Turmalia[Nad Oceanem] Nowe przygody.

Malownicze miasto położone na środkowym wybrzeżu jadeitów. Słynące z ogromnego Białego Pałacu królowej i nietypowej architektury. W owym mieście budowle malowane są na kolory bardzo jasne, zazwyczaj białe i niebieskie. Wszelki wzory zdobnicze tutaj kojarzyć się mają z przepięknym oceanem. Rzecz jasna znajduje się tutaj ogromny port handlowy.
Victoria
Rasa:
Profesje:

Post autor: Victoria »

Soriela spojrzała po wszystkich zgromadzonych, w których obecności nie czuła się zbyt pewnie. Nie znała żadnego z nich, kobieta niby wdawała się przyjazna, handlarz... cóż jego Soriela zdecydowanie się bała, a elf... czuła się tak jakby traktował ją z góry. "Twoja rasa.." powiedział, jakby była zwierzęciem, może nie miał tego na myśli, ale Soriela tak się poczuła mimo to, tylko on łaskaw był powiedzieć jej co się wydarzyło.

Dziewczyna wstała powoli chwytając się palmy pod którą została przeniesiona. Niebo faktycznie zachmurzyło się i to w niespotykanie szybkim tempie. Co niezmiernie zdziwiło Sorielę, jeszcze nie widziała by pogoda zmieniła się tu tak niespodziewanie. Kobieta poprawiła suknie i włosy, z których wcześniej zdjęła jakaś morką szmatę. Nie miała pojęcia skąd ona się tam wzięła.

- Soriela Felmior z Serenaii, córka księcia Aldura IV - przedstawiła się jak nakazywała etykieta i ukłoniła delikatnie wszystkim zgromadzonym. Być może jej powitanie nie pasowało do obecnej sytuacji, Soriela jednak nie znała innego sposobu na przedstawienie się obcym osobą.

- Muszę odmówić Pani - jej głos był zupełnie inny niż wcześniej, jakby odzyskała pewność siebie i orientacje w tym co się działo - W posiadłości na pewno już na mnie czekają, nie było mnie zdecydowanie dużo dłużej niż przewidywałam. Z pewnością wiele osób w tej chwili niepokoi się o mnie, dlatego muszę wracać. Zapraszam jednak do siebie, na kolację, kucharz zapewne sprawił się znów znakomicie. Napoju i strawy na pewno nie zabraknie.

- Zacnych Panów również zapraszam, w końcu są moimi wybawicielami i muszę się im odwdzięczyć - dziewczyna przeszła ogromną przemianę, kiedy tylko odzyskała równowagę psychiczną i świadomość pewnych faktów z przestraszonej wiewiórki zmieniła się księżniczkę, która zaiste była.
Awatar użytkownika
Angie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśna Elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Angie »

        Angie przez chwilę rozważała pomysł przyjęcia zaproszenia, lecz szybko się rozmyśliła. Miała mnóstwo roboty w swoim mieszkaniu, w końcu jutro musi się z niego wynieść. Musi je dokładnie wysprzątać. Nie miała czasu na żadne głupoty... Myliła się, to nie żadne przeznaczenie, po prostu znalazła się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie. Żałowała, że tu przyszła... Z drugiej jednak strony nie poznałaby tego ślicznego elfa...
- Przykro mi, ale nie skorzystam z zaproszenia. Masę jedzenia mam u siebie w domu, poza tym ja też muszę wracać, mam masę "robótek ręcznych" aczkolwiek znajdę trochę dla was czasu. W takim razie rozdzielamy się? - zapytała dziewczyna.

        Angie nie wiedziała czy dobrze robi... W końcu nie codziennie poznawała nowych przyjaciół... Ich utrata w przyszłości może ją drogo kosztować... Z drugiej jednak strony oni mogą być jej utrapieniem do końca życia. Co robić?
"(...) Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim jak miejsce, w którym się jest."
Awatar użytkownika
Dolhard
Kroczący w Snach
Posty: 243
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dolhard »

Odebrał kompres za który robiło jego ubranie, po czym mocno wycisnął z resztek wody. Ubranie było pogniecione i mokre, jednak nie mógł narzekać, tylko to miał, przynajmniej dopóki nie wróci do jednej ze swoich grot. "Muszę zakupić nowe odzienie" - pomyślał, choć nienawidził tej czynności, wolał się poświęcić i kupić nowe rzeczy, niż chodzić w za małych o parę rozmiarów szatach jakie miał w legowiskach.Jego rozmiar trochę go dziwił, czego nie mówić o jego przodkach, wiedzieli jakie rozmiary wzbudzają strach.

Przemiana ze strachliwej zwierzyny w pełnej godności kobietę nieco go zdziwiła, zapomniał jacy to ludzie są nieprzewidywalni oraz zmienni. Przynajmniej mógł zacząć głębiej oddychać, Gdy okazało się, że jest księżniczką o mało nie padł na ziemię wybuchając śmiechem. Całe szczęście na zewnątrz wypłynął tylko mały uśmieszek. Jej przodkowie pewnie by zaczęli się przewracać w mogiłach, gdyby tylko zobaczyli jej wcześniejsze zachowanie.

- Z wdzięcznością przyjmuję zaproszenie, Pani - powiedział, mając do wyboru leśną chatkę czy zamek w innych okolicznościach zapewne wybrałby chatkę, jednak elfka swoim zachowaniem zraziła go. Od kotki w rui różniła się tylko brakiem mruczenia i ocierania się, choć nie był pewien czy i tego by nie robiła jeśli tylko zostałaby sama z Halandirem. Miał tylko nadzieję, że nie spotka żadnego króla czy kogoś kto będzie oczekiwał, że każdy klęka przed nim. Wiele mógł zrobić, jednak nie przełknie dumy tylko dla marnego człowieczka, którego życie to tylko mignięcie w porównaniu do jego wieku. Dla mądrego władcy wykrzesałby szacunek i zmusiłby się do pochylenia głowy, uklęknąć mógłby tylko przed Prasmokiem.

Z wyczekiwaniem spojrzał na elfa. Zastanawiał się jaką też opcję wybierze. Wydawał się być zainteresowany zalotami elfki, jednak urodą księżniczki wydawał się też być zainteresowanym. Choć z niechęcią musiał przyznać, że coś w tym było. Obie kobiety były piękne, ale nawet pod groźbą rozżarzonych węgli wrzucanych do gardła nie przyznałby tego głośno. To on już wybierał tortury.

Z jego brzucha wydobył się jednoznaczny sygnał, że w jego żołądku dawno nie widziano już żadnej strawy. Z przepraszającym us miechem spojrzał na niedawno poznanych towarzyszy. A na twarzy zagościł drapieżny uśmiech, bardziej pasujący do smoka, niż człowieka, nawet takiego wielkiego jak on. Poniewczasie przypomniał sobie, że miał udawać.
- Przykro mi z braku wychowania mojego żołądka, ale jest on nieco egoistyczny, nie wie, że brakiem kultury jest przerywać rozmowę - powiedział podmieniając uśmiech na ten pasujący do człowieka.
"Nie uwierzysz, jak głęboko oszustwo, podłość i skurwysyństwo zakorzenione są w naturze ludzkiej."
"Z rogacza kpić wesoło było, skończyło się wesele, gdy się samemu rogaczem zostało."
Awatar użytkownika
Halandir
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Halandir »

        "Księżniczka..." - mruknął w myślach, po czym zmarszczył czoło zastanawiając się nad jej pochodzeniem. Próbował w myślach zlokalizować miasto z którego pochodziła. Wprawdzie nie wywodził się z tych ziem, ale spędził tutaj - to jest w Środkowej Alarani - już sporo czasu, a zdobywanie wiedzy było jego pasją, więc po chwili pojawił się błysk zrozumienia. "Ach tak... To nad Morzem Cienia. Wydaje się, że nawet tam zawitałem dekadę... a może dwie temu. Zaraz, czyżbym ją już wcześniej widział? Halandir przyjrzał się uważnie kobiecie, lecz po chwili potrząsnął głową. "Nie, nie wydaje mi się. Gdybym ją wcześniej spotkał, z pewnością zapamiętałbym tą twarz. Zbytnio wyróżnia się z tłumu. Z drugiej strony imię księcia..."

        Z zamyślenia wyrwały go słowa elfki. Przez krótką chwilę zastanawiał się jakiejże to propozycji składa odmowę. Dopiero po chwili dotarło do niego, że oprócz przedstawienia się księżniczka Soriela zaprosiła ich do swojej rezydencji. No tak, to było zrozumiałe, że księżniczka nie będzie sama podróżować do mieszkań obcych osób, przecież w końcu tego ją nauczyli. Oprócz niewątpliwych przywilejów jakimi cieszyli się osoby z królewskich linii, groziło im także ciągłe niebezpieczeństwo. Dlaczego jednak elfka nie chciała skorzystać z jej propozycji, skoro dopiero co zapraszała ich wszystkich do siebie? Czuła się urażona odmową? Halandir westchnął. Elfy zamieszkujące lasy Środkowej Alaranii, wiele się zmieniły odkąd opuściły swoją zniszczoną ojczyznę. Zapewne przez ciągłe kontakty z wciąż zadufanymi w sobie ludźmi.

        Elf spojrzał na smoka. Co też on postanowi w takiej sytuacji? Po chwili okazało się, że zdecydowany jest skorzystać z propozycji księżniczki. Poczuł ukłucie żalu. Z jednej strony potężny smok i piękna kobieta, z drugiej strony zjawiskowa elfka. Halandir miał wielką ochotę, by mimo wszystko udać się do jej chatki, by móc podziwiać jej piękno, z drugiej jednak strony doskonale wiedział, że drugiej okazji na bliższe poznanie smoka nie będzie miał zbyt prędko. No i Soriela również była piękna, choć na swój ludzki sposób. Po chwili Halandir zdał sobie sprawę, że wszyscy wpatrują się w niego czekając na jego odpowiedź. Uśmiechnął się przepraszająco.

- Z chęcią skorzystam z Jaśniepani jakże szczodrej propozycji. - rzekł uprzejmie. Wprawdzie nie czuł aby Soriela zasługiwała tylko przez urodzenie się w królewskim rodzie na jakieś szczególne tytułowanie, ale z doświadczenia wiedział, iż niektórzy ludzie są na tym punkcie szczególnie uczuleni i gdyby przypadkiem Soriela należała do ich grona, nie należało jej odrazu zrażać do siebie. - Cóż... - zwrócił się do Angie - wygląda na to, że przychodzi nam się rozstać. Żywię nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się spotkają. Tymczasem niech Prasmok czuwa nad Tobą.
Victoria
Rasa:
Profesje:

Post autor: Victoria »

Soriela skłoniła się delikatnie po raz drugi, przed mężczyznami, dziękując za przyjęcie zaproszenia. Jej spojrzenie na krótko padło na młodą elfkę, uważała, że sposób w jaki odmówiła jej zaproszenie był bardzo niegrzeczny. Gdyby powiedziała w ten sposób do kogoś innego z jej rodu z pewnością spotkałyby się z wielką pogardą. "Masę jedzenia mam u siebie w domu" te słowa zdecydowanie były zbędne i z pewnością koś inny uznałby to z obrazę. Na szczęście, Soriela była nieco inna, również uważała taki sposób odmowy za nieodpowiedni, ale nie zamierzała pouczać, czy komentować słów elfki.

- Miło było Cię poznać, o Pani - powiedziała grzecznie, z pogodnym uśmiechem w stronę Angie. Nie zamierzała być nie uprzejma, skoro elfka wolała jedynie swoje towarzystwo należało jej jedynie podziękować i odejść.

- A Panów pono... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy do uszu wszystkich dobiegł jakiś obcy głos.

- Księżniczko! Księżniczko! - krzyczał mały chłopiec biegnący w stronę zgromadzonych.
- Księżniczko - powtórzył dobiegając do Sorieli. Zdyszany zatrzymał się tuż przed nią, ukłonił szybko i zaczął mówić:
- Mama mnie przysłała, mówiła, że na pewno księżniczka jest na plaży. I..yy... i... mówiła też coś... - zamyślił się, a jego usta zaczęły przebierać dziwne, dość zabawne kształty - że ma się ma się na burzę i że księżniczka powinna już wracać, bo kolacja czeka.

Soriela widząc chłopca uśmiechnęła się szczerze. Łobuz miał około 10 lat, jego głowę zdobiła czupryna z jasnych loków, z błękitnych oczu sypały się iskry, jego policzki były rumiane, a mały nosek zdobiły złote piegi. Chłopiec ubrany był dość skromnie w zwykłe, proste sandały, lniane spodnie i luźną, białą tunikę.
- Oj Arturze - Soriela przykucnęła przy chłopcu i delikatnie chwyciła go za ramiona - nie musisz tak krzyczeć - jej usta przez cały czas zdobił piękny, promienny uśmiech, najwyraźniej obecność chłopca działała na nią zbawiennie.
- Dziękuje, że po mnie przyszedłeś. To są moim nowi przyjaciele. Proszę, biegnij do posiadłości i powiedz mamie, że będą dziś moimi gośćmi.
- Dobrze! - wykrzyknął wesoło łobuziak.
- Hej, hej, a co ja mówiłam?
- Żee.... nie mam krzyczeć?
- Tak - zachichotała Soriela i ucałowała chłopca, ten tylko podskoczył, odwrócił się i pobiegł w stronę, z której przybył. Soriela wstała powoli i odwróciła się do mężczyzn.

- Tak, więc Panowie, zapraszam - rzekła i ruszyła w stronę alejki, po której obu stronach rosły niskie palmy. Okolica była piękna, wysokie białe domy, zdobne w przepiękne, duże okna, aleje palmowe, małe ogrody przed domami, egzotyczne kwiaty i bluszcze obrastające ściany domów i pergole. Jedynym co psuło ten piękny widok była pogoda. Nad miastem zebrały się już ciemnogranatowe chmury, ocean zaczął być wzburzony, zerwał się silny wiatr. Soriela przyspieszyła kroku, do posiadłości był jednak kawałek drogi.

- Artur - przerwała milczenie kobieta - ten mały chłopiec - Artur. To syn jednej z moich pokojówek. Mieszkają w małym domku na terenie posiadłości, który kiedyś należał do ogrodnika i jego rodziny. Kiedy tu przybyłam Artur pomagał moim stajennym, wieczne był brudny i rozczochrany, jego matka mieszkała wtedy w ubogiej dzielnicy, a chłopiec głównie przebywał na ulicy. Nie ma ojca, zginął na morzu, był rybakiem, dlatego wraz z matka musieli przeprowadzić się z domku przy plaży, w głąb miasta. Poznałam Artura przypadkiem, kiedy bawił się w ogrodzie. Jak to mały chłopiec, jednym tchem opowiedział mi całe swoje życie - księżniczka uśmiechnęła się na myśl, o piegowatej buzi Artura - Teraz Artur chodzi do szkoły i na lekcje jeździectwa, a jego matka pracuje u mnie. Chociaż on wprowadza radość i życie do tego pustego domu - dodała.

W końcu dotarli do miniaturowego pałacu. Posiadłość, w której mieszkała Soriela, była na prawdę duża. Dom był wysoki na około 3 piętra, a strzeliste wieżyczki sięgały jeszcze wyżej. Miał duże okna, a frontowe ściany porastał egzotyczny bluszcz, którego kwiaty miały kolor fioletu i obsypywały teraz mury posiadłości. Do wejścia prowadziła natomiast aleja z drzew pomarańczy.
Awatar użytkownika
Dolhard
Kroczący w Snach
Posty: 243
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dolhard »

Kiwnął głową na pożegnanie elfce. Chociaż nie pochwalał jej zachowania, to nie dawało mu pozwolenia, aby zapomnieć o kulturze i nie pożegnać się.

I w tej samej chwili 0rzeklął swoje szczęście. Jak nie smród strachu atakujący jego wyczulone nozdrza, tak teraz wibrujący krzyk niszczył jego receptory słuchu. Najchętniej spopieliłby źródło tego irytującego dźwięku. Dopóki, nie zobaczył, że tym źródłem jest mały chłopiec, który z pewnością miał sprawę do niedawno poznanej przez niego księżniczki. Dobra, dalej chętnie by go spopielił, ale wcześniej zastanowiłby się. W końcu ludzkie dzieci są często chaotyczne i głośne. Uśmiechnął się drapieżnie do chłopca, na co on w ogóle nie zwrócił uwagi. Zawsze zazdrościł ludziom ich cudownej ignorancji. A ten dzieciak był tego świetnym przykładem, nic nie robił sobie z niego. Tak jakby był małym, zielonym i bezbronnym gnomem, a nie dwumetrowym mężczyzną. Już polubił tego Artura.

Bez słowa ruszył za księżniczką w pewnej odległości. Obecność takiego nieznajomego graba jakim był za plecami, nie była czymś komfortowym. Nie zwracał uwagi na otoczenie, czy na to co księżniczka do nich mówiła. On też przyswoił sobie pewną dozę ignorancji, z czego był niezmiernie zadowolony, nawet jeśli nie było to coś dobrego i mogło sprowadzić na niego kłopoty. Tak stary smok, musi czasem się rozerwać, aby całkiem nie zdziadzieć.

W końcu dotarli do pałacyku. Nawet on nie zdołał skupić uwagi Dolharda. Ani jego wysokość, ani strzeliste wieżyczki nie zachwyciły go. Choć musiał przyznać, że alejka z drzew pomarańczy bardzo mu się spodobała. Może dlatego, że od zawsze lubił wszelakie cytrusy.

- Piękny pałac - powiedział udając zachwyt, brak zachwytu mógł nie spodobać się kobiecie, a on szczerze powiedziawszy miał wielką ochotę wypchać żołądek królewskim jedzeniem. Jeśli ktoś powiedział, że głodnego smoka nie obchodzi tylko żarcie. Dolhard mógł tylko powiedzieć, że taki ktoś nie spotkał jeszcze głodnego smoka.
- Pani czy mój strój nie jest zbyt nieodpowiedni, aby zasiąść do stołu ? Chętnie mogę zjeść ze służbą - powiedział, wiedział, że jak się dorwie do jedzenia jego maniery i kultura osobista znikną. Królewska rodzina na pewno nie doceni jego apetytu.
"Nie uwierzysz, jak głęboko oszustwo, podłość i skurwysyństwo zakorzenione są w naturze ludzkiej."
"Z rogacza kpić wesoło było, skończyło się wesele, gdy się samemu rogaczem zostało."
Awatar użytkownika
Halandir
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Halandir »

        Halandir przytakiwał uprzejmie podczas gdy Soriela zabawiała ich pogawędką na temat chłopca w drodze do jej posiadłości, lecz jego umysł zajmował się zupełnie czym innym. Zastanawiał się mianowicie nad tym co sprowadzało tutaj tak potężnego smoka. W dodatku coś nieuchwytnego w jego zachowaniu podpowiadało mu, iż on sam nie bardzo wie po co tu się znalazł, a to wywoływało u elfa lekki dreszcz niepokoju - a trzeba przyznać, że Halandir nie należał do osób strachliwych. Jednak myśl, iż coś mogło rzucić tutaj tak potężną istotę nie do końca zgodnie z jego wolą wywoływało w nim słuszny niepokój. Po chwili jednak elf potrząsnął głową odganiając te myśli. Zapewnie odnosił złe wrażenie: smok w końcu mógł być świetnym aktorem, który skrzętnie skrywał swoje motywy. Pozatym mogła go zwodzić mowa ciała istoty nie będącej przecież w swej naturalnej postaci. To co brał za lekkie zagubienie, mogło być w rzeczywistości smoczym rozdrażnieniem.

        Dotarli do celu. Elf przytakną na uwagę Dolharda o wyglądzie posiadłości - bardziej z grzeczności niźli szczerego zachwytu - po czym zachmurzył się na jego kolejne słowa o nieodpowiedniości stroju jaki smok miał na sobie. Odruchowo spojrzał po sobie. Przecież przybysz miał na sobie idealną kopię jego ubrania, a elfowi nie przychodziło do głowy co niestosownego mogłoby być w jego stroju. Ot proste i wygodne szaty, idealne na dalekie podróże i zmieniającą się pogodę. Właściwie to przy odrobinie wysiłku mógłby je nieco zmienić, ale nie uważał tego za konieczne. Z wyrzutem spojrzał w stronę mężczyzny i już miał coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili się pohamował. Bądź co bądź miał do czynienia ze smokiem, którego aura wręcz przytłaczała go z tak bliskiej odległości. Czekał więc, aż Soriela wprowadzi ich do jadalni.
Victoria
Rasa:
Profesje:

Post autor: Victoria »

Weszli do jadalni, gdzie czekała już na nich służba mająca zaraz podawać kolację. Na długim stole, w sporej wielkości pokoju stały już przygotowane trzy nakrycia. Soriela powitała służbę skinieniem głowy, nie była przyzwyczajona do traktowania ludzi jak powietrze, z resztą lubiła rozmawiać z pracownikami posiadłości, oni znali miasto i dom, byli jakby jej przyjaciółmi, w pewnym sensie, ponieważ nie znała tu nikogo innego.

- Ależ przesadzasz Panie - rzekła - Twoje ubranie jest jak najbardziej odpowiednie do kolacji. Nikomu nie będzie ono przeszkadzać, a już na pewno nie mnie. Zakładam, że Panu również?- zwróciła się do elfa z uśmiechem, wiedząc przecież, że ich ubrania są identyczne.

- Proszę, siadajcie - dodała, po czym sama usiadła, jako gospodyni w gorze stołu, pozwalając by służący odsunął jej krzesło.

- Tak więc Panowie, może powicie mi co was sprowadza do Turmalii?
Awatar użytkownika
Angie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśna Elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Angie »

Angie patrzyła za oddalającym się elfem. Tylko na nim jej zależało. Może, jeszcze spotkają się razem we czwórkę? Taką, dziewczyna miała nadzieję. Na odchodnym krzyknęła w ich kierunku:
- Moja chatka leży po drugiej stronie plaży, na wschód, na pewno traficie. Wpadnijcie jeśli będziecie mieć czas...
Odwróciła się i powolnym krokiem ruszyła w stronę swego zacisza...

Ciąg dalszy
"(...) Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim jak miejsce, w którym się jest."
Awatar użytkownika
Dolhard
Kroczący w Snach
Posty: 243
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dolhard »

Zapomniał, że jego ubranie jest idealną kopią przyodzienia elfa. Jednak jego tunika po użyciu jej jako mokrego kompresu, była wygnieciona i do tego pił w swoich słowach. Mimo to rzucił elfowi przepraszające spojrzenie.

- Co mknie sprowadza do Turmalii ? Pani, uwierzyłabyś mnie, gdybym powiedział, że kilka martwych smoków zabrało mnie na pogawędkę, a po niej odstawiło właśnie tutaj ? - powiedział z radosnym uśmiechem, przez który człowiek mógł pomyśleć, że to dziwny żart. Wątpił, aby szczerzenie zębów zwiodło przedstawiciela długowiecznej rasy, jaką były elfy. Z resztą prawdą było, że elfy bardzo ciężko okłamać. Dolhard nie wiedział dlaczego wszyscy zaczęli w to wierzyć. Jednak podejrzewał, że to nie z powodu jakiś przymiotów rasowych, tylko mądrości zdobywanych przez długie życie taka wieści okrążyła świat. Jego teorię popierał fakt o kilku młodych elfach, rządnych przygód, którzy wyruszyli w świat i zaufali nieodpowiednim istotą. Po czym najczęściej kończyli jako pokarm dla ryb z uchwytem sztyletu wystającym z pleców. Nie zdarzało się to często, gdyż elfy były raczej homogeniczną społecznością, której marzenia o zdobytej chwale raczej nie pociągają, tak jak ludzi. Sam cieszył się z tego faktu, elfy dzielił dużo większą sympatią niż ludzi. Może było to determinowane tym, że i one musiały nauczyć się żyć bardzo długo. A niekiedy zdobyte rany poważnie to utrudniały.

- Obecnie próbuję znaleźć kilka odpowiedzi dotyczących mojego przyszłego życia. Z niezrozumiałych przyczyn zostałem obarczony stanowiskiem, którego nie chciałem obejmować. Obecnie żywię nadzieje, że uda mi się dociec kto jest za to odpowiedzialny i odpowiednio mu za to podziękować - dodał uważnie dobierając słowa, które jednocześnie były najbliższe prawdzie, a które nie zdemaskowałyby go. W końcu mało ludzi odchodzi ze swoich domów, aby znaleźć sens życia ? Jednak uśmiech pokazujący wszystkie zęby był niewątpliwie cechą rozpoznawczą smoków, o czym zapomniał. "Z resztą kto uwierzyłby w to ? Z tymi krowimi zębami, prędzej pomyśli, że jestem roślinożercą niż, wielkim jak jej pałac smokiem" - pomyślał, a przynajmniej miał nadzieję, że tak będzie.
"Nie uwierzysz, jak głęboko oszustwo, podłość i skurwysyństwo zakorzenione są w naturze ludzkiej."
"Z rogacza kpić wesoło było, skończyło się wesele, gdy się samemu rogaczem zostało."
Awatar użytkownika
Halandir
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Halandir »

        Halandir drgnął na słowa Dolharda, lecz szybko ukrył zdziwienie. Oczywiście uwierzył w wydawałoby się jego lekkie stwierdzenie o przyczynach pobyty tutaj. Bądź co bądź sam przyznał się do tego, że jest smokiem, a aura tylko to potwierdzała. Elf zaczął gorączkowo się zastanawiać co dokładnie miał na myśli. "Martwe smoki? Drakolicze? Czy też może duchy smoków?" - nie potrafił rozstrzygnąć. Lecz im dłużej przebywał w towarzystwie tego konkretnego przedstawiciela gadziego gatunku, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że przyniesie mu on jeszcze wiele niespodzianek.

        Halandir uśmiechnął się bo oto przyszła jego kolej do przedstawienia powodów swojej wizyty tutaj.
- Ja podróżuję po świecie próbując się dowiedzieć czegoś o nim i o jego przeszłości. Bądź co bądź jestem jeszcze dość młodym - rzecz jasna jak nasze standardy - elfem i moje wiedza jest dość niewielka. Żeby ją powiększyć wyruszyłem więc z domu, by zobaczyć niektóre z opowieści moich przodków na oczy. Ostatnimi czasy me kroki zawiodły tutaj. Moi współbracia rzadko zapuszczają się tak daleko, więc może po powrocie do domu, będę mógł opowiedzieć im coś nowego? - elf zamyślił się na chwilę. - Ahh... tak. Nie wywodzę się z Szepczącego Lasu, lecz z dalekiego wschodu. Zza ziemi, która była kolebką naszej rasy. Z wysokich gór. Hmm... niektórzy z ludzkich mędrców mówią na nas Górskie Elfy. Być może słyszałaś Pani o nas? - zapytał z zaciekawieniem.
Awatar użytkownika
Dolhard
Kroczący w Snach
Posty: 243
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dolhard »

Nie wiadomo dlaczego poczuł nagłe znużenie tym wszystkim. Poczuł niechęć do tego całego miejsca, a każda część jego ciała ponaglała go, aby wstał i jak najszybciej opuścił to miejsce. Już dawno przestał spełniać każdą swoją impulsywną zachciankę, jeśli miał okazję próbował odkryć przyczyny.
Jednak tym razem nie było żadnych logicznych czy racjonalnych przyczyn, po prostu czuł, że musi się stąd wydostać. Nie było się nad czym dalej zastanawiać.
Wstał energicznie i obrzucił swoich rozmówców przelotnym spojrzeniem. Robiąc to łamał kilka zasad etykiety, ale w obecnej chwili niewiele sobie z nich robił.
- Przepraszam... Księżniczko - powiedział robiąc zbyt długą przed jej tytułem, aby uznać to za pomyłkę. Wyrażał przez to, brak szacunku do zajmowanej przez nią pozycji.
- Jednak przypomniałem sobie, że muszę gdzieś się niezwłocznie udać, gdyby pozostawić tą sprawę nierozwiązaną, ściągnęłaby mi na głowę niemiłe konsekwencje - powiedział tylko, po czym odwrócił się i zaczął iść przyśpieszonym krokiem w kierunku drzwi wyjściowych. A gdy tylko zniknął z oczu swoim dotychczasowym towarzyszom zaczął biec i tak w biegu wypadł na dziedziniec. Nie zatrzymując się odbiegł na tyle, aby jego smocza postać nie narobiła szkód.
W następnej chwili wyskoczył w górę przemieniając się w swoją smoczą postać. Jego złote łuski odbijały promienie słońca, a ogromne skrzydła biły powietrze wzbudzając do życia podmuchy wiatru.
Jednak jego krwistoczerwone oczy były wpatrzone w błękit nieba na którym królował.
"Nie uwierzysz, jak głęboko oszustwo, podłość i skurwysyństwo zakorzenione są w naturze ludzkiej."
"Z rogacza kpić wesoło było, skończyło się wesele, gdy się samemu rogaczem zostało."
Zablokowany

Wróć do „Turmalia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości