Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, gdy Sanaya powiedziała, że podoba jej się to, co powiedział, a chodziło o to, że zdecydował się na to, iż dzisiaj w końcu spróbuje przemienić się w smoka i sprawdzi, która część jego świadomości ma rację, czy ta, która próbuje wmówić mu, że jakiś uzdolniony mag zablokował mu zdolność przemian, czy może ta mówiąca zmiennokształtnemu, że nie stało się nic z tego, co można byłoby określić czarnym scenariuszem i wszystko jest w porządku, bo tajemniczy kolekcjoner mógłby nie chcieć mieć w swojej kolekcji osobnika, który nie potrafi zrobić tego, co spowodowało, że znalazł się w tejże kolekcji. W przypadku Fenrira chodziło oczywiście o zdolność przemian, chociaż, z drugiej strony, mogłoby też chodzić o to, że ma smoczą łapę, a ten nieznajomy kolekcjoner mógł uznać, że właśnie to czyni smokołaka wyjątkowym i uznać to za powód, dla którego chciał go schwytać i umieścić w więzieniu, razem z innymi.

Dobrze, że te wszystkie przemyślenia miał w trakcie spożywania późnego śniadania, bo inaczej oboje siedzieliby teraz w ciszy, a on musiałby się tłumaczyć. Fenrir odezwał się i w końcu powiedział Sanayi o tym, że kiedyś chciał zrobić sobie tatuaż. Ciekawiło go, jak alchemiczka zareaguje na taką wiadomość.
        - Hmm... Może na początek sama mi coś narysuj, myślę, że nie jest to zły pomysł. Zobaczę, jak będzie to wyglądać i jak będę się z tym czuł i, może, dopiero wtedy pomyślę o prawdziwym tatuażu — odparł. Wydawało mu się, że San podobało się wizja zrobienia mu tymczasowego malunku barwnikiem na skórze. W sumie, jemu też to się podobało i nie tylko dlatego, że będzie mógł sprawdzić, jak będzie wyglądał na jego ciele. Miał zamiar pozwolić jej na to, żeby sama wymyśliła jakiś wzór i miejsca, w którym go umieści, chociaż miał pewne podejrzenia, że ona sama wyjdzie z taką propozycją.
        - Pierwszy raz ktoś zadaje mi takie pytanie — odparł całkowicie szczerze. Oznaczało to też, że musi poświęcić chwilę na zastanowienie się nad odpowiedzią.
        - W sumie, nie przeszkadzają mi, tylko żeby nie było ich za dużo... powiedzmy, tak po jednym, ewentualnie dwóch w danym miejscu. Myślę, że jedyne miejsca, w których przeszkadzałyby mi te kolczyki to wargi i język — odpowiedział w końcu.

Zaśmiał się lekko, gdy zrobiła to Sanaya.
        - Przecież wiesz, że będę cię kochał bez względu na to, co usłyszałbym od twojego mistrza — odpowiedział i z chęcią potwierdziłby to pocałunkiem, jednak miejsce, w którym się znajdowali niezbyt pomagało mu w osiągnięciu tego, w końcu byli w karczmie, a między nimi stał stół.
        - Nie wiem jak ty, ale ja już się najadłem — powiedział po chwili. Fenrir, co prawda, nie jadł jajecznicy, jednak alchemiczka mogła dostrzec, że z ryby, którą dostali, został zaledwie jeden kawałek. Jeśli ona również przyzna, że jest najedzona, wtedy nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby wyruszyli w drogę.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Oczywiście! - ucieszyła się momentalnie Sanaya, gdy tylko Fenrir wyraził aprobatę dla jej pomysłu z próbnym tatuażem. W jej głowie momentalnie zaczęły się rodzić projektu tego co i gdzie mogłaby namalować. Jego szerokie plecy, umięśnione ramiona i w ogóle cała jego mocna, męska sylwetka stanowiły dla niej wymarzone pole do popisu i pewnie gdyby mogła, to już natychmiast zaczęłaby projektować dla niego jakiś ładny wzór. Smokołak nie był tego jeszcze świadomy, lecz za jakieś dwa, trzy dni miał dostać cały wachlarz propozycji tego, co alchemiczka może namalować na jego skórze i wybór naprawdę będzie niełatwy.
        - Yhm, ja również - zgodziła się Sanaya, przełykając ostatni kęs śniadania. - Możemy iść.
        Tai otarła usta i otrzepała okruchy z dłoni, po czym wstała od stolika. Pozostało im jedynie uregulowanie rachunku i już mogli wychodzić. San pamiętała jak poprzedniego dnia Fenrir kilkukrotnie oferował się, iż zapłaci za ich wspólną noc i nie zamierzała kłócić się o coś tak błahego - uregulowała rachunek za swój pobyt i pozwoliła, by zmiennokształtny dołożył odpowiednią kwotę.

        Shan mieszkał na rogatkach miasta blisko wybrzeża. Nie była to specjalnie reprezentacyjna część Turmalii, lecz trochę jeszcze brakowało jej do slumsów. Uliczki w tym miejscu były wąskie i kręte, przecinały się pod dziwnymi kątami w zależności od tego jak akurat stawiano wykonane w większości z drewna, parterowe bądź góra jednopiętrowe budynki. Studio i jednocześnie mieszkanie tatuażysty mieściło się przy jednej z alejek, w które nawet nie wjechałby wóz. Był to dość niski budynek, który kiedyś służył za kuźnię, dlatego wejście do niego stanowiła wielka brama, którą można było otworzyć na oścież wpuszczając do środka dużo światła i świeżego powietrza, a gdy pogoda akurat nie dopisywała, zawsze pozostawały zwykłe drzwi wprawione w jedno ze skrzydeł wrót. Tego dnia było ciepło i słonecznie, więc Shan powinien mieć otwarty warsztat, wejście było jednak ledwo uchylone. Sanaya podświadomie poczuła niepokój, chociaż wiedziała, że powodów takiego stanu rzeczy może być naprawdę sporo: tatuażysta mógł zrobić sobie dzień wolny, klient mógł mu wypaść albo zwyczajnie zmagał się z kacem i światło było tego dnia jego wrogiem. Intuicja jednak mówiła jej, że to coś o wiele gorszego, a widok dwóch mężczyzn, którzy wychodzili właśnie na ulicę, dodatkowo wzmógł jej obawy. Wyglądali jak zwykli marynarze - ogorzali, lekko zarośnięci, w prostych tunikach z oberżniętymi rękawami i szerokich spodniach z płótna. Jeden z nich niósł na plecach podróżny worek, który już z pewnością wiele widział, taki był uświniony. Obaj mężczyźni widząc wlepione w siebie spojrzenie alchemiczki pomachali do niej i odeszli w swoim kierunku rozmawiając o tym, że nienawidzą swojej roboty. San łypała na nich podejrzliwie tak długo, aż nie dotarła do pracowni Shana i nie weszła do środka.
        A wewnątrz panował chaos. Tatuażysta nigdy nie należał do specjalnie schludnych osób, lecz to jak w tym momencie wyglądał jego warsztat jeżyło włos na głowie. Na ziemi walały się kartki z jego projektami, tu i ówdzie zachlapane rozlanymi barwnikami, jeden ze stołów został przewrócony, a z biurka przy którym projektował wyrwano dwie szuflady. Sam tatuażysta gramolił się spod ściany wycierając krew z rozbitego nosa. Był chudym mężczyzną o bladej cerze i czarnych włosach, które aktualnie wygolił po bokach w fantazyjne wzory. Całe jego aktualne ubranie składało się z marynarskich spodni zafarbowanych na czerwono i drewnianych klapek, jednak jego korpus i ramiona pokrywało tyle rysunków, że wyglądał na w pełni odzianego.
        - Shan! - zawołała go alchemiczka zaraz doskakując i pomagając mu wstać. - Na arkana, co się stało, kto ci to zrobił?
        - Hehe, cześć San - odezwał się niemrawo poturbowany artysta. - To nic... Zapomniałem, że pewnym ludziom wiszę kasę, a oni byli trochę niecierpliwi... Ale nic się nie stało, spokojnie, farba mi poszła, ale nos jest cały.
        Shan na próbę dotknął mostka nosa, skrzywił się, ale chyba faktycznie nic poważnego mu się nie stało, bo grymas nie był specjalnie ostentacyjny. Uśmiechnął się uspokajająco i rozejrzał pośpiesznie po pracowni, po czym obrócił wzrok na Fenrira. Na jego widok mina mu nieco zrzedła.
        - E... - bąknął nim zdołał powiedzieć coś bardziej elokwentnego. - A pan w sprawie...?
        - Jest ze mną. To Fenrir, mój chłopak. - W głosie Sanayi słychać było radość i dumę, gdy wypowiadała te słowa. - Fenrir, to...
        - Shan Tien, miło poznać - zapewnił zaraz gorliwie tatuażysta, jedną rękę podając smokołakowi na powitanie, a drugą dociskając poplamioną farbą ścierkę do nadal krwawiącego nosa. Mówił przez to nieco niewyraźnie i jego nazwisko mogło równie dobrze brzmieć "Tier".
        - Shan, nie możesz tego tak zostawić, oni cię napadli.
        - A tam. - Ranny machnął lekceważąco ręką. - Mieszkałaś tu to powinnaś wiedzieć, że tym to się straż na pewno nie zainteresuje. Odebrali swój dług z nawiązką, mam nauczkę, by na przyszłość regulować takie rzeczy w terminie.
        Tatuażysta przeszedł się po pracowni stukając o podłogę drewniakami, po czym pochylił się i podniósł wyrwane z biurka szuflady. Gdy jego spojrzenie padło na blat, zamarł na moment, po czym rozejrzał się nerwowo.
        - O do jasnej, ciasnej... - jęknął, po czym spojrzał na alchemiczkę. - San, zabijesz mnie.
        Tai spojrzała na niego wzrokiem wyrażającym obawę. Już chyba wiedziała co usłyszy, bo jej twarz zaczęła tracić kolor.
        - Gwizdnęli moją kasetkę - powiedziała drżącym głosem. Shan w odpowiedzi jedynie pokiwał głową.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Entuzjazm, z jakim Sanaya odpowiedziała na to, że zgodził się, aby najpierw ona zrobiła mu na ciele jakiś krótkotrwały wzór lub wzory tym, czym sama to sobie robi, sprawił, że Fenrir pomyślał, iż ona właśnie na to liczyła, a w jej głowy już pojawiło się przynajmniej kilka pomysłów na to, co może narysować na jego ciele. Dobrze wiedział też, że alchemiczce podoba się jego ciało, więc dla niej na pewno będzie to sama przyjemność. Podejrzewał, że może mieć pewne trudności ze zdecydowaniem się, który tatuaż chciałby mieć na ciele, bo San pewnie przygotuje jakieś naprawdę ciekawe wzory.
Wyglądało na to, że oboje się najedli, więc nie pozostało nic innego jak wstać od stolika i, na sam koniec pobytu w gospodzie, uregulować jakiekolwiek dodatkowe opłaty, które powstały po tym, jak Sanaya zamieniła swój pokój na taki, który miał dwuosobowe łóżko na wyposażeniu. Smokołak dołożył odpowiednią kwotę i z chęcią zapłaciłby najlepiej całość, jednak podejrzewał, że alchemiczka nie zgodziłaby się na to, a nie chciał się z nią kłócić o tak błahe rzeczy.

Zmiennokształtny nie wiedział, gdzie mieszka znajomy tatuażysta Tai, więc pozwolił na to, aby to ona nadała kierunek ich marszu. Dotarli w okolicę wybrzeża, do miejsca z wąskimi i krętymi uliczkami, a także z niskimi i, przeważnie, drewnianymi domostwami. Wydawało mu się, że nie ma tu wyższych budynków niż jednopiętrowe, a przynajmniej on takich nie zaobserwował. Dom, w którym mieszkał osobnik, do którego zmierzali, wyglądał, jakby kiedyś był kuźnią lub innym zakładem, który potrzebował dużych drzwi, a właściwie bramy. Fenrir nie miał pewności, co mieściło się tu wcześniej, a najlepszą odpowiedź uzyskałby, prawdopodobnie, od aktualnego właściciela tegoż budynku, chociaż zawsze mogłoby być tak, że on także nie wiedziałby, czym wcześniej było to miejsce i do czego służyło. Zauważył, jak dwaj marynarze opuszczają to miejsce, jeden z nich z workiem na plecach.
W końcu oboje weszli do środka, a ich oczom ukazał się widok, który na myśl mógłby przywodzić jedynie napaść, o ile ktoś widział, jak wygląda pokój albo mieszkanie zdemolowane przez włamywaczy. Smokołak zwrócił uwagę na chudego człowieka z tatuażami, które ozdabiały zdecydowaną większość górnej części jego ciała, szybko domyślił się, że jest to osoba, o której mówiła Sanaya. Nie wtrącał się w rozmowę między tą dwójką. Co prawda chciał się przedstawić, jednak alchemiczka ubiegła go, dodatkowo mówiąc, że są razem. Zmiennokształtny uśmiechnął się lekko, a jego uśmiech poszerzył się bardziej, gdy podał Shanowi prawą rękę, czyli tą, która potocznie nazywana była smoczą łapą. Uwielbiał patrzeć na reakcje zaskoczonych ludzi, tym bardziej, że tatuażysta wcześniej, chyba, nie zauważył tego, że ręka Fenrira nie wygląda jak ludzka.

        - Mogę się nimi zająć... - zaproponował smokołak. Nawet jeśli nie zabraliby rzeczy należącej do Sanayi, to pewnie i tak z jego ust padłaby taka propozycja.
        - Jeśli wyjdę teraz, to powinienem ich dogonić. Poproszę, żeby oddali kasetkę — dodał po chwili. Cóż, miecz i zbroja mówiły same za siebie o tym, jaką profesją para się zmiennokształtny i o tym, jakie umiejętności posiada, w końcu, gdyby nie potrafił walczyć mieczem, nie nosiłby go przy sobie. Hełmu oczywiście w ogóle nie zakładał, więc jego twarz przez cały czas była widoczna. Można było domyślić się, że jeśli słowna prośba nic nie zdziała, to Fenrir nie będzie miał problemu z przejściem do rozwiązania siłowego.
Awatar użytkownika
Inari
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inari »

Podróżowanie w pojedynkę, z dala od wszelkich ośrodków cywilizacji, mimo wielu niezaprzeczalnych plusów, miała też wiele minusów. Minusy te były mniej lub bardziej dotkliwe, ale skumulowane raz na jakiś czas uderzały z mocą tak silną, że Inari był zmuszony do powrotu w kamienne mury miast. Tak było i tym razem, gdy długa wędrówka w postaci lisa, mimo że do mozolnych nie należała, bo w końcu lisy są bardzo szybkimi i długodystansowymi biegaczami, stawała się powoli męcząca i zwyczajnie nudna. Największymi argumentami, które skłoniły lisołaka do odwiedzenia Turmali, najbliższego dużego miasta, były niewątpliwie głód pożywienia, które nie rusza się, kiedy się je przełyka, oraz pragnienie wody, która nie jest ledwo przefiltrowana przez dwa kamienie, kupkę żwiru i kawałek szmaty. Poza tym potrzebował kilku przedmiotów, niezbędnych do odpowiedniej konserwacji jego skarbu, Rapiera, którego pilnował jak oka w głowie. Silnie dawał się we znaki także instynkt stadny, który domagał się obcowania z innymi istotami rozumnymi. Rozmowy z napotkanymi zwierzętami stawały się męczące, gdyż sprowadzały się do błagania o niezjedzenie.

Inari nie znał miasta ani panujących w nim obyczajów. Nie chcąc zostać zatrzymanym przez strażników przy wejściu za jakiś wyimaginowany występek, którym gwardziści mieli usprawiedliwić znaczny uszczerbek na mieszku lisołaka, co już kilka razy Inariemu się zdarzyło, przemknął pod nogami żołdaków w formie lisa, tak szybko, że nawet go nie zauważyli. Dzięki zaklęciu nałożonemu na jego Rapier, które z nieznanych lisołakowi powodów przechodziło też na inne przedmioty w jego posiadaniu, nic nie musiał zostawić przed bramą, gdyż wszystko przechowywał srebrny medalion na złotym łańcuszku lisołaka. Znajdując ustronne miejsce, gdzie nikt go nie widział, Inari przybrał ludzką formę. Zaczął się czas zabawy.

Pierwszym miejscem odwiedzonym przez Inariego była pobliska gospoda. Najadł się tam do syta, wypił trochę procentów, jednak nie na tyle, by wpłynęło to na jego umysł, oraz posłuchał opowieści miejscowych moczymordów i zawadiaków, którzy z wielkim przekonaniem opowiadali o, z pewnością przekłamanych, niezwykłych czynach, których zdołali dokonać. Mimo podobającej się Inariemu atmosferze, był zmuszony szybko opuścić lokal, w końcu przedmioty do konserwacji Rapiera same się nie kupią, a o broń trzeba dbać. Będąc już w drodze, Inari usłyszał dźwięk, które słyszał tylko raz w życiu, w noc, w którą stracił dom. Dźwięk niszczonych, drewnianych mebli. Wspomnienia tamtego wydarzenia wywołały silny impuls w ciele lisołaka. Rzucił wszystko i popędził w miejsce, z którego dochodziły odgłosy. Jego czuły słuch spłatał mu figla, gdyż to miejsce było dość daleko, a gdy już tam dotarł, na miejscu zastał tylko pustą alejkę, przy której znajdował się budynek z wielką drewnianą bramą oraz otwartymi drzwiczkami, znajdującymi się w owej bramie. Lisołak domyślił się, że doszło do napadu, nie wiedział jednak, czy zbiry są jeszcze w okolicy. W budynku usłyszał rozmowę. Dwóch mężczyzn i kobiety. Wśród wszystkich wypowiedzi, Inariemu najważniejsze wydały się dwie.

- Gwizdnęli moją kasetkę - powiedziała to kobieta.

Oraz:

- Mogę się nimi zająć... Jeśli wyjdę teraz, to powinienem ich dogonić. Poproszę, żeby oddali kasetkę - co powiedział jeden z mężczyzn, dla Inariego było jasne, że prośba od tego osobnika nie spodoba się nikomu.

- Szykuje się wyprawa - powiedział do siebie lisołak. - A już myślałem, że dzisiaj odpocznę. - Inari mógł odejść, odwrócić się na pięcie i odejść. Nie zrobił tego, gdyż jedna z zasad, jakimi się kierował brzmiała "Nawet najsilniejszej kobiecie należy zaproponować pomocy, gdy tego potrzebuje oraz pomóc, jeśli propozycję przyjmie".

Lisołak wszedł do środka. Niepewnie podszedł bliżej.

- Witam, usłyszałem waszą rozmowę - zaczął, nie wiedząc jak dobrać słowa. - Myślę, że mogę się wam przydać.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Shan zauważył, że ręka Fenrira jest wyjątkowo nietypowa i przez moment się zawahał, ale w końcu przywitał się z nim jak należy, drgnął jednak zauważalnie, gdy poczuł na skórze łuskę - pewnie do ostatniej chwili przekonywał sam siebie, że to rękawica.
        - Gdyby to tylko o mnie chodziło, to bym ci powiedział, byś sobie odpuścił, ale skoro to rzeczy Sanayi… Na łuski Prasmoka, San, nie wiedziałem, że wezmą akurat to, nie patrzyłem po co wyciągają łapy i do głowy mi nie przyszło… Sam bym poszedł, ale pewnie znowu by mnie obili nim zdążyłbym otworzyć gębę.
        - To tego to już byś na pewno nie przeżył - skomentowała alchemiczka zirytowanym tonem. Nie potrafiła ukryć, że jest zła na tatuażystę, bo przez niego straciła coś niezwykle dla siebie cennego, swój naukowy dorobek z ostatnich kilku lat skondensowany do pisma patentowego i najważniejszych dla siebie notatek, które popierały jej tezy i zawierały też kilka pomysłów na następne projekty. Tai nie wiedziała, który czarny scenariusz byłby dla niej gorszy - gdyby osoba, która ukradła kasetkę, wykorzystała jej zawartość i ukradła jej dokonania, czy też gdyby je zwyczajnie spaliła.
        Wejście nowej osoby przykuło uwagę wszystkich w środku. Sanaya obróciła się w stronę stojącego w progu młodzieńca. Jego delikatna, jasna skóra i czarno-biały strój przywodziły alchemiczce na myśl młodego szlachcica albo przynajmniej chłopaka z dobrej rodziny. Spostrzegła, że jest on młodszy od niej i po minie patrzącego nań Shana domyśliła też się, że nie jest to raczej jego znajomy. To ją trochę zaskoczyło, miała jednak dobre przeczucie w stosunku do tego młodzieńca.
        - Och… - odezwała się, poczuwając się w obowiązku by udzielić mu odpowiedzi jako osoba najbardziej zaangażowana emocjonalnie w odzyskanie zguby. - To bardzo miłe z twojej strony… Ale nie miałabym ci się jak odwdzięczyć, jestem teraz trochę spłukana. W tej kasetce nie ma nic, co miałoby wartość materialną, jedynie intelektualną… bardzo ważną dla mnie - przyznała.
        - Lecz jeśli mimo to chciałbyś iść z nami, to nie będę protestować. Fenrir jednak również musi się zgodzić - dodała, spoglądając na swojego ukochanego. Była świadoma, że on może chcieć pracować w pojedynkę i towarzystwo obcego młodzieńca byłoby mu pewnie nie w smak.
        - Skoro jednak chciałbyś z nami iść: jestem Sanaya Tai, alchemiczka, moim nauczycielem był Miguel Saar - przedstawiła się w bardzo formalny sposób, podając chłopakowi dłoń. - Jakieś zbiry zwinęły kasetkę z moimi odkryciami, którą dałam na przechowanie przyjacielowi. Tak generalnie, to jego również okradziono…
        - Tylko odzyskali co swoje - burknął Shan. - I przez przypadek zabrali coś, czego nie powinni. Jeśli faktycznie chcecie iść to odebrać, to lećcie, ale jakbyście ich nie znaleźli na ulicach, to siedzą z reguły w karczmie “Jadeicik”, tej na dole przy dokach, na prawo od urzędu celnego. San, ty wiesz gdzie, prawda?
        Alchemiczka potaknęła bez słowa, poprawiając przy okazji torbę na swoim ramieniu. Po omacku odszukała dłoń Fenrira i gdy już go złapała, skierowała swe kroki na zewnątrz.
        - Chodźcie - zarządziła. - Nie ma co gadać po próżnicy. Dziękuję ci, że chcesz nam pomóc - odezwała się jeszcze do niedawno poznanego młodzieńca, po czym szybko opuściła zakład tatuażysty, ciągnąc za sobą smokołaka. W progu dosięgnęły ją jeszcze słowa Shana - “Tylko błagam, nie mieszajcie mnie w to! Jeszcze raz przepraszam!”. Sanaya pomyślała, że jednak czasami faktycznie zadaje się z nieodpowiednimi osobami. Co też ona w nim widziała te dziesięć lat temu?
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Tak jak wcześniej, Fenrir wyłącznie przysłuchiwał się rozmowie i odzywał się wtedy, gdy Shan lub Sanaya zwracali się bezpośrednio do niego.
        - Mnie nie obiją, to mogę zapewnić — powiedział po chwili. Podejrzewał, że zwykli marynarze nie walczą lepiej od niego, czyli osoby, która pewnie żyje dłużej od nich, wie więcej o życiu i więcej czasu obcuje z walką, mieczem i tak dalej. No, i pewnie przytrafiło mu się więcej sytuacji, w których musiał walczyć, bo inaczej mógłby umrzeć. Marynarze najpewniej byli ludźmi, a zwykły człowiek nie mógłby żyć tyle, ile żyje smokołak. W dodatku zmiennokształtny wyglądał na mężczyznę, o którym można powiedzieć, że jest w kwiecie wieku, więc na pewno nie wyglądał jak starzec mający na karku dwie setki. Wszystkie te argumenty mówią same za siebie i przekonują, że osobnicy, którzy zabrali kasetkę San, nie mają większych szans z kimś pokroju Fenrira.

Nagle do budynku weszła nowa osoba, która oznajmiła, że słyszała rozmowę, która teraz się tu toczyła. Nieznajomy powiedział też, że może im się przydać, co mogło oznaczać, że chciałby pomóc. Smokołak od razu zaczął zastanawiać się nad tym, co sprawiło, że chciał im pomóc. Może jemu też coś zabrali albo po prostu usłyszał rozmowę i pomyślał, że jeśli zaoferuje pomoc, to przyjmą ją, a on sobie zarobi? Z zamyślenia wyrwał go głos alchemiczki, a dokładniej to, że powiedziała, iż on musi się zgodzić na to, żeby trzecia osoba przyłączyła się do nich.
        - Najwyżej ja mu zapłacę, chociaż nie widzę potrzeby wciągania w to nowej osoby, bo myślę, że z marynarzami poradziłbym sobie sam — powiedział na sam początek. Zachował neutralny ton głosu, więc nie były to żadne przechwałki czy coś, żeby zaimponować nowej osobie albo wzbudzić jej strach lub szacunek. Fenrir nie należał do osób, które lubią się przechwalać.
        - Ale... niech będzie, możesz z nami iść — dodał, zwracając się bezpośrednio do nowej osoby w ich grupce. Cóż, oficjalnie zgadzając się na jego dołączenie, sprawił, że białowłosy stał się częścią tej, teraz, trzyosobowej grupki.
        - Ja jestem Fenrir, jak już wcześniej słyszałeś — powiedział na sam koniec, przedstawiając się raz jeszcze. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy wyciągnąć smoczą łapę w stronę mężczyzny - w końcu była to jego prawa ręka, bez względu na to jak wyglądała - i przywitać się z nim także poprzez uściśnięcie dłoni. Pierwszą myślą było to, że może nie jest to dobry pomysł, jednak ostatecznie, nieco niepewnie, wyciągnął łapę w jego stronę, oczekując na to, że białowłosy przywita się z nim, a przy okazji zobaczy też jego reakcję na nieludzką rękę. Swoją drogą, Shan zniósł to dość spokojnie, może wydaje mu się, że to jakaś rękawica, tatuaż albo nawet iluzja. Zmiennokształtny spodziewał się usłyszeć od niego pytania na temat swojej prawej ręki, jednak tak się nie stało.

I tak mieli już wychodzić, bo wiedzieli, gdzie mogą spotkać marynarzy, jeśli nie uda im się ich dogonić, więc Fenrir nie sprzeciwiał się, gdy Sanaya złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć na zewnątrz. Smokołak przypomniał sobie o tym, że wcześniej zastanawiał się nad tym, co sprawiło, że Inari chce im pomóc i postanowił, po prostu, go o to zapytać.
        - Dlaczego postanowiłeś nam pomóc? Ci marynarze tobie również coś ukradli czy co? - zapytał, spoglądając na białowłosego i mierząc go swoimi oczami koloru ognia z gadzimi źrenicami. Smocza łapa trzymała jego hełm, a druga ręka zajęta była trzymaniem dłoni Sanayi, chociaż, nawet gdyby było odwrotnie, Fenrir wiedział, że Tai nie przeszkadzałoby to.
Awatar użytkownika
Inari
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inari »

Inari pokręcił lekko głową.

- Nie chcę pieniędzy, pomoc i nowe znajomości będą dla mnie nagrodą samą w sobie.

Nie wiedząc na ile może sobie pozwolić, zrezygnował więc ze szlacheckiego zwyczaju całowania dłoni damy, uścisnął lekko rękę alchemiczki i uśmiechnął się.

- Nazywam się Inari, przybrany syn rodu Shinto, wśród zawadiaków i moczymordów znany pod mianem Biały Lis - mówiąc to, Lisołak skierował swoją rękę w stronę Smokołaka. Nie zwracając uwagi na łuski, uścisnął ją, tym razem mocniej. - Miło mi was poznać.

Inari podał też rękę Shanowi, mocno chwycił i pomógł mężczyźnie wstać. Wyciągnął też buteleczkę ze świeżą wodą, którą osobiście czerpał i filtrował. Podał ją poszkodowanym.

- Weź, mam jeszcze kilka w torbie, a tobie przyda się teraz świeża woda, w takim stanie dojście do studni będzie dla ciebie kłopotem.

Nim Inari zorientował się, Sanaya, łapiąc za rękę Fenrira, zarządziła wymarsz i ruszyła przed siebie. Inari z trudem powstrzymał się od krzyknięcia "Tak jest, wasza wysokość", zaśmiał się w duchu i wyszedł. Inari wziął głęboki wdech, pozwalając by zapach wypełnił jego nos.

- Czuję ludzi i alkohol oraz metal szlachetny, trudno opisać jego woń, ale to na pewno to. Jest też słaby zapach papieru, tłumiony przez zapach, którego nie znam... w tamtym kierunku. - Wskazał palcem. - Jeśli się pośpieszymy, możemy złapać ich, zanim sprzedadzą łupy.

Inari zmienił się w lisa, na jego szyi błyszczał medalion. Znów zaczął węszyć i pobiegł przed siebie, co chwilę zatrzymując się, by zobaczyć, czy nowi towarzysze nadążają.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanayi niespecjalnie uśmiechało się płacenie komukolwiek za pomoc w tej sytuacji, nawet jeśli wydatek zostałby pokryty nie z jej kieszeni - swoją drogą, Fenrir był wyjątkowo szczodry w kwestii wydatków na nią. Niemniej zdawało jej się, że opłacanie kogoś w jej położeniu byłoby jedynie kłopotliwe - ktoś, kto podąża tylko za pieniędzmi jest łatwy do przekabacenia na drugą stronę, a alchemiczka bardzo nie chciałaby zostać wyprowadzona w pole. Zresztą, to było zbyt osobiste, by kogokolwiek wynajmować. Pomoc podyktowana wspólnym interesem (zatarg z tym gangiem) albo dobrocią serca to zupełnie inna para butów. W tym momencie miała do czynienia z tym ostatnim, więc nawet cieszyła się z tego, że Inari chciał iść z nimi. No i że Fenrirowi to nie przeszkadzało - przez moment obawiała się, czy go nie uraziła przyjmując pomoc od obcego.
        Tai sama z zaintrygowanie patrzyła, jak nowy znajomy zareaguje na smoczą łapę jej chłopaka i nie kryła podziwu, gdy ten nie okazał cienia zdenerwowania. Bo Shan to co innego - on pewnie nadal był przekonany, że miał do czynienia z jakąś rękawicą, ale ze względu na przeżyty szok można mu było wybaczyć.

        Na zewnątrz Sanaya odruchowo obróciła się w kierunku, w którym odchodzili tamci dwaj marynarze, Inari jednak powstrzymał ją przed pochopnym pościgiem. Alchemiczka w napięciu czekała, co też chłopak zamierza zrobić, bo, cóż tu dużo mówić, trochę jej się spieszyło - nie chciała, by jej patenty zostały przerobione na podpałkę. Słowa Inariego jednak sprawiły, że przez moment z zaskoczenia nie była w stanie ruszyć się ani odezwać - skąd on wiedział takie szczegóły? I to konkretnie zapach - gdyby chodziło o aury, to jeszcze by zrozumiała, o tym słyszała i wiedziała, że można z nich niejedno wyczytać. Całe szczęście wyjaśnienie otrzymała nim zdążyła się zbłaźnić pytaniem - ich nowy znajomy okazał się być lisołakiem. To było niesamowite - Sanaya słyszała o takich stworzeniach, ale nigdy ich nie spotkała i tak naprawdę już dawno włożyła tę historię między bajki. Teraz musiała ją stamtąd szybko wyciągać.
        - Widziałeś to? - zwróciła się jeszcze do Fenrira, by upewnić się, że nie śni. - Hej, poczekaj!
        Sanaya, przytrzymując torbę na ramieniu, pobiegła za przemienionym w lisa Inarim, nie miała jednak wybitnej kondycji i nie nadawała się do zbyt długich pościgów w takim tempie. Zadanie ułatwili jej jednak całe szczęście marynarze, którzy najwyraźniej nigdzie się nie spieszyli.
        - Hej! - zawołała ich nieroztropnie alchemiczka. Mężczyźni przystanęli i obrócili się. Zaraz w ich sylwetkach znać było napięcie.
        - Kurde, to ona! - odezwał się jeden z nich, chociaż nie do końca wiadomo, kogo miał na myśli mówiąc “ona” - czy tylko zapamiętał ją sprzed warsztatu Shana, czy kryło się w tym drugie dno. Ona jednak ich na pewno nie znała, drugi raz na oczy widziała… Zresztą zaraz zniknęli jej z pola widzenia - rzucili się do ucieczki jakby ich stado głodnych ogarów goniło. Alchemiczka wiele się nie zastanawiając pobiegła za nimi, chociaż już wiedziała, że ich nie złapie. I nie była to tylko kwestia tego, że była za wolna - po prostu na końcu tej ulicy znajdował się targ rybny, gdzie o tej porze było ciemno od ludzi. Dwaj uciekinierzy wpadli między kupujących niczym taran, Tai widziała jeszcze jak się rozłączyli, później jednak straciła ich z oczu.
        - No by ich rdza zeżarła! - zirytowała się tupiąc przy tym nogą. Stanęła na granicy tej ludzkie ciżby i stając na palcach próbowała cokolwiek dojrzeć, ale nie miała na to szans. Może ewentualnie męczyźni mieli jakieś pomysły.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Cała trójka ruszyła na zewnątrz w miejsce, o którym wcześniej wspomniał im Shan. Na szczęście, nie musieli iść daleko, bo udało im się dogonić osobników, którzy zabrali kasetkę Sanayi. Wcześniej doszło do dość ciekawego zdarzenia, bo Inari, nie patrząc na to, że oprócz Fenrira i San, jego przemianę mógłby zobaczyć ktoś inny, nagle stał się lisem o futrze białego koloru i pobiegł za tropem, który wcześniej złapał. Zmiennokształtnego zdziwiło to, że ich nowy znajomy przemienił się ot tak, nie dość, że przy ludziach, których prawie nie znał, to w mieście i w miejscu, w którym mógł go ktoś zobaczyć. Smokołak, gdy już spotykał na swojej drodze innego osobnika, który należy do rasy zmiennokształtnych i porozmawiał z nim jakiś czas, to słyszał od nich, że ktoś, kto potrafi przybrać kształt zwierzęcia, nie powinien tego robić w miastach i w wioskach, a jeśli już musi to zrobić, powinien upewnić się, że nie zobaczy go ktoś, kogo nie zna. On sam też trzymał się tej zasady, chociaż w jego przypadku było to wskazane jeszcze bardziej, bo mniejszy smok ganiający po ulicach miasta albo nisko przelatujący nad nim, mógłby wywołać panikę i próby ataku ze strony strażników miejskich.
        - Widziałem... i dziwi mnie to, że przemienił się ot tak — powiedział po chwili. Mógłby wytłumaczyć Sanayi to, dlaczego go to zdziwiło, jednak musieli przyspieszyć kroku, aby nie zgubić lisiego towarzysza. Teraz nastał moment, w którym udało im się dogonić marynarzy, jednak ci zaczęli uciekać, gdy tylko zauważyli alchemiczkę, a także Fenrira, który dogonił ją chwilę później.

Mężczyźni szybko weszli w tłum, który zebrał się na targu. Wyglądało na to, że miejsce to jest mocno oblegane przez mieszkańców i może być trudno przecisnąć się przez nich, więc najlepszym rozwiązaniem było poszukanie drogi okrężnej. Smokołak stanął obok Sanayi, a to, że był od niej trochę wyższy, sprawiło, że mógł dojrzeć marynarzy, którzy nadal przepychali się przez tłum, nierzadko trącając przechodniów, którzy albo utrzymywali się na nogach, albo tracili równowagę i wywracali się, czasem ciągnąć za sobą kogoś jeszcze, a czasem lądując na drugiej osobie, która oparła się o kolejną, a ta o następną i ostatecznie, w taki sposób, nie wywracał się nikt.
        - Mamy dwa wyjścia: albo przeciskamy się przez tłum, albo szukamy okrężnej drogi biegnącej niedaleko targu — powiedział po chwili, nadal stojąc na granicy, która oddzielała ich część ulicy od tej, którą oblegał tłum mieszkańców.
        - Wydaje mi się, że z moją aparycją i zbroją, ludzie powinni schodzić nam z drogi, a jeśli nie, to odepchnie się ich na bok, jednak nie tak brutalnie, jak zrobiła to ta dwójka, którą ścigamy — dodał, nadal spoglądając na marynarzy, którzy byli już w połowie ulicy.
        - Co robimy? Które rozwiązanie wybieramy? - zapytał ostatecznie. Pustą ulicą, która biegłaby obok targu, poruszaliby się szybciej, jednak później mogliby mieć problemy ze znalezieniem mężczyzn, których gonią, co nie powinno zajść, gdy ruszą ich śladem i wejdą w tłum.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya była wyraźnie poddenerwowana tą całą sytuacją i myślą, że z każdą kolejną chwilą egzekutorzy długów (po raz kolejny zadała sobie pytanie jak Shan mógł być tak głupi, by dać się wciągnąć w takie szemrane interesy) uciekają coraz dalej. Nawet gdy wsparła się na ramieniu Fenrira i lekko stanęła na palcach, nie widziała ich wcale dużo lepiej niż wcześniej, tak daleko już byli. Zacisnęła usta w wąską linię, by nie wyrażać na głos swojego zawodu. Usłyszawszy możliwe rozwiązania spojrzała na swojego ukochanego i chwilę w milczeniu analizowała jego słowa. Logiczne było, by przeć naprzód tą samą trasą co oni, lecz tłum na targu po tym jak uciekający mężczyźni poprzewracali kilka koszy z rybami i potrącili całą masę osób, był już dość mocno zdenerwowany i drugiej tego typu pary pewnie już by tak łatwo nie tolerował. Z drugiej strony bieg naokoło również miał dość oczywiste wady - zajmował więcej czasu. Alchemiczka była jednak przekonana, że zdołają to nadrobić. Już otwierała usta by odpowiedzieć, gdy nagle biały lis, w którego przemienił się Inari, zerwał się do biegu i popędził jak strzała prosto między stragany. Chwilę później biała kita błysnęła między skrzyniami z towarem i tyle go było widać.
        - Nie biegniemy za nim - zastrzegła pośpiesznie San. - On jest mały to się przeciśnie, nam byłoby trudniej. Chodź, znam te okolice, obejdziemy targ i złapiemy ich po drugiej stronie... Zawsze pozostają w odwodzie wskazówki Shana, pójdziemy do tej knajpy, w której urzędują.
        Alchemiczka złapała smokołaka za rękę i pociągnęła go w bok. Nie zważając na pełne zaskoczenia spojrzenia sprzedawców weszła w wąskie przejście między straganami i po przekroczeniu zrzuconych na stertę pustych koszy była już w wąskim przejściu między drewnianymi budynkami. Przez moment ograniczała się do szybkiego marszu, lecz gdy tylko wyszła na równoległą ulicę i miała już trochę więcej miejsca, zaraz rzuciła się do biegu. Z wyprzedzeniem uprzedzała Fenrira, jeśli gdzieś trzeba było w tym labiryncie skręcić. Jednocześnie rozglądała się za tamtymi dwoma oprychami, co chwilę spoglądając w przejścia między domami podobnymi do tych, którym wydostali się z targu. Jak na dłoni było widać, że szybko nadrabiają stracony dystans i należało zachować czujn...
        - Aj! - krzyknęła zaskoczona Sanaya, gdy z całym impetem na kogoś wpadła. Alchemiczka razem z przechodniem wylądowała na bruku i boleśnie się poobijała. Gdy tylko jednak była w stanie zorientować się w swoim położeniu spostrzegła, że zderzyła się z jednym z poszukiwanych przez nich mężczyzn. Jego spojrzenie wyrażało bezbrzeżne zaskoczenie, lecz nie tkwił zbyt długo pod jego wpływem. Zaraz odepchnął od siebie kobietę i podjął ucieczkę, ledwo zdołał złapać grunt pod nogami. Sanaya zrobiła jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy i złapała go za nogawkę, mężczyzna jednak szarpnął się, dało się słyszeć trzask pękającego materiału i fragment nogawki został w dłoni alchemiczki, a jej niedoszła zdobyć nawet nie zwolniła.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

On też zastanawiał się nad tym, jaki sposób wybrać, aby ruszyć w dalszy pościg za marynarzami, którzy zabrali kasetkę Sanayi. W jego głowie nadal zajmowała miejsce myśl, która podpowiadała mu, aby objąć alchemiczkę i, przy pomocy skrzydeł, przelecieć nad tłumem, jednak nie miał zamiaru ryzykować konsekwencjami, które mogłoby to przynieść. Ludzie mogliby pomyśleć, że jest kimś złym i tak dalej, mogłoby się nawet skończyć tym, że zmuszony byłby do walki z tutejszą strażą miejską i mieszkańcami miasta, którzy okazaliby się odważni na tyle, żeby stawić mu czoła.
Zauważył, jak Inari, nadal będąc w postaci lisa, nurkuje w tłum, cały czas pozostając na tropie mężczyzn, których starali się dogonić. Wydawało mu się, że przejście bokiem będzie dobrym rozwiązaniem, więc dobrze, że Sanaya zdecydowała się właśnie na to. Ruszył za nią, pomijając fakt, że ciągnie go ona za rękę. Cały czas dotrzymywał kroku alchemiczce, więc od razu zerwał się do biegu, gdy ona zrobiła to jako pierwsza. Za późno spostrzegł, że kobieta już za chwilę na kogoś wbiegnie, dlatego nie zdążył jej ostrzec albo złapać, a przez to nastąpiło zderzenie dwóch osób. Smokołak podbiegł do niej i chciał pomóc jej wstać, dopiero po chwili zauważył, że San zderzyła się z jednym z marynarzy, których gonili. Zanim zareagował, mężczyzna już zaczął uciekać. Fenrir spojrzał na nią, później na marynarza.
        - Złapię go — oznajmił jej i rzucił się biegiem prosto za nim.

Zmiennokształtny był silnym mężczyzną, w dodatku jego zbroja ważyła o wiele mniej niż mogłoby się wydawać, więc biegał on naprawdę szybko. Chwilę zajęło mu dogonienie uciekiniera. W czasie tym Fenrir zastanawiał się, w jaki sposób go zatrzymać. Mógł go dogonić i złapać zwyczajną ręką albo, od razu, smoczą łapą, mógł też wybić się w trakcie biegu i skoczyć na marynarza, wbijając mu łokieć w plecy i, przy okazji, wywracając. Była też możliwość dogonienia go i podcięcia od tyłu, jednak wtedy zaryłby w drogę twarzą i mogłoby skończyć się nawet na utracie zębów. Mógł go też uderzyć w bok, na tyle mocno, żeby ten zachwiał się i przewrócił na bok. Tyle możliwości, a musiał wybierać naprawdę szybko, bo już prawie dogonił mężczyznę.
Smokołak wybił się mocno z powierzchni, po której biegł i wyskoczył w kierunku marynarza. Nie wyglądało na to, żeby miał worek z "łupami", który wcześniej widzieli, więc całkiem możliwe, że rozdzielili się i jeden z nich poszedł w inne miejsce, możliwe, że zorientowali się, iż są ściągani i w ten sposób chcieli zmylić ich, czyli osoby, które za nimi podążały. Fenrir wylądował na plecach marynarza, który od razu się wywrócił.
        - Mam cię — oświadczył, pilnując, aby mężczyzna nie wyswobodził się spod niego do momentu, w którym dogoni go Sanaya.
        - Wiesz, nie chcemy zrobić ci krzywdy... Po prostu zabraliście jedną rzecz, która jest ważna dla mojej towarzyszki i chcemy ją odzyskać — dodał po chwili. Wydawało mu się, że po tych słowach marynarz zaczął się mniej rzucać, zupełnie jakby naprawdę uwierzył w słowa, które wypowiedział smokołak. W sumie nie kłamał, bo naprawdę nie miał zamiaru walczyć z nimi o kasetkę należącą do San, skoro dałoby się to rozwiązać inaczej niż rozlewem krwi i zabijaniem każdego.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya podniosła wzrok na Fenrira, który nie zastanawiając się wiele podjął pościg za jednym z egzekutorów, nim alchemiczka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Zresztą, i tak usłyszałby od niej jedynie słowa zachęty, więc nawet dobrze, że nie tracił cennych sekund i nie przystawał przy niej na dłużej. Tai mogła dzięki temu pozbierać się z bruku bez obaw, że jej pech sprawi, że nie dogonią tamtego mężczyzny. Była przy tym całkowicie pewna umiejętności Fenrira - on na pewno da sobie radę, był w końcu bardzo silny i szybki, widziała go już przecież w walce i potrafiła ocenić jego umiejętności. Gdy jeszcze gramoliła się z ziemi widziała, jak dystans między nim a uciekinierem się zmniejsza... a później obaj mężczyźni zniknęli za zakrętem ulicy. Sanaya szybko się pozbierała, rzuciła byle gdzie urwaną nogawkę marynarskich spodni i również zaczęła ich gonić, bo nie za bardzo uśmiechało jej się szukanie ich w tym labiryncie. Na jej szczęście okazało się, że jednak pościg nie trwał długo i gdy tylko sama wpadła za róg, było już po wszystkim. Alchemiczka zwolniła, wzrok cały czas wlepiając w Fenrira i egzekutora, którzy przez chwilę miotali się po bruku. Dostrzegła, że smokołak coś powiedział do swojej ofiary i cokolwiek to było, poskutkowało, gdyż nieznajomy przestał się miotać. Sanaya już spokojnie zbliżyła się do obu mężczyzn.
        - Udało się - westchnęła, gdy już się z nimi zrównała. - Posłuchaj, nic do ciebie nie mamy, u tego bęcwała Shana było po prostu coś mojego i przez przypadek to zabraliście. Chodzi o kasetkę na dokumenty.
        Mężczyzna podniósł na alchemiczkę wzrok dopiero, gdy ta skończyła mówić. Chwilę się jej przyglądał, a następnie obrócił wzrok na Fenrira. W jego oczach pojawiła się iskierka, jakby właśnie miał wyciągnąć asa z rękawa...

        Rzezimieszek nie zamierzał walczyć ze smokołakiem - głupi nie był, za nic w świecie nie dałby rady zrobić krzywdy mężczyźnie w zbroi, na dodatek samemu nie mając broni (jego towarzysz zabrał wszystko, a on został jako zając). Rozglądał się jednak i kombinował. Uliczka była bardzo niedaleko targu, a mimo to nie było w niej zbyt wiele osób, nikt do tej pory się nimi nie zainteresował... Jeszcze raz: cichy zaułek, on bezbronny, do tego jakiś najemnik i kobieta, która nie wyglądała na groźną... W mgnieniu oka w jego głowie pojawił się plan. Ostrożnie, niezbyt gwałtownie by nie wzbudzać podejrzeń przypierającego go do bruku wojownika, nabrał dużo powietrza w płuca, by...
        - LUDZIE, NA POMOC! - wrzasnął ile tylko miał sił. - RATUNKU!
        Mogli próbować zasłaniać mu usta, nawet go ogłuszyć, cel jednak został osiągnięty: ciekawskie spojrzenia z targu zaczęły zaglądać w pustą uliczkę i nikt nie doszukiwał się drugiego dna w zastanej scenie.

        Sanayę wrzask egzekutora zupełnie zaskoczył. Rozejrzała się jak spłoszona łania i akurat spojrzała w kierunku targu, by dostrzec biegnących stamtąd ludzi. Byli to głównie mężczyźni, zwykli przechodnie, którzy poczuli solidarność z teoretycznie napadniętym człowiekiem. Alchemiczka usłyszała, że ktoś wzywa strażników miejskich.
        - Nie, czekajcie... - zwróciła się do biegnących, wyciągając do nich ręce w powstrzymującym geście. Jednak jeden z nich nie pozwolił jej dokończyć zdania, złapał ją za ramiona i odsunął, mówiąc jeszcze coś w stylu "nie wtrącaj się, panienko". Dżentelmen od siedmiu boleści! Sanaya próbowała kogoś zatrzymać i wytłumaczyć, że źle zrozumieli sytuację, ale nikt jej nie słuchał, wszyscy jak w amoku chcieli zatrzymać uzbrojonego przestępcę. Alchemiczka widziała, jak trzech mężczyzn złapało Fenrira za ramiona i próbowało go ściągnąć z przytrzymywanego rzezimieszka. A gdzieś z tyłu dało się słyszeć dźwięk gwizdków nadbiegającej straży portowej...
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Zauważył błysk w oczach marynarza. Wydawało mu się, że jednak im nie ułatwi odzyskania kasetki Sanayi i właśnie wymyślił coś, co pomoże mu uciec. Fenrir nie spodziewał się walki, bo tylko idiota próbowałby walczyć z kimś, kto na pierwszy rzut oka jest silniejszy od niego i lepiej uzbrojony. Uliczka była niemalże pusta, jednak gdyby krzyknąć dostatecznie głośno, ktoś z targu na pewno by to usłyszał. Smokołak zorientował się, że właśnie o to chodzi marynarzowi, jednak nie zdążył zakryć mu ust, bo ten zaczął już krzyczeć.

Podążył za wzrokiem alchemiczki i też dostrzegł grupę ludzi, którzy szli w ich stronę. Zmiennokształtny nie był kimś, kogo tak łatwo odciągnął od tego mężczyzny, nawet trzech innych nie da rady tego dokonać. Pierwszego odepchnął od siebie, zanim unieruchomili mu drugą rękę. Aż dziwne, że odważyli się złapać za smoczą łapę. Drugiego uderzył łokciem prosto w klatkę piersiową, nieznajomy zatoczył się w tył, jednak nie stało się nic, co mogłoby zaszkodzić jego zdrowiu. Najwidoczniej to podziałało, bo Fenrir był teraz trzymany wyłącznie przez jednego "napastnika". Usłyszał gwizdek, który zwiastował to, że niedługo pojawi się tutaj straż portowa. Może oni nie postąpią pochopnie i pozwolą na to, żeby najpierw wytłumaczyć całą sytuację. Smokołak, w międzyczasie, zajął się trzecim mieszczaninem, którego także odepchnął, chociaż ten trzymał go mocno i puścił dopiero za drugim odepchnięciem.
        - Stop! To nie ja jestem tym złym — powiedział głośno i wyraźnie, żeby cały tłum go usłyszał. Swoją drogą, tłum ten właśnie otoczył jego i marynarza, który nadal leżał na ziemi i był do niej przyszpilony przez nogę zmiennokształtnego.
        - Nawet nie próbuj! - powiedział do jednego z mężczyzn z tłumu, który chciał podjąć próbę odciągnięcia go od leżącego. Mieszkaniec Turmalii wycofał się natychmiast. Może w końcu zrozumieli, że powinni dać mu szansę na wytłumaczenie się, a nie od razu odciągać go od marynarza i zakładać, że to on jest tym złym, jakimś złodziejem czy coś, który chciał go okraść albo zabić.
        - On będzie się wypierał i kłamał, będzie mówił, że on nic takiego nie zrobił i, że to ja jestem jakimś bandytą, najemnikiem, zabójcą czy kimś innym, który miał go okraść albo zabić... Nie wierzcie mu. Prawdą jest to, że ten mężczyzna razem ze swoim towarzyszem zabrali pewną rzecz, która jest bardzo ważna dla kobiety, którą odepchnęliście gdzieś na bok. Mam nadzieję, że nic jej nie się nie stało, bo ona z kolei jest ważna dla mnie — mówił to, spoglądając na tłum. Nie patrzył cały czas na jedną osobę, po prostu przeskakiwał wzrokiem to na mężczyznę, to na kobietę i patrzył, jak reagują na jego słowa. Mówił prawdę, co było słychać w jego głosie i widać w jego oczach. Swoją drogą, mieszczanie chyba nie zauważyli jego oczu i tego, że ma jedną rękę inną od drugiej. Nie krył się też z tym, że kocha Sanayę, w końcu sami wyznali sobie miłość i oboje mieli pewność, że czują do siebie to samo. Miał też nadzieję, że tłum mu uwierzy i nie podejmą kolejnej próby odciągnięcia go od marynarza. Fenrir zastanawiał się też, gdzie jest straż portowa i, czy jeśli byli już blisko, to słyszeli to, co mówił, jeśli nie, będzie musiał to im powtórzyć.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya została zepchnięta pod samą ścianę, daleko od miejsca, gdzie był Fenrir i tamten egzekutor. Za każdym razem, gdy próbowała wrócić, ktoś ją odpychał i znowu wracała do punktu wyjścia. Strasznie martwiła się, co dzieje się z jej ukochanym i jak sobie poradzi z bezmyślną, rozwścieczoną ludzką masą - z miejsca, gdzie była, nie widziała zbyt wiele. W którymś momencie jednak usłyszała głos Fenrira i jego jasną deklarację, że to nie tę osobę powinni linczować. Zdawało jej się, że to wezwanie pomogło i przynajmniej część osób się zawahała. Słyszała też jego dalszą przemowę, a gdy powołał się na nią i powiedział, że jest dla niego ważna, na jej policzkach pojawiła się ciemna plama rumieńca, jakby powiedział jej najpiękniejszy możliwy komplement. Jednocześnie dostrzegła kilka zwróconych na siebie spojrzeń - część tłumu domyśliła się, że to o niej mowa. Wykorzystując nadarzającą się okazję, Sanaya zaczęła przedzierać się do przodu, by w końcu dotrzeć do Fenrira. Nadal było to dość karkołomne przedsięwzięcie, lecz tym razem nikt nie spychał jej na bok i w końcu - z drobną pomocą smokołaka, do którego wyciągnęła rękę - dostała się do wąskiego pierścienia wolnej przestrzeni, który otaczał jej ukochanego i powalonego przez niego mężczyznę.
        - Jestem cała - zapewniła Fenrira, a na jej wargach błąkał się ciepły uśmiech. W typowy dla siebie sposób poprawiła włosy, próbując je założyć za ucho, lecz przy aktualnej długości i tak zaraz spadły jej one na czoło.
        Tłum wokół jakoś złagodniał, chyba nie do końca wiedząc jak sobie poradzić z sytuacją, w którą nagle wplątała się kobieta i to taka, która nie wyglądała na skorą do bitki. Całe szczęście impas i łypanie na wszystkich wkoło nie trwały długo - dźwięk gwizdków szybko nabrał na sile i już wkrótce wśród tłumu zaczęli przedzierać się strażnicy portowi, krzycząc głośno “Z drogi! Przejście!”. Po chwili przed Sanayą, Fenrirem i nieznajomym marynarzem stanęli stróże prawa - bardzo przeciętny z twarzy trzydziestoletni mężczyzna i, o dziwo, kobieta. Alchemiczce przez myśl przemknęło, że strażniczka jest chyba wyższa od jej chłopaka, wyglądała jak jedna z mieszkanek dalekiej północy, gdzie żyją białe niedźwiedzie i spod każdego kamienia spoziera coś, co chce cię zjeść albo tylko zabić. To ona zabrała głos.
        - Co tu się dzieje? - zapytała zasadniczym tonem. Do udzielenia odpowiedzi wyrwał się, oczywiście, marynarz.
        - Napadli mnie! - zaczął krzykiem. - Ja nic nie zrobiłem, rzucili się na mnie…!
        - Stul pysk! - warknęła na niego strażniczka. - Nie potrzebuję tu więcej histerii. Ty, wyglądasz na w miarę ogarniętą. Co tu zaszło?
        - On i jego kumpel przez przypadek zabrali coś, co należy do mnie, a gdy chcieliśmy to odzyskać, zaczęli uciekać i tu po prostu udało się nam go złapać - wyrecytowała na jednym tchu wywołana przed szereg Sanaya. - Nie chcieliśmy mu nic zrobić, Fenrir nawet go nie uderzył.
        - Co ci zabrali? - drążyła strażniczka.
        - Kasetkę na dokumenty - odpowiedziała natychmiast alchemiczka i nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, została po raz kolejny zagłuszona przez marynarza.
        - Czy ja wyglądam, jakbym miał przy sobie jakąś kasetkę?! - oburzył się. - Ten mutant na pewno coś mi połamał, czuję, jak mnie kłuje w boku…
        - Math, rozdziel ich! - warknęła strażniczka do swojego towarzysza. - I przytrzymaj tego krzykacza, skoro biedak taki poturbowany…
        Drugi strażnik natychmiast zabrał się za wykonywanie rozkazów, nim jednak użył argumentów siłowych, zwrócił się do Fenrira, czy ten wstanie po dobroci. Gdy ta część była z głowy, mężczyzna podniósł z bruku marynarza i przytrzymał go za wykręcone do tyłu ramię, by nie przyszło mu do głowy się wyrywać, a strażniczka bezpardonowo zabrała się za jego przeszukanie.
        - Nie ma przy sobie nawet sakiewki - oświadczyła, spoglądając na Sanayę, jakby to ona miała mieć teraz kłopoty z powodu krzywoprzysięstwa. Alchemiczka nieco pobladła.
        - No bo może ma ją ten drugi… Chcieliśmy go zatrzymać i wszystko wyjaśnić… - powiedziała. - No bo to pewnie było nieporozumienie, oddaliby nam co nie ich i byśmy się rozeszli, a oni zaczęli uciekać i musieli się rozdzielić.
        Strażniczka prychnęła, po czym wymieniła porozumiewawcze spojrzenia ze swoim towarzyszem. Kiwnęła na niego nieznacznie ręką, po czym sama podeszła do Fenrira kładąc dłoń na broni w ostrzegawczym geście.
        - Cała trójka na posterunek, tam złożycie zeznania - oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Ciebie nie będę prowadzić, ale niech nawet przez myśl ci nie przejdzie, by mi uciekać. Bardzo szybko biegam - ostrzegła Sanayę.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Pozwolili mu na to, żeby skończył mówić, a później mu uwierzyli, przynajmniej część tłumu lub jego zdecydowana większość, bo po zakończonej przemowie, nikt nie pchał się do przodu, żeby podjąć kolejną próbą odciągnięcia go od marynarza, który nadal leżał na ziemi i przyciśnięty był do niej przez jego nogę. Chwilę później Sanayi udało się do niego przycisnąć. Wydawało mu się, że niektórzy ludzie skojarzyli ją z osobą, o której wcześniej wspomniał w swojej przemowie i dlatego nie próbowali zagradzać jej drogi, chociaż Fenrir i tak musiał wyciągnąć do niej rękę i przyciągnąć do siebie. Ważne, że byli razem i, w razie czego, mógł mówić albo on, albo ona. Prawdę mówiąc, smokołak nie spodziewał się, że tak dobrze mu pójdzie, w końcu jego umiejętności społeczne były na niskim poziomie przez to, że część życia spędził samotnie, starał się nie nawiązywać przyjaźni i nie zostawać w żadnym miejscu na dłużej.
        - To dobrze — powiedział do alchemiczki i uśmiechnął się do niej. Byli dla siebie kimś ważnym, więc musieli się o siebie troszczyć, chociaż w tym większa powinna być jego rola, a to z racji tego, iż był mężczyzną i to takim, który potrafił o siebie zadbać i ochronić siebie i innych, jeśli zajdzie potrzeba.

Dźwięk gwizdków był coraz głośniejszy, a to oznaczało, że straż jest już blisko. W pewnym momencie dźwięk ten ustał, a przez tłum, który ich otaczał, zaczął się ktoś przeciskać. Szybko okazało się, że była to para strażników, konkretniej kobieta i mężczyzna. Kobieta zainteresowała go bardziej niż mężczyzna, gdyż jej wzrost i cera podpowiadała, iż pochodzi z dalekiej północy. Fenrirowi wydawało się, że strażniczka jest jego wzrostu albo jest od niego niższa zaledwie o palec albo mniej, w każdym razie taka różnica wzrostu była widoczna dopiero po tym, jak bardzo dobrze przyjrzało się obu osobom, a najlepiej, gdyby stały one obok siebie. Spodziewał się, że to kobieta zabierze głos i właśnie tak się stało. Smokołak chciał z nią rozmawiać i współpracować, w końcu nie byli złymi osobami, jednak to Sanaya odezwała się pierwsza.
Zmiennokształtny nie stawiał żadnego oporu, gdy mężczyzna podszedł do niego i leżącego na ziemi marynarza, a po chwili poprosił go, żeby zabrał nogę z jego pleców. Fenrir uczynił to bez słowa, nie potrzebował zatargu ze służbami strzegącymi porządku w tym mieście.
        - On i jego kolega musieli się rozdzielić. Ten drugi musiał zabrać worek z rzeczami, w których również powinna znajdować się kasetka na dokumenty. Chcieliśmy ich poprosić, żeby nam ją oddali, gdyby nie zaczęli uciekać to, to wszystko nie miałoby miejsca i nikt by nie ucierpiał — dopowiedział na koniec, jeszcze zanim strażniczka "zaprosiła" ich na posterunek.

Smokołak podszedł do alchemiczki, gdy cała grupa zaczęła iść w stronę posterunku. Przez chwilę się nie odzywał, chcąc upewnić się, że trafi w moment, w którym usłyszy go wyłącznie Sanaya.
        - Założę się, że latać nie potrafi — powiedział do niej bardzo cicho, niemalże szeptem. Na jego twarzy malował się uśmiech, który jasno sugerował, że był to żart, a on sam nie myśli na poważnie nad rozłożeniem skrzydeł i wzniesieniu się w powietrze. Nie mieli przecież powodów do ucieczki, może akurat to wszystko ułoży się tak, że ta dwójka pomoże im w odzyskaniu kasetki.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Ludzie zdawali się być niezadowoleni - liczyli pewnie na przedstawienie, na walkę i obrzucanie się wyzwiskami, a tu okazało się, że większość osób zaangażowanych w to nieporozumienie ma łeb na karku. Nawet marynarz, który zainicjował to całe zamieszanie nagle spokorniał, uznawszy, że teraz nadszedł czas, by martwić się o własną skórę, bo przecież jego kumpel zdążył już dawno zbiec z łupami i skryć się w jednej z wielu melin. Gdy więc cała piątka zebrała się w drogę na posterunek, gapie rozeszli się do swoich spraw i tylko niektórzy gderali pod nosem albo wyrażali swoje prywatne sądy absolutne w kwestii tego kto był zły a kto dobry w tym przedstawieniu i czyja to była sprawka.
        Sanaya była w trochę kiepskim nastroju, co widać było zarówno po jej minie, jak i po tym, jak mięła obiema dłońmi pas swojej torby. Bała się, że nie dość, że teraz nie odzyska swoich cennych dokumentów, to jeszcze Fenrir będzie miał przez nią kłopoty z tutejszym wymiarem sprawiedliwości - nie można było wszak z góry zakładać, że śledczy będą rozsądni, to byłby zbyt daleko idący przejaw optymizmu. Strażniczka sprawiała jednak wrażenie rozsądnej osoby, więc mogło im się poszczęścić. Alchemiczka już zaczęła planować co zrobić by nie spędzić na posterunku zbyt wiele czasu i jak działać dalej. Całe szczęście Shan dał jej nazwę knajpy, gdzie przesiadywał ten gang, więc jeśli tylko nikt nie będzie robił im kłopotów na posterunku, to może dadzą radę jeszcze odzyskać skradzione rzeczy...
        Cicha uwaga Fenrira dotycząca latania wyrwała Sanayę z ponurych myśli i sprawiła, że na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech zdradzający rozbawienie. Szturchnęła smokołaka łokciem w bok, jakby zwracała mu uwagę, już miała podjąć jego żart, lecz przerwała jej strażniczka, która wkroczyła między nich.
        - Byście nie ustalali zeznań - wyjaśniła krótko, a Tai zdołała jedynie wychylić się na moment zza niej i szepnąć "dziękuję" do Fenrira. Później musiała już iść w milczeniu, czuła się już jednak znacznie lepiej i była przekonana, że wszystko się ułoży.

        Na posterunku panował umiarkowany ruch, typowy dla zwykłego dnia handlowego w porcie: część strażników wychodziła na patrol, inni z niego wracali, część z nich - jak w tym przypadku - wracała z zatrzymanymi. Kobieta, która przyprowadziła egzotyczną trójkę z okolic targu musiała być tu kimś ważnym, gdyż wiele osób jej salutowało, ale nie wszyscy, więc stopień kapitana raczej można było śmiało wykluczyć. Strażniczka zaprowadziła całą trójkę do skromnego, małego pomieszczenia, które stanowiło coś między celą a poczekalnią - stąd mieli być pojedynczo wywoływani do przesłuchania. Zresztą, nim jeszcze ktokolwiek mógłby pomyśleć o nawiązaniu rozmowy, do nordyckiej kobiety dołączył strażnik o pociągłej twarzy i charakterystycznych zrośniętych nad nosem brwiach i oboje wezwali pierwszych przesłuchiwanych - ona zawołałą Fenrira, a on Sanayę, pewnie po to, by para nie miała nawet chwili na ustalanie zeznań.

        Pokój przesłuchać był klitką z dwoma krzesłami po dwóch stronach małego stołu. Alchemiczka siadając zorientowała się, że meble są przykręcone do podłogi - pewnie po to, by nie móc użyć ich jako broni improwizowanej. Gdy już oboje zajęli miejsca, strażnik zapytał San "co zaszło?". Tai opowiedziała mu wszystko bez udziwnień: dwóch marynarzy zabrało przez przypadek jej kasetkę, w środku były ważne papiery patentowe, a gdy Sanaya chciała je odzyskać, tamci zaczęli uciekać. Krótki pościg, rozdzielenie się obok targu rybnego, zderzenie w bocznej alejce i wreszcie finał, gdy Fenrir złapał tamtego marynarza.
        - Nie widziałaś jak do tego doszło? - podłapał natychmiast strażnik.
        - No nie - przyznała Tai. - Ale pojawiłam się na miejscu chwilę później. To ma znaczenie?
        - Cóż... Zależy co powiedzą tamci - odpowiedział bez ogródek stróż prawa. - Niewykluczone, że twój przyjaciel trochę... przeholował.
        - Ale jak to? - wykrztusiła z siebie Sanaya.
        - By zrobić krzywdę nie trzeba wiele czasu. A twój przyjaciel jest uzbrojony i widać, że wie za który koniec łapać miecz... Ale zobaczymy, zobaczymy. Ten trzeci też jest nam dobrze znany - rzucił niby przypadkiem mężczyzna, lecz alchemiczka natychmiast podłapała te słowa.
        - Był już karany? - drążyła, odpowiedział jej jednak tik, który nawet trudno było nazwać uśmiechem. Sanaya westchnęła, gdyż jej przesłuchanie dobiegło końca i teraz mogła już tylko czekać na to, co będzie dalej.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości