Turmalia[Turmalia i okolice] Tak blisko

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Masz coś jeszcze do powiedzenia? — warknął gniewnie Falkon, patrząc na Alestara spode łba. — Pomógłbyś lepiej reszcie załogi.
        Załoga, jak ją określił chłopak, składała się z około trzydziestu osób w różnym wieku. Większość z nich stanowili silni, pracowici mężczyźni, pochodzący głównie ze wsi i rzemieślniczych dzielnic miast środkowej Alaranii. Było również kilka kobiet, których uroda zdaniem Falkona była zdecydowanie ponadprzeciętna. Nie chciał nawet myśleć co by się z nimi stało gdyby statek dotarł do celu.
        Wyzwoleni nie szczędzili trójce bohaterów miłych słów i podziękowań. Najcenniejszą jednak formą wdzięczności okazała się ich pomoc. Gdy tylko doszli do siebie i odzyskali nieco sił zabrali się za przygotowywanie statku do powrotu na ląd. Ciała, które pokrywały znaczną część pokładu, szybko wylądowały za burtą. Nikt nie dbał o bardziej ceremonialny pochówek. Pokład powoli odzyskiwał swój pierwotny wygląd, a resztki jedzenia i towarów, które piraci najwidoczniej przeoczyli, znalazły się w jednym miejscu, uporządkowane i przeliczone.

        — Dobrze wiesz, że nie będzie po staremu. I wiedziałeś to od dawna. — Falkon wyraźnie nie miał ochoty rozmawiać, ale przytłaczająca cisza bardzo go irytowała. Szczególnie gdy obrażony Alestar odwrócił się na pięcie i zostawił go sam na sam z Teusem. — Od początku czułem, że coś z tobą nie tak. Że nie można ci ufać. Cholera, sam nie wiem... gdybyśmy wszystko wiedzieli — ciągnął powoli, nie patrząc nawet w stronę towarzysza — gdybyśmy byli na to w jakiś sposób przygotowani... — Grzmotnął pięścią w burtę i odbił się od niej lekko, pozostając odwrócony plecami do Teusa. — Jesteś skończonym idiotą.
        Tym pożegnaniem zakończył swoje "oczyszczanie umysłu". Ruszył w stronę steru, przy którym Alestar rozmawiał z jednym z uratowanych ludzi. Czuł się trochę głupio po tym jak naskoczył na kusznika, ale nie dawał tego po sobie poznać.
        Złapał za koło sterowe, pogładził nadgryzione zębem czasu drewniane szprychy, spojrzał na uwijających się na pokładzie świeżo upieczonych marynarzy. Przypomniał sobie dawne czasy, beztroskie życie u boku najlepszych piratów południowych wód Alaranii. Było w tych wspomnieniach coś pięknego, wolność, dostatek, przygoda. Ale z jakiegoś powodu cieszył się, że to się skończyło.

        Zdążył się już nieco uspokoić. Starał się nie myśleć o tym co się stało i skupić się na sensownym planie. Zbliżał się zmierzch. Coś trzeba było postanowić, podjąć jakąś decyzję, najlepiej wspólnie.

        Dlatego podjął ją sam.

        — Nie wracamy do portu.
        Ster zawirował pod palcami Falkona, wzmagający się wiatr grzmotnął w żagle. Statek przechylił się lekko na sterburtę i skierował na północny zachód. Chłopak przeczesał zmierzwione włosy dłonią i zaciągnął się głęboko morskim powietrzem, wystukując palcami znany tylko sobie rytm.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        W głębi duszy kłuło go poczucie winy. Niezbyt boleśnie. Właściwie prawie wcale, przecież postąpił tak jak powinien. Przynajmniej tak mu się wydawało. Im dłużej Teus myślał o całym zajściu, tym większych nabierał wątpliwości, postanowił więc nie myśleć o tym wcale. Spojrzał tylko z grymasem na odchodzącego Falkona i pociągnął łyk z butelki. Co on właściwie sobie myślał? Zobaczył kobiecą twarz na płótnie i już ułożył sobie z nią życie? Przecież Tousend został zmuszony do zabicia własnej siostry! To nie ma znaczenia?!

        Nagły zwrot statku prawie wytrącił Strzelcowi butelkę z ręki. Miał już zaapelować do sternika, ale gdy ujrzał zdeterminowaną twarz Falkona, odpuścił. „Niech nas wpakuje na jakieś skały, wszystkie problemy się skończą.”

        W głębi duszy kłuło go poczucie winy. Cholernie bolesne poczucie winy. Wyżerało go od środka, wrzucając w czarną otchłań wszystkie jego emocje i uczucia. Z każdą chwilą próbował uwolnić się od tej czarnej dziury zarzucając ją obelgami i wyrzutami rzucanymi pod adresem niewinnych towarzyszy. Zalewał ją zawartością trzymanej butelki. W końcu jednak skończyły się i obelgi i wino. Jednak nigdy nie skończy się pasmo jego błędów. Niemoc w ochronie siostry przed tym pieprzonym sadystą. Brak sił by wyciągnąć rodzinę z tego całego bagna, które zmusiło Lydię do tak drastycznych kroków. Stanie się kukiełką w rękach starego szaleńca, który zamarzył sobie stworzenie oddziału wyzutych z emocji zabójców. Zbyt późne odkrycie prawdy o siostrze. Mógł przecież jakoś jej pomóc, zatrzymać to wszystko. Z całej siły cisnął butelką w morskie odmęty. Obiema dłońmi zakrył twarz i powstrzymał się przed dzikim wrzaskiem. Uspokoił się w końcu i postanowił sprawdzić kajutę kapitańską.

        Wewnątrz czuł perfumy Lydii. Każdy znajdujący się tu przedmiot mu ją przypominał. Znalazł otwartą księgę traktującą o sztuce szermierki, prezent od niego na jej osiemnaste urodziny. Pamiętał jak uczył siostrę obchodzić się z bronią. Lydii szło to z oporem, jednak nie brakowało jej determinacji, za którą zresztą tak ją podziwiał. Oprócz tego na biurku znajdowało się mnóstwo listów, notatek i ksiąg rachunkowych. Były w nich wszystkie tajemnice jego siostry, włącznie z tymi najbardziej mrocznymi. Spisy zakupionych niewolników, miejsca sprzedaży, zaufani klienci, szlaki handlowe, układy ze stróżami prawa… Znalazł w końcu też notatki o nim samym. Agenci Lydii cały czas dostarczali jej informacje o pobycie Teusa i jego kompanów. Znalazł również zrobione wprawną ręką portrety Alestara i Falkona.

        Pod całą stertą akt wykonanych na ich temat, Tousend znalazł pewien list. Od razu poznał charakter pisma Lydii. List był adresowany do nieznanego mu ugrupowania, a traktował on o zleceniu na głowy Teusa, Alestara i Falkona. Skrytobójstwo miało zostać wykonane w trybie natychmiastowym, a cena, jak zostało napisane, nie grała roli. Z racji otwartości pisma Lydia musiała dysponować zaufanymi sposobami kontaktu, co świadczyło też, że nie był to pierwszy raz korzystania z podobnych usług. Na samym dole znajdował się jej podpis i data, która oznajmiała, że list został wykonany dwa tygodnie temu. Nie został on jednak wysłany mimo ukończenia. W niektórych miejscach widać było delikatnie rozmazany atrament, tak jakby został on raniony pojedynczymi kroplami spadającymi na pergamin. Teus jeszcze przez długi czas nie pojawił się na pokładzie.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Wyjaśnienia czemu Teus rozmowa z powietrzem, Alestar nie otrzymał. Był jednak zadowolony z efektów rozmowy z Falkonem. Ktoś potraktowałby to wszystko jako pogorszenie sytuacji, ale naprawdę mogło polepszyć atmosferę, co wlewało sporo nadziei w serce Zenemara. Oczywiście szansa by od razu było jak dawniej, były niskie, ale całość kontaktów między towarzyszami szła w dobrą stronę. Przynajmniej tak to widział kusznik, gdy spokojnie analizował całą sytuację czy to podczas sprzątania pokładu, czy słuchania kolejnych podziękowań od wyzwolonych ludzi. Spokój został zakłócony przez nagły zwrot statku, co zemdliło wielkoluda, lecz tym razem skończyło się bez wymiotów. Widząc zdeterminowanie złodziejaszka za sterem, nie trzeba było się martwić, że robi coś głupiego. W sumie pakowanie się wprost do portu z wyzwolonymi niewolnikami mogło nastręczać niewygodnych pytań od władz. Kolejne kłopoty trzyosobowej kompanii nie były potrzebne.

        W całej pomocy w sprzątaniu statku, słuchania podziękowań, czy rad dotyczących złagodzenia efektów przebywania na morzu, brunet stracił z oczu Teusa. Po pokładzie kręciło się wprawdzie kilka osób, ale nie można było mówić o tłumie, w którym mógł zgubić się łucznik. Wychodziło na to, że Tousend był gdzieś pod pokładem. Rozpytując uratowanych ludzi, strzelcowi udało się dowiedzieć, że widzieli brodacza schodząca do jednego z pomieszczeń. Wielkolud nie zamierzał zostawiać towarzysza samego w tej trudnej sytuacji i chciał poprawić relacje na linii Falkon — Teus. Zgodnie z postanowieniem ruszył w stronę bajarza.
        — Mam coś ciekawego w kapitańskiej kajucie. — Znając dokładne miejsce pobytu Tousenda i dodając szczyptę kłamstwa, można było liczyć, że złodziejaszek dołączy do zejścia pod pokład.

        Niezależnie czy samotnie, czy razem, Alestar znalazł Teusa w miejscu, w którym miał przebywać. Zenemar dużo czasu przebywał na pokładzie, zajmując się różnymi rzeczami więc i Tousend musiał siedzieć w kajucie już długo. Było to jednak wszystko zrozumiałe. Przecież to Lydia, jego siostra była kapitanem statku, a więc to pomieszczenie było jednocześnie jej, co musiało przywoływać różne myśli u towarzysza podróży. Łowca potworów rozglądając się po pomieszczeniu, uświadomił sobie, że odkąd dokonał zemsty, bardziej zastanawia się nad stanem psychicznym innych, jakby jednocześnie nie chciał martwić się tym, co siedzi w jego głowie. Milczenie łucznika mogło świadczyć o ignorowaniu towarzyszy albo nieusłyszeniu ich wejścia, gdyż był pogrążony w przeglądaniu różnych dokumentów. Wśród stert kartek, książek, ksiąg, dokumentów i listów porozkładanym po całym biurku i nie tylko dało dostrzec się jakiś rysunek. Jakie było zdziwienie kusznika, gdy okazało się, że w ręce trzyma dokładny portret samego siebie. W głowie rozbłysły wspomnienia jak właśnie podążając za podobnymi wizerunkami, szukał Czarnego Wilka i jego zastępców. Swoisty list gończy był jednak na statku, a nie porozwieszany na każdym przydrożnym drzewie.

        — Oprócz wysokości nagród za nasze głowy, co jeszcze znalazłeś? Kiedyś musimy też ustalić co dalej. — Brunet skierował swoje słowa do Tousenda licząc, że cała ich grupa przestanie szwendać się po różnych miejscach, a będzie znów działać wspólnie. Wielkolud nie mógł obronić swojej rodziny, ale mógł pomóc swoim przyjaciołom i zamierzał to uczynić. Był im to też dłużny za pomoc w dokonaniu zemsty.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Przejmij ster — polecił kapitan Falkon.
        Gdy tylko jeden z bardziej obeznanych z żeglugą członków załogi wszedł na mostek, były pirat ruszył za Alestarem do kajuty. Nie liczył na żadne ciekawe znaleziska, interesujące rozmowy czy genialne plany, mimo to poszedł, choć niechętnie.

        — Teraz już rozumiecie dlaczego nie wracamy do portu? — burknął, zerkając z pogardą na list gończy.
        Widząc obok swojego portretu wiernie odwzorowane wizerunki towarzyszy poczuł, że coś w nim pęka. Zrozumiał ile wspólnie przeszli i jak wielkie ma to dla niego znaczenie. Chciał być zły, chciał odstawić wszystkich na brzeg, zniknąć, machnąć ręką na to co było i pójść w swoją stronę. Chciał znów, tak jak przed natknięciem się na tę dwójkę dziwaków, ruszyć samotnie w podróż, która nigdy nie miała celu, dorabiając na pomniejszych zleceniach na potwory, sprzedając łupy z samotnych polowań czy kradnąc sakiewki bogatym mieszczanom w wykwintnych restauracjach.
        Chciał być zły, ale nie potrafił. Westchnął nerwowo, przeklął pod nosem i przeczesał dłonią posklejane i przetłuszczone włosy.
        — Dobra, plan jest taki. Płyniemy na północny zachód. Zakotwiczymy blisko brzegu w miejscu oddalonym o jedną trzecią drogi z Turmalii do Rubidii. Znam tamte okolice, wierzcie mi. Szalupami dostaniemy się na brzeg. Wiatr mamy dobry, przed świtem wszyscy będziemy na lądzie. Wszystko jasne? Dalej... — Falkon zamyślił się, drapiąc swędzący go ciągle zarost. — Niezbyt wiem co dalej. Znam tam kilka wiosek, do większej dotrzemy na pewno przed południem. Ci ludzie będą musieli radzić sobie potem sami. My ruszymy do Turmalii, ale ostrożnie i po cichu. Najlepiej żeby dotrzeć do miasta o zmroku. Może uda nam się załatwić darmową podwózkę u jakichś kupców.
        Nagle rozległ się niewyraźny jęk, dochodzący gdzieś z pobliskich pomieszczeń pod pokładem.
        — Cholera. Zapomnieliśmy o czymś.

        — Wody — wystękał Gabar, z trudem podnosząc głowę z ziemi.
        Wyglądał koszmarnie. Wśród licznych krwiaków, ran i sińców trudno było dostrzec zdrowy fragment na jego ciele. Piraci najwidoczniej potrzebowali dodatkowej rozrywki.
        — Wody — jęknął jeszcze raz, krztusząc się przy każdej próbie uniesienia głowy.
        — Zamknij się — prychnął Falkon — bo wody zaraz będziesz miał pod dostatkiem, ale tej morskiej.
        Odwrócił się do towarzyszy, którzy bez słowa patrzyli się na skatowanego handlarza.
        — To jest nasza przepustka. I nasza skarbonka. Może będzie miał też jakieś interesujące informacje. Dajcie mu wody, może niech ktoś go opatrzy. Martwy nam się nie przyda do niczego. Ja muszę się zdrzemnąć, niech ktoś mnie obudzi jak będziemy się zbliżać do brzegu.
        Przepchnął się między Teusem i Alestarem i ruszył na poszukiwanie jakiegoś ustronnego miejsca z wygodną pryczą, albo chociaż czymś co można położyć pod głowę.
        — I trzymać kurs! — rzucił ostro, nie odwracając się.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Spokojne nocne fale doprowadziły statek na wybrzeże. Skrzypiąc wpłynął na mieliznę i tym samym dał znać o zmęczeniu wydarzeniami, które w ciągu jednego dnia obróciły życia tak wielu osób o 180 stopni. Wzdychając po raz ostatni, statek przechylił się lekko i zatrzymał na piaszczystym wybrzeżu.

        Lądowanie na plaży było mało subtelne, jednak żaglowiec nie posiadał wystarczającej liczby szalup, a ewakuacja tymi które zostały trwałaby wieczność. Zaraz po „dokowaniu” zrzucone zostały liny, które posłużyły załodze do opuszczenia łajby wraz z zapasami. Mimo że nie znali nikogo z byłych niewolników, każdy z nich z osobna rzewnie dziękował Teusowi, Falkonowi i Alestarowi za zwrócenie wolności. Dopiero co ich poznali, a zrobili dla nich tak wiele. Nie zdążyli nawet zapamiętać ich twarzy, a już nadszedł czas na rozstanie. Ludzie zbierali się w grupki i powoli zaczęli rozchodzić w różne strony. Mimo innych kierunków, cel mieli jednak wspólny – utracony dom i dawne życie. Z drużyną został tylko jęczący Gabar, który ze związanymi rękami leżał z twarzą wciśniętą w piach wybrzeża.

        Pozostawili jednak po sobie pamiątkę. Każdy z niewolników musiał być odpowiednio oznaczony. Proste drewniane tabliczki przypominały jednocześnie nieszczęśnikom o tym, że stali się tylko numerem wystawionym na sprzedaż. Teraz wszystkie tabliczki zostały związane razem – zjednoczenie dało im wolność. Powstały trzy naszyjniki, każdy z nich z równą liczbą tabliczek. Zostały wręczone wyzwolicielom, jak nazwali trójkę wędrowców byli niewolnicy.

        Raz po raz każdy pozostawiał po sobie również mocny uścisk, który już na zawsze miał pozostać w pamięci Teusa. Objęcie każdej kolejnej osoby zdejmowało z jego barków ogromny ciężar, jakim obarczyły go poszukiwania i śmierć siostry. Wraz z odejściem ostatniej osoby zniknął również ból, zastąpiony zwykłym spokojem. On też został właśnie wyzwolony.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Wstawaj, śmieciu — parsknął Falkon, szarpiąc rzemień przywiązany do lin splatających nadgarstki i kostki Gabara.
        Handlarz ledwo zdołał się podnieść. Nie mówił nic, burczał i charczał jedynie, jakby miał za chwilę zwymiotować. Wyzwoleni załoganci zadbali o niego, tak jak prosił Falkon - opatrzyli, napoili i nakarmili. To jednak nie zdołało wyleczyć krzywd, których podstarzały grubas zaznał na statku. Jego twarz nadal przypominała jeden wielki napuchnięty strup, lub, jak to stwierdził Falkon, gówno.

        — To tutaj — oznajmił złodziejaszek, gdy reszta spojrzała na niego pytająco.
        Szli już kilka godzin. Świtało.
        — Ja będę gadał, wy trzymajcie tego.
        Nie zważając na reakcję kompanów odrzucił rzemień i poszedł żwawiej przed siebie, wprost na spotkanie dwóch wieśniaków, obserwujących ich już od momentu, gdy wyszli zza zasłony gęstych krzaków i zaczęli zbliżać się do wioski.
        — Jak was zwą? — podjął bez zastanowienia.
        — A kto pyta? — odpysknął jeden z nich.
        — Przyjaciel Strużki — wyrzucił Falkon, nie kryjąc satysfakcji.
        — Zna Strużkę — bąknął z zakłopotaniem jeden z wieśniaków, obracając widłami wspartymi o bark.
        — A Strużka zna jego? Hę? — Drugi nie zdawał się zbytnio zaskoczony. Nie wydawał się również specjalnie inteligentny.
        — Na warcie stoicie, hę? — zagadnął Falkon nie czekając na kolejne błyskotliwości wieśniaków.
        — Ano, tak wypadło. Pilnujemy. Kim wyście i skąd was diabli gnają?
        Falkon zbliżył się na odległość ciosu, odsłonił rękojeść sztyletu.
        — Tajny oddział Turmalii. Szukamy gościny i pomocy u Strużki. Macie jeszcze jakieś pytania? Czy może zaprowadzicie nas do Strużki i ugościcie jak należy?

        Nakazał kompanom zaczekać przed wejściem. Obrzucił pogardliwym spojrzeniem Gabara, słaniającego się na nogach z wycieńczenia, po czym pchnął skrzypiące wrota i zaciągnął się gęstym zapachem zupy, piwa i wymiocin.
        Karczma była obskurna i nie zdawało się, by można w niej zaznać choćby chwili spokoju. Falkon wiedział jednak, że jest inaczej. Bywał tu. Był wtedy płochliwym podrostkiem, to fakt, jednak kojarzył to miejsce i ludzi, którzy byli w jego posiadaniu.
        — Kogóż ja widzę! Toż to Falkon, na Prasmoka! Chłopcze, aleś Ty wyrósł!
        Postawny karczmarz objął Falkona, potrącając przy okazji stolik, przy którym biesiadowali jacyś obcokrajowcy. Widząc ich zniesmaczone miny skinął na jedną z przechodzących służek i szybkim gestem nakazał jej zaspokoić wszelkie potrzeby niezadowolonej klienteli.
        — Chłopcze, tak się cieszę, że cię widzę — ciągnął oberżysta ściskając złodziejaszka tak, że temu oczy wręcz wychodziły z orbit. — Bogów prosiłem, byśmy cię tu ujrzeli, dzieciaku. I spełniło się! Na Prasmoka, ileż to minęło...
        Falkon nieco uspokoił potężnego karczmarza, wymienił z nim kilka zdań, poklepał go raz jeszcze po szerokich barkach i wrócił do kompanów.
        — Wejdziecie tyłem, powiedzcie, że Strużka zje co do okruszka, wtedy was wpuszczą - ponaglił kompanów, krzywiąc się na widok ich zdziwionych min. — Nie ja to wymyśliłem! — dodał, sadząc solidnego kopa Gabarowi, pełzającemu po ziemi jak glizda. — Grajcie poważnych, ten tutaj ma być naszym zakładnikiem. Ty, Teusie, powinieneś dobrze wiedzieć jak się zachowują tajne służby.

        Kompania nie protestowała. Falkon wszedł do izby, ruszył w stronę szynkwasu, nie odpowiadając na zaczepne spojrzenia i gwizdy podpitych wieśniaków. Karczmarz uśmiechnął się do niego ciepło, napełniając kufel piwem.
        Był o stopę wyższy od chłopaka, potężnie zbudowany i umięśniony. Stylem poruszania się i ubioru przypominał typowego, rubasznego szlachcica. Pod haczykowatym nosem drgał z każdym uśmiechem zadbany wąs, majestatycznie podkręcony i błyszczący od pomady. Głowę miał wygoloną po bokach, a gęsta, złota czupryna, zaczesana niedbale na prawą stronę, nosiła już srebrzyste ślady podeszłego wieku. Można było przypuszczać, że ma na karku jakieś sześćdziesiąt wiosen, jednak jego niezwykle gładka twarz zdawała się temu przeczyć. Potężne, upierścienione dłonie, sprawiały wrażenie takich, które nie boją się żadnej pracy, a złote i srebrne kolczyki, połyskujące w mętnym świetle lamp, świadczyły o statusie i majątku, niepasującym wręcz do całego otoczenia nędznej, wiejskiej gospody.
        — Mówisz więc — zaczął Strużka, podając kufel Falkonowi — że podróżujesz z jakąś ważną misją do Turmalii. — Wskazał chłopakowi drzwi, ustępując mu drogi. — Nie będę cię zasypywał lawiną pytań, na które pewnie i tak nie udzielisz mi odpowiedzi, ale wiedz, że ugoszczę ciebie i twoich kompanów jak własną rodzinę. A jutro, jak już odpoczniecie, możecie ruszyć z moim starym druhem i jego karawaną, jadą jak co tydzień do miasta.
        — Dzięki, wujciu — uśmiechnął się chłopak, pociągając solidny łyk piwa, które okazało się wyborne. — Ja natomiast chciałbym cię o coś spytać. Słyszałeś jakieś wieści o...
        — Niestety nie — przerwał mu szlachcic, a jego twarz momentalnie przybrała srogi, poważny wyraz. — Ani wzmianki od tamtego czasu. Jedynie o tobie słyszałem to i owo, a jak widzę nie były to tylko nędzne plotki.
        — A...
        — W twoich rodzinnych stronach też nie byłem — uprzedził go Strużka. — Nie miej mi za złe, od tamtej pory czułem się jakoś nieswojo, a i roboty było tyle, że polegać mogłem tylko na tym, co udało mi się zasłyszeć od przyjezdnych. — Po chwili milczenia uśmiech znów zagościł na nienaturalnie chłopięcej twarzy potężnego karczmarza. — No nic, dość o rzeczach przykrych, wyglądasz na wyczerpanego. Zaraz wam przygotuję po balii z gorącą wodą, strawa zaczeka aż zmyjecie z siebie trudy podróży. Ilu tam was miało być? Trzech?
        — Czterech — wymamrotał Falkon po chwili zastanowienia. — Czterech.

        Nie trzeba było długo czekać. Jeszcze zanim reszta kompanii pojawiła się w przeznaczonych dla właścicieli i służby pomieszczeniach karczmy, w prowizorycznej łaźni stały cztery balie, pełne spienionej, gorącej wody, której zapach był chyba najprzyjemniejszym zapachem, jaki Falkon czuł od wielu dni. Nie czekając na resztę wgramolił się do parującej wody, zrzucając w pośpiechu sztywne od brudu ubranie. Sztylet położył w zasięgu ręki.
        Nieziemska rozkosz ogarnęła jego ciało i umysł. Tego właśnie potrzebował. Czuł się błogo i beztrosko, zapomniał o wszystkich złych chwilach. Wymacał dłonią bliznę na barku. Przypomniał sobie o Liois. Zasnął.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Zebranie się rano po odświeżającej kąpieli, zrzucenie z siebie ciężaru rzeczy i problemów na głowie, nie należało do najłatwiejszych. Jedyny transport, dzięki któremu Falkon i Alestar nie musieli iść pieszo do Turmalii, zbierał się do drogi niedługo po świtaniu. Dwuosobowa kompania znajomych może i była wypoczęta i gotowa do drogi, ale do przyjemności korzystania z gościnności Strużki można było łatwo przywyknąć, mimo tego, że tak naprawdę to była tylko jedna kąpiel. Gabar oczywiście podróżował z nimi, jako ważny więzień. Teus z racji możliwości rozpoznania przez kogoś w mieście, niezależnie czy byłby to zwykły przechodzień, czy zamaskowane tajne służby musiał pozostać w gospodzie i okolicach. Pomniejszoną drużynę czekało załatwienie sprawy Gabara i sprowadzenie koni, dzięki którym można było swobodnie się oddalić z tych okolic.

        Łowca potworów próbując dowiedzieć się kim jest gospodarz, który ich przyjął został zbyty odpowiedzią, że to nie czas na wyjaśnienia. Złodziejaszek w gruncie rzeczy miał rację. Brak własnego środka transportu, niedawna sprawa Lydii, poszukiwania za Teusem wystarczająco zaprzątały głowy przyjaciół. Prywatne sprawy bajarza musiały poczekać na inny dzień. Kusznik marzył już o tym, by znów siąść w siodle Zefira i pognać gdzieś w dal z towarzyszami broni. Takie rozwiązanie teoretycznie zostawiłoby też problemy za sobą, co również było kuszące.

        Aktualnie kompania siedziała z tyłu jednego z wozów kupieckiej karawany. W razie ewentualnych kłopotów dodatkowi podróżni mogli schować się pod stertą materiałów przewożonych akurat na tym pojeździe. Droga do miasta przebiegała przez rozległe równiny, które gdzieniegdzie w niewielkiej części były pokryte drobnymi zagajnikami. Podróż przebiegająca przez takie okolice nie mogła raczej obfitować w problemy, co zresztą okazało się prawdą. Prasmok pobłogosławił towarzyszom i ci znaleźli się w Turmalii, gdzie mogli załatwić trapiące ich sprawy.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Sufit nie potrafił przykuć uwagi niczym szczególnym, ściany również nie poprawiały sytuacji zanudzonego Teusa. Postanowił pod nieobecność towarzyszy pozostać w pokoju i spokojnie kontemplować na temat minionych i nadchodzących wydarzeń. Czas ciągnął się w nieskończoność, tematów do rozmyślań zaczęło brakować, a Tousend poznał już wszystkie szczeliny w pokoju. Po dwudziestu minutach przesiadywania ruszył w stronę wspólnej sali.

        Przywitały go wrogie spojrzenia całej lokalnej społeczności, wśród której w miarę bezpieczną przystanią był jedynie ozłocony gospodarz lokalu, który przychylnie kiwnął głową w stronę Teusa i pytająco unosząc brwi, podniósł wycierany kufel piwa.
        - Więc jest pan jednym z towarzyszy Falkona, zgadza się? – Gospodarz uprzejmym tonem zaczął rozmowę, choć zdecydowanie bardziej Teusa zachęcił do niej kufel zimnego piwa.
        - Nie da się ukryć, wlecze się za mną przez jakąś połowę kontynentu.
        - On za panem? Tego się nie spodziewałem, a jak do tego doszło?
        - To naprawdę długa historia gospodarzu, można by napisać o tym powieść na parędziesiąt stron. – Teus uśmiechnął się sam do siebie i pociągnął kolejny łyk piwa.
        - Myślę że mamy wystarczająco dużo czasu, sporo go minie zanim wrócą z miasta.

        Tousend spojrzał na siedzących w pobliżu ludzi, którzy zdawali się być zainteresowani nadchodzącym opowiadaniem. Mimo wrogich spojrzeń, żaden szanujący się klient gospody nie odpuści okazji posłuchania dobrej historii…

        W środku nocy, po kilku godzinach gadaniny wszyscy siedzieli już przy zsuniętych do siebie stołach, grali razem w karty i osuszali kolejny już antałek piwa.
        - …on wtedy wrzeszczy przywiązany do tego słupa w jaskini, a ci szmaciarze kazali go położyć na ołtarzu i zdjąć mu spodnie. W jego stronę szła już ta elfka, ale wtedy do hali… hik… wbiegła strzyga i wypłoszyła z ukrycia wojskowych z Erakdonu. Zrobiło się takie zamieszanie, że straż z Nowej Arerriii zaczęła wygrywać, więc ja z wielkoludem wskoczyliśmy w sam środek, przerzuciliśmy pirata przez ramię i wbiegliśmy do kanałów. Tam z pomocą uwolnionych niewolników dobiegliśmy do Kociej Przełęczy, a stamtąd już popłynęliśmy statkiem!
        - Ale przecież tam nie ma wody! – krzyknął jakiś nieobeznany z geografią wieśniak.
        - Zamknij się! Jest Rzeka Motyli! – odkrzyknął Teus.
        - Ale ona wypływa z Gór Druidów! – przekrzyczał Tousenda niewyedukowany chłop.
        - Zamknij się! – zakrzyknęli wszyscy.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — No, grubasie, jesteśmy na miejscu — mruknął Falkon do lnianego worka, na co ten poruszył się i sapnął przeciągle. — Rozdzielmy się tu. Ja pojadę z nimi na targ, ty idź po konie — polecił Alestarowi, a ten zeskoczył ciężko z wozu i zaczął poprawiać przymałe, pożyczone od wieśniaków ubranie. — Wydaje mi się, że lepiej będzie nie rzucać się w oczy — dodał chłopak, patrząc z lekkim zażenowaniem na towarzysza.

        Dotarli do targowiska. Było tłoczno, choć już późno. Falkon uśmiechnął się pod nosem. To dobrze, pomyślał. Łatwiej będzie się przemknąć nie zwracając na siebie uwagi.
        Jeden z kupców pomógł mu zdjąć owiniętego w worek Gabara i postawić na ziemi, za wozem, tak, by nie skupiał na sobie wzroku większej ilości ludzi. Wspólnie zdarli z niego brudny wór.
        Worek był zdecydowanie za mały. Albo raczej Gabar był za duży - Falkonowi udało się zakryć otyłego handlarza jedynie od kolan w górę, przez co obawiał się, że dyndające stopy mogą zwrócić uwagę strażników lub kogoś jeszcze gorszego. Na szczęście nic takiego się nie stało. Grubas dzielnie przetrwał ostatnią godzinę drogi owinięty ciasno w lniane płótno, a teraz stał, lub raczej słaniał się na nogach i mrużył napuchnięte oczy, oślepiony promieniami czerwieniejącego już nad horyzontem słońca.
        Falkon podziękował serdecznie kupcom. Wiedział, że dużo ryzykowali. Zapewnił ich, że Turmalia będzie pamiętać ich zasługi do końca świata i jeden dzień dłużej, po czym chwycił Gabara za bark i poprowadził przed sobą jedną z ciasnych uliczek, wiodących w kierunku portu.
        Droga nie była łatwa, prowadzenie tak potężnego mężczyzny, który ledwo szedł, okazało się dla drobnego złodziejaszka nie lada wyzwaniem. Cudem udało mu się dotrzeć do znanej im obojgu karczmie. Słynnej, obskurnej, pachnącej wszystkimi wydzielinami ludzkiego ciała "Dwunastomackownicy".
        — Co ze mną zrobisz? — wymamrotał handlarz obojętnym, zmęczonym do granic możliwości głosem.
        — Zaprowadzę cię do starego przyjaciela — odparł Falkon, równie obojętnie. — A potem wspólnie z nim podzielę się twoim majątkiem i zniknę. A ty... cóż. Nikomu już nie będziesz potrzebny.
        Takiej reakcji chłopak się nie spodziewał. Takiej reakcji nie spodziewałby się nikt.
        Gabar zaczął się śmiać.
        Zatrzymali się. Handlarz rechotał basowo, choć jego napuchnięte usta prawie nie zmieniły wyrazu.
        — Głupcze — wydyszał, łapiąc oddech przed kolejnym atakiem niewyraźnego, zmęczonego śmiechu. — Głupcze, naprawdę po to mnie ze sobą ciągnąłeś całą tą drogę zamiast dać mi w spokoju umrzeć?
        Falkon nie wiedział co odpowiedzieć.
        — Naprawdę myślałeś, że wejdziesz tu teraz ze mną, Loghar poklepie cię po tej ślicznej główce, wyśle mnie po moje przepełnione złotem skrzynie i odpali ci działkę?
        — Loghar — zaczął Falkon, próbując bez zbytniego podnoszenia głosu przebić się przez wibrujący śmiech grubasa — jest wbrew pozorom uczciwym człowiekiem i spłaca swoje...
        Gabar ryknął śmiechem, o mało nie przewracając się na ziemię.
        — Loghar, młody człowieku — podjął handlarz, któremu łzy ciekły już po policzkach — nie ma tu nic do rzeczy. Pamiętasz twoich przyjaciół? Twoich starych druhów przemierzających morza pod banderą z trupią czaszką? To wszystko, co zdołali zrabować z mojego statku... to wszystko, co zdarli ze mnie... każdy pierścień, każdy kawałek aksamitu... — Głos zaczął mu drżeć, śmiech przerodził się w ciche łkanie. — To, za co teraz piją i zabawiają się z panienkami, to wszystko... to było wszystko co mi zostało.
        Falkon spojrzał na niego pytająco. Nie odezwał się. Czekał.
        — Pamiętasz tych magów, którzy tam byli? Tych szarlatanów, którzy myślą, że są w stanie owinąć sobie świat wokół palca? Pamiętasz ich? — Spojrzał Falkonowi prosto w oczy. Chłopaka przeszedł dreszcz. — Oddałem im wszystko. Zaufałem ich obietnicom, uwierzyłem w to, w co chcieli żebym uwierzył. Wkupiłem się w ich łaski, zyskałem ich pomoc. Ich wielkie obietnice. Oddałem im wszystko! A oni... oni zabrali mi jeszcze więcej. — Ostatnie słowa drżały w jego ustach tak silnie, że przez dłuższą chwilę nie mówił nic, próbując się uspokoić. Usiadł niezdarnie, wycierając spuchnięty nos sznurem pętającym nadgarstki. — Zabrali mi spokój, szansę na dobre życie... zabrali mi godność. Nigdy nie przyłożyłbym ręki do tego biznesu. Tak, dobrze zrozumiałeś. To oni zmusili mnie żebym handlował ludźmi. Miałem wpływy, miałem majątek. Byłem idealnym człowiekiem do tego przedsięwzięcia. Nie robiłem tego nawet dla pieniędzy. I tak oni brali wszystko, mi tylko obiecywali nieskończone bogactwa i inne cuda. Gdy wypełnię swoje przeznaczenie. W końcu przestałem w to wierzyć. Zrozumiałem w jak wielkie bagno wdepnąłem. Ale było za późno.
        Falkon stał ze spuszczonym wzrokiem. Przypomniał sobie o Liois. Przypomniał sobie sen, który przyszedł niespodziewanie podczas kąpieli w gospodzie Strużki. Sen, będący bolesnym ukłuciem wspomnień z podróży do Przełęczy.
        Wierzył mu. Nie rozumiał dlaczego, ale mu wierzył. Nawet zrobiło mu się go żal.
        — Teraz nie mam nic. Wolałbym zginąć tam, na statku, z rąk tych parszywych morderców i gwałcicieli. — Grubas pociągnął nosem. — A nawet z twoich.

        Wyjął sztylet. Nie spojrzeli na siebie.
        — Tak będzie lepiej — wybełkotał Gabar przez zaciśnięte zęby.
        Falkon podszedł do niego i chwycił go za masywny nadgarstek. Ciął szybko i gładko.
        — Co robisz? — jęknął handlarz, gdy sznury, które ciasno oplatały jego ręce, upadły na zarzygany bruk uliczki.
        — Masz gdzie się podziać?
        — Co?
        — Pytam, czy masz tu kogoś. Czy masz gdzie iść. — Falkon obdarzył go przeciągłym, pozbawionym emocji spojrzeniem.
        — No... jest niby...
        Chłopak wygrzebał z jednego z licznych woreczków przymocowanych do wysłużonego pasa mały zwitek pergaminu, rozprostował go i nabazgrał coś pospiesznie znalezionym w innym woreczku kawałkiem węgielka. Złożył pergamin niedbale i wcisnął handlarzowi w roztrzęsioną dłoń.
        — Otwórz to jak będę daleko. Nie wcześniej. A teraz idź.
        Gabar wstał ociężale, zatoczył się.
        — Idź — powtórzył Falkon. — I nie spotkaj mnie już nigdy.

        Gabar bez słowa odszedł, wymieniając ostatnie spojrzenie z Falkonem, w którego oczach pojawił się nagle dziwny błysk. Taki, jaki nie pojawiał się w jego oczach prawie nigdy. Błysk, który mógł wręcz być jakąś formą cichego "przepraszam".

        Falkon spojrzał na krzywe, zmurszałe drzwi Dwunastomackownicy, zza których dobiegały posępne śmiechy i bluzgi wszelkich odpadów społeczeństwa. Splunął na ziemię. Poprawił rozczochrane włosy, których niesforne kosmyki, poruszane morską bryzą, łaskotały go po twarzy. Odetchnął głęboko i ruszył brudną, ciasną uliczką, nie oglądając się za siebie.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Dotarcie do stajni przy bramie wjazdowej, od strony rzeki Livar, nie było większym problemem. Było późne popołudnie, ale ludzie i inne istoty skupiły się na targowisku i w jego okolicach. Niektórzy wracali do domu, jednak nie można było powiedzieć, aby droga do stajni była tłoczna. Alestar wchodząc do wnętrza stajni, od razu zauważył swojego Zefira i konie pozostałych towarzyszy. Właścicieli zwierząt nie było parę dni w mieście, więc ten widok bardzo pokrzepiał serce. Nim kusznik zdążył zbliżyć się do swojego wierzchowca, jego droga została nagle zablokowana przez chłopaka będącego wiekowo na progu swej dorosłości, który wyszedł z cienia pomieszczenia.

        — Czego? — Zapytał prostacko młodzieniec i machnięciem głowy zarzucił grzywkę jeszcze bardziej na bok.
        — Po konie swoje i towarzyszy — odpowiedział zgodnie z prawdą Zenemar.
        — A ja myślałem, że po świnie. — Chłopak trzymał się sarkastycznego tonu wypowiedzi.
        — Za pierwszy dzień było zapłacone, teraz chcę… — Łowca potworów nie mógł dokończyć swojej wypowiedzi.
        — Oczywiście, że chcesz, przecież wszystko w tym mieście kosztuje. — Odpowiedzi stajennego zaczęły coraz bardziej irytować kusznika.

        Cała rozmowa została nagle przerwana przez wtargnięcie do stajni młodego chłopaka, który wyglądał dosłownie jak mała kopia chłopca stajennego.
        — Wróć do karczmy Fowi, z panem zaraz załatwimy sprawę. — Starszy chłopak odezwał się do swojego młodszego brata.
        — Widziałem pana, był tu z takim brodaczem i takim panem długowłosym. Ten pan ma tego pięknego karego konia z łatą… Panie Alfrid, Panie Alfrid…!!! — Chłopiec na koniec swej wypowiedzi pobiegł do wnętrza karczmy będącej przy stajni, a jego starszy brat nie zdołał go zatrzymać.

        W końcu przy koniach pojawił się właściciel przybytku, z którym kompania zdążyła wymienić się spojrzeniami przy zostawianiu swoich koni. Chłopcy zostali odesłani do tawerny, a brunet został sam na sam z Alfridem. Cena za pozostawienie wierzchowców na tyle dni i potrzebny prowiant porządnie wstrząsnęła wielkoludem i zasobnością jego sakiewki. Nie było jednak innego wyboru, gdyż trzeba było jak najszybciej opuścić te okolice. Gdy Alestar opuszczał wraz z trzema końmi stajni, akurat w jego stronę zmierzał Falkon, już bez Gabara. Towarzysz nie był skory do rozmów, więc dwójka konnych w milczeniu opuściła miasto, mimo że na niebie zaczynały się pojawiać pierwsze gwiazdy.

        Gdy podróżujący nocą przyjaciele, dotarli do przybytku Strużki widok, jaki zastali, mocno ich zdziwił. Karczma była pełna alkoholowych trupów, wszystko prezentowała się tak, jakby chwilę temu skończyło się tu jakieś chłopskie weselu. Odnalezienie Teusa wśród ciał nie było problemem, jednak ani kusznik, ani złodziejaszek nie zamierzali budzić albo przenosić towarzysza. Tę noc kompania również miała spędzić w karczmie, by rankiem uzupełnić zapasy, wyruszyć w dalszą drogę i znaleźć sposób na zarobienie pieniędzy. Sen przyniósł Zenemarowi wspomnienia o ostatnim polowaniu na potwory, a było to bardzo udane polowanie.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Widział jedynie cierpienie. Dziesiątki martwych osób leżały wokół niego, a sam znajdował się pod jedną ze stert ciał. Gdzieniegdzie tylko słychać było agonalne jęki nielicznych ocalałych, choć czy mogą się oni tak nazywać skoro muszą teraz tak cierpieć? Tousend był jednym z nich, czuł to samo co oni. Wolałby już odejść, poddać się, przegrać. Jednak niewidoczna siła nie pozwalała mu na to. Oczami wyobraźni widział swoich bliskich, każdy z osobna patrzył na niego dodając mu otuchy, słyszał okrzyki: „Podnieś się! Musisz iść dalej! To nie koniec twojej drogi!”. W obliczu tak niesamowitego wsparcia Teus mógł zrobić tylko jedno.
        - Zamknijcie mordy do jasnej cholery, łeb mnie boli…

        Nie wiedział ile czasu minęło, jaki jest rok i gdzie właściwie się znajduje. Doczołgał się tylko do jednego z nieprzewróconych stolików i zasiadł przy nim. Następnie przeprosił jednego z nieprzytomnych ludzi za to, że pomylił go ze stołkiem i nie otrzymując odpowiedzi podsunął sobie już ten właściwy, drewniany.

        Potrzebował jakiegoś znaku, wskazówki, symbolu. Musiał zrozumieć co się dzieje i co ma dziać się w przyszłości. Patrząc w na wpół rozwarte drzwi oczekiwał cudu, który to miał się do niego dosiąść, chlasnąć mu wodą w twarz i powiedzieć co ma robić. Czekał więc dalej.

Ciąg dalszy: Alestar, Falkon, Teus
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości