TurmaliaZielona wiedza

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Zablokowany
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Zielona wiedza

Post autor: Winka »

        Z wszystkich znanych sobie definicji porażki, Wince najbardziej odpowiadała ta sugerująca iż jest to tylko kolejny krok w drodze do ostatecznego sukcesu. Takie rozumowanie pozwalało bibliotekarce nie przejmować się niepowodzeniami i robić swoje pomimo przeciwności losu. Brak postępów jej nie zniechęcał. Skryba była zdeterminowana wyjaśnić tajemnicę drzewa, bezczelnie naruszającego przestrzeń jej pracy, a do tego rosnącego wbrew wszelkim prawidłom natury. Roślinie najwyraźniej nie przeszkadzało skalne podłoże, kurz, brak światła czy wody. Pomimo przejrzenia setek księgozbiorów, Winka nie znalazła nic na temat dziwnych gatunków flory, pojawiających się w ciągu jednej nocy, a przy tym rosnących gdzie popadnie. Mimo tego wciąż uważała, że ma nad owym drzewem zdecydowaną przewagę. Z ich dwójki to ona tyła tą mądrzejszą, a poza tym znajdowali się na jej terytorium. Duże miasto, takie jak Turmalia, dawało wiele możliwości jak chodzi o kwestię znalezienia kogoś, kto mógłby rzucić na sprawę nieco więcej światła.
        Ludzie tutaj parali się najróżniejszymi zajęciami, a ich wiedza zdawała się być nieograniczona. Wystarczyło tylko określić przedstawiciela jakiej profesji się szuka a następnie wybierać z całej gamy miejscowych rzemieślników. Winka od razu skupiła się na tych związanych z przyrodą. Myśliwi, drwale, stolarze, farmerzy, sadownicy, odkrywcy i podróżnicy. Każdy kolejny przedstawiał się jako autorytet w swojej dziedzinie, po czym okazywało się, że w praktyce żaden z nich nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
        - Taaak. Wygląda na to że udało się panience rozwiązać pilny problem dręczący nasze wspaniałe miasto. – Podsumował pan Tufwril, kończąc badanie przedmiotu swojej wizyty. Przez ostatni kwadrans, mężczyzna w całkowitej ciszy wykonywał szereg dziwacznych pomiarów, mających scharakteryzować tajemnicze drzewo. Nie pominął przy tym nawet tych związanych z próbą smakową jego kory.
        - Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. – Odpowiedziała nieco zmieszana skryba.
        - To proste. W Turmalii nie ma zbyt wielu lasów. W większości przeważają sady, a drzewa owocowe są karłowate, słabo nadają się na opał, że o deskach nie wspomnę. Poza tym nikt nie chce ich ścinać. Prawdziwy surowiec trzeba więc sprowadzać z daleka co jest raz – kosztowne, a dwa – skomplikowane proceduralnie. Tymczasem twoje drzewo jest już na miejscu i jak to mówisz rośnie dość szybko.
        - Ale co to ma do rzeczy?
        - Poczekamy aż zakwitnie, wyrosną kolejne, a wówczas zaczniemy eksploatację. – Wyjaśnił mężczyzna.
        - Myślałam, że dyskutujemy o czym innym. I że jako królewski doradca w zakresie gospodarki zasobami przyrody, powie mi pan czym ono jest? – Skryba nie kryła rozczarowania przedstawioną jej perspektywą.
        - Co? Ja się nie znam na drzewach, tylko na robieniu desek. A z tego twojego wyjdzie takich około tuzina. – Z dumą stwierdził Tufwril – Przy okazji posiada panienka piękne regały. Klasyka. Tylko te książki niepotrzebnie je zasłaniają. Doradzałbym ich usunięcie, a wówczas więcej ludzi będzie mogło podziwiać te dzieło sztuki. No i farba. Trzeba ją odnowić ale tak by nie stracić istoty kompozycji. Żadnego ścierania.
        - To jest biblioteka! – Zaprotestowała Winka. – Jeśli nie ma pan nic więcej do dodania w interesującym mnie temacie, to dziękuję bardzo za poświęcony czas. Życzę miłego dnia.
        - Tez coś. Kogo obchodzi czym to drewno jest? Może zamiast niepokoić ludzi nauki i handlu, popytaj jakiś wróżbitów, druidów, szamanów czy innych szaleńców.
        Ostatnia uwaga, chociaż rzucona w pogardliwym tonie, dała skrybie wiele do myślenia. Gdy tylko zdołała wyprosić swojego gościa, Winka zaczęła zastanawiać się czy nie powinna odwiedzić dzielnicy Wolnych Naturian. Samo miejsce trochę ją przerażało. Oferowano tam najróżniejsze dziwactwa. Od specyfiku na porost włosów, przez tatuaże, cała gamę wywarów miłosnych, skończywszy na ukąszeniu węża za opłatą. Podobno wywołane w ten sposób halucynacje pozwalają odkryć prawdziwą naturę człowieka. Skryba nie miała ochoty tego sprawdzać. Zrozumiała jednak że w pałacowych komnatach nie znajdzie interesujących ją odpowiedzi, a skoro tak trzeba było spróbować popytać gdzieś indziej.
Awatar użytkownika
WeKona
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: WeKona »

        Aghar... ludzie wybierają się tu na nielegalną wycinkę drewna, zbieractwo grzybów, polowanie czy na chwile prywatności. Ale i znajdują się tacy, którzy dokonują tu okropnych czynów. Napaście, egzekucje, gwałty, chowanie zmasakrowanych ciał. Tutejsza ziemia wchłonęła wystarczająco dużo krwi, by dalej akceptować monstra, które wykorzystują to piękne miejsce jako swoje poletko do perwersji.
        Donośny kobiecy głos rozbrzmiewał pośród drzew. Krążył, odbijał się echem, nikt nie mógł sprecyzować skąd dobiegał. Gdy głos ucichł zza konarów drzew wybiegły martwe psy. Jeden po drugim uderzały o ziemię pod stopami grupy mężczyzn i dwóch kobiet. Na ten widok, dobyli swej broni, utworzyli obronny krąg, wypatrując zagrożenia. Niedaleko nich paliło się wysokie ognisko, nad którym piekli sarnę. Razem było ich ośmiu, a ich ostrza były skąpane w świeżej krwi. Krwi przejezdnej rodziny, którą napadli i ograbili. Matka, ojciec, ich syn i córka leżeli gdzieś w lesie bez ducha, ugodzeni wielokrotnie ostrzem i nadgryzieni przez psy, które posiłkowały się ich ciałami. Banda specjalnie zostawiła swoje psy, by mogły się najeść, ale nie zauważyli, że od dłuższego czasu ich nie ma z powrotem. A były pupilami tej bandy.
        - Pokaż się suko! - krzyknęła kobieta z naprężonym łukiem, jej głos zdradzał złość i szczyptę lamentu. Te psy były dla niej czymś więcej. Nie mogła nawet spojrzeć na nie, na ich zakrwawione pyski. Sprawiało jej to ból, który napędzał jej złość. Typowe, ludzkie zachowanie.
        Nagle coś przemknęło między drzewami. Łuczniczka momentalnie wypuściła strzałę w powietrze, ale nie trafiła. W mroku usłyszała tylko, jak grot wbił się w konar drzewa. Kolejny szmer pośród drzew, kolejna strzała, później kolejna i jeszcze jedna. Żadna z nich nie trafiła. Wszyscy poczuli silny podmuch powietrza a ich ognisko zgasło w ciągu sekundy. Banda zaczęła szeptać między sobą, najwidoczniej uznali by się rozdzielić. W końcu jest ich dwunastu przeciwko jednej kobiecie. Już zabijali wcześniej leśnych elfów, więc jakaś kobieta nie powinna być problemem. Przynajmniej tak szło wywnioskować z ich bardzo, bardzo błędnej decyzji.

        Łuczniczka i jej koleżanka były niedaleko siebie, szły powoli nasłuchując każdego szmeru. Ubezpieczał je barczysty łysy mężczyzna z długim mieczem w ręku. W oddali wydobył się pojedynczy jęk. Głośny. Gdy łuczniki się odwróciły nie zobaczyły nikogo. Łysy drab szedł tyłem, rozglądając się. Usłyszał pęknięcie pod stopami, a moment później dźwięk szybko zwijanego sznura. Łuczniczki będące trochę dalej ominęły pułapkę, ale zdążyły zobaczyć jej efekt. Z niebios spadł wielki kosz wypełniony kamieniami i najeżony kolczystymi palami. Dosłownie śmiercionośna machina wbiła łysego w ziemię, przebijając na wylot i miażdżąc czaszkę.
        - Pułapki! Wracamy do siebie! - Ktoś krzyknął zanim kobiety mogły wydać z siebie jakikolwiek dźwięk po tym co zobaczyły. Mając na uwadze maksimum ostrożności wolno wracały do miejsca, skąd przyszły.

        Kolejny krzyk i kolejna ofiara pośród bandytów. Tym razem śmierć dosięgła osamotnionego mężczyznę, który wpadł do dołu z kolcami wykonanych z kor drzew. Jego kompan, który stał niedaleko nie miał nawet zamiaru mu pomagać. Rzucił się do szybkiej ucieczki do pierwszego z jego przyjaciół jakiego zobaczył pośród drzew. Ciemność stanowczo utrudniała widoczność. Niczego nie można było być pewnym. Każde pęknięcie gałązki było dla niego oznaką śmierci. I mimo iż udało mu się dobiec do swojego przyjaciela bezpiecznie. Jego serce waliło jak szalone. Musiał odpocząć, uspokoić się, ale długowłosy mężczyzna chwycił go za braki i przysunął do siebie. Pierwszy nie wiedział co robi, póki nie spojrzał pod siebie.
        - Ty ch....! - krzyknął patrząc, że jego bandycki kolega ustawił mu stopę na lince. Długowłosy się odsunął i wzruszył ramionami, nie wiadomo było, czy przepraszał czy był dumny z siebie, że udało mu się wyjść z opresji. Ale to nie miało znaczenia. Bandyta uniósł stopę jeszcze zanim zdążył się oddalić długowłosy. Zza liści wystrzeliło kilkanaście igiełek, które dosięgły pierwszego jak i drugiego mężczyznę.
        Reszcie udało się przegrupować. Nie zamierzali się oddalać od siebie nawet o cal. Została ich tylko czwórka. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn.

        - Ruszcie się, wzdłuż w stronę drogi! - wszyscy posłuchali kobiety.
Daleko nie zaszli, zatrzymali się kilkanaście metrów dalej, kiedy przed ich oczyma zmaterializowała się postać. Postać przezroczystej wysokiej kobiety, która mieniła się jasnym błękitnym światłem. A dokładnie jej część się mieniła, dziwne ułożone wzory falowały na jej nieistniejącym ciele. Kobiety posłały w stronę ducha kilka strzał, ale umknął i zniknął w zaroślach. Później pojawił się na jednym z drzew, uskoczył dalej i był tuż za nimi. Mężczyzna poczuł chłód na jego karku, odwrócił się i wrzasnął. Ale nie ze strachu, z bólu. Jedna z łuczniczek źle wymierzyła strzał i trafiła swojego w ramię. Mężczyzna w akcie złości wywinął swoim toporkiem w tył trafiając kobietę w gardło. On sam jak i kobieta upadli jak worki z pisakiem. Ziemia już piła ich krew.
Pozostała dwójka skorzystała z zamieszania i pobiegli przed siebie. Nie odwracając się za siebie. Dlatego kobieta z łukiem nawet nie zauważyła kiedy jej kompan zniknął w mroku za nią. Była sama, biegnąc ile sił w nogach, ale na jej drodze znów spotkała ducha kobiety, zmieniła kierunek i pobiegła wspinając się na kurhany i wpadając na błotniste sadzawki. Brudna, poszarpana przez wystające gałęzie, dalej na resztach sił zmuszała się do ucieczki aż wpadła na menhir. Będąc ogłuszona wolno zbierała się z ziemi, zauważając dobiegające światło za skalną rzeźbą. Delikatnie odsunęła gałęzie, a jej oczom ukazał się piękna sadzawka. Przeróżne kwiaty kwitły z każdej strony, posyłając na wiatr blade pyłki. Dalej sadzawka o krystalicznej czystości odbijała kolory nocy. Gwiazdy, księżyc, cudowne rośliny i plecy ciemnoskórej kobiety siedzącej okrakiem na kamieniu pośrodku sadzawki. Jej ramię miało te same znaki co duch, który prześladował ją po drodze.

        - Witaj - rozpoczęła kobieta spokojnie. - Proszę podejdź.
        Jej głos był dojrzały, mniej mroczny a bardziej... Matczyny. Tuż przy ramieniu stał duch, który ją ścigał. Ale tym razem nie emanował tak światłem jak poprzednio. Duch minął bandycką łuczniczkę i podszedł prosto w stronę siedzącej kobiety. Stąpał po wodzie mącąc . Stanął wyprostowany i usiadł okrakiem dokładnie w tym miejscu, gdzie czarnoskóra kobieta się znajdowała. Połączyli się,łuczniczka widziała jak kobieta przed nią pochłania tego ducha.
        - Zbliż się - ponowiła prośbę, tylko bardziej stanowczo. - Możesz opuścić broń - dodała.
Łuczniczka nie posłuchała, dla niej był to jakiś trik, ale nie miała wyboru, być może uda się jej przeżyć, jak będzie robić to co mówi ta kobieta.
        Postawiła krok w przód, następny i kolejny, aż do momentu jak już stała nad sadzawką. W odbiciu krystalicznie czystej wody widziała srebrno-złote rybki.
        - Bliżej - łuczniczka posłuchała raz kolejny wkraczając w wodę swoimi zabłoconymi buciorami. Ale nie brodziła wody, to woda czyściła ją. Z każdym milimetrem jak się zagłębiała w wodzie, jej ubranie zdawało się coraz bardziej być czyste. Krew z rąk znikła a jej łuk podryfował gdzieś w bok. Gdy była zanurzona do pasa, była już obok czarnoskórej kobiety. Jej tatuaże lśniły mniej a jej twarz była... pełna szczęścia.
        - Twe serce i umysł są skażone złem. Twoja przeszłość to pasmo niepowodzeń i tragedii. Twoja droga została zatarta przez złych ludzi, którzy ukształtowali cię na swoje podobieństwo - przemawiała z zamkniętymi oczyma. Jej głos i słowa sprawiały, że łuczniczka poczuła mrowienie na plecach. - Ale nie jest dla ciebie za późno - powiedziała po czym uchwyciła jej dłoń. - Przed tobą jest droga, droga do harmonii i pokoju. Jestem w stanie ci ją wskazać. Ale musisz mi odpowiedzieć - jej głowa odwróciła się do kobiety. Spojrzała na łuczniczkę i zapytała:
        - Czy słyszałaś o Agaiju?
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

        Przed opuszczeniem biblioteki Winka raz jeszcze przyjrzała się intruzowi panoszącemu się w jej świętym miejscu. Od początku nazywała go drzewem, chociaż roślinie daleko było do swoich odpowiedników rosnących w lasach. Mając nad sobą sufit, jej „drzewo” musiało rosnąć inaczej. Było przysadziste, krępe, o grubym pniu i koronie której gałęzie pięły się raczej w poziomie niż ku górze. Przynajmniej nie burzyło ścian, zadowalając się zawłaszczaniem wolnej przestrzeni, chociaż skryba intensywnie zastanawiała się nad tym, gdzie są jego korzenie. Nie było ich widać ani na zewnątrz biblioteki ani w korytarzach, więc albo w ogóle nie istniały albo drążyły murowane ściany. Obie możliwości brzmiały dość przerażająco.
        Winka wzięła do ręki rysik i szkicownik, po czym podchodząc bliżej, uważnie przyjrzała się liściom „najeźdźcy”, chcąc jak najdokładniej odwzorować ich kształt na papierze. Musiała mieć jakiś dowód, na podstawie którego będzie mogła zadawać pytania. Najprościej byłoby ułamać zakończenie jednej z gałęzi, jednak wcześniejsze próby uzmysłowiły bibliotekarce iż drzewu nie straszne jest żadne ostrze. Bez jego zgody, nie była w stanie urwać nawet listka. Jak do tej pory roślina wydawała jej się oporna i wyjątkowo złośliwa, dlatego też tak wielkim zaskoczeniem był fakt gdy nagle zaczęła współpracować. Niespodziewanie dla gospodyni, jeden z liści nagle sam z siebie zaczął opadać, powoli lądując na trzymanym przez Winkę pergaminie, tym samym podkreślając marne umiejętności malarskie skryby.
        - Szybko wyrósł, to może i szybko zwiędnie. – Łudziła się bibliotekarka, nie chcąc na głos wypowiedzieć swoich przypuszczeń o rzekomej inteligencji tego co przecież było rośliną. Niestety owe życzenie okazało się naiwne. Poza jednym liściem nic nie wskazywało na dalszy proces usychania drzewa. Najważniejsze że miała teraz poszlakę na podstawie której będzie mogła dowiedzieć się czegoś więcej o gatunku jaki sama wyhodowała.
        Tak jak się spodziewała, w odwiedzanej przez siebie dzielnicy, można było spotkać cały przekrój ludzi zajmujących się lasami i żyjącymi z darów przyrody. Część miejscowych agitowała na rzecz ochrony dobrodziejstw natury, organizując niewielkie wiece, na których publicznie krytykowano rabunkową gospodarkę, wycinkę i parcie w stronę przemysłu. Niektórzy z nich nie ograniczali się tylko i wyłącznie do racjonalnych argumentów, próbując tez wzbudzić strach mrocznymi opowieściami o tym jak to natura w końcu się odegra. W ponurych wizjach hordy drapieżników i innych monstrów atakowały ludzkie skupiska, doszczętnie niszcząc miasta, tak aby tereny te na powrót wróciły pod panowanie matki natury. Ludzie z zainteresowaniem słuchali takich historii, chociaż nie widać było na ich twarzach przerażenia. Najwyraźniej traktowali to wszystko jako ciekawe, dobrze skrojone bajki, którymi w przyszłości będzie można postraszyć niesforne dzieciaki.
        Tymczasem zdecydowana większość ludzi na ulicy trudniła się handlem, starając się zarobić na wszystkim co dało się wynieść z lasu. Przodowali tu zielarze z miksturami na wszelkie dolegliwości. Winka właśnie od nich chciała zacząć poszukiwania, mając w pamięci iż samą sadzonkę otrzymała od Zarii, która to trudniła się sporządzeniem naturalnych leków. Było tu też mnóstwo sprzedawców kwiatów, roślin ozdobnych i zwierząt, które można było próbować udomowić, lub tez trzymać jako atrakcję dla gości. Ta grupa ludzi również wydawała się skrybie obiecująca. Podobnie jak druidzi, przewodnicy, czy odkrywcy usiłujący zwerbować odpowiednią kompanię. W samej Turmalii od kilku tygodni krążyły plotki o nowych, niezbadanych ziemiach, pełnych bogactw i cudów czekających na to, by przejść do historii jako ten który pierwszy je opisze. W tej sytuacji nie mógł dziwić natłok odwiedzających. Winka z trudem przepychała się przez tłum. Wreszcie spróbowała szczęścia przy jednym z straganów.
        - Mam w ogrodzie taką roślinę. Podoba mi się, chciałabym mieć ich więcej. Niestety nie wiem co to jest? Może ma pan u siebie taki gatunek? – Skłamała skryba pokazując sprzedawcy swój liść. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi, Winka postanowiła zachować dla siebie prawdziwe informację, które na tą chwile i tak nie wydawały się istotne.
        - Na pewno znajdę dla panienki coś podobnego.
        - Nie chodzi mi o „podobne”, tylko o dokładnie takie samo. – Szybko sprecyzowała bibliotekarka. – Ostatecznie byłabym tez skłonna zapłacić za samą informację, czego tak właściwie szukam.
        - Dwa orły. – Krótko uciął dyskusję handlarz.
        - Co? Aż tyle za podanie samej nazwy? To złodziejstwo!
        - Trzy. Z racji tego że blokujesz innym miejsce w kolejce. – Padła kolejna podpowiedź.
        - Ale… ale tyle to tydzień mojej pracy! – Oburzyła się Winkia, niechętnie przystając na propozycję nieznajomego. Miała nadzieje ze zdobyte informację będą warte wydanych pieniędzy, jednak ku swojemu rozczarowaniu, usłyszała jedynie kolejna wskazówkę.
        - Zapytaj starego Farila. Będzie wiedział.
        - A gdzie go znajdę?
        - Dwa orły. – Mężczyzna po raz kolejny wyciągnął dłoń, oczekując zapłaty w zamian za podzielenie się swoją wiedzą.
Awatar użytkownika
WeKona
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: WeKona »

        Dzielnica, której drogi były wykonane z kamiennych bloczków, musiała być istnym piekłem dla powozów czy karawan. A dla domowników odgłosy stukotu musiały być niemniej przyjemne. Przekrzykiwali się, co drugi skład lepsze oferty od pierwszego i trzeciego. Czwarty obrażał pozostałych dwóch, a piąty w tym czasie dobijał targu. Panował tu gwar. Z pewnością, większość ludzi mieszkało tu bo nie mają nic lepszego do wzięcia. Chociaż sama dzielnica, mimo głośnego trybu życia, przedstawia się dość ładnie. Domy rozstawione na całą długość drogi, były malowane na różne kolory, lecz w większości odcieniach bieli i błękitu. Dalej, wzdłuż drogi zebrała się grupka ludzi, ale nie po to by sprzedawać swoje towary, lub oferować usługi znachorskie. Stała tam tylko jedna kobieta odziana w delikatny strój przemawiająca do wszystkich.
        - Zjednoczmy się! Porzućmy wzajemną nienawiść do siebie! Nie pozwólmy się mordować, nie pozwólmy naszym dzieciom oglądać świat przez pryzmat bezsensownej przemocy! Przyłączmy się do Agaiju! Ducha natury i harmonii!
Stanowcza większość ludzi, ignorowała słowa blond kobiety i odchodziła kręcąc oczami, jednak byli i tacy, którzy słuchali z uwagą. Jej głos b bardzo podekscytowany, wierzyła w to co mówi.
        - Ile trzeba płacić? - ktoś zapytał. I to było dobre pytanie, stanowcza większość takich ''prezenterów'' szuka naiwniaków, by wydusić z nich złamany grosz. Ale odpowiedź była bardziej zaskakująca:
        - Nic! Nic nie trzeba płacić, nie trzeba oddawać majątku, chyba, że sam tego chcesz. Celem Agaiju jest powstrzymanie rozlewu krwi i nawrócić ludzi na łono natury. Odkąd wynaleziono miecze, machiny wojenny, na świecie toczą się nieustające wojny. My jesteśmy tego powodem. My napędzamy ten interes śmierci. Cały nasz postęp, każde udogodnienie miało miejsce w przemyśle zbrojeniowym. Wszystko zaczyna się od rozlewu krwi. Nie dajcie sobie wmówić, że to postęp, to cofanie się w tył. To odrzucanie naszej natury, naszej dobroci w drugiego człowieka.
        I tak to trwało długi czas, dziewczyna miała siłę w płucach. Jej przekonywanie do swoich racji trwało jakiś czas, do momentu jak wspomniała skąd jej nawrócenie.
        - Sama mordowałam, zabijałam dla pieniędzy i dla własnej satysfakcji, póki nie spotkałam We'Kony. Krydianę w lesie Aghar. To ona wskazała mi drogę. Pokazała, że człowiek może się zmienić, że może porzucić swoją mroczną stronę i żyć w harmonii. W świecie bez przemocy. Chciałam naprawić błędy swojej przeszłości. Ale We'Kona powiedziała mi, że rozbitego wazonu się nie skleja, tylko tworzy nowy, lepszy. Nie naprawia się zła, tylko tworzy się świat, w którym nie ma miejsca na zło. To jest droga Agaiju, to jest nasza droga do zbawienia!
        Ludzie coraz bardziej byli przychylni dziewczynie, szczególnie, że wzmianki o dość nietypowych ludziach zawsze wzbudzały zainteresowanie. W tym przypadku samo wspomnienie o krydianie było czymś ciekawym. O tych istotach mało kto słyszał, a jeszcze mniej widziało. I to w pobliskim lesie? Nie trzeba było być wierzącym w słowa kobiety, by samemu chcieć zobaczyć krydianę na własne oczy. Z pewnością, byli jeszcze ci, co snują mniej przyjazne plany.
Ostatnio edytowane przez Tilia 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Zwracaj proszę uwagę na stylistykę i sens zdań.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

        Podążając za wskazaną jej osobą, Winka natrafiła na kolejną grupę debatującą o lepszym życiu i zbliżeniu się do natury. To zgromadzenie różniło się od pozostałych nie tylko liczebnością, ale również emocjami prowadzonych rozważań. Wcześniejsi mówcy charakteryzowali się tym, iż dość łatwo dawali się zdemaskować, a jedyne poruszenie jakie zdołali wywołać, to te związane z przepędzeniem oszustów z placu handlowego. Tutaj natomiast było zupełnie inaczej. Ludzie starali się rozmawiać spokojnie i rzeczowo, wzajemnie analizując przekazywane treści. Nie to żeby od razu zaufano dziewczynie stojącej na piedestale, jednak przynajmniej nikt nie miał w ręce kamienia, bata czy zgniłych owoców. Mimo wszystko wśród słuchaczy wątpliwości wciąż przeważały nad entuzjazmem.
        - Skoro nie będziemy polować ani zabijać, to jak się wyżywimy? – Spytał ktoś z tłumu.
        - Gdzie znajdziemy schronienia dla nas i naszych dzieci? – Wtórowała mu kobieta z pociechą na rękach.
        - Kto obroni nas przed tymi, którzy nie wybiorą wskazanej przez ciebie drogi? Słaby zawsze pozostanie łatwym łupem. – Zauważył mężczyzna w stroju barda.
        Zainteresowani wypytywali nieznajomą także o dużo bardziej błahe sprawy. Kim jest owa krydiana? Gdzie ją znajdą? Dlaczego powinni jej zaufać? A także to, skąd We’Kona miałaby znać odpowiedzi na wszystkie dręczące ich wątpliwości. Przysłuchujące się temu bibliotekarka usiłowała sobie przypomnieć cokolwiek na temat wspomnianych przez dziewczynę istot. Niestety żadnej z tych nazw nie była w stanie skojarzyć. Prawdopodobnie chodziło o jakieś imiona czy tytuły nie związane z żadnym powszechnie znanym gatunkiem czy profesją.
        Stojący obok skryby słuchacze przysłuchiwali się temu co odpowiada im mówczyni, jednocześnie miedzy sobą wymieniając uwagi na temat co który myśli w kwestii krydiany i przedstawianej im wizji na nowe życie.
        - Myślę że ona jest czymś więcej niżli tylko częścią przyrody. Jest głosem natury. Reprezentuje sobą każdy istniejący gatunek. – Filozoficznie opowiedział się jakiś staruszek.
        - A ja twierdzę że to doskonały interes. – Wtrącił barczysty myśliwy. – Z całą pewnością znajdzie się wielu gotowych zapłacić za takie dziwadło.
        - Nie masz prawa traktować rozumnej istoty niczym jakiejś bestii. – Natychmiast podniosły się głosy protestu.
        - Zawrzyj gębę, zanim doniosę władzy o tej zbieraninie buntowników.
        Winka nie słuchała dłużej. W kwestii rozwiązanie problemu związanego z jej biblioteką, postać We’Kony może i rysowała się obiecująco, jednak skryba nie zamierzała szukać jej gdzieś w leśnych ostępach. Doskonale zdawała sobie sprawę że sama nie nadaje się na takie wyprawy. Nie wierzyła w swoje przetrwanie daleko poza murami Turmalii, a mając inne alternatywy, nie zamierza weryfikować owej tezy. Postanowiła czym prędzej odnaleźć Farila i jeszcze szybciej wynieść się z tej dzielnicy wracając do swoich książek.
Niestety gdy wreszcie dotarła pod wskazany adres, okazało się że wcześniej zmarnowała zbyt wiele czasu, a co gorsza prawdopodobnie po drodze minęła się z poszukiwanym przez siebie druidem.
        - Był na jakimś wiecu, a gdy tylko wrócił czym prędzej pognał w stronę miejskiej bramy. – Wyjaśniła sprzedawczyni ozdób mająca swój stragan naprzeciwko domu Farila – Jaki się pospieszy, jeszcze go panienka złapie.
        Nie czekając na dalsze wyjaśnienia, bibliotekarka od razu rzuciła się w pogoń. Przez cały czas była przekonana iż szuka starszego człowieka pełniącego rolę lokalnego mędrca. Wyobrażała go sobie jako statecznego mężczyznę z długą brodą, laską i tuniką do kolan. Niestety przy samej bramie nie zauważyła nikogo kto chociaż odrobinę wpisywałby się w ten wizerunek. Za to gdy wykrzyczała imię druida, tym który zareagował okazał się człowiek w sile wieku, ubrany w skórzaną zbroję i cały arsenał łowcy, począwszy od łuki i topora, przez noże, a na maczecie skończywszy.
        - Nie mam teraz czasu. Proszę przyjść kiedy indziej. – Odpowiedział Faril nie przerywając swojego marszu w kierunku pobliskiej stajni.
        - Naprawdę zajmę panu tylko chwilkę. Czy mógłby mi pan wyjaśnić czym jest ta roślina? – Nie poddawała się Winka, pokazując intruza z biblioteki. .
        - Innym razem.
        - Proszę tylko zerknąć.
        - Nie teraz… - mężczyzna po raz pierwszy spojrzał w kierunku skryby, a rozpoznając w niej miejskiego urzędnika, nieco zmienił ton – Jedź ze mną. Jeśli się nie mylę ktoś będzie musiał podnieść alarm. Ta cała krydiana stanowi zagrożenie dla miasta.
        - Ale, ale… kiedy ja nie mogę… chodzi mi tylko o te liście… - Usiłowała protestować bibliotekarka, nawet nie zorientowawszy się kiedy to została posadzona w siodle.
Awatar użytkownika
WeKona
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: WeKona »

        Wokół panował spokój. Pejzaż kolorowych słupów światła rozciągał się w bezkresną mgłę świateł. Wyglądały jak struny rozciągnięte wzdłuż gigantycznej lutni. Dominowały kolory bieli, błękitu i szarości, jak na wybrzeżu podczas zachmurzonego poranka. Palce przezroczystej istoty, przesuwały się po świetlnych niciach. Były to nici przeznaczenia. Z każdym dotykiem nić reagowała, zmieniając swoją barwę i pulsując w leniwy sposób. Każda z nich przedstawiała jakąś drogę, sposób życia lub rozwiązania. Przezroczystą istotą byłą We'Kona, chociaż nie posiadała w tym miejscu fizycznej formy, z każdym dotykiem czuła całą piersią emocje, którą dana nić oferowała. Czuła i widziała wszystko, a w jej uszach rozbrzmiewała nieistniejąca w tym miejscu pieśń. Coś jak anielski głos rozchodzący się echem pośród chmur z samego końca świata. Poczucie harmonii. Harmonii, która właśnie ukłuła We'Konę w dłoń. Jedna z nici drżała, była niestabilna. Krydiana chwyciła ją w delikatny sposób. Jej oczom ukazała się jej nowa znajoma. Ta blond włosa bandytka, którą spotkała. Pokazała jej nowe życie, w którym dostąpi szczęścia. Z dala od typowo ludzkich problemów. Niegdyś morderczyni... teraz? Niosła wieść o Agaiju ale i wyzwanie, którego chcieli się podjąć inni.

        We'Kona ścisnęła nić, by zajrzeć ''dalej''. Poczucie zagrożenia od tej nici kuło jak ciernie róży. Zobaczyła twarze różnych ludzi i osób myślących o przybyciu do niej. Zapamiętała je. Wkrótce się spotkają, Ale spotkanie, może nie wyglądać tak, jakby sobie tego życzyli.
We'Kona zwolniła uścisk, jej eteryczna forma zaczynała blednąć, znikać z tego pięknego świata. Została pchnięta z powrotem do swojego ciała. Czuła się jakby przemierzyła cały kosmos wzdłuż i wszerz, dotykając gwiazd i czując kosmiczny pył we włosach. A gdy otworzyła oczy, znajdowała się w tym samym miejscu, w którym przywitała bandytkę. Powstała i rozejrzała się dookoła. Niedaleko niej spała sarna. Jak pies ułożyła głowę na jednym z wystających korzeni drzewa. Krydiana musiała chronić to miejsce, musiała uchronić wszystkich przed złem jakie zostanie sprowadzone. Ale żeby tego dokonać, musiała chronić i samą siebie. W tym celu, podeszła do drzewa, przy którym spała sarna. Pogładziła ją po głowie i wyciągnęła swoją dłoń w głąb drzewa. W jego wnętrzu chwyciła liściasty kosz w kształcie dużej torby. W środku, znajdował się pokarm i jej oręż. Wiedziała że ma mało czasu. Musiała wykonać pierwszy krok. Przenieść batalię, z dala od tego miejsca.
        Patrząc na śpiącą sarnę poczuła spokój w duszy ale i troskę. Ale właśnie ta troska, dawała jej siłę. To tylko przekonywała ją do podjęcia działań, których boją się podejmować jej siostry. Pewna siebie wypakowała swój rynsztunek, który tylko czekał na użycie. W koszu, także znalazła parę liści do spożycia. Ułożyła je pod nos śpiącej sarny, gdy się zbudzi, zacznie swój dzień w o wiele lepszy sposób, niż We'Kona go zakończy swój.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

        Skrybowska natura definiowania rzeczy, domagała się od Winki precyzyjnego określenia sytuacji z jaką przyszło jej się zmierzyć. Na przykład tego czy została porwana? Biorąc pod uwagę fakt iż znalazła się w lesie nie z własnej woli, powyższa terminologia zdawała się być odpowiednia. Z drugiej strony nie krępowały jej żadne więzy, a ściślej rzecz ujmując nie krępowały jej żadne inne więzy niż własna ciekawość, do tego sam druid zapowiedział, że jeśli nie zamierza pomagać, to powinna od razu wracać do miasta, więc słowo „porwanie” odbiegało w tym przypadku od swojego klasycznego znaczenia. Bardziej zasadnym zdawało się tutaj „wciągnięta w intrygę”, chociaż dziewczyna nie bardzo rozumiała kto i przeciwko komu toczy tu grę. Poza tym istniała też możliwość iż znalazła się tutaj bo sama tego chciała. Drzewo ją zmusiło. To fakt. Jednak sama zdecydowała się aby rozwiązać jego zagadkę. A skoro nikt normalny nie chciał odpowiedzieć na nurtujące ją pytania, to najwyraźniej należało pytać osoby takie jak We’Kona. Czymkolwiek była ta ostatnia. Kto wie być może zostanie pierwszą skrybą która w swoim dziele opisze istoty zwane krydianami, co bezsprzecznie zapewni jej stałe miejsce w galerii zasłużonych odkrywców. Na samą tą myśl dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
        - Wytłumacz mi jeszcze raz. Dlaczego to muszę być ja? – Bibliotekarka naciskała swojego towarzysza wciąż nie będąc pewną roli jaką według Farila miała odegrać w tej historii.
        - Jeśli to ja podniosę alarm, w oczach władców byłbym tylko kolejnym druidem który apelują o zmianę podejścia do sposobu w jaki eksploatujemy dobra naturalne – wyjaśnił mężczyzna – jednak gdy podobny głos padnie z ust kogoś, dla kogo drzewa są tylko surowcem na książki, powinno to zmusić ich do myślenia.
        - Chwila, przecież ja nigdy nie stawiałam takiej tezy. – Protestowała Winka.
        Im głębiej wdzierali się w las, tym częściej skryba wracała myślami do swojej ostatniej wizyty w tym miejscu. Wówczas również znalazła się w lesie w towarzystwie druida, którego wiedzy i doświadczeniu zawdzięczała fakt, że w ogóle udało jej się wrócić do Turmalii. Jednak Darshes zdecydowanie różnił się od Farila. Nie tyle fizycznie, co w głoszonych przez siebie poglądach, a dokładniej w rozumieniu roli człowieka względem otaczającej go przyrody. Dla jednego ludzkość była częścią natury, z kolei drugi widział w nich tylko istoty pragnące zagłady wszystkiego co rośnie. Skryba nie kwestionowała mądrości Darshesa, żałując wręcz, że to co druid miał w głowie, nigdy nie zostanie przelane na kartki papieru. Z całą pewnością byłyby to dla społeczeństwa cenne informacje. Jednak druid widział w ludziach głównie zło. W jego oczach byli oni niczym pasożyty żerujący na swojej ofierze, a ofiarą tą była cała natura. Darshes nie przyjmował do siebie argumentów bibliotekarki, sugerujących iż ludzkość nie jest tak krótkowzroczna by niszczyć to od czego zależy jej przetrwanie. Nie dostrzegał też żadnych pozytywnych aspektów działalności człowieka. Jeśli bóbr powalił drzewo, było to jego zdaniem uzasadnione działanie, natomiast drwal robiąc to samo, od razu zaliczany był do niszczycieli.
Winka zastanawiała się jak na podobne kwestie zapatruje się tajemnicza We’Kona. Rozmyślała też nad bardziej prozaicznymi sprawami.
        - Jak znajdziemy tą krydianę? Wskazówki jakich udzielała kobieta przemawiająca na placu wydają mi się bardzo ogólne. – Powątpiewała skryba. – A las jest ogromny. I nie ukrywam, że gdzie nie spojrzę wszystko tu wygląda identycznie.
        Faril na chwilę zatrzymał swojego wierzchowca. Nasłuchiwał, gestem sugerując bibliotekarce iż powinna uczynić to samo. Poza typowymi odgłosami panującymi w lesie, szumu liści czy śpiewu ptaków, dało się też słyszeć podniesione ludzkie głosy, czy trzask gałęzi łamanych przez zbrojne grupy przedzierające się wśród zarośli. Najwyraźniej informacje o krydianie zainteresowały nie tylko ich dwójkę.
        - Pójdziemy za śladem oręża, więzów i pochodni. – Zapowiedział Faril.
        - W ten sposób raczej nie zachęcimy We’Kony do dialogu z nami. – Zauważyła skryba.
        - Kto powiedział że chcemy z nią rozmawiać? – Dziwił się druid. – Chciałbym abyś zobaczyła co ta istota może zrobić grupce myśliwych. A potem przekazała tą wiedze władcom w mieście.

...

W rzeczywistości okazało się iż WeKona nie jest przygotowana na spotkanie z taką liczną grupą. Krydiana potrafiła zapanować nad pojedynczym umysłem, tak jak wcześniej gdy zawczasu wyeliminowała wszystkie inne wrogo nastawione jej istoty i przemówiła do dziewczyny. Tym razem nie chciała urządzać kolejnej rzezi, dlatego też postanowiła się wycofać, w nadziei iż tylko najwytrwalsi podąża jej śladem. Jej praca wymagała czasu i mozolnego zyskiwania kolejnych sojuszników. Przekonanie od razu tak dużej społeczności to był błąd.
- Uciekła. – Zakomunikował druid. – Spóźniliśmy się. Wracaj do domu Winko. A ja upewnię się by nigdy nie wróciła.

Ciąg dalszy Winka
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości