Turmalia[Turmalia i okolice] Podróż bezślubna

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Co by było gdyby... dumała smoczycza, starając się spojrzeć na całą sytuację z innej strony. River grywał według własnych zasad, robił wszystko po swojemu, uważając się za pana tego świata. Nie liczył się ze zdaniem innych, gardził słabszymi lub ich zjadał, a wszystko to, by pokazać swoją wyższość. Jego przepis na życie nie uwzględniał osób trzecich i Isambre zastanawiała się do czego to doprowadzi. Nie chciała żyć w izolatce, w strachu lub nienawiści do innych ras. Pragnęła tylko mieć swój kącik na świecie, a River najwyraźniej robił wszystko, by jej to zepsuć. Zrażał do siebie ludzi w bardzo szybki sposób, przez który żadne ich plany nie wypaliły tak jak powinny. Smok był agresywny, uparty jak osioł, w swojej złości nawet tępy na wszystko dookoła. Nie można mu było jednak odmówić ogromnych chęci oraz poprawy, lecz były to chwilowe epizody, szybko tonące w starych przyzwyczajeniach. Dlatego smoczyca przestała na siłę go zmieniać i pozwoliła przejąć stery przeznaczeniu. Skoro to one ich splotło, niech się teraz stara, by wszystko było dobrze, gdyż pomijając jego wady River był dla Isambre bardzo ważny. To przy nim dziewczyna chciała zasypiać i budzić się na nowo, widzieć jego roześmiany wzrok i czuć jego zapach. Jednakże on to utrudniał i smoczyca zastanawiała się, co by było, gdyby od samego początku go przycisnęła i wpoiła mu jakieś wartości. Zapewne uniknęłaby tym sporo stresu, ale z drugiej bała się o tym myśleć, dlatego pozostała w sferze domysłów.

Z tego stanu wyrwały ją wypowiadane kolejno słowa Akiego, dotyczące jej ciała. Isambre przeniosła na niego swoje ślepia, by następnie kiwnąć porozumiewawczo i opuszczając łeb na grudę zbitego mchu. Skoro berserk kazał się jej nie ruszać, postanowiła go posłuchać, choć chłopak sam przyznał, że nie jest medykiem. Jednak znowu River musiał wszystko zepsuć. Czując zapach siarki, smoczyca uniosła głowę, lecz nim zdążyła dostrzec co się dzieje: czarny kształt przemknął tuż nad nią i poleciał w stronę klifu. Jednooki smok miał najwyraźniej jakiś plan, którym oczywiście nie zamierzał się z nikim dzielić, bo i po co? Lepiej stawiać na domysły, a potem użalać się nad sobą, że ktoś je źle zinterpretuje. Tak jak w przypadku niedoszłego pojedynku Akiego i gada na plaży, po małej utraczce z najemnikiem. Chcąc na własne oczy zobaczyć jak to się potoczy, smoczyca spróbowała wstać, ale przeszkodził jej w tym Chibi.

Malec zaczął skakać wokół niej, szczerząc ząbki i próbując zatrzymać ją w miejscu, wykorzytując do tego kawałek lniany, którą zarzucił jej za kolec i pociągnął, jakby była to obroża. Widząc jak stworek się o nią troszczy, dziewczyna usiadła z powrotem i trąciła go pyskiem.
- Już dobrze - uspokoiła go, pozwalając mu na zajęcie wygodnej pozycji w zgięciu łokcia. - Nigdzie nie idę, zadowolony?
Chibi odpowiedział jej tylko pomrukiem i ponownie zasnął, ciesząc się z udanej pertraktacji.

Okazało się jednak, że ich nieobecność trwała kilka minut, po której obaj wrócili cali z potrzebnymi materiałami, takimi jak deski, liny i świeża woda. Isambre od razu pozwoliła się opatrzyć, choć nie ukrywała złości, kiedy ranę miał jej obmyć River. Smoczyca wciąż była zła na niego i wolałaby, aby gad się cofnął. Na jego korzyść nie przemawiała nawet spuszczona głowa i pokutne spojrzenie, które dziewczyna wyłapała kątem oka, a które znaczyło tyle co "przepraszam". Było już jednak trochę na to za późno. Widząc jednak, że Aki zajęty jest szynami na jej skrzydła, Isambre westchnęła niesłyszalnie i nadstawiła kark ukochanemu, by go umył i przywiązał kawałek żagla jako bandaż. Następnie smoczyca z uwagą przyglądała się pracy berserka, obserwując jak jej skrzydła są przywiązywane do dwóch par długich kijów, mających na celu utrzymanie ich sztywno, a także zapobiegać ich rozprostarciu, co smoki miały w zwyczaju, kiedy stawały na tylnych odnóżach, by pokazać się w pełnej krasie.

Gdy było już po wszystkim, Isambre podziękowała wyspiarzowi, a później przerzuciła wzrok na Rivera i mały stosik ciał, który ze sobą przyniósł. Nie powiedziała jednak ani słowa, zaczekała z tym do momentu, kiedy Aki i Chibi oddalą się wystarczająco daleko.
- Dziękuję - przeszło jej przez usta, widząc wyraźnie, że smok stara się jak może by załagodzić to wszystko. - Ale nie jestem głodna. Doceniam twój gest, choć nie mam w zwyczaju jadać ludzi. Nawet martwych. Ale ty się nie krępuj - dodała, układając opatrzone skrzydła po bokach swego ciała, po czym zwinęła ogon, a przednie łapy ułożyła na sobie, by oprzeć na nich brodę. Znaczyło to tyle, że chciała teraz odpocząć, ale nie zamykała jeszcze oczu. Patrzyła przed siebie, na cienką linię drzew, przez które się przebiła, a które wykrzywiły się na wszystkie strony.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

Kiedy wylądował z Akim i potrzebnymi rzeczami, trzymał się w pewnej odległości od smoczycy. Wiedział, że podobnie jak zwierzak i ona zapewne mu szybko nie wybaczy zachowania, przez które została ranna i przyjemna wycieczka skończyła się w nieprzyjemny sposób. Nie wiedział dlaczego nie umie w spokoju spędzić jednego dnia, dlaczego nie umie pokornie żyć w zgodzie z innymi dokładając wszelkich starań by byli szczęśliwi. Poważnie się zastanawiał czy nie powinien czasem już odejść, nie tylko z ich grupy, ale także z tego świata, zasnąć na wieki, przemieniając się w martwy kamień. Gdyby tak postąpił pod osłoną nocy, wyszedłby na tchórza i nie tylko w końcu zostawiłby ranną, smoczycę wraz z małym zwierzakiem i kontuzjowanym berserkiem, niemal na pastwę losu. Riverowi oprócz potłuczonego ciała nic poważnego w przeciwieństwie do nich nie było, a to z jego winy ucierpieli, dlatego właściwym było by gdyby się nimi zajął, ale z nim obecnie też nie było najlepiej. Był rozdarty psychicznie i targały nim sprzeczności, z jednej strony chciał polecieć nad Turmalię i się wyżyć za krzywdy jego ukochanej, choć mieszkańcy byli najmniej winni całej sytuacji; z drugiej pragnął uciec i zakończyć swój żywot, aby inni już nie musieli przez niego cierpieć, a on nie musiałby się czuć tak jak obecnie; zaraz jednak na wierzch wypływała kolejna myśl, w której to smok nie chciał nic robić, pozostać przy towarzyszach tylko po to by nie czuć się samotnym.

Nie lubił jednak stać bezczynnie i nie chciał patrzeć berserkowi na ręce, a tym bardziej na rany partnerki, nie mógł znieść tego widoku dlatego zaraz przeniósł wzrok na okolicę. Nie było żadnej kryjówki oprócz tej jaskini, którą widział podczas lotu, do której nie chciał iść przez swój "wodowstręt". Mieli do wyboru zbudować jakiś szałas żeby chociaż smoczyca się w nim zmieściła i wyspiarz, albo spać pod gołym niebem. Nie konsultował się z nikim w oparciu o swoje myśli, milczał jak grób, jakby najmniejszy wydany przez niego dźwięk miał go zabić, pogrążony był w głębokiej zadumie wpatrując się w połamane drzewa. Zadrżał od podmuchu wiatru, a polecenie Akiego go ocuciło.

Odwrócił się do nich i spojrzał na Isambre, a po tym na berserka, marszcząc z gniewem nos, jednak nawet nie zawarczał, a tym bardziej się nie odezwał. Miał wrażenie jakby wyspiarz chciał się z niego ponaigrywać, widząc daremne próby smoka w opatrzeniu swojej wybranki jedną łapą. Wpatrywał się przez moment w niego z wrogością, jakby chciał mu przekazać, że prędzej gad zje chłopaka, niż pozwoli aby ten się z niego śmiał. Zaraz jednak się uspokoił wątpiąc w to, że Aki byłby tak wyrachowany, a tym bardziej obmyślił taki plan tylko dla własnej rozrywki oraz upokorzenia jaszczura na oczach Isambre. "Może zapomniał, albo chce mi pokazać, że nie uważa mnie za nędznego kalekę," zaraz zaczął tłumaczyć wyspiarza i po chwili namysłu zbliżył się niepewnie do ukochanej, która spojrzała na niego wrogo i z ostrzeżeniem w oczach, aby się cofnął. Usłuchał jej choć może nie do końca, ponieważ zatrzymał się w miejscu i spuścił łeb jak zbity pies. Było mu niezwykle przykro, a po jego ciele rozlewało się palące każdy skrawek jego ciała gorąco. Nie takie jak podczas uniesień z partnerką. To które czuł obecnie wcale nie było przyjemne, robiło mu się od niego niedobrze i boleśnie paliło jego serce. Chciał jej wyeksponować swoją pierś, albo gardło by smoczyca mogła bo wykończyć jednym ciosem, ale nie zrobił tego dostrzegając jak ta, bez słów przyzwala mu na to aby mógł wykonać polecenie Akiego i opatrzył jej rany po uprzednim ich obmyciu. Zdał sobie sprawę, że z tego wszystkiego zapomniał rozejrzeć się za jakimiś leczniczymi ziołami, którymi mógłby powlec jej rany. Westchnął jedynie myśląc, że może to i lepiej, ponieważ najmniejsza pomyłka mogła przysporzyć dziewczynie kolejnych cierpień.

Odetchnął głęboko biorąc się w garść i mocząc oderwany kawałek żagla przemywał jej rany na grzbiecie drżącą, smoczą łapą. Jego wzrok biegał po okolicy jedynie na małe ułamki sekund zatrzymując się na smoczycy, by się upewnić, że dłoń mu przez przypadek nie zsunęła się na zdrową część ciała, a cały czas przemywała jej rany. Kilka razy płukał szmatkę, raz jeszcze ją mocząc i myjąc rany na nowo. To była akurat najłatwiejsza część jego zadania, gorzej rysowało się widmo opatrzenia partnerki żaglem, ale nie zamierzał się skarżyć, ani prosić nikogo o pomoc, dalej milcząc. Wiedział, że to głupi rodzaj pokuty, który może przysporzyć mu więcej kłopotów, ponieważ Isambre może wziąć jego milczenie za jakiś protest, albo karę wobec niej czy z powodu gniewu, było by to błędnym myśleniem, ale całkowicie zrozumiałym, mimo to River nie zamierzał się odezwać. Sięgnął drżącą, miejscami brudną od krwi dziewczyny ręką po żagiel i trochę się, nakombinował, aby opatrzyć smoczycę. Na koniec przełknął z obawą gulę w gardle i pochylił się do grzbietu wybranki chwytając zębami jeden róg żagla, by móc z sobą związać ten, który trzymał w dłoni.

Kiedy skończył od razu od niej się odsunął jak oparzony, aby po tym wstać i zacząć zbierać w jedno miejsce wszystkie połamane drzewa i ich fragmenty porozrzucane po okolicy. Zdecydował się na zbudowanie szałasu i chciał rozpalić ognisko, byle tylko coś robić, nie narażać się na gniew dziewczyny i przestać myśleć o tym co się stało. Nie bardzo wiedział co z sobą począć, co kończyło się tym, że starał się robić wszystko na raz nie mogąc się tak naprawdę na niczym w pełni skupić. Zdarzało mu się nawet zatrzymać i patrzeć z dziwnym błyskiem, jakby szaleństwa w oku na ocean. Zaraz jednak wracał do nałożonego przez samego siebie zadania z mętnym wzrokiem. Zajmując się wszystkim na raz, a w rzeczywistości niczym szybko opadał z sił tym bardziej, że nawet na moment nie przyjął ludzkiej postaci, aby chociaż chwilę odpocząć. Pracując jak mrówka nie zauważył kiedy Aki ze zwierzakiem odeszli.

Westchnął ciężko chyba po raz setny spuszczając głowę po spojrzeniu przez moment na czarną, poturbowaną jaszczurzycę wokół której sprawnie powstawała prowizoryczna drewniana, albo bardziej drzewna kryjówka, której dachem były korony wbijanych w ziemię z ogromną siłą i zawziętością połamane drzewa, przez które w pewnym momencie gad miał pełno drzazg i poraniony pysk w końcu to paszcza zastępowała mu drugą rękę kiedy potrzebował odpowiedniej kończyny do przemieszczania się z miejsca na miejsce, a ogonem ciągnął za sobą kolejne drzewa.
- Nie mam apetytu. - Mruknął ochryple i cicho. Nie robił jej na przekór, ani na złość. Nie chciał także ukarać siebie w ten sposób, ponieważ wymierzoną przez samego siebie pokutą było dla niego milczenie, uległość oraz praca ponad swoje siły, o czym też nie zamierzał nikomu powiedzieć. Odpowiedział jej zgodnie z prawdą, przez nerwy miał ściśnięty żołądek, a zapach jej krwi przyprawiał go o mdłości, choć w każdej innej sytuacji by się nie przejął, albo nawet upajał się zapachem cudzej posoki, ale nie tej pochodzącej z ran ukochanej, której skóra nigdy nie powinna zostać naruszona w tak brutalny sposób.

Nie patrzył na nią tylko z zapałem powoli kończył szałas dla niej, Chibiego i Akiego. Pod jednym z pni wykopał głęboką dziurę i z nawet nie wymuszoną starannością zaczął układać w niej ciała marynarzy, którymi Isambre nie zamierzała się żywic, a on nie chciał jej zawieść, tym bardziej, że i tak nie mógłby przełknąć, nawet kawałka jabłka, a co dopiero człowieka. Zakopał ich i wbił kawałek drewna pionowo, by zaznaczyć nagrobek. Ułożył jeszcze stosik z patyków i dużych fragmentów pni w stos by po tym zapalić je swoim ogniem, aby ognisko ogrzało smoczycę. Po tym ułożył się w długości trzech prętów od niej na ziemi okrywając się szczelnie swoimi skrzydłami by odciąć się od wszystkich. Chciał odejść w zapomnienie. Jego skulone, odwrócone do niej tyłem ciało drżało, bynajmniej nie z powodu zimna.
- Mogłem pozostać, pogrzebany pod gruzami. Nikt by nie musiał przeze mnie cierpieć - pomyślał nie zdając sobie sprawy, że przez zmęczenie nie zwrócił uwagi, że mówi to na głos, choć cichym i słabym głosem.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

Po skończonej pracy i upewnieniu się, że wszystko się trzyma Aki zabrał Chibiego na spacer po lesie, w celu zebrania czegoś do jedzenia. Rozumiał potrzeby swoich towarzyszy, ale już sam fakt, że miałby oglądać jak pożywiają się martwymi ludźmi wykręcał mu żołądek, co w połączeniu z jego pustką, nie było w cale dobre. Rozumiał surowiznę, na przykład jelenia lub dzika, ale nie kogoś z tego samego gatunku co berserk. To, krótko mówiąc, mocno odpychające. Dlatego zdecydował się poszukać czegoś w lesie. Nie nastawiał się zbytnio na jagody czy maliny, miał nadzieję wytropić zająca lub w ostateczności lisa, by napełnić brzuch.

Przechodząc między kolejnymi pniami, Aki co raz uważniej spoglądał przez ramię. Ostatnie czego było mu trzeba, to zgubić się w nieznanym lesie, na nieznanej mu ziemi. Oczywiście mógłby wtedy krzyknąć, przywołując smoki, a raczej jednego smoka, ale wyspiarz wolał oszczędzić sobie podśmiechujek Rivera i jego gadania. Zwłaszcza, że on również miał średnie chęci, by go oglądać. To jak potraktował malca wychodziło po za wszelkie granice. Mógł go umyć w nowym wiadrze lub wymienić wodę w tym zużytym, a nie od tak pozbywać się białego stworka. Zaskarbił tym sobie jego głęboką niechęć i gniew, który Chibi wyrażał warcząc i spoglądając na smoka z nienawiścią w małych oczkach. To musiała być dla niego potworna zdrada. W końcu wyglądało na to, że stworek mu bezgranicznie ufał. To i fala głodu sprawiły, że wyspiarz niespokojny chodził w tę i z powrotem, nie mogąc się skupić na szukaniu jedzenia.

Chibi natomiast bardzo cieszył się ze spaceru, biegał po suchych liściach, rzucał gałązkami, a także wdrapywał się na niższe drzewa i zeskakiwał z nich na barki chłopaka, śmiejąc się do rozpuku. Od razu widać było, że polubił berserka, z którym wolał obecnie przebywać bardziej niż z jednookim gadem. Samemu wyspiarzowi niespecjalnie to przeszkadzało, ale wolał nie wchodzić między ich konflikt i gdy tylko wrócą postanowił oddać małego w ręce smoczycy, za którą najwyraźniej przepadał.

Niestety po godzinie poszukiwań, Aki powrócił do towarzyszy ze spuszczoną głową i garścią owoców leśnych, które wraz z Chibim zebrali w jednym z jarów. Nie było tego dużo, ale wystarczyło, by on i smoki dostały po porcji.
- Sprytne - skomentował po chwili berserk, siadając pod prowizorycznym szałasem z drzew i opierając się o pień jednego z nich. - Ale to za mało jeśli mamy tu spędzić kilka nocy. Musimy poszukać czegoś większego. Jaskini lub chaty, w której cię pomieścimy - zwrócił się do Isambre, która cały czas trwała w smoczej formie.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

- Gdybyś został pod stertami głazów nigdy bym cię nie spotkała - powiedziała smoczyca, ostrożnie przechylając się na bok i rozkładając skrzydła na miękkiej, choć zoranej jej kolcami trawie. - To musi coś znaczyć. Dobrze wiesz, tak samo jak ja, że smoki wiążą się w pary z przeznaczenia. Najwyraźniej byłam ci zapisana w gwiazdach, ale przedtem może los chciał cię przetestować? Sama już nie wiem.
Isambre mówiła dość cicho i spokojnie, z pyskiem wspartym na małej, usypanej z piachu górce i z oczami skierowanymi na ukochanego. Już dawno przestała widzieć w nim łajdaka, jakim zapewne był w przeszłości. Teraz najważniejsza dla niego była chęć zmian, a Isambre pragnęła mu w tym pomóc, choćby mieli kłócić się codziennie przez kilka godzin. Ona nie pozwoli gadowi ukrywać uczuć lub zatajać swoich myśli, bo do tej pory przynosiło to same nieszczęścia i psuło wszystko, co razem zaplanowali. A chyba nie tak powinien wyglądać poważny związek, jaki chcieli razem zbudować.

Później Isambre targnęła kilka razy łbem, odganiając muchy, które zleciały się do metalicznego zapachu jej krwi. Rana na kręgosłupie pulsowała nieprzyjemnie, a materiał żagla zdawał się już przykleić do jej pleców, więc najmniejsze jego poruszenie będzie się wiązać z uporczywym bólem. Przynajmniej do czasu odrastania łusek. Skrzydła natomiast były całe, zamknięte między drewnianymi szynami i przywiązane do niej sznurem tak, aby się nie ruszały i nie wywierały nacisku na zwichnięte fragmenty. Mimo to smoczyca nie umiała się pocieszyć. Zdolność do lotu jest najwspanialszym darem od natury dla smoków. Dzięki niemu są one naprawdę wolne. Isambre nie wyobrażała sobie, że mogłaby na stałe przysiąść na ziemi, bez możliwości powrotu w przestworza. Oczywiście słyszała o przedstawicielach swojej rasy, którzy żyli pod wodą lub na lądzie bez skrzydeł i przypominali wielkie, zaopatrzone w kończyny węże, ale to nie było życie dla niej. Dlatego obecnie nic nie było w stanie pocieszyć poturbowanej smoczycy.

- Mam tylko nadzieję, że to nie wpłynie na moje czary - dodała, poruszając palcami, z których strzeliły hordy pomarańczowych iskier, łączących się w locie z tymi z ogniska, które rozpalił River. Nic się jednak nie stało. - Nic z tego - westchnęła. - Muszę najwyraźniej wydobrzeć nim spróbuję nałożyć na siebie iluzję. Żałuję że nie ma tu mojej matki. To ona mnie tego nauczyła, a sama potrafiła jeszcze więcej. Potrafiła nakładać iluzję nie tylko na siebie, ale także na inne organizmy żywe i martwe. Na przykład umiała sprawić, że kamień będzie wyglądać jak skrzynia z pieniędzmi. Wiele smoków tworzy tak fałszywe skarbce, które znów wracają do prawdziwej formy, gdy tylko ktoś ich dotknie. Po za tym jej twory są znacznie stabilniejsze i rzadko można je odróżnić od prawdziwych, namacalnych przedmiotów.

Wspomnienie rodzicielki przyniosło na usta smoczycy lekki uśmiech, po którym zastrzygła uszami i uniosła się na łokciach, by zbliżyć się do ciepłego ognia. W tym samym czasie na polanę wrócił Aki z Chibim. Ten drugi, widząc czarną smoczycę, od razu podskoczył i wbiegł po jej łapie, znajdując sobie wygodne miejsce na szyi, gdzie się wtulił i błogo mruczał. Nawet nie zaszczycił Rivera spojrzeniem, wciąż mając mu za złe wyrzucenie za burtę. Z resztą chyba wszyscy mieli, ale Isambre starała się spojrzeć nieco dalej. Widziała, że smok żałuje tego co zrobił i chciałby wszystko naprawić, gdyby dano mu szansę. Jednak najwyraźniej najpierw musi minąć sporo czasu.

- To jak to jest z twoją tarczą? - zapytała Akiego, gdy ten zajął miejsce przy ogniu. Chciała jakoś załagodzić tę niezręczną ciszę. - Nie może jej podnieść nikt jeśli leży na ziemi, czy każdy jeżeli jest na twoich plecach? Bo szczerze mówiąc, to trochę zawiłe.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Choć się do niej nie odwrócił i nie zaszczycił swoim spojrzeniem, słuchał z uwagą tego co mówiła jego partnerka o swojej matce i godnymi pochwały umiejętnościami jakie opiekunka Isambre posiadała. Na ten moment znał jedynie do rany przyłóż ojca smoczycy, którego przyjemny jak piłowanie zębów wielkim, barbarzyńskim toporem, charakter sprawiał, że krew się gotowała w żyłach jednookiego. Zastanawiał się czy to cecha charakterystyczna każdego ojca ich gatunku. Nie mógł potwierdzić ani zaprzeczyć swojemu rozumowaniu, ponieważ znał jedynie okrutnego tyrana, który w bestialski sposób nauczył młodego latać; oraz rozkosznie miłego teścia o niezwykle łagodnym usposobieniu, któremu z wzajemnością rzuciłby się do oczu. Chciał wierzyć, że matka Isambre jest, taka jaką dziewczyna ją opisuje, ale jakoś wątpił, że rodzicielka jego ukochanej będzie miała do niego inne nastawienie niż Conan. Uśmiechnął się niebezpiecznie sam do siebie lekko rozchylił swoją błoniastą kopułę i z niepokojem oraz niechęcią spojrzał na szumiący ocean, w którym powoli tonęło słońce. Na środku wielkiej wody nikt by nawet nie dał rady wyciągnąć gada, aby ten nie utonął, dlatego wizja oddania się bezlitosnym falom była w obecnej sytuacji najskuteczniejszym sposobem na odebranie sobie życia.

        Nie mógł stchórzyć, kiedy tylko znaleźli się w potrzebie i los wszystkich był w jego łapach. Byłby dupkiem, gdyby ich opuścił. Sapnął groźnie wydobywając obłoki dymu z nozdrzy kiedy położył się na prawym boku gdzie, o ironio!, najwygodniej mu się leżało przez brak kończyny, z jedynie niewielkim kikutem kości ramiennej, którym najwyżej mógł pomachać, a który przypominał mu o felernym dniu i własnym losie, zdegradowanym do roli popychadła i tematu drwin pijaków i zawadiaków szukających zaczepki, a nawet bezdomnych, którzy nie mogąc wyłudzić od gada ani grosza, cieszyli się, że ma on w życiu gorzej od nich. Znów się poruszył niespokojnie wracając do poprzedniej pozycji, leżąc na brzuchu z pyskiem położonym na lewej łapie, ponownie w powietrze wzbił się ciemny obłok cuchnącego siarką dymu, którego źródłem był przygnębiony i rozdrażniony własnymi myślami gad. Zastanawiał się nad tym wszystkim, co jakiś czas zerkając z obrzydzeniem na żałosną pozostałość kończyny. Nawet gdyby chciał oddać się zmęczeniu i odpłynąć w błogi sen, nie byłby w stanie zasnąć. Zbyt wiele myśli chodziło mu po głowie i zbyt wiele targało nim emocji.

        Nie odezwał się ani słowem do Isambre czy to na temat tego, że są sobie przeznaczeni, czy na temat jej rodziny. Nie uczynił tego nie ze względu na swoją dziwaczną formę pokuty, lecz przez to, że i tak nie wiedział co miałby jej odpowiedzieć. Złożył ciasno skrzydła po swoich bokach i wsłuchując się w muzykę graną przez ocean i nabrzeżne stworzenia zamknął oko chcąc zasnąć wbrew swojemu poprzedniemu przypuszczeniu o swojej trudności z odpłynięciem w krainę marzeń. Nie można powiedzieć, że prawie mu się to udało, ponieważ szczerze mówiąc chwilę, albo dwie by mu to jeszcze zajęło, gdyby nie powrót berserka i zwierzaka. Doskonale słyszał jak maluch z radością zeskakuje z Akiego i biegnie do smoczycy, a następnie mruczy z przyjemnością. River nie istniał już dla Chibiego. Zakłuło go w sercu, ale sam był sobie winien i doskonale o tym wiedział. Nie zareagował na komentarz wyspiarza, jedynie niespokojnie przesuwał końcówką ogona po ziemi, albo uderzał w podłoże lekko jego czubkiem.

        Kolejnych słów chłopaka nie mógł jednak zignorować choć bardzo chciał. Zacisnął dłoń w pięść, lekko zawarczał i dźwigając swoje cielsko na równe łapy podniósł się i łypnął kątem oka w stronę towarzyszy, do których specjalnie zachowywał dystans. Westchnął ciężko ze zmęczeniem tym razem nie wydobywając ze swojej paszczy obłoków dymu, a niewielki płomień. Zawiesił głowę i pokuśtykał na trzech łapach w stronę, z której przybył Aki chcąc poszukać im lepszego schronienia niż to, za które zapłacił własną siłą i potem. Odchodząc od nich skupił całą swoją uwagę na otaczającym go świecie, choć jego pole widzenia było mniejsze nie mając jednego oka, to i tak nadrabiał to częstym odwracaniem głowy na różne strony.

        W pewnym momencie dostrzegł coś kątem oka, coś niezwykle irytującego i uwłaczającego jego godności. Kiedy szedł kikut poruszał się tak jakby naprawdę miał łapę. Przerwał swój spacer, wpatrując się w tą skazę, po czym stając na tylnych łapach zaryczał z gniewem, a chwilę po tym jego szczęki zaciskały się na własnym ciele. Krzywił się i syczał z bólu, a pysk wypełniał mu się krwią, należącą do jego samego. "Jakim prawem masz czelność, mnie boleć skoro jesteś tylko żałosną pozostałością," warknął do siebie jeszcze mocniej zamykając w swojej paszczy kikuta. Czuł jak zęby wbijają mu się w staw łączący kość ramienną z łopatką i obojczykiem, a lekkie pociągnięcie wystarczyło, by oddzielić od siebie to źródło wszelkiej zgryzoty. Zachwiał się przez zawroty głowy spowodowane osłabieniem i uciekaniem krwi z rany, jednocześnie było mu niedobrze czując w na języku, łuskowate ciało, które jeszcze przed chwilą było jego własnym. Bez zastanowienia pogryzł to na mniejsze kawałki, aby ostre łuski nie poraniły mu przełyku i wnętrzności, a następnie połknął jak kawałek chleba czy jelenie mięso. Nie wiedział czemu, ale czuł się lepiej z myślą, że sam pozbawił się kończyny, choć tej już i tak od bardzo dawna nie miał. Odetchnął i wsadził między zęby dość grubą gałąź, następnie płonącą dłoń przyłożył do ziejącej rany, w której dało się dostrzec, czerwony od juchy fragment kości obojczyka, albo łopatki. Syknął z bólu podobnie jak przypalane miejsce, nos mu podrażniał swąd palonej skóry i posoki. Nie był to najprzyjemniejszy zapach na świecie, po którym żołądek gada wykonał kilka koziołków, a cała jego zawartość ostatecznie ujrzała światło dzienne.

        Odchylił się lekko do tyłu dając grawitacji się przyciągnąć do ziemi, opadając grzbietem w trawę. Wpatrywał się w ciemniejące powoli niebo, do którego uniósł dłoń. Zamknął na moment oczy i raz jeszcze odetchnął, tym razem spokojniejszy. Kiedy je otworzył na jego twarzy widniał zacięty i hardy wyraz, a łamiąca bez trudu karki dłoń zacisnęła się gwałtownie zmieniając się w pięść. Zaraz ją przyłożył do serca.
        - Przeszłość jest tylko przeszłością, nikt nie nazwie mnie już więcej słabym, albo żałosnym kaleką... Inaczej skończy w moim żołądku. - Uśmiechnął się niebezpiecznie oblizując sobie pysk na samą myśl. Podniósł się i wzleciał w niebo szukając jakiejś dogodnej kryjówki. Musiał się jednak zapuścić za bardzo w głąb kontynentu, ponieważ pod nim widniało miejsce wykopalisk z wejściem do tajemniczej jaskini, a dalej widać było wioskę, w której mieli pomóc chłopom. Dostrzegł niewyraźną sylwetkę maga wchodzącego do groty, ale nie zamierzał się tym przejmować, to nie była ich sprawa.

        Wracając jego spojrzenie raz jeszcze padło na w połowie zanurzoną jaskinię przy klifie. Lecąc w jego stronę dostrzegł schowaną pośród zarośli i drzew jamę. Wylądował i bez namysłu poszedł ją zbadać. Była raptem dziesięć, albo piętnaście minut marszu od ich obecnego obozowiska i niewątpliwie musiała być połączona z podwodnym wyjściem z klifu, jak i tym który znajdował się nad ziemią, gdyż wyraźnie słyszał dochodzące z jaskini echo morskiego szumu. River miał problem, żeby przecisnąć się do środka, ale był pewien, że Isambre bez trudu się zmieści. On nie potrzebował żadnego sklepienia nad głową, poradzi sobie nocując tych kilka dni przed wejściem do groty, w której miała spać jego wybranka oraz nienawidzący go przyjaciele. Był zadowolony ze swojego odkrycia i zaraz zaczął zmierzać w stronę towarzyszy, by poinformować ich o znalezionym schronieniu. Podczas powrotnej drogi nie spotkał żadnego leśnego zwierzaka, który zechciałby zostać ich kolacją, jednak kiedy postanowił przejść się plażą, jako okrężną drogą do miejsca gdzie była dziewczyna wraz z Chibim i Akim, natknął się na konającą, tłustą fokę, którą bez wahania dobił i zatargał w pysku do przyjaciół.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

- To ani trochę nie jest zawiłe - zaczął wyjaśniać berserk, rozsiadając się wygodnie przy ogniu i wskazując na pomalowany i okuty kawałek drewna, oparty właśnie o jego nogę. - Ten przedmiot dzierżyć może tylko mężczyzna z mojej rodziny. I zawsze pierworodny. W moim przypadku urodziłem się piąty. Mam, jak wspomniałem, cztery starsze siostry, ale jako że jestem synem, tarcza należy do mnie. Oczywiście tego, co zrobił River w karczmie uznać nie można. Tarcza nie miała kontaktu z ziemią, to ja ją niosłem, a że smok przebija wszystkich siłowo nic dziwnego, że mnie podniósł. Pieczętuje ją prastara magia, ale nie wiem jeszcze jak zachowa się w kontakcie z kimś kto już dawno odszedł z tego świata. Niemniej gdybyś - tutaj Aki zwrócił się do jednookiego jaszczura. Głos mu lekko drżał ze zmęczenia, co podkreślały podkrążone oczy i senne spojrzenie. Mimo to nie dało się wyczuć w nim sarkazmu czy złośliwości - dalej próbował ją podnieść tak jak na plaży, pękłaby ci żyłka. Nawet wy, długowieczne i potężne smoki macie swoje ograniczenia, a jak mawiał nasz druid: magia jest jednym z nich.

Zaraz jednak wyspiarz zamilkł, dochodząc do wniosku, że wejście ze swoim niedawnym oponentem na temat magii i smoczej natury to nienajlepszy sposób na spędzenie wieczoru przy ognisku. Aki nie znał się na czarach i temat ten nie należał dla niego do interesujących. Był berserkiem z Koviru, łupieżcą, który przez większość świata uważany jest za bezmyślnego wielkoluda, tnącego toporem gdzie popadnie. Nikt nawet nie próbował udowadniać, że jest inaczej. Klany skutecznie broniły swojej wyspy, pomnażając majątki na rajdach i zamykając się w swoim świecie. Było to o tyle dobre, że nikt nie pchał im się w życie prywatne i każdy ród postępował względem własnego sumienia.

Na wspomnienia o domu, Aki uśmiechnął się pod nosem, po czym odwrócił się plecami do ognia, z zamiarem pójścia spać. Wystarczyło mu już wrażeń na dzień dzisiejszy, wolał przygotować się na tajemnice jutra, bo kto wie, może River naprawdę go zje?
Nim zdążył jednak cokolwiek zrobić, wspomniany gad naburmuszył się i ruszył do lasu bez słowa. Ta sytuacja niezbyt zdziwiła wyspiarza, w końcu on sam czasami wybierał się na samotne spacery, aby pogadać z samym sobą. Pomagało mu to zawsze poukładać myśli i zastanowić się nad tym, co zrobić dalej. Nie powiedział zatem ani słowa, tylko złożył głowę na tarczy i po prostu zasnął.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Z każdą kolejną minutą, rany na ciele smoczycy robiły się coraz bardziej znośne, a ona sama przestała się już krzywić przy prostych czynnościach takich jak poruszanie głową czy szyją. Świadczyło to tylko o tym, że wypadek nie należał do straszliwych i dziewczyna szybciej wróci do zdrowia, niż sama zapowiadała. Poprawiając sobie ziemię pod łapami, Isambre podtrzymała ognisko własnymi płomieniami. Setki nowych iskier pofrunęły do nieba, zostawiając na ziemi olbrzymi, ognisty jęzor, który ze wszystkich sił chciał dostać się do gwiazd.

Wsłuchana w słowa Akiego, Isambre co jakiś czas zerkała na swojego kochanka, obserwując wyraz jego twarzy. River najwyraźniej co raz bardziej żałował swoich decyzji, chodził naburmuszony i zły na siebie, za to jaki jest. W gruncie rzeczy to właśnie takiego smoczyca go najpierw polubiła, a potem pokochała, wiążąc z nim swój własny los.

Kiedy berserk skończył i zasnął, Isambre również chciała pójść w jego ślady, ale wybierający się na przechadzkę River wszystko zniweczył. Nie wiedząc co planuje, smoczyca postanowiła go śledzić, zachowując maksimum ostrożności, aby nie zdradziły jej syki, gdyby niefortunnie otarła się otwartymi ranami o pień jakiegoś drzewa. Idąc po śladach, smok wkrótce zaprowadził ją na niedużą i skąpaną w blasku księżyca polanę, gdzie zaczął swój monolog. Dziewczyna nie słyszała nic konkretnego i już miała odchodzić, gdy gad przygryzł swój kikut i wyrwał go wraz z resztą kości ze swojego ciała. Niemal krzyknęła, widząc to, ale szybko zatkała sobie usta łapą i nic z tego nie rozumiejąc, wycofała się do prowizorycznego szałasu, który smok dla niej zbudował.

Czekając na jego powrót, Isambre nie wiedziała co myśleć. Ułomność gada nie przeszkadzała jej w niczym, była detalem, który można było zignorować, ale najwyraźniej River postrzegał go inaczej. Uważał to za słabość i powód do wstydu. Obawiając się zatem, że rozmowa nie przyniesie nic dobrego, dziewczyna postanowiła sobie odpuścić i uznać, że wszystko jest w porządku. Zwłaszcza, że River sam to podkreślił, przychodząc z foką w pysku i o wiele lepszym humorem, jakby pozbył się kowadła u nóg.

Z przejęciem wysłuchała jego relacji o jaskini, a następnie zbudziła Akiego i poszła za partnerem. Nie było tam zbyt dużo miejsca, ale wystarczyło na smoczycę, która zwinęła się w kłębek jak Chibi z zamiarem uśnięcia. Niestety kolejne myśli przerwały jej ten zamiar i dziewczyna zamiast spać, podeszła do ukochanego i nachylając się, ucałowała jego policzek.
- Przytulisz mnie? - zapytała dość łagodnie, wracając do groty i robiąc gadowi miejsce w jej wejściu, by chociaż w połowie mógł zasnąć pod dachem. Jednocześnie nie chciała spędzać tej nocy pokłócona i zła, a tym bardziej River z pewnością tego nie chciał. Zatem nic nie stało im na przeszkodzie, by mogli chociaż przez moment poudawać, że wszystko jest w porządku.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Wrócił do ich niewielkiego obozowiska pewny siebie, z hardym, acz spokojnym spojrzeniem bez cienia wcześniejszego przygnębienia. Wiedział na czym polegał jego błąd. Chciał się na siłę przypodobać Isambre, udawać kogoś kim w rzeczywistości nie był i nie potrafił być, przez co nawet najmniejsza awantura kończyła się wybuchem gniewu z jego strony, który podsycany był gromadzącą się w nim z tego powodu frustracją. Nie powinien całkowicie rezygnować ze swojego stylu bycia i przyzwyczajeń, a je stonować i dostosowywać do zaistniałej sytuacji. Wiedzieć kiedy może z czystym sumieniem zmiażdżyć komuś nos, aby twarz takowego delikwenta była idealnie płaska oraz równa, a kiedy zachować spokój i uświadomić takiemu klientowi, że z gadem lepiej nie zaczynać, albo zwyczajnie zignorować zaczepkę i odejść, aby nie mieć krwi na rękach... jednej ręce, a nie poddawać się bezmyślnie w bezlitosne szpony szału, który nie tylko ranił wszystkich wokół, ale także samego gada. Był z siebie zadowolony, że w końcu to pojął, żałował jedynie, iż nastąpiło to tak późno i poprzedzone zostało nieprzyjemną sytuacją.

        Spojrzał na kochankę z błyskiem łagodności w groźnym oku i położył przed szałasem fokę. Usiadł dumnie wyprostowany z wypiętą do przodu potężną piersią, zawijając ogon po prawej stronie swojego ciała. Wcale nie starał się ukrywać brakującego fragmentu ramienia i obrzydliwie wyglądającego, przypalonego skrzepu w tym miejscu. Zamyślił się przez moment, a jeden kącik jego pyska lekko się uniósł, nieznacznie odsłaniając kilka białych zębów rosnących na końcu paszczy. Przypomniał sobie jak ostatnim razem przypalił własną ranę, a towarzyszący mu wampirzy bracia potępili jego praktyki, bez namysłu zdarli strupa i zajęli się pamiątką po ostrzu łowców krwiopijców jak profesjonalni medycy. Nie wątpił w to, że gdyby obecnie z nim podróżowali, zapewne zrobiliby to samo co wtedy. Cieszył się, że to na szczęście się nie powtórzy, choć skrzyła mu w głowie, jak mała iskierka w ognisku, myśl ponownego spotkania i przeproszenia ich za swoje zachowanie.

        - Niedaleko stąd jest niewielkie wejście do jaskini. Jestem pewien, że na pewno się tam zmieścisz, Isambre. O Akim i Chibim nie wspominam, bo przecież są mniejsi od nas, dlatego tym bardziej nie będą mieli problemu. - Od razu ją poinformował o znalezionej kryjówce, lepszej niż ten żałosny szałas, na który obecnie patrzył z pogardą, choć był jego własnym dziełem. Wcale nie unikał jej wzroku, można by rzec, że nawet się wgapiał bezczelnie w jej oczy. Miał łagodny głos, w którym pobrzmiewała nuta władczego, nie znoszącego sprzeciwu tonu. Mówił z powagą, choć sprawa nie była na tyle ważna, aby tak ją traktować. - Ruszymy rano jak tylko... - mówił dalej, ale przerwał widząc jak smoczyca szturcha berserka, by go zbudzić.

        River chciał pozwolić partnerce i towarzyszowi na odpoczynek, zanim się przeniosą wgłąb kontynentu, ale widać jej na tym nie zależało, o co nie zamierzał się kłócić, przyjął to do swojej wiadomości w milczeniu. Podniósł na powrót fokę z ziemi, zerknął przez ramię czy wszyscy są gotowi i ruszył do miejsca, które miało im zapewnić schronienie na kilka dni. Przed odejściem zasypał piaskiem ognisko a ogonem zniszczył drzewny szałas, kiedy już w nim nikogo nie było. Szedł blisko dziewczyny, by w razie czego uchronić ją przed upadkiem, bądź przed podrażnieniem wrażliwego przez posiadane obrażenia ciała. Pilnował także sennego wyspiarza, gotowy i jego wspomóc w drodze, gdyby organizm odmówił mu dalszego marszu. W pewnym momencie zostawił ich z tyłu i zatrzymał się obok wejścia, przytrzymując ogonem zarośla, aby ukazać towarzyszącym czarną jamę. Pochylił przed wchodzącymi głowę w czymś w rodzaju szarmanckiego pokłonu. Na koniec zostawił w grocie martwe zwierzę, a następnie kiwnął smoczycy na dobranoc głową, odwrócił się i położył przed wejściem, strzegąc ich kryjówki swoim ciałem.

        Chciał czuwać całą noc, choć powieki mu się do siebie kleiły jak na złość. Otwieranie co chwila oka było bardziej męczące, niż to wszystko co przeżył obecnie kończącego się dnia, przez co westchnął z irytacją i postanowił się temu po prostu poddać. Gdyby im coś zagrażało od razu by zareagował, poza tym zmuszając się do tego, aby nie zasnąć mógłby narazić towarzyszy na jeszcze większe niebezpieczeństwo, niż gdyby spał. Przeciągnął się leżąc brzuchem na ziemi i rozdziawił szeroko swoje niosące śmierć szczęki ziewając z cichym, pełnym zmęczenia pomrukiem jakiegoś dużego, dzikiego kota. Przestał spinać mięśnie w skrzydłach, aby te były ciasno złożone po bokach jego umięśnionego, wulkanicznego cielska, a które swobodnie mogły teraz opaść na chłodną i wilgotną przez oceaniczne powietrze ziemię. Podłożył sobie lewą łapę pod brodę, wtulił się do niej policzkiem szukając wygodnego miejsca na swojej "poduszce" i zamknął oko, oddając się bez walki zmęczeniu.

        Czując pocałunek na boku swojego pyska, otworzył leniwie oko i podniósł się zaraz, aby usiąść przed budzącą go ukochaną. Po chwili, kiedy całkowicie oprzytomniał, spojrzał na nią z troską oraz stanowczością. Przypuszczał, że budzi go, aby bardziej ukarać Rivera, żeby ten całą noc nie zmrużył oka choć był wymęczony. Chciał postawić sprawę jasno, że potrzebuje snu, a jeśli nie, to niech smoczyca go dobije zamiast się nad nim znęcać. Zmarszczył lekko nos i otworzył paszczę, aby jej o tym powiedzieć, jednakże jej słowa szybciej przerwały ciszę, potęgowaną jedynie szumem niedalekiego oceanu i muzyką nocnego życia w tym niewielkim lasku. Zamknął szczęki, a jego spojrzenie złagodniało, wyraźnie się rozluźnił. Nie wahał się, od razu ją do siebie przytulił z miłością jak tylko to powiedziała, ale nie używał żadnej siły, niemalże nawet jej nie dotykał kiedy ją obejmował, ponieważ nie chciał dotknąć jej ran, a tym samym sprawić jej bólu.

        Polizał ją lekko po pysku kiedy odchodziła, oddając przez to pocałunek smoczycy, choć w innej formie i powędrował za nią. Spróbował wejść do środka, ale jedynie ukruszył krawędzi sklepienia groty swoimi rogami na łbie.
        - Będę tu cały czas, nie martw się i odpocznij - szepnął, choć bardziej przypominało to mruknięcie. Położył się w "progu" wsuwając nieznacznie głowę wgłąb jaskini, aby nie sprawić wybrance przykrości. Tak jak poprzednio pod brodą znajdowała się jego jedyna przednia łapa. Nie zamknął jednak od razu oka. Przypilnował, aby Isambre pierwsza usnęła, a dopiero po niej on uczynił to samo.

        Ranem kiedy jeszcze inni spali udał się na spacer, patrolując przy tym okolicę i zbierając zioła, którymi mógłby obtoczyć mięso, aby było smaczniejsze oraz posmarować rany dziewczyny. Po powrocie z tego zwiadu uszykował im śniadanie, uprzednio odpowiednio oporządzając fokę i rozpalając ognisko. Sam zjadł niewiele, mimo że dzięki aromatycznej roślinności posiłek wydawał mu się smaczny, ale po pierwsze: nie miał za bardzo apetytu, po drugie: to ona obecnie potrzebowała jak największych porcji, aby być w pełni sił. Przykrył swoim płaszczem Akiego, ponieważ Chibi i tak był grzany ze wszystkich stron przez smoczycę, a następnie poszedł na plażę popracować nad sobą fizycznie i psychicznie.

        Zdjął koszulę, aby jej nie zapocić i nie przegrzać własnego ciała i spojrzał na prawy bark, gdzie zwęglona rana wyglądała jeszcze gorzej, niż wtedy, kiedy odstawał z tego miejsca kikut. Westchnął ciężko i przygotował maść z kilku listków, które zebrał jeszcze w drodze nad ocean. Rozdarł swoją koszulę na dwie części. Jedną zawinął kilka razy i posmarował z jednej strony zmiażdżonymi kamieniem roślinami. Nabrał powietrza i nim je wypuścił oderwał spalony skrzep, z rany od razu zaczęła lecieć krew, ale gad szybko powlekł ją grubą warstwą reszty ziołowej miazgi. Położył zawiniętą połowę koszuli na tej, która miała posłużyć za bandaż i przyłożył je do rany, mocno dociskając. Oparł się tym bokiem o drzewo, aby ono mu przytrzymało opatrunek kiedy on jedną ręką i zębami owijał sobie górną część klatki piersiowej i lewe ramię, ostatecznie zawiązać wszystko na supeł, na prawym barku. Wykonał kilka ruchów ciałem jedyną ręką, aby sprawdzić czy wszystko dobrze się trzyma.

        Po tym skupił się na doskonaleniu swojego ciała ćwicząc swoją siłę na powalonych pniach, wytrzymałość i szybkość starając się odskoczyć od fal nim te zamoczyły mu buty. Kiedy rozbudzone słońce zawisło już nad linią oceanu, wpatrywał się w wodę i myślał o wszystkim i o niczym. Choć pod tym pięknym krajobrazem ukrywała się przerażająca, nieznana nikomu głębia ograniczona dnem nie wiadomo jak daleko od powierzchni tej wody, River jakoś nie mógł sobie odpuścić pokonania swojej słabości i zaczął się zastanawiać jak wyzbyć się lęku do wody. Kątem oka spostrzegł linę, którą były związane drzewa tworzące szałas. Odwiązał ją i poszedł na klif. Tam się rozebrał zostawiając na sobie jedynie bieliznę i oczywiście owiniętą ranę na ramieniu, jeden koniec sznura przywiązał do swojej kostki na stopie, a drugi do jednego ze skalnych kłów szczerzących się u dołu tego urwiska, a na który wskoczył, aby mieć łatwiejszy dostęp do wody. Zawahał się przez moment, ale kiedy tylko zamknął oko i wyobraził sobie, że znów jest na lekcji ojca, jego ciało samo spadło, aby zaraz zostać zachłannie pożarte przez fale.

        Gada ogarnęła panika kiedy tylko otworzył swoje ślepie i nie mógł nabrać powietrza, a on sam był targany prądami, które tworzyły przemieszczające się z ogromną siłą zmarszczki oceanu. Nie miał jednak problemu z wydostaniem się na powierzchnię, wystarczyło że zacznie się podciągać na linie i znów wespnie się na skalny ząb. Był zaniepokojony i cały czas kasłał wypluwając z płuc wodę. Nie wierzył w to co robi i nie chciał tego robić, jednakże wbrew samemu sobie skoczył ponownie. Nie było to przyjemne doświadczenie, chyba najgorsze w jego życiu, ale nie poprzestał swoich szaleńczych czynów na dwóch próbach. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że fale niemal uniemożliwiają mu opanowanie sztuki pływania i samodzielne wypłynięcie, aby zaczerpnąć powietrza.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

Wybudzony ze snu, tylko po to aby zmienić miękki mech na jaskinię, Aki prychnął z niezadowolenia, ale obolałe mięśnie zmusiły go do bycia cicho i podporządkowaniu się tej decyzji. Berserk nie miał sił ani ochoty zaczynać kłótni, a jedyne czego teraz pragnął to wyścielone puchatą kołdrą łoże, z którego nikt nawet nie będzie próbował go wyrzucić. Jego twarz ściągnęła się w grymas obojętności, po którym posłusznie poszedł za Riverem i Isambre, do niewielkiego zagłębienia w skale. Luksusów tutaj co prawda nie było, ale solidny kamień wydawał się lepszą ochroną przed deszczem niż kilka powiązanych ze sobą patyków. Nie namyślając się długo, chłopak znalazł sobie przytulny kącik między skalną półką, a otoczakiem i podkładając sobie ręce jako poduszki, po prostu zasnął. Jego tarcza leżała tuż obok, prezentując wszystkim malunek sowy na szkarłatnym tle, miejscami wciąż nosiła ślady malunków, które wykonał Chibi.

Śniąc o domu i rodzinie, berserk kilka razy uśmiechał się przez sen. Widział ojca na czele klanów, idącego na wojnę ze wszystkimi swoimi wrogami, a także swoich przyjaciół, którzy razem z nim pomagają Jarlowi ziścić ten plan. Młody wyspiarz widział także siostry, wszystkie szczęśliwe w swoich małżeństwach. Była tam też jego rodzinna wyspa, otoczona bezkresnym oceanem i spowita mleczną mgłą. Istny raj na ziemi dla kogoś, kto chce się uwolnić od zmartwień i trosk. Szybko jednak jego sen przerwały promienie słońca.

Ocierając oczy wierzchem dłoni, Aki popatrzył półprzytomnym wzrokiem na okolicę, jakby chciał się upewnić czy wszystko jest w porządku. Widział śpiącą Isambre, wtulonego w nią Chibiego i lekkie zagłębienie w piasku, niewątpliwie należące do Rivera. Tyle, że smoka nigdzie nie było. "I znowu coś się wydarzy", westchnął w myślach berserk, wychodząc przed jaskinię, by rozciągnąć mięśnie. Jemu też powoli brzydły samowolne działania gada, który najpierw robi, potem myśli, a konsekwencje przemilczy, by każdy się zezłościł, wygadał się, ochłonął i mu wybaczył. Wyspiarz jednak nie chciał mu prawić kolejnych morałów, nie był przecież jego ojcem, a zważywszy że smoki są długowieczne, River pewnie jest starszy niż niejedno, założone w Alaranii miasto. Mimo to wyspiarz postanowił go poszukać i sprawdzić czy zaraz on i Isambre nie zostaną w coś wciągnięci.

Po kilku minutach Aki dotarł do skalistego brzegu, najeżonego kamiennymi kłami, na których rozbijały się morskie fale. Widok aż zapierał dech w piersiach i gdyby sytuacja była odpowiednia, chłopak na pewno przysiadłby i pooglądał jak ocean niszczy Jadeitowe Wybrzeże. Niszczy, a zarazem buduje.

Na horyzoncie kołysały się maszty okrętów, zawijających do portów po udanych lub nieudanych ekspedycjach. Niestety Aki już na nie, nie patrzył, gdyż jego wzrok spoczął na dziwnym zjawisku: półnagi mężczyzna wskakiwał do wody, by następnie z niej uciec i znów wskoczyć. Wyspiarz przyglądał mu się z pewnej odległości zanim nie dostrzegł, że mężczyzna nie ma ręki. To był River.

- Przestań - powiedział do niego stanowczo, idealnie wpasowując się w moment, kiedy gad miał zamiar skoczyć. Aki nie przyszedł tutaj mu uwłaczać, czy się naśmiewać, a jedynie porozmawiać, skoro nadarzyła się okazja. Nie miał jednak zamiaru pierwszy ugiąć karku i przeprosić smoka, gdyż w ich burdzie to nie on zachował się jak ostatni palant.
- Tak nie nauczysz się pływać - dodał zamiast tego, wchodząc do wody po biodra. - Najpierw przyzwyczaj się do otoczenia. Połóż się i rozłóż szeroko ręce. Niech woda sama cię nosi, a ty tylko oddychaj. Dopiero później machaj rękami i nogami, nadając sobie pędu. Tym co teraz robisz tylko sobie szkodzisz.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Gdy ją obejmował, Isambre wtuliła mu pysk pod brodę i trwała tak przez chwilę, chłonąc ciepło, które pulsowało z jego wypełnionych ogniem żył. Potrzebowała tego bardziej, niż River mógłby przypuszczać, choć wiedziała, że takie zachowanie jeszcze nie tak dawno temu gad mógł uważać za wewnętrzną słabość charakteru. Ona nie była tak silna jak ukochany, miała zbyt łagodne podejście do wszystkiego, zawsze unikała kłopotów, szanowała życie i naturę, czego smoki, nawet te najstarsze i najmądrzejsze, nie robią. Dla nich ich własna rasa jest najlepsza i należy jej się wszystko, co najlepsze. Nawet kosztem innych. Na całe szczęście Isambre była inna i z tego powodu czuła się dumna, gdyż nie musi ukrywać jaka naprawdę jest. Nawet przed Riverem, który mimo wszystko starał się to zrobić, lecz odnosiło to niepożądane skutki. Trwając z nim w uścisku, smoczyca jeszcze kilka razy go ucałowała, a następnie zwinęła skrzydła i zasnęła razem z Chibim, po wcześniejszym zapewnieniu przez ukochanego, że będzie blisko niej.

Noc minęła dziewczynie dość spokojnie, acz pozbawiona była sennych wizji. Od momentu jak zamknęła powieki, do ich ponownego otwarcia, trwała w pustej przestrzeni, unosząc się między gwiazdami i próbując zebrać jakiekolwiek myśli. Niestety dzwoniąca w uszach cisza zdawała się być nie relaksująca, a denerwująca przez co Isambre nie mogła się skupić. Dlatego nie pozostało jej nic innego jak tylko unosić się w tej pustce, oczekując promieni słońca.

Wydarzenia z kilku poprzednich dni dość poważnie ją wymęczyły. Cały ten stres dopiero teraz zaczął z niej odpływać, jakby za sprawą czarów. Smoczyca mogła zostawić już za sobą wspomnienia z więzienia w mieście Efne, niefortunne spotkanie z ojcem, który w odpowiedniej chwili odpuścił sobie walkę z Riverem, a teraz jeszcze rzeź na statku, podczas potyczki między Akim, a jej ukochanym. Isambre chciała zostawić to w tyle i miała nadzieję, że berserk oraz smok zakopią topór wojenny i znów wszystko wróci do normy. A przynajmniej miała taką nadzieję.

Rankiem okazało się, że obudziła się jako ostatnia, a po Akim i Riverze zostały tylko ślady na piasku. Uważając na swoje rany, Isambre przeciągnęła się leniwie i kilka razy targnęła łbem, by się rozbudzić. Następnie dostrzegając martwą fokę, przypiekła ją i zjadła kawałek, zostawiając coś podróżującym z nią mężczyznom. Chibi spał dalej, w ogóle nie świadomy co się wokół niego dzieje, więc smoczyca postanowiła go nie budzić. Wyskrobała tylko na ścianie jaskini wiadomość dla niego, a raczej rysunkowe symbole, by przekazać mu, że idzie na spacer. Ruch na świeżym powietrzu powinien dobrze jej zrobić, zwłaszcza, że ciągłe leżenie nijak nie poprawi sytuacji z kręgosłupem.

Poruszając się slalomem między drzewami, kobieta cały czas rozglądała się na boki, chcąc określić swoje położenie. Wtedy nagle dotarło do niej, że skoro kapitan karaweli groził Akiemu wydaniem władzom Rubidii, to oni muszą być gdzieś pomiędzy rzeczonym miastem, a Turmalią, gdzie poznali berserka. Jakiś czas później Isambre postanowiła wrócić do jaskini, przed którą błąkał się wypoczęty stworek. Chibi od razu do niej podbiegł szczęśliwy i zaczął łasić się do jej stóp, wskazując jednocześnie na smocze ślady prowadzące w stronę oceanu. Dziewczyna przyjrzała im się bacznie i od razu rozpoznała w nich odciski łap Rivera wskazujące, że poszedł nad wodę dobrowolnie.

Wyczuwając, że coś może pójść nie tak, smoczyca wrzuciła zwierzaka na bark i poszła na plażę, na której już z daleka dostrzegła swoich towarzyszy. Nic jednak nie mówiła, ani nie podchodziła bliżej, jedynie usiadła na płaskim kamieniu z głową i bokiem zwróconymi w stronę słońca.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Nauka nie przynosiła zamierzonych efektów, choć przynajmniej nie bał się już wody. Pokonanie swojego lęku było jego początkowym zamiarem, który po spełnieniu przerodził się w pragnienie opanowania umiejętności pływania, dlatego cały czas wskakiwał do szumiącego oceanu i z powrotem wdrapywał się na stożkową skałę z rosnącą irytacją. Za każdym razem fale targały nim na lewo i prawo obijając o zanurzone trzony kamiennych kłów wystających ponad powierzchnię płynnego zwierciadła, w którym dumnie przeglądało się niebo. Nie mógł kontrolować kierunku swojego ruchu pod wodą, a tym bardziej nie mógł się przemieszczać samodzielnie, nie zamierzał się jednak poddawać.

        Już chyba po raz setny przyszykował się do ponownego skoku, nie zważając na ból w posiniaczonych plecach i obtartej przez linę kostki, w którą sznur powoli zaczynał się wrzynać. Nie skoczył jednak słysząc znajomy głos należący do berserka. Nie spodziewał się, że tak szybko się obudzi, ale River zaraz zrozumiał swoje błędne domysły spoglądając w stronę słońca. Gdyby nie to, nigdy nie uwierzyłby, że ćwiczy tak już prawie od godziny. Przez moment myślał, że towarzysz zacznie z niego kpić, ale był mile zaskoczony. Po tym przyszło mu do głowy, że może chce przeprosić, jednakże gad i w tej kwestii się pomylił. Nie została także rozpoczęta rozmowa na temat wczorajszej awantury, w takim razie smok w ogóle zamierzał o tym nie dyskutować i rzucić w niepamięć.
        - Ona mnie nosi już od dłuższego czasu - warknął z niezadowoleniem patrząc na niewinnie marszczący się i szumiący ocean jak na najgorszego wroga, który miał czelność odmówić jednookiemu kolejnej butelki miodu. Po chwili dał upust swojej złości i wypluł z ludzkich ust w stronę wody kulę ognia.

        Odwiązał linę od swojej nogi i postanowił skorzystać z rad wyspiarza, w końcu miał większe doświadczenie w tej dziedzinie, a mądry smok nigdy nie przepuszcza okazji na poszerzenie swojej wiedzy. Zabrał swoje spodnie i buty, zostawił je bliżej brzegu, po czym stanął w wodzie w pewnej odległości od Akiego, ale także zanurzony do pasa. Spojrzał na niego i uważnie się przyglądał, by po tym samemu spróbować. Z unoszeniem się na wodzie z początku były problemy przez brak równowagi, ale szybko zauważył, że kiedy nabierze dużo powietrza i je wstrzyma w płucach to będzie dryfował jak kłoda, choć twarzą w stronę dna. Z próbą płynięcia do przodu było najgorzej, bo brakowało mu jednej ręki i nie ważne jak bardzo się starał zawsze i tak zostawał w miejscu, albo ocean wyrzucał go na brzeg. W pewnym momencie w akcie desperacji nawet udawał, że przemieszcza się do przodu na przekór prądom odbijając się jedna nogą od dna, a drugą rozchlapując wodę, aby oszustwo było bardziej wiarygodne, co tylko zrobiło z niego błazna. Zrozumiał jednak o co w tym wszystkim chodzi.

        - To trudniejsze niż myślałem - przyznał bez wahania kiedy po zaproponowanej przerwie leżał na brzegu i odpoczywał. Był spokojny i wpatrywał się w niebo. Mokry bandaż zrobiony z połówki jego koszuli kleił się do ciała, sprawiając, że smok dziwnie się czuł, nie zamierzał jednak zdejmować opatrunku wiedząc, że rana mogła się jeszcze porządnie nie zasklepić, na co wskazywały blade plamy od przesiąkniętej krwi. Wybuchnął nagle śmiechem nie mogąc się opanować przez myśl, która przyszła mu właśnie do głowy. - Nigdy nie przypuszczałem, że będzie mnie uczył pływać jakiś facet. Kiedy jeszcze świat nie był taki nowoczesny myślałem, że pomoże mi w tym jedna z porwanych księżniczek, a w tych czasach - jakaś roznegliżowana kobieta oszałamiającej urody, a tu proszę ową ślicznością okazał się jakiś ledwo wyrośnięty z pieluch młokos płci męskiej. - Wyjaśnił mu powód swojego rozbawienia, ponownie niemal dusząc się tą wesołością wydobywającą się z własnego gardła. Nie było w jego głosie żadnej złośliwości, choć mógł lepiej dobrać słowa. Miał przyjazne nastawienie do towarzysza. - Dzięki, że mi z tym pomagasz - powiedział ze szczerą wdzięcznością, kiedy opanował konwulsje.

        Przeciągnął się leniwie grzejąc się na słońcu, uśmiechał się przy tym z przyjemnością kiedy ciepłe promienie pieściły jego skórę , zaraz jednak się skrzywił przez ból w plecach i usiadł. Zadowolenie jednak nie schodziło z jego twarzy, cieszył się życiem, które zamierzał rozpocząć na nowo.
        - Nic nie zyskujesz jeśli nie spróbujesz, albo po prostu raz kozie śmierć. - Mruknął ze złowieszczym grymasem i zmienił się w gada. Wzbił się w powietrze, poleciał nad ocean w pewnej odległości od brzegu i składając skrzydła, zapikował jak strzała głową w dół, nabierając wcześniej powietrza do płuc.

        Chibi wykorzystał okazję kiedy jego pan odleciał i szybko pobiegł się przywitać z berserkiem oraz zaprosić go do wspólnej zabawy w wodzie. Mimo tego co się stało maluch nie zamierzał rezygnować z przyjemności jaką dawało mu pływanie. Poza tym kiedyś zauważył, że jak ktoś chlapie się z innymi, to wszyscy są szczęśliwi. Zatrzymał się jednak i spojrzał na smoczycę. Nie chciał zostawiać jej samej na brzegu, dlatego ją też zaraz zaczął zaczepiać i nakłaniać do harców z nim i Akim.

        Ciało smoka było rozgrzane słońcem, a woda niestety zimna, przez co w jednej chwili gada sparaliżowała ta różnica temperatur i zaczął opadać na dno. Znów zaczął go ogarniać lęk, jednakże kiedy się przyzwyczaił i mógł się poruszać, w pierwszej kolejności skupił się na tym, aby cały czas ogrzewać swój organizm. Dopiero po tym, jak czuł, że mu ciepło złożył ciasno skrzydła na swoich bokach i odbił tylnymi łapami od dna, by następnie wcale nie korzystać ze swoich kończyn. Wprawił całe swoje ciało w ruch płynąc jak wąż, albo krokodyl używając ogona jako siły napędowej i steru. Wynurzył po jakimś czasie łeb, łapczywie chwytając powietrze i poruszając się swoim sposobem oraz oddając się falom, dopłynął do brzegu, gdzie otrzepał się z wody jak pies, a następnie ze szczelin między jego łuskami wystrzeliły płomienie osuszając go całkowicie. Był szczęśliwy jak dziecko, że udało mu się to opanować.

        Dopiero wtedy zauważył przyglądającą im się Isambre. Wrócił do ludzkiej postaci założył spodnie i buty i podszedł do niej, chcąc wrócić ze wszystkimi do jaskini i zrobić dla ukochanej maść na jej rany. Zwierzak nie pozwolił mu jednak zbliżyć się do partnerki i stanął między nimi warcząc na byłego przyjaciela. Nienawidził go całym swoim malutkim serduszkiem. Zbyt długo pozwalał sobie na złe traktowanie ze strony jaszczura. Choć wiedział, że nie ma szans w starciu ze swoim opiekunem, nie zamierzał pozwolić, aby ten dalej krzywdził innych.

        River doskonale widział gniew stworzonka, na które patrzył z wyższością, jak na jakiegoś irytującego robaka. Dostrzegał w zwierzaku samego siebie za młodu, przez co bardzo dobrze go rozumiał. Cała łagodność i radość nagle z gada odpłynęły. Wyglądał groźnie i niebezpiecznie, ale to były tylko pozory, które chciał stwarzać. Przykląkł przed smoczycą na jedno kolano tylko po to, aby podnieść futrzaka, choć ten się szarpał, piszcząc i warcząc ze złością jak zarzynane prosie. Przytulił Chibiego do siebie, nie zważając na jego wyrywanie się, drapanie, a nawet gryzienie, tak mocno, że twarz jednookiego wykrzywiała się niemiło w grymasie bólu. Nie puścił go jednak, dopóki maluch się nie uspokoił. Trochę to zajęło, a kiedy już zapanowała cisza, nie wiedział czy zwierzak przyjął przeprosiny, czy ogarnęło go zmęczenie, mimo wszystko dopiero po tym dał stworka z powrotem Isambre, który zaraz się do niej wtulił zagubiony i zdezorientowany, nie wiedząc co ma począć.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

Obserwując poczynania gada, Aki nie mógł zrozumieć, jak ktoś taki przez tyle lat nie opanował sztuki pływania albo chociaż bezczynnego dryfowania po spokojnych wodach. On sam nauczył się tego dzięki surowym lekcjom ojca, który cumował okręt na mieliźnie, rzucał z dziobu kotwicę, a z burty wyrzucał syna, każąc mu do niej dopłynąć. Pierwszy szok zawsze był najtrudniejszy do pokonania, zdarzało się że szedł na dno i musiano go wyciągać, ale z czasem berserk przyzwyczaił się do tego i z każdym kolejnym razem robił wszystko, aby utrzymać się na powierzchni wody. Dopiero później dołączył do tego bezradne machanie nogami i rękami, aż w końcu pokonał całą długość langskipa i złapał się kotwicy, w chwili jej podnoszenia. Nie da się jednak powiedzieć, że nie nauczył się tym sposobem pływać.

Widząc, że smokowi idzie co raz lepiej, młody wyspiarz odrzucił tarczę na brzeg i sam położył się na wodzie, nie zważając na koszulę. Ta i tak nosiła plamy krwi i kurzu, więc przepranie dobrze jej zrobi. Poza tym słońce wysuszy berserka w mgnieniu oka. Prowadzony przez falę, Aki przybliżał i oddalał się od brzegu, wpatrzony w bezchmurne niebo, które razem z kołysaniem, powoli go usypiało. Słysząc jednak podziękowania ze strony Rivera, berserk zerknął na niego z ukosa i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie ma sprawy - odpowiedział, uczepiając się wystającego kamienia. - Rozumiem, że miałeś lęk przed wodą. Nie ma się czego wstydzić. Ja kiedyś bałem się lasów. Wizja, że coś może na mnie wyskoczyć zza drzewa była okropna, ale przełamałem strach, idąc z ojcem na grzyby. Miałem wtedy dziewięć lat, co nie umywa się do twoich problemów, ale jak łatwo można wywnioskować - pokonanie swoich lęków jest dziecinnie proste.

Później wychodząc na plażę, chłopak został "napadnięty" przez Chibiego, biegającego wokół niego jak poparzony. Maluch najwyraźniej chciał się z nim bawić, ale obecność gada nie pozwalała mu się zbliżyć. Dopiero gdy smok odleciał, stworek podszedł do Akiego.
- No chodź tu - powiedział berserk, łapiąc zwierzaka pod pachy i wchodząc z nim do oceanu. Następnie zaczął nim podrzucać, co ten bardzo polubił i śmiał się radośnie, często uciekając z objęć berserka i wskakując wprost do zimnej wody, z której wyspiarz go wyciągał. Zabawa nie miała najwyraźniej żadnego celu, po za tym, że biały stworek lądował pod powierzchnią poruszaną falami, by później wypłynąć i znów się pod nią znaleźć.

Szybko jednak to się skończyło, gdy River zaczął zmierzać w stronę smoczycy. Zdezorientowany zachowaniem Chibiego, Aki poszedł za nim, a potem w milczeniu oglądał ten teatrzyk. Maluch nie zamierzał dopuścić gada do Isambre, warczał i skakał w miejscu, okazując wrogość, a gdy towarzysz go podniósł - nawet gryzł.
Nie wiedząc czy się wtrącić, czy odejść, wyspiarz po prostu usiadł plecami do słońca i wsparł brodę na pięściach, obserwując z uwagą całe zajście.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Isambre przyglądała się naukom pływania swojego partnera z dużym zainteresowaniem. Nigdy nie przypuszczała, że River sam z nieprzymuszonej woli wejdzie do wody. Wciąż miała w pamięci pobyt w Efne, kiedy udali się do parku. Stała tam mała fontanna, na której brzegu usiadła i dla zabawy ochlapała swojego ukochanego. Nie spodziewała się jednak, że partner tak zareaguje na wodę, że jej dotyk niemal go sparaliżuje. Obiecała mu wtedy, iż przestanie go chlapać, a mimo to zrobiła coś gorszego - zaciągnęła go na statek. W duchu wiedziała, że nie był to najlepszy pomysł, dodatkowo skończył się on bitką i małą rzezią, a na zakończenie także jej poobijanym ciałem. Tym bardziej smoczyca przypuszczała, że gad po prostu ucieknie w głąb lądu zamiast tego, co właśnie robił.

Widząc ze swojej pozycji także Akiego i bawiącego się z nim malca, dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i podeszła bliżej, wyraźnie ciągnięta tam przez Chibiego. Cieszyła się, że stworek doszedł już do siebie i przestał się trząść ze strachu, który wypełniła teraz radość. Skakał i pływał w oceanie jak wtedy, gdy go poznała nad jeziorem. Malec śmiał się i wariował, podrzucany i upuszczany przez berserka lądował w wodzie i wyłaził z niej, wyraźnie szczęśliwy. Kilka razy wybiegał nawet na brzeg, starając się utrzymać w łapkach jak najwięcej wody i podbiegał z nią do smoczycy, aby polać nią jej łapy i ogon. Isambre kilka razy udawała, że ją to rusza, ale w końcu zwierzak zrozumiał, że towarzyszka się z nim droczy i ani na moment nie przerwał zabawy.

Zrobił to jednak gdy tylko na brzegu dołączył do nich River. Chibi, ciągle mając mu za złe wyrzucenie za burtę, odbiegł od Akiego i stanął gadowi na drodze do czarnołuskiej, warcząc jak mały piesek. Dziewczyna w pełni go rozumiała, ale zabolało ją zachowanie stworka. Miała nadzieję, że futrzak w końcu mu wybaczy lub chociaż zacznie go ignorować. Z dwojga złego wolała to drugie, gdyż miała wątpliwości czy malec nie odwróci się także od niej, widząc że smoczyca dalej traktuje jednookiego z miłością. Warczenie szybko zamieniło się w gryzienie i bicie łapkami, kiedy River podniósł białego zwierzaka, a następnie go przytulił. Chciał najwyraźniej przeprosić i Isambre widziała w tym szczere intencje. Niestety dla małego było to za mało.

Przyjmując zdenerwowanego zwierzaka pod skrzydła, wyciągnęła szyję i zbliżyła łeb do ukochanego, prychając na niego obłoczkiem pary.
- Przejdzie mu - powiedziała spokojnie, liżąc go po policzku. Nie chciała aby była między nimi jakaś waśń, przez którą dziewczyna miałaby spędzać kolejne noce bez smoka u boku. Powoli zaczynało jej go brakować.
- Wracamy? - spytała, uderzając ogonem o powierzchnię wody, rozbryzgując ją na wszystkie strony i ochlapując siedzącego na piasku berserka.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Kiedy Aki zwierzył się ze swojego dawnego lęku przed lasami, River spojrzał na niego zaskoczony z szeroko otwartym okiem. Nie mógł pojąć, co jest strasznego w lesie... No oprócz tego, że trudno latać i manewrować dużym cielskiem między drzewami, tym bardziej na trzech łapach. W puszczy można się skryć przed pościgiem, odpocząć, znaleźć pożywienie, wyładować swoją agresję. To było jednak z jego punktu widzenia. Czuł się bezpiecznie i nie rozumiał wyspiarza, ponieważ gad potrafił swoją nawet niewielką posturą przepłoszyć niejednego potwora, którego, nawet jeśli monstrum by zaatakowało, mógłby z łatwością pokonać. Aki niestety nie miał takiej możliwości, albo zyskałby ją dopiero po ciężkiej walce stoczonej z leśną bestią. River tego jednak nie zauważał i uśmiechnął się z wyższością otwierając usta, aby rzucić jakąś kąśliwą uwagą, jednakże się powstrzymał dochodząc do wniosku, że zachowałby się jak zwykły szczeniak.
        - Każdy się czegoś boi i masz rację, pokonywanie swoich lęków jest łatwiejsze niż się wydaje, tym bardziej jak ma się wsparcie ze strony przyjaciół - mruknął zmieniając szyderczy grymas w przyjazny uśmiech, po czym się zmienił i odleciał, aby wypróbować w praktyce nabytą umiejętność.

        Zaczepiający berserka zwierzak od razu pisnął z radością słysząc jego głos i zaraz łapki malucha oderwały się od ziemi. Nigdy się tak z nikim nie bawił, choć bywały momenty, w których smok podnosił go z ziemi, albo podrzucał, ale robił to zawsze po to, aby malca ukarać za - zdaniem jednookiego - złe zachowanie futrzaka. Chibi był prze szczęśliwy z powodu nowego sposobu zabawy, w którym to, kiedy wskakiwał ze śmiechem do wody z wyspiarza, zaraz był przez niego wyciągany i tak w kółko. Po tym przyszła pora na droczenie się ze smoczyca, którą to ochlapywał wodą, jaka zostawała mu w łapkach po dotarciu do rannej od kąpiącego się berserka.

        Wszystko prysło jak bańka mydlana, za sprawą powrotu Rivera znad oceanu. Maluch widział w nim obecnie jedynie wroga chcącego skrzywdzić przyjaciół zwierzaka, do czego biały stworek nie chciał dopuścić. Smok się jednak nie przejął szarpaniem i gryzieniem, które znosił ze stoickim spokojem tak samo szokującym futrzaka, jak i jeszcze bardziej go rozjuszającym. Chibi szybko się jednak zmęczył i odpuścił widząc, że nie ma to najmniejszego sensu. Zmęczony został oddany w objęcia smoczycy, do której się wtulił cicho skamląc ze smutkiem, gdyż nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.

        Kiedy Isambre zbliżyła do jednookiego swój pysk, mężczyzna lekko się uśmiechnął kładąc na gadziej chrapie dłoń. Delikatnie pogładził ukochaną po jej łuskach, patrząc z miłością w oczy.
        - Wszystko będzie dobrze, nie martw się - objął jej mordkę i przytulił do siebie. Mogło się zdawać, że nie przejął się w ogóle, może nawet puścił mimo uszu jej zapewnienie, odpowiadając za to pocieszeniem JEJ z obietnicą polepszenia sytuacji.

        Cofnął się od partnerki kilka kroków i przyjął swoją gadzią postać, po czym zadziornie szczypnął jej policzek i nos swoimi kłami. Pomógł rannej podnieść się z ziemi i sam zawrócił w stronę Akiego. Oplótł się wokół niego ogonem, aby ostatecznie usadzić człowieka na swoim grzbiecie. Zerknął na niego przez ramię z obojętnością, choć w jego oku pojawił się ostrzegawczy błysk mówiący: "Tylko spróbuj pomyśleć o mnie jak o koniu, a pożałujesz".
        - Dobry pomysł z powrotem, nazbierałem ziół kiedy jeszcze spaliście, więc będę mógł zrobić maść, która przynajmniej zabezpieczy wasze rany przed zakażeniem - powiedział spokojnie i ruszył przed siebie idąc tuż obok smoczycy, gotowy ją w każdej chwili asekurować, gdyby miała się potknąć, albo zasłabnąć.

        Widząc ją w takim stanie, pękało mu serce i całkiem słusznie, w końcu to on był sprawcą całej tej nieprzyjemnej sytuacji, która doprowadziła do ucieczki kobiety ze statku i ran na jej ciele spowodowanych awaryjnym lądowaniem. Postanowił jednak nie wracać już do tego, tylko żyć teraźniejszością i myśleć o przyszłości... Wspólnej przyszłości z Isambre u swego boku. Może nawet dopuszczał do siebie myśl, o jednym, bądź dwóch młodych z krwi obu smoków, ale nie zamierzał się do tego przyznawać, przecież myślenie o dzieciach znajdowało się wyłącznie w kobiecej naturze i było wywoływane instynktem macierzyńskim, którego on nie mógł posiadać jako, że był samcem.

        W drodze nie przydarzyło im się nic nadzwyczajnego, a po powrocie do jaskini gad na powrót, wszedł w ludzką skórę i zajął się przyrządzaniem dla towarzyszy, maści ochronnej na rany. Miał w tym nie małą wprawę i doskonale sobie radził bez ręki, choć tu także udawał, że nie ma to żadnego znaczenia. Już i tak dostatecznie długo użalał się nad swoim bezrękim losem, czas w końcu dorosnąć, brać z życia pełnymi garściami, śmiać się śmierci prosto w twarz i z dziecinną łatwością przeskakiwać kłody rzucane pod nogi przez los. Miał przecież dla kogo żyć, kogoś kto odwzajemniał uczucie smoka, a oprócz tego miał jeszcze wiernego futrzaka, który nie opuścił go nawet po najgorszym traktowaniu ze strony jaszczura. Nie mógł też zapomnieć o męskim towarzyszu, z którym mógł wspólnie obić sobie mordy ćwicząc swoje umiejętności, albo spędzić czas w innym towarzystwie niż pupil i partnerka. Był zadowolony, że nie jest sam i ma towarzystwo, żeby nie powiedzieć, że jest szczęśliwy z tego powodu. Złościł się jedynie na siebie, że chciał to zepsuć zbyt dumny, by się z tego cieszyć i docenić.

        - Pomóż mi odwiązać opatrunek na jej grzbiecie - zwrócił się z tą prośbą do berserka, kiedy skończył już przygotowywać ziołową miazgę. Oczywiście zamierzał zacząć od smoczycy, nie ze względu na silniejszą relację między nimi i to, że była dla gada ważniejsza, ale przez to, iż jej rany były poważniejsze, a do tego była kobietą, a im należy się pierwszeństwo.
        - Ostrzegam jest zimne i... będzie piekło jak cholera, ale zapewniam, że czyści rany skuteczniej niż larwy much, a do tego chroni przed ponownym zabrudzeniem czy dostaniem się szkodliwych bakterii - rzekł niepewnie, nie chcąc jej sprawiać bólu, ale doskonale pamiętał słowa Aeris na ten temat, wiedział, że to pomoże, choć nie jest przyjemne i wiedział, że jest konieczne, żeby się nie rozchorować. W końcu nawet smokom mogą zaszkodzić zakażone rany. River wiedział coś na ten temat, ponieważ przez to stracił rękę i od tamtego momentu zaczął przypalać każdą szramę nieraz od razu po jej pojawieniu się na jego ciele. Dlatego też nie miał oka, choć gdyby nie potraktował tego obrażenia ogniem, mógłby je uratować, ale nie był lekarzem za to uczył się na błędach i paradoksalnie w obawie przed utratą wzroku, zamknął ranę przypaleniem jej pozbawiając się tym samym własnego ślepia.

        Nie chcąc niepotrzebnie przedłużać i czekać aż zielona mazia wyschnie, stając się kompletnie bezużyteczną, zaczął smarować zrobioną przez siebie maścią rany dziewczyny, zmuszając się do wykonania w całości swojego zadania, choć z ciężkim sercem.
Awatar użytkownika
Aki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aki »

Kiedy River nazwał go przyjacielem, berserk uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak wielka jaszczurka zmaga się z białymi falami. Nigdy nie przypuszczał, że napotka na swojej drodze prawdziwego smoka, z którym w zaledwie kilka dni zdąży się napić, pobić i pośmiać ze swoich lęków. To było dla berserka zupełnie nowe doświadczenie, którego, mimo wszystko, nie mógł wrzucić do worka z nieudanymi życiowymi przygodami. River nie grzeszył spokojem, był dość bitny i nie spokojny, co w dużej mierze, jak zauważył Aki, podłoże miało w jego partnerce, która cały czas patrzyła na niego z miłością. Nawet wtedy na okręcie, gdy doszło między nimi do starcia, berserk widział, że Isambre bardziej zależy na smoku niż na fakcie, iż on może nie wyjść z tego cało. Nie miał jednak do niej żadnego żalu, gdyż gdyby zamienili się miejscami, chłopak postąpiłby identycznie. Nie mniej, co było minęło i skoro wszyscy zaczęli żyć teraźniejszością, wyspiarz również do nich dołączył, chcąc nie psuć sobie pobytu w Alaranii jeszcze bardziej.

Przerwaną zabawę z Chibim skomentował tylko cichym westchnięciem, po którym wyszedł na brzeg po swoją tarczę i usiadł na kamieniu, obserwując dalszą część teatrzyku. Rzucający się stworek w końcu odpuścił i znieruchomiał w ramionach smoczycy, wylegującej się na słońcu. Jej czarne łuski błyszczały w świetle dnia i rzucały długie refleksy, przez które Aki musiał zmrużyć oczy. Zaraz jednak wszystko się skończyło, a to, co jeszcze przed chwilą było Riverem rozpłynęło się w dymie, ukazując wulkaniczną, jednoręką gadzinę. Słysząc decyzję o powrocie, kovirski wojownik powstał i już miał do nich podbiec, kiedy wokół jego ciała oplótł się smoczy ogon.

Kilka sekund później siedział już na grzbiecie jaszczura, zaskoczony jego nagłym zachowaniem. Odczytał jednak wyraźny sygnał z jego karcącego spojrzenia i przytaknął porozumiewawczo, umieszczając stopy w niewielkim zagłębieniu pod skrzydłami, by nie przeszkadzać smokowi w marszu. Jednocześnie pilnował swojej magicznej tarczy, by ta przez przypadek nie spadła mu z pleców wprost na ogon lub kręgosłup gada. Ostatnie czego mu teraz było trzeba to stracenie słuchu przez ryki gada z powodu ciężaru równego stosie kamieni w postaci kawałka drewna, który może mu zmiażdżyć zdrową kończynę.

- Zachowaj mazidło dla Isambre - powiedział stanowczo berserk, przeglądając sińce na ramionach i torsie, gdzie miał złamane żebro. - Facet bez siniaków to nie facet. Po za tym to nic poważnego w porównaniu z jej obrażeniami, a nie jestem jeszcze tak stary aby przejmować się kilkoma stłuczeniami. To nie pierwsze i na pewno nie ostatnie jakie zdobią moje ciało.
- Przy okazji wisisz mi nowy toporek - dodał z rozbawieniem, przechodząc wyżej po szyi Rivera i trzymając się jednego z rogów, przełożył nogi na jedną stronę, by łatwiej zeskoczyć. - Tamten zatonął, a wciąż jesteśmy na terenach, na których moja obecność nie jest w pełni tolerowana. W ostateczności wolałbym móc się bronić.

Gdy to mówił całą czwórką z powrotem znaleźli się przy jaskini, gdzie smok z miejsca zabrał się za rany swojej ukochanej. Aki oczywiście natychmiast mu pomógł, ostrożnie odwiązując resztki żagla i pomagając mu nałożyć zielonkawą breję na otwarte rany. Dużym plusem było to, że krew zdążyła ładnie zakrzepnąć i zmienić się w ogromny strup, po którym w najlepszym przypadku nie zostanie żaden ślad.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Gdy River ją tulił, pozwoliła sobie na wydanie kilku pomruków błogiego zadowolenia w związku z dotykiem dłoni ukochanego na swoich łuskach. Znów pragnęła być jak najbliżej niego, by jej doglądał i nad nią czuwał, za co ona zasypywała go pocałunkami i rumieniła się w jego ulubiony sposób. Dziwiła się jak te kilkanaście dni od spotkania gada zmieniły jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Wcześniej Isambre bywała nieśmiała i skryta, a przy Riverze promieniała i robiła rzeczy, których nigdy by się nie podjęła. Smok napełniał ją szczęściem, którego tak długo szukała i za nic w świecie nie chciała go wypuścić.
- Nie martwię się - oznajmiła, odwzajemniając jego podskubywanie liźnięciem po policzku. - Po prostu chce być jak najbliżej swojego awanturnika.
Następnie kilka razy udała utratę równowagi, by mieć pretekst do otarcia się o bok Rivera, łasząc się w sposób niemal identyczny co Chibi do niej. Jednocześnie uważała, aby nie zahaczyć o siedzącego na jego grzbiecie berserka, któremu najwyraźniej taka podróż bardzo się spodobała.

Kompletnie zignorowała słowa Akiego na temat blizn i siniaków, przewracając nonszalancko oczami. Spodziewała się takiego komentarza z jego strony, skoro pochodził z rodu łupieżców to bój i jego skutki nie mogły być mu obce. Isambre podniosła jednak uszy na wzmiankę o maści i kiedy cała czwórka była już przy jaskini, z uwagą zaczęła patrzeć partnerowi na ręce, co też wykombinował. Między palcami przemieszczała mu się zielona papka z ziół, która miała jej pomóc na obrażenia. Smoczyca nie była jednak do końca pewna czy to konieczne. Ból w kręgosłupie minął, skrzydła powoli wracały do zdrowia, a opatrunek z podartego żagla przestał jej już w ogóle przeszkadzać. Dostrzegając jednak troskę w oczach Rivera, dziewczyna powstrzymała się od komentarzy i posłusznie usiadła na trawie, unosząc lekko grzbiet, by towarzysze mogli zdjąć z niej "bandaże".

- Niech ci będzie - westchnęła, przechylając łeb. - Ale nie sądzę, żeby było to konieczne. Łuski odrosną mi za kilka dni i po ranie nie będzie widać śladu. Pamiętaj, że my jesteśmy odporniejsi niż ludzie.
Nie zdążyła jednak zamknąć ust, kiedy dłoń gada z mazidłem dotknęła jej ran. Balsam był lodowaty, a ciepłe palce jej kochanka w niczym nie koiły zabiegu. Smoczyca wierzgnęła w miejscu i zaryczała, wtulając pysk między ramiona. Próbowała skupić się na czymkolwiek by nie myśleć o bólu, ale nie dała rady. Skóra piekła i swędziała, kobieta miała ochotę podrapać się przy użyciu drzew, ale wiedziała, że tak tylko sobie zaszkodzi, otwierając na nowo rany. Musiała to wytrzymać.

Chibi był jednak innego zdania i na ból, który spotkał czarnołuską odpowiedział głośnym warczeniem, skacząc wokół Rivera. Chciał go przegnać od niej, by zostawił ją w spokoju i nie robił jej krzywdy. Nie wiedział tylko, jak ma dokładnie postąpić. Nawet w ludzkiej postaci gad był od niego większy i silniejszy, mógł zgnieść malucha jednym palcem i byłby to jego koniec. Stworek jednak nie mógł tak tego zostawić. Zielona maź robiła smoczycy krzywdę i to na niej skupił swoje oczka. Doszedł do wniosku, że musi zabrać ją Riverowi i wyrzucić. Wspinając mu się po nogawkach i plecach cały czas bił go małymi piąstkami i warczał. Kiedy jednak dotarł na szczyt i zeskoczył na grzbiet przyjaciółki, okazało się, że jest już po wszystkim, a Aki i smok szykują się do ponownego obwiązania jej żaglem.

- Nic złego się nie dzieje - powiedziała spokojnie Isambre, biorąc Chibiego na ręce i przytulając. - Nie musisz tak mnie bronić, mój ty bohaterze. Pobolało i przestało.
Następnie odstawiła malca, który dalej zdezorientowany powoli oddalił się w pobliskie krzaki w poszukiwaniu jagód lub malin, którymi miał nadzieję napełnić sobie brzuszek. Gdy zniknął smoczyca stanęła na tylnych łapach, a przednimi naparła na Rivera, przewracając go i przyszpilając do ziemi. Górowała nad nim, choć wiedziała, że w innych okolicznościach byłoby na odwrót.
- To za ten ból - wyszeptała słodko, całując go w policzek i składając głowę na piersi. Chwilę posłuchała jak bije mu serce, by następnie wstać i zwinąć się w kłębek na środku polany, gdzie było najwięcej słońca.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości