TurmaliaPodróż po nowe życie.

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Rece zaczęły już go boleć. Może jednak powinien był ją zjeść...
Czy wszyscy ludzie są tacy irracjonalni? Czegoś chcą, a kiedy dostają to w pełni, zapierają się przed tym rękami i nogami. "Dość adekwatna uwaga" pochwalił się, rzucając zirytowane spojrzenie Wince. To już trzecia gałąź o którą się zaparła, i która "dziwnym" trafem sama wymsknęła jej się z rąk. Dwa basiory z tyłu również nie pomagały, siedząc jej praktycznie na piętach i wpadając na nią za każdym razem, gdy ta choć odrobinę spowolniła podróż. Słyszał ich narzekania i rozumiał pełne niezadowolenia warkoty. Sam miał ochotę na nią warknąć.
- Dobrze! - zatrzymał się wreszcie, zmęczonym tym ciągłym ciągnięciem dziewczyny po okolicy. Byli już co prawda blisko celu, z łatwością mógł wyczuć waderę i jej szczenięta kilkanaście stóp przed nimi. Jeśli jednak samica odkryje silne emocje bibliotekarki, jej strach i niepokój, zaatakuje ich bez ostrzeżenia. Nic nie powstrzyma matki broniącej swojego potomstwa, każdy mężczyzna z instynktem samozachowawczym to wiedział. - Świetnie! Skoro moja idea nauki ci się nie podoba, zrobimy to po twojemu.
Obrócił głowę w stronę basiorów. "Idźcie przodem. Wkrótce do was dołączę, najpierw jednak muszę się uporać z tą upartą samicą..." - przekazał na nici psychicznej do zwierząt. Wilki zawyły i maie z rozbawieniem stwierdził, że wyrażają mu swoje współczucie. Machnął na nie ręką. - No już, zmiatajcie!
Zwierzęta łypnęły na dziewczynę i znikły w krzakach. Teraz cała uwaga Darshesa skupiła się wyłącznie na młodej kobiecie. Złocisto-zielone oczy lustrowały jej wygląd, jak stała dysząc lekko, nieprzyzwyczajona do poruszania się po puszczy. Cóż, jej strój właściwie nie nadawał się już do niczego - przynajmniej ona jakiś miała. Skupił się wreszcie na jej twarz i z irytacja stwierdził, że nie potrafi odgadnąć jakie uczucia kotłowały się w niej w tej chwili. Na pewno strach.
- A więc dobrze. - przeczesał palcami krótkie, brązowe włosy. Pełno w nich było listków i gałęzi. - Widzę, że panika wzięła górę nad twoim rozsądkiem. - Z pewnością, z jej punktu widzenia to właśnie rozsądku brakowało w tym, co się wokół niej działo. - Wiesz że jesteś dominującym drapieżnikiem w lesie, mimo to boisz się zarówno mnie jak i wilków. Nie rozumiesz nas więc twój strach jest zrozumiały. Niech jednak Prasmok będzie dla nas łaskawy, twoje nastawienie wzbudzi tylko agresję w innych drapieżnikach! - Zaczęło budzić ją także i w nim, choć do tego akurat się nie chciał przyznać. Było to dziwne uczucie, jakby pragnął ją jednocześnie pożreć i chronić, a te dwa sprzeczne ideały kolidowały ze sobą, tworząc narastającą burzę w jego wnętrzu.
Część magii wymsknęła mu się spod kontroli, ale obecnie nie był wstanie powiedzieć, co spsociła.
- Nie poznasz dziczy ze stronic pergaminu, a dyskusje teoretyczne można sobie w żyć wsadzić. - Powiedział spokojnie. Nieco zbyt spokojnie. - Następnym razem, kiedy staniesz oko w oko z dzikim zwierzęciem, nie będziesz pamiętała nic z tego, co ci dziś powiedziałem w mateczniku. Kompletnie nic. W swojej pamięci znajdziesz lukę, jedynie pustkę. To twoje ciało zareaguje tak, jak się tego nauczyłaś. - Wycelował palcem w stronę jej klatki piersiowej. - Rzucisz się po prostu do ucieczki, a bestia rozszarpie ci plecy.
Wziął kolejny głęboki oddech i opuścił rękę.
- Nie każdy przeżywa Próbę Lasu. Wielu obiecujących młodzików kończył z rozprutymi flakami miast stać się druidami. - Na to wspomnienie, opalona skóra na twarzy Darshesa wyraźnie zbladła. Nic go nie potrafiło przygotować na tamten widok i dziękował wszystkim bogom w niebiosach, że nie musi sypiać. - Nigdy nie zostaniesz druidem i nie posiadasz instynktu dziecka lasu. Mogę ci jednak przekazać wiedzę, jak nie stać się chodzącym workiem na mięso. Nie mogę jednak tego zrobić, jeśli Ty nie dasz mi na to szansy.
Podrapał się sfrustrowany oburącz po szczecinie.
- Arghh! Problem stanowi twój strach. Strach może wyplenić tylko wiedza, ale żeby ci ja pokazać musisz się przestać bać. - Zamrugał raz. Potem dwa razy. Nagle podniósł głowę jakby coś zrozumiał, choć sam jeszcze nie do końca wiedział co. Przeczucie? - Czego się w nas boisz? Co sprawia, że nie chcesz mieć z nami nic wspólnego?
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka z niedowierzaniem spojrzała w oczy Darshesa. Pytanie Druida zupełnie zbiło ją z tropu. Dlaczego nagle zaczął interesować się jej zdaniem? Do tej pory cała ich dyskusja sprowadzała się do tego iż mężczyzna przekazywał wiedzę a jej rolą było tylko i wyłącznie słuchanie. Skryba podświadomi wyczuwała ze cokolwiek nie powie i tak znajdzie sie w tej wilczej norze, wepchnięta doń wbrew swojej woli. Była przekonana że zabieg druida jest zwykłą gra na zwłokę. "Da mi się wygadać myśląc że to mnie uspokoi a potem będzie kontynuował swoje przedstawienie." napominała siebie w myślach.
Oczywiście skoro dano jej szansę obrony to musiała z niej skorzystać. Tyle że samo pytanie również sprawiało bibliotekarce problemy. Z jednej strony proste i dziecinne w odpowiedzi. Oczywiście że bała się pożarcia. Przecież miała do czynienia z bestiami. Przez chwilę miała ochotę odpowiedzieć iż boi się tego że zostanie wyśmiana bo jest brudna, a jej kiecka należy do najtańszych jakie można nabyć na podmiejskim bazarze, a poza tym obawia się również iż zostanie poproszona aby wypowiedzieć się na temat o którym nie będzie miała żądnego pojęcia.
Ostatecznie jednak Winka uznała że ironia w niczym jej nie pomoże a jeśli ma wyjść cało z tej sytuacji to tylko przez mówienie prawdy. Nawet jeśli będzie musiała w ten sposób przyznać się Darshesowi że wszystkie jego dotychczasowe nauki przepadały bez echa. Bibliotekarka miała a zwierzętach proste mniemanie. W większości ich nie lubiła. Zwłaszcza takich jak wilki. Psy czy koty przynajmniej ciężko pracowały na swoją strawę i były przydatne. Według Winki drapieżniki takie jak wilki dzieliły inne zwierzęta na trzy grupy. Swój własny gatunek, zwierzęta które można zjeść i te przed którymi należy uciekać. A skoro kierowały się tylko głodem i strachem to ona sama wolała wywoływać w nich to drugie skojarzenie.
- Może lepiej wróćmy do tego bycia drapieżnikiem i uczucia strachu. - Opowiedziała w końcu. - Wiem że w moim konkretnym przypadku, brzmi to niczym kiepski żart. Nie jestem w stanie zrobić im krzywdy nawet jeśli miałabym na to ochotę, ale skoro uważasz że one mogą tak myśleć, to być może istnieje sposób by nie wyprowadzać ich z błędu? - Skryba uważała że jeśli będzie wzbudzała poczucie zagrożenia to będzie tym samym miała szansę trzymać wilki na dystans od siebie. - Właśnie tego się boję. Ich braku uczuć. Tego że nie będę mogła odwołać się do ich poczucia dobroci, praworządności czy zasad moralnych. Nie doświadczę z ich strony współczucia, chęci okazania pomocy, zrozumienia, łaski czy litości. A nie stanie się tak ponieważ są to zwierzęta i one takich emocji nie posiadają. Jedynym uczuciem jakie spodziewam się zastać w tej norze jest głód i wola przetrwania, co z mojego punktu widzenia wcale nie jest najjaśniejszą perspektywą.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes przysłuchiwał się słowom dziewczyny w milczeniu. Po raz pierwszy zastanowił się, ile ona może mieć lat. Wyglądała dość młodo, na pewno trzydziestu wiosen jeszcze nie przekroczyła. Mógłby użyć magii, by się tego dowiedzieć, uznał jednak, że nie ma sensu zaprzęgać sił nadprzyrodzonych by zaspokoić swoją ciekawość.
Jednak im dłużej słuchał powodów Winki, tym bardziej wyraźniejsza stawała się zmarszczka na jego czole. Skoro, jasna cholera, tak bardzo podobny był do ludzi, dlaczego ich nie rozumiał? Czyżby ludzie nie rozumieli sami siebie? Na to by wyglądało, gdyż z jego perspektywy, kolejne słowa bibliotekarki wykluczały wypowiedzi jeszcze sprzed chwili. W jego słowniku nauka i doświadczenie były synonimem. Znajomość cyfr i znaku dodawania, nie oznaczała jeszcze umiejętności sumowania. Znajomość alfabetu wcale nie była równoznaczna z czytaniem. Tak samo sprawa się miała z posiadaniem wiedzy z jakieś dziedziny, a jej nauką. Ponoć, nawet ludzie nie potrafili nauczyć się gotować z opasłych tomiszczy, jeśli nie spróbowali tego przynajmniej raz.
Nie tylko jednak to było problemem. Winka pojmowała słowa "cywilizacja" i "bezpieczeństwo" jako synonimy, co w mniemaniu Darshesa było całkowitym absurdem. Tylko człowiek zdolny był do uczuć wyższych (Cóż za bzdura!), a dzikie zwierze w najlepszym wypadku dostawało etykietkę "Na stół", a w najgorszym "Do odstrzelenia". Porównanie dzikich zwierząt - zwłaszcza tych mięsożernych - do bezmyślnych, krwawych bestii było typową przywarą ludzkiego społeczeństwa i dowodem na to, że jakby człowiek nie był uczonym w piśmie, podstawy myślenia wciąż wywodziły się z zabobonów i legend.
W ludzkiej ograniczonej wizji, dzikie zwierze całe życie jadło i polowało, z ewentualnymi przerwami na odlewanie się i pożeranie niczemu nie winnych ludzi.
- W takim razie... - odparł, gdy cisza zaczęła się przedłużać. - Wybacz, ale nie jestem wstanie być twoim mentorem. Dla mnie nauczanie wiąże się ze zdobywaniem praktyki i czynność ta nie może być wybiórcza. Nie otrzymasz ode mnie ksiąg do przeczytanie. Nie odbędziemy również długich dyskusji na temat filozofii natury. Powód jest prosty. Rozmawiać byśmy mogli tylko o człowieku i jego miejscu w świecie, bo nie masz nawet pojęcia o zależnościach. Koegzystencja i współpraca nie są jedynymi metodami pomagania sobie nawzajem. Pasożyt w pewnym sensie również pomaga, czego ty nie potrafisz zrozumieć. Przekonania masz albo w większości błędne, albo wywodzące się z ograniczonego, ludzkiego bym wręcz powiedział, toku myślenia.
- Dopóki nie rozszerzysz swoich horyzontów... - kontynuował, nie dając jej dojść do słowa. - Dopóki nie spojrzysz na świat z perspektywy wilka; nie poczujesz woni, która prowadzi go przez leśne ostępy czy nie spróbujesz zawyć wraz z nimi w nocne niebo - nie zrozumiesz jego istoty. I żadna książka ci jej nie przybliży. Ale nawet gdybyś poświęciła całe swoje krótkie życie na ich obserwacje, wilki fundamentalnie różnią się od królików. A króliki od saren. A one znowu od koni.
- Mnogości tej nie ma końca i można by było tak w nieskończoność. Ale porównując to do waszych... rozumnych ras - Potarł niewielki zarost. Karłów co prawda miał okazję niewielu spotkać, za to długouchych znał na wylot. - Zmierz krasnoluda elfią miarą, a elfa krasnoludzką. Powiedz im, że jeden to cham - bo beka przy stole - a drugiego pomyl z płcią przeciwną, bo przecież to niewielka różnica. I zgaduj. Zgaduj czym pierwszym dostaniesz w plecy: strzałą czy toporem?
- Tak więc - nie! Nie nauczę cię. Ja nie mam czasu na twoje bzdury, a ty nigdy nie miałaś ochoty uczyć się przeżycia w dziczy. Odprowadzę cię więc do najbliższej osady, gdzie będziesz mogła kontynuować swoją bezpieczną egzystencję. Dam ci też dobrą radę. - Założył ręce za plecy i stanął w delikatnym rozkroku, nieświadomie prezentując klejnoty rodowe. Nie, żeby Winka nie miała już okazji się im przyjrzeć. Twarz Darshesa, skryta w delikatnym półcieniu, wyrażała teraz tylko drwinę. Zaliczył już bibliotekarkę do naiwnego chłopstwa, które wierzy we wszystko, co im "szlachetniejszy" powie. - Kiedy następnym razem spotkasz niedźwiedzia, uciekaj najszybciej jak tylko potrafisz, nie modląc się do swych bogów o wstawiennictwo zbyt głośno. Szczególnie gdy trasa ucieczki wiedzie pod górę.
Odwrócił się bez słowa i ruszył przez las, zostawiając za sobą zarówno Winkę jak i wilczą norę. Nie kazał jej podążać za sobą - w ostateczności to jej sprawa gdzie i z kim pójdzie. Wyczuł pytające umysły, gdy basiory wyczuły, że się oddala. Uspokoił jednak ich obawy.
Nieświadom jednak swoich czynów zapomniał, że miał utrzymywać swoją tożsamość w tajemnicy. Kolejny krok, podczas toczonej mentalnie rozmowy z wilczą sforą, przyniósł rozpad ciała na miliony jaśniejących kawałeczków. Drobinki, w bezszelestnej eksplozji, rozsypały się po okolicy, tworząc jaśniejącą szmaragdem łunę. Blask odłamków, wciąż jeszcze wirujących w powietrzu, szybko przygasał, by po chwili całkowicie zaniknąć. Tylko samotna, nierównomiernie spleciona, jaśniejąca sfera unosiła się parę stóp nad ziemią. Nie była dużo większa niż dojrzała dynia, świeciła za to z intensywnością papierowej latarni, na festiwalu letniej nocy. Nie miała oczu, ani uszu. Nie sposób było dojrzeć ust, czy jakiegokolwiek zarysu twarzy. Tylko wirującą, wciąż przemieszczającą się jaskrawą substancję.
W tej postaci, Darshes przeniknął przez wyjątkowo rozgałęziony krzew jakby go nigdy nie było i popłynął wolniutko dalej, ku zachodowi.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Z zakłopotaniem wysłuchiwała pretensji i oskarżeń jakie druid kierował pod jej adresem. Wpatrzona w czubki swoich butów nie miała odwagi spojrzeć w stronę mężczyzny. Ton wypowiedzi Darshesa onieśmielał skrybę w równym stopniu co jego nagość. Poza wstydem, Winka czuła złość na samą siebie. Znowu to robiła. Znowu obwiniała samą siebie. Podobno istnieją ludzie którzy winą za swoje porażki czy nieszczęścia obarczają innych, jednak bibliotekarka miała nawyk szukania niedoskonałości tylko i wyłącznie po swojej stronie.
Ileż to już razy słyszała ze nic nie wie o prawdziwym życiu a jej profesja godna jest politowania? „Jesteś tylko od książek, nie wtrącaj się” brzmiały oskarżenia, będące ostatecznie decydującym argumentem mającym podważyć jej zdanie. Winka nie miała w sobie sił by z tym walczyć. Nie sprawi przecież by profesja skryby stała się równie szanowana co rycerza, medyka czy architekta. Pozostawało się wycofać. Z uczuciem żalu i świadomością iż znów zawiodła.
- Ja tylko… chciałam… - usiłowała się tłumaczyć, ale jak zwykle w takich sytuacjach zabrakło jej słów. Gdyby tylko Darshes ograniczył swoje nauki do pokazania jej jak w gąszczu identycznych drzew określić właściwy kierunek, jak odnaleźć schronienie czy zdobyć pożywienie , a przede wszystkim jak przetrwać na tyle by móc całej wrócić do bezpiecznej dla siebie cywilizacji. Może wówczas byłaby na takie rady gotowa. Ale druid nie uczył pływać. On uczył jak przystosować się do życia w wodzie. Prowadził szkolenie które trudno ukończyć jest krzepkim młodym chłopcom z zamiłowaniem do natury, a w którym bibliotekarki przepadają z kretesem.
Winka, nie mając innego wyboru, postanowiła udać się z mężczyzną do proponowanej przez niego wioski. Podejrzewała że druid zostawi ja tam samą nie chcą mieć z nią nic wspólnego, ale być może na miejscu zdoła uzyskać inną pomoc. Podnosząc z ziemi resztę z swoich rzeczy spojrzała w kierunku gdzie powinien być mężczyzna by zakomunikować mu iż jest gotowa do drogi. Nikogo nie było. Darshes rozstał się z nią znacznie szybciej niż mogła się tego spodziewać.
- Druidzie? – Spytała niepewnie. - Jesteś tu? – Odpowiedziało jej echo i ciche skomlenie wilków. Mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzu. Skryba nagle uświadomiła sobie iż została sama otoczona przez watahę. Na moment jej serce przestało bić. Powoli, ostrożnie i najciszej jak tylko potrafiła starała się opuścić polankę z wilkami.
- Tylko spokojnie, nie róbmy żadnych głupstw – Mówiła jednocześnie do siebie jak i do zwierzaków. – Jestem jedną z was. Pamiętacie? Tą która coś tam robi źle. – Nigdy by nie podejrzewała że tak szybko zacznie żałować iż nie wysłuchała dokładniej wiedzy przekazywanej jej przez druida. – I tą która idzie teraz sobie na spacer – Tłumaczyła wilkom.
Na szczęście dla skryby większość członków watahy zdawała się ją ignorować. Zajęta sobą społeczność wilków zdawała się nie zauważać jej ukradkowej ucieczki. Niestety nie dotyczyło to wszystkich wilków. Jeden z szarych samców podniósł się z miejsca i ruszył powolnym krokiem w ślad za bibliotekarką. Winka niemal zamarła gdy zwierzak zdecydował się obwąchać jej stopy. Wilk stanął przy jej boku, podniósł łeb i z wzrokiem pytającym „co dalej” wpatrywał się w dziewczynę. Nie było wyjścia. Jeden drapieżnik to zawsze lepiej niż całe stado. Winka kontynuowała swoja drogę z niechcianym towarzyszem przy nodze. Cały czas rozglądała się wokół siebie wypatrując druida. Nie miała odwago zawołać go na głos. Nie zrobi tego dopóki nie będzie pewna iż oddaliła się od watahy na bezpieczną odległość.
- Myślisz że do wioski to w tą stronę? – Zrezygnowana spytała zwierzaka. „Powariowałam, teraz rozmawiam z wilkami.” Uświadomiła sobie. – Nie? A może tam? – Zasugerowała inny kierunek. Wilk wydał z siebie dźwięk przypominający kichanie, co skryba przyjęła jako potwierdzenie. Ruszyła zatem w wybraną stronę. Zdążyła przejść kilkadziesiąt metrów gdy niespodziewanie towarzyszący jej wilk zaczął warczeć, nerwowo napinając swoje mięśnie i obnażając kły.
- Co? – Winka z zdziwieniem zrozumiała iż to nie ona jest przyczyną niepokoju zwierzęcia a tajemnicze „coś” co musiało znajdować się bezpośrednio przed nimi. Szary wilk nie spuszczał wzroku z zarośli rosnących naprzeciwko. – Ja mam to sprawdzić? – usiłowała zgadywać jego zachowanie skryba.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Wilcza sfora była prawdziwym cierniem w boku, zwłaszcza jeśli się przy czymś uparli. Darshes miał nawet chwilę słabości, kiedy to myślał, czyby nie zmienić się w wilka polarnego i nie zaprowadzić tam porządku. Jednak nawet rzucany przez drzewa cień, nie chronił przed skwarem południa, a zmiana matryc byłaby... problematyczna.
Pierwszym faktem, który zwrócił uwagę bezcielesnego druida, był niepokój stada. Jakiś młody - zapewne omega - postanowił odłączyć się od grupy, a że jego zapach wciąż unosił się w pobliżu, alfa miał ochotę skoczyć mu do gardła i rozszarpać za to nieposłuszeństwo. "Cóż, wyrzutek na pewno nie dostanie kolacji..." pomyślał Darshes, zrywając komunikację mentalną, by zwierzęta nie wyczuły jego rozbawienia.
A potem jego umysł nawiedziła wizja rudowłosej dziewczyny, uciekającej w panice przed wygłodniałym wilkiem. Zwierze łapie ją dla zabawy, czuje na języku smak jej krwi i decyduje, że w sumie jest równie dobra, jak sarna czy zając. Właściwie... mięso ludzkie różniło się trochę od wyżej wspomnianych - głównie dlatego że smakowało jak stary kapeć - jednak wyobraźnia druida zdawała się nie dostrzegać tego faktu.
- Lepiej się trzymaj blisko... - rzekł, obracając się wokół własnej osi i zamarł.
Za nim nie było niczego oprócz krzaków. No prawie niczego.
W zaroślach po lewej skradał się kształt, a liście szeleściły. Cokolwiek to było, na pewno osiągało imponujące rozmiary. "Jeleń bądź jakiś łoś..." spróbował zgadnąć kompletnie nie zainteresowany maie. Jego zmartwieniem była teraz rudowłosa dziewczyna, która w dziwny sposób zniknęła z jego pola wizji... "Gdzie też ona polazła?"
Wzniósł się nieco, jak gdyby próbował stanąć na palcach, i spróbował spojrzeć ponad zarośla. Te były jednak stanowczo zbyt wysokie, a ich wypełnione życiem listowie blokowało jego wzrok.
"Blokowało?" ze zdziwieniem spojrzał w dół na swoje nogi i z jeszcze większym odkrył, że ich nie posiada. Czasem zdarzało mu się dość frywolnie zmieniać kształty. Często nawet robił to w trakcie biegu czy skoku. Nigdy jednak nie pozwolił sobie, by ktokolwiek dojrzał jego prawdziwą formę.
Znaczy się, dojrzał i przeżył.
Przeklinając w duchu swoją bezmyślność i na czym to świat nie stoi, zawirował w powietrzu przyoblekając się w wiewiórczą postać. Pokaźne pokłady opalizującej energii skumulowały się i przyoblekły w niewielki kształt, który z prędkością błyskawicy zaczął obrastać czarnym futrem. Już wkrótce niewielkie łapki o zagiętych pazurkach, wylądowały pośród mchów i tylko opalowy pyszczek wysunął się sponad zbrązowiałego liścia. Złote oczka mrugnęły dwukrotnie, podczas gdy umysł przyzwyczajał się do nowego sposobu widzenia. Świat momentalnie wypełnił się feerią barw i zapachów. Ale przede wszystkim, wypełniły go odgłosy. Niepewne kroki na zeschłym listowiu, cichy warkot i czyjś ciężki oddech. Nie... pochrapywanie, powiedziałby nawet, że rzężenie. Ten ostatni odgłos z pewnością nie był ludzki i należał do dużego zwierza. Zapewne rannego.
"Sądząc z odgłosu, płuco zostało przebite." momentalnie zdiagnozował sprawę.
"Ty, zaraz! Nie czas teraz na to... Priorytety! Priorytety!" przypomniał sobie Darshes i rozszerzył zmysły na okolicę w poszukiwaniu dziewczyny. Czarną sierść rozjaśniło zielonkawe światło, a złociste ślepia odbiły ukryta głęboko wewnątrz energię ducha lasu. W górę i na wszystkie strony świata wystrzeliła mistyczna sonda, mknąc przez drzewa i krzewy; kamienie i zeschłe liście, wykrywając i skanując każdą istotę, znajdującą się w zasięgu kilkunastu stóp.
Jednak to, co udało mu się odkryć, zmroziło szkarłatny płyn, od niedawna krążący w jego wiewiórczych żyłach. Mroczna sierść zjeżyła się na grzbiecie, a z pyszczka wyrwało się złowrogie parsknięcie. Czarny gryzoń, niczym błyskawica z sennych koszmarów, wystrzelił w kierunku krzaków, pozostawiając za sobą czarno-barachitowo smugę. Magia coraz szybciej zaczynała krążyć w jego ciele, wzmacniając zmysły i mięśnie drobniutkiego ciała.
Żeby tylko zdążył przed NIĄ...

Leśne listowie zaszeleściło wokół jej ciała, a wzrok na chwilę stracił ostrość.
Nie był jej jednak potrzebny. Czuła swoje maleństwo już nawet z tej odległości. Jego silną woń i zapach krwi. Krwi, którą przelały wilki, atakując ich dwie noce temu. Udało jej się odciągnąć napastników od maleństwa i przepędzić drapieżniki, samej odnosząc przy tym ciężką ranę na boku. Jednak, gdy tylko dowlekła się do kryjówki, zastała rozszarpane, do połowy zjedzone młode, a podziemną norę wypełniał wilczy zapach. Myślała, że odwiodła napastników od potomstwa, tymczasem jednak to one odwróciły jej uwagę.
Powinna była zostać.
Powinna była bronić młode własną piersią. Żaden z tych pchlarzy nie mógłby stawić jej czoła w otwartej walce. Była ostatnią ze swej rasy. Prastarą - dwakroć większą, cięższą i silniejszą niż jakikolwiek odyniec. Była jednak stara i prawdopodobnie nie będzie już miała więcej warchlaków. To była ostatnia szansa, by przekazać jej starożytną krew przyszłym pokoleniom.
A teraz ta krew wsiąkała w ziemię.
Jej szable jednak już za chwile spłacą dług krwi. Już wkrótce, żałosny kwik umierającego prosięcia ucichnie na zawsze, a wraz z nim zgaśnie ostatnia iskierka jej życia.
Wszystko dla tej jednej chwili.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka zdawała sobie sprawę że dzieje się coś ważnego. Może i należała do istot zupełnie nieprzystosowanych do życia w lesie, ale pewne znaki wokół niej były na tyle wyraźne iż nie dało się ich ignorować. Wyczuwała zagrożenie. Wprawdzie przyroda cały czas kojarzyła się bibliotekarce z niebezpieczeństwem, ale tym razem owo zagrożenie stawało się niemal namacalne. Nerwowe zachowanie wilka, którego w myślach dla komfortu własnego sumienia, przerobiła na psa obronnego, nie dawało dziewczynie spokoju. Zwierzak tej wielkości nie powinien odczuwać strachu przed zwykłym krzakiem. Dodatkowo Winkę niepokoiło zniknięcie druida i dziwna cisza jaka nagle zapanowała wokół niej. Ucichły ptaki, owady a nawet drzewa jakby przestały szumieć czekając na to co ma się wydarzyć.
„Broń. Zorganizuj sobie broń” Pomyślała skryba. Skoro nie mogła liczyć na Darshesa to musiała ratować się wiedza książkową, a ta ostatnia sugerowała jej że uzbrojona będzie bezpieczniejsza. Bibliotekarka nigdy w życiu nie trzymała w rękach żadnej broni, ale wychodziła z założenia że jeśli się czegoś nie spróbuje to nie można z góry zakładać że nie posiada się w danym kierunku naturalnych zdolności. Gorączkowo zaczęła rozglądać się wokół siebie za czymś co mogło posłużyć do obrony. Jej wzrok padł na grubą gałąź długości około metra. Przez chwilę zastanawiała się czy uderzenie takim konarem mogłoby wyrządzić krzywdę niedźwiedziowi lub podobnej mu bestii. Uznała że druid zapewne wyśmiałby taki pomysł. Potrzebowała czegoś znacznie bardziej konkretnego. Na przykład noża. Miała przecież przy sobie ostrze służące jej do nacinania skóry i naprawy uszkodzonych książek. Wprawdzie samo narzędzie było zbyt krótkie by nazywać je bronią ale jeśli przymocuje je do jakiegoś drzewca to uzyska coś na kształt włóczni.
- A może po prostu pójdziemy sobie w przeciwnym kierunku niż to czego oboje nie chcielibyśmy oglądać? – Zapytała wilka – psinę, nie przerywając swoich prac przy produkcji broni. Swój niewielki nóż umocowała do długiego drzewca przy pomocy wszystkiego co akurat posiadała. Liny, kleje i niewielkie gwoździki zrobiły swoje. Winka krytycznie oceniła własne dzieło. W normalnych okolicznościach byłaby z niego dumna. Jednak nie sprawiło ono że poczuła się bezpieczniej.
Zamierzała właśnie spytać swojego czworonoga co myśli na temat takiej włóczni, gdy olbrzymia bestia wybiegła z gęstych zarośli. Winka zaczęła krzyczeć z strachu. Gigantyczny stwór, czymkolwiek był, zamroził jej krew w żyłach. Gęsta sierść, długi pysk i olbrzymie kły przypominały nieco dzika, z tymże ów dzik był dwa razy większy od jakiegokolwiek knura jakiego w swoim życiu widziała bibliotekarka.
Na widok skryby bestia przerwała swoją szarże. Najwyraźniej człowiek nie był istota jaką spodziewała się ujrzeć przed sobą. Odyniec na chwilę się zawahał co z kolei postanowił wykorzystać towarzyszący Wince wilk. Zwierzę natychmiast skoczyło do gardła wielkiego dzika. Po chwili zarówno wilk jak i szablozębna bestia, uwikłane w walkę, kłębiły się w jedną zwartą bezkształtną masę. Masę która niemal staranowała bibliotekarkę. Winka nie była w stanie ocenić kiedy i w jaki sposób znalazła się na ziemi. Ku swojemu zdziwieniu nagle stwierdziła ze ma w sobie siłę i chęć do walki. Dzikopodobny stwór z łatwością strącił wilka z swojego karku i ciosem potężnych kłów rzucił go na pień wielkiej sosny. Wciąż jednak było mu mało. Najwyraźniej postanowił rozerwać przeciwnika na strzępy, ponawiając atak przeciw lezącemu wilkowi.
- Zostaw go! – Krzyknęła Winka wymierzając cios w kierunku karku zwierzęcia. Jej włócznia wbiła się na głębokość ostrza, po czym złamała niczym zapałka. Zwierzę zawyło z bólu. Wciąż jednak pozostawało na nogach, obracając swój wielki łeb w kierunku skryby. Bibliotekarka mając w ręku tylko ułamaną gałąź nagle przypomniała sobie o wszystkich własnych ułomnościach. Nie miała szans w walce z odyńcem. Rzuciła się do cieczki rozpaczliwie próbując wdrapać się na najbliższe drzewo. Dziewczynę stać była na tyle by dosięgnąć rękoma najniższej z gałęzi i niezdarnie oprzeć nogi na pniu. Wisiała tak niczym dojrzałe jabłko które lada chwila ma spaść na ziemię, w czym wybitnie starł jej się pomóc rozwścieczony stwór uderzający swoim łbem o pień drzewa.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Parne powietrze rozdarł bojowy okrzyk Winki, któremu chwilę później odpowiedział zduszony kwik zwierzęcia. Następnie świat wypełniła szalona paleta barw i dźwięków.
Naginając coraz to większe pokłady mocy do wnętrza swojego ciała, Darshes wyczuwał, jak wiewiórcze mięśnie zaczynają drżeć, nie mogąc wytrzymać takiego obciążenia. Ale - niech to mroczna otchłań pochłonie - nie mógł zmienić postaci. Tak podpowiadał mu instynkt. Słowa: "Twój przeciwnik jest ogromny, wygraj poprzez kontrast!" odbijały się echem w jego umyśle. Czy to część wiedzy przekazywanej przy narodzinach, czy dawno zapomniane nauki mentora? Cóż, maie tego nie wiedział.
Ufał jednak swemu instynktowi bardziej, niżeli najsędziwszemu doradcy. A ten kazał mu się spieszyć.

Furia.
Przeklęta, bezwłosa małpa! Jak ona śmiała ją zaatakować! Ale nie miało to w tej chwili znaczenia... Była z wilkiem. Ją i jej towarzysza pokrywał silny zapach jej maleństwa - silna woń mokrej sierści, która skąpana w metalicznej posoce, unosiła się niczym chmura wokół tej dziwnej pary.
Synestezja napełniła zmysły lochy, zaćmiewając jej zmysły coraz bardziej. W końcu wpadła w bezmyślny szał.
Po części odpowiadał za to rozwinięty umysł Prastarych, lecz jakaś tego część urodziła się w bólu - zarówno tym psychicznym jak i bardziej przyziemnym. Płuca paliły ją żywym ogniem, a racice stawały się coraz cięższe. Po kolejnym uderzeniu w pień, świat na chwilę zwolnił i stracił wszystkie dźwięki. Uda zadrżały, lecz sam wysiłek woli wystarczył, by utrzymać się w odpowiedniej postawie.
Samica potrząsnęła włochatym ryjem i zaryczała donośnie. Była to mieszanina kwiku i bojowego wyzwania, w której wściekłość zlewała się z umykającym jej umysłowi bólem. Wszystko w jej polu widzenia zasnuła czerwona mgiełka, a język i nozdrza wypełniła nieistniejąca krew. Nie pamiętała już po co walczyła. Nie pamiętała już nawet dla kogo. Ważne było jednak to, by pozostawić za sobą ślad zniszczeń.

Wypadłszy spomiędzy krzaków, Darshes przystanął, zmrożony dojmującą rządzą krwi. Nie wypełniała ona powietrza, ale jego własne, prywatne myśli. Sunęła się po cieniutkiej nici komunikacyjnej, którą udało mu się momentalnie nawiązał z atakującą drzewo bestią.
A był to potwór nie małych rozmiarów. Widziany z profilu, przypominała prawdziwe monstrum. Masywny tułów, w kłębie mierzył więcej niż jakikolwiek znany mu człowiek i niższy był o zaledwie sześć stóp od niedźwiedzia polarnego, stojącego na tylnych łapach. W ciemno strzelałby, że to jakaś olbrzymia odmiana odyńca - dorosłego samca dzika - gdyby nie nienaturalnie długa sierść i fakt, że bestia ta nie miała kłów. A jednak zarówno racice, jak i kształt ryjka, a także niewielki acz włochaty ogon, zdawały się potwierdzać tę teorię.
Wyczuł również inteligencję, jakiej brakowało u innych zwierząt i rzecz ta zdawała się utrudniać komunikację między nimi.
- Okiełznaj swój gniew, prastara istoto! - przekazał na nici psychicznej, lecz odpowiedziała mu tylko głucha furia.
Bestia raz za razem, uderzała potężnym łbem w stary pień wiekuistego dębu, a z każdym zderzeniem, szkarłatna palma pomiędzy jej mlecznymi oczami, rozkwitała żywą czerwienią. Na drzewie zaś, niczym dojrzała gruszka, wisiała dziewczyna w potarganej sukni, w aureoli z płomiennych włosów, sklejonych od błota i liści. Młodziutką twarz kobiety wypełniało absolutne przerażenie. Nie licząc jednak nerwów, równie zszarganych co jej odzienie, Winka nie odniosła większych obrażeń, czego niestety nie można było powiedzieć o dwóch innych istotach, znajdujących się w jego polu widzenia.
Monstrum - jak Darshes zaczął nazywać to niebezpieczne zwierzę - krwawiło obficie z prawego boku i tylko jakaś dziwna energia sprawiała, że zapach krwi nie wypełnił całej kniei. Szybki magiczny skan utwierdził go w tym, co oczy mówił od pierwszego spojrzenia: mięsień zębaty jak i piersiowy były rozdarte, a złamane żebro przebiło płuco. Dodatkowo ciągłość mięśnia czworobocznego została przerwana, a krążącej w ciele energii mistycznej - tego samego typu co i jego - przeszkadzało ciało obce, uniemożliwiając przyspieszoną regeneracją. Z tego miejsca nie widział owej rany, domyślał się jednak, ze był to efekt jakiegoś ludzkiego narzędzia. Zęby i pazury nie pozostawały w ciele.
"Zaraz... Skoro potrafi okiełznać magię życia, to czemu nie zaleczył swego lewego boku?" zapytał sam siebie, ponownie rzucając się do biegu. Instynkt podpowiadał mu, że to wina amoku, choć ludzkie odczucia nie pozwoliły się z tym zgodzić.
Drugą poranioną ofiarą był szarawy wilk. Bure futro pyska plamiły ciemniejsze kropki, a żebra nawet z tej odległości wydawały się potwornie zniekształcone. Gdy tylko smuga energii musnęła ciało basiora, czarna wiewiórka odwróciła pyszczek z przykrością. Chaos - tak jednym słowem można było określić stan narządów wewnętrznych zwierzęcia. Kości popękały, a ich odłamki poprzebijały większość kluczowych organów. Zarówno z serca, jak i płuc tłoczyła się szkarłatna ciecz, powodując rozległy krwotok wewnętrzny. Oba jelita - cienkie i grube - uwolniły zabójczą ilość soków, które w przeciągu paru minut zatrują cały organizm. Nie wspominając już o tym, że znajdująca się w prawym udzie aorta, wypompowywała życiodajny płyn do wnętrza na wpół żywego wilka.
Właściwie to zwierze było już trupem.
Podbiegnąwszy do jedynych - w miarę jeszcze żyjących - istot, Darshes kilkoma susami wspiął się na wiekuiste drzewo, przystając na chwilę, gdy masywnym konarem wstrząsnęło uderzenie. Mimo iż pamiętał by utrzymać sprężystą pozycję, drobne kości wiewiórczych łapek zarwały go gwałtownie, czując siłę oszalałego monstrum. W uszach mu dzwoniło, wysiłkiem woli zmusił jednak uzbrojone w pazurki kończyny do dalszej wędrówki.
Kiedy dotarł na pierwszą gałąź, mokre od potu palce bibliotekarki nieomal puściły rozchybotane drzewo. Wystarczyło jedno uderzenie - których siła dziwnym trafem nie słabła, mimo zadanych ran - by posłać ich obu na ziemię. Jeśli tak się stanie, oboje zginą pod racicami oszalałej bestii. A przynajmniej jedno z nich...
Musiał coś zrobić!
"Zatrzymaj się!" posłał magię w dół, w stronę dziko-podobnego zwierzęcia. Sam nie był pewien, co właściwie chciał zrobić, pozwolił więc by los wybrał za niego.
Locha stanęła jak wryta, jak gdyby ktoś zamienił ją w kamień. Tylko przekrwione oczy wodziły po otoczeniu, a chrapliwy oddech wstrząsał unoszącym i opadającym grzbietem. W końcu niewidzący wzrok coś uchwycił i bestia potrząsnęła włochatym łbem, rozpryskując po okolicy drobinki własnej krwi. Jej własna moc przezwyciężyła urok Darshesa, zrywając niewidzialne łańcuchy, pętające jej mięśnie. Zatarła kopytem i podrzuciła ryjkiem, jeszcze bardziej rozjuszona.
Darshes postanowił więc zmienić strategię. Stając na tylnych łapkach, rozpostarł górne kończyny, a gałąź i pobliskie liście otoczyła szmaragdowa łuna. "Ogranicz!" zażądał i czarne łapki zderzyły się ze sobą.
Ze wszystkich stron wystrzeliły kolczaste pnącza jeżyn, ciągnąc za swoimi liśćmi granatowe owoce przeróżnych kształtów i kolorów. Oplotły one wpierw kończyny lochy, by następnie wspinać się wzdłuż masywnego cielska, ku karkowi Prastarej. Każdemu ruchowi towarzyszyła seria drobnych ranek, rozdzierające delikatną skórę, ukrytą pod obfitym włosiem. Nie dość jednak, by zadać dotkliwszy ból oszalałej istocie.
Dzik zdawał się w ogóle nie zauważać drobnych ograniczeń: wystarczyło jedno szarpnięcie, by zerwać oplatające go więzy. Flora jednakoż zmuszana magia oraz wolą Darshesa, rzuciła się w stronę monstrum ze zdwojona zażartością. Do pnączy dołączyły gałęzie drzew i krzaków, a trawa wiła się i połykała masywne racice. Cztery pęknięcia, dwa po każdej stronie zwierzęcego agresora, wypełniły się splotami korzeni, które niczym bicz, raz za razem opadały na poraniony grzbiet lochy.
A jednak zwierze nie dawało za wygraną i szarpało się wściekle w roślinnych wnykach...
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Winka rozpaczliwie walczyła o każdą sekundę jaka dzieliła ją od nieuniknionego upadku. Mięśnie ją piekły od olbrzymiego wysiłku. Skóra na dłoniach, pozdzierana od kontaktu z korą, promieniowała bólem, którego nie była w stanie zagłuszyć nawet olbrzymia dawka adrenaliny pulsującej w jej żyłach. Skryba nawet nie miała pojęcia jak bardzo sprzyja jej los. Tak czy siak, niechybnie spadła by z tego drzewa. Gdyby atakująca ją bestia potrafiła chłodno kalkulować, po prostu poczekałaby pod pniem na swoją ofiarę, a tymczasem z każdym uderzeniem odyniec rozrywał swoją ranę, sprawiając że wbity wcześniej przez Winkę nóż czynił w organizmie zwierzęcia coraz to większe spustoszenia. Jego ciosy stopniowo słabły, a każdy kolejny nieuchronnie przybliżał go do śmierci.
Bibliotekarka potrzebowała tylko kilka minut by pozwolić potworowi na samookaleczenie i odnieść niespodziewane zwycięstwo. Niestety nie miała tego czasu. Ostatecznie to ona przegrała walkę z bólem. W jednej chwili widziała jak spada, ładując na włochatym grzbiecie odyńca, by niemal natychmiast poczuć jego uderzenie po którym jej wątłe ciało przeleciało przez całą długość niewielkiej polanki.
Winka upadła na plecy. Potworny ból sprawił iż przez chwilę nie była w stanie złapać tchu. Czas jakby zwolnił. Walcząc o wyrównanie oddechu, skryba mętnym wzrokiem wpatrywała się w niebo nad swoją głową. Nie mogła sie ruszyć. W każdej chwili spodziewała sie ujrzeć nad sobą ryj olbrzymiego zwierzęcia, a potem poczuć jego racicę rozłupującą jej czaszkę. Mijały kolejne sekundy a każda z nich wydawała sie dziewczynie najdłuższą w jej życiu. Z wysiłkiem zmusiła sie do spojrzenia w kierunku z którego spodziewała się ujrzeć szarżującego odyńca, jednak zamiast potwora dane jej było dostrzec konającego wilka który wcześniej towarzyszył jej w drodze tutaj. Widok zwierzaka dodał bibliotekarce chęci do działania. "Wstawaj, nie poddawaj sie, musisz walczyć" myślami mobilizowała swoje ciało.
W końcu z sykiem bólu i grymasem na twarzy bibliotekarka podniosła się z ziemi. Mętnym wzrokiem poszukała swojego przeciwnika. W jakiś tajemniczy sposób olbrzymi dzik ugrzązł w zaroślach. Myślenie sprawiało obecnie zbyt wielką trudność, toteż Winka darowała sobie analizowanie tej sytuacji. Skupiła się na poszukiwaniu broni. Jaj wzrok padł na olbrzymi głaz o który niemal rozbiła sobie głowę. Wcześniejsze myśli o tym jak bestia rozłupuje jej mózg, teraz podsunęły skrybie plan działania.
Gdyby wczoraj ktoś zapytał ją czy jest w stanie podnieść tej wielkości kamień zapewne uznałaby go za wariata. Tymczasem obecnie skryba utykając, krok po kroku zbliżała sie do stwora dźwigając przy sobie narzędzie zniszczenia.
- Jestem myśliwym - mówiła do siebie po części cytując nauki druida - cholernie dobrym, ogarniętym chęcią mordu, okrutnym i pozbawionym uczuć myśliwym. A poza tym nienawidzę takich jak ty. - Bibliotekarka dyszała ciężko. Złość była w tej chwili jedynym impulsem jaki potrafił zmusić ją do działania. - Musisz wiedzieć przebrzydły stworze że boję sie pająków, a ponieważ sie ich boję to każdego którego spotkam w swojej bibliotece miażdżę obcesem własnego buta. A tak się składa ze ciebie boje się jeszcze bardziej.
Nie wiedząc jak, Winka podniosła wielki kamień nad swoją głowę. Przez jedną krótką chwilę jej ramiona zachwiały się grożąc upuszczeniem głazu na głowę bibliotekarki. Była to chwila która miała ostatecznie zdecydować kto z tego nierównego pojedynku wyjdzie cało. Z krzykiem skryba cisnęła kamień prosto w łeb potwora. Zwierzę zawyło z bólu a Winka upadła tuż przy nim. Była przekonana iż za chwilę straci przytomność, jednak wcześniej chciała spojrzeć na swoje dzieło i i martwe cielsko bestii. "Udało sie" pomyślała wpatrując się w oczy odyńca. Zwierze sie nie poruszało a cisza która zstąpiła jego wcześniejsze kwiki wydawała sie skrybie równie przerażająca co złowieszcze wycie wilków. Nagle powieki stwora otworzyły się a zakrwawione źrenice spojrzały w stronę Winki.
- No nie. Co jeszcze muszę zrobić żebyś zdechła... - wyszeptała bibliotekarka.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"To koniec" maie odetchnął z ulgi, opuszczając łapki. W oddali zawył wilk, któremu natychmiastowo odpowiedziały inne.
Był po części tak samo zadowolony z wyniku, jak i smutny. Miał nadzieje, że uda mu się uspokoić rozjuszoną lochę, a choć jej myśli i uczucia przepływały przez niego strumieniem, wciąż łudził się że zdoła cokolwiek poradzić. Jednak im dłużej trwała walka i im większy ból zadawał stworzeniu, tym coraz mocniej przeczuwał, że nieuchronny koniec jest bliski. Że będzie musiał zabić monstrum, by ocalić wiele niewinnych istnień, w tym także i swoją towarzyszkę. Na szczęście Winka podjęła tę decyzję za niego.
Spojrzał teraz na bibliotekarkę, dyszącą równie ciężko jak on. Nie odbierał myśli ludzi - były zbyt skomplikowane jak na delikatne połączenie, którym wiązał rośliny czy zwierzęta - ale bez problemu wyczytał ulgę, malującą się na jej umorusanej twarzy. Jedna ręką opierając się o truchło dzika, osunęła się na kolana, próbując równocześnie złapać oddech. W tym momencie przypominała młodą driadę podczas jej pierwszego polowania: dziką, niespokojną, a także - zdusił śmiech pomiędzy haustami - nieco potarganą.
Zeskoczywszy z drzewa, rozłożył szeroko ramiona, pozwalając szerokim fałdom skóry złapać nieco powietrza i spowolnić upadek. Nawet teraz czuł się niespokojnie. Drzewa wciąż śpiewały swą pieśń, a wycie, zasłyszane chwilę wcześniej, było wyraźnym wezwaniem do boju. To dawało jeszcze więcej powodów, by szybko zająć się stłuczeniami Winki oraz jak najszybciej wynieść się z tego gaju. Nie było tu wszak tak bezpiecznie jakby tego sobie życzył.
- Winka! - pisnął cichutkim głosikiem, w podskokach podbiegając do kostek dziewczyny. Wcześniej nie wydawała mu się tak wysoka, jednak wiewiórcza perspektywa zmieniała wszystko.
- No nie. - wyszeptała bibliotekarka. - Co jeszcze muszę zrobić żebyś zdechła...
Darshes zamrugał oczkami i przekręcił łebek w niemym pytaniu. Dziewczyna zaś nie odpowiedziała, zapewne nie zwracając teraz uwagi na niegroźną wiewiórkę Wstając jednak, cofnęła się o krok czy dwa. Wzrok miała utkwiony w dziku, jednak dopiero silny podmuch ciepłego powietrza z nozdrzy bestii uświadomił maie, co właściwie było nie tak z truchłem. No i czemu napięcie wciąż nie wciąż nie ustępowało miejsca odprężeniu.
Powoli obejrzał się przez ramię, po to tylko, by dojrzeć dwa wielkie nozdrza, tuż przy swojej głowie, a dalej krwistoczerwone oczy zatopione w gęstej sierści. Potężny wiatr zerwał się wokół wiewiórki, ciągnąc jej drobne ciałko w kierunku otwartego ryja stworzenia. Znalazł go...

Locha wdychała ten nowy zapach. Nigdy wcześniej nie widziała takiej wiewiórki.
Nie wyczula od niej silnego aromatu kory drzewnej, porannej rosy skąpanej we wstającym słońcu, czy woni grzybów, świeżo wyrosłych po deszczu. Nie. Ta istota ledwo pachniała czymkolwiek. Była obca, a zarazem taka znajoma. Miała wrażenie, że spotkała ją już gdzieś, a jednak widziała ją po raz pierwszy w swoim życiu. I to uczucie respektu... Gdzieś na dnie jej istnienia jej instynkt podpowiadał, aby pochylić łeb przed tą małą wiewiórką. Żeby się ukorzyć i wycofać, bo futrzasty gryzoń jest bardziej zabójczy, niż ona kiedykolwiek była.
Powoli i ostrożnie, przecząc swej logice ale podążając za instynktem, Prastara wykonała krok w tył i odczuła gniew na samą siebie. Czemu wycofywała się przed tym stworzeniem? Przecież ono wyraźnie oddzielało ją od tego znienawidzonego człowieka! Broniło go! Kwik jej prosięcia powrócił i rozległ się ze zdwojoną siłą w głębi jej umysłu. Ogłuszał zmysły, uniemożliwiał myślenie i burzył krew. Ten człowiek był z wilkiem, który miał na sobie zapach jej maleństwa. Ten gryzoń bronił zaś człowieka, którego bronił morderca jej dziecka.
A więc on tez musiał być wrogiem.

Na psychicznej nici wyczul niepewność. Oczy lochy na chwilę przejaśniały, a ta wycofała się, wykazując respekt. Maie odetchnął z ulgą. Poznała go. Może nie zrozumiała kim jest, ale z pewnością to poczuła i opanował swą furię. Jeśli ten stan rzeczy się utrzyma, może będzie mógł zaleczyć jej rany, a wtedy...
Przez łączę napłynęło coś mrocznego, coś co momentalnie zerwało połączenie. Odczuł to jak cios fizyczny, chociaż pewien był, że siniak nigdy nie nabierze fizycznego kształtu. Nie mógł być pewien, ale na chwile, tuż przed zerwaniem łączącej ich więzi, pod warstwą wściekłości i szaleństwa, dostrzegł zarys ludzkiego uczucia - nienawiści trawiącej umysł i serce zwierzęcia. Dzik zakwiczał wściekle, szarżując prosto na nich. Zapewne nawet się nie zatrzyma, gdy jak rozpędzony rumak, stratuje maleńkie ciało wiewiórki.
Mając niewiele opcji w wyborze, w ciągu ułamku sekundy, maie podjął decyzję. Sam nie był pewien czy z wyboru czy instynktownie, w każdym razie postanowił bronić Winki.
Za późno było już na magię, stojąc więc twardo pomiędzy nią a szarżującym dzikiem, odetchnął kilkukrotnie, uspokajając wzburzone bicie serca. Bieg rozjuszonego zwierzęcia zwolnił w miarę jak on przebijał się przez kolejne warstwy swego istnienia. Najpierw wiewiórka, potem gryzoń, ssak, a na samym końcu... zwierze. I znów znalazł się w miejscu gdzie był tylko on. Centrum jego istnienia, istota nazwana maie lasu. Zanurzył się na chwilę w jej ciepłej i prastarej energii, po czym wynurzył się z niej i wystrzelił niczym strzała w kierunku zewnętrznego schematu.
Całość potrwała niemal ułamek sekundy i nieuważny obserwator zapewne nie zauważyłby niczego ponad dziwnym błyskiem na skraju pola widzenia. W rzeczywistości jednak wiewiórcza postać przybrała szmaragdową barwę i rozpadł się na drobne kryształki, niczym uderzony młotem kamień, o tej samej nazwie. Rozczłonkowana masa ledwo jednak oderwała się od całości, a już zaczęła przybierać nowy kształt. Coraz więcej i więcej wirujących w powietrzu drobinek, zaczęło tworzyć olbrzymią postać o masywnych łapach, gęstym futrze i zabójczych szczękach. Barachitowy pył opadł, ukazując polarnego drapieżnika.
Dzik z impetem uderzył w prawie dwudziesto cetnarowego niedźwiedzia, na chwilę wytrącając go z równowagi. Olbrzymie łapska - grubością przypominające pnie niektórych drzew - zaklinowały się z pyskiem, a mleczno-szare pazury przebiły zarówno sierść jak i skórę przeciwnika. Szukając oparcia dla swej masy, maie zaparł się na tylnych łapach, przenosząc równocześnie cały ośrodek ciężkości na głowę dzika. Zeschnięta ściółka zaszeleściła, zryta ostrymi pazurami.
Wtem niespodziewanie nadeszła pomoc. Futrzaste błyskawice poczęły przeszywać polanę, raz za razem atakując unieruchomioną lochę. Kły i pazury błyskały w świetle popołudniowego słońca, przebijającego się poprzez zielonkawe listki.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Wszystko wokół Winki wydawało się tak niesamowite że nie mogło być niczym innym jak sennym koszmarem. Już sama obecność skryby w lesie wydawała się absurdalna. Bibliotekarka nie potrafiła znaleźć logicznego wytłumaczenia dla tego w jaki sposób miałaby znaleźć się w środku lasu otoczona zgrają dzikich bestii. Już wcześniej miewała dziwaczne sny podobnego typu. Pamiętała choćby ten w którym w jednej chwili przeciskała się przez gęsty tłum na miejskim rynku tylko po to by zupełnie nieoczekiwanie zorientować się że stoi na czele armii sposobiącej się do bitwy. Miejskie zabudowania nagle zamieniły się w pole bitwy. Przed nią stały niezliczone ilości wrogo nastawionych wojowników odzianych w zwierzęce skóry, za nią zaś gotowe do boju wojska Turmali. Zastępy mężczyzn i kobiet w stalowych pancerzach, uzbrojonych w szerokie tarcze i długi miecze. Jedynie sama Winka pozostawała odziana w zwykłe szaty bibliotekarki co dziwnym trafem nikomu z obecnych nie wydawało się zabawne.
Nim dziewczyna zdążyła się wytłumaczyć, zabrzmiały rogi bojowe a obie armie ruszyły naprzeciw siebie. Żołnierze rzucili się biegiem w stronę swoich przeciwników, popychając przed sobą skrybę która z kolei rozpaczliwie usiłowała wydostać się z tego chaosu. Nieustannie potrącana przez walczących bibliotekarka starała się przebić na tyłu wojsk Turmali. Wszystko na próżno. Wkrótce została otoczona przez walczące strony. Początkowo nie zauważana przez nikogo w bitewnym zgiełku, podjęła kolejną próbę opuszczenia placu boju, tylko po to by po kilku krokach niemal wpaść na zakrwawionego brodacza a toporem w dłoni.
Przynajmniej wtedy udało jej się przerwać swój koszmar, budząc się z krzykiem w własnym łóżku. Obecnie zaś Winka nie była w stanie zrobić nić więcej niż kulić się z strachu z nadzieją iż nie zostanie zauważona przez ogarnięte szałem zwierzęta. Skryba nie miała pojęcia czego boi się bardziej. Olbrzymiego dzika który wbrew wszelkiej logice zdawał się smakować w ludzkim mięsie, wyłaniającego się z mgły niedźwiedzia, czy też szarżującej watahy wilków. Podświadomie bibliotekarka czuła iż przynajmniej te ostatnie mogłyby być po jej stronie o ile rzecz jasna jest to „jej” stado. Dla Winki wszystkie wilki wyglądały identycznie. Poza tym nawet gdyby potrafiła je rozpoznać i tak nie miała odwagi spojrzeć na rozgrywane się wokół niej sceny. Wprawdzie robiła wszystko by nie widzieć owej rzezi, jednak w żaden sposób nie potrafiła wytłumić dźwięków, a każdy kwik, wrzask bólu, odgłos łamanych kości czy rozrywanych mięśni sprawiał iż bibliotekarka jeszcze bardziej drżała z przerażenia.
Winka spróbowała skupić się na czymś innym niż sama bitwa. Próbowała analizować dlaczego tyle stworów na raz zdecydowało się na walkę. Zwłaszcza wilki. Czy kierował nimi gniew z powodu zabitego przedstawiciela stada, okazja do łatwej zdobyczy jaką był ranny dzik, a może chciały pospieszyć im z pomocą. Nie. To byłoby zbyt ludzkie. Może druid byłby skłonny do takich tez, jednak jej wydawały się one nielogiczne.
Nagle wszystko ucichło. Do uszy Winki nie docierał żaden odgłos związany z walką. Nic, poza sapaniem zmęczonych wilków. A potem ich radosne wycie oznajmiające zwycięzcę toczonej właśnie batalii. Po chwili skryba poczuła że jeden z przedstawicieli stada trąca ją swoim pyskiem. Inny zwierz otarł się swoim grzbietem o jej włosy. Kolejny poszedł jeszcze dalej liżąc twarz bibliotekarki. Dziewczyna spojrzała prosto w ślepia wilka w których ku swojemu zdziwieniu ujrzała ślady rozbawienia. Usiadła z wysiłkiem wpatrując się w otaczając je stado. Wydało jej się to śmieszne ale z tak bliskiej odległości po raz pierwszy była w stanie dostrzec subtelne różnice w wyglądzie poszczególnych zwierząt. Szczegóły ubarwienia, blizny po stoczonych walkach, kształt pyska, uszu czy ogona, wszystko to pozwoliło Wince identyfikować konkretne osobniki.
Zajęta wilkami przez chwilę skryba zapominała o tym iż gdzieś tam za jej plecami znajduje się niedźwiedź. Prawdopodobnie ten sam który już raz usiłował ja pożreć. Z ciężkim westchnieniem zdecydowała się spojrzeć w tą stronę. Nie może przecież udawać że bestia nie istnieje. „Skup się i nie okazuj strachu” przekonywała samą siebie.
Nagle panujący wokół nastrój zakłócił dźwięk rogu. Jak na komendę cała wataha zwróciła się w stronę dochodzącego odgłosu. Winka doskonale znała ten sygnał. Niemal codziennie przeszkadzał jej on w spokojnym czytaniu. Ów znienawidzony dźwięk, nawołujący żołnierzy do zgromadzenia się w jednym miejscu, teraz wydawał się niemal zbawczy. Ludzie. Cokolwiek ściągnęło straż Turmali w to miejsce dla niej okazało się szansą by w końcu wydostać się z dziczy i wrócić na stronę cywilizacji.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Ludzie - to słowo rozbrzmiało w umyśle niedźwiedzia, nim jeszcze bitewny kurz osiadł na martwym cielsku dzika. Wibracje rogu i niesłyszalne dla Winki nawoływania, docierały do niewielkich uszu olbrzymiego ssaka. Krwawa mgła nie zdążyła jeszcze opaść, a wiatr nie przewiał metalicznego zapachu krwi. Zbrukane pazury wyglądały zachęcająco.
Różowy język owinął się wokół jednego z zakrwawionych pazurów. Ciekawe czy ludzka krew smakuje tak samo...
Wilki również strzygły uszami, a ich wargi podniosły się ku górze, ukazując tym samym rząd pożółkłych zębów. W tym samym momencie jego nosa dobiegł inny, metaliczny zapach - nie tak znany jak krew, równie jednak mocny. Metal. Dużo metalu. Ludzie nieśli broń i basiory to wyczuwały. Ich myśli zaczęły błądzić wokół samic. Choć dwie wciąż były w pobliżu, Alfa i Beta pilnowały młodych w norze. Jeśli ludzie je odnajdą... Z pewnością wymordują.
"Idźcie!" - rozkazał na psychicznej nici. Wyczuł zdziwienie samca alfa, a także wdzięczność przebijającą się przez morze strachu. - "Zatrzymamy ich tak długo, jak tylko będzie się dało."
Wilki zawyły w odpowiedzi, spojrzały po raz ostatni na bibliotekarkę, zamachały ogonem i znikły wśród zarośli.
Maie tymczasem stanął na tylnych łapach, prezentując całą swą imponującą posturę. Onieśmielałoby to jeszcze bardziej, gdyby nie szkarłatne palmy, mocno odcinające się na śnieżnym futrze. Teraz zapewne po prostu przerażało. Zwierzęce zaś oczy rozjarzyły się magicznym blaskiem chyba po raz setny tego dnia. Utkana z woli i pragnień sieć, pognała na wszystkie strony, poszukując sygnatur życiowych, właściwego dla rasy ludzkiej. Nadeszło osiem odpowiedzi... I dwie zwierzęce, podobne do wilczych, oddalających się ku północy.
- Na otchłań! Ciągną za sobą ogary! - warknął, przerywając magiczny skan. Opadł ciężko na ziemię i ruszył w stronę podnieconej Winki. Nawet sińce i zadrapania nie mogły ukryć jej radości. Widać rozpoznała znacznie lepiej niż on, co za zbrojny odział zmierza w ich kierunku.
Rozważał przez chwile zmianę postaci. Jak ludzie zareagują, gdy zobaczą poturbowaną dziewczynę w potarganej sukience, martwego dzika i zachlapanego krwią niedźwiedzia? Cóż, z pewnością powitają go gradem strzał. "Byle nie bełtów..." dodał nie mogąc ukryć drżenia. A jak zareagowaliby na człowieka? Mógł wszak przybrać i ta postać, udając że tak jak Winka przeżył atak wściekłego monstrum... Nie, to tez by nie wypaliło. Nie miałby na sobie żadnej rany, poza tym byłby całkowicie nagi. Z czystej złośliwości bibliotekarka mogłaby oskarżyć go o napaść, bądź coś jeszcze gorszego - tak, ludzie byli do tego zdolni. A wilk? Albo nie... Coś jeszcze lepszego!
Znów zszedł do poziomu, gdzie istniała tylko jedna istota - maie lasu. Stamtąd zaczął wynurzać się w stronę wilka, tuż jednak przed osiągnięciem celu odbił w bok i zmienił parę szczegółów. Roztrzaskawszy swą obecną formę, wypełnił powietrze gradem opalizujących szmaragdowych odłamków. Drobne klejnociki zawisły nieruchomo, a unosząc się, zaczęły obracać się wstecznie, wokół własnej osi. Wielu osi. Wirowały tak szybko, że zdawać by się mogły jedynie niewielkimi sferami energetycznymi. Następnie już leniwie, niczym opos wspinający się po gałęzi, migoczące skrawki zaczęły wracać na swoje miejsce. Całość trwała nieznośnie długo, wymagała też niezwykłego skupienia i olbrzymich pokładów mocy, a wynik był ledwie zadowalający. Udało mu się otrzymać coś przypominającego psa pasterskiego o zbyt długim futrze i zbyt wielu wilczych cechach.
Precyzja nigdy nie była jego mocną stroną.
"Cóż, tyle musi na razie wystarczyć." pomyślał zrzędliwie, ocierając się o nogę Winki. Jego wzrok, jak i zawodzące skuczenie domagało się o chwilę uwagi i pieszczot. Przynajmniej taką miał nadzieje.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Pojawienie się ludzi niemal natychmiast zaczęło rozwiązywać najbardziej pilne potrzeby bibliotekarki. Przede wszystkim skrybie odszedł kłopot związany z otaczającą ją sforą bestii. Zwierzęta zdecydowały się uniknąć konfrontacji z uzbrojoną strażą Turmalii i poszukać schronienia w lesie. Odeszły zarówno wilki jak i olbrzymi niedźwiedź. Winka była gotowa niemal natychmiast pobiec w kierunku z którego dochodziły dźwięki rogu. Próbowała wstać, gdy potworny ból w nodze uświadomił ją iż jest ranna. Wprawdzie nie krwawiła, jednak nie mogła wykluczyć złamania lub zwichnięcia. Nie mogła też pozwolić by tak drobna rana sprawiła iż straci okazję na powrót do cywilizacji. Powoli i ostrożnie bibliotekarka ponowiła próbę dźwignięcia się z ziemi. Wspierając się na długim drzewcu do niedawna stanowiącym część jej włóczni, skryba ruszyła w kierunku żołnierzy.
Musiała jeszcze doprowadzić swój wygląd zewnętrzny do normalnego stanu. Podejrzewała iż w obecnych warunkach prezentuje się strasznie, bardziej przypominając driadę niż miejskiego urzędnika. W takim stanie ciężko jej będzie przekonać żołnierzy by udzielili jej pomocy. Brudna, zakrwawiona, potargana z ubraniami w strzępach mogłaby co najwyżej uchodzić za ofiarę napaści. Winka musiała zrobić co w jej mocy by odzyskać resztki godności. W pośpiechu by nie pozwolić żołnierzom oddalić się nadto, skryba zaczęła przeglądać pozostałości swoich toreb. Na szczęście dla siebie Winka miała przy sobie zapasową suknię. Przebranie się w nią skacząc na jednej zdrowej nodze było zadaniem dość karkołomnym, podobnie jak próba rozczesania włosów oblepionych błotem i gałęziami.
- Miesięczna pensja – Z irytacją stwierdziła Winka na widok strzępów jej najlepszej z sukien. Mimo wszystko zdecydowała się zabrać swoje ubranie do ewentualnej naprawy. Nie była bogata aby móc pozwolić sobie na kupno podobnego stroju w najbliższej przyszłości. Uznając iż jest już gotowa, bibliotekarka ruszyła w pościg za strażnikami.
- Tutaj! – Krzyknęła by zwrócić na siebie uwagę żołnierzy. Gdy tylko ich dostrzegła niemal podskoczyła z radości. Rozpoznała zarośniętą twarz kapitana Medira. Ów kapitan był jednym z starszych przedstawicieli straży miejskiej. Jego doświadczenie i posiadane umiejętności już dawno predysponowały go do awansu w wojskowej hierarchii jednak na przeszkodzie w karierze wojaka stawały braki edukacyjne, a te ostatnie z kolei starała się nadrobić sama Winka. Znajomość z dowódcą miała znacznie ułatwić czekające skrybę negocjacje.
- Zaczekajcie! – Wołała dziewczyna gdy wojskowi wreszcie ja dostrzegli. Wbrew oczekiwaniom Winki zamiast ruszyć jej na pomoc, jak na komendę kilkoro z nich zwróciło w stronę bibliotekarki swoje włócznie.
- Co ty tu robisz pani? – Spytał kapitan.
- A jak myślisz? Usiłuję wydostać się z leśnej dziczy.
- Nie zbliżaj się Winko. Ciążą na tobie poważne oskarżenia. – Zakomunikował Medir gdy skryba usiłowała podejść do strażników.
- Że co? Niby skąd?
- Zabójstwo, posługiwanie się czarna magią, zniszczenie garbarni, kradzieże. – Wymieniał kapitan.
- To niedorzeczne! – Broniła się Winka – Kto rozpowiada takie brednie?
- Żołnierze z którymi opuściłaś Turmalię. Przynajmniej ci którym udało się wrócić.
- Przecież wyruszyłam sama? – Niedowierzała dziewczyna. – To znaczy miałam przewodnika. Ale tylko jednego.
- Tego psa? – Kpił kapitan. Skryba dopiero teraz dostrzegła zwierzaka stojącego przy jej boku. Zastanawiała się skąd wziął się ów zwierzak. Ostatnimi czasy coraz trudniej było jej zrozumieć wydarzenia jakie działy się wokół niej. Niby dlaczego miała zostać oskarżona o zniszczenia jakie w garbarni dokonały hordy nieumarłych? To nie miało sensu. Było absurdalne i niedorzeczne.
- Nie, nie chodzi o psa. Posłuchajcie. Przecież to śmieszne niby jak ja miałabym dokonać takich czynów? – Medir musiał znać skrybę na tyle dobrze by zrozumieć jak bzdurne są te zarzuty.
- Jak zatem wytłumaczysz swoją obecność tutaj i to… - mężczyzna wskazał gestem na wciąż odbiegający od ideału wygląd Winki. Z początku bibliotekarka chciała wytłumaczyć się starciem z olbrzymim odyńcem, ale po chwili zastanowienia zrozumiała iż widok martwej bestii wcale nie poprawiłby jej sytuacji w oczach żołnierzy.
- Mam kogoś kto zaświadczy o mojej niewinności. – oznajmiła wreszcie skryba myśląc o druidzie. Darshes mógł ją ocalić swoimi zeznaniami. Mógł ją również pogrążyć zważywszy na jego charakter i przekonania. Oczywiście pod warunkiem że w ogóle będzie w stanie znaleźć druida i nakłonić go do udania się do Turmalii. – Jeśli pozwolicie pójdę go poszukać.
- Nie ma mowy! Jesteś aresztowana i zostaniesz odprowadzona pod sąd! – Zakomunikował jeden z żołnierzy, a jego towarzysze otoczyli ją zwartym kołem.
- Paranoja. Dajcie mi chociaż wysłać psa.
- Spokojnie. – Oznajmił kapitan. – Znam ją na tyle iż mogę przeczuwać że nie stanowi zagrożenia. Niestety Winko nie możemy cię wypuścić. Powinnaś udać się z nami. I mam nadzieję ze masz wystarczająco mocne argumenty na swoją obronę.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes stał przy nodze dziewczyny, przysłuchując się rozmowie. Kiedy zaś grupa strażników otoczyła ich ciasnym kręgiem, uniósł wargi ku górze, ukazując rzędy nieco zbyt białych kłów. Zrobił to jak rasowy pies - taką miał cichą nadzieje - który zamierza bronić swej pani, choć w głębi serca, warkot zbierał w jego piersi już na sam ich widok. Na Matkę Naturę! Gdyby nie stado wilków, rozszarpałby ich na strzępy, by chronić matecznik i jego tajemnice!
Ogary strażnicze - dwa duże psy o brązowym umaszczeniu i krótkiej sierści - odpowiedziały mu warkotem, który nie wróżył nic dobrego. Z pewnością były szkolone dostatecznie dobrze, by w dwójkę stawić czoło wilkowi czy też innemu dzikiemu zwierzęciu. Teraz jednak pomyliły przeciwnika. Psia ich mać, mogłyby zapomnieć o swoim szkoleniu i posłuchać instynktu!
Darshes ponownie zawarczał, ale tym razem warkot przeniósł się również na sieci psychicznej, którą momentalnie utworzył z psami. Nawet w jego mniemaniu, nie zabrzmiało to jak odgłos wydobywający się z wilczego gardła. "Jak szczeniaki." pomyślał w końcu, spoglądając na trzęsące się kupy futra. Napotkał jednak wzrok kilku nieco bardziej rozgarniętych strażników miejskich i szybko zaadaptował się do sytuacji. W końcu - w przeciwieństwie do niego - Winka nie miała szans w tym starciu, a dał słowo, że doprowadzi ja bezpiecznie do cywilizacji.
Kładąc uszy po sobie i kuląc ogon na modę wilków, Maie zaskuczał żałośnie.
Wydarzenia układały się zarówno korzystnie, jak i nie do końca tak, jak miał na to ochotę. Choć patrol w prawdzie odwali całą robotę za niego(dostarczając bezpiecznie bibliotekarkę do cywilizacji) i choć ich odejście rzeczywiście pomoże ukryć norę wilków, problem leżał w oskarżeniach.
Na ambicje wchodziło mu, że ci kretyni przypisywali jego zasługi Wince, mimo to w obecnej sytuacji mógł to przemilczeć. Jeśli jednak dobrze pamiętał, a pamięć miał niezgorszą, zarzuty były poważne i poważne również były ich konsekwencje. Nie wiedział dokładnie w jaki sposób działa ludzkie prawo, jeśli jednak odbywało się to podobnie do rozsądzania sporów w leśnej kniei, swoim zniknięciem Darshes wybił jej z rąk większość usprawiedliwień. A coś jej był winny - choć to akurat nijak się miało do jej długu wobec niego.
Okazując gest solidarności wobec swojej pani, maie pod postacią psa stanął przy boku właściciela i polizał ja po brudnej dłoni. Spojrzał jeszcze raz na otaczających ich mężczyzn, zawarczał, a następnie skoczył przed Winkę, merdając radośnie ogonem. Obejrzał się w tył, na swą towarzyszkę i zaszczekał zapraszająco.
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

Sytuacja skryby nie wyglądała dobrze. Jeśli zostanie aresztowana to nie będzie miała możliwości udowodnienia własnych racji. Wprawdzie najprawdopodobniej pozwolą jej wygłosić mowę w swojej obronie, ale bez odpowiednich świadków jej twierdzenia będą tylko nic nie wartymi teoretycznymi rozważaniami. Przede wszystkim musiała znaleźć druida, to znacz musiała zaufać ze towarzysząca jej psina jest w stanie to zrobić, a ona sama będzie potrafiła przekazać psu własną prośbę. Wszystko to brzmiało absurdalnie ale w przypadku Darshesa logika zwykła brać sobie wolne. Poza tym jeśli wziąć pod uwagę że bibliotekarka przebudziła się dziś w ramionach olbrzymiego niedźwiedzia, rozmawiała z wilkami i była w stanie pokonać największego dzika jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi, to rozmowa z psem wydawała się sprawą zupełnie oczywistą.
Co innego ludzie. W dyskusji z strażnikami racjonalne argumenty jak najbardziej mogły wesprzeć sprawę skryby.
- To musi być jakieś straszne nieporozumienie – Winka nie zamierzała rezygnować z obrony swojej reputacji. - Dziesiątki osób mogą potwierdzić że wyruszyłam z Turmalii z handlarzem warzyw, a z oskarżającymi mnie żołnierzami nie mam nic wspólnego.
- A dwa razy tyle może rzec że jesteś winna. – Wrzasnął młodszy żołnierz który najwyraźniej wydał już na Winkę wyrok skazujący. – w twoim mieszkaniu znaleziono księgi o czarnej magii więc się teraz nie wywiniesz wiedźmo!
Winka była wściekła. Najbardziej irytował ja fakt że ludzkie prawa których tak zaciekle starała się bronić w dyskusji z druidem teraz okazywały się nic niewarte. Wystarczyły byle oskarżenia kogoś kto najwyraźniej chciał podkopać jej pozycję by wpędzić ją w takie tarapaty. Co gorsze owe oskarżenia nie były poparte niczym poza kłamliwymi zeznaniami nieznanych jej osób, co samo w sobie wystarczyło by to na Wince ciążył obowiązek udowodnienia swojej niewinności. W tej konfrontacji świat zwierząt wydawał się dużo prostszy. Wydarzenia z ostatnich godzin znacznie podbudowały samoocenę bibliotekarki i wiarę w jej własne możliwości. Była gotowa przyłożyć żołnierzowi za rozpowiadanie takich bzdur.
- W moim domu jest tyle książek że można by oskarżyć mnie o wszytko! – Wykrzyczała. – Co z was za ludzie? Na siłę szukacie niewinnej ofiary zamiast zajęć się meritum problemu. Przecież te umarlaki jeśli wrócą mogą stanowić zagrożenie dla miasta…
- Umarlaki? – Zdziwił się kapitan.
- Tylko mi nie mów ze nic o nich nie wiecie. Przecież musieliście widzieć ciała w garbarni. – Cisza i skrępowanie widoczne na twarzach żołnierzy niemal przeraziło Winkę. „Czyżby ty bydlaki nawet nie pofatygowali się aby sprawdzić miejsce rzekomej zbrodni?” Niedowierzała bibliotekarka.
- Ha, a więc przyznajesz że tam byłaś! – tryumfalnie oznajmił młody zołnierz.
- Zamknij się Werid. Jeszcze raz się wtrącisz w rozmowę swojego dowódcy a każe ci wracać pieszo do obozu. – Zagroził kapitan, po czym odciągając skrybę na bok i ściszonym głosem rzekł do dziewczyny:
- Posłuchaj Winko, ja ci wierzę. Znamy się na tyle długo że wiem iż nie byłabyś w stanie zrobić tych wszystkich rzeczy o jakie cię oskarżają. Ale … jak chodzi o grabarnie… próbowaliśmy. Naprawdę chcieliśmy tam dotrzeć, ale to miejsce owiane jest teraz jakąś dziwną aurą. Zrozum mnie. Im bliżej byliśmy zabudowań tym większa w moich ludziach wzbierała złość, irytacja i agresja. Zaczęło się od wzajemnych pretensji i niesłusznych oskarżeń a potem zaczęliśmy skakać sobie do gardeł. Nie mam pojęcia co takiego unosi się w powietrzu nad ruinami garbarni ale musiałem ich zawrócić, inaczej pozabijaliśmy się wzajemnie.
- Tym bardziej powinniście to wyjaśnić. – Upierała się Winka uświadamiając sobie jednocześnie jak wielki błąd zrobiła iż nie wypytała wcześniej druida co wie na temat stworów które ich napadły. Być może jego wiedza pomogłaby teraz wyjaśnić tą sprawę. – I nie chodzi mi tylko o mnie i dowody mojej niewinności. Waszym obowiązkiem jest troszczyć się o bezpieczeństwo miasta więc nie możemy …
- Masz racje! – Entuzjastycznie zareagował kapitan – Zrobimy to! Pójdziemy tam razem i wyjaśnimy tą przeklętą sprawę! Skoro jak mówisz tobie nic się nie stało to możesz nas poprowadzić.
- Że co? … Nie… ja nie mówiłam o sobie … - Usiłowała protestować Winka. Powrót do garbarni był ostatnią rzeczą na jaką miała obecnie ochotę, ale żołnierze przestali jej słuchać.
- Szykować się do wymarszu! – Padły rozkazy. Skrybę na chwilę pozostawiono razem z swoim czworonogim towarzyszem dając jej okazję na skomunikowanie się z psem.
- Posłuchaj psiaku.. – zwróciła się do zwierzaka – wiem że to szalone, głupie i desperackie. – „po jakie licho w ogóle z nim rozmawiam” napominała się Winka - ale im bardziej zaczynam analizować to co widzę tym bardziej absurdalne są moje wnioski. Już mi się wydaje że wilki są nie wiadomo jak inteligentne a tacy jak ty to szpiegują dla nich rodzaj ludzki… Ale do rzeczy, chciałbym abyś odnalazł dla mnie druida i sprowadził go tutaj. Potrzebuję jego pomocy. Wiem że może być rozczarowany lub wściekły z powodu mojej postawy, ale … ale może mu powiedz iż natura zechciała uczyć mnie sama. I to wyjątkowo boleśnie. – Dodała Winka mając w świadomości niedawno stoczoną walkę.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes zamerdał radośnie ogonem, dalej odgrywając swą rolę, w głębi jednak rozmyślał nad tym, co dane mu było usłyszeć.
Oczywiście zarzuty względem czarnej magii były bzdurne. Praktykując którykolwiek rodzaj magii, przesiąkasz jej naturalną aurą. I choć nie będąc szkolonym, druid nie potrafiłby zidentyfikować podobnej aury, odczuł by jednak ślad magii, szczególnie tak wrogiej jak Czarna. W sumie... Winka rzeczywiście mogła posiadać jakieś księgi o czarnej magii, jednak zrobienie z nich jakiegokolwiek użytku z pewnością przekraczało jej mistyczne możliwości. Do magii trzeba czegoś więcej niż inteligenci i ciężkiej pracy.
Zastanowił się więc chwile nad jej propozycją, przekręcając łeb. Mógłby udać, że odbiega. Następnie zmienić formę i pokazać się już jako humanoid. Nie ufał jednak tym żołnierzom - szczególnie młodym. I nie miało to wiele wspólnego z jego nienawiścią do ludzi.
Aura tamtego miejsca rzeczywiście była silna. Cały czas czuł tam napięcie, co spowodowało wdanie się w utarczkę z tym przeklętym mrocznym elfem. Normalnie, kretyn już by nie żył. Darshes zaś, miast rozprawić się z problemem na miejscu, postanowił zdominować uszatego, przejmując nad nim kontrolę. Było to o tyle nielogiczne, że jedyna rzeczą, której maie nie pragnął była władza. Szacunek? Może być. Strach? Tym bardziej! Ale kontrolować kogoś? Nie, to na pewno nie było w jego stylu.
Co prowadziło go do konkluzji, że aura musi być w jakiś sposób powiązana z hordami nieumarłych, które ni stąd, ni zowąd zaczęły wyłaniać się spod ziemi. Tam musi - bądź musiało - coś być: stary cmentarz, ruiny lub dawne pobojowisko. Cokolwiek by to jednak nie było, generowało taką ilość negatywnej energii, by wpłynąć nawet na zachowanie istot energetycznych. Jego spojrzenie powędrowało do zbierającego się oddziału straży i dwojga psów, plączących się im pod nogami.
"Jeden po drugim, zaczną tracić nad sobą panowanie, a efektem końcowym będzie krwawa łaźnia." Następnie zwrócił głowę w stronę Winki. "A ona jedyna, odporna na wpływy tamtego miejsca, znajdzie się pośród tego całego chaosu, okładając uzbrojonych mężczyzn i wściekłe psy książką i nożem introligatorskim "
Darshes wyszczerzył zęby w psim uśmiechu. Nawet jemu wizja ta wydawała się zabawna. Wiedział również jednak, że nie powinien puścić tam samej bibliotekarki. Nawet jeśli nic się nie zdarzy, a mężczyźni zachowają panowanie nad sobą, to i tak odkopią gruzy. A wtedy, niech ich otchłań pochłonie, ktoś będzie musiał zawalić to miejsce na nowo. To, co spało w głębinach ziemi, nigdy nie powinno zostać obudzone.
Pies przysiadł, podniósł jedną łapę w proszącym geście i skucząc żałośnie, przekręcił głowę. Złocisto-zielone oczy powinny być zapewne maślane, teraz jednak wyrażały tylko zabarwioną wesołością irytację. "No! Domyśl się kobieto, że chce iść razem z wami!"
Winka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Urzędnik , Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Winka »

„Głupi pies” pomyślała Winka. Zwierzak jej nie posłuchał, a jego jedyną reakcją było malujące się na twarzy zadowolenie z powodu tego ze ktokolwiek zwrócił uwagę na jego obecność. Skryba była równie zła na czworonoga co na siebie samą. Przede wszystkim obwiniała się za własne naiwne teorie że może powierzyć swój los w rozum psa.
- Nie stój tu tak niewdzięczne bydlę. – Zezwala psa bibliotekarka – Cofam wszystko co dobrego powiedziałam o zwierzętach. – Za karę pójdziesz ze mną do tej paskudnej garbarni. - Wykorzystując kawał skóry przeznaczony do oprawy ksiąg oraz krótki sznur, Winka wykonała coś co mogło służyć jej za obrożę i smycz. Nie znała się specjalnie na psach ale uznała ze warto mu pokazać kto tu jest dominującym gatunkiem.
- Jesteś gotowa Winko? - Spytał kapitan Medir.
- Wytłumacz nam jeszcze raz kapitanie – odezwał się ponownie młody żołnierz – w jaki sposób to wyglądające niczym strach na wróble dziewuszysko ma nas ochronić przed magią otaczającą ruiny? – W głosie niesfornego wojaka przebijała drwina i chęć podkopania autorytetu dowódcy.
- Nie słyszałeś jak kapitan kazał ci zamknąć mordę?! – Warknął inny z przedstawicieli straży, ciemnowłosy osiłek o szerokich ramionach - Przeklęty smarkacz, nic nie potrafi tylko bez przerwy ujada jak to mu źle. Czy mam obić tą niewyparzoną gębę kapitanie?
Wśród żołnierzy wybuchła kłótnia. Część grupy lojalna dowódcy zaczęła atakować słownie pozostałych towarzyszy skupionych wokół młodego Werida. Winka z niedowierzaniem przecierała oczy. Nie mogła uwierzyć w zachowanie żołnierzy. Przecież jeszcze nawet nie wyruszyli z miejsca a już budzi się w nich agresja.
- Dość przestańcie! Nie życzę sobie żadnych waśni! Od tej chwili odzywacie się tylko i wyłącznie na mój rozkaz. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze jakąś uwagę z którą chciałby się tu podzielić to niechaj zawczasu ugryzie się w język! – W ostrych słowach kapitan przywołał swoich ludzi do porządku. – Właśnie dlatego zabieramy z sobą Winkę. Mam nadzieję że w towarzystwie kobiety nie będziecie zachowywali się jak stado wilków. Wasze matki zdecydowanie za rzadko chwytały za rózgi.
Reprymenda kapitana na chwile uspokoiła nastroję panujące wśród strażników. Skryba zorientowała się że coraz mocniej ściska trzymaną w rękach smycz przyciągając swojego zwierzaka jak najbliżej siebie. Nagle uwiadomiła sobie że otaczający ją strażnicy mogą stanowić równie realne zagrożenie co magia czekająca na nich w ruinach garbarni. Gdyby nie obolała noga od razu rzuciłaby się do ucieczki.
- Siodłać konie wyruszamy! Ruszać się. Dzisiejszy wieczór mam zamiar spędzić w Turmalii.
- Panie kapitanie, koni nie ma!
- Co do cholery znaczy nie ma! – Złościł się Medir.
- Uciekły. – Odpowiedział strażnik.
- Nie mów do mnie jak do przygłupa! Tyle widzę. Pytam jak, do wszystkich demonów, jest możliwe żeby durnowate konie same odwiązały się z postronków i pognały w las?! Ktoś z was szelmy jest za to odpowiedzialny i ten ktoś zaraz za to zapłaci.
Przerażona Winka kucała przy swoim zwierzaku jakby usiłując schować się za psem. Jakoś świadomość że sama niczym nie zawiniła i nikt z żołnierzy nie powinien mieć do niej pretensji wcale nie polepszała samopoczucia bibliotekarki. Gdyby miała więcej odwagi przywołałaby mężczyzn do porządku i uświadomiła ich aby wzajemnie się nie nakręcali. Ale jej natura nie uznawała takich heroicznych przejawów męstwa. Pozostawało jedynie czekać aż strażnicy sami się opanują i wróci im rozum.
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości