Równina Drivii[Fargoth i okolice] Ciągnie złe do złego

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Chwalmy za to Najwyższego - rzucił kpiącym tonem wznosząc teatralnie ku górze dłonie jakby faktycznie zamierzał zaraz wznosić modły do istot, której się zbuntował i przypłacił to swoim oszpeceniem oraz Upadkiem. W rzeczywistości chciał tylko uświadomić siostrze swoją pogardę względem jej osoby, wciąż będąc bardziej zainteresowanym podziwianiem swojego dzieła niż zwracaniem na nią uwagi. Musiał wymyślić jak się jej pozbyć, aby nie zniszczyła jego najnowszego przedsięwzięcia, ale obecnie był na to zbyt zmęczony walką z palladynem, przez co bardziej skory do tolerowania przez jakiś czas jej towarzystwa o ile nie będzie mu się plątała pod nogami.
        - Do Arturonu - odparł krótko w odpowiedzi na jej pytanie, nie zamierzając wdawać się w szczegóły.

        Im mniej wiedziała, tym bezpieczniejszy się czuł. A najlepiej by mu było jakby jej w ogóle nie było, ale jak już zadecydował - najpierw odpoczynek i regeneracja sił, po tym zastanawianie się czy rzucić ją swoim podwładnym do zaspokojenia swoich żądz, czy po prostu nakarmić nią swoje kochane bestyjki. W swojej odpowiedzi pominął również fakt, że on raczej nie poleci, a już na pewno nie za dnia. Chyba że miałby czymś zasłonięte, albo zamknięte oczy, ale nie zamierzał się podczas lotu zderzyć z jakimś ptasim kluczem, albo brutalnie pocałować ścianę jakiejś wysokiej wieży. Poza tym sama miała rozum i mogła się domyślić czegoś takiego, tym bardziej, że zamiast rozciągnąć skrzydła tak jak ona, Dante po prostu skierował się w stronę wyważonych drzwi od magazynu. Jego cel na tę chwilę był bardzo prosty, udawać, że nic się nie stało, że bajzel w magazynie to nie jego sprawa, bezproblemowo dostać się do stajen przed murami Fargoth, gdzie wynajmie jakąś żałosną kobyłę po uprzednim zabiciu właściciela i skierować się galopem w stronę wspomnianego miasta. Plan doskonały.

        Jak pomyślał tak też zrobił, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na Hanti, nie odwracając się za nią co chwila czy idzie, czy leci, czy pełznie, czy się chędoży... W sumie sam by sobie pochędożył, ale z tym niestety musiał jeszcze poczekać aż nie dotrą do Arturonu. Podobno Mara przygotowała tam dla niego jakąś niespodziankę "skoro był taki rozdrażniony po wejściu do magazynu", a o czym przeczytał w romantycznej wiadomości od niej napisanej krwią na jednym ze śnieżnobiałych piórek aniołka, którego truchło wrzucił przez portal jako żarcie dla swoich pupili. Spotkał ją jeszcze jak "pracował" w piekielnej Torturowni i od razu wiedział, że jest w niej to coś. To właśnie pokusa zasiała w nim to ziarno, dzięki któremu przejmował coraz to więcej dzielnic Czeluści, ale już wtedy mógł się domyślić, że brak mu było jakiegokolwiek pohamowania i nawet jej prośby, by jeszcze zaczekać z rzucaniem się na Władcę, spotykały się z kategoryczną, czasami również brutalną odmową. Może gdyby wtedy posłuchał piekielnej, oboje obecnie rządzili by Piekłem? Ale nic nie jest jeszcze straconego, najpierw Alarania, po tym Czeluść i Otchłań, po tym Plany, a na końcu cały świat!

        - Pomoooooocy!!! Aaaaaa...!!! - Rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk pod bramami miasta, a dokładnie ze stajen nieopodal mur. Przechodzący opok parobek nie potrzebował specjalnego polecenia, aby od razu zareagować na to wołanie i podrywając oparte o dom widły pobiegł do stajni sąsiada. Przyglądająca się temu osoba mogłaby pęknąć ze śmiechu widząc chłopa z bojowym nastawieniem, który po ujrzeniu czarnego, metalowego potwora przy swoim krewniaku, błyskawicznie porzucił swoją broń i biorąc nogi za pas pognał do miasta powiadomić "odpowiednich" do tego typu zadań ludzi.

        - Oby sobie nóg nie połamał - mruknął Dantalian z udawaną troską w swoim tonie, kiedy dostrzegł kątem oka "świadka", po czym wiszącym przy wyjściu ze stajni fartuchem przetarł swoją zbroję z krwi stajennego i dosiadając bez problemu potężnego ogiera dla którego zbroja upadłego nie była spowalniającym ciężarem, dał Hanti znak, w jaką stronę się udają i spiął brutalnie wierzchowca ruszając z miejsca galopem. W chałupie został tylko dyndający na łańcuchu mężczyzna, a konkretniej jego górna połowa, gdyż z dolną uwiązaną do kantara biegała po okolicy z resztą stada spłoszona kobyła.

        Gdy nastał wieczór, Dante pozwolił sobie zarządzić postój i rozbić na noc obozowisko. Zeskoczył z ukradzionego konia i niemal natychmiast "zrzucił" z siebie całą blachę, która zniknęła po chwili jak czarna mgła. Przeciągnął się mocno i rozciągnął zesztywniałe skrzydło na całą szerokość, a następnie zadusił wierzchowca swoim łańcuchem.
        - Ja zdobyłem kolację - rzucił do siostry od niechcenia, wskazując przy tym na martwego konia. - Twoje jest zbieranie gałęzi i rozpalenie ogniska, a no i oczywiście przygotowanie kolacji. - Zdjął z powalonego zwierzęcia siodło, które po chwili posłużyło mu jako poduszka pod głowę gdy się położył, czekając na jedzenie. - Głodny jestem, na co czekasz?
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Obserwując poczynania Dantaliana, Hanti przypomniała sobie brutalność Yotanela, jej pierwszego nauczyciela i mentora, który pomógł jej rozpocząć nowy rozdział w życiu. On również nie znał litości dla swoich dawnych braci i sióstr, uwielbiał całymi dniami przesiadywać w Torturowni bądź brać czynny udział w wypadach do Alaranii, by szerzyć bezprawie. Za każdym razem, gdy wracał, Upadła czekała na niego głodna opowieści ze świata, który wcześniej znała tylko z książek. Sama nigdy nie zdobyła się na odwagę, by w pojedynkę opuścić domenę, zwłaszcza, że ciągle liczyła na odnalezienie w niej brata lub przynajmniej zdobycie pewniejszych informacji o jego osobie. Dopiero kiedy zauroczenie aniołem minęło, a Hanti zrozumiała, że Yotanel niczym nie różni się od diabłów, chcących ją posiąść pierwszego dnia, zdecydowała się opuścić Piekło i wyruszyć na poszukiwania Dantego na Łusce, dokąd uciekało wielu, nie tylko Niebian, ale również Piekielnych. Nie spodziewała się jednak aż tak drastycznego zderzenia z szarą rzeczywistością, przepełnioną brutalną przemocą, brudem i łgarstwem. Aby nie dać się temu pożreć, musiała, mówiąc kolokwialnie, "zmężnieć" i "dorosnąć", zapominając o przeszłych naukach i skupiając się na tym, co ją otaczało. Tak udało jej się przynajmniej odnaleźć brata, a co potem, miała się dopiero przekonać.

Znając już cel podróży, Upadła posłusznie podreptała za mężczyzną, zostawiając za sobą dwa stygnące trupy i duszny magazyn, do którego miała już nigdy nie wrócić. Skupiając się na tym, co teraz, dziewczyna rozprostowała skrzydła i wzbiła się w powietrze, chcąc pokonać dzielące ich mile w jak najmniej męczący dla siebie sposób. Niestety Dantalian nie wydawał się zaabsorbowany tym pomysłem i z niewiadomych jej powodów wolał podróż konną, o co zamierzała go wypytać przy pierwszej nadarzającej się okazji.

- Tego trupa już mogłeś sobie darować - mruknęła obojętnie, zerkając z niesmakiem na resztki stajennego podskakujące na wybojach. - Chcesz aby więcej Palladynów zleciało nam na głowę? Ledwie dałeś radę tamtemu w magazynie - zauważyła kąśliwie, wznosząc się, by lecieć za bratem w bezpiecznej odległości, a jednocześnie cały czas mieć go na oku.
Gdy zaczęło się ściemniać, Hanti leciała już przy samej ziemi, wypatrując odpowiedniego miejsca na nocleg, gdy nagle z inicjatywą wyszedł Dantalian, wskazując małą polankę w cieniu buków i brzózek. Nie mając ochoty się spierać, tym bardziej, że skrzydła zaczynały ją boleć, Upadła wylądowała i przysiadła na wilgotnej trawie, bacznie obserwując bliźniaka.

Dantalian nie był już tym samym, przystojnym aniołem. Teraz, pod wieczór, widać było wszystkie blizny i szramy, jakich się nabawił przez te kilkadziesiąt lat. Podobnie jak spopielony kolor skóry, który Hanti kojarzył się tylko i wyłącznie z opisem wyglądu potępieńców, których miała okazję z daleka poobserwować. No i jeszcze te bruzdy na ramieniu, wyglądały jak pchnięcia, ale szerokie były na dwa palce, jakby coś w nich żerowało. Paskudne pamiątki.
Nagle rozległo się kwiczenie zarzynanego konia, to wierzchowiec mężczyzny wydawał ostatnie tchnienia nim odpłynął na dobre do zaświatów. Towarzyszył mu grobowy chrzęst łańcucha, który niczym wąż powrócił na ramię właściciela, owijając się wokół niego.

Wzdychając zrezygnowana, Hanti postanowiła spełnić życzenie, czy też rozkaz brata, chociażby z chęci uniknięcia kłótni, a nawet pobicia ze strony piekielnika. W obecnym stanie nic nie zapowiadało, by Dante traktował ją łagodnie tylko ze względu na powiązanie krwi.
- Jak to się stało, że skończyłeś taki? - zapytała niepewnie, kiedy już siedziała z brodą na kolanach naprzeciwko brata, a na rozpalonym przez nią ognisku piekły się plastry koniny.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Nie jesteś moją matką, nie będziesz mi mówić jak mam żyć - burknął oschle, z pobrzmiewającą w głosie groźbą. Niby Hanti nic nie zrobiła, jedynie wyraziła swoje zniesmaczenie jego zachowaniem, ale to wystarczyło by go rozdrażnić przez nieświadome naciśniecie magicznego guziczka aktywującego tą złą, delikatnie mówiąc, stronę Upadłego, która obiecywała, że ulice spłyną krwią niewinnych jeśli poziom zdenerwowania piekielnego osiągnie swój punkt krytyczny. Zaraz jednak pociągnął brutalnie wodzami konia, którym jechał tak, że biedne zwierze zarżało piskliwie z ogromnym bólem i stanęło dęba, po czym opadło zaniepokojone na wszystkie cztery kopyta dalej trzymając okrutnego jeźdźca na swoim grzbiecie. Dante spojrzał na siostrę, a czerwień w szparze jego hełmu rozbłysła intensywniej po jej kolejnej wypowiedzi.
        - Jakim nam? - zapytał z gniewem, ale również nieukrywanym zdziwieniem. Nie podobało mu się to użycie przez nią liczby mnogiej w odniesieniu do ich dwójki. Cała reszta jej wywodu nie miała dla niego najmniejszego znaczenia, bo ten krótki wyraz najwidoczniej najbardziej go raził. Po tej krótkiej chwili znów spiął wierzchowca uznając, że bezpieczniej będzie jak się będą cały czas przemieszczać, poza tym mogli odbyć tę rozmowę równie dobrze w trakcie podróży, a najlepiej wcale! Choć nie... Akurat siostry należałoby się pozbyć jak najszybciej, baba z wozu i tak dalej.

        Podczas nocnego postoju mężczyzna przeciągał się ospale na wszelkie możliwe sposoby chcąc rozciągnąć wszystkie zesztywniałe od zbroi mięśnie i spojrzał na swoją otoczoną łańcuchem rękę, wyglądającą jakby ktoś ją próbował spalić. Widząc, że rany po błogosławionych ogniwach broni palladyna już się całkowicie zregenerowały, postanowił się ułożyć wygodnie na trawie i pomógł siostrze w rozdysponowaniu jej wolnego czasu, który on wspaniałomyślnie im dał na odpoczynek, wydając jej polecenia co mogła by teraz pożytecznego zrobić, aby przysłużyć się dobru społeczeństwa, a zwłaszcza jemu. Przez cały czas ją przy tym uważnie obserwował, choć udawał, że drzemie. Niemałym, choć nieuzewnętrznionym, zaskoczeniem było dla niego jej posłuszne wypełnienie rozkazu, bez najmniejszego sprzeciwu czy ociągania, a to zmusiło go do poważnej refleksji na temat swoich działań i jej osoby.
        - Co z tym żarciem? - zapytał sennie po dłuższym czasie, gdy słyszał już trzaskające w najlepsze płomienie ogniska. Jego ton jednoznacznie wskazywał na to, że faktycznie udało mu się w pewnym momencie zdrzemnąć. - Hm? Co? - mruknął wciąż na wpół nieprzytomny i przeciągnął się na ziemi, nie zmieniając dalej swojej pozycji, a jedynie kładąc pozbawioną ostrego żelastwa rękę na swoich oczach. Był dużo spokojniejszy w tym stanie, nawet niewiarygodnie w porównaniu do swojego jeszcze nie tak dawnego zachowania, na co wpływ w głównej mierze miało osłabienie, które zaczęło go właśnie dopadać ze wszystkimi swoimi skutkami.
        - To twoja zasługa - odpowiedział nie patrząc na nią ani nie ruszając się z miejsca. - W sumie podziękowałbym, ale nie zrobię tego. Gdyby nie ty już dawno zajmowałbym prawowite miejsce na czele wszystkich niebian.
        - Co z tym jedzeniem? - zapytał z pobrzmiewającym warczeniem sugerującym, że piekielny wraca do siebie z błogiego, sennego stanu, wraz ze swoją złością i pogardą.

        - Na jak długo rozkazano ci się mnie uczepić? - wysapał podczas podnoszenia się do pozycji siedzącej, w której to sięgnął ręką w tańczące wesoło ogniste jęzory i gołą dłonią wziął sobie parujący kawałek na wpół gotowego mięsa. Wziął kilka gryzów, a żując je w zadumie skierował swoje spojrzenie na jej postać znad płomieni przypominających nieznośnie o piekielnym domu, przyjemnościach, pracy i rzeszy głupich podwładnych.

        Zjadł tylko ten jeden kawałek i znów się położył. Nie ufał jej, dlatego wolał nie ryzykować i zbyt dużo nie jeść czegoś co zostało przyrządzone przez jej osobę. Kto wie czego mogła dodać do mięsa, aby tylko unieszkodliwić bliźniaka i zaprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości czy to niebiańskiej czy też piekielnej. A może alarańskiej? Odetchnął głęboko i odwrócił się po jakimś czasie na bok, plecami do niej, okrył się skrzydłem i spróbował usnąć, nawet jeśli domagający się dokładki żołądek mu tego nie ułatwiał.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

- Masz rację, nie jestem mamą - odpowiedziała Hanti, kiedy jej brat wypomniał stanowisko rodzicielki, która ze wszystkich sił starała się wychować niesfornych bliźniaków. Dokazujący w każdej dziedzinie życia Dantalian i bezustannie próbująca dorównać mu siostra, byli jej oczkiem w głowie, największym błogosławieństwem od Najwyższego, z którego nigdy nie śmiałaby zrezygnować. Niestety rodzinne szczęście nie trwało, jako to bywa w bajkach, w nieskończoność, a po śmierci starszej pary to właśnie w bratu Anielica postanowiła szukać oparcia. No bo gdzie indziej miałaby je znaleźć.
- Do bycia tatą też mi nie po drodze - kontynuowała, łypiąc na Dantego groźnym spojrzeniem. - Nie jestem tak silna, jak oni, tak samo odważna czy zdeterminowana, ale przynajmniej nie odwracam się plecami do własnej rodziny, jak niektórzy. Może i źle zrobiłam, nie popierając cię wtedy w Niebie, ale czasu nie cofnę, choćbym chciała. I mimo, że wciąż uważam twoje idee za szaleństwo, to zgodziłam się Upaść, bo sama już nie dawałam sobie z tym wszystkim rady.

W głębi serca Hanti wiedziała, że zwierzanie się wypranemu z uczuć potworowi, jakim stał się Dantalian nie mogło przynieść dobrych rozwiązań, ale dziewczyna nie chciała spędzić resztek wieczoru na niemym wpatrywaniu się w ogień i doglądaniu plastrów koniny w ogarniającej busz ciszy. Szczerze liczyła na jakiś znak człowieczeństwa ze strony bliźniaka, z którym kiedyś była nierozłączna, ale żaden z takowych nie nadchodził. Nawet wtedy, gdy upadła przygotowała posiłek i zadbała o źródło ciepła przed udaniem się na spoczynek. Teraz siedziała zmartwiona, wpatrując się w postać Dantego ponad płomieniami, których blask tańczył na jej opalonej skórze.

- Nikt mi nie kazał ciebie śledzić, zrozum to wreszcie - powiedziała oburzona, otulając barki skrzydłami, na których zadzwoniły złote bransolety. - Opuściłam Niebo na dobre, tylko i wyłącznie po to, by cię odnaleźć. Czy chcesz, czy nie jesteśmy rodziną, a tata zawsze powtarzał, że gdybym kiedykolwiek miała kłopoty, to brat zawsze będzie tym, który się ode mnie nie odwróci.
Hanti wiedziała, jak wielkim autorytetem dla Dantego był ojciec. Oczywiście z czasów sprzed jego nawrócenia na stronę Piekła. Silny, odważny, uparty i kochający. Taki właśnie próbował być anioł, który widział się kiedyś w szeregach najsilniejszych rycerzy. Niestety wszystko wskazywało na to, że tamten mężczyzna odszedł, robiąc miejsce okrutnej maszkarze, dla której nie liczyło się nic po za własnym tyłkiem.

Przegryzając co nie co z tego, co przygotowała, Hanti również zbierało się na sen, z czym ta nie zamierzała walczyć. Upewniając się, że broń leży w pogotowiu, a ognisko dopalać się będzie jeszcze przez kilka godzin, upadła odwróciła się do brata plecami i ułożyła na zimnej trawie, ciasno okrywając ramiona pierzem. Zasypiając miała jedynie nadzieję, że Dantalian nie postanowi jej związać i porzucić. Może została w nim resztka braterstwa.

Ciąg dalszy: Hanti i Dantalian
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości