LeoniaLek na troski.

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen oparła się dłońmi o regał, starając się uspokoić oddech. Doprowadzenie Łuskowatego do „Kropli Rosy” wymagało od niej sporo wysiłku. Anielica czuła zmęczenie i podenerwowanie wywołane ostatnimi wydarzeniami. Teraz, gdy byli już bezpieczni, uzdrowicielka zaczęła analizować zaistniałą sytuację. Miała swój plan. Dobry plan. A przynajmniej za taki go uważała. Poza tym była przekonana że nieźle idzie jej z jego realizacją, ale nie oznaczało to wcale braku wątpliwości. A wszystko przez mężczyznę, który stał teraz na środku jej warsztatu. Na pierwszy rzut oka mieszaniec wyglądał jak niewinny chłopak, o sympatycznej, miłej i przyjaznej twarzy. W obecnej postaci Squamea przedstawiał się jak ktoś, dla kogo niejedna niewiasta była gotowa stracić głowę, jednak Bluen w umyśle cały czas miała obraz Łuskowatego przedstawiający śliską, niebezpieczną i bezwzględną bestię.
        Wprawdzie eugon nie zbroił jeszcze nic czym mógłby zasłużyć sobie na takie przymiotniki, a sama uzdrowicielka niewiele wiedziała o tajemniczej rasie istot będących krzyżówką węża i człowieka, jednak ciężko było uwierzyć w jego przyjazne zamiary, w sytuacji gdy cała okolica uważała go za zagrożenie. W obecnym położeniu, dla uzdrowicielki wygodniej było przyjąć, że zmiana formy jaka może wystąpić u Łuskowatego, jest procesem w pełni świadomym i kontrolowanym i póki obie z Raną nie dadzą mu do tego wyraźnego pretekstu, będą mogły czuć się bezpiecznie. Niestety anielica nie potrafiła sobie przypomnieć co takiego wywołało poprzednią przemianę jej towarzysza, aby za drugim razem ustrzec się podobnego błędu.
        Na wszelki wypadek niebianka postanowiła powiedzieć kilka uspokajających słów oraz coś, co mogłyby w wyobraźni Łuskowatego zmienić sposób postrzegania ludzi. .
        - Wygląda na to że chochliki dobrze wykonały swoja pracę. Będziemy tu bezpieczni. Znaczy się nie sadzę aby cokolwiek nam groziło. Wiem że do tej pory mieszkańcy Leoni nie dali się poznać z najlepszej strony, ale spróbuj zrozumieć że ich gwałtowna reakcja wynika głównie z strachu i niezrozumienia …. jesteś tutaj? – Anielica na chwile przerwała swój wywód, obracając głowę w stronę gdzie spodziewała się dojrzeć Squamea, a gdzie ku swojemu zaskoczeniu, nie zauważyła nikogo. Dopiero po chwili dostrzegła mężczyznę jak upada na podłogę, a zaraz po tym dziwny czerwony proszek rozsypujący się po pomieszczeniu.
        Obie dziewczyny niemal natychmiast rzuciły się na pomoc poszkodowanemu, tym samym narażając się na działanie tajemniczej lotnej substancji. Szczęściem Bluen, jako niebianka, była ona uodporniona na wszelkie trucizny i preparaty mogące oddziaływać na jej świadomość i wolną wolę. Posiadanie takiej mocy wiązało się jednak z pewnymi ubocznymi skutkami, z konsekwencjami których musiała zmierzyć się anielica. Organizm uzdrowicielki zareagował bardzo gwałtownie, próbując pozbyć się szkodliwej substancji, usiłującej przedostać się do ciała właścicielki „Kropli Rosy”. Bluen momentalnie poczuła jak kreci ją w nosie, zaczęła kichać, oczy jej łzawiły, a otoczenie wokół niej zaszło gęstą mgłą.
        Tymczasem Rana stała jak zahipnotyzowana. Praczka nie była w stanie wykonać ruchu, z szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w postać Łuskowatego.
        - W porządku… a psik…, nic mi nie jest. – Zapewniała Bluen. – Chciałam powiedzieć że ludzie nie są źli. A psssik. Są bardzo podatni na sugestię, łatwo dają się manipulować, ulegają emocjom, pozostają nieufni wobec rzeczy których nie znają, a.. aaa… psssik, a ich działania często są impulsywne i chaotyczne. Najgorsze jednak jest to, że wszystkie te cechy mogą się wyolbrzymić w skutek działania leków Gewry, które niejaki Olin może rozprowadzić po mieście. Dlatego właśnie chciałabym cię prosić abyś im pomógł. Nawet jeśli sam uważasz że niczym sobie na to nie zasłużyli. – Niebianka mówiła w pospiechu, kończąc swoja przemowę dwoma kolejnymi kichnięciami. Szukając dodatkowych argumentów mogących przekonać Łuskowatego, uzdrowicielka przypomniała sobie o pytaniu jakie wcześniej zadał jej Squamea. Po części mogła wykorzystać tą odpowiedź do uzasadnienia swojej prośby. - Miej na uwadze że nie wszyscy mieszkańcy miasta to ci od wideł, pałek i pochodni. Są tu też tacy jak Rana. Najbardziej niewinni, którzy nadciągający chaos odczują najdotkiliwej.
        Dopiero w tej chwili Bluen zorientowała się iż z jej nową pomocnicą coś jest nie w porządku. Dziewczyna zachowywała się jakby była w transie, zupełnie nieobecna, sparaliżowana, bez reakcji na zewnętrzne bodźce.
        - Rana, co ci? Jesteś tu? – Dociekała uzdrowicielka wymachując dłonią przed zamglonymi oczyma praczki.
Awatar użytkownika
Squamea
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: mieszaniec, syn eugony i czarodz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Squamea »

- Przepraszam was bardzo... Czy wszystko w porządku? - zapytał jeszcze raz Squamea, gdy nie doczekał się odpowiedzi. Nie zdążył jednak spojrzeć by przyjrzeć się dokładniej, gdyż uchyliwszy drzwi postanowił jeszcze otworzyć okno, z nadzieją że pomoże to w pozbyciu się z pomieszczenia ostrego zapachu. Uzdrowiciel był osobą dość praktyczną, także postanowił zająć się tym od razu, miast na cokolwiek czekać. Przy odrobinie szczęścia nikt na zewnątrz nie odczuje zbyt mocno drapiącej po nosie woni.
Mniej więcej w momencie kiedy Squamea z powrotem się odwrócił, pomieszczeniem wstrząsnęło głośne kichnięcie, a zaraz po nim następne. Obydwa znalazły się mniej więcej w środku najbardziej suchej i najmniej praktycznej możliwej odpowiedzi na zadane przez niego pytanie. Szczerze powiedziawszy spodziewał się po Bluen, jako po uzdrowicielce, bardziej przydatnego określenia swojego stanu. Z tego co zauważył, pył w powietrzu zdołał podrażnić jej drogi oddechowe, jednak na razie nie wykazywała żadnych poważniejszych objawów. Był to fakt nadzwyczaj dziwny, biorąc pod uwagę fakt iż jego "lekarstwo" oddziaływało na każdego szybciej niż jakikolwiek inny specyfik. "Może w jej wypadku objawy wystąpią później... a może wcale." - pomyślał Squamea, wciąż rozmyślając się nad tym fenomenem. Może był to skutek naturalnej odporności, coś podobnego do jego przypadku. Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to od każdej reguły muszą być i wyjątki. Najwyraźniej jeden z nich właśnie przed nim stał.
Nie zdziwiło go natomiast ani odrobinę zachowanie nowej pomocnicy Bluen. Rana, bo tak się chyba nazywała, stała w miejscu, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Z tego co zdążył zauważyć, nie reagowała ani na bodźce wzrokowe, ani słuchowe. Dziewczyna odleciała w zupełności, co zapewne świadczyło o jej niskiej tolerancji na takie substancje, lub też po prostu o tym iż unikała uzależnień. Squamea przypuszczał jednak, że to ten drugi wypadek, co bardzo dobrze o niej świadczyło. Niezależnie jednak od tego co było rzeczywistą przyczyną, Rana chwiała się na nogach, sprawiając wrażenie że zaraz się wywróci.
Bluen najwyraźniej nie zdążyła zdać sobie sprawy z tego, iż jej nowa pomocnica źle się czuje, gdyż zaraz po swoich zapewnieniach całą swoją uwagę skupiła na eugonie. Z tego co zrozumiał, oprócz tego że sprawił jej w prezencie bardzo intensywny katar, próbowała mu z jakiegoś powodu tłumaczyć tok rozumowania ludzi. Squamea nie tyle się tym nie interesował, ile zepchnął ten wywód na dalszy plan słuchając jej tylko jednym uchem. Teraz rozglądał się po pomieszczeniu poszukując czegokolwiek, co mogłoby posłużyć za siedzisko. Pierwszą rzeczą, jaka wpadła mu w oko była drewniana skrzynia - prawdopodobnie zawierająca jakieś preparaty lub też prywatne rzeczy Bluen. Eugon nie zastanawiał się zbyt długo i doskoczył do skrzyni, a następnie przeciągnął ją zaraz obok Rany. Na szczęście była ona dość lekka, dzięki czemu uwinął się z tym bardzo szybko. Następnie Squamea chwycił dziewczynę ostrożnie tak aby jej nie wywrócić, a następnie powoli posadził ją na prowizorycznym siedzisku. W tej pozycji najprawdopodobniej była w stanie sama się utrzymać, jednakże Squamea postanowił jeszcze przez chwilę mieć na nią oko, tak na wszelki wypadek.
Dopiero teraz do jego świadomości dotarły słowa Bluen. Z początku nie połapał się w ich ogólnym sensie, lecz po chwili to do niego dotarło. Ona uważała go za potwora. Zakładała z góry, pomimo faktu iż już wcześniej starał się jej pomagać, że jest groźny, niebezpieczny, możliwe że jeszcze nieprzewidywalny. Może zakładała też, że potwór może być w nim uwięziony, podczas gdy on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Zupełnie tak, jakby jeszcze nie pokazał jej swoich dobrych intencji. Squamea czuł się nieco poirytowany tym, że nie zdołała tego zauważyć. Teraz jednak, kiedy już zrozumiał jej zachowanie, nie pozwolił jej tego po sobie poznać. Nie miał zamiaru jej przypadkiem przestraszyć.
- Bluen, spokojnie... - powiedział powoli, jednocześnie unosząc lekko ręce, jakby demonstrując swoją niewinność. - Nie musisz się mnie obawiać. Wcale nie mam złych zamiarów, ten drugi ja też nie. Całkowicie nad tym panuję...
Squamea chciał dopowiedzieć jeszcze parę rzeczy, lecz poprzez Bluen zmuszony został do przejścia na temat Rany i jej aktualnego stanu. Zupełnie tak, jakby nie miał dość dużo do wyjaśnienia już w tym momencie... Squamea westchnął cicho. Musiał wyraźnie wytłumaczyć, że byłej praczce nic nie będzie i że to tylko stan przejściowy. Jednakże fakt, że będzie musiał zahaczyć w ten sposób o bardzo niewygodny temat woreczka z ziołami, a przy tym najprawdopodobniej i własnej choroby, niespecjalnie mu się podobał. Gdyby jednak jakimś sposobem udało mu się uniknąć pytania, dlaczego nosi ze sobą worek uzależniających narkotyków, wolałby jednak ominąć tłumaczenie się z tego.
- Rana jest... Jej nic nie będzie. Daj jej odrobinę czasu i powoli wróci do siebie. - oświadczył Squamea. Przez chwilę zastanawiał się, czy może tyle nie wystarczy, ale przypomniał sobie że Bluen to uzdrowicielka i najpewniej będzie chciała wgłębić się w szczegóły. Eugon westchnął ponownie i z nutką wstydu w głosie kontynuował: - Ta substancja to po prostu narkotyk... Na większość ludzi działa otępiająco. Mam nawet wrażenie że na wszystkich ludzi. Zwykle potrzeba po prostu czasu i świeżego powietrza, czasami jeszcze kubka wody by ktoś doszedł do siebie. Używam tego czasami przy pracy i... - nagle Squamea przerwał, zdając sobie sprawę, że powiedział dosłownie o jedno słowo za dużo. Poczuł jak na policzki wypływa mu rumieniec wstydu. Wcale nie chciał jej tego opowiadać. Teraz jednak mógł jedynie mieć nadzieję, że się go o to nie zapyta.

***

Rygiel postanowił sobie na przyszłość, żeby częściej straszyć ludzi. Zabawa przy tym była przednia, a możliwość oglądania jak ktoś przed nim ucieka, dawała mu dziwne lecz przyjemne poczucie władzy. Aż dziwiło go, że do tej pory tego nie robił. To było przecudowne uczucie! Ale najlepsze z tego wszystkiego były krzyki.
Kakofonia zmieszanych ze sobą przerażonych głosów brzmiała dla niego niczym muzyka. Rygiel już parę razy słyszał coś podobnego, kiedy ludzie z jakiegoś powodu nakrywali Szczurojada, jednakże nigdy wcześniej tego tak nie odczuwał. Za każdym razem brzmiało to jakoś inaczej, nie było w tym tego czegoś... Czy tak właśnie wąż czuł się kiedy chciał kogoś wystraszyć? Chochlik nie miał pojęcia, lecz zapisał sobie w pamięci, żeby kiedyś go o to zapytać.
Z początku Rygiel tego nie dostrzegł, jednak po rzuceniu zaklęcia coś się ewidentnie zmieniło. Dopiero po chwili spostrzegł, że Titi nagle zamiast krzyczeć: "Uuuuuu!", jak na przyzwoitego ducha przystało, zaczął wrzeszczeć: "Aaaaaaa!", zupełnie tak jakby nagle stwierdził że pragnie być oryginalny. Nie żeby Rygiel nie pochwalał oryginalności, wręcz przeciwnie, lecz nagle zaczął obawiać się trochę, że ktoś się zorientuje że tak naprawdę duchami nie są. Na szczęście jednak wszyscy wokół zdawali się być zbyt przerażeni i zajęci zatrzaskiwaniem drzwi, żeby chociażby za siebie spojrzeć. Rygiel westchnął z ulgą.
Wtedy właśnie zauważył się, że jego towarzysz nagle zaczął gnać jak szalony. Możliwe że wcześniej przez przypadek to przeoczył, gdyż kawał prześcieradła zsunął mu się na oczy. Mogło to też być wynikiem jego nieuwagi, lecz w to chochlik wątpił. Nie wiedział co prawda, co spowodowało nagły pośpiech kuzyna, lecz natychmiast również przyspieszył, pewien że wkrótce go dogoni. W końcu od niego nikt nie był szybszy, a na dodatek to Titi miał dwa prześcieradła, a on tylko jedno.
Lecąc za chochlikiem trudno było jednak utrzymać nie tempo, lecz kurs. Titi parę razy nagle skręcił, co parę razy zmusiło chochlika do cofnięcia się trochę, aby móc dalej za nim podążać. Dopiero po chwili gonitwy zdał sobie sprawę, że mógł po prostu przelecieć nad budynkami, zamiast lecieć pomiędzy nimi. Dzięki temu na pewno łatwiej złapałby kuzyna.
Nagle jednak stracił Titiego z oczu. Po skręceniu w jeden z zakrętów po prostu już go nie zobaczył. Mimo wytężania wzroku i zaglądania w boczne uliczki nie potrafił go nigdzie dostrzec. Nie zamierzał jednak się poddawać. Jeszcze w powietrzu pozbył się swojego przebrania, pozwalając by swobodnie spadło sobie na ziemię. On sam tymczasem wzleciał do góry, wyżej niż wszystkie budynki miasta i zaczął rozglądać się za drugim białym prześcieradłem.
W końcu zdołał je dostrzec, zawieszone w dziwny sposób na jednym z najwyższych dachów, powiewające na wietrze niczym flaga. Rygiel nie miał pewności, czy zdoła tam znaleźć kuzyna, jednak jeżeliby go tam nie było, to mógłby mieć niemały problem z jego odszukaniem. Chochlik powoli zleciał niżej, a następnie przysiadł na krawędzi dachu. Titiego jednak nadal nie było nigdzie widać.
- Titi! Hej Titi! Gdzie jesteś?! - zaczął krzyczeć Rygiel swoim piskliwym głosikiem. Nie bardzo liczył, że mu to pomoże. Najprawdopodobniej już go nie słyszał i odleciał gdzieś... zapewne gdzieś tam gdzie czuł się dobrze. A Rygiel znał jedno takie miejsce. Było to gdzieś w pobliżu tej anielicy z którą niedawno zaprzyjaźnił się wąż. Wystarczyło że znajdzie ją, a znajdzie się również i chochlik...
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Titi siedział i martwił się. Nie przywykł do tego, bo zwykle szybko coś szalonego wpadało mu do głowy i pozwalało zapomnieć o zmartwieniach, teraz jednak było inaczej. Bardzo chciał umieć odnaleźć swojego anioła.
W pewnej chwili silniejszy powiew wiatru machnął jego uszami tak, że aż chochlikowy łepek zakołysał się energicznie. I wtedy właśnie wydało mu się, że coś usłyszał. Nie był jeszcze pewny co to takiego. Może jakieś ptaki? Albo nietoperze? Rozejrzał się lekko zdezorientowany. Sam jeszcze nie wiedział, czy w tej chwili potrzebuje towarzystwa. Chyba tak. Potrzebował. A właściwie bardzo pragnął towarzystwa. Tyle, że nie jakiekolwiek. Chciał odnaleźć Bluen. Pokręcił łepkiem. Jak to zrobić?...
I znowu te piski. Czy ktoś wołał "Titi?!"
Poderwał się tak gwałtownie, że aż z rozpędu walnął łepkiem w powałę dachu i opadł z powrotem na belkę, na której siedział wcześniej. Zobaczył kilka gwiazdek i otrząsnął się, co spowodowało lekkie zsunięcie się prześcieradła na bok. Z roztargnieniem zrzucił go z siebie chcąc podrapać się za uchem. Białe płótno malowniczo opadło w dół furkocząc wdzięcznie szarpane wiatrem. Na szczęście nie trafiło na żadnego mieszkańca. Wszyscy biegali jak szaleni, chyba przed czymś uciekając. A on zaczął rozglądać się bardziej uważnie. I znów usłyszał, tym razem wyraźniej, swoje imię. Tak! Jeśli ktoś go wołał piskliwym głosikiem, musiał to być Rygiel! On na pewno umie trafić do Bluen! Poderwał się ponownie, tym razem nieco rozważniej i rozejrzał się uważnie dookoła. Wyfrunął spod dachu, żeby mieć lepszy widok. Nie widział nigdzie kuzyna, ale skoro usłyszał wołanie, ten nie mógł być zbyt daleko. Titek był zdesperowany. Zapomniał zupełnie, że miał odwracać uwagę. Teraz najważniejszym jego celem było odnaleźć sens własnego istnienia. Otworzył pyszczek i wydarł się na całe chochlikowe gardło: - Ryyyyyygiiiiieeeellll! Tu jestem! Ryyygieeeellll! - rozpaczliwie rozglądał się wokół. Musiał wypatrzyć drugiego chochlika. Miał w końcu całkiem niezły wzrok i potrafił latać tak szybko jak nikt inny. A najdroższy kuzyn był mu potrzebny jak nigdy wcześniej. Musiał go znaleźć!
- Ryyyygieeeellll! - rozdarł się znów najgłośniej jak tylko potrafił. Przestał nawet zważać na to, że ktoś inny mógłby go usłyszeć. Zresztą mieszkańcy miasta mieli teraz najwyraźniej inne ciekawsze zajęcia...
- Ryyyygieeeeeel!
Bluen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Bluen »

        Bluen przebywała w świecie ludzi od niedawna. Wiele rzeczy dotyczących sposobu funkcjonowaniu miasta nadal stanowiło dla niej tajemnicę. Nie rozumiała dobrze zwyczajów i motywacji jakimi kierowali się ludzie, a jeśli wcześniej zdecydowała się brać w obronę mieszkańców Leonii, to tylko dlatego iż wciąż wierzyła, że człowiek nie może być zły. Anielica, która nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś takim jak złośliwość, podłość, chciwość, oszustwo czy nieuzasadniona agresja, miewała spore problemy by rozpoznać podobne zachowanie u swoich rozmówców, nawet jeśli ci nie specjalnie kryli się z swoim intencjami. Pod tym względem Bluen okazywała się być niezwykle naiwną. Niebiance obce były również niektóre osiągnięcia kulturowe ludzkiej rasy, takie jak chociażby wspomniane przez Łuskowatego narkotyki.
        - Rozumiem. To takie zioła których zadaniem jest ukoić zmysły. Na przykład ból w czasie operacji. Z rzadka ludzie biorą je nawet jeśli tak naprawdę ich nie potrzebują i … i szczerze mówić nie mam pojęcia dlaczego to robią. – Uzdrowicielka chciała pochwalić się swoją skromną wiedzą, jednak ów zamiar szybko obrócił się przeciw anielicy. – Może powinieneś nosić je w bardziej bezpiecznym miejscy. Mam pewnie kilka pustych falkonów.
        Mimo zapewnień Squamea, Bluen wciąż podejrzliwie przyglądała się Ranie, próbując zdiagnozować samopoczucie nowej wspólniczki. Chciała zaproponować aby ułożyć dziewczynę na posłaniu albo wynieść na zewnątrz, by tam szybciej odzyskała pełnie zmysłów, jednak postanowiła zaufać metodom eugona, który najlepiej z nich wiedział czym jest substancja z jaką mierzyła się młoda praczka. Nie widząc dla siebie innej roli, Niebianka ograniczyła się do przygotowania wspomnianego przez mężczyznę napoju. Po chwili pojawiła się z tacą na której stały trzy kubki.
        - Nie boję się tego iż mógłbyś okazać się niebezpieczny, tylko tego że nie będziesz chciał mi pomóc, bo wówczas zostanę z problemem sama. – Z dosadną szczerością wyjaśniła uzdrowicielka. Anielica nie miała pojęcia czym jest ukrywanie własnych emocji i dlaczego czasem powinna pewne rzeczy przemilczeć, zamiast wypowiadać je na głos. Podejrzewała że w razie konieczności dałaby radę stawić czoło nawet kilku rozwścieczonym wężo–ludziom, demonom czy innym drapieżnikom, za to z całą pewnością wiedziała, że pokonanie pobliskich mokradeł, na których mieszkał wspomniany wcześniej paser Olin, przekracza jej możliwości. Bagna oznaczały żaby, a żaby budziły u niej paranoiczny strach.
        Rana rzeczywiście szybko odzyskiwała świadomość. Najpierw na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, potem całe oblicze zaczęło promieniować wewnętrzną radością, a rozmarzony wzrok spoglądał gdzieś daleko. Chwilę później dziewczyna delikatnie osunęła się na nogach.
        - Pewnie że tańczę. I robię to wcale niezgorzej niż te wszystkie pudrowane damulki. – Praczka , przemawiała przez sen, dopiero po chwili spoglądając przytomnie na wpatrujące się w nią dwie pary oczu. A potem odskoczyła niczym poparzona, chowając się za najbliższą sofą.
        – Naprawdę zaprosiłaś go do siebie? – Z niedowierzaniem spytała Ranna zza swojego prowizorycznego schronienia.
        - Pomogłaś go tu przynieść. – Przypomniała Bluen.
        - Ja? Poważnie. Ale plama. – W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza, w czasie której dziewczyna starała się rozstrzygnąć wewnętrzne dylematy. - A mogę dotknąć twojej skóry? - Ty razem pytanie Rany skierowane było bezpośrednio do Łuskowatego.
        - Za to żab lękam się panicznie. – Wróciła do tematu Bluen, chociaż dla Łuskowatego owe oświadczenie mogło wydawać się zupełnie bez sensu. – To właśnie z tego powodu, nie mogę ocalić miasta.


Dalszy ciąg przygód Bluen i Titivillusa jest tutaj: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=137&t=3426
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Gdy delikatne dłonie Bluen dotknęły jego łusek, Squamea drgnął silnie i przeniósł na nią swoje oczy. Jeśli do tej pory odczuwał ekstazę poprzez zapach dziewczyny, jej dotyk wpędził go w zupełnie nowy poziom rozkoszy, poraził zmysły i zrobił z niego mentalną kukłę, nieczułą na wszystko dookoła. Język stanął mu kołkiem, a oczy zabłyszczały i niemal wyszły z orbit, błądząc po sylwetce nachylonej nad nim anielicy. Tak silne uczucie towarzyszyło mu po raz pierwszy w życiu. W międzyczasie od strony ulic rozbrzmiewały gniewne nawoływania tłumu, który rozbiegał się po mieście w poszukiwaniu eugona. Rządni jego skóry wieśniacy przekrzykiwali się w dowodzeniu, którą dzielnicę sprawdzić najpierw albo którą kamienicę pierwszą przetrącić do góry nogami, by wypędzić gada z jego kryjówki. Towarzyszyły im ogormne tumany kurzu, wzniecane dziesiątkami par butów, które z czasem zaczęły przysłaniać niebo.
- Chyba widziałam, jak wbiegał tutaj! - rozległo się nagle przed drzwiami warsztatu. Głos należał do starszej szwaczki, wdowy po jednym z rybaków, której ulubionym zajęciem w ostatnich tygodniach było przesiadywanie w oknie i obserwowanie sąsiadów. Teraz, korzystając z zamieszania, włączyła się do grupy i obserwowała chaos, jaki rodził się na jej oczach.
Ze stanu tej dziwnej hipnozy osobą anielicy Squamea wyrwały dopiero silne uderzenia w drewniane drzwi. To przypomniało mu o szarej rzeczywistości. Bluen i Rana popatrzyły po sobie, a następnie ta pierwsza dopadła do okna i ostrożnie wyjrzała przez zasłony. Na ulicy stało dobre dwudziestu wieśniaków, wszyscy w słomianych kapeluszach i z widłami w rękach, gotowych wymierzać sprawiedliwość bez pytania kogokolwiek o zgodę.
- Otwierać! - krzyknął ktoś z tego tłumu, waląc trzonkiem wideł we framugę.
- I co teraz? - wyszeptała przejęta tym wszystkim Rana, rozglądając się za miejscem do ukrycia eugona. - Jeśli go znajdą, nam też coś zrobią. W dodatku Titi i Rygiel nie wracają.
Niewiele w tej sytuacji myśląc, Bluen zaciągnęła Squaemę na zaplecze i zamknęła go tam na klucz. Jak się okazało w samą porę, gdyż rozwścieczona gawiedź zdążyła już wedrzeć się do środka. I szybko tego pożałowali. Duszący odór ziół w połączeniu z gorącem powalił pierwszy rząd nad kolana i zmusił do ucieczki, by nie zwrócili obiadu. Pozostali cofnęli się o krok.
- Gdzie gad?! - zawołała wdowa po rybaku, najwyraźniej zadowolona ze swojej nowej roli. - Gdzie go ukryłyście?!
Ledwie ktoś zdołał udzielić odpowiedzi, z tłumu wyszedł czeladnik kowala, młody i wysoki mężczna o posturze krasnoluda, który zaczął skrupulatnie przeszukiwać warsztat. Nie szło mu to jednak zbyt dobrze, co świadczyło o niskiej inteligencji. Najpierw bowiem zajrzał do beczek i zamkniętych kufrów, potem za szafki, a na sam koniec do komina, czy aby eugon nie postanowił nim uciec.
- Nie ma - oznajmił na koniec, opuszczając z tłumem warsztat i przepraszając za wyrządzone szkody.
Do Bluen dotarło, że przez ten cały czas wstrzymywała oddech i dopiero gdy usłyszała dźwięk przesuwanego w zamku klucza, oderwała wzrok od snopów światła, wdzierających się przez wyważone drzwi. Niestety, jak się okazało to był jej najmniejszy problem. Okazało się bowiem, że zaplecze stoi puste. Po za szafkami ze sprzętem i zapasami nie ma tu, co mogłoby wskazywać na to, że ktoś tu był. No może po za faktem, że okno było otwarte na oścież, a jego rama znacznie naruszona.
¤

W tym samym czasie Titivillus nigdzie nie mógł znaleźć Rygla. Latał i błądził, krzyczał, a nawet płakał, zaglądając we wszystkie zakamarki, jakie zdołał wypatrzeć swoimi małymi oczami. Niestety na niewiele się to zdało. Pogłębiający się upał i wznoszony przez tłum kurz wcale nie ustępowały, co gorsza, przybierały na sile i podróż po mieście czyniły coraz trudniejszą. Do tego stopnia, że chochlik załamał się i ze spuszczoną głową zaczął wracać do warsztatu Bluen, by poszukać u niej pocieszenia.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość