Turmalia[Turmalia i okolice] Dwa żywioły

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Stał pod ścianą, w końcu oświadczył przed chwilą, że nie będzie zbliżał się do Haralda, żeby nie bał się jego bardziej niż powinien. Pomieszczenie nie było duże, więc dokładnie słyszał rozmowę między starcem a Sanayą. W sumie… nawet gdyby było większe, podniesiony głos Haralda i tak powodowałby, że Fenrir usłyszałby wszystko. A na pewno było czego słuchać, bo już po chwili dowiedział się, że starszy mężczyzna uznał alchemiczkę za bandytkę i wiedźmę. Na początku zaskoczyło go to, bo naprawdę nie spodziewałby się takiej reakcji, jednak gdy uczucie zaskoczenia minęło, smokołak zaśmiał się cicho.
Dość szybko skończył się śmiać, słysząc że San próbuje wytłumaczyć brodaczowi, po co tu przyszli i robi to mimo tego, że nazwał ją bandytką. Zmiennokształtny nadal przysłuchiwał się rozmowie, a z ewentualnymi komentarzami czekał na to, aż się ona zakończy lub zostanie poproszony o odpowiedzenie na jakiejś pytanie albo o swoją opinię na dany temat. Jego brew uniosła się w górę, sprawiając że na twarzy Fenrira pojawiło się zaskoczenie, gdy usłyszał, że ten człowiek woli rozmawiać z nim, a nie z Sanayą.

Powoli i spokojnie podszedł bliżej Haralda. Właściwie stanął obok alchemiczki, o ile było to w ogóle możliwe.
         – Po pierwsze panie Haraldzie, nie należy oceniać książki po okładce. Sanaya jest najmilszą osobą, jaką znam. Na pewno nie jest żadną bandytką, ma zbyt pacyfistyczne nastawienie do innych, żeby mogła być kimś pokroju bandyty – odezwał się, spoglądając przez chwilę na nią, później przenosząc wzrok na Haralda.
         – Po drugie, to co zmieniło moją rękę, nie było chorobą i nie można się tym zarazić… - kontynuował. Na początku rozmowy mógł mieć dość dobry humor, zważywszy na to, co działo się wcześniej, jednak teraz zmienił się on na gorsze, gdy wspomniał o smoczej łapie. Co prawda pogodził się już tym, że jego prawa ręka wygląda tak jak wygląda, jednak czasem przyłapywał się na myśleniu, że o wiele lepiej żyłoby mu się z ludzką ręką.
         – Teraz wróćmy do tematu i do tego, po co tu przyszliśmy. Sanaya mówiła prawdę, szukamy pewnej ważnej rzeczy, która została zabrana razem z długiem Shana. Jest to metalowa kasetka, której zawartość jest ważna jedynie dla niej – odparł, na sam koniec kiwnięciem głowy wskazał stojącą obok niego kobietę, żeby było wiadomo, że mówi o niej.
         – Naprawdę chcemy rozwiązać ten problem pokojowo i najlepiej byłoby, gdyby pan nam pomógł. Jestem nawet w stanie zapłacić nieco ruenów za przedmiot naszych poszukiwań – dodał. Miał nadzieję, że Harald należał do ludzi, którzy robią się bardziej pomocni, gdy usłyszą, iż zostaną wynagrodzeni pieniędzmi, jeżeli pomogą osobie, która im je proponuje. Milczał przez chwilę, tym samym dając mężczyźnie czas na zastanowienie się nad tym, co powiedział.
         – To jak będzie? Pomoże nam pan? - zapytał. Starał się, naprawdę się starał, żeby jego głos brzmiał dość miło.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Ograniczanie przestrzeni między Haraldem a jego niby-wrogami nie było specjalnie dobrym rozwiązaniem, gdyż każda, nawet najmniejsza zmiana odległości sprawiała, że starzec kurczył się jeszcze bardziej. Sanaya zaczęła się wręcz zastanawiać czy jest możliwe, by człowiek ze strachu zmniejszył się do rozmiarów myszy. Z początku, skoro została odsunięta od rozmowy, cofnęła się odrobinę i udawała, że jej tam nie ma. Starała się nawet nie patrzeć na Haralda, by go nie prowokować i nie podsycać jego paranoi. W myślach nadal mu złorzeczyła za to, jak ją potraktował, wystarczyło jednak jedno zdanie wypowiedziane przez Fenrira, by alchemiczka się rozpromieniła i spojrzała na swojego ukochanego z prawdziwą wdzięcznością. Harald chyba aż nabrał wątpliwości co do swojego osądu, gdy stanął przed tak kategorycznym sądem wypowiedzianym przez zmiennokształtnego i dojrzał nagle bardzo sympatyczne oblicze domniemanej bandytki. To trochę uspokoiło jego paranoję, lecz niestety nie uśpiło jej zupełnie. Wystarczyło tylko na tyle, by wyprostował się w swoim kącie i w końcu podjął sensowny dialog. Nim jednak się odezwał, przełknął dramatycznie ślinę i poprawił kołnierzyk, który nagle zrobił mu się za ciasny.
        - Dług mówicie? Kasetka? - powtórzył, jakby próbował wygrzebać z zakamarków pamięci jakieś wspomnienia, które pasowałyby do tych haseł. Odchrząknął, znowu poprawiając kołnierzyk. - Jeszcze raz, co to za człowiek był?
        - Shan Tien, tatuażysta - podpowiedziała usłużnie Sanaya, nie rozgadując się, by nie spłoszyć dziadka w momencie, gdy ten zaczął współpracować.
        - Ach, tak, tak... I chcecie odkupić jakiś przedmiot, który został mu zabrany za długi? - powtarzał Harald.
        - Owszem - przyznała Sanaya. Zaraz zwróciła uwagę, jak starzec przeinaczył fakty na swoją korzyść, lecz już nie zwracała na to uwagi. Za bardzo zależało jej na odzyskaniu patentów. - To kasetka na dokumenty z inkrustowaną gwiazdką na wieku, zamykana na kod. Nie ma żadnej wartości materialnej, jedynie intelektualną.
        - Phi! Terefere.
        Głos za plecami alchemiczki rozbrzmiał jakby znikąd, nie poprzedzały go żadne odgłosy kroków, rozmowy. Był on jednak doskonale znany całej trójce okupującej maleńki kantorek: należał do pewnego rudego lichwiarza z kiepskim gustem w kwestii ubioru.
        - Jak na te wszystkie słodkie słowa jesteś straszną kłamczuchą - zakpił Saszkiawaland, który stał sobie jakby nigdy nic w progu pomieszczenia, opierając się nonszalancko ramieniem o futrynę. Uśmiechał się, jakby to on rozdawał karty w tym spotkaniu.
        - Mówię prawdę! - obruszyła się Sanaya.
        - Tak, jasne - kontynuował Mikael tym samym tonem ociekającym kpiną. - Tak się składa, że już się z Haraldem dogadaliśmy i teraz ta kasetka jest moja. To ile twoim zdaniem jest warta jej zawartość? Podaj swoją cenę, ja podam swoją.
        - Och, nie wiem... Ze sto ruenów, więcej na pewno nie - oszacowała po pewnej chwili wahania, za najcenniejszą rzecz uznając oczywiście samą kasetkę, gdyż papiery w środku same w sobie nie miały wielkiej wartości, o ile nie trafiłyby w ręce doświadczonego alchemika, któremu chciałoby się kontynuować w ciemno jej badania. Saszkiawaland słysząc jednak tę kwotę ryknął histerycznym śmiechem, który świdrował uszy gorzej niż kobiecy wrzask.
        - Kłamczucha i na dodatek naciągaczka - oświadczył, gdy już się uspokoił. Następne słowa skierował do Fenrira, a ton jego wypowiedzi był bardzo poważny. - Osiemset ruenów.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Jego słowa musiały podziałać, zwłaszcza te, które dotyczyły Sanayi, bo nawet w spojrzeniu Haralda dało się zauważyć, że zastanawia się nad tym, co wcześniej powiedział na jej temat. Wyglądało też na to, że starszy mężczyzna zaczął mniej się bać zarówno jego, jak i jej. W każdym razie, w końcu zaczął normalnie mówić i to na temat, który interesował smokołaka i alchemiczkę.
Pałeczka oznaczająca rozmowę z Haraldem ponownie wylądowała w dłoni San, gdy ta przypomniała mężczyźnie o osobie, od której został odebrany dług razem z kasetką należącą do niej.

Nagle usłyszał już znany mu głos. Należał do Saszkiawalanda, co do tego Fenrir nie miał wątpliwości. Zmiennokształtny odniósł wrażenie, że rudzielec albo cały czas wyprzedza ich o krok, albo był już w posiadaniu wspomnianej wielokrotnie kasetki i, gdy pierwszy raz odwiedzili go w sklepie, nie chciał z nimi współpracować. Smokołak pamiętał, że wcześniej powiedział mu, iż jest w stanie zapłacić za odzyskanie metalowego pudełka, więc wystarczyłoby, aby Mikael zgodził się na propozycję i podał swoją cenę. Oczywiście, teraz też ją podał, jednak nawet jemu wydawała się ona zbyt wysoka jak na taki przedmiot.

Fenrir właśnie spostrzegł, że osobnik ten denerwuje go samą swoją obecnością i tym, że w ogóle człowiek taki jak on nadal żyje. Wymijając wcześniej alchemiczkę, w dwóch lub trzech krokach błyskawicznie znalazł się przy rudowłosym i złapał go za szyję smoczą łapą. Bez problemu uniósł go w górę.
         – Mógłbym ci teraz skręcić kark. Wystarczyłoby, że przekręciłbym nadgarstek w bok – powiedział spokojnie. W środku był zdenerwowany, jednak nie dopuszczał tych emocji do drzwi prowadzących na zewnątrz jego ciała.
         – Jesteś niepoważny. Nie zapłacimy ci ośmiuset ruenów – dodał, nadal spokojnym głosem. Mężczyzna trzymany przez niego w górze próbował się szarpać. Na zmiennokształtnym nie robiło to najmniejszego wrażenie i właśnie dlatego próby te spełzły na niczym.
         – Przyjmiesz czterysta i nie więcej – odezwał się smokołak. Nie było to pytanie, bo rudy nie powinien nawet zakładać, że będzie mógł się targować o wyższą cenę. Uścisk na szyi Saszkiawalanda stał się lżejszy, w końcu Fenrir i tak go puścił. Nie oddalił się od niego, nie chciał, żeby ten człowieczek ponownie posłużył się czarami i znikł im z oczu. W razie czego, po prostu będzie mógł go złapać czy coś. Spojrzał mu prosto w oczy, a jego wzrok zdawał się mówić „Nie próbuj żadnych sztuczek, bo nie skończy się to dobrze”. Wcześniej, gdy wspomniał, że mógłby go zabić jednym ruchem nadgarstka, była to prawda, bo łapę zacisnął tak, że rzeczywiście wystarczyłoby mu przekręcenie jej w bok. Gdyby nie zapanował nad emocjami i wypuścił je z siebie, najpewniej teraz przed nim leżałoby martwe ciało Mikaela, więc ten człowiek powinien być mu wdzięczny za to, że go nie zabił.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Saszka był bardzo pewny siebie i bawił się chyba zbyt dobrze grając na nerwach dwójce przypadkowych osób, by spostrzec moment, w którym przeciągnął strunę. Dlatego dał się złapać Fenrirowi z taką łatwością, jakby był nowo narodzonym szczeniakiem. Gdy już nie było dla niego ucieczki lichwiarz mógł jedynie majtać nogami w powietrzu i trzymając się kurczowo nadgarstka zmiennokształtnego walczyć o oddech. Patrzył na napastnika wzrokiem, w którym widać było zaskoczenie i przerażenie, które jednak nie było aż tak silne, by nie był w stanie przyswajać informacji. Widać było, że warunki i groźby do niego docierają.
        Stojąca z tyłu Sanaya nie wtrącała się w dość brutalne jak na jej gust negocjacje prowadzone przez Fenrira. Z początku dało się usłyszeć, jak gwałtownie nabiera powietrza i już można było się spodziewać, że zacznie protestować... Jednak ufała, że on wie co robi, a wystraszony i zaskoczony Mikael nie będzie myślał dość trzeźwo, by mu zaszkodzić. I wyglądało na to, że niewiele pomyliła się w swojej ocenie. Saszka wysłuchał propozycji zmiennokształtnego do końca bez żadnych nagłych zwrotów akcji i kolejnych asów wyciągniętych z rękawa. Gdy w końcu został uwolniony ze stalowego chwytu smokołaka, z początku zachwiał się i zatoczył, kaszląc i trzymając się jedną dłonią za obolałą szyję, drugą oparł się o ścianę kantorku. Syczał coś i gderał pod nosem, lecz chociaż nie była to wspólna mowa dało się poznać, że jest to tylko stek wyzwisk i przekleństw, a nie konkretna odpowiedź. Jednak sam fakt, że Fenrir nadal nad nim stał i wywierał na niego psychiczny jak i może trochę fizyczny nacisk wystarczył, by Saszkiawaland nie próbował sztuczek i w końcu zdecydował się współpracować. Jeszcze masując szyję łypnął złowrogo na zmiennokształtnego.
        - Niech cię szlag - syknął. - Czterysta... A to ponoć lichwiarze zaniżają ceny poniżej granic przyzwoitości.
        - Przecież to tylko plik notatek i obliczeń - wtrąciła się Sanaya już trochę poirytowanym tonem, bo powtarzała się już nie wiadomo po raz który.
        - "Plik notatek i obliczeń" - zmałpował ją Mikael. - Błagam cię, kłamca kłamcy nie oszuka... Czekaj... - zreflektował się nagle, uważnie lustrując oblicze Sanayi. Zachichotał.
        - O na matkę i córkę, ty dziewczyno naprawdę w to wierzysz! - zaśmiał się. - Nie mów mi, że nie byłaś w ogóle świadoma w czego posiadaniu jesteś?
        - O czym ty w ogóle mówisz? - dopytywała Sanaya, już bardzo zdezorientowana tym co bredził Saszkiawaland. Lichwiarz jednak był tak uradowany tym, że znowu to on trzyma w rękach najlepsze karty, że jeszcze trochę zwlekał z odpowiedzią, by napawać się tą chwilą.
        - No rusz głową - zachęcił alchemiczkę, chociaż w jego głosie pobrzmiewała fałszywa nuta kpiny. - Co było w kasetce? Po kolei. Skoro to twoje powinnaś dokładnie wiedzieć, co tam wkładałaś.
        Sanaya zamilkła dokładnie tak samo jak wtedy, gdy chłopcy w dokach zadali jej zagadkę i musiała nad nią chwilę głębiej pomyśleć. Saszka pojął co dzieje się w jej głowie i spokojnie czekał, choć i tak nie umiał darować sobie cwaniackiego i mocno lekceważącego uśmieszku. San w tym czasie w myślach wertowała swoje notatki, papierek po papierku, rozważając co też mogło być w nich takiego ważnego, cennego bądź istotnego, by lichwiarz tak uparcie drążył ten temat. Nic nie wydawało jej się jakoś specjalnie nietypowe czy cenne...
        - Nie... - mruknęła zaskoczona, podnosząc wzrok na Saszkiawalanda. On już widział w jej oczach odpowiedź i uśmiechnął się szyderczo.
        - No i co wykombinowałaś? - drążył, bo bardzo chciał usłyszeć odpowiedź na głos.
        - Chodzi ci o ten stary zwój z cyrografem?
        - Brawo! - Lichwiarz szyderczo zaklaskał w dłonie. - I co, nadal będziecie szli w zaparte, że to tylko plik niepotrzebnych kartek? To nie jest warte stu ruenów, nawet te czterysta to obelga. Siedemset - targował się, patrząc na Fenrira jako na tego, który zaproponował odkup kasetki. Widać było, że ugina nogi, by w razie czego próbować uskoczyć przed ciosem albo ponowną próbą pochwycenia.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

W sumie mógł trzymać Saszkiawalanda za szyję cały czas, regulując tylko ucisk na gardło i inne fragmenty tej części jego ciała, jednak wtedy mężczyzna mógłby mu nie odpowiedzieć, a Fenrir nie wiedziałby, czy postawione przez niego warunki zostały przyjęte przez Mikaela. Owszem, mógł mu to oznajmić prostym kiwnięciem głowy, jednak nie wszystko dało się wyrazić wyłącznie gestami. Smokołak pomyślał, że nie będzie go tak dłużej trzymał i puścił, chociaż nie oddalił się od lichwiarza. Nadal stał obok niego i cały czas przyglądał mu się tym swoim wzrokiem, sugerującym, iż głupim posunięciem z jego strony byłaby próba podjęcia negocjacji co do zwiększenia ilości ruenów, który miałby dostać za metalową kasetkę. Przyglądał się, jak rudzielec zatacza się i kaszle, w tym samym czasie trzymając się za, najpewniej obolałą, szyję, drugą opierając się o ścianę. Fenrirowi udało się powstrzymać uśmiech próbujący wydostać się na zewnątrz.

Chciał coś odpowiedzieć Mikaelowi, jednak do rozmowy wtrąciła się Sanaya i zaczęła z nim rozmawiać. Zmiennokształtny zaczął słuchać ich konwersacji, a im dłużej ta dwójka rozmawiała, tym bardziej nie wiedział, o co chodzi. Smokołak nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać miejsca, w razie czego będzie mógł złapać Sasziawalanda bez problemu i w ciągu krótkiej chwili.
         – Jaki stary zwój z cyrografem? O czym wy mówicie? - zapytał w końcu, przenosząc wzrok z alchemiczki na rudego i z powrotem. Zastanawiał się też nad tym, dlaczego ona nie powiedziała mu o tym wcześniej, gdy mówiła o tym, co znajduje się wewnątrz metalowego pojemnika z zamkiem na szyfr. Może miała swoje powody, żeby mu o tym nie mówić. Może uznała, iż taki szczegół nie jest ważny dla całej sprawy. Mógł tylko wysuwać hipotezy i zadawać sobie takie pytania w głowie, chociaż postanowił porozmawiać o tym z San i zapytać o to, dlaczego nie powiedziała mu o tym cyrografie.
Jak na razie nie nawiązał do nowej ceny podanej przez lichwiarza, najpierw chciał usłyszeć odpowiedź na swoje pytania, dopiero później będzie mógł zareagować na te siedemset monet.

         – Czego nie zrozumiałeś w zdaniu „Przyjmiesz czterysta i nie więcej”? - zwrócił się bezpośrednio do Saszki. Czekając na jego odpowiedź, jakakolwiek by ona nie była, zastanowił się nad tym, czy może dać więcej niż cena, o której wspomniał.
         – Ehh… Mogę zapłacić ci pięćset ruenów i myślę, że jest to ostatnia oferta z mojej strony – powiedział, słowa swe poprzedzając westchnięciem. W sumie, sam nie wiedział, czym było ono wywołane. W jego głosie nie było zrezygnowania czy czegoś, co byłoby podobnym uczuciem. Głos Fenrira był dość spokojny, mimo iż ta cała sprawa zaczęła go powoli denerwować i najchętniej przespałby się gdzieś, żeby jego umysł mógł odpocząć. Zauważył pozycję przybraną przez Mikaela i wiedział też o tym, że to i tak nic mu nie da. Kupiec na pewno nie ma on szybszego czasu reakcji niż ktoś taki jak on. Mimo wszystko, miał nadzieję na potoczenie się tego w sposób korzystny dla niego.

Właściwie, czuł też w sobie złość wywołaną całą sprawą z kasetką i jej odzyskaniem. Mógłby pozwolić tym emocjom na opuszczenie jego ciała i najpewniej skończyłoby się to tym, że zrobiłby coś, czego mógłby później żałować. Zawsze mógł dać upust złości przez pobicie lub nawet zabicie takiego denerwującego typa jak Mikael Saszkiawaland, ale Fenrir szybko przyznał przed samym sobą głupotę tego pomysłu.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Mało brakowało, by Sanaya z rozmachem pacnęła się w czoło. Gdyby od razu wpadła na to, żeby dokładnie przemyśleć zawartość swojej kasetki, może od początku inaczej rozmawiałaby z napotkanymi do tej pory osobami i dzięki temu wszystko skończyłoby się o wiele szybciej. Mleko się już jednak rozlało i teraz mogła jedynie próbować naprowadzić na właściwe tory to, co już było w ruchu.
        - Mam taki stary cyrograf - wyjaśniła Fenrirowi. - Znalazłam go gdy rozpakowywałam książki po przeprowadzce do Sadów, po prostu wypadł spomiędzy nich, ale nikt nie wiedział skąd on się tam wziął, no bo ja go na pewno nie pakowałam. Miguel twardo powtarzał, że to nie jego, że on takich gratów nie zbiera. Nie za bardzo wiedziałam co z nim zrobić, bo jakoś miałam opory wyrzucać takie rzeczy, przekładałam go z kąta w kąt i w końcu włożyłam go na dno tej kasetki w ramach wyściółki. I zapomniałam o nim zupełnie - dodała. - Zresztą wiesz, że ja z magią nie mam za wiele wspólnego, nie byłam nawet w stanie oszacować jego wartości. To tak w skrócie wyglądało - zakończyła, uznając, że powiedziała wszystko co najistotniejsze. Zwróciła uwagę, że Saszkiawaland słuchał jej wyjaśnień z mieszaniną rozbawienia i irytacji wymalowaną na twarzy. Śmieszyło go na pewno to, jak bardzo nieświadoma wartości cyrografu była jego właścicielka, ale co sprawiało, że był taki zdenerwowany? Czyżby rozmowa mu się dłużyła? Sanaya nie potrafiła znaleźć innego rozwiązania, a na dodatek gdy to sobie trochę przemyślała, doszła do wniosku, że chyba niespecjalnie ją to interesuje. Miała ważniejsze sprawy na głowie niż odgadywanie nastrojów Mikaela - chciała odzyskać od niego swoje rzeczy i więcej go nie widzieć, bo działał jej na nerwy. Na pewno mniej niż Fenrirowi, ale jednak. Swoją drogą, alchemiczkę bardzo zaskoczyło to, z jakim spokojem jej ukochany znosił dalsze naciąganie ze strony Saszki - była pewna, że w końcu nie wytrzyma, skoro już raz puściły mu nerwy i posunął się do użycia argumentacji siłowej. Mimo to podjął grę lichwiarza, lecz tym razem to Sanaya nie zamierzała tak łatwo odpuścić.
        - Chwila - wtrąciła się nim Saszkiawaland zaczął brnąć w dalsze negocjacje. - A jaką wartość miałaby ta szkatułka BEZ cyrografu?
        - Wartość podpałki - odpowiedział natychmiast lichwiarz, spodziewając się pewnie, że w ten sposób dopiecze alchemiczce i ją zirytuje, lecz niestety nie udała mu się ta sztuka, bo ją nurtowała zupełnie inna kwestia. Gdy więc usłyszała taką odpowiedź, parsknęła i machnęła lekceważąco ręką.
        - To bierz sobie ten cały cyrograf tylko oddaj mi resztę - oświadczyła natychmiast, co wywołało wyraz zaskoczenia na twarzy Saszki. - Poważnie mówię, bierz sobie ten cyrograf, skoro jest dla ciebie taki cenny, ja go nie potrzebuję i nie chcę.
        - Na głowę upadłaś - parsknął lichwiarz. Był dobrym negocjatorem i z jego twarzy nie dało się poznać, czy ta oferta go zainteresowała. - Chcesz mi oddać prawdziwy magiczny cyrograf?
        - Mnie i tak nie jest potrzebny - przyznała Sanaya. Po tej deklaracji nastąpiła dłuższa chwila milczenia, w której Mikael pewnie dokonywał kalkulacji, czy aby na pewno taka opcja mu się opłaca i, przede wszystkim, gdzie tkwi haczyk. Wszak każdy mierzy innych swoją miarą.
        - Dobra - uznał w końcu, postępując krok w stronę alchemiczki. Wyciągnął do niej rękę, jakby chciał w ten sposób przypieczętować ich ustne porozumienie. - Załatwmy to od razu. Ale on niech wyjdzie na zewnątrz, bo się tu podusimy. Spokojnie, może stać na progu - dodał, spodziewając się, że może nieźle oberwać za takie sugestie. Oczywiście wyjść kazał Fenrirowi.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Skupił swą uwagę na Sanayi, wyjaśniającej mu teraz, o co chodzi z cyrografem, o którym wspomniał Saszkiawaland. Zrozumiał, dlaczego mu o nim nie powiedziała wcześniej, bo w końcu o nim zapomniała. Nic dziwnego, że wypadło jej z głowy to, iż znajduje się on w tej kasetce. Pokiwał głową twierdząco, gdy powiedziała, że ma niewiele wspólnego z magią. Wiedział to.
Fenrir sam zdziwił się, że tak dobrze udaje mu się panować nad złością i innymi emocjami, które wywołuje w nim Mikael, i które sprawiają, iż smokołak chce go uderzyć, więcej niż raz, i coś mu złamać, tak przy okazji. Hmm… Może zrobi to później, jak już San będzie miała kasetkę w dłoniach. Naprawdę o tym pomyślał? Wygląda na to, że tak. Była w tym wina wyłącznie Saszkiawalanda, jego charakteru i zachowania. Miał dziwne wrażenie, że alchemiczka też z chęcią by go uderzyła i, gdyby miała inny charakter, całkiem możliwe, iż zrobiłaby to.

Wtrąciła się do rozmowy, a raczej negocjacji, a Fenrir znowu zamilkł, pozwalając jej rozmawiać. Już po pierwszym pytaniu jakie zadała Mikaelowi domyślił się, co kobieta planuje i nawet uśmiechnął się lekko. Cyrograf nie był jej potrzebny, a okazało się, że metalowa kasetka praktycznie nie ma wartości bez niego w środku. Sanaya chciała go oddać lichwiarzowi, co było dobrym pomysłem, jeżeli i tak nie wiedziała, co zrobić z tym magicznym pergaminem. Nie zdziwił się, gdy powiedziała mu, żeby wziął sobie ten cyrograf, w końcu przed chwilą domyślił się tego, co chciała zrobić. Mika tego nie zrobił i było to widać po wyrazie zaskoczenia na jego twarzy.
Szczerze mówiąc, z jednej strony interesował go ten cyrograf. Nie w sensie użycia go, po prostu ciekawiła go jego treść, dla kogo był przeznaczony i tak dalej. Z drugiej strony, dzięki temu papierowi przesiąkniętemu magią nie musiał prowadzić dalszych negocjacji z Saszkiawalandem, co mogłoby spowodować, że ostatecznie zapłaciłby więcej niż te pięćset ruenów, które podawał jako ostateczną cenę. Co prawda nie był osobą łatwowierną i podatną na manipulację, bo trzymał się swojego zdania i ciężko go było do czegoś przekonać, jednak nie znał się na targowaniu na tyle dobrze jak osoba, która zajmuje się tym przez większość swojego życia.

         – Pamiętaj, że te ściany są cienkie i nie będą stanowić dla mnie przeszkody – powiedział, patrząc dokładnie w oczy Mikaela. To chyba wystarczyło jako zasugerowanie mu, że nadal powinien się zachowywać i jeżeli będzie coś kombinował albo spróbuje zrobić coś Sanayi… spotka go „coś” bardzo złego. Hmm… Może niedługo też coś takiego go spotka, nawet jeżeli nie będzie próbował zrobić czegoś, czego nie powinien.
Chwilę po tym ostrzeżeniu, smokołak wyszedł z pomieszczenia i zaczął przechadzać się to w jedną, to w drugą stronę, cały czas będąc niedaleko ściany, na której osadzone były drzwi. Był jak wartownik pilnujący jedynego wejścia do skarbca albo komnaty lub budynku, w którym odbywają się ważne rozmowy z rodzaju tych, które nie są przeznaczone dla uszu każdej osoby, a jedynie dla bardzo wąskiego grona wtajemniczonych.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Saszka prychnął, jakby groźby Fenrira były naprawdę zbędne, bo on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te ściany mu w niczym nie pomogą w razie czego. Był zresztą całkiem zadowolony z perspektywy targu, jaki dobił - dostał w swoje łapy to czego chciał, idealny materiał do sprzedania na czarnym rynku albo do szantażu, a reszta tak naprawdę niespecjalnie go obchodziła i jeśli oddając te papierzyska mógł pozbyć się tej dwójki, to czynił to z radością. Najwyraźniej jemu ten dzień dłużył się tak samo jak im.
        - Harald, daj klucz. - Lichwiarz wyciągnął rękę do starszego mężczyzny, który przez ten krótki moment, gdy nikt się nim nie interesował, usiadł sobie z wrażenia, a teraz nerwowo klepał się po kieszeniach. W końcu z jednej z nich wyciągnął dwa kluczyki na kółeczku, które drążącą ręką podał Mikaelowi. Ten przyjął przedmiot bez słowa i podszedł do jednej z szafek archiwalnych stojących w pomieszczeniu. Przykucnął, by otworzyć tę znajdującą się najniżej, z jakiegoś powodu jednak bardzo się starał, by swoimi plecami zasłonić zawartość szuflady przed wścibskim wzrokiem Sanayi i Fenrira. Alchemiczka z początku próbowała zerkać mu nad ramieniem, ale gdy spostrzegła, że i tak nic to nie da, po prostu sobie odpuściła. To nie było ważne, zaglądała tylko wiedziona babską ciekawością. Chwilę później zresztą lichwiarz zatrzasnął szafkę, przekręcił ponownie klucz w zamku, a na stolik zasłany papierami Haralda rzucił niedbale znajomą kasetkę Sanayi. Właścicielka bardzo się ucieszyła, zaraz wzięła ją do ręki i od razu zauważyła, że nie jest ona w idealnym stanie. Mina jej odrobinę zrzedła
        - Zamek jest wyłamany - mruknęła, oglądając uszkodzone zamknięcie.
        - Jakoś trzeba było dostać się do środka - oświadczył Saszkiawaland tonem, jakby to było oczywiste i nie było o co robić aferę. Alchemiczka miała jednak kwaśną minę i długo oglądała zniszczony mechanizm zamka w nadziei, że jest do odratowania. Nie był. Skoro nie dało się go uratować, San wyjęła ze środka papiery i zaczęła je przeglądać. Z ulgą znalazła między nimi swój najnowszy patent i kilka najważniejszych obliczeń, które ostatnimi czasy poczyniła. Na samym spodzie tego stosiku znajdował się zaś przedmiot handlu - cyrograf, na którym tak zależało Saszce. Tai podała mu go, coś ją jednak tknęło. Podbiła rękę do góry, gdy tylko lichwiarz sięgnął po nagrodę.
        - Zniszczyłeś mi kasetkę - oświadczyła zaskakująco pewnym tonem.
        - To był badziew przecież, dostaniesz taką w pierwszym lepszym sklepie - zbagatelizował ją jednak Saszka.
        - Mogę rozgadać jakie interesy prowadzisz i co właśnie ode mnie kupiłeś... - zagroziła Sanaya, przeciągając ostatnie zgłoski jakby groźba miała swój niewypowiedziany ciąg dalszy. Mikael spojrzał na nią jak na totalną idiotkę, lecz im dłużej patrzył, tym bardziej mina mu rzedła. Harald w tym czasie pociągnął go za rękaw.
        - Mika, ja wiedziałem, że to jakaś kryminalistka - szepnął drżącym głosem. - Daj jej coś, ja nie chcę kłopotów...
        - Oczadziałeś!
        - Mika, proooszę. Z nimi nie ma żartów - dodał z wielkim przejęciem, łypiąc kątem oka na Fenrira i Sanayę. Saszka kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, by coś powiedzieć. W końcu zaklął, splunął.
        - Jasna cholera, co za dzień, co za parszywy dzień, a niech was wszystkich choroba morska... - złorzeczył, ponownie otwierając szufladę na samym dole szafki z dokumentami. Wyciągnął stamtąd mały woreczek i rzucił go w stronę alchemiczki. Ta ledwo zdążyła go złapać.
        - Masz - powiedział twardo. - I zejdź mi z oczu, bo mnie zaraz szlag trafi.
        Sanaya uśmiechnęła się szeroko i w końcu oddała lichwiarzowi cyrograf. Ten prawie wyrwał jej go z ręki, a jego spojrzenie w trakcie czynienia tego gestu mogło zabić.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Już nawet nie przejmował się reakcją Saszkiawalanda na jego słowa, po prostu wyszedł z pomieszczenia i poczekał na zewnątrz. Cienkie ściany i jego ponadprzeciętny słuch pozwalały mu na usłyszenie rozmowy, w końcu była ona prowadzona normalnymi tonami głosu. Fenrir miał dziwne wrażenie, że, nawet gdyby szeptali, wystarczyłoby, że zatrzymałby się przy ścianie i zaczął słuchać. W takiej sytuacji też nie miałby problemów z usłyszeniem tego, o czym rozmawiają w tym niewielkim biurze Haralda.
Przechadzał się w jedną i w drugą stronę spokojnym i dość wolnym krokiem i im dłużej to robił, tym lepiej dostrzegał, że wszystkie negatywne emocje, które miał w sobie, powoli znikają. W końcu zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że to już koniec bieganiny za kasetką, bo w końcu udało im się ją odzyskać. Miał też nadzieję, że ostatnie spotkanie jego i Mikaela miało miejsce właśnie w pomieszczeniu, obok którego teraz się zatrzymał. Naprawdę się uspokoił, a napięcie i zdenerwowanie uszły z niego niczym powietrze z płuca, gdy przebije się je ostrzem. Zdawał sobie sprawę z tego, że w magazynie znajduje się też grupa mężczyzn, którzy zajmują się swoimi sprawami, jednak nie hałasowali tak, jakby można było się tego spodziewać. Całkiem możliwe, że pora i miejsce miały tu swoją rolę.

Smokołak przestał chodzić w kółko, gdy poczuł, że jest naprawdę spokojny i się opanował. Teraz stał obok drzwi, czekając na to, aż Sanaya stamtąd wyjdzie, przy okazji nadal przysłuchiwał się rozmowie.
Usłyszał ostatnie słowa Saszkiawalanda, które wyraźnie wskazywały, że alchemiczce udało się osiągnąć to, czego chciała, a poszukiwany przedmiot znalazł się w końcu w jej posiadaniu. Chwilę później drzwi się otworzyły i wyszła przez nie San. Zmiennokształtny uśmiechnął się do niej widząc, że naprawdę się udało i w końcu odzyskali metalową skrzynkę. Nawet nie zdążył się odezwać, gdy parę dobiegł podniesiony głos Haralda, który kazał wyjść Mikaelowi. Po chwili zobaczyli wychodzącego lichiwarza. Wyraz jego twarzy wskazywał na zdenerwowanie i nie wróżył niczego dobrego.
Fenrir, mimo wszystko, podszedł do niego i uśmiechnął się lekko i nieco złośliwie.
         – Interesy z tobą to czysta przyjemność – powiedział po chwili i klepnął go w plecy z tak dobraną siłą, że rudowłosemu na pewno to zabolało i całkiem możliwe, iż przez krótką chwilę nie mógł złapać tchu. Smokołak żałował trochę, że nie miał sygnetu z niewielkim ostrzem, które wysuwałoby się z niego od razu pokryte trucizną. Taki gest klepnięcia w plecy mógłby wykorzystać, żeby dostarczyć truciznę do ciała lichwiarza, a ten nawet by się nie zorientował. Toksyna i tak zaczęłaby działać dopiero po jakimś czasie.

Wrócił do alchemiczki, przypominając sobie o skrytobójczyni, którą kiedyś poznał. Ta kobieta lubiła biżuterię i wykorzystywała ją, żeby zabijać swoje ofiary. Sygnet z ukrytym ostrzem i trucizną także znajdował się na liście zabójczej biżuterii, którą posiadała. Nie do końca mógł sobie przypomnieć, w jaki sposób ją poznał, jednak całkiem możliwe było to, że zabił osobą, na którą się czaiła albo coś podobnego. W każdym razie, ta kobieta traktowała jego smoczą łapę w sposób podobny do Sanayi, jednak ich znajomość nie przerodziła się w to, w co zmieniła się znajomość jego i alchemiczki.
         – W końcu się udało – powiedział do kobiety, najpierw spoglądając na metalową kasetkę, a później na nią. Bez ostrzeżenia przyciągnął ją do siebie i pocałował.
         – Hmm… To gdzie teraz? Szczerze mówiąc, wynająłbym pokój na noc i przespał się w nim – odparł po chwili. Oczywiście, nie musiał już wspominać, że pokój na pewno będzie miał na wyposażeniu jedno, dwuosobowe łóżko. Co prawda, zawsze istniała możliwość, że wszystkie takie pokoje będą zajęte, jednak szansa na to wydawała się Fenrirowi dość niska.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Obyśmy się więcej nie spotkali - pożegnała się Sanaya tonem tak uprzejmym, jakby wyrażała zgoła odmienne życzenie. Nie sprawdzała póki co zawartości woreczka, który dostała od lichwiarza, bo tak naprawdę niespecjalnie się to dla niej liczyło - chciała mu tylko utrzeć nosa pokazując, że ona również potrafi posunąć się do szantażu, jeśli tylko warunki są ku temu odpowiednie. Saszkiawaland najwyraźniej nie był specjalnie uradowany tym pokazem mentalnej siły alchemiczki i nie potrafił przyjąć przegranej z honorem - nie odpowiedział nic na jej lekko ironiczne pozdrowienie i tylko łypnął na nią nieprzychylnie, nie wskazując nawet wyjścia.
        - To do widzenia - uznała na głos Tai, po czym skinęła głową na pożegnanie Haraldowi (odpowiedział jej nerwowy tik, który chyba miał być również lekkim skinieniem) i wyszła z kantorka. Na zewnątrz czekał na nią Fenrir i sam jego widok wystarczył, by Sanaya uśmiechnęła się promiennie. Mina jej jednak zrzedła, gdy usłyszała za plecami płaczliwy krzyk Haralda.
        - Mika, przez ciebie i twoje lewe interesy umrę tu kiedyś na serce! - poskarżył się. - Zejdź mi z oczu ty niewdzięczniku! Jak ja mogłem dać się namówić twojej matce na współpracę z tobą...
        - Dobra, dobra, przestań biadolić! - przerwał mu rozdrażniony Saszka. - Idę już, idę. Też nie mogę już na ciebie patrzeć...
        Lichwiarz po przekroczeniu progu kantorka trzasnął za sobą drzwiami, a na widok zbliżającego się doń Fenrira stanął jak wryty i zdawało się, że waha się między wzywaniem pomocy a ucieczką. Nie uczynił jednak żadnego ruchu poza lekkim skuleniem się w sobie - pewnie domyślał się, że wszelki opór z jego strony będzie bezcelowy i lepiej mieć nadzieję, że jakoś to przeżyje. Skulił się jeszcze bardziej, gdy ręka smokołaka już była w locie, a gdy w końcu dosięgła celu oczy Saszkiawalanda niemal wyszły z orbit, a on stracił dech. Zakrztusił się i powoli odzyskiwał oddech, kuląc się jak stary dziadek i rozmasowując obolałe plecy. Klął pod nosem i wyzywał na Fenrira w dość niewybredny sposób, lecz przy tym metodycznie przemieszczał się w kierunku wyjścia z magazynu - nie było już sensu zawracać sobie nim głowy. Z tą też myślą Sanaya odprowadziła go kawałek wzrokiem, po czym skupiła się na Fenrirze - uśmiechnęła się do niego radośnie.
        - Łobuz z ciebie - oświadczyła. - Podobasz mi się taki.
        Chwilę później smokołak objął ją i pocałował. Sanayi przyszło do głowy, że chyba czytał jej w myślach - ona również z tej radości miała ochotę okazać mu odrobinę czułości, skoro jednak to on wykazał się inicjatywą, nie śmiała narzekać. Chętnie mu się poddała, lecz nie przesadzała uznając, że jeszcze będą mieli dla siebie czas.
        - Nareszcie koniec - zgodziła się, spoglądając na zawartość zniszczonej kasetki. - Tyle miesięcy pracy, co za ulga...
        Jakby na potwierdzenie swych słów alchemiczka głośno odetchnęła i jeszcze ostatni raz przejrzała kartki, nim złożyła je w zgrabny plik i schowała. Z uśmiechem podniosła wzrok na Fenrira.
        - Masz rację - przytaknęła mu natychmiast. - Też jestem wykończona tą bieganiną, padłabym jak stoję. Chodźmy.
        San ujęła smokołaka za dłoń i razem z nim skierowała się w stronę wyjścia z magazynu. Odprowadzały ich ciekawskie spojrzenia przesiadujących w nim ludzi, w końcu wręcz jeden z nich nie wytrzymał i zawołał za nimi "i jak?!". Alchemiczka nie wdawała się z nim w dyskusje: za całą odpowiedź z jej strony służył uniesiony w górę kciuk i szeroki uśmiech. Symbol był aż nadto jasny, więc mężczyzna nie drążył i para zakochanych mogła opuścić magazyn bez żadnych postojów.
        Już na zewnątrz Tai przez moment milczała - widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Jej umysł był zaprzątnięty tym, co powinna teraz zrobić z Shanem. Teoretycznie wskazane było, by do niego poszła i poważnie z nim porozmawiała... Ale najzwyczajniej w świecie nie chciała go teraz widzieć. Obawiała się, że z tych emocji wyleje na niego więcej żali niż powinna i nie osiągnie żadnego efektu, bo Tien uzna, że to pretensje a nie rady. Obawiała się, że jej przyjaciel popadł w nałóg, lecz nie wiedziała jak mu pomóc. Przyszło jej jednak do głowy, że jest jedna osoba, która mogłaby mu pomóc, a na dodatek była na miejscu - Miguel. Ten ekscentryczny stary kawaler z pewnością byłby w stanie przemówić tatuażyście do rozsądku. Powinna wysłać mu jakąś wiadomość, ale to już z domu, gdy będzie miała czas na opisanie wszystkiego logicznym językiem. Dojście do takiego rozwiązania przyniosło jej ulgę, dzięki czemu z dobrym nastrojem mogła poświęcić czas Fenrirowi.

        Sanaya wzięła na siebie obowiązek znalezienia miejsca na noc, bo w końcu lepiej znała to miasto. Udało jej się więc wynająć pokój w karczmie, która była w miarę niedroga i dobrze utrzymana, nie trzeba było się obawiać ani o podejrzane towarzystwo w niej przesiadujące, ani o pluskwy i pchły w sienniku. Pokój był może przy tym trochę mały, ale przede wszystkim liczyło się łóżko, którego rozmiary zaliczały się do tych raczej komfortowych. Sanaya gdy tylko zostali sami zaraz je przetestowała - stanęła plecami do materaca i przewróciła się na niego z szeroko rozłożonymi rękami. Westchnęła.
        - Może być - uznała, moszcząc się.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Wzruszył lekko ramionami i tak samo lekko uśmiechnął się do niej krótko po tym, jak skomentowała jego pożegnanie z Mikaelem.
         – Niech się cieszy, że nie zrobiłem czegoś, co spowodowałoby trwały uszczerbek na jego ciele – odezwał się, w ogóle nie przyjmując się tym, że przez pewne osoby mogłoby być to uznane za groźby. Saszkiawaland najpewniej nawet nie podejrzewał tego, co Fenrir myślał sobie o jego osobie i, gdyby w dalszym ciągu przebywali w jednym pomieszczeniu, mogłoby się to źle skończyć. Źle dla lichwiarza, oczywiście.
Smokołak odprowadził go wzrokiem i znowu się uśmiechnął, gdy dotarło do niego, że jest to najpewniej ostatni raz, gdy spotkał tego człowieka. Nawet nie musiał pytać o to, czy Sanaya poczuła coś podobnego, bo po prostu wiedział, że właśnie tak było.
         – Gdybyś teraz mi tu padła, wziąłbym cię w ramiona i zaniósł do jednej z karczm w mieście. Wynająłbym tam pokój, zaniósłbym cię do niego i położył na łóżku – powiedział po chwili, głosem jakby w ogóle nie było to dla niego coś trudnego do zrobienia. Miał tylko dwie ręce, więc całkiem możliwe, że podszedłby do karczmarza, powiedział mu o pokoju i poprosił, aby zaprowadził go do tego pokoju i otworzył drzwi. Wtedy położyłby alchemiczkę na łóżku, a gospodarzowi zapłacił odpowiednią kwotę za zajęcie pokoju przez noc. Jednak wyglądało na to, że do tego nie dojdzie.
Ruszyli w stronę wyjścia. Czuł na sobie spojrzenia mężczyzn zgromadzonych w magazynie, w końcu usłyszał też jednego z nich. Odpowiedziała mu kobieta, chociaż i tak nie użyła do tego słów. Później oboje wyszli z magazynu i skierowali się w stronę jednej z karczm. Znowu pozwolił na to, żeby było to kwestią wyboru Sanayi.

Drogę przebyli w milczeniu. Domyślił się, że kobieta nad czymś rozmyśla i nie chciał jej przerywać, więc sam też zaczął myśleć o paru rzeczach, przy okazji obserwując drogę przed nimi. Był już późny wieczór, właściwie słońce już zaszło, więc mieli większą szansę na to, że trafią na jakichś rzezimieszków. Chociaż, persony tego typu powinny zrezygnować z podejścia do nich już po tym, jak zobaczą Fenrira i jego broń. Ich małe móżdżki powinny podsunąć im myśl, że taka osoba jest dla nich zbyt niebezpieczna i próba okradnięcia go może skończyć się dla nich naprawdę źle.
Na szczęście, głównie dla tych drobnych bandytów, smokołak i alchemiczka dotarli do karczmy bez problemów. Chciał zapłacić za nocleg, naprawdę chciał to zrobić, jednak Tai pierwsza wyciągnęła rueny.
         – Mogłaś pozwolić mi na opłacenie pokoju – powiedział do niej krótko po tym, jak odebrała klucz od gospodarza. Nie powiedział tego z wyrzutem, jednak uważał, że gdy przebywa w jego towarzystwie, to on powinien uiszczać wszelakie opłaty związane z posiłkami, noclegiem i innymi rzeczami.

Wszedł do pokoju zaraz za nią, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się po pokoju i podszedł bliżej łóżka. Odpiął pas z pochwą, w której spoczywał jego miecz i umieścił przy szafce nocnej po tej stronie łóżka, na której będzie spał. Teraz, zamiast zacząć zdejmować części zbroi, po prostu użył medalionu, żeby je tam przechować. Został w koszuli, spodniach i butach.
         – Zrób trochę miejsca dla mnie – powiedział do Sanayi, uśmiechając się przy okazji. Po chwili zrobił to, co wcześniej zrobiła ona sama. Stanął plecami do łóżka i przewrócił się na nie, lądując tuż obok niej.
         – Bywało gorzej – odparł, gdy już zdążył chwilę poleżeć. Przypomniał sobie te wszystkie razy, gdy musiał spać na ziemi albo nawet na gołym kamieniu.
         – To… gdzie udamy się jutro? - zapytał po chwili ciszy, która pojawiła się w pokoju.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        - Mmm, jesteś prawdziwym rycerzem w lśniącej zbroi - zapewniła Fenrira z uśmiechem, gdy ten bez większego zastanowienia zaproponował, że mógłby ją ponieść w razie gdyby sama nie była w stanie iść. To było naprawdę urocze i wprawiło ją w doskonały nastrój. Przez moment nawet rozważała, czy nie skorzystać z nadarzającej się okazji i nie wprosić mu się na ręce, ale uznała, że nie będzie go męczyć - on również dostał w kość tą całą bieganiną. Teraz czekał ich zresztą tylko spacer do karczmy i będą mogli odpoczywać ile dusza zapragnie.

        - Kiedyś mi się zrewanżujesz - uznała alchemiczka, gdy Fenrir zakwestionował płacenie przez nią w karczmie. To było dla niej jakieś takie odruchowe, by sięgać od razu po sakiewkę, jeszcze nie przyzwyczaiła się do partnera, który zachowywałby się w ten sposób.
        - Jesteś bardzo szarmancki - zapewniła go jeszcze szeptem, nim weszli do pokoju. Cieszyło ją to, bo jak chyba każda kobieta lubiła być adorowana i wiedzieć, że jej partner poczuwa się do obowiązku dbania o nią. Fenrir zaś na prawie każdym kroku sprawiał, że robiło jej się bardzo miło. Była przy nim szczęśliwa.

        San chwilę zwlekała z odpowiedzią na prośbę swego ukochanego - najpierw przez moment przyglądała mu się z uśmiechem. Nie przeciągała jednak struny i po chwili złożyła ręce i przeturlała się na bok. Patrzyła z zainteresowaniem, jak Fenrir ustawia się plecami do posłania, tak jak ona wcześniej, a zaraz potem przewraca się na łóżko. Leżąca blisko niego alchemiczka lekko podskoczyła na sienniku przy kontrolowanym upadku swojego chłopaka, co wywołało jej lekki chichot. Zaraz przysunęła się jeszcze odrobinę do smokołaka i wtuliła w niego.
        - Nim się spotkaliśmy, planowałam wracać do siebie - przyznała z pewną powściągliwością. - I w sumie nadal tak myślę… Ale jeśli masz jakiś ciekawszy pomysł, chętnie posłucham - zapewniła. - Nie chcę jednak zostawać tutaj, bo pewnie bym nie wytrzymała i poszła opieprzyć Shana, a nie chce mi się tym zajmować. To dorosły facet, nie będę go niańczyć i pouczać. Jestem na niego obrażona, bo to przez jego głupotę mieliśmy dzisiaj tyle kłopotów - dodała. - Ale dziękuję za to, że biegałeś dzisiaj ze mną po całym mieście za tymi dokumentami. Ja już w którymś momencie prawie straciłam cierpliwość, a co dopiero ty… Swoją drogą, ciekawe, co jest w tej sakiewce…
        San jakby dopiero teraz przypomniała sobie o zachęcie do trzymania języka za zębami, jaką dostała od Saszkiawalanda. Sięgnęła więc po woreczek, który schowała wcześniej do kieszeni i rozsupłała spinający go sznurek. Zerknęła do środka, lecz w tym świetle prawie nic nie widziała, więc wysypała jego zawartość na dłoń. Z sakiewki wypadło kilka złotych i srebrnych monet oraz niepozorne na pierwszy rzut oka wahadełko. Na pierwszy rzut oka…
        - O! - Sanaya wyglądała na bardzo zaskoczoną. Odłożyła monety na kołdrę i skupiła się na wahadełku. Była to dość prosta ozdoba na łańcuszku, coś, co absolutnie nie zwróciłoby uwagi na straganie z biżuterią. Dla maga czy alchemika była to bardzo cenna błyskotka.
        - To jest wahadło Stangra - oświadczyła San. - Gdy ustawi się je nad źródłem magii zaczyna się kiwać na boki, im mocniej tym mocniejsze źródło. To bardzo pomocna błyskotka dla takich osób jak ja, które nie mają zbyt rozwiniętego zmysłu magicznego i tak naprawdę nie do końca zajmują się czarowaniem tylko wykorzystują magię do zaklinania albo przemian… Ale mi się trafiło - ucieszyła się, oplatając łańcuszek wahadełka wokół dłoni.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Objął ją ramieniem, gdy wtuliła się w niego. Po chwili usłyszał odpowiedź na pytanie, które jej zadał.
         – ...Nic nie przechodzi mi do głowy. Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy upewnić się, że twoje dokumenty znajdują się w bezpiecznym miejscu – powiedział na początku. Chyba nie musiał dodawać, że takim miejscem niezaprzeczalnie był dom alchemiczki, w końcu zawartość kasetki należała do niej i była bardzo ważna dla wyżej wymienionej osoby.
         – A tego to on sam mógłby nie wytrzymać – dodał z uśmiechem po tym, jak San wspomniała o upominaniu Shana, między innymi, za całą tę sytuację z kasetką. Nie chciał wspominać, że w trakcie tej bieganiny miał ochotę na pobicie Saszkiawalanda lub kogoś innego. Na szczęście, przeszło mu to, zanim zdążyło przejść nad nim kontrolę i spowodować, że naprawdę kogoś by pobił, albo nawet zabił. Chociaż... nie było tak źle, żeby zdenerwowanie działało na niego, aż tak źle.

Zaczął patrzeć na nią zaciekawionym spojrzeniem, gdy wspomniała o sakiewce, którą dał jej Mikael. Fenrir spodziewał się, że będą tam wyłącznie pieniądze, jednak prawda okazała się inna.
Z zaskoczeniem widocznym w oczach, przyglądał się wahadełku wyjętym przez alchemiczkę. Ona musiała pochwycić to spojrzenie, bo po chwili wytłumaczyła mu, co to jest i jak działa. Dobrze, że to zrobiła, chociaż gdyby tak nie było, smokołak najpewniej zacząłby zadawać pytania na temat tego przedmiotu, zaczynając od „Co to jest?”.
         – O, to bardzo ci się przyda – odezwał się, kiedy ona przestała mówić. Właściwie, teraz cieszył się, że w worku nie znajdowały się wyłącznie monety. Takie wahadło mogłoby być dla niego nieprzydatne, jednak San bardzo się ucieszyła z tego, że je tam znalazła.

         – Musimy zmienić pozycję, jeżeli mamy iść spać – powiedział do niej i krótko po tym wziął w ramiona. Podniesienie Sanayi nie sprawiało mu problemów, nie dość, że był silnym mężczyzną, to ona sama nie ważyła dużo. Położył ją na łóżku, głową na poduszce. Oczywiście, nie musieli jeszcze iść spać, jednak teraz nawet zwykłe leżenie powinno być wygodniejsze. Po chwili położył się obok niej i złożył namiętny pocałunek na jej ustach.
         – Wiesz, jutrzejsza podróż nie będzie długa, w końcu mogę zmienić się w latającego jaszczura i takie tam – powiedział z uśmiechem. Właściwie, od momentu ucieczki z tego dziwnego więzienia, w ogóle nie zmieniał się w smoczą postać, jakby coś w jego umyśle sprawiało, że czuje niechęć w związku z tym, przez co nie czuje potrzeby przemiany i, może nawet, nie chce jej czuć. Miał nadzieję, że jutro uda mu się to pokonać. Chciał, żeby to się udało.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya miała to do siebie, że na tematy alchemiczne mogła mówić bez końca, a do takich zaliczał się również jej przypadkiem nabyte wahadełko. Przez to Fenrir musiał wysłuchać jej tłumaczeń, czy tego chciał czy też nie, skoro jednak sam był zainteresowany cóż to za znalezisko skrywało się w sakiewce od Saszkiawalanda, tym lepiej dla obojga.
        Alchemiczka, gdy już napatrzyła się na swój cenny łup, zsunęła zwoje łańcuszka z dłoni i schowała wahadełko z powrotem do sakiewki. Wyłuskała też monety spomiędzy pościeli i dorzuciła je do woreczka, a gdy już wyzbierała wszystko, zaciągnęła sznureczki i odłożyła je gdzieś na bok, bo póki co nie były jej potrzebne. Przyszło jej jeszcze do głowy, że mogła sprawdzić czy przyrząd na pewno działa tak jak powinien, ale zrezygnowała z tego pomysłu: nie wiedziała jakie są przepływy magii w karczmie, w której się znajdowali, więc byłby to strzał na ślepo, bez żadnej wartości informacyjnej. Z wszelkimi próbami zdecydowała się poczekać do powrotu do domu: tam wiedziała doskonale gdzie znajdują się najsilniejsze źródła, a gdzie tak zwane "suche pola" - w końcu skoro budowała ten dom od podstaw, miała okazję usytuować go tak, by mieć w nim dogodne warunki do prowadzenia przemian bez konieczności wychodzenia z pracowni. Cała okolica włącznie z ogrodem została sprawdzona pod kątem przepływu magii i nawet gdzieś w stertach papierzysk musiała istnieć stworzona wtedy mapa, na podstawie której będzie można stwierdzić czy odczyty z wahadełka będą poprawne. San już się cieszyła na myśl, że wkrótce będzie mogła to sprawdzić.
        Sanaya wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, gdy Fenrir ją objął i podniósł jak suchą gałąź, ale wcale mu się nie wyrywała, wręcz przeciwnie - objęła go za szyję i pozwoliła się przenieść, choć przez moment zupełnie nie wiedziała co też smokołak zamierza. Gdy już leżała wzdłuż łóżka wcale nie wpuściła zmiennokształtnego z objęć, bo jakoś podświadomie czuła, że on położy się zaraz obok niej. Z przyjemnością odwzajemniła jego pocałunek, a gdy ten ustał, zaczęła głaskać swojego chłopaka po głowie i plecach.
        - Dobrze - zgodziła się z tym, jaki plan przedstawił na podróż następnego dnia. - To na pewno będzie wygodniejsze... Jesteś przekonany, że dasz radę? Nie chcę, byś robił coś ponad swoje siły, skoro tak dawno się nie przemieniałeś...
        San nadal miała w pamięci ich rozmowę z rana, gdy Fenrir przyznał jej się, że po ucieczce od łowcy zmiennokształtnych czuł opór przed zmianą formy.
        - Oczywiście wiesz, że ja cię wesprę bez względu na wszystko - zapewniła tak jak za pierwszym razem. - A w razie czego możemy wracać tradycyjną drogą, przecież nigdzie nam się nie spieszy.
        Alchemiczka złożyła kilka pocałunków na twarzy swego ukochanego, a na końcu pocałowała go w usta.
        - Powinieneś dobrze wypocząć - uznała w końcu. - Wiem, że po przemianie to nie będzie dla ciebie żadna odległość, ale po co masz sobie życie utrudniać, dzisiejszy dzień był dla nas obojga męczący. Odbijemy sobie wszystko już u mnie, obiecuję - zapewniła i na zachętę po raz kolejny go pocałowała.
Awatar użytkownika
Fenrir
Splatacz Snów
Posty: 371
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fenrir »

Tym przeniesieniem jej na inny obszar łóżka zaskoczył ją, chociaż nie miał zamiaru tego zrobić. Sanaya nie sprzeciwiała się temu, w końcu nie chciał zrobić niczego złego, poza tym możliwe, że była ciekawa, co też kombinuje. Szybko pozbył się butów przed położeniem się obok alchemiczki. I tak niedługo powinni iść spać, więc tak czy inaczej musiałby je zdjąć. Co prawda były one częścią jego zbroi, jednak nie znikły razem z hełmem, napierśnikiem, naramiennikami i karwaszem połączonym z rękawicą, który nosi na ręce nieporytej smoczą łuską zapewniającej jej ochronę na poziomie zbroi. Przy ściąganiu butów musiał się trochę postarać, bo San nie miała zamiaru go puścić, nawet gdy już znalazła się na łóżku i z głową na poduszce. Dobrze, że udało mu się zostawić je na podłodze na chwilę przed tym, jak go pocałowała, bo możliwe, że przerwałby w połowie wykonywania tej czynności, żeby bardziej skupić się na jej ustach. W końcu położył się obok niej.

         – Chcę zobaczyć, czy dam radę. Teraz jestem pewien, że chcę to zrobić. Muszę się dowiedzieć, czy ta blokada to tylko moja wyobraźnia, czy osobnik, który mnie porwał, rzeczywiście kazał swoim magom zrobić ze mną coś, co uniemożliwiało mi przemianę – odpowiedział z pewnością siebie w głosie. Chciał, żeby wiedziała, że podjął już decyzję.
         – A najlepiej będzie dowiedzieć się tego poprzez próbę przemiany – dodał po chwili, nieco ciszej niż normalnie. Chyba zrobił to nieświadomie i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, iż ona mogłaby to odebrać jako wątpliwości, z którymi próbuje walczyć. Fenrir wiedział, że nie czuje niepewności w związku z decyzją, którą podjął i teraz, jak sobie o tym pomyślał, był całkowicie pewien, że jutro spróbuje zmienić się w smoka. W dodatku cały czas będzie liczył na to, że mu się uda. Takie „pozytywne myślenie” może sprawić, że napotka mniejsze trudności, o ile w ogóle wystąpią.
         – Tak, to prawda… Dlatego, jeżeli coś pójdzie nie tak i spełnią się najgorsze scenariusze… Musimy być przygotowani na to, że będziemy musieli wracać konno lub wozem – powiedział po chwili.
Dla smokołaków możliwość zmiany formy była częścią ich jestestwa, czymś, co było dla nich tak naturalne, jak oddychanie, a utrata tego mogłaby być porównywalna z utratą fragmentu duszy. Po prostu… jeżeli ktoś to utraci, staje się inną osobą. Ktoś może powiedzieć, że wie, jak czuje się taka osoba, jednak tak naprawdę będzie wiedział to dopiero, gdy sam tego doświadczy.

         – Oboje powinniśmy odpocząć – odparł krótko. Nie miał zamiaru poczynić kroków w stronę zasugerowania jej, że chciałby powtórzyć ostatnią noc. Oboje byli na to zbyt zmęczeni i lepiej byłoby, gdyby po prostu poszli spać.
         – To… Dobranoc – powiedział, przyciszając nieco głos i pocałował ją w usta, nie przejmując się tym, że przed chwilą ona też go pocałowała. Położył się na plecach, w dogodnej dla Sanayi pozycji, bo mogła położyć głowę na jego klatce piersiowej i przytulić się do niego, a on mógł ją objąć bez problemowo. Chyba, że ona będzie miała inne plany i będzie wolała spać na boku czy coś. On się dostosuje.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya kiwała głową, gdy Fenrir tłumaczył jej swoje motywy, podejrzenia i postanowienia. Cały czas bardzo uważnie na niego patrzyła i choć głaskała go po głowie i ramionach, można było poznać, że jej czułość była bezwiedna, bo uwagę bez reszty poświęcała jego przemowie. Alchemiczka, choć była zwykłą ludzką kobietą, rozumiała powagę sytuacji i wiedziała jak ważna dla jej ukochanego (i dla każdego innego zmiennokształtnego) jest przemiana. Do wsparcia i współczucia wystarczyła wszak empatia, nie były potrzebne podobne traumatyczne doświadczenia. Skoro Sanaya nie wiedziała jak konkretnie wygląda przemiana i co może pójść nie tak, postanowiła sobie jedynie, że wstrzyma się z dawaniem jakichkolwiek rad, bo to może okazać się bardziej irytujące i dekoncentrujące, niż faktycznie pomocne.
        - Hm? - Lekko przygłucha od wybuchów w laboratorium Tai nie dosłyszała jednego z wypowiedzianych przez Fenrira zdań, lecz już po chwili domyśliła się wszystkiego z kontekstu. Uśmiechnęła się do niego - takie doświadczalne podejście do tematu miało w sobie jedną ważną zaletę: świadczyło o harcie ducha i odwadze, a to była już niejednokrotnie połowa sukcesu. Sanayi nawet przez myśl by nie przeszło, że Fenrir jest zrezygnowany: widziała to w jego oczach. Już nawet nie życzyła sobie w duchu, by wszystko poszło dobrze - ona po prostu wiedziała, że tak będzie.
        - Tym będziemy się martwić jeśli w ogóle zajdzie taka potrzeba - zapewniła pogodnym głosem, gdy zmiennokształtny mężczyzna wspomniał o alternatywnej metodzie transportu.

        - Masz rację. Dobranoc - zgodziła się. Żadne z nich nie miało ochoty na spędzenie tego wieczoru w dużo bardziej intymny sposób - nic dziwnego, skoro w ciągu dnia zeszli całe miasto wzdłuż i wszerz, a Fenrir na dodatek miał okazję spuścić łomot dwóm osiłkom od Saszkiawalanda.
        Po pocałunku Sanaya poczekała chwilę aż Fenrir dobrze się umości do snu, a gdy to już uczynił, przysunęła się i wtuliła w jego bok. Poprawiła włosy, by nie łaskotać go po twarzy, gdy będzie opierać głowę na jego ramieniu i jednocześnie przełożyła nogę przez jego udo, by w ten sposób pewniej się go trzymać i by obojgu było wygodnie. Odetchnęła z ulgą.
        Jednak z powodu nadal krążącej w krwiobiegu adrenaliny alchemiczka nie umiała zasnąć. Długo leżała spokojnie, z zamkniętymi oczami i oddychając miarowo z nadzieją, że to będzie dla jej organizmu wystarczający sygnał, że ma w końcu dać za wygraną i odpocząć. Sen jednak nadal nie nadchodził - Sanaya sapnęła cicho z irytacją i otworzyła oczy. Przez moment gapiła się w sufit, później zaś przeniosła spojrzenie na pogrążone we śnie oblicze ukochanego. Na jej wargach od razu pojawił się uśmiech.
        - Cieszę się, że wróciłeś - szepnęła na granicy słyszalności, po czym uniosła się lekko i pocałowała go ostrożnie w kącik ust. Gdy wróciła do swojej poprzedniej pozycji poczuła, jak smokołak - świadomie czy też nie - mocniej obejmuje ją ramieniem. Chwilę potem napięcie zaczęło z niej schodzić i w końcu zapadła w sen.

        Alchemiczka spała bardzo głęboko przez całą noc i chyba głównie dzięki temu wypoczęła na tyle, by obudzić się przed południem... Choć stwierdzenie "skoro świt" również by tu nie pasowało, bo słońce stało już całkiem wysoko na niebie, a większość sklepów i zakładów na zewnątrz już dawno zapomniało, kim byli ich pierwsi klienci.
        - Dzień dobry, skarbie - przywitała się z uśmiechem alchemiczka. Fenrir już nie spał, nadal jednak widać było u niego te nieuchwytne cechy wyglądu charakteryzujące osobę, która niedawno się obudziła. "Wygląda bosko...", westchnęła w myślach Sanaya. Nadstawiła usta do powitalnego pocałunku.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości