Równina Drivii[Główny trakt] Podróż z ładunkiem

Wielka równina słynąca przede wszystkim z trzech jezior. Legenda głosi, że trzy siostry Cara, Sitrina i Doren - księżniczki Demary, córki króla Filipa miały zostać wydane za książąt Elisji, Fargoth i Serenai by utrzymać pokój pomiędzy krainami. Jednak żadna nie chciała zostać zmuszona do małżeństwa Księżniczki uciekły więc na północ kraju i nigdy już nie wróciły. Legenda głosi, że stały się one Nimfami i każda objęła panowanie nad jednym z jezior.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Lolariana jeszcze przez moment wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął Szayel wraz ze swoim mrocznym gadem. Dopiero teraz, gdy ponura aura jego brata odeszła, poczuł ogarniającego go znużenie i osłabienie. Był przemarznięty, choć nie miał pojęcia z jakiego powodu. Pewnie miała na niego taki wpływ aura Pradawnego w połączeniu z tą tajemniczą ciemnością, w którą odważył się wejść.
Z głośnym westchnięciem schylił się po miecz i schował go do pochwy. Ruszył w stronę karawany powolnym krokiem ze spuszczonym wzrokiem. Z jednej strony czuł radość, gdyż oparł się wpływowi brata, a z drugiej smutek, ponieważ go odtrącił. Jego słowa znalazły miejsce w duszy młodego Pelagiusa i osiadły głęboko na podatnej glebie. Zawód i niezdecydowanie mieszały się z determinacją i poczuciem odpowiedzialności. Chciałby do niego dołączyć, lecz jakby mógł? Zaprzeczyłby tym aktem wszystkiemu, czemu był oddany i wierny. A na to nie mógł pozwolić.
Podszedł do karawany i spojrzał pierw na Czarodzieja, a następnie na kobietę z kotem. Złodziejaszka gdzieś wcięło, ale teraz zupełnie go to nie interesowało. Pominął również kwestię nieprzyjemnego zapachu moczu. Łatwo było się domyśleć, kto jest jego źródłem.
- Przepraszam za to wszystko – wyszeptał ze skruchą, wskazując na wóz i wciskając się w najdalszy kąt – Po przybyciu do Kryształowego Miasta wynagrodzę pieniężnie pański stres, Czarodzieju.
To powiedziawszy położył się i odwrócił głowę patrząc na błękitne niebo. Chciał odpocząć. To wszystko.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Metatron... Tracił i odzyskiwał przytomność, tracił i odzyskiwał, wahadełko świadomości nie tyle drgało, co zataczało szalone kręgi. Karawana wreszcie ruszyła ponownie. W przeciągu czterech godzin słońce już chyliło się ku zachodowi, a karawana zwalniała.
***

Obóz rozbito niedaleko traktu, a dokładnie tuż przed początkiem lasu którego granicę wyznaczał, przynajmniej w tym miejscu, ozdobny szpaler. Wozy ustawiono po zewnętrznej stronie nieforemnego okręgu tworzonego przez namioty. W środku paliło się kilka ognisk. Straż krzątała się zabezpieczając obóz, ktoś sprawdzał dokumenty na przewóz ładunku, kto inny klnął jak szewc.
W największym manicie znajdowały się dwie ważne rzeczy – lektyka z Metatronem oraz cenne kufer z wozu. Czarodziej czuł się trochę lepiej. Podziałała kąpiel której zaznał przed kilkoma chwilami zażył, a której kosztem było zmęczenie dwóch braci którzy wpierw musieli znaleźć leśny strumyk, a następnie przytargać dwa wiadra wody. Teraz czysty, w miarę świeży, ze zmienionymi opatrunkami siedział tradycyjnie na półleżąc w swej lektyce skrytej w namiocie. Poza czarodziejem znajdowała się tu tylko zielarka przygotowując kolacje, dwaj wojownicy natomiast doglądali rozbijania obozu. Metatron czuł się... Lepiej. Prawda, przy każdym oddechu towarzyszył mu rozdzierający ból kości, a w głowie systematycznie uderzały młoty kowalskie. Mimo wszystko było o niebo lepiej.
-Metatronie – zwróciła się zielarka z zamyśleniem. - Po co on leciał na smoku?
-Bo to kretyn, przyjaciółko. - Przerwa. Ból przypomniał o sobie. - Kto inny najpierw leci na smoku aby się potem... - przerwa - ...teleportować.
Pradawny nie kontynuował. Miał do siebie teraz pretensje – można było jednak się chronić. Lecz już raz podjęta decyzja nie podlegała weryfikacji mogącej przynieść pożytek. W namiocie światło dawały wie lampy oliwne. Przyglądał się drgającemu płomieniowi. Nie aby sięmu podobał. Był pragmatykiem. Piękno nie mogło przysłaniać pożyteczności, sztuka zawsze musiała ustąpić praktyczności, była z góry przegrana. Nie aby Metatron nie widział piękna. Lecz jego ekstatyka tkwiła w finezja, użyteczności i radości tworzenia. Wykrzywił się w bólu.
-Każ przyjść Lolarianowi – polecił znlazwszy wreszcie sposób mówienia którego nie przerywał ból. Oczywiście sposób tylko na dziś, tylko na tą chwilę, na ten czas, kryształy zawsze postępowały do przodku, ścigały maga. Czasem zastanawiał się czy za swe cierpienie nie powinien dostać czego pragnie.
Tylko życie było inne. Nie uznawało zapłaty.
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

- Pulpet! czy ta kobieta nie ma wyobraźni? - pomyślał Veril. Niemniej postanowił jeszcze skorzystać z postaci w jakiej się obecnie znajdował by móc nieco powęszyć. Ograniczyło się to do badania dziwnej bariery magicznej otaczającej maga, co ciekawe nie przepuszczała również jego sond magicznych nastawionych na badanie stanu fizycznego. Nie było możliwości przejść przez misternie splecioną sieć, chociaż próbował... Dobrą godzinę. Widocznie nie chciał dopuszczać do siebie jakiejkolwiek energii magicznej. Not tak, może miało to coś wspólnego z kryształami? Może ból wzmagał się gdy magia do nich docierała, a może było coś jeszcze... Niestety nic więcej nie mógł wskórać za pomocą znanych sobie metod. Dowiedział się jednak ważnej rzeczy, bytność w pobliżu bariery osłabia jego własne siły, miał tu na myśli zaklęcia. Żadne z nich nie miało mocy takiej jak gdyby rzucił je kilka kroków od czarodzieja. Widocznie bariera rozpraszała moc magiczną w najbliższym sąsiedztwie maga.
Prychnął niezadowolony po kociemu i pogrążył się we śnie. W obecnej postaci mógł sobie na to pozwolić, był niemal pewien, że nikt nie spróbuje go przerobić na karmę, aż tak niecywilizowani nie jesteśmy...

Otworzył oczy gdy słońce już zachodziło. Karawana zatrzymała się na popas i właśnie rozbijano obóz. Veril uznał, że to idealny moment by zniknąć i potem pojawić się już w postaci człowieka. Jak pomyślał tak też zrobił. Upewniwszy się, że nikt go nie widzi przemienił się z powrotem.
Już jako człowiek wszedł cicho do obozu. Nie zwracano na niego zbyt dużej uwagi. W karawanie nic nie zniknęło, a więc złodziej - czyli on - nic nie ukradł. Hah! Przynajmniej miał tyle spokoju. Przemaszerował sobie dookoła obozu. Oglądał namioty i z ulgą przyjmował fale chłodu oferowane przez noc. Nie ma co, posiadanie futra ma swoje minusy. Cichutko podszedł do ogniska pośrodku obozu i zaczął dłubać w nim patykiem. Nudziło mu się niepomiernie, a nie chciał grać na flecie by nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Pozostawało tylko czekać.

W międzyczasie wspominał zdarzenia dzisiejszego dnia. Analizował wszystkie aspekty postaci czarodzieja. Wedle tego co zaobserwował podczas wielu lat swoich podróży im człowiek potężniejszy, tym bardziej szalony. ciekawe czy tyczy się to też nieludzi?
Popatrzył na swoją dłoń. Nie pamiętał dnia kiedy inność aż tak mu dokuczała, czy to pod wpływem tego co mówił czarodziej? Sprawiał wrażenie niesamowicie potężnego. Czy to prawda, że miał aż tysiąc lat? W jaki sposób pokonał śmierć ? Sam Veril miał na karku kilka setek, ale żeby od razu tysiąc? Był pewien, że Maie kiedyś umierają, lecz po tym co zobaczył dzisiaj wiedział, iż śmierć to zmartwienie nie każdej istoty.
Zacisnął dłoń w pięść. Drażniła go już własna neutralność, cała logika wynikła z rozsądku. Nie mieszał się w sprawy ludzi, bo go nie dotyczyły, nie pomagał bo go nie proszono. Tak właśnie działa natura, jest bezstronna. Pytanie tylko czy i on musi taki być? Może właśnie dlatego dano mu wolną wolę? Ahh, tyle wątpliwości.
A może wcale nie warto było znajdywać sobie wielkiego celu? Dlaczego tamten starzec tak kurczowo trzymał się życia? Chyba nie liczył na ratunek, powiedział to dzisiaj. Co więc mogło dawać mu inspirację do życia? To ciekawe... Veril takiej inspiracji nie posiadał, a wystarczyło by mieć jedną rzecz, za którą gotowym się jest umrzeć.
Westchnął cicho gapiąc się w migoczący płomień. Chyba nudziło mu się bardziej niż przypuszczał...
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

Cecilia wodziła wzrokiem za idącym Lolarianem. Gdy mężczyzna wcisnął się w kąt, kładąc, odwracając od wpatrując się w niego ciekawskich oczu, nie była w stanie wytrzymać. Wszak nie jest ona osobą bez serca - było one co prawda skute lodem, jednak kruszył się on widząc tak smutny obraz. Mimo odejścia Szayela chmury nadal zasłaniały niebo, wzburzając wiatr. Z pewnością była to pozostałość po nienaturalnym przybyciu czarodzieja.
Litość obudziła się w dziewczynie, dłonie same rozwiązały rzemyk przy pelerynie. Blondyn zdawał się być tak niewinną, czystą osobą. Ostatni raz pogładziła grzbiet kota, gramoląc się w stronę leżącego samotnie mężczyzny. Gdy siedziała tuż za nim zagryzła dolną wargę w zastanowieniu. Nie była zbyt dobra w pocieszaniu ludzi. Co ma zrobić z peleryną? Rzucić mu ją? Może przykryć go?
Jej ręka już wędrowała do płowych włosów, gdy zatrzymała się w połowie drogi zawisając w powietrzu.
A co jeżeli odtrąci ją po raz drugi? Charmaine nie była do tego przyzwyczajona. Obawiała się rozdrażnienia młodego Pelagiusa. Miękka, ciepła peleryna opadła na niego, gdy dziewczę delikatnym ruchem wypuściło materiał z ręki, powracając na miejsce obok Metatrona.

***

Postój. Najbardziej bezużyteczna rzecz jaką wymyślili słabi, mało odporni ludzie. Cecilia kluczyła między uwijającymi się sługami czy ochroniarzami pocierając ramiona. Wieczór robił się chłodny, a jedyne nakrycie, które posiadała oddała jednemu z towarzyszy. Nie żałowała jednak tego gestu, który był niejako solidaryzacją z cierpiącym chłopakiem. Zawiał wiatr rozwiewając blade włosy, niemal porywając srebrzysta spódnicę. Białowłosa przysiadła z dala od zgiełku i chaosu obserwując otoczenie. Pulpet znikł bez śladu, gdy tylko ogłoszono rozbicie obozu, co przyprawiło dziewczynę o delikatny zawód. Liczyła się z tym, że zwierzak nie zostanie z nią na zawsze, że czmychnie przy pierwszej lepszej okazji, jednak nie sądziła ,że nastąpi to tak szybko. Nie miała się komu wygadać, nie miała pola do popisu, nie chciała również zbytnio narzucać się osobom, które nie pragnęły jej towarzystwa. Oh, z pewnością znalazłby się chętny stróż, jednak kurtyzana nie chciała "przygodnej" nocy, w ramionach nieznajomego. Nie dzisiaj. Wiedziała, iż taka sytuacja jedynie rozdrażniłaby ją, zamieszała w głowie. Zacisnęła pięści wpatrując się tępo w ziemię. Była zmęczona udawaniem. Wszyscy w obozie znali ją jako "Aleę" co niemal doprowadzało ją do szaleństwa. Chciała wykrzyczeć swoje imię prosto w twarz zarówno Metatronowi, Lolarianowi czy grajkowi. Była najlepszym kontaktem w Alaranii, do jasnej cholery! Czemu tak długo zmuszona jest udawać słabą, bezbronną kobietę?
-O wilku mowa. - burknęła pod nosem widząc stojącego przy ognisku młodzieńca o niebieskich włosach. Pewnym krokiem, z założonymi na piersi rękoma podeszła do niego obserwując czujnym okiem każdy jego ruch. Skrzynie póki co znajdywały się poza jej zasięgiem, strzeżone przez "osiłków". Potrzebowała planu, jednak było coś czego pragnęła jeszcze mocniej. Odpoczynku. Tak - będąc wyczerpaną niewiele zdziała. Czemuż nie poczekać jakiś czas, odetchnąć? Żeby odpocząć potrzebuje jednak sprzymierzeńca. Dziewczę nie jest głupie, aby zasypiać, gdy w pobliżu znajduje się flecista mogący podejrzewać jakie ma zamiary.
-Nie wiem, gdzie się schowałeś, ale zostawiłeś kota. - przybliżyła się wzdychając ciężko. - Nie zostawia się za sobą istot, które na Tobie polegają.
Marszczyła gniewnie brwi, na policzki wyszły jej różowe plamy. Ogarnęła ją frustracja i złość. Przede wszystkim złość, której nie czuła od dawna. Płomienie w ognisku trzaskały cicho, jednak ich blask ogrzewał zmarznięte ciało.
Odwróciła wzrok zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniła się w ciągu tych dwóch lat od kiedy działała na własną rękę. Kiedyś zimno nie dawało się we znaki. Kiedyś wszystko było inaczej. Myśl, iż przed tym kompanem nie musi udawać dodała jej otuchy. Kurtyzana rozejrzała się dokoła. Nie było nikogo kto mógłby usłyszeć ich rozmowę, jeżeli tylko będzie mówiła odpowiednio cicho.
-Mam na imię Charmaine. - uśmiechnęła się szczerze, uwielbiała gierki, a zwykła konwersacja z osobą, która może w każdej chwili spróbować ją wydać ekscytowała dziewczynę, podnosiła adrenalinę. Serce momentalnie zabiło jej szybciej. - To nic osobistego, Verilu. Znalazłam się tu przypadkowo, tak jak Ty. Może mimo pozorów nie różnimy się od siebie tak bardzo.
Kobieta nie miała ochoty słuchać, toteż zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, już ciągnęła swój wywód.
-Zostałam zdradzona. Chcę się jedynie zemścić, czy to coś złego? - spojrzała w jego twarz. Dopiero teraz zwróciła uwagę, na jego rysy twarzy. Ujęła brodę mężczyzny, przyglądając mu się z uwagą.
-Łagodne rysy... - mruknęła pod nosem, niczym znawczyni. - Nie wyglądasz jak złodziej.
Jej uwagę przykuła kolejna rzecz. Dłoń ruszyła w stronę ucha.
-Kolczyk... - uniosła wysoko brew. Jej twarz wydawała się teraz niemal sympatyczna. Pokręciła głową chichocząc, niczym niewinna dziewczynka. - Jesteś uroczy, doprawdy uroczy.
Zabrała rękę wpatrując się w ognisko.
-Ale kota powinieneś był pilnować.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Leżąc na boku tyłem do wszystkich zastanawiał się nad wieloma rzeczami. W głowie cały czas siedziały mu słowa Szayela i rozbrzmiewały niczym nieginące echo. Ku swojemu zaskoczeniu w pewnych kwestiach się z nimi zgadzał. Świat to okrutne miejsce. Nie zmieni się go samymi dobrymi chęciami. Należy użyć siły. Czymże byłaby władza króla bez siły? Sądy i wszelkiego rodzaju organizacje. Nawet Świątynia Pana musiała jej używać. Całe to gadanie o zrozumieniu drugiej osoby…ojciec wmówił mu, że tylko tak powinno walczyć się ze złem, a samemu użył siły przeciw Szayelowi. Własnemu synowi. Czy zrobił to specjalnie, czy poniosły go emocje? A może to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem? On zaś…jedynie pionkiem.
Wyczuł, że ktoś do niego podszedł. Wiedział, że była to kobieta, rozpoznał ją po zapachu. Poczuł delikatny powiew w okolicy uszu, jakby ktoś przystawił tam dłoń. Udawał, że śpi. Nie był w nastroju na rozmowy ani zwierzenia. Nagle opadła na niego ciepła peleryna i usłyszał, jak kobieta się oddala. Chciał jej podziękować, lecz z tego zrezygnował. Zasnął…

***


Ocknął się dopiero, jak któryś z osiłków Czarodzieja szturchnął go w ramię. Natychmiast dorwał swoje ostrze, ale widząc twarz przerażonego mężczyzny natychmiast schował miecz z powrotem do pochwy.
- Pan Metatron chciałby z tobą porozmawiać – rzekł nieco drżącym głosem strażnik.
Podrapał się po głowie i ziewnął szeroko. Później trzeba wziąć kąpiel. Wyczuł kieszonkę przy pasie. Na szczęście wciąż miał swoje ziółka.
- Zgoda, prowadź.
To powiedziawszy ruszył za mężczyzną i dotarł do Czarodzieja leżącego w świeżych szatach w swojej lektyce. Osiłek skłonił się Metatronowi i zostawił ich samych.
- Chciałeś czegoś ode mnie, Czarodzieju?
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

Siedział tak, trochę jak sierota. Przy ognisku było przytulnie i ciepło, zimno mimo wszystko dawało się we znaki. Nadal był pogrążony w swoich myślach gdy znikąd pojawiła się zdradziecka kurtyzana. Zaczęło się tak jak zawsze, nieprzyjemnie. Nie rozumiał ani trochę zachowania kobiety. Z jednej strony nie uszło jego uwadze to, że kręci się wokół młodego Pelagiusa, chyba chciała go sobie owinąć wokół palca, na co Veril i tak nie miałby dowodów, więc się tym nie przejmował. Z drugiej zaś strony cały czas próbowała omamić grajka wciągając go w wyszukaną grę wedle jej zasad. Musiała się nieźle bawić kosztem dwojga mężczyzn.
Prychnął pod nosem słysząc komentarz o kocie. Był więc pewien, że się nie domyśliła jego prawdziwej tożsamości, zresztą co to była teraz za różnica? Nie wiedział skąd, ale poczuł silną chęć zrobienia czegoś skrajnie głupiego. Dotychczasowa bezstronność wychodziła mu już bokiem.
Skrzyżował ręce na piersi. Wyjawiła mu swoje imię. Miał wrażenie, że już je gdzieś słyszał... Chwila przemyślenia... A może jednak nie. Pozostawała jeszcze wątpliwość czy kobieta mówi prawdę, ale doświadczenie mówiło mu, że raczej tak. Dziewczyna najwyraźniej uwielbiała gierki, a powiedzenie w takiej sytuacji prawdy jest bardziej nieprawdopodobne niż kłamstwa.

Co ciekawe nie przeszkodził jej również gdy się do niego zbliżyła. Trzysta lat życia, a on nadal nie rozumiał ludzkich reakcji, a może po prostu trafił na tak egzotyczną osobę? To w tym momencie nie miało znaczenia. Ze spokojem wysłuchał komentarzy na temat swojego wyglądu. Charmaine - jak się przedstawiła - budziła w nim mieszane uczucia. Zwierzęcy instynkt kazał mu zachowywać najwyższy poziom ostrożności, ludzi rozsądek nakazywał zachowanie pozorów, a nieco bardziej prymitywne żądze nasycały się tajemniczością kobiety. Na szczęście w tym starciu nieco lepiej wychodził rozsądek i chociaż nagięty do granic możliwości to jednak gdzieś tam w głębi paliła się czerwona lampka, którą Maie jeszcze dostrzegał. Zdawał sobie sprawę, że rozmowa z kobietą nie przyniesie nic dobrego, że ma duże szanse na porażkę, ale ostatecznie nie miał nic do stracenia. Postanowił się nieco odegrać albowiem nadal czuł, że kurtyzana go nie docenia.
- A więc mówisz, że nazywasz się Charmaine... - nie był pewny czy dobrze wymawia jej imię, ale wypowiedział je również ściszonym głosem. Wyczuł, że z jakiegoś powodu dziewczyna nie chce się zdradzać przed innymi. - Ale z tym kotem to nie przesadzaj, jak można go było nazwać "Pulpet"?
Ciekawe skąd grajek mógł to wiedzieć? Wyglądało na to, że chciał jej dać coś do zrozumienia jednocześnie nie mówiąc nic wprost.
Wygiął się nieco w tył rozciągając nieco zastane mięśnie. Po chwili odezwał się z figlarnym uśmiechem:
- Zemsta? To takie ludzkie uczucie, które każe zadawać ból za ból? Tak, słyszałem o tym... - popatrzył na nią łagodnie. Nie wydawała się teraz zdolna do jakiegokolwiek zła, ach te pozory... - Jestem pewien, że nie powiesz mi na kim się chcesz mścić dlatego odpuszczę sobie pytanie o to.
Zawiesił głos. Dobrze przemyślał sobie to co może powiedzieć.
- A jednak przyszłaś tu... Do mnie, do kogoś z kogo próbowałaś uczynić złodzieja i komu groziłaś śmiercią. Ba! Nagle próbujesz mi w mętny sposób wyjaśnić swoje motywy i jednocześnie doszukujesz się między nami podobieństwa. - rzekł. Choć miał wątpliwość czy nie powiedział tego zbyt ostro. Zaśmiał się. - Jesteśmy tak niepodobni jak to tylko możliwe, droga... Charmaine... Ale ja nie rozumiem do końca ludzi.
To ostatnie zdanie wypowiedziane przez Verila było... Dziwne. W jego oczach dało się dostrzec śmiech, choć on sam był poważny. Mówił nonszalancko acz łagodnie. Dziwny był z niego typek.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

-Ciebie też w chlewie wychowano – przerwa. Kilka długich chwil. -Panie się mówi.
Potem znowu zamilkł. Ciszę w namiocie wypełniał chrapliwy oddech pradawnego, młodzież w ręce zielarki przygotowująca kolejną maść oraz... Nie, jeden z tragany – chociaż dziwne było tak nazywać dwóch barczystych wojów – siedział w koncie w ciszy. Był chyba zmęczony. Metatron z trudem poprawił pozycje na bardziej siedzącą. Maść wtarta w jego ciało zaczęła powolić działać, skórę mail odręttwiałą co było pierwszym symptomem działania leku. Spojrzał na swoją lewą stopę. Wykręcona w drugą stronę, chyba podczas gorączki i urywanej świadomości musiało to się stać. Przyzwyczaił się.
-Panie Lolarian, pański brat dziwnym sposobem powiązał niechęć do rodziny z moją osobą sądząc po naszym porzyganiu. - Cud! Nawet ani razu nie przerwał. Tym razem milczał dłuższą chwilę. Spoglądał na młodego czarodzieja wzrokiem żelaznym. Nie aby za dużo widział ale to wystarczało dla pewnego efektu.
-Pański brat nie rzuca pogróżek na wiatr. - Opiekunka podała mu kubek gęstej, miętowej brei. Wypił bez skrzywienia. - Co mnie osobiście dziwi, wszak popisywać ton lubi się.
Skończył. Znowu milczenie. Metatron jeśli myłaś teraz teraz to nie śliwami, a obrazami, kilku-wymiarowymi schematami połączeń. Od zawsze tak robił, stąd pewnie brał się jego talent do magii przestrzeni, wszak był jedną z niewielu osób dla której siedmiu-wymiarowa figura była naturalna, a teserakty zjadał na śniadanie. Lecz od wypadku zrażało się mu to częściej.
-Lecz nie o tym chciałem. Masz problemy młodzieńcze. Ja mogę ci zapewnić ochronę, na jakiś czas... - zamilkł. Odkasłał boleśnie. Po odrętwieniu skóry przyszło swędzenie lecz kości już tak bardzo nie paliły. - ...jako wasala.
Powedzieć, że żerował na nieszczęściu innych byłoby kłamstwem. Miał miękkie serce, tylko opancerzone. Mógł zwyzywać kogoś, czasem i kazać go powiesić za nogi na drzewie lecz w gruncie rzeczy i tak czynił właściwie. Tak czy owak wyrażał głęboką chęć pomoc chłopakowi. Zyskanie czegoś dla siebie było tylko odruchem.
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

-Pulpet? Skąd wiesz... - zmrużyła oczy nieufnie. Być może nie doceniała grajka, być może naprawdę był on złodziejaszkiem czyhającym na dogodną okazję, a ona jest pionkiem w JEGO grze. Potrząsnęła głową zdezorientowana. Nie mogła pozbyć się natrętnej myśli, iż mężczyzna jest kimś więcej niż tylko kolejną jej zabawką, kaprysem.
Gdy wspomniał o zemście powieki zamrugały nienaturalnie szybko, jak gdyby kurtyzana znajdowała się w tajemniczym transie. Wspomnienia Elgrima po raz kolejny niemal spoliczkowały dziewczynę. Jej twarz pozostawała jednak uśmiechnięta, pełna spokoju, zimna i obojętności. Zignorowała tę wzmiankę skupiając się na kolejnych słowach niebieskowłosego. Jak człowiek może nie rozumieć ludzi? Zagryzła wargę w zastanowieniu przekręcając głowę, niczym mała dziewczynka przyglądająca się czemuś interesującemu. Wszystko poczęło układać się w logiczną i intrygującą całość. Przez ciało białowłosej przeszedł dreszcz podekscytowania. Nieznajomy z pewnością krył w sobie więcej tajemnic niż mogłaby go o to podejrzewać.
-Podobało się drapanie za uchem? - zapytała szczerząc się, dumna z rozwiązania zagadki.
Bawiła ją wynikła sytuacja. Veril jest Pulpetem. Pulpet jest Verilem. Zlustrowała towarzysza od stóp do głów.
-Lepiej wyglądałeś jako kot. - kolejny śmiech, tym razem głośniejszy przebił się przez ciemność niczym nóż. Cecilia zastanawiała się, jak może wykorzystać zmiennokształtego, poza oczywistością, na którą z resztą nie miała ochoty. Towarzysz zdawał się idealną osobą do odwracania niepotrzebnej uwagi. Pod postacią kota zrobiłby więcej zamieszania niż jako człowiek.
-Lubię Cię. - kiwnęła głową dla potwierdzenia swoich słów. Na wesołej twarzy wypisaną miała determinację, skupienie.
-Chodź, przejdźmy się. - podrapała go delikatnie za uchem, jednocześnie zanosząc się niewymuszonym śmiechem. Gest ten nie był już odegrany, a pełen sympatii i czułości. Śmiała się tak dopóki nie dotarła do niewielkiego strumyka drążącego z uporem w ziemi. Znalezisko świty Metatrona było idealnym miejscem na kąpiel. Włosy uwiązała białą chustą, do tej pory luźno zwisającą przy pasie, kształtując puszystego koka. Dziewczyna wyglądała teraz tak zwyczajnie, niczym pracująca na roli kobieta - cały obraz burzył jedynie charakterystyczny, wykrojony ubiór. Przyklękła zanurzając dłonie w wodzie.
Jej umysł uspokoił się po tej małej wymianie zdań, mogła być szczera co nieco ją rozluźniło. Czerpała z obecności Verila szczerą przyjemność. Kurtyzana polewała sobie dłonie wodą powoli zdając sobie sprawę z tego jak bardzo potrzebowała towarzystwa. Zerknęła za siebie mając nadzieję na zobaczenie swojego kompana. Póki co oboje byli niepasującymi elementami w tej idealnej układance.
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

No proszę, udało się jej odgadnąć. Przez chwilę napawał się tym, że udało mu się zaskoczyć rozmówczynię. Zastanawiał się tylko czy nie odkrył swoich kart zbyt szybko, niemniej i tak kto by jej uwierzył? Oboje byli teraz w takiej samej sytuacji. Znali prawdę o sobie, a i tak nie mogli tego w żaden sposób wykorzystać. Verilowi jakoś to nie przeszkadzało, nie miał ochoty robić na złość kobiecie i sam nie wiedział czy spowodowały to jej komplementy, w które miał czelność odrobinę wątpić czy po prostu jego niechęć do czynienia krzywdy nawet najgorszym w jego zrozumieniu zbirom. Tutaj miał wątpliwości, nie wiedział już co myśleć o kobiecie. Był pewien, że nie jest z nim do końca szczera, ale jak miał odsiać to co było prawdą, a co nie? Teraz gdy rozmawiali sami wydała mu się znacznie bardziej sympatyczna, choć nadal był pod wielkim wrażeniem jej talentu aktorskiego. Ponadto sprawiała wrażenie znacznie bardziej inteligentnej niż się tego początkowo spodziewał. Nie żeby uważał ją za głupią, ale nie miał po prostu okazji zweryfikować swoich osądów.

Zaśmiał się na wzmiankę o kocie. Faktycznie, jego ludzka powłoka mogła się nie podobać bardziej wybrednym damom, zresztą nie robił jakiegoś rozpoznania w tej materii. Po prostu zmienił się tak by nie zwracać na siebie zbyt dużo uwagi, w kogoś nieważnego, kogo często się pomija i w razie potrzeby szybko zapomina. Pasowało mu to.
Następne słowa dziewczyny skwitował uśmiechem, sam nie wiedział co ma myśleć i czy mówi szczerze. Chociaż wszystko było możliwe. Wiedział jednak, że zapytanie o to wprost było chyba największą głupotą na jaką mógł się zdobyć. Postanowił założyć - dla ułatwienia - że kobieta nie kłamie. Dobrze przynajmniej, że tym drobnym fortelem zdołał się podnieść do rangi równego jej. Teraz oboje mają tajemnicę i obydwoje coś wiedzą, ale nikt i tak im nie uwierzy. No i drapanie za uchem faktycznie było przyjemne!

Chętnie przystał na propozycję przejścia się. Po drodze jego towarzyszka wydawała się być bardzo rozbawiona, był ciekaw czy tym razem ten śmiech jest udawany czy szczery. Mógłby przysiąc, że jest prawdziwy... Zupełnie jak wiele razy wcześniej.
Chłodnym wzrokiem obserwował Charmaine, jednocześnie uśmiechając się pod nosem. Nie miał na myśli nic złego, po prostu chciało mu się śmiać. Skrzyżował ręce i oparł się o drzewo rosnące obok strumyka.
- A więc doszliśmy już do tego, że nie jestem człowiekiem... - zaśmiał się. - A kim ty jesteś?
Zatrzymał się na chwilę, nie był pewny jaką reakcję będzie miało jego pytanie. Założył, że odpowiedź będzie wykrętna.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Wnętrze namiotu wypełniała woń maści i kojących kadzideł, których chmurki unosiły się swobodnie w powietrzu. Obok starca siedziała zielarka przygotowując kolejną maść w swoim moździerzu. Nie specjalnie zaskoczył sposób, w jaki przywitał go Czarodziej. Od samego początku wiedział, że to człowiek o dość ciętym języku i zgryźliwym charakterze. Uwagę odnośnie manier puścił mimo uszu. Nie było sensu się spierać. Zaskoczyły go jednak dalsze słowa Pradawnego. Ofiarował mu ochronę?
- Jaki miałby Pan w tym interes? – zapytał nie kryjąc podejrzenia w głosie – Dając mi ochronę przed Szayelem więcej Pan ryzykuje niż może zyskać. Szayel lubi grać w kotka i myszkę, lecz gdy coś postanowi zrobi wszystko, aby dopiąć swego. Nie należy go lekceważyć z powodu arogancji, którą wykazuje. To wszystko jest jego grą.
Umilkł na moment, zaciskając dłonie w pięści.
- Ja chcę pomóc Szayelowi, a nie go zabić… - zmarszczył brwi gniewnie – A jak mniemam bardziej widziałby Pan Szayela martwego, czyż nie?
Awatar użytkownika
Cecilia
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Szpieg
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecilia »

Uśmiech przybladł. Dziewczyna wprost spytana kim jest, z początku nie była pewna co odpowiedzieć. Za kogo mogła się uważać? Z pewnością była szpiegiem, była córką najemników, była osobą, która uważana jest w wielu kręgach za dziwkę. W sumie nie było z czego być dumnym, jednak myśl o swoich osiągnięciach napawała Cecilię zadowoleniem. Zanurzyła rękę sprawdzając poziom wody, z ulgą zdając sobie sprawę z tego, iż strumień jest na tyle głęboki, aby była w stanie zanurzyć się w nim po pas.
-Jestem okradzioną, biedną kobietą, przecież wiesz. - mruknęła za przekąsem zajmując się rozwiązywaniem gorsetu. Z trudem pociągała za kolejne sznurki, aby wreszcie oswobodzić się ze swojego "pancerza" i odetchnąć pełną piersią. A Charmaine miała czym oddychać. Kobieta uwolniła się również ze srebrzystej spódnicy, nieufnie wodząc dłonią po powierzchni wody. Potwornie zimna, acz orzeźwiająca. W końcu, z rezygnacją opadła stopami dotykając dna. Momentalnie poczuła się lepiej. Ramionami oparła się o brzeg zerkając na towarzysza. Oczywistym było, iż nagość w żaden sposób jej nie krępowała, czuła się wręcz wyzwolona, mogąc wreszcie odpocząć od przepoconej odzieży.
-Jestem kontaktem skrytobójców. Skazuję ludzi na śmierć. - krótka przerwa na wygięcie się do tyłu i zanurzenie długich włosów w lśniącej tafli. - Znasz Żelazną Pięść? - jak zwykle nie czekała na odpowiedź. - Jestem córką tego obozu.
Na wspomnienie domu przez jej twarz przeszedł cień tęsknoty, bólu i niewypowiedzianych skarg, które prawdopodobnie nigdy nie ujrzą światła dziennego. Żyjąc w podróży, uznając Gilarasa za jedyną osobę godną zaufania zaczęła się męczyć. Miała dosyć ciągłego ukrywania, jej myśl krążyła wokół powrotu do rodziny. Równie intensywnie zastanawiała się nad reakcją z jaką przyszłoby jej się spotkać. Większość "wujostwa" z całą pewnością uznałaby szczęśliwy powrót dziewczęcia za świetną okazję do wymiany doświadczeń, zachwytów nad jej ostatnimi kontraktami czy zwykłą rozmową na temat kolejnych sposobów wszczęcia bójki w karczmie. Dziewczyna miałaby co opowiadać - nie tak dawno temu sama była uczestniczką tawernianej burdy. Ba! Była wtedy przyczyną kłótni. Cóż to były za emocje!
Zmarszczyła brwi przypominając sobie zaczerwienioną po uderzeniu twarz przyjaciela. Doprawdy, ten elf nigdy nie nauczy się uników.
Zanurzyła głowę w wodzie układając sobie kolejną wypowiedź. Wszystko musiało być dopracowane, tak, aby przekonała do siebie grajka. Po tym co mu zrobiła, zadanie zdawało się awykonalne. Kurtyzana wynurzyła się niechętnie, złapała głęboki oddech i wycisnęła ciężkie od wody włosy. Z jej końcówek kapnęło kilka kropel białej farby, znikając po chwili w strumyku.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Metron zamyślił się. Może rzeczywiście myślał, może tylko pozwolił ciszy na chwilę tryumfować, może coś go bolało chociaż sądząc po wyrazie twarzy, czuł się dobrze. Nie wiadomo co spowodowało taką przerwę.
-Nie dość, że bez manier to jeszcze nie słucha. - Skomentował surowo. - Pański brat tak czy owak nie draży mnie estymą więc za dużo nie tracę. - Wyjaśnił spokojnie. Właściwie było spokojnie dopóki znowu nie zaczął kaszleć, tym razem kaszel był optymistyczny – znaczy się bez krwi i wypluwanych kryształowych złamków. Czarodzieje chyba nawet uśmiechnął się nie znacznie. Zielarka na chwilę przerwała pracę, nachyliła się nad wynalazcą i coś mu szepnęła do ucha, co skomentował kiwnięciem głową, odnosząc jednocześnie mały sukces nad swym ciałem.
-Zyskałbym wasala. Rada zapewne również byłaby zadowolona z mojego posunięcia. - Przerwał. Oddychał głęboko. Wciąż czuł w ustach miętę. - Mam kilkanaście nieprzyjemnych cech, a jedną z nich jest... - przerwa. Zakreśliło się mu w głowie. Odezwał się ponownie po chwili. - Niesamowita awersja do przemocy. Ale w przypadku ewentualnego... - oddech zaświszczał, chyba chciał powiedzieć starcia – ...z pańskim bratem, nie byłoby one śmiertelne. Atak tylko odwraca uwagę. Lubi bawić się w kotka i myszkę więc możemy mu pozwolić. - Zielarka skończyła maść co skomentowała głębokim westchnięciem i rozcieraniem bolącej ręki.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Zastanawiało go, co też planował Czarodziej. Zrobić z niego wasala? Straciłby wtedy resztki szacunku. On – potomek głowy głównej gałęzi Pelagiusów. Najstarszego rodu, którego włości i wpływy obiegają całą Alaranię. On miałby zostać czyimś wasalem. Wasalem…sługą! Będąc jednym z królewskich gwardzistów znał się odpowiednio na polityce by wiedzieć, że wasal pozbawiony prestiżu i wpływów był niczym więcej niż służalcem. Jakby mógł wrócić do swego króla, do swej rodziny, będąc jednocześnie wasalem zupełnie innego rodu. Innej osoby. Zostałby wydziedziczony, wyśmiany i poniżony. Na to nie mógł się zgodzić. Nie pozwalała mu dumna, honor oraz korzenie. A co najważniejsze nie pozwalała mu przysięga.
- Proszę o wybaczenie, ale ja już mam swego seniora. Jest nim król Arturon i tylko jemu jestem wierny. Nie mogę zostać Pańskim wasalem, zaś co się tyczy rady…
Pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Być może nie był magiem, ba, nie potrafił nawet jej używać, ale wciąż miał swój rodowód. Dumny rodowód
- Nie wiem czy Pan wie, ale ród Pelagiusów jest największym, najsilniejszym i najbardziej oddanym rodem Czarodziei wobec rady oraz powinności strzeżenia ludzkości. To byłaby hańba dla mnie jako potomka głowy rodu zostać Pańskim wasalem. Nie jest to nic osobistego.
Skłonił się z szacunkiem jak żołnierz.
- Proszę o wybaczenie. Czy jest coś jeszcze, co zechce Pan ze mną omówić, czy mogę się już oddalić?
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

-Stój. - Warknął. Metatron był wybuchowy, a już do szału go doprowadzało oddalenie się bez zezwolenia. Nie odmowa, a właśnie okazanie wyższości poprzez gest, poprzez władzę nad samym sobą – nie chce z tobą gadać, pokazuje ci plecy i tyłek, jesteś niczym, nie czekam na koniec tego po co mnie wezwałeś. Więc był zły. Poczerwieniał odrobinę na twrzy, a lewa powieka wraz z częścią twarzy drgała mu w nerwowym tiku. Zielarka zaczeka przebierać nerwowo w torbie.
-Przysięgę wasalną składało mi wielu uczniów. Jakim idiotą... - warknął. Chyba chciał dalej bluzgać le w porę się zreflektował. - Trzeba być aby myśleć o klęczeniu na sakiewce złota, pojawianiu na zgrupowaniach wojska i oddawaniu przychodów?
Teraz oddychał ciężko, od podniesionego tonu bolało go gardło. Chwila przerwy dobrze mu zrobiła na ochłonięcie. Jeśli chodzi o ton głosu...
-Tu chodzi o jebany szacunek! Ja daje coś, a jakieś chędożony w rzyć ślubuje w za to szacunek i w miarę możliwości również pomoc. Gdzieś mam tych nieopierzonych rycerzyków którzy wilkiem każdemu jebanemu...
Zamilkł. Oddychał ciężko, w głowie się mu kręciło strasznie, zielarka podała mu do napicia się jakiś napar. Wypił wszystko ale chyba tylko z tego powodu, że zaschło mu w ustach. Za kilka chwil pewnie przyjdzie reakcja skruchy za wyzwiska. Teraz jeszcze przez te chwile pradawny był zły.
Awatar użytkownika
Lolarian
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny
Profesje:

Post autor: Lolarian »

Lolarian z trudem opanował gniew, który wstąpił w niego po słowach starca. Puszczał mimo uszu ciągłe uwagi starca odnośnie wychowania, choć samemu nie był świętym. Starał się go nawet zrozumieć, gdyż ułomność cielesna z pewnością oddziaływała na umysł Pradawnego. Teraz jednak miarka się przebrała. Czarodziej zachował się wulgarnie i pogwacił wszystkie świętości, które liczyły się dla młodego Pelagiusa. Uraził jego rycerski kodeks.
- Nie jestem jednym z twoich uczniów – rzekł z mocą, nie kryjąc goryczy – Nie znam się na magii. Cały wasz świat Czarodziei jest mi obcy. Jestem rycerzem i jestem z tego powodu dumny. Gdyby nie wy, Czarodzieje, świat były o wiele lepszym miejscem do życia – przerwał, wpatrując się w oczy Czarodzieja – Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a nie go wymagać. Tak mnie nauczono.
Skłonił się ponownie i nie czekając na reakcję mężczyzny opuścił namiot.
Awatar użytkownika
Veril
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Naturianin, Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Veril »

Nie uszło uwadze Verila, że zapytana o swoje pochodzenie Cecilia zwleka z odpowiedzią. Nie popędzał jej i tak nie liczył na usłyszenie prawdy. By jednak jej dodatkowo nie krępować przesunął się nieco i oparł o drzewo tak by stać plecami do kobiety. Ludzie bywali strasznie drażliwi gdy próbowano oglądać ich bez ubrań, Maie nie miał pojęcia dlaczego...

Zaśmiał się cicho z żartu towarzyszki. Jej zachowanie było coraz bardziej interesujące. Grajkowi chodziły po głowie różne rzeczy, ale póki co skupił się na słuchaniu historii opowiadanej przez jasnowłosą. Tuż przedtem usłyszał szelest jej ubrania, z ulgą stwierdził, że dobrze zrobił zmieniając swoją pozycję. Nie musiał niepotrzebnie krępować dziewczyny, choć wątpił by to jej przeszkadzało. Następnie był plusk.
To co usłyszał potem w pierwszym momencie potraktował jako żart. Ona miała być kontaktem skrytobójców? Dobre sobie! Przeanalizował sobie sposób jej zachowania, ewidentnie była kłamczuchą i to w dodatku świetną. Talentu aktorskiego też jej nie brakowało, no i tamten Pelagius chyba musiał ją uważać za atrakcyjną. Strasznie łatwo dał się przekabacić...
Następnie wzmianka o Żelaznej Pięści... Coś o tym słyszał, mówiono o nich, a raczej szemrano gdzieś w katach karczm, tak by nikt nie usłyszał. - Tak! To jakaś organizacja przestępcza. Zorganizowana... i... no... - słowem - nie wiedział co to jest. Na potrzeby rozmowy założył jednak, że jest to jakaś organizacja zrzeszająca przestępców. Tak, to chyba było to, a ona w dodatku była ich córką. Ich córką?

Pokiwał głową, jakby sam się z sobą zgadzał. Miał więc przed sobą, a dokładniej za sobą wyrachowaną przestępczynię. Zastanawiał się jaki zatem jest jej cel tutaj. Jeśli oczywiście założyć, że to co mówi jest prawdą. Niemniej na razie nie będzie się zdradzał ze swoimi wątpliwościami.
- A zatem jesteś groźną przestępczynią.- skwitował starając się do zrobić bez emocji. - Nasuwa się zatem pytanie co osoba taka jak ty tutaj robi... Domyślam się, że nie chodzi o nic nie znaczącego grajka. Pozostaje młody pan Pelagius oraz nasz zacny czarodziej.
To co powiedział nie było zbyt odkrywcze. Każdy dobry obserwator dostrzegł by to samo. Niemniej nie chciał wcale chwalić się przed Cecilią swoim nosem, po prostu głośno gdybał nawet nie oczekując potwierdzenia czy jasnej odpowiedzi.
- No i dlaczego zimnokrwista zbrodniarka zwierza się prostemu podróżnikowi? Wiem, że lubisz koty, ale chyba nie o to chodzi, prawda? - zaśmiał się. Nie zamierzał naciskać. Dbał o to by jego głos nie brzmiał zbyt agresywnie. Mówił swobodnie, z lekką nonszalancją, no i co dziwniejsze spokojem. Czy normalny człowiek rozmawia o takich rzeczach bez odczuwania silnych emocji? Dla niego było to jak rozmowa o pogodzie, zwyczajna.

Strumykiem spłynęła blada, jasna plama, ale ten fakt umknął Verilowi. Usłyszał przytłumione głosy dobiegające z największego z namiotów w obozie. Jeden z pewnością należał do czarodzieja.
Zablokowany

Wróć do „Równina Drivii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości