Równina Drivii[Farma Kazimierza]

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Farma Kazimierza]

Post autor: Kazimierz »

Niespełna godzinę pieszej drogi na wschód od Demary, wzdłuż rzeki Virrass rozlega się zróżnicowana pod względem upraw farma. Złocista pszenica i żyto zajmują główną jej część, jednakże Kazimierz znany jest głównie z produkcji cydru z owoców jabłoni rosnących niemal zaraz obok pobliskiego lasu. W otoczeniu centrum farmy - młynu wodnego, który jest dla Kazika mieszkaniem - znajdują się pomniejsze grządki rozmaitych warzyw, również cieszących się uznaniem wśród ludu ze względu na wielkość i walory smakowe. Do kamiennych ścian budynku przylega zmyślnie skonstruowana drewniana zagroda dla świń. Kury i kogut nie mogą pochwalić się takimi wygodami, ale również jest dla nich bezpieczne miejsce. Budynek młynu poza częścią przeznaczoną do pracy posiada całkiem sporą i przytulną dobudówkę, z wygodnym łóżkiem i wyposażeniem mocno przewyższającym dobytek standardowego chłopa. Cały teren otoczony jest stale konserwowanym solidnym drewnianym płotem owiniętym drutami i opatrzonym w tabliczki ostrzegające przed siecią pułapek w jakie zaopatrzone jest kilku hektarowe pole oraz wskazują jedyne bezpieczne wejście na posiadłość. Bramę od młynu dzieli droga mierząca jakieś trzysta metrów. Drzwi są zakneblowane, a po prawej stronie ich ramy wystrugana została dłoń wskazująca dziurę, w której znajduje się dzwonek, podobny do tych które noszą krowy. Po uderzeniu w niego słychać donośne echo wydobywające się z rur biegnących po ziemią.

***
Ten dzień nie należał do udanych, ulewa która rozpoczęła się rano trwała niemal nieprzerwanie do późnej nocy, Kazimierz dawno tak bardzo nie odczuł złośliwości matki natury. Na szczęście bardziej delikatne rośliny zostały zabezpieczone systemem odwadniania, ale nie obeszło się bez strat.
***

W kilku miejscach woda przeciekała przez dach. W kominku palił się ogień. W środku było ciepło i wilgotno. Rolnik właśnie zjadł kolację, czuł że poza mnóstwem pracy mającej na celu ratowanie roślin, jego dzień jest jeszcze niepełny. Nie mógł zabrać się do medytacji, ponieważ czuł coś dziwnego. Ubrał płaszcz, wziął do ręki sporą cienką deskę mającą ochronić go przed deszczem i wyszedł na zewnątrz mając na celu zapobiegawcze skontrolowanie swojej posiadłości. Gdy otworzył drzwi jego pies momentalnie wybiegł z budy i bez skrupółów wtargnął do mieszkania w poszukiwania ciepła. Kazimierz wyjątkowo nie protestował. Kontrolę rozpoczął od północnej strony, gdy tam wszystko było w porządku, przemieścił się na południe w stronę wejściowej bramy, zbliżając się, za ogrodzeniem dostrzegł drobną sylwetkę. Zwolnił i poruszał się z lekką dozą nieufności, nie miał pewności kim jest osoba za płotem, gdyż deszcz znacznie ograniczał widoczność. Odbezpieczył swoją małą, podręczną kuszę i był w gotowości do ewentualnego strzału.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

Vanessa opuściła Turmalię w pośpiechu, udając się konno Szlakiem Rubinowym na zachód. Wzięła ze sobą tylko to, co wydawało jej się niezbędne. Nie zapomniała o swojej tajnej broni, jaką był sztylet, który zawsze nosiła w cholewie prawego buta. Dla bezpieczeństwa, kota Lorika zostawiła Valerie, aby starsza pani nie czuła się zbyt samotna. W końcu bardzo go polubiła. W skrytości ducha miała nadzieję, że dobrze się nim zaopiekuje. Upłynęło już trochę czasu, jak wyjechała z miasta. Niemniej dalej zła była na Kelyn, że odrzuciła jej pomoc. " Jak ona mogła...cały czas opiekowałam się nią, poświęcając jej każdą wolną chwilę, tyle jej o sobie opowiadałam... myślałam, że zostaniemy przyjaciółkami. A jednak nie... do współpracy wybrała tego Nihila, najemnika, a mnie potraktowała jak... mała dziewczynkę. Jestem dobra, tylko do tego, aby przynieść, podać i pozamiatać."

Powoli złość zamieniała się w przejmujący żal, związany z ludzką niewdzięcznością. A jednak w głębi serca... już zatęskniła za Kelyn. Na koniec emocje dały znać o sobie. Nie mogła powstrzymać napływających łez, które przeszły w ciche łkanie. W jej głowie zapanował chaos. Ucieczka z domu... rebelia w Turmalii... pomoc Valerie, uratowanie życia przez elfa Aksera i na koniec zdrada ze strony niedoszłej przyjaciółki. Dokonywała bilansu wydarzeń, z których mimo wszystko wyszła obronną ręką. Próbowała wyobrazić sobie, co Kelyn teraz czuje, czy jednak żałuje swoich nieopatrznie wypowiedzianych słów. "O jak bardzo chciałabym znaleźć się teraz w karczmie i obserwować ją z ukrycia, ciekawa jestem, co sobie teraz myśli..." Mimo woli uspokajała się, wsłuchana w rytmiczny i monotonny stukot końskich kopyt. Słońce wzeszło dość wysoko, koń odczuł pragnienie i zmęczenie. Postanowiła zrobić niedługi postój, aby wypoczął. Stanęła na skraju lasu i zobaczyła z daleka zbliżającą się postać, która okazała się młodą czarodziejką, ubraną w zwiewną, błękitną suknię, ze niewielkim kosturem w ręku.

- Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmym tonem. Vanessa nieco zdziwiona życzliwością kobiety, zdała się na los.
- Udaję w okolice Demary, więc, jeżeli nie masz nic przeciwko temu, mogę cię tam zabrać.
- Demara... Demara... a gdzie to jest?
- na Równinie Maurat, na wschodzie Alaranii - odrzekła pewnym głosem czarodziejka. Dziewczyna ucieszyła się na samą myśl, że w jednej chwili znajdzie się w miejscu, w którym jeszcze nigdy nie była. Dreszczyk emocji przeszedł po jej plecach. "Tak, chcę ... zazdroszczę czarodziejom, że potrafią, przenosić się, gdzie chcą."
- Czy ja mogłabym się tego nauczyć? - zapytała czarodziejkę.
- Myślę, że tak, ale nie od razu - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.

Czarodziejka utworzyła portal i Vanessa przechodząc przez niego, w jednej chwili znalazła się w okolicach Demary. Z dala ujrzała rzekę, złocistą pszenicę i żyto. Podziękowała czarodziejce i stanęła przed wejściową bramą, za którą ujrzała nieruchomą męska postać, ubraną w płaszcz.
"Gdzie ja się znalazłam, co to za miejsce." - pomyślała Vanessa podchodząc do bramy.
- Witajcie, gospodarzu, szukam jakiegoś noclegu - zagadnęła nieśmiało mężczyznę.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazimierz »

Kazimierz podszedł jak najbliżej bramy, aby lepiej widzieć kobietę. To co zobaczył bardzo go zaskoczyło. Stała przed nim bardzo ładna, młoda blondynka z wręcz idealnymi dla niego proporcjami ciała. Przez głowę przelatywały mu trzy myśli: starzy znajomi wysłali zabójczynię aby wyrównać rachunki, nastał jego kres i anioł przyszedł po niego, albo po prostu szła traktem, a teraz marznie i zaraz całkiem przemoknie.
Wahał się czy otworzyć wrota, ale nie widział w niej złych intencji, lecz figura, twarz, włosy, to wszystko działało mu na wyobraźnię, szczególnie że nie miał kobiety od długiego czasu - nie chciał stracić nad sobą kontroli i zrobić czegoś co zaprzepaściłoby efekty wieloletniej medytacji i samodyscypliny jaką wypracował. Prawie wszystko przemawiało za tym, aby po prostu się odwrócić i wrócić do ciepłego domu.
Prawie to zrobił. Prawie. Myśli o chęci swojej zmiany, jakich doświadczał od pewnego czasu teraz zaczęły łamać jego postawę niezmienną od wielu lat "Ile można harować na roli? Jeszcze nie jestem taki stary, żeby nie móc niczego zmienić. Może to jest szansa, żeby przestać się ukrywać? Cokolwiek by się za chwilę nie stało... pewnie jest mi po prostu dane... Tylko co niby może zmienić to, że wpuszczę do domu nastolatkę i nawet nie dam rady patrzeć gdzie indziej niż... Dobra. Koniec. Zachowam spokój i dam radę."
Wziął wdech, otworzył drzwi, ciągle trzymając kuszę w gotowości.
Powiedział spokojnie: -Wejdź.
Gdy Vanessa znalazła się po drugiej stronie ogrodzenia, zaczął pośpiesznie przemieszczać się w stronę młynu, nie spuszczając kobiety z oczu i dorzucił: -Wejdźmy do środka bo zamarzniemy.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

Dziewczyna była utrudzona podróżą, więc chętnie przystała na propozycję mężczyzny. Wprowadziła za sobą konia, który zwrócił szczególną uwagę gospodarza.
- Znalazłoby się też miejsce dla mojego ulubieńca? - spytała zatroskana.
Mężczyzna natychmiast zaopiekował się koniem. Vanessa dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie zachowała wymaganej etykiety. "Przymusiłam obcego mężczyznę do udzielenia gościny, bez zgody gospodarza. Mam nadzieję, że wszystko za chwilę się wyjaśni. Poznam właściciela, małżonkę, dzieci..." Tak rozmyślając weszła do młyna.
W pomieszczeniu było czysto i przyjemnie. Uważnie rozglądała się wokół, ale nikogo nie zauważyła.
"Na pewno służba jest w polu i pracuje albo w zagrodzie dla zwierząt, które przechodząc widziałam. Ładnie tu... stylowe meble w takim miejscu... hm. " - rozmyślała dalej. Mężczyzna stanął z boku, przyglądając się jej uważnie. Nie zwracała specjalnie uwagi na niego, gdyż nie interesowała się wyglądem służących.
- Czy mogę usiąść w tym miejscu? - zapytała raczej retorycznie, wskazując wzrokiem na wygodne, szerokie, drewniane krzesło, obok komody.
- Zaczekam tu na gospodarza, aż przyjdzie.
Nie czekając na przyzwolenie mężczyzny, usiadła. Kątem oka zauważyła, że patrzy ciągle na nią. Spojrzała na swój ponętny dekolt, zawstydziła się bardzo, gdyż wydał jej się nazbyt wyzywający, więc szybkim ruchem zakryła go czerwonym szalem. W rogu siedział wielki pies, który po chwili podszedł do niej i usiadł jej przy nogach. Wyczuła, że nie ma złych zamiarów. Więc uspokoiła się. Służący jak go przywykła określać dalej stał, tym razem spojrzał w okno, natychmiast skłonił się i wyszedł. "Kiedy wreszcie zjawi się gospodarz tej farmy, ile w końcu można czekać... ale i tak nigdzie mi się nie śpieszy." Zdecydowała się pogłaskać psa, który wydał jej się sympatycznym stworzeniem.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazimierz »

W drodze do młyna Kazik nie wypowiedział żadnego słowa, nie chciał być zbyt natarczywy więc wolał poczekać, aż znajdą się w budynku. Chciał zapytać czy pomóc dziewczynie z koniem, ale ta go ubiegła. Zaprowadził go za młyn i przywiązał jego uzdę do belki podtrzymującej zadaszenie zagrody, tak że był chroniony przed deszczem. Po chwili wszedł do budynku - Vanessa już tam czekała i wyraźnie zwróciła uwagę psa. Kazimierz stanął blisko drzwi i zastanawiał się nad organizacją jej pobytu. Był lekko zaskoczony prośbą o pozwolenie na użycie siedzenia, więc skinął tylko lekko ręką w geście przyzwolenia, ale prawdopodobnie nawet tego nie zauważyła. Tym bardziej zdziwiło go stwierdzenie, że czeka na gospodarza, choć faktycznie nie był tego dnia ubrany zbyt schludnie i mógł zostać pomylony. Nie przejął się tym zbytnio. Gorsze było to, że nie mylił się co do tego, iż widok ów dziewczyny będzie dla niego niezwykłą próbą woli. Wzrok niestety cały czas kierował się na odkryte części ciała Vanessy, po chwili jednak się opamiętał i wyszedł z części mieszkalnej do piwniczki. Po kilku minutach wrócił ze sporą indyczą nogą i flaszką cydru, dość sporej poprawie uległ też jego ubiór. Przeszedł koło kobiety nie zwracając na nią uwagi. Położył prowiant na półeczce i wrzucił dwa klocki drewna do żeliwnego piecyka, po czym postawił na nim garnek, w którym była świeża rzeczna woda. Chwilę poszukiwał mniejszego naczynia, a gdy już go znalazł, wlał do niego połowę zawartości z butelki cydru i również zaczął go podgrzewać. W międzyczasie zagadnął:
-Wybacz za mój ubiór, nie spodziewałem się dzisiaj gości.- Gdy woda zaczęła się lekko gotować wrzucił do niej mięso i ziemniaka z leżącego nieopodal worka. Od dawna nie gościł nikogo w gospodarstwie więc dopiero po chwili się opamiętał. Wytarł ręce i podszedł do Vanessy, mówiąc:
-Gdzież są moje maniery? Nazywam się Kazimierz... witam w moim gospodarstwie.- po reakcji dziewczyny, wyciągnął do niej rękę chcąc pomóc jej wstać -Chodź, moja posiadłość jest dosyć specyficzna i dobrze by było gdybyś wiedziała na co możesz tu natrafić.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

„Jestem cała przemoczona.” Dopiero teraz Vanessa zauważyła, że ma mokry płaszcz. Natychmiast zdjęła go i powiesiła na poręczy krzesła. Zdjęła również niedbale szal, którym otuliła się przed natrętnym spojrzeniem mężczyzny. „Przypominam sobie, była ulewa, zanim weszłam do młyna.” Dziewczyna lubiła deszcz, nigdy nie kryła się przed nim, kojarzył jej się jak gdyby z oczyszczeniem, „obmyciem duszy”.

Zaciekawiona wyszła przed młyn, deszcz nieco osłabł, ale dalej padał. Uniosła ręce i twarz do góry, krople spływały najpierw po jej włosach, po twarzy, sukience… sprawiało jej to wiele radości. W Turmalii rzadko padał deszcz, dlatego skorzystała z nadarzającej się okazji, aby nim się nacieszyć. Kiedy jej się już znudziło, wróciła do młyna i z powrotem usiadła na krześle. Była cała przemoczona. „W izbie jest ciepło… zaraz wyschnę.” Po chwili wszedł mężczyzna, zauważyła, że zdążył się przebrać, niosąc jakąś butelkę i duży kawałek kości z mięsem. Obserwowała, jak coś robił przy żeliwnym piecyku, prawdopodobnie przygotowywał posiłek. Widziała, jak wytarł ręce, podszedł w jej kierunku, przedstawił się i zaproponował, że oprowadzi ją po gospodarstwie.
– Ach, to Ty jesteś tu gospodarzem, uśmiechnęła się nieco zażenowana, miło mi, Vanessa.

Chętnie podała mu swoją delikatną dłoń, wstając z krzesła. Nie spodziewała się, że mężczyzna okaże się tu gospodarzem. Poczuła się nieco niezręcznie. „No tak sukienka jeszcze nie wyschła, jak ja wyglądam…” Górna część sukienki całkowicie przylgnęła do ciała, jeszcze bardziej podkreślając kobiece wdzięki. „Gdzie dałam swój szal, gdzie go położyłam do licha.” Próbowała go w pośpiechu znaleźć, ale bez żadnego efektu. Obeszła z drugiej strony krzesło i dopiero wtedy znalazła go na podłodze. Podniosła go i otuliła się nim zakrywając ciało.
– Jestem już gotowa – oznajmiła z uśmiechem.
Lamir
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lamir »

Wampir jechał przez długie godziny w deszczu, co rusz oglądając się za siebie. Nie uciekał, oj nie. Cichy obserwator mógłby tak pomyśleć, ale tak nie było. Lamir taki nie jest. On miał już plan -" Do celu po trupach, jak to mówią. Cel już mam, jeszcze tylko trupy... "
Wszystko miał już poukładane, teraz nie liczyły się środki, ważny był sam koniec. Na Prasmoka! Przecież to oczywiste że jak wąpierz poświęci jakieś pięć istot, a dziesiątki tysięcy zostanie uratowanych - łuska na której żyjemy będzie lepsza.

Lamir ujrzał w oddali światło. Była to farma z młynem i sadami jabłoni. Kiedy w końcu dojechał do bram posiadłości, spojrzał krytycznie na bramę, aż wzrokiem odnalazł krowi dzwonek. Z lekkim niepokojem uderzył w ten przedmiot i czekał." Ciekawe co tym razem się stanie... "
Wąpierz doprawdy był tym zaciekawiony, spoglądając na jego ostatnie przygody - mogło się wszystko wydarzyć. Ale tym razem Lamir był gotowy, tylko czekał na odpowiedni moment. Swoim czułym słuchem słyszał jak krople deszczu, niczym wojska szturmujące zamki atakowały okna przybudówki, znajdującej się koło młyna.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazimierz »

Vanessa nie zastanawiała się nad podaniem ręki i nie zrobiła tego z niechęcią. Przyniosło to lekką ulgę gospodarzowi i trochę go rozluźniło. Plan oprowadzenia dziewczyny musiał zostać przełożony, gdyż w niemal tym samym momencie gdy wstała Kazimierz został po raz kolejny zaskoczony. W mieszkaniu zabrzmiał wyraźny głos dzwonka dochodzący z rury wkomponowanej w ścianę, zwiastujący kolejnego gościa. Zwrócił wzrok ku drzwiom, a następnie popatrzał znowu na dziewczynę mówiąc:
-Wybacz, musisz tu chwilę poczekać, gdyby mnie za długo nie było, to zdejmij garnki z ognia zanim się zagotują.- w jego głosie było słychać opiekuńczość, łatwo dało się wyczuć że to nie rozkaz, a raczej drobna prośba. Do ręki wziął leżącą na półce swoją podręczną kuszę i równie niewielki kołczan z bełtami. Wyszedł z budynku szybko, ale z odrobiną niechęci. Ulewa ustała, tylko czasem spadały pojedyncze krople. Gdy zbliżał się do bramy załadował swoja broń trzymając ją w gotowości, sytuacja była co najmniej podejrzana. Dwóch przybyszy w tak krótkim czasie - czuł że tego dnia użyje swoich systemów obronnych, bał się gdyż nie był pewny ich sprawności w takich warunkach pogodowych. Z oddali wycelował w lekkie wgłębienie w ramie bramy, nie oddał jednak strzału, gdyż po prostu chciał być nastawiony na ewentualne uruchomienie pułapki. Po jakimś czasie był już kilka metrów przed ogrodzeniem, zatrzymał się i zawołał podejrzliwie:
-Kto tam?- przez szpary między deskami widział osobnika niezbyt dobrze, ale od razu rzuciła mu się w oczy jego blada cera i dobre odzienie, Kazik nie był nastawiony zbyt optymistycznie - miał wrażenie, że jest z tym mężczyzną jest coś nie tak.
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

Ucieszła się z propozycji Kazimierza, którego dłoń była ciepła, otwarta, a uścisk mocny i szczery. "Jak to pozory potrafią mylić... tak łatwo ocenić kogoś od razu po wyglądzie. No, ale skąd miałam wiedzieć, że jest gospodarzem" - usprawiedliwiała się sama przed sobą. Kiedy usłyszała, że ktoś dobija się do bramy, od razu pomyślała o czarodziejce, która być może "zatęskniła" za nią.

Vanessa była osobą ciepłą i nawiązywała szybko dobre relacje z innymi, choć czasami drażniła swoją naiwnością czy łatwowiernością. Niepospolita uroda dopełniała reszty. Dziewczyna nie była do końca świadoma swojego uroku. Niemniej zaniepokoiła ją reakcja gospodarza, który uzbrojony w kuszę, poprosił, aby pozostała we młynie i dopilnowała obiadu. Wyczuła w jego głosie troskę i opiekuńczość, jakby znali się od dawna. Wzbudzał w niej zaufanie i szacunek. "Dlaczego idzie uzbrojony w kierunku bramy. Czyżby miał jakiś wrogów?" - przemknęło jej przez myśl.

Kazimierz wyszedł i udał się w kierunku wejścia do farmy. Vanessa spojrzała na garnek, który powoli robił się ciepły. Była zbyt zaciekawiona zachowaniem mężczyzny i postanowiła go obserwować. Po chwili wyszła niepostrzeżenie za nim. Wiedziona swoją kobiecą intuicją wyczuwała jakiś niepokój... nawet kilka ptaków zaczęło głośno skrzeczeć, przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo.
"Co u licha... coś jest nie tak..." Deszcz ustał, jeszcze jakieś pojedyncze krople spadły jej na włosy, które ręką odruchowo strzepnęła. Rozpuszczone, były jeszcze mokre i lekko skręcone. Ukryła się za jakąś stertą skrzyń.
"Dlaczego wymierzył kuszę w stronę bramy..." Była za daleko, aby dostrzec, kto jest po drugiej stronie...
Awatar użytkownika
Biar
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Biar »

O tym dniu mógł powiedzieć że był jednym z najgorszych w jego długim życiu, nie miał pojęcia gdzie jest,jego niesamowicie schodzone skórzane buty raz, po raz grzęzły w błocie, płaszcz pomimo względnej nieprzemakalności nie miał w sobie ani jednej suchej nitki, więc gdy tylko przestało padać Biar spakował go do plecaka, bez ochrony płaszcza w zniszczonym czasem starym ubraniu przedzieranie się przez gęstwinę było dość uciążliwe.
Co sprawiło że znalazł się w tej sytuacji?
Kilka dni po walce z ogromnym skorpionem, a raczej godzinę temu wędrując do najbliższego miasta natknął się on na jakiegoś maga, ten gdy tylko zobaczył towarzyszący mu twór zaatakował. Walka nie była jakoś specjalnie dla niego emocjonująca, najpewniej czarownikowi chodziło o samego stwora niż o tego kto go przyzwał, taki wniosek łatwo było wyciągnąć z powodu tego że jego pierwszym czarem było otwarcie portalu do którego z łatwością wepchnął zmęczonego podróżą stwórcę stworzenia.
Miejsce do którego został teleportowany było mu całkowicie obce, do tego jeszcze padało. Nie mając lepszego pomysłu po prostu ruszył przed siebie.

Najwyraźniej szedł on w dobrym kierunku, z oddali widać było bramę do jakiegoś gospodarstwa, spytanie miejscowego rolnika o to gdzie może teraz być i kupienie od niego jakiegoś prowiantu było jedynym co przychodziło mu do głowy. Jednak następnym co zauważył była postać na koniu czekająca przed wejściem na gospodarstwo, z początku nie zwracał na nią uwagi, ale gdy odległość dzieląca go od niej wynosiła już jakieś 300 kroków, nagle poczuł że coś jest z nią nie tak, ale nie umiał powiedzieć co, a zatem po prostu to zignorował i szedł dalej.
Lamir
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lamir »

Wąpierz popatrzył z lekkim zdziwieniem na mężczyznę za bramą. Nie podobało mu się, że mierzy w niego z broni, ale nie protestował. Zeskoczył ze swojej kobyły, ściągnął kaptur który osłaniał jego lico. Wyglądał trochę niezwykle jak na człowieka, ale nawet wprawione oko mogło go pomylić z zabłąkanym kupcem który szukał schronienia. Sprawa się przeciągała, a słońce już powoli wychylało się ze swoimi mackami.
- Jestem tylko zwykłym podróżnikiem który szuka schronienia. Jak wolisz drogi panie, zapłacę za ugoszczenie mnie i mojego konia. Będę dozgonnie wdzięczny za ukazaną pomoc. - skończył swój monolog wampir.
Po chwili usłyszał jeszcze jeden odgłos, za jego pleców. Wiedział że znowuż ktoś jedzie. Nie interesowało go to zbytnio, gdyż wiedział że nikt o zdrowych zmysłach nie zaatakuje, zwyczajnego, prostego kupca który zabłądził. Jednak chęć zobaczenia źródła odgłosów, a także nadmierna ciekawość okazały się silniejsze i zmusiły wampira do choćby zerknięcia za plecy.
W odległości jakichś dwustu metrów zobaczył kolejną postać na koniu. Był to prawdopodobnie człowiek, więc nie zwrócił na długo uwagi Lamira
Awatar użytkownika
Vanessa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zielarz , Alchemik , Badacz

Post autor: Vanessa »

Vanessa nieco uspokojona odpowiedzią gościa zza bramy, szukającego tylko gościny, wróciła do młyna. Usiadła na krześle.
"Tłoczno zaczyna robić się na farmie, na pewno ciężko będzie gospodarzowi ugościć tyle osób. Zauważyłam, że lubi samotność..." - zamyśliła się. Po krótkim czasie wyjrzała przez okno. Ulewa ustała zupełnie, słońce wyjrzało zza chmur. Z nieukrywaną nostalgią pomyślała o Kelyn. "Ciekawa jestem, czy zauważyła, że mnie nie ma... a może wcale nawet mnie nie szukała..."
Podeszła sprawdzić, co z garnkiem, ale było wszystko w porządku, więc usiadła z powrotem na krześle. Rozczesała skręcone od deszczu włosy. Sięgnęła po płaszcz, który już prawie wysechł. Nałożyła go na siebie, owinęła się szalem wokół szyi, wzięła swoją torbę, przewiesiła ją przez ramię i wyszła. Cicho zamknęła drzwi za sobą.

Udała się w kierunku wejścia do farmy. Pożegnała się ciepło z gospodarzem. Uścisnęła mu dłoń, życząc udanych plonów.
- Miło i przyjemnie tu, u Ciebie, ale nie chcę sprawiać więcej kłopotów, więc odchodzę - powiedziała do Kazimierza.
Trochę jej było żal, że nie zdążyła poznać lepiej farmy, ale była zbyt dobrze wychowana, aby dłużej narażać gospodarza na dalsze kłopoty.
- Może, jeszcze kiedyś tu zawitam - uśmiechając się... spojrzała rozmówcy filuternie w oczy.
Wychodząc, przelotnie rzuciła okiem na nowego gościa, który zjawił się na farmie Kazimierza. Był trupio blady i wręcz odpychający. Miał zimne, nieludzkie, zwierzęce spojrzenie. "Zwierzę w ludzkiej skórze..." - przeraziła się.


"Wąpierz na głodzie... przemknęło jej przez myśl, a więc tak wygląda plugastwo... o którym tyle nasłuchała się od niani." Przeszła obok szybkim krokiem, starając się nie zwracać uwagi na siebie. Wydawało jej się, że poczuła zewsząd trupi smród. Nawet nie oglądnęła się za sobą. Chciała być jak najdalej od odrażającego wąpierza i nie mieć z nim nic wspólnego.

Kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości od farmy, jeszcze raz wspomniała z obrzydzeniem nieumarłego. Nawet zebrało jej się na wymioty, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. W przeszłości jej się tak zdarzało, że jak spotkała się z czymś odrażającym i cuchnącym, to nie wytrzymywała i wymiotowała. Jej niezwykła wrażliwość na piękno była niewątpliwie tego przyczyną. Zdawała sobie z tego sprawę i próbowała nad tym zapanować. Tym razem jej się udało i odruch wymiotny został wstrzymany. Wyjęła z torby bukłak i napiła się wody. Od razu poczuła się lepiej.

Była wolna i szczęśliwa, szeroko wdychając świeży zapach pól i żółtych kwiatów, mieniących się złotem w promieniach słońca. Cieszyła się, że jednak nie będzie musiała dzielić towarzystwa z kimś tak nikczemnym, zapewne podłym, capiącym i złym. Słyszała zbyt wiele niedobrego o nieumarłych.
Niebawem znalazła się na głównym szlaku.
"Może znowu spotkam jakąś... czarodziejkę, która przeniesie mnie w nowe miejsce, w tej pięknej krainie" - uśmiechnęła się sama do siebie.
Ostatnio edytowane przez Vanessa 9 lat temu, edytowano łącznie 8 razy.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazimierz »

Gdy Lamir mówił do Kazimierza, ten od razu wyczuł, że coś jest nie tak, nie dość że wyglądał podejrzanie, to ton jego głosu i same słowa brzmiały sztucznie. Dodatkowo za nim pojawił się drugi wędrowiec, co sprawiło że cała sytuacja zaczęła być żenująca. Zaczął bać się nie tyle o siebie, co o swojego gościa, więc gdy zobaczył że dziewczyna idzie w jego kierunku, niezbyt się ucieszył. Zachował spokój, otworzył bramę i widząc brak agresji Lamira, wypuścił Vanessę. Stwierdził że tak będzie lepiej, zwłaszcza że tego chciała. Z nerwów tylko lekko się uśmiechnął i pożegnał się krótko i zwięźle, ale nie chamsko, wolał żeby w razie walki nie musiał się martwić jeszcze o nią, więc nie chciał zabierać jej czasu. Zapewne została spłoszona przez kolejnych podróżnych - wymiana ładnej, błyskotliwej dziewczyny za podejrzanego -sądząc po zapachu- krwiopijce, niezbyt przypadła mu do gustu. Nie spuszczając dziewczyny z oczu zwrócił się do Lamira cichym, pewnym głosem:
-Jeżeli mamy w ogóle rozmawiać wampirze to skończ kłamać. Nie jestem w ciemię bity.- chociaż gospodarza od przybysza dzieliła niewielka odległość, był przygotowany na każdą próbę ataku. Naładowana kusza dodawała mu pewności. W głębi serca miał nadzieję, że sytuacja rozwiąże się bez walki, a kolejny wędrowiec wzbudzi w nim więcej sympatii. Sekundy w jakich czekał na reakcję wyjątkowo się dłużyły.
Awatar użytkownika
Biar
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Biar »

Od Lamira dzieliło go już może pięćdziesiąt metrów co pozwoliło mu dokładnie określić co wtedy wydało mu się w nim dziwnego, blada skóra i zazwyczaj niespotykany rodzaj niepokoju szarpiący go za duszę utwierdziły go w przekonaniu że ma do czynienia z wampirem. Jako że nie wyglądało na to, aby zanosiło się na walkę. Jedyne co zrobił to lekko skręcił, dzięki czemu gdy znalazł się przy wejściu na gospodarstwo od krwiopijcy dzieliło go kilka kroków.

-Witam, moglibyście mi Gospodarzu powiedzieć gdzie jestem? - Zwrócił się do Kazimierza patrząc mu w oczy, po tym jak uważnie zlustrował jego postać, zaciekawiła go kusza w jego ręce, choć postanowił na razie o nią nie pytać.
Rolnik najpewniej też przyjrzał się mu, ale bez płaszcza Biar nie wyglądał zbyt potężnie, był po prostu półtorametrowym starcem dźwigającym plecak wypełniony gratami z zarostem i włosami sięgającymi do pasa w starym zniszczonym ubraniu, a wyraz jego zmęczonej podrożą twarzy tylko potęgował efekt.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Nagle znad rzeki podniosła się niezwykle gęsta, blada niczym lico wąpierza mgła, która szybko zakryła całą farmę, razem z otaczającymi ją terenami. W owej bieli żaden z obecnych nie mógł dostrzec niczego, chociażby własnej ręki, wyciągniętej przed siebie. W końcu jednak mgła opadła, a cała scena powróciła do normy. No, może oprócz jednej małej rzeczy. Lamir wraz ze swoim wierzchowcem zniknęli, razem z nimi wszelki ślad po nich. Gospodarz oraz czarodziej pozostali sami, niewątpliwie wielce zdziwieni nieoczekiwanym wyparowaniem wampira.
Awatar użytkownika
Kazimierz
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazimierz »

Wampir zaczął zachowywać się bardzo nienaturalnie, jak gdyby coś miało się zaraz mu przytrafić, nie uzyskując więc od niego odpowiedzi machnął tylko ręką i przerzucił swą uwagę na właśnie przybyłego starca. Wędrowiec wzbudził w rolniku najmniej niepokoju ze wszystkich gości więc bez wahania udzielił mu odpowiedzi:
-Witaj, jesteśmy jakąś godzinę na zachód od Demary...- w trakcie wypowiadania tych słów analizował stan rozmówcy i od razu dodał:
-Proszę wejść wygląda pan bardzo blado...- starcowi wyraźnie coś dolegało, więc ze względu na jego podeszły wiek, Kazimierz poczuł obowiązek ugoszczenia przybysza w swoim młynie. Wpuścił go więc do swojej posiadłości- co swoją drogą zajęło trochę czasu -zupełnie nie zwracając już uwagi na nieobecnego wampira. Przeszedł ze starcem kilka metrów, aby upewnić się czy ten nie upadnie. Wszystko było w porządku więc wrócił się do bramy aby ją zamknąć i wtedy zdarzyła się rzecz, która była wisienką na torcie wydarzeń ów dnia.
Znad rzeki podniosła się niezwykle gęsta, blada niczym lico wąpierza mgła, która szybko zakryła całą farmę, razem z otaczającymi ją terenami. W owej bieli żaden z obecnych nie mógł dostrzec niczego, chociażby własnej ręki, wyciągniętej przed siebie. W końcu jednak mgła opadła, a cała scena powróciła do normy. No, może oprócz jednej małej rzeczy. Lamir wraz ze swoim wierzchowcem zniknęli, razem z nimi wszelki ślad po nich.
Kazimierz stał jak wryty - zakładał, że to jakaś klątwa wampira lub coś z nim związanego, ale równie dobrze mógł przypuszczać, że była to magia niewzbudzającego wcześniej żadnych pozorów starca. Wolał na razie przyjąć pierwszą opcję i jedynie baczniej obserwować swojego gościa. Nie obyło się również bez niemal szeptanego komentarza na temat zaistniałych zdarzeń:
-O jasny gwint!- będącego jedynie ocenzurowaną translacją jego aktualnych myśli.
Po chwili jednak otrząsnął się, zatrzasnął zasuwę bramy i dogonił Biara pytając:
-Wszystko u pana w porządku?- po czym dodał raczej w charakterze retorycznym:
-Co to mogło być?
Dopiero gdy znalazł się pod drzwiami zauważył, że zniknięciu Lamira towarzyszyło coś jeszcze - diametralnej zmianie uległa pogoda - z wilgotnej i zimnej pogody w kilkanaście sekund zostali przeniesieni w klimat niemalże pustynny. Gleba była sucha co po takiej ulewie nie byłoby możliwe przez kilka dni. Jego pies podbiegł ujadając żałośnie z głodu.
Gdy znaleźli się w domu, Kazimierz pomógł starcowi odłożyć bagaże i wskazał mu krzesło, na którym miał spocząć. Garnki na piecyku nie zostały upilnowane przez Vanessę, ale nie było możliwe aby przez kilka minut nieuwagi wyparowała cała woda i cydr, a jedzenie nadawało się jedynie do wyrzucenia. Gospodarz miał serdecznie dość tego dnia, codzienna harmonia została zupełnie zaburzona i pierwszy raz od bardzo długiego czasu przeklinał w duchu. Przegotowane jedzenie dał do zjedzenia psu, a sam udał się żwawo do piwniczki po butelkę cydru i kawał szynki oraz chleba, który podał sobie i gościowi, gdyż pomimo tego że jadł niedawno odczuwał duży głód. Siedział naprzeciwko Biara i gdy zaspokoił pierwsze pragnienie rzucił:
-Nazywam się Kazimierz, witam na mojej farmie- nie mógł się powstrzymać, żeby nie zabarwić wypowiedzi nutą irytacji:
-...i zapewniam pana, że plagi i czarna magia nie są tutaj na porządku dziennym... Nie mam pojęcia co tutaj się dzisiaj dzieje- czekał na wyrozumiałą odpowiedź.
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości