włosów, bo każde wzdrygnięcie się Kimiko komentował złośliwym uśmiechem.
        - Za mało dostałeś? – syknęła, łypiąc na niego spode łba. – Możemy to powtórzyć.
        - Spokojnie kicia, nie mogę cię przecież uszkodzić – zaśmiał się.
        Nie mówił jej jednak wszystkiego. Z taką butną smarkulą nie da się przecież pracować, skoro za każdym razem będzie się przemieniała i skakała do gardła, najwyraźniej o wiele wytrzymalsza na własne obrażenia, niż wyglądała. Whitaker poszedł więc właśnie po coś, co uniemożliwi jej przemianę. Ot, ładna bransoletka, nawet się nikt nie zorientuje, a będzie czas, by oswoić czupurną panterę. Kimiko z kolei milczała już, próbując wziąć się w garść i przestać myśleć o Dagonie, co było trudniejsze niż myślała i najwyraźniej odbijało się na jej twarzy.
        - Czemu się tak nim przejmujesz? – zapytał Seth, spoglądając na nią wciąż z góry, a gdy unikała odpowiedzi trącił palcem kocie ucho, z wrednym uśmiechem otrzymując w zamian fuknięcie i mordercze spojrzenie.
        - Odwal się – burknęła na odczepne, ale znów dostała pstryczka w ucho. Tym razem odmachnęła się wściekła, ale natrafiła tylko na powietrze. Panterołak obszedł fotel i usiadł na drugim oparciu. Co za gnojek. – Co cię to obchodzi?
        - Ciekawość. Bawi cię bycie czyjąś maskotką?
        - Nie jestem niczyją maskotką! – warknęła i uchyliła się tym razem, nim mężczyzna sięgnął jej ucha. Wrednego uśmiechu nie uniknęła.
        - Tak sobie mów.

        Daniel Whitaker przemierzał korytarz szybkim krokiem, jakby pędził by zdążyć na narodziny pierworodnego, ale jednocześnie pragnął zachować godność świeżo upieczonego ojca. Raz zawrócił w miejscu, by po chwili znów zwrócić się w uprzednio obranym kierunku, machając ręką w powietrzu. Zostawił obraz w pokoju, ale zapakowany, więc nie ma strachu. Zaraz będzie z powrotem, a Seth ma na głowie Kimiko i nie powinien nawet mieć czasu interesować się pakunkiem. Fascynująca dziewczyna doprawdy, taka waleczna! I młoda, to od razu widać, to dobrze, bardzo dobrze. Tylko te przemiany były mu zupełnie nie na rękę. Oczywiście, chce panterołaczkę, ale na co mu pantera?
        Osobna sprawa, że i płeć zmiennokształtnej nie była bez znaczenia. Krew najważniejsza, to bezsprzecznie. Co mu po obrazie, który pozwoli mu zachować młodość, jeśli jakiś nieprzychylny wbije mu nóż w plecy? Albo żona otruje? Konstancja od jakiegoś czasu stawała się nieznośna i w ogóle nie zdziwiłoby go takie zachowanie z jej strony. Chociaż nie, gdyby zrobiła to sama byłby miło zaskoczony, nie, raczej posłuży się kimś innym, służbą najpewniej. Albo komuś zapłaci… nie, nie, nie. Nie ma co kusić losu, czas tej kobiety przeminął już dawno. Nią też się zajmie, ale wszystko po kolei.
        W międzyczasie dotarł do innej komnaty, biblioteki, ale nie tej, którą zwiedzał wcześniej z Kimiko. Dziewczyna zwróciłaby pewnie znów uwagę na zastawione książkami regały, i mogłaby dostrzec skryty za nimi dość sporych rozmiarów sejf. Był tu bezpieczny, Konstancja do tego pomieszczenia nie zaglądała nawet z ciekawości, podobnie jak większość gości. Stąd właśnie zabrał obraz, ale teraz wrócił po piękny, ale wciąż niepozorny przedmiot, nabyty ostatnio przez pośredników na czarnym rynku, specjalnie z myślą o takiej sytuacji!
        Najpierw trzeba bowiem dziewczynę zamknąć w jej ludzkiej postaci. Dla wygody, bezpieczeństwa i estetyki. Po to też chciał kobietę. Skoro już będzie ją miał pod ręką to marnotrawstwem byłoby nie skorzystać z jej wdzięków. Długowieczność i możliwość regeneracji to jedno, a młoda kobieta, zwłaszcza tak piękna i dzika, na wyłączność to sprawa osobna. Za żonę jej nie weźmie, bez przesady, ale jako… konkubinę na przykład? Widać, że umie się zachować to i na balach się można z nią pokazać – pod kluczem się raczej nie da zamknąć, ale nieważne jak wysoko byłaby urodzona, uszy i ogon raczej dyskwalifikują ją jako oficjalną panią Whitaker. Taką sobie znajdzie później, jak się Konstancją zajmie. Ale dziewczyna była cudna, a on mógł mieć dwie pieczenie przy jednym ogniu.
        - Ale najpierw trzeba poskromić panterę, zanim znów jej odbije – mruczał, wracając do saloniku, w którym zostawił zmiennokształtnych, nieświadomie przechodząc obok skrytego pod iluzją Laufeya.
        Dotarł do końca korytarza z duszą na ramieniu otwierając drzwi, ale koty na szczęście siedziały grzecznie na fotelu, chociaż nadal nie wyglądały na zbyt zaprzyjaźnione. Zamknął za sobą drzwi, skupiając na sobie spojrzenia Kimiko i Setha, po czym podszedł do dziewczyny, przysiadając na swoim miejscu naprzeciwko niej.
        - Poproszę twą stopę – zarządził, zaciskając coś w jednej dłoni, drugą poklepując się po udzie.
        Kimiko uniosła brwi. Cham, psychol i fetyszysta na dodatek? Czy mogła w ogóle gorzej trafić? Oczywiście nawet nie drgnęła, poza właśnie cofnięciem nóg jeszcze bliżej fotela, ale Wąsacz tylko westchnął, rzucając Sethowi porozumiewawcze spojrzenie. Ten nagle objął panterołaczkę ramieniem, przyciskając do oparcia fotela, a Daniel złapał jedną z miotających się nóg, dziwnie sprawnym ruchem zapinając jej coś wokół kostki. Kimiko nie zdążyła nawet warknąć, a już ją puścili, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Podciągnęła lekko suknię, spoglądając na ukrytą pod długim materiałem kostkę.
        Złota bransoletka była piękna, ale biła od niej silna magia, niemal ciążąc dziewczynie na nodze, a ta maleńka kłódka wyglądała jak ozdoba, ale z pewnością nią nie była. Wąsacz właśnie chował równie złoty kluczyk do wewnętrznej kieszeni marynarki, a Kimiko szybko połączyła fakty.
        - Nie… - jęknęła żałośnie, próbując zaraz przemienić się w panterę, ale poczuła jakby coś zacisnęło się wokół jej żołądka, powodując niemalże odruch wymiotny.
        Szeroko otwarte oczy i rozszerzone źrenice, spłycony oddech i zesztywniała sylwetka świadczyły o tym jak ciężko dziewczyna znosi ograniczenie. Nie doznała czegoś takiego jeszcze nigdy w swoim życiu, zwierzęca forma była nieodłącznym elementem jej osoby i teraz czuła się jakby nie mogła w pełni nabrać oddechu. Cała jej agresywna postawa rozpadła się jak domek z kart, a Kimiko skuliła się na fotelu, podciągając nań stopy i bezsilnie szarpiąc się z złotą bransoletką, która chociaż wyglądała jak cienki łańcuszek, była wytrzymała niczym łańcuch kotwiczny. Whitaker z zadowolonym westchnieniem rozparł się w fotelu, a Seth pierwszy raz zaniechał zaczepek, zerkając na załamaną dziewczynę z kamiennym wyrazem twarzy i odsunął się znów na podłokietnik fotela, by jej nie przytłaczać.
        - No i teraz możemy rozmawiać! Na czym stanęliśmy? – Wąsacz z zadowoleniem zatarł dłonie, spoglądając na spotulniałą Kimiko. – Ach tak. Zostaniesz ze mną w posiadłości, będziesz użyczać mi swojej krwi, gdy tylko będę tego potrzebował, a w zamian będziesz miała czego tylko dusza zapragnie. Nie, przemiany nie wchodzą w grę na razie, zobaczymy, jak będziesz się sprawowała – dodał, widząc spojrzenie dziewczyny. O pozostałych… korzyściach dla niego jeszcze nie wspominał, kobiety to dziwne stworzenia, na pewno by się obruszyła, a tak będzie oswajał ją stopniowo, z czasem sama do niego przyjdzie. – To jak? – zapytał z zadowoleniem, przekonany o swoim zwycięstwie, dopóki brunetka nie podniosła na niego pustego spojrzenia.
        - Po moim trupie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Posiadłość była upierdliwie rozległa, korytarze długie i oczywiście opustoszałe. Cała służba zajęta była przy balu, a jeśli komuś nie przydzielono obowiązków, robił wszystko by nikt sobie o nim nie przypomniał.
Puszyste dywany całkowicie tłumiły ciężkie kroki diabła, ale każdy głośniejszy oddech potrafił odbić się echem w pustych holach, co zmuszało Dagona do znacznej ostrożności. Mimo braku świadków nie rozpraszał też niewidzialności. Nie znając układu willi i jej pomieszczeń w każdej chwili mógł na kogoś wpaść. Poza tym ponowne rzucenie zaklęcia często pochłaniało więcej energii niż utrzymanie go w czasie pomiędzy jego nakładaniem, a na nadmiar sił nie narzekał.
No właśnie sił… Nie przemieszczał się zbyt szybko. Cały czas oddychał ciężko, a nie miał w planach rzężeniem ściągnąć ewentualnych mieszkańców. Niespecjalnie też szło mu w tej chwili lekkie pomykanie na paluszkach, więc jeśli tylko nie chciał robić łomotu typowego dla czartów wyposażonych w kopyta, musiał iść wolniej. Poza tym oczywiście nie chciał przeoczyć jakichś śladów lub wskazówek. Niestety na nie do tej pory nie trafił, ale niespecjalnie miał inne wyjście jak szukać dalej.
Chociaż może nie do końca. Tak po prawdzie mógłby otrzepać garniak, zebrać się do kupy, powiedzieć elicie, że skoro kot go zostawił, to on zlewa kota i ulotnić się jak gdyby nigdy nic. Tylko po pierwsze nie zmienił zdania. Chciał obraz, po który tu przyszli, a skoro Whitaker postanowił grać ostro, czart też odrobinę zmodyfikował plany zamierzając zabrać portret dziś wieczór, w razie potrzeby własnoręcznie wyduszając z wąsacza miejsce jego ukrycia. Po drugie bezczelny kocur go dźgnął, co znaczyło, że siedział w półświatku, ale albo był idiotą, albo wiedział za mało, więc tak czy inaczej zasłużył na odpowiednią edukację. A po trzecie myśleli, że od tak, najzwyczajniej w świecie mogą sobie zabrać kobietę, z którą przyszedł? To niedomówienie należało sprostować.
W tym właśnie momencie wrócił do punktu wyjścia, całe szczęście jedynie metaforycznie. Gdyby ponownie znalazł się przy schodach, cierpliwość Laufeya mogłaby okazać się niewystarczającą. Otóż by cokolwiek zdziałać, należało znaleźć dwóch ułomnych i jednego kota. Cały czas mijał wiele par drzwi, każde po cichu otwierał, ale nigdzie nie było śladu Kimiko ani Whitakera.

        Diable poszukiwania przerwało stłumione echo kroków. Dagon zatrzymał się gwałtownie i wstrzymał oddech, by w żaden sposób nie ujawnić swojej obecności. Szczęście jednak czasem mu sprzyjało, nawet jeśli nie pokładał w nim wielkiej wiary. Z naprzeciwka dreptał pan domu. Zawracał i wiercił się przez chwilę, by znowu niczym w gorączce zacząć maszerować. Czart przysunął się bliżej do ściany, ale Daniel nawet go nie minął, a wszedł do pokoju, do którego bies dopiero się przybliżał. Laufey odczekał chwilę, nasłuchując, ale jedyne co dotarło do jego uszu to ponowne podniecone kroki, gdy wąsacz niczym upalony zielem gnom rozpoczął rajd powrotny. Diabeł obserwował go ze zmrużonymi oczyma i ruszył się dopiero, gdy Whitaker zniknął za rogiem. Ostrożnie otworzył drzwi pokoju, ale ten był całkiem pusty. Warknął cicho pod nosem i wrócił na korytarz. Dogonić kurdupla bez ujawnienia się nie miał szans, ale przynajmniej wiedział, w którym kierunku się udać.
        Mijając ten sam zakręt, za którym stracił z oczu wąsacza, rozpatrzył się ostrożnie i ponownie spróbował odszukać aurę Kimiko. Potrzebował dobrej chwili skupienia, ale po kilku oddechach wyczuł dziewczynę, drugiego kota i oczywiście człowieka, czyli rychłego denata. Powoli mijając kolejne drzwi starał się precyzyjniej wyczuć złodziejkę. Łeb go rozbolał nie na żarty, ale teraz przynajmniej był prawie pewien, że pantera znajdowała się za ścianą obok. Najostrożniej jak potrafił złapał za klamkę i bezgłośnie pchnął drzwi. Skrzydło uchyliło się delikatnie, a niewidoczny czart zajrzał do środka.
        - Pusto? - mruknął do siebie, wchodząc do pokoju. Co za cholerna posiadłość. Samemu Whitakerowi wyszłoby na dobre, gdyby piekielnik nie musiał spędzić kolejnych minut na poszukiwaniach, które bynajmniej nie poprawiały nastroju i tak wkurzonego już Laufeya. Wtedy właśnie zobaczył kolejne drzwi. Tym razem nie miał ochoty na ceregiele i skradanie się. Wściekłym krokiem podszedł do drzwi i nawet nie łapał za klamkę, całą swoją frustrację wkładając w kopniaka wymierzonego w okolicę zamka.

        Kimiko właśnie zdążyła odpowiedzieć na złożoną przez Whitakera propozycje. Ten zdążył zmarszczyć brwi i na jego twarzy zagościł nieprzyjemny grymas, jakby słowa „po moim trupie” nie były najlepszą formą buntu. Seth zdążył westchnąć niezadowolony, szykując się do ewentualnej dalszej roboty. Przynajmniej tyle dobrego z całej kabały, że dziewczyna już nie mogła zmieniać się w panterę, więc łatwiej ją będzie „udobruchać”. Nie zdążył jednak nawet drgnąć. Drzwi otworzyły się z hukiem uderzając o ścianę, sypiąc po drodze drzazgami podczas gdy zamek nie wytrzymał konfrontacji z irytacją jednego piekielnika.
        Whitaker podskoczył z cichym krzykiem, wystraszony nagłym hałasem. Panterołak z rozjuszonym warknięciem przemienił się w panterę, ale nikt nie ukazał się ich oczom. Obu mężczyzn ogarnęło wahanie.
        - Seth… - mruknął zaniepokojony wąsacz, rozglądając się rozbieganymi oczami od drzwi do swojego zmiennokształtnego. Cisza i pustka, tylko to widzieli. Jedynie warczenie kocura nasilało się wypełniając pokój. Nie podobał mu się zapach, który pojawił się w pomieszczeniu.
Daniel chciał ponownie upomnieć swojego łowcę i ochroniarza w jednej osobie, ale zamiast tego zachrypiał nieprzyjemnie gdy coś odciągnęło jego głowę do tyłu a na jego gardle powoli otworzyła się rozległa rana rozciągając się od ucha do ucha mężczyzny. Krew rozchlapała się po pokoju, zwiastując służbie gruntowne sprzątanie, a jego martwy właściciel zawisł bezwładnie na swoim fotelu. W tym momencie panterołak skoczył w kierunku, w którym powinien znajdować się jego przeciwnik. Już nie miał powodów walczyć, ale chciał zabrać stąd swój zad. Zabił faceta, a teraz był pewien, że to właśnie jego czuł. Wolał nie sprawdzać jakim cudem było to możliwe.
Jednym susem dopadł do fotela, na którym siedział trup. To była jedyna droga prowadząca do wyjścia.
Drugi dzielił go od drzwi. Wybił się z potężnych tylnych łap widząc już swoją wolność, gdy coś ciężkiego uderzyło go w łeb, czy grzbiet, a może jedno i drugie. Nie miał pewności, to co poczuł to promieniujący ból i pustka. Siła uderzenia posłała go na podłogę, po której zamiast wielkiego kota wylądował nieprzytomny mężczyzna w towarzystwie kawałków stolika.
        - Naprawdę ściągasz kłopoty - odezwał się czart, ujawniając swoją obecność. Zasłona niewidzialności opadła, ukazując Bajera poprawiającego mankiety. Pozostała iluzja została na swoim miejscu, póki tylko się trzymała, wolał jej nie ruszać. Zbyt wiele zachodu kosztowałoby go ponowne jej kreowanie, by z gracją i bez podejrzeń opuścić przyjęcie.
        - Nic ci nie jest? - zapytał, podchodząc i zmrużonymi oczami przyglądając się podrapanej dziewczynie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Po jej słowach zapadła cisza nie wróżąca nic dobrego, ale dziewczyna nie przejmowała się tym w najmniejszym stopniu. Wbrew temu, co sądzili opierając się na logice, nie mogli zrobić jej już nic gorszego, niż to, co przeżywała w tej chwili. Można byłoby pomyśleć, że Seth przewidzi taką reakcję, ale najwyraźniej różnili się bardziej niż myślała, albo po prostu mężczyzna ślepo wykonywał polecone mu zadania, samemu podrzucając sposób na spacyfikowanie dziewczyny. Dla niej było teraz najważniejsze, by odzyskać pełną władzę nad ciałem, a skoro Whitaker na wstępie zaznaczył, że nie ma takiej opcji, to mogą ją pocałować w jej zgrabny tyłek. Jak tak mu na krwi zależy, to niech sobie z Setha zrobi bukłak, ona już straciła dla tego faceta wszelką solidarność rasową. Z pełnym rezygnacji spokojem znosiła więc niezadowolony grymas Daniela, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, sypiąc gradem drzazg.
        Kimiko podskoczyła na fotelu jak pozostali, zaskoczona nagłym hałasem, ale gdy Wąsacz zajęty był panikowaniem, a Seth przemianą, ona poruszyła wyraźnie nosem, co wyglądało dość zabawnie w ludzkiej postaci. W świetle drzwi nie ukazał się nikt i do pełni grozy brakowało tylko świszczącego w przejściu wiatru, ale nozdrza panterołaczki uderzyła woń zbyt znajoma, by jej nie zaufała. Spędziła z Laufeyem raptem kilka dni, ale… dość blisko, by nauczyć się jego zapachu, którego nie mogły zabić nawet liczne perfumy, pozostawione na Dagonie przez jego taneczne partnerki dzisiejszego wieczoru. Więc podczas gdy Whitaker i Aswad (w swojej zwierzęcej formie) wypatrywali zagrożenia, ona jedynie bezsilnie próbowała wzrokiem przebić iluzję, prostując się w fotelu.
        Dopiero charczenie Daniela zwróciło jej uwagę i nie mogła odwrócić spojrzenia, obserwując poszerzający się drugi uśmiech na jego szyi, nawet gdy chlapnęła na nią krew, plamiąc suknię. Bajera wciąż nie widziała, nie mając jednak wątpliwości, że to on, więc podczas gdy stolik kawowy uniósł się sam w powietrze, złodziejka nie została w fotelu, by podziwiać pokaz, tylko skoczyła w stronę martwego pana domu, sprawnymi ruchami obszukując wewnętrzną kieszeń marynarki. Wysupłała kluczyk w momencie, w którym Seth runął na ziemię razem z resztkami mebla, na co złodziejka tylko drgnęła nieznacznie, strzelając krótkim spojrzeniem w stronę nieprzytomnego mężczyzny. Pozostałą uwagę skupiła na szybkim pozbyciu się paskudnej bransoletki, co nie było takie łatwe, gdy przez złe samopoczucie aż trzęsły jej się dłonie. W końcu jednak zamek puścił z cichym zgrzytem miniaturowej zapadki, a złoty łańcuszek spłynął po stopie złodziejki.
        Ulga była niewyobrażalna i dziewczyna odetchnęła pełną piersią, nagle przenosząc uwagę na znajomy głos, rozlegający się w pobliżu. Opadającą iluzję, odsłaniającą jej diabła w pełnej krasie powitała uśmiechem zdecydowanie zbyt szerokim, jak na zasłyszaną reprymendę. W odpowiedzi na pytanie pokręciła tylko przecząco głową, pokonując odległość dzielącą ją od czarta i wspinając się szybko na palce objęła go ramionami za szyję, przytulając mocno. Nie chciała przysporzyć mu dodatkowego cierpienia, ciągle czuła krew i wiedziała, że dźgnięcie musiało być poważne, skoro Seth był pewien, że Laufeya zabił, więc westchnęła tylko cicho w czarne loki i cofnęła się o krok.
        Otaksowała szybko biesa spojrzeniem, a zgrabne brwi zjechały się w wyrazie konsternacji, gdy Kimiko nie mogła odnaleźć śladów krwi na odzieży. Gdyby nie zapach pomyślałaby, że tępy kocur dźgnął w ogóle kogoś innego, ale domyśliła się, że Laufey mógł ukryć ranę pod iluzją. Pociągnęła go na fotel i posadziła tam, nawet nie pytając o zdanie, bo z pewnością by protestował albo próbował żartować. A ona chciała mu pomóc, bo chociaż trzymał fason, wyglądał nie najlepiej i nie wyobrażała sobie, by w takim stanie mógł pokazać się na dole, czy nawet przenieść ich gdzieś daleko stąd. W głowie w ogóle kłębiła jej się masa pytań, ale postanowiła zajmować się jedną rzeczą na raz.
        - Gdzie cię dźgnął? – zapytała krótko. – Odsłoń ranę, opatrzę cię – mruknęła pokrętnie, ale tonem nie znoszącym sprzeciwu i zostawiła go na chwilę, kierując się w stronę wejścia.
        Przez moment nasłuchiwała w progu, ale odgłosy przyjęcia wciąż tutaj nie docierały, a tym bardziej nie słyszała nikogo zaalarmowanego nieobecnością gospodarza czy hałasami na piętrze. Zamknęła więc drzwi, o tyle, ile się dało przy roztrzaskanym w pył zamku, i skierowała się do pakunku, który wcześniej przyniósł Whitaker. Po drodze jeszcze zawahała się, szukając czegoś po szafkach, aż w końcu wróciła do Dagona z zawiniętą w papier tubą i flaszką whisky.
        - Zobacz, czy to jest to czego szukasz. A to na ból – podała mu obie rzeczy, by się czymś zajął w międzyczasie i spojrzała na odsłonięty bok diabła.
        Nie zastanawiała się w ogóle nad słusznością swoich działań, ale nie w przejawie bezmyślności, a zdecydowania. Nie uważała, by po raz kolejny popełniała ten sam błąd, nie ucząc się zupełnie na własnej historii, a wręcz przeciwnie. Wiedziała, jak to się może skończyć i była na to przygotowana, co już stawiało ją na zupełnie innej pozycji. Wtedy bowiem to nie pomoc Owenowi wpędziła ją w tarapaty tylko samo zadawanie się z bandą i zaufanie im bardziej niż powinna. Teraz wiedziała czego się spodziewać i w razie czego była gotowa wziąć później nogi za pas. Ale była też sobą i mając możliwość ulżenia w cierpieniu komuś, na kim jej zależało, nie zastanawiała się dwa razy. Większego uznania z jej strony ciężko było dostąpić, a chociaż Kimiko zdawała sobie doskonale sprawę, że może to zostać w ogóle nie docenione, lub wręcz wykorzystane, była skłonna machnąć na to ręką. Wieczór jeszcze się nie skończył, a z taką raną Laufey długo nie podtrzyma pozorów.
        Przejechała dłonią po swojej szyi, ale ślady po kłach już zdążyły się zagoić, a szramy na plecach i dłoniach też zaczęły się już wypełniać. Seth zdecydowanie nie docenił jej zdolności do regeneracji, dziewczyna była młoda i goiło się na niej, o ironio – jak na psie.
        - Czemu zabiłeś Whitakera? – zagadnęła Dagona, wyciągając z koka szpilę. Czarne włosy rozsypały się falami na plecy i ramiona dziewczyny. Ostrym końcem ozdoby Kimiko ukradkiem rozdłubała na powrót gojącą się ranę na przedramieniu, by poleciała z niej krew, w której obtoczyła palce.
        - To może boleć, muszę sięgnąć do środka, żeby nie tylko skóra się zasklepiła, ale też naczynia krwionośne i jeśli naruszył ci jakieś organy. Moja krew ma właściwości lecznicze, rana zaraz się zagoi, ale też… może być to trochę obrzydliwe – mruknęła niepewnie, dopiero teraz spoglądając pytająco na Dagona. Na oszczędne przyzwolenie jednocześnie zaczęła go zagadywać i pochyliła się nad diablim bokiem, zdecydowanym ruchem wsuwając palce w ranę.
        - Że też się tak dałeś mu podejść, panny ci dzisiaj w głowie zawróciły? – Uśmiechnęła się zaczepnie, starając się szybko dotrzeć do końca rany i zaraz zabrała dłoń, na nowo maczając ją w swojej krwi.
        - Jak sobie teraz wyobrażasz stąd wyjść? Whitaker z poderżniętym gardłem, Seth niedługo się obudzi, ja jestem cała we krwi, ochlapałeś mi suknię juchą tego zboka – mruknęła, ponawiając czynność i zabierając w końcu dłonie.
        - No już. Daj sobie chwilę i będziesz jak nowy. - Bezceremonialnie wytarła ręce we fragment niezbroczonej czerwoną cieczą marynarki denata, po czym z westchnieniem przysiadła na diablim kolanie.
        - Ale dym.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wzięci z zaskoczenia przeciwnicy nie stawili oporu. Whitaker nawet nie domyślił się co się święciło, a Seth mimo prób poległ. Jak miał walczyć z czymś czego nie widział? Do tego diabeł wstrzymał oddech i znieruchomiał gdy panterołak próbował podjąć jakąś konstruktywną decyzję. Zmiennokształtny nie miał wielu opcji i po krótkim namyśle wybrał ucieczkę. Niestety nie okazał się tak szybki jak by chciał. Piekielnik zaczaił się pod osłoną iluzji, tylko czekając na ruch bruneta. Nie było opcji by diabli klucz do sukcesu ulotnił się niepostrzeżenie z przyjęcia.
        Zrobił (nie)porządek w samą porę by zobaczyć Kimiko szarpiącą się z błyskotką na kostce. Biżuteria opadła z cichym szelestem pozostawiając na twarzy dziewczyny wyraźną ulgę, ale poza zapamiętaniem faktu czart chwilowo nie poświęcił bransoletce ani chwili więcej.
Gdy już się odsłonił, nie potrafił zachować kamiennej twarzy widząc uśmiech zbliżającej się pantery. W dłoni wciąż trzymał sztylet, ale wolną ręką objął plecy złodziejki odpowiadając na jej uścisk.
        - Czyżbyś się martwiła? - wyszeptał w szyję dziewczyny, marną formę nadrabiając miną. Pod palcami poczuł wyraźne strupy gojących się, głębokich zadrapań, a znad barku dziewczyny mógł zobaczyć skórę pokaleczoną kocimi pazurami.
        - Nic mi nie jest - próbował wyłgać się czujnym oczom dziewczyny, ale ona zaprzestała bezowocnego oglądania go z góry na dół na rzecz bezpośredniego działania. Tak jak złodziejka przypuszczała, czart starał się zbyć ją żartami. Kimiko jednak nie wdawała się w dyskusje, tylko pociągnęła biesa w stronę fotela.
        - Nie ma teraz czasu na zabawę - mruczał ciągnięty diabeł, ale na nic zdały się jego próby zbycia kota z pantałyku dwuznacznymi sugestiami. Został zmuszony do klapnięcia na siedzisko. Zresztą też nie był w pozycji do buntów i szarpaniny z panterą, zwyczajnie nie miał na nie siły. Odłożył broń na podłogę i ostentacyjnie wywrócił oczami. Jak tak bardzo chciała mu pomóc, niech pomaga. Nie wiedział co prawda jak zamierzała go opatrzyć, ale skoro tak bardzo pragnęła, nie stawiał się. Chwila odpoczynku mogła mu tylko pomóc. Uwolnił iluzję i zaczął rozpinać guziki kamizelki i koszuli. Marynarka nie wyglądała źle, miała niewielką plamę i oczywiście dziurę, ale z każdą kolejną warstwą było gorzej. Najbardziej widowiskowo prezentowała się biała koszula, która od cięcia w dół była prawie cała zakrwawiona. Przemoknięte serwetki ułożył na udzie nim wypadły na podłogę, chociaż ich zdolność zabezpieczenia spodni przed sączącą z rany krwią, pozostawiała szereg wątpliwości. Tak przygotowany rozparł się na fotelu z bezczelną miną, a cóż innego mógł zrobić. Dostał między żebra, więc lało się z niego jak z zarzynanego barana. Trudności z oddychaniem uzupełnione działaniem Pocałunku były jedynie zwieńczeniem. Goił się wcale nie szybciej od zwykłego człowieka, co najwyżej był odporniejszy na utratę krwi. Głęboka rana nieustannie podkrwawiała, podczas gdy ciągły wysiłek wcale jej nie pomagał.
        Kimiko najwyraźniej przejęła się nową rolą. Najpierw sprawdziła okolicę, później zlokalizowała jakiś pakunek i alkohol. Czart podparł głowę na pięści i z uśmieszkiem obserwował wędrującą brunetkę, zachodząc w głowę co ta knuła. Podaną tubę i butelkę grzecznie odebrał, na moment skupiając się na pakunku. Whisky chętnie by się napił, ale nie mógł sobie pozwolić na większe otumanienie, nawet jeśli by chciał. Nie sądził by ból był tak dotkliwy, że nie mógłby go znieść. No chyba, że kot planował go obmyć święconą wodą. Pozwalając złodziejce zapoznać się ze swoim medycznym przypadkiem, jedną ręką odsłonił część płótna. Czuć było od obrazu magię, resztę zaś musiał ustalić Chrys.
        - Dobra robota. - Uśmiechnął się, układając obraz na podłokietniku i wracając z pobłażliwością do kombinującego kota. Wciąż nie wiedział co dziewczyna zamierzała, ale był tego niezmiernie ciekaw. W aurze pantery nie wyczuwał magii.
        - Jeśli palant użył obrazu to z nim żyjącym portret byłby nic nie wart - odpowiedział jak gdyby nigdy nic, nie dodając, że facet go zwyczajnie wkurzył. Bardziej ciekawe niż powody unicestwienia bogatego dupka, wydawały się poczynania Kimiko, która zaczęła objaśniać swój plan. Uniósł brew w pytająco dwuznacznej minie, dopiero z każdym kolejnym słowem składając fakty w całość. Czart zmrużył oczy ale nie odpowiedział nic poza krótkim. - Widziałem gorsze rzeczy.
Potem już tylko oparł się o zagłówek i zamknął ślepia. Długa blizna na przedramieniu dziewczyny i ostra reakcja na brutalnie trafione pytanie, podczas pobytu w stajni również nabrały sensu. Wcześniej mógł mieć podejrzenia, ale teraz zyskał pewność.
        Skrzywił się odsłaniając kły, ale poza tym nie ruszył się podczas zabiegu. Otworzył oczy dopiero słysząc drwinę. Uśmiechnął się złośliwie, chociaż mina ubarwiona była bolesnym grymasem.
        - Podstawa to dobry blef. Wszyscy się nabrali, trup, kocurek, nawet ty. Idealna ściema - prychnął czart jakby wszystko było zaplanowane, oczywiście ani myśląc przyznać się do błędu. Rzeczywiście dał się podejść, ale nie przez kobiety. Pannom, z którymi tańczył, nie poświęcił ani chwili ponad moment spędzony na parkiecie. Sam całkowicie nie wiedział co go rozproszyło do tego stopnia by zapomnieć o podstawowych zasadach ostrożności.
Zmarszczył się po raz kolejny, na powrót zamykając oczy, ale odpowiedział spokojnym tonem.
        - Tak jak przyszliśmy, frontowymi drzwiami. - Uśmiechnął się mimo dyskomfortu. Co prawda niewiele wytłumaczył, ale wszystko miało się zaraz wyjaśnić. Raz jeszcze zmusił się do uniesienia powiek dopiero słysząc o sukni.
        - Wróżka mnie zabije - zażartował, oglądając dziewczynę uważniej.
        - Ja cię ochlapałem? Sama się wymazałaś, stanowczo sobie wypraszam, połowa tej krwi jest moja - zadrwił, palcem wskazując plamę którą Kimiko nabyła przytulając się na powitanie. Spojrzał jeszcze za złodziejką wycierającą ręce w marynarkę nieboszczyka.
        - Musisz się jeszcze sporo nauczyć - westchnął rozbawiony, patrząc na pozostawione czerwone mazy.
        Odruchowo oparł rękę na biodrze siadającej mu na kolanie dziewczyny. Chociaż od przyznania się do leczniczej krwi minęła dobra chwila, cały czas po diablej głowie kołatały się złośliwe ostrzeżenia. Takich rzeczy nie mówiło się podobnym mu osobom. Czy dziewczyna nie uczyła się na błędach, czy zwyczajnie go nie doceniała. W końcu Dagon dał upust ciekawości. Wyciągnął rękę, wplatając palce w rozpuszczone włosy dziewczyny, skłaniając ją by popatrzyła mu w oczy. Patrzył przez moment w milczeniu czujnie przymykając ślepia. Jednak w zielonych tęczówkach niezmiennie widział determinację, nie naiwność. Oboje znali ryzyko takiego postępowania. Co najwyżej może złodziejka liczyła, że bies nie będzie chciał jej skrzywdzić a jeśli spróbuje, że da radę uciec. Co gorsza on sam teraz nie mógł z całą pewnością zaprzeczyć, czy na przykład nie pozwoliłby się kotu wymknąć.
Twarz czarta złagodniała, gdy ten przeczesał rozpuszczone włosy, znajdując sobie miejsce na łopatkach dziewczyny. Nie odzywał się, a w zamian sięgnął po rękę z blizną i delikatnie pocałował wnętrze nadgarstka dziewczyny, podobnie jak kiedyś. Tym razem gest miał zupełnie odmienne znaczenie. Parę dni temu była to zaczepka, dzisiaj nieme podziękowanie.
        - Dymu to my dopiero narobimy - odparł ochryple, całkiem zadowolonym głosem, znowu dając odpocząć oczom i jednocześnie głaszcząc plecy dziewczyny. Rany prawie się zagoiły, ale wciąż czuł pod palcami ich chropowate wypukłe linie. Przemykał palcami po szramach zostawionych przez pazury drugiej pantery. Zsuwał się po jednych aż do granic sukni, wpełzając na następne. Dziewczyna była cała tylko dlatego, że się regenerowała.
Zmarszczył brwi będąc już na krańcu odsłoniętej skóry i powoli otworzył oczy. Dość obijania się. Łeb go bolał i wątpliwe by przestał w najbliższym czasie, szczególnie gdy rzuci te kilka zaklęć więcej, ale rana przestała krwawić i powoli się zabliźniała. Więcej nie potrzebował. Siły będzie regenerował po robocie.
        Wstając przytrzymał Kimiko w pasie, by jej nie zrzucić, a by zsunęła się z jego nogi. Niechętnie zabrał rękę i zaczął porządki. Wpierw zapiął koszulę. Potem zabrał zakrwawione serwetki, które schował jak pierwotnie, pod kamizelkę. Po przeciwnej, czystej stronie wylądował zwinięty obraz. Teraz wystarczyło zapiąć marynarkę i przy sylwetce Dagona nikt nie powinien zauważyć by ten cokolwiek przemycał. Z szelmowskim uśmiechem zabrał panterze ozdobną szpilę do włosów i wpiął ją w kieszonkę garnituru.
        - Whisky na miejsce. - Wskazał Kimiko podaną mu wcześniej butelkę, samemu podnosząc sztylet i idąc po złotą bransoletkę oraz leżący nieopodal kluczyk. Silna magia biła od niepozornego drobiazgu, więc nie tylko nierozsądnie było go zostawiać, ale i zwyczajnie szkoda go było.
Pokój był w rozsypce po walce obu kotów i wejściu diabła. Laufey nie wiedział czy Whitaker mógłby aż tak bardzo stawiać opór, ale pozostało tylko liczyć oby inni uznali iż tak. Na sam koniec podszedł do Setha, który powoli zaczynał się poruszać. Kucnął przy zmiennokształtnym, złapał w garść krótkie włosy mężczyzny wraz z jednym z uszu i podniósł go na wysokość swojego wzroku. Uśmiechnął się złośliwie widząc sznyty przecinające pysk bruneta i poklepał go po policzku, ręką ostrożnie trzymającą wciąż niebezpieczną klingę. Kocur poruszył się nieznacznie, powoli otwierając oczy. Źrenice w złotych tęczówkach rozszerzyły się i zmiennokształtny spiął się próbując zebrać siły jak tylko zrozumiał co widzi, ale wciąż oszołomione ciało nie zareagowało dość szybko.
        - Spokojnie kiciuś - szepnął diabeł, a Seth rozluźnił się bezwolnie, bezrozumnie patrząc w czarne oczy, gdy bies bezgłośnie szeptał dalej. Na koniec niezbyt delikatnie odłożył łeb panterołaka, poklepał go po karku jak konia i włożył sztylet w dłoń zmiennokształtnego.
        - A teraz wracamy na bal by się pożegnać - oznajmił prostując się. Spojrzał uważnie na panterę znowu mrucząc coś pod nosem. Mgnienie później suknia Kimiko znów była pięknie szmaragdowa, a marynarka diabła czysta. Wyciągnął rękę do dziewczyny i obejmując ją w pasie wyszeptał ostatnią inkantację.Niewidzialni zaczęli przemierzać cichy hol w drodze powrotnej.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Bajerową szyję obejmowała tylko krótką chwilę, jako ekspresyjne „cieszę się, że nic ci nie jest”, co Laufey najwyraźniej szybko wyłapał, bo nawet śmierdząc krwią nie zaniechał zaczepek.
        - Jak diabli – odparła z lekką kpiną rozbawiona dziewczyna i cofnęła się o krok w poszukiwaniu źródła rany, nie spoglądając już na mężczyznę.
        Jawne łgarstwo (tudzież próbę zachowania twarzy, jak kto woli), skomentowała tylko przesiąkniętym kpiną i powątpiewaniem „uhm”, wymruczanym pod nosem i po prostu pociągnęła eleganta na fotel. Rany jeszcze nie widziała, ale z krwią miała do czynienia na tyle często, że nawet po intensywności jej zapachu potrafiła ocenić powagę obrażenia, a ta nie nastrajała do żarcików. Zakrzątnęła się szybko po pokoju, nawet nie pogrążona we własnych myślach, co z zupełnie pustą głową, reagując tylko na kolejne impulsy do działania podsyłane przez organizm. Nie analizowała, nie gdybała, nie próbowała zrozumieć tego wszystkiego, jeszcze nie. Zamknęła ich w pokoju, żeby mieli chociaż chwilę na reakcję nim ktoś ich nakryje i z flaszką i obrazem w rękach wróciła do Dagona.
        Westchnęła bezgłośnie i uśmiechnęła się lekko, widząc go rozpartego w fotelu, diabelnie z siebie zadowolonego i dumnie broczącego krwią. Głupek. Zupełnie nie wyglądał jak ktoś wybierający się na drugą stronę, a przynajmniej nie jeśli chodzi o nastawienie (bo poruszał się już trochę jak łamaga), chociaż czy powinna spodziewać się czegoś innego? Zajęła się raną, zerkając na Dagona tylko kątem oka, gdy się odzywał i z ciekawością na trzymane przez niego płótno. Ona również czuła bijącą od niego aurę, ale w tej posiadłości mogło kryć się o wiele więcej magicznych paskudztw, więc nie odtrąbiła przedwcześnie ich zwycięstwa. Laufey też nie wydawał się zbyt zainteresowany, być może odkładając ocenę obrazu na później. Na oszczędną pochwałę Kimiko prychnęła pod nosem.
        - Nawet nie musiałam nic kraść, palant sam zaczął machać mi tym przed nosem – mruknęła, nawet nie kryjąc niezadowolenia. Miała dostać robotę jako złodziejka, a zrobiono z niej przynętę i potencjalną zakąskę, nie do końca taka była umowa. Ale akurat na ten temat nie odzywała się jeszcze, zajęta swoim zdaniem i powracającym natłokiem myśli. Nie przejmowała się pobłażliwymi spojrzeniami rzucanymi jej przez biesa, wiedziała, co robi, rozważała jeszcze tylko potencjalne konsekwencje.
        O krwi i tak chciała mu w końcu powiedzieć. Być może, jeśli nadeszłoby jakieś „później”. Mogła sobie nie być zadowolona z takich myśli, ale nie zmieniało to faktu, że one tam były – chciała z Dagonem spędzić nieco więcej czasu, niż wymagała tego robota. Nie mówiła tego na głos, nawet sama przed sobą się nie przyznawała, ale jeśli byłaby taka możliwość to pewnie by z niej skorzystała, wymyślając na własne potrzeby jakieś rozsądne uzasadnienie takiego postępowania. Jednak nie miało to racji bytu dopóki bała się, że w którymś momencie Bajer odkryje jej tajemnicę, a złodziejka nagle będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami. To, że był diabłem nie było problem, największe świństwo zrobił jej człowiek z krwi i kości, więc nie ma co szufladkować istot, tylko przy każdej pilnować swojego ogona. To, kim był, już bardziej. To, co sobą reprezentował, co go otaczało, do czego był zdolny. To, z jaką łatwością przychodziło mu manipulowanie ludźmi, jak niewielkie miał o nich mniemanie, jak lekko przychodziło mu odbieranie wolności i zabijanie. Mimo to, chociaż byłoby to znacznym uproszczeniem, nie do końca odpowiednim, by przedstawić odczucia panterołaczki, chciała mu powiedzieć o swojej krwi z ciekawości. Doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa w jakie może się wpakować, śmiałaby wręcz stwierdzić, że nikt nie wiedział lepiej od panterołaka, jak coś takiego może się skończyć. Ale chciała zobaczyć na czym stoi, co Laufey zrobi, jak się zachowa. Wolała to rozegrać na własnych warunkach, gotowa do walki lub ucieczki. Zaskoczyć jego, a nie dać siebie podejść, gdy będzie się tego najmniej spodziewać. Poza tym, gdy ta informacja ujrzy światło dzienne, Kimiko nie zostanie wiele więcej tajemnic, których odkrycia by się obawiała, a przez to stała się, o ironio, nieco pewniejsza siebie niż wcześniej.
        Spokojnie zniosła więc początkowo tylko arogancko pytające spojrzenie, które później złowieszczo zbystrzało, gdy czart mrużył ślepia. Na oszczędne przyzwolenie tylko skinęła głową i wróciła do pracy, stopniowo opróżniając głowę z ciężkich myśli. Na grymas bólu nawet nie mrugnęła - dłubała mu w otwartej ranie, oczywiście, że boli. Ale na krótko. W pakiecie z leczniczymi właściwościami jej krew niosła też ukojenie, więc nawet nim rana zaczęła się goić, rwanie zaczęło słabnąć, niczym pod środkiem przeciwbólowym.
        Na czarcie prychanie odpowiedziała tym samym, fundując mu jednocześnie powątpiewające spojrzenie. Tak, wszystko zaplanował, oczywiście. Naprawdę ją miał za taką głupią, czy wciąż się zgrywał? Nie drążyła jednak, jego upór tłumacząc wadami całego męskiego rodu i po prostu robiąc swoje. Zignorowała też zaproponowaną drogę ewakuacji, jakby to była oczywistość, jedynie w myślach porównując to do swojego zwyczajowego uciekania oknem i po dachach przez miasto. Uśmiechnęła się dopiero, gdy zabierała już dłonie, a Dagon spojrzał na nią, oceniając zniszczenia. Wyobrażenie sobie dryblasa uciekającego przed skrzydlatym maleństwem było zbyt obrazowe, by zachowała kamienną twarz. No i prawdą było, że część rdzawych plam powstała z jej winy, co jednak wcale nie tłumaczyło chęci Bajera by wyjść frontowymi drzwiami, chyba że znowu narzuci na nich iluzję. Wytarła dłonie w marynarkę Whitakera i z braku innego pomysłu na miejsce do odpoczynku, przysiadła u Dagona na kolanie.
        - Jestem złodziejką, nie sanitariuszką – prychnęła na diablą drwinę, rzucając kątem oka na krwawe ślady, po czym powróciła spojrzeniem i gestem do rany na boku mężczyzny, śledząc tempo upływu krwi.
        Spięła się cała, kątem oka rejestrując wyciągniętą rękę, ale pozwoliła by palce czarta wplotły się w jej włosy i skierowały głowę dziewczyny w swoją stronę, aż padło na niego spojrzenie surowych zielonych ślepi. Przyglądali się sobie przez moment w milczeniu, on z ciekawością, ale i niemym ostrzeżeniem, ona niemalże wyzywająco. Lubiła tego faceta bardziej niż by chciała i przywiązała się do niego mocniej niż skłonna byłaby się przyznać, jeśli jednak teraz próbowałby ją bardziej pochwycić lub skrzywdzić, nie zastanawiałaby się dwa razy. On wciąż był osłabiony, ona wciąż szybsza, a szpila do włosów, którą trzymała w dłoniach – ostrzejsza niż się zdawała na pierwszy rzut oka.
        Z ciekawością obserwowała stopniowo łagodniejące oblicze Laufeya, który prawie odbijał się w jej rozszerzonych adrenaliną źrenicach. Przez chwilę, niczym zwierzątko, całą głową śledziła kolejne ruchy mężczyzny, nie protestując, ale czujnie go pilnując. Dopiero, gdy ten pocałował wnętrze jej nadgarstka, drapieżne spojrzenie ustąpiło pod lekkim uśmiechem, jaki przyozdobił jej twarz, a tylko się poszerzył na bezczelne podsumowanie czarta. Oni zakrwawieni, Seth nieprzytomny, Whitaker już zupełnie wystygł, a ten się dopiero rozkręca. Nie do wiary.
        Ją z kolei rozleniwił delikatny dotyk na plecach i mimo całego tego pobojowiska wokół nich, złodziejka powoli ułożyła się wygodniej, dość naturalnie dopasowując do Dagona. Przesunęła się bardziej na jego udo i opierając o zdrowy bok diabła wsparła się na przedramieniu o jego bark, drugą dłonią co jakiś czas doglądając rany. Mężczyzna goił się wolniej niż ona, ale dość szybko, sądząc po zwolnionym upływie krwi. Stopniowo lecząca się rana dawała im jednak chwilę na oddech, czyli jak się okazało, głaskanie kota. Kimiko oddychała cicho i tylko lekko przymrużone ślepia zdradzały ukojenie, gdy panterołaczka nie protestowała przed takim zabijaniem czasu. Nawet nie mruczała, jak kot, tyko po ludzku było jej przyjemnie. Też dopiero teraz czarcie palce zarysowały jej obraz szram pozostawionych przez Setha na jej grzbiecie (teraz plecach), chociaż czuła, że rozcięcia są już zagojone i zostały po nich tylko strupy. Co jakiś czas przecierała najmniej przesiąkniętą krwią serwetką ranę i teraz uśmiechnęła się lekko, widząc niemal gładki bok. Niedługo nie powinna zostać nawet ta blizna.
        - Gotowe – szepnęła, odruchowo ściszając głos i zerkając ukradkiem na twarz Laufeya, który marszczył brwi, otwierając oczy.
        Objęta w pasie nawet nie próbowała sama wstać, pozwalając się lekko zsunąć z diablej nogi. Stojąc już samodzielnie, poprawiła odruchowo suknię, jakby poplamionemu krwią zielonemu jedwabiowi miało to w jakiś sposób pomóc. Domyślała się jednak, że Bajer jakoś to ukryje przed natrętnymi spojrzeniami socjety. Chyba zawału by dostali już na sam widok zaplamionej sukni, nie mówiąc już o martwym panu domu w fotelu na piętrze. Uwolnione wcześniej z koka włosy opadały teraz na ramiona i plecy dziewczyny pięknymi, lśniącymi falami, jednak przy jej wieczorowej kreacji nadal wyglądały nieco zbyt frywolnie. Przytrzymała w ustach szpilę, sięgając rękami za głowę i skręcając czarne loki w garści, by mniej więcej odtworzyć wcześniejszą fryzurę, gdy nagle zabrano jej ozdobę. Spojrzała podejrzliwie na wyszczerzonego bezczelnie Bajera, który schował sobie szpilę do kieszeni, a jej pozostawało tylko opuszczenie dłoni i pozwolenie, by włosy rozsypały się na powrót według własnego uznania. Fuknęła cicho na knującego już coś mężczyznę, ale posłusznie poszła odłożyć flaszkę, która zaczynała ją kusić. „Po robocie koniecznie gorąca kąpiel i drink!
        Nie zauważyła więc, jak Laufey zbiera porzuconą przez nią bransoletkę, i gdy do niego wróciła, był już przy Sethie. Obserwowała kocura z dystansem, darząc go w tej chwili tak rozmaitą gamą emocji, że ich najlepszym wyrazem byłoby chyba kopnięcie gnojka w żołądek na odchodne. Powstrzymała się jednak, spoglądając jak Dagon podkłada zmiennokształtnemu nóż, którym chyba go dźgnięto, a którym na pewno rozpłatał Whitakerowi gardło. Zesztywniała na chwilę, dopiero teraz orientując się, że diabeł oprócz rzucania iluzji potrafi najwyraźniej wejść komuś do głowy (magią tym razem), co nieprzyjemnie skojarzyło jej się z wampirzą hipnozą. Nic jednak nie powiedziała, uważnie obserwując wrabianie Setha, a później oczyszczanie z krwi diablej marynarki i jej sukni i skóry z krwi.
        - Ależ masz tupet – westchnęła podchodząc do Dagona i objęta w pasie wyszła z nim na korytarz. – Wszyscy na dole są już pewnie pijani, więc krwi nie wyczują, ale co jeśli któreś z nich nas dotknie i zostawimy gdzieś ślady krwi?
        Mimo wyrażanych wątpliwości spokojnie przemierzała z Bajerem kolejne korytarze, jeszcze nawet nieświadoma że w tej chwili nie tylko krew ukryta jest przed wzrokiem innych, ale oni sami również. Przychyliła się w stronę mężczyzny dopiero, gdy schodzili już po schodach, a do ich uszu zaczęła znów dobiegać muzyka oraz głosy rozmów i śmiechy nieźle już zaprawionego towarzystwa.
        - Wiem, że lubisz niespodzianki, ale lepiej szybko podziel się ze mną swoim diabelskim planem. Obiecałeś nie traktować mnie jak pionka – przypomniała z lekkim uśmiechem. Humor zaczynał jej znów dopisywać, gdy tylko pomyślała o skrytym za diablą marynarką magicznym płótnie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Widok był niczym wyjęty z mrocznej wyobraźni pokręconego, romantycznego pisarza. W półmroku sekretnego pokoju, w towarzystwie trupa oprawcy i nieprzytomnego zdrajcy, dziewczyna rozsiadła się wygodniej, reagując na dotyk na plecach. Moment był wyjątkowo przyjemny chyba dla obu stron, nie zważających na odrobinę odstręczające okoliczności towarzyszące. Diabeł relaksując się muskał plecy złodziejki, ze spokojem i bez dalszych drwin znosząc kontrolę stanu jego zdrowia. Według niego złodziejka chwilowo zachowywała się właśnie bardziej jako sanitariuszka, ale skupiając się na ulotnym momencie spokoju, nie przekomarzał się z kotką. Nawet „głaskanie” po rannym boku można było podciągnąć pod pieszczotę. Wszystko byłoby cudowne, gdyby nie pozostałości ran, które wyczuwał pod palcami. Drażniły one czarta znacznie bardziej niż gotów byłby się przyznać, więc zamiast zapomnienia szybko zaczęła wracać chęć działania. Zresztą by w pełni zregenerować siły potrzebował więcej czasu niż bezpiecznie mogli spędzić w pokoju Whitakera. Najlepiej więc było kuć żelazo, zacisnąć zęby by resztą sił posprzątać bałagan i pożegnać nudziarzy kulturalnie odchodząc z obrazem.
        - A czy kiedykolwiek wątpiłaś w mój tupet? - zażartował czart.
        - To podstawa sukcesu. - Uśmiechnął się drapieżnie. - Nie wyczuliby krwi, nawet na trzeźwo, ludzie dostrzegają tylko co pragną zauważyć. Śladów nie zostawimy póki lepkie łapki będziesz trzymać przy sobie. Ale lepiej byśmy unikali cudzego dotyku. Ta iluzja nie jest tak wyszukana jak czerwona suknia - tłumaczył swobodnie jakby wcale nie opuszczali miejsca zbrodni.

        Porównanie, że w głowie huczało mu jak sto diabłów było całkiem adekwatne. Jakby w jednym miejscu upchnąć setkę piekielników, bójkom i wrzaskom nie byłoby końca, zupełnie jakby rozpętał się najprawdziwszy armagedon. Mniej więcej coś podobnego odczuwał Dagon. Światło raziło, głośne dźwięki drażniły, jednym słowem marzył o ciszy i spokoju, podczas gdy każdy krok przybliżał ich do zgiełku. Całe szczęście tatuaż milczał nie grożąc skundleniem mimo znacznego osłabienia, znów przecząc jakimkolwiek próbom nadania działaniom klątwy jakichkolwiek prawidłowości.
        Trzymał dziewczynę blisko zarówno dla ułatwienia utrzymania iluzji, jak i własnej przyjemności. Często ludzie idący obok siebie pod rękę, nawzajem utrudniali sobie kroki. Mimo iż czart szedł z Kimiko w prawie ciasnym uścisku, przyjemnie zgrał się z dziewczyną i nie przeszkadzała mu różnica wzrostu, co tylko zachęcało do podobnej bliskości.
        W miarę jak zbliżali się do sali balowej poza nasilającym się gwarem, powoli zaczęli też napotykać rozpierzchniętych po posiadłości gości. O tej porze, po znacznej ilości szampana, bal był znacznie mniej uporządkowany. Wielu młodszych gości szukało zaciszniejszych miejsc umknąwszy z parkietu i głównej sali, okupując teraz balkony czy półpiętro otaczające salę.
        - Mój plan jest całkiem prosty - wyszeptał piekielnik, uśmiechając się pod nosem na przymiotnik „diabelski”.
        - Najpierw zatroszczymy się o powód naszego nagłego zniknięcia. - Z poszerzającym się szelmowskim uśmiechem wolną ręką poklepał kieszeń, z której wystawało szmaragdowe oko szpili do włosów.
        - Potem grzecznie wrócimy do towarzystwa, by od razu się pożegnać. W końcu godzina późna a my musimy już jechać - czart nawiązał do niepełnego kłamstwa. Przecież obiecał Sykesowi odebrać wilczka na dniach. Jak będzie zbyt długo zwlekał, to uchol nie omieszka marudzić i truć dupę, że utrzymywał własnym kosztem jego rzecz. Ten prawdziwy wrzód potrafił napsuć nerwów jak nikt.
        Dagon cały czas mówił cicho, powoli wprowadzając ich między kręcących się po sali gości. Manewrował wśród wstawionych arystokratów, tak by nikt nie zdążył ich choćby trącić, jednocześnie poświęcając resztki sił na ostatnie magiczne popisy.
        - Widzisz - wymruczał cicho, przechodząc koło trzech kobiet rozprawiających o czymś intensywnie. - One na przykład widziały jak oburzona wyrwałaś się Whitakerowi i poszłaś na antresolę, gdy ten nie pilnował ręki - wytłumaczył bezczelnie.
Wybranym, mijanym gościom, diabeł zaszczepiał odpowiednie obrazy. Tak jak poprzednio jedynie krótkie migawki, które zagnieżdżały się podstępnie w umysłach, właśnie dzięki brakom szczegółów i konkretów, dając pole do interpretacji i plotek. Dopasowywały się do osoby, tak, że postrzegała je ona jako własne. Były jedynie sugestiami, szybko wchłanianymi w myśli znudzonej szlachty głodnej pikantnych nowinek, które robiły z nich pełnokrwiste fakty i idealne fałsze. Dagon w tym czasie prowadził ich właśnie na antresolę.
        - Ci zaś widzieli jak nasz kochany nieodżałowanej pamięci Daniel rozmawia o czymś intensywnie z kiciusiem, po czym udają się na piętro - podszeptał gdy minęli kolejną grupkę.
        Przeszli przez całą salę dochodząc do schodów skrytych w jednym z rogów sali, po których czart zaczął wprowadzać Kimiko.
Z góry jak na dłoni widać było grupki bogaczy pogrążone w ploteczkach, przerzedzone szeregi ostatnich zawziętych tancerzy czy Jarvisa, który kręcił i rozglądał się niespokojnie, na co bies uśmiechnął się pod nosem.

        Zaszyli się w cieniu antresoli otaczającej salę balową i tam dopiero Laufey "zdjął" niewidzialność.
        - Kurtyna w górę, pora na ostatni akt - szepnął rozbawiony i zamiast iść dalej prosto, pociągnął złodziejkę za sobą w stronę cienia za ozdobnymi kolumnami. Zielona suknia mignęła w pasach światła, zaraz znikając w półmroku.
Jakaś para również szukająca zacisznego miejsca, minęła diabła z Kimiko chichocząc i przyspiaszając kroku by udać się w mniej zajętą stronę.
        Czart ledwie zdążył objąć dziewczynę, jedną z rąk przytrzymując ją przy sobie, drugą brnąc w rozpuszczone włosy złodziejki. Dopiero zdążył nachylić się do jej szyi, gdy rozległo się głośne, oburzone i karcące pochrząkiwanie.
        - A my martwiliśmy się gdzie was wcięło - prychnął Jarvis, zerkając na Kimiko z wyrzutem. Twarz wyrażała cały szereg emocji, których chłopak będący pod wpływem szampana nawet nie próbował kryć. Dlaczego ta piękna dziewczyna nie mogła docenić jego i stabilności, którą mógł jej dać, tylko znów pełzła w sidła tego starszego gościa wiedząc, że on za moment znów ją zrani. Nawet nie mógł uznać, ze zależało jej na pieniądzach, bo przecież do ubogich nie należał.
        - Straciliśmy rachubę czasu - uśmiechnął się piekielnik, tylko pogarszając nastrój młodego Tussalda. Zaoferował Kimiko ramię i skierowali się ku pozostawionemu towarzystwu. Brunet wyraźnie chciał porozmawiać z panterołaczką, ale bliskość Laufeya psuła mu szyki.
        Znana grupka poszerzyła się o kilka osób, ale poza brakiem gospodarzy trzymała się głównego składu.
        - Widzę, że naprawiłeś swoje błędy - odezwała się Silvia, przyglądając się parze uważnie. - Pytanie tylko czy nauczyłeś się czegoś na popełnionych błędach? - drążyła z uśmiechem. Teraz jednak nic nie psuło nastroju biesa, nawet docinki, co tym lepiej uzupełniało obraz obrażonego wcześniej mężczyzny.
        - A czy mężczyźni uczą się na błędach? - odbił pytanie czart, stając za Kimiko splatając dłonie na jej brzuchu i opierając policzek na jej głowie - Możecie nas nienawidzić albo kochać ze wszystkimi naszymi przywarami - zakończył, wywołując pobłażliwe kręcenie głowami wśród pań i uśmiechy u panów.
        Niedługo później pożegnali nowych i za moment byłych znajomych, chociaż nie obeszło się bez protestów, że za szybko. Przez cały czas Dagon trzymał się blisko Kimiko, z jednej strony ułatwiając sobie podtrzymywanie czaru, z drugiej odstraszając zbyt „towarzyskich” od niepotrzebnego dotykania, które mogłoby zniszczyć cały misterny plan na samym jego końcu.
Na dworze już czekał powóz, do którego najpierw pomógł wsiąść Kimiko, potem wchodząc samemu. Dagon usiadł zaraz obok, zdjął marynarkę i otulił nią dziewczynę. Stukot kopyt i chrzęst żwiru odliczał ostatnie chwile do oficjalnego końca przedstawienia, ale już nie groziły im ciekawskie spojrzenia, wieczór był zimny a Bajer choć dupek, był też dżentelmenem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko nawet nie zwracała uwagi na to, jak blisko siebie trzyma ją Dagon, uznając to już za zupełnie naturalne, tym bardziej, że nie wywoływało najmniejszego dyskomfortu, gdyż tak dobrze zgrali się w krokach. Zacięła się tylko na moment, gdy diabeł wprowadził ich z powrotem w pobliże głównej sali, a wzrok gości przepływał po nich, jakby nie istnieli. Nie, jakby ich nie widzieli. Laufey rzucił na nich iluzję! Teraz zgrabnie lawirowali między ludźmi, którym złodziejka przyglądała się jak oczarowana. Może czart był do tego przyzwyczajony, ale zmiennokształtna czuła się jak duch, gdy spojrzenia przepływały po niej, nie dostrzegając tego, co kryło się pod czarem.
        Zastrzygła uchem, czując na nim szept Bajera i przeniosła na niego uwagę, słuchając szczegółów. Odruchowo podążyła wzrokiem za jego gestem, zatrzymując go na moment na szpili do włosów, błyszczącej szmaragdowym okiem z diablej marynarki. Szybko powiązała fakty i parsknęła rozbawiona, unosząc lekko brwi.
        - Więcej nie zwątpię w twój tupet – mruknęła z uśmiechem i odwróciła spojrzenie ponownie na salę.
        Towarzystwo się zagęszczało i diabeł z panterołaczką dosłownie przemykali w wąskich przestrzeniach między snującymi się arystokratami, uważając by nikogo nie potrącić. Nawet wówczas jednak zaprawieni alkoholem bogaccy pewnie nie wpadliby nawet na pomysł, że ktoś niewidzialny mógłby ich mijać. Kimiko spoglądała na wskazywane jej osoby, uśmiechając się mimowolnie, gdy Dagon opowiadał jej, co się właśnie z nimi dzieje. Grzebanie w umyśle zazwyczaj ją przerażało, jednak teraz była raczej niezdrowo zaintrygowana niż zaniepokojona. Krążyła spojrzeniem po kolejnych ofiarach diabelskich manipulacji, ciągle zastanawiając się czy, a jeśli tak to kiedy, będzie miała stać się jedną z nich. Laufey wiedział o medalionie, więc nawet na niego nie mogła liczyć. Pozostawała jej czujność i szybkie łapy, do tego czasu jak zwykle testując los.
        Ostrożnie przytrzymała suknię, wspinając się po schodach na galerię otaczającą salę balową, ukradkiem spoglądając na krążących niżej gości. Wiedząc o istnieniu iluzji teraz poczuła jak ta zostaje zdjęta i wyszła z Dagonem z cienia, na pokaz poprawiając rozpuszczone włosy i spoglądając na niego pytająco, gdy usłyszała rozbawiony szept. Skąd miała bowiem wiedzieć, co knuł ten diabeł? Czy to, jak prezentowali się teraz nie było już wystarczającym alibi? No cóż, najwyraźniej nie jego zdaniem, bo nagle złodziejka została pociągnięta ponownie w cień kolumny.
        Zaskoczona i w większości pozbawiona możliwości jakiegokolwiek protestu, wpadła prosto w objęcia mężczyzny ku radości mijającej ich właśnie parki. No dobrze, jakoś usilnie też nie protestowała, ale gdy jedną ręką Bajer przytrzymywał ją przy sobie pomyślała, że naprawdę ma facet czelność. Gdy druga wplątała się znów w jej włosy, złodziejka uznała, że w przypadku tego diabła to właściwie spore niedopowiedzenie, on był po prostu pewny siebie do granic możliwości, pewnie często doprowadzając tym innych do szewskiej pasji. Ale gdy poczuła oddech na szyi przymknęła leniwie powieki, poddając się i darując już myślenie, na szczęście szybko uratowana przez znaczące chrząknięcie.
        Wyplątała się z diablich objęć, tym razem nawet nie udając, a faktycznie musząc poprawić zmierzwione nieco włosy. Początkowo na Jarvisa zerknęła z przepraszającym uśmiechem, ale widząc wyrzut w jego oczach jej spojrzenie nabrało surowości, co szybko ukryła pod rzęsami, gdy spoglądając w dół doprowadziła do porządku też suknię. Będzie ją oceniał, bogaty gówniarz jeden, jeszcze czego. Zgrabna szpila wbita Tussaldowi przyspieszyła jednak odwrót młodzieńca i gdy ten zorientował się, że nie ma co liczyć na prywatną rozmowę z dziewczyną, ruszył przodem, prowadząc zagubione owieczki z powrotem do reszty stada.
        - Bardzo ładny plan – szepnęła Kimiko do Laufeya, ujmując go pod ramię. – Aczkolwiek ostatnia szopka zbędna, i tak by to łyknęli – dodała złośliwie, ale z figlarnym uśmiechem.
        Towarzystwo nie szczędziło im spojrzeń i ukradkowych komentarzy wymienianych między sobą, nie kryjąc się ani z jednym ani z drugim. Zaprawione alkoholem, ale bystre w plotkarskich kwestiach oczy krążyły od niezadowolonej miny Jarvisa do Kimiko i Dagona, a przede wszystkim rozpuszczonych włosów dziewczyny i błyszczącego szmaragdem oka szpili do włosów, dumnie wystającej z kieszeni mężczyzny. Na tym poziomie, dodawanie faktów u żądnych sensacji dam przebiegało bez zarzutu. Kimiko nie powstrzymała się jednak od komentarza na słowa Silvii.
        - Raczej wciąż nad tym pracuje – sprostowała pozornie marudnym tonem, jakby ledwie udobruchana, ale uśmiechnęła się pod nosem, czując jak stojący za nią Laufey obejmuje ją w pasie i wspiera policzek na czarnych lokach. No co za przylepa!
        Komentarz mężczyzny wywołał rozbawienie, a u złodziejki pobłażliwe prychnięcie i dla żartu trzepnęła go uchem w nos, co wywołało kolejną falę radości towarzystwa, i nieco załagodziło niechęć spowodowaną ich wyjściem. Niczym pies obronny, Dagon odstraszył wszystkich panów, którzy chcieliby ucałować dłoń dziewczyny na pożegnanie, a stojąca przed nim Kimiko raczej uniemożliwiała dojście do mężczyzny, co z kolei panie przyjęły z rozczarowanymi westchnieniami. Ostateczne więc wszyscy powymieniali się ukłonami na odległość, a diabeł i pantera oddalali się spokojnym krokiem w stronę głównych drzwi. Dokładnie tak, jak miało być.

        Dopiero za drzwiami brunetka odetchnęła pełną piersią, z przyjemnością chłonąc zimne, ale przyjemnie świeże powietrze pełznące po odsłoniętej skórze. Nie dla niej były bale, marmury i kryształowe kieliszki. Nic nie radowało tak, jak zapach nocy, która teraz rozpanoszyła się po niebie, otulając wszystko ciemnością i ulegając jedynie pod czarem niewielkich lamp oliwnych rozstawionych wokoło. Kimiko skorzystała z pomocnej dłoni wsiadając do powozu, przesuwając się zaraz na siedzisku, by zrobić miejsce dla Dagona. Chociaż pierwsza radość z rześkiej nocy minęła i teraz dziewczyna objęła się lekko ramionami dla ochrony przed chłodem, materiał zarzucony na jej ramiona i plecy był zaskoczeniem. Dużym. Kocie ślepia spoglądały na mężczyznę, jakby złodziejka widziała go pierwszy raz na oczy, gdy ten zupełnie swobodnie otulał ją marynarką.
        - Dziękuję – powiedziała tylko, zgarniając w dłonie poły materiału i tak owinięta, po chwili wahania, ostrożnie oparła się bokiem o swojego sąsiada, składając głowę na jego ramieniu.

        Po drodze się nie odzywała, chyba zbyt jeszcze zmęczona i układając sobie wszystkie wydarzenia w głowie. Poza tym adrenalina powoli przestawała ją napędzać i dziewczyna myślała już tylko o gorącej kąpieli. Iluzja może i była doskonała, ale Kimiko wciąż czuła na sobie cudzą i własną krew, której chciała się pozbyć. Zaraz po wejściu do pokoju zdjęła więc marynarkę Dagona, którą wciąż była okryta podczas drogi i złożyła ją ostrożnie na oparciu fotela, obracając się w stronę mężczyzny.
        - Szybko się wykąpię. Papierośnica leży na łóżku – dodała, domyślając się, że Bajer może być na niemałym głodzie od kiedy gwizdnęła mu… to znaczy wygrała srebrne cudeńko. Później jak powiedziała tak zrobiła i zniknęła w łazience.
        Zielona suknia wylądowała na podłodze, gdy tylko Kimiko zamknęła za sobą drzwi. Była cała uwalana krwią, wiec ta odrobina brudu, która jakimś cudem znalazłaby się w łazience, na pewno jej nie zaszkodzi. Dziewczyna puściła wodę i od razu weszła do wanny, na bieżąco zmywając z siebie kolejne plamy krwi wiedząc, że wcale nie jest to takie proste. Rdzawoczerwona ciecz była pioruńsko złośliwą substancją i trzymała się zdecydowanie zbyt dobrze, ale w końcu panterołaczce udało się doczyścić zarówno drobne plamy, jak i rozmoczyć wszystkie pozostałości po ranach zadanych pazurami Setha. Idealnie gładka skóra nie zdradzała teraz, że złodziejkę ktokolwiek choćby drasnął. Nie sposób było nawet znaleźć miejsc, w których jeszcze godzinę temu były głębokie szramy i tylko stara blizna bieliła się na opalonej skórze. Kimiko dokładnie zmyła makijaż wokół oczu i umyła włosy, a w końcu z ociąganiem opuściła wannę i wytarła się w ręcznik, ostatecznie będąc zmuszoną w nim pozostać, gdyż jej ubrania gdzieś zniknęły. Chociaż przebierała się w łazience, nigdzie nie było jej koszuli i spodni, ale rozbawiona złodziejka szybko powiązała z tą tajemnicą pewną małą skrzydlatą istotkę, która chyba zajmowała się ich odzieżą. Ponownie więc opuściła łazienkę w samym ręczniku i z mokrymi włosami skierowała się do sypialni po swoje ubrania.
        - Twoje wsparcie logistyczne gwizdnęło mi ciuchy – powiedziała z uśmiechem, mijając Dagona. – Wiesz, chyba też z tobą zapalę. I napiję. Kiedy musimy opuścić pokój?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Panterołaczka miała sporo zalet. Zaczynając od atrakcyjnego wyglądu i zgrabnej sylwetki, które były pozytywami z czysto estetycznych względów. Czupurny charakter, który jeszcze nie był arogancki, ale zupełnie nie zbliżał jej układnego, bezwolnego czy lękliwego dziewczęcia dodawał smaczku do przebywania w towarzystwie złodziejki. Względna odporność na urok diabła również była intrygująca. Może pryskała w bardziej intymnych momentach, ale pantera niezmiennie zamiast rzucać się na piekielnika i mdleć w jego ramionach, cały czas trzymała się dzielnie, czasem samej próbując grać na diablim nosie, chociaż niby zapierała się rękoma i nogami przed podobnym postępowaniem. Oczywiście była też zdolną złodziejką oraz doskonale nadawała się na przynętę. Jednak jej najważniejszą zaletą była zdolność dopasowywania się do różnych sytuacji i spontanicznego płynięcia z wydarzeniami bez tracenia gruntu pod nogami. Wciąż nie był zwolennikiem pracy grupowej ale z Kimiko stawała się ona nie tylko nieuciążliwa co prawie przyjemna.
Teraz dawała kolejny tego przykład. Skąpe wyjaśnienia wystarczyły i dziewczyna z ciekawością podążała u jego boku, z lekkością dając się prowadzić. Nie burzyła się też przeciw bliskości. Owszem posłała mu butne spojrzenie, jakby zaraz miała spytać co on sobie myśli, ale zaraz potem ku diablemu zadowoleniu z siebie rozluźniła się wyczuwalnie.
        Po prawdzie liczył przyciągnąć Jarvisa, który rozglądał się jak porzucony szczeniak w poszukiwaniu właściciela. Domysły były dobre, ale ostateczne złamanie biedactwu serca stanowiłoby dowód druzgoczący i niezbity, z którym wątpliwe by ktokolwiek polemizował. Pech jednak chciał, że stęsknione nieszczęście kopytkowało szybciej niż chart spuszczony ze smyczy i dotarł do swojej pani nim usta diabła zdążyły dotknąć skóry Kimiko. Lekko zawiedziony wypuścił brunetkę, podczas gdy Jarvis nawet nie zaszczycił go jednym zerknięciem, oczy cały czas lokując na panterze i prowadząc ich do pozostawionego towarzystwa.
Idąc, czart uśmiechnął się w odpowiedzi, a grymas tylko się poszerzył z kolejnymi słowami.
        - Kto powiedział, że to była szopka? - odszepnął bezczelnie, jak lubił wprost w kocie uszko.
O ile bal w kulminacyjnym momencie pieprzył się porządnie, o tyle jego zakończenie przebiegło bez komplikacji na wspólnym droczeniu siebie i bogackich, a po szybkim pożegnaniu, które przyniosło prawie namacalną ulgę, znaleźli się bezpiecznie w powozie.

        Chociaż Dagon był skrajnie zmęczony, nie umknęło mu jak chłód dopadł Kimiko. Co prawda nawet gdyby nie widział jak złodziejka drży i tak okryłby ją marynarką, ale w tej sytuacji gest został chyba bardziej doceniony. Uśmiechnął się łagodnie i bez drwiny, widząc pytające spojrzenie a później słysząc podziękowanie. W przeciwieństwie do zmiennokształtnej piekielnik się nie wahał, bez zwłoki otoczył ramiona dziewczyny przytulając ją mocniej do siebie.
        Podczas drogi Laufey również się nie odzywał. Nawet oddychanie zdawało się być wyzwaniem. Pozwolił by ciężka głowa kołysała się bezwładnie na oparciu, w rytm pokonywanych przez powóz wybojów. Zamknął oczy by migające światła nie raniły nadwrażliwego wzroku, a umykające otoczenie nie nasilało zawrotów. Jedynie powoli poruszająca się dłoń delikatnie głaszcząca obejmowane ramię, pokazywała, że czart nie spał.
        Podróż mijała jakoś szybko, znacznie szybciej niż w przeciwnym kierunku i ani się obejrzał znów musiał mierzyć się ze schodami. Po ciężkim boju, iluzja prysła w tym samym momencie, w którym przekroczyli próg apartamentu.
        Skinął dziewczynie głową w potwierdzeniu i skierował ciężkie kroki po cygaro, które należało się mu się jak psu buda, zresztą razem z whisky. Może przynajmniej głowa odpuści chociaż odrobinę.
Już z zapalonym cygarem w zębach, z trudem walcząc ze sztywnością ogarniającą wszystkie mięśnie, zrzucił na podłogę zakrwawioną kamizelkę wraz z serwetkami, skradzione płótno układając na stoliku. Niegdyś biała koszula podążyła za elementem garnituru, a spinki za portretem. Potem poszedł po "napój życia" i tak zaopatrzony opadł na kanapę, opuszczając ciężkie powieki. W jednej ręce nieustannie trzymał szklankę z alkoholem, w drugiej palące się cygaro, popiół zrzucając do pustej szklanki ustawionej na ławie, chociaż czynił to z niemałym wysiłkiem.
Dopiero głos Kimiko wyrwał diabła z przyjemnej ciemności, zmuszając go do otwarcia ślepi. Odsłonił kły w uśmiechu, wymownie patrząc za dziewczyną, najwyraźniej jeszcze nie dość padnięty by sobie darować.
        - Raczej nie mam powodów do narzekania - wymruczał niskim głosem, po chwili nieco poważniejąc.
        - Do południa. Przed zmrokiem musimy odebrać wilczka od Sykesa, a posiadłość ma kilka godzin drogi od Demary. Potem pozostaje nam w konwencjonalny sposób jechać do Nowej Aerii. Nie dam rady nas przenieść - na koniec prychnął lekko pogardliwie.
Nawet nie miał sił by iść do łazienki by się doprowadzić do porządku.

        Zamierzył cieszyć się spokojem i złośliwego skrzydlatego wsparcia nie wzywać aż do rana, wsparcie jednak zjawiło się samo, nie wzywane. Skąd wiedziała, że już wrócili, cóż ten mały magiczny insekt miewał pewnie swoje sposoby. Brzęk dzwoneczków i szum skrzydełek rozległ się w pokoju, ostatecznie rujnując diabli humor. "No to zaraz się zacznie..." - pomyślał Dagon słysząc jak stworzenie przemieszcza się po pokoju.
Wróżka oczywiście nie bawiąc się w podchody złapała marynarkę z piskiem unosząc ją pod światło, by przez dziurę prawie przełożyć głowę. Potem było już tylko gorzej. Doleciała do kamizelki i koszuli, brzęcząc swoje maleńkie przekleństwa zbyt szybko by dało się wszystko zrozumieć. Część emocjonalnej wypowiedzi dawała się jednak odczytać, a przynajmniej jej fragmenty lub czasem pojedyncze słowa.
        - Logiczne, że ciuchy mają dziurę, jeśli ja ją mam - burknął diabeł, napotykając kolejną salwę brzęczenia.
        - Już jej nie mam przez nią. - Wskazując na Kimiko odparł niezmiennie poirytowany, gdyż przy amplitudzie dźwięków produkowanych przez wrózię, łeb bolał go jeszcze bardziej. Skrzydlata pisnęła jeszcze dramatyczniej, jakby sobie coś przypomniała i prędkością wściekłej osy obleciała cały pokój na koniec wpadając do łazienki. Wyleciała z niej niemalże wolno, zanosząc się dzwoneczkowym płaczem, wstrząsając materiałem, który ciągnął się za nią swoją niegdyś zielenią. Z lamentu wybiło się coś na kształt "Jak mogłeś", na co czart oczywiście od razu miał odpowiedź.
        - To ona się wybrudziła - prychnął nawet nie siląc się na pokazywanie winnej. Wróżka zamilkła upuszczając suknię i czujnym lotem, niczym mała pirania podleciała do dziewczyny zawisając na wysokości jej nosa. Patrzyła przez chwilę w szmaragdowe kocie oczy, by zaraz potem odwrócić się gwałtownie, znowu coś piskając do piekielnika, wytykając go małymi rączkami. Po chwili, wcale się nie uspokajając podleciała w stronę kociego uszka, które pogłaskała w demonstracji co sądziła o winie złodziejki.
Po takim pokazie wróciła do Bajera, utyskując jaki to diabeł był brudny, nieuważny i wszystko niszczył. Podczas tyrady z rogatego znikały rdzawe smugi posoki.
Zadowolona ze swojej pracy i oczywiście wciąż rozzłoszczona, złapała ubrania, które powinny być dla niej zbyt ciężkie i bez pożegnania zniknęła.

        W tym samym czasie Seth obudził się i wybiegł z tajemnego pokoju. Niczym w amoku pokonał hole i wpadł wprost na salę balową, umorusany krwią, z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Goście zamarli w bezruchu, kilka dam omdlało, ale oczy wszystkich skierowały się wprost na panterołaka. Ten natomiast nie wiedział co się stało. Pamiętał wszystko do momentu gdy z Whitakerem założyli panterze bransoletkę, potem miał wielką pustkę. Nawet nie rozumiał czemu idiotycznie wybiegł w sam środek wieczornego zgromadzenia, zamiast rozpatrzeć się w sytuacji i zastanowić co robić. Dlaczego wziął broń ze sobą, tego też nie pojmował. Jedno jedynie wiedział, z tego wykręcić się nie będzie łatwo...
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Otulona marynarką dziewczyna wpatrywała się w Laufeya wyraźnie zbita z tropu, jakby tylko czekała na zaczepny uśmiech czy wyszeptany ochrypłym głosem dwuznaczny żart. Zamiast tego mężczyzna obdarował ją łagodnym uśmiechem, objął i przytulił do siebie, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem i robił to codziennie. Oparła się o niego ostrożnie, ale nawet już na nią nie spoglądał, składając głowę na oparciu i przymykając oczy. Złodziejka bardzo stała się pohamować uśmiech, gdy w końcu odważyła się ułożyć się wygodniej i wtulić w Dagona, który na dodatek głaskał ją spokojnie po ramieniu, ale kąciki ust unosiły się radośnie nawet, gdy przymknęła już oczy. Wiedziała, że musi na niego uważać, cały czas o tym pamiętała, naprawdę. Ale teraz, chociaż na chwileczkę sobie od tego odpocznie, tak dawno nikt jej nie przytulał…
        Droga niestety szybko się skończyła i Kimiko niechętnie opuściła ciepłe objęcie i powóz, coraz bardziej zmęczona kierując się do pokoju, a później do łazienki. Gorąca kąpiel i pozbycie się śladów wieczornych komplikacji podczas balu poprawiło nieco jej samopoczucie i rozluźniło spięte mięśnie. Dziewczyna wszak była wykończona jedynie wrażeniami, nie miała na koncie ani wyczerpania magią, ani ranami, nie aż tak jak Dagon. Nie raz była podrapana i nawet nie przywiązała do tego większej wagi, bardziej bolała ją zdrada panterołaka, którego lojalności spodziewałaby się chociażby ze względu na rasę. Na jej słowa, gdy wyszła z łazienki, bies odpowiedział z właściwym sobie zaczepnym humorem, ale było widać, że jest ledwo żywy. W obu dłoniach jednak dzierżył chyba najlepsze na to wspomagacze, więc nie gapiąc się ostentacyjnie na jego obnażony tors dziewczyna zniknęła w pokoju, w poszukiwaniu swoich ubrań.
        Znalazła je ładnie złożone na łóżku, jeszcze pachnące od prania i aż przyjemnie było wciągnąć świeże spodnie i bluzkę. Suknia, chociaż piękna, na swój sposób krępowała, a dopasowany, ale lekki strój złodziejki sprawiał, że czuła się w nim mimo wszystko bardziej komfortowo. Na zasłyszane z sąsiedniego pokoju informacje skinęła odruchowo głową, zapominając, że jej nie widać, a pogrążona w rozmyślaniach, gdy powrócił temat zakupionego wilkołaka. Czyli po niego również pojedzie razem z Dagonem. Dobrze. Zobaczy przynajmniej na własne oczy przed czym cały czas się wystrzega i może przestanie tak często tracić głowę, a zacznie bardziej mieć się na baczności. Sam sposób podróży jej zupełnie nie przeszkadzał, dla niej to był właśnie ten codzienny, a teleportacje były nowością. Osobną sprawą było to, gdzie zmierzają.
        - Czyli obraz zawozimy do Nowej Aerii? – zapytała, wychodząc już ubrana z pokoju i uśmiechnęła się łagodnie na widok sponiewieranego Laufeya. Powiedziałaby, że wygląda tragicznie, ale nawet w takim stanie za bardzo kusił kota.
        Przechodząc za kanapą Kimiko wyciągnęła dłoń w kierunku rogatej głowy, ale nie pacnęła znów ciekawsko poroża. Szczupłe palce przemknęły po diablej głowie, gdy szła, delikatnie wplatając się między włosy i drapiąc Bajera żartobliwie za uchem, nim panterołaczka minęła mężczyznę bez słowa i poszła nalać sobie drinka. Postanawiając, że całego cygara i tak nie spali tylko najwyżej buchnie trochę od Dagona, wróciła z pełną szklanką i opadła na siedzisko obok niego. Plecy wsparła o boczne oparcie sofy i podciągnęła nogi na poduchę, jakby własnymi kolanami chciała się odgrodzić od piekielnika. Nie przeszkadzało jej to oczywiście w lekkim oparciu bosych stóp o jego udo. Nie naruszała jednak bardziej spokoju mężczyzny, popijając whisky i wyciszając się samej w przyjemnym towarzystwie.
        Nagle jednak w pokoju rozległo się aż nazbyt znajome brzęczenie i twarz czarta wykrzywiła się w niezadowolonym grymasie, a panterze uszka stanęły czujnie, wychylając się z wilgotnych jeszcze włosów. Wróżka! Kimiko szybko odnalazła wzrokiem małą istotkę i nie spuszczała już z niej oczu, które na powrót niemal całe błyszczały zielonymi tęczówkami, ledwie przeciętymi zwężoną do pionowej kreski źrenicą. Starała się jednak ograniczyć swoją fascynację stworzeniem i nie ruszyła się z miejsca, chociaż będąc zupełnie szczerym po prostu zamarła w bezruchu niczym polujący drapieżnik – najwyraźniej oswajanie się panterołaczki i wróżki musiało przebiec we własnym tempie u obu stron.
        Rozpaczające stworzonko szybko jednak rozczuliło dziewczynę i ta zaraz połączyła się we współczuciu z posmutniałą wróżką, która wydawała się być niesłychanie przywiązana do diablej odzieży, chociaż akurat tego za bardzo dziewczyna nie umiała sobie wyjaśnić. Po chwili nie mogła już powstrzymać rozbawienia, gdy obserwowała kłócącą się nietypową parkę i tylko z grzeczności ograniczała się do bezczelnego szczerzenia kocich kłów, miast śmiania się w głos z ruganego diabła. Zaraz jednak uśmiech spłynął z jej twarzy pozostawiając jedynie czysty szok zupełnie niewinnej dziewczyny, której właśnie zarzucano jakieś niegodziwości. No co za diabeł!
        - „Dziękuję” się mówi! Jak ci tak źle to zaraz możemy to naprawić, dziurę łatwiej zrobić niż zasklepić! – fuknęła i szturchnęła Dagona bosą stopą, nagle znów przenosząc uwagę na wróżkę.
        - Ojejku – zorientowała się z przerażeniem w głosie, obserwując jak skrzydlata znika w łazience. Kimiko doskonale wiedziała, co tam zastanie, a skoro tak zareagowała na dziurę w marynarce to…
        Drobna naturianka wyleciała powoli z łazienki, ciągnąc za sobą szmaragdowo-czerwone zwłoki jej wieczornej kreacji i chlipiąc rozpaczliwie. Panterołaczka otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała co. Czarne uszka położyły się żałośnie po głowie, gdy dziewczyna nagle poczuła się winna cierpienia małej istotki, której tak niewiele przecież było do szczęścia potrzeba, ot takie cudowne tkaniny, a i to jej zabierano codziennie, rozrywając na strzępy maleńkie serduszko.
        Jednak podczas gdy Kimiko wyglądała jak uosobienie poczucia winy, to Bajer zgarnął całą burę, a na dodatek, co za bezczelny dupek, zwalił winę na nią! No nie do wiary! Dżentelmen od siedmiu boleści! Złodziejka fuknęła znów wściekle po kociemu, aż jej się uszy podniosły, ale nie odezwała się słowem, bo w tym momencie wściekła drobina podleciała do niej czujnie, zatrzymując się gwałtownie przed samym nosem Kimiko, zmuszając dziewczynę do zszokowanego zezowania na niewielką wróżkę. Tak bardzo by ją chciała teraz złapać! Ale siedziała grzecznie, zaciskając dłonie na szklance, nie zmieniając pozycji i tylko wpatrując się w surowe małe oczka naturianki. Wielkie, zielone kocie ślepia były teraz niemalże rozmiarów samego stworzonka, które najwyraźniej oceniło złodziejkę na swój sposób, bo wróciło z rabanem do diabła, a na usta kocicy ponownie wpłynął nieśmiały uśmiech, który tylko się poszerzył, gdy wróżka ostentacyjnie stanęła po jej stronie, głaszcząc kocie uszko. Losie, co za słodkie stworzenie! Krótki gardłowy pomruk zadowolenia wymknął się panterołaczce, gdy pogłaskana zmrużyła nieznacznie ślepia i rzuciła spacyfikowanemu diabłu rozbawione spojrzenie. Później odprowadziła spojrzeniem wróżkę i gdy logistyczne wsparcie już zniknęło, dziewczyna wciąż chichocząc napiła się whisky.
        - Pantofel – dało się słyszeć prowokacyjny koci szept, nim usta Kimiko dotknęły szkła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        W błogim zaciszu pokoju, Dagon popijał whisky na przemian z nią popalając cygaro z nadzieją, że głowa przestanie boleć. Łeb oczywiście ani myślał odpuścić, ale dym przyjemnie rozchodził się najpierw w ustach, potem w płucach, a za nim postępowała cierpki i subtelnie palący alkohol. Zmęczonym, ale i zadowolonym wzrokiem odprowadził panterę wędrującą w ręczniku, po chwili kontynuując z nią dyskusję.
        - Tak, w Aerii mam pasera - odparł jeszcze nie wyjaśniając, że przecież na początku znajomości byli właśnie w tym mieście.
        - On sprawdzi obraz, ja nie mam odpowiednich zdolności, a jeśli rozwinęlibyśmy płótno, może i okazałoby się co to za obrazek, ale stałby się bezwartościowy, jeśli nie jest falsyfikatem - spokojnie tłumaczył, by przypadkiem przez pomyłkę, roztargnienie lub zwykłą ciekawość nie postanowiła odpakować obrazu. Kocica nie była głupia, ale czasami lepiej było dmuchać na zimne by się nie sparzyć, szczególnie gdy chodziło o potencjalnie równie cenny artefakt.
        Kimiko jak zawsze stąpała bezszelestnie, więc czart nie słyszał jej kroków, a otwierać oczu by śledzić poczynania dziewczyny zwyczajnie mu się nie chciało. Był padnięty i obolały, więc korzystał z chwil spokoju. Tym chętniej, że jutro czekała go urocza rozmowa z Sykesem, który zapewne nie omieszka próbować go wkurzyć.
Nie dziwne więc, że dopiero smukłe palce plączące mu się we włosach i drapiące za uchem uświadomiły biesa o obecności brunetki. Zaśmiał się cicho pod nosem z osobliwego ale przyjemnego gestu. Kimiko jednak nie przedłużała głaskania, przerywając je na rzecz nalania sobie alkoholu. Domyślił się słysząc chlupot płynu uderzającego o szkło, podczas gdy oczy cały czas trzymał zamknięte.
Do stosunkowo nowej bliskości kota przywykł szybciej niż można by pomyśleć i wciąż się dziwiąc, zaczynał lubić to uczucie. Nawet nie drgnął czując dotyk, trwając w przyjemnej ciszy i bezruchu.
        Niestety błogi relaks nie trwał długo, zmącony przybyciem wróżki, która szybko zaczęła rozpaczać nad zniszczonymi ubraniami. By było śmieszniej skrzydlata zapałała nagłym zainteresowaniem wobec osoby kota, w odwrotnym kierunku fascynacja byłaby idealnym słowem. Gdyby mu tak nie huczało w głowie, pewnie cieszyłby się kolejnym niecodziennym i zabawnym widokiem. Ale dzisiaj, doprawdy mogły by się te dwie kobiety wykazać odrobiną empatii i szóstego zmysłu, z którego tak słynęły niewiasty i mu zwyczajnie dzisiaj odpuścić. Żeby było jeszcze bardziej irytująco, doskonale wiedział, że wróżka martwiła się nie tylko o ubrania a i o niego. Jakimś dziwnym magicznie naturalistycznym sposobem związała swój los z jego więc nie był jej obojętny. Czy nie mogłaby więc chociaż ten jeden raz lub ogólnie w podobnie nietypowych sytuacjach zwyczajnie się o niego troszczyć a nie uzewnętrzniać swoje frustracje. Oczywiście nie mogła. Na trącenie stopą, odszturchnął kocie nogi udem. No bez przesady, podziękował, a ona będzie go jeszcze za słówka łapać. Zaraz jednak mina jej zrzedła gdy pora było zmierzyć się ze zniszczeniami zielonej sukni. Niestety bura nie pokryła się z oczekiwaniami czarta, gdyż znowu oberwało się jemu. Popuszczał mimo uszu większość pisków, ciesząc się z magicznego oczyszczenia i z powracającą radością powitał wróżkowe zniknięcie. Właśnie chciał wrócić do relaksu w ciszy gdy dosłyszał kocie, złośliwe określenie.
        Otworzył ślepia odnajdując bezczelne kocie źrenice. Płynnym ruchem, którego przy obecnym stanie biesa by się nie oczekiwało, opróżnił whisky i wrzucił do pustej szklanki niedopalone cygaro.
        - Pantofel? - zapytał mruczącym niskim głosem, nachylając się do Kimiko. Z kanapy się nie ruszył. Jedno z kolan oparł między stopami dziewczyny, podbrzuszem znajdując się nad jej kolanami. Ręce ułożył po obu stronach złodziejki by utrudnić jej wymknięcie się. Jedna z nich wylądowała od strony brzegu kanapy ocierając się o talię brunetki. Druga tuż w pobliżu jej głowy, na podłokietniku sofy.
        - Raczej bardzo wyrozumiały szef - sprostował zmysłowym głosem, nachylając się nad panterą.
        - Może jeszcze dżentelmeńską powściągliwość nazwiesz impotencją? - zapytał bezczelnie, przysuwając się coraz bliżej. Tym razem nie miał mu kto przeszkodzić. Ciężar z ręki, którą opierał obok głowy brunetki przeniósł na łokieć, którym zamiennie się podparł, by dłoń mogła powędrować do włosów panterołaczki. Bawił się jeszcze chwilę sytuacją, znajdując się nos w nos z "pochwyconą ofiarą" i z aroganckim uśmiechem pocałował dziewczynę. Najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie. Właśnie zaczynało się robić przyjemnie i wtedy poczuł natarczywe szarpnięcie tatuażu.
        Zakończył dość niespodziewanie, krótkim, prawie przyjacielskim całusem i wstał, klnąc pod nosem, ale jedyne słowa jakie padły we wspólnym brzmiały "Szlag by to" później można było się domyślać, że Bajer złorzeczył komuś w Czarnej mowie. Doprawdy jakby pieprzona klątwa nie mogła sobie znaleźć innej pory. Gdy już wydawało mu się, że tym razem utrata sił nie wywoła przemiany, ta przyczaiła się i wyczekała do najbardziej nieodpowiedniego momentu jaki można było sobie wyobrazić. Zupełnie jakby obdarzona była własną inteligencją i zmysłami. Więcej, tatuaż zawsze odzywał się dużo wcześniej. Raczej wątpliwym było by nie wyczuwał pierwszych sugestii przez ogólne złe samopoczucie. Miał nieodparte wrażenie, że tym razem ostrzeżenie było znacznie agresywniejsze i dawało dużo mniej czasu. Moment później miało się ono potwierdzić.
        Od pierwszego zewu, do trudnego do zniesienia szarpania trzewi, zupełnie jakby prawdziwy pies miał wyrwać mu się z piersi, minęło raptem kilka oddechów w pełni poświęcone na działanie. Rozzłoszczony złapał w garść odłożone spinki i wściekłym, chociaż niezmiennie ciężkim krokiem poszedł po czystą koszulę, którą całe szczęście jak zawsze przygotowano zawczasu. Niedbałym ruchem wrzucił na grzbiet białą egzotyczną bawełnę i nawet nie zawracając sobie głowy guzikami, zaczął zapinać mankiety. Zdążył poprawić drugą ze spinek, gdy diabla postać posypała się popiołem ginącym nim dotknął podłogi, nie zostawiając śladu po piekielniku. Zamiast niego stał wkurzony, czarny podpalany pies.
Rozeźlone psisko tuliło uszy do karku, a nos marszczył się chyba już odruchowo wyrażając skrajne niezadowolenie czarta. Gdyby chociaż w psiej postaci nie bolała głowa. A bolało tak samo jak w zwykłej.
Warcząc pod nosem, nawet nie spojrzał na Kimiko, a udał się do sypialni. Był wykończony, obolały i rozsierdzony własną bezsilnością wobec przekleństwa. Wskoczył na łóżko i zwinął się w kłębek, co tylko podkreślało marny nastrój Dagona.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Widziała, że Dagon jest ledwo żywy ze zmęczenia i wcale nie chciała jakoś specjalnie uprzykrzać mu życia, ale od drobnych psot nie mogła się powstrzymać, uznając je za relatywnie niegroźne. A poza tym jego relacja z drobnym skrzydlatym stworzeniem przebiegała na naprawdę absurdalnym poziomie i fakt, że Kimiko tylko uśmiechała się pod nosem można było uznać za wyjątkową powściągliwość! Zachichotała cicho, gdy czart szturchnął ją udem, po czym przeniosła na moment uwagę na leżące na stoliku płótno.
        Zmiennokształtna była całkiem wyczulona na magię, jednak ani nią nie władała, ani nie czuła się z nią komfortowo, nawet własny medalion ledwo tolerując, wszak dzięki swoim właściwościom nieraz ratował jej skórę. Obrazu nie miała jednak zamiaru tykać, póki nie musiała. Jej ciekawość nie sięgała tak daleko, by zadzierać z czarami, jednak i tak dobrze, że Dagon ją ostrzegł, nigdy nie wiadomo, co mogłoby się stać przez zwykły przypadek. Teraz zamierzała zwracać szczególną uwagę na przedmiot, który musi bezpiecznie trafić do tego jego pasera.
        Gdy wróżka zniknęła, wciąż rozbawioną złodziejkę coś pokusiło do prowokacji, z której konsekwencjami miała się zaraz zmierzyć. Upiła łyk drinka, spoglądając na kierujące się na nią czarne ślepia i wyszczerzyła kiełki w zadowoleniu. Dość płynny ruch biesa nieco ją zaskoczył, ale szeroki uśmiech nie znikał jej z twarzy nawet gdy Bajer odstawiał szklankę, mrucząc złowróżbnie.
        - Oj, mam kłopoty? – zaśmiała się cicho, chociaż zawahała się, widząc zbliżającego się mężczyznę, a gdy jego kolano znalazło się między jej nogami chichot ucichł i dziewczyna odchyliła się niepewnie na oparciu, by zachować jeszcze jakiś dystans. Ten jednak wciąż się zmniejszał, a złodziejka nie mogła się już nawet podnieść, bo tylko sama wpakowałaby się w niezręczną sytuację.
        Ze wzrokiem utkwionym w czarnych ślepiach, odstawiła na ślepo drinka na podłogę, by się nim nie oblać i zapadła bardziej w poduchach, próbując odsunąć się od wiszącego nad nią, bezczelnie rozebranego z koszuli i rozpraszającego ją piekielnika. Przyszpilona z dwóch stron jego ramionami przełknęła ślinę, próbując zachować spokój. Zazwyczaj wystarczyło krępujący moment przeczekać, Laufey pobawi się, pouśmiecha, trąci ucho i zaraz cofnie na miejsce, ostentacyjnie z siebie zadowolony. Chyba…
        - To nazywasz powściągliwością? – zapytała, zadzierając butnie brodę, ale zaczepne słowa zostały już ledwie wyszeptane, bo dziewczyna powoli zaczynała tracić grunt pod nogami.
        Wcale nie było jej tak łatwo zawrócić w głowie, ale w tej chwili sytuacja zdecydowanie ją przerastała. Dagon jej się podobał, nie było to raczej żadną tajemnicą, pewnie mało która kobieta nie ulegała jego czarowi, czego doskonały przykład dał dzisiaj na balu. Ale poza tym Kimiko nie tylko miała do niego słabość, co po prostu lubiła tego dupka, a to połączenie było dość ryzykowne dla młodego serca i teraz dziewczyna mierzyła się z własnymi reakcjami. Gdy mężczyzna pochylił się do niej jeszcze bardziej i znów wplótł dłoń w jej włosy wiedziała, że już się z tego nie wyplącze, a arogancki uśmiech był zapowiedzią, która sprawiła, że złodziejka na moment przestała oddychać. Później ją pocałował.
        Odruchowo zaparła się dłońmi o jego klatkę piersiową, ale te nie natrafiły na żaden materiał i to raczej nie pomogło dziewczynie złapać oddechu, ani tym bardziej odepchnąć mężczyznę. Nie żeby jakoś usilnie próbowała, bo po delikatnym muśnięciu warg tylko na moment spojrzała zaskoczona w czarne ślepia. Później pogładziła niepewnie palcami obojczyki mężczyzny, po czym przesunęła ręce wyżej, obejmując Bajera za szyję i przyciągając go do siebie odwzajemniła namiętny pocałunek, ostatecznie wykopując z głowy wszelkie własne przestrogi. Pieprzyć to, rozsądek był przereklamowany, później się będzie martwić.
        Nie wiedziała nawet czy minęła raptem chwila czy może godzina, gdy Laufey odsunął się nagle, cmokając ją tylko delikatnie, po czym zerwał się jak oparzony, klnąc pod nosem. Kimiko podniosła się na łokciach, spoglądając za nim roztargnionym wzrokiem, gdy ten warcząc coś w obcym języku, wyraźnie wściekły zgarnął ze stolika spinki do mankietów i zaczął się nagle ubierać.
        - Co się… o rety.
        Skonsternowana przygryzła wargę, spoglądając na osypującą się sylwetkę diabła, a później na obnażającego kły psa. Niezręcznie… Zjeżony brytan ruszył do sypialni, gdzie tylko dźwięki zdradziły jej, że wskoczył na łóżko, a Kimiko opadła znów na poduchy, wzdychając cicho i przecierając dłońmi twarz. Pieprzona klątwa!
        Dobrze dla obojga, że dziewczyna nie była z natury złośliwa i wszystkie jej zaczepki miały zazwyczaj na celu tylko niegroźne drażnienie się, bo w tej chwili wzmianka o domniemanej impotencji sama cisnęła się na usta. W głowie panterołaczki jednak zbyt wiele się w tej chwili kotłowało, a ona nawet nie miała zamiaru tego porządkować. Wstała niechętnie, rzucając krótkim spojrzeniem na swojego drinka, ale zostawiła go niedopitego, woląc by inny smak pozostał na jej ustach.
        Ostrożnie zaszła do sypialni, spoglądając niepewnie na zwiniętego w kłębek psa, po czym obeszła łóżko, zerkając przez okno na nieśmiało jaśniejące niebo i licząc godziny, które pozostały jej na sen. W milczeniu weszła pod kołdrę, przykrywając się prawie po nos i przymykając leniwie oczy wyciągnęła dłoń w kierunku psa.
        - Dobranoc Baju – mruknęła zaspanym głosem, delikatnie gładząc zwierzaka po łbie i po chwili zasnęła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Pantera początkowo zlekceważyła wywołaną sytuację. Nie odpuściła sobie zaczepnych słów, zadziorny uśmiech tylko się poszerzył, a chichot nasilił. Wydawało się, że kotka nie zamierza sobie nic robić ze zbliżającego się diabła, do momentu gdy ten znalazł się nad dziewczyną blokując ją między sobą a kanapą. Śmiech ustał gwałtownie, chociaż Kimiko próbowała nie tracić animuszu drocząc się z piekielnikiem. Może gdyby kanapa pozwalała brunetce zapaść się głębiej, by odsunąć się od bezczelnego biesa albo próba wyprostowania się nie pchnęłaby jej prosto w ramiona czarta, to bunt zabrzmiałby bardziej wiarygodnie. Jednak do uszu Dagona dotarł jedynie szept, z którym nawet nie chciało mu się polemizować. Przecież, że nie była to już powściągliwość. Wcześniej się pilnował i hamował, przynajmniej względnie. Tyle razy mógł wykorzystać podobną nadarzającą się okazję. Nawet jej frywolna suknia kusiła, czego najlepszym przykładem był Jarvis i Wąsacz, a on przez cały ten czas był wyjątkowo grzeczny. Jeśli dziewczyna jeszcze nie dostrzegła różnicy, to zaraz miała ją zauważyć, gdyż teraz robił dokładnie to na co miał ochotę. Mógł być wykończony, ale nie dość by i tym razem darować sobie zabawę.
        Brunetka zamarła w bezruchu prawie jakby została schwytana w potrzask, wpatrując się w czarne oczy. Co prawda gdyby chciała uciec, wywinęłaby się bez problemu i ostatnie co czart przypisałby panterze to bezbronność, ale mimo wszystko w tej chwili przynajmniej w opinii piekielnika wyglądała jak pojmana, nawet gdy ostrożnie odstawiała drinka.
Dagon nie był raptusem i nie wykorzystałby swojej tymczasowej przewagi, gdyby złodziejka chciała go odepchnąć. Pierwszy pocałunek był jak pytanie o pozwolenie. Dotyk, który poczuł, chociaż na początku niepewny, nie stanowił protestu. Później dłonie najpierw jeszcze nieśmiało przesunęły się po skórze, potem czule objęły go za kark.
Więcej nie potrzebował, tak mu się przynajmniej zdawało. Okazało się, że do odrobiny szczęścia przydałby się jeszcze skuteczny sposób na klątwę.
        Ledwie zaczął, a musiał kończyć a i tak w ostatniej chwili zdążył zarzuć na grzbiet koszulę i wpiąć spinki, zapewniając sobie podstawowe minimum by nie odmienić się gdzieś niemal nieodzianym i z rogami na wierzchu, a już stał jako kundel. Czysta złośliwość wszystkiego, inaczej nie szło sytuacji wytłumaczyć.

        Niezadowolony zwinął się na łóżku, mrużąc oczy i szykując się do odpoczynku. Gdy chwilę później za nim dziewczyna również przyszła do sypialni, zastrzygł uchem i śledził jej ruchy półotwartymi ślepiami, ale nie podnosił głowy. Później psie powieki opadły, mimo iż życzenia dobrej nocy, a dokładniej ich forma, zdziwiły trochę czarta. Bies zaś już się nie poruszył nawet czując głaskanie. Sapnął tylko krótko, jakby chciał w złośliwy sposób skomentować zachowanie złodziejki. W takiej pozycji wytrwał do rana.
Wiele godzin na sen i regeneracje nie było im dane. Już w chwili jak Kimiko umościła się w pościeli, świt zbliżał się wielkimi krokami.
        Z nadejściem ranka Bajer obudził się pierwszy. Usiadł na łóżku, zaspanym wzrokiem rozglądając się po rozjaśnionym pokoju. Światło nie raniło już diablego wzroku, a te kilka godzin odpoczynku ukoiły uciążliwy ból głowy. Był późny ranek, słońce znajdowało się całkiem wysoko i najwyższa pora było szykować się do wyjazdu, tym bardziej, że pantera będzie chciała załapać się jeszcze na śniadanie.
Przeciągnął się ciężko na pościeli prawie jak wielki kot, ziewając przy tym szeroko i odwrócił się w stronę zawiniętej w kołdrę dziewczyny. Trzeba było Kimiko obudzić, bo patrząc na pełną zadowolenia minę raczej nie kwapiła się do wczesnego śniadania i rychłego wyjazdu, nawet jeśli słyszała, że on się już obudził. Wsunął się pod pierzynę i przysunął do dziewczyny. Wciąż siedząc na materacu uniósł tułów nad śpiącą brunetką i oparł ciężką głowę na jej mostku, wcześniej mokrym nosem trącając ją w szyję.
Westchnął lekko i pacnął kilka razy ogonem o materac, unosząc przy tym pościel. Po chwili wstał, a podnosząc się, swoim cielskiem ściągnął z Kimiko kołdrę, dając znać, że właśnie skończył się wypoczynek i polegiwanie. Zeskoczył z łóżka, ale natarczywe bursztynowe ślepia nie dawały złodziejce spokoju, póki ta również nie ruszyła się z legowiska.
Snujące się po sypialni psisko było bardzo jasnym przekazem, że śniadanie musiała skombinować sama. W tym czasie Bajer spacerował po wszystkich zakątkach zajazdowego hotelu, układając sprawy w psiej głowie.
O rzeczy nie musiał się martwić. Tak jak zostały dostarczone, tak zostaną zabrane przez wróżkę. Podobnie z rachunkiem za pokój, zostanie uregulowany wraz z spakowaniem ostatnich tobołków. Komplikacje nie byłyby aż tak wielkie, gdyby nie musiał jechać do uszatego. A teraz musiał w jakiś sposób przekazać złodziejce, że to ona odbierze krnąbrny nabytek. To już podchodziło pod miano utrudnień.
        Poza łażeniem na czworakach co wiązało się z byciem przymusową niemową, oraz innymi ograniczeniami związanymi z postacią sierściucha, nie dolegało mu już praktycznie nic. Po ranie nie pozostał ślad ani widoczny, ani odczuwalny. Wczorajsze wyczerpanie dokuczało już tylko niewielką sztywnością mięśni. W kundlim cielsku nie odczuwał co prawda wszystkiego jak na przykład magicznego zmęczenia, tam gdzie była magia teraz ziała tylko pustka. Ale poza tym było lepiej niż mógłby sądzić. Najwidoczniej panterza krew była znacznie silniejszym lekarstwem niż mógłby przypuszczać. Otrzymał jej tak niewiele i jedynie bezpośrednio do rany, a postawiła go na nogi dopomagając organizmowi uporać się z obrażeniami i pewnie też częściowo z trucizną.
Wlazł na kanapę w samą porę gdy pantera wpadała do pokoju z posiłkiem. Podczas gdy brunetka jadła z apetytem (jak zawsze) pies przyglądał jej się wręcz irytująco i nieruchomo, wlepiając w nią bystre ślepia. To był jedyny sposób, w jaki mógł przekazać, że czegoś od dziewczyny oczekuje. No może nie jedyny. Ale skamlać i podskakiwać jak to czyniły prawdziwe psy, nie zamierzał. Teraz więc czekał aż uzyska uwagę zmiennokształtnej, a potem... a potem trzeba będzie liczyć na jej domyślność i zdolność czytania oszczędnych psich gestów.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość