Turmalia[Turmalia] Przyczajone, przyczajone...

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Zablokowany
Seiran
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Turmalia] Przyczajone, przyczajone...

Post autor: Seiran »

Dwóch jeźdźców pokonało bramę Turmalii, jakby ścigając się z nocą. Miasto, choć powoli powinno pustoszeć, nadal żyło i powoli zalewało szerokie ulice blaskiem latarni i świec. Najwyraźniej było to jedno z tych miejsc, gdzie ludzie nie kładli się spać wraz ze zmrokiem, kontynuując swoje codzienne zajęcia. Taki stan rzeczy jednak nie przeszkadzał ani Seiran, ani tym bardziej towarzyszącemu jej Iliasze. Dawało większą nadzieję na ciepłą strawę w gospodzie i zebranie jakichś plotek od okolicznych mieszkańców.
- Tędy - mężczyzna przejął prowadzenie, jak zwykle nie trudząc przy tym specjalnie swojego języka.
Przejechali kilkoma zaułkami, mijając czasem jakieś podejrzane typy. Nikt ich jednak nie zaczepiał, nikogo nie ruszali też oni. Wyjechali w końcu na niewielki placyk posiadający w centrum starą, niedziałającą fontannę. Kamienna rzeźba przedstawiała trzy splecione ze sobą syreny, a ich ramiona i ogony stały się siedzibą lokalnego ptactwa.
Iliaha poprowadził do stajni, praktycznie całkiem pustej. Musieli dobudzić stajennego, ale tutaj sprawy poszły szybko. Pozostawała sama karczma. Iliaha poprosił, by kobieta zaczekała na niego, moment później zniknął za ciężkimi drzwiami. Seiran nie pozostawało nic innego, jak rozsiąść się na murku wokół fontanny. Co chwila mijał ją jakiś człowiek, nikt jednak nie zwracał na nią uwagi. Zgodnie jednak z jej podejrzeniami, nigdzie tutaj nie dało się dostrzec przedstawicieli straży. Nie bez powodu dzielnica ta cieszyła się swoją złą sławą. Złodzieje, przemytnicy i łotry wszelkiego rodzaju. Jeśli dałeś radę wejść aż tak głęboko w te tereny, musiałeś być swój, albo też po prostu ktoś miał w tym większy interes. Nie ingerowano.
Początkowo planowali zostać na noc gdzieś w miejscu niezwiązanym z gildią, szybko jednak zrozumieli brak sensu w takim zachowaniu. I tak byliby obserwowani, nie dowiedzieliby się też niczego, czego tamci nie chcieliby przekazać na zewnątrz. Czyli równie dobrze można było złożyć głowę na terenie złodziei, przy okazji może dowiadując się nieco o niebezpieczeństwie.
Mearcair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mearcair »

Zmierzchało już gdy przekroczyli bramy miasta. Dotarliby zapewne szybciej, Mearcair często zarządzała jednak kilkunastominutowe postoje by chwilę wypocząć i rozprostować obolałe kończyny. A towarzyszący jej czterej ochroniarze, no cóż. Oni niewiele mieli do powiedzenia. Zresztą, który z nich śmiałby podważać wolę najwyższej kapłanki, wybranki, ustami której przemawiał sam Ongar'n'Adith? Żaden. Skoro Ongar'n'Adith uważał, że kapłanka potrzebowała częstych przerw w podróży, zapewne tak właśnie było. A kto wie? Być może podczas tych przerw zsyłał jej wizje i przekazywał wiadomości dla wiernych?
Pomimo późnej pory, dzięki wszechobecnych latarniom Turmalia była prawie tak jasna jak za dnia, a ulice tętniły życiem. Wyglądało na to, że w tym mieście życie rozpoczynało się dopiero po zmroku. Czwórka kultystów otaczająca ją ciasnym kręgiem zdążyła już zeskoczyć na ziemię. Mearcair pozostała jeszcze chwilę w siodle by rozejrzeć się z wysokości końskiego grzbietu. Cóż, miasto było niewątpliwie piękne... Co nie zmieniało faktu, że nie miała pojęcia w którą stronę powinni się skierować. Cmokając z niezadowoleniem, zsiadła z konia, pozwalając sobie pomóc najbliżej stojącemu Fironowi, po czym przekazała mu lejce.
Reist, czujny jak zawsze, chrząknął nieznacznie, wpatrując się w cienie otaczające jeden z pobliskich budynków. Mearcair, podążając za linią jego spojrzenia, wytężyła wzrok, starając się dostrzec to co on tak uważnie obserwował, nie zauważyła jednak absolutnie nic, tak samo jak Firon i Halbel. Wyglądało jednak na to, że Y'skellim również wypatrzył coś w ciemności. To wystarczyło – coś, a właściwie ktoś, zorientowawszy się, że nie jest tak niezauważalny jak sądził, wynurzył się z mroku i podszedł do grupki. Jego wygląd był bardzo niepozorny – ani wysoki, ani niski, ani chudy, ani gruby, ot, zupełnie przeciętny. Skinął lekko głową na powitanie.
- Kapłanka Ongar'n'Aditha, Mearcair Solvo, jak mniemam? - Sformułował to jak pytanie, oczywistym jednak było że traktuje to jedynie jak formalność i doskonale wie z kim ma do czynienia. - Spodziewaliśmy się że przybędziesz szybciej. - Nie silił się na szacunek. Powiódłszy wzrokiem po twarzach towarzyszących jej trzech mężczyzn i kobiety dodał, z ledwo dostrzegalną drwiną w głosie. - I bez osobistej gwardii.
W odpowiedzi Mearcair uśmiechnęła się lekko – samymi kącikami ust. Czwórka otaczających ją wyznawców nawet nie drgnęła, chociaż kobieta wyraźnie wyczuwała irytację Firona. Z całej czwórki, to on miał najgorętszy temperament.
- To ja. Z kim mam przyjemność?
- Nissid Kolja. - Podał tylko imię, zapewne zresztą fałszywe. - Rozumiem, że po raz pierwszy jesteście w Turmalii. Zaprowadzę was do karczmy w której możecie spędzić noc.
Mearcair skinęła lekko głową, nie przestając się uśmiechać. W duchu jednak skrzywiła się. Najwyraźniej nie cenili jej zbyt wysoko, skoro byle kto – nie wątpiła, że ktoś wyżej położony w gildii nie zostałby tak szybko zauważony przez jej świtę – mógł pozwolić sobie na tak oczywisty brak szacunku, a kwatery oferowali jej w byle karczmie. Jednakowoż, nie mogła im się właściwie dziwić, w końcu z kultem Ongar'n'Aditha niezbyt jeszcze liczono się w Alaranii.
W kilkanaście minut dotarli do karczmy. Nissid, wraz z Fironem i Y'skellimem zajęli się końmi. Halbel i Reist stanęli po bokach kapłanki, rozglądając się czujnie. Samej Mearcair nie pozostało nic innego jak rozejrzeć się. Stali na placu, w centrum którego znajdowała się stara fontanna, którą najwyraźniej upodobała sobie zarówno lokalna fauna jak i flora. Kapłanka lekko zmarszczyła nos – nie dość, że zapach zatęchłej wody raził jej delikatne powonienie, to porośnięta mchem kamienna rzeźba raziła jej zmysł estetyczny. Szybko odwróciła więc wzrok, na chwilę krzyżując spojrzenie z rozpartym na kamiennym murku młodym mężczyzną. W tymże momencie trójka oddelegowana do stajni wyłoniła się ze środka. Nissid pomachał ręką w geście nakazującym podążanie za nim i zniknął wewnątrz karczmy. Chcąc nie chcąc, delegacja kapłańska podążyła za nim.
Na widok Nissida zbliżającego się do szynkwasu, karczmarz, przeprosiwszy na chwilę postawnego blondyna z którym rozmawiał, pospieszył w jego kierunku. Przez chwilę rozmawiali przyciszonymi głosami. Karczmarz najpierw poczerwieniał, potem zbladł, a w końcu pokiwał głową ze skwaszoną miną. Nissid tylko się uśmiechnął i wrócił do grupki, która zdążyła już usadowić się przy jednym ze stołów.
- Za chwilę dostaniecie napitek i ciepłą strawę. Na koszt gildii. - Uśmiechnął się, nadzwyczaj uprzejmie. Mearcair nie dała po sobie poznać swego zdziwienia tą nagłą zmianą nastawienia. - Później porozmawiajcie z karczmarzem, znajdzie wam jakieś kwatery. - Nie czekając na odpowiedź skłonił się lekko i opuścił gospodę.
Mearcair przez chwilę jeszcze wpatrywała się w drzwi. Najwyraźniej Kolja był położony w hierarchii nieco wyżej niż sądziła.
Arothiss
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arothiss »

Arothiss obudził się z wyjątkowym bólem głowy. Wczorajszy wieczór nie był czymś zaskakującym, jednak zakończył cykl miesięcznego picia i koncertowania... Pomyślał: Dziwnie cicho jest w tej karczmie. Chochlik czuł, że musi zrobić coś innego, miał ochotę na przygodę. Wstał z łóżka i zszedł na niższe piętro Karczmy Pod Tańczącym Wielorybem. Promienie księżyca przebijały się już przez ciemne zasłony, widać było unoszący się w karczmie kurz (było już jasne, że jest noc). Barman zwrócił pytający wzrok na schodzącego ze schodów lunatyka (przynajmniej tak o nim pomyślał), zdziwił się, że ktoś o tej porze nie śpi.
-Barmanie, zdradź mi gdzie mogę znaleźć jakąś przygodę wymagającą prawdziwego heroizmu?
-Haha, skąd ty się urwałeś chochliczku, idź spać - odpowiedział, śmiejąc się wniebogłosy.
Chochlik wzbił się w powietrze i wyleciał z karczmy mamrocząc pod nosem: Taa, on mi raczej nie pomoże. Na dworze panował półmrok, na uliczce było niebywale cicho jak na tak duże miasto. Ruszył w stronę fontanny na której często grywał ballady. Ujrzał mężczyznę siedzącego na fontannie wyglądającego za czymś lub za kimś spod kaptura. Podleciał bliżej osobnika wyciągnął lutnię i zaczął grać, śpiewając: Szuuukasz bitwyy w świecie złaaa, za wysepką bitwaa twaaa... Następnie rozsiadł się obok faceta i rozpoczął balladę "O Żelaznym Wilku"...
Seiran
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seiran »

Jeśli kapłanka sądziła, że jej okazano tutaj brak szacunku, powinna postawić się na miejscu najemników. Natychmiast zrozumiałaby, że należy do tych bardziej uprzywilejowanych spośród wezwanych przez złodziei gości. Po nich bowiem nikt nie został wysłany i nikt nie zatroszczył się o to, aby otyły właściciel karczmy przyjął klientów z należytą troską.
Tym zresztą zajmował się Iliaha, kiedy pojawiła się Mearcair ze swoją świtą. Ponieważ Nissid miał tu wyraźnie większe znaczenie, karczmarz momentalnie porzucił dyskusję z rycerzem. Ten odsunął się dyskretnie, tak by nie podsłuchiwać niczyjej rozmowy. Można by pomyśleć, że będzie zły albo zechce pokazać kultystom, co sądzi o takim braku elementarnej kultury. Nie drgnął mu jednak nawet jeden mięsień. Spokonie stanął przy szynku i pomimo znoszonego płaszcza, wprawne oko dostrzegało w nim pewien majestat. Na chwilę spojrzenie jego zahaczyło o grupkę Mearcair, było jednak czyste i wolne od jakichkolwiek uprzedzeń.
Kiedy zaś Nissid wyszedł z karczmy, ten energicznym krokiem pospieszył za nim. Karczmarz popatrzył na to z pomieszaniem zaskoczenia i niedowierzania, jednak nie próbował zatrzymać jasnowłosego mężczyzny, zamiast tego zwyczajnie zajął się gośćmi.
- Czego chcesz? - zapytał wysłannik gildii, zatrzymując się kilka kroków od wejścia do karczmy.
Nie wyglądał teraz najsympatyczniej. Sam fakt, że musiał zajmować się kapłaneczką i jej ludźmi nie poprawiał mu humoru, teraz zaś wyraźnie wszelki plebs zaczął w nim szukać rozwiązania swoich problemów.
- Przybyliśmy na zaproszenie gildii - Iliaha, mimo wszystko, nie stracił ani trochę ze swoich nieskazitelnych manier - Oczekujemy, że teraz ktoś przedstawi nam dokładniej sytuację, z jaką tutaj się zetkniemy.
Złodziej zaklął pod nosem, a na jego twarz wypłynął złośliwy uśmiech. Raczej nie obchodziło go to, czego od niego "oczekiwano". W dodatku wyglądało na to, że mimo wszystko jest czymś zdenerwowany.
- Posłuchaj mnie więc, ale słuchaj uważnie - wycedził Nissid, spoglądając na niebo, a potem rozglądając się niemal nerwowo dookoła - W nosie mam to, co uważacie. Jesteście, to siądźcie na tyłkach i zaczekajcie, aż komuś będziecie do czegokolwiek potrzebni. Nikt nie będzie łaził za każdą jedną grupką najemników. Zbierze się was trochę, to przyjdzie ktoś i was, psiamać, oświeci.
Iliaha ledwo dostrzegalnie zwęził powieki, nie odpowiedział jednak niczego. Nie miał zwyczaju dyskutować z wulgarnymi i agresywnymi ludźmi. Tak po prawdzie, to w ogóle rzadko dyskutował z kimkolwiek, o ile nie było to w bezpośrednim interesie Seiran.
- Albo doczepcie się do kapłanki. Jutro ktoś ma przyjść jej wytłumaczyć sytuację, niech nie siedzi bezczynnie.
Po rzuceniu tych słów zwyczajnie odszedł. Iliaha nie próbował go już zatrzymywać, zamiast tego rozejrzał się za swoją panią.
Sama Seiran natomiast z pewnym zainteresowaniem przyglądała się chochlikowi, gdy ten zbliżał się do fontanny. Z oczywistych powodów nigdy nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi rasami, szczególnie zaś nie z tak różnymi od człowieka. Widziała jednak, że Iliaha jest w pobliżu, nie obawiała się więc praktycznie niczego. Ze znużeniem promieniującym z całej jej postawy oczekiwała na jakąś akcję ze strony malutkiego stworzenia.
A on zaczął grać.
Leciutki uśmiech pojawił się na jej twarzy, sama wyraźnie wsparła dłoń na lutni, która wystawała z jej toreb. Jako znawca Arothiss mógł stwierdzić, że instrument ten był naprawdę doskonale wykonany... Tak doskonale, że bardzo mało kto mógłby sobie na niego pozwolić. Powstrzymała się jednak od wszelkich komentarzy, dopóki chochlik nie skończył swej kolejnej ballady. Lubiła słuchać, jak ktoś grał. Niegdyś miała nawet własną grupę muzykantów...
- Wydobywasz ze swego instrumentu fascynujące dźwięki - zwróciła się do chochlika, rozparta łokciami o szeroko rozstawione kolana - To specjalna budowa instrumentu, czy kwestia odmiennej budowy dłoni?
W tym czasie Iliaha zbliżył się do nich, zatrzymując po drugiej stronie Seiran. Nie usiadł, zmierzył chochlika krótkim spojrzeniem i zajął się własnymi myślami.
Arothiss
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arothiss »

Chochlik przestał grać, schował lutnię pod pazuchę, zaczął chodzić w kółko i silnie gestykulując powiedział:
-To nie kwestia ułożenia rąk, tylko kwestia ułożenia umysłu, ale nie ma o czym mówić. Prawdziwy artysta nie zdradza swoich tajemnic.
Po chwili zmieniły się jego rysy twarzy, oczy zrobiły się bardziej ciekawskie, uszy nastawiły się w stronę Seiran, a Arothiss wyszeptał: Czego poszukuje tak zacny jegomość w skromnych progach Turmalii? Bard złożył ręce na biodrach i stał z pytającą miną.
Seiran
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seiran »

Rycerzynka spojrzała na Iliahę, który jak zwykle nie potrafił zachowywać się w stosunku do niej normalnie. Czegokolwiek by nie zrobiła, on i tak za bardzo zwracał na nich uwagę. I chociaż rozmawiali o tym wiele razy, choć tak samo wiele razy deklarował poprawę, zawsze ostatecznie kończyło się to tak, jak przed momentem właśnie.
- Przybyliśmy, gdyż słyszeliśmy o gnębiących Turmalię tajemniczych problemach. Ludzie giną, a tego nie wolno zostawić wyłącznie dlatego, że giną biedacy i złodzieje - westchnęła, opierając się rękami o betonowy murek wokół fontanny - I nie jestem nikim zacnym. Po prostu mój kuzyn źle się czuje przy nieznajomych...
Wstała powoli i obróciła się, by wziąć rzeczy. Przy okazji zauważyła, że w na dnie fontanny da się zauważyć kałużę wody. Wcześniej wydawało jej się, że było tu zupełnie sucho. Potrząsnęła głową. Mogło jej się zwyczajnie wydawać.
- Planujemy przenieść się do gospody i coś zjeść. Zechcesz nam towarzyszyć, czy pragniesz pozostać na zewnątrz...? - zapytała jeszcze kurtuazyjnie chochlika, najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzał jej jego wygląd.
I choć deklarowała bycie zwyczajnym najemnikiem, jej język nadal nosił ślady najwyższej kultury i obycia.
Arothiss
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arothiss »

Chochlik wykrzywił się w grymasie obrócił na piętach i poleciał na dach najbliższego budynku. Z daleka wszystko jest piękniejsze - pomyślał. Zamyślił się wyciągając lutnię, spojrzał na roziskrzony księżyc, który wydał mu się dzisiaj specjalny.
-Gdyby tak zmienić awers z rewersem, dzień z nocą, to musiałoby być ciekawe... - zaczął majaczyć sam do siebie.
Melodyczny dźwięk, który popłynął z jego zacnego instrumentu zalał cały dach budynku i zdobył aprobatę wśród miejscowego ptactwa. Gołębie zleciały się przed chochlika i słuchały jak gra...
Seiran
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Seiran »

Seiran poczuła się tym grymasem dotknięta. Jak by nie patrzeć, była dla istoty miła, nie powinien był się więc zachowywać w taki sposób. Ale może to ze względu na to, co powiedziała o swoim towarzyszu? Cóż, nie pozostało im w tej chwili nic innego, jak zebrać rzeczy i przenieść się do gospody, której światła przyzywały teraz nieco zmęczoną kobietę. Co do Iliahy, pewna nie była, ale wiedziała że na pewno by się nie poskarżył, nawet gdyby miał paść.
Weszli wreszcie do wypełnionego ciepłem i zapachami pomieszczenia, gdzie gwar rozmów mieszał się ze śmiechem i dźwiękiem glinianych naczyń przestawianych na wyszorowanych stołach. Seiran bardzo lubiła takie proste, naturalne zamieszanie, tak różne od wyrafinowanego opanowania goszczącego w salach jej pałacu. Uśmiechnęła się lekko do ludzi, ale Iliaha ujął ją delikatnie za przedramię i poprowadził za sobą do stolika. On był wyraźnie dużo bardziej czujny niż ona. Posadził ją przy jednym z nielicznych już wolnych stolików i sam zajął krzesło naprzeciwko, oczekując kogoś do obsługi. Rycerzynka rozejrzała się, na dłużej zatrzymując wzrok na jasnowłosej kobiecie siedzącej stolik dalej. Widziała uwielbienie w oczach ludzi, który znajdywali się przy niej, a wzrokiem pomieszczenie taksowali nie gorzej niż Iliaha, od małego wszak przyuczany do ochrony innych.
- Czego wam potrzeba? - niezbyt uprzejmym tonem zwróciła się do nich dość otyła dziewczyna, prawdopodobnie córka albo inna krewna gospodarza - Mamy gulasz, barani udziec, jajecznicę albo zupę. Powinny być jeszcze ciepłe.
Mimo wszystko, miała dość ładną twarz, ozdobioną siateczką piegów. Chyba była tego świadoma, bo czasami posyłała uśmiechy do tego czy innego. Seiran zauważyła, że dziewczyna przygląda jej się z zainteresowaniem. Odwróciła spojrzenie.
- Dwa razy gulasz i wino - zdecydował jej przyboczny, wysupłując z sakiewki monety - Później porozmawiamy z karczmarzem o zakwaterowaniu.
Dziewczyna porwała monety i zniknęła wśród innych stolików. Iliaha zaś przeniósł oczy na swoją towarzyszkę i mogła dostrzec, że jest rozbawiony.
- Och, przestań proszę. Wiesz, jak nie znoszę takich sytuacji.
Sługa uśmiechnął się leciutko kącikami ust i wydobył z wewnętrznej kieszeni złożony papier, na którym notowali zdobyte do tej pory informacje o sprawie. Plotki, pomówienia, wszelkie pogłoski, jakie tylko wpadły im w uszy. Większość zapewne okaże się nic nie warta, ale zawsze to jednak coś.

Tymczasem na zewnątrz, niedaleko miejsca gdzie znalazł się Arothiss, przemykali się cicho dwaj mężczyźni. Wydawali się nieco zdenerwowani i coś szeptali miedzy sobą od czasu do czasu. Czułe uszy chochlika wyraźnie wyłapały takie zwroty jak "tu giną najczęściej", "stary Harrius ostrzegał" i "ta dziwka Agesha na pewno wie".
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości