Leonia[Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh stał obok, gdy Loring opowiadał swoim towarzyszom o tym, co wydarzyło się wewnątrz kamienicy. Nie odezwał się w trakcie tego, ani nie przerwał mu. Tak naprawdę myślami błądził już daleko. Zastanawiał się, co będzie robić, gdy melmaro wykonają już swoje zadanie i opuszczą Alaranię. Pewnie wyruszy nadal w szlak, lecz dokąd najpierw. Pomijając rzecz jasna Kryształowe Królestwo, które obiecał odwiedzić razem z Weihlanderem. Ano właśnie. Był ciekaw, jak powodzi się jego siostrze. Choć rzecz jasna, będąc smokiem, nie mogła mieć ciężkiego życia. Zwłaszcza będąc tak utalentowanym smokiem. ”Tak, zdecydowanie Weihlonder ma rację. Po tak długim czasie dobrze będzie się znowu z nią spotkać.”
        Z zamyślenia wyrwało go pytanie jednego z melmaro. Sprawiło ono, że zamrugał ze zdziwienia. No tak, nie wiedzieli przecież, gdzie była arena. Choć można to było szybko zmienić. Melmaro zajęli się własną rozmową, na szczęście smoka, który mógł rozpocząć własną.
~Weihlonder?
~Słucham, bracie.
~Możesz mi powiedzieć, gdzie znajduje się ta cała arena? Obawiam się, że zapomniałem cię o to spytać wcześniej.
~Zaraz prześlę ci drogę. Dziwne, że wcześniej się ze mną nie skontaktowaliście.
~Byliśmy u Ilevera.
~I jak?
~Pomoże nam. Po turnieju powinniśmy móc opuścić miasto?
~Znowu udamy się do tego mokrego lasu?
~Tak, musimy się zakamuflować.
~Dobrze, chodźcie już. Tak w ogóle, to jest tu ten wasz przyjaciel, wilkołak. I najwyraźniej znalazł sobie drugiego, do pary. Ciekawy zbieg okoliczności, nie sądzisz?
~Dwa wilkołaki?
~Tak, ten drugi wygląda paskudnie, jak prawdziwy wojownik.
~Paskudnie jak prawdziwy wojownik?
~Sam zobaczysz.

        Po chwili w umyśle Dérigéntirha ukazała się seria obrazów, wskazujących drogę na arenę, która nie wyglądała na taką, która dług oby już stała. Dostrzegł, że melmaro skończyli swoją rozmowę, czekając, aż ich poprowadzi. Zrobił to, jak zwykle ruszając jako pierwszy.
        Wkrótce dotarli do okrągłego placu w jednej z dzielnic portowych. Na środku wzniesiono prowizoryczną, drewnianą arenę, która wyglądała na dość solidną. Składały się z niej niskie trybuny i średniej wielkości ring na środku. Na całym placu krzątało się mnóstwo ludzi i nieludzi, część była odziana w sposób typowy dla gladiatorów, inni to byli zwykli mieszkańcy, którzy przyszli tu na widowisko.
- No to chyba jesteśmy – powiedział smok, rozglądając się.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Droga do areny nie była jakoś strasznie długa, jednak bez wiedzy o konkretnej trasie z pewnością dotrzeć do niej byłoby bardzo trudno, samemu mogłoby to potrwać cały dzień, wszakże miasto było duże, a na ślepo po kolei należałoby sprawdzić każdy jego zakamarek. Prawdę powiedziawszy wojownicy spodziewali się czegoś innego, jak na takie miasto i rozgłos myśleli, że arena będzie niczym Koloseum, zdolne pomieścić tysiące ludzi, pomieścić całe miasto. Tymczasem – mimo na pierwszy rzut oka bardzo dokładnego wykonania – była to zwykła arenka z kilku zbitych ze sobą desek oraz parkietu, posiadająca drobne trybuny i średniej jakości ring, bardziej przypominający ten z karczm oferujących nielegalne bójki upitych niezdar, niż mający być miejscem starć wielkich wojowników. Jednak nie było co narzekać, nie liczył się obiekt, a to co w nim było. Z pewnością podstawę do walki zapewniał, a liczyło się tylko to.
Wojownicy – podobnie jak smok – zaczęli się rozglądać ciekawie, oceniając powierzchownie znajdujące się tutaj istoty, próbując ocenić czy szukają widowiska czy też może po prostu mają zamiar walczyć. Melmaro od razu zauważyli, że wielu z potencjalnych kandydatów nie jest ludźmi, co dawało im na swój sposób konkretną przewagę.
- Tam jest Weihlonder. – Powiedział na głos Urgoth, dostrzegając brata Dara i wskazując na niego. Starszy ze smoków również musiał ich zauważyć, gdyż ruszył w kierunku grupy.
- A tam tajemniczy jegomość z wilkiem. – Parsknął Vernary, pokazując palcem w konkretnym kierunku. Gotlandczycy również tam spojrzeli, dostrzegając poznanego w karczmie mężczyznę, obok którego stał widmowy wilk, równie zagadkowy jak jego domniemany właściciel. – Wyzywał cię na walkę, Lor, i jednak bierzesz udział w turnieju. Co jeśli go spotkasz? Nie wygląda na kogoś okazującego litość i pieszczącego się.
- Mówisz tak, jakbyś trząsł przed nim portkami. – Zaśmiał się Loring, uważnie wpatrując się w twarz nieznajomego. – Nie rób ze mnie amatora, nie wiem kim jest, ale już miałem okazję walczyć z nie-ludźmi, i to nie tylko na terenie Alaranii. Jeżeli go trafię, to pokażę jak walczyć potrafi zwykły człowiek i albo go pokonam albo przegram.
- Gorzej jak trafisz na niego. – Mruknął Pequris, głową pokazując na przechadzającego się wśród ludzi mężczyznę o potężnej budowie i awanturniczym wyrazie twarzy. Mężczyznę bardzo dobrze znanego melmaro, a raczej Loringowi, mężczyznę który w karczmie próbował go udusić za przypadkowo rozlany na nim kufel piwa. – Ten to raczej będzie walczył dotąd, dopóty jeden z was już się nigdy nie podniesie.
- O nie. – Loring uśmiechnął się, mrużąc oczy i lustrując mężczyznę. – Tego wylosowałbym z prawdziwą przyjemnością. Dar mu coś powiedział, jednak ja nie miałem okazji. A czasami twarde argumenty są znacznie lepsze od ulotnych słów.
Gotlandczycy zaczekali aż brat Dara do nich dołączy, w międzyczasie pytając młodszego smoka o to, czy on sam ma zamiar wziąć udział w walkach, a jeśli nie, to dlaczego.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Melmaro szybko udało się przejrzeć otaczający ich tłum i dostrzec to, co ich najbardziej interesowało. Zdziwiło to smoka, który choć także to robił, to jednak nie zdołał zdobyć satysfakcjonujących go informacji.
- Mhm – mruknął, gdy dostrzegł Weihlendera, który ruszył w ich kierunku. Ten widocznie nie miał podobnych problemów.
        Smok przez chwilę przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy melmaro, ale głównie uwagę skupiał na swoim bracie, który powoli, ale miarowo się do nich zbliżał, odtrącając przy tym każdego na swojej drodze. Widać było po spojrzeniach otaczających go ludzi, że raczej nie zdobędzie sympatii na arenie. I raczej niezbyt go to obchodziło, jako smok nie potrzebował żadnych forów.
- Nie, ja nie będę walczył – odpowiedział Dérigéntirh, zapytany przez melmaro. - Staram się unikać konfliktów, kiedy tylko mogę. Choć czasami rzeczywiście nie ma innego wyjścia, to zazwyczaj całą sprawę można załatwić w bardziej pokojowy spokój. Będę się wam przyglądać z trybun. Ale dużo i tak ten turniej nie traci, nie jestem najlepszym wojownikiem. Choć posiadam pewną przewagę.
        Znajdowali się już w towarzystwie mnóstwa ludzi, więc powinni unikać jednoznacznych słów, choćby takich, jak smok. I choć wątpił, aby ktokolwiek w pobliżu zwracał na nich większą uwagę, to wolał uniknąć niezręcznej sytuacji, gdy ktoś przypadkiem usłyszy, co takiego powiedział. Mogłoby się to naprawdę kiepsko skończyć. ”Kolejna ucieczka z miasta? W takim tempie niedługo stanę się sławny na całą Alaranię. Ciekawe, czy wieści z Fargoth spotkają się z tymi z tej górniczej wioski. Mogłoby mi to przyprawić więcej kłopotów, gdyby tylko jakiś geniusz zrozumiał, dokąd zmierzam. Zaraz zaroiłoby się tutaj od czarodziejów i samozwańczych łowców smoków. Może i mojej aury nie widać, ale Weihlonder nie ma aż tyle szczęścia.” Jeśli już o starszym z braci mowa, to temu udało się w miarę szybko się do nich zbliżyć.
- W końcu jesteście – powiedział. - Myślałem, że się zgubiliście.
- Przybyliśmy najszybciej, jak mogliśmy – odpowiedział Dérigéntirh.
- Trochę wam to zajęło – odrzekł Weihlonder. - Zapisy już się prawie kończą, lepiej się pośpieszcie.
- Gdzie mają się zapisać? - spytał Dérigéntirh, rozglądając się.
        Weihlonder nic nie mówiąc ruszył przez tłum, wskazując ręką, aby podążali za nim. Młodszy smok westchnął, po czym zrobił to, razem z melmaro. Droga byłą niezwykle łatwa, bo rosła postura starszego brata pozwalała mu przechodzić przez tłum jak lodołamacz, tworząc za sobą coś w rodzaju cienkiej dróżki, którą mogli iść jego towarzysze. Kilku spośród zepchniętych rzucało wściekłe spojrzenia melmaro oraz Dérigéntirhowi. Ten patrzył na ludzi przepraszająco, ale nie miał najmniejszego pojęcia, w jaki sposób mógłby powstrzymać brata.
        Tak czy owak ten sposób okazał się nad wyraz skuteczny, dzięki czemu już po krótkiej chwili dotarli do odpowiedniego miejsca. Był to stół, znajdujący się przed ścianą jednego z budynków, na którym znajdowało się kilka list, większość była zwinięta w rulon. Przed stołem, naprzeciwko ich siedział postarzały człowiek z piórem w ręce. Właśnie chował swoje akcesoria do torby, którą miał przy sobie, gdy Weihlonder podszedł do niego i zatrzymał ruchem dłoni.
- Czego tu? - warknął mężczyzna.
        Smok nie odpowiedział, tylko wskazał na melmaro. Człowiek westchnął, po czym postawił z powrotem swoje rzeczy na stół, patrząc przy tym nieprzychylnym wzrokiem na Weihlondera. Dérigéntirh odniósł wrażenie, że jego brat musiał także tutaj coś przeskrobać. Miał dar denerwowania ludzi wszędzie, gdzie tylko się zjawił.
- Imiona panów – powiedział, zanurzając pióro w atramencie i przykładając go do papieru.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Odpowiedź smoka w kwestii walki Gotlandczycy przyjęli ze spokojem i zrozumieniem. Już wcześniej zaobserwowali, że Dar preferował w głównej mierze rozwiązania dyplomatyczne, a walka była zdecydowaną ostatecznością. Jakby się uprzeć – był po prostu odwrotnością swojego brata, który natomiast wolał chyba ciut inne metody konwersacji i działania. Może i złotołuski nie uważał się za wspaniałego wojownika, ale sam podkreślił, że na samym starcie ma pewną przewagę powodowaną tym, iż jest smokiem – przewagę która najpewniej sprawiała, że bez problemu pokonałby melmaro w bezpośrednim pojedynku – oczywiście w formie ludzkiej -, a przynajmniej jeden na jednego, nie mówiąc już nawet o Weihlonderze, bowiem spotkanie się z nim na turnieju będzie równoznaczne z odpadnięciem.
Starszy smok po dotarciu do nich zachowywał się tak jak zawsze, czyli traktował ludzi tak jakby ich w ogóle nie było. Gotlandczycy zastanawiali się cóż takiego musiało się stać, że zechciał uratować Loringowi życie. Zresztą mniejsza – czyn ten sprawiał, że byli mu bardzo wdzięczni i nie zamierzali się razić ze względu na jego sposób bycia. Swoją drogą czasami bywał przydatny, tak jak w przypadku drogi do miejsca zapisu – bez spychającego wszystko ze swej drogi Weihlondera Gotlandczycy z pewnością by się spóźnili, a tak – dotarli akurat w momencie kiedy przeprowadzający zapisy człowiek miał już kończyć. Ludzie również dostrzegli jego zły humor i jednoznaczne spojrzenie w kierunku starszego ze smoków – czy on naprawdę dał się poznać każdej chodzącej po ziemi – a przynajmniej po Leonii – istocie?
Gotlandczycy nie nawiązywali niepotrzebnej konwersacji z mężczyzną, a jedynie po kolei wymienili swoje imiona i upewnili się, że te są dobrze zapisane. Po tym wszystkim melmaro przybliżyli się do Weihlondera, bowiem ten z pewnością dobrze się orientował w temacie i zasadach jakie będą panowały. W sumie dobrze byłoby się czegoś dowiedzieć, o ile ten w ogóle raczy odpowiedzieć.
- Powiedziałem, że ja nie będę walczył. – Odezwał się do starszego smoka Loring, mając wrażenie, że jeśli komukolwiek brat Dara ma odpowiedzieć, to odpowie właśnie jemu. – A co się tyczy moich braci, że ci będą się oszczędzać i w odpowiednim momencie się wycofają jeżeli będzie potrzeba. To się zgadza, jednak jeżeli o mnie chodzi, troszkę się pozmieniało. Ja również biorę udział i jako jedyny z naszej piątki będę walczył do ostatnich sił, więc nawet jeżeli się spotkamy, to – mimo, że przegram – możesz być pewien, że będę stał dopóki nie stracę ostatniego powiewu sił. Oczywiście nie będę walczył na śmierć i życie, bo mam jeszcze coś do zrobienia, ale nie zmieni to tego, że nie mam zamiaru się przedwcześnie poddawać. Nie znaczy to też, że chcę z tobą walczyć, bo jeżeli się tak stanie, to odpadnę, a mam nadzieję pokonać przynajmniej kilku przeciwników. Swoją drogą – wiesz może coś na temat tego jak to wszystko będzie się odbywać? Zasady, oręż dowolny czy z góry narzucony, losowanie jeden na jednego, a może walki zespołowe, cokolwiek?
- Przyszedłeś popatrzeć i pozazdrościć, czy jednak masz zamiar walczyć? – Loring odwrócił się, słysząc dobiegający go zza pleców głos. Głos, którego autorem okazał się być mężczyzna z widmowym wilczurem, „poznany” wcześniej w karczmie. Człowiek ten obrzucił niewzruszonym spojrzeniem leśnych, a później Weihlondera i z powrotem skupił je na złotowłosym.
- Będę walczył. – Odpowiedział spokojnie przewodni, wpatrując się przez chwilę w to zagadkowe zwierzę. – Nie wiem czemu sobie mnie upatrzyłeś, bo z pewnością znajduje się tutaj wielu znacznie silniejszych wojowników ode mnie. A jeżeli to z powodu tej zbroi, to muszę cię zmartwić, bo zdejmuję ją przed walkami.
- Nie. – Mężczyzna uśmiechnął się, jednak w sposób bynajmniej nie świadczący o rozbawieniu. – Mam nadzieję, że nie spotkamy się od razu. Pokonaj najpierw parę osób, by udowodnić mi, że jesteś warty walki ze mną. Dopiero później możemy się spotkać na arenie, będę czekał.
Kończąc mówić mężczyzna odwrócił się i zniknął wraz z wilkiem w tłumie.
- Dziwny typ. – Odezwał się Vernary, na co Loring po prostu wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia kto to jest, a tym bardziej – czego ode mnie chce.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh cierpliwie przyglądał się temu, jak melmaro wymieniają swoje imiona, a starszy mężczyzna zapisuje je na zwoju, choć było widać, że robi to już trochę niecierpliwie. Najwyraźniej bardzo już chciał zakończyć tę pracę, którą w ostatniej chwili przedłożyli mu melmaro. Gdy postawił nieco drżącą ręką ostatnią literę, uśmiechnął się i zaczął zwijać zwój. Zanim to jednak zrobił, rozległ się głos: „Chwila! Jeszcze my!”. Mężczyzna podniósł wzrok, zaciskając dłoń na piórze. W jego kierunku przez tłum przepychały się cztery osoby, wyglądem nieco przypominające elfy. Smok jednak szybko rozpoznał, kim są naprawdę, miał już do czynienia z tą rasą. ”Nawet Fellarianie tutaj przybyli. No, no, no, rzeczywiście ten turniej ściągnął tutaj śmiałków z całej Alaranii. Zaskakujące, jak bardzo te rasy lubią robić sobie nawzajem krzywdę.” Spojrzał na Weihlondera, który przyglądał się przybyszom z cieniem lekceważenia. ”I to, jak niektórzy lubią robić im krzywdę.” Odsunęli się od stołu, do którego podbiegła grupka Fellarian, pośpiesznie wypowiadając swoje imiona, które na nieszczęście mężczyzny spisującego je nie były najłatwiejsze.
        Gdy Loring odezwał się do Weihlondera, ten spojrzał na niego z zamyśleniem. Słowa człowieka niewątpliwie mile podłechtały ego smoka, w dodatku wieść, że może spotkać przeciwnika, który rzeczywiście walczyłby do upadłego ucieszyła go. To wszystko zadowoliło go na tyle, że zdecydował się odpowiedzieć.
- Nikt jeszcze nic nie wie, ten elf ciągle odpowiada, że poznamy je przed walką – odezwał się, wskazując dłonią na elfa, siedzącego na krześle na niewielkim, drewnianym podeście i czytającego tekst zapisany na zwojach.
- Niewątpliwie herold miejski – mruknął Dérigéntirh, przyglądając się jego eleganckiemu i urzędowemu ubraniu. - Nie wygląda na zbyt zadowolonego z siedzenia w tym słońcu.
        Zanim Weihlonder zdołał cokolwiek powiedzieć, przerwał im głos zza ich pleców. Obydwa smoki natychmiast się odwróciły, przyglądając się wilkołakowi swoimi złocistymi z zaciekawieniem. Starszy z braci dziwnie się uśmiechnął, dostrzegając rosłego mężczyznę. Widocznie widział w nim godnego przeciwnika. Smoki w milczeniu przysłuchiwały się wymianie zdań pomiędzy mężczyznami. Dérigéntirh nie chciał się wtrącać do rozmowy, a Weihlonder bez powodu nigdy nie odezwałby się do żadnego z nich. W końcu jednak wilkołak odszedł.
- Sądzę, że tak łatwo ci nie odpuści – powiedział Dérigéntirh dostrzegając, że starszy mężczyzna skończył zapisywać Fellarian. Pośpiesznie się spakował i ruszył w stronę areny, niewątpliwie chcąc przekazać, że można zaczynać. - Wydaje mi się, że za chwilę dowiemy się wszystkiego na temat tego turnieju. Wystarczy jeszcze chwilę poczekać.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Fakt, że jednak Weihlonder odpowiedział, zdziwił Loringa o wiele bardziej niż ten dał to po sobie poznać, choć prawie na pewno stało się tak, ponieważ melmaro w głównej mierze mówił to co smok po prostu chciał usłyszeć, wprawiając go tym w dobry nastrój. Gotlandczycy przyjrzeli się w spokoju czterem – tak jak i oni – kandydatom na ostatnią chwilę, zastanawiając się czy stanowią grupę choć trochę przypominającą tą gotlandzką.
- Więc zaczekamy, a później trzeba brać się do roboty. – Skwitował Bakvst rozciągając ręce i przypatrując się domniemanemu heroldowi. Jak na tak duże zainteresowanie, zdecydowanie arena powinna wyglądać przynajmniej kilkakrotnie bardziej okazale i ludzie mieli zamiar trzymać się tej opinii. W klanie co prawda miejsce do walki nie było jakoś specjalnie wyszukane, jednak musiało pomieścić ledwie kilkudziesięciu członków stowarzyszenia, co rozwiązywało problem umiejscowienia i konstrukcji trybun, dając niezachwiane pierwszeństwo obszarowi do walki. W domu Gotlandczyków aren wykorzystywanych tylko do turniejów bądź pojedynków było dwie, jedna na świeżym powietrzu, natomiast druga wykuta – jak praktycznie cały klan – w górskiej skale.
- Może i nie będziecie walczyć do końca, ale nie znaczy to, że macie pozwolenie na zhańbienie klanu, jasne? – Loring uśmiechnął się, obrzucając towarzyszy spojrzeniem. – Każdy tutaj obecny musi bardzo dokładnie zapamiętać emblematy znajdujące się na waszych plecach, tak jak i zapamiętają mój wszyty w naramienniki tuniki. Inna sprawa, że ta trafi z pewnością na śmieci, ale czy to ważne? Wracając do tematu – mają bardzo dokładnie zapamiętać nasz herb oraz do końca życia kojarzyć go z wielkimi wojownikami, imponującymi dyscypliną, koordynacją, zwinnością i walecznością, rozumiemy się?
- Tak jest, przewodni. – Leśni pochylili delikatnie głowy i uśmiechnęli się. Teraz blondyn zdecydowanie nie mówił jak ich zwykły brat, a jak najwyższy z tutaj obecnych stopniem, co sprawiało, że w sytuacji tego wymagającej pozostali wojownicy po prostu byli na jego rozkazy. – Nie wygramy turnieju, ale damy dobry pokaz.
- Vivualdi ti umae pra qiaurra demare. – Złotowłosy przyłożył otwartą dłoń bokiem do serca, dotykając skóry kciukiem i skinął towarzyszom, którzy uczynili to samo i odpowiedzieli.
- Melmaro burma xolsizma azghama.
- Melmaro burma xolsizma azghama.
- Melmaro burma xolsizma azghama.
- Melmaro burma xolsizma azghama.
- Melmaro burma xolsizma azghama.
Po tym wszystkim wojownicy wraz ze smokami poczęli przepychać się bliżej areny, gdyż stolik do zapisów był od niej trochę oddalony, a Gotlandczycy nie posiadali super słuchu i chcieli wszystko dokładnie usłyszeć, by nie było żadnych niedomówień. Tym razem trącane istoty nawet nie okazywały swej złości, po prostu każdy był już w pełni skupiony na tym co się stanie, że nie miał zamiaru się czymkolwiek rozkojarzyć.
- No to co, bracia? Zaczynamy. – Loring uśmiechnął się, widząc jak przeprowadzający zapisy dotarł już na swoje miejsce.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh przyglądał się z zaciekawieniem temu, co działo się pomiędzy melmaro. Nie wiedział dokładnie, czym takim to jest, ale bez problemu zdołał wyczuć, że musi to być coś ważnego. Używany przez ich język słyszał po raz pierwszy. Widocznie i smoki, i oni znali mowę, której nigdy nie poznała druga strona. Tak czy owak, teraz to było nieistotne, Dérigéntirh uznał, że kiedy indziej będzie musiał spytać Loringa o znaczenie tych słów.
        Wszyscy zgromadzili się wokół herolda, który spojrzał na starca, prowadzącego zapisy. Ten skinął głową. Herold wstał i rzucił okiem na swój zwój, po czym zwinął go i wyrzucił. Ten gest sprawił, że kilka osób z tłumu zaśmiało się. Widocznie dla miejscowych miało to jakieś głębsze znaczenie. Po chwili jednak wszyscy całkowicie ucichli, nasłuchując.
- Witam was na szóstych obchodach naszego Turnieju Trzech Żagli! Jest to pierwsza taka uroczystość od trzech lat, kiedy to ze względu na wiadome wydarzenia postanowiono wstrzymać się z walkami na arenie.
        Jego słowa tłum przyjął z pomrukiem aprobaty. Dérigéntirh westchnął. ”Wiadome wydarzenia. Tak to już jest, jak się trzysta lat siedzi w jakiejś wiosce na drugim końcu świata. Choć zazwyczaj staram się poznawać aktualne wieści, to nie mam najmniejszego pojęcia, o co może tu chodzić.”
- Jak widzicie, zdołaliśmy zorganizować odpowiednie miejsce do walki. - Elf wydawał się być zmieszany. - Mogę was zapewnić, że z czasem zdołamy odbudować starą arenę, ale póki co musimy niestety korzystać z ograniczonych środków. Turniej jak zwykle jest organizowany dla każdej osoby, bez względu na rasę i pochodzenie. W związku z... wiadomymi wydarzeniami dzisiejsze walki, mam nadzieję, odbędą się bez ofiar. Czuwać nad tym będzie grono magów przestrzeni, którzy zgodzili się chronić zagrożonych zawodników.
        Herold wskazał dłonią kilku mężczyzn, którzy na pierwszy rzut oka wyglądali na magów. Na sobie mieli fioletowe szaty. Skłonili się skromnie, czemu odpowiedziały oklaski.
- Koszt wstępu na trybuny wynosi zaledwie piętnaście ruenów, jak zwykle staramy się trzymać minimalnych cen. A teraz do rzeczy. Wojownicy, którzy się zapisali mają zejść do podziemi areny. - Elf wskazał schody prowadzące w dół, znajdujące się w jednej ze ścian areny i strzeżone przez kilku strażników. - Przejdźmy do przebiegu turnieju. Jak zwykle zmienia się on co roku, nie pozwalając wam się nudzić. Chciałbym od razu podkreślić, że wojownikom wolno używać wszelkiego rodzaju oręża oraz uzbrojenia, o ile nie jest ono magiczne. Jeżeli jest i efekty tej magii nie są możliwe do zniwelowania, ich broń zostanie wymieniona i zwrócona im po przegranej bądź wygranej. Wracając do turnieju, na początku nastąpi selekcja. Wojownicy zostaną podzieleni na dwie grupy, z których powstaną dwie kolejki. Pojedynczo będą wchodzić na arenę i rozgrywać szybkie walki, na zasadzie pierwszej krwi. Zwycięzcy pojedynku zostaną teleportowani do podziemi, gdzie będą czekali na drugi etap, to jest walki drużynowe. Zdecydowaliśmy, że trzyosobowe drużyny będą odpowiednie. Tutaj będzie panować zasada do uniemożliwienia dalszej walki wszystkim osobom z danej drużyny lub poddania się jej. Trzeci etap to walki jeden na jednego, w których zostaną wybrani czterej finaliści. Tak, tego roku turniej będzie miał dwóch zwycięzców, chcemy podkreślić, że pojedynczy wojownik to dużo, ale współpracując z innymi jest niepokonany. Cóż by tu jeszcze dodać? Zwycięzcy otrzymają po dwa tysiące ruenów nagrody, prawo spotkania się z samym władcą kraju oraz wybrania jednego artefaktu z jego skarbca. Nie mówiąc też o sławie, jaką im to przyniesie. Sądzimy, iż coś takiego powinno w pełni motywować wszystkich uczestników.
        Herold skłonił się, po czym zszedł do podziemi, wraz ze wszystkimi towarzyszami. Większość ludzi zaczęła przepychać się do areny, czy to po to, aby zapłacić za wejście, czy też po to, aby zejść do podziemi. Melmaro oraz smoki szybko uzyskali większy kawałek wolnego miejsca wokół nich, a może raczej melmaro i jeden smok, bo Weihlondera nie było nigdzie widać.
- Lepiej zdejmij tę zbroję teraz – powiedział Dérigéntirh do Loringa. - Co prawda wolno ci ją nosić, ale wątpię, by dużo osób tak uczyniło. Przypilnuję ci jej, a wierz mi, że jeżeli chodzi o pilnowanie złota, to nie ma lepszego strażnika nad smoka.
        Dérigéntirh uśmiechnął się, wymawiając te słowa. Tak, zdecydowanie należał do osób, którym naprawdę można było coś wręczyć na przechowanie. Nie dość, że nikt w ogóle się nie zorientuje o tym, że jeden z widów ma na kolanach niewidzialną zbroję, to jeszcze w dodatku schwytanie ewentualnego złodzieja byłoby łatwizną. Na chwytaniu złodziei smoki znały się jak mało kto.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Gotlandczycy – podobnie jak pozostali znajdujący się przy arenie – z wielką uwagą zaczęli słuchać herolda już od pierwszych wymówionych przez niego słów. Sam gest wyrzucenia zwoju nie spotkał się u nich ze zrozumieniem, możliwe że przez to, iż ci nie wiedzieli nic o tym mieście i turnieju – być może to co zrobił mężczyzna było ważne, w każdym bądź razie oni tego nie wiedzieli oraz nie zaśmiali się. Kiedy użyte zostało określenie „wiadome wydarzenia”, Pequris chciał zapytać się Dara o co tak dokładnie chodzi, gdyż ten wiedział bardzo dużo rzeczy, jednak wystarczyło jedynie rzucenie okiem na twarz smoka, by odkryć że ten z jakichś powodów nie zna odpowiedzi. Z dalszych zdań można było wywnioskować, że najprawdopodobniej chodziło o to, że podczas wcześniejszego turnieju ktoś zginął – bądź więcej niż jedna osoba -, jednak wprowadzenie nadzoru magów było czymś co zdziwiło Gotlandczyków, nigdy wcześniej nie spotkali się z taką „polisą” na wypadek bezpośredniego zagrożenia życia.
- Często markujemy uderzenia w szyję bądź serce, trafiając tak naprawdę w coś innego, a robimy to w szybkim tempie. – Mruknął do towarzyszy Vernary. – Ciekawe czy ci magowie to dostrzegą, czy może przeszkodzą w wykonaniu najzwyklejszego ataku.
- Miejmy nadzieję, że ich obecność przyniesie samo dobro. – Odpowiedział Loring i odwołał się do wydarzenia z małej wioski wśród skał. – Przynajmniej nie przelejemy więcej krwi, a to jest najważniejsze. No, i nikt nie przeleje naszej, przeszkadzając nam tym samym w prawdziwym celu naszego bytu w Alaranii, nie zapominajcie o tym.
- Zapłacisz za nas? – Bakvst spojrzał na blondyna, kiedy herold obwieścił konieczność zapłaty za udział, a ten skinął jedynie w odpowiedzi głową, po czym melmaro skupili się na słuchaniu tego co osobnik ma do powiedzenia. Pierwszy odbiór słów był taki, że czeka ich sporo walk, więc trzeba będzie starać się oszczędzać siły, by z nich nie opaść już po pierwszym pojedynku. Kwestia teleportacji wzbudziła w nich lekki niepokój, sami nigdy się nie teleportowali i o tym aspekcie magii nikt akurat im nie mówił, Loringowi również. Nastrój poprawiła im jednak informacja o walkach grupowych, o ile oczywiście będą mogli wystąpić razem, a nie przeciwko sobie. Ich było pięciu, a grupy trzyosobowe, więc nie będzie dokładnie tak jak by chcieli, jednak nie należało teraz myśleć o tych gorszych stronach, a skupić się na tym co będzie. Oferowana nagroda z pewnością była prawdziwym skarbem – oceniając reakcję uczestników – jednak na wojownikach z Gotlandu nie zrobiła żadnego wrażenia, nawet gdyby którykolwiek z nich odniósł zwycięstwo, i tak by jej nie przyjął, nie po to tutaj przybyli.
Kiedy Dar odezwał się do Loringa, ten zauważył kolejne zniknięcie Weihlondera, co poruszył, aczkolwiek wyjaśnienie było proste – najprawdopodobniej jak lodołamacz przedarł się na początek kolejki i albo właśnie płacił, zakładając że zamierzał to zrobić, albo już znalazł się w podziemiach.
- Nie martw się, wiem, że w twoich pazurach i kłach będzie bezpieczna. Zostawię jeszcze mieszek ze złotem, wezmę tylko tyle by starczyło na wejście. – Zaśmiał się złotowłosy i począł pozbywać się złotego opancerzenia, starając się poskładać wszystkie elementy tak, by Dar mógł jak najwygodniej je trzymać, po czym wręczył mu zbroję z mieszkiem i spojrzał na leśnych. – Przeciwnicy mogą wykorzystać waszą pelerynę do chwycenia jej na plecach, musicie na to uważać.
Kiedy przewodni był już bez zbroi, uśmiechnął się do mężczyzny i klepnął przyjacielsko w ramię.
- No to będziemy już ruszać. Dziękuję za wszystko co dla nas robisz, poza tym życzę miłego widowiska, a ty możesz nam życzyć, byśmy nie trafili na twojego brata.
Leśni zaśmiali się, po czym każdy pożegnał się ze smokiem i Gotlandczycy spokojnym krokiem ruszyli ku zejściu do podziemi. Nie śpieszyli się, nie musieli przecież walczyć pierwsi, jak dla nich mogli na arenę wyjść nawet jako ostatni, żadna różnica. Po dotarciu do miejsca zapłaty, melmaro wręczył odpowiednią kwotę za piątkę wojowników, odmawiając przy tym przyjęcia reszty – ze względu na niepotrzebną niewygodę z nimi związaną podczas walki – i cała piątka udała się po schodach na dół.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

- W pazurach i kłach – mruknął pod nosem Dérigéntirh, gdy wysłuchał słów Loringa. - W nich byłaby zdecydowanie bezpieczniejsza, póki co muszą ci starczyć moje ręce. Choć nie sądzę, aby i tak ktokolwiek zdołał ją ukraść.
        Cierpliwie czekał, aż melmaro zdejmie z siebie zbroję, po czym wziął ją na ręce, zastanawiając się przy tym, jak ma zapłacić za wstęp i jak będzie wyglądać, idąc z wyciągniętymi przed siebie rękami. Bez wątpienia dziwnie, ale to nie było większym problemem, wielu ludzi robiło wiele dziwnych rzeczy, on nie będzie wyjątkiem. Jedynym problemem ciągle jednak pozostawało to, jak w ten sposób miałby zapłacić za wejście.
- Ależ nie ma za co – odrzekł smok na słowa melmaro, choć w głębi duszy doskonale wiedział, że wcale tak nie było. Wiedział, że znacząco pomógł ludziom, ale przez wrodzoną skromność nie mógł tego przyznać. - Jak najbardziej wam tego życzę. Mam nadzieję, że jednak nie zdoła się nadto rozpędzić, bo może nawet magowie nie będą mogli za nim nadążyć.
        Kiedy melmaro się oddalili, smok niosący zbroję ruszył w stronę wejścia na trybuny, po drodze obkładając zbroję zaklęciem niewidzialności. Większość osób zdołała już wejść do drewnianej areny, dlatego smok nie musiał długo czekać. Niedługo potem stanął przed dwójką strażników, którzy zażądali od niego pieniędzy, patrząc na niego ze zdziwieniem i podejrzeniem. Dérigéntirh przez chwilę się namyślał, po czym odstawił zbroję na ziemię, co sprawiło, że na twarzach strażników pojawiło się zrozumienie i wyjął mieszek, a następnie wręczył strażnikowi odpowiednią sumę w ruenach.
- Wybaczcie, magu – powiedział – ale musimy sprawdzić, co to jest. Zdejmij zaklęcie.
        Smok zrobił to, ukazując im złotą zbroję i mieszek. Strażnicy dokładnie sprawdzili, czy nic nie pozostało ukryte, po czym przepuścili go, pozwalając ponownie ukryć zbroję. Dérigéntirh przez cały czas patrzył im na ręce, dmuchając na zimne. Wpuszczeni zostali już wszyscy inni, więc nikt nie mógł dostrzec cennego przedmiotu.
        Na trybunach cudem niemalże udało mu się znaleźć wolne miejsce, gdzieś w trzecim rzędzie od przodu. Usiadł tam, z ulgą upuszczając zbroję na kolana. Wcześniej była potwornie niewygodna. Uważnie przyjrzał się ringowi. Jego podłoże stanowił bodajże piasek, którego można się było raczej spodziewać. Wymiary ringu wynosiły blisko pięć metrów w promieniu, jak oszacował smok. Powinno się tam znaleźć dostatecznie dużo miejsca dla każdego. Ring kończył się wysokimi, pionowymi ścianami, stanowiącymi obwód okrągłego pola potyczek. Po dwóch przeciwnych punktach znajdowały się dwie bramy, bez wątpienia prowadzące do podziemi. Dérigéntirh dostrzegł w pierwszych rzędach kilku magów, uważnie przyglądających się im. Smok wygodnie się rozsiadł, czekając na pierwszą walkę.

* * * * *


Tymczasem melmaro znaleźli się w rozległym, podziemnym kompleksie powieszeń. Widząc go, można było zrozumieć, dlaczego arena na zewnątrz była taka skromna. Obecnie byli w dużej, prostokątnej sali, wypełnionej wojownikami. Ci kierowali się od dwóch korytarzy, w których tworzyły się już dwie dość spore kolejki. Przed wejściem do każdego korytarza byli dokładnie kontrolowani przez magów oraz zapisywani. Za innymi przejściami dało się dostrzec między innymi salę z łóżkami, wyglądającą na niewielki szpital, zbrojownie wypełnioną najróżniejszymi rodzajami broni (tak wieloma, że kilku nawet Dérigéntirh nie miał jeszcze okazji ujrzeć), czy też małą salę treningową, gdzie niewątpliwie wojownicy mogli spędzać czas przed walką, a była to tylko mała część tego, co się tam działo.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Ogrom podziemnego kompleksu zdumiał melmaro, mieli wrażenie, że znajdujące się tutaj korytarze i pomieszczenia rozciągają się przynajmniej pod połową miasta. Kiedy tylko zeszli po schodach na sam dół, znaleźli się w obszernej komnacie wypełnionej po brzegi wojownikami. Liczba kandydatów była doprawdy zdumiewająca, Loring zastanawiał się przez to, czy aby na pewno dadzą radę wyrobić się do wieczoru.
- Ile tutaj jest rzeczy. – Mruknął z podziwem Vernary, rozglądając się po innych przejściach. – Niesamowite, ten kompleks jest prawie taki jak nasz w domu.
- Nie przesadzajmy. – Odpowiedział spokojnie Bakvst, również lustrując otoczenie. – Zapiera dech w piersiach, to prawda, jednak do Gotlandu wiele mu brakuje, przede wszystkim wynika to z przeznaczenia obiektu.
- To wygląda tak, jakby te dwa korytarze prowadziły na dwie strony areny, a ludzie z jednej odnogi mieli się mierzyć z tymi z drugiej. Jeżeli tak, to ustawmy się wszyscy za sobą w jednym, by nie ryzykować możliwości walki przeciwko sobie już w pierwszej turze. – Na słowa Loringa pozostali skinęli twierdząco głowami, jednak Ur zaproponował najpierw przejście się po kompleksie, a dopiero później wpisanie na listę oczekujących, na co Gotlandczycy chętnie się zgodzili.
Wojownicy spokojnym krokiem wkroczyli do najbliższego przejścia, będącego – praktycznie jak wszystkie inne – korytarzem podobnym do dwóch głównych, tyle że znacznie węższym. Na końcu drogi wchodziło się do wielkiego pomieszczenia wypełnionego najróżniejszymi rodzajami broni, w którym znajdowało się obecnie kilkunastu kandydatów, szukając czegoś dla siebie bądź zaznajamiając się z już odnalezionym orężem.
- No, no, no, ale musicie przyznać, że nasz arsenał podług tego jest niczym. – Mruknął Ver, przypatrując się najrozmaitszemu arsenałowi. Wiele alarańskich specyfików było im obcych, w ich domu z kolei występowały rodzaje oręża z pewnością tutaj niedostępnego, co nie zmieniało faktu, że większą część znajdujących się tutaj broni widzieli po raz pierwszy w życiu.
- Faktycznie, niesamowita różnorodność. – Przechodząc wzdłuż jednej z półek, złotowłosy uważnie przyglądał się sprzętom, zastanawiając się czy wszystko to jest alarańskie czy też może sprowadzone z zagranicy bądź wykonane specjalnie na potrzeby turnieju.
- Podług waszego? Co macie na myśli? Swoją drogą bardzo ciekawe te znaki na waszych plecach, a twoich barkach, nie jesteście z Alaranii? – Gotlandczycy odwrócili się w stronę źródła dźwięku, bowiem autorem wypowiedzianych słów nie był żaden z nich. Siedząc kilka metrów od nich na jednej z półek, między nogami trzymając miecz którego końcówka stykała się z posadzką, znajdował się – na oko – młody mężczyzna o przyciągających uwagę fioletowo-czerwonych włosach, opadających swobodnie, z czego przykrywających prawe oko osobnika. Człowiek ten był przystojny, a w jego prezencji wyczuwalna wręcz była pewność siebie. Kiedy melmaro odwrócili się do niego, ten uśmiechnął się, eksponując swoje śnieżnobiałe zęby. – Jestem Kerran, miło was poznać. Więc jak z tymi moimi pytaniami, uzyskam jakąś odpowiedź?
Początkowo melmaro spojrzeli po sobie, a później dokładnie zlustrowali tego który się do nich odezwał. Uwadze Gotlandczyków nie uszedł też fakt, że pozostali obecni w zbrojowni nie zwracali na nich uwagi, a jeżeli już, to patrzyli tylko na tego mężczyznę, w dodatku niezbyt przychylnym wzrokiem. W końcu jednak Loring postanowił się odezwać i wysunął się krok do przodu.
- Nie, nie jesteśmy z Alaranii. Ale to mało istotne, wkrótce po turnieju i tak opuszczamy te ziemie i wracamy do domu.
- Do domu? Czyli tak dokładniej gdzie? – Kerran przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się szerzej.
- Jesteś bardzo ciekawski. – Wtrącił się Pequris, krzyżując ręce na torsie. – Nie możemy powiedzieć skąd jesteśmy, za to równie dobrze ty sam możesz coś powiedzieć o sobie, po twoim stroju i mieczu widać, że nie jesteś mijanym codziennie szarakiem.
Faktycznie, mężczyzna wyróżniał się z tłumu znacznie bardziej niż nawet Loring mając na sobie złotą zbroję. Już sama głowa z tą niecodzienną fryzurą zwracała na siebie uwagę, a gdyby przyjrzeć się następnym elementom, ciekawość mogłaby jedynie wzrosnąć. Kerran na sobie miał czarny płaszcz poprzecinany czerwonymi smugami, przypominającymi ślady krwi, o szerokich i długich rękawach, w wyniku czego opuszczając ręce, dłonie stawały się ukryte, oraz wyposażony w wysoki, sztywny kołnierz otoczony fioletową obwódką. Płaszcz był zapięty, jednak z zewnątrz nie było widać jaką dokładnie metodą, sięgał do kostek i ukazywał spodnie jedynie kiedy jego właściciel siedział bądź wykonywał gwałtowne ruchy. Co się tyczyło miecza – u podstawy rękojeści był szeroki, później się zwężał, by w kolejnym etapie znów rozszerzyć – jednak do stopnia odrobinę mniejszego niż na dole – i zwęzić do samego czubka. Gotlandczycy nie wiedzieli czy była to zwykła stal, jednak barwą na pewno inna – tutaj można było zaobserwować trzy dominujące w Kerranie barwy – fiolet, czerwień i czerń, układające się w specyficzny wzór. Rękojeść była długa i czarna, a niej można było dostrzec układające się najprawdopodobniej w litery czerwone ślady.
Na słowa leśnego mężczyzna zaśmiał się głośno i pokiwał głową.
- Faktycznie, trudno mi się ukryć w tłumie, to fakt. Ale najpierw – jak was zwą, moi drodzy? Nie pamiętam byście się przedstawiali.
- Bo nie przedstawialiśmy. – Odparł Loring, choć doskonale wiedział, że to co powiedział tamten było czysto retoryczne, po czym po kolei przedstawił swych braci. – To jest Urgoth, Pequris, Vernary, Bakvst, a ja jestem Loring.
- Miło was poznać. – Powiedział rozbawionym głosem Kerran, po czym wciągnął do każdego dłoń, którą Gotlandczycy po kolei ścisnęli. Ich uwadze nie uszedł fakt, że na dłoniach ma skórzano podobne rękawice o kolorystyce takiej jak reszta, jednak nie skomentowali tego faktu.
- Dlaczego bierzecie udział w walkach? Dla sławy, nagrody? Ani to ani to nie przyda wam się jeżeli zamierzacie od razu opuścić Alaranię.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh dopiero po chwili zwrócił uwagę na to, obok kogo tak właściwie usiadł. Wcześniej był zbyt zajęty tym, aby w ogóle znaleźć wolne miejsce, więc to, kto będzie siedział przy nim nie miało dla niego wtedy większego znaczenia. Teraz jednak, gdy musiał czekać na rozpoczęcie turnieju, miał dostatecznie dużo czasu, aby to zrobić.
        Po jego lewej stronie siedział mężczyzna, którego wiek można by z wahaniem zakwalifikować jako podeszły. Miał lekko siwe brwi i włosy, ale na jego twarzy nie było nawet śladu po zaroście. Był odziany w strój z futer jakiegoś zwierzęcia, którego smokowi nie udało się rozpoznać po samej jego skórze. Miał także na sobie sporo biżuterii, w większości złotej. Od razu widać było, że miało się tu do czynienia z kimś znaczącym. Po lewicy człowieka siedziała osoba ubrana podobnie do niego, ale mniej bogato. Był to najpewniej syn bogacza, widoczna różnica wieku by się zgadzała. Gdy dostrzegł wzrok Dérigéntirha, spojrzał na niego gniewnie. Gdy jednak smok przez dłuższy czas nie ruszał się ani nie mrugał, człowiek w końcu spuścił wzrok, mamrocząc pod nosem coś o skandalu i braku odpowiedniej loży. ”Tak, zdecydowanie to jakiś szlachcic czy coś temu podobne.”
        Po prawej stronie smoka natomiast znajdowała się drobna kobieta, wyglądająca na mieszczankę miasta, a dokładniej jej portowej części. Smok czuł od niej lekki zapach ryby, teraz zmieszany z kilkoma roślinami, których poszczególnych nie potrafił szybko rozpoznać. Widocznie starała się zakamuflować ten zapach, ale przed smoczym nosem prawie nic nie może umknąć. Obok niej siedział człowiek podobnie ubrany, najpewniej jej mąż. ”Z jednej strony zwykli mieszczanie, z drugiej szlachcie. A pomiędzy nimi ja, smok. Ciekawie się złożyło, można by z tego zrobić ciekawą zagadkę.”
        Jego dalsze oględziny przerwał mu dźwięk. Spojrzał na arenę, na którą wszedł mężczyzna ubrany w ozdobną zbroję wraz z człowiekiem w fioletowej szacie, niewątpliwie magiem. Często ludzie ubierali się tak, jak powinno się spodziewać, o dziwo robili to nawet ci, którzy chcieli się ukryć. ”Ciemny płaszcz, kaptur założony na głowę i już wiadomo, że stara się wtopić w tłum, choć przez to jest wprost przeciwnie. Ludzie chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, co w większości przypadków jest dość zabawne, choć czasami też żenujące.”
- Mamy przyjemność powitać was na kolejnym turnieju Trzech Mieczy. - Wielokrotnie głośniejszy głos mężczyzny w zbroi rozniósł się po arenie. - Wszystko, co miało być powiedziane, zostało powiedziane, dlatego nie będę przedłużać. Niech rozpocznie się turniej!
        Odpowiedziała mu burza oklasków. Dérigéntirh klaskał, podobnie jak siedzący po jego prawej stronie. Dla szlachciców najwidoczniej byłoby to zbyt duże poniżenie, bo patrzyli na klaszczących ludzi z wyższością. ”Stereotypy stereotypami, ale niektórzy naprawdę starają się jak mogą, aby te wcale się nimi nie stały. Zadziwia mnie to.”
        Dwójka mężczyzn czym prędzej się oddaliła, a na arenę wkroczyło dwoje zawodników. Pierwszy był odziany w prostą, skórzaną zbroję, walczył za pomocą miecza i tarczy. Drugim wojownikiem była kobieta, dzierżąca w dłoniach dziwną, dwuręczną broń, wyglądającą na elficką robotę. Przypominała trochę krótki kij, na którego końcach zamieszczono dłuższe ostrza, ale był zdecydowanie bardziej ozdobny. Mężczyzna zaszarżował w jej stronę, zamachując się mieczem. Kobieta uniknęła ciosu, przepływając pod ostrzem miecza. Następnie cięła przeciwnika w bok, zadając mu płytką ranę. Ludzie na trybunach westchnęli ze zdziwienia, gdy obydwoje zniknęli, a w ich miejscach przez chwilę unosiły się iskierki magii. Każde z nich przeniesiono do jednego z dwóch miejsc w podziemiach, szpitalu bądź sporych rozmiarów pomieszczenia dla zwycięzców pierwszej rundy.
        Dwa wrota otworzyły się po raz kolejny i wypuściły kolejną dwójkę, która natychmiast rzucili się sobie do gardeł. Smok starał się tym cieszyć jak mógł, ale coś mu przeszkadzało. Nigdy nie czuł, że walka jest jego żywiołem, nie dawała mu ona dużo rozrywki, w przeciwieństwie do jego brata. ”Ale co mi to szkodzi, nic nie robiąc mogę wytrzymać kilka dni, co dopiero kilka godzin. W dodatku może się jeszcze czegoś nauczę, przyglądając się temu? Po tak długim życiu przestaje się uczyć tylko na własnych błędach i zaczyna na cudzych. Często się to przydaje.”
Awatar użytkownika
Zinzaar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zinzaar »

        Zinzaar siedziała pod ścianą, a myśl o niskim stropie odbierała jej komfort. Owinięta szczelnie płaszczem gładziła rękojeść szabli zastanawiając się jakim sposobem znalazła się w podziemiach areny gdzie ma odbyć się Turniej Trzech Żagli. Złość napędzająca ją do tej chwili wygasła i wreszcie mogła pomyśleć nad sytuację w jaką się wpakowała. A od czego to wszystko się zaczęło?
        Ach, tak... Siedziała w jakiejś Leoniskiej karczmie, kiedy jej dotychczasowy rozmówca i towarzysz picia wyśmiał umiejętności bojowe panterołaczki. Powołał się na pojedynczy epizod z jej najemniczej kariery, gdy to nie potrafiła ochronić karawany kupieckiej. Na samą myśl bezczelnego tonu tej wypowiedzi krew w kobiecie zawrzała. Jak on śmiał podważać jej umiejętności ani razu nie widząc ich na oczy? Jak on śmiał zrównywać ją z jakimś podrzędnym zabijaką bez honoru?
        Tego było dla niej za wiele. Z pewnością alkohol krążący w żyłach nie ułatwiał jej zachowania zimnej krwi. Niewiele myśląc przyjęła propozycję mężczyzny chcąc udowodnić swoje wartości bojowe w turnieju. Cały czas nabuzowana emocjami zgłosiła się. Teraz była tutaj.
        Teraz jedynym dominującym uczuciem była chęć ucieczki. Ale nie mogła tego zrobić. Założyła się, a wycofanie się z turnieju byłoby ujmą na honorze. A dla Zinzaar honor był czymś bardzo ważnym.
        Wspominając wydarzenia z karczmy próbowała z powrotem rozbudzić w sobie zapalczywość.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Ciągle zadajesz pytania, a jeżeli chodzi już o odpowiadanie, to robisz uniki. – Vernary uśmiechnął się, można by stwierdzić, że troszkę kpiąco. – Ten twój uśmiech, wyraz twarzy, swobodne siedzenie sobie w zbrojowni podczas gdy inni są w kolejce na arenę. Jesteś bardzo pewny siebie, a po spojrzeniach jakie rzucają na ciebie inni, wnioskuję że przy okazji irytujący i dający się każdemu we znaki. Taki turniej to wielkie wydarzenie, czyż nie? Uwielbiamy walczyć, a że jesteśmy przejazdem i akurat na coś takiego trafiliśmy, to chyba wypadałoby skorzystać z okazji? Masz rację, nagrody nic dla nas nie znaczą. Jeżeli chodzi o pieniądze, u nas istnieje inna waluta, poza tym alarańskiej mamy aż nadto. A co się tyczy sławy – ta nigdy nie była nam potrzebna, a wręcz przeciwnie. Tym bardziej w obcych stronach.
- Ty za to wyglądasz na kogoś, kto wręcz uwielbia być w centrum uwagi. – Mruknął rozbawiony Urgoth. – Ten cały strój, ta fryzura. Swoją drogą jak zmieniłeś kolor włosów na taki? Magia?
Kerran przez chwilę milczał, uśmiechając się lekko i przysłuchując temu co mówili do niego leśni, kiedy jednak poruszony został temat włosów, parsknął rozbawiony.
- Widać, że nie jesteście stąd i nie znacie alarańskich opowieści, historii, legend, mitów itd. Z tymi którzy – jak to ładnie określiliście – rzucają na mnie wiadome spojrzenia, nawet słowa nie zamieniłem. A co się tyczy moich włosów – nic przy nich nie robiłem, są takie od urodzenia, każdy będący tym kim jestem ja, ma takie włosy. Włosy, strój, miecz, nawet rękawiczki. No, nie każdy jest tak przystojny, oczywiście.
Mężczyzna kolejny raz zaśmiał się, po czym wstał, podnosząc miecz. Dopiero teraz można było ocenić jego wielkość i zdecydowanie przerastała ona broń jednoręczną, była raczej czymś między półtoraręczną, a dwu, przez co tym większe zdziwienie było Gotlandczyków, kiedy osobnik ten z łatwością zarzucił sobie broń na plecy, automatycznie mocując ją w niewidzianych wcześniej przez ludzi uchwytach.
- Nie przeszkadza mi to, że jestem w centrum uwagi. Owszem, gdybym zmienił ubiór i cały czas pilnował obcinania włosów na łyso, nikt by mnie nie rozpoznał, jednak to by oznaczało, że wstydzę się tego kim jestem, że się tego faktu wypieram, a to nieprawda, jest wręcz odwrotnie – jestem z tego dumny.
Gotlandczycy przez chwilę milczeli, w ciszy przypatrując się nowopoznanemu człowiekowi. Zdecydowanie był inny od normalnych ludzi, jednak to samo jeżeli chodziło o zestawienie z Darem czy też Weihlonderem.
- Ciągle mówisz i mówisz o byciu kimś, ale kim w końcu ten ktoś jest? – Loring przekrzywił nieznacznie głowę i zmrużył odrobinę oczy. – Kim TY jesteś?
- Ja? – Kerran zrobił głupią minę, jak gdyby nie rozumiał pytania, zaraz jednak postanowił odpowiedzieć. – Jestem pożeraczem, rzecz jasna.
Na słowa osobnika żaden melmaro nie odpowiedział od razu, bowiem określenie to nie mówiło im zupełnie nic.
- Pożeraczem? Wyjaśnij, bo dobrze wiesz, że nie wiemy o co chodzi.
Mężczyzna westchnął teatralnie i pokręcił z dezaprobatą głową.
- No dobrze, dobrze. A więc nie wiecie kim się pożeracze, tak? Wytłumaczę jak najprościej, na swoim przykładzie. Otóż jestem… Hm… Jakby to ładnie określić… Pasożytem. Pasożytem żerującym na magii i energii życiowej. Co mam na myśli? Na przykład to, że pilnujący walk magowie nie będą mnie mogli teleportować jeśli im na to nie pozwolę, to samo z osobami którym przekażę część siebie. Nie bez powodu mam na dłoniach rękawiczki, bowiem właśnie ta część mojego ciała jest gębą która pobiera pokarm. Dotykaj skóry człowieka mogę pobrać od niego esencję życia. Mogę, lecz nie muszę. Może to być delikatne muśnięcie, by zobaczył jak to wygląda, a równie dobrze może to być łapczywe pochłonięcie wszystkiego, aż uschnie. Podobno jest to przyjemna śmierć, jak ze snem, robisz się coraz bardziej śpiący, pogrążasz się w euforii, odprężeniu, a później zasypiasz. To samo jest w przypadku istot innych od ludzkich, mam na myśli wampiry, magów, zwierzako-ludzi, smoki i inne. W momencie dotyku natychmiastowo rozpoznaję prawdziwą naturę istoty poprzez kontakt z jej esencją. Tak więc jeżeli tak naprawdę jesteście półwiecznymi czarodziejami ukrywającymi się w ciałach młodych wojowników, wystarczy, że was dotknę, a to odkryję. Ale nie myślcie o mnie źle, nie tylko mogę zabierać życie, ale również dawać życiodajną esencję. Jednak nie ukrywam, zawsze robię to pierwsze. To co pochłonę nigdy nie znika, lecz we mnie zostaje, przez co rosnę w siłę. To coś na podobieństwo niewyczerpalnego magazynu, no chyba, że postanowię skorzystać z danego zapasu i go zjeść, to wiadomym jest, że trzeba będzie na jego miejsce zdobyć coś nowego. Bardzo ciekawym jest bezpośredni kontakt z innym pożeraczem. A wiecie dlaczego? To co pochłoniemy w nas zostaje, każda natura, każdy ślad istot. Dotykając innych wyczuwamy w nich dziesiątki, setki różnych gatunków – zależy jak wiele razy się pożywiał -, chociaż i tak najbardziej wyczuwamy prawdziwą naturę, od razu poznając, że jest to ktoś od nas. Zakładając, że zmienił strój i się obciął, rzecz jasna.
- Dlaczego bierzesz udział walkach? – Zapytał ostrożnie Pequris. To o czym się dowiedzieli, przysporzyło ich o mętlik myśli w głowach. Nie byli pewni czy wierzyć osobnikowi, postanowili, że przy najbliższej okazji zapytają się Dara, czy cokolwiek słyszał o pożeraczach – skoro ludzie rzekomo znają ich z alarańskich bajań, to długowieczny smok tym bardziej, zwłaszcza ten przemierzający świat.
- Czyż to nie oczywiste? – Kerran zaśmiał się. – By się zabawić i przede wszystkim najeść. No, ale pogadaliśmy, pogadaliśmy, a teraz chyba pora ruszać, czyż nie? Jestem przekonany, że ustawicie się po kolei. Mam nadzieję, że nie obrazicie się jeśli się między was wepcham, dobrze mi w waszym towarzystwie, poza tym macie większy procent szans, że później będziecie ze mną w drużynie, a wierzcie mi – wolicie walczyć ze mną niż przeciwko mnie. Na początek walka na pierwszą krew, uważajcie, jedno draśnięcie i odpadacie, nie możecie się pomylić. Tutaj będę grzeczny, prawdziwa zabawa zacznie się dopiero w następnych etapach.
Gotlandczycy nie skomentowali tego, a udali się wraz z Kerranem do jednego z korytarzy, tego bardziej na prawo od schodów którymi zeszli do podziemi. Kolejka znacznie się skróciła, co świadczyło o tym, że wiele walk już się odbyło, w czym nie było nic dziwnego – przy walkach do pierwszej krwi wystarczyły nawet zaledwie dwie sekundy, nie było czasu na myślenie, trzeba było się skupić i nie dać drasnąć. Wojownicy ustawili się w kolejności: Urgoth, Pequris, Vernary, Kerran, Loring oraz Bakvst, przesuwając się powoli wraz z mijaniem kolejnych walk i czekając na moment kiedy to im przyjdzie wyjść na arenę.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh ze spokojem oraz uwagą przypatrywał się kolejnym potyczkom. O dziwo ludzie na trybunach też byli w miarę spokojni, najpewniej dlatego, że te walki nie trwały zbyt długo. Smok postanowił się cieszyć względną ciszą, dopóki to jeszcze było możliwe. Drugim etapem były walki drużynowe, a te raczej tak krótko się nie rozgrywały. Ze swoim doskonałym słuchem Dérigéntirh nie oczekiwał zbyt miłych wrażeń, ale przecież jakoś to przeboleje. Jeżeli nie, to przecież zawsze może stworzyć wokół uszu iluzję ciszy, to powinno rozwiązać cały problem, choć rzecz jasna mogło też przynieść niezbyt miłe konsekwencję.
        Choć widział już niejedno, to niektórzy wojownicy naprawdę go zaskakiwali. Kilku z nich używało broni całkowicie dla niego nieznanej, jeszcze inni specyficznych technik walki, najpewniej z granic, jeżeli nie spoza Alaranii, a jeszcze inni postanowili się w dziwny sposób upodobnić do jakiegoś zwierzęcia, zakładając odpowiednią do tego zbroję, którą bez wątpienia nie można było nabyć u zwykłego sprzedawcy opancerzenia. Aż nie chciało się wierzyć, aby ktokolwiek wystawił na sprzedaż coś tak... nietypowego.
        Po blisko siedmiu krótkich walkach na arenę wkroczył Weihlonder, co potwierdziło przypuszczenia smoka wobec tego, że jego bratu udało się wepchać na sam niemal przód kolejki. Wysoki i barczysty mężczyzna miał na sobie ciężką zbroję, a w dłoni ochoczo dzierżył miecz dwuręczny. Przypatrywał się ze zniecierpliwieniem drugiemu wejściu, bo póki co nikt z niego nie wychodził. Wśród magów i organizatorów zrobiło się małe zamieszanie, ale w końcu wyłonił się przeciwnik Weihlondera, niemal wypchany stamtąd. Wyglądał... cóż, wyglądał na kogoś, kto zdecydowanie przekłada szybkość nad siłę fizyczną. W rękach dzierżył dwa długie noże, na sobie nie miał żadnej zbroi, tylko zwykłe ubranie. Przypatrywał się niepewnie Weihlonderowi, ręce mu lekko drżały. Smok zważył broń w dłoni i ruszył w stronę przeciwnika szybciej, niż można by się spodziewać po osobie jego rozmiarów.
        Nożownik starał się przygotować na jego atak, przyjął postawę, która wyraźnie wskazywała na chęć uniknięcia ciosu i zadaniu własnego, szybkiego. Wszyscy obecni na arenie magowie (i nie tylko) przypatrywali się temu ze skupieniem i obawą, a ręce im co jakiś czas delikatnie drgały. Widać było, że i im Weihlonder dał się we znaki, bo patrzyli na niego z lekką złością.
        Gdy smok w końcu dobiegł do swojego przeciwnika, ten próbował uniknąć zamaszystego cięcia mieczem dwuręcznym. Próbował, bo zanim zdołał przesunąć się choćby o centymetr, w jego stronę już zmierzało ostrze. Nagle nożownik zniknął, a miecz przeciął powietrze i pociągnął zdumionego Weihlondera dalej tak, że niemal nie stracił równowagi. Zdołał jednak stanąć pewnie na dwóch nogach i spojrzał na magów, wzruszając ramionami ze zdziwieniem. Ci pokręcili głową, a po chwili smok zniknął. ”Całe szczęście, że przeteleportowali go z wyprzedzeniem. Strach pomyśleć, co mógłby zrobić taki mocny atak. Na całe szczęście po Weihlonderze od razu widać, że będzie trzeba z nim uważać.”
        Po tym nastąpiło jeszcze kilkanaście walk, najkrótsza trwała trzy sekundy, kiedy to odbywaj zawodnicy rzucili w siebie bronią i żaden nie pomyślał o uniku, a najdłuższa z kilka dobrych minut, wtedy to był prawdziwy pokaz sztuki szermierczej, który ku zdziwieniu większości osób wygrała kobieta. Mężczyzna otrzymał bolesny cios w udo. Smok dostrzegł także wilkołaka, który bez trudy przeszedł dalej oraz ich znajomego z karczmy, któremu jakimś sposobem także się to udało.
        Nagle Dérigéntirh dosłyszał cichą rozmowę, która wywiązała się pomiędzy siedzącym obok szlachcicem a jego synem. Smok uważał, że to niedobrze podsłuchiwać, ale czasami nie miał takiego wyboru. Ludzie nigdy nie orientowali się, że posiada o wiele lepszy słuch od nich, który zdoła ich usłyszeć nawet wtedy, gdy rozmawiają szeptem. Wobec tego młodszy z braci starał się ignorować wypowiadane przez nich słowa, ale szybko zrozumiał, że są o wiele zbyt ciekawe, aby mógł się im oprzeć.
- ...więc mówisz, że będzie walczył?
- Tak, to pewne. Przejdzie do drugiej rundy, postarają się, aby znalazł się w trzeciej.
- Ale jak? Przecież tłum nie jest aż tak głupi, jego twarz zapamiętają.
- Przebierze się. Inna zbroja i już nikt się nie zorientuje, co się dzieje. Choć oczywiście tylko wtedy, gdy przegra pierwszą rundę. Choć wątpię, aby to się stało. Jakimś żółtodziobem nie jest, a w dodatku postarają się trochę ułatwić mu sprawę.
        Smok domyślił się, że chodzi o jakiegoś ich krewnego, który z całą pewnością walczył na arenie. Nie za bardzo mu się spodobało to, co usłyszał. Bez wątpienia mowa była o korupcji, a tej to nie znosił. W końcu miał skrytą w górach dostateczną ilość złota, aby przekupić sporą liczbę monarchów. Gdyby chciał, mógłby zostać prawdziwym panem Alaranii! Nie mówiąc już o tym, że nawet bez złota mógł zdziałać niejedno.
        Wkrótce kolejka do walk bardzo już zmalała, a przed wrotami na ring stanął pierwszy z melmaro. Jego przeciwnik już był na arenie, był to jeden z tych raczej specyficznych, którzy to chcieli się przebrać na podobieństwo zwierzęcia, choć tutaj Dérigéntirh nie powiedziałby nigdy to w ten sposób. Nie było wątpliwości, że mężczyzna jest ubrany na podobieństwo smoka. Miał na sobie łuskową zbroję, zarazem jeżeli chodzi o określenie rodzaju zbroi, jak i tego, co przypominała. Na głowie miał hełm stworzony na wzór smoczej paszczy, w dłoniach dzierżył ostrza przypominające kły. ”Zapamiętam sobie twarz tego pana i kiedyś go znajdę, wpadnę z wizytą. Oj, chyba się zdziwi. Nie żebym miał mu coś zrobić, ale to jest doprawdy irytujące, dobrze by było gdyby się przekonał, jak ma wyglądać smok. Całe szczęście, że Weihlonder nie może tego widzieć!”
Awatar użytkownika
Zinzaar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zinzaar »

        Zinzaar sama nie wiedziała jak długo siedzi pod ścianą. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że głosy wojowników oczekujących na pierwszą rundę przycichły.
"Kolejka już się pewnie kończy. Powinnam iść"- pomyślała.
        Tak też zrobiła.
        Wstała odruchowo otrzepując spodnie i ruszyła korytarzem. Ku własnemu zdziwieniu czekając na starcie nie czuła już zdenerwowania. Gdy wyszła na piasek areny uspokoiła oddech przyśpieszony niekomfortowym samopoczuciem w zatłoczonym korytarzu. Rozluźniła mięśnie patrząc na swojego przeciwnika. Stłumiła chichot na widok futrzanej zbroi. Miała być chyba z założenia reprezentacyjna, a wyglądała dosyć karykaturalnie.
        Szybko sparowała bezpośredni atak włócznią. Klinga szabli przesunęła się wzdłuż drzewca, dzięki czemu panterołaczka skróciła odległość między sobą a przeciwnikiem. Błyskawicznie wyszarpnęła nuż z cholewy i cięła Futrzanego po odsłoniętym udzie. Przy akompaniamencie jej własnego prychnięcia została przeteleportowana przez obecnych tu magów.
        Usiadła między innymi zwycięzcami i zaczęła im się przyglądać. Przydałoby się wiedzieć coś o własnych przeciwnikach.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

W trakcie oczekiwania na ich kolej panowała względna cisza, jedynie Kerran co kawałek coś mówił i wybuchał śmiechem, jednak z kontekstu jego słów nie dało się jednoznacznie określić czy kierował je do kogokolwiek z Gotlandczyków, czy po prostu rozmawiał sam ze sobą. W reakcji na dziwaczne zachowanie pożeracza, Loring i Bakvst wymienili spojrzenia, przy czym ten drugi popukał się w głowę, co miało chyba być czymś w rodzaju zakwestionowania sprawności umysłowej ich nowego „przyjaciela”, a co wywołało u blondyna ciche parsknięcie i szeroki uśmiech. Kiedy do przodu ruszył stojący przed samym melmaro mężczyzna, Gotlandczycy zrozumieli, że wreszcie nadeszła ich kolej, że to zaraz oni wyjdą na arenę. Świadomość ta nie sparaliżowała ich, nie ośmieliła, nie wystraszyła, a jedynie jeszcze bardziej skoncentrowała. Coraz szybsze bicie serca nie było oznaką paniki bądź lęku, a wpływem coraz mocniej wydzielającej się adrenaliny i pobudzenia będącego automatyczną reakcją ciała na fakt, iż za kawałek przyjdzie im walczyć. Ciało nie wie, że tylko o draśnięcie, dla niego każda walka może być tą ostatnią, więc należało zrobić wszystko, by być jak najbardziej użytecznym dla swojego właściciela.
- No to zaraz idę. – Uśmiechnął się Urgoth, wskazując znajdującą się przed nim pustkę korytarza, u którego wylotu znajdowało się niewidziane stąd wyjście na zewnątrz. – Lor, jesteś przewodnim, to ty powinieneś przecierać szlak, zapomniałeś?
- Znając ciebie pomyślałem sobie, że z pewnością wolisz samemu przemierzyć nieznane i mieć z tego radochę, niż podróżować po znanym i zabezpieczonym terenie. – Loring uśmiechnął się na słowa leśnego. – Jednak masz rację i jeżeli tego chcesz, to pójdę pierwszy, tak jak nakazuje mi stopień.
- Nie no, co ty, żartowałem. – Leśny pokiwał wesoło głową. – Spróbuj mi się tylko wepchać przede mnie, to osobiście cię wyeliminuję!
- Przewodnim? Co to znaczy? Coś w stylu przewodnika? – Zapytał z ciekawością Kerran, wędrując spojrzeniem od blondyna do leśnego.
- Znaczy to tyle, że za dużo chciałbyś wiedzieć. Może się kiedyś dowiesz, ale na pewno nie teraz. – Blondyn uśmiechnął się. – Sprawy mojego domu, nie wiem jak wy tam w tym waszym pożeraczowym stowarzyszeniu, ale w Alaranii z pewnością są różne stopnie danej profesji, po prostu u nas inaczej się to nazywa.
- Pożeraczowym stowarzyszeniu? – Kerran kolejny raz się zaśmiał, za każdym razem tak głośno, iż wydawałoby się, że jego śmiech jest dobrze słyszalny na arenie i wśród siedzących na trybunach widzów. – Zabawne z was ludziki, muszę przyznać.
- Teraz twoja kolej. – Uwagę ludzi przyciągnął dobywający się z korytarza głos, którego autorem okazał się być ubrany w mundur mężczyzna, najpewniej zajmujący się opieką podczas turnieju. Swe słowa skierował do Urgotha, podchodząc blisko i głową wskazując na wyjście korytarza. Leśny odwrócił się jeszcze do pozostałych i uśmiechnął.
- Postaram się szybko to załatwić, byście nie musieli za dużo czekać, i widzimy się po drugiej stronie!
- Powodzenia. – Odezwał się pogodnie Pequris i skinął towarzyszowi głową, co ochoczo powtórzyli pozostali leśni.
- Nie przebywam w towarzystwie niedorajd, dlatego ani się waż narobić mi wstydu. – Kerran puścił wojownikowi oczko. – Inaczej znajdę cię i osobiście skrócę o głowę. Ale nie zamartwiaj się, pewnie będzie dobrze. Powodzenia i nie trać głowy, pamiętaj!
Leśny mruknął jeszcze jakieś podziękowania, po czym spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Korytarz nie był już długi, bardzo szybko mężczyzna ujrzał przed sobą światło, a chwilę później stanął na piasku areny. Początkowo zlustrował wzrokiem samą jej konstrukcję, a później omiótł spojrzeniem widownię, jednak nie natrafiając na Dara. Dopiero na sam koniec swą uwagę skupił na przeciwniku, a to jak ten wyglądał sprawiło, że melmaro rozszerzył delikatnie oczy ze zdziwienia. „Jak widać ktoś albo lubi smoki, albo chce zrobić wrażenie robiąc z siebie jego imitację. Ciekawe co na to Dar bądź też Weihlonder, choć ten drugi raczej – pewnie na szczęście – tego nie widzi.”
- No to co, zaczynamy? – Odezwał się leśny, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, i dobył miecz, przybierając gotlandzkie ustawienie – stanięcie lekko bokiem do rywala, prawa noga do przodu, lewa do tyłu, dłoń zaciśnięta na rękojeści przy lewym ramieniu, a czubek ostrza przy prawym.
W takiej też pozycji Ur ruszył spokojnym krokiem ku przeciwnikowi, który dystans postanowił skrócić w znacznie szybszym tempie, najwyraźniej pokładając ufność w swoją zbroję i fakt, że trzyma dwa razy więcej oręża niż jego przeciwnik. Kiedy tylko „smok” zaatakował, tnąc z prawej strony, melmaro ułożył dłoń trzymającą miecz identycznie jak układa się tarczę, by zablokować cios z góry, rozpoczynając jednocześnie odwracanie się przez lewe ramię. Przeciwnik był szybki i myślał, nie tracąc sekund przez to, że jego pierwszy cios został zablokowany, zaatakował lewym ostrzem, celując w odsłonięte plecy, niby cel tak banalny, wystawiony na atak. Jednak Gotlandczyk nie urodził się wczoraj, lewa ręka błyskawicznie dobyła umieszczonego w pasie sztyletu, wyginając się na plecy i bez patrzenia ustawiając tak, by odbić cios, po czym melmaro dokonał reszty obrotu, uderzając zaciśniętą, prawą pięścią twarz oponenta i posyłając go na ziemię. Ur bardzo szybko znalazł się na nim, kolanami blokując ręce, a mieczem – jednocześnie chowając z powrotem sztylet – pozbawiając przeciwnika jego „smoczych kłów”, po czym zgrabnym ruchem przecinając przeciwnikowi policzek. Płytko, byle tylko wydobyła się krew, wszakże po co było przesadzać na tym etapie?
- Dzięki za walkę. – Zdążył jeszcze mruknąć, kiedy nagle znalazł się w innym miejscu. Teleportacja okazała się bezbolesna i błyskawiczna, przy czym wojownik wciąż trzymał w dłoni swój oręż, teraz chowając go do pochwy i rozglądając się po miejscu do którego trafił. Jak widać było to pomieszczenie dla zwycięzców swych walk, co było widać po licznych uśmiechach i odprężeniu. „Ciekawe, czy pomieszczeń jest dwa, tak jak korytarzy, czy może z tego miejsca trzeba po prostu znów rozchodzić się w dwie strony. A może teraz walczący będą wybierani stąd, na zasadzie losowania czy też czegoś takiego?” Pomyślał jeszcze, po czym odsunął się domniemanego miejsca teleportacji, stając tam, skąd od razu mógł zobaczyć nowoprzybyłego zwycięzcę, którym – czego był pewien – będzie Pequris.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości