Leonia[Port] Okręt Flagowy

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Port] Okręt Flagowy

Post autor: Darogan »

Był to kolejny zwykły dzień, w porcie w Leonii dokowały statki z rożnych zakątków. Przewoziły główne dobra wszelkich rodzajów, myśląc, że nic tego spokoju lokalnym żeglarzom dziś nie zakłóci. Jednak tam gdzie pojawiają się podróżnicy spod znaku rycerstwa róży, zawsze dzieje się coś "dziwnego" lub niezwykłego. Czy będzie tak i tym razem? Darogan, zajechał po długiej podróży ze swymi towarzyszami do magistratu portowego, do lokalnego zarządcy.

- Witaj mości, zarządco. - rzekł dowódca oddziału, do szczupłego lecz marnie wyglądającego człeka, siedzącego za biurkiem, pokrytym wielką stertą ksiąg i rożnego rodzaju pism. Człek spojrzał nieufnym wzrokiem na przybyłych i dość szorstko odrzekł
- Czego? - Cóż za dostojny urzędnik, przez myśl przeszło...
- Potrzebujemy wynająć trzy doki dla naszych statków.
- Nic z tego - urzędnik przerwał nim Darogan dokończył co miał rzec - wróćcie za jakieś 90 dni, może wtedy jakieś miejsce będzie, obecnie wszystkie są zarezerwowane dla statków kupieckich, a Wy raczej mi na kupców nie wyglądacie.
- Może i nie, ale możemy wiele zapłacić.
- Nic z tego i lepiej mi tego tego nie powtarzaj człeku, ostatnia łachudra która to proponowała, zawisła. Wy jednak wyglądacie zbyt poważne by od razu kazać was wieszać - zarządca portu, zaśmiał się ochryple, po czym kontynuował - Leonia ma porządny port, my też swe umowy, więc jak mówię jakieś dziewięćdziesiąt dni, wtedy może wam pomogę, ale z naciskiem na może! A teraz mam swe sprawy!

Darogan burknął coś pod nosem, po czym ruszył z towarzyszami w kierunku wyjścia z magistratu.
Sytuacja nie wyglądała zbyt obiecująco, zważywszy ze i tak z powodu zdradzieckiego obozu najmitów, jego działania były dość mocno opóźnione, a statki miały przybyć już za parę dni.

- Jakieś propozycje? - Darogan, nieco zrezygnowany zapytał swych towarzyszy
- Karczma! - Jeden z nich z uśmiechem wykrzyknął
- Karczma?
- Owszem panie, wiem ze nie bywasz często w takich przybytkach. Jednakże karczmy to często dobre źródło informacji i plotek. Więc myślę ze może tam uda nam się odkryć jakiś sposób... - dokończył jeden z Towarzyszy Darogana.

Nie było to dobre rozwiązane, by rycerze z pod sztandaru wilka, włóczyli się po karczmach, ale obecne raczej jedyne jakie przyszło im do głowy. Nim jednak tam się udali, Darogan wydał rozkaz zwiadowcom by rozejrzeli się po mieście. Być może Ci dowiedzą się też czegoś ciekawego, co ułatwi działania.

Czwórka towarzyszy, wkroczyła do jednego z lokalnych przybytków. Karczma była dość duża i bogato zdobiona. Widać, że jej głównymi gośćmi byli kupcy z różnych stron świata. A gdzie najlepiej się czegoś dowiedzieć o "porwanych" księżniczkach, niż właśnie od kupców?

Rycerze, których jednym znakiem rozpoznawczym były obecnie płaszcze z herbem wilka, zasiedli do jednego ze stołów, starając się podsłuchać jakieś ciekawej opowieści...
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Leonia była tak duża, że można było się w niej zgubić. Różnorodność budowli, labirynt uliczek i deptaków przyprawiał ją o zawrót głowy. Krążyła po stronie portowej i miała wrażenie, że kręci się w kółko. Nic dziwnego, bo ileż razy można było mijać ten sam ponury pomnik jakiegoś wystrojonego eleganta zwróconego w kierunku morza, pewnie patrzącego w bezmiar wód. Podejrzewała, że rzemieślnik, który go wyskrobał ze skały, musiał być żeglarzem, bo oddał w tą kamienną bryłę pasję, której próżno szukać u niejednego wilka morskiego. Większość marynarzy, których mijała, miało posępne miny i podejrzane spojrzenia. Przechodziła obok nich bez cienia strachu. Nie leżało w jej naturze okazywanie strachu, tak jak u reszty palladynów.
Szukała jakiegoś przytulnego lokalu, gdzie mogłaby zjeść ciepły posiłek i może nawet zakupić na jedną noc jakąkolwiek pryczę. Wszelkie gospody jakie mijała, odstraszały samym wyglądem, nie wspominając już o wnętrznościach, które najzwyczajniej na świecie, rozkładały się od nadmiernej ilości zwróconych posiłków nasączonych nadmierną ilością piwa i - popularnego tutaj, bo taniego - rumu.
Omijała takie miejsca szerokim łukiem, mimo, że niegroźne jej były choroby, które tu serwowano w gratisie dla każdego gościa. Niemożliwym też było nieznalezienie tutaj porządnej karczmy. W to wierzyła i myślała pozytywnie. Na zaczepki podchmielonych oprychów nie zwracała uwagi, ale nie znaczyło to, że nie miała ich na oku. Najwyraźniej myśleli, że miecz, który nosi przy pasie służy jej do obierania kartofli. Na szczęście żadnemu imbecylowi nie przyszło do głowy sprawdzenie tej teorii w praktyce.
Zdarzyło się jej minąć strażników, którzy mieli lepsze zajęcia od pilnowania trzeźwości morskich przybyszów. Zainteresowali się Arielą i wypytywali o dokumenty, albo wskazanie okrętu, z którego zeszła. Ariela nie miała w zwyczaju kłamać, dlatego opowiedziała mężczyznom o swoich planach i o pochodzeniu, na które panowie zareagowali tradycyjną podejrzliwością, do której już zdążyła się przyzwyczaić.
- Sprawdź ją - polecił jeden z nich i odebrał od Arieli plecak podróżny uprzejmie pomagając jej w zdjęciu płaszcza.
Drugi z mężczyzn ustawił się za kobietą i czekał.
Ariela w tym czasie odpięła sprzączkę gorsetu na przedramieniu i odchyliła kołnierz koszuli na tyle ile mogła, aby pokazać lewą łopatkę. Strażnik, który stał za nią z wyjątkową ostrożnością, jakby dotykał co najmniej śpiącego niedźwiedzia, odchylił materiał mocniej.
- Mówi prawdę - potwierdził i puścił materiał koszuli. Potem dołączył do swojego kompana i skinął na torbę.
- To względy bezpieczeństwa, wybaczy panienka. To niebezpieczna dzielnica, kręcą się tutaj niebezpieczni ludzie.
- Tak niebezpiecznie wyglądający jak ja? - zapytała, a jej słowa aż ociekały cynizmem. Chociaż była zirytowana, to i tak była wyjątkowo spokojna. Jak na nią. Wyższy strażnik pokręcił głową.
- Sprawdzamy każdego, bez wyjątku - wytłumaczył drugi oddając Arieli plecak z jej rzeczami. - Jeśli szuka panienka karczmy, to polecamy tamtą obok bosmanatu - wskazał uniesionym palcem na koniec uliczki, gdzie stała samotna, brzydka bryła budynku obitego sczerniałymi ze starości deskami.

Ariela poszła w tamtą stronę. Stanęła przed drzwiami i spojrzała w górę na odnowiony szyld na którym napisane było "Pod reją". Jej zmasakrowany poprzednimi przejściami, zmysł powonienia, nie wykrył żadnych niepokojących woni. Oprócz delikatnego zapachu piwa, zmieszanego z wonią pieczonego mięsa nic podejrzanego nie wyczuła. Zatem weszła do środka.
W wejściu uderzyło ją ciepło i jeszcze bardziej zmasowany atak aromatów na co zareagowała delikatnym uśmiechem. W środku nie było tłoku, a to oznaczało, że albo tu było zbyt drogo dla pospolitych marynarzy, albo nie było tu panienek do zabawy. Albo jedno i drugie. Ale ani jedno, ani drugie jej nie odstraszało. Miała zapas monet, a jeśli będzie trzeba, powoła się na swoje pochodzenie, co często wystarczało, żeby dostać darmowy pokój i ciepły posiłek. Ze względu na jej wiek i ogólną aparycję, często brano ją za małolatę, której nie przystoi pić piwa, dlatego od jakiegoś czasu nawet znielubiła ten rodzaj napoju przerzucając się na kozie, albo owcze mleko. Minęła stolik z jakimiś uzbrojonymi i wyglądającymi dość... egzotycznie. Nie ukrywała swojego ciekawskiego mierzenia ich spojrzeniem. Dla zachowania raczej przyjaznych zamiarów, skinęła im głową i podeszła do lady przy której czekał już na nią gospodarz. Właściciel tego przybytku.
- Czym mogę służyć? - zapytał uprzejmie.
- Pokój, albo łóżko dla jednej osoby i pieczeń. Co dzisiaj serwujecie? - zapytała dźwięcznym głosem, bardzo miłym w odbiorze.
- Mamy dziczyznę, albo zupę kartoflaną z kiełbasą - odparł karczmarz. - A coś do picia?
- Wodę. Wezmę zupę i porcję dziczyzny - powiedziała odwracając się, żeby poszukać wolnego stolika. Tak się złożyło, że mimo małych tłumów, wyboru miejsca tu było niewiele. Jeden stół był wolny i znajdował się za tymi, którym się przed chwilą tak namolnie przyglądała. Trudno. Dla niej nie miało to znaczenia.
Zapłaciwszy z góry poszła w wybrane miejsce rzucając spojrzenie czwórce i usiadła za nimi, plecami zwrócona do nich. Swój plecak położyła na miejscu obok siebie. Wyjęła z niego dużą książkę. Trochę zmęczoną czasem i noszeniem w nieodpowiednich warunkach. Otworzyła ją na stronie zaznaczonej zakładką i wróciła do nieskończonej lektury. Bestiariusz był bardzo dokładny i nudny, ale każdy palladyn powinien go mieć przy sobie, na wszelki wypadek, gdyby nie wykuł go na pamięć.
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Przybycie do karczmy młodej kobiety, nie zrobiło na podróżnych większego wrażenia. Byli zajęci dysputami o tym co się dzieje i o tym co wydarzyć się może. Kobieta, usiadła wystarczająco blisko by dochodziły do niej słowa podróżnych, poza słowami tajemniczej kobiety która była wśród nich, jako że posługiwała się nieznanym w tych stronach językiem. W zieleń ubrana niewiasta, wyglądała bardziej jak jakiś zwiadowca lub łucznik, z tym, że przy kobiecie nie było żadnego widocznego uzbrojenia. Jej twarz też była skryta w cieniu jej długiego kaptura. Zbroja była także dość nietypowa, kompozycja grubej skóry i twardego metalu, która tworzyła na jej ciele dziwny nieład, zarazem pozwalając na swobodne poruszanie się i odrobinę ochrony, bowiem właśnie w kluczowych miejscach ciała były metalowe płyty.

- Seneri - do niewiasty zwrócił się jeden z towarzyszy, kobieta po tych słowach wyrwawszy się z pewnego zamyślenia spojrzała na niego szmaragdowym spojrzeniem
- Wzywasz me imię, mimo, że jest tu, blisko, nie kroczę wszak w cieniach innych światów. - Agardon, mężczyzna który zwrócił się do niewiasty, uśmiechną się na jej słowa i odrzekł
- Może i nie, lecz myślami jesteś daleko, czy coś Cię trapi?
- To co winno, dobrego dowódcę zwiadu, oni wciąż nie wrócili...
- Ilu Ci brakuje? - zapytał Darogan
- Zostało jeszcze troje, a wiesz mości. Nie odpłynę bez nich.
- Spraw tak wiele jeszcze do rozwiązania ostało, a statek będzie tu lada dzień - odparł ponownie Agardon
- Trochę nazbyt wiele, zaginieni zwiadowcy, wykradziona wiedza oraz mapy morskie, i nie tylko. Jednak jest ten dylemat. Zostając tu dłużej, narażamy się na większe straty. - Rzekł Darogan
- Już nie mówiąc co się dzieje na naszych ziemiach, wieści niosą, że ziemia ulega degradacji. Zgnilizna ją toczy, w ten sposób nie ocalimy ani siebie ani innych. - Odparła na to Seneri
- Wiesz Daroganie, zawsze możemy odnaleźć w tych krainach, kogoś kto pomoże nam rozwiązać problemy, dzięki temu będziemy mogli przynajmniej odesłać część oddziałów. - W końcu wypowiedział się Wiktus, który od dłuższego czasu jedynie przysłuchiwał się rozmowie, pijąc lokalny trunek.
- Znów najemnicy? Nie dość było problemów z tym magiem? - rzekła niewiasta
- Nie mówię o najemnikach, a mag i jego banda oprychów i tak zapłacili za zdradę...
- Kogo więc chcesz nająć? Większość tego pospólstwa goni za monetami, a kto więcej da, ten jest panem ich życia i śmierci.
- Jesteś bardzo surowa Seneri, z pewnością są w tych krainach ludzie, których cel jest wyższy niż pogoń za bogactwem - odparł Darogan, kobieta jedynie na te słowa się zaśmiała, po czym wstała energicznie i ruszyła w stronę wyjścia.
- Nie wiń jej. Straciła w końcu siostrę z winy najemników tutejszych ziemi. Teraz jej pragnieniem jest powrócić do domu, jednak nim nie odnajdą się pozostali z pod jej dowództwa nie przyjdzie jej to łatwo. - rzekł Agardon
- Faktu to nie zmienia, ęe trzeba zająć się jeszcze możliwością wpłynięcia naszej armady do tego zapchlonego portu - odrzekł Darogan, po czym spojrzał w stronę Wiktus'a - idź proszę obacz gdzie nasza towarzyszka się udała, jak będzie potrzebować pomocy, racz ją wspomóc. - Tak Panie - odrzekł już bardziej służbowo człek do którego zwrócił się Darogan.
- Ty natomiast Agardone, rozejrzy się po okolicy, może znajdziesz kogoś godnego, do założenia drużyny poszukiwaczy. Ja w tym czasie udam się do posiadaczy ziemskich, obawiam się, ęe czy tu zostaniemy czy też nie, będziemy musieli tu jednak założyć stałą placówkę.
- Dobrze Daroganie, ale cóż mam zaoferować komuś jeżeli już kogoś odnajdę?
- Coś, co sprawi, że nie dadzą się przekupić...
- To brzmi jak wyzwanie - człek się uśmiechnął szeroko.

Po ostatnim zdaniu ostatni towarzysze wstali od stołu i ruszyli w stronę miasta.
Tak więc każde poszło w innym kierunku, Darogan do posiadaczy ziemskich, Agardon by odnaleźć odpowiednich rekrutów, a pozostała dwójka by uzyskać jakieś przydatne informacje...
Ostatnio edytowane przez Tilia 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: uwaga - w języku polskim istnieje słowo "ŻE" - używaj go proszę. ("ze" oznacza akurat coś innego)
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela czekając na swoje zamówienie chcąc, nie chcąc, słyszała rozmowę toczącą się za jej plecami. Aby nie zgubić żadnego zdania zrzuciła kaptur odsłaniając blond włosy. Udając, że nie interesuje ją dyskusja, wodziła spojrzeniem po kartkach papieru na otwartej stronie. Była raczej kiepską aktorką, dlatego nie ustrzegła się przed niektórymi błędami, między innymi tak prostymi jak ślęczenie nad jedną stroną za długi czas.
Kiedy goście za nią zaczęli wychodzić, podszedł do niej gospodarz z tacą z zamówionym daniem. Wydawała się zaskoczona jego nagłym pojawieniem się. Raptownie podniosła głowę i zamrugała szybko.
- Ach, dziękuję - przełknęła ślinę i zamknęła księgę nie zrobiwszy najmniejszego postępu w nauce. Jakby to było coś nowego. Zawsze miała problem nad skupieniem się nad lekturą. Pośpiesznie zawinęła księgę w płat skóry i włożyła zawiniątko do plecaka. W międzyczasie gospodarz postawił przed nią miskę zupy, obok talerz z mięsiwem. Zwieńczeniem wszystkiego była szklanka czystej wody.
Ariela kiwnęła głową w podziękowaniu, ale zanim mężczyzna odszedł zaczepiła go jeszcze.
- Czy w mieście znajdę jakieś... miejsca rozrywkowe? - zapytała mając nadzieję, że gospodarz załapie od razu o co jej chodzi. Chociaż jej wygląd i wiek budził wiele kontrowersji, co zawsze utrudniało jej wyciąganie jakichkolwiek informacji o miejscach, w których "dziewczynki" takie jak ona, powinny nie powinny w ogóle się pojawiać. Nie była przesadnie mała, nawet wzrostem przewyższała swoje rówieśniczki, ale twarz miała ciągle zbyt młodą, aby ktokolwiek brał jej pytania na poważnie. Zwykle kończyło się to nagłą troską o jej bezpieczeństwo i moralne wychowanie. To miłe, ale kłopotliwe.
Gospodarz wyglądał, jakby kalkulował coś w głowie. Patrzył tym znanym jej spojrzeniem, ale nie pozwoliła mu podjąć pochopnej decyzji. Położyła na stole dwie monety, które człek od razu zgarnął i schował do czeluści kieszeni w swoim przybrudzonym fartuchu.
- Mamy tu wiele takich przybytków. Zależy co Panienkę interesuje.
- Burdele, mordownie, nielegalne walki, hazard... - kiedy zaczęła wymieniać zobaczyła rosnące zdziwienie na twarzy mężczyzny. I wydawało się jej, że wygładziły się mu od tego wszystkie zmarszczki. Nachylił się nad kobietą i ściszył głos.
- Chyba nie szukasz tu kłopotów? - zapytał z nutą troski.
Ariela nie wiedziała jak ma to odebrać. Wszyscy traktują ją jak niedojrzałą dziewkę. Musiała dać upust swojej irytacji, więc prychnęła kpiącym śmiechem.
- Nie twoja sprawa. Mów, gdzie - jej ton głosu był jak ostrze sztyletu. Ucinała nim wszelkie wątpliwości. Wzrokiem podążyła za siebie obracając się lekko, żeby spojrzeć na mężczyznę siedzącego za nią i sprawdzić, czy nie interesuje się zanadto jej rozmową.
Znowu zwróciła się do gospodarza.
- I poproszę jakieś ciasto na deser - uśmiechnęła się i wręczyła mu do ręki jakiś papier. Człek wyglądał na kompletnie zagubionego. Spojrzał na złożoną kartkę i rozwinął jej kawałek. Wtedy zrozumiał.
- Już się robi! - kiwnął głową i odszedł.
Ariela wyglądała na zadowoloną z rozmowy, chociaż nie dostała jeszcze żadnej konkretnej informacji za którą zapłaciła. Uznała, że lepiej będzie dać mu kartkę z pieczęcią. To rozwiewa wszelkie wątpliwości. Tymczasem nachyliła się nad zupą i powąchała aromatyczne opary. Bez zwłoki zaczęła jeść.
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Wydawać się by mogło że nic nie zakłóci kobiecie spokojnego posiłku, jednak do karczmy przybył jeden z miejscowych baronów półświatka. Karczmarz na ten widok nie był zbytnio uradowany. Gruby i obleśny jegomość, ubrany w skóry, położył na blacie jakieś malowidło, po czym rzekł do karczmarza.

- Zobaczysz to, masz od razu nas informować, jasne? - rzekł przestępca do człowieka za ladą
- Tak, oczywiście, widziałem już ten symbol, było tu czworo cudzoziemców z płaszczami na których widniał.
- Tak? Dokąd się udali?
- Nie wiem gdzie troje, jednak słyszałem że jeden z nich miał ruszyć do posiadaczy ziemskich. A z tego co mi ptaszyny doniosły, osób spod tego znaku jest w mieście więcej.

Baron, nie odpowiedział już na słowa karczmarza, jedynie zrobił jakiś gest dłonią i ruszył w kierunku wyjścia.
Karczmarz otarł pot z czoła, po czym rzekł do kobiety

- Nie lubię poganiać, ale spiesz się proszę ze swą strawą, obawiam się że niebawem mogą pojawić się pewne utrudnienia. - Po czym spojrzał jeszcze raz na symbol głowy wilka i wyszeptał już coś do siebie... "między młotem a kowadłem"
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Gdzieś między kęsem chleba, a kolejną łyżką kończącej się zupy zatrzymała swoje posilanie się z uwagi na zaskakujące słowa karczmarza. Ariela słyszała dobrze całą rozmowę, ale nie przykuwała do niej żadnej większej uwagi. Tak jak do żołnierzy z symbolami na płaszczach, czy pelerynach. Dla palladynki to nie miało znaczenia i nie zamierzała się w to wtrącać. Ostatnio przez swoją ciekawskość zapłaciła sporą cenę i z tego powodu przyrzekła sobie nigdy więcej już nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy.
Pokiwała głową poddenerwowanemu gospodarzowi nie protestując. Miała wręcz inną propozycję.
- To może ja dokończę u siebie w swoim pokoju. Poproszę o klucz i już mnie nie ma.
Mężczyzna nie wpadł na ten pomysł, ale wybitnie mu się spodobał. Pośpiesznie poszedł za ladę i spod niej wydobył klucz na rzemyku.
- Drugi pokój po lewej na górze. Tam są schody - poinstruował ją wskazując na kręte stopnie za ścianą wyznaczającą koniec izby. Faktycznie, nikt, kto ich od początku by szukał, nie zauważyłby tak sprytnie ukrytego przejścia.
Ariela miała wielką ochotę skończyć jeść w spokoju i wreszcie się umyć i odpocząć. Od kilku tygodni była w drodze bez najmniejszego luksusu w formie namiotu, czy nawet miękkiej maty. Na samą myśl o mięciutkim łożu rozleniwiały się jej powieki przymrużając nad zmęczonymi oczyma.
- Dziękuję. Dobrej nocy - odparła odbierając klucz i chwytając rękoma brzegi tacy uniosła swój niedokończony posiłek i ruszyła ku wskazanemu przejściu, na końcu którego faktycznie znajdowały się schody. Będąc nieco obładowaną zarówno swoim bagażem, jak i niedostosowaną do takich pielgrzymek tacą, obijała się od poręczy, aż wreszcie dotarła do szczytu schodów skąd zaczynał się długi korytarz z czterema drzwiami, po parze z każdej strony. Jej był drugi od lewej, więc od razu udała się do nich. Z wielkim trudem, nie puszczając tacy uporała się z klamką i weszła do środka. Nie zamykając za sobą drzwi, aby przewietrzyć pomieszczenie przekroczyła próg i rozejrzała się oglądając wynajęty pokój. Nie był zbyt duży. Ale miał wannę, łóżko, kozę, stół i dwa krzesła. Powietrze było tu strasznie stęchłe, ale to akurat nie mogło jej przeszkadzać. I tak nie mogłaby spać przy zamkniętym oknie. Odstawiła tacę na stół i od razu do niego podeszła otwierając na rozcież okiennice. Chłodny, wilgotny wiatr wdarł się do środka rozwiewając jej włosy i muskając policzki, które zareagowały na tą różnicę temperatur słabym rumieńcem. Popatrzyła w dół na widok wybrukowanej uliczki, której przeciwległy brzeg stanowiła pofałdowana powierzchnia morza na której chaotycznie, acz dostojnie tańcowały malutkie rybackie łódeczki.
Ariela cofnęła się do pokoju i podeszła do stołu na którym stygło jej jedzenie. Zanim weźmie się za siebie dokończy jeść. Tak więc usiadła na krześle i wróciła do prawie skończonej zupy. Łyżka już skrobała o dno miseczki, a z pajdy chleba została już tylko mała przyrumieniona skórka.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Po dokończeniu kolacji poczuła się senna, a więc zaścieliła łózko i położyła się spać. Sen przyszedł niespodziewanie szybko, a świadczyło to o tym, że zdecydowanie go potrzebowała. Spała tak twardo, że nawet gdyby przez jej pokój przebiegło co najmniej jedno stado koni, to by to jej nie przebudziło.
Przebudziło za to poranne pianie koguta, regularnie powtarzane przez kilkanaście minut po świcie. Była przyzwyczajona do wczesnego wstawania, toteż nie miała wobec ptaka żalu. Pełna energii podniosła się z łóżka i zaścieliła łóżko i wyszła z pokoju po cichutku. W głównej izbie było pusto i panował półmrok. Przeszła przez środek sali i otworzyła drzwi wpuszczając do środka snop światła i świeżą morską bryzę.
Podmuch chłodnego powietrza przebiegł po świeżo wytartej podłodze i wtargnął do zaplecza, gdzie karczmarz odrabiał biurokratyczno-rachunkowe podsumowanie tygodnia. Zimny dotyk wiatru na gołych kostkach wytrącił go z nużącego zajęcia i oderwał od biurka zawalonego papierkami i świstkami towarowymi.
Wyłonił się zza ściany i zlustrował wychodzącą dziewczynę.
- Panienka wychodzi? - zapytał chcąc ją na chwilę zatrzymać.
Ariela w istocie zatrzymała się. Odwróciła się czując się przyłapana na ucieczce. Zawsze tak się czuła, jak wymykała się wcześnie rano z noclegowni. Chociaż nikt nigdy ją nie więził, a rachunki zawsze wyrównywała przez odejściem, prawie za każdym razem czuła się, jakby popełniała jakieś przestępstwo. Najwyraźniej zostało jej to z akademii, kiedy wymykała się z pałacu, nawet kiedy narzucano jej za karę zakaz opuszczania swojego pokoju.
- Tak, wczoraj uregulowałam należność za pokój i strawę - przypomniała człowiekowi Palladynka mając nadzieję, że ten nie okaże się sklerotykiem. Mężczyzna jednak jej nie zawiódł i pokiwał głową.
- Ma się rozumieć. Chciałem tylko spytać, czy wypoczęła Panienka i nie przeszkadzały jej hałasy z dołu.
Dopiero teraz, po tych słowach, Ariela rozglądnęła się po izbie. Zauważyła kilka połamanych krzeseł leżących w rogu i w drzazgi posiekaną, solidną ławę. Wyraz zmieszania wpłynął na jej jasną twarzyczkę. Czuła się zakłopotana swoi gapiostwem, które notabene pierwszy raz sięgnęło nowego poziomu - godnego najbardziej nierozgarniętego chłopaka jakiego przyszło jej poznać.
- Łóżko było niesamowicie wygodne, a ja bardzo zmęczona. Czy wszystko w porządku? - zapytała z zaskakującą troską. W pewnym sensie zrobiło się jej żal tego miłego człowieka, ale z drugiej strony cieszyła się, że rozróba nie przemieściła się do jej pokoju i co najważniejsza: nie była w stanie zaburzyć jej snu.
Karczmarz pokręcił głową przecząc i uspokajając zatroskaną dziewczynę.
- Nic takiego. Miłej podróży i zapraszam panienkę z powrotem. Z rabatem dla powracających gości.
Człowiek wyglądał na wcale nieprzejętego tym co się wydarzyło zeszłego wieczora, więc Ariela przyjęła jego zapewnienia za prawdziwe i podziękowała za gościnę, a następnie wyszła z tawerny, a potem opuściła Leonię.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości