Leonia[Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Sen smoka nie można było zaliczyć do spokojnych. Rzadko kiedy miewał koszmary, tak właściwie to i sny, lecz kiedy akurat się tak zdarzało, zawsze były wyjątkowo paskudne i zapadały w pamięć. Ten jednak różnił się od innych, po obudzeniu Dérigéntirh nie pamiętał z niego absolutnie niczego. Zdziwiło go to, ale był pewien, że go miał. Tylko... nie mógł sobie przypomnieć, o czym tak właściwie był i dlaczego wzbudzał w nim taki niepokój.
        Wstał z łóżka i sięgnął po swój pas z mieczem i torbę, zakładając je na siebie. Podczas snu wszystkie jego mięśnie pracowały nadal, nie czuł charakterystycznego dla ludzi odrętwienia. Może i potrzebował chwili, aby przystosować umysł do pełnego działania, ale z ciałem nie miał takiego problemu. Zastanowił się, czy melmaro już wstali. Co prawda wyglądali wczorajszej nocy na zmęczonych, zresztą nie było im się czemu dziwić, ale miał wrażenie, że ci wojownicy są przyzwyczajeni do krótkiego snu. Nagle jego wszystkie wątpliwości rozwiało wkroczenie ich do jego pokoju. Wysłuchał tego, co mówili.
- Pójdę z wami. Sam chętnie bym coś zjadł.
        Zszedł na dół razem z melmaro. Widok niemal pustej karczmy nie zdziwił go zbytnio, co innego dwóch osób, które w kącie omawiały szeptem jakieś sprawy. Miały na sobie płaszcze, wyglądały na takich, którzy nie chcieli, aby ich rozpoznać. Smok nie mógł się pozbyć dziwnego wrażenia, że skądś zna te osoby, co przy długości jego podróżniczego życia było całkiem możliwe. Nie potrafił przypomnieć sobie żadnych szczegółów związanych z nimi, co znaczyło, że raczej nie byli nikim ważnym. Oprócz nich w karczmie znajdowało się jeszcze kilka osób, w większości były to elfy, które spożywały śniadanie. Na ich widok skinęły im przyjacielsko. Nie było co ukrywać, atmosfera w gospodzie znacznie się różniła od tej wczorajszej.
        Podeszli do karczmarza, który niezbyt zajęty opierał się o ladę i spoglądał na wszystkich obecnych w karczmie. Widać było po nim, że zdecydowanie nie jest w pełni sił, ale daleko mu było jeszcze od osłabienia.
- Witam – powiedział, gdy zbliżyli się do niego, po czym ziewnął przeciągle, zasłaniając sobie usta rękami.
- Ciężka noc? - spytał sympatycznie smok.
- Okazało się, że byliście moim najmniejszym zmartwieniem wczoraj. Gdybyście tylko widzieli, co tutaj się działo. - Oberżysta pokręcił głową z dezaprobatą. - Ale czym mogę służyć?
- Poprosimy o jakiś posiłek dla wszystkich, ja prosiłbym o coś z mięsem – odpowiedział Dérigéntirh. Może i różnił się od innych smoków, ale dobrze było mieć w diecie przynajmniej odrobinę mięsa. W końcu wszystkich swoich pragnień nie zdoła wytłumić.
- Pan jest Dara... Darige...
- Dérigéntirh. Tak, skąd pan mnie zna.
- W nocy był tu ktoś, mroczny typ, zostawił dla pana list, a może raczej to – powiedział oberżysta, wręczając smokowi kartkę zapisaną smoczym alfabetem.
        Dérigéntirh ją przyjął, z zainteresowaniem przyglądając się literom. Wiadomość była jasna, brzmiała ona: „Znalazłem arenę, będę tam na was czekał”. Od samego początku smok nie miał wątpliwości, od kogo pochodzi ten list. Nagle jednak coś wpadło mu do głowy.
- Czy ten mężczyzna sprawiał problemy?
        Karczmarz spojrzał na niego wzrokiem, który mówił sam za siebie. ”A więc jednak byliśmy jego największym zmartwieniem. Bo przecież Weihlonder zalicza się do naszej grupy.” Dziwiło go to, że oberżysta zdecydował się przekazać mu wiadomość. Przecież w końcu w akcie zemsty mógł tego nie zrobić.
- Dziękuję bardzo, mogę się jakoś odwdzięczyć? - spytał smok, sięgając po sakiewkę z zamiarem zapłacenia za wybryki Weihlondera, karczmarz jednak powstrzymał go ruchem dłoni.
- Ten człowiek dał mi pewien przedmiot, który powinien pokryć wszystkie wydatki.
        Zaintrygowało to Dérigéntirha, a jednocześnie zaniepokoiło. Weihlonder miał własny skarb, strach pomyśleć, jak niebezpieczne przedmioty mogły się w nim znajdować. Oczywiście użyte w niewłaściwych rękach.
- Co to takiego było?
- Ostrze z czystego złota. Nie mam pojęcia, jakim cudem jest takie twarde, powinno bez problemu móc się wyginać!
        Dérigéntirh trochę się uspokoił. Jeżeli był to po prostu złoty miecz wzmocniony magią, to nie powinni się niczego obawiać. Spojrzał pytająco na melamro, czekając, aż oni sami złożą własne zamówienia.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Wojownicy nie byli pewni tego jak sprawa snu ima się smoków, w każdym bądź razie kiedy tylko udali się pod pokój Dara, okazało się iż ten również już wstał i był chętny do zjedzenia czegoś. Po leśnych widać było, że mieli dobre sny, co zaowocowało większym entuzjazmem i chęcią do działania. W Gotlandczykach od samego rana powoli narastała ekscytacja i podniecenie – jak zawsze kiedy mieli w nieodległej perspektywie walkę, a tym bardziej turniej. Wojownicy ci żyli ze starć, a każde takie wydarzenie cieszyło się niezwykłą popularnością – chyba tylko ono było w stanie przebić zabawy z alkoholem i śpiewami, gdyż było bardzo ważnym testem odnośnie swoich umiejętności. Każde zwycięstwo więcej było równe z podniesieniem prestiżu w klanie i szacunku współbraci względem siebie. Spośród obecnych w Alaranii najwięcej zwycięstw miał Loring – jedyny który nigdy jeszcze w czymś takim nie przegrał. Jeżeli ktoś mógłby mu dorównać, byłby nim Setian, ale on walczył tylko wtedy gdy musiał, sam z siebie nie brał udziału w czymś takim, twierdząc iż nie widzi sensu w pozbawieniu jakiegoś Gotlandczyka możliwości walki na najbliższe tygodnie. Zdecydowanie pewność siebie była cechą rozpoznawalną dla każdego melmaro, tyle że nie chodzi tutaj o głupie przechwałki i wywyższanie się nad innych, a po prostu o znajomość własnego wyszkolenia. Z leśnych na czele rankingu turniejów stał Urgoth, będąc za blondynem około dziesięciu, piętnastu zwycięstw.
Chęć przyłączenia się do nich smoka i spożycia wspólnie posiłku przyjęta została z sympatią i wszyscy zeszli po schodach do karczmy, która o tej porze dnia była praktycznie pusta w porównaniu do nocy. Oczywiście poza karczmarzem było tutaj jeszcze kilka osób, z czego większość – o ile nie wszyscy – nie była ludźmi, jednak wojownicy nie widzieli konieczności bycia szczególnie uważnym i ostrożnym. Kiedy smok był razem z nimi, czuli się na tyle pewnie, by niektóre rzeczy pozostawić jemu. Wszakże cała piątka Gotlandczyków nie miała się nawet co porównywać ze smokiem żyjącym dłużej niż ich całe rody.
Po podejściu do lady melmaro przed zamówieniem wysłuchali najpierw krótkiej rozmowy karczmarza – który albo zapomniał już o Loringu i dodatkowych kosztach które kazał mu zapłacić, albo udawał, że nie pamięta – z Darem, łatwo wnioskując z jej kontekstu kto może być nadawcą tej wiadomości.
Kiedy smok odsunął się trochę, by ludzie mogli coś zamówić, przed sprzedawcę wysunął się Urgoth, pozdrawiając go głową.
- Poproszę dla siebie oraz tych trzech tutaj – wskazał po kolei na Bakvsta, Vernary’ego i Pequrisa – jakąś zupę średniej wielkości, byle była gęsta i gorąca, zawierająca w sobie mocne wino, a po niej obficie zroszone mięso, dla każdego po małym kawałku, byle nie za dużo.
Leśni zamierzali zjeść akurat taki posiłek ze względu na dzisiejszy turniej. W klanie nauczyli się, że na każdy rodzaj wydarzenia można jakoś wpłynąć, nawet przez zwykłe jedzenie. Biorąc pod uwagę ten przypadek – zupa miała za zadanie rozgrzać im ciała, czego wzmocnieniem ma być wino, oraz rozluźnić zastygnięte podczas snu mięśnie. Samo mięso było po to, by zaspokoić w wystarczający sposób potrzeby ciała, należało jednak uważać, by nie przesadzić z jego ilością – wtedy wojownik stawał się ospały, a ciało reagowało odrzuceniem na polecenia nadmiernej aktywności.
- Dobrze się czujesz, Loring? – Bakvst zmrużył oczy wpatrując się w swego towarzysza, głównie w twarz. Złotowłosy cały czas stał podpierając się jedną ręką o ladę oraz nic nie mówiąc, w zasadzie wykazując oznaki małego zainteresowania otoczeniem i tym co się dzieje. – Nie wyglądasz za dobrze, masz sińce pod oczami.
- Wszystko jest w porządku, po prostu się nie wyspałem. – Loring zbył słowa leśnego machnięciem dłoni i podszedł do karczmarza zamówić posiłek. – Ja życzyłbym sobie dobrze doprawiony kawałek soczystego mięsa ora…
Następne słowa melmaro przerwał mocny napad kaszlu, przez który ten aż się zgiął, podpierając kurczowo dłońmi o drewnianą krawędź lady.
- Loring, co się dzieje? – Leśni zbliżyli się do wojownika, obserwując go uważnie i usiłując coś zaradzić, nie byli jednak pewni czy jest to zwykły kaszel który zaraz przejdzie czy może coś większego.
- Nic… mi nie… jest… - Wykrztusił Loring, jednak jego stan ani trochę się nie poprawiał, wręcz kaszel coraz bardziej się powiększał, a kiedy blondyn chciał przyłożyć do ust dłoń, by spróbować w ten sposób to zatrzymać, pojawiła się na niej krew, wydobywająca się z melmaro przez krwisty kaszel.


- Co się z nim dzieje? – Przepełniony gniewem głos skierowany był do stojącego obok i uśmiechającego się z tym swoim wyzwaniem w oczach oraz cwaniactwem. – Takie coś nie powinno mieć miejsca, co ty z nim zrobiłeś?
- To ty nie wiesz? Czyż nie mówiłeś iż jesteś ode mnie potężniejszy, że twa moc wykracza poza moje horyzonty? – Uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, a dłonie skrzyżowały na piersiach. – Potraktuj to jako ostrzeżenie, dowód na to iż nie jesteś panem świata jak to zwykłeś błędnie uważać.
- Co zrobiłeś? – Dłonie zacisnęły się w pięści, a głowa uniosła wyżej, wbijając się wzrokiem w rozmówcę. – Opętałem jego ciało podczas walki z wampirami, przez co potrzebuje pomocy, zgadza się. Jednak doskonale wiem jak to działa i wszystko Loringowi wyjaśniłem. Powinien mieć jeszcze prawie tydzień pełnej sprawności, dlaczego dzieje się tak jak teraz?
- Widzisz, i to jest twój problem… - Rozległo się westchnięcie, po czym postać usiadła na wygodnym fotelu i przekrzywiła głowę w prawo. – Jesteś ode mnie silniejszy, to prawda. Jednak nie zapominaj o szczegółach. Po pierwsze, jestem od ciebie starszy kilkaset lat. Niby tyle co nic biorąc pod uwagę nasz „wiek”, jednak ja istniałem drogą naturalną. Ty zostałeś stworzony i nienaturalnie nadano ci pełną dojrzałość, co nie znaczy jednak, że wiedzę. Miałem wiele czasu, by studiować wszystkie zasady rządzące tym światem, i wiesz co? Jesteś ode mnie silniejszy, jednak to ja posiadam większą wiedzę. Wykorzystałem czas w którym drzwi były otwarte, byś mógł przekazywać płynnie swe jestestwo jego ciału i umieściłem w nim również siebie. Co prawda małe ziarenko, ale jak widać wiele znaczące.
- Drzwi nie były otwarte, nie dla ciebie… Więc jakim cudem się tam dostałeś?
- No cóż, i tutaj wychodzi twój brak wiedzy. Sam nas zapieczętowałeś, co znaczy, że uczyniłeś z nas jedność. Nie możesz mnie oddzielić, gdzie ty tam i ja. Niby zamknąłeś drzwi, jednak były wciąż otwarte. Jednak nie martw się, trochę pocierpi, ale przed walką przywrócę mu normalne funkcjonowanie. Chcę by był w pełni sił stając przeciw Setianowi. Oj walka ta będzie warta obejrzenia, nie uważasz? Wręcz nie mogę się doczekać.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Smok podniósł wysoko brwi, gdy usłyszał zamówienia melmaro. Nie spodziewał się, że będą mieli przyszykowane tak konkretne potrawy. On sam mógłby zjeść właściwie wszystko, smoki żywiły się nie tylko mięsem. I to dosłownie wszystko, dla przykładu najpewniej jego żołądek poradziłby sobie z każdym rodzajem metalu. Oczywiście w nie za dużych ilościach. Choć rzecz jasna nie było żadnych powodów, aby coś takiego spożywać.
        Ciągle intrygowały go dwie osoby, siedzące na uboczu. Smok doskonale wiedział, że skądś zna te sylwetki, że słyszał już wiele razy ten głos, ale nie potrafił sobie przypomnieć, skąd i dlaczego. Niezwykle go to irytowało, bo rzadko kiedy coś zapominał i chwalił się doskonałą pamięcią. Żeby zapomnieć taką rzecz musiałaby ona dziać się wiele setek lat temu. Ale to musiałoby znaczyć, że i te osoby są długowieczne. A ich aury mówiły same za siebie – byli to zwykli, niewładający magią ludzie, którzy powinni się starzec i umierać w normalny dla nich sposób.
        Jego rozmyślania przerwał nagły atak kaszlu Loringa, który sprawił, że natychmiast obrócił się w stronę towarzysza. Zaniepokoiło go to, co ujrzał. Wbrew zapewnień melmaro, wcale nie wyglądał, jakby wszystko było w porządku. Smok dostrzegł krew cieknącą z jego dłoni. ”Coś tu jest zdecydowanie nie tak. Nie wiem co się dzieje, ale świerzbią mnie łuski, to znaczy skóra. A tak nigdy nie dzieje się bez powodu”.
        Tymczasem karczmarz przyglądał się temu z niepokojem i wahaniem. Zdołał bez większego problemu zapamiętać zamówienia melmaro, już nie raz spotkał bardziej wybrednych klientów, do tego używających dziwacznych nazw, które potem musiał przetłumaczyć na zwykły język. Może i był trochę zły na Lorigna z powodu problemów, jakich mu przysporzył wczorajszej nocy, ale przecież nie mógł pozwolić, aby jego klient umarł w jego karczmie, zwłaszcza jeżeli wczorajszego wieczora coś w niej jadł.
- Odsuńcie się, dajcie mu oddychać! - powiedział do leśnych otaczających Loringa, a następnie zawołał w stronę półprzymkniętych drzwi znajdujących się za jego ladą. - Arah, chodź no tutaj!
        Po chwili wyszedł stamtąd młodzieniec w wieku blisko szesnastu lat, odziany w prosty, lniany strój. Spojrzał na wszystkich obecnych ze zdziwieniem.
- Co się dzieje?
- Arah, ciebie przez jakiś czas szkolili magowie, tak?
- Tak.
- Weź no zerknij na tego waszmościa, może mu dopomożesz.
        Smok spojrzał zaciekawiony na młodzieńca. W jego aurze dawało się dostrzec delikatne oznaki magii, ale nie wyglądał na zbyt silnego maga. Podszedł do Loringa i niepewnie zapytał:
- E, przepraszam, ale co się stało?
        Tymczasem scena rozgrywająca się przed ladą zwróciła uwagę pozostałych gości zebranych w karczmie wszyscy przypatrywali się z zaciekawieniem temu, co z tego wyniknie. Wyglądało na to, że nawet bez swojej złotej zbroi Loring potrafiłby przyciągać wzrok każdego wokół.
- Loring, lepiej nie bagatelizuj i mów, jak jest naprawdę – odezwał się łagodnie smok. - W twojej sytuacji nie stać nas na żadne ubarwienia i niedopowiedzenia.
        Nie chciał być złośliwy, po prostu pragnął jak najlepiej dla melmaro. Dziwiło go to, że aż tak wcześnie i często zaczęły występować dziwne objawy. Było oto wielce niepokojące.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Kaszel Loringa był coraz mocniej, a on sam znajdował się już na kolanach, wyrzucając na posadzkę kolejne porcje kleistej krwi, coraz bardziej pokrywając nią posadzkę. Poza karczmarzem i początkującym młodzikiem nie wydawało się, by jakikolwiek bywalec karczmy zamierzał pomóc melmaro, zamiast tego wpatrywali się ciekawie, chłonąc dziejącą się rzecz jak niezwykłą sensację.
- Na srebrny księżyc, zróbcie coś! – Krzyknął Urgoth, a w jego głosie słychać było strach, po czym zwrócił się bezpośrednio do nastolatka. – Czy to ważne co się stało? Potrafisz leczyć magią? Jeżeli tak, to mu pomóż, a nie po prostu stoisz!
- Niech się do mnie nie zbliża. – Wycharczał złotowłosy między kolejnymi napadami. – Tutejsza magia nie ma nic wspólnego z tym wszystkim, niech się nie wtrąca!


- No proszę, jaki on mądry. – Na twarzy zakwitł szeroki uśmiech. – Ale ma rację. On jest tylko narzędziem. Do tej pory był nim twój zbawienny oręż, ale dzięki tobie również jego ciało przejęło część nas, stając się nosicielem. Naprawdę zawiodłem się na tobie, jak mogłeś nie znać tak zasadniczej reguły mocy? No, ale to już nieważne. Przekaż temu smokowi, że jeżeli jakikolwiek mag użyje na nim magii, to magia ta wniknie w strukturę i zetknie się zarówno z twoją jak i moją, a tego nie będę tolerować. Lepiej więc niech zabiera się stąd jak najdalej.
- Mogę cię powstrzymać, bo jestem silniejszy. – Odezwał się gniewnie drugi. Cała ta sytuacja bardzo mocno go zaniepokoiła, po raz pierwszy od czasów swych narodzin nie miał całkowitej kontroli nad tym co się działo, nie spodziewał się po nim takiego sprytu i przede wszystkim większej wiedzy. Powinien go bardziej docenić…
- Powstrzymać? Czyżby…? – Oczy zmrużyły się gniewnie. – Chyba nie rozumiesz, mój drogi. Pozwól, że pokażę ci próbkę, może wtedy zrozumiesz, że w każdej chwili mogę go wyeliminować, a twoja pomoc nie zdąży nawet do niego dotrzeć.

Leśni coraz bardziej się niecierpliwili i niepokoili tym, że nikt nie potrafił udzielić Loringowi odpowiedniej pomocy.
- Dar, zrób coś, na pewno możesz, sprowadź brata, już raz go uratował, zrób cokolwiek! – Krzyknął gniewnie Pequris, bo nikt nic nie robił, jednak tuż po tych słowach do przodu wysunął się Vernary.
- Chyba sami musimy się tym zająć. Loring! – Krzyknął, po czym położył dłoń na ramieniu Gotlandczyka. Minęła może sekunda, po której z pochwy Yogoturamy wysunęło się coś wyglądającego jak czarna mgła i chwyciło go za dłoń, wykręcając gwałtownie i samym leśnym rzucając o ścianę.
Energia którą Dar mógł zobaczyć chociażby wtedy, gdy ta zaczęła przejmować nad Loringiem kontrolę, kiedy ten chciał zabić Acilę, ogarnęła jego ciało i postawiła „na nogi”, blokując kończyny i wyginając głowę do tyłu, odsłaniając przy tym krtań. Cichy szczęk żelaza zwrócił uwagę na to, że oręż – niesiony mroczną mocą – sam wydobył się z pochwy i zatrzymał przed wojownikiem, klingą dociskając lekko do jego szyi.

- I co teraz? – Usta otworzyły się szeroko i wydobył się z nich pogardliwy śmiech. – Mam go zabić? Doskonale wiesz, że zrezygnuję z widowiska w postaci walki, byle tylko uderzyć w ciebie. Zrezygnuję natychmiast. Jak więc będzie, mam dać mu żyć i już nie przeszkadzać, by przygotował się, czy unicestwić i pokazać, że nie jesteś tutaj panem? Jeżeli ma żyć, masz do tego czasu siedzieć cicho i się nie wychylać, bo – masz rację – nie jesteśmy równi. Przerastam cię.
- W porządku! – Warknął gniewnie. Dawno temu ostatni raz emocje przejęły nad nim pieczę, teraz jednak żałował, że są zapieczętowani i nie może stanąć z nim do fizycznej walki. – Tym razem wygrałeś!
- I niech weźmie udział w turnieju, dając z siebie wszystko. Siły mu wrócą, już my o to zadbamy. W innym wypadku ja zadbam o to, by już nie miały do czego wracać.

- Loring… - Leśni zamarli, nie wiedząc co zrobić, jedynie wpatrywali się w to co się działo z ich bratem, jednak zaraz cały mrok rozleciał się na boki, spowodowany wybuchem świetlistego światła, które swą mocą sprawiło, że wszyscy obecni poczuli na sobie gorący podmuch. Tylko cząstka zła była zapieczętowana w Loringu, więc prasmok miał niezliczenie większą moc jeżeli chodziło o ciało człowieka, jednak ta malutka cząsteczka w zupełności by wystarczyła do zakończenia jego życia w mniej niż sekundę.
Mężczyzna upadłby, jednak energia podtrzymała go jeszcze w ostatniej chwili swego istnienia, przez co ten ustał na nogach. Już nie kasłał, już nie wydobywała się z jego ust krew. Czuł się… Dobrze, tak jak przed rozpoczęciem występowania objawów.
Bardzo cię przepraszam, dziecko.” Pradawny głos wniknął do jego świadomości, niwelując pozostałości po niedogodnościach. Prasmok bardzo dokładnie wytłumaczył Gotlandczykowi co się stało i dlaczego oraz zapewnił, że do czasu walki z Setianem już nie powinny go dotykać żadne złe objawy oraz powiedział o postawionym warunku, obiecując, że zrobi wszystko co w jego mocy, by blondynowi nie stała się krzywda.
- Już wszystko w porządku. – Odezwał się wojownik, wycierając usta z krwi i posyłając leśnym oraz smokowi spojrzenie jasno mówiące „Wytłumaczę gdy będziemy już sami.” – Poza tym biorę udział w turnieju.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Kiedy Loring upadł na kolana, Dérigéntirh zaniepokoił się nie na żarty. To zdecydowanie nie było nic małego, w takiej sytuacji nie było miejsca na żarty. ”Zaprawdę Weihlondera nigdy nie ma, kiedy najbardziej go potrzeba. Ten młodzieniec nie wygląda na silnego maga, a mój brat mógłby sobie z czymś takim poradzić. Że też musiał się wczoraj ulotnić!”
        Gdy melmaro zaczęli krzyczeć na młodzieńca, ten drgnął i powoli zaczął zbliżać się do Loringa, szeroko otwierając oczy i nie spuszczając z niego wzrok. Jego ręka drgała, kiedy niepewnie wyciągnął ją w stronę charczącego krwią człowieka. Jego zamglone spojrzenie błądziło po ciele melmaro, jakby starał się magicznym wzrokiem odkryć przyczynę jego złego stanu. Natychmiast jednak zatrzymał się w miejscu, gdy usłyszał polecenie Loringa. Spojrzał niepewnie na karczmarza, który zaczynał się robić blady na twarzy. Nie miał najmniejszego pojęcia, co mógłby zrobić. Stan Loringa wyglądał naprawdę paskudnie, co mogło zakończyć jego karierę w mieście. Rozejrzał się wokół. Część ludzi i nieludzi obecnych w karczmie zaczęło między sobą szeptać, najwyraźniej mocno oburzonych sceną rozgrywającą się na ich oczach. Karczmarz zacisnął mocniej dłonie na ladzie, które to natychmiast mu pobielały.
- Ludzie, niech ktoś tu sprowadzi jakiegoś medyka! - krzyknął do osób zgromadzonych w karczmie. W jego głosie dało się dosłyszeć cień paniki. - Byle szybko, przecież on się zaraz tu całkowicie wykrwawi!
Kilka osób wybiegło z karczmy, nie wiadomo, czy kierując się w stronę medyka, czy też po prostu uciekając z karczmy, w której nastrój przestawał być tak przyjazny, jak wcześniej im się zdawało.
        Dérigéntirh podszedł do Loringa i przykląkł przy nim, starając się zrozumieć, co się tak właściwie dzieje. Jasnym było, że spowodowała to ta niezwykła energia, która już wcześniej sprawiała melmaro problemy, ale żadna magia nie działała na zasadzie „to po prostu magia”. Krwotok musiał mieć miejsce gdzieś w gardle Loringa. Smok westchnął, gdy przemówili do niego otaczający go melmaro.
- Słyszeliście Loringa, tutejsza magia mu nie pomoże. Weihlonder wcześniej go uleczył, ale tylko z pozostałości po tej magii, z jej śladów. To, co tutaj się różni się niezwykle od tamtej sytuacji. Nie mam najmniejszego pojęcia, co można teraz zrobić. Z czymś takim nigdy wcześniej się niestety nie spotykałem.
        Dérigéntirh wstał, czując smutek. Rzadko kiedy był naprawdę bezsilny, przez całe życie zdołał zgromadzić niezwykłą ilość wiedzy na temat niemal wszystkiego, co występowało w Alaranii. Problem polegał w tym, że ta dziwna, obca siła było spoza jego ojczystej łuski. Smok był naprawdę zrozpaczony, co zdarzało mu się niespotykanie wręcz rzadko. Był optymistą, wierzył, że z każdym problemem można się w taki, czy inny sposób uporać, ale tutaj pozostawał bezsilny.
        Coś w nim drgnęło, kiedy jeden z melmaro postanowił zbliżyć się do Loringa. Intuicja, jakieś przeczucie. Tak czy owak, niemal natychmiast się sprawdziło. Melmaro został odrzucony od Loringa przez mroczną energię, którą doskonale pamiętał. Smok cofnął się o krok, marszcząc brwi. Wiedział już, że on sam nie może na nią dużo zdziałać, że jest ona jakoś powiązana z istotą zamieszkującą miecz Loringa. Nie cofnął się ze strachu, ale z obawy przed tym, aby ta energia niczego nie zrobiła Loringowi. Jak się szybko okazało, na niewiele się to przydało. Melmaro został postawiony na nogi, a następnie do jego szyi zbliżył się miecz. Dérigéntirh doskonale wiedział, że nie powinien niczego zrobić, aby dodatkowo nie sprowokować dziwnego bytu stojącego za tym wszystkim. Wszyscy w karczmie wpatrywali się w Loringa wytrzeszczonymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzą. Smok pomyślał, że niedługo naprawdę powinni opuścić to miejsce.
        Ku jego wielkiej uldze mroczna energia pętająca Loringa po chwili zniknęła w sposób dość spektakularny. Smok poczuł, jak uderza w niego gorące powietrze, co nie zrobiło na nim większego wrażenia. Teraz najbardziej martwił go stan Loringa, który jakimś sposobem nadal utrzymywał się na nogach.
- Cóż, dobrze – powiedział Dérigéntirh, gdy usłyszał słowa melmaro. - Ale czy na pewno już dobrze się czujesz?
        Zanim Loring zdołałby cokolwiek powiedzieć, do karczmy wszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna w białym stroju. Przyjrzał się całej sytuacji. Od razu jego wzrok przykuła plama krwi na podłodze, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą klęczał Loring. Podszedł do nich i zapytał z troską w głosie:
- Czy ktoś potrzebuje tutaj mojej pomocy?
        Karczmarz przez chwilę milczał, zbyt zszokowany tym, co właśnie zobaczyć, aby móc cokolwiek wykrztusić. Medyk od razu spostrzegł, że od niego się dużo nie dowie, więc zwrócił się do towarzyszy Loringa.
- Co się tutaj, na wszystkie bóstwa, zdarzyło? Skąd się wzięła ta krew?
        Smok spojrzał znacząco na Loringa, czekając, aż ten coś zrobi. On sam nie chciał odpowiadać za niego, zwłaszcza wtedy, gdy odpowiedź mogłaby się okazać nie do końca po myśli melmaro. Medyk wyglądał na człowieka troskliwego, ale i takiego, który łatwo nie odpuści. Dérigéntirh rozejrzał się wokół i stwierdził, że jednak lepiej będzie jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie dość, że zejdą ludziom z oczu, to jeszcze pozbawią karczmarza głównego zmartwienia. Posłał Loringowi znaczące spojrzenie, w którym chciał przekazać, że powinni się udać do wróżbity. Najlepiej było jak najszybciej zrobić to, po co tutaj przyszli, bo sytuacja z każdą godziną ich pobytu w mieście robiła się coraz ciekawsza i skomplikowana.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Wkroczenie medyka zaskoczyło wojowników, raczej nie przypuszczali by ktokolwiek faktycznie pobiegł wezwać pomoc, obstawialiby najzwyczajniejszą ucieczkę, bo tak było najwygodniej. Leśni nie mieli pojęcia co o tym wszystkim myśleć, jednak ufali Loringowi na tyle, by nie zadawać zbędnych pytań. Najważniejsze było to, że wyglądał na naprawdę stabilnego, nie kogoś kto na siłę próbuje ustać na nogach.
Blondyn odetchnął jeszcze raz i wytarł usta wierzchem dłoni, zwracając spojrzenie na zadającego pytanie. Rozumiał doskonale dlaczego smok postanowił nie odpowiadać, to leżało w interesie Gotlandczyka, jednak medyk sprawiał wrażenie stanowczego, kogoś kto będzie dążył do odkrycia prawdy, więc należało jak najszybciej coś wymyślić, byle tylko było realistyczne.
- Nie tak dawno temu miałem okazję stoczyć bardzo ciężką walkę. – Powiedział spokojnie Loring i odwrócił się, ukazując w całej okazałości defekty złotej zbroi. – Podczas pojedynku część żelaza ułamała się, gdyż ekwipunek mojego rywala nie był pierwszej jakości i dostała się do mojego gardła, wbijając się w okolice krtani. Byłem już u medyków i powiedzieli, że można to usunąć, ale konieczna jest operacja. Operacja droga, w dodatku po niej jest wysokie ryzyko, że już nigdy nie będę mógł mówić. A jedyną konsekwencją posiadania tego odłamku jest od czasu do czasu kaszlenie krwią, więc spokojnie to przeboleję, nie mam zamiaru ryzykować operacji. Bardzo dziękuję za szybkie przybycie i za to, że ktoś wezwał pomoc, jednak z tym nie trzeba nic robić, jak w każdym bądź razie nie wyrażam takowej zgody. Tak więc jeszcze raz dziękuję, ale mi i moim towarzyszom spieszy się na turniej, więc już pójdziemy. Przepraszam za kłopoty i strach.
Ostatnie zdanie złotowłosy skierował bezpośrednio do karczmarza, kiwając mu delikatnie głową. „Wczoraj wylałem piwo, dzisiaj zapaskudziłem posadzkę krwią, muszę uważać, bo jeszcze wejdzie mi to w nawyk.


- Dlaczego chcesz, żeby wziął udział w turnieju? Co ci to da? Przecież biorą już w nim udział leśni, również doskonali wojownicy.
- Doskonali wojownicy? Pomijając twoją opinię o twej potężnej organizacji, są dobrzy, ale Loring jest z nich wszystkich bezsprzecznie najlepszy. A jestem przekonany, że na turnieju będzie niejedna osoba przewyższająca go, chociażby drugi smoczek. Zabawnym będzie patrzeć na to jak każdy z twych wielkich wojowników przegrywa, razem z liderem na czele. Poza tym będę mógł ocenić jego umiejętności i wyrobić sobie lepsze zdanie na temat tego co ma nadejść, czyli prawdziwego pojedynku.
Osobnik uśmiechnął się kpiąco i odwrócił plecami do rozmówcy. Doskonale czuł jego złość, oddziaływanie faktu, że okazał się lepszy i go upokorzył. Z pewnością zechce się na nim zemścić, jednak ten nie da mu takiego pretekstu i każdą próbę zdecydowanie zakończy.
„Ciekawe jak radzą sobie moi wysłannicy, czy już go znaleźli. Mam nadzieję, że opóźnienie w postaci wzięcia udziału w turnieju również Loringa wystarczy, by na spokojnie przekazali wszystkie informacje, zanim ci przeklęci Gotlandczycy będą mogli mu zamącić. Zresztą… Nie wierzę w to. On należy do nas, jego serce jak i dusza. Najważniejsze jest, by przeżył. Nie będę jednak ingerował, potraktuję tą walkę jako drugą rundę, sprawdzimy co naprawdę jest potężniejsze – dobro czy zło.”
- Nikt nie musi ci niczego udowadniać, oni również. Dobrze znasz ich potęgę i jedynie twoja duma nie pozwala ci tego powiedzieć na głos, świadomość porażki i tego, że już dawno panowalibyście nad krainą, gdyby właśnie nie oni. Loring jest najlepszy, to prawda, jednak więzi braterskie każdy ma takie same – pięknym jest to, że bez wahania oddadzą za siebie życia. Nie wiem czy o to też ci chodzi, ale nie licz na zwaśnienie. Nawet w przypadku wylosowania siebie nawzajem podczas turnieju, będzie to walka przyjaciół, pojedynek braci. Nie pozwolę ci zasiać ziarna niezgody, ingerować w istnienie na obcej ziemi.



Loring nie zamierzał czekać specjalnie na odpowiedź karczmarza bądź medyka, na ich reakcję i zachowanie, chciał już opuścić tą karczmę i ruszyć naprzód, dlatego obrzucił każdego z towarzyszy spojrzeniem, zatrzymując je na smoku, jednak pytanie kierując do wszystkich.
- To jak, idziemy w końcu?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Smok uważnie przyglądał się Loringowi, gdy ten odpowiadał na pytania medyka. Nie przeszkadzało mu to, że postanowił skłamać, to był przecież jego wybór, a poza tym jak niby miałby wyjaśnić komukolwiek, co się z nim faktycznie dzieje? Nie dość, że pewnie nikt by tego nie zrozumiał, to przyciągnęłoby na nich dość specyficzny rodzaj uwagi.
        Medyk po usłyszeniu wersji Loringa zmarszczył brwi, jakby uporczywie się nad czymś zastanawiał. Dérigéntirh podejrzewał, że ten nie do końca chce uwierzyć w wersję melmaro, widać było, że nie przekonało go to. Zaczął się bawić czymś niewidocznym, co spoczywało w jego kieszeni, starając się zebrać myśli. Karczmarz tymczasem pod wpływem słów Loringa drgnął i przeniósł na niego spojrzenie, spoglądając nań dziwnym wzrokiem. Jego intencje nie wyglądały na dobre. Obrzucił wzrokiem całą, prawie już pustą karczmę, po czym zacisnął dłonie w pięści. Widać przeprosiny melmaro niezbyt go udobruchały. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale Loring go uprzedził. Gdy karczmarz usłyszał jego słowa, podniósł wysoko brwi i dało się dostrzec w jego oczach nadzieję.
- Tak, tak – odrzekł Dérigéntirh, który uznał, że to on powinien odpowiedzieć. – Ale zanim wybierzemy się na tę arenę, czy co to właściwie jest, powinniśmy się udać do Ilvera. A przynajmniej ty i ja. Pozostali mogą robić co chcą, nie muszą nam towarzyszyć, jeżeli tak ich wola.
        Smok doskonale wiedział, że do turnieju zostało jeszcze trochę czasu, w tych rejonach było jeszcze o wiele za wcześnie na coś takiego, a im szybciej wróżbita rozpocznie swoje zadanie, tym szybciej będą mogli wyruszać dalej. Dlatego też nie czekając na odpowiedź pozostałych melamro, wyszedł z karczmy i ruszył w stronę domu Ilvera, dając im mało czasu na podjęcie decyzji. Miał nadzieję, że Ilver, jako miejscowy, zna jakiś sposób, aby uchronić melmaro przed natarczywym gorącem, które nastanie za kilka godzin.
        Smok nie szedł szybkim tempem, melmaro mogliby go bez trudu dogonić w każdej chwili. Powoli zbliżał się w okolice domu wróżbity, obserwując przy tym wschodzące słońce, odbijające się na tafli morskiej, hen, w oddali. Póki co panowała przyjemna, ani za zimna, ani za ciepła temperatura, która aczkolwiek zaczynała się powoli podnosić, ale nie powinna jeszcze przeszkadzać żadnemu człowiekowi.
        Smok zastanawiał się, czy Ilver rzeczywiście się w nocy wyspał. Przecież wczorajszego wieczoru trochę się działo, nie można było temu zaprzeczyć. Jeżeli wróżbita rzeczywiście cierpiał dyskomfort z ich powodu, to sprawy mogą się jeszcze bardziej skomplikować. Tak czy owak, Dérigéntirh wiedział, że Ilver i tak im pomoże. Zbyt dobrze znał tego człowieka, aby dać się nabrać na jego zewnętrzny wizerunek, który przy pierwszym spotkaniu nigdy nie zawodził i sprawiał wrażenie niemiłego, aspołecznego człowieka.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Gotlandczycy popatrzyli po sobie szybko w reakcji na słowa smoka. Było oczywistym, że dołączą do Dara i Loringa, wszakże co mogli robić samemu? Zostać tutaj w karczmie i odpowiadać na masę pytań, może nawet dobitniej okazane zainteresowanie bądź niedowierzanie? Wyjście samu na zewnątrz również nie było zbyt dobrym pomysłem, nie znali Leonii więc najprawdopodobniej od razu by się zgubili, a gdyby zechcieli udać się do jedynego konkretnego miejsca – tj. areny – to i tak nie wiedzieli gdzież ona się znajduje.
Leśnym nie pozostało więc nic innego jak w spokoju zgodzić się na propozycję smoka, zresztą nawet gdyby znali okolicę to i tak najpewniej decyzja byłaby taka sama, melmaro woleli trzymać się razem, poprzednie rozdzielenie skończyło się śmiercią jednego z nich oraz krytycznym staniem drugiego. Nie oglądając się specjalnie za siebie wszyscy opuścili karczmę, kierując się za Darem który prowadził ich do wcześniej odwiedzonego mężczyzny. Smok wydawał się być pewien siebie i tego, że tamten im pomoże, co uspokajało pozostałych. Na nich samych czarodziej wywarł wrażenie kogoś kto prędzej się podzieli na pół niż im pomoże.
- Jesteśmy teraz sami, więc mogę wam w spokoju wyjaśnić to co się zdarzyło. – Odezwał się Loring rozglądając dookoła, by dodatkowo upewnić się czy faktycznie tak jest, po czym zaczął spokojnym głosem opowiadać o tym czego się dowiedział od pierwotnego. Mówił wolno, by każdy leśny mógł zrozumieć sytuację, jednak w głównej mierze zwracał się do smoka, gdyż ten był najlepiej zorientowany w sytuacji. Poza wyjaśnieniem sytuacji blondyn musiał obszernie wyłożyć im temat prawdziwej natury miecza i tego co w nim zamieszkuje. Kiedy skończył mówić, przez chwilę zapanowała cisza, a po leśnych było widać, że nie bardzo wiedzą co o tym wszystkim myśleć. Czy było w nich niedowierzanie? Nie, raczej niepewność.
- Co tak właściwie stało się tam na polanie, kiedy zginął Okuar? – Odezwał się powoli Pequris, wpatrując się wraz z innymi leśnymi w melmaro przewodniego. – Czy ta cała… istota… Znajdująca się w twoim orężu miała na to wszystko wpływ?
- Gdyby nie ona, poza naszym bratem ja sam i Ur opuścilibyśmy świat. Nie wiem co się wtedy dokładnie stało, jak wyglądała walka – o ile się nie mylę, brat Dara był tego świadkiem -, ale pamiętam jedynie to, że pozwoliłem mu – temu dobremu – przejąć nad sobą kontrolę. Weihlonder uleczył pozostałości po tym, które pozbawiłby mnie życia. Usunął te najpoważniejsze, gdyż zostały jeszcze drobne których działanie już wam wytłumaczyłem. No i teraz się dowiedziałem, że znajduje się we mnie również cząstka tej mrocznej strony, co nie daje mi poczucia stabilności, jednak nic nie można zmienić, jedynie przeprowadzony w naszym domu rytuał może mnie oczyścić. Do tej pory muszę odnaleźć Setiana, ale by mieć szanse – muszę być w pełni formy. Jeżeli w tym celu mam wziąć udział w turnieju, to jest to cena którą ze spokojem godzę się zapłacić.
Rozmawiając cały czas się przemieszczali, dlatego wkrótce dotarli już przed wysoki dom w którym byli w nocy, a który był zamieszkiwany przez potrzebnego im maga. Gotlandczycy spojrzeli na smoka, czekając na jego reakcję, nie wiedzieli bowiem czy mają wszyscy wchodzić, czy tylko Loring ze smokiem, a może sam Dar.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Smok z uwagą przysłuchiwał się słowom Loringa, ciągle przy tym idąc przed siebie. Wywołały one w nim zdziwienie. Wyglądało na to, że jedna z istot zamieszkujących miecz melmaro postanowiła się zabawić jego kosztem. Czyli jednak ten wilkołak, który zaczepił go tamtego wieczoru, miał jednak rację. Niemożliwym było, aby ktokolwiek mógł coś takiego przewidzieć, smok podejrzewał, że był to po prostu zbieg okoliczności. Bardzo niezwykły i bardzo rzadki zbieg okoliczności.
- Weihlonder nie mógł uleczyć cię w pełni – wtrącił się Dérigéntirh. – Ma potężną moc, ale brakuje mu zrozumienia, aby uzdrowić cię na duszy. Uleczył twoje ciało w stopniu, który mało kto potrafi. Jednak to były tylko objawy, a prawdziwa przyczyna tego wszystkiego leżała poza jego zasięgiem. Tak, jak poza zasięgiem nas wszystkich.
        Dérigéntirh westchnął. Z upływem czasu to, że nie może w żaden sposób pomóc Loringowi z jego problemem denerwowało go jeszcze bardziej. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to zadbać o to, aby melmaro jak najszybciej wrócił do swojej ojczyzny, gdzie jego współziomkowie powinni mu pomóc. Choć wszystko zależy od tego, jak skończy się ten pojedynek. Dérigéntirh nie wątpił w umiejętności melmaro, ale na świecie byli ludzie, których siła zadziwiała nawet smoki.
        Wkrótce potem dotarli do kamienicy zamieszkanej przez Ilvera. Jego towarzysze przystanęli i spojrzeli na niego z pytaniem w oczach. Smok się zastanowił. Wczorajszej nocy zrobili niezłe zamieszanie, wchodząc tam wszyscy razem. Zdecydowanie o wiele lepiej by było, gdyby Dérigéntirh udał się tam tylko z Loringiem. Większa ilość osób mogłaby jeszcze bardziej utrudnić komunikację z wróżbitą, czego absolutnie by nie chciał. A sam Loring był niezbędny, aby dokonać jakiejkolwiek wróżby.
- Jeżeli chodzi wam o to, co teraz powinniśmy zrobić, to sądzę, że najrozsądniej będzie, gdy tylko ja i Loring wejdziemy do środka – powiedział smok, przyglądając się każdemu z melmaro. – Nie bierzcie tego do siebie, po prostu większy tłum w jego mieszkaniu nie ułatwi nam sprawy.
        Powiedziawszy to, Dérigéntirh ruszył energicznym krokiem w stronę drzwi do kamienicy. Gdy był już przed nimi, zapukał i ze zdziwieniem dostrzegł, że te się powoli uchylają. Najwyraźniej w dzień nikt nie zawracał sobie głowy zamykaniem drzwi. Smok otworzył je na oścież i wszedł do środka, upewniając się, czy zrobił to także Loring. Znowu musieli wchodzić po schodach, tym razem jednak wszystko poszło o wiele szybciej i przede wszystkim ciszej – nikt nie otworzył drzwi i nie zerknął na nich. Niedługo potem znaleźli się przed drzwiami do pokoju Ilvera. Smok chciał zapukać, lecz zanim zdołał to zrobić, drzwi otworzył mu wróżbita. Tym razem wyglądał na o wiele mniej wściekłego, widoczną zmianą były cienie pod oczami. Najwyraźniej i dziś nie udało mu się wyspać. Spojrzał nieobecnym wzrokiem na Dérigéntirha i jego towarzysza.
- Proszę, proszę – powiedział zmęczony, zasłaniając usta przed ziewem. – Kogo ja tu widzę?
- Ilever. – Smok uśmiechnął się. – Cieszę się, widząc, że już się tak nie gorączkujesz.
- Po prostu nie mam sił na to – odrzekł Ilever, po czym szerzej otworzył drzwi. – Wchodźcie.
        Mieszkanie wróżbity wyglądało dokładnie tak, jak można się było domyślić po jego wyglądzie. Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy był panujący półmrok, spowodowany szarymi tkaninami zasłaniającymi okna. Wszędzie panował bałagan, choć nie oszałamiał swoją wielkością. Wśród wszystkich porozrzucanych rzeczy dostrzec było można kilka bardzo nietypowych. Smok zauważył dziwny kostur, mieniący się srebrnym blaskiem, którego koniec wystawał spod sterty ubrań. Ilever wskazał na niewielki stolik z czterema krzesłami.
- Siadajcie – powiedział, po czym sam to zrobił. – O co więc wam chodzi, jeżeli można spytać?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Na słowa Dara leśni zaczekali ze spokojem, przygotowani wcześniej na taką możliwość. Nie było nawet co protestować, a zresztą – po co mieli się tam pchać, skoro nie byli potrzebni? Lepiej skupić się na sprawach najbliższych, a jedną z takich jest chociażby zbliżający się turniej. Turniej na którym wypadałoby pokazać się z jak najlepszej strony.
- I co, jesteście gotowi na walki? – Pierwszy temat poruszył Urgoth, rozglądając się po braciach. – Mam nadzieję, że rozgrzaliście się, a w waszych myślach jest żądza zwycięstwa. Oczywiście pozytywna, pamiętajcie, że musimy zachować pewną część sił, część która później z pewnością przyda się Loringowi, a nie możemy go zawieść. Pomszczenie Imimura jest też naszym obowiązkiem! A nie tylko Lora, wszakże Imi był naszym bratem i towarzyszem broni.
- Oczywiście, nie jesteśmy szczeniakami nie panującymi nad sobą i zapominającymi o umiarze. – Odpowiedział spokojnie Vernary, rozciągając się. – Zrobimy co do nas należy. A jeżeli chodzi o walki, ja sam jestem w stu procentach gotowy, już dawno nie czułem takiego spokoju przed rywalizacją. Nie wiem jak daleko dojdę, ale postaram się i przeznaczoną na walki część wykorzystam maksymalnie. Najpewniej nie będziemy mieć czasu na trening po dotarciu na miejsce, więc może rozgrzejemy się teraz? – Mówiąc to leśny dobył miecz i uśmiechnął się do towarzyszy. – Swoją drogą… Oby był etap drużynowy, przynajmniej dwie osoby. Gdybyśmy byli razem, Alarania zobaczyłaby czym jest prawdziwa współpraca!
Gotlandczycy wybuchnęli głośnym śmiechem. Zdecydowanie, nie wierzyli by jakakolwiek para dobrana losowo sprostała im jeżeli chodziło o zgranie, ba, nawet gdyby się znali, to dorównać melmaro we współpracy byłoby im cholernie ciężko. Kiedy tylko się uspokoili, każdy dobył oręża. Zdecydowanie preferowali walkę sztyletami ze względu na swą kwalifikację, jednak w walkach turniejowych najczęściej używa się mieczy – chyba, że organizatorzy postanowią rozdać broń losowo, ale leśni liczyli na to, że tak się nie stanie -, stąd potrzeba pierwszego oswojenia się.
- No to co, dwójkami? Ja mogę być z Peqiem, Ur z Vernem. – Odezwał się Bakvst, czekając na reakcję pozostałych, a kiedy ci skinęli głowami, wojownicy ustawili się w odstępach od siebie, każdy przy swoim partnerze i zaczęli się między sobą mierzyć, oczywiście w granicy spokojnego treningu.

Tymczasem Loring wraz ze smokiem wkroczyli do mieszkania wróżbity i zajęli wskazane im przez mężczyznę miejsca przy stoliku. Blondyn zauważył, że człowiek nie spał za dobrze – o ile w ogóle spał -, jednak zdawał się być w mniej destrukcyjnym nastroju niż wcześniej. Można nawet powiedzieć, że był… Uprzejmy. W mieszkaniu wróżbity panował dość specyficzny nastrój, jednak największą uwagę Gotlandczyka przyciągnął kostur, przedmiot zdecydowanie wyglądający na magiczny.
Kiedy Ilever się do nich zwrócił, złotowłosy początkowo spojrzał na smoka, jednak teraz chyba on powinien się odezwać, więc otworzył usta.
- Może na początku się przedstawię, panie. Jestem Loring. – Mówiąc to melmaro kiwnął łagodnie wróżbicie głową. – Wraz z Darem jesteśmy tutaj, ponieważ potrzebuję pewnej przysługi. Przysługi którą… według smoka… tylko ty możesz spełnić. Otóż muszę jak najszybciej odnaleźć pewnego człowieka przebywającego na terenie Alaranii, jest on zbiegiem którego ścigam i którego zamierzam zmusić do wyjawienia mi kilku odpowiedzi i w ich oparciu do otrzymania kary. Znam jego imię i kilka podstawowych informacji. Podobno jesteś wróżbitą i jeżeli ty go nie odnajdziesz, to nikt tego nie zrobi. Dar powiedział, że masz do niego jakieś zobowiązania, ale ja nie chcę byś robił coś z przymusu.
Kończąc mówiąc, Loring wstał i przyklęknął przed wróżbitą na jedno kolano, patrząc mu w oczy.
- Jeżeli tylko będziesz mógł pomóc, to nie ze względu na dług, a chęć sam z siebie. Jeżeli się nie zgodzisz, odejdziemy, nie przyjmę wymuszonej dłoni. Proszę cię jednak, byś się zastanowił, bardzo mi na tym zależy… Proszę.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Ilever ze zmarszczonymi brwiami przysłuchiwał się wypowiedzi Loringa. Rzucał przy tym w stronę Dérigéntirha znaczące spojrzenia, na które ten reagował jedynie spokojnym, zimnym wzrokiem. Smok wiedział doskonale, że w tym momencie wróżbitą targają różne emocje, choć opisać je byłoby niewątpliwie trudno. Gdy jednak melmaro ukląkł przed nim, ten wysoko podniósł brwi.
- Co ty robisz? – spytał ostro. – Nie jestem żadnym wielkim panem, abyś się tak korzył, ani też bogaczem, którego można prosić o jałmużnę. Wstawaj!
        Dérigéntirh wstał od stołu, po czym zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, oglądając przy tym wszystko, co się w nim znajdowało. Nie powinien teraz przeszkadzać w rozmowie Loringa i Ileverem, wróżbita miał naprawdę specyficzne podejście do świata. Pomoże melmaro, jeżeli uzna, że warto. Wróżbita śledził go przez chwilę spojrzeniem, ale to szybko wróciło do melmaro, który usiadł na krześle. Ilever zamyślił się.
- Dlaczego dokładnie chcesz znaleźć tego człowieka? – spytał po chwili. – Jak dokładnie jest z tobą związany? Co się takiego wydarzyło, że musiał uciekać?
        Smok drgnął. Ilever postępował ze dobrze znaną sobie praktycznością. Na jego pytania Loring mógł nie chcieć odpowiadać, a wróżbita nawet nie wyjaśnił, dlaczego potrzebuje odpowiedzi na nie. Jak zwykle.
- Loringu, Ilever nie pyta się ze zwykłej ciekawości – powiedział Dérigéntirh, odwracając się w ich stronę i spoglądając na wróżbitę. – Potrzebuje tego także do przeprowadzenia wróżby, choć pewnie się do tego nie przyzna.
- Zawsze musisz wszystko dokładnie wyjaśniać? – spytał smoka Ilever, krzyżując palce w dłoniach.
- A ty zawsze musisz kompletnie niczego nie wyjaśniać? – odpowiedział pytaniem Dérigéntirh.
        Ilever pokręcił głową z dezaprobatą, ale widać było, że robi to bez większego przekonania, przy czym na jego ustach pojawił się półuśmiech.
- A więc opowiadaj, Loringu – powiedział wróżbita. – Im więcej opowiesz, tym lepiej.
        Dérigéntirh tymczasem dostrzegł coś, co przykuło jego uwagę. Pod jedną z szaf dostrzegł dziwny błysk. Podszedł do niej i sięgnął pod nią. Po chwili wyjął spod niej srebrny sztylet o rękojeści wysadzanej szmaragdami. Smok znał zastosowanie tej broni, a przynajmniej tak mu się wydawało. Spojrzał na wróżbitę i melmaro. Lepiej było im teraz nie przeszkadzać. Spyta o dziwny sztylet, gdy wszystko już między sobą uzgodnią. Znajdował się w takim miejscu, że skupieni na rozmowie ludzie nie powinni móc zauważyć, co takiego właśnie uczynił. Oparł się o ścianę i zaczął się przysłuchiwać.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Melmaro w spokoju wysłuchał wymiany zdań pomiędzy znajomymi – w międzyczasie zajmując miejsce przy stole – i skupił spojrzenie na wróżbicie, zastanawiając się nad tym wszystkim. Nie miał w sumie nic do ukrycia, już wcześniej opowiedział to i owo o Setianie smokowi, a skoro faktycznie miał przyczynić się tym do odnalezienia mężczyzny – w co wierzył, bo czemu obydwaj mieli kłamać – to nie widział żadnego problemu.
- Nie wiem dokładnie jakich informacji potrzebujesz, więc w razie czego dopytuj. – Zaczął Loring. Blondyn spojrzał na smoka, zastanawiając się co robi, a kiedy stracił go z oczu, przeniósł spojrzenie z powrotem na Ilevera i kontynuował. – Może na początek odpowiem na zadane mi już pytania. Dlaczego go szukam? Lepszym określeniem byłoby ścigać. Nie jest ze mną związany bezpośrednio, osobiście nigdy go nie spotkałem, co jest bardzo dziwne biorąc pod uwagę fakt, iż żyliśmy przez wiele lat w zamkniętym obszarze o kilkudziesięciu mieszkańcach, gdzie każdy każdego znał. Moim powiązaniem z nim jest to, że zabił mojego młodszego brata Imimura, zamordował go, a po nim trzech czy tam czterech innych ludzi, jego uczniów. Uciekł, gdyż wiedział, że poniesie bolesną karę za to co zrobił. Tropię go z dwóch powodów. Po pierwsze, bo wysłał mnie klan, bym odnalazł zbrodniarza i go ukarał, a po drugie – z powodu prywatnego. Chcę się dowiedzieć co dokładnie się stało, dlaczego odebrał mu życie, spojrzeć w oczy i zapytać. Chcę się dowiedzieć kim tak dokładnie jest ten cały Setian, poznać go, jego przeszłość. I dopiero po wyrobieniu sobie zdania postanowię, czy pozwolę mu odejść, czy go zabiję, czy też sprowadzę do domu, by osądzili go inni. Nie znam jego wyglądu, ale pod budynkiem znajduje się moich czterech kompanów, a jeden z nich, Pequris, opowiadał historię jego spotkania. Jeżeli możesz wejść w jego myśli, zobaczyć obraz czy coś w tym stylu, to mogę go zawołać. W każdym bądź razie jestem pewien jednego, otóż ma kilka nacięć po wewnętrznej części lewej dłoni, tak jak ja. – Mówiąc to, Loring zdjął z siebie górę, by Ilever mógł sobie obejrzeć nacięcia. – Jedno nacięcie to jeden pogrzeb członka klanu.
Jest z pewnością doskonale wyszkolony kondycyjnie i fizycznie, o wysoce ponadprzeciętnych umiejętnościach walki wręcz, specyficznym usposobieniu nieznającego strachu i zawsze gotowego do walki wojownika, jak każdy melmaro. Ostatnie wskazówki odnośnie miejsca jego pobytu pochodzą z Maurii, z jednej z karczm gdzie stoczył podobno jakąś walkę z wampirami. Było to dawno temu, więc jest to adres nieaktualny. Jednak możliwe, że jest splamiony świeżą krwią, że ciążą na nim świeże ofiary. Wydaje mi się człowiekiem nieobliczalnym, nieszanującym ludzi i ich żywotów. Nie potrafię powiedzieć więcej, przepraszam, wiem o nim mniej niż więcej, niestety.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Ilever z zamyśleniem przysłuchiwał się słowom Loringa, a Dérigéntirh przyglądał się jego twarzy, próbując odgadnąć, co takiego człowiek może teraz myśleć. Z początku wydawało się, że wróżbita niezbyt jest z czegoś zadowolony, chciał nawet przerwać melmaro i zadać jakieś pytanie, lecz po chwili zrezygnował. Nie wpatrywał się w Loringa, jego zamglony wzrok błądził gdzieś za jego plecami, przez co można było odnieść wrażenie, że wcale nie słucha tego, o czym melmaro mówi.
        Dla smoka kilka informacji było niespodzianką, wcześniej nie usłyszał ich z ust Loringa. Zastanowiło go, dlaczego obydwoje melmaro musieli mierzyć się na swojej drodze z wampirami. Ironia losu? A może coś więcej? Czy możliwe było, że to był właśnie powód, dla którego wampiry ich zaatakowały? Ponieważ Setian zabił kogoś z ich krewnych, a Loring przecież pachniał w specyficzny sposób. Zapachy obu Gotlandczyków musiały być podobne, a choć wampiry nie miały tak dobrego węchu, jak on, to najpewniej także wyczuły to podobieństwo. „Hm, trochę to naciągane, ale jak najbardziej możliwe. Cóż, może uda nam się podczas naszej wędrówki wyjaśnić jeszcze kilka spraw, które jak dotąd stanowią zagadkę. Kto wie?”
        Ilever przez jakiś czas milczał, nadal wpatrując się w coś za Loringiem. Jego oczy nie pozostawały nieruchome, błądziły we wszystkie strony. Ktoś inny mógłby uznać, że wróżbita oszalał, ale Dérigéntirh wiedział, że on po prostu w ten sposób intensywnie myśli. W końcu westchnął i przeniósł wzrok na Loringa.
- Masz specyficzną aurę, mówił ci to ktoś kiedyś? – spytał w końcu. – Zresztą nie, to nieważne.
- Odkąd potrafisz odczytywać aury? – Zdziwił się smok.
- Od niedawna. Zaskakująco dobrze pomagają w jasnowidzeniu.
        Wróżbita wstał od stołu, nakazując to samego Loringowi. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał. Gdy po dłuższej chwili jego poszukiwania nie przyniosły rezultatów, spojrzał na Dérigéntirha i wyciągnął dłoń.
- Oddasz mi to?
- Ach, oczywiście – odrzekł smok i podszedł do Ilevera, wręczając mu srebrny sztylet.
- Smoku, zawsze musisz być taki ciekawski?
- Jeżeli nie chcesz, aby ludzie brali do rąk twoje rzeczy, to może chowaj je w jakichś szufladach – zasugerował smok.
- Bałagan sprawdza się lepiej, niż szuflady. A przynajmniej zazwyczaj.
- Wybacz, zdziwiła mnie tu obecność srebrnego ostrza – powiedział Dérigéntirh. – Miałeś ostatnio problemy z wampirami?
        Ilever uważnie przyjrzał się smokowi.
- To też. Ale służy mi głównie do innych celów.
        Wróżbita przeniósł wzrok na Loringa, splatając za plecami dłonie.
- A więc podsłuchaj. Zazwyczaj nie pomagam takim idealistom z misjom. Zazwyczaj uparcie dążą do własnego celu, nie zwracając po drodze uwagi na nic innego. Ty jednak możesz stanowić wyjątek. Nie wiem, dlaczego tak właściwie to robię, ale pomogę ci – powiedział spokojnie. – A teraz pokaż mi te nacięcia. Jedno z nich zostało zrobione na pogrzebie twojego brata, prawda? Które?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Em… Chyba nie. – Odpowiedział jedynie Loring na wzmiankę o swojej aurze. Uczył się magii, ale samych podstaw, w zasadzie tyle, że nie mógł nawet powiedzieć „Znam podstawy.”. Sam termin aury poznał, jednak nie na tyle by w pełni zrozumieć czym coś takiego jest, stąd nie za bardzo wiedział jak ma odebrać słowa wróżbity. Jako pochlebstwo? A może coś intrygującego bądź po prostu niepokojącego? No, mniejsza, melmaro nie zgłębił poruszonego przez Ilvera tematu, a kiedy ten kazał wstać, zrobił to posłusznie. Krótkiej wymianie zdań między smokiem, a mężczyzną złotowłosy przysłuchiwał się w spokoju, jednak sam aspekt uczestnictwa w tej całej… Wróżbie… Lekko go zaniepokoił. Melmaro miał nadzieję, że nie stanie się nic przez co nie będzie mógł walczyć. Sam fakt, że może już za chwilę poznać miejsce pobytu Setiana, a mimo to musi iść na jakiś turniej, bardzo mocno go irytowała, jednak nic nie mógł na to poradzić. Kiedy wróżbita powiedział, że się zgadza na pomoc Loringowi, ten nie uśmiechnął się ani nie podskoczył z radości, jedynie kiwając delikatnie głową z wdzięcznością.
- Proszę. – Loring wyciągnął do Ilevera swą lewą rękę, obracając ją wewnętrzną stroną do góry i prezentując znajdujące się pod nadgarstkiem nacięcia. – Tak, zgadza się, to jest te. – Drugą ręką melmaro wskazał na najdłuższą kreskę, na oko będącą na drugim miejscu jeżeli chodziło o świeżość, gdyż młodsza była jedynie ta z pogrzebu Okuara, swoją drogą wciąż będąca bardzo wyraźna.
Melmaro nie wiedział co wróżbita ma zrobić, a tym bardziej – po co mu ten najpewniej bardzo ostry i posiadający ponadnaturalne właściwości sztylet, jednak milczał, nie protestując. Z własnej woli przyszedł do Ilevera, sam chce odnaleźć ze wszystkich sił Setiana i jeżeli teraz by stchórzył, poza hańbą nie miałby komu spojrzeć nawet w oczy, nie byłby bowiem tego godny.

- Ciekawe jak ta wróżba będzie wyglądać. – Ziewnął na pokaz i oparł się, wpatrując się z zaciekawieniem w to co się działo. – Nuży mnie to, mam nadzieję, iż nie zabierze to bardzo dużo czasu i w końcu doczekam się mojego turnieju, a później walki finałowej. A może przyspieszymy rozwój wypadków i pokażemy wróżbicie, że sprawa jest ważna i ma się nie lenić, co? Wiesz, z chęcią nim odrobinę potrząsnę.
- Nie. – Stanowczo odpowiedział drugi, również patrząc na rozgrywającą się scenę, jednak z dozą ciekawości i zaabsorbowania. Był ciekaw jak w Alaranii może wyglądać wróżba, czy faktycznie człowiek ten ma takie możliwości. On sam nie hołdował tego typu praktykom, widział zresztą jedynie kilka, więc z chęcią zobaczy jak sprawa wygląda tutaj, na obcych ziemiach. – Nie będziesz się wtrącać i ingerować w struktury obcej ziemi.
- Skoro tak twierdzisz… - Mruknął i przeciągnął się, po czym parsknął z rozbawieniem. – Jak to mówią ludzie? Ah, tak – nudziarz.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Ileve przyglądał się z uwagą blizną Loringa. Przytrzymał jego rękę własną dłonią i przyjrzał się dokładnie tej, wskazanej przez melmaro.
- Hm, związek pośredni – mamrotał pod nosem, ledwo zrozumiale. - Nigdy go nie spotkał... Jedyny ślad, jaki mam... - Głośno zaś powiedział. - To nie będzie bolało.
        Błyskawicznie przeciął sztyletem skórę na bliźnie Loringa, tworząc płytką, zdecydowanie krótszą od dawnej ranę. Wyciekło z niej kilka kropli krwi, które Ilever czym prędzej zebrał do szklanej fiolki, która nie wiadomo kiedy i skąd pojawiła się w rękach wróżbity. Następnie upuścił sztylet i wyjął kawałek czystego materiału, blokując dalszą utratę krwi.
- Zaraz powinno się zasklepić – powiedział, po czym oddalił się od stołu, uważnie przyglądając się gotlandzkiej krwi.
        Dérigéntirh obserwował to względnie spokojnie, wiedział, że Ilever nie zrobiłby niczego nierozsądnego, choć mógł na to wyglądać. Podszedł do Loringa i podniósł rzucony na ziemię sztylet, odstawiając go na stół. Dostrzegł, że na ostrzu nie było śladu choćby najmniejszej kropli krwi. Najwyraźniej Ilever miał już w tym doświadczenie, choć smok po raz pierwszy widział takie sposoby u niego.
- Zdecydowanie najgorsze mamy już za sobą – odezwał się Dérigéntirh, patrząc na plecy Ilevera, który odsłonił materiał sprzed jednego z okien i przypatrywał się krwi pod słońce. - Teraz to on będzie się musiał zamartwiać.
        Wróżbita odwrócił się w ich stronę i położył fiolkę na jednym z mebli, który akurat znajdował się w pobliżu.
- Tak, gadzie, teraz moja kolej – powiedział. - Pomiędzy Loringiem, a Setianem nie ma bezpośredniego połączenia, nigdy się nawet nie spotkali. Nie mogę wejść frontowymi drzwiami, będę musiał błądzić w labiryncie losu. Choć, jeżeli przeznaczone jest im się spotkać, to powinno udać mi się znaleźć jakiś skrót.
        Dérigéntirh skinął głową i spojrzał na melmaro. Nagle przypomniał sobie o czymś, co jeszcze powinni tutaj załatwić.
- Ilever, mieszkasz już trochę w tym mieście, znasz jakiś sposób na ten uporczywy gorąc?
        Wróżbita spojrzał na Loringa ze zrozumieniem.
- Przede wszystkim nie nosić na sobie zbroi. I do tego takiej lśniącej. W samo południe będzie wyglądać jak drugie słońce. A przy większym wysiłku fizycznym po prostu się ugotuje. Macie szczęście, że przynajmniej powoli zaczyna spadać temperatura. Miesiąc temu było o wiele gorzej. Wróćcie tu za kilka godzin, wtedy powinienem już znać odpowiedzi na wasze pytania.
        Smok skinął głową i ruszył w stronę drzwi, dając przy tym znak melamro, aby szedł za nim. Po chwili już znajdowali się na podwórzu.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring w spokoju słuchał słów wróżbity, jednak one same nie powiedziały mu zbyt wiele. Najprawdopodobniej sam Ilever zostałby uznany za dziwaka gdyby tylko usłyszał go przypadkowy przechodzień. Blondyn nie zdążył zareagować na słowa mężczyzny, bowiem ten zdążył już go naciąć i zebrać to czego chciał. Faktycznie, melmaro nie poczuł bólu, nawet nie syknął, jednak nie był pewien czy było to działanie tego tajemniczego sztyletu, czy może po prostu autosugestia na skutek wypowiedzianych przez Ilevera słów. Podarowany kawałek materiału Gotlandczyk rozpruł lekko i zawiązał, by trzymał się rany, postanawiając że zdejmie go później, przed walkami. Spoufalenie wróżbity wobec smoka, a zwłaszcza użyte przez niego określenie wywołało u złotowłosego wesołe parsknięcie i szeroki uśmiech, z kolei kwestię temperatury krótko skomentował.
- Najwyżej zbroję zdejmę przed turniejem. Co prawda jest bardzo wytrzymała i prawie wcale nie ogranicza mi ruchów, jednak będzie to i bardziej sprawiedliwe względem pozostałych uczestników, przy okazji będę mógł udowodnić, że nie potrzebuję przewagi by po prostu walczyć.
Przed opuszczeniem kamienicy Loring jeszcze raz podziękował Ileverowi za to, że ten zgodził się pomóc. Za zewnątrz zobaczyli czekających na nich leśnych, schowanych w rzucanym przez budynek cieniu i opartych o chłodne ściany, gawędzących ze sobą wesoło.
- O, Loring, Dar! – Powiedział głośno Bakvst, który pierwszy zauważył blondyna i smoka. – Jesteście! Jak było? Opowiadajcie.
Leśni wyszli naprzeciw dwójce mężczyzn, a po nich widać było, że są w wybitnych wręcz nastrojach – czyli idealnych do walki. Loring szczegółowo opowiedział ciekawskim towarzyszom jak wyglądała jego wizyta u wróżbity oraz jak ten przeprowadził wróżbę, mówiąc przy tym, że mają wrócić za kilka godzin, więc teraz można skupić się na turnieju.
- Dar, zgaduję, że wiesz gdzie ma miejsce ta cała arena? – Zapytał Ur wesoło, rozglądając się przy tym dookoła, jak gdyby miał zauważyć drogowskaz. – Nie wiem o której dokładnie to się zaczyna, ale powinniśmy chyba już ruszać. W sumie… To niewiele wiem, zresztą jak chyba my wszyscy.
- Ważne, że jesteśmy w dobrych nastrojach, rozgrzani i gotowi na kilka bitek. – Zaśmiał się Pequris, dobywając błyskawicznie sztyletu i wskazując na oddalone o około dziesięć metrów drzewo. – Myślicie, że wszystko będzie dozwolone?
Kończąc pytanie, wyrzucił rękę do przodu, posyłając oręż z zabójczą prędkością w sam środek szczupłego pnia, w który ten wbił się do połowy klingi, brzęcząc przez kilka sekund.
- Trafiony.
- Chyba nigdy nie wyjdę z podziwu, jakim cudem możecie tak celnie rzucać nożami czy tam sztyletami. – W głosie Loringa słychać było zafascynowanie tym co zobaczył, zaraz przypomniał mu się pokaz w wykonaniu leśnych wtedy kiedy jeszcze była z nimi kowalka i cała reszta ferajny.
- Melmaro przewodni, mistrz gotlandzkiej szermierki, a nie wie, że nóż a sztylet to nie to samo – Urgoth uśmiechnął się kpiąco i pokręcił z udawanym zawodem głową, po czym dobył swój sztylet.
- To jest sztylet. – Uniósł go do góry, by blondyn mógł dokładnie broń obejrzeć, a później cisnął nim we wcześniej wykorzystane już drzewo, wbijając klingę kilkanaście centymetrów nad tą Pequrisa. Chwilę później wyciągnął zza pazuchy długi nóż o specyficznym kształcie i nim również rzucił. Broń przeleciała dystans z prędkością znacznie większą od obydwóch sztyletów, będąc ledwie dostrzegalną, białą smugą, po czym z donośnym brzękiem uderzyła w rękojeść broni Pequrisa, wybijając ją z drzewa i posyłając z samą sobą na trawę. – A to jest nóż, teraz widzisz różnicę?
Leśni wybuchnęli głośnym śmiechem, a dwójka z nich poszła po swój ekwipunek, natomiast Loring cały czas patrzył z zafascynowaniem raz na leśnych, raz na smoka.
- Gdyby urządzić turniej w rzucaniu do celu, chyba byście to wygrali. No, ale teraz możemy już ruszać, bo zaraz obrośniecie w piórka. A więc prowadź, Dar.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości